Anna Fotyga: Obudź się, Polsko!
Margotte, pt., 14/01/2011 - 16:16
"To lęk i bezsilność sprowadzają na nas niebezpieczeństwo. Od kilku dni jesteśmy poddawani takiej zbiorowej terapii lęku i upokorzenia. Pani Tatiana Anodina w asyście elokwentnego partnera pułkownika Edmunda Klicha - pana Aleksieja Morozowa, z kamienną twarzą ogłosiła światu informację techniczną (nie swoją, broń Boże, tylko ekspertów) o alkoholu we krwi polskiego generała i naciskach ze strony „najważniejszego pasażera”, którzy statkiem powietrznym zagranicznego przewoźnika wybrali się w jednokrotny międzynarodowy lot do Smoleńska. Informacje były techniczne, w dodatku nie poparte żadnymi materialnymi faktami. Zgodnie z dogodną Konwencją Chicagowską MAK nie przesądzał o winie. Zrobiły to za niego zagraniczne media, nieco tylko poddane wpływom kolegów męża pani generałowej. „Prezydent Lech Kaczyński i pijany generał Błasik doprowadzili do katastrofy TU-154M”. Rozdzwoniły się agencyjne, telefony, depesza za depeszą potwierdzały ze stuprocentową pewnością: „Bild”, „Corriere della Serra”, FAZ, „El Pais”... Tak wyreżyserowanego przedstawienia nie widziałam w najlepszych teatrach świata. Tej skali kampanię dezinformacyjną, szkalującą Polskę wdrożono ostatnio 10 kwietnia 2010 r.
I tylko w kraju cisza. Lekarze (ci, co nie zginęli w Smoleńsku) bezszelestnie przemykają korytarzmi Belwederu, serwując ożywcze mikstury niedomagającemu prezydentowi. A biały puch włoskich Dolomitów zaciera ślad nart premiera. Wieczorem kompetentny głos samego ministra Millera ogłasza, że „Polska nie polemizuje z tezami raportu MAK”. Uważamy tylko, że nie jest pełny, zbyt jednostronny. Jaki to dyplomatyczny język, jaki wyważony. Skąd więc bierze się to poczucie upokorzenia? Chwilę póżniej ulga: premier przerywa urlop, media donoszą, że minister Graś leci po niego embraerem w Dolomity. Dobrze, że embraerem, przyswoiliśmy już lekcję smoleńską. Potrafimy chronić to, co najcenniejsze. W tym samym czasie na Kremlu pracują już najtęższe umysły. Świeże wydanie „Dziennika Gazety Prawnej” niesie nam głos ideologa Morozowa: „Kaczyński naciskał”, pierwsza strona Wyborczej budzi zachwyt jej miłośników. Kondominium, jak wiadomo, jest imaginacją oszołoma. Człowiek kulturalny temu się nie poddaje.
Poranną informację PAP, że premier jest już w Warszawie, przyjęłam z oddechem ulgi. Na pewno powie, jak w grudniu, że raport jest nie do przyjęcia. Niezależnie od mojego stosunku do niego, byłby to okruch normalności. Zanim to nastąpiło, z zawodową czujnością zasiadłam w fotelu, aby z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia wysłuchać wzmacniającej grozę, niezwykle niedyplomatycznej, serwowanej z odcieniem groźby, wypowiedzi Siergieja Ławrowa, ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej. Wreszcie o godz.15.00, po 29 godzinach bezkarnego obrażania Polski - głos jej premiera. Nie odrzucił raportu, nie powiedział, jak w grudniu, że jest nie do przyjęcia. Mówił o szczęśliwym wyborze Konwencji Chicagowskiej jako podstawy prawnej badania przyczyn katastrofy, znalazł przedziwną formułę „dalszych dyskusji z MAK” o naszych uwagach. Wykonał pean pod adresem Rosji, charakteryzując poprawę naszych relacji. Zapewnił, że nie będziemy ich niczym nadwyrężać. Zarysował program badania przyczyn katastrofy na około 50 lat. Wymieniał etapy polsko-rosyjskiego pojednania, kamienie milowe, takie jak Westerplatte i Katyń 07.04.2010 r. Pamiętajmy, że podczas swojego wystąpienia na Westerplatte premier FR Władimir Putin wykazał niezwykłą empatię w stosunku do narodu niemieckiego, mówiąc, że został skrzywdzony traktatem wersalskim. Nie przeszkadzały mu zdziwione miny szefów państw, które w wyniku tego traktatu uzyskały niepodległość. W imieniu ich wszystkich głos zabrał prezydent Lech Kaczyński. Było jasne, że póki żyje, nie dopuści do takiej interpretacji. W dzisiejszym wystąpieniu, raz jeszcze, pośrednio, polski premier zdyskredytował najdzielniejszego polskiego prezydenta.
A Katyń: rozdzielenie wizyt, wizerunkowy zysk Moskwy, wart milczącego przyklęknięcia przed memoriałem. Pusty gest, który wprawił w ekstazę polskie elity i świat. A teraz w Polsze wsio normalno.
Podczas konferencji prasowej minister Ławrow powiedział, że spekulacje na temat katastrofy smoleńskiej są nieetyczne i nawet świętokradcze. Kilkadziesiąt minut później premier Tusk podobne działania nazwał grzechem. Dostrzegam jakiś semantyczno-polityczny związek między tymi frazami. Czyżby jeszcze raz zdecydowano się uruchomić bezcenne zasoby kadrowe w postaci prof. Adama Daniela Rotfelda i Tomasza Turowskiego, żeby tymi samymi kanałami, ponownie dokonać retuszu nadwątlonego ostatnimi wydarzeniami polsko-rosyjskiego „pojednania”? Jakich słów użyć, żeby Polacy zrozumieli grozę sytuacji? Na oczach całego świata niższy rangą urzędnik obcego państwa wydał instrukcje polskiemu premierowi. Równie publicznie, na oczach całego świata, polski premier te instrukcje wykonał. W tej grze licytowano wyżej niż w kwietniu. Wówczas Donald Tusk mógł skryć się za plecami urzędników. Teraz musiał wykonać polecenie osobiście. W Polsze tiszina. Poljaki uże nie mieszajut. Podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Miedwiediewem Bronisław Komorowski powiedział, że po okresie posuchy w kontaktach polsko-rosyjskich wreszcie mamy normalność. Rzeczywiście, dziś czujemy na twarzach wilgoć. Czy to łzy, czy ktoś napluł nam w pysk? Obudźmy się, już pora. To lęk i bezsilność niosą nam nieszczęścia".
http://www.pis.org.pl/article.php?id=18254
Ja bym jeszcze dodała do tego haniebne słowa Wałęsy. Uruchomili jak widać wszystkich "spolegliwych". Teraz się wstydzę, że kiedykolwiek głosowałam na tego człowieka. Nie dość, że TW, to jeszcze...
http://www.blogpress.pl/node/7204