Silniki turbodoładowane stawiają użytkownikom wyższe wymagania eksploatacyjne. Nie należy tego lekceważyć.
Turbosprężarka na dobre rozgościła się w układach zasilania samochodów osobowych. Nawet tych najniższych klas, przeznaczonych dla najszerszego kręgu odbiorców. Hasła „turbo” nikt nie wiąże już tylko ze sportem albo luksusem. Zastosowanie turbosprężarki podnosi sprawność silnika, co sprzyja wyższym mocom jednostkowym i obniżaniu zużycia paliwa. Tak w dużym uproszczeniu wyglądają korzyści. Ale jest również druga strona medalu. „Turbo” komplikuje konstrukcję silnika i stawia wyższe wymagania elementom rozrządu i układu korbowego.
Turbodoładowane silniki są
droższe. Sama turbosprężarka dla nowoczesnego, popularnego
turbodiesla kosztuje ok. 2500 zł, a dla silnika benzynowego nawet
4000 zł. Pozornie jest to prosty element, złożony z obudowy,
turbiny, sprężarki, wałka łączącego turbinę i sprężarkę
oraz łożysk. Problem tkwi w ogromnej precyzji wykonania oraz
jakości materiałów, które muszą wytrzymywać temperatury rzędu
600º C po stronie sprężarki pompującej powietrze do silnika i
rzędu 1000º C po stronie turbiny napędzanej gazami wydechowymi.
Muszą też podołać obrotom przekraczającym 100 000 obr/min.
Użytkownik ma spory wpływ na bezawaryjną pracę turbosprężarki i jej trwałość. Przede wszystkim powinien dbać o odpowiedni poziom oleju w silniku i rygorystycznie przestrzegać zaleconych przez producentów wymagań co do jakości oraz przebiegów między wymianami oleju. Nawet chwilowy brak smarowania albo nieodpowiednie parametry zbyt mocno „przepracowanego” oleju prowadzą zazwyczaj do zniszczenia łożysk. Niebezpieczne są również cząstki stałe, niszczące łopatki turbiny. Mogą one znaleźć się w zasysanym przez turbosprężarkę powietrzu albo w gazach wydechowych, po spaleniu słabej jakości paliwa. Warto więc tankować samochód w renomowanych stacjach paliw i rygorystycznie przestrzegać terminów wymiany filtra powietrza.
Niezwykle istotna jest sprawa chłodzenia turbosprężarki po zakończonej jeździe. Tylko po spokojnej jeździe w warunkach miejskich silnik można wyłączać od razu. Po długotrwałej jeździe w trasie z prędkością 80-90 km/h wyłączenie powinno nastąpić dopiero po 20-30 sek. Po jeździe z prędkościami w okolicach 100 km/h okres wyczekiwania powinien trwać nawet minutę. Dłużej trzeba poczekać wówczas, gdy jazda była szczególnie forsowna. Jeśli po dłuższej, nawet szybko przejechanej trasie wjeżdżamy do miasta i poruszamy się z małymi prędkościami przez kilkanaście minut to „turbo” zdąży wystygnąć i silnik będzie można wyłączyć od razu. Zalecenia co do studzenia turbosprężarki można znaleźć niekiedy w instrukcjach obsługi. Warto też wiedzieć, jaki rodzaj turbiny zamontowano w silniku naszego samochodu. Jeśli ma ona zmienną geometrię łopatek turbiny to ciągła, zbyt spokojna jazda doprowadzi do ich zapieczenia. By łopatki pracowały i nie zatarły się konieczna jest jazda przy wykorzystaniu całego zakresu obrotów silnika, przynajmniej co jakiś czas. Dlatego czasami trzeba przejechać się bardziej dynamicznie.
Awarie turbosprężarki mogą być
bardzo różne i objawiają się w rozmaity sposób. Może to być
zbyt głośna praca, czarny lub niebieski dym z rury wydechowej,
wycieki lub podwyższone zużycie oleju. Nie każdego stać na
wymianę tego drogiego podzespołu, dlatego wiele warsztatów
regeneruje „turbo” z dobrym skutkiem. Unikać należy kupowania
tanich, używanych turbosprężarek. Najczęściej pochodzą one z
aut powypadkowych i nie powinny być już użytkowane. Wstrząs
związany z kolizją działa niezwykle destrukcyjnie na precyzyjny
mechanizm i wydatnie skraca jego żywotność.