Rozdział Czternasty.
Danaus olał swój płaszcz i rzucił go na oparcie jednego z krzeseł, kiedy szedł przez pokój. Siadłam na wolnym krześle i położyłam lewą nogę na prawym kolanie, próbując być jak stal przeciw temu co łowca miał zarzucić na moje plecy. Mój żołądek i szczęki były zaciśnięte, kiedy patrzyłam jak przeczesuje jedną ręką ciemne włosy, oddalając je od twarzy.
-Potrzebuję cię do uwolnienienia Sofii-oznajmił. To zdecydowanie stało się nieciekawe.
-Czemu?
Danaus przestał chodzić i przyszpilił mnie wściekłym spojrzeniem- Czemu?-powtórzył, prawą rękę zaciskając w pięść.-Ona jest więźniem. Wampir trzyma ją wbrew jej woli.
-Nie jestem pewna czy w to wierze.-wzruszyłam ramionami, relaksując się w fotelu.- A nawet jeśli jest, mogę się założyć że sama wplątała się w ten bałagan. Naszą pracą nie jest uwolnienie jej z obecnego położenia.
-Więc mówisz nie?
-Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, przypominając sobie że Danaus nie jest przyzwyczajony do mojego świata. Był limit tego co mogę zrobić nie powodując kłopotów, ale nie byłam skłonna robić tego w tej chwili. Miałam już dość na tym talerzu.
-Ona jest zwierzątkiem, Danaus.
-Tyle już się domyśliłem.-warknął, ale zignorowałam go i kontynuowałam.
-Ona jest zwierzaczkiem, a w większości przypadków jest to pozycja którą człowiek osiąga z własnej woli, ponieważ ona lub on jest zakochany w nocnym wędrowcu. Jestem pewna że jest dobrze traktowana. Widzialam źle traktowane zwierzaczki, a ona takim nie jest. W rzeczywistości, sądząc po ubraniach i biżuteri którą miala na sobie, to traktują ją bardzo dobrze.
-Nie wiesz tego!
Skrzywiłam się, podciągając nogi do normalnej pozycji i przesuwając się na krawędź krzesła. Danaus położył dłonie na oparciu kanapy, która nas dzieliła i pochylił się by spojrzeć mi w oczy.-Ona jest więźniem.-warknął.- On ogranicza jej ruchy. Karmi się nią. Dzieli się z kolegami. Jest dla niego tylko rzeczą.
-Dla mnie brzmi jak zwierzątko. Nie ma nic dziwnego w żadnym z tych przykładów.-przerwałam, szukając jakiegoś sposobu, w jaki mógłby zaakceptować układ Sofii.-Spójrz Danaus. Sama wpakowała się w tą sytuację. Po prostu będzie musiała sobie z nią poradzić. Jeśli ona jest szczęśliwa, on się w końcu nią znudzi. Do diabła, jest prawdopodobieństwo że po wszystim będziemy musieli zabić Veyrona, więc wtedy będzie wolna. Nie możemy po prostu wejść i powiedzieć mu że ma ją uwolnić.
-Dlaczego nie możemy jej teraz uwolnić?
Potrząsnęłam głową i spojrzałam na moje ręce, splecione na kolanach.-Tak po prostu nie można.
-Co to do cholery ma znaczyć?
-Ona jest zwierzaczkiem Veyrona.-pchnęłam się na nogi, co spowodowało że Danaus również się wyprostował.- Nie kradnie się zwierzaczka innej istoty, chyba że chcesz rozpocząć wojnę. Nie chcę jej. Nie chcę spędzić reszty mojego życia na chronieniu jej. Wystarczające złe było to że uznałam Budapeszt za moją drugą domenę. Nie ma potrzeby dodatkowo odbierać innemu nocnemu wędrowcowi zwierzaczka, kiedy ten jest pod jego ochroną. Moja reputacja nie może być bardziej oczerniona.
-Nie mialaś problemu odbierając Tristana Sadirze, gdy byliśmy w Wenecji.-stwierdził oskarżycielsko Danaus.
-Trybunał sabatu zamierzał go zabić a Sadira nie zamierzała zrobić nic by to powstrzymać! Nie miałam wyboru. Nie mogłam stać i to oglądać. Obiecałam mu że pomogę mu się od niej uwolnić.-argumentowałam, w końcu podnosząc głos.
-A Nicolai? Jaką masz przy nim wymówkę? Nie możesz mi powiedzieć że nie było wielkiego ryzyka, przez konfrontację z Jabarim i resztą sabatu, zabierając im z rąk wilkołaka. Wiedziałaś że będziesz musiała spędzić resztę życia chroniąc go przed Jabarim.
-Cholera, Danaus! Byłeś tam. Mieli oddać Nicolai'a w ręce naturi. Była szansa że byłby kolejną ofiarą, która miała złamać pieczęć. Nie mogliśmy podjąć takiego ryzyka. Nikolai musiał zostać usunięty z sabatu. Nie było wyboru.
-Wygodne.- łowca uśmiechnął się ironicznie.- Do obojga masz pretekst.
-Czy Sofia jest w niebezpieczeństwie? Nie!
-Nie wiesz tego.
-Veyron lubi swojego małego zwierzaczka. Nie jest w żadnym niebezpieczeństwie tak długo jak jest mu posłuszna. On będzie ją chronił i ona to wie. Sofia nie jest w żaden sposób zagrożona, ze strony sabatu i naturi. Cholera, jest chyba najlepiej chronionym stworzeniem w Budapeszcie.
-Ale nie jest wolna.
-To nie jest nasz problem.
-Ona jest człowiekiem i chce być wolna. A to sprawia że to jest mój problem.-powiedział Danaus. Patrzył na mnie przez kilka sekund, jakby czekał aż się z nim zgodzę, ale nie powiedziałam ani słowa.- Idę jej pomóc.-Odwrócił się i zaczął wychodzić z hotelowego pokoju.
Z warknięciem położyłam jedną nogę na poduszkach z kanapy i przeskoczyłam nad oparciem. Po kilku krokach byłam już przed nim, zanim zdążył dotrzeć do drzwi. Położyłam dłoń na jego piersi, zatrzymując go.
-Nigdzie nie pójdziesz.- rozkazałam.- Próbując ją uwolnić, masz zamiar rozpocząć wojnę. Musimy jeszcze pozbyć się naturi i odkryć czemu ważne dla Macaire było to byśmy tu przyjechali. Uwolnienie Sofii nie jest cześcią tej umowy.
Gdy stałam tak blisko Danausa coś przykuło moją uwagę. Brałam głęboki wdech, kiedy zauważyłam nowy zapach w powietrzu. Był wszędzie wokół nas. Wypełniał mały korytarz, który prowadził do pokoju hotelowego, tak jak gdyby inna osoba stała bezpośrednio między nami. Wypuściłam powietrze i zrobiłam drugi wdech, by upewnić się że sobie tego nie wymyśliłam.
Poczułam Sofię. Albo raczej poczułam jej perfumy. Były wszędzie. Powoli podniosłam rękę z klatki piersiowej Danausa obwąchałam ją i prawie natychmiast ją odsunęłam. Zapach był jeszcze silniejszy. On pochodził od Danausa.
-Co ty robiłeś?-zapytałam. Wściekłość wypełniała mój głos, gdy wcisnęłam się plecami w drzwi.
-O czym ty mówisz? Zmieniasz temat...
-Co ty robiłeś? Czuję ją. Ona jest wszędzie.-nagle odepchnęłam się od drzwi i pochyliłam do Danausa, więc mój nos był zaledwie centymetr od jego piersi. Zapach perfum Sofii uderzył mnie w twarz, ponownie odpychając mnie od łowcy.-Ona jest na tobie!
-Mira jesteś śmieszna.
-Ja jestem? Przychodzisz do mnie, cuchnąc drugą kobietą i domagasz się bym pomogła ci ją uwolnić. Co ja mam o tym myśleć? Przez moment myślałam że interesujesz się mną, ale widocznie jakiś żałosny człowiek przechwycił twoją uwagę. Co to ma być, Danaus? To dlatego że jest bezradną panienką w niebezpieczeństwie, czy po prostu dlatego że jest człowiekiem?
-Nic się nie działo. Kiedy powiedziałem jej że pomogę jej uciec od Veyrona, rzuciła się na mnie. Przytuliła mnie i pocałowała w policzek. Nic więcej.
Niskie warknięcie wypsnęło mi się, kiedy złapałam jego koszulę i rzuciłam nim o jedną ze ścian.-Pozwoliłeś jej się dotknąć! Jesteś mój! Nie rozumiesz tego? Zrobiłam z ciebie mojego męża przed sabatem i całym narodem nocnych wędrowców, a ty wybrałeś człowieka zamiast mnie.
-Nie jestem twój! Nie jestem twoim zwierzątkiem!-ryknął Danaus, próbując mnie odepchnąć od siebie, ale nawet nie drgnęłam.
-Nie nie zwierzątkiem. Dałam ci wyższą pozycję. Przed sabatem jesteś mi równy. Jesteś chronionym i kochanym mężem.- po tym uwolniłam go, pozwalając mu się trochę odsunąć, kiedy wróciłam do drzwi i pochyliłam się do niego.- A ty przychodzisz do mnie, pachnąc nią.
-Ona jest bezradnym człowiekiem wplontanym w nieodpowiednią sytuację. Musimy jej pomóc.-odpowiedział Danaus, unikając tematu, a wyglądało to tak jakby już znalazł zastępstwo dla mnie. Mój żołądek wykręcił się, a zęby miałam zaciśnięte. Nie potrzebował tego teraz. Bardziej zaniepokojona byłam zagrożeniem naturi w Budapeszcie, zabiciem Rowe, i unikania zabijania w tym procesie.
Włożyłam obie ręce pomiędzy włosy, odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam na drzwi które prowadziły do hotelowego przedpokoju. Potrzebowała więcej czasu by przejrzeć sprawy naturi i dowiedzieć się czemu użytkownik magii chciał mnie zabić. Byłam również pewna że Stefan wolałby żebyśmy zrobili coś z zaginięciem jego asystentki, zanim narobię więcej problemów.
-Musimy zaczekać, Danaus.-powiedziałam, wymuszając słowa spokojnym tonem, gdy odwracałam się z powrotem do niego. Starałam się być rozsądna. Próbowałam wbić mu jakieś wątpliwości i pomóc mu po czasach, w jakich od pomógł mi. A jednak zapach Sofii był fizyczną barierą pomiędzy Danausem a mną.
-A co jeśli ona nie ma czasu by czekać na nas?-dopytywał się.
Zarzuciłam ręce na boki z ciężkim pacnięciem.-Czy Veyron zrobił jej coś, by myślała że planuje ją wkrótce zabić? To znaczy zrozumiałam że mamy próbować ją ratować... dlatego że Veyron chce ją zabić, a nie dlatego że jest znudzona, czy coś takiego.
-Ona chce swojej wolności.-powiedział stanowczo Danaus.
-Taak, cóż, nie wyszyscy.-mruknęłam, choć jestem pewna że usłyszał. Czułam się jak w pułapce. Nie dbałam o Sofię i jej problemy. Miałam już dość moich własnych i nie chciałam ryzykować szyi dla każdej biednej duszyczki na mojej drodze. Byłabym martwa w ciągu kilku nocy, gdybym wziela na siebie ratowanie świata. Ale z drugiej strony, wszystko co starałam się zrobić, brali na siebie naturi.
Wziełam głęboki wdech, zamknęłam oczy i starałam się znaleźć centrum spokoju, w tej całej złości i frustracji buzującej wokół mnie.- Daj mi kilka nocy. Spróbuję zająć się Veyronem, Rowe i kilkoma innymi problemami z miasta, zanim spróbuję dowiedzieć się co zrobić z Sofią. Może po prostu pozbędziemy się Veyrona i tak się o to zatroszczymy.
-To rzeczywiście tak działa, czy po prostu będzie zabrana przez innego nocnego wędrowca, kiedy on odejdzie?-dopytywał się Danaus.
-Co? Po prostu powiedz to w końcu! Czego ode mnie chcesz?-zażądałam, ponownie tracąc moje opanowanie i temperament.
-Chcę by przyjechała z nami do Savannah!- zawołał.
-Nie! Absolutnie nie!- Wiem że jeśli zobaczę Sofię, wyrwe jej włosy i powyrywam oczy z czaszki. Kiedy odwrócę się na krótki czas plecami do Danausa, ta mała włóczęga zdecyduje się podstępnie zyskać jakąś przewagę, nad czymś co uważam za moje.-Ona nie pojedzie do Savannah!
-Jesteś zazdrosna.-oskarżył mnie Danaus.
-Masz cholerną rację że jestem zazdrosna. Nie ma mowy że pojedzie do mojej domeny wraz z tobą.-warknęłam.-Jeśli jesteś aż tak zdesperowany by ją uwolnić, w porządku. Przed wyjazdem z Budapesztu pozbędziemy się Veyrona i będzie wolna. Ale wtedy, żyje już na własną rękę. Nie mam zamiaru być jej osobistą opiekunką. Jeśli będę chciała podjąć tą rolą, wtedy ona będzie moim zwierzątkiem, a będę ją mieć na smyczy tak ciasno, że będzie wychwalać noce z Veyronem.
-Nie potrafię starać się dłużej. To nie wychodzi.- powiedział Danaus, wyrzucając ręce w powietrze, i odchodząc ode mnie.
Czułam się tak jakby imadło nagle chwyciło moje serce, grożąc że je zmiażdży. Straciłam Danausa, zanim naprawdę miałam szansę nacieszyć się jego towarzystwem. Ale nie miałam wątpliwości że wtedy, każdy powiedziałby że nasz nie doszły związek nie miał przyszłości. Chciałam chociaż spróbować.
-Nie dajesz nam szansy.-szepnęłam.- Może jestem zazdrosna o Sofię, ale brzmisz tak że mam do tego wszelkie powody. Nie możesz przeboleć faktu, że możesz być po prostu przyciągany do nocnych wędrowców... tych złych. Kiedy więc ładny człowiek przetnie twoją ścieżkę, mrugnie i będziesz skakał do niej jak pies za kością.
-Nie chodzi tutaj o nas. Chodzi o uwolnienie bezbronnego człowieka, od potężnego nocnego wędrowca. Chodzi o chronienie ludzi przed twoim gatunkiem. To robię.-powiedział Danaus, powracająć do patrzenia na mnie.-Idę ją uwolnić.
-A następnie masz wybrać pomiędzy mną a Sofią.-odpowiedziałam, kładąc ręce na biodrach.-Jedynym momentem gdy możesz ją uwolnić jest dzień, gdy Veyron i wszyscy inni nocni wędrowcy śpią. Zamierzasz zostawić mnie bez ochrony, a jest bardzo duża szansa że Veyron ma zamiar wyslać kogoś by zabił mnie rano, a głównie teraz gdy zabrałam prawa do Budapesztu tuż sprzed jego nosa. Ratując ją, zabijesz mnie.
-Nie mogę jej zostawić.
-Ona nie jest w niebezpieczeństwie.
-Nie wiesz tego.-mruknął Danaus.
-Nie nie wiem, ale wiem że jestem w większym niebezpieczeństwie niż ona jest w tej chwili. Czy naprawdę chcesz wybrać ją, nade mną?
-Moim zadaniem jest chronienie ludzi, nie wampirów.-odpowiedział Danaus. Chwycił płaszcz leżący na krześle i szarpnął go. Ledwie mialam szansę zejść mu z drogi, zanim otworzył drzwi i wyszedł na korytarz, zatrzaskując je za sobą. Było jeszcze kilka godzin do wschodu słońca. Dużo czasu by zaplanować atak na dom Veyrona i uwolnienie Sofii. Miał zamiar rozpocząć wojnę, a ja nie bylam gotowa do walki. Oczywiście zostając przy założeniu że przeżyję tak długo.
Mój żołądek skręcił się w ciasny węzeł, a ja powoli opadłam na kolana, tuż przed drzwiami prowadzącymi do pokoju hotelowego. Opuścił mnie. Danaus, jedyna istota na której mogłam polegać w ciągu kilku miesięcy w chronieniu mnie, opuściła mnie by chronić kogoś innego. Łzy napłynęły mi do oczu, ale zacisnęłam zęby i z ostrym wypuszczeniem powietrza, zatrzymałam je nim zaczeły spływać po policzkach. Nie będę płakać nad Danausem.
Nie mieliśmy realnej szansy na wykonanie tego. Był łowcą a ja jego ofiarą. Czy naprawdę myślałam że będzie się mną opiekował? To było niemożliwe. Danaus pragnął być prawdziwym, normalnym człowiekiem. To było zrozumiałe, że będzie przyciągał wielu, za jednym oddechem. Ja przedstawiałam wszystko czym nie chciał być, czego nie chciał być częścią. Byłam jego wrogiem.
Jeśli Danaus nie chce mi pomóc, muszę znaleźć sposób by sama sobie pomóc. Nie zwinę się i nie umrę dlatego że nie mogłam już liczyć na to że łowca będzie chronił moje plecy, gdy będę najbardziej narażona. Zamknęłam oczy, użyłam mojegu umysłu, szukając jedynej osoby z tego obszaru, która czułam że chciałaby bym dotrwała do następnej nocy. Valerio zareagował natychmiast, na mój mentalny dotyk. Poczulam jego bezpośrednią obawę i niepokój. Żadne słowa nie były potrzebne. Wiedział że stało się coś strasznego i się nie mylił. Ale nade wszyskim, Valerio znał mnie najlepiej. Może nawet lepiej od Jabari'ego.
Nie mialam nawet szansy na podniesienie się na nogi, kiedy pojawił się w hotelowym apartamencie, wciąż owinięty w szalik i gruby płaszcz. Na mnie spojrzał tylko na sekundę, zanim przeczesał wzrokiem resztę pokoju i swoimi mocami upewnił się że naprawdę jesteśmy sami.
-Przeszkodziłam cię w czymś?- zapytałam odpychając się od połogi jedną ręką. Byłam zbyt zmęczona by wykorzystać swoje moce i postawić się na nogi. Valerio wyciągnął dłoń i złapał moją wolną rękę, pomagając mi.
-Nikt nie jest dla mnie ważniejszy od ciebie.-powiedział łagodnie, powodując że kocik moich ust wygiął się w uśmiechu, na to śliczne kłamstwo.- Gdzie łowca wampirów/
Spojrzałam na jego klatkę piersiową, unikając tego pytania moim własnym.- Mogę zostać z tobą? Zakładam że każdej nocy latasz tam i z powrotem do Wiednia.
-Oczywiście że możesz spędzić ze mną swój dzień.- Valerio podniósł rękę i odgarnął włosy z mojej twarzy. Włożył rękę pod moją brodę i zmuszając mnie bym na niego spojrzała.-Co się stało? Gdzie jest Danaus?
Odsunęłam się od Valeria, zmusiłam się do wyprostowania ramion, kiedy zrobiłam kilka kroków do krzesła w dziennym pokoju.-On odszedł.-te dwa słowa zabrzmiały obojętnie, ale coś we mnie się złamało, pozostawiając odłamki wbite w moją duszę.
-Dlaczego?
-Chciał uwolnić Sofię.
Kroki Valeria zostały stłumione przez gruby dywan, kiedy do mnie podchodził. Położył rękę na dolnej części moich pleców, kiedy stanął obok mnie.- A ty powiedziałaś nie.-milczałam, gapiąc się ślepo na ścianę naprzeciw mnie.-Dobrze zrobiłaś. Sofia to tylko zwierzątko, a ty nie możesz ingerować tam gdzie nie będziesz miała korzyści.
-On jest przekonany że ona chce wolności i jest zdeterminowany by jej pomóc.
Przesunął palce w górę kręgosłupa, w uspokajającej pieszczocie.-Ona dokonala swojego wyboru. Jeśli chce swojej wolności tak bardzo, to nigdy nie powinna zgodzić się na oddanie życia, Veyronowi.
-Danaus nie widzi tego w ten sposób. Ona jest człowiekiem i chce wolności. On chce ochraniać ją przed nami.
Valerio sięgnął ręką wokół mnie i delikatnie chwycił za oba ramiona, żeby mógł popatrzeć mi w oczy.- Mira, najdroższa.- Próbowałam wyślizgnąć się z jego uścisku, ale nie chciał mnie wypuścić.-On jest łowcą. Jest człowiekiem. Nie jest jednym z nas. Nie rozumie naszego świata, on nie potrafi. Niewidomy mógłby zauważyć co się pomiędzy wami dzieje i nienawidzę się za to że muszę ci to mówić, ale po prostu wam nie wyjdzie.
Wiedziałam że chcę niemożliwego, ale nie chcialam usłyszeć jak bardzo jest z tym źle, od Valeria. To było jak przekręcenie noża w moim sercu, tak bym w końcu nauczyła się mojej własnej lekcji, by nie troszczyć się o każdego. Inni z mojego życia umierali, przez związek ze mną. Danaus z drugiej strony, zdecydował się ode mnie odejść. Przez chwilę nie mogłam się zdecydować co było gorsze.
-Odszedł. Myślę że pójdzie uwolnić Sofię w ciągu dnia.- szepnęłam, opierając czoło na ramieniu Valerio.
-Wówczas zostaniesz ze mną. Zajmiemy się negatywnymi skutkami jutrzejszego wieczoru.-powiedział. Nie musiałam mu mówić, że Danaus wybrał chronienie człowieka nade mną, albo że Veyron niewątpliwie wyśle swoich ludzi by zabili mnie w ciągu dnia. Rzeczywiście nie musiałam mówić tych słów. Valerio wiedział i był gotowy mnie wziąść.
-Nie mów Stefanowi.-powiedziałam, owijając jedną rękę wokół jego tali.
-Nie powiem.- Delikatnie musnął ustami moją skroń.-Ale musisz pamiętać że my wszyscy mieliśmy od czasu do czasu problemy z człowiekiem, podczas naszego długiego życia. Jestem pewien że Stefan też miał swój udział w takich problemach.
Oparłam się z powrotem o Valeria, i skinęłam głową. Musiałam wyciągnąć Danausa z tej ciemnej wody. Nie mogłam go zostawić rekinom. Może nie mogliśmy stanąć oko w oko z niektórymi naszymi sprawami, ale to wcale nie oznaczało że byłam gotowa odwrócić się do niego plecami. Po prostu nie mogłam. Jeszcze go potrzebowałam.