Rodziny pokrzywdzone dwa razy

Nasz Dziennik, 2011-02-11

Z Ewą Kochanowską, wdową po rzeczniku praw obywatelskich dr. Januszu Kochanowskim, który zginął w katastrofie Tu-154M pod Smoleńskiem, rozmawia Paulina Jarosińska

Minęło dziesięć miesięcy od katastrofy smoleńskiej, największej tragedii w powojennej Polsce. Jest już po publikacji raportu MAK, przed polskim raportem komisji Jerzego Millera. Czy według Pani, jesteśmy bliżej czy dalej od poznania przyczyn i okoliczności tragedii?
- Nie tylko ja chyba odnoszę takie wrażenie, że prawda jest coraz dalej, a przyczyną tego są błędne decyzje przedsiębrane na początku całego postępowania. Dlaczego mam takie wrażenie? Brak dowodów w Polsce, niektóre niszczeją i tracą swoją moc wpłynięcia na śledztwo. Na początku prognozowano, że badanie katastrofy może potrwać szereg lat - w tej chwili zaczyna się to sprawdzać. Nie widzę w tym momencie zbliżania się do prawdy.

Co najbardziej Panią oburza, jeśli chodzi o sposób prowadzenia śledztwa i sposób komunikowania zarówno polskiego rządu, jak i prokuratury z rodzinami i opinią publiczną?
- Najbardziej oburza mnie to, że polski rząd i polska prokuratura głównie przejmują się tym, co powiedzą Rosjanie. Na jednym ze spotkań z prokuratorami w sposób kategoryczny uzasadniano, dlaczego prokuratura polska przychyla się do wniosku o wycofanie zeznań kontrolerów z wieży smoleńskiej na wniosek prokuratury rosyjskiej. Powiedziałam wówczas, żebyśmy przestali przejmować się tylko Rosjanami, a zastanowili się, co prokuratura powinna zrobić dla strony polskiej, jakie kroki podjąć. Wtedy jeden z pełnomocników podsunął wyjątkowo rozsądne rozwiązanie prawne. Zarówno strona rządowa, jak i polska prokuratura starają się nadmiernie przypodobać Rosji i mam takie wrażenie, że niekoniecznie polska racja jest priorytetem. Bardzo wiele pozostawia do życzenia także stosunek do rodzin. W każdym normalnym państwie jest tak, że rodziny ofiar katastrof są z natury rzeczy uznawane za najbardziej zainteresowane prowadzonym śledztwem. W naszym wypadku tak nie jest. W Wielkiej Brytanii komisja państwowa badająca katastrofy lotnicze o swoich postępach w pierwszej kolejności informuje rodziny, urządza briefingi, na bieżąco przedstawia wszystkie nowe dane ze śledztwa - oczywiście wszystko to jest czynione z ogromnym wyczuciem. Dzięki temu zachowuje się minimum przyzwoitości, ponieważ osoby najbardziej zainteresowane sprawą, czyli osoby bliskie, dowiadują się o wszystkim jako pierwsze. Natomiast w przypadku katastrofy smoleńskiej to opinia publiczna jest informowana w pierwszej kolejności, a rodziny najczęściej słyszą pewne informacje tylko z mediów.

Tak właśnie potraktowano rodziny, gdy ogłoszono w mediach, że otrzymają one po 250 tys. zł zadośćuczynienia.
- Ja sama dowiedziałam się o tych odszkodowaniach od dziennikarki, która chciała uzyskać ode mnie komentarz w tej sprawie. Tego typu sytuacje pokazują jednoznacznie, że informacje, które pojawiają się najpierw w mediach na temat rodzin, są publikowane tylko po to, aby manipulować opinią publiczną. Te nieszczęsne zadośćuczynienia zostały "wrzucone" do mediów po bardzo nieudanym wystąpieniu sejmowym premiera Donalda Tuska w sprawie katastrofy. Ewidentnie chodziło o to, aby weekendowe informacje były poświęcone kwestii zadośćuczynień, a nie nieudolności Tuska w jego sejmowym przemówieniu. Przeciwstawiano rodziny jednej katastrofy bliskim innej tragedii właśnie po to, aby zmanipulować opinię publiczną. Co znamienne, ci, którzy po tej informacji zwrócili się do Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, aby dowiedzieć się czegoś konkretnie na ten temat, stwierdzili, że Prokuratoria jest kompletnie nieprzygotowana do podjęcia kwestii zadośćuczynień.

Jak Pani skomentuje odrzucenie przez sejmową Komisję Ustawodawczą projektu uchwały jednoznacznie potępiającej raport MAK?
- Przywołam tutaj słowa księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, który już dawno tak trafnie zauważył: "W ciągu całego naszego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie". Mam wrażenie, że te słowa w obecnej sytuacji całkiem udanie określają jadro konfliktu. Nic nie szkodziło polskim parlamentarzystom powiedzieć, że Sejm odrzuca raport MAK w całości. Gdyby taką uchwałę podjęto, Polska wyszłaby z twarzą z całej tej upokarzającej sytuacji.

Co Panią najbardziej niepokoi w sprawie katastrofy smoleńskiej? Jakie ma Pani dziś pytania?
- Mnie najbardziej niepokoi to, że katastrofa smoleńska poprzez brak transparentnego śledztwa od samego początku będzie przez wiele lat nieszczęściem dla naszego kraju i Narodu. Na pewno położy się cieniem na relacjach polsko-rosyjskich i na pewno będzie główną osią sporu w Polsce na długie lata. Nawet jeśli zostaną kiedyś ujawnione obiektywne i rzetelne przyczyny, to błędne decyzje z początku śledztwa mogą powodować, że ciągle będą osoby, które będą podważały te przyczyny. To jest rana, która będzie się wciąż odnawiać - tylko dlatego, że od początku zabrakło perspektywicznego, odpowiedzialnego myślenia o państwie.

Dziękuję za rozmowę.