Pewnego dnia, gdy
Skawiński zszedł z latarni po swój zapas żywności,
zauważył, że obok posiłku leży jakaś paczka zaadresowana do
niego. Na widok książki, którą wydostał z pakunku, ręce zaczęły
mu drżeć.
Starzec zakrył oczy z niedowierzaniem. Przed nim
leżała polska książka. Bał się, że to tylko piękny sen. Nie
wiedział, skąd wzięło się ojczyste dzieło. Posiedział chwilę
z zamkniętymi oczami, po czym z biciem serca wyciągną rękę po
zawartość paczki. Ku zdziwieniu latarnika przedmiot znajdował się
na swoim miejscu. Spojrzał na pierwszą stronę, gdzie widniał
tytuł i nazwisko autora, które nie było mu obce. Miał wrażenie,
że dzieje się coś bardzo uroczystego i wyjątkowego. Zaczął
czytać pierwsze wersy „Pana Tadeusza”. Po zapoznaniu się z nimi
poczuł ściśnięcie w gardle. Odczekał chwilę i ponownie zaczął
wymawiać kolejne strofy wiersza.
W tym momencie Skawiński nie
wytrzymał. Z płaczem rzucił się na piasek. Powodem wzruszenia
było ujrzenie po wielu latach języka polskiego, którym przez długi
czas się nie posługiwał. Poczuł nieograniczoną miłość do
ojczyzny. W końcu przestał szlochać, a na jego twarzy pojawił się
spokój i rozpromienienie. Nakarmił ptaki i znowu wziął książkę
do ręki. Przeczytał kawałek, a potem oparł się o skałę i
przymknął na chwilę oczy, a wspomniana w dziele Adama Mickiewicza
„Ta, co Jasnej broni Częstochowy”, przeniosła go w rodzinne
strony, w których dawno nie był. Po krótkim czasie zasnął.
Właśnie widział ukochaną ojczyznę i wioskę, w której się
wychował.
Po jakimś czasie Polaka obudził głos Johnsa. Od
niego dowiedział się, że przez sen zapomniał o wypełnieniu
obowiązku. Przez Skawińskiego rozbiła się łódź, ale na
szczęście nikomu nic się nie stało. Niestety, starzec musiał
opuścić latarnię i ponownie udać się w drogę.