Noc poślubna Belli i Edwarda
Rozdział wycięty
Udostępniono przez : Sinnead
Zabiję
Alice.
Sądząc po pięknej, staromodnej sukni ślubnej, którą
dla mnie wybrała, założyłam, że gdy błagała mnie, by mogła
kupić mi koszulę nocną na moją noc poślubną, skorzysta z
podobnej rozwagi jak przy tej pierwszej. Nie pozwoliła mi jej
zobaczyć i podała zapakowaną w pudełku do wrzucenia do walizki
zaraz przed tym jak przyszli zabrać moje torby. Żałuję teraz, że
nie wzięłam zapasowej koszuli nocnej. O czym ona myślała? Musiała
przewidzieć, że mi się nie spodoba.
W środku pudełka
była karteczka:
Postaraj się, żeby cię nie pożarł, gdy
cię w tym zobaczy.
Strasznie bym za tobą tęskniła, gdyby to
zrobił.
Z miłością,
Twoja nowa siostra
Pomimo
zdenerwowania, nie mogłam nic na to poradzić i uśmiechnęłam się.
Alice oczywiście miała dobre chęci, ale najwyraźniej byłam
bardziej wstydliwa, niż nawet przypuszczała.
Zadrżałam w
chłodnej łazience i ponownie zmarszczyłam nos patrząc na
kłopotliwą kupkę satyny ozdobioną koronką, która spoczywała w
pudełku. Potrzebowałam czegoś do ubrania, ale nie potrafiłam
zmusić się, by to włożyć. Nie miałam żadnego innego wyboru.
Bezpłatny szlafrok kąpielowy leżał w szafie w sypialni, w której
czekał Edward, więc to nawet nie wchodziło w rachubę...nie
wspominając, że byłoby to troszkę niedorzeczne. Nie mogłam wyjść
tam w ręczniku, a nie zamierzałam z powrotem zakładać sukni
ślubnej. Zdołałam tę swędzącą rzecz zdjąć pięć minut temu.
Zerknęłam na ciuchy, których pozbył się Edward zostawiając
je w łazience zanim go z niej wypchnęłam i zażądałam dla
siebie. Jego koszula, nadal idealnie wyprasowana pomimo faktu, że
nosił ją cały dzień, wisiała na drzwiach. Marynarka od garnituru
także nieskazitelna. Krawat zawieszony wokół wieszaka.
Problem
rozwiązany. Ściągnęłam koszulę z wieszaka i założyłam na
siebie. Pachniała cudownie. Być może trochę za duża, ale była
miliard razy lepsza niż ta druga zatwierdzona przez Alice opcja.
Zadowolona odwróciłam się do lustra, by zadbać o resztę
swojego wyglądu. Leżała już tam mała góra wsuwek, którą
wcześniej zdążyłam wyciągnąć z włosów. Alice naprawdę
popadła w przesadę, ale nawet ja musiałam przyznać, że wyglądało
to całkiem ładnie z welonem. Edward przynajmniej sprawiał
wrażenie, że mu się podobało. Zaczerwieniłam się, przypominając
sobie wyraz jego twarzy pełen czci i miłości, gdy mnie zobaczył.
Błyszczał jakby stał w strumieniu światła. Ten moment sam na sam
był wart bólu całego tego ślubu.
Zajęło mi dobre 20
minut, żeby wyczesać cały lakier z włosów i opanować powstałe
skręcenie. W końcu włosy poddały się i pozwoliły delikatnym
falą opadać w dół na ramiona i plecy. Będzie mu się podobało.
Uśmiechnęłam się do swojego obcego odbicia w lustrze. Nie byłam
wielką fanką strojenia się, ale było to miłe pod pewnymi
względami. Chociaż opierałam się z początku, byłam zadowolona,
że pozwoliłam sobie cieszyć się tym dniem. Nadal nienawidziłam
całego tego zainteresowania - a bycie panną młodą było najgorszą
rzeczą na świecie, jeśli nienawidziłaś być w centrum uwagi -
ale zobaczenie wyrazu twarzy Edwarda, Charliego i Renee...przyszło
mi do głowy, że może w tym dniu nie chodziło w ogóle o mnie.
Ten dzień był zaskakującą bezbolesny. Nawet się nie
potknęłam, gdy szłam w dół nawy. Ale to nie znaczyło, ze nie
byłam zadowolona, gdy to wszystko się skończyło. Edward śmiał
się ze mnie w limuzynie, zrelaksowany i przystojny w garniturze,
obserwując jak zrzucam buty by pomasować obtarte stopy. - Już
myślałem, że zamierzałaś opaść na deski podłogowe podczas
ceremonii.
-Prawie tak zrobiłam - przyznałam. - Całe
szczęście byłeś tam, kurczowo mnie ściskając.
Uśmiechnął
się, jego oczy na trwale utkwione w moich. - Tak, całe szczęście.
Z lotniska zostaliśmy zabrani do hotelu. Chociaż nasz lot był
zaplanowany na następny dzień, nadal nie wiedziałam dokąd lecimy
w podróż poślubną.
Byłam...zamężna. To wydawało się
takie dziwne.
Edward nadal na mnie czekał. Przypomniałam
sobie o fakcie, który spowodował, że żołądek podszedł mi do
gardła. To naprawdę miało się wydarzyć. Nie wydawało mi się to
jeszcze rzeczywiste. Jego zapach otaczał mnie, unosił się z jego
koszuli, nanosząc go na moje własne ciało. Zanurzyłam twarz w
tkaninie i wciągnęłam głęboko powietrze. To spowodowało, że
zaczęłam za nim tęsknić, chociaż był w pokoju obok. Popędziłam
się w myślach by szybciej skończyć.
Kiedy wychodziłam z
łazienki, natychmiast zaczęłam mówić by przygotować go na zawód
na mój widok. - Przykro mi Edward, - powiedziałam zanim się
odezwał. - Ale nie mogłam założyć tej rzeczy, którą Alice mi
kupiła. Nie gniewaj się, okay?
Ale gdy spojrzałam w jego
kierunku, mój mąż nie wyglądał nawet na trochę rozczarowanego.
Nawet nic nie mówił. Nie ruszał się, był zamrożony jak
marmurowy posąg. Przyglądał mi się z krańca łóżka gdzie
siedział. Jego skóra była gładka i piękna w delikatnym
oświetleniu pokoju.
To wszystko było trochę zbyt
rozpraszające. Zapomniałam, o czym mówiłam, ale usta nadal mi się
poruszały. I wtedy skupiłam się na jego twarzy - jego oczach i
jego spojrzeniu, przez które prawie się odwróciłam i wróciłam
do łazienki. Wyglądał na...głodnego.
Nie rozumiałam,
dlaczego robił z tego wielką sprawę. Widział mnie wcześniej w
moich nocnych ciuchach, a to prawie niczym się nie różniło. Ale
widok mnie mającej na sobie jego koszulę, co prawda z niczym pod
spodem poza skromną parą bawełnianych majtek...nie zdawałam sobie
sprawy, że uzna to za takie pociągające.
Zajęło mi to
chwilę, ale odzyskałam głos - Cześć - powiedziałam, zaczynając
od początku.
Jego oczy mignęły, ciemne pod grubymi rzęsami.
- Jesteś zły? - spytałam. Moje ręce zaczęły bawić się
jednym z guzików od koszuli. Chciałam upewnić się, ze nadal tam
był. Sposób, w jaki na mnie patrzył, powodował, że czułam się
jakbym niczego na sobie nie miała.
Jego brew zmarszczyła się
w zagubieniu. - Co?
Zdałam sobie sprawę, że nie słyszał
ani słowa z tego, co powiedziałam, gdy wyszłam z łazienki.
Powolny uśmiech rozlał się na mojej twarzy, podekscytowanie mnie
pobudziło. To było całkiem zabawne. - Zgaduję, że nie.
Edward
nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Jego twarz miała kolor popiołu,
miał niebieskie cienie pod nieufnymi oczami. - Bello? - ledwo
słyszałam jego szept. - Nie wiem, czy potrafię to zrobić.
Ale
przygotowałam się już na jego opór. Ostrzegał mnie przed tym
tygodnie przed ślubem. - Niczego nie obiecuję - powiedział, gdy
wypłynął temat, głównie podczas szeptanej rozmowy w moim łóżku
późno w nocy. - Twoje bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu.
Edward był zbyt opiekuńczy, jeśli o mnie chodzi. Nawet sam
to przyznał. Nadszedł czas, żeby trochę odpuścił.
Ignorując
go, upewniłam się, że utrzymuję kontakt wzrokowy, zsunęłam
majtki, pozwalając im opaść w dół po nogach na ziemie. Ledwo
usłyszałam jego powolny wdech powietrza.
Jego spojrzenie
opuściło się na skrawek miękkiej bawełny, która leżała teraz
na moich stopach. Napięcie napływało do niego falami. - Ja nie
żartuję, Bello.
Spojrzałam się na niego wilkiem. - Boże
drogi, Edward, to tylko bielizna.
Popatrzył na mnie i
natychmiast zamknęłam usta. Jego oczy były bliskie dzikości.
Mogłam zobaczyć pojawiającą się stanowczą czerń, która
obszyła jego piękne oczy koloru irysów. To był wystarczający
powód, żeby przestać się z nim drażnić. Mogłam być czasem
lekkomyślna, ale nie byłam głupia. Przynajmniej...nie tak często.
- Myślałam, że wczoraj razem z Emmetem polowaliście.
Zamrugał
i pokiwał głową, jakby moje słowa wyrwały go z transu. Następnie
przełknął ślinę, nadal z oczami utkwionymi we mnie. Mrok zniknął
z jego spojrzenia. - Polowaliśmy.
- W takim razie możesz to
kontrolować, jeśli tylko spróbujesz. Po prostu...odczekaj minutę
albo coś. Chcesz, żebym oderwała od tego twoją uwagę?
-
Bella to nie jest żart. - Teraz się zdenerwował, podniósł głos,
żeby mi przemówić do rozsądku. - Mógłbym cię skrzywdzić.
Oczywiście przechodziliśmy już przez to wszystko wcześniej,
więc nie wzięłam odmowy do siebie. Podeszłam do łóżka, nie
przejmując się rozgorączkowanym spojrzeniem, które we mnie
kierował. Raz błędnie zinterpretowałam to spojrzenie - ukryłam
nawet przed nim moją twarz, myśląc, że wypełnione było
nienawiścią, Ale nie...po prostu się bał.
-Edward...-szepnęłam,
wyciągając rękę, żeby dotknąć tyłu jego szyi na linii włosów.
Była jak jedwab pod moimi palcami.
Mój dotyk go uspokoił.
Westchnął zrezygnowany. - Co jeśli będziesz krwawić? - zapytał
cicho.
- Wtedy będę krwawić. Zdarza się. I powstrzymasz
się, jeśli to cię podekscytuje...ponieważ ty jesteś Edwardem, a
ja jestem Bellą. - Chwyciłam jego ręką i podniosłam ją do
mojego policzka. - Czy naprawdę myślisz, że mógłbyś mnie
kiedykolwiek skrzywdzić? Myślisz, że byłbyś w stanie?
Jego
mina wydawała się mówić, wiem, że jestem do tego zdolny. Ale na
jego chlubę, nie powiedział słowa na głos. Odbywaliśmy tę
rozmowę wiele razy i kończyła się zawsze tym małym słowem.
-
Spróbuję.
Byłam zadowolona, że zdecydował się przeskoczyć
do tej części. Miałam jej dość.
Pocałowałam go w włosy
i pozwoliłam mu wziąść się w ramiona. Nadal siedział na krańcu
łóżka ze mną stojącą naprzeciwko. Było miło, tak pochylać
się nad nim, zamiast patrzeć na niego z dołu. Ponieważ był ode
mnie wyższy, niezbyt często mogłam obejmować go w ten sposób.
Położył głowę pomiędzy moimi piersiami, ocierając się o mnie,
wdychając mój zapach. Jego ręka zsunęła się pod brzeg mojej
koszuli, rysując palcami wzory w górę aż do uda. Jego ręce w
końcu przesunęły się na moje nagie biodro, jego zimna skóra
chłodziła żar, który promieniował z mojego ciała. Cieszyłam
się, że mógł słyszeć dźwięk wzrastającego tempa mojego
serca. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Spojrzał ponownie na moje majtki, odrzucone, ale jak
najwyraźniej niezapomniane. Wtedy się roześmiał...czystym,
pogodnym śmiechem. - Ty mała figlarko - zamruczał, gdy to
powiedział.
Następnie przyciągnął moją twarz do swojej i
mnie pocałował.
Nie był to pocałunek podobny do żadnego
innego, który kiedykolwiek dzieliliśmy, chociaż zauważałam
wcześniej ślady ukrytej namiętności. Ten był...gorący. Gorący
jak fale żaru bijące z asfaltu w upalne popołudnie w Phoenix. Ale
jego usta było zimne, tak jak zawsze. To było to tempo, szaleństwo,
głód, które były świadkiem wulkanu eksplodującego za moimi
oczami. Rozchylił swoimi wargami moje, szukają językiem korytarza.
Pocałunek stał się wolniejszy, ale zamienił się w coś
niemożliwie namiętnego. Palce wplątane we włosy, przyciągające
moją głowę by mieć łatwiejszy dostęp. Całował głęboko,
powolnie.
Odsunął się zbyt wcześnie, nie miałam nawet
czasu by zaprotestować zanim poczułam jego usta na szyi,
podszczypujące i liżące skórę coraz niżej wzdłuż mojego
gardła. Z trudem przełykałam ślinę, zamykając oczy w zachwycie.
Moje usta z rana na pewno będą posiniaczone. A moja szyja. Nie
mogłam zmusić się, by się tym teraz przejmować
- Chcę cię
dotknąć Bello - wyszeptał przy mojej szyi, baz wdechu pomiędzy
pocałunkami. Następnie spojrzał i zawiesił na mnie swoje oczy. -
Muszę cię dotknąć. Mogę?
Jestem pewna, że mina, którą
zrobiłam w odpowiedzi nie była zbyt ładna. Co on żartował sobie?
Jeśli nie skończy z tą staroświecką tkliwością, strzelę go w
nos. Powstrzymałam się od tego, wiedząc, że prawdopodobnie było
by to bardziej bolesne doświadczenie dla mnie niż dla niego.
-Duh
- wysyczałam. Nie chciałam brzmieć tak niedojrzale. Ale przestał
mnie całować, żeby zapytać mnie o pozwolenie, a wcale mi się to
nie podobało. Wydawało mi się, że zrozumiał moją frustrację i
szelmowsko uśmiechnął się do mnie, podczas gdy jego ręce
przesuwały się pod moją koszulą.
Zaczął od tali,
koniuszkami palców przesuwał po jej linii...następnie jedna z jego
rąk odnalazła mój krzyż, a druga przyciśnięta została płasko
do gładkiego brzucha. Ten nacisk wydawał się niespodziewanie
przyjemny. Zarumieniłam się nieco leżąc nadal nieruchomo,
pozwalając mu rysować okręgi wokół mego pępka. Pocałował mnie
w to miejsce przez tkaninę, szepcząc coś, gdy to robił. Nie
zrozumiałam z tego ani słowa. Byłam niezdolna do usłyszenia
czegokolwiek. Dotykał każdego cala moich pleców, tali i brzucha.
Robił to z taką czcią, jakbym była zrobiona z cienkiego jak
papier szkła.
Następnie, zaraz przed tym, gdy pomyślałam,
że oszaleję z niecierpliwości, dotknął opuszkami palców mojego
brzucha na linii żeber i wziął jedną z moich piersi w rękę,
wyraz zdumienia i ciekawości przemknął po jego twarzy. Wpatrywałam
się w niego, oceniając jego rekcje. Zawsze się zastanawiałam czy
robił to wcześniej, może, podczas gdy spałam albo, gdy byłam
zbyt pochłonięta całowaniem go, żeby zauważyć. Nie byłabym
wściekła, gdyby to robił...powierzyłam swoje ciało jego opiece
dawno temu. Ale nie, jego wyraz twarzy świadczył, że było to dla
niego całkiem nowe. Przycisnął kciuk do mojego sutka, wpatrując
się twarz, być może, żeby sprawdzić czy mi się to spodoba.
Podobało mi się, ale i tak się wierciłam. Chociaż bezcelowe były
próby wyrwania się z jego stalowego uścisku. Zachichotał,
poprawnie interpretując moją reakcję jako pozytywną i nie
pozwolił mi na ucieczkę. Jego usta ponownie odnalazły moje, i
porwały mnie w swawolny pocałunek. Zrelaksowałam się, oddając
się pieszczocie, ukołysana przez jego słodki smak.
Zimne
koniuszki palców, gładkie jak szkło, odnalazły czułe miejsce na
wnętrzu mojego uda. Z jego wargami na moich z trudem łapałam
powietrze, nogi zaczęły mi drżeć, gdy jego palce przesuwały się
w górę zamierzoną ścieżką...ale nie dotknął mnie tam. Jeszcze
nie. Chyba rozpadnę się w oczekiwaniu.
Opuszczając swoje
miejsce na skraju łóżka, nagle ukucnął przede mną na kolanach,
trzymając mnie w pasie, tak bym pozostała w miejscu stojąc przed
nim. Jego oczy były poważne, gdy spojrzał się na mnie, czerń i
bursztyn walczyło o kontrolę. - Jesteś pewna, że chcesz to
zrobić? Ostatnia szansa, Bello.
Kiwnęłam głową, nie będąc
w stanie czegokolwiek powiedzieć. - Proszę - było jedynym, na co
było mnie stać.
Moje oczy pozostały zamknięte, gdy
poczułam, że rozpina guziki mojej koszuli. Przysunął moje ciało
tak blisko do siebie, że musiałam chwycić go za ramiona by się
uspokoić. Jego oddech omiótł moją gołą skórę na brzuchu i
odcisnął gorący pocałunek na wgłębieniu mojej kości biodrowej.
Moje uda rozchyliły się, kierowane przez jego ręce. Obniżył usta
do tej części mojego ciała, której nikt na tej planecie nie
widział odkąd byłam dzieckiem. Pocałował mnie tam, miękkie
wargi, otwarte usta...potem poczułam jego język, zimny jak lód i
mokry na moim gorącym...i wtedy pomyślałam, że mogłabym już
umrzeć. Moje ciało stało się sztywne, chwyciłam garść jego
włosów w rękę. Jęknął i przyciągnął mnie bliżej, nadal z
wargami przy mnie, przesyłając szarpnięcia prądu buzujące przez
moje serce. Wydawał się odnajdywać radość w moim smaku, zachwyt
w brutalności odpowiedzi mojego ciała.
Nigdy się tak nie
czułam. To wszystko było dziwne i nowe. Tak naturalna, silna
przyjemność gdzieś głęboko w dole mego brzucha. Ale zawsze,
kiedy to uczucie wzmacniało się, dochodząc do pewnego punktu,
wiedziałam, że muszę to powstrzymać, wiedziałam, że muszę
przed tym uciec. Musiałam, bo było to po prostu
niedozniesienia...za wiele, za wiele...Nie wiedziałam, co zrobić z
tym wszystkim, co nagle czułam, a nie było gdzie przed tym uciec.
Chciałam, żeby mnie puścił, jego sprytny język pozostał w
ustach tam gdzie jego miejsce. To było niebezpieczne. Dłużej się
już nie kontrolowałam.
To był pierwszy raz, kiedy
pomyślałam, że tak naprawdę mnie wystraszył.
To był też
pierwszy raz, kiedy zignorował moje prośby by przestał. Nie żebym
w rzeczywistości go prosiła.
- Spokojnie Bello - wyszeptał
przy moim ciele, jego usta mokre - Nie bój się tego.
Czasami
nie byłam do końca pewna czy naprawdę nie potrafi czytać mi w
myślach.
- Daj się ponieść.
I tak zrobiłam, chociaż
byłam niechętna. Świat wokół mnie ucichł i nie byłam świadoma
niczego poza moim ciałem...i sposobu, w jaki mnie dotykał. Czułam
ucisk jego rąk na sobie, jedną spoczywającą na moim biodrze, a
drugą delikatnie rozdzielającą moje uda by mieć lepszy dostęp.
Były jedynymi rzeczami, które powstrzymywały mnie przed upadkiem
na ziemie. Miałam wrażenie jakbym się unosiła i nie byłam pewna
czy to uczucie mi się podoba.
To doznanie trwało
znacznie dłużej, niż tego chciałam. Miałam ochotę krzyczeć,
zrobić cokolwiek by wydostać na zewnątrz to, co wewnątrz mnie tak
narastało. Żebym mogła powrócić do własnego ciała. Ale to nie
nadchodziło. Było doprowadzające do szału, jak czajnik gotującej
się wody, który nie chce się zagotować. Potrzebowałam czegoś,
czego mogłabym się podtrzymać, ale nic nie było w stanie mnie
podeprzeć. Chwyciłam jego koszulę, jego włosy, uszy, ciągnąc
mocniej niż bym to robiła, gdyby był to ktoś inny. Oczywiście
nie sprawiłam mu bólu. Jedynie stłumił uśmiech i kontynuował tę
torturę.
Właśnie wtedy, gdy miałam go odepchnąć i błagać
o to żeby przestał, ponieważ nie byłam już w stanie dłużej
tego znieść, coś wewnątrz mnie się wydarzyło, coś czego nie
potrafiłam wyjaśnić. Mój brzuch niespodziewanie ścisnął
się...a potem uniósł. Moje ciało temu uległo, a usta uformowały
idealne O. Nie krzyczałam, chociaż tego chciałam. Prawdą było,
że nie mogłam złapać oddechu.
O wszystkim zapomniałam.
Jego imię. Swoje własne.
W mojej głowie, w jakiś
sposób się połączyliśmy.
Jedna osoba, jeden umysł, jedno
ciało.
W pewnym momencie moje nogi musiały nie wytrzymać,
ponieważ dłużej już nie stałam. Przypuszczam, że jakoś
zsunęłam się w dół na niego, wspomagana w dobrym kierunku przez
jego ręce. Znalazłam się na jego kolanach, ostrożnie przez niego
tulona. Czułam się jak szmaciana lalka - trzęsąca się, pijana od
nieznanych wrażeń.
Podniósł mi podbródek i obsypał
pocałunkami moje zaspane oczy. - Cóż za śliczna
mała....przepiękna. - wyszeptał w mich włosach. - Moglibyśmy tu
przerwać, Bello. Podobało ci się, prawda? Mógłbym zrobić to
znowu. Całą noc, jeśli tylko chcesz. Nie musimy posuwać się
dalej.
Był okropnie słodki - w końcu zrobił to dla mnie,
tylko na moje własne życzenie - a ja czułam się winna, kiedy
naszła mnie chęć żeby się schować. Odnalezienie sił zajęło
mi chwilę, ale zdołałam stanąć, chociaż nogi miałam jak z
galarety. Dosyć spokojnie pociągnęłam koszulę w dół, żeby
zasłonić nagość i uciekłam do łazienki nie odzywając się
słowem.
Pozwolił mi odejść, ale czułam na sobie jego
wzrok.
W łazience, gapiłam się na siebie w lustrze z
otwartymi ustami, następnie trzęsącymi dłońmi pochlapałam wodą
twarz. Mój makijaż rozmazał się, czarne stróżki spływały z
moich oczu. Ślepo sięgnęłam po mydło, żeby to wszystko zmyć z
twarzy. Zimna woda była rozpraszająca, ale dzwoniło mi w uszach i
musiałam usiąść na skraju wanny i położyć głowę między
kolanami, żeby przestało.
A niech mnie do cholery. To była
dopiero gra wstępna.
To był pierwszy raz, gdy go tak naprawdę
zrozumiałam. Sex z Edwardem nigdy nie będzie bezpiecznym, niewinnym
aktem, który większość ludzi jest w stanie dzielić. Całe to
doznanie wystraszyło mnie, a nie byłam zastraszonym kotkiem. Może
miał rację. Może powinniśmy na tym zakończyć?
Zagryzłam
wargi zastanawiając się, w jaki sposób do licha wyjdę tam i
spojrzę mu znowu w twarz.