Ratowanie Żydów w czasie II wojny światowej przez polski kler katolicki cz. 1
Świadectwa ocalonych i ratujących
Wartime Rescue of Jews
by the Polish Catholic Clergy
The Testimony of Survivors and Rescuers
Mark Paul
Wyd. uzupełnione maj 2019
Polish Educational Foundation in North America
Toronto
Akcji ratowania Żydów podczas II wojny światowej podejmowali się księża, zakonnice i zakonnicy w ponad 1.000 instytucjach Kościoła Katolickiego w Polsce. Liczba uczestniczących w nich księży i osób konsekrowanych była wielokrotnie większa.
Ten wysiłek jest tym bardziej niezwykły, gdyż Polska była jedynym krajem pod niemiecką okupacją, w kórym za jakąkolwiek pomoc Żydom rutynowo karano śmiercią. Kilkudziesięciu członków polskiego kleru zginęło z tego powodu.
Należy pamiętać, że polski kler katolicki był jedynym chrześcijańskim klerem systematycznie śledzonym, prześladowanym, mordowanym i więzionym w tysiącach jako skutek ludobójczej nazistowskiej polityki.
Niniejszy zbiór opowieści o ratowaniu nie jest wszechstronny, jest jeszcze do umieszczenia kilkaset historii. Tego dzieła dokonała Polska Fundacja Edukacyjna w Ameryce Północnej /
The Polish Educational Foundation in North America (Toronto) i zamieszczono je na tych portalach:
http://www.kpk-toronto.org/obrona-dobrego-imienia/
i
http://www.glaukopis.pl/images/artykuly-obcojezyczne/CLERGYRESCUEKPK052016.pdf
NINIEJSZY ZBIÓR NIE JEST NA SPRZEDAŻ, JEST JEDYNIE DLA CELÓW EDUKACYJNYCH I BADAWCZYCH.
Wybrane publikacje Marka Paula:
Historia 2 sztetli, Brańsk i Ejszyszki: Przegląd relacji polsk-żydowskich na Kresach podczas II wojny światowej /The Story of Two Shtetls, Brańsk and Ejszyszki: An Overview of Polish-Jewish Relations in Northeastern Poland during World War II. Praca zbiorowa. Toronto; Chicago: Polish Educational Foundation in North America, 1998: Pogrom antysemicki w Ejszyszkach? Przegląd relacji polsko-żydowskich na Kresach /“Anti-Semitic Pogrom in Ejszyszki? An Overview of Polish-Jewish Relations in Wartime Northeastern Poland” (Cz. 2, s. 9–172) & Relacje żydowsko-polskie na okupowanych przez sowietów Kresach… / “Jewish-Polish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939–1945” (Cz. 2, s. 173–230)
Złote żniwa czy złote serca? Badania wojennego losu Polaków i Żydów / Golden Harvest or Hearts of Gold? Studies on the Fate of Wartime Poles and Jews. Red. Marek Jan Chodakiewicz, Wojciech Jerzy Muszyński & Paweł Styrna. Washington, D.C.: Leopolis Press, 2012.
Ratowanie żydowskich uciekinierów z obozu śmierci w Treblicne / “Rescue of Jewish Escapees from the Treblinka Death Camp” (s. 117–137) & Polacy i Żydzi na polskich Kresach we wrześniu 1939 / “Poles and Jews in Poland’s Eastern Borderlands in September 1939” (s. 257–293)
Glaukopis, no. 25/26 (2012), no. 27 (2012), no. 28 (2013), no. 30 (2014)
Publikacje online: http://www.kpk-toronto.org/obrona-dobrego-imienia/:
Sąsiedzi w przededniu holokaustu: relacje polsko-żydowskie na polskich Kresach pod okuopacją sowiecką / Neighbours on the Eve of the Holocaust: Polish-Jewish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939–1941
Wzory współpracy, kolaboracja i zdrada: Żydzi, Niemcy i Polacy w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej / Patterns of Cooperation, Collaboration and Betrayal: Jews, Germans and Poles in Occupied Poland during World War II
Pogmatwana sieć: relacje polsko-żydowskie na polskich Kresach w czasie i po wojnie / A Tangled Web: Polish-Jewish Relations in Wartime Northeastern Poland and the Aftermath
Tradycyjne żydowskie postawy wobec Polaków / Traditional Jewish Attitudes Toward Poles
SPIS TREŚCI
Mapy
Przegląd niemieckiej okupacji 1939–1945 4
Traktowanie polskiego katolickiego kleru 6
Początkowe lata niemieckiej okupacji 1939–1941 13
Atak Niemiec na Związek Sowiecki czerwiec 1941 35
Pełna furia holokaustu 1942–1945 42
Bibliografia…………………………………………………………………………………………..266
Zakony żeńskie ratujące Żydów…………………………………………………………………..268
Zakony męskie ratujące Żydów ……...……………………………….272
Polscy księża i zakonnice uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów przez Yad Vashem 274
Polscy księża i osoby konsekrowane zamordowani przez Niemców za pomoc Żydom 276
Zbiorowe wysiłki polskich chrześcijan w ratowaniu Żydów 287
Uznanie i (nie)wdzięczność……………………………………………………………………303
ARCHIDIECEZJE I DIECEZJE
KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO ŁACIŃSKIEGO RYTU W 1939
ARCHIDIECEZJE I DIECEZJE KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO
RYTU ŁACIŃSKIEGO W 1939
Archdiecezja Gniezno – Poznań
Diecezja Chełmno
Diecezja Włocławek
Archdiecezja Warszawa
Diecezja Łódź
Diecezja Lublin
Diecezja Płock
Diecezja Sandomierz
Diecezja Siedlce (Podlasie)
Archdiecezja Kraków
Diecezja Częstochowa
Diecezja Katowice (Śląsk)
Diecezja Kielce
Diecezja Tarnów
Archdecezja Lwów
Diecezja Łuck
Diecezja Przemyśl
Archidiecezja Wilno
Diecezja Łomża
Diecezja Pińsk
"Ani katolicki kler wcale nie był pomocny"
Yeduda Bauer, izraeliski historyk holokaustu [1]
Przegląd niemieckiej okupacji 1939–1945
Historyk holokaustu Philip Friedman był pierwszym który opisał różne formy pomocy udzielanej przez katolicki kler w całej Polsce w swojej pionierskiej pracy o ratownikach Żydów, Opiekunowie swoich braci / Their Brothers’ Keepers (New York: Holocaust Library, 1978), s. 125–26 i 140.
Emanuel Ringelblum zapisuje w dziennikach 31.12.1940, że księża ze wszystkich warszawskich kościołów napominali swoich parafian by zakopali uprzedzenia wobec Żydów i strzegli się trucizny o nienawiści do Żydów głoszonej przez wspólnego wroga – Niemców. We wpisie z czerwca 1941, Ringelblum opowiada o księdzu w Kampinosie, który wezwał swoją owczarnię do udzielania pomocy żydowskim współwięźniom w obozach pracy przymusowej w okolicy. Ksiądz w Grajewie [ks. Aleksander Pęza] podobnie zachęcał parafian do pomocy Żydom.
Na początku niemieckiej okupacji, w październiku 1939, w Szczebrzeszynie złapano 11 Żydów. Pomocy szukano u lokalnego księdza, Józefa Cieślickiego, który szybko zorganizował komitet chrześcijan by wstawił się za nimi u władz niemieckich…
Kilku Zydów z Siedlec przeżyło w bunkrze w lesie w pobliżu Międzyrzecza dzięki zakonnikowi, który po przypadkowym odkryciu ich kryjówki codziennie przynosił im jedzenie.
W lipcu 1941 Niemcy nałożyli ogromną grzywnę na Żydów z Żółkwi; ksiądz katolicki przekazał dużą kwotę by im pomóc.
Ks. Andrzej Gdowski, ze słynnego Kościoła Ostrej Bramy w Wilnie, uratował życie kilku Żydów ukrywając ich w domu modlitwy. Zdaniem Hermanna Adlera, żydowskiego poety, który przeżył wileńskie getto, ks. Gdowski, oprócz uratowania życia Żydów, zadbał też o ich duchowe potrzeby organizując dobrze zakamuflowanym pokój w kościele do wykorzystania przez jego "gości" jako synagogę.
W Szczucinie, w Dniu Pokuty [Yom Kippur, wrzesień 1939], Niemcy zorganizowali nalot na wszystkie synagogi. Dręczyli i bili modlących się, wyśmiewali się i ich opluwali, zdzierali ubrania z młodych Żydówek, i pędzili je nagie przez plac targowy. W południe wikariusz z lokalnego kościoła pojawił się na targowisku w swoich kościelnych szatach i błagał Niemców by przestali torturować Żydów i pozwolili im wrócić do modlitw. Ale SS-mani nie odmówili sobie rozrywki, i spalili synagogi.
Wielu księży w okolicach obozu śmierci w Treblince dawało żywność i schronienie Żydom uciekającym z transportu w drodze do obozu.
Ks. [Jana] Urbanowicza z Brześcia nad Bugiem Niemcy rozstrzelali w czerwcu 1943 za udzielanie pomocy Żydom. Za tę samą zbrodnię kanonika Romana Archutowskiego, rektora Seminarium Archidiecezjalnego w Warszawie, wysłano do obozu koncentracyjnego w Majdanku, gdzie w październiku 1943 zmarł na skutek tortur. Podobnie dziekana parafii w Grodnie [ks. Albin Jaroszewicz [2] i opata Zakonu Franciszkanów [o. Dionizy lub Michał Klimczak] wysłano do Łomży jesienią 1943 i zastrzelono.
W 1942, podczas masowych niemieckich nalotów na Żydów w warszawskim getcie, 3 pozostali rabini otrzymali propozycję azylu od 3 członków katolickiego kleru. Rabini odmówili zaproponowaną szansę ucieczki i zginęli wraz ze wspólnotami…
Kilku księży w Wilnie wygłosiło homilie upominające parafian by powstrzymali się od zabierania żydowskiej własności lub przelewu krwi; w końcu ci duchowni zniknęli.
Ksiądz który ochrzcił 17-letnią Żydówkę i pomógł jej na inne sposoby został osądzony publicznie, wychłostany przez Gestapo i skazany na dożywotnią pracę przymusową.
--------------
[1] Yehuda Bauer, Holokaust w perspektywie historycznej / The Holocaust in Historical Perspective (Seattle: University of Washington Press, 1978), 57.
[2] Choć Niemcy aresztowali ks. Albina Jaroszewicza, nie zabili go. Jego los opisany jest w dalszej części.
Historyk Władysław Bartoszewski, wybitny członek Żegoty, wojennej Rady Pomocy Żydom, podaje następujący przegląd w książce Krew przelana nas brata: strony z historii pomocy Żydom w okupowanej Polsce /The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), s. 189–94.
W Polsce za okupacji nie było zgromadzenia zakonnego które nie zetknęło się z problemem pomocy ukrywania Żydów, głównie kobiet i dzieci – pomimo silnego nacisku Gestapo i ciągłej inwigilacji zakonów, i przymusowego przenoszenia zgromadzeń, aresztowań i deportacji do obozów koncentracyjnych, tym samym utrudniając pracę podziemia.
Niektóre zakony działały na szczególnie dużą skalę: Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, które ukrywało kilkaset żydowskich dzieci w swoich domach w całej Polsce; postać Matki Matyldy Getter, prowincjalnej Przełożonej tego Zakonu, przeszła do historii. Siostry Urszulanki [Unia Rzymska] odegrały podobną rolę w Warszawie, Lublinie, Krakowie i woj. krakowskim, Lwowie, Stanisławowie i Kołomyi; zakonnice z Zakonu Niepokalanego Poczęcia robiły to samo w swoich zakonach; Karmelici Bosy ukrywali szczególnie zagrożonych liderów żydowskich organizacji podziemnych.
W ich domu przy Wolskiej 27 w Warszawie znajdującym się koło murów getta, udzielali pomocy uciekinierom w różnych formach, było to jedno z miejsc gdzie Żydom diosarczano fałszywe dokumenty, tam też łącznicy z żydowskiego podziemia na "aryjskiej" stronie - Arie Wilner, Tuwie Szejngut, i inni – mieli tajne pomieszczenia. W 1942 i 1943, 17 zakonnic żyło pod stałym niebezpieczeństwem śmierci, ale nigdy nie odmówiły współpracy nawet w najbardziej ryzykownych przedsięwzięciach.
Benedyktyński Zakon Samarytanek Świętego Krzyża ukrywał dzieci i dorosłych w Pruszkowie, Henrykowie i Samarii w woj. warszawskim [3]; Siostry Zakonu Zmartwychwstania [Naszego Pana Jezusa Chrystusa] ukrywały Żydów w swoich zakonach w całej Polsce; Siostry Franciszkanki [Służebnice Krzyża] w Laskach k. Warszawy wielokrotnie udzielały schronienia wielkiej liczbie tych prześladowanych kiedy wszystkie wysiłki były nieudane; Zgromadzenie Najświętszego Serca opiekowało się Żydami we Lwowie w czasach największego nazistowskiego terroru...
Równie wspaniała była historia wielu zakonów mnichów, szczególnie Zgromadzenia Ojców Misjonarzy Św. Wincenta de Paul, Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela, Stowarzyszenia Salezjańskiego, Stowarzyszenia Katolickiego Apostolstw, Zgromadzenia Ojców Marianistów, Franciszkanów, Kapucynów i Dominikanów.
Dobrze znana jest ochronna rola odegrana wobec Żydów przez abpa Romualda Jałbrzykowskiego, wtedy metropolitalnego Biskupa Wilna, i dr Ignacego Świderskiego, profesora teologii moralnej na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, po wojnie ordynariusza Diecezji Siedleckiej (zm. 1968); to dzięki ich woli i wiedzy wielu uciekinierów z gett ukrywało się w instytucjach kościelnych i zakonach.
Równie dobrze znana jest działalność wybitnego pisarza i kaznodziei, nieżyjącego ks. Jacka Woronieckiego z Zakonu Dominikanów. W Warszawie szczególnie korzystną rolę odegrali, m. in., ks. Władysław Korniłowicz [3a], ks. Jan Zieja [4], ks. Zygmunt Trószyński, i w samym getcie do 1942 ks. Marceli Godlewski, rektor Parafii Wszystkich Świętych, ks. Antoni Czarnecki i ks. Tadeusz Nowotko.
W Krakowie szeroko zakrojoną pracę społeczną prowadził – za wiedzą i wolą arcybiskupa-metropolity Adama Sapiehy, ks. Ferdynand Machaj, znany przywódca społeczny, pisarz i kaznodzieja.
Również to na księży w całym kraju spadło niebezpieczne zadanie ex officio wydawania ukrywającym się ludziom świadectw urodzenia i chrztu koniecznych do zdobycia "aryjskich" dokumentów.[5] Liczni księża, np. ks. Julian Chróścicki [Chrościcki] z Warszawy, zapłacili za to deportacją do obozu koncentracyjnego…
We wszystkich wysiłkach mających na celu pomaganie Żydom, kler i zakony współpracowali z zasady z katolickimi świeckimi w swoim regionie. W ten sposób, np. proboszczowie lokowali tych ukrywanych w domach swoich parafian, i zakony często były w kontakcie ze świeckimi instytucjami polskiej opieki społecznej, personel których obejmował wiele osób oddanych idei niesienia pomocy.
------------------------
[3] Działalność Benedyktyńskich Samarytanek Sióstr od Krzyża Chrystusa w Niegów-Samaria, Henrykowie i Pruszkowie, zob. Zygmunt Zieliński, red., Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939–1945: Metropolie wileńska i lwowska, zakony (Katowice: Unia, 1992), 334–37; Ewa Kurek, Twoje życie jest warte mojego: jak polskie zakonnice uratowały setki żydowskich dzieci w okupowanej przez Niemców Polsce / Your Life Is Worth Mine: How Polish Nuns Saved Hundreds of Jewish Children in German-Occupied Poland, 1939–1945 (New York: Hippocrene Books, 1997), 129–30, 164–66.
[3a] Ks. Władysław Korniłowicz, kapelan Instyututu dlaNiewidomych Dzieci kierowanego przez Siostry Franciszkanki Służebniczki od Krzyża w Laskach k. Warszawy, ukrywały i pomagały żydowskim konwertytom i Żydom, którzy uciekli z getta. Zob. Mateusz Wyrwich, “Obcy we własnym mieście,” Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, no. 3 (2009): 82 (świadectwo Tomasza Prota). Jan Kott, Żyd ochrzczony jako dziecko, napisał: "Ks. Korniłowicz ochrzcił wielu Żydów będących częścią dawno zasymilowanej warszawskiej inteligencji. Nie wiem ilu z tych konwertytów było naprawdę religijnymi i ilu poproszono z uwagi na groźbę fali antysemityzmu. Niewątpliwie apostolski talent ks. Korniłowicza też odegrał znaczną rolę" Zob. Jan Kott, Jeszcze żywy: autobiograficzny esej / Still Alive: An Autobiograpgical Essay (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 15.
[4] Przed wojną ks. Jan Zieja był profesorem seminarium duchownego w Pińsku na Polesiu. Był znanym kaznodzieją i autorem prac na tematy religijne. W czasie wojny wielu Żydom dał świadectwa urodzenia i chrztu, dach nad głową i jedzenie, i znajdował dla nich kryjówki. Zob. Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, Ten jest z ojczyzny mojej, Second revised and expanded edition (Kraków: Znak, 1969), 819–20. Niektóre z jego działań są omówione w tej pracy.
[5] W Polsce międzywojennej świadectwa urodzenia i chrztu wydane przez parafie katolickie miały status oficjalnych dokumentów państwowych. Za okupacji niemieckiej świadectwo urodzenia i chrztu wydane przez parafię zezwalało posiadaczowi dostać Kennkarte, kartę tożamości wprowadzoną przez Niemców. Kennkarten wydawano Polakom w wieku lat 15+. Żeby ją otrzymać osoba wypełniała wniosek i przedstawiała dokumenty takie jak świadectwo urodzenia, przedwojenny polski dokument tożsamości, akt ślubu itd. Polacy musieli złożyć formalną deklarację aryjskiego pochodzenia. Po otrzymaniu karty od wnioskodawców pobierano odciski palców. Z uwagi na to, że w procesie uczestniczyła polskojęzyczna służba cywilna, karty często fałszowano, co umożliwiało dostanie nowej tożsamości członkom podziemia lub polskim Żydom. Ponadto w okupowanej Polsce działały nielegalne drukarnie produkujące Kennkarten. Były powszechnie dostępne na czarnym rynku. Według Gestapo, w Warszawie w 1943 było w obiegu do 150.000 fałszywych kart.
Traktowanie polskiego katolickiego kleru
Już w pierwszych miesiącach okupacji, Kościół Katolicki w Polsce, szczególnie jego duchownych na zachodnich terenach włączonych do Rzeszy, poddawano systematycznym prześladowaniom na masową skalę – coś niewyobrażalnego w żadnym innym okupowanym przez Niemców kraju. W innych miejscach Niemcy nie ingerowali dużo w działalność religii chgfrześcijańskich i codzienne sorawy kleru.
Te środki dobrze udokumentowano i raporty z lat 1939-1940 opublikowano w pracy Prześladowanie Kościoła Katolickiego w okupowanej przez Niemcy Polsce: Raporty przedstawione przez JE kard. Hlonda, Prymasa Polski, papieżowi Piusowi XII, Watykańskie audycje i inne wiarygodne dowody / The Persecution of the Catholic Church in German-Occupied Poland: Reports Presented by H.E. Cardinal Hlond, Primate of Poland, to Pope Pius XII, Vatican Broadcasts and Other Reliable Evidence (Londyn: Burns Oates, 1941; Nowy Jork: Longmans, Green & Co., 1941). Te raporty pokazują żywe opisy okrutnego traktowania setek członków polskiego kleru łącznie z biskupami. [6] Te represje były częścią szerszej kampanii, tzw. Intelligenzaktion, którą był ludobójcza polityka wymierzona w polskie elity czy klasy wykształcone. Między wrześniem 1939 i kwietniem 1940, ok. 50.000 Polaków zamordowano, i 50.000 deportowano do obozów koncentracyjnych, gdzie większość z nich zginęła. Żaden inny okupowany kraj nie doznał nic tego rodzaju.
Choć te zbrodnie popełniano otwarcie i na oczach ludności, w tym Żydów, nie ma raportów o tym jak Żydzi reagowali na złe traktowanie katolickiego kleru. Do czasu niemieckiej inwazji na Związek Sowiecki latem 1941, rabini – choć niekiedy byli źle traktowani – nie byli wysyłani do obozów koncentracyjnych ani poddawani publicznej egzekucji, odwrotnie do polskich księży katolickich. Ale nie ma zapisów o żadnej trosce, nie mówiąc o proteście ze strony rabinów w związku z traktowaniem przez Niemców polskich księży.
To nie dziwi biorąc pod uwagę to, że pomysł protestu wobec Niemców o ich traktowanie był po prostu wykonalny dla Polaków czy Żydów. Obie grupy poddawano różnym ostrym prześladowaniom, od początku, i te metody tylko eskalowały z postępem wojny. W tych okolicznościach, i z uwagi na bezlitosne zachowanie Niemców, których nie obchodziło co my śleli Polacy czy Żydzi, protest byłby ni tylko bez znaczenia, ale i nieproduktywny. Niemniej jednak, mimo że Polacy nie protestowali przeciwko ich złemu traktowaniu, to niewiarygodne, niektórzy historycy holokaustu chcą ich obwiniać za nie organizowanie protestów w imieniu Żydów.
-------------------
[6] Prześladowania Kościoła Katolickiego w okupowanej przez Niemcy Polsce: raporty JE kard. Hlonda, Prymasa Polski, przedstawione Papieżowi Piusowi XII /The Persecution of the Catholic Church in German-Occupied Poland: Reports Presented by H.E. Cardinal Hlond, Primate of Poland, to Pope Pius XII, Vatican Broadcasts and Other Reliable Evidence (Londyn: Burns Oates, 1941; New York: Longmans, Green & Co., 1941).
W Archidiecezji Gnieźnieńskiej:
Gestapo zamknęło Kurię… podobnie zamknęło i przejęło Metropolitalny Trybunał 1-ej i 2-ej instancji. Klucze do Kurii i Trybunału są w rękach Gestapo.
Filię Metropolitalną rozpędzono. Wikariusz Generalny i ks. Stanisław Krzeszkiewicz zostają w domach. Innych wyrzucono z domów, a kanonika Aleksego Brasse deportowano do centralnej Polski [Generalna Gubernia].
Archidiecezjalne seminarium filozofii w Gnieźnie przejęli żołnierze. Niemiecki generał przejął na swoją kwaterę archidiecezjalny pałac. Domy wyrzuconych kanoników, jak i mieszkania dla niższych rangą duchownych z Bazyliki zajęli Niemcy… Gnieźnieńskich Ojców Konwentualnych wyrzucono z parafii i zakonu, i klasztor wykorzystano jako miejsce zatrzymań Żydów. Główny kościół parafialny, ten Świętej Trójcy zbezczeszczono, zaatakowano dom parafialny i ukradziono wszystko co w nim było.
Władze niemieckie, szczególnie Gestapo, wściekłe na katolicki kler, który żył pod władzą terroru, ciągle nękany prowokacjami, nie miał możliwości odwołania się czy legalnej obrony.
Niemcy rozstrzelali następujących księży:
Ks. Antoni Lewicki, wiejski dziekan i ksiądz parafialny w Gościeszynie
Ks. Michał Rolski, wiejski dziekan i ksiądz parafialny w Szczepanowie
Ks. Mateusz Zabłocki, wiejski dziekan i ksiądz parafialny w Gnieźnie
Ks. Wacław Janke, ksiądz parafialny w Jaktorowie
Ks. Zenon Niziołkiewicz, ksiądz parafialny w Słaboszewie
Ks. Jan Jakubowski, kurat z Bydgoszczy
Ks. Kazimierz Nowicki, kurat z Janowca
Ks. Władysław Nowicki, kurat ze Szczepanowa
Ks. Piotr Szarek, Lazarist, kurat z Bydgoszczy
Ks. Stanisław Wiorek, Lazarist [Chór Vincentinum], kurat z Bydgoszczy.
Od ciosów kolb karabinów niemieckich żołnierzy zmarł
Ks. Marian Skrzypczak, kurat z Płonkowa.
Z powodu przymusowej pracy zmarł
Ks.Józef Domerack, wiejski dziekan i ksiądz parafialny z Gromadna.
W więzieniu zmarli:
Ks.kanonik Bolesław Jaskowski,ksiądz parafialny z Inowocławia
Ks. Romuald Sołtysiński, ksiądz parafialny z wioski Rzadkwin.
Od niemieckiej bomby zginął:
Ks. Leon Breczewski, ksiądz parafialny z Sośnicy.
Wielu księży jest w więzieniu, cierpią upokorzenia, bicie, złe traktowanie. Peną ich liczbę deportowano do Niemiec, i nie ma od nich żadnych wiadomości. Innych deportowano do obozów koncentracyjnych. Już tam rozpoczęło się wypędzanie księży do Generalnej Guberni, i niemożliwy jest ich powrót…Nie jest rzadki widok księdza pośród gangów robotniczych pracujących na polach, naprawiających drogi i mosty, ciągnących wozy z węglem, w pracy w fabrykach cukru, a nawet uczestniczących w niszczeniu synagog. Niektórych zamykano na noc w chlewniach, barbarzyńsko bito i poddawano innym torturom. Dla ilustracji przywołujemy te fakty.
W Bydgoszczy, we wrześniu 1939, ok. 5.000 mężczyzn przetrzymywano w stodole, w której nie było nawet miejsca żeby usiąść a podłodze. Róg stodoły przeznaczono na miejsce naturalnych potrzeb. Ks. kanonik Kazimierz Stępczyński, wiejski dziekan i ksiądz parafialny miał obowiązek, wraz z Żydem, wynoszenia na rękach ludzkich ekskrementów, wywołujące mdłości zadanie, biorąc pod uwagę wielką liczbę wiśźniów. Kurat, ks. Adam Musiał, który zastąpić czcigodnego księdza, został brutalnie pobity kolbą karabinu…
Z wiarygodnego źródła wiemy, że "Między Bydgoszczą (Bromberg) i Gnieznem zamknięto kościoły, z bardzo nielicznymi wyjątkami"… Ta sytuacja (w 261 parafiach niemal połowa jest bez księży) ulega pogorszeniu…
Te kościoły które jeszcze mają księży i ministrantów mają pozwolenie na otwarcie tylko w niedzielę, i tylko od 9:00 do 11:00"… Kazania można głosić ylko po niemiecku… Pieśni kościelne po polsku zostały zakazane…
Ze szkół usunięto krzyże. Nie ma lekcji religii. Zakazane jest zbieranie datków na cele kultu.
W takich warunkach nie działają pobożne i religijne stowarzyszenia…
Od czasu wkroczenia niemieckich wojsk na te regiony, rozbito liczne krzyże i posągi Pana Jezusa, Panny Najświętszej i świętych, które ozdabiały ulice.
Opresje wywierane na domy i apostolat zakonów religijnych miały na celu ich całkowitą zagładę… Braci Mniejszych wyrzucono z ich nowego i dużego kolegium w Jarocinie. Ten sam los spotkał Zgromadzenie Ducha Świętego w Bydgoszczy, nowicjat Zgromadzenia Misjonarzy Św. Rodziny w Górce Klasztornej, nowicjat Ojców Pallotynów w Sucharach, nowicjat Oblatów Niepokalanego Poczęcia w Markowicach, i Główny Dom Towarzystwa Chrystusowego dla Emigrantów z nowicjatem w Potulicach.
Dużo poważniejsze straty poniosły żeńskie instytuty religijne. Siostry Miłosierdzia św. Wincenta de Paula straciły 14 domów, wśród nich szpitale, sierocińce, schroniska. Zgromadzenie Najświętszego Serca napotkało przejęcie nowej szkoły średniej i internatu w Polskiej Wsi. Siostry św. Elżbiety (Siostry Szarytki) wypędzono z 19 domów. Córki Niepokalanej, której główny dom jest w Pleszewie, musiały zamknąć dom dla aspirantek do zgromadzenia, nowicjat, i straciły 17 innych domów. Dwa domy zabrano Zgromadzeniu św. Dominika Trzeciego Zakonu, i tak samo Córkom Matki Bożej Bolesnej.
Odrażające wydarzenie miało miejsce u Sióstr Franciszkanek Ciągłej Adoracji w Bydgoszczy. Gestapo zorganizowało najazd na papieski klasztor i wezwano do kaplicy wszystkie siostry, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament. Jeden z gestapowców wszedł na ambonę i wrzeszczał, że siostry traciły czas na modlitwach, bo "Bóg nie istnieje, bo gdyby był, nie bylibyśmy tutaj". Zakonnice, z wyjątkiem Matki Przełożonej, która była bardzo chora, wyprowadzono z klasztoru i na 24 godziny zamknięto w piwnicach Passtelle (biuro paszportowe).
W międzyczasie Gestapo przeszukało klasztor, i jeden z nich przyniósł Matce Przełożonej, nie podnoszącej się łóżka w celi, kielich wyjęty z tabernakulum. Nakazał jej zjeść konsekrowane hostie, wrzeszcząc: Auffressen! (zjedz je!) Nieszczęsna zakonnica wykonała rozkaz, ale w pewnym momencie poprosiła o wodę, odmówił. Z wysiłkiem udało się jej zjeść wszystkie konsekrowane hostie, i tym sposobem uratować je od dalszej profanacji.
Kościół jest w rękach Gestapo też jeśli chodzi o jego majątek. Skonfiskowano fundusze kurii archidiecezjalnej… Fundusze na utrzymanie kościołów zaczely topnieć, i księża żyją tylko z datków wiernych. Jeśli ta sytuacja potrwa dłużej, konsekwencją będzie całkowita grabież Kościoła…
W Archidiecezji Poznańskiej:
Wikariusz Generalny, JE Msgr. Walenty Dymek,zdolny prałat, pobożny, hojny i bardzo aktywny, był internowany we własnym domu od 1.09.1939. Kuria i Sąd Metropolitalny, pierwsze czy drugiej instancji, na Kraków, Lwów i Włocławek są zamknięte i w rękach Gestapo, które bada akta. Pałac arcybiskupa najechali żołnierze, którzy pozostali w nim przez tygodnie rujnując jego wyposażenie. Dalej Gestapo wnikliwie bada dokumenty w kancelarii i w ważnych archiwach.
Uwięziono kanoników metropolitalnych: Franciszka Rucińskiego, Henryka Zborowskiego i Kazimierza Szreybrowskiego. Poważnie chory Mgr. Józef Prądzyński jest w domu pod strażą wojskową.
Katedrę Poznańską, jednocześnie kościół parafialny dla 14.000 dusz, zamknęła policja… Wikariusz Forane i księża w mieście, z wyjątkiem przedmieść, są w więzieniu. Wielu asystentów też deportowano, i tylko około 25% księży parafialnych z 21 parafii jest na posterunku.
W październiku 1939 władze niemieckie zamknęły Seminarium Teologiczne dla 120 studentów na 4-letnim kursie i budynki przejęto na szkołę dla policjantów.
Kler traktuje się tak samo jak księży z Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Aresztuje się ich, zatrzymuje w więzieniu lub obozach koncentracyjnych, deportuje do Niemiec, wypędza do centralnej Polski. Obecnie ok. 50 jest w więzieniu i obozach koncentracyjnych.
Księża Jan Jądrzyk z Lechlina, Antoni Kożlowicz, Adam Schmidt z Różnowa, i Antoni Rzadki, profesor religii w Śremie, zostali rozstrzelani.…
Polski episkopat uczynił Poznań krajowym ośrodkiem organizacji i zarządu działalności religijnej, zwłaszcza Akcji Katolickiej dla całej Republiki. Niestety, wszystkie te ośrodki działalności dobroczynnej, organizacji i wydawnictw zniszczyły władze niemieckie…
Oprócz tych organizacji i wydawnictw o krajowym zasięgu, wszystkie organizacje i wydawnictwa w Poznaniu należące do Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Poznańskiej zamknięto…
Straty wyrządzone instytutom religijnym są równie bardzo bolesne… Poznańscy Jezuici są w więzieniu, a ich kościół policja zamknęła… Główny dom Urszulanek niedawno zmarłej Matki Ledóchowskiej w Pniewach jest w rękach niemieckiej Treuhaenderin, która traktuje zakonnice jak służące. Siostry Wincentynki usunięto z ich bardzo dużego szpitala Przemienienia Pańskiego w Poznaniu, straciły ważne szpitale i ok. 20 dobrze działających ośrodków działalności. Siostry św. Elżbiety (Szarytki) straciły ok. 20 domów…
Inne instytuty religijne, zarówno dla mężczyzn jak i kobiet spotyka taki sam los…
Sytuacja w Diecezji Chełmińskiej na Pomorzu była jeszcze gorsza:
Kurię biskupią w Pelplinie zamknięto i archiwa skonfiskowano, ten sam los spotkał sąd biskupi. Wszystkich członków Kurii bez wyjątku deportowano.
Kanoników katedralnych, z wyjątkiem JE Msgr. Konstantego Dominika i Mgr. Franciszka Sawickiego wrzucono do więzienia, a niektórych wysłano do przymusowej pracy. Innych spotkał ten sam bolesny los. Szef Kapituły, Mgr. Juliusz Bartkowski, pro-notariusz apostolski, pomimo zaawansowanego wieku i złego stanu zdrowia, został zmuszony do ciężkiej pracy.
Starożytna katedra, prawdziwy klejnot sztuki gotyckiej, była zamknięta pierwsza, a później robiono z niej garaż, i teraz zamierzano zrobić z niej halę targową…
Wkroczono do pałacu biskupiego i zabrano zeń wszystkie skarby, dzieła sztuki i meble. Cenną bibliotekę zawierającą ok. 20.000 tomów ograbiono…
Z pośród 650 księży mających pod opieką dusze w szkołach i w Akji Katolickiej, tylko ok. 20 pozostało. Pozostałych uwięziono albo deportowano, albo zmuszono do wykonywania wyczerpujących i upokarzających robót, kiedy niektórzy zmarli z wyczerpania…
Nie wiadomo gdzie przetrzymuje się większość księży, bo władze niemieckie utrzymywały to w tajemnicy,ale wydaje się prawdopodobne, że dużą liczbę uwięziono w obozie koncentracyjnym w Górnej Grupie, a resztę w Kazimierzu Biskupim albo w Stutthof koło Gdańska, jeśli nie w innych obozach koncentracyjnych w Niemczech…
Uważa się, że dużą liczbę księży rozstrzelano [to później potwierdzono – MP], ale ani liczba ani szczegóły nie są jeszcze znane, bo władze okupacyjne zachowują absolutne milczenie na ten temat.
W każdym razie wydaje się pewne, że 9 księży… poddano egzekucji…
… Instytucje religijne bezwzględnie niszczono…
Wszystkie krzyże i święte znaki przy drogach zniszczono…
Nie trzeba dodawać, że celem nazistów jest dechrystianizacja tak szybko jak możliwe tych krajów, które miały związki z wiarą katolicką, i rezultaty były następujące: 95% księży uwięziono, wypędzono albo upokarzano na oczach wiernych. Kuria już nie istnieje, katedra przerobiona na garaż… Setki kościołów zamknięto. Całe patrymonium Kościoła skonfiskowano, a najwybitniejszych katolików poddano egzekucji…
Diecezja Katowicka na Śląsku:
Traktowanie niektórych księży było oburzające. Np. ks. Franciszek Kupilas, ksiądz parafialny w Lędzinach, został zamknięty na 3 dni w konfesjonale w kościele w Bieruniu, gdzie w tym samym czasie więziono 300 mężczyn i kobiet bez jedzenia i pozwolenia załatwiać naturalne potrzeby.
Ks. Franciszek Wyciślik, wikariusz z Żyglina, został aresztowany i na ulicy w Tarnowskich Górach pobity do krwi, kopany i nawet deptany dotąd aż stracił przytomność. Kurat Budny miał przebite bagnetami boki, bo władze niemieckie nakazały mu trzymać w górę ręce, i po pewnym czasie nie mógł już tego robić z wyczerpania.
Terroryzm jaki stosowano wobec kleru i 500 cywilów zatrzymanych w obozie koncentracyjnym w
Opava (Troppau) w Sudetach we wrześniu-październiku 1939, był szczególnie przerażający. Po dotarciu zaatakowano ich gradem kijów. Księży celowo trzymano razem z Żydami w drewnianych szopach bez krzeseł i stołów. Miejsca do spania składały się ze zgniłej i zarobaczonej słomy. Niemcy zmuszali księży do zdejmowania sutann, a ich brewiarze i różańce zabierano. Przydzielano im najbardziej upokarzające prace. Za każde złamanie zasad, nawet niechcąco, więźniów bito, niekiedy tylko żeby ich terroryzować czy może z kaprysu, bito ich do krwi. Wielu zmarło, w tym ks. Stanisław Kukla z Kończyc Wielkich... i wydaje się też ks.Józef Gałuszka, kurat z Jablonkowa na Śląsku Cieszyńskjim, o którym nie słyszano od czasu kiedy wiedziano, że był bardzo źle traktowany w tym obozie. [Ks. Gałuszkę później przeniesiono do Auschwitz i przeżył wojnę.]
W Diecezji Włocławskiej:
JE Msgr. Michał Kozal, biskup sufragan i wikariusz generalny, był bardzo oddany służbie ludowi Włocławka. Po przybyciu Gestapo został zresztowany i poddany bolesnym badaniom; i po 2 miesiącach pobytu w włocławskim więzieniu wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Lad [Ląd]…
Z 42 księży mieszkających we Włocławku, jako diecezjalnych albo związanych z Kurią czy Akcją Katolicką, albo zaangażowanych w leczenie dusz, pozostał tylko 1 chory kanonik i 1 młody ksiądz; resztę wysłano do obozów koncentracyjnych.
Kler cierpi ten sam los jak ci w innych diecezjach włączonych w Reich. Zarówno świeccy jak i księża są źle traktowani, okaleczani i bici. Połowę kleru aresztowano. Po tygodniach w różnych więzieniach gdzie cierpieli jak opisano, tych księży zgromadzono razem z tymi z sąsiednich diecezji, w 3 obozach koncentracyjnych: w Górnej Grupie, w Kazimierzu Biskupim i w Lad. W tym ostatnim przetrzymuje się Msgr Kozala i ok. 80 księży…
W Kaliszu ks. Roman Pawłowski, wikariusz z Chocz, został publicznie rozstrzelany. Na miejsce egzekucji doprowadzono go boso i bez sutanny. Policja zmusiła Żydów do przywiązania go do słupa, rozwiązania go po rozstrzelaniu, całowania jego stóp, i pogrzebania go na ich rytualnym cmentarzu.
W Diecezji Lubelskiej w tzw. Generalnej Guberni (Generalgouvernement, tzn. w centralnej Polsce zarządzanej przez Niemców):
W połowie października 1939, w rocznicę święceń bpa Mariana Leona Fulmana, kiedy lokalni księża zgromadzili się w rezydencji biskupa by złożyć mu życzenia, weszli agenci Gestapo i aresztowali biskupa, jego sufragana bpa Władysława Górala, i wszystkich zgromadzonych księży… Po kilku tygodniach przetrzymywania w Lublinie, bpa Fulmana i towarzyszy w listopadzie 1939 postawiono przed sądem wojskowym (Sondergericht),i na tajnym przesłuchaniu kiedy nie mieli żadnego obrońcy zostali skazani na śmierć. Gubernator generalny skorzystał z prawa łaski zamieniając wyrok śmierci na dożywotnie więzienie.
Po skazaniu biskupów Fulmana i Górala wraz z pozostałymi księżmi zabrano do Berlina, a stąd do obozu koncentracyjnego koło Oranienburga… Po przybyciu zabrano im sutanny, ogolono głowy i zaprowadzono pod prysznic, gdzie lała się na nich tylko lodowata woda, po czym trzęsących się ich z zimna filmowano ze wszystkich stron na oczach strażników i Hitlerjugend…
Od października 1939 ok. 150 księży trzymano w więzieniu w Diecezji Lubelskiej – czyli ponad połowę kleru – i wielu innych musiało żyć w ukryciu, wśród nich ks. Zygmunt Surdecki /Surdacki, administrator Diecezji.[7]
Dalej w kronice czytamy:
Oprócz biskupów Fulmana, Górala i Leona Wetmańskiego, w Łodzi aresztowano sufragana bpa Kazimierza Tomczaka, bito go do krwi kijami po ramionach, a później wysłano do sprzątania ulic. Lokalny dyrektor Akcji Katolickiej, ks. Stanisław Nowicki miał tak pobitą głowę podczas przesłuchania przez Gestapo, że trepanowano mu czaszkę.
W Radomiu 4 księży tak bardzo pobito na przesłuchaniach na Gestapo, że powybijano im zęby i zwichnięto szczęki. Zadano im, między innymi, takie pytanie: "Czy wierzysz w Boga? Jeśli tak to jesteś idiotą, a jeśli nie, to jesteś uzurpatorem". Kiedy jeden powiedział, że samo to pytanie było obraźliwe, dostał w twarz.
W Częstochowie:
… 4 września 1939 Niemcy wjechali na teren wokół Katedry Najświętszej Rodziny, gdzie było 700-800 mężczyzn i kobiet, Polaków i Żydów. Wszystkim kazano stać z podniesionymi do góry rękami przez 2 godziny, a tych którzy zemdleli czy obniżyli ręce żołnierze bili i kopali. Pod wieczór wszystkich wepchnięto do Katedry i zamknięto bez jedzenia na 2 noce i 2 dni. Dziesiątki mdlały. Katedrę bardzo zabrudzono. Apele do władz niemieckich były bezowocne.
Wieczorem ok. 600 osób, łącznie z 3 księżmi, aresztowano w domach, zabrano przed ratusz, i zagrożono śmiercią.
W marcu 1941 poinformowano, że:
… kilkuset polskich księży zastrzelono albo zmarło w obozach koncentracyjnych na okupowanych przez Niemców terenach. Ok. 3.000 polskich księży przetrzymywano w obozach koncentracyjnych…
[7] Bpa Fulmana zwolniono z Sachsenhausen-Oranienburg po 2.5 miesiącach i internowano w Nowym Sączu, a bp Goral zmarł w obozie na początku 1945. W sumie ok. 200 z 459 księży z Diecezji Lubelskiej padło ofiarą niemieckich represji. Do obozów koncentracyjnych wysłano 56 księży, z których zmarło 26. Zob. Anna Lewandowska, “Represje wobec duchowieństwa katolickiego z diecezji lubelskiej w okresie okupacji niemieckiej 1939–1945,” Annales Universitatis Mariae Curie-Shłodowska, Sectio F, Historia, vol. 67, no. 1 (2012): 73–85, tu 81–82, 84, 85.
W Nowej Encyklopedii Katolickiej / New Catholic Encyclopedia (Nowy Jork: McGraw-Hill, 1967), “Polska – Kościół w Polsce 1939-1945 / Poland—The Church in Poland, 1939–1945”, t. 11, na s. 481–83 czytamy:
W sumie 13 polskich biskupów wypędzono lub aresztowano i umieszczono w obozach koncentracyjnych. Z tej liczby następujący zmarli: bp pomocniczy Leon Wetmański z Płocka 10 maja 1941, abp Antoni Nowowiejski z Płocka 20 czerwca 1941 w Soldau (Działdowo); bp pomocniczy Michał Kozal z Włocławka 26 stycznia 1941 w Dachau; bp pomocniczy Władysław Goral z Lublina na początku 1945 w bunkrze szpitala w Berlinie. W obozach koncentracyjnych było 3.647 księży, 389 kleryków, 341 braci i 1.117 zakonnic, w obozach zginęło 1.996 księży, 113 kleryków i 238 zakonnic… Straty wśród diecezjalnych księży, których na początku wojny było 10.017, wyniosły 25% (2.647). Diecezje Włocławska (220 albo 49.2%), Gnieźnieńska (Gnesen, 137 albo 48.8%) i Chełmska (Kulm, 344 albo 47.8%) straciły niemal połowę księży. Straty Diecezji Łódzkiej (132 albo 36.8%) i Poznańskiej (Posen, 212 albo 31.1%) też były duże.
Zenon Fijałkowski, Kościół katolicki na ziemiach polskich w latach okupacji hitlerowskiej (Warszawa: Książka i Wiedza, 1983), pokazuje na s. 375 co następuje:
Za nazistowskiej okupacji Kościół Katolicki w Polsce doznał olbrzymich strat wśród duchownych i materialnych. Według najnowszego badania przeprowadzonego przez W. Jacewicza i J. Wosia, w latach 1939–1945, życie straciło 2.801 księży, zamordowano ich za okupacji albo w działaniach militarnych. Wśród nich było: 6 biskupów, 1.926 księży diecezjalnych i kleryków, 375 księży i kleryków z zakonów, 205 braci i 289 zakonnic. W egzekucjach zginęło 5999 księży diecezjalnych i kleryków, jak i 281 członków kleru zakonnego (księża, bracia i siostry). Z 1.345 członków kleru w obozach śmierci zamordowano 798 w Dachau, 167 w Auschwitz, 90 w Dziakdowie, 85 w Sachsenhausen, 71 w Gusen, 40 w Stutthof, a resztę w obozach takich jak Buchenwald, Gross-Rosen, Mauthausen, Majdanek, Bojanowo i innych.
Według najnowszych badań straty wśród katolickiego kleru i zakonników, szczególnie diecezjalnego kleru za niemieckiej okupacji były proporcjonalnie wyższe nić wśród chrześcijańskiej ludności ogólnie. Niemal 2.800 z ok. 18.000 polskich księży i zakonników zginęło, co stanowi prawie 16% ich liczby całkowitej. Ok. 4.000 z nich (i dodatkowo 400 kleryków) internowano w obozach koncentracyjnych; tysiące więcej cierpiały inne formy internowania i represji. Z liczby niemal 20.000 polskich zakonnic, ponad 1.100 więziono w obozach i 289 zginęło. Z 38 biskupów i arcybiskupów w Polsce w chwili wybuchu wojny, 13 wypędzono lub aresztowano i wysłano do obozów koncentracyjnych (6 z nich zabito). Ponadto, ok. 240 katolickich księży i 30 kleryków straciło .zycie z rąk sowietów, którzy zajmowali wschodnią Polskę od września 1939 do czerwca 1941.
Liczba ofiar wśród diecezjalnego kleru i męskich zakonów na tzw. Wartheland była uderzająca. Z około 2.100 księży w 1939, 133 zamordowano w tym regionie, 1.523 aresztowano, 1.092 wysłano do obozów koncentracyjnych, i ok. 400 deportowano do Generalnej Guberni. W sumie 72% księży więziono w nazistowskich obozach i więzieniach, i zginęło 39%. [8] W związku z tym straty wśród katolickiego kleru i zakonników, zwłaszcza kleru diecezjalnego za okupacji niemieckiej były proporcjonalnie większe niż wśród ludności chrześcijańskiej jako całości.
-------------------
[8] (Marcin Libicki i Ryszard Wryk, red., Zbrodnie niemieckie w Wielkopolsce w latach 1939–1945 [Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 2004], s.140.) Zob. też Łukasz Jastrząb, Archidiecezja Poznańska w latach okupacji hitlerowskiej 1939–1945 (Poznań: Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Wydział Teologiczny, 2012).
Szczegółowa, kompleksowa lista strat wśród polskiego katolickiego kleru znajduje się w książce
Wiktora Jacewicza i Jana Wosia, Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską w latach 1939–1945, 5 tomów (Warszawa: Akademia Teologii Katolickiej, 1977–1981) [później Jacewicz i Woś, Martyrologium]. Dużo nowsze przeglądy losu rzymskokatolickiego kleru w okupowanej Polsce zob. Czesław Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej (Poznań: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, 1993), s. 489–506; i Jerzy Kloczowski, Historia polskiego chrześcijaństwa / A History of Polish Christianity (Cambridge: Cambridge University Press, 2000), s. 297–308.
Sytuacja Kościoła Katolickiego w okupowanej Polsce była bardzo inna od tej w innych okupowanych krajach, szczególnie w zach. Europie, gdzie instytucje kościelne były rzadko dotknięte. Polacy stanowili ogromną większość chrześcijańskiego kleru prześladowanego przez nazistów. W żadnym innym miejscu w okupowanej Europie hierarchia kościelna nie była tak atakowana. [9] W Dachau, głównym obozie wykorzystywanym do przetrzymywania kleru z całej Europy, Polacy stanowili 65% całej liczby księży, i ok. 90% kleru skazanego na śmierć. [10] Według tego źródła, 4.618 chrześcijańskich księży więziono w nazistowskich obozach koncentracyjnych, 2.796 z nich w Dachau. Prawie 95% księży w Dachau stanowili katolicy, i prawie 65% stanowili Polacy.
Liczba 1.807 polskich księży internowanych w Dachau składała się z 1.413 księży diecezjalnych i 360 katolickich zakonników, i 34 duchownych z innych religii chrześcijańskich. Z 947 księży którzy zginęli w Dachau, 866 było Polakami (ponad 91% ofiar). Było to 747 księży diecezjalnych, 110 zakonników i 9 duchownych z innych religii. Ze wszystkich chrześcijańskich duchownych w Dachau, polscy księża byli niewątpliwie najgorzej traktowani i wykorzystywani jako króliki doświadczalne w eksperymentach medycznych takich jak hipotermia i infekcja malarią. [11]
---------
[9] Rzeź tysięcy katolickich duchownych przez nazistowskie Niemcy nie była największą rzezią katolickiego kleru w XX wieku. Hiszpańska lewica, zwłaszcza komuniści i socjaliści, wyrżnęli 13 biskupów, 4.184 księży diecezjalnych, 2.365 zakonników i 283 zakonnice, w krótszym okresie tuż przed i po wojnie domowej w Hiszpanii (lipiec 1936 - kwiecień 1939), ogromną większość z nich w 1936. Najwięcej mordów było w Katalonii, gdzie praktycznie każdy kościół katolicki w Barcelonie podpalono. Okrucieństwo i barbarzyństwo sposobów mordowania pozostałych wiernych często przekraczały metody stosowane przez nazistów i sowietów. Zob. William James Callahan, Kościół Katolicki w Hiszpanii… / The Catholic Church in Spain, 1875–1998 (Washington, D.C.: Catholic University of America Press, 2000); Michael Burleigh, Święte sprawy: zderzenie religii i polityki od wielkiej wojny do wojny o religię / Sacred Causes: The Clash of Religion and Politics, from the Great War to the War on Religion (New York: HarperCollins, 2007), s.127–35. Przykłady złego traktowania hiszpańskiego kleru http://www.catholicism.org/good-martyred.html, oraz http://www.holycross.edu/departments/history/vlapomar/persecut/spain.html. Tę hiszpańską antyklerykalną rzeź przekroczyła tylko sowiecka dokonana na rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w w dużo dłuższym okresie (1918-1938), kiedy, według obliczeń kanadyjskiego historyka Dimitry Pospielovskyego, fizycznie wyeliminowano 40.000 prawosławnych duchownych, tj. 80-85% żyjących na początku rewolucji 1917.
[10] Franciszek J. Proch, Droga Krzyżowa Polski… / Poland’s Way of the Cross 1939–1945 [New York: Polish Association of Former Political Prisoners of Nazi and Soviet Concentration Camps, 1987], s.32–36; “Dachau”, Encyklopedia katolicka, t. 3 [Lublin: Katolicki Uniwersytet Lubelski, 1979], kol. 965–67.
[11] Szczególowe relacje o losie katolickich księży w Dachau zob. Bedřich Hoffmann, I kto was zabije: kronika życia i cierpienia księży w obozach koncentracyjnych / And Who Will Kill You: The Chronicle of the Life and Suffering of Priests in the Concentration Camps (Poznań: Pallottinum, 1994). Zob. też następujące dzienniki polskich księży więźniów Dachau: Stanisław Grabowski, Pójdź za Mną: dzienniki polskiego księdza /Follow Me: The Memoirs of a Polish Priest (Roseville, Minnesota: White Rose Press, 1997); Dziennik ks. Czesli / Memoir of Fr. Czesli W. (Chester) Kozal, O.M.I. ([United States]: Missionary Oblates of Mary Immaculate, 2004); Kazimierz Majdański, Będziesz mi świadkiem; lekcje poza Dachau / You Shall Be My Witnesses: Lessons Beyond Dachau (Garden City Park, New York: Square One Publishers, 2008); Henryk Maria Malak, Klechy w obozach śmierci: dziennik polskiego księdza w nazistowskim więzieniu /Shavelings in Death Camps: A Polish Priest’s Memoir of Imprisonment by the Nazis, 1939–1945 (Jefferson, North Carolina: McFarland, 2012). Austriacki Jezuita, ks. Johann Lenz, więziony w Dachau, napisał pięknie o polskich księżach. W ostatnich latach wojny, kiedy w obozie panował tyfus, najpierw izbą chorych kierowali sanitariusze kradnący paczki pacjentów od rodziny i przyjaciół. Kiedy epidemia się szerzyła, niektórzy z nich zmarli, a inni sanitariusze uciekali z życiem razem ze strażnikami SS, że w końcu opiekę nad umierającymi zostawiono księżom. Tymczasem nieustraszeni polscy księża "dokonali pozornie niemożliwego i dostali zezwolenie od władz SS na pracę wśród umierających w bloku izolującym tyfus". Zob. John M. Lenz, Chrystus w Dachau, albo Chrystus Zwycięzki: doświadczenia w obozie koncentracyjnym /Christ in Dachau, or Christ Victorious: Experiences in a Concentration Camp (Vienna: n.p., 1960). Działania ruchu oporu księży w Dachau i innych obozach, zob. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Opór w nazistowskich obozach koncentracyjnych… / Resistance in the Nazi Concentration Camps, 1933–1945 (Warsaw: PWN–Polish Scientific Publishers, 1982), rozdz. 13 (“Życie religijne w obozach koncentracyjnych / Religious life in the concentration camps”), s. 348–65.
Traktowanie Kościoła Katolickiego znacznie się różniło w całej okupowanej Polsce. Według niedawnego przeglądu dokonanego przez amerykańskiego historyka Jonathan Huener a (Nazistowska Kirchenpolitik i polski katolicyzm w Wartheland … / Nazi Kirchenpolitik and Polish Catholicism in the Reichsgau Wartheland, 1939–1941,” Central European History, vol. 47 (2014): 105–37), punkt szczytowy niemieckiej przemocy wobec Kościoła Katolickiego na tzw. Wartheland miał miejsce w październiku 1941.
Począwszy od 5.10.1941, władze niemieckie rozpoczęły tzw. Akcję Niszczenia Polskiego Kościoła, nazwaną przez niemieckiego historyka Martina Broszata "decydującym ciosem" względem kleru Polskiego Kościoła Rzymskokatolickiego. Tego dnia rozpoczęła się fala aresztowań,coposkutkowało deportacją 500 pozostałych Warthegau księży do więzień i obozów, i zamknięciem prawie wszystkich polskich kościołów otwartych do tej pory. W Diecezji Litzmannstadt [Łódź], na przykład, od 6.10.1941, wszystkie kościoły katolickie zamknięto, z wyjątkiem 6 dla Polaków i 4 dla Niemców, a wszystkich polskich księży w diecezji, oprócz 12, deportowano do obozu internowania w Konstantynowie. Dane statystyczne dla Archidiecezji Poznańskiej w następstwie "Akcji" pokazują szczególnie ponury obraz. Podczas gdy w chwili wybuchu wojny było 681 świeckich księży i 147 członków w zakonach męskich, to 10.10.1941, pozostało tylko 34 księży na służbie polskim katolikom. 74 księży zastrzelono lub zmarli w obozach koncentracyjnych, 120 deportowano do Generalnej Guberni, i 451 internowano w więzieniach i obozach koncentracyjnych. W Poznaniu z 30 kościołów i 47 kaplic otwartych we wrześniu 1939, pozostały otwarte tylko 2 kościoły i 1 kaplica dostępne dla polskich katolików 10.10.1941 – to dla ludności liczącej ok. 180.000 Polaków pozostających w mieście. W Archidiecezji Poznańskiej jako całości, z 441 kościołów otwartych podczas wybuchu wojny, tylko 30 pozostało otwartych dla Polaków w październiku 1941, pozostałe kościoły albo zamknięto albo wykorzystano do innych celów jako magazyny, szkoły jazdy konnej, studia malarskie itp.
Od samego początku Niemcy wyraźnie pokazywali, że nie mają żadnego szacunku wobec polskiej ludności cywilnej. Na zachodnich obszarach włączonych do Rzeszy dokonano egzekucji na dziesiątkach tysięcy Polaków. W samej Warszawie, która opierała się do 28.09.1939, ofiary bombardowań sięgały dziesiątków tysięcy. Zginęło 18.000 mieszkańców Warszawy, mniej więcej tyle samo jak podczas sojuszniczych bombardowań Drezna w lutym 1945. Ponad 10% budynków miasta zredukowano do ruiny, i kolejne 40% doznały znacznych uszkodzeń. Kiedy Joseph Goebbels, minister propagandy Rzeszy, odwiedził miasto, zauważył, że "to jest piekło". Mimo że jego potraktowanie było łagodniejsze niż w zachodniej Polsce, sytuacja Kościoła Katolickiego w Generalnej Guberni była tak samo straszna. Tajny raport sporządzony przez wice-konsula USA Thaddeusa Chylinsky'ego w listopadzie 1941 opisuje straszną sytuację jakiej był świadkiem w Warszawie. (T. H. Chylinski, Polska pod rządem nazistów / Poland under Nazi Rule, 13.11.1941, s.57)
W Warszawie nie ma ani jednego kościoła który nie został uszkodzony. Wiele z nich, jak ten Świętego Krzyża, zostały ostrzelane z powietrza przez karabiny maszynowe. Dziury w dachach załatano, ale trzeba będzie dużo czasu żeby naprawić zniszczone ołtarze i wnętrza. Kilka kościołów dostało proste trafienia z bomb i pocisków, inne zostały spalone. Nabożeństwa we wszystkich kościołach są odprawiane regularnie, homilie ograniczają się do Ewangelii i krótkich komentarzy bez żadnych aluzji do sytuacji politycznej. Wielu czołowych księży wysłano do obozów koncentracyjnych. Praktycznie wszystkich księży aresztowano i przepuszczono przez proces "neutralizacji", i zwolniono. Naloty na własność kościelną są częste. Tuż przed moim wyjazdem klasztor Kapucynów w Warszawie został napadnięty, budynek skonfiskowano i aresztowano mnichów.
Z powyższego widać, że Niemcy ani nie potrzebowali ani nie chcieli polskiej zgody na niemiecką politykę w okupowanej przez nich Polsce. Tak samo było w odniesieniu do holokaustu. Jak zauważył Yisrael Gutman, były dyrektor badań historycznych w Yad Vashem Institute w Jerozolimie:
Polska była całkowicie okupowanym krajem. Była różnica w rodzaju 'okupacji' w jakiej były europejskie kraje. Każdy kraj doświadczył innej okupacji i niemal wszystkie miały pewien stopien autonomii, na różne sposoby ograniczonej i określonej. Ta autonomia nie istniała w Polsce. Nikt nie zapytał Polaków jak powinno się traktować Żydów. [12]
Ponadto polski kler katolicki doznał znacznych strat z rąk Związku Sowieckiego, który dokonał inwazji i okupował Polskę wschodnią od września 1939 do czerwca 1941, i ponownie okupował i włączył przedwojenne wschodnie terytoria polskie w 1944. Ok. 250 księży i seminarzystów deportowano do Gułagu albo aresztowano w pierwszym okresie okupacji, i kilkuset aresztowano i skazano na wieloletnie więzienie w sowieckich obozach w latach 1945-1951. [13] Odwotnie do kleru rytu łacińskiego, katolicy rytu wschodniego czy kler Unicki na okupowanych obszarach Polski, mimo że sowieccy najeźdźcy poddali ich represjom, to był on praktycznie nietknięty przez Niemców. [14]
-------------------
[12] Cyt. w Polin: A Journal of Polish-Jewish Studies (Oxford: Institute for Polish-Jewish Studies), vol. 2 (1987): 341.
[13] Roman Dzwonkowski, “Represje wobec polskiego duchowieństwa katolickiego na ziemiach północno-wschodnich II RP 1939–1941,” w Michał Gnatowski i Daniel Boćkowski, red., Sowietyzacja i rusyfikacja północno-wschodnich ziem II Rzeczypospolitej (1939–1941): Studia i materiały (Białystok: Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku, 2003), 75–93; Roman Dzwonkowski, “Represje wobec polskiego duchowieństwa katolickiego pod okupacją sowiecką 1939–1941,” w Piotr Chmielowiec, red., Okupacja sowiecka ziem polskich (1939–1941) (Rzeszów / Warszawa: Instytut Pamięci Nardowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu, 2005), 139–49.
[14] Andrew Turchyn, Ukraiński Kościół Katolicki podczas II wojny światowej / “The Ukrainian Catholic Church During WWII,” The Ukrainian Quarterly, vol. XLI, no. 1–2 (lato/wiosna 1985), 57–67. Z ok. 2.800 księży i zakonników, 25 aresztowano i kilku wysłano do obozów koncentracyjnych, gdzie zginęli wszyscy oprócz jednego. Ks. Omelian Kovch z Przemyślan, którego aresztowano za dostarczanie Żydom fałszywych świadectw chrztu, zginął w obozie koncentracyjnym Majdanek.
Należy zauważyć, że liczba katolickich księży (obrządku łacińskiego) w Polsce w przededniu II wojny światowej nie była duża, ok. 18.000 księży i zakonników i ponad 20.000 zakonnic. Ich liczby były znacznie mniejsze niż katolickich księży w Belgii, która miała dużo mniej katolickiej ludności niż Polska, i wielokrotnie mniej niż katolickiego kleru we Francji i Włoszech. [15] Podobnie sieć parafii w Polsce była dużo rzadsza niż w zach. Europie. Wiejskie kościoły były małe i nie miały podziemi, i dlatego nie nadawały się na kryjówki. Plebanie odwiedzały władze niemieckie, które podejrzewały polskich księży o bycie naturalnymi przeciwnikami władzy nazistowskiej. Dlatego księża musieli zachowywać się bardzo ostrożnie. Śpiewanie patriotycznych pieśni w kościele i głoszenie homilii nawiązujących do polityki były stanowczo zakazane. [16] Polskie zakonnice żyły w biedzie a ich klasztory były często skromnymi bursami, szczególnie na wioskach. Sierocińce były przeludnione polskimi sierotami wojennymi, i z powodu ograniczonej pomocy socjalnej w coraz większej nędzy. Ponadto polski Kościół Katolicki miał wiele problemów jakich nie miał kler w zach. Europie. Odwrotnie niż w Polsce, władze niemieckie rzadko ingerowały w codzienne życie chrześcijańskich kościołów w innych okupowanych krajach, i poza kilkoma wyjątkami, kler nie cierpiał złego traktowania w tych krajach. To czyni straty wojenne polskiego kleru katolickiego, jak i ich próby ratunku, tym bardziej uderzającymi.
Wysiłki ratowania Żydów wśród polskiego kleru katolickiego, szczególnie zakonnic, stały się szeroko znane w czasie i tuż po wojnie, i kler nie doznał ostracyzmu ze strony polskiego katolickiego społeczeństwa z tego powodu. Ale Przewodnik Marszu Żywych / The March of the Living Study Guide (http://motl.org/StudyGuides.pdf), instruuje młodych Żydów by widzieli rzeczy w innym świetle:
Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę w 1939, polskie żydostwo złapało się w nazistowską sieć. Jak zareagował Kościół w Polsce? Podczas naszej wizyty w Polsce zobaczymy wszędzie kościoły katolickie. Nawet najmniejsze miasteczko ma ogromny kościół. Będziesz się zastanawiać jak Kościół mógł stać bezczynnie kiedy ludzie (Żydzi) byli dyskryminowani i w końcu zabijani?
Postawy we współczesnych Niemczech są też niepokojące, biorąc pod uwagę przerażającą historię tego kraju. [17]
----------------------
[15] Dla porównania, w Belgii, kraju o dużo mniejszej liczbie ludności katolickiej niż w Polsce, w chwili wybuchu wojny było 9.700 księży, 12.000 seminarzystów, 12.700 mnichów, i 49.000 zakonnic. Zob. Bob Moore, Ocaleni: żydowska samopomoc i ratownictwo w okupowanej przez nazistów Europie zachodniej /Survivors: Jewish Self-Help and Rescue in Nazi-Occupied Western Europe (Oxford and New York: Oxford University Press, 2010), 169. W 1929, we Francji w 1929 było prawie 46.500 księży diecezjalnych (prawie 50.000 w 1939), 7.000 zakonników, i 117.000 zakonnic. Liczba księży we Włoszech była jeszcze większa, 129.000 zakonnic w 1936.
[16] Kapłani niechętnie wypowiadali się na tematy polityczne w kazaniach. Było to całkowicie zrozumiałe, ponieważ krytykowanie niemieckich zbrodni z ambony spowodowałoby upiorne represje, a zatem przynosiło efekt przeciwny do zamierzonego. Zenon Neumark, który często szedł na mszę jako fałszywy żydowski zbieg z Warszawy, wyraża swoją negatywną – i niesprawiedliwą – opinię o Kościele, choć taką która wykracza poza zwykłe judeocentryczne skargi o Kościele ignorującym rozwijający się holokaust. Komentuje: "Trwająca opresja całej ludności Polski, oznaczana niemal codziennie egzekucjami setek polskich patriotów, była ignorowana; faktycznie, ambon kościelnych nigdy nie używano w obronie ofiar, żydowskich czy polskich, czy dla potępienia nazistowskich sprawców i ich zbrodni. Może jeszcze ważniejsze, ani razu ks. Sztuka nie zwrócił się do ludności o pomoc i sympatię wobec ofiar". Zob. Zenon Neumark, jawne ukrywanie: młody zbieg w okupowanej przez nazistów Polsce / Hiding in the Open: A Young Fugitive in Nazi-Occupied Poland (London and Portland, Oregon: Vallentine Mitchell, 2006), 136.
[17] Zaskakujące, ale być może bardzo wymowne (biorąc pod uwagę niechętną i raczej powierzchowną powojenną denazyfikację kraju), w badaniu przeprowadzonym na początku 2007 przez Instytut Mannheimer Foschungsgruppe Wahlen dla niemieckiego programu TV publicznej ZDF, Niemcy, którzy uważają się za naród tolerancyjny i "liberalny", a zbyt często gardzi "nacjonalistycznymi" i "antysemickimi" Polakami, pokazano, że polska była krajem UE którego najbardziej nie lubili. Prawie 1 / 4 Niemców otwarcie zadeklarowała swoją wrogość wobec Polski. (Następny najbardziej nielubiany kraj, Rumunię, pokazało tylko 11%.) 12.03.2018 w Tagesspiegel, niemiecki historyk Stephan Lehnstaedt lamentował, że niemieckie upamiętnienie II wojny światowej pomija Polaków. Należy pamiętać, że Polska była krajem na który Niemcy skierowali najwięcej wściekłości i zniszczenia podczas tej wojny, i gdzie Niemcy zabili 6 mln ludzi, połowa z nich to żydzi i połowa chrześcijanie. Skoro za niepoprawne politycznie uważa się wyrażanie antysemickich poglądów, współcześni Niemcy dalej okazują swoją pogardę wobec Polski. Uwzględniając to uprzedzenie, "liberalne” północnoamerykańskie media głównego nurtu starają się także wplątać Polskę i Polaków w najpodlejsze czyny nazistowskich Niemiec. W 60 rocznicę wyzwolenia Auschwitz, lewicowy dziennikarz Doug Saunders próbował przenieść winę za Auschwitz (i holokaust) na Polaków, implikując, że wiedza o istnieniu tego obozu, gdzie więziono też dziesiątki tysięcy chrześcijańskich Polaków, była równoznaczna ze współudziałem w ostatecznym rozwiązaniu. Pisząc dla Globe and Mail, kanadyjskiego dziennika krajowego 25.01.2005, Saunders powiedział: "Dla innych narodów, rocznica wiązała się z moralną gimnastyką. W Polsce, gdzie obóz Auschwitz k. Krakowa będzie miejscem głównego międzynarodowego upamiętnienia we czwartek, rządowa agencja prasowa agresywnie zachęcała międzynarodowych reporterów do opowiadania historii garstki [sic] Polaków, którzy próbowali ratować ofiary z obozów. Ale dużo większa liczba Polaków, którzy wiedzieli o obozach albo przyzwalali lub byli zaangażowani w jawny antysemityzm, nie otrzymali żadnej wzmianki od przywódców tego kraju". W lewicowych okręgach wyborczych w zachodniej Europie, można zauważyć obsceniczne odrodzenie się antypatii wobec Polski w niektórych krajach europejskich, przyprószone anty-katolicką retoryką. Wybitnym przykładem tego jest Pilar Rahola, kataloński członek skrajnej hiszpańskiej lewicy i samozwańczy działacz praw człowieka, który napisał w El País, czołowym hiszpańskim dzienniku 17.03.2007: "Nie ulega żadnej wątpliwości, że Polska jest kluczem do niegodziwości, której punktem kulminacyjnym była zagłada 2 / 3 ludności żydowskiej w Europie". Ciekawa symbioza poglądów skrajnej prawicy i lewicy jest zbyt podobna do niesławnego Paktu Mołotow-Ribbentrop, który rozpoczął najbardziej tragiczny epizod w historii Europy w XX wieku.
Początkowe lata niemieckiej okupacji 1939–1941
Niemcy popełniali okrucieństwa zarówno wobec Polaków, jak i Żydów od pierwszych dni zniewolenia Polski. 4 września 1939 Niemcy zabili kilkuset Żydów w Częstochowie. Złapano setki więcej Żydów i Polaków i wpędzono ich do Katedry Świętej Rodziny, gdzie zamknięto ich bez jedzenia na 2 dni i 2 noce. Apele do władz niemieckich były bezowocne. Księża usiłowali pocieszyć zatrzymanych jak tylko mogli. Avraham Bomba, jeden z przetrzymywanych Żydów, wspominał szczególnie pomoc okazaną przez ks. Bolesława Wróblewskiego z parafii katedralnej. Ks. Wróblewski jest wymieniony w późniejszych relacjach o ratowaniu żydowskich dzieci. (Wywiad z Avrahamem Bomba, 18.09.1990, United States Holocaust Memorial Museum)
Wchodzisz do domu. Wyobraź sobie… Ktoś wchodzi bez niczego, bez żadnego powodu. Wychodź z domu. Nie wolno zabrać wody, nie wolno zabrać chleba… chleba, nie wolno zabrać niczego. I na ulicy. Na ulicy z pistoletami… oni zaczynają biec za tobą aż…aż docierasz na miejsce… zabrali mnie do kościoła. Kościół był… Kościół Świętej Rodziny…ludzie nie mogli tak szybko wchodzić z tyłu kościoła. Zabijano ich kiedy przechodzili przez drzwi. I w ten sposób oni zabili wielu ludzi. Byliśmy tam. Nie było jedzenia. Nie było wody. Nie było miejsca wiesz, dla człowieka… Byliśmy tam, ksiądz… Nazywał się (nie da się odczytać). Był jednym z najlepszych katolickich księży których spotkałem. Powiedział nam: "Dzieci, nie martwcie się, że jesteście bez kościoła. Róbcie co możecie…"Usiłował przynosić nam wodę. I naprawdę podziwiałem go jako dżentelmena. Wiedział, że jesteśmy Żydami… Byliśmy tam 3 dni…
W mieście Będzin na południu, niedaleko od niemieckiej granicy, Niemcy zaczęli dręczyć Żydów jak tylko wkroczyli do miasta 4.09.1939. Na oczach ludności zmuszali rabinów do obcinania jeden drugiemu brody. Zdaniem Jakuba Sender, świadka tych wydarzeń, katoliccy księża byli oburzeni tym spektaklem i wyrażali swoją sympatię do rabinów poddawanych temu nakazowi. Niemcy fałszywie oskarżyli Żydów o strzelanie do niemieckich żołnierzy. W odwecie, wieczorem 8.09.1939, wkraczająca niemiecka armia podpaliła synagogę i sąsiednie domy przy ulicach Plebańskiej i Bocznej. Niemcy strzelali do Żydów uciekających z płonących domów. Zebrali się na ulicy prowadzącej do pobliskiego budynku plebanii Kościoła Świętej Trójcy. Ich krzyki zaalarmowały ks. Mieczysława Zawadzkiego, który natychmiast wybiegł by otworzyć bramę dziedzińca, nie zwracając uwagi na protesty niemieckich wartowników. Zaprowadził Żydów w bezpieczne miejsce na Wzgórzu Zamkowym. Z pomocą zakonnic ks. Zawadzki zajmował się rannymi. [18] Dwunastu czy więcej Żydów ukryło się w pobliskim schronisku Sióstr Pasjonistek. [19] Niemcy później obwinili Polaków za podpalenie synagogi i żydowskich domów. Aresztowali 42 Polaków, wymusili od fałszywe zeznania, i dokonali na nich egzekucji tej samej nocy. [20] Później w czasie wojny ks. Zawadzki ukrywał też żydowską rodzinę. [21]
W 1960 delegacja Żydów podarowała mu księgę pamięci społeczności żydowskiej w Będzinie z następującą dedykacją:
Dla Najczcigodniejszego Dziekana Mieczysława Zawadzkiego. Z wdzięcznością prezentujemy Ci tę księgę ucieleśniającą duszę współnoty żydowskiej Będzina, i w pełni doceniamy Twoje humanitarne i odważne poświęcenie ratowaniu życia ludzkiego od pewnej zagłady. Żydowska społeczność Będzina mieszkająca w Izraelu nigdy nie zapomni Ciebie, niezwykłego człowieka, tóry zaryzykował własnym zyciem by wyrwać wielu naszych braci z rąk nazistowskich zabójców.
[18] Ks. Zawadzki napisał o wojej działalności w kronice parafialnej, Kronika parafialna rzymskokatolickiej parafii św. Trójcy w Będzinie, reprodukowane po części w Bolesław Ciepiela i Małgorzata Sromek, red., Śladami Żydów Zagłębia Dąbrowskiego: Wspomnienia (Będzin: Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział Będziński, 2009), 162–64.
[19] Świadectwo Jakuba Sendera, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, number 1225.
[20] Jan Przemsza-Zieliński, Zagłębie Dąbrowskie w II wojnie światowej: Wrzesień 1939 – okupacja – ruch oporu – wyzwolenie 1945 (Sosnowiec: Sosnowiecka Oficyna Wydawniczo-Autorska “Sowa-Press,” 1995), 38–39.
[21] (Stanisław Wroński i Maria Zwolakowa, Polacy Żydzi 1939–1945 [Warszawa: Książka i Wiedza, 1971], s.321.)
W 2007 Yad Vashem uznał ks. Mieczysława Zawadzkiego za Sprawiedliwego Goja. Inny świadek, Icchak Turner, który mieszkał koło synagogi, przekazał następującą relację Yad Vashem (The Righteous Among The Nations, Yad Vashem, Internet: <http://db.yadvashem.org/righteous/family.html?language=en&itemId=6966675>):
W 1939, armia nazistowska wkroczyła do Będzina i tam się ulokowała. 8 września żołnierze przedarli się przez bramy domów wokół synagogi, wrzucili granaty ręczne i strzelali w każdym kierunku. Wszystkim rozkazali wyjść, twierdząc, że Żydzi strzelali do nich z okien synagogi. Kiedy Żydów ustawiono przy ścianie, żołnierze kazali im uciekać. Tych którzy nie uciekli natychmiast rozstrzelano, a tych którzy uciekli też ostrzeliwano na oślep. Następnie żołnierze podpalili synagogę, skazując Żydów którzy się w niej schronili, na straszną śmierć.
Kilku Żydów, wśród nich Icchak Turner, rozpaczliwie biegł do kościoła na wzgórzu. Żołnierze strzelali do nich, i wielu było rannych. Pocisk przeszedł przez rękę Icchaka, i zginął biegnący obok niego przyjaciel. Ale niektórym Żydom udało się dobiec do kościoła. Ks. Mieczysław Zawadzki otworzył szeroko bramę i kazał im szybko wbiec do środka. Kiedy już tam byli, nakazał kilku zakonnicom zaopiekować się ich ranami i udzielić pierwszej pomocy.
Kiedy już spełniono pilne potrzeby, Zawadzki przemówił do Żydów i wyjaśnił, że jeśli nazistowscy żołnierze dotrą do kościoła i odkryją co się stało, i on i jego zakonnice podda się egzekucji. Dlatego otworzył tylną bramę kościoła i wyprowadził Żydów na cmentarz, gdzie mogli spędzić noc bez wykrycia.
Nazajutrz Icchak Turner podniósł się o świcie,wyszedł z cmentarza i poszedł do szpitala by szukać pomocy lekarskiej. Przeżył wojnę z pomocą lokalnych Polaków pracujących na tym terenie, wśród nich Michał Jagiełłowicz. Kilku innych Żydów którzy znaleźli schronienie na cmentarzu tej nocy też przeżyli.
Ocaleni z regionu po wojnie ustanowili stowarzyszenie. Umieściło ono tablicę na ścianie kościoła w Będzinie dla upamiętnienia odważnej i szlachetnej działalności ks. Mieczysława Zawadzkiego.
Polski personel medyczny szpitala w Będzinie, wśród nich s. Rufina (Tekla) Świrska, przełożona grupy Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, zatrudniał pielęgniarki, które udzieliły pomocy rannym i chorym Żydom. Po wykryciu przez Niemców stanęli wobec ostrych konsekwencji za ich bezinteresowne akty miłosierdzia. (Kosibowicz Family, The Righteous Database, Yad Vashem, Internet: <http://db.yadvashem.org/righteous/family.html?language=en&itemId=5721481>.)
Tadeusz Kosibowicz był… dyrektorem regionalnego szpitala w Będzinie. W pierwszych dniach września 1939 szpital był zalany rannymi osobami, wśród nich był Żyd Skrzypek wymagający długiego czasu do wyzdrowienia. Ale 4 września Będzin zajęli Niemcy i wszelka pomoc udzielana żydowskim żołnierzom groziła karą śmierci. Kosibowicz postanowił zmienić nazwisko pacjenta na Krawczyk i dał mu fikcyjną pracę w szpitalu by zatrzymać go dłużej. Razem z innymi rannymi do szpitala trafiło kilku lekarzy, w tym Ryszard Nyc i siostra Rufina Świrska, którzy stali się zaufanymi Kosibowicza w nielegalnych próbach ratowania tak wielu "wyjętych spod prawa" pacjentów jak możliwe.
Dwa dni później Niemcy podpalili miejscową synagogę kiedy była pełna Żydów. Każdego próbującego uciec napotkał grad ognia z karabinów maszynowych. Ale niektórym udało się uciec z życiem. Wśród nich był Icchak Turner, odniósł rany, który noc spędził na zewnątrz, a rano postanowił szukać pomocy w szpitalu. Drzwi zablokowali Niemcy, ale Kosibowiczowi, przy pomocy lokalnego księdza Mieczysława Zawadzkiego, udało się przeszmuglować rannych Żydów, wśród nich Turnera i innego człowieka o nazwisku Huberfeld, którego siostra Sala później zeznawała w Izraelu o odważnym pokazie ludzkiej dobroci Kosibowicza.
Pod koniec kwietnia 1940 do szpitala przyjęto młodą Niemkę [22] z nieokreśloną dolegliwością. Zaprzyjaźniła się z "Krawczykiem" i spędzała dużo czasu na rozmowach z nim. Później usłyszano ją przesyłającą dwuznaczną wiadomość przez szpitalny telefon, ujawniając swoją prawdziwą tożsamość jako szpiega. Tej samej nocy "Krawczyka" zabrano i zabito.
[22] Tadeusz Kosibowicz, wrzesień 2014, Polscy Sprawiedliwi / Polish Righteous, POLIN Museum of the History of Polish Jews, Internet:
<https://sprawiedliwi.org.pl/en/stories-of-rescue/story-rescue-kosibowicz-tadeusz>.
Następnego dnia, 8 maja, przyszli 3 gestapowcy i aresztowali Taeusza KJosibowicza. Zabrali też jego przyjaciół, Ryszarda Nyca i Rufinę Świrską. Całą trójkę skazano na śmierć za "pomoc wrogom Trzeciej Rzeszy i Żydom".Ale kiedy stali przed plutonem egzekucyjnym wyrok zmieniono na deportację. W latach 1941-1945 Kosibowicz spędził 5 lat w różnych obozach koncentracyjnych i śmierci: Dachau, Sachsenhausen, Majdanek i Gross-Rosen. Doznał ogromnego upokorzenia i bólu, i widział śmierć i cierpienie niezliczonych innych. Ale nigdy nie wyrzekł się człowieczeństwa, opiekując się oficjalnie czy nie w czasie wojny. W Gross-Rosen przyprowadzono do niego rannego Żyda z Będzina, Zvi Landau. Powiedział lekarzowi, że słyszał iż rok po deportacji Kosibowicza do jego małżonki wysłano paczkę z popiołem, twierdząc że były to szczątki małżonka. Wtedy, zeznał Landau, Kosibowicz się rozpłakał i powiedział, że choć nie może znaleźć pracy dla Landau w klinice, wyśle mu żywność. Spełniał obietnicę do kiedy Landau wysłano do innego obozu. W 1945, po wyzwoleniu, Tadeusz Kosibowicz wrócił do Będzina wyczerpany fizycznie i psychicznie.
Siostrę Rufinę (Teklę) Świrską Gestapo aresztowało 7.05.1940, przetrzymywano w więzieniu w Sosnowcu przez 2 tygodnie, a potem wysłano do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie spędziła 6 miesięcy. Po zwolnieniu 11.11.1940 musiała uciekać do Generalnej Guberni, gdzie mieszkała w różnych domach klasztornych pod fałszywą tożsamością. [23]
Inny świadek z Będzina, Helen Stone, tak wspominała (Lyn Smith, red., Zapomniane głosy holokaustu / Forgotten Voices of the Holocaust [Londyn: Ebury Press/Random House, 2005], s.76):
Oni spalili naszą synagogę z ludźmi wewnątrz. Naprzeciwko synagogi był kościół, i o ok. 4:00 ksiądz usłyszał, że pali się synagoga, i pobiegł do kościoła, otworzył drzwi gdyby ktoś wybiegał z tego piekła i dość dużo ludzi tak zrobiło; on uratował im życie. Przenosili mnie ok. 9 czy 10 razy w Będzinie, gdyż chcieli zrobić ulice Judenrein – oczyszczone z Żydów.
Niemieccy najeźdźcy powtarzali tę akcję w całej Polsce. Kiedy maszerowali przez Polskę, Żydów systematycznie wyłapywano, bito i zabijano. Setki synagog podpalono. Synagogę przy ul. Dekerta spalono 9.09.1939. Tuż po zajęciu miasta Przeworsk, 35 km na wschód od Rzeszowa, Niemcy przeszukali synagogę i powiedzieli, że znaleźli w niej amunicję. W odwecie 12 września zrównali z ziemią budynek. Z Jarosławia przybyło Gestapo by dokonać egzekucji na 30 Żydach. "Ocalony Harry Kuper zeznał, że Niemcy, wkrótce po wejściu do Przeworska, rozkazali Żydom zgromadzić się w kościele. Kiedy nie pojawił się stary rabin, Niemcy wybrali co 10-go mężczyznę spośród zebranych, zabrali ich i udawali iż ich torturują by dowiedzieć się o miejscu pobytu rabina. Kiedy ktoś wydał to miejsce, rabina aresztowano i wrzucono do dziury na egzekucję. Księdza obserwującego z okna scenę zastrzelono za interwencję. Wiźniów, w tym rabina, zwolniono". [24]
Synagogę w Cieszynie podpalono 13.09.1939, jak i tę w Bielsku. W Mielcu 13 września żywcem spalono dziesiątki Żydów w synagodze. Synagogę w Białej podpalono 14 września, i następnie wysadzono. Po zainscenizowaniu pogromu w Dynowie, 15 września, w którym zabito 200 Żydów, Niemcy spalili synagogę wraz z ok. 50 Żydami wewnątrz. 15 września Niemcy podpalili Wielką Synagogę w Jaśle, ale uratowali ją polscy strażacy, którzy przybyli zgasili ogień. Pięć dni później Niemcy odpowiedzieli zbierając wszystkich lokalnych Żydów wraz ze strażakami, i zmusili ich do poniwnego podpalenia budynku, niszcząc ją raz na zawsze. [25]
[23] Krystyna Dębowska, et al., red., Siostry zakonne w Polsce: Słownik biograficzny, vol. 1 (Niepokalanów: Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, 1994), 280.
[24] Martin Dean, red., Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933–1945 (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, in association with the United States Memorial Museum, 2012), vol. II, Część A, 558.
[25] Sheri Shefa, Szkoła na leśnym, wzgórzu gotowa przenieść się do nowego budynku / “Forest Hill Shul Gets Ready to Move to New Building,” The Canadian Jewish News, 10.08.2015.
Poniżej wspomnienia naocznego świadka, opublikowane w The Inter-Allied Review, no. 3 (marzec 1941), opisujące odważną choć daremną interwencję księdza w Szczucinie, miasteczku koło Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie 13 września Niemcy spalili synagogę:
To wydarzyło się w dniu Wielkiego Przebaczenia (Dzień Odkupienia, 13.09.1939), największego żydowskiego święta religijnego. Pomimo niemieckiej okupacji, wszyscy Żydzi, starcy, kobiety i dzieci, zgromadzili się w czterech z pięciu domów modlitw. O 11:00 przed synagogą koło Placu Targowego zatrzymały się 4 ciężarówki z ok. 100 SS-manami z rewolwerami i karabinami maszynowymi.
Połowa ich otoczyła synagogę i druga połowa weszła do niej i wypędzili zebranych. Zdarli z nich szaty modlitewne, rozebrali ich do naga do pasa. Następnie wyrzucili święte zwoje, księgo modlitewne i haftowane szaty, które rzucili na stertę trawy. Srebrne i złote naczynia wsadzili na ciężarówki.
Wychłostanych i pobitych kolbami Żydów zmuszono do tańca wokół sterty, i najstarszym z nich nakazano podpalić trawę. Kiedy ofiary nie zgodziły się, bito ich, kopano i opluwano. Niemcy ciągnęli ich za brody i pejsy, zdzierali peruki z głów kobiet, i wyśmiewali się z ich ogolonych głów. Ciągnęli za włosy małe dziewczynki, zdzierali z nich sukienki, i zmuszali do biegania nago wokół Placu. Co jakiś czas naziści wystrzeliwali rundy w powietrze żeby wystraszyć już spanikowany tłum.
W południe na scenie pojawił się wikariusz z miejscowego kościoła katolickiego w kapłańskich szatach i błagał niemieckich oficerów by zwolnili Żydów i zezwolili im kontynuować modły. SS-mani śmiali się z niego, i oficer powiedział księdzu, że przyjdzie kolej na niego. Kilka minut później Niemcy podpalili stertę słomy i synagoga została zupełnie zniszczona w ciągu godziny…
Sytuację w Gorlicach zdobytych przez Niemców 7.09.1939 opisują następujące świadectwa zauważające pomoc udzieloną przez katolickich księży. (Wpis “Gorlice” w Abraham Wein i Aharon Weiss, red., Pinkas hakehillot Polin [Encyclopedia of Jewish Communities in Poland], volume 3 [Jerusalem: Yad Vashem, 1984], s.93–97; Yoel Rappoport, Tak nas pojmano przed wrogiem /“This Is How We Were Taken Captive Before the Enemy,” w M. Y. Bar-On, Gorlice: The Building and Destruction of the Community, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/gorlice/gorlice.html>, przekład z Sefer Gorlice: Ha-kehila be-vinyana u-ve-hurbana [Israel: Association of Former Residents of Gorlice and Vicinity in Israel, 1962], pp.227 ff.; Świadectwo Sabiny Honigwachs Bruk w Michał Kalisz i Elżbieta Rączy, Dzieje społeczności żydowskiej powiatu gorlickiego podczas okupacji niemieckiej 1939–194 [Rzeszów: Instytut Pamięci Narodowej–Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Oddział w Rzeszowie, 2015], s.109–10.)
Kiedy wkroczyli do miasta, Niemcy zabrali kilku zakładników, Polaków i Żydów. Żołnierze Wehrmachtu zaczęli zabierać Żydów na przymusowe roboty, kradnąc ich domy i dręcząc ich (ścinali im brody). Zydzi dostali pozwolenie od nowej administracji na odprawianie modłów w synagodze w żydowski Nowy Rok, a lokalny ksiądz ostrzegł ich, że przybyła grupa żołnierzy szykująca zasadzkę w święto w synagodze, więc nie poszli na modły. Grupa Niemców przybyła do synagogi w święto, ale nie znaleźli żadnych modlących się Żydów, i postanowili zniszczyć wnętrze synagogi. W tym samym czasie żołnierze Wehrmachtu złapali kilku Żydów (5 czy 7), zabrali ich z miasta i zamordowali.
Rabin Moshe’ly Miller zwrócił się do niemieckiego komendanta miasta o pozwolenie Żydom na modły w synagodze w Dzień Pokuty. Zgodę udzielono, ale ks. Swinkowski [Bronisław Świejkowski] potajemnie poinformował Żydów, że nie powinni tam się zgromadzić przededniu Dnia Pokuty, bo słyszał z wiarygodnego źródła, że planowano tam zasadzkę. Po południu w przeddzień Dnia Pokuty do Gorlic weszły pierwsze grupy Gestapo. Do tej pory mieliśmy tylko do czynienia z Wehrmachtem (regularna armia). W wieczór "Kol Nidre" [modlitwa rozpoczynająca nabożeństwo w Dniu Pokuty] oni [Gestapo] zaatakowali synagogę, w której nie było Żydów, zgodnie z poradą księdza, który był jednym ze sprawiedliwych Gojów. [Gestapo] wyładowało swój gniew na drewnie i kamieniach: połamali wszystkie meble, rozbili oprawy oświetleniowe, zabrudzili ściany itd. To nie wystarczyło, dopiero złapali kilku Żydów w noc "Kol Nidre", zabrali ich do swojego biura w budynku stacji kolejowej, pobili ich morderczo jak im zło dyktowało, i później zwolnili. Byłem też wśród nich. Cała książka nie wystarczyłaby by opisać widoki z tych godzin.
Oprócz ks. Kazimierza Litwina, przychylnie nastawionego do Żydów, był też w Gorlicach prałat, wtedy 83-letni człowiek - Bronisław Świejkowski. On też usiłował pomagać Żydom w tych krytycznych czasach. Pomagał w tworzeniu odpowiedniej atmosfery w polskim społeczeństwie. Głosił zasady miłości bliźniego, i przez to zachęcał ludzi do przychylnego nastawienia wobec Żydów.
W miasteczku Rawa Mazowiecka, na wschód od Łodzi, zarówno protestanccy jak i katoliccy duchowni okazali solidarność i poparcie dla rabina, którego Niemcy bardzo okrutnie potraktowali. (Wpis “Rawa Mazowiecka” w Danuta Dąbrowska i Abraham Wein, red., Pinkas hakehillot Polin [Encyclopedia of Jewish Communities in Poland (Łódź and Its Region)], t. 1 [Jerusalem: Yad Vashem, 1976], s.257–60.)
W pierwszych dniach II wojny światowej Rawę ciężko zbombardowano, i ludność została poważnie dotknięta. Niemcy weszli do miasteczka 8.09.1939, w czasie kiedy wszystkich Żydów płci męskiej zgromadzono na placu, gdzie Niemcy zajmowali się sadystyczną grą. Między innymi, rabin Rappoport [Rappaport] i rabin z Otyazed, który wtedy przebywał w Rawie, i wielu innych żydowskich dostojników, w większości starych, zmuszono do przebiegu kilku kilometrów w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. W pobliskim lesie Niemcy zagrozili im śmiercią. Rabin Rappoport poprosił by pozwolić mu wrócić do domu żeby zorganizować pochówek syna, który zginął w czasie bombardowania. Naziści wyśmiali go, dręczyli, i brutalnie potraktowali biegnącą za nim córkę. Ona wróciła do miasteczka na pochówek brata. Dwóch rabinów trzymano w lesie do późna w nocy, wychłostano i dopiero zwolniono. Przy innej okazji Niemcy oskarżyli Żydów o zabicie niemieckiego żołnierza. Kazali zgromadzić się wszystkim Żydom na placu. Kobiety zamknięto w kościele i nadużywali je naziści. Mężczyznom kazano leżeć twarzą w dół i zagrożono, że jeśli ktoś zrobi jeden ruch zostanie zastrzelony.
Leżeli tak do wieczora, kiedy kazano im stać przy ścianie; niektórych z nich zastrzelono. Tego dnia Niemcy przeszukiwali żydowskie domy; niektórzy świadkowie mówią, że polskie domy też przeszukiwano. W sumie tego dnia zabili 40 ludzi, 23 z nich było Żydami.
Pewnego dnia wszystkim Żydom kazano zebrać się na placu na golenie bród. Rabina Rappoporta, jeszcze w żałobie po synu, też sprowadzono. Jego córka poprosiła lokalnego duchownego protestanckiego o wstawiennictwo u niemieckich władz by pozwoliły mu zachować brodę. Dostał zgodę, ale skazano go na 100 batów i duchownemu zagrożono ostrą karą za wstawienie się za rabinem. Po 30 batach rabin zemdlał i zabrano go do szpitala. Należy powiedzieć, że protestancki i katolicki duchowny którzy wstawili się za rabinem, przyszli go odwiedzić. Później Niemcy przeszukali dom rabina i ukradli mu rzeczy, łącznie z pieniędzmi i biżuterią daną mu przez Żydów na przechowanie. Rabin się rozchorował na skutek tych wydarzeń i wkrótce potem zmarł.
Często zdarzało się, jak było w miasteczku Poddębice k. Łodzi, że księży traktowano tak samo jak rabinów, więc nie była to kwestia księży by mogli później bronić rabinów. (“Poddebice" w Encyclopedia of Jewish Communities in Poland, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/pinkas_poland/pol1_00184a.htm> przekład z Pinkas ha-kehillot Polin, t. 1 [Jerusalem: Yad Vashem, 1976], pp.184–86.)
Tuż po zdobyciu miasta przez nazistów (14.09.1939, żydowski Nowy Rok), Niemcy zorganizowali "show". Kazali ludziom zorganizować 2 procesje – grupę Żydów z rabinem Rothfildem na czele, i Polaków z lokalnym księdzem. Później uwięzili wszystkich maszerujących przez 3 dni. W końcu zmusili rabina i księdza do zbierania rękami nagromadzonych ekskrementów.
Niekiedy Niemcy zmuszali Żydów do udziału w represyjnych metodach skierowanych przeciwko katolickim księżom. Na przykład w Kozienicach Żydów zatrudniono do wypędzenia księdza z plebanii. [26] (Gershon Bornshtein, Wspomnienia z miejsca mojego urodzenia /“Memories of My Birthplace”, w Baruch Kaplinski, et al., red., Sefer Zikaron le-Kehilat Kosznitz (Tel Aviv / Nowy Jork: The Kozienice Organization, 1985), 546, przekład jako Księga Kozienic: Powstanie i zniszczenie żydowskiej społeczności / The Book of Kozienice: The Birth and the Destruction ofa Jewish Community, Internet:
<http://www.jewishgen.org/yizkor/kozienice/Kozienice.html#TOC433>.)
Drugę grupę Żydów zabrali Niemcy do księdza. Wypędzili księdza z domu, wyrzucili jego rzeczy i kazali Żydom przygotować jego mieszkanie dla nich jako kwatery. Pobili Żydów bezlitośnie.
Syna Leiba Bayera, Yisroela Shlomo, zaprzęgli do pługa i kazali mu go ciągnąć. Kiedy to robił morderczo go pobili. Było tam jeszcze kilku starszych Żydów z brodami, które Niemcy ścięli, i robiąc to pocięli im twarze do krwi.
[26] Zdjęcie ks. Jana Klimkiewicza wykonane przez żydowskiego fotografa przed wojną, jest tutaj: Internet: <http://www.foto.karta.org.pl/nasze-zbiory/kolekcje/ok_0782_berneman_chaim_kozienice,11922,zdjecie.html>.
Wielu Żydów jak i Polaków uciekało na wschód przed maszerującą niemiecką armią. Uchodźcy, bez względu na pochodzenie, napotykali na powszechną sympatię i pomoc ze strony Polaków. Jak zobaczymy, dobrze przyjmowano ich zarówno w klasztorach jak i w zakonach. Żydowski uchodźca z Aleksandrowa napisał w 1940 (archiwa Yad Vashem no. M.10/AR.1–789):
Chciałbym tu powiedzieć o jednej więcej sprawie, jak [miejscowa] ludność traktowała nas, uchodźców. Należy potwierdzić, że niezależnie od naszej żydowskości robili co mogli – niekiedy nawet więcej – by złagodzić nasze strapienie… Ludzie których nawet nie znaliśmy wciągali nas do swoich domów mówiąc, że nie mogli pozwolić żeby Żydzi zostawali na ulicach w tych czasach.
Żydzi często uciekali z domów w poszukiwaniu schronienia w pobliskich miasteczkach, jak było w przypadku nastolatki z Różan (nad Narwią), miasteczka koło Pułtuska na płn-wschód od Warszawy. Wielu Polaków, wśród nich księży – jak ten w Makowie Mazowieckim, udzielali pomocy. (Rachel Weiser-Nahel, Miałam tylko 13 lat / “I Was Just Thirteen,” w Bejamin Halevy, red., Sefer zikaron le-kehilat Rozan (al ha-Narew) [Tel Aviv: Rozhan Societies in Israel and the USA, 1977), s.40 (English section); przekład jako Rozhan Memorial Book, Internet: <http:www.jewishgen.org/Yizkor/rozan/Rozan.html>.)
Kiedy wybuchła wojna uciekliśmy do wioski Bagatele, gdzie mieliśmy wielu przyjaciół – wśród nich sołtysa. Kilka dni później kazał nam odejść tłumacząc, że takie były rozkazy jakie otrzymał od Niemców, którzy grozili odwetem na każdym nieposłusznym – i to obejmowało też jego rodzinę.Był przeddzień szabatu. Wszystko było gotowe do święta i zastawiono stół. Musieliśmy to wszystko zostawić i wróciliśmy do Różan, gdzie przebywaliśmy przez kilka tygodni. To były mroczne czasy. Żydzi chodzili smutni i przygnębieni. Codziennie musieliśmy chodzić do przymusowej pracy, i nigdy nie mogliśmy być pewni czy bezpiecznie wrócimy…
W tym samym czasie inną grupę zmuszono do budowania fortyfikacji. Mordercy zabili Shmuela z olejarni podczas pracy. Byliśmy przerażeni i czuliśmy się bezradni. Jeden z "dobrych" Niemców poradził nam byśmy spróbowali uciec: "Nie będzie tu dla was życia". Więc udaliśmy się do Makowa Mazowieckiego, ale tam też nie mogliśmy zostać. Ksiądz, jeden z uczciwych Gojów, przekupił nazistów by zostawili Żydów. Zgodzili się pod warunkiem, że przybyli do miasta uchodźcy opuszczą miasto. Dlatego musieliśmy odejść w pośpiechu i wrócić do Rożan. Tam zostaliśmy przez noc u Gojki o nazwisku Brengoszowa… gdzie znaleźliśmy też Greenwalds i moją ciotkę Rebekę z dziećmi.
We wrześniu 1939, ks. Jan Kanty Lorek, Biskup Sandomierza, w imieniu Żydów wysłał ks. Adama Szymańskiego, rektora seminarium diecezjalnego, i ks. Jana Stępnia, by negocjowali a władzami niemieckimi o zwolnienie ok. 1.200 Żydów zatrzymanych przez Niemców w otwartym obozie w Zochcinku k. Opatowa, wraz z Polakami. Początkowo władze niemieckie zażądały milion złotych za zwolnienie więźniów.
Żydowska społeczność była w stanie zebrać tylko 63.000 zł. Po dalszych negocjacjach władze niemieckie zgodziły się przyjąć 100.000 zł. Bp Lorek dopłacił resztę, dużą sumę 27.000 zł z funduszy diecezji. Bp Lorek skrytykował tych którzy uczestniczyli w grabieży żydowskiej własnosci. Żydzi ukrywali się w dzwonnicy sandomierskiej katedry i w katakumbach seminarium. Po wojnie bp Lorek otrzymywał listy wdzięczności od Żydów, którzy ocaleli z jego pomocą. [27] Rabin z Ostrowca, Yechezkel Halstock, odmówił propozycji schronienia się bpa Lorka, nalegając, że nie mógł opuścić swojej wspólnoty by się ratować. [28] Ks. Jan Stępień, profesor w diecezjalnym seminarium, wspomina rolę bpa Lorka i swoją w dziennikach. (Julian Humeński, red., Udział kapelanów wojskowych w Drugiej wojnie światowej [Warszawa: Akademia Teologii Katolickiej, 1984], s. 282.)
Wszystkich mężczyzn w wieku wojskowym, łącznie z Żydami, w liczbie ok. 2.000, zabrano z Sandomierza i zamknięto w obozie na wolnym powietrzu w Zochcinku k. Opatowa. Za pozwoleniem bpa Jana Kantego Lorka, byłem tam i prosiłem komendanta obozu o ich zwolnienie. Po długich negocjacjach zgodził się ich zwolnić za opłatą 20 złotych od osoby. Gromadziłem fundusze z p. Goldbergiem, szewcem z Sandomierza. Po zebraniu połowy udaliśmy się do Zochcinka. Komendand odmówił zwolnienia Żydów. Powiedziałem, że Żydzi też byli obywatelami miasteczka, i że przyszedłem w imieniu rady miasteczka, i nie odejdę bez naszych żydowskich obywateli. Udało się. Pamiętam ten jesienny wieczór, kiedy obok mnie przechodziły długie kolumny mężczyzn. Mimo że było ciemno, oczy tych ludzi błyszczały ze szczerej wdzięczności. W sandomierskiej synagodze przez tydzień trwały modły za mnie i bpa Lorka.
[27] Eva Feldenkreiz-Grinbal, red., Eth Ezkera – Kiedy tylko wspominam: Księga pamięci wspólnoty żydowskiej… /Eth Ezkera - Whenever I Remember: Memorial Book of the Jewish Community in Tzoyzmir (Sandomierz) (Tel Aviv: Association of Tzoyzmir Jews and Moreshet Publishing, 1993), 565–66; Świadectwo Izrael Kaiser, 3.02.1947, Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (Warszawa), record group 301, nr 2350; Zygmunt Zieliński, red., Życie religijne w Polsce pod okupacją hitlerowską 1939–1945 (Warsaawa: Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, 1982), 444.
[28] Feldenkreiz-Grinbal, Eth Ezkera—Whenever I Remember, 553.
Żydowskie źródła potwierdzają pomoc udzieloną przez sandomierski kler w wysiłkach ratowania. (Eva Feldenkreiz-Grinbal, red., Eth Ezkera—Whenever I Remember: Memorial Book of the Jewish Community in Tzoymir (Sandomierz) (Tel Aviv: Irgun yots’e Tsoizmir be-Yisra’l: Moreshet, bet iedut ‘a. sh. Mordekhai Anilevits’, 1993), s.565–66.)
Po naszym zwolnieniu słyszeliśmy, że Nuske Kleinman i Leibl Goldberg, którzy w cudowny sposób uniknęli marszu do Zochcina, poprosili polskiego księdza, prof. Adama Szymańskiego, rektora diecezjalnego seminarium, który był znany jako przyjaciel Żydów, o interwencję u Niemców w naszym imieniu. Natychmiast skontaktował się z władzami niemieckimi w miasteczka. Słyszeliśmy też, że Biskup Sandomierza, Jan Lorek, interweniował u władz w naszym imieniu.
Późniejsze wysiłki ks. Jana Stępnia w imieniu Żydów – robił wszystko co mógł by przekonać Niemców żeby wyłączyli z obowiązku pracy starych i niepełnosprawnych Żydów - są opisane w Marian S. Mazgaj, Polska tajna wojna: dziennik bojownika o wolność w czasie II wojny światowej / In the Polish Secret War: Memoir of a World War II Freedom Fighter (Jefferson, North Carolina and London: McFarland, 2009), s. 36–37.
Organizując żydowskie brygady pracy w Sandomierzu, naziści poprosili by ks. Jan Stępień sprawował funkcję pośrednika między nimi i społecznością żydowską. Będąc profesorem studiów biblijnych w seminarium diecezjalnym w Sandomierzu, ks. Stępień znał język hebrajski i mówił dobrze po niemiecku. Zrobił wszystko co mógł by przekonać nazistów żeby wykluczyli z brygad robotniczych starych i niepełnosprawnych Żydów. Czasami mu się to udawało. Sandomierscy Żydzi go szanowali.
Pewnego dnia ks. Stępień poszedł do zegarmistrza w mieście, starego Żyda, i poprosił go o naprawę zegarka. Zegarmistrz wziął zegarek i poprosił księdza by odebrał go następnego dnia. Kiedy ksiądz przyszedł nazajutrz, zegarek był gotowy. Ksiądz zapytał ile był mu winien. "Tylko 1 złotego" – odpowiedział. Ksiądz spojrzał na Żyda z niedowierzaniem, bo złotówka miała dosłownie bardzo małą wartość. Zegarmistrz zauważył zdziwienie klienta i powiedział, w formie wyjaśnienia, coś co brzmiało mniej więcej tak:
Dawno temu był bardzo słynny monarcha. Jednym z jego ministrów był Żyd. Z okazji swoich urodzin król zaprosił przyjaciół do pałacu na bankiet. Żydowski minister był jednym z zaproszonych przyjaciół. Po kolacji król przeszedł dookoła stołów i każdemu z gości podarował cygaro. Mężczyźni zapalili cygara i zaczęli je palić, ale nie Żyd. Z szacunkiem trzymał w ręce cygaro i czekał. Król zauważył to i zapytał dlaczego nie pali. Minister odpowiedział: "To cygaro, od waszej wysokości, jest zbyt cenne bym je wypalił. Kiedy wrócę do domu, obsadzę je w ramki i pod nim napiszę: To cygaro dał mi Jego Wysokość Król. Moje dzieci i wnuki będą to czytać z wielkim szacunkiem i podziwem". Rozumie ksiądz co chcę powiedzieć? Nie wydam tego złotego o który cię poprosiłem. Oprawię go i napiszę pod nim, że pochodzi od księdza, który zna nasz święty język, i który uratował mnie i wielu innych Żydów od nazistowskich przymusowych robót, i być może śmierci. Moje dzieci i wnuki będą patrzeć nań z wielkim szacunkiem.
Z powodu zaangażowania w polskim podziemiu, ks. Stępień musiał uciekać z Sandomierza w marcu 1942, kiedy Niemcy zaczęli dokonywać masowych aresztowań polskiej inteligencji. Przeniósł się do Warszawy gdzie został kapelanem Sióstr Karmelitanek Bosych. Klasztor Karmelitanek na Woli służył jako miejsce spotkań poza gettem dla oficerów łącznikowych Żydowskiej Organizacji bojowej, o tym w dalszej części. [29]
W Biłgoraju, Dawid Brener przyprowadził do lokalnego szpitala niemieckiego żołnierza rannego w potyczkach z polskimi żołnierzami we wrześniu 1939. W międzyczasie Niemcy się wycofali i do miasteczka weszli sowieci. Po ich powrocie do Biłgoraja w październiku 1939, Niemcy oskarżyli Brennera o zastrzelenie niemieckiego żołnierza. Pomimo próśb żydowskiej społeczności i interwencji ks. Czesława Koziołkiewicza, miejscowego pastora, na Brenerze dokonano egzekucji w październiku 1939. [30]
Niezwykłe odzyskanie zwoju Tory ocalonego przez polskiego księdza z podpalonej przez niemieckich najeźdźców synagogi we wrześniu 1939 ujrzało światło dziennie podczas poruszającej ceremonii w Boston College. (Ben Birnbaum, Koniec podróży: Zwój Tory uratowanej przez księdza znajduje dom pośród Żydów z BC / “Journey’s End: Torah Scroll Rescued by Priest Finds Home among BC’s Jews,” Boston College Magazine, jesień 2002.)
W 1939, w Polsce, tuż po inwazji nazistowskich wojsk, katolicki ksiądz uratował zwój Tory z płonącej synagogi. Nieznane jest nazwisko tego księdza, ani miejsce synagogi. Co wiemy to że w 1960 ksiądz powiedział innemu Polakowi, że chciałby powierzyć Torę amerykańskiemu Żydowi. I zaprowadzono go do ambasady USA w Warszawie, gdzie przekazał Torę w zielonej welwetowej narzucie Yale Richmond ‘43, oficerowi służb zagranicznych, który był attache kulturowym w ambasadzie.
Richmond trzymał Torę przez 42 lata, nie wiedząc co z nią zrobić, aż niedawno krążąc w internecie w swoim domu w Waszyngtonie, DC, dowiedział się, że w jego alma mater była mała a energiczna grupa żydowskich studentów i założono Centrum Nauki Chrześcijańsko-Żydowskiej w celu lepszego zrozumienia obu religii. Jednym z dyrektorów centrum była rabinka Ruth Langer, też członkini wydziału teologii BC. Wysłałem jej e-maila z pytaniem: "Czy chciałabyś Torę?" – wspominał.
I w związku z tym, 11 października, Boston College był miejscem starożytnej i tradycyjnej ceremonii "Przywitania Tory", i kiedy ok. 80 osób, członków żydowskiej społeczności BC, przedstawicieli innych wspólnot religijnych, gości i przyjaciół, zgromadzili się w piątkowe popołudnie by zakończyć długą podróż tego zwoju.
Richmond, 79, brodaty bostończyk, który służył w Niemczech, Austrii, Laosie i Związku Sowieckim zanim zrezygnował z służby zagranicznej, był jednym z 4 Żydów w swojej klasie maturalnej w BC. Swój dar zwoju wyjaśnił mówiąc: "Katolicka Polska chroniła swoich Żydów przez ponad 500 lat, katolicki ksiądz uratował Torę z synagogi podpalonej przez nazistów w 1939, i chronił ją przez 21 lat, a Boston College chronił mnie przez 4 lata i wydał mi dyplom umożliwiający mi rozpoczęcie trwającej 30 lat kariery"…
Choć pochodzenie Tory – jej synagoga i miasto – nie są znane, to wedlug opinii ekspertów z września, ze względu na różne formy stylistyczne i wpisy dedykacyjne, Tora pochodziła z Polski, że jej autorem był rabin Shmuel Shveber, bardzo ceniony skryba, i że dokończył ją w 1919.
Uczucia Yale'a Richmonda do Polski dzielą historycy, którzy dobrze wiedzą, że Polska przyjmowała Żydów od XIV wieku, kiedy zaczęli przybywać en masse uciekając na skutek wypędzeń ich i pogromów w zachodniej Europie. [31] Kolejne kilka stuleci były okresem kiedy Żydzi przeżywali swój Złoty Wiek. Rozkwitała nie tylko żydowska religia, kultura i życie wspólnotowe w Polsce przed rozbiorami, ale jak przekonująco argumentuje historyk Barnet Litvinoff: "Jest zrozumiałe, Polska uratowała żydostwo od zagłady". [32]
[29] Po "wyzwoleniu" Polski i zainstalowaniu marionetkowego reżimu, ks. Jana Stępnia poszukiwała komunistyczna Służba Bezpieczeństwa. Przenosząc się z miejsca na miejsce musiał przyjmować fałszywą tożsamość. Aresztowano go 5.07.1947, przeszedł proces o szpiegostwo, subwersję i współpracę z jezuickimi spiskowcami w Związku Sowieckim, i 29.11.1947 skazano na śmierć. Dzięki interwencji kard. Adama Sapiehy i bpa Jana Kantego Lorka, wyrok śmierci zamieniono na 15 lat więzienia. Zwolniono go w kwietniu 1955, po śmierci Stalina. Przesłuchiwał go Józef Różański (Goldberg), szef Wydziału Śledczego w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i notoryczny sadysta, który gorliwie prześladował członków anty-komunistycznego podziemia. (Józef Różański jest pochowany na warszawskim cmentarzu żydowskim.) W swoich dziennikach ks. Stępień wspominał, że tylko 2 z przesłuchujących go z ponad 12 byli nie-Żydami. Zob. Leszek Żebrowski, “Księża niezłomni: Godnie przeżył swój czas”, Nasz Dziennik, 31.03-1.04.2007. W latach 1944–1954, 167 z 450 najwyższych stanowisk w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, albo 37.1%, zajmowali Żydzi. Etniczni Polacy 49.1%, i resztę stanowili w większości sowieccy oficerowie (Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy), którzy stanowili 10.2% kadry. Ze 107 wojewódzkich szefów i ich zastępców w Urzędzie Bezpieczeństwa, 22 było Żydami. Zob. Krzysztof Szwagrzyk, “Żydzi w kierownictwie UB: Stereotyp czy rzeczywistość,” Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, no. 11 (listopad 2005): 37–42; Krzysztof Szwagrzyk, red., Aparat bezpieczeństwa w Polsce: Kadra kierownicza, vol. 1: 1944–1956 (Warszawa: Instytut Pamięci Narodowej, 2005).
[30] Abraham Kronenberg, red., Khurbn Bilgoraj (Tel Aviv: n.p., 1956); polski przekład: Zagłada Biłgoraja: Księga pamięci (Gdańsk: Słowo/obraz.terytoria, 2009), 179, 182.
[31] Żydzi po raz pierwszy przyszli do Polski w X wieku jako handlarze – wśród innych towarów, a głównie – chrześcijańskich niewolników, co na pewno nie zapowiadało się dobrze dla wzajemnych relacji między Polakami i Żydami. Na początku średniowiecza, międzynarodowy handel niewolnikami monopolizowali iberyjscy Żydzi znani jako Radhanites, którzy transferowali niewolników (Słowian) z Europy środkowej przez ośrodki Europy zachodniej takie jak Mainz, Verdun i Lyons, gdzie często ich kastrowano, do islamskich kupców w muzułmańskiej Hiszpanii i Afryce północnej. Według YIVO Encyklopedii Żydów w Europie wschodniej /The YIVO Encyclopedia of Jews in Eastern Europe, “Pierwsze informacje o żydowskich handlarzach w Europie wschodniej pochodzą z ok. X wieku. W tym okresie Żydzi uczestniczyli w handlu niewolnikami między Azją centralną, Chazarią, Bizancjum i Europą zachodnią (szczególnie na Półyspie Iberyjskim). Do ważnych przystanków na szlakach handlowych należały Praga, Kraków i Kijów, miasta w których powstały żydowskie kolonie". Zob. Adam Teller, Handel /“Trade,” The YIVO Encyclopedia of Jews in Eastern Europe, Internet: <http://www.yivoencyclopedia.org/article.aspx/Trade>.
Według historyka Zofii Kowalskiej:
We wczesnym średniowieczu Żydzi byli znani z różnych rodzajów długodystansowego i zagranicznego handlu, w którym niewolnicy byli, przynajmniej przez 300 lat, głównym towarem… Relacje o podróżnikach (Ibn Kordabheh, Ibrahim ibn Yacub), teksty w pracach innych arabskich i żydowskich autorów (Ibn Haukal, Ibrahim al Quarawi, Yehuda ben Meir ha-Kohen), dokumenty wydawane przez władze kościelne i świeckie, karty miejskich przywilejów i taryf celnych nagromadziły ogromną liczbę dowodów potwierdzających udział Żydów w handlu niewolnikami. Ich "towary" pochodziły głównie z ludów słowiańskich; ich szlaki handlowe prowadziły do i krzyżowały się w Europie wschodniej i środkowej. Słowiańskich niewolników zabierano na zachód przez ziemie Franków do arabskiej Hiszpanii, i stąd do innych krajów śródziemnomorskich. Głównymi ośrodkami handlu niewolnikami były Praga (od X wieku), Magdeburg, Merseburg, Mainz i Koblenz w Niemczech, Verdun w płn. Francji i wiele miasteczek w płd. Francji. Pomimo głośnych debat jakie handel niewolnikami prowokował zarówno w kręgach świeckich i kościelnych, Żydów to nie niepokoiło i kontynuowali swoją działalność.
Zob. Zofia Kowalska, “Handel niewolnikami prowadzony przez Żydów w IX-XI wieku w Europie,” w Danuta Quirini-Popławska, red., Niewolnictwo i niewolnicy w Europie od starożytności po czasy nowożytne (Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1998), 81–92. Tak wielu Słowian było zniewolonych przez tak wiele wieków, że nazwa "niewolnik" /'slave"=Słowianin pochodziła od ich nazwy, nie tylko w języku angielskim ale i w innych europejskich językach. Handlowi niewolnikami ostro sprzeciwiał się Kościół Katolicki, który zakazał eksport slaves/niewolników na ziemie nie-chrześcijańskie. Zob. Iwo Cyprian Pogonowski, Żydzi w Polsce: udokumentowana historia: powstanie Żydów jako narodu z Congressus Judaicus w Polsce do Knessetu w Izraelu /Jews in Poland: A Documentary History: The Rise of Jews as a Nation from Congressus Judaicus in Poland to the Knesset in Israel (New York: Hippocrene, 1993; Revised edition–1998), 257–66; M.M. Postan i Edward Miller, red., Cambridge Historia gospodarcza Europy /The Cambridge Economic History of Europe, vol. 2: Handel i przemysł w Sredniowieczu /Trade and Industry in the Middle Ages, wyd. 2 (Cambridge: Cambridge University Press, 1987), 416–18, 485–87; Roman Jakobson, Pisma wybrane /Selected Writings, vol. 6: Wczesne słowiańskie ścieżki i skrzyżowania /Early Slavic Paths and Crossroads, Część 2: Badania średniowiecznych Słowian /Medieval Slavic Studies (Berlin, New York, i Amsterdam: Mouton, 1985), 864; Timothy Reuter, red., The New Cambridge Medieval History, vol. 3: c.900–c.1024 (Cambridge: Cambridge University Press, 1999), 69–70; H.H. Ben-Sasson, red., Historia narodu żydowskiego / A History of the Jewish People (Cambridge, Massachusetts: Harvard University Press, 1976), 394–98, Plate 31; Joseph Adler, Pochodzenie polskiego żydostwa /“The Origins of Polish Jewry,” Midstream, październik 1994, 26–28; Livia Rothkirchen, Żydzi w Czechah i Morawii w obliczu holokaustu /The Jews of Bohemia and Moravia: Facing the Holocaust (Lincoln: University of Nebraska Press, i Jerusalem: Yad Vashem, 2005), 8; “Radhanite”, Internet: <http://en.wikipedia.org/wiki/Radhanite>; Niewolnictwo w średniowiecznej Europie /“Slavery in Medieval Europe,” Internet: <http://en.wikipedia.org/wiki/Slavery_in_medieval_Europe>. Dodatkowa literatura na ten temat wydana po polsku i w Polsce obejmuje:Tadeusz Lewicki, “Osadnictwo słowiańskie i niewolnicy słowiańscy w krajach muzułmańskich według średniowiecznych pisarzy arabskich, Przegląd Historyczny, vol. 43, nos. 3–4 (1952): 473–91; Tadeusz Lewicki, “Handel niewolnikami słowiańskich w krajach arabskich,” w Słownik Starożytności Słowiańskich: Encyklopedyczny zarys kultury Słowian od czasów najdawniejszych, vol. 2 (Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1964), 190–92; Iza Bieżuńska-Malowist i Marian Małowist, Niewolnictwo (Warsaw: Czytelnik, 1987), 267–77; Zofia Borzymińska, Studia z dziejów Żydów w Polsce (Warsaw: DiG, 1995), 14–26; Ahmed Nazmi, Relacje handlowe między Arabami i Slowianami / Commercial Relations between Arabs and Slaves (9th-11th Centuries) (Warsaw: Wydawnictwo Akademickie Dialog, 1998), 114–83; Hanna Zaremska, “Aspekty porównawcze w badaniach nad historią Żydów w średniowiecznej Polsce,” Rocznik Mazowiecki, vol. 13 (2001): 177–91, tu 178; Robert Szuchta, 1000 lat historii polskich Żydów: Podróż przez wieki (Warsaw: POLIN Muzeum Historii Żydów Polskich, 2015), 17–19. POLIN, Muzeum historii polskich Żydów w Warszawie poświęca tablicę handlowi niewolników na wystawie o wczesnej obecności żydowskiej w Polsce.
[32] Barnet Litvinoff, Płonący krzew: antysemityzm i historia świata /The Burning Bush: Antisemitism and World History (London: Collins, 1988), 92.
We wrześniu 1939 Niemcy zmusili żydowskich i polskich więźniów do marszu z Łomży do miasteczka Kolno. Po dotarciu do Kolna mieszkańcy wyszli na ulicę i rzucali więźniom żywność. Yehuda Chmiel, jeden z żydowskich więźniów, wspominał "katolickiego księdza, który przepchnął się w szeregi więźniów i rozdawał im chleb i owoce, nie robiąc różnicy między religiami i rasami. Po jakimś czasie usłyszeliśmy, że Niemcy poddali go torturom i egzekucji". [33]
Publiczne znęcanie się niemieckich żołnierzy nad Żydami wywoływało konsternację wśród polskiej ludności, i doprowadziło księży do wstawiania się za nimi. Prof. Karol Estreicher z Uniwersytetu Jagiellońskiego był świadkiem następujących scen w Drohobyczu w płd-wsch. Polsce, we wrześniu 1939. W celu ochrony przed odwetem Niemców, w 1940 prof. Estreicher wydał swój dziennik pod pseudonimem Dominik Węgierski, żeby chronić swoją rodzinę w Polsce. (Dominik Węgierski, Wrzesień 1939 / September 1939 [Londyn: Minerva, 1940], s.151.)
Pierwszą sceną która mnie uderzyła była kiedy przyszedłem na rynek, i zobaczyłem grupę Żydów ładujących rękami gnój na wóz. Ich pracę nadzorował szturmowiec z biczem w ręku. Co jakiś czas pogwizdywał sobie wesołą melodyjkę, i wtedy uderzał niektórych Żydów, albo ciągnął ich za brody. Czasami zadawał któremuś z nich dobrze wycelowanego kopa.
Polacy patrzyli na to traktowanie ludzi z oburzeniem, i wielu chłopów czy robotników wyrażało swoją dezaprobatę. Po południu Niemcy rozpoczęli grabież żydowskich sklepów… Żydzi przebywali w domach bojąc się wyjść. Ale Niemcy, używając rewolwerów i batów zmuszali młodych Żydów do pomocy w ładowaniu skradzionych rzeczy.
Szczególną przyjemność Niemcom sprawiało zmuszanie Żydów do wykonywania najbardziej obrzydliwych czy brudnych czynności. Żydom kazano usuwać gnój, martwe zwierzęta i ludzi, i każdy rodzaj brudu, bez używania żadnych narzędzi mogących pomóc im w niebrudzeniu rąk. Ludność Drohobycza była zdecydowanie przeciwna takim metodom. Miejscowy proboszcz, który przed wojną wiele pomagał polskim kooperatywom w zabieraniu biznesów z żydowskich rąk, [34] udał się do komendanta garnizonu i zaprotestował przeciwko takim publicznym upokorzeniom. Komendant wykonał gest bezradności – dobrze znana sztuczka Niemców – i wysłuchał z sympatią skargi, ale powiedział, że tylko Gestapo odpowiadało za całą tę sprawę. Poradził przekupstwo.
Na niektórych terenach wciśniętych między okupowanymi przez nazistów z zachodu i sowieckich najeźdźców ze wschodu, polskie władze uciekły w czasie całego zamieszania. Z wywołanego przez to chaosu w prawie i porządku skorzystały złodziejskie elementy i zbiry by grabić własność często należącą do Żydów. Księża wypowiadali się przeciwko tym nadużyciom. Ks. Michał Jabłoński z Tarnogóry k. Izbicy potępił złodziei i zażądał by zaprzestali tej działalności. [35] Sowieccy najeźdźcy byli witani przez ludność żydowską w Grabowcu i pro-komunistyczne frakcje, w większości Żydów, które utworzyły czerwoną milicję wspierającą najeźdźców. 25 września 1939, sowieci podczas krótkiej okupacji miasteczka zamordowali 42 rannych polskich żołnierzy. Poniższa relacja odnosi się do ks. Józefa Czarneckiego, miejscowego proboszcza. (Sh. Kanc, red., Księg pamięci Grabowca / Memorial Book of Grabowitz [Tel Aviv: Grabowiec Society in Israel, 1975], s.17.)
Muszę tu wspomnieć odważnego księdza, który ostrzegał wiernych, z ambony, by nie grabili ani nie atakowali Żydów. Takie czyny były niezgodne z chrześcijaństwem i człowieczeń-stwem, napominał ksiądz.
Podobną relację z Dąbrowy Białostockiej, gdzie na skutek żądania rabina i żydowskich starszych, ksiądz odwiódł od grabieży żydowskiej własności grupę lokalnych rabusiów po wycofaniu się Niemców zanim sowieci przejęli kontrolę terenu w połowie września 1939. [36]
W Garbatce k. Radomia Niemcy podżegali lokalnych chrześcijan do złożenia petycji wzywającej do usunięcia żydowskiej ludności. Niemcy zwrócili się do lokalnego księdza o poparcie petycji, ale odmówił złożenia podpisu, torpedując w ten sposób ich plan. [37] Było to częścią strategii by wyglądało to jakby Niemcy działali w ich imieniu, albo spełniali życzenia podbitych narodów, wobec których wykazywali jedynie pogardę. Inną formą podżegania, tak samo nieudaną, było zmuszenie lokalnego rabina do pójścia do kościoła w miasteczku Dąbie nad Nerem, wejścia na ambonę i by krzyczał, że za wojnę odpowiadali Żydzi. [38]
[33] Yehuda Chamiel, Na krawędzi holokaustu /“On the Brink of the Holocaust,” w Yitzchak Ivri, ed., Book of Kehilat Ostrolenka: Yizkor Book of the Jewish Community of Ostrolenka (Tel Aviv: Irgun Yotzei Ostrolenka in Israel, 2009), 343.
[34] Promowanie inicjatyw biznesowych etnicznych Polaków, którzy miełi bardzo mały udział w polskim handlu, było niesłusznie uznawane przez wielu Żydów za antysemityzm.
[35] Ryszard Adamczyk, Izbicy dni powszednie: Wojna i okupacja: Pamiętnik pisany po latach (Lublin: Norbertinum, 2007), 64. Te wydarzenia miały miejsce po wyjściu Armii Czerwonej 6.10.1939. Kiedy Armia Czerwona weszła do Izbicy 27.09.1939, według niektórych żydowskich źrodeł, Żydzi przyjaźnie ic powitali. Niektórzy młodzi dołączyli do czerwonej milicji i nosili czerwone opaski na ręce. Razem z sowieckimi żołnierzami natychmiast przystąpili do rozbrajania pozostałych jeszcze polskich żołnierzy. Zob. Henryk Grynberg, Dzieci Syjonu / Children of Zion (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 1997), 52; Thomas Toivi Blatt, Z popiołów do Sobiboru: historia ocalenia / From the Ashes of Sobibor: A Story of Survival (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 1997), 11–12.
[36] Michael A. Nevins, Dubrowa–Dabrowa Bialostocka: Memorial to a Shtetl, 2nd edition (River Vale, New Jersey: n.p., 2000), 19.
[37] Magdalena Siek, red., Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawskiego, vol. 8: Tereny wcielone do Rzeszy: Okręg Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie, rejencja ciechanowska, Górny Śląsk (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, 2012), 321.
[38] Ibid, 71.
Bp Marian Leon Fulman z Lublina został aresztowany 17.10.1939 i skazany na śmierć za działalność "anty-niemiecką". Ten wyrok zamieniono na dożywotnie więzienie i wysłano go do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu k. Berlina. W 1940 przeniesiono go do Nowego Sącza gdzie więziono go do końca wojny. (Ronald J. Rychlak, Sprawiedliwi Goje: Jak Pius XII i Kościół Katolicki uratował przed nazistami milion Żydów / Righteous Gentiles: How Pius XII and the Catholic Church Saved Half a Million Jews from the Nazis [Dallas: Spence, 2005], s.152–53.)
Bp Fulman wezwał księży ze swojej i sąsiednich diecezji i powiedział im, że "naziści ustanowili w Lublinie nową rezerwę żydowską i są nią ścieki. Zamierzamy pomagać tym ludziom, jak i naszym, mężczyznom, kobietom i dzieciom, niezależnie od religii, w ucieczce, i jeśli stracimy swoje życie, zdobędziemy coś dla Kościoła i dla Boga". Działalność bpa Fulmana doprowadziła do ostrego odwetu ze strony gubernatora generalnego okupowanej Polski, dr Hansa Franka. Bpa Fulmana uwięziono, i był świadkiem licznych zgonów swoich księży w obozie koncentracyjnym. Po jednej egzekucji Hans Frank zwrócił się do bpa Fulmana:
"Zgładzimy wszystkich wrogów Rzeszy, łącznie z tobą, biskupie, do najniższego rangą spośród was. Kiedy skończymy w Europie, nie zostanie w niej ani jeden z was… Ani jeden. Żaden papież. Żaden ksiądz. Nikt. Nichts".
"Niech Bóg zlituje się nad tobą" – odpowiedział bp Fulman.
"Niech lepiej Bóg zlituje się nad tobą" – szydził Frank. "Wykonujesz rozkazy Watykanu, i za to wszyscy zginiecie".
W swoim wojennym dzienniku dr Zygmunt Klukowski tak napisał 22.10.1939 o ks. Józefie Cieślickim z miasteczka Szczebrzeszyn w woj. lubelskim. (Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, Ten jest z ojczyzny mojej, wyd. 2 poszerzone [Kraków: Znak, 1969], s.645.)
Aresztowano 11 Żydów, postawiono przed sądem wojskowym, i przygotowano do dalszych postępowań. Grupa Żydów udała się do kanonika, ks. Józefa Cieślickiego, prosząc go o wstawienie się u Niemców. Komitet Polaków szybko dotarł do niemieckich władz…
Według księgi pamięci miasteczka, wielu Polaków udzielało pomocy Żydom, w tym ks. Cieślicki i nienazwany wikariusz, prawdopodobnie ks. Franciszek Kapalski. (Dov Shuval, red., The Szczebrzeszyn Memorial Book [Mahwah, New Jersey: Jacob Solomon Berger, 2005], s.149–151, 155)
26.09.1939 – W takiej kryjówce jak strych, zięć Abrahama Reichsteina chcąc wejść na strych, stawiał drabinę. Ale widząc poniżej SS-mana, ze strachu upuścił drabinę na rękę SS-mana, raniąc go.
Po tym incydencie natychmiast wydano rozkaz, że Żydom nie wolno było wychodzić z domów. Wszystkich Żydów, mężczyzn i kobiety, pędzono jak zwierzęta po całym mieście do ratusza, pod ciężką strażą ze wszystkich stron.
Dowiedział się o tym adwokat Paprocki. Poszedł do księdza Cieślickiego i obaj udali się do burmistrza Franczka. Wszyscy trzej poszli do niemieckiego komendanta, i powiedzieli mu, że ten incydent z drabiną był tylko incydentem, i obiecali, że to się nigdy nie powtórzy. Komendant wyszedł do ludzi z długim przemówieniem, i ostrzegł, że jeśli to wydarzy się jeszcze raz, albo będzie podobny incydent, to zostanie rozstrzelany każdy dziesiąty Żyd. W tym czasie pobici zostali, między innymi, rabin Yekhiel Blankaman i Shlomo Maimon.
Chciałbym dodać, że byli chrześcijanie sympatyzujący z Żydami, i udzielali im pomocy, i wielokrotnie sami z tego powodu cierpieli.
Takim człowiekiem był Milliner Bryłowski, którego ogród graniczył z ogrodem szpitala. On pokazał nam drogę jak mogliśmy uciec, gdyby przybyło auto pełne Niemców: za stajnią ustawił przeszkody, i zorganizował nam drogę do rzeki.
Chciałbym też wymienić dr Spoza, kanonika Cieślickiego, wikariusza, organistę Steca i jego córkę, Komornika, i aptekarza [Jan Szczygłowski], którzy pomagali Żydom. U wielu z nich Żydzi ukryli swoje rzeczy, i dlatego bardzo cierpieli.
Ks. Cieślickiego Niemcy aresztowali w czerwcu 1940, i po wypuszczeniu ukrywał się przed nimi na terenie Tarnowa. Z biegiem czasu niemieckie akty terroru stały się powszechne, wstawiennictwa okazywały się coraz mniej skuteczne, i wkrótce były daremne. Ks. Franciszek Kapalski, wikariusz, szefował Komitetowi Opiekuńczemu w Szczebrzeszynie, który udzielał pomocy zarówno Polakom jak i Żydom. [39]
Czasem księża nie mogli zrobić więcej jak tylko pocieszać ofiary niemieckich egzekucji jak w Koninie, w tzw. Wartheland, jak opowiadał Issy Hahn w swoim dzienniku, Dożywocie wspomnień:… / A Life Sentence of Memories: Konin, Auschwitz, London (Londyn i Portland, Oregon: Vallentine Mitchell, 2001), s. 11–12.
Następnego dnia, czwartek 21.09.1939, Niemcy zaczęli aresztować wpływowych ludzi z miasteczka jako zakładników; powiedzieli, że znaleziono 2 zastrzelonych żołnierzy niemieckich. Na wieży zawieszono kolejny plakat: "Jutro rano o 11:00 odbędzie się egzekucja 2 zakładników".
Następnego ranka tuż przed 11:00 Plac Wolności był zatłoczony, było tam 300 czy 400 ludzi. Przepchnąłem się przez tłum by dostać się do jednej z dwóch publicznych pomp wodnych na placu i wspiąłem się na górę by lepiej widzieć ten spektakl. Nad głowami tłumu zobaczyłem 2 skazanych mężczyzn maszerujących w otoczeniu 6 żołnierzy i 1 oficera niemieckiej armii z miejskiego więzienia na plac. Zakładnicy zatrzymali się, mając przed sobą pustą białą ścianę starego gimnazjum. Tłum milczał. Mężczyznom kazano się obrócić twarzami do tłumu.
Jednym z zakładników, Mordechai Slodki, 70, był religijny Żyd, właściciel sklepu z tkaninami; dobrze go znałem. Drugi, Aleksander Kurowski, polski katolik, właściciel wykwintnej restauracji koło głównej stacji autobusowej.
Do więźniów podszedł katolicki ksiądz w długiej fioletowej szacie i apaszce [stuła?] wokół szyi. Najpierw odezwał się do Żyda. Później, z uniesioną Biblią, odmówił modlitwę z katolikiem, i uczynił znak krzyża. Potem obrócił się i odszedł. Jeden z Niemców założył opaski na oczy zakładników.
Nadzorujący oficer rozkazał plutonowi egzekucyjnemu cofnąć się 20 m od zakładników i zająć pozycje… Wydał rozkaz i żołnierze podnieśli karabiny…
Niektórzy z tłumu podeszli do martwych mężczyzn. Kiedy zbliżyłem się by zobaczyć ciała nie mogłem uwierzyć swoim oczom: ręce i nogi zmarłych jeszcze się poruszały. Wszyscy ocierali łzy z twarzy kiedy przechodzili obok z zasłoniętymi oczami ciał, by okazać swój ostatni szacunek. Niektórzy zrobili znak krzyża.
Relacje potwierdzające powszechną sympatię Polaków wobec prześladowanych Żydów pochodzą z raportu gen. Johannesa von Blaskowitza z Wehrmachtu. 6 lutego 1940 tak napisał do gen. Walthera von Brauchitscha, dowódcy niemieckiej armii:
Akty przemocy dokonywane publicznie na Żydach u religijnych Polaków [dosłownie 'u polskij ludności fundamentalnie pobożnej (albo bogobojnej"] nie tylko wywołują największe obrzydzenie, ale i wielkie poczucie litości dla żydowskiej ludności. [40]
Odwrotna sytuacja nie była niewyobrażalna, jak pokazuje bardzo niezwykły przypadek. 1 września 1939, Leon Schönker, wojenny lider żydowskiej wspólnoty w Oświęcimiu, ukrył i opiekował się rannym niemieckim pilotem, który spadł na spadochronie ze spadającego samolotu, nie informując polskich władz o jego obecności. Kiedy do miasta wkroczyła niemiecka armia kilka dni później, Żydzi zaprowadzili ich do rannego człowieka, który, jak się okazało, był ważnym nazistowkim oficerem. Ten oficer odwdzięczył się wstawiając się u lokalnego niemieckiego komendanta o złagodzenie sytuacji Żydów, co najmniej na jakiś czas. Kiedy jakieś stare wadliwe karabiny używane w obowiązkowych ćwiczeniach wojskowych znaleziono w szkole zarządzanej przez Ojców Salezjanów, Niemcy aresztowali 12 księży i grozili ich egzekucją. Leon Schönker interweniował w ich imieniu u lokalnego komendanta i przekonał go, że karabiny były bezużyteczne jako broń. Księży zwolniono z więzienia. Wiadomość o tym dokonaniu rozeszła się po mieście i Leon Schönker stał się miejscowym bohaterem. [41]
[39] Regina Smoter Grzeszkiewicz, “Kapłani Zamojszczyzny prześladowani i zamordowani podczas II wojny światowej,” Internet: <http:horajec.republika.pl/okup45.html>.)
[40] Ernst Klee, Willi Dressen i Volker Reiss, To były dni: holokaust oczami sprawców i gapiów / ‘Those Were the Days’: The Holocaust through the Eyes of the Perpetrators and Bystanders (London: Hamish Hamilton, 1991), s. 4; Jeremy Noakes i Geoffrey Pridham, red., Nazizm 1919-1945: historia w dokumentach i relacjach świadków / Nazism 1919–1945: A History in Documents and Eyewitness Accounts, t. II: Polityka zagraniczna, wojna i zagłada rasowa / Foreign Policy, War and Racial Extermination (New York: Schocken, 1988), s. 939.
[41] Moshe Weiss, Dla upamiętnienia 50 rocznicy wyzwolenia Auschwitz / “To Commemorate the 50th Anniversary of the Liberation from Auschwitz,” The Jewish Press (Brooklyn), 27.01.1995; Henryk Schönker, Dotknięcie anioła (Warsaw: Ośrodek Karta, 2005), s. 28–30. Syn Leona, Henryk, też stał się bohaterem kiedy rozeszła się wiadomość, że rozbił rower należący do niemieckiego żołnierza. Mimo, że ta pogłoska okazała się kłamstwem, nikt go nie zdradził.
Felix Kaminsky, który służył w polskiej armii we wrześniu 1939, wspominał, że po ich klęsce, kapitan kazał wszystkim się rozejść. Kaminsky wyruszyl z polskim przyjacielem, i "ksiądz dał nam mundury [tzn. sutanny] 2 starych księży dla kamuflażu". [42]
Sympatię do represjonowanych jeńców wojennych, Polaków i Żydów, pojmanych podczas kampanii wrześniowej 1939, i pilnowanych przez Niemców na dziedzińcu szkolnym w Rzeszowie, otwarcie okazywały polskie zakonnice. (Świadectwo Chaima Banka w Pomniku dla społeczności w Brzozowie / A Memorial to the Brzozow Community, Abraham Levite, red. [Izrael: Ocaleni z Brzozowa / The Survivors of Brzozow, 1984], s. 95–96.
Dwukrotnie dostaliśmy jedzenie w postaci miski zupy z niemieckiej kuchni wojskowej. Siostry katolickie przynosiły garnki jedzenia dla polskich więźniów. Żydowscy zatrzymani z Kolbuszowej odmówili jedzenia nie koszernych posiłków, i dosłownie głodowali. Miałem kilka "złotych" i poprosiłem zakonnice o kupienie mi w mieście czekolad. Spełniły moją prośbę i ta czekolada była jedynym jedzeniem żydowskich zatrzymanych. Zakonnice opowiedziały mi o strasznej niedoli jaka dotknęła rzeszowskich Żydów ze strony niemieckiej armii już na początku inwazji.
Sydney W. z Pułtuska k. Warszawy, internowany przez Niemców po kampanii wrześniowej 1939 w obozie dla jeńców wojennych dla polskich żołnierzy w Radomiu, wspominał o pomocy jaką otrzymał od polskich księży w Joachim Schoenfeld, red., Dzienniki z holokaustu: Żydzi we lwowskim getcie, obozie koncentracyjnym Janowski, i jako deportowani na Syberię / Holocaust Memoirs: Jews in the Lwów Ghetto, the Janowski Concentration Camp, and as Deportees in Siberia (Hoboken, New Jersey: KTAV Publishing House, 1985), s. 293–95.
Niemcy zabrali nas do obozu jenieckiego w Radomiu. Był listopad 1939 i już było zimno. Bardzo napuchła mi noga i ropiała rana; ledwo mogłem chodzić.
W aucie ze mną był Polak, oficer z mojej jednostki, też ranny, i pewnego dnia patrząc na mnie powiedział: "Jeśli Niemcy dowiedzą się, że jesteś Żydem, to będzie twój koniec. Radzę ci byś nie ujawniał że jesteś Żydem; nasze książeczki wojskowe nie pokazują narodowości…"
W obozie w Radomiu spotkałem dobrego przyjaciela, byłego sąsiada, kolegę z klasy szkolnej. W polskiej armii był medykiem, Niemcy też wykorzystywali go jako medyka w obozie. Obiecał mi pomóc każdym możliwym sposobem. Przede wszystkim dopilnuje żeby przyjęto mnie do szpitala; by to zrobić zamierzał skorzystać z pomocy innego faceta z naszego miasteczka, który był pielęgniarzem w obozowym szpitalu. Kiedy powiedział mi kto to był, wystraszyłem się, bo pamiętałem go sprzed wojny, kiedy był endekiem, który organizował i uczestniczył w anty-żydowskich bójkach w miasteczku. Ale mój przyjaciel zapewnił mnie, że nie mam powodu by się go obawiać, bo on się zmienił i teraz bardzxiej nienawidził Niemców niż Żydów. On mi pomoże.
Faktycznie następnego ranka, kiedy wszyscy więźniowie chcący dostać się do szpitala ustawili się przed bramą wejściową, kolejka była tak długa, że to wydawało mi się beznadziejne. Zrozumiałem, że nie będę w stanie stać tam godzinami na rannej, bolącej nodze, i wyszedłem z rozpaczą z kolejki. Mój rodak, endek, zobaczył mnie skaczącego z powrotem do baraków. Podszedł do mnie i kazał mi się nie martwić. Wprowadził mnie tylnymi drzwiami do szpitala i do recepcji, gdzie przekonał polskiego lekarza, też więźnia, by przyjął mnie jako pilny przypadek.
Następnego dnia leżałem na stole operacyjnym. Z nogi wyjęto mi duży kawałek stali. Lekarz powiedział mi, że kilka więcej dni zaniedbania doprowadziłoby do gangreny, co poskutkowałoby utratą nogi.
Kolega z klasy powiedział mi, że rozmawiał z polskim księdzem, który codziennie odwiedzał chorych więźniów w szpitalu, i ksiądz obiecał mu, że zrobi wszystko co będzie mógł by mi pomóc.
Na oddział weszli 2 gestapowcy i zabrali mego przyjaciela o nazwisku Kramer, i wszystkie inne osoby o żydowskich nazwiskach. Mnie oszczędzono bo moje nazwisko nie jest żydowskie.
Nazajutrz, kiedy ksiądz przyszedł na mój oddział, podszedł do mojego łóżka i zapytał czy chciałbym się wyspowiadać. Zrozumiałem, że udając iż to była spowiedź, nie mielibyśmy żadnych świadków naszej rozmowy. Kiedy zostaliśmy sami, powiedziałem mu, że, jak wiedział od mego przyjaciela, byłem Żydem i dlatego w wielkim niebezpieczeństwie, i prosiłem go o pomoc. Był dobrym człowiekiem i powiedział mi, że wszystko jest w rękach Boga i nie powinienem tracić nadziei. Dał mi do noszenia mały krzyżyk, i i wiedząc od przyjaciela, że byłem w orkiestrze wojskowej, dał mi też książeczkę z pieśniami. "Jutro" – powiedział – "będę odprawiał mszę w szpitalu, jak w każdą niedzielę. Przed mszą zapytam czy są jacyś wierni z dobrymi głosami do chóru, albo z zespołów muzycznych. Powinieneś się zgłosić i poproszę cię o dołączenie do chóru". Powiedział iż powinienem zachowywać się jak wszyscy inni, robić znak krzyża i klękać z innymi, i z Bożą pomocą oczekiwał, że nie będzie żadnych podejrzeń co do mojej żydowskości. Od tej pory znano mnie jako chórzystę…
Ale ok. 6 tygodni później przyszedł rozkaz rozwiązania obozu i zwolnienia polskich więźniów, zezwalając im na powrót do domu.
-------------------
[42] Rhoda G. Lewin, red., Świadkowie holokaustu: mówiona historia / Witnesses to the Holocaust: An Oral History (Boston: Twayne, 1990), 139.
William (Wolf) Ungar, żołnierz w polskiej armii ranny podczas kampanii wrześniowej, wspominał kiedy obudził się w szpitalu polowym w Gostyninie i pocieszał go katolicki ksiądz. (William Ungar i David Chanoff, Przeznaczony do życia / Destined to Live (Lanham, Maryland, New York, Oxford: University Press of America, 2000), s.63–64.)
Obudziłem się z dziwnym uczuciem, że ktoś był nade mną. Otworzyłem oczy. Klęczał ksiądz, mówiąc do mnie po łacinie. In nomine domine et filio et spiritu sanctu…słowa wiązały się razem w śpiewne brzęczenie. Przez chwilę myślałem że miałem halucynacje. Później zrozumiałem, że ksiądz był prawdziwy – ciało i krew, i nie mówił do mnie, a udzielał mi ostatniego namaszczenia. Kiedy zobaczył moje otwarte oczy, spojrzał na mnie ze smutkiem i zrobił znak krzyża.
Ksiądz czyniący znak krzyża nade mną w powietrzu był ostatnią rzeczą jakiej oczekiwałem. Topiłem się w swoim nieszczęściu i smutku, w bólu, i ksiądz nie był kimś kogo wtedy chciałem widzieć. Zastanawiałem się czy byłem naprawdę tak blisko śmierci, że potrzebowałem ostatniego namaszczenia? Podniosłem rękę i pokazałem mu by się zatrzymał. Ksiądz spojrzał na mnie, oczami lekko się poszerzającymi, zaskoczony, że przerwałem mu proces ratowania mojej wiecznej duszy.
"O co chodzi, synu?" – zapytał, przystawiając ucho do moich ust. "Czy bardzo cię boli?"
"Nie, ojcze".
"Więc o co chodzi, moje dziecko?"
"Jestem Żydem, ojcze".
Spojrzał mi w niebieskie oczy. "Jesteś Żydem, synu?"
"Tak, ojcze".
"Przepraszam, synu".
"Rozumiem, ojcze".
Wtedy podniósł się i odszedł.
Mendel (Martin) Helicher, Żyd z Tarnopola, był oficerem w 54 batalionie polskiej armii, złapany przez Niemców we wrześniu 1939 i wysłany do obozu jeńców wojennych w Gorlicach. Po badaniu lekarskim Helichera uznano za Żyda i uwięziono. Chronił go ostatni komendant dywizji, Zygmunt Bryszewski i inni Polacy łącznie z księdzem, Józefem Czachem, kapelanem batalionu. Kapelan mówił, że Helicher był katolikiem, który przeszedł obrzezanie w wyniku operacji, i dzięki temu mogli zagwarantować mu zwolnienie. Artykuł Y. Shmuelevicha o przeżyciach Helichera opublikowano w Forward 17.01.1966 i reprodukowano w księdze pamięci Mikulińce, Mikulince: Sefer yizkor, red. Haim Preshel (Israel: Organization of Mikulincean Survivors in Israel and in the United States of America, 1985), s. 104–113.
Hitlerowcy nigdy nie przestali szukać Żydów wśród więźniów… Pewnej wrześniowej nocy, o północy, do chaty wtargnęła banda hitlerowców i zażądała badań medycznych każdego więźnia. Szukali Żydów.
Każdy kto przeszedł badania i okazał się być Gojem dostawał kartkę upoważniającą do otrzymania jedzenia. "Ja też stałem w długiej kolejce" – powiedział Helicher – "zupełnie nagi. Waliło mi serce. Za kilka minut niemieccy mordercy dowiedzą się iż byłem Żydem". W tym momencie wydarzył się cud. Człowiek o nazwisku Bigada, wcześniej sędzia w Tarnopolu, podszedł do Żyda. On już przeszedł badanie. Sędzia, porucznik, dał tę kartkę Żydowi. Powoli Żyd wyszedł z kolejki. Polski sędzia, który przeszedł badanie drugi raz i dostał nową kartkę, był bliskim przyjacielem Zygmunta Bryszewskiego. Gdyby naziści to odkryli, Bigada zostałby rozstrzelany.
Zagrożenie nie minęło dla Martina - Mendel Helichera i czekało na niego na każdym zakręcie. Pewnego razu kiedy Helichr stał w kolejce po jedzenie, rozpoznał go Ukrainiec Olenik.Służyli razem w polskiej armii i Olenik wiedział, że Helicher był Żydem. Ukrainiec poszedł do nazistów i doniósł im na Helichera. Naziści sprawdzili go i kiedy zobaczyli iż był obrzezany, na lewym ramieniu oznaczyli go żydowską gwiazdą by każdy wiedział, że był Żydem. Zamknęli go w więzieniu w Garliz [Gorlice]. Ale jego dobry i życzliwy przyjaciel go nie opuścił. Zadbał o to by żydowskiemu przyjacielowi nie groziło niebezpieczeństwo.
Wśród polskich oficerów w Garliz był sędzia z Tarnopola - Pisterer. Był “volksdeutsche” (dosłownie syn niemieckiego narodu) i służył jako tłumacz dla nazistów, którzy bardzo go lubili. Nigdy nie nosił niemieckiego munduru. "Sędzia Pisterer poszedł do wcześniej wspomnianego sędziego – Bogady" – wyjaśniał Helicher “razem z ks. Józefem Tsach / Czachem, który był kapelanem 54 batalionu w Tarnopolu. Wszyscy trzej poszli do nazistowskich zarządców obozu. Kapelan powiedział, że całe życie byłem katolikiem i należałem do jego kościoła. Moje obrzezanie, tłumaczył, było skutkiem operacji. Zostałem zwolniony dzięki jego zeznaniu". Do dnia dzisiejszego na lewej ręce nosi żydowską gwiazdę i przeżył nazistów jako wierny katolik.
Kiedy zwolniono go z więzienia, wrócono do obozu jenieckiego gdzie przebywał jako katolik wśród oficerów i mężczyzn. Naziści nie krzywdzili go już jako Żyda.
Karol Kewes,15-letni żydowski chłopak z Łodzi, chodził na kurs przedmaturalny w wojskowym obozie szkoleniowym, kiedy wybuchła wojna. Manewrując między niemieckimi i sowieckimi najeźdźcami, został ranny w oko przez niemiecki ogień zanim jego jednostkę przejęli Niemcy 15 października, i zabrano go do obozu jenieckiego w Twierdzy Dęblin. Wysłano go do szpitala w Radomiu gdzie zajęły się nim polskie zakonnice, które milczały o żydowskim pochodzeniu swoich podopiecznych. Jego przeżycia opisane są w K.S. Karol, Między dwiema wojnami: życie młodego Polaka w Rosji… / Between Two Worlds: The Life of a Young Pole in Russia, 1939–46 (New York: A New Republic Book/Henry Holt and Company, 1986), na s.19–23.
W Szpitalu św. Kazimierza w Radomiu, dokąd mnie w końcu wysłano na leczenie oka, jęki rannych wydawały się kojące dla moich uszu po wrzaskach w Dęblinie. Atmosfera w szpitalu by la napięta i trochę surrealistyczna: Niemcy zajęli się wszystkim, od chirurgii do administracji, ale zostawili zakonnice na stanowiskach. Siostry były wspaniałymi pielęgniarkami i szczególnie silnymi polskimi patriotami, nawet spiskowcami. Zajmująca się mną siostra miała niemiecko brzmiące imię, Kunegunda [faktycznie urodzona na Węgrzech małżonka Króla Polski Bolesława V Wstydliwego], ale raczej wolałaby mieć wyrwany język niż wymówić słowo w tym języku. Jak ze wszystkimi innymi zakonnicami, okupanci musieli mówić do niej przez tłumacza. Niemieccy lekarze wojskowi nie wierzyli w rozmowy z rannymi. O szczegółach mojej operacji dowiedziałem się dopiero od s. Kunegundy…
S. Kunegunda była dla mnie bardzo dobra, może z nadzieją wprowadzenia mnie w religię, albo z powodu mojego stosunkowo młodego wieku. Czasami przynosiła mi cukierki i obiecała skontaktować się z rodziną przy pomocy innej siostry podróżującej do Łodzi. Napisałem do rodziców długi list, kończący się deklaracją nieodwołalnej decyzji przeniesienia się na prowincję włączoną do ZSRR, za rzekę Bug… I pewnego ranka lekarz poinformował mnie o przybyciu “eine Dame,” mojej matki.. Zostawił nas samych przez chwilę, później wrócił by powiedzieć matce, że może mnie zabrać do domu…
W domu przyjaciół s. Kunegundy w Radomiu, matka dała mi walizkę ze wszystkimi moimi starannie spakowanymi rzeczami, i wskazówki o najlepszej drodze przekroczenia Bugu…
Ostatnia rada s. Kunegundy jeszcze brzmiała mi w uszach: “Bądź Polakiem”, z niewypowiedzianym domyślnikiem "Walcz o Polskę"…
We Lwowie udało mi się znaleźć skromną pracę w laboratorium chemicznym, gdzie myłem probówki, i jeszcze skromniejsze miejsce do zamieszkania (komoda w kuchni na której rozciągałem się w nocy, nogi wisiały w powietrzu) w domu polskiej emerytki, biednej ale bardzo uczynnej, jeśli pamiętam dobrze, była znajomą s. Kunegundy.
Na polskim Pomorzu (tzw. polski korytarz) jesienią 1939 tysiące Polaków jak i jakichś Żydów wyłapano i zabito w masowych egzekucjach w lasach k. Piaśnicy. Jedną grupę ok. 300 więźniów wywieziono tam w listopadzie z więzienia w pobliskim miasteczku Wejherowo, w tym żydowskie dzieci. Siostra Alicja [Maria Jadwiga Kotowska], przełożona Zakonu Sióstr Zmartwychwstanek Naszego Pana Jezusa Chrystusa w Wejherowie i kierowniczka szkoły wzięła je pod opiekę. Prowadziła je za ręce jak Janusz Korczak później prowadził swoje żydowskie sieroty z warszawskiego getta do pociągu jadącego do Treblinki. (Lucyna Mistecka, Zmartwychwstanki w okupowanej Polsce [Warszawa: Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, 1983], s. 94–96.)
Po wkroczeniu Wehrmachtu do Wejherowa (9 września) rozpoczęła się akcja zagłady. Więzienia były przepełnione, a więźniowie zajmowali nie tylko cele ale i korytarze i kaplicę. Było ich tam ponad 3.000… w tym członkowie kleru…
Siostry też były na czarnej liście. Umieszczono je odizolowane w klasztorze, który zajmowała niemiecka armia… O 15:30 [23 października]… podczas modlitwy Gestapo wpadło do klasztoru, wywołując oburzenie, w celu sterroryzowania zakonnic. Zażądali wyjścia s. Alicji. Aresztowali ją i zabrali do sądu… Następnego dnia zakonnice… dowiedziały się, że s. Alicja była w lokalnym więzieniu [gdzie pozostała pomimo licznych próśb o jej zwolnienie]…
Począwszy od 5 listopada, każdego dnia wyjeżdżało 6 lub więcej aut do więzienia w Piaśnicy… 11 listopada duży transport liczący 300 więźniów wyjechał do Piaśnicy. W nim była s. Alicja Kotowska. Przed wejściem do auta musieli opróżnić kieszenie… S. Alicja była ostatnim członkiem grupy wchodzącej na dziedziniec budynku. Doszła do grupy żydowskich dzieci, wzięła je za ręce i zaprowadziła do samochodu.
W piaśnickim lesie więźniów rozebranych z bielizny, ustawiono rzędami przed przygotowanymi grobami. Zmuszono ich do klęknięcia [przed zastrzeleniem]… Ich ciała pokrywano grubą warstwą wapna i ziemi, i na koniec umieszczono darń.
Podczas ewakuacji Żydów z Lubartowa i Firleja jesienią 1939, Niemcy zmusili Żydów do rozebrania się by sprawdzić czy potrzebowali ostrych rozkazów co powinni ze sobą zabrać. Żydów którzy, jak okazało się, zabrali więcej niż im pozwolono, bezlitośnie bito. Wkurzeni traktowaniem Żydów Polacy zwrócili się do swego księdza o wstawiennictwo za Zydów u Landrat (główny niemiecki zarządca terenu). Zaskakująco, ta interwencja miała jakiś skutek, bo Niemcy już nie zmuszali Żydów do rozbierania się do naga. [43]
Niemcy zaczęli dręczyć ludność żydowską jak tylko weszli do Żelechowa k. Garwolina. Po krótkim wytchnieniu, sprawy znów się pojawiły w listopadzie 1939, kiedy setki Żydów wyłapano i byli blisko śmierci. Za zagrożonymi Żydami wstawił się ksiądz. (“Zelechow,” w Encyclopedia of the Jewish Communities in Poland, t. VII, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/Pinkas_poland/pol7_00199b.html>; przekład z Pinkas hakehillot Polin, t. VII [Jerozolima: Yad Vashem, 1999], s.199 ff.)
Do Żelechowa Niemcy wkroczyli 12.09.1939. Tuż potem łapali Żydów na ulicy, poddawali ich bardzo złemu traktowaniu, grabili ich własność i podpalili kilka domów. Następnego dnia podpalono synagogę, i w ogniu zginął Hayyim Palhendler, który przed wojną był członkiem rady miejskiej. W tym samym czasie Niemcy aresztowali żydowskie i polskie osoby publiczne jako zakładników, i więzili je przez 24 godziny. Po kilku dniach Niemcy zebrali grupę Żydów i wysłali ich do Ostrowi Mazowieckiej, po drodze wielu z nich zastrzelili…
W listopadzie 1939… Miał miejsce też poważny incydent, który naraził na niebezpieczeństwo życie kilkuset Żydów w Żelechowie. W dzień targowy były polski żołnierz strzelił do Niemca. Niemcy natychmiast spędzili setki Żydów i byli gotowi ich zastrzelić, ale dzięki wstawiennictwu księdza, i po złapaniu sprawcy Żydów wypuszczono.
Ks. Stefan Wilk z Chełmicy Dużej k. Włocławka wydał fałszywe świadectwa chrztu 3 żydowskim rodzinom z Włocławka: Paljard, Dyszel i Milner. Mieszkały one pod fałszywą tożsamością w Łochocinie, na północ od Włocławka, zanim uciekły do wschodniej Polski w 1941. Stąd dostały się do Palestyny. Ks. Wilka aresztowali Niemcy 23.10.1939. Więziono go w Forcie VII w Poznaniu, Stutthofie, Sachsenhausen i Dachau, gdzie zginął 9.02.1943. [44]
Na początku listopada 1939 Gestapo w Łodzi przeprowadziło masowe aresztowania inteligencji, katolickich księży (aresztowano ok. 50 księży w tym bpa Kaziemierza Tomczaka) i działaczy politycznych i społecznych, i zamknęło ich w utworzonym w pobliżu obozie koncentracyjnym w Radogoszczy. Józef (Josef) Saks, który przybył do obozu 23.12.1939, wspominał atmosferę solidarności panującą między więźniami. (Świadectwo z października 1945 jest w archiwum Jewish Historical Institute w Warszawie, Record Group 301, Świadectwo 1023):
23 grudnia 1939, przybyłem z grupą 39 Żydów i 40 Polaków z więzienia Gestapo przy ul. Sterling (i ludzi z więzienia [miejsca zatrzymań przez policję] przy ul. Kopernika). W obozie było kilkadziesiąt kobiet, w tym Żydówki… Były tam 4 duże pomieszczenia. Żydzi byli w 2 pomieszczeniach, ale nie było specjalnych gett.
Postawa Polaków wobec Żydów, z wyjątkiem konkretnych osób, ogólnie była dobra. Należy podkreślić, że w obozie było kilkudziesięciu księży. Większość Polaków stanowiła inteligencja. Uczciwość więźniów względem siebie jest charakterystyczną cechą wartą podkreślenia. Wiem o tylko jednym przypadku nieuczciwości. W tym czasie żandarmeria i policja pomocnicza dobrze traktowała więźniów. Żydowscy więźniowie porozumieli się z Polakami, że w dzień Bożego Narodzenia Żydzi będą wykonywać każdą pracę w obozie. Ale w następnych 2 dniach Żydów nie wezwano do żadnej pracy… Polscy więźniowie, wiedząc, że nie dostaniemy żadnego jedzenia, zostawili nam swój chleb i ukryli dla nas kawę.
[43] Świadectwo Mojżesza Apelbauma, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, nr 2013.
[44] Gabriel Michalik, “Lwy pana hrabiego,” Gazeta Wyborcza, 29.11.2005.
Z polskich zachodnich terenów włączonych w Niemiecką Rzeszę, Żydów deportowano en masse do Generalnej Guberni. Wielu z nich przeszło przez ojców Franciszkanów w Limanowej k. Nowego Sącza i w Niepokalanowie k. Warszawy. Emanuel Ringelblum w swoim dzienniku Kronika getta warszawskiego: Wrzesień 1939–styczeń 1943 (Warszawa: Czytelnik, 1983), 2 stycznia 1940 tak napisał na s. 68:
W Limanowej zachowanie Franciszkanów wobec 1.300 Żydowskich uchodźców (500 z Kalisza, 500 z Lublina, i ok. 300 z Poznania) było bardzo dobre. Dali im miejsce do mieszkania w swoich budynkach i pomagali im [na różne sposoby]… nawet dając im do zabicia cielaka.
W biografii zatytułowanej Człowiek dla innych: Maksymilian Kolbe, święty z Auschwitz / A Man for Others: Maximilian Kolbe, Saint of Auschwitz (New York: Harper & Row, 1982; wyd. ponownie przez Our Sunday Visitor Publishing Division of Our Sunday Visitor, Inc., Huntington, Indiana, 1982), na s. 91–93, Patricia Treece pisze o szerokiej pomocy udzielanej wielu żydowskim uchodźcom w Niepokalanowie, największym klasztorze polskim, kierowanym przez o. Maksymiliana Kolbe: [45]
Brat Juwentyn szacuje ładunki na aż 1.500 Żydów i 2.000 Gojów za jednym razem, które naziści zostawiali w klasztorze, osoby przesiedlone wypędzone z domów jako "niepożądane" na terytorium anektowanym przez Rzeszę. [46] Pierwsza grupa (Żydzi i Goje z terenu Poznania) wielokrotnie przekraczająca liczbę Franciszkanów, praktycznie czekała na progu kiedy Kolbe i jego niedożywieni bracia wrócili z więzienia… Kolbe i braciom jakoś udało się karmić swoich zaszarganych gości do czasu kiedy Niemcy przydzielili im żywność. Żeby to zrobić, bracia żebrali w okolicy… Kolbe nie tylko dał dach nad głową (gościom oddano ok. 2 / 3 klasztoru) i jedzenie, ale też odzież i każdy inny rodzaj pomocy.
Sam Kolbe wspomina w liście o następujących usługach dla uchodźców przebywających w Niepokalanowie w maju 1940: izba chorych zajmująca się 60-70 osobami codziennie, apteka rozdająca leki 20 osobom dziennie, szpitalik dla świeckich - 30 dziennie, i kuchnia klasztorna dla 1.500 osób…
Nawet po rozpoczęciu przydzielania przez Niemców racji dla przesiedlonych z terenu Poznania, Kolbe, widząc z pierwszej ręki niewystarczalność tych oficjalnych ilości, dodawał do nich…
Na prośbę ks. Kolbe, zorganizowano drugą nie-chrześcijańską celebrację dla poruszonych i wdzięcznych rodzin żydowskich w Nowy Rok.
Brat Mansuetus Marczewski zauważył, że o. Maksymilian czuł szczególną miłość do Żydów. Ta miłość była odwdzięczana. Na początku nowego roku 1940, poznańscy deportowani zostali znowu przesiedleni z klasztoru. Przed opuszczeniem, żydowscy liderzy chcieli spotkać o. Maksymiliana. Według brata Juwentyna, rzeczniczka – pani Zając powiedziała:
"Jutro opuszczamy Niepokalanów. Traktowano nas tu z wielką troską… Zawsze czuliśmy przy sobie kogoś bliskiego, sympatyzującego z nami. Za błogosławieństwo tej wszelkiej dobroci, w imieniu wszystkich obecnych tu Żydów, chcielibyśmy wyrazić nasze ciepłe i szczere podziękowania dla ciebie, o. Maksymilianie, i dla wszystkich braci. Ale słowa są nieodpowiednie dla tego co nasze serca chcą powiedzieć…"
W geście miłości do Kolbe i jego Franciszkanów, zakończyła prosząc o odprawienie dziękczynnej Mszy by podziękować Bogu za ochronę Żydów i klasztoru. Inny polski Żyd dodał: "Jeśli Bóg pozwoli nam przeżyć tę wojnę, stukrotnie odpłacimy Niepokalanowi. I co do okazanej tu dobroczynności wobec żydowskich uchodźców z Poznania, nigdy jej nie zapomnimy. Wszędzie w zagranicznej prasie będziemy go chwalić".
[45] Beatyfikacja i późniejsza kanonizacja o. Kolbe wywołała brzydką kampanię oczerniania ze strony niedoinformowanych źródeł, które uważały się za "ekspertów" od relacji polsko-żydowskich. Zarzuty wobec o. Kolbe całkowicie wtedy zdyskredytowano, ale wznowiono w ostatnich latach. W 1982, dwaj historycy - Daniel L. Schlafly, Jr., katolik, i Warren Green, żyd – przeprowadzili wnikliwe badania o przedwojennej działalności o. Kolbego. W raporcie "Oskarżenia i prawda / “The Charges and the Truth,” opublikowanym w St. Louis Jewish Light (30.06.1982), stwierdzili, że we wszystkich opublikowanych pracach o. Kolbe, było tylko 14 odniesień do Żydów, niektóre bardzo pozytywne, 5 negatywnych, ale żadne rasistowskie. Kolejne oskarżenie wobec o. Kolbe łączyło się z Małym Dziennikiem, popularną gazetą wydawaną w jego klasztorze, którą oskarżono o promowanie antysemityzmu. O. Kolbe był w Japonii przez większość lat 1930 i wydał wskazówki by nie publikować artykułów, które można by uznać za antysemickie. Zob. Michael Schwartz, Mit zastępczy / “The Deputy Myth,” Stałe uprzedzenie: antykatolicyzm w Ameryce / The Persistent Prejudice: Anti-Catholicism in America (Huntington, Indiana: Our Sunday Visitor, 1984), s. 235–38. Ton nienawiści wypluwany na o. Kolbe ustanowił rabin Lev K. Nelson, który napisał w bostońskim Jewish Advocate (4.11.1982): “…uznany za świętego Kolbe był notorycznym antysemitą w czasie hitlerowskiego reżimu w Polsce… Jak można powiedzieć, że Kolbe jest kosher, kiedy jego całe życie było nieczyste – oznaczone chorobą antysemityzmu i zabrudzone wypluwaniem nienawiści na istoty ludzkie innej wiary? Czy to ironia czy poetycka sprawiedliwość, że człowiek który pośrednio odpowiadał za zatłoczenie Auschwitz swoimi ofiarami, był z kolei zmuszony do podzielenia ich gorzkiego losu i bycia świadkiem skutków głoszenia nienawiści!" Anne Roiphe, redaktor literacka liberalnego żydowsko-amerykańskiego czasopisma Tikkun, która wydaje się nie doceniać tego, że naziści budowali też obozy dla i uczestniczyli w systematycznym niszczeniu chrześcijańskich Polaków, zwłaszcza kleru, poczyniła następujące uwagi w Pora na zdrowienie: refleksje o holokauście /A Season For Healing: Reflections on the Holocaust (New York: Summit Books, 1988), na s. 130: “Ks. Kolbe był bardzo żarliwym nacjonalistą. Jego sprzeciw wobec nazistów był nacjonalistyczny, nie moralny… Znany antysemita, nawet złapany w maszynerię zabijania Żydów, nie wydaje się być kandydatem do świętości, przynajmniej dla Żydów. Udając się na pielgrzymkę do obozu i markując śmierć ks. Kolbe, [Papież Jan Paweł II] wydaje się jeszcze raz pomniejszać śmierć wszystkich zmarłych tam Żydów". Joseph Polak, dyrektor B’nai B’rith Hillel Foundation na Boston University, skromne sanktuarium zbudowane w celi w Auschwitz gdzie zabito ks. Kolbe nazwał "punktem orientacyjnym wyrytym jedynie z bezmyślności i okrucieństwa". Zob. jego Powrót do Auschwitz: ikony, wspomnienia, elegie / “Auschwitz Revisited: Icons, Memories, Elegies”, Midstream, czerwiec/lipiec 1990, s.17–18. W swoim bestsellerze Chutzpah (Boston: Little, Brown and Company, 1991), Alan M. Dershowitz napisał na s. 143, że ks. Kolbe był "notorycznym antysemitą, który niemal na pewno nigdy nie poświęciłby żaycia za skazanego żydowskiego współwięźnia. (Faktycznie jest mało prawdopodobne by Kolbe spotkał w ogóle Żyda w Auschwitz, bo polskich więźniów trzymano osobno od Żydów.)" The New York Times opublikował list 1.08.1994 Alfreda Lipsona, badacza z Holocaust Resource Center and Archives, City University of New York, w którym stwirdził: "Kanonizacja polskiego księdza wywołała kontrowersję z powodu jego antysemityzmu, szczególnie jego ataków na Żydów w jego popularnych publikacjach i naukach". David M. Crowe, historyk z Columbia University w Nowym Jorku i były członek Education Committee of the United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, D.C., napisał w pracy Holokaust: korzenie, historia i następstwa / The Holocaust: Roots, History, and Aftermath (Boulder, Colorado: Westview Press, 2008), na s. 371: “Kolbe był franciszkańskim księdzem z Łodzi, który działał w ośrodku religijnym k. Warszawy. Był kilkakrotnie aresztowany przez Niemców za pomoc uchodźcom. Ale większość sławy ks. Kolbe pochodziła z jego chęci oddania życia za innego więźnia w Auschwitz. W 1971 pojawiły się pytania o jego beatyfikacji, kiedy odkryto, że Kolbe był antysemitą, który uznawał fikcyjne Protokoły mędrców Syjonu za prawdziwe [jak w tamtych czasach Winston Churchill – MP]. Pisał o 'perwersyjnej żydowsko-masońskiej prasie' i twierdził, że Talmud 'oddycha nienawiścią do Chrystusa i chrześcijan' [co już uznają szanowani badacze tacy jak Peter Schäfer (Jezus w Talmudzie / Jesus in the Talmud [Princeton, New Jersey i Oxford: Princeton Univerity Press, 2007]). Uczył też, że holokaust był karą Bogą za żydowskie grzechy. [Jest to zupełnie niedorzeczny zarzut, bo holokaust rozpoczął się po śmierci Kolbe. – MP] W 1982 Papież Jan Paweł II kanonizował go jako 'męczennika miłości'".
"Ten temat pojawił się znowu kiedy Papież Franciszek 29.07.2016 odwiedził Auschwitz, w pełnej czci ciszy. Lewicowo-liberalny dziennik izraelski Haaretz wykorzystał to jako kolejną okazję nie tylko do ataku na o. Kolbe, ale też by skrytykować Papieża Franciszka za milczenie w Auschwitz nie o roli Niemiec w holokauście, a o – niewiarygodne – skarceniu Polski za jej rzekomą rolę: "Gdyby papież wypowiedział się w nazistowskim obozie śmierci w ubiegły piątek, świat mógłby usłyszeć o antysemityzmie podsycanym przez jego kościół w Polsce… Bardzo niedobrze, że Franciszek milczał. Gdyby wypowiedział się zwiedzając obóz w którym zamordowano milion Żydów…może świat usłyszałby o wrogim antysemickim dziedzictwie pielęgnowanym przez kościół w Polsce od wieków, i który utorował drogę dla prześladowania i mordu Żydów przed, podczas i po holokauście…Kościół Katolicki kanonizował ks. Kolbe robiąc z niego męczennika prawie 35 lat temu. Zignorował to, że faktycznie był antysemitą… Jaki przekaz Franciszek próbował wysłać katolickiemu światu poprzez szacunek jaki złożył o. Kolbe? Dla laika wyglądało to jakby papież przychodził do Auschwitz jako przedstawiciel prześladowanej religii, a nie prześladujący który jeszcze ma się pogodzić z własnym udziałem w mordzie narodu żydowskiego podczas holokaustu". Zob. Ofer Aderet, Dlaczego Papież Franciszek powinien wypowiedzieć się w Auschwitz? /“Why Pope Francis Needed to Speak Out at Auschwitz,” Haaretz, 1.08.2016.
[46] Według raportu prowincjała zakonu z października 1940 znalezionego w archiwach Niepokalanowa: "W roku 1940 Niepokalanów pomieścił i żywił wielu uchodźców. W pierwszej grupie 3.500 uchodźców było 2.000 Żydów. Po odejściu pierwszej grupy uchodźców wiosną 1940, w klasztorze zamieszkała druga grupa uchodźców z Pomorza. Ta grupa też odeszła. W czasię pisania tego raportu klasztor oczekuje kolejnych 2.000 przesiedlonych. W klasztorze ukrywali się pojedynczy Zydzi i rodziny. Saul Wiesenthal, żydowski konwertyta, wraz z żoną Polką mieszkali w klasztorze przez 11 miesięcy. Po jego aresztowaniu przez Gestapo, wraz z 7 franciszkańskimi bracmi, brat Longin Chałciński odwiedzał Wiesenthala regularnie w więzieniu w Łowiczu przez ok. pół roku (do jego śmierci), i przynosił mu jedzenie. Ks. Kolbe osobiście zachęcał lokalnych mieszkańców do udzielania pomocy Żydom. Jednym takim Żydem był ranny uciekinier z warszawskiego getta, którego przyprowadził do klasztoru brat Hieronim Wierzba. Kiedy wrócił do zdrowia, zabrał go mieszkaniec. Zob. Claude R. Foster, Rycerz Maryi: Misja i męczeństwo św. Maksymiliana Marii Kolbe / Mary’s Knight: The Mission and Martyrdom of Saint Maksymilian Maria Kolbe (West Chester, Pennsylvania: West Chester University Press, 2002), s. 630, 632-33. (Ta książka wydał Marytown w Libertyville, Illinois w 2013 pod tym samym tytułem.)
Warto zauważyć, że Żydzi z Poznania, pierwszej historycznej stolicy Polski, w większości woleli Niemcy od Polski, siłę okupacyjną regionu, kiedy Polska odzyskała niepodległość po I wojnie światowej. O. Kolbe dalej pomagał Żydom do czasu jego ponownego aresztowania w lutym 1941, z powodu, między innymi, szerokiej i jawnej pomocy jakiej udzielał Żydom w klasztorze.
Kobieta mieszkająca k. Niepokalanowa też zostawiła swoje świadectwo o o. Maksymilianie w tym okresie [1940-1941]. Opowiada jak przyszła do klasztoru z pytanim czy "w porządku" było dawać jałmużnę zubożałym wojną Żydom żebrzącym u jej drzwi. Cierpliwie o. Maksymilian Kolbe nalegał , mówi, by pomagała Żydom. Cytuje powód jaki jej podał: "Musimy to robić, bo każdy człowiek jest naszym bratem". (Ibid., s.104.)
Niemniej jednak żydowska literatura często oczernia o. Kolbe jako notorycznego antysemitę. Ale pośród setek świadectw o wdzięczności za pomoc udzielaną przez o. Kolbę w Niepokalanowie, jest kilka od ocalonych członków żydowskiej ludności w Polsce. [47]
O. Kolbe w końcu w maju 1941 deportowano do Auschwitz. Pod koniec lipca 1941 z obozu zniknęło 3 więźniów, co skłoniło SS-Hauptsturmführera Karla Frtizscha,zastępcę komendanta obozu, do wybrania 10 mężczyzn do zagłodzenia na śmierć w podziemnym bunkrze by zniechęcić do dalszych prób ucieczki. Kiedy jeden z wybranych ludzi, Franciszek Gajowniczek, krzyknął "Moja żona! Moje dzieci!", ks. Kolbe zgłosił się na jego miejsce. Ks. Kolbe zmarł 14.08.1941 od śmiertelnego zastrzyku, po długim okresie głodu. Kiedy był uwięziony w Auschwitz o. Kolbe zaprzyjaźnił się z Sigmundem Gersonem (Zygmunt Gruszkowski), wtedy 13-letnim żydowskim chłopcem.[48] Wiele lat później Sigmund Gerson wspominał o ich relacjach. (Treece, Człowiek dla innych / A Man for Others, s. 152–53):
Pochodziłem z kochającego się domu, gdzie miłość była słowem kluczowym. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Ale moje 3 piękne siostry, matka – adwokat i absolwentka Paryskiego Uniwersytetu – ojciec, dziadkowie – wszyscy zginęli. Jestem jedynym ocalonym. Będąc dzieckiem z tak wspaniałego domu, i nagle znajdując się zupełnie sam, jak było ze mną kiedy miałem 13 lat, w tym piekle, Auschwitz, ma wpływ na mnie, którego inni nie potrafią zrozumieć. Wielu nas młodych straciło nadzieję, szczególnie kiedy naziści pokazali nam zdjęcia tego co powiedzieli było zbombardowaniem Nowego Jorku. Bez nadziei nie było żadnej szansy przeżycia, i wielu chłopców w moim wieku rzucało się na elektryczne ogrodzenia. Zawsze szukałem jakiegoś związku z zamordowanymi rodzicami, próbując znaleźć przyjaciela mego ojca, sąsiada – kogoś w tej masie ludzkości kto ich znał, bym nie czuł się taki samotny.
I w ten sposób znalazł mnie wędrującego Kolbe, że tak powiem, szukając kogoś do kontaktu. Dla mnie był jak anioł. Jak kwoka, wziął mnie w ramiona. Zawsze ocierał mi łzy. Wierzę w Boga bardziej od tego czasu. Z uwagi na śmierć rodziców, pytałem "Gdzie jest Bóg?" i straciłem wiarę. Kolbe przywrócił we mnie tę wiarę.
Wiedział, że byłem żydowskim chłopcem. To nie robiło żadnej różnicy. Jego serce było większe niż osoby – tzn. czy byli żydami, katolikami czy kimś innym. On kochał wszystkich. Rozdzielał miłość i tylko miłość. Przede wszystkim oddał mi tak wiele swoich skromnych racji żywnościowych, że dla mnie był to cud, że mógł żyć. Teraz łatwo jest być miłym, kochającym, skromnym, kiedy czasy są dobre i panuje pokój. Dla kogoś takiego jak o. Kolbe był wtedy i tam – mogę tylko powiedzieć, że nie da się go opisać słowami.
Z pochodzenia jestem Żydem, synem matki Żydówki, mam żydowską wiarę i jestem z tego bardzo dumny. I nie tylko bardzo kochałem o. Kolbe, bardzo, w Auschwitz, gdzie się ze mną zaprzyjaźnił, ale będę go kochał do ostatniej chwili mojego życia.
[47] Antonio Ricciardi, Św. Maksymilian Kolbe, apostoł naszego trudnego wieku / St. Maximilian Kolbe, Apostle of Our Difficult Age [Boston: Daughters of St. Paul, 1982], s. 248.
[48] Sigmund Gorson urodził się 4.02.1925, więc miałby 16 lat w okresie uwięzienia o. Kolbe w Auschwitz maj-sierpień 1941.
Inny ocalony Żyd, Eddie Gastfriend, potwierdził to samo wrażenie o polskich księżach w Auschwitz, których Niemcy brali za cel szczególnie brutalnego i poniżającego traktowania. (Ibid., s. 138.)
W Auschwitz było wielu księży. Nie nosili koloratek, ale widziałeś, że byli księżmi po ich zachowaniu i postawach, szczególnie wobec Żydów. Byli tak delikatni, tak kochający.
Ci z nas Żydów którzy mieli kontakt z księżmi takimi jak o. Kolbe (nie znałem go osobiście, ale słyszałem o nim historie), czuliśmy iż był to poruszający czas – czas kiedy przymierze między chrześcijanami i żydami było napisane krwią…
Żydów i księży szczególnie wybierano na bardzo brutalne i upokarzające traktowanie w obozach koncentracyjnych. Polski więzień wspomina (Ibid., s.137):
Tuż po moim przybyciu do Auschwitz zamordowano młodego księdza. Jego ciało, w sutannie, położono na taczkach. SS-mani zorganizowali szyderczy pogrzeb, i zmusili kilku księży i Żydów do śpiewania pieśni, kiedy szli za innym ubranym w sutannę księdzem. Na głowie miał wywrócony na lewo kapelusz, słomianą linę zawiązaną wokół szyi, i niósł szczotkę jako krzyż. Musieliśmy tam stać patrząc na tę kpinę, kiedy SS-mani kpili z nas by wywołać strach, by nas ujarzmić: "wasz bóg i wasz władca – to my, SS i kapo i komendant obozu. Nie ma żadnego innego boga!"
Do pewnego stopnia katolickich księży i Żydów wrzucano razem. Opisane poniżej incydenty wyjaśniają związki w nazistowskich umysłach. Ks. Józef Kowalski został stracony bo nie podeptał krzyżyka na różańcu. Ks. Piotr Dankowski z Zakopanego był torturowany i zabity w Wielki Piątek przez kapo który szydził: "Jezus Chrystus został zabity dzisiaj i ty też zginiesz dzisiaj".
W maju 1944 pracowaliśmy w zrujnowanym domu, kiedy jeden z więźniów znalazł krucyfiks. SS-man Storch zabrał go i wezwał ks. Niewęglewskiego.
"Co to jest?" zapytał księdza. Ksiądz milczał, ale strażnik nalegał, i odpowiedział: "Chrystus na krzyżu". I Storch szydzi: "Dlaczego głupcze, to jest Żyd, który, dzięki głupim pomysłom jakie gosił i dałeś się nabrać, dostałeś się do tego obozu. Nie rozumiesz? On jest jednym z żydowskich prowodyrów! Żyd jest Żydem i zawsze będzie Żydem! Jak możesz wierzyć w takiego wroga?"
Ks. Niewęglewski milczy.
Wtedy Storch mówi: "Wiesz, podepczesz tego Żyda" – i rzuca krzyżyk na piach – "i przeniosę cię do lepszej pracy".
Kiedy ksiądz odmówił, SS-man i kapo rzucili go na krucyfiks kilka razy, potem pobili go tak bardzo, że wkrótce potem zmarł.
Ks. Józef Kowalski był skazany bo nie chciał podeptać krzyża na różańcu. Ks. Piotr Dankowski z Zakopanego był torturowany i zabity w Wielki Piątek przez kapo który szydził: "Jezus Chrystus był zabity dzisiaj, i ty też dzisiaj zginiesz". (Ibid., s.137–38.) Wilhelm Brasse, który przybył do Auschwitz w sierpniu 1940, wspomina, że Niemcy wybierali Żydów i katolickich księży i kazali im śpiewać religijne pieśni. Bili księży a potem Żydów, i wrzeszczeli na nich, że byli leniami bo nie śpiewali wystarczająco głośno. [49]
Kler jak i większość Polaków, byli oburzeni przemocą skierowaną wobec Żydów. Kiedy z jakiegoś nieznanego powodu, prawdopodobnie na skutek niemieckiej prowokacji, wybuchły anty-żydowskie zamieszki w Głownie k. Łodzi w styczniu 1940, lokalny ksiądz z innymi Polakami wstawili się i potępili przemoc. [50] W więzieniu Montelupich w Krakowie uwięzieni księża ze wstrętem patrzyli kiedy niemieccy strażnicy dręczyli fizycznie Żydów, celowo w ich obecności. [51]
[49] Laurence Rees, Holokaust: nowa historia /The Holocaust: A New History (New York: Public Affairs, 2017), 173.
[50] “Glowno,” w Encyclopedia of Jewish Communities in Poland, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/pinkas_poland/pol1_00081.html> przekład z Pinkas ha-kehillot Polin, t. 1 [Jerusalem: Yad Vashem, 1976], s. 81–84.
[51] Alicja Jarkowska-Natkaniec, Wymuszona współpraca czy zdrada?: Wokół przypadków kolaracji Żydów w okupowanym Krakowie (Kraków: Universitas, 2018), 254.
Niemcy odegrali dużą rolę w zachęcaniu i wykorzystywaniu napięć między podbitymi narodami. Theodor Oberländer, główny nazistowski strateg, opowiadał się za strategią "dziel i rządź" dla Polski, ustawiając grupy narodowe jedną przeciwko drugiej. Np. w listopadzie 1939 Niemcy wyznaczyli Żydów do pomocy w zniszczeniu pomnika Kościuszki na Placu Wolności w Ło0dzi, następnie sami podpalili 2 synagogi i obwinili Polaków za spalenie ich w odwecie za zniszczenie pomnika Kościuszki. [52] Wiosną 1941 Niemcy nakazali Żydom zniszczenie katolickiego kościoła w Sannikach k. Kutna. Zrobili zdjęcia i incydent wykorzystali do wywołania gniewu Polaków na Żydów. [53] Podobnie zatrudnili Żydów do zniszczenia kościoła katolickiego w Gąbinie. [54] Po wskazaniu ich przez polskich Żydów na usługach niemieckiej milicji, Jan Dudziński z 2 przyjaciółmi zostali złapani przez Gestapo i wysłani do Auschwitz i tylko Dudziński przeżył. [55]
Niemcy inspirowali czy organizowali anty-żydowską przemoc i zamieszki w całej okupowanej Europie. [56] Wiosną 1940 Niemcy zebrali gangi bezrobotnych młodych zbirów do ataku na Żydów, i niekiedy Polaków na ulicach Warszawy. Te łotry, którzy byli pijani, zostali opłaceni przez Niemców, co według wszystkich opisów było zorganizowanym i uważnie obserwowanym wydarzeniem. Jeden Żyd opisał scenę jakiej był świadkiem w czasie tzw. pogromu Passover. (W oparciu o świadectwo Jacoba Apenszlaka, red., Czarna księga polskiego żydostwa / The Black Book of Polish Jewry [New York: Roy Publishers, 1943], s.30–31.)
Passover pogrom trwał ok. 8 dni. Rozpoczął się nagle i zakończył nagle. Dokonał go tłum młodych ludzi, około 1.000, którzy pojawili się nagle na warszawskich ulicach. Takich typów nigdy wcześniej nie widziano na warszawskich ulicach. Wyraźnie byli to młode zbiry specjalnie sprowadzone z przedmieść. Z charakterystycznych scen pogromu wymienię tylko kilka: drugiego dnia Passover, na rogu Wspólnej i Marszałkowskiej, ok. 30-40 wpadło i ograbiło żydowskie sklepy z kapeluszami. Niemieccy żołnierze stali na ulicach i filmowali sceny…
Polska młodzież działała sama, ale były przypadki kiedy takie bandy atakowały Żydów z pomocą niemieckich żołnierzy. Postawa polskich intelektualistów wobec Żydów była wyraźnie przyjazna, i przeciwko pogromowi. Wiadomo jest, że na rogu Nowogrodzkiej i Marszałkowskiej katolicki ksiądz zaatakował młodzież uczestniczącą w pogromie, pobił ich i zniknął. Ci młodzi dostawali 2 złote dziennie od Niemców.
Abp Stanisław Gall, apostolski administrator archidiecezji Warszawskiej, który zmarł we wrześniu 1942, był bardzo zakłopotany tymi wydarzeniami i nalegał by księża dołączyli do potępienia ich. [57] W grudniu 1940, po utworzeniu warszawskiego getta, w warszawskich kościołach apelowano do wiernych “żeby puszczali w niepamięć nieporozumienia z Żydami … Nie należy dać się podszczuwać przez wrogów, którzy chcą siać nienawiść między narodami”. [58]
[52] Shimon Huberband, Kiddush Hashem: religijni Żydzi i zycie kulturalne w polsce podczas holokaustu /Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House, and Yeshiva University Press, 1987), 323; Janina Hera, Polacy ratujący Żydów: Słownik (Warsaw: Neriton, 2014), 87 n.191.
[53] Dean, Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933–1945, vol. II, Part A, 101.
[54] Zieliński, Życie religijne w Polsce pod okupacją hitlerowską 1939–1945, 415 n.24.
[55] Patricia Treece, Człowiek dla innych; Maksymilian Kolbe święty z Auschwitz /A Man For Others: Maximilian Kolbe Saint of Auschwitz (In the Words of Those Who Knew Him) (New York: Harper & Row, 1982; wyd. wznowione przez Our Sunday Visitor, Huntington, Indiana), 128.
[56] Na początku wojny wiele głównych europejskich miast widziały zamieszki anty-żydowskie i pogromy dokonywane przez miejscową ludność. Takie wydarzenia wszczynali albo organizowali Niemcy w Pradze, Paryżu, Hadze, Amsterdamie, Antwerpii, Oslo i Kaunas. Po wybuchu przemocy Niemcy pełnili rolę "protektorów" ludności żydowskiej. Zob. Tomasz Szarota, “Anty-żydowskie pogromy i incydenty w okupowanej Europie /Anti Jewish Pogroms and Incidents in the Occupied Europe,” Daniel Grinberg, red., Holokaust 50 lat po: 50 rocznica powstania w warszawskim getcie. Dokumnety z konferencji zorganizowanej przez PIH w Warszawie, 29-31.03.1993 /The Holocaust Fifty Years After: 50th Anniversary of the Warsaw Ghetto Uprising. Papers from the Conference Organized by the Jewish Historical Institute of Warsaw, March 29–31, 1993 (Warsaw: Jewish Historical Institute of Warsaw, n.d.), 108–23; Tomasz Szarota, Na progu holokaustu; anty-żydowskie zamieszki i pogromy w okupowanej europie… /On the Threshold of the Holocaust: Anti-Jewish Riots and Pogroms in Occupied Europe: Warsas–Paris–The Hague–Amsterdam–Antwerp–Kaunas (Frankfurt am Main: Peter Lang, 2015).
[57] Według niektórych raportów, abp Gall też poruszył te sprawę z wladzami niemieckimi. Zob.
Żbikowski, Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945, 554, 641.
[58] Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego: Wrzesień 1939–styczeń 1943, wyd. 2. (Warsaw: Czytelnik, 1988), 227. Żydówka napisała, że ksiądz w Białymstoku zaapelował do wiernych o pokazanie współczucia i udzielanie pomocy Żydom. Zob. Andrzej Żbikowski, red., Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, vol. 3: Relacje z Kresów (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny IN-B, 2000), 129, 131.
Emanuel Ringelblum pisze w dziennikach 31.12.1940, że księża we wszystkich warszawskich kościołach nalegali na swoich parafian by zakopali uprzedzenia wobec Żydów i uważali na truciznę o nienawiści do Żydów głoszoną przez wspólnego wroga – Niemców.
Publiczne interwencje kleru w imieniu Żydów, choć niezmiennie próżne i często samobójcze, miały miejsce od czasu do czasu. Poniższe przykłady podaje Zofia Kossak, współzałożycielka wojennej Rady Pomocy Żydom. (Teresa Prekerowa, Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie 1942–1945 [Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1982], s. 200.)
Na Nowym Świecie niemiecki oficer złapał wychudzonego, nie mającego więcej niż 6 lat, żydowskiego chłopca. Trzymając go za kark jak szczeniaka, drugą ręką podniósł pokrywę kanału i wepchnął weń dziecko. Przechodnie patrzyli ze zgrozą. Ksiądz który to widział zaczął błagać o litość dla dziecka. Oficer spojrzał na niego ze zdziwieniem i powiedział oficjalnie "Jude". Zatrzasnął pokrywę i odszedł spokojnie.
Latem 1940, Rada Główna Opiekuńcza - RGO, legalnie funkcjonująca polska agencja pomocy, wraz z Msgr Adamem Sapiehą, Arcybiskupem Krakowa, zaapelowała do Hansa Franka, gubernatora Generalnej Guberni, o zawieszenie masowych przesiedleń Żydów z Krakowa. To nie tylko nie przyniosło pożądanego skutku, ale też 3 rabini, którzy o nią poprosili, a mianowicie Smelkes Kornitzer, główny rabin Krakowa, Szabse Rappaport i Majer Friedrich, zostali aresztowani i deportowani do Auschwitz, gdzie zginęli.
Społeczność żydowska nie kontaktowała Kościoła Katolickiego o dalszą interwencję u władz niemieckich, gdyż nie była skuteczna. Odważną i w końcu katastrofalną interwencję abpa Sapiehy opisuje lider wspólnoty żydowskiej Aleksander Bieberstein w kronice wojennego losu krakowskich Żydów [59]
W marcu i grudniu 1941, abp Sapieha napisał 2 listy do władz niemieckich by zaprotestować przeciwko traktowaniu żydowskich konwertytów. W listopadzie 1942 abp Sapieha wyslal list do gubernatora generalnego Hansa Franka protestując wykorzystywanie przez Niemcow młodych Polaków, wciągniętych do batalionu robotniczego Baudienst alkoholem do likwidacji getta w Tarnowie, i złemu traktowaniu Żydów. Abp Sapieha poinformował też dwukrotnie Watykan o niemieckiej polityce zagłady Żydów w okupowanej Polsce.
Pomimo braku sukcesu tych interwencji, abp Sapieha potajemnie kontynuował swoje dzieło pomocy Żydom. W homiliach i listach duszpasterskich zwracał się do swoich owieczek o pomoc każdemu, niezależnie od religii. Poprzez pośrednika ks. Ferdynanda Machaya, proboszcza parafii Najświętszego Zbawiciela i koordynatora działań ratunkowych archidiecezji, abp Sapieha zapewniał Żydom fałszywe świadectwa chrztu. Wśród ich odbiorców było 11 członków rodziny Kleinmann ukrywających się w Prądniku Czerwonym. Abp Sapieha zezwalał swoim księżom chrzcić potajemnie Żydów i podrabiać świadectwa chrztu. Niezłomnie odmawiał przekazania Niemcom dokumentów kościelnych, których zażądali dla monitorowania takich szeroko zakrojonych działań: w okresie 1939-1942 aprobowano 220 takich wniosków dla 351 Żydów.
Większość wniosków złożyli następujący księża:
ks. Władysław Kulczycki, proboszcz parafii Św. Michała w Krakowie
ks. Brunon Boguszewski z parafii Św. Michała w Krakowie (uznany przez Yad Vashem za Sprawiedliwego Goja
ks. Józef Niemczyński, proboszcz parafii Św. Józefa w Krakowie
ks. Jan Bieda, jezuita służący w Krakowie i Nowym Targu
ks. Wojciech Trubak, jezuita
ks. Julian Grzegorz Łaniewski z Nowej Wsi k. Krakowa
ks. Eugeniusz Grzegorz Świstek, kapucyn
ks. Szczepan Samerek z parafii Św. Maryi w Krakowie
ks. Roman Stawinoga z Rakowic
ks. Czesław Skarbek z parafii Św. Stefana w Krakowie
ks. Jan Masny z parafii Św. Anny w Krakowie
ks. Brunon Jagła, reformowany franciszkanin z Bronowic Wielkich
ks. Franciszek Grabiszewski z parafii Bożego Ciała w Krakowie
ks. Jan Szymeczko; ks. Władysław Mól z Prądnika Czerwonego
ks. Ernest Łanucha, kapucyn
ks. Władysław Miś, proboszcz parafii Wszystkich Świętych w Krakowie
ks. Władysław Mączyński z Borka Fałęckiego
ks. Joachim Bar, franciszkanin
ks. Stanisław Proszak z Białego Kościoła
ks. Jan Mayer
ks. Zygmunt Nestorowski, kapucyn
ks. Stanisław Czartoryski z Makowa Podhalańskiego
ks. Alfred Eugeniusz Bury, reformowany franciszkanin
ks. Stanisław Mizia z Niepołomic
ks. Wojciech Bartosik z Wawrzeńczyc
ks. Wincenty Piątkiewicz z Luborzycy
ks. Stanisław Dunikowski z Rabki, oraz 40 innych księży.
Nawet po zakazaniu przez Niemców takiej praktyki 12.101942, potajemnych chrztów dalej udzielano. Ks. Władysław Miś został aresztowany z tego powodu we wrześniu 1942 i wysłany do Auschwitz. Podobnie ks. Feliks Zachuta został zresztowany pod koniec 1943 i dokonano na nim egzekucji w maju 1944 w obozie koncentracyjnym w Płaszowie. Niektórzy z tych księży, jak i ks. Edmund Nowak, kapelan w Szpitalu Św. Łazarza w Krakowie, ks. Eugeniusz Śmietana i ks. Władysław Bajer, prefekt szkół, też dostarczali Żydom fałszywe dokumenty, znajdowali kryjówki dla Żydów i pomagali im na inne sposoby. Kiedy większość parafii Św. Józefa znajdującej się w dzielnicy Podgórze, włączono do getta, jej proboszcz, ks. Józef Niemczyński, przy wsparciu kurii biskupiej, zaprotestował przeciwko odrażającym warunkom mieszkalnym Żydów. [60]
[59] Aleksander Bieberstein, Zagłada Żydów w Krakowie (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1985), 38–39, 223.
[60] Tatiana Berenstein and Adam Rutkowski, Assistance to the Jews in Poland 1939–1945 (Warsaw: Polonia Publishing House, 1963),40; Bartoszewski i Lewinówna, Ten jest z ojczyzny mojej, wyd. 2, 824; Tomasz Pawlikowski, Adam Stefan Kardynał Sapieha (Lublin: Test and Towarzystwo im. Stanisława ze Skarbimierza, 2004), 82‒86; Andrzej Chwalba, Okupacyjny Kraków w latach 1939–1945 (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2011), 157; Jarosław Sellin, “Arcybiskup Adam Stefan Sapieha a Holokaust,” Kwartalnik Historii Żydów, no. 4 (2014): 774–85; Łukasz Klimek, red., Kościół krakowski 1939–1945 (Kraków: Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, 2014), 148. Zob. też Martyna Grądzka-Rejak, “‘Od dłuższego czasu straciłem wszelki kontakt z żydami i żydostwem’: Neofici w okupowanym Krakowie w świetle materiałów Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie,” Zagłada Żydów: Studia i materiały, vol. 13 (2017): 342–71
Żydowskie źródła też potwierdzają szeroką praktykę katolickich instytucji dających Żydom fałszywe dokumenty. Np. wiele fałszywych świadectw chrztu wyprodukowano w Klasztorze Karmelitów w Krakowie dla Żydów i innych zagrożonych osób. "Fabrykę" w końcu wykryto. [61]
Ale należy pamiętać, że choć konwersja czy otrzymanie fałszywych świadectw chrztu mogło pomóc niektórym Żydom w udawaniu chrześcijan, to w okupowanej Polsce one nie chroniły nikogo przed niemiecką polityką ludobójczą, która obejmowała wszystkich ludzi uważanych za Żydów według niemieckich dekretów. Tak nie było w przypadku wielu innych krajów jak Holandia i Francja, a nawet samej Rzeszy, gdzie były różne wykluczone czy chronione kategorie Żydów (np. ci w związkach małżeńskich z nie-Żydami, osoby o mieszanym żydowskim i nie-żydowskim pochodzeniu). Na Słowacji 8.000 Żydów mogło uniknąć deportacji w 1942 tylko dzięki konwersji (najczęściej były to pozorne konwersje) czy zdobyciu świadectw chrztu, co umożliwiało im żyć otwarcie i bezpiecznie. [62]
Razem z ks. Julianem Groblickim, powojennym biskupem pomocniczym w Krakowie, w Wigilię Bożego Narodzenia 1942, ks. Władysława Bajera wysłał abp Sapieha do odprawienia mszy i wysłuchania spowiedzi Polaków internowanych w obozie Liban w krakowskiej dzielnicy Podgórze. Wśród polskich więźniów byli Żydzi udający Polaków, którzy przyszli do spowiedzi by nie zdradzić swojego żydowskiego pochodzenia. Później Gestapo przesłuchiwało księży by ujawnić żydowskich więźniów, ale księża odmówili współpracy. [63]
----------------
[61] Zvi Szner, red., Zagłada i opór: zapisy historyczne i materiały źródłowe / Extermination and Resistance: Historical Records and Source Material, Volume 1 (Haifa: Ghetto Fighters’ House in Memory of Yitzhak Katznelson and Kibbutz Lohamei Haghettaot, 1958), 83.
[62] Peter Borza, Sprawiedliwi wśród narodów ze Słowacji i Rep. Czeskiej /“Righteous Among Nations from Slovakia and the Czech Republic,” in Wacław Wierzbieniec i Elżbieta Rączy, red., Sprawiedliwi wśród narodów: zakres i formy pomocy Żydom w Europie środkowej i wschodniej pod okupacją Trzeciej Rzeszy /Righteous Among Nations: The Scope and Forms of Help to Jews in East Central Europe During Occupation by the Third Reich (Jarosław: The Bronisław Markiewicz State Higher School of Technology and Economics, 2014), 97, 100–101.
[63] Władysław Bartoszewski i Zofia Lewin, red., Sprawiedliwi wśród narodów: jak Polacy pomagali Żydom / Righteous Among Nations: How Poles Helped the Jews, 1939–1945 (London: Earlscourt Publications, 1969), 342–43.
Na początku wojny abp Sapieha, który był szefem Polskiego Kościoła Katolickiego po wyjeździe Prymasa, poprosił Papieża Piusa XII o stanowcze oświadczenie popierające Polskę przeciwko nazistom. Ale daremność publicznego wypowiedzenia się w tym kierunku w Polsce stała się wkrótce zbyt oczywista. Kiedy w 1942 Papież przeszmuglował taki list do Polski do odczytania z ambon, abp Sapieha spalił go z obawy, że nie nie będzie miał pozytywnego wpływu i doprowadzi do ostrych reperkusji. Wysłannik Papieża, Msgr Quirino Paganuzzi tak napisał ro swojej misji (Rychlak, Sprawiedliwi Goje / Righteous Gentiles, s.153):
Jak zawsze, powitanie przez Msgr Sapiehę było bardzo serdeczne… Ale nie tracił czasu na konwenanse. Otworzył pakiety [od Papieża Piusa XII z oświadczeniami potępiającymi nazistowskie Niemcy], przeczytał je, i skomentował je swoim przyjemnym głosem. Następnie otworzył drzwiczki dużego pieca przy ścianie, rozpalił ogień, i wrzucił weń papiery. Całą resztę materiału spotkał ten sam los. Widząc moją zdumioną twarz, wyjaśnił: "Jestem bardzo wdzięczny Ojcu Świętemu… nikt nie jest bardziej wdzięczny niż my Polacy za zainteresowanie nami Papieża… ale nie potrzebujemy żadnego zewnętrznego przejawu pełnej miłości troski Papieża o nasze nieszczęścia, bo posłuży to jedynie ich nasileniu… Ale on nie wie tego, że gdybym uległ publicznie tym rzeczom, i gdyby znaleziono je w moim domu, to głowy wszystkich Polaków nie wystarczyłyby na represje z rozkazu Gauleitera Franka.
W lipcu 1940 Niemcy wypędzili Żydów z miasteczka Konin w zachodniej Polsce, terenie włączonym do Rzeszy, do okolicznych wiosek. Wkrótce potem deportowano ich do Generalnej Guberni. Rok później deportowano ich do Generalnej Guberni. Wojenny raport anonimowego żydowskiego autora opisuje wypędzenie żydowskiej ludności i przyjęcie ich przez polskich chłopów, wśród nich księdza. (Magdalena Siek, red., Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawskiego, volume 9: Tereny wcielone do Rzeszy: Kraj Warty [Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, 2012], s.78.)
Stąd, po całonocnym marszu, zabrano ich do 3 wiosek: Grodziec, Zagórów i Rzgów… Należy przyznać że postawa polskich mieszkańców tych wiosek była wobec nas bardziej niż szczera… dawali wypędzonym chleb i ziemniaki, i odmawiali przyjęcia zapłaty. Ksiądz z Grodźca, który kazał parafianom przynosić wypędzonym chleb i mleko, i później wzywał z ambony "o pomoc naszym żydowskim braciom", został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau.
W innej relacji świadka czytamy (Ibid., s.85):
Postawa chłopów w Zagórowie wobec wypędzonych Żydów była ogólnie przychylna. Pozwalali im na korzystanie z pustych pokoi i stodół, i dawali im nieużywane stoły i komody. Wypędzeni zaczęli godzić się ze swoim losem. Opłaty za mieszkania i żywność były stosunkowo małe… wypędzeni spędzili spokojnie ponad pół roku w wiosce. Pewnego dnia w wiosce pojawiły się jednostki niemieckiej żandarmerii.
Francesca Bram (z domu Grochowska) zapisuje następujące świadectwo o działalności ks. Franciszka Jaworskiego, proboszcza z Grodźca, w Księdze Pamięci Konina, wydanej w Izraelu w 1968, i reprodukowane w Theo Richmond, Konin: A Quest (Londyn: Jonathan Cape, 1995), s. 163:
Należy podkreślić pomoc jaką otrzymaliśmy od ks. Władysława Jankowskiego z Grodźca, który zajmował się wydawaniem nam kawy i herbaty, i rozdzielaniem mleka dla dzieci. Na placu do późnej nocy były gorące garnki. Dawał też chleb. Oprócz tego ksiądz apelował do chłopów o przyjmowanie w domach uchodźców i pomoc dla bezdomnych… Niemcy szukali okazji by go aresztować, i to miało miejsce kiedy pomagał Żydom w Grodźcu. Wkrótce potem nadeszła wiadomość o jego śmierci.
Ks. Jaworskiego aresztowali Niemcy 26.08.2940 i deportowali do Sachsenhausen. Później przeniesiono go do Dachau. Na szczęście udało mu się przeżyc wojnę. [64]
W "krwawą środę" 31 lipca 1940, Niemcy zorganizowali masowy atak na ludność cywilną Olkusza; w odwecie za zastrzelenie niemieckiego oficera policji wcześnie w tym miesiącu. ((20 Polaków rozstrzelano natychmiast po tym incydencie.) Setki mężczyzn w wieku 15-55, zarówno Polaków jak i Żydów, zmuszono do zebrania się w miejscach publicznych, gdzie bardzo źle ich traktowano. Kiedy ks. Piotr Mączka, proboszcz w Kościele Św. Andrzeja Apostoła próbował interweniować, został bardzo pobity i 10 dni później zmarł.
--------------------
[64] Wiktor Jacewicz i Jan Woś, Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską w latach 1939–1945, 5 volumes (Warsaw: Akademia Teologii Katolickiej, 1977–1981), here in vol. 4 (1978), 460.
Jacob Schwarzfitter, Żyd z Olkusza, wspominał te wydarzenia których był świadkiem, w wywiadzie z 1946. (Głosy z holokaustu / Voices of the Holocaust, A Documentary Project by Illinois Institute of Technology, Internet: <http://voices.iit.edu/portal2.html>.)
Przyszedłem do miasteczka Olkusz gdzie się urodziłem. Pozostałem tam do ewakuacji (depopulacji) miasteczka. Zanim powiem o depopulacji, powiem o jednym incydencie. 31 lipca 1940 miała tam miejsce karna ekspedycja przeciwko mojemu miasteczku. O 4:00, o świcie, była to środa, całe miasteczko zbudzono ze snu i postawiono na nogi. I wszystkich mężczyzn bez różnicy, w wieku 16-50 lat, zabrano na różne place. Zrobiło to Gestapo. Do miasteczka liczącego tylko 15.000 mieszkańców przybyło kilka tysięcy gestapowców, i rozpoczęli karną ekspedycję.
Karna ekspedycja odbyła się dlatego, że 60 km od miasteczka bandyci zamordowali 2 żandarmów. Ale wykorzystali to jako incydent polityczny. I rozkazano, żeby odpowiedziała za to spokojna ludność cywilna. Wyprowadzono nas o świcie z rękami do góry, dźgali nas bagnetami i musieliśmy biec. Kiedy dotarliśmy do placu, musieliśmy przejść przez kordon. Po obu stronach stali SS-mani z metalowymi prętami, pasami, gumowymi pałkami, maczugami, i nas bili. Każdy musiał przezeń przejść. Ludzie przechodzili przez kordon, i wychodzili pokryci krwią.
Tym razem nie zabrano kobiet, tylko mężczyzn. Później każdy musiał pokazać odcisk palca. Możliwe jest, że musieli oddać karty tożsamości, na których był jeden odcisk palca, a następnie każdemu podstawiano nogę i musiał upaść na ziemię. Leżeliśmy na brzuchu z twarzą przyciśniętą do ziemi i rękami na plecach. Tak leżeliśmy do 12:00. I SSmani przechodzili w tę i z powrotem i kiedy chcieli chodzili po nas. Mnie kilkakrotnie kopnięto butem w głowę. Przyszli o 12:00…
Godzina 12:00, samo południe, po leżeniu przez 8 godzin kazano nam się podnieść. Wszyscy byli bladzi i czarni, wyglądaliśmy jak martwi. Przmawiał do nas gestapowiec, a inny tłumaczył na polski. Że traktowano nas najbardziej ludzko, bo oni nadal mogli wykazać kto jest przeciwko Bogu i przeciwko ludzkości. Ja i inni obecni nie mogliśmy, oczywiście, zrozumieć, że ludzi można było traktować gorzej, ale o tym dowiedzieliśmy się później.
Później wyjaśnił nam powód tego wydarzenia. Było dlatego, że zamordowano 2 żandarmów. Wśród obecnych był polski 'prister' (słowo nie było wyraźne).
‘Prister' to ani ksiądz, ani duchowny.
Tak. Wyjaśnił, między innymi, że ci tu obecni nie są kryminalistami, a tylko spokojnymi obywatelami. Za to został morderczo pobity.
W całej okupowanej przez Niemcy Polsce Żydów stopniowo zamykano w gettach zlokalizowanych w miastach i miasteczkach, które były otoczone murami albo odgrodzone od reszty ludności. Utworzenie największego getta, w Warszawie, opisał brytyjski historyk Martin Gilbert w Holokaust: żydowska tragedia / The Holocaust: A Jewish Tragedy (Glasgow: William Collins, 1986), s. 127–28:
Z 400.000 Żydów w Warszawie, ponad 250.000 mieszkało w przeważająco żydowskiej dzielnicy. Pozostałe 150.000 mieszkało przy niemal każdej ulicy i przedmieściu. 3 paźdizernika 1940, w początek żydowskiego Nowego Roku, niemiecki gubernator Warszawy, Ludwig Fischer, ogłosił, że wszyscy Żydzi mieszkający poza przeważająco żydowską dzielnicą będą musieli opuścić domy i przenieść się na żydowski teren…
Warszawa miała być podzielona na 3 'dzielnice': jedna dla Niemców, jedna dla Polaków, i jedna dla Żydów… Ponad 100.000 Polaków mieszkających w dzielnicy wyznaczonej dla Żydów też nakazano przeniesienie do 'polskiej dzielnicy'. Oni też stracą swoje domy i utrzymanie. 12 października, w drugi Dzień Pokuty, dzień postu i modłów, niemieckie głośniki ogłosiły, że przeniesienie się Polaków i Żydów do swoich specjalnych dzielnic musi się zakończyć do końca miesiąca.
Tradycyjne żydowskie wychowanie mogłoby spowodować nie do pokonania przeszkody psychologiczne dla Żydów szukających schronienia w katolickich instytucjach, jak było w przypadku ucznia yeshivy w Zduńskiej Woli, którego przyjęto w lokalnym klasztorze. (Isaac Neuman / Michael Palencia-Roth, Wąski most: poza holokaustem / The Narrow Bridge: Beyond the Holocaust [Urbana and Chicago: University of Illinois Press, 2000], s.56–64.)
W drodze do domu tego zimnego grudniowego poranka [1940]… zaszedłem do stosunkowo nieznanej okolicy. Kiedy zdałem sobie sprawę gdzie byłem, żółta gwiazda na marynarce zaczęła czuć się bardzo duża… Potem zobaczyłem coś czego nie zauważyłem wcześniej: mały klasztor, jego podwórzec lekko otwarty. Nigdy nie byłem ani w kościele ani w klasztorze; jako uczeń yeshivy, nie wchodziłem do kościołów, i nie wiedziałem dużo o chrześcijańskich obrzędach. Ale pół otwarta brama jakby gestykulowała. "Tylko na chwilkę" – powiedziałem sobie – "żeby się rozgrzać. A potem pójdę dalej do domu".
Prześlizgnąłem się przez bramę, przeszedłem podwórzec, i wszedłem do słabo oświetlonej kaplicy. Była pusta… Na ołtarzu stał tryptyk scen, które, wywnioskowałem, pokazywały życie Jezusa. Kobieta z niemowlęciem przy piersi musi być Maryją, pomyślałem. Zauważyłem też scenę Ukrzyżowania. Po zastanowieniu się jak rabin Mendel opisałby te sceny, usiadłem w ławie z przodu i zdjąłem marynarkę żeby ukryć żółtą gwiazdę. Dawno temu obciąłem pejsy, mając nadzieję iż zacznę wyglądać bardziej jak Polak, albo przynajmniej ściągać na siebie mniejszą uwag. Musiałem siedzieć tam, sam i w milczeniu, przez 20 minut… Stopniowo kończyny mi się rozgrzały.
Miałem się podnieść kiedy poczułem rękę na lewym ramieniu. Nic nie słyszałem, żadnych kroków, oddechu, nic. On tam był. Trzymał rękę na moim ramieniu kiedy odwróciłem się by na niego spojrzeć. Wiedziałem, że nie powinienem się poruszyć, wstać, albo próbować uciec. "I teraz Gestapo" – powiedziałem do siebie – "za bycie w zakazanym miejscu". Ale twarz zakonnika była życzliwa. "Synu" – powiedział cicho – "jesteś głodny?" Przytaknąłem głową. Pokazał mi, że mam iść za nim. Szedłem za jego falującą, grubą, ciemną szatą, z kaplicy i wzdłuż długiego pustego korytarza.
Cisza wydawała się nasilać kiedy szliśmy dalej do klasztoru. Przeszliśmy małe podwórko i doszliśmy do szopy dla świń. Wprowadził mnie do środka i porprosił bym zaczekał na niego. Usiadłem i patrzyłem na świnie w szopie z mną. Wydawały się zadowolone i dobrze odżywione. Były oczywiście obojętne na niemieckich żołnierzy okupujących Zduńską Wolę. Przez moment, tylko przez moment, chciałem być jedną z tych świń…
Zakonnik wrócił z miską zupy ziemniaczanej. "Jestem brat Jan" – powiedział, wręczając mi miskę i łyżkę. "Jedz spokojnie". Patrzył kiedy przykucnąłem na podłodze i jadłem aż moja łyżka skrobała po dnie. Wtedy, z bezmiaru jego szaty, wyciągnął kawałek chleba i podał mi go. Wytarłem nim miskę aż cała jej powierzchnia błyszczała. Obserwując moje oczy i poruszając się powoli, brat Jan sięgnął po moją marynarkę, która jeszcze była odwrócona na lewo na podłodze obok mnie. Jego palec przesuwał się po konturze żółtej gwiazdy. Była ledwie widoczna dla oka, mimo że 6 wierzchołków było niewątpliwych dla dotyku…
"Widzę, że jesteś Żydem" – powiedział brat Jan.
Kiwnąłem głową, nie wierząc swemu głosowi. W każdej chwili spodziewałem się związania mnie i przekazania Gestapo, albo wykopania z korytarza przez kaplicę i bramę podwórza. Przynajmniej, pomyślałem, zjadłem posiłek.
Potem, tylko w połowie chcąc powiedzieć to co powiedziałem, wyrzuciłem z siebie: "Może te świnki potrzebują opiekuna. Mógłbym pomóc w klasztorze. Mógłbym zamiatać i sprzątać i rozpalać w piecach rano. Jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania".
"Och?" – powiedział brat Jan – "dlaczego taki mały chłopiec wstaje tak wcześnie?"
Powiedziałem mu o swoich obowiązkach w stiebel, o rozpalaniu w piecu co rano o 5:00, i o rabinie Mendel i miesiącach nauki z nim. Po opowiedzeniu jak zmarł rabin Mendel, zapadłem znowu w ciszę, myśląc, że zbyt dużo powiedziałem. Narastała między nami cisza.
W końcu brat Jan powiedział: "Moglibyśmy użyć chłopca jak ty, ale musisz obiecać mi 2 rzczy. Pierwsza, kiedy pracujesz dla nas, nie wolno ci wychodzić z klasztoru. Druga, nie wolno ci powiedzieć nikomu tutaj, że jesteś Żydem. I, oczywiście, nie masz nic przeciwko spaniu tu ze świnkami"
Powiedziałem mu, że zgadzam się na te warunki Kidy porozmawiam z matką i ojcem, bo nie chciałem by martwili się o moim nagłym zniknięciu. Brat Jan poprosił mnie bym nie mówił rodzicom gdzie będę, ani że będę pracował w klasztorze, jakimkolwiek klasztorze. Zgodziłem siuę też na to, i z pewną ulgą, bo byłem pewien, że ojciec by się denerwował wiedząc, że pracowałem w chrześcijańskim domu kultu.
Tego samego popołudnia, po zapewnieniu rodziców, że będę bezpieczny, wróciłem do klasdztoru. Przed wejściem przez tę samą pół otwartą bramę, ostrożnie rozejrzałem się by być pewnym, że nikt mnie nie widział. W małą torbę spakowałem szczoteczkę do zębów i jedną zmianę ubrania, jak i filakterie i modlitewnik. Choć niebezpieczne było przyniesienie tych rzeczy, które zdradziłyby moje pochodzenie, nie chciałem zostawiać ich w domu. Brat Jan czekał na mnie w kaplicy. Razem przeszliśmy tym samym długim korytarzem jak rano. Cisza teraz była zachęcająca i bezpieczna.
W chlewie zauważyłem, że brat Jan przyniósł nową słomę i ułożył ją w rogu, razem z 2 grubymi kocami. Po przyniesieniu mi kolejnej miski zupy, tym razem z jakimś mięsem w niej, i kawałka chleba i sera, powiedział dobranoc i zostawił mnie samego. Rano ukryłem torbę pod słomą i rozpocząłem wykonywać swoje obowiązki. Myłem podłogę, sprzątałem kuchnię, i paliłem w piecach codziennie o 5:00. Karmiłem świnki i raz dziennie sprzątałem chlew. Co rano, kiedy tylko się rozjaśniło na tyle bym widział swoją rękę, i wiedziałem, że byłem sam, odmawiałem poranne modlitwy.
Żaden z pozostałych 10 czy 12 mnichów ze mną nie rozmawiał. Nie wiem co powiedział im brat Jan, ale to musiało ich zadowalać, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi – nikt, z wyjątkiem brata Piotra. Jego ciemne i smutne oczy, osadzone blisko w wąskiej twarzy, zwężyły się kiedy mnie zobaczył, i wkrótce zacząłem obawiać się, że doniesie na mnie do Gestapo. Ale poza tym, że patrzył na mnie w dziwnych momentach w ciągu dnia, brat Piotr nic nie mówił ani nie robił, i po 3 dniach czułem się stosunkowo bezpieczny w klasztorze. Mimo że tęskniłem za rodziną, cieszyłem się z życia bez codziennego strachu i wdzięczny za to, że miałem co jeść. Codziennie w zupie było mięso i czasem miało nieznany mi smak, postanowiłem nie martwić się tym. Czułem się coraz swobodniej, do czasu kiedy przypomniałem sobie, że za 2 wieczory będzie Hanukkah.
Ciężar tej myśli zbiegł się z żądaniem mnichów, a połączeniu ich dwóch mnie niepokoiło. Pewnego ranka brat Jan poprosił mnie bym zastąpił stałego ministranta, który był chory. Oczywiście nie mogłem odmówić, i trząsłem się kiedy zakładałem strój nieobecnego ministranta, zastanawiając się o co poproszą mnie bym zrobił. Natychmiast żałowałem, że nie zwracałem uwagi na chłopców. Mimo że byli mojego wzrostu, byli jakoś młodsi, i nie rozmawiałem z nimi od wejścia do klasztoru. Nawet nie obserwowałem ich kiedy wykonywali swoje obowiązki. Uważali mnie, oczekiwałem, za jakiegoś wiejskiego chłopaka sprowadzonego do wykonywania ciężkiej pracy w klasztorze. W każdym razie zwracali na mnie tyle uwagi ile ja na nich.
Teraz zacząłem też żałować wejście do klasztoru . Tu byłem, uczeń yeshiva, z zamiarem uczestniczenia w kulcie kościelnym. Poczułem się podwójnie obłudny, po pierwsze bo udawałem chrześcijanina w towarzystwie ludzi wierzących, i po drugie bo byłem Żydem. Zastanawiałem się, ale miałem trudności ze znalezieniem czegoś, co wyjaśniłoby moją sytuację. I zrobiłem o co mnie poproszono. Ale kiedy niosłem obraz Madonny, miałem nadzieję, że rabin Mendel nie patrzył. Starałem się też uspokoić sumienie rozmawiając z postacią na obrazie: "Jesteś żydowską matką. Rozumiesz, prawda?"
Moje ciche komentarze do obrazu na płótnie jakoś uspokoiły mój umysł, ale wkrótce doświadczyłem innych momentów nieoczekiwanej delikatności teologicznej. Kiedy stałem przy ołtarzu z innymi chłopcami i usłyszałem odprawianą mszę, próbowałem przeciwdziałać temu wpływowi szepcąc hebrajskie modlitwy. Ale dużo większym strachem było gdyby mnie poproszono nieść krucyfiks. Tego czynu, byłem pewien, nie zrównoważyłyby moje hebrajskie modlitwy.
Na szczęście nie musiałem stawiać czoła perspektywie takiego odstępstwa, bo po 3 dniach ministrant wrócił do klasztoru i ja wróciłem do szorowania podłóg, rozpalania w piecach i karmienia świń.
Kiedy niosłem Madonnę, zastanawiałem się jak mógłbym celebrować Hanukkah w klasztorze. Miałem z niej wspaniałe wspomnienia… Mimo że Hanukkah nie jest głównym świętem w mojej społeczności, świętowano ją z radością…
I znowu zacząłem tęsknić za rodziną i postanowiłem skorzystać z okazji mojej szczególnej sytuacji. Ostrożnie zacząłem zbierać wosk ściekający ze świec wotywnych. Kiedy już go miałem, zrobiłem jedną świecę, używając do knota jeden z frędzli z mojego szala modlitewnego (tallis-kattan, który nosiłem pod koszulą od wejścia do klasztoru. Żydowski zwyczaj wymaga by tzitzis (frędzel) miał 8 końców, ale 7 jest do przyjęcia, więc poczułem, że będzie kosher użyć go jako knot. Niepokoiło mnie też zabieranie wosku przeznaczonego dla Maryi Dziewicy i św. Teresy i przerobienie go na świecę hanukkah. Tu znalazłem uzasadnienie w prawie talmudycznym mówiącym, że kiedy coś się wyrzuca, już do nikogo nie należy, to ściekający wosk ze świec wotywnych nie należał już do klasztoru, Dziewicy ani innego świętego. Wosk nie należał już do nikogo, i dlatego zrobienie zeń świecy hanukkah było dozwolone.
Kiedy już zrobiłem świecę, zastanawiałem się gdzie mógłbym świętować rytuał Hanukkah. Światło, nawet ze świecy, można by zauważyć, i mój śpiew można by usłyszeć. Zacząłem rozglądać się po klasztorze. Każde miejsce które rozważałem wydawało się być zbyt publiczne. Wtedy odkryłem, że jeden z mniejszych budynków służący za bursę dla mnichów miał klapę prowadzącą na mały strych… Wchodzac na strych wyczuwałem drogę w ciemności wzdłuż drewna aż doszedłem do otwartego miejsca obok komina, na tyle duże żebym mógł stanąć… Zapalając zapałkę rozejrzałem się po swoim dominium. Po raz pierwszy od kiedy zacząłem mieszkać w klasztorze poczułem się w domu. Nikt nie będzie mi tu przeszkadzał. Wyjąwszy świecę z kieszeni, zapaliłem zapałkę na dole świecy. Kiedy tylko wosk się rozpuścił, postawiłem świecę na gzymsie, przyciskając ją do cegły. Światło z mojej hanukowej świecy rzucało delikatny blask.
Prawie oszalały z radości, zacząłem śpiewać Maoz Tzur. Przez chwilę byłem w domu i trochę młodszy… Zniknął klasztor. Moje zmagania z Madonną i krucyfiksem zniknęły.
Byłem tak skupiony na tradycyjnej pieśni chanukowej, że nie usłyszałem ani skrzypienia klapy ani szurania stóp. Ale nagle zobaczyłem mój cień rzucony na komin przede mną i odwróciłem się by zobaczyć intensywne spojrzenie brata Piotra. Wiedziałem że słyszał moje śpiewanie Maoz Tzur. Nie obawiałem się kiedy stanąłem naprzeciwko niego, mimo że nie znałem tego powodu. Może przyzwyczaiłem się do intensywności ciemnych oczu brata Piotra, a może poczułem więź między nami. Staliśmy i patrzyliśmy na siebie przez długą, długą chwilę.
Kiedy miałem wypowiedzieć jakieś nieprawdopodobne wyjaśnienie, brat Piotr powiedział: "Zaśpiewajmy razem, zaśpiewajmy Maoz Tzur". I zaśpiewaliśmy. Brat Piotr znał hebrajskie słowa i melodię. Śpiewaliśmy o pragnieniu ponownego ustanowienia Świątyni i rededykacji ołtarza… Kiedy śpiewaliśmy, patrzyłem na nasze cienie na ścianie. Przez chwilę, tylko chwilę, one wydawały się łączyć w jeden.
Nie pytałem brata Piotra skąd znał melodię, i sam nie podał powodu. Nazajutrz nie powiedziałem bratu Janowi o bracie Piotrze i śpiewaniu, ale wiedziałem, że musiałem opuścić klasztor. Powiedziałem bratu Janowi, że rodzina mnie potrzebowała w domu, i że czułem iż muszę wrócić. Podziękował mi za pracę i powiedział, że mogę wrócić kiedy tylko zechcę. Podziękowałem mu i powiedziałem, że ojciec uzna go za jednego ze sprawiedliwych. Brat Jan zarumienił się i nic nie powiedział.
Tego ranka wyszedłem z klasztoru przez tą samą pół otwartą bramę podwórca przez którą wszedłem. Kiedy wyszedłem, byłem bardzo świadom, że otrzymałem jeden z najrzadszych darów zycia w getcie: dobroć od obcego Goja. W grudniu 1940 każdy akt dobroci wobec Żydów karano w jakiś sposób; w 1941 kara byłaby dużo ostrzejsza i konkretna. Wtedy każdy w Polsce złapany na pomocy Żydowi poza gettem, albo dający jedzenie albo mieszkanie albo transport, byłby poddany karze śmierci…
Byłem w domu w ostatnią noc Hanukkah. Kiedy śpiewaliśmy melodie, myślałem o braciach Janie i Piotrze, i tygodniach pokoju w cieniu wojny i okupacji. Święto teraz wydawało się jakoś głębsze, intensywniejsze i bogatsze. Nie wyobrażałem sobie, że będzie to ostatnie Hanukkah świętowane przeze mnie z rodziną.
Wielu księży w licznych parafiach w Generalnej Guberni spontanicznie pomagało Żydom. Ks. Stanisław Cieśliński, proboszcz we wiosce Kampinos k. Warszawy, pomagał Żydom sprowadzonym do działającego w 1940-1941 obozu pracy w Nartach, zachęcając parafian do udzielania pomocy nieszczęśnikom.
Rabin Simon Huberband, który przebywał w obozie w kwietniu i maju 1941, napisał w Kiddush Hashem: życie religijne i kulturalne w Polsce w czasie holokaustu / Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: KTAV Publishing House; New York: Yeshiva University Press, 1987), s. 95 i 101:
Od chrześcijan dostaliśmy zachęcającą wiadomość, że ksiądz w Kampinosie co niedzielę wygłaszał w kościele żarliwe homilie o nas. Wzywał ludność chrześcijańską do pomagania nam na wszelkie możliwe sposoby. I atakował też strażników i chrześcijańskich administratorów obozu nazywając ich antychrystami. Ostro potępił strażników, którzy tak bezlitośnie bili i mordowali nieszczęsnych żydowskich więźniów.
W rezultacie chłopi zaczęli przynosić różne produkty spożywcze do miejsc pracy. Każdy więzień któremu udało się dojść do chłopa w pracy dostawał od niego wszelkiego rodzaju smakowite rzeczy, kilkudziesięciu Żydów zawdzięczało ocalenie ludzkim aktom księdza…
Maszerowaliśmy przez wioskę. Ciepło żegnała nas cała chrześcijańska ludność. Dr Kon powiedział, że kiedy przechodzimy obok domu chrześcijańskiego księdza, i nas wita, to my z kolei powinniśmy uchylać nasze kapelusze. Odpowiadał przytakując głową.
Księdzu z Kampinosu bardzo dużo zawdzięczaliśmy. Wielu z nas zawdzięczało życie żarliwym i ciepłym kazaniom tego świętego człowieka. Jego nieznane nam nazwisko pozostanie na zawsze w naszej pamięci.
Ks. Marian Stefanowski, proboszcz w pobliskiej wiosce Leszno, też pomagał lokalnej organizacji harcerskiej zbierać żywność i leki dla Żydów w obozie pracy koło lasu kampinoskiego. [65]
Takie jawne przejawy solidarności Polaków nie były pojedyncze nawet w połowie 1941, kiedy Niemcy byli bliscy wprowadzenia obowiązkowej kary śmierci za pomoc Żydom, bo Polacy dalej ignorowali wielokrotne ostrzeżenia by w żaden sposób nie pomagać Żydom.
W lipcu 1941 Niemcy założyli obóz przejściowy w Pomiechówku na północ od Warszawy, gdzie z pobliskich miasteczek gromadzono Żydów przed transportem do warszawskiego getta. Ok. 4.000 Żydów mieszkało w zatłoczonych i złych warunkach, bez dostępu do wody pitnej czy jedzenia. Sytuację jeszcze pogarszało okrutne traktowanie "szturmowców", w większości lokalnych etnicznych i żydowskich policjantów porządkowych. W raporcie przygotowanym przez żydowskie podziemie w sierpniu 1941, żydowscy świadkowie tych wydarzeń potwierdzili powszechną i spontaniczną pomoc chrześcijańskich Polaków, których poruszała sytuacja Żydów. (Ewa Wiatr, Barbara Engelking i Alina Skibińska, red., Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawskiego, volume 13: Ostatnim etapem przesiedlenia jest śmierć: Pomiechówek, Chełmno nad Nerem, Treblinka [Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, 2013), pp.61–62.)
Miejscowa ludność okazywała wielką troskę o Żydów zamkniętych w obozie. Zarówno Żydzi jak i Polacy. Już dzień po przybyciu Żydow do obozu ludzie rzucali przez ogrodzenie bochenki chleba, mówi Abram Blaszka. Szajndla Gutkowicz opisuje jak polska ludność gromadziła się koło ogrodzenia przynosząc chleb i czereśnie, ale władze nie pozwalały Żydom dochodzić do nich. Ci Zydzi których wysłano po wodę [poza obóz] dostawali chleb, mleko i wszystko co mogli dać gospodarze. Rolnicy którym rozkazano zawieźć Żydów do Ludwisina dawali im wszystkim chleb jaki mieli ze sobą.
[65] Jan Żaryn i Tomasz Sudoł, red., Polacy ratujący Żydow: Historie niezwykłe (Warsaw: Neriton, 2014), 242–43.
Takie pokazy solidarności i pomocy byłyby niewyobrażalne wtedy w Niemczech czy Austrii, nie dlatego, że było to sprzeczne z prawem (a tak nie było), a dlatego, że to byłoby wbrew normom społecznym (opinii publicznej) w tych krajach.
Michael Kossower, świadek i kronikarz wspólnoty żydowskiej w Radzyminie k. Warszawy, napisał o pomocy udzielanej przez ks. Maksymiliana Kościakiewicza, miejscowego proboszcza, i różnym innym polakom kiedy wybuchła epidemia tyfusu w getcie w kwietniu 1941, w księdze pamięci wspólnoty: Guerchon Hel, red., Le livre du souvenir de la communauté juive de Radzymin (Jerusalem and Tel-Aviv: Encyclopédie de la Diaspora, 1975), s. 48–49:
Oprócz prezesa [sądu regionalnego] Jerzego Gasińskiego, komendant polskiej policji udzielił poparcia tej operacji bezpieczeństwa [tzn. przeszmuglowania do getta dr Henryka Janowskiego, żydowskiego specjalisty z Warszawy]. Powinno się też wspomnieć o bezgranicznym oddaniu proboszcza parafii w Radzyminie, ks. Kaszczalkiewicza [sic, Kościakiewicza], który rozdawał gorące posiłki żydowskim dzieciom na podwórcu kościoła. Po otrzymaniu gróźb od Niemców, musiał przestać służyć swoją kuchnią, ale dalej rozdawał suchy prowiant i dawał też duże pieniądze żydowskiemu komitetowi samopomocy…
W zwalczaniu epidemii tyfusu wyróżnił się żydowski lekarz dr Abraham Deutscher ze Skierniewic. Ze składników nielegalnie zdobytych z apteki na "aryjskiej" stronie udało mu się sporządzić lek… Pomagali mu też polscy lekarze, tacy jak dr Władysław Zasławski, lekarze z Warszawy: Tucharzewski, Szymkiewicz, Truchaszewicz i Karpiński, którzy potajemnie weszli w nocy do getta z lekami i by udzielić pomocy najbardziej potrzebującym mieszkańcom.
Na początku 1940, Eta Chajt Wrobel, która była częścią powstającego ruchu podziemnego w Łukowie, wyjechała do Łodzi gdzie mieszkała wcześniej, i z pomocą Polaka udało się jej ukraść rewolwery niemieckim oficerom. W drodze powrotnej spotkała nieznaną jej polską zakonnicę – to przypadkowe spotkanie uratowało jej życie. (Eta Wrobel i Jeanette Friedman, Moje życie moja droga: niezwykły dziennik żydowskiej partyzantki w Polsce w czasie II wojny światowej / My Life My Way: The Extraordinary Memoir of a Jewish Partisan in WWII Poland [New Milford,
New Jersey: The Wordsmithy; New York: YIVO Institute for Jewish Research, 2006], s.53–54.)
W międzyczasie postanowiłam, że byłoby rozsądne wrócić do Łodzi i zabrać ukrywane przez Janka rewolwery. I tym razem nie miałam na sobie żadnych żółtych gwiazd; a miałam krucyfiks dany mi przez matkę polskiej koleżanki Loli…
Kiedy dotarłam do domu Janka, zapukałam, i otworzył mi drzwi. Kiedy mnie zobaczył, wciągnął mnie do mieszkania. Powiedzialam mu iż przyszłam po rewolwery. Dał mi 2 zapakowane w kobiecą odzież i włożył mi do torebki. Postanowiliśmy, że najlepiej dla mnie będzie zrobić kilka wypadów by zabrać resztę… biorąc tylko 2 za każdym razem.
W drodze powrotnej do Łukowa, kiedy zatrzymaliśmy się na jednej stacji, zauważyłam agentów Gestapo otaczających pociąg. Nie miałam żadnych dokumentów, i gdyby przeszukali moją torebkę, zostałabym od razu zastrzelona. Mimo że starałam się zachować spokój, to coś musiało pokazać się na mojej twarzy. Siedząca naprzeciwko mnie zakonnica zauważyła, i spojrzała mi prosto w oczy. Jeszcze pamiętam jak piękna była jej młoda twarz pod welonem. Nagle wstała i kazała mi wziąć jej walizkę. Posłuchałam bez słowa. Przepchnęła się przez Niemców, a ja szłam za nią jak służąca. Agenci Gestapo nie mieli czasu by zareagować na tak szybkie wyjście przez nią z pociągu, i nigdy nie poprosili jej ani mnie o dokumenty – w końcu oczywiście nie była Żydówką, a ja miałam na sobie krucyfiks.
Szłam z nią co najmniej 2 ulice dalej zanim się zatrzymała, odwróciła i spojrzała prosto na mnie. "Co chcesz zrobić? – zapytała. "W twoich oczach widzę śmierć". Zobaczyła też mój krzyżyk, pobłogosławiła mnie, i się pożegnała. Dobrze wiedziała co chciałam zrobić, i musiała zgadnąć iż byłam Żydówką, ale mnie nie zdradziła. Ta kobieta, kimkolwiek była, ocaliła mi życie.
Drugi wypad po broń odbył się bez wydarzeń; trzeci to było zupełnie coś innego.
Później, kiedy w 1943 likwidowano getto w Łukowie, Eta Wrobel odmówiła propozycji pomocy znajomej Polki, Balbiny Synalewicz. (Ibid., 75).
Kilka dni później jedna z kobiet które czasem pozwalały mi mieszkać w ich domu przyniosła mi akt chrztu zmarłej polskiej dziewczyny. Poprosiła mnie bym mieszkała z nią jako chrześcijanka, i jej ksiądz mi pomoże. Znowu musiałam powiedzieć "nie' – nie chciałam zostawiać Tateh [ojca] i braci.
Pomoc udzielaną licznym Żydom przez Siostry Służebniczki Niepokalaneego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Pleszewie, które pracowały jako pielęgniarki w Szpitalu Świętej Trójcy koło getta w Piotrkowie Trybunalskim, opisuje Charles Kotkowsky, ocalony z tego miasta, w książce Resztki: dzienniki ocalonego / Remnants: Memoirs of a Survivor (Montreal: Concordia University Chair in Canadian Jewish Studies, 2000).
Pięć kobiet uciekło z synagogi i udało im się przejść przez ogrodzenie do pobliskiego Szpitala Świętej Trójcy. Zakonnice w tym szpitalu widząc strapione 5 kobiet, zlitowały się nad nimi i je wpuściły.
Zgodnie z niemieckimi "prawami", nie wolno im było przetrzymywać ani pomagać Żydom, ale zakonnice zaryzykowały swoim życiem i je ukryły. Dały im jedzenie, odzież i schronienie na kilka dni. Kiedy uciekinierki wystarczająco wyzdrowiały z przerażającego doświadczenia, jedna zakonnica ze wschodniej Polski, Franciszka Narloch, pomogła im w dalszej ucieczce. W nocy przeprowadziła je obok ukraińskich strażników w bezpieczniejsze miejsce.
Kiedy Niemcy trzymali swoich żydowskich więźniów przez cały dzień czekając na egzekucję, siostry potajemnie podawały im jedzenie i wodę. Franciszka Narloch, z innymi siostrami, też pomogły Leonowi Kimmelmanowi wydostać się z getta kiedy jego pobyt tam stał się zbyt niebezpieczny. Jego 2 dzieci, które były poza gettem, umieściły w bezpieczniejszym miejscu.
Siostra Franciszka Narloch opisała swoją rolę w podobnych kategoriach. [66] Dr Leon Kimmelman, członek Bundu, musiał opuścić getto w Piotrkowie Trybunalskim kiedy Niemcy zaczęli aresztować działaczy podziemia latem 1941. On z żoną dostali się do Warszawy. Ale zostali aresztowani podczas wielkiej deportacji następnego lata i zginęli w Treblince. [67] W diabelskich warunkach jakie Niemcy stworzyli w okupowanej Polsce, jedna ucieczka z ich szponów często nie wystarczała by przeżyć.
Martę Bik-Wander (ur. 1919) skierował jej były kierownik szkoły, Gustaw Leśniodorski, do ks. Jana Kantego Szymeczko, swojego przyjaciela i katechety w szkole średniej w Krakowie, od którego dostała fałszywe świadectwo chrztu. Następnie z rodzicami przeniosła się do Prokocimia, przedmieście Krakowa, gdzie ukrył je o. Ludwik, Augustianin. Ponieważ byli rozpoznani jako Żydzi, wrócili do Krakowa zanim ona z matką postanowiły przenieść się do Lwowa. Po przybyciu do Lwowa, 2 ukraińscy oficjele zakwestionowali jej kartę tożsamości
(Kennkarte) kiedy Marta poszła zarejestrować się w magistracie i zażądali łapówki. Zwróciła się do znajomego o. Beniamina, Bernardyna, który poszedł z nią do kryminalnej policji, gdzie złożyła skargę na ukraińskich oficjeli. Polski oficer policji nalegał by wyjechała ze Lwowa, bo dalej będzie poddawana wymuszeniom przez nich, i eskortował ją do stacji kolejowej. Marta wróciła do Krakowa. Przeżyła wojnę udając Polkę. [68]
Klasztor Augustianów w Prokocimiu został napadnięty przez Gestapo 20.09.1941. Aresztowano 7 ojców i 1 brata, tym samym zakończono działalność zakonu. Po przesłuchaniu ich w notorycznym krakowskim więzieniu Montelupich, księży deportowano do Auschwitz i Dachau. Pięciu z nich zginęło jako więźniowie niemieckich obozów: ojcowie Wilhelm Gaczek, Józef Gociek, Krzysztof Olszewski i Edmund Wilucki, oraz brat Wojciech Lipka. Ojcowie Jacek Tylżanowski, Jan Pamuła i Bonifacy Woźny w końcu wrócili do Prokocimia.
[66] Władysław Bartoszewski and Zofia Lewinówna, red., Ten jest z ojczyzny mojej: Polacy z pomocą Żydom 1939–1945, wyd..1 (Kraków: Znak, 1966), 166.
[67] Mira Ryczke Kimmelman, Echa holokaustu: dziennik / Echoes from the Holocaust: A Memoir (Knoxville, Tennessee: University of Tennessee Press, 1997), 145.
[68] Świadectwo Marty Bik-Wander, Archium ŻIH (Warsaw), record group 301, nr 1333.
Edith Lowy (ur. 1928), jej rodzice i młodszy brat Erik, uchodźcy z Czechosłowacji, ukrywali się w piwnicy magazynu w Prokocimiu k. Krakowa w 1942. Byli polscy sąsiedzi rodziny i 2 niezidentyfikowani księża z Prokocimia, prawdopodobnie Augustynianie, wiedzieli o ich kryjówce, i dostarczali im żywność. Księża zaproponowali wydanie fałszywych metryk urodzenia i świadectw chrztu, ale rodzice Edith postanowili zabrać rodzinę do obozu pracy w Prokocimiu, uważając, że łatwiej będzie przeżyć tam niż w ukryciu. Nie rozważali powrotu do swojego miasteczka k. Ostrawy w Czechosłowacji, gdzie zostawili dom pod opieką sąsiadów. (Wywiad z
Edith Lowy, United States Holocaust Memorial Museum, Washington, D.C., 13.09. 2010)
Piwnica, wszystkim co było w piwnicy to skrzynie, ogromne skrzynie jak po jakichś maszynach. I wejście do niej było z przodu budynku. Żadnych okien. Żadnych okien do piwnicy. Dlatego nie wiedzieliśmy jaka była pogoda na zewnątrz, nie wiedzieliśmy nic. Jedynymi ludźmi którzy wiedzieli że tam jesteśmy, byli nasi polscy sąsiedzi, były polski sąsiad i zapomniałam wam powiedzieć, że rodzice byli tak zrozpaczeni żeby wydostać mojego brata Erika i mnie w czasie kiedy były tak duże obawy, ze będziemy deportowani, że polscy sąsiedzi przysłali swojego syna w wieku 20+ żeby przyprowadził Erika i mnie do ich domu by nas ukryć. To było zanim ukrywaliśmy się w innych miejscach… on przyszedł, i siedzieliśmy już w pociągu, Erik i ja, z tym polskim facetem, kiedy postanowiłam, że nigdzie nie jadę… bez rodziców. Więc wybiegłam z pociągu, oczywiście, Erik – za mną, i facet za mną, i moi rodzice byli bardzo, bardzo strapieni że tu – znowu byliśmy w niebezpieczeństwie, że nie poszliśmy by się ukryć. Więc jedynymi ludźmi którzy wiedzieli, że się tam ukrywali, była polska rodzina, i 2 księża z pobliskiego kościoła. I co jakiś czas przynosili coś i ukrywali w krzakach, zupy, kawę, wiesz, w krzakach. Więc ojciec czy wujek zabierakli to spod krzaków w nocy… Księża byli wspaniali, i oni zaproponowali nam aryjskie dokumenty. I postanowiliśmy może to będzie inna możliwość uratowania się.
Cdn.