Chaim Rumkowski - kat setek swoich współbraci
Autor: indeed4 07.01.11, 04:35
z łódzkieggo
getta.
Chaim Mordechaj Rumkowski (ur. 27 lutego
1877 w Ilinie, powiat ostrogski, zm. 1944 w Auschwitz) –
przemysłowiec, działacz syjonistyczny, przewodniczący Judenratu w
łódzkim getcie, kolaborant pod okupacją hitlerowską, przestępca
wojenny.
Z getta Lichmannstadt przeżyło
kilkanaście tysięcy osób – o ileż więcej niż w Warszawie.
Zostanie jednak zapamiętane jako miejsce, w którym Chaim Rumkowski
po otrzymaniu kolejnego nakazu wywózki mówił do mieszkańców:
„Oddajcie mi wasze dzieci”.
65 lat temu Niemcy
dokonali likwidacji Łódzkiego Getta.
Przed wojną w
wielonarodowej Łodzi mieszkało ponad 230 tysięcy Żydów,
stanowili więcej niż jedną trzecią ludności miasta. Kiedy
wkroczyli Niemcy, wielu, zwłaszcza tych zamożnych, wyjechało,
uciekając do Warszawy lub na wschód. Ale większość została.
Niemal natychmiast dotknęły ich skierowane przeciwko Żydom
niemieckie zarządzenia – nakaz oznakowania żydowskich
przedsiębiorstw, grabieże, konfiskata majątków i towarów, zakaz
korzystania z parków i miejskiej komunikacji. I także to
najboleśniejsze – zamknięcie w getcie.
Pierwsze
pogłoski o planowanej izolacji Żydów rozeszły się jeszcze
jesienią 1939 r., do działania Niemcy przystąpili w lutym 1940 r.
Getto powstało w najbiedniejszej, północnej dzielnicy miasta –
na Bałutach i Starym Mieście. Na obszarze niewiele ponad 4 km kw.
zgromadzono ponad 160 tysięcy ludzi. Później getto dodatkowo
zmniejszono i przetransportowano tam jeszcze Żydów z Niemiec,
Austrii i Czech. Zagęszczenie w 1942 r. sięgnęło ponad 42 tys.
osób na kilometr kwadratowy. Wewnątrz getta – jak w innych takich
miejscach – głód, choroby, wywózki, rozpacz. Tym, co sprawiło,
że było tak inne od np. warszawskiego, był fakt, że funkcjonowało
jak gigantyczny zakład produkcyjny.
Użyteczność miała
getto ochronić i udowodnić, że jest Niemcom potrzebne.
Jednocześnie jednak każda ze sfer życia była ściśle
kontrolowana – żydowskie władze getta, z prezesem Chaimem
Rumkowskim na czele, stworzyły dzielnicę zamkniętą na kształt
quasi-państwa: miało swoje pieniądze, pocztę i znaczki pocztowe z
podobizną Prezesa, prasę, sądy. Były kolonie dla dzieci,
przedstawienia, rewie. Wszystko to jednak nie tyle chroniło ludzi,
ile ograniczało ich i upokarzało. To „Prezes” – jak o nim
mówiono, oraz kierownicy w poszczególnych resortach wydzielali
żywność, co w naturalny sposób było źródłem korupcji.
Dodatkowe przydziały żywności, sanatoria (tzw. Heimy), mieszkania
– wszystko to było udziałem tych, którzy się Prezesowi
zasłużyli. Pieniądze gettowe, tzw. rumki, skutecznie zaś
uniemożliwiały kupowanie towarów na zewnątrz. Getto było ściśle
izolowane, również dlatego, że praktycznie nie posiadało
kanalizacji, nie istniało więc takie połączenie ze stroną
aryjską jak kanały. Od początku wojny prowadzono też masowe
przesiedlenia ludności – Łódź miała być miastem niemieckim,
więc przesiedlono tam wielu Niemców z Rzeszy, co spowodowało, że
otoczenie getta było niemieckie, a nie polskie. Ucieczka była
niemożliwa. Dzielnica zamknięta stała się pułapką o wiele
bardziej szczelną niż getto w Warszawie.
Kto miał
władzę, miał życie
Dziennik prowadzony w getcie przez
Jakuba Poznańskiego jest dziwną lekturą. Opisuje getto od jego
pierwszych dni aż do samego końca, do wejścia wojsk radzieckich.
Tak jak w innych tego typu wspomnieniach głównymi tematami są:
żywność, przydziały, głód, strategie przeżycia. Zapiski
koncentrują się jednak również na funkcjonowaniu getta i
wszelkich osobistych zależnościach – kto z kim, kiedy, komu
podpadł, a kto kogo chroni… Tym intrygom, istniejącym zapewne w
każdej wielkiej korporacji, Poznański przygląda się z oburzeniem,
starając się pozostać poza nimi.
11 kwietnia 1943 r.
Poznański zanotował:
„Zrobiła się w getcie moda na
urządzanie jubileuszów i z tym związane pewnego rodzaju imprezy
wokalno-artystyczne. 27 lutego upłynęło dwa lata od dnia założenia
resortu papierniczego i chciano ten termin w jakiś sposób
uwiecznić. Kierownictwo postanowiło urządzić wystawę wyrobów
resortu i akademię z rewią. (…) Jeżeli wystawa ma jakiś cel i
znaczenie, to moim zdaniem rewia nie powinna mieć miejsca i nie ma
dla niej usprawiedliwienia. Tłumaczy ją tym, że jak Prezes na taką
rewię czy akademię przychodzi, odbiera hołd, który mu dany resort
składa w postaci upominku, to odwdzięcza się w postaci talonów
dla pracujących. Jestem tego zdania, że nie jest to odpowiedni
zwyczaj i nie jest to odpowiedni sposób traktowania ludzi. Niestety,
etyka w getcie prawie że nie istnieje, i u wszystkich jego
mieszkańców jedzenie jest na pierwszym miejscu, i wszystkie środki,
którymi można zdobyć trochę jedzenia, są dobre”.
Najważniejszym z tych środków była władza. Ten, kto
miał władzę, miał życie – dobre, w miarę spokojne, z
wyjazdami do sanatorium na Marysinie, gdzie można było najeść się
do syta, z sukniami dla żony i wszystkimi możliwymi przywilejami.
Walka, która toczyła się w getcie, była więc przede wszystkim
walką o władzę. Na tym najwyższym poziomie – między Rumkowskim
a Dawidem Gertlerem, jednym z szefów żydowskiej policji. Na innych
– między pracownikami i kierownikami licznych resortów,
stworzonych przez Rumkowskiego: szkolnictwa, aprowizacji, tramwajów
itd. Resorty, urzędnicy, setki niepotrzebnych dokumentów również
były częścią jego strategii. W żydowskiej administracji getta
Litzmannstadt pracowało niemal dziesięć tysięcy osób, dwa razy
więcej niż w warszawskim Judenracie – to był też sposób na
przetrwanie, pozory koniecznego zatrudnienia.