Gdy bracia brali się do bicia Jerzy Besala

Gdy bracia brali się do bicia

Pod Guzowem lała się krew z ołowiem – to powiedzenie kursujące po Rzeczpospolitej przypominało przez długie lata o bratobójczej bitwie, stoczonej czterysta lat temu, 6 lipca 1607 r. Ale prawdziwe rzezie domowe miały w Rzeczpospolitej dopiero nadejść.

Po ukształtowaniu się demokracji szlacheckiej w XV–XVI w. – niezwykłego systemu wolnościowego i ustrojowego milionowej rzeszy szlachty – musiało dojść i dochodziło do iskrzenia między narodem szlacheckim a wyradzającą się warstwą magnaterii oraz królem.

Szlachta swe wolności, w tym prawo zatwierdzania, a potem obierania sobie pana, wywalczyła i obroniła demonstracją siły. Na walnym zjeździe w Łęczycy w 1426 r. zgromadzeni pochwycili sporny dokument Jagiełły i – jak opisuje Jan Długosz – „wyciągnąwszy miecze z pochew, nie bez szczęku i łoskotu błyskającej broni, wywołującej wielki strach, na oczach króla pocięli go na drobne kawałki”. Zniszczenie dokumentu w obecności zaskoczonego monarchy „była to jedna z najmilszych tradycyi szlacheckich, używana we wszystkich wywodach i gardłowaniach za wolnością”, napisał Józef Szujski.

Po bezkrwawej tzw. wojnie kokoszej (bunt szlachty w celu zahamowania dążeń Zygmunta Starego i Bony) w sierpniu 1537 r., Rzeczpospolita przeszła kolejną próbę po ścięciu w 1584 r. magnata Samuela Zborowskiego. Egzekucja odbyła się prawdopodobnie na zlecenie króla Stefana Batorego. Po jego śmierci, przed kolejną wolną elekcją, wczesnym latem 1587 r. o mało nie doszło na błoniach w podwarszawskich Powązkach do starcia armii kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego ze zwolennikami Zborowskich. Naprzeciw siebie w odległości czterech stajań (pół kilometra) stanęły wojska „wicekróla” Zamoyskiego, odziane na czarno w drogie londyńskie sukna, na znak żałoby po królu. Sześciotysięczna armia zabijaków kanclerza, zahartowana w wojnach z Moskwą w Mołdawii i w Inflantach ze Szwedami miała wsparcie ośmiu potężnych armat. Tylko dzięki zgodnej mediacji przedstawicieli różnych Kościołów i magnatów do rzezi nie doszło.

Wojna o koronę w końcu 1587 r. przypominała wojnę domową. W styczniu 1588 r. pod Byczyną na Śląsku starli się krwawo zwolennicy arcyksięcia Maksymiliana Habsburga ze zwolennikami Zygmunta III Wazy, po kądzieli Jagiellona. Zwyciężył zwolennik Wazy hetman Jan Zamoyski, nie przeczuwając zapewne, że ten wybór przyczyni się do jeszcze bardziej zaciekłej wojny domowej. Młody bowiem król Zygmunt ledwie zasiadł na tronie, już chciał rządzić, odzyskać tron szwedzki, zreformować władzę w Polsce, a nie być figurką w rękach potężnego kanclerza. Dochodziło do ostrych scysji, jak na sejmie 1590 r., kiedy to Zamoyski ośmielił się nazwać króla tyranem, a ten porwał się do rapiera.

Król ze Szwecji nie cieszył się sympatią. Szlachta uważała, że otacza się jezuitami i Niemcami; innowiercy obawiali się, że poglądy Wazy stanowią zagrożenie dla tolerancji religijnej w Rzeczpospolitej. Ponadto usiłował on wplątać Polaków w próbę odzyskania tronu szwedzkiego, co mu się w końcu udało z fatalnym skutkiem dla Rzeczpospolitej.

Sytuacja zaostrzyła się, gdy 3 czerwca 1605 r. zmarł Jan Zamoyski. Pozostawiał po sobie ogromną pustkę polityczną. Za nowego trybuna szlachty zostanie niebawem uznany wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski. Zygmunt III w tym czasie miał przeciw sobie najwyższych dostojników, m.in. przyszłego prymasa Polski kardynała Bernarda Maciejowskiego i podczaszego litewskiego Janusza Radziwiłła, nie mówiąc już o protestantach, np. w osobie starosty zygwulskiego Stanisława Stadnickiego, zwanego nie bez przyczyny Diabłem. Tak doszło do wielkiego buntu możnych przeciw upartemu władcy.

Przebieg rokoszu 1606 r. zwanego rokoszem sandomierskim lub Zebrzydowskiego (ogłoszenie rokoszu nastąpiło 6 sierpnia pod Sandomierzem, a hetmanem rokoszowym obwołano Zebrzydowskiego) został dość dokładnie zbadany i opisany przez historyków. Kraj zaczął tonąć w powodzi pamfletów i ulotek, a obgadywaniu władcy nie było końca. Zewsząd zjeżdżała się zawiedziona na królu szlachta. Stadnicki chciał króla detronizować; Zebrzydowski ponoć gotów był wprowadzić na wzór rzymski rządy trzech triumwirów: swoje, Janusza Radziwiłła i Janusza Ostrogskiego. Jeśli ten plan by się nie powiódł, wojewoda rozmyślał nad oddaniem korony carowi Dymitrowi Samozwańcowi, który właśnie żenił się na Kremlu z polską magnatką Maryną Mniszchówną. Czy tak było – do końca nie wiemy.

Za Zygmuntem III opowiedzieli się jednak dwaj znakomici hetmani, Jan Karol Chodkiewicz z Litwy i hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski. Ten ostatni był krewnym i przyjacielem Zamoyskiego, spowinowaconym z Zebrzydowskim; po ciężkich rozterkach, „chorobach dyplomatycznych” zdecydował się jednak stanąć przy królu na czele swej armii kwarcianej, pełniąc jednocześnie rolę mediatora.

Szykująca się wojna domowa nie miała podtekstu wyznaniowego: głównym przeciwnikiem ultrakatolickiego króla był przecież równie ultrakatolicki wojewoda Zebrzydowski. Niemniej jednak protestanci polscy i litewscy mieli swego cichego religijnego adwersarza. „Dla Boga, kto na wolności, kto na Rzeczypospolitą/króla wsadza? Księża. Kto sana consilia (zdrowe narady) miesza i rozrywa? Księża” – pisał Jakub Marcinkowski do Janusza Radziwiłła.

Wojenne podchody, rozpoczęte we wrześniu 1606 r., odbywały się nad Wisłą i Pilicą. Dopadnięty pod Kamienną Stadnicki zdołał nie tylko się obronić, ale rozbił oddział królewski. Nadeszły jednak główne siły Zygmunta III, które rozwinęły szyki przy przeprawie przez Wisłę koło Janowca. Stadnicki, widząc dużą wyszkoloną armię królewską, wycofał się za Wisłę. Zaskoczeni Zebrzydowski i Radziwiłł zmuszeni byli pertraktować. Po sporach prestiżowych wojewoda krakowski przeprosił siedzącego na koniu władcę. Obaj z Radziwiłłem podeszli do kulbaki królewskiej, pocałowali pierścień monarszy i wyjąkali słowa przeprosin.

Spokój w państwie okazał się pozorny; nic nie zostało załatwione. Na początku 1607 r. ruszyła fala nowych zjazdów w Małopolsce, a potem i Wielkopolsce. Król, mając za sobą szlachtę ruską, hetmana Żółkiewskiego w Koronie, kanclerza Lwa Sapiehę i hetmana Jana Chodkiewicza na Litwie, w uniwersale potępił nielegalny zjazd w Kole. Napięcie znów rosło, gdyż rokoszanie zaczęli marsz na Warszawę, gdzie król i stany odprawiały w maju Sejm. Buntownicy splądrowali Iłżę i Chęciny, w Jeziornej zapowiedzieli detronizację króla. Radziwiłł z Lublina wyznaczył już nową elekcję na dzień 5 sierpnia!

Z 27 na 28 czerwca Warszawa zaczęła płonąć: o wywołanie pożaru podejrzewano zwolenników rokoszu. W następną noc król ruszył na buntowników. Miał już za sobą poparcie papieża, który „pozwala, aby na potrzebę wojenną przeciwko rokoszanom wszystko srebro i klejnoty kościelne ruszono”. Ale obraz nie był wcale wesoły. W wojsku króla, a szczególnie w chorągwiach dowodzonych przez Żółkiewskiego, gdzie służyli zawodowi żołnierze, wrzało: „kwarcianych 2000 nie chce się bić z bracią” – donosiły 22 czerwca anonimowe „Nowiny z Warszawy”. Nastroje uspokoił wypłacony żołd, ale podgrzała je korespondencja królewska przejęta przez podjazd kozacki Macieja Wężyka w służbie rokoszan. W listach ponoć stało, że „wojewoda krakowski szelma i trzeba go zabić”. Skrytobójstwem w Rzeczpospolitej szczególnie się brzydzono; wieści takie zapewne głosiła propaganda rokoszan.

Kto mógł, unikał jednak konfrontacji. Wyczekującą pozycję zajął pierwszy senator w państwie, kasztelan krakowski Janusz Ostrogski stojący na czele potężnej siły uderzeniowej: 470 husarzy chronionych przez 900 petyhorców, 150 Tatarów i 3,5 tys. piechoty. Od hetmana Chodkiewicza odeszli najwaleczniejsi żołnierze inflanccy, autorzy jednego z największych zwycięstw taktycznych w dziejach polskich, a może i Europy, pod Kircholmem w 1605 r. Sławny rotmistrz i pisarz polny litewski Teodor Lacki wymówił się na przykład od walki domowej swą walką ze śmiercią: „osiem dni bez pamięci leżałem” – donosił. Niedawni bohaterowie nie chcieli się bić z braćmi.

W sobotę 30 czerwca król podczas marszu do Piaseczna otrzymał wiadomość o cofaniu się rokoszan na Warkę. Rzucił więc swe siły w pościg i wtedy doszło do pierwszego poważniejszego starcia i rozlewu krwi. Król bez wątpienia nie chciał jatki: starosta białokamieniecki Jakub Potocki tak kładł ogień artylerii na przeprawie przez Pilicę koło Warki, by raczej przestraszyć rokoszan, niż zabijać. Zebrzydowski również się zawahał, choć mógł właśnie na tej przeprawie 1 lipca uderzyć na rozciągnięte wojska królewskie: gdyby „wojewoda natarł na nich w pół przeprawionego wojska, bez wątpienia zwycięstwo zostałoby się było przy rokoszanach” – czytamy w anonimowych „Teriminatiach”.

Radomir F. Grabowski, autor pierwszej monografii bitwy pod Guzowem, skłania się ku hipotezie, że o zaniechaniu walki na przeprawach zadecydowały wysyłane wzajem i po cichu poselstwa, mające uratować kraj przed rozlewem bratniej krwi. Jeden z oficerów kwarcianych, porucznik Wiktoryn Leśnicki, zdradził nawet rokoszanom hasło bitewne („Jezus Maryja Panna”), poszedł pod sąd i otrzymał od koła rycerskiego karę powieszenia. Inni zasądzeni pouciekali do rokoszan.

5 lipca przeciwne wojska dostrzegły się w końcu: zwolennicy króla rozkładali się przy Guzowie; rokoszanie przy Orońsku. Przewaga była po stronie królewskiej: prawdopodobnie naprzeciw 6–7 tys. żołnierzy stanęło 4–5 tys. rokoszan. Wojska Zygmunta III miały więcej piechoty, dużo silniejszą artylerię i znakomitych hetmanów oraz dowódców na szczeblu taktycznym. Wojska te pętała jednak waśń prestiżowa między hetmanami Żółkiewskim i Chodkiewiczem. Wszystko było ważne: kto i kim będzie dowodził i na którym stanie skrzydle. Hetman litewski dostał w końcu stanowisko na prawym, prestiżowym skrzydle. Stanął jednak marnie: wprawdzie wsparła go piechota z działami, ale słabo; więcej rot pieszych znalazło się na lewym skrzydle.

W środku dowodził starosta kamieniecki Jan Potocki, mając pod sobą poczty magnackie, złożone z doświadczonych weteranów i kwiat rotmistrzów polskich: Mikołaja Strusia, Jakuba Pretwicza, Walentego Aleksandra Kalinowskiego. Tu, pod Guzowem, zacznie się też wielka kariera rodu Potockich. Na lewym skrzydle dowodził swą kwartą hetman Żółkiewski. Z tyłu stanął król w otoczeniu potężnego oddziału 500 husarzy. Wojska ustawiły się naprzeciw siebie narodowościami: i tak naprzeciw Chodkiewicza stanął litewski Janusz Radziwiłł, w środku wojewoda Zebrzydowski, a naprzeciw Żółkiewskiego Jan Szczęsny Herburt, starosta wiszneński, także Rusin, jak się tytułował.

Bitwa zaczęła się koło południa. Początki były trudne dla wojsk królewskich, gdyż pod uderzeniem Radziwiłła skrzydło Chodkiewicza rozleciało się. Jak pisze kronikarz Paweł Piasecki, w pewnym momencie wybrani elierzy przepasani czerwonymi szarfami dotarli w pobliże króla. Jeden z nich, Hołownia, miał nawet wołać z podniesioną szablą: „A gdzież ten Szwed?”. Nie dowiedział się jednak, gdyż go ubito, a niewzruszona postawa Zygmunta III w krytycznych chwilach przyczyniła się do umocnienia wiary w zwycięstwo.

W tym bowiem czasie Potocki zorientował się, że Radziwiłł poszedł za głęboko, odsłaniając swe skrzydło. Starosta kamieniecki uderzył i nie tylko związał walką hufce Zebrzydowskiego, ale i werżnął się w bok skrzydła Radziwiłła, które załamało się. Podobnie wiodło się Żółkiewskiemu, bardzo niechętnemu bratobójczej walce, operującemu tylko nielicznymi chorągwiami swych kwarcianych. Jan Szczęsny Herburt na widok szarży kwarty czmychnął z pola bitwy, podobno wskutek panicznych okrzyków Piotra Łaszcza. Nieco wolniej ustępował wojewoda Zebrzydowski. Po godzinie było po bitwie.

Rozpoczęła się pogoń. Ale nie rzeź. Żołnierze królewscy na rozkaz Żółkiewskiego raczej płazowali braci uciekinierów. Na polach w widłach Wisły i Pilicy padło więc ok. 200 ludzi, w tym 30–40 stronników króla. W ręce zwycięzców dostała się za to sowita zapłata: cała artyleria, „cztery tysiące srebra, sprzęt wszystek, bydło wszystko”.

Zwycięstwo króla, jego hetmanów i Potockiego pod Guzowem stało się początkiem końca rokoszu. Snute w sierpniu 1607 r. plany powołania na tron Gabriela Batorego były łabędzim śpiewem opozycji. „Potwierdził Pan Bóg sprawiedliwym dekretem swoim niewinność Króla Jmci” – pisał późniejszy kanclerz Jakub Zadzik o wyniku bitwy. Hetman Żółkiewski także przyjął taki punkt widzenia, gdyż odtąd nie uchylał się od walki i już zdecydowanie znosił grupy rokoszan. Jego przeciwnik Herburt został schwytany i najdłużej siedział po strażą, bo aż do lutego 1609 r.

Przedtem, w kwietniu 1608 r., 24 senatorów na zaproszenie króla zjawiło się na konwokacji w Krakowie. Oni nie chcieli dalszej wojny domowej. Wojewoda Zebrzydowski także 2 czerwca 1609 r. wjechał do Krakowa w zbrojnej asyście, co wypomniał mu ostro hetman Żółkiewski. Kronikarze Paweł Piasecki i Stanisław Łubieński odnotowali, że wojewoda krakowski ukorzył się przed królem na Wawelu. W imieniu Zygmunta III, trzęsącego się od febry, czyli gorączki, odpowiadał Mikołaj Pstrokoński. Oznajmił przywódcy rokoszu o przywróceniu łaski króla. Uniwersał konwokacji, datowany na 9 lipca 1608 r., oznajmiał wreszcie o zaprowadzeniu zgody powszechnej w Rzeczpospolitej.

Straszliwy zapał w Rzeczypospolitej” nie przyniósł właściwie żadnych większych zmian. Wszyscy odrobinę stracili i odrobinę zyskali; system polityczny w Polsce nie został naruszony. Bodaj największą korzyścią było oczyszczenie przez rokosz atmosfery politycznej. W tych pięknych czasach Europa podziwiała mimo wszystko, że Polacy umieją się tak pokojowo bić i oszczędzać krew braci: sądzono nawet, że wynika to z picia piwa, a nie bardziej „cholerycznego” wina.

I tak rzeczywiście było, ale do czasu, kiedy wybuchnie wojna z Kozakami Chmielnickiego w 1648 r., mająca początkowo charakter wojny domowej. Wtedy okrucieństwo i rzezie przerosną wszystko, co Rzeczpospolita oglądała, doświadczała i mogła sobie wyobrazić. Niegojąca się rana ukraińska zmieni też zachowania Polaków. W kolejnym wielkim rokoszu w 1666 r. hetman Jerzy Lubomirski występujący przeciw znienawidzonej królowej Ludwice Marii i jej mężowi Janowi II Kazimierzowi nie będzie już tak delikatny jak Żółkiewski wobec rokoszan. Jego żołnierze w bitwie pod Mątwami (w lipcu 1666 r.) wytną kilka tysięcy braci weteranów usiłujących się poddać!

O tej bratobójczej rzezi nieśmiało wspomina narodowa historiografia. Pod oszalałymi szablami rodaków-pospolitaków padną najlepsi żołnierze, zahartowani w ciężkich walkach ze Szwedami, Kozakami, Moskwą, Węgrami, osłabiając siłę militarną Rzeczpospolitej. Hetman Jan Sobieski, uczeń Lubomirskiego, ledwo ujdzie wtedy z życiem. Okrucieństwo wojen domowych narastało bowiem wraz z kryzysem ustroju Rzeczpospolitej.

Jerzy Besala




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy marzenia stają się rzeczywistością Etnografia wykopalisk archeologicznych
Izraelski żołnierz przyznaje się do udziału w zabijaniu palestyńskich dzieci
Instrukcja podłączenia sie do internetu na MS
Wlaczanie sie do ruchu konspek, Konspekty
ODNIEŚ SIĘ DO TWÓRCZOŚCI IGNACEGO KRASICKIEGO, Szkoła- pomoce naukowe ;P, Ściągi;), Polski
Alfabet.Mafii.czesc10.Korek.Szykuje.sie.do.Wystrzalu.UoM, Mafia w Polsce
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 8, Prywatne,
132 Rozporzadzenie Rady Ministr w w sprawie poddania kobiet obowiazkowi stawienia sie do poboru
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 6, Prywatne,
W jaki sposób pisarze i publicyści oświecenia włączyli się do walki o reformy polityczne i społec
Wpływ wojny na psychikę ludzką Omów temat odwołując się do przykładów z literatury
Holandia przyznaje się do błędu i delegalizuje “mocną marihuanę”
Radzenie sobie z myślami mogącymi przyczynić się do nawrotu
Jak przygotować się do wiosennych półmaratonów plan
Są dwa sposoby walki czy można być lisem i lwem Rozwiń myśl odwołując sie do postaci Konrada Wallenr
8 Metody fizyczne i chemiczne przetwarzania odpadów stosuje się do różnych typów odpadówx
6 Czy?chy temperamentalne mogą ulegać zmianie Uzasadnij odwołując się do konkretnych koncepcji
krezusss, Działalność przedsiębiorstwa odnosząca się do ostatnich 10 miesięcy na przykładzie sprzeda

więcej podobnych podstron