Zanik zasilania na dużej wysokości
Nasz Dziennik, 2011-02-14
Z
amrożenie
pamięci układu FMS (system zarządzania lotem), będące wynikiem
utraty zasilania, nastąpiło na wysokości 15 m względem poziomu
pasa startowego, na sekundę przed zderzeniem z ziemią. Tak wynika z
raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego,
dotyczącego katastrofy polskiego Tu-154M. Problem w tym, że z
zamieszczonych w raporcie wykresów FDR można odczytać, że samolot
znajdował się w tym czasie ok. 60 m nad ziemią. Na takiej
wysokości utrata zasilania nie mogła być więc spowodowana kolizją
z drzewami. Co więcej, analiza rosyjskich danych wskazuje, że
maszyna w ostatniej sekundzie lotu gwałtownie spadała, w zasadzie
nurkowała, z dużej wysokości.
Przeprowadzając
analizę urządzeń pokładowych Tu-154M, Międzypaństwowy Komitet
Lotniczy (MAK) ustalił, że w samolocie o numerze bocznym 101
zamontowano dwa jednakowe układy FMS (system zarządzania lotem),
składające się z urządzenia wprowadzania danych (CDU),
zamontowanego w kabinie pilotów, komputera nawigacyjnego (NCU) i
bloków wspomagających. Jak zaznaczono, NCU składa się z kilku
paneli komputerowych, łącznie z panelem procesora centralnego
(CPU). Pamięć RAM CPU zasilana jest z baterii i przy utracie
zasilania zewnętrznego zawartość pamięci jest "zamrażana".
W ten sposób rejestrowane są wartości dużej liczby parametrów,
które zachowują się przy istnieniu zasilania z wbudowanej baterii
i następnie mogą być odtworzone - czytamy w rosyjskim dokumencie.
Po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r. eksperci zdołali odczytać dane
tylko z jednego NCU, zamontowanego na "pozycji numer 2",
czyli na stanowisku drugiego pilota. NCU pierwszego pilota został
silnie zniszczony i odczyt jego danych był niemożliwy. Jednak
korzystając z faktu, że oba systemy wymieniają się informacjami,
na podstawie analizy danych z jednego systemu stwierdzono, że oba
FMS w locie były włączone i pracowały poprawnie. Jak zaznaczył
MAK, "zanik zasilania FMS (zamrożenie pamięci) nastąpił o
10:41:05, na wysokości barometrycznej skorygowanej do poziomu
lotniska na wysokości około 15 m, prędkości podróżnej 145
węzłów (~270 km/h), w punkcie o współrzędnych 54°49,483'
szerokości północnej, i 032°161' długości wschodniej".
Dane
te nie budziłyby wątpliwości, gdyby nie fakt, że w innym miejscu
raportu MAK znajdują się informacje, że w chwili pierwszego
zderzenia z drzewem samolot znajdował się ok. 15 m poniżej progu
WPP 26, zderzenie z feralną brzozą miało miejsce ok. 5 m poniżej
progu pasa (o godz. 10.41.00), podobnie jak sam upadek samolotu (o
10.41.06). Z kolei z rosyjskiej transkrypcji zapisów rozmów w
kokpicie można odczytać, że ostatni zapis na czarnej skrzynce
nastąpił o godzinie 10.41.05,4.
Co można odczytać,
nakładając na siebie dane z tych trzech siatek?
Otóż, według
raportu MAK "zamrożenie pamięci" FMS nastąpiło w
chwili, gdy samolot znajdował się 15 m powyżej poziomu pasa
startowego, i było to na sekundę przed zderzeniem z ziemią lub
nawet w tym samym czasie. Raport w tej kwestii zawiera dwie
rozbieżne, sprzeczne ze sobą informacje. Wiemy również, że
podejście na lotnisko Siewiernyj z kursem 259 stopni, jakie
wykonywał 10 kwietnia 2010 r. Tu-154M, odbywa się nad terenem
znajdującym się poniżej poziomu pasa startowego lotniska. MAK
ustalił ponadto, że miejsce zderzenia samolotu z ziemią położone
było ok. 5 m poniżej poziomu pasa startowego. Jak widać,
informacje te wprowadzają spory zamęt do wersji wydarzeń przyjętej
przez Rosjan, bo samolot musiałby w ciągu niespełna jednej sekundy
spaść z wysokości ok. 20 m lub rozpaść się przed zderzeniem z
ziemią. Nie da się bowiem tych nieścisłości wytłumaczyć
ukształtowaniem terenu. W takim przypadku lotnisko musiałoby
znajdować się w niecce.
Wątpliwości nie rozwiewa także
analiza wykresów sporządzonych w oparciu o zrzut danych ze skrzynki
FDR (Flight Data Recorder), zamieszczonych w raporcie MAK (rysunek 46
na stronie 176). Co więcej, można z nich odczytać, że w chwili,
gdy samolot znajduje się na sugerowanej wysokości ok. 15 m powyżej
poziomu pasa startowego, nawigator odczytuje (wg MAK z
radiowysokościomierza) wysokość 60 m - oznacza to, że w tej
chwili samolot znajdował się 60 m nad ziemią.
Z jakiego
powodu nastąpił zanik zasilania w FMS na tak dużej wysokości? Z
pewnością nie mogło być to spowodowane kolizją z drzewami, bo
aby stanowiły one zagrożenie dla tupolewa, musiałyby mieć
znacznie więcej niż 60 metrów. - Dane zamieszczone przez MAK w
raporcie są niezrozumiałe i niespójne. Jeśli rzeczywiście
zasilanie FMS zostało odcięte na wysokości 15 m względem poziomu
pasa, to biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, niemożliwe jest,
by nastąpiło ono na skutek kolizji z drzewami i związanego z nią
uszkodzenia samolotu. W takiej sytuacji należałoby raczej rozważać
awarię turbiny i generatora - ocenił w rozmowie z "Naszym
Dziennikiem" doświadczony pilot wojskowy w stopniu majora.
Wątpliwości budzi też to, w jaki sposób samolot w ciągu
niespełna sekundy spadł z poziomu 15 m powyżej pasa na ziemię w
miejsce położone ok. 5 m poniżej pasa. - Rzeczywiście, jasno
widać, że mamy tu do czynienia z różnicą 20 metrów. Nie wierzę,
że w ciągu 1 sekundy wysokość samolotu aż tak mogła się
zmienić. Mielibyśmy do czynienia z nurkowaniem. Wygląda więc na
to, że MAK w swej analizie popełnił istotny błąd - zauważył
Ignacy Goliński, były członek Państwowej Komisji Badania Wypadków
Lotniczych. W ocenie naszych rozmówców, patrząc na obecny stan
wiedzy na temat przebiegu katastrofy, można by przyjąć, że
prawdopodobnie eksperci MAK w swoich rozważaniach, określając
wysokość, na jakiej pamięć FMS uległa zamrożeniu, zgubili znak
"minus". Jednak i to nie tłumaczy wszystkiego, bo z
ustaleń MAK wynika, że samolot, znajdując się 15 m poniżej progu
pasa, dopiero zahaczał o pierwsze drzewa, które nie wyrządziły mu
żadnych szkód, i było to ok. 10 s przed upadkiem na ziemię. Zatem
które z danych w rosyjskim raporcie są prawdziwe?
Jak uznali
nasi rozmówcy, takie nieścisłości w kontekście próby odpowiedzi
na pytania o przebieg ostatnich chwil lotu Tu-154M są bardzo
poważnym uchybieniem i z pewnością nie powinny znaleźć się w
materiale pretendującym do rangi oficjalnego i międzynarodowego
dokumentu. Ustaleń MAK w tym zakresie w swoich "Uwagach"
nie zakwestionowała strona polska. Ale, jak ustalił "Nasz
Dziennik", problem ma zostać poddany analizie w polskim
raporcie końcowym.
Marcin Austyn