[Maya] Zdumiewająco Skoczny Szczur

Draco Malfoy - Zdumiewająco Skoczny... Szczur?


Rozdział pierwszy
Kawa i Eliksir Wielosokowy



Najgorszy dzień w życiu Draco Malfoya rozpoczął się zwyczajnie, od przebudzenia. Chrapanie Crabbe`a i Goyle`a jak zawsze przypominało odgłosy wydawane przez rozpędzoną lokomotywę Hogwart Ekspresu.
Draco obudził się o szóstej rano, zlany potem. Śniło mu się, że nadepnął na odwłok sklątki tylnowybuchowej. Kiedy zaplątał się w prześcieradła i spadł z łóżka, szybko doszedł do wniosku, że jednak nie działo się to naprawdę.
Takie przebudzenia zdarzały mu się często podczas pierwszego roku. Dobrze, że urósł od tamtej pory, więc odległość między łóżkiem a podłogą była teraz zdecydowanie mniejsza.
Oczywiście dobrze, że w ogóle urósł – życie erotyczne szóstoroczniaka o wzroście nie przekraczającym stu dwudziestu centymetrów, byłoby smutne, nudne i ograniczałoby się raczej do uprawiania miłości w pojedynkę.
Z drugiej strony, niski wzrost był pożądaną cechą jeśli chodzi o quidditcha. Najlepsi szukający byli drobni i mali, podobnie jak mugole zawodowo jeżdżący na koniach… Dżokery, nie, chwileczkę, to chyba figura w talii kart?
O ile karty w ogóle posiadały talię.
Draco usiłował przemyśleć sprawę jeszcze raz, ale nagle zdał sobie sprawę, że natychmiast potrzebuje kofeiny.
Najlepiej dożylnie.
Jestem Malfoyem, pomyślał. Istotą mroku. Wczesny poranek zdecydowanie nie jest moją porą.
W porządku, wystarczy odrobina silnej woli.
Obudź się!
No dobrze, może to zbyt minimalistyczna opcja.
No więc, po kolei.
Mężnie podczołgał się do miejsca, gdzie poprzedniego wieczoru porzucił swoje szaty. Założył różne części garderoby na mniej więcej odpowiednie części ciała, z trudem przyjął postawę właściwą Homo Erectus i powlókł się do drzwi.
Czuł się jak wampir na głodzie, a wyglądał, jakby właśnie wstał z grobu.
Kawa! Muszę… Kawy!
Zanim doszedł do Wielkiej Sali, zyskał pewność, że została na niego rzucona klątwa Strasznego Głodu Kofeinowego, która prawdopodobnie dotknie także wszystkich jego potomków.
Ze względu na absurdalnie wczesną porę dnia, Wielka Sala była prawie pusta.
Przy jednym stole dwoje Krukonów całowało się i uczyło jednocześnie – typowo krukoński ideał romansu.
- To powinno być zabronione – pomyślał głośno Draco. – Taki widok odbiera apetyt.
- Podobnie jak twój widok, odbiera go mnie, Malfoy.
Wspaniale. Członek Hogwarckiej Drużyny Marzeń. Typowa ironia losu. Typowa Hermiona Granger - wstaje o szóstej rano, żeby się uczyć.
- Granger, samotna, z książką? Jakież to żałosne – i jakże przewidywalne.
Zavadowała go wzrokiem.
- Malfoy, sam, bez Crabbe`a i Goyle`a? Czy szare komórki, które dzielicie, nie obumrą, jeśli oddalicie się od siebie na zbyt długo?
- A gdzie Potter i Weasley? Oddają się na górze miłości, która nie śmie wyjawić swego imienia?*
Nieco zbyt gwałtownie przewróciła stronę.
- Nie mów, że cytujesz Oscara Wilde`a. On był Mugolem.
- Jesteś pewna? – uśmiechnął się złośliwie.
Westchnęła.
- Fretka – wymamrotała.
- Szlama – Draco lubił mieć ostatnie słowo. Ta idiotka zdecydowanie opóźniała realizację jego misji opatrznościowej.
Kawa…
Stół Ślizgonów był pusty. Draco nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby zdobyć kawę. A Draco absolutnie, bezwzględnie musiał napić się kawy.
Granger uniosła kubek do ust i wysączyła łyk cudownego płynu.
Draco z trudem powstrzymał ogarniającą go dziką żądzę. Odetchnął głęboko kilka razy, żeby się uspokoić.
Nie użyję tortur, żeby wydobyć z niej informację. Nie wyrwę jej tego kubka z ręki i nie będę usiłował wylizywać jego dna. Zachowam przynajmniej resztki godności.
Chcę kawy. Chcę. Kawy. Chcę kawy!
- Och, Granger... – rzekł powoli, starając się, aby jego głos brzmiał doskonale obojętnie. – Co trzeba zrobić żeby zostać obsłużonym o tak idiotycznej porze?
Kawyyy! - zawyło jego kompletnie rozpieszczone wewnętrzne dziecko. - Teeeraz!
Popatrzyła na niego z dezaprobatą.
- W ciągu sześciu lat nie zdarzyło ci się wstać wcześniej, żeby się trochę pouczyć? Jak, na Merlina, udało ci się zostać prefektem?
Dlaczego marnujesz mój czas, zła kobieto? Daj mi kawyyy!
- Uczę się jak każdy normalny człowiek – wycedził przez zaciśnięte zęby. – W nocy.
- Taaak... Widać, że nie jesteś typem rannego ptaszka – prychnęła. – Zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie są twoje szaty? I że nie wyszczotkowałeś włosów?
- A jednak moja fryzura nadal wygląda lepiej niż twoja… Słuchaj, Granger, nie mam na to czasu. Chcę tylko trochę kawy! Na całym świecie nie ma teraz niczego, czego pragnąłbym bardziej, niż odrobiny kawy! Jeśli miałbym teraz jedno, ostatnie życzenie, poprosiłbym o kawę!
To nie miało nic wspólnego z godnością.
Popatrzyła na niego jak na wariata.
- Po prostu zadzwoń tym małym dzwonkiem, który leży na stole. Skrzaty domowe cię obsłużą. Co prawda nie powinny się pokazywać, ale jest tak wcześnie… Oczywiście, to okropne że…
Podniósł rękę, by powstrzymać ten potok słów.
- Proszę, Granger, jestem zbyt zmęczony… Mógłbym zwymiotować, słuchając twojego bełkotu o wszach…
Dopadł stołu Slytherinu i zadzwonił.
- Nie wszy! – krzyknęła za nim. – W.E.S.Z.-y! To skrót od Walka o Emancypancję Skrzatów Zniewolonych!
Draco usiadł przy stole i pozwolił swojej głowie opaść na blat.
- I o tobie mówią, że jesteś inteligentna... – wymamrotał w miarę wyraźnie. – Nie zauważyłaś, że ta nazwa jest idiotyczna? Nie lepiej brzmiałoby S.O.S., Stowarzyszenie Obrony Skrzatów, albo coś w tym stylu?
Dziewczyna osłupiała i właśnie w tym momencie na scenie pojawił się Zgredek - skrzat, który kiedyś pracował u Malfoyów.
Uszczęśliwiony jego widokiem Draco pomyślał, że mógłby go ucałować. Mógłby, gdyby w grę nie wchodziła tak duża różnica wzrostu, fakt, że Draco był raczej członkiem opozycyjnej partii, oraz straszliwy brak kofeiny, który odbierał mu zdolność wykonania jakiegokolwiek ruchu.
W każdym razie, Zgredek także wyglądał na uradowanego.
- Panicz Malfoy! Zgredek szczęśliwy cię widzieć. Zgredek od kilku miesięcy ma nadzieję panicza spotkać.
- Tak, cóż, Draco był bardzo zajęty – powiedział Draco nie podnosząc głowy ze stołu. – Draco obiecuje odwiedzać cię częściej, jeżeli tylko Draco mógłby prosić, bardzo prosić, o kawę, natychmiast. Draco cierpi na zbyt duże stężenie krwi w systemie kofeinonośnym.
- Oczywiście, oczywiście…
Zgredek błyskawicznie zniknął z pola widzenia, a Draco poczuł, jak ogarnia go wielka fala ulgi.
Która natychmiast odpłynęła, gdy usłyszał irytujący głos szlamy.
- Znasz Zgredka?
- Mhm... pracował w moim domu przez pierwszych dwanaście lat mojego życia – wymruczał Draco. – Praktycznie rzecz biorąc, to skrzaty domowe wychowują szlachetnie urodzone dzieci czarodziejów… no, ale skąd miałabyś o tym wiedzieć, szlamo.
- Akurat wiedziałam. Czytałam wiele genealogii rodów „czystej krwi” i wiem, że „szlachetnie urodzony” znaczy tyle samo co „owoc chowu wsobnego”. Albo „niewdzięczny ciemiężca skrzatów”.
- Granger, po prostu weź tę książkę, którą czytasz i…
- Pańska kawa, paniczu Malfoy!
Zgredek biegł ku niemu truchtem, trzymając w ręce tacę ze śniadaniem i… Draco wpił wzrok w jaśniejący boskim światłem dzbanek kawy.
Nie odrywając zachłannych oczu od świętego naczynia, patrzył jak Zgredek napełnia kubek…
- Wyglądasz jak narkoman, Malfoy.
- A ty jak bóbr, Granger.
Draco rzucił się na kubek i błyskawicznie wchłonął jego zawartość. Och, kawa, moja jedyna miłość! Kawa, moja wspaniała kawa, nikt zabierać jej nie ma mi prawa. **
- Zgredek pamiętał, że lubi panicz czarną, sir.
- Taaa, dzięki. Jest świetna – uśmiechnął się Draco.
- Czy panienka Hermiona życzy sobie jeszcze czegoś?
- Tylko głowy Malfoya, podanej na tacy. Dziękuję – wymruczała pod nosem, jednak niewystarczająco cicho.
- Mówiłaś, że się uczysz Granger, więc ucz się, zamiast mnie zaczepiać.
- Cóż, nie ma tu zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o rozmówców. Ale masz rację, zrobię jak radzisz. Numerologia jest zdecydowanie ciekawszym przedmiotem niż ty.
Mina Zgredka wyrażała smutek i zakłopotanie.
- Szczególnie Wzywanie Wyników – dodała wyniośle.
- Dobra, teraz już wiem, że masz nie po kolei w głowie – powiedział Draco. – Trygomancja jest daleko bardziej interesującą dziedziną.
Smarując tosta masłem, spoglądał spod oka na dziewczynę, która na egzaminie z numerologii zdobyła o pięć nędznych punktów więcej niż on. Ku jego wielkiemu zdumieniu, uśmiechnęła się promiennie.
Jej zęby naprawdę były zdecydowanie mniejsze, niż na pierwszym roku.
- Och, masz rację, jest fantastyczna! – zgodziła się entuzjastycznie. – Powiedz, wolisz używać magoteorii czy rzucać zaklęcia manualnie? To oczywiście zabiera więcej czasu, ale wydaje mi się, że daje możliwość szerszego ogarnięcia zasad…
- Oszalałaś? Jedynym zaklęciem, o którym warto wspomnieć, jest Kalkulatus…
Po wypiciu kawy, Draco zaczynał czuć się zdecydowanie lepiej. A numerologia była jednym z jego ulubionych przedmiotów.
- Nigdy nie zaklęłam w ten sposób – wyznała Granger, jakby wyjawiała mu jakiś wstydliwy sekret. Cóż, jakby nie było, przeklinanie w miejscu publicznym nie należało do dobrego tonu.
- Musisz być strasznie głupia jeśli tego nie robiłaś. Och, czekaj, to pewnie właśnie dlatego. Zobacz, to proste.
Zgredek oddalił się.
Przez następną godzinę Draco i Granger prowadzili ożywioną dyskusję, wykrzykując ze swoich miejsc argumenty dotyczące numerologii. W końcu nawet Krukoni zwrócili na nich uwagę.
- Słuchajcie – odezwał się chłopak. – Jeśli chcecie pogadać, to usiądźcie razem.
- Spadaj na bijącą wierzbę – zasugerował słodko Draco. – Magoteoria jest mocno przeceniana, ty krzaczastowłosa kretynko.
Przez jakiś czas „acciowali” sobie z Grangerówną diagramy na serwetkach, gdy otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali.
- Popatrz tutaj fretkowaty chłoptasiu, Magoteoretyczne Twierdzenie Pitagorasa to klasyka – mówiła rozgorączkowana dziewczyna.
- Chcesz powiedzieć, że jest stare i bezużyteczne, szlamo? Masz rację.
- Malfoy! Dlaczego zaczepiasz Hermionę?
Wspaniale. Chłopiec Który Przeżył By Stać Się Pyszałkiem i Weasley Indycze Jajo.
Granger rozejrzała się i zamrugała.
- Harry, Ron! Jak miło, że do nas dołączyliście!
- Do nas? – powtórzył Wiewiór.
- Do Granger i głosów w jej głowie – wyjaśnił wyniośle Draco. W końcu przypomniał sobie o toście, który zdążył w tym czasie zamienić się w zimny kamień. – Miałem zamiar coś zjeść, ale wasz widok wzbudza we mnie odruch wymiotny...
- A twój widok wyzwala we mnie odruch Rozkwaszenia Twojej Ziemistej Gęby – warknął Weasley.
- Po pierwsze, nic nie robiłem, wiewiórowaty chłopcze, po drugie, chciałbym to zobaczyć, a po trzecie, co masz na myśli mówiąc „ziemistej”?
Draco jednym rzutem oka ocenił swoje szanse i wstał. Mógłby pokonać tego Udaję Że Jestem Czarodziejem Weasleya bez problemu, ale Weasley z Potterem u boku... Hmm...
- Nie warto, Ron - odezwała się Hermiona. – Szkoda twojego czasu na tego narcystycznego Ślizgona...
- Hm?
- A co ma do tego matka Malfoya?
Draco przewrócił oczami i wyszedł. Nic dziwnego, że Granger z taką determinacją wciągała go w rozmowę. Pewnie tęskni czasem do odrobiny inteligentnej konwersacji, skoro ma takich przyjaciół.
W drodze do dormitoriów Slytherinu zastanawiał się, czy Crabbe i Goyle są już gotowi, aby sprostać intelektualnemu wyzwaniu, jakim jest nauka oddychania przez nos.


Draco doszedł do wniosku, że eliksiry będą miłą odmianą po tak koszmarnym śniadaniu.
Powinien był pamiętać o prawach Murphy`ego, największego i najbardziej pechowego Irlandzkiego czarodzieja swoich czasów. (Irlanczyk-abstynent to bardzo niebezpieczne połączenie. Mógłby zacząć myśleć. A w konsekwencji zawładnąć światem.)
Rozsiadł się w ostatniej ławce i zaczął zastanawiać się, jaką obrzydliwą rzecz mógłby wrzucić Longbottomowi za kołnierz. Wahał się właśnie między ślimakami a świeżą skórą boomslanga, gdy do sali wkroczył Snape.
Draco lubił Snape`a. Naprawdę go lubił. Facet był zabawny, był dobrym nauczycielem i trzymał stronę Slytherinu, przeciw – ech, całemu światu. Zdaniem Draco, miał tylko dwie wady: widoczny brak dbałości o higienę i oczywisty, permanentny PMS.***
Trudno było coś wyczytać z twarzy profesora, zasłoniętej kurtyną ciemnych włosów, ale Draco założyłby się o sto galeonów, że mężczyzna miał groźne błyski w oczach.
Urodzony morderca. Sprzedawca śmierci. Predator. Bezlitosny zabójca na misji specjalnej.
- Chcę przyczynić się do rozwoju współpracy i budowy harmonii pomiędzy Domami...
Draco zamrugał z wysiłkiem. Hm, może nie tym razem.
- ...dlatego doszedłem do wniosku, że każdy uczeń powinien pracować nad eliksirem wielosokowym z partnerem z innego Domu.
Snape odchylił się na krześle i wsłuchiwał w rozbrzmiewające na sali głosy protestu, niczym Bóg w anielskie chóry.
Draco, który do tej pory zdołał przypomnieć sobie o Murphy`m, i któremu świat jawił się teraz w czarnych barwach, czekał.
- Potter i Bulstrode.
Spanikowany Potter rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Millicenty. Oblizała usta.
Teraz Harry wyglądał na bliskiego ataku histerii.
Draco nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Millicenta była skrycie, ale szaleńczo zakochana w Potterze od piątego roku. Draco był pewien, że nie przydarzyłoby się to komuś miłemu... Los był sprawiedliwy jeśli chodzi o łączenie dusz w pary. Tym razem był bezlitosny.
Wykazał się perfekcjonizmem.
Kiedy Millicenta zalotnie zatrzepotała rzęsami, w klasie rozległy się chichoty. Potter wyglądał jakby chciał się zapaść pod ziemię.
Nawet Weasley i Granger z trudem powstrzymywali się od śmiechu.
Draco spojrzał na Granger, która właśnie wpychała sobie do ust rękaw szaty. Biorę ją, pomyślał, jest jedynym Gryfonem posiadającym coś w rodzaju mózgu. Pewnie się będzie wkurzała - to będzie bardzo zabawne; a poza tym, nie dokończyliśmy dyskusji o numerologii...
- Crabbe i Longbottom.
- Profesorze, próbuje pan połączyć w pary wszystkich, którzy darzą się sekretnym uczuciem? – wycedził Draco.
Blaise Zabini zaśmiał się tak, że spadł z krzesła. Oczy Snape`a zwęziły się niebezpiecznie.
- Widocznie tak, Malfoy, ponieważ ty będziesz pracował z Weasleyem.
Ron Weasley zbladł tak bardzo, że jego piegi zdawały się świecić własnym światłem. Draco był zdegustowany, ale... cóż, przerażenie Weasleya było zabawne, poza tym... cóż, sam się o to prosił.
Oczywiście nigdy nie pozwoliłby na coś takiego innemu nauczycielowi niż Snape.
- Jakim cudem odkrył pan naszą małą, nieprzyzwoitą tajemnicę? – dopytywał się, podczas gdy Weasley wyglądał, jakby właśnie miał zawał. – Wydawało nam się, że jesteśmy tacy ostrożni.
- Goyle i Granger.
- Aliteracja – stwierdził Draco. – Jakież to słodkie.
Obrzucił groźnym wzrokiem Weasleya, nadal stężałego z wściekłości.
- Nie zbliżaj się do mnie, misiu pysiu. Po prostu siedź tam i staraj się nie emanować złą energią w kierunku mojego eliksiru – rozkazał Draco tonem, którym Malfoyowie zmuszali niewolników do ślepego posłuszeństwa, wrogów do desperackiej ucieczki, a kobiety do... cóż, po prostu do płaczu.
Wyglądało na to, że Weasleya natomiast doprowadził do szału.
- To nasz wspólny eliksir! – wybuchnął.
- Zrujnujesz moją doskonałą reputację jeśli coś zawalisz – co wydaje się być twoim przeznaczeniem w tej wielkiej loterii, którą zwą życiem – wysyczał Draco. – Siadaj! Jeśli potrafisz nie zepsuć chociaż tego.
- Nie!
- Panie i panowie, Weasleyowie: stworzenia posiadające jeszcze mniej szarych komórek niż galeonów – to matematyka na poziomie dwulatka.
- Tak? No więc coś ci powiem, Malfoy...
- Ron, zamknij się!
- Hej... – wycedził Draco obracając się do Granger. – To była moja kwestia!
W drodze po jakiś składnik, dziewczyna zatrzymała się przy nich i utkwiwszy w Ronie oczy jak sztylety**** kontynuowała, kompletnie ignorując Ślizgona:
- Nie jest tego wart.
- W porządku, masz rację.
Pochyliła się nad ławką, dotknęła wściekle rudych włosów Weasleya, spojrzała mu głęboko w oczy i – ku wielkiemu zdumieniu Draco – udało jej się przy tym nie zwymiotować.
- Robi z siebie idiotę, traktując cię – traktując wszystkich – w ten sposób. Musimy pogodzić się z myślą, że został tak wytresowany, i że jest zbyt głupi, albo po prostu zbyt zepsuty, żeby się temu sprzeciwić. Dlatego właśnie nie jest wart twojego czasu i twojej złości.
- Hej, ja tu jestem, szlamo!
Oczy dziewczyny nawet nie drgnęły.
- Nie jest wart nawet odrobiny uwagi.
- Szkoda, że nie zauważyłaś tego kilka lat temu! – zawołał za nią Draco, kiedy odchodziła. – Oszczędziłoby mi to bardzo bolesnego uderzenia w twarz.
Granger nie odwróciła się. Rozradowany Weasley usiadł.
- No dalej, psuj eliksir, Malfoy – powiedział.
- Tak się składa, że jestem dobry z eliksirów, Wiewióro, a tobie nie udało się jeszcze nigdy przygotować żadnego. Nie czepiaj się więc.
Zadowolona mina Weasleya zirytowała Draco jeszcze bardziej. Właściwie poczuł ulgę, gdy Gryfon zaczął się krzywić patrząc, jak ustawia kociołek.
- Hej, Malfoy, chcę cię o coś spytać.
- Nie, jeśli chodzi o kolację przy świecach, Weasley.
- Wiem że to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę uwarunkowania genetyczne, ale czy mógłbyś przynajmniej spróbować nie być takim palantem? Co, do diabła, robiliście z Hermioną dzisiaj rano?
- Uprawialiśmy seks przez stoły. My, Malfoyowie jesteśmy wyjątkowo utalentowanym rodem.
Weasley zaniemówił z wściekłości. Ten widok wystarczająco wynagrodził Draco cierpienie, które stało się jego udziałem, gdy przed chwilą roztaczał tę obrzydliwą wizję.
- Rozmawialiśmy o szkole, Żałosna Imitacjo Czarodzieja.
Wyraz twarzy Weasleya był tak bezmyślny, że bił na głowę wszelkie rekordy Crabbe`a i Goyle`a w tej dziedzinie.
- O szkole?
- Tak, o szkole. To taki cholernie duży budynek, w którym uczymy się, w każdym razie niektórzy z nas się uczą, magii. Jeśli wystarczająco mocno się skoncentrujesz, to może nawet dojdziesz do wniosku, że to miejsce, w którym właśnie się znajdujemy.
- Rozmawialiście z Hermioną o szkole?
- O numerologii. Kojarzysz? To jeden z tych przedmiotów, na naukę którego jesteś zbyt głupi.
- No, to w takim razie lepiej z tego zrezygnuj.
- Z czego? Z numerologii? Słuchaj, nawet jeśli zrezygnowałbym z tego przedmiotu, moje świadectwo będzie o tyle lepsze od twojego, o ile moja rodzina jest lepsza od twojej.
- Zostaw Hermionę w spokoju! – warknął Wasley. – Nie będziesz mi jej tyranizował.
- Proszę, proszę, Ronuś się zakochał? Oh, jakież to słoooodkie! Powiedz mi, Weasley, co otrzymamy gdy skrzyżujemy wiewiórę z bobrem?
Twarz Weasleya przybrała kolor tak jaskrawej czerwieni, że nawet ohydny kolor jego włosów nie mógł równać się z jej intensywnością. Gryfon wyglądał przy tym, jakby zaraz miał kogoś zabić.
- Pamiętajcie, że pod koniec lekcji musicie wypić eliksir wielosokowy partnera – przypomniał Snape.
Teraz Weasley wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć z obrzydzenia.
- Prędzej odbiorę sobie życie!
- Przy okazji odbierz też moje – wymamrotał Draco. – Ale wiesz co? Przynajmniej przestałeś czerwienić się jak pensjonarka. Och nie, czekaj! Zobacz – znowu to samo...
- Odwal się, Malfoy.
Obaj byli tak pochłonięci sprzeczką, że nie zwracali uwagi na osoby kręcące się w pobliżu ich stołu.
- Dawaj kawałek tej odrażającej arlekińskiej peruki, którą nazywasz włosami, Weasley – zakomenderował Draco. – Ja wrzuciłem już swoje do twojej zlewki.
- Czekaj, doszedłem do wniosku, że wolę umrzeć, niż zamienić się w takiego albinotycznego dupka, jak ty.
- Nie marudź Weasley, zawsze chciałeś być bogatym, przystojnym i czarującym... no, po prostu mną...
- Twój czar nie byłby w stanie zadziałać nawet na brodawki obdartej ze skóry ropuchy, Malfoy...
Draco ukradkiem przysunął się w stronę Rona, a gdy ten pochylił głowę, wyrwał mu kilka włosów.
- Ałć! To bolało!
Patrząc na rozwścieczonego Gryfona, Draco rozważał, czy ten kretyn zdecyduje się w końcu go uderzyć. Nie spuszczając z niego oka, upuścił włosy.
Żaden z nich nie zauważył, że włosy nie trafiły do zlewki i spadły obok niej.
Żaden z nich nie zauważył, że ktoś przemknął obok ich stołu, wrzucając do naczynia Draco coś innego.
Żaden z nich w ogóle nic nie zauważył. Każdy wypił swoją porcję eliksiru, oczekując rezultatów, które jednak nie pojawiły się.
*
- Jestem absolutnie rozczarowany! – wrzasnął Snape. – Jakkolwiek – dodał patrząc na Longbottoma – w przypadku niektórych z was, raczej niezmiernie zaskoczony. Wręczyłem wam wyraźne czarokopie instrukcji warzenia eliksiru wielosokowego, a jednak żadne z was nie było w stanie poprawnie go przygotować. To tyle jeśli chodzi o twoją inteligencję, panno Granger. Jeśli zaś chodzi o pana, Malfoy, mniemam, że to pan Weasley był przyczyną tej porażki.
- Właśnie, panie profesorze – Draco spokojnie przytaknął nauczycielowi. – Rozpraszał mnie swoimi głupimi uwagami.
- Gryffindor traci dziesięć punktów – powiedział ostro Snape.
Draco przeciągnął się leniwie i ziewnął; czuł ten wspaniały, ciepły dreszcz, którego źródłem była satysfakcja, że jest złośliwym sukinsynem i duma, że jest w tym tak dobry.
Zauważył, że Granger i Weasley avadują go wzrokiem. W odpowiedzi mrugnął do nich porozumiewawczo. Weasley wyglądał jakby dostał apopleksji, a Granger obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Potter nadal wyglądał na zbyt roztrzęsionego bliskim spotkaniem z Bulstrode, aby zwracać uwagę na ich milczący pojedynek.
Draco poczuł, że jest mu niedobrze, ale mina śmiertelnie przerażonego Pottera odwróciła jego uwagę od sensacji żołądkowych.
Przed lekcją opieki nad magicznymi stworzeniami pójdzie chyba tam, gdzie nawet czarodziej chodzi piechotą... uh, dwie godziny w otoczeniu Gryfonów - nic dziwnego że miał mdłości.
Snape nawrzeszczał na uczniów, wyzywając ich od idiotów, nieudaczników i łajz. Stwierdził, że przynoszą hańbę swojemu gatunkowi, i że nie nadają się do niczego, prócz usługiwania Filchowi, a już na pewno nie są warci zaszczytu ponownego przekroczenia progów jego świątyni w lochach (innymi słowy, poniżył ich tak jak zawsze).
Draco skrzywił się w sposób, który był przyczyną plotek, jakoby jednym z antenatów Malfoyów był wampir.
Co nie było prawdą.
Chyba.
- Dobrze się czujesz ? – chrząknął Crabbe.
- Na pewno lepiej niż ty, jeszcze nie zadaję głupich pytań – odpowiedział Draco sucho i władczym gestem strząsnął z ramienia jego bochenkowatą rękę.
Wychodząc z klasy, specjalnie zderzył się w drzwiach ze Świętą Trójcą.
- Ojejku, jejku, czyżby biednemu małemu Malfoykowi było niedobrze? – zaśmiał się Weasley. – Poproś Snape`a żeby zabrał cię do łóżeczka i mocno utulił.
- Nie jestem zainteresowany, Weasley. W przeciwieństwie do ciebie.
Oddalając się, usłyszał za plecami głos Granger.
- Co ci się stało Harry? Wyglądasz na nieco... zmaltretowanego.
Mam nadzieję, że Millicenta maksymalnie wykorzystała swoją szansę obmacywania Pottera i że Potter skończy bełkocząc i śliniąc się w szpitalu świętego Munga.
Pokonując coraz większy ból żołądka, Draco błyskawicznie dopadł łazienki.
Głupi Weasley, jak na Merlina, udało mu się zepsuć eliksir? A może to Granger zatruła jego kawę? Zdradzieckie napoje energetyzujące!
Wpadł do kabiny i osunął się na podłogę.
Ból był po prostu porażający. Zimne fale skurczów atakowały jego żołądek, twarz pokrył lepki pot. Draco skrzywił się, czując słony smak krwi płynącej z wargi, którą przygryzł zbyt mocno. Kulił się w sobie, usiłując złagodzić następną falę cierpienia. Pragnął zmniejszyć się, zdusić ten ból i...
Poczuł, że naprawdę staje się mniejszy...
Ubranie parzyło i ciążyło mu. Piszczał, gdy tkanina drażniła skórę. Jego szaty wydawały się być...
Za duże.
Zaraz. Piszczał?
Malfoyowie nie piszczą!
I właśnie wtedy został połknięty przez masę czarnego materiału.
Opadła na niego góra jedwabiu; otaczała go; przytłaczała. Swędzenie wzmagało się coraz bardziej, jakby...
Jakby rosło mu futro.
Znowu.
Draco pamiętał to uczucie.
Tylko nie to! Merlinie, nie pozwól, żeby ponownie się zdarzyło to, co wtedy, z profesorem Moodym, dwa lata temu, proszę, proszę, nie...
- Nie! – powiedział Draco.
Usłyszał tylko pisk.
Wyprysnął spod sterty swoich ubrań. Był zdecydowany uciec, zanim ktoś znowu zacznie obijać nim o podłogę i sufit. Poprzysiągł zemścić się na pierwszym członku Drużyny Marzeń, któremu cała ta sytuacja wyda się choć odrobinę zabawna...
Wtedy usłyszał odgłos czyichś stóp. Ktoś go ścigał!
Nie dasz rady uciec przed człowiekiem, Draco. Bądź przebiegły. Bądź Ślizgonem.
Zastygł w bezruchu, jakby skamieniał z przerażenia. W tym przypadku akurat nie było mu szczególnie trudno odegrać tę rolę.
Kiedy ręka zbliżyła się do niego wystarczająco, ugryzł ją tak mocno, że z rany trysnęła krew.
Potem uciekał, uciekał, uciekał, czując wdzięczność wobec losu, że drzwi były otwarte. Wypadł na korytarz, który nagle wydał mu się nieprawdopodobnie olbrzymi. Pędząc na złamanie karku, zastanawiał się, co powinien teraz zrobić, do diabła.
Nagle wpadł na inne stopy i został pochwycony przez wielką rękę.
Coś znajomego było w tych stopach, pomyślał. Nawet widziane z tej perspektywy były nienormalnie duże...
- Patrzcie! Jaki słodki szczurek!
„Słodkie CO?” - to była pierwsza myśl, która przebiegła przez głowę Draco. Zaraz potem pojawiła się następna. – „O, nie. Tylko nie Weasley!”
Był bezradnym gryzoniem w rękach Gryfonów.


Rozdział drugi
Puszek, Magiczny Dra... Eee... Szczur



„Weasley, ty niedorozwinięty, odrażający palancie! W tej chwili postaw mnie z powrotem na ziemi!” - krzyknął Draco. – „Jestem w straszliwym niebezpieczeństwie!”
Przepaskudne ślepia przerośniętego Weasleya przybrały wyraz...
Przed oczami Draco zjawił się obraz tego barbarzyńcy, Hagrida - prymitywnego potwora, dla którego wyrażenie „drażnić dzikie bestie”, było synonimem słowa „uczyć”.
Och nie! - pomyślał, ten szaleniec w taki właśnie sposób patrzył na swoje ukochane sklątki tylnowybuchowe!
- Czyż nie jest śliczny? – zagruchał Weasley.
„Weasley, puść mnie natychmiast! Nie chcę mieć nic do czynienia z twoją zoofilią!”
Ron huśtał nim, wywołując u Draco ataki choroby morskiej. Nagle w polu jego widzenia pojawiły się poskręcane włosy Granger i rozczochrane kłaki Pottera.
„Puść mnie!” – zawył Draco. – „Nie jestem cholernym zawodnikiem szczurzej drużyny quidditcha! Rzucę na ciebie najgorszą klątwę Malfoyów, Weasley! Będziesz trząsł ze strachu tymi swoimi żałosnymi portkami z lumpeksu jak... ooooch, zaraz zwymiotuję...”
Te śmiertelne pogróżki ani trochę nie powstrzymały Weasleya, a głos Pottera przyprawił Draco o jeszcze większe mdłości.
- Tak... to... miły szczur, Ron, ale myślę, że on chce, żebyś go puścił. Okropnie piszczy. Pewnie to dziki szczur.
- I może być chory – dodała Granger.
„Tak jak i ty, Granger” – prychnął Draco.
- Wcale nie. Zobaczcie, lubi mnie – bronił się Ron, przyciskając Draco do piersi. – Nawet nie próbował mnie ugryźć.
„Nie mam zamiaru się otruć! Puszczaj mnie, ty chory z urojenia idioto!”
Trójka Gryfonów patrzyła na Draco, nieświadoma jego wściekłych wrzasków.
- Myślę, że powinieneś go wypuścić zanim pójdziemy na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami – powiedziała Granger tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- A poza tym, nie pamiętasz co było z twoim ostatnim szczurem? – Potter ściszył głos.
Ron nadal tulił Draco w ramionach.
- Harry, nie bądź paranoikiem. To po prostu mały szczurek, nawet jeszcze nie dorosły. Czy kiedykolwiek w życiu widziałeś coś tak słodkiego i bezbronnego?
„Dopadnę cię za to, Weasley!” – wrzasnął Draco.
- To... co? – zapytał Harry. – Chcesz go zatrzymać?
- Pokażę go najpierw Krzywołapowi – poddał się Ron.
„To imię twojego ojca, Weasley?”
Draco poważnie zaczął rozważać opcję ugryzienia Rona, gdy ten znowu go pogłaskał.
Granger zaczęła się niepokoić.
- Chodźcie już, bo się spóźnimy! Porozmawiamy o tym po lekcjach...
W ten sposób – w towarzystwie Trzech Muszkieterów, którzy od kilku lat byli najgorszą zmorą jego życia, kołysząc się w rękach cholernego Weasleya - Draco dostał się na zajęcia z szalonym gajowym.
Prosto w paszcze dzikich zwierząt.
Dzikich, okrutnych bestii.
Potworów, mogących zmiażdżyć szczura jednym ruchem szczęk.
Niech cię piekło pochłonie, Murphy!

*


- Powim ci, że to pikny okaz szczura – zahuczał Hagrid przysuwając owłosioną twarz do Draco.
„Mam dość uniesień na dzisiaj, ty zapluty półolbrzymie” – prychnął Draco wyniośle. – „Trzymaj swoje brudne łapska z dala ode mnie.”
- Sprawdzę, czy to chłopaczek, czy dziewczynka – kontynuował gajowy.
„Coooo proszę?! Wybacz, ale co to, to nie! Ups! Nie! Przestań! Nie widzisz, że jestem wyjątkowo męski w każdym moim doskonałym detalu? Ej! Eeeej... to bardzo wrażliwe miejsce...”
- Maluśki chłopaczek – oznajmił Hagrid oddając go Weasleyowi.
„Co to znaczy
malutki?” – zaprotestował urażony Draco.
- Dzięki, Hagridzie – uśmiechnął się Ron.
„Dzięki?! Za co? Obelgi, molestowanie seksualne...”
- Chciałbym, żeby był mój – ciągnął Weasley.
„Tak? Możesz sobie tylko pomarzyć!”
- Czemu by nie? Widzi mi się, że jest zdrowy. I czysty.
„Do diabła, kąpię się częściej niż wy obaj!”
Twarz Weasleya rozjaśniła się szerokim uśmiechu.
- Prawda? I myślę, że mnie lubi. Jak sądzisz, jak powinienem go nazwać?
- Noo... Pomyślmy... Kogoś mi przypomina... – zastanawiał się Hagrid. – Ten maluśki pyszczek...
„Draco” - modlił się Draco. – „Draco Malfoya! Wiesz, twojego najlepszego ucznia! Przypomina ci Malfoya!”
- ...Już wim! Wygląda zupełnie jak ten słodki trzygłowy psiaczek, którego kiedyś miałem – dokończył gajowy.
„TY KRETYNIE!”
- Jesteś genialny Hagridzie. – Weasley popatrzył na Draco. Na jego twarzy odmalował się niepokojąco ekstatyczny zachwyt. – Wiesz, on rzeczywiście wygląda jak Puszek...
„PUSZEK?!”
Spuśćmy zasłonę miłosierdzia na koniec tej sceny.*
- W porząsiu. Grupa! – krzyknął Hagrid. – Teraz przejdziemy do tych ładniutkich motylków szablozębnych, wicie, tych co to rosną na półtora metra.
Uczniowie jęknęli, a Hagrid zwrócił się do Rona.
- Lepij weź swojego maluśkiego szczurka trochę dalij i zabaw się z nim. Nie chciałbym, żeby został zjedzony.
“Co dokładnie miałeś na myśli mówiąc
zabaw się z nim?” – sarknął Draco, który w miarę jak zwiększał się dystans dzielący go od niebezpieczeństwa, narzekał coraz odważniej.

*
Każdy podstępny plan ucieczki, jaki uknuł Draco, był z góry skazany na niepowodzenie z jednej, prostej przyczyny: Weasley miał prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a jego wielkie dłonie były dla szczura niczym więzienne mury.
W efekcie Ron zabrał go do wieży Gryffindoru. Miał teraz okienko i chciał się wszystkim pochwalić swoim nowym zwierzątkiem.
Draco zaczynał podejrzewać, że umarł i jest w piekle.
Z drugiej jednak strony był pewien, że piekło wypełnione jest istotami, które znacznie łatwiej polubić niż Gryfonów.
- Jest najbardziej uroczym szczurkiem, jakiego kiedykolwiek widziałam – gruchała Lavender Brown.
“Przykro mi, że twój irlandzki chłopak nie jest w stanie cię zadowolić, Brown, ale natychmiast zabieraj ode mnie te swoje gryfońskie łapska.”
- Patrzcie na niego - szczebiotała Parvati Patil. – Założę się, że rozumie każde nasze słowo. Prawda, dziubasku?
„Nazywam się Malfoy!”
Twarz Weasleya jaśniała z dumy. Zabrał Draco z rąk dziewcząt, żeby go trochę pomyziać.
- Ma takie piękne futerko – zachwycała się Lavender. – Takie niezwykłe – jak platynowe blond włosy.
“Przypomina ci to kogoś?!” – wrzasnął Draco. – „Matoły! Durnie! Przeklęci, cholerni Gryfoni!”
- Już się do mnie przywiązał – oznajmił dumnie Ron.
“Przywiązał! Porwałeś mnie!”
- Co ty wyprawiasz?! – zapiszczała Lavender.
Draco myślał przez chwilę, że w końcu ktoś go usłyszał.
Potem zdał sobie sprawę, że do pokoju weszli Potter i Granger. Dziewczyna niosła kota.
Jeśli futro Draco nie byłoby już białe, to w tym momencie przybrałoby barwę śniegu.
Och, Merlinie – pomyślał - Zaraz zginę! Jestem zbyt młody i zbyt piękny, żeby umierać!
Poczuł, że Weasley ściska go mocniej.
- Tylko żeby się upewnić, Ron – powiedział Chłopiec, Który Karmił Koty Swoimi Kolegami.
Weasley przysunął okropnie piszczącego i wyrywającego się Draco do Krzywołapa.
“Zabiję cię, Weasley!” – ryknął Draco. – „Doniosę na ciebie do TOMS-u!** Powiem tacie! Ugryzę cię, bardzo, bardzo mocno, poczekaj tylko!”
To nie w porządku. Lubił koty. Nawet tego karmił kilka razy i głaskał. Nigdy by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że to kot Granger.
Nigdy by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że ten kot go zje!
Kot popatrzył na niego zmrużonymi ślepiami.
„Czy nie ma tu zwierząt, które są prawdziwymi zwierzętami?” – zapytał.
Draco na moment osłupiał.
„Wiesz kim jestem?”
„Oczywiście. Jesteś tym miłym chłopcem od rybich głów. Draco Malfoyem. Tym, który dokucza mojej pani. Wyglądasz trochę bardziej szczurowato niż zwykle.
„Możesz mi pomóc?”
No, pięknie. Błaga o pomoc zwierzęta domowe – ciężki sprawdzian dla godności Malfoya.
“A niby jak? Jestem tylko kotem. Zrobię co w mojej mocy, tak jak w przypadku Syriusza, ale teraz, jeśli wybaczysz... byłem właśnie w trakcie romantycznego spotkania z Panią Norris... prawdziwa lisiczka z tej kotki...”
Krzywołap wysunął się z ramion Granger i wybiegł z pokoju.
Syriusz ? - pomyślał Draco. - Syriusz Black? Ten kryminalista? Oczywiście! To on zamienił mnie w szczura, a teraz pewnie chce zabić Pottera! Nie jest dobrze...
- Widzicie? – triumfował Weasley. – Jest po prostu słodkim, niewinnym, maleńkim szczurkiem.
“Och, odwal się”.
Granger pochyliła się, a jej włosy niemal musnęły Draco.
„Uważaj!”
Całkiem przyjemny zapach ma ten szampon... Szkoda, że nie potrafi także prostować włosów...
„Odcinasz mi dopływ tlenu, pokręcona szlamo!”
Uśmiechnęła się. Jej uśmiech nie był wcale taki okropny...
- Jest rozkoszny – powiedziała.
“O nie, jeszcze jedna! Czy wy, Gryfoni wszyscy jesteście tacy niewyżyci? Hmm... głupie pytanie”.
Granger zaczęła go głaskać.
„Trzymaj ręce przy sobie, waćpanno. Nalegam... Hej! Z włosem, nie pod włos!”
Granger głaskała go nadal. Przynajmniej miała delikatniejsze ręce niż Lavender.
Usiadła obok Weasleya, a Potter dołączył do nich, siadając na krześle obok. Draco był niewymownie wdzięczny, że Potter do tej pory nie uczynił żadnego gestu, aby go dotknąć.
- Mogę potrzymać Puszka? – zapytała Granger.
Weasley spęczniał z dumy.
- Wiedziałem, że się do niego przekonasz. W końcu, lubisz wszystko, co śliczne i słodkie, Hermiono – droczył się.
- Po raz setny ci mówię, że nie! – powiedziała.
- Po raz setny – powiedział i zakląskał – Lockheart!
“No nie, Granger” – powiedział Draco. – „Nie stary Lok-lord!*** Ty też? Myślałem, że jesteś inteligentna!”
- Miałam dwanaście lat! – zaperzyła się. – Teraz nie zwracam uwagi jedynie na wygląd. Gdyby tak było, to koczowałabym teraz pod drzwiami Ślizgonów z transparentem „KoHam cię, Draco Malfoy”.
Zaśmiała się lekko. Twarze obu Gryfoni były zastygłymi z przerażenia, upiornymi maskami.
- Co?! – zabrzmiał unisono chór głosów zszokowanych Rona, Harry’ego i Draco.
Oczywiście głos Draco rozbrzmiewał w jego własnej głowie.
Granger była rozbawiona.
- Och, dajcie spokój chłopcy. Sprawiacie wrażenie
Skonfundusowanych. Zapewniam was, że nie fantazjuję o fretkach, jeśli o to chodzi.
- Fantazjuje... – wybulgotał Weasley i zaniemówił z obrzydzenia.
“Weasley. To wcale nie jest takie trudne słowo, a poza tym, właśnie siedzę u ciebie na kolanach”.
- Hermiona, chyba wiem dlaczego Ron wydaje te gulgoczące odgłosy. Otóż przed chwilą dałaś właśnie do zrozumienia, że Malfoy może wydawać się osobą w jakiś sposób atrakcyjną – pospieszył z wyjaśnieniem Potter. – Ale jestem pewien, że nie miałaś tego na myśli.
„Jestem atrakcyjny na wszystkie sposoby!”
- Harry, Ron. Jego osobowość jest bardziej pokręcona niż ogon kołogonka. Jest patologicznie złośliwym, odpychającym degeneratem. Chciałabym widzieć, jak smaży się w piekle. Ale obiektywnie rzecz biorąc, musicie przyznać, że jest atrakcyjny.
“Cholerna racja! Cała reszta jest nieistotnym dodatkiem”.
Nadal byli kompletnie głusi na jego rozsądny głos.
- Nie mówisz poważnie, Hermiono – powiedział słabo Potter.
Bełkot, który wydobywał się z Rona, brzmiał jak „paskudny, szczurzy pysk”.
“Biorąc pod uwagę aktualną sytuację, to wyjątkowo celne spostrzeżenie” – przyznał Draco.
- Parvati! Lavender! – zawołała Hermiona.
Dziewczęta podeszły do nich i natychmiast skupiły się na Draco.
- Draco Malfoy – powiedziała Granger.
- Gdzie? – Lavender udała, że mdleje.
„Przestań miętosić moje uszy, Weasley. To zaczyna być interesujące”.
- Co o nim myślicie? Jeśli chodzi o fizjonomię oczywiście.
Lavender i Parvati najwyraźniej nie myślały o niczym innym.
- Jest cudowny – westchnęła Parvati. – To znaczy od piątego roku – nie żeby wcześniej był zły, ale odkąd trochę urósł...
- Nabrał mięśni... – dodała Lavender i posłała Potterowi spojrzenie które sugerowało, że Finnigan miał konkurencję. – Wszyscy szukający mają takie seksowne, dobrze umięśnione... pewne części ciała.
Potter poczerwieniał.
“No, dalej, mów o mnie” - ponaglał Draco.
Parvati nie potrzebowała zachęty.
- Te, przenikliwe stalowe oczy...
- ...jedwabiste, perłowe włosy... – uzupełniła Lavender.
- ...pięknie zarysowane kości policzkowe... – kontynuowała Parvati.
- ...idealna twarz...
- ...i ciało...
- Słyszałam, że w jego żyłach płynie krew wili.
- Założę się że w jego żyłach płynie krew wili!
“Ostrożnie! Cieszę się, że mam swój fan club, ale strasznie się ślinicie, a ja jestem bardzo małym szczurkiem”.
- W zeszłym roku dostał sześćdziesiąt trzy śpiewające walentynki. Mam nadzieję, że moja mu się podobała...
- Zawsze uważnie przypatruję mu się podczas meczów quidditcha, – rozpaczała Parvati - ale jak do tej pory, zawsze miał pod szatą spodnie. A przecież nie wszyscy czarodzieje je zakładają.
- Wygląda na to, że ostatnio większość tego nie robi – stwierdziła Lavender.
Potter spurpurowiał.
Draco przysiągł sobie, że jeśli się stąd wydostanie, będzie musiał ostrzec swoją drużynę.
- Widziałam go raz bez koszulki – wyznała Parvati rozmarzonym głosem.
„CO?” – jęknął Draco, a Weasley solidarnie wyraził zgrozę na głos.
Granger była przerażona.
- Dziękuję, wystarczy. Nie musisz dzielić się swoimi...
- Ale jest wstrętnym Ślizgonem – dodała szybko Parvati. – Uh, Ślizgoni.
- Taaaa... Ślizgoni – Lavender natychmiast się z nią zgodziła. – Pieprzyć Ślizgonów. Eeee... zmieniając temat, muszę ci coś powiedzieć, Parvati, chodź.
I oddaliły się, chichocząc.
„Cóż, to było... interesujące” – stwierdził Draco.
- Cóż, to było... odstręczające – stwierdził Potter.
- Już wiecie, co miałam na myśli? – zapytała Grager. – Chociaż nie ujęłabym tego w ten sposób. On jest koszmarny i żadna szanująca się dziewczyna nie chce mieć z nim nic do czynienia. Ale fakt faktem, że jest nieprzyzwoicie przystojny – i jest także tego świadomy.
“Wiesz, tak się składa, że mam dostęp do paru luster - trudno byłoby mi nie zauważyć czegoś tak oczywistego”.
Draco zapamiętał, by w wolnej chwili bliżej przyjrzeć się Gryfonkom. Umawiał się już z kilkoma Krukonkami, ale z zasady trzymał się z dala od dziewcząt z Hufflepuffu i Gryffindoru. No, ale skoro są tak napalone na...
Potem przypomniał sobie, że jest szczurem i jedyne, czym mógłby się teraz bliżej zainteresować, była prawdopodobnie skórka od sera.
No, po prostu świetnie.
Starając się nie zwrócić na siebie uwagi, wysunął się ostrożnie z rąk Weasleya i dosięgnął do kałamarza i pergaminu, które leżały na małym stoliku obok sofy.
Weasley nadal był zbyt zszokowany, by coś zauważyć.
Draco zanurzył łapę w atramencie i zaczął pisać.
JESTEM
Nie patrząc nawet, Weasley zgarnął go z powrotem na kolana.
- Nie obchodzi mnie co mówisz. – stwierdził stanowczo. – Malfoy jest ohydnym glutem i tak właśnie wygląda. Zgadzasz się ze mną prawda Puszku ? Ti śliczna, słodka istotko...
„Całuj gumochłona we wlot” – prychnął Draco. – „Puszczaj mnie! Chcę ... hola! Co ty wyprawiasz Weasley? Bez dotykania miejsc intymnych!”
Moje życie jest skończone - pomyślał Draco. - Jestem szczurem, Gryfoni mnie uwielbiają, nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji, a Weasley usiłuje smyrać mnie po brzuchu. Wpadłem w bagno.
- Professor Flitwick wyjechał. Nie mam dziś więcej lekcji. – oznajmił Weasley. – Pójdę na górę i położę się na chwilę do łóżka. Chodź, Puszku.
Do łóżka?!
A teraz, dla odmiany, wpadłem z deszczu pod rynnę - pomyślał gorzko Draco.

*

Draco nie mógł znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego Weasley miałby zabierać swojego szczura na trening quidditcha.
Chyba że ten sadysta chciał przyprawić go o apopleksję.
Draco, jako kapitan drużyny, miał osobną szatnię. I swój własny pokój. I maksimum prywatności. I azyl, chroniący go przed widokiem Crabbe’a i Goyle’a w przybrudzonych, adamowych strojach.
A teraz...
Gryfoni.
Nadzy Gryfoni.
I to nawet nie rodzaju żeńskiego.
Nie, żeby chciał patrzeć, gdyby było inaczej.
Wcale.
“No nie, Weasley, nie wierzę! Bielizna w różowe pufki?!”
Draco odwrócił się godnie i niegodnie spadł z ławki.
„Potter! No świetnie! Teraz oślepłem! Jestem ślepy i przeżyłem traumę! Nawet mój ojciec nie będzie w stanie zapłacić rachunków terapię! Nigdy nie dojdę do siebie po czymś takim!”
Obrócił się.
Finnigan.
Thomas.
Jeśli Longbottom też byłby w drużynie quidditcha, Draco z pewnością popełniłby samobójstwo.
„Na Merlina, fetyszyści! Wszyscy macie świra na punkcie różowych pufków?!”

*

- Hermiono zajmiesz Puszkiem, jak będę trenował? – zapytał prosząco Weasley.
Draco był zadowolony, widząc, że dziewczyna patrzy na rudzielca jak na półwariata.
- Chciałem zabrać go na miotłę – wyjaśnił trochę nadąsany – ale Harry powiedział, że mógłby spaść.
„Jestem wzruszony troską Pottera”.
- Będziesz tęsknił za swoim tatuśkiem, prawda, Puszeczku?
„Zwariowałeś” – lodowatym tonem poinformował go Draco. – I na pewno nie jesteś moim ojcem. On jest bardzo majętnymmm...uh... o bogowie, Weasley, co ty wyprawiasz!?”
Weasley znowu patrzył na niego w ten obrzydliwie idiotyczny sposób i powoli unosił go ku swojej twarzy.
„Czekaj. Nie. Możemy to zrobić inaczej. Dam ci tyle pieniędzy ile będziesz chciał. Nie. Przestań. Pomocy! Molestują mnie! Gwałcą!”
Granger wyciągnęła rękę i zabrała Draco.
- Ron, nawet nie myśl o tym, żeby całować swojego szczura na pożegnanie. Jest prawdopodobnie zapchlony.
„Jak śmiesz, ty ordynarna prostaczko! Myję się codziennie! Jestem bardzo czysty i całuśny.”
Zastanowił się, co właśnie powiedział.
„Ale mogłyby mnie obleźć jego pchły”.
Czy tak będzie wyglądało moje życie? - pomyślał. - Niższy nawet od Pottera, cały pokryty futrem; będę mieszkał w wieży Gryffindoru i wiecznie opędzał się przed umizgami Weasleya?
Nie, to zbyt straszne. Tak nie może być.
Uczynił desperacki wysiłek, wyrwał się z rąk Granger, skoczył na ławkę i dopadł leżącego obok dziewczyny pergaminu i atramentu.
Przewrócił butelkę - nie było czasu na subtelności, tu chodziło o jego życie! – i zanurzył łapę w atramentowej kałuży. Zaczął pisać.
JESTEM D
- Ron! – krzyknęła Granger. – Ron, twój szczur robi coś dziwnego!
O nie, Weasley. Wraca jak zły sen – nic dziwnego, takie monstrum pojawia się tylko w najgorszych koszmarach.
Błysk piekielnej czerwieni i Weasley znowu ściskał go w ręce.
- Wiesz co to oznacza?! – ryknął, rozemocjonowany. – Moj szczur jest...
„Draco Malfoyem!” – wrzasnął Draco. – „Malfoy! Malfoy! Malfoy!”
- ...Magiczny! – rozpromienił się Ron. – Fajnie, nie?
Draco wywinął mu się z rąk i zaczął gorączkowo bazgrać.
TY RUDY DUPKU, JESTEM
- Chodźcie tu wszyscy! – zawołał Weasley. – Mam magicznego szczura!
- Wiedziałem, że coś z nim nie tak – powiedział Potter wychylając się zza Hermiony i patrząc podejrzliwie na Draco.
Draco poczuł się pokrzepiony tą odrobiną normalności w tym szalonym świecie.
Voldemort może dostać Order Merlina, a Dementor - Uśmiechu, ale Potter i on zawsze będą się nienawidzić.
„Wiesz” - rozżalił się – „ty przynajmniej nie jesteś mały i żałosny, i zmuszony żeby mieszkać z Gryfonami, i pokryty włosami i... hmm... chwileczkę...”
Draco przynajmniej nie miał blizny.

*

Wiadomość, że Weasley ma magicznego szczura, rozeszła się lotem błyskawicy.
Wystarczyło, że Ron pochwalił się Parvati i nagle wszyscy o tym wiedzieli.
Korytarz zapełnił się ludźmi odpychającymi Pottera, żeby zobaczyć Rona Weasleya i jego Zdumiewającego Puszka.
“Łapy precz, Puchoni!” – utyskiwał Draco. – „Nie tak brutalnie! Weasley, ty imbecylu, upuszczą mnie! Mówię ci, skoro tak się podniecają szczurem, ich życie musi być żałośnie puste... zaraz, przecież chodzi o Puchonów. Dobra, zapomnij”.
Weasley nadymał się jak maniakalny paw za każdym razem, gdy ktoś chciał potrzymać Draco, a potem wzrokiem neurotycznego jastrzębia patrzył im na ręce. Kiedy powstrzymał Longbottoma przed upuszczeniem Draco na podłogę, chłopak uwierzył, że Weasley jest zdecydowanie bardziej magicznie utalentowany, niż go o to podejrzewał.
Przez to całe zamieszanie, Ron poważnie spóźniał się na każdą lekcję.
Biegł właśnie na Zielarstwo, kiedy zderzył się ze ścianą.
Zaraz, nie, pomyślał Draco. Pomyłka.
To był Crabbe i Goyle.
Ślizgoni także wykazywali zainteresowanie magicznym szczurem.
Przerażony Draco zastanawiał się czy to zainteresowanie będzie w miarę nieszkodliwe. Zaklął dosadnie, gdy doszedł do wniosku, że ktoś, kogo tresował przez tyle lat, nigdy nie będzie nieszkodliwy.
- Oooo, Weasley – zapiał piskliwym dyszkantem Goyle. – Możemy się trochę pobawić ze szczurem?
Goyle miał dwa razy więcej szarych komórek niż Crabbe. Cóż, jakby nie było, dwa razy jeden to dwa.
Crabbe tylko chrząknął.
Wspaniale - pomyślał Draco. - Zostanę zmiażdżony na śmierć przez moich własnych fagasów
O gorzka ironio!
- Nie – odpowiedział Weasley.
Zwariował czy co? W porządku, był wysoki i nienajgorzej zbudowany, ale Crabbe i Goyle mogliby podrzucać nim, jak sałatą na sicie.
Co prawdopodobnie właśnie zamierzali uczynić.
I mną - zmiarkował Draco i poczuł lodowaty powiew grozy.
Który zamienił się w huragan, gdy pięść Crabbe’a z siłą huraganu wylądowała na twarzy Weasleya.
“Nie!” – wrzasnął Draco. – „Używanie przemocy fizycznej jest jedną z tych rzeczy, za które wywalą was ze szkoły, tępaki! Niczego was nie nauczyłem?! Poza tym, to...”
Złe...
“Ja!”
Tej pierwszej myśli po prostu nie było.
Weasley upadł a Draco wysunął mu z rąk, pomiędzy Crabbe’a i Goyle’a, wprost pod...
stopy kogoś innego, ukrywającego się dotąd za rogiem.
Znam te stopy! To te same, które były w łazience, kiedy się zmieniłem!
A to znaczy, że...
Na Merlina, co mam teraz zrobić?
Uderzyć go bykiem w palec u nogi? Czy szczur może dostać wstrząsu mózgu, waląc głową w but wroga?
Zatrważające.
Draco poczekał, aż dłoń się do niego zbliżyła i zrobił coś, czego przysięgał nigdy więcej nie robić.
Ugryzł.
Fuj, fuj, smakuje plastikiem i mugolskimi rzeczami! Och, królestwo za magodświeżający eliksir do ust!
Potem uciekał, uciekał, uciekał korytarzami, dopóki nie poczuł, że czyjaś ręka łapie go i unosi ku...
Zaniepokojona twarz. Burza włosów.
- Puszek? – zdziwiła się Granger.
Mógłby ją ucałować.
Tyle że w obecnej formie nie posiadał warg.
Otwierał usta żeby ją zwymyślać i poskarżyć się jej na swoje życie – ogólnie rzecz biorąc, ulżyć sobie.
„Chodź, musisz pomóc Ronowi!”
Ta wybitnie altruistyczna przemowa oczywiście niczego nie dała, bo Hermiona nie miała pojęcia, co Draco do niej mówi.
- Gdzie jest Ron? – zapytała zaambarasowanym tonem. – No cóż, poszukajmy go.
Wyglądała, jakby rozważała czy położyć go na ziemi.
Wspomniała o Ronie w momencie, kiedy...
„Tak, postaw mnie na podłodze” – popędził ją Draco. – „Wiem, gdzie jest Ron”.
Zrobiła to! I pobiegła za nim! Chociaż prawdopodobnie raczej dlatego, że bała się zgubić ukochanego szczura Rona. Dotarli na miejsce w chwili, gdy Crabbe i Goyle kopali Weasleya do nieprzytomności.
„Przestańcie!” – wrzasnął Draco, typowym dla Malfoya, rozkazującym tonem.
Crabbe i Goyle zawahali się na mgnienie oka. Zupełnie jakby podświadomie usłyszeli jego głos.
- Petrificus Totalus! – krzyknęła Granger, podbiegła do Rona i klęknęła przy nim.
- Och, Ron... co... dlaczego... Dlaczego nie broniłeś się magią?
- Och, daj spokój Miona. Wyszedłbym na maminsynka, używając różdżki podczas walki na pięści – wymamrotał Ron opuchniętymi wargami.
„Co z tego?” – zirytował się Draco. – „Tylko ten, co walczy nieczysto, przeżyje bitwę, by o niej kłamać”.
To było motto Malfoyów, następne po „Grabić, Łupić, Palić!” i „W imię Czarnego Pana, Lorda Tu-Wstaw-Odpowiednie-Imię!”
“Ty głupi pacanie” – dodał.
- Zaprowadzę cię do pani Pomfrey – powiedziała Granger. – Pewnie zaciągnęli cię do komórki...
„Zaciągnęli go na tył komórki, a potem pobili kubłami na śmieci, które tam się znajdują” – uściślił Draco.
- Czy Puszkowi nic się nie stało? – zapytał leżący na podłodze, zakrwawiony Ron.
- Nic mu jest. To on mnie tu przyprowadził – sapnęła Hermiona z rozdrażnieniem.
Twarz Rona rozjaśniła się w uśmiechu.
- No i czyż on nie jest wspaniały?

*

Granger częściej głaskała Draco, odkąd ocalił Rona. Pani Pomfrey nie zgodziła się na trzymanie szczura w skrzydle szpitalnym, ku oburzeniu ich obu twierdząc, że szczury są niehigieniczne. Hermiona sama zaoferowała, że zajmie się Draco, do czasu, kiedy Ron wróci do wieży.
- Dbaj o niego – pouczał ją na odchodnym zatroskany Ron. – Lubi jak się go przytula.
„Cholernie nie znoszę, Weasley”.
- Potrzeba mu uczucia.
“A tobie potrzeba dziewczyny”.
Granger obiecała dobrze się nim zajmować i zabrała go do dormitorium dziewcząt, gdzie – Uwaga! Niespodzianka! – zaczęła odrabiać lekcje.
Położyła Draco na stole i włączyła jakieś małe, piszczące urządzenie, które stało obok.
- Czy wierzysz, że są prawdy objawione?
„Tak, doznałem objawienia, gdy jako dziecko, po raz pierwszy zobaczyłem się w lustrze...’ – odpowiedział Draco.
- Czy wierzysz, że to zdarzyć się może?
To była... Muzyka. Jakiś rodzaj mugolskiej... muzyki.
Tylko, że było inne niż muzyka, bardziej, jakby...
Wesołe.
Było melodyjne i rytmiczne. Draco żałował że może potańczyć - był całkiem niezłym tancerzem... w przeciwieństwie do Chłopca, Który Miał Dwie Lewe Nogi.
Skoro jednak Granger nie patrzyła...
Draco stanął na tylnych łapach i zaczął przytupywać - częściowo dla utrzymania równowagi, a trochę do taktu grającej mu w duszy muzyki.

Wołajcie innych do zabawy
Jeśli to jeszcze jest zabawą, jest
****

Zaczynało mu się to podobać.
Kiedy otworzył swoje małe, niczego nie spodziewające się, szczurze oczęta, zobaczył, że Hermiona, Parvati i Lavender gapią się na niego, wytrzeszczając oczy.
Zachwycone.
Niech to szlag.
- Jak śliiicznie! – zakwiczała Lavender. – Niech zrobi to jeszcze raz!
„Nikt nie rozkazuje Malfoyowi, waćpanno” – poinformował ją wyniośle.
Miał swoją godność. Mógł zostać złapany na potrząsaniu futerkiem w rytm mugolskiej muzyki, ale nadal miał swoją godność...
Miał, prawda?
- Zatańcz dla nas, Puszku – prosiła go Parvati.
Ojciec mu powiedział mu kiedyś, że nadejdzie taki dzień, gdy kobiety będą go błagać. Nie wspomniał tylko, że Draco będzie wtedy szczurem.
„Nigdy”.
Granger przyglądała mu się z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wiecie co? – powiedziała. – On jest naprawdę bardzo wyjątkowy.
Ze szczurzej strony jednak, Draco miał naturę ekshibicjonisty. A skoro zgromadzone wokół niego dziewczęta błagały, aby kręcił swoim seksownymi ciałkiem, cóż... to będzie coś, o czym będą opowiadały swoim wnukom.
Podniósł się na tylne łapki.
Kiedy dziewczyny krzyknęły z zadowolenia (Ha! Ojciec powiedział mu, że poważnie wątpi, aby to kiedykolwiek nastąpiło, a patrzcie, to było takie proste), Draco przypomniał sobie o Ronie.
Weasley.
Ron.
Tak czy owak, nazywam go Ronem, odkąd upadł na podłogę. To, co zrobił, było takie typowo gryfońskie i takie cholernie głupie – dać się pobić Crabbe’owi i Goyle’owi – było takie...
miłe.

Draco nie przepadał za miłymi rzeczami, ale rzadko kiedy ktoś robił dla niego coś miłego z własnej woli. To nie było takie... całkiem złe uczucie.
Poza tym, chłopak miał teraz u niego dług wdzięczności. Nawet jeśli był biedny, miał okropne włosy i coś w rodzaju obsesji na punkcie gryzoni, to nie był takim złym facetem.
Crabbe i Goyle będą w poważnych tarapatach, kiedy znowu będę sobą.
Malfoyem Groźnym.

I tak - pomyślał Draco, ożywiając się - marnowałem zbyt wiele czasu dręcząc Weasleya. Mogłem bardziej skoncentrować się na Potterze. Z moim talentem i całą uwagą skupioną na nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, powinien wylądować w Świętym Mungu jeszcze przed końcem roku.
Hahahaha.
„Draco, ty geniuszu zła” - powiedział do siebie i zawirował w rytmie „Jak anioł”.*****


Rozdział trzeci
Chłopaki to zwierzaki




Gdy pozostający pod opieką Hermiony – um, Granger – Draco znowu znalazł się w szatni, stanął przed zgoła innym problemem niż poprzednio.
Nie będę podglądał – powiedział do siebie. – To poniżej godności Malfoya. Możemy gwałcić, grabić, łupić i palić, ale nie jesteśmy psychopatycznymi podglądaczami.
Oprócz wuja Hannibala. Ale o nim publicznie się nie wspomina.
A już na pewno nie podglądamy Gryfonów.
Bielizna Parvati Patil minęła jego głowę o włos.
A to co? Jakiś rodzaj striptizu? To zbyt silna pokusa... nie do odparcia dla małego, słabego szczurka. Wszeteczni, sprośni Gryfoni! To... perwersyjne! Powinni was za to zamknąć!
Ej... to zoofilia! To wbrew prawom ludzkim i boskim!
No, oczywiście bogowie wujka Hannibala mają inny system prawny, ale jak już wspomniałem, o tym się głośno nie mówi.
Tak jakby nie mogli zostawiać go na zewnątrz po lekcjach latania. Ale nie, oni muszą zabierać swojego ukochanego Puszka ze sobą...
Przeklęty, zniewalający urok Malfoyów. Gdyby tylko moja babcia nie była Wilą...
- Ups, spadł mi ręcznik – zachichotała Parvati.
Będę silny - mantrował w duchu Draco. Będę silny.
- Czy ktoś widział moją koszulkę? – dopytywała się Granger.
Do diabła, nie chcę być silny... Patrzę. Och, jak patrzę!
Draco odwrócił się i zobaczył Rona Weasleya.
Grrrrr!
- Aaaaaaa! – zapiszczały dziewczyny.
- Omrlnie – wystękał Pogromca Cnót Niewieścich, Ronald Weasley, a jego twarz przybrała kolor wiśni. – Ja... Ja bardzo was przepraszam... Hermiona... Parvati...
Hermiona przyciskała do piersi swoją torbę. Parvati konwulsyjnie trzymała ręcznik.
- Właśnie wyszedłem ze skrzydła szpitalnego i eeee... Chciałem zobaczyć Puszka...
Do licha - pomyślał Draco. - On mówi poważnie.
To koniec. On jest gejem.

- Zabieraj go i wynoś się! – warknęła Parvati.
Draco był wściekły, że jego prywatny pokaz został przerwany, ale jednocześnie dziwnie się wzruszył widząc, że ten wielki, tyczkowaty gamoń ma się lepiej; i że po niego przyszedł. Nie skrzeczał więc zbytnio, gdy Ron zabierał go z ławki.
- Lubi oglądać Najsłabsze Ogniwo – wycedziła Hermiona przez zaciśnięte zęby. – Ale ty przecież nie masz telewizora...
Draco był zachwycony telewizją tak samo jak radiem.
A niech to - pomyślał. - Przegapię moje seriale.
- WYNOCHA! – wrzasnęły Gryfonki.
Draco nie był tego do końca pewny, ale wydawało mu się, że Hermiona posłała mu całusa na odchodnym...

*

- O rany! To było żenujące – odezwał się Ron, wciąż jeszcze zaróżowiony.
„Ty skończony bałwanie” – powiedział z politowaniem Draco. – „To były nagie dziewczęta. To było fajne. Wiesz, jeśli nie przestaniesz być taki cnotliwy... No cóż, spójrzmy prawdzie w oczy – nie masz wyglądu; nie masz pieniędzy; a twoje doświadczenia erotyczne ograniczają się do jednej randki z Padmą Patil, kilku spotkań z Granger i wpatrywania się w Delacour. Nikt nie będzie się za tobą uganiać”.
- Ron! Ron, zaczekaj!
„Hm... chyba zbyt szybko cię skreśliłem”.
Za Ronem biegła gwiazda siódmego roku, seksowna maskotka Ravenclawu, pustogłowa, lekkomyślna, kruczowłosa Krukonka, Cho „Czarująca” Chang.
Nie, żeby Draco tak dogłębnie znał wszystkie dziewczęta, ale z opowiadań i zdjęć krążących w pokoju wspólnym Slytherinu, wyłaniał się dość żywy obraz głupiej cizi. Zakochana w bohaterskim nieboszczyku z Hufflepuffu dziewczyna i Potter, biegający za nią jak osioł za marchewką, od trzech lat byli głównym tematem plotek.
Draco zaczął wątpić w swoją spostrzegawczość. Ron Weasley musiał mieć w sobie coś, czego on nie zauważył.
Uszy Rona pokraśniały z prędkością światła.
- Ja eeeee... Cho!
„To prawidłowa odpowiedź! Tak ma właśnie na imię” – potwierdził Draco. – „Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru”.
Cho Chang spojrzała na Rona pięknymi sarnimi oczami, zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się swymi zmysłowymi ustami.
Teraz Ron był już całkowicie purpurowy.
- Czy mogłabym się pobawić twoim...
„Opanuj się, dziewczyno!” – zgorszył się Draco.
- Szczurem? – dokończyła Cho.
- Uh... Tak. Tak, oczywiście – wymamrotał Ron. – Yyyy... nazywa się Pupek. Puszek! Puszek!
„Pupek?!” – powtórzył Draco groźnym tonem.
- Wiem jak się nazywa – powiedziała Cho, biorąc do ręki Draco i zaczynając go pieścić. Trochę zbyt brutalnie, jak na jego upodobania. Miała ciężką rękę. – Wszyscy wiedzą o Ronie Weasleyu i jego zdumiewającym szczurze.
- Całujesz? Znaczy, żartujesz? – wykrztusił Ron.
„Ty, złotousty w koszuli niezmienianej od dwóch tygodni”* – powiedział Draco, przewracając oczami.
Cho zbliżyła się do Rona.
- Więc, jakie to uczucie – dołączyć do klubu Tych, Których Imiona Wymawia Się Najczęściej? – westchnęła. – Nie jest to takie miłe, jakby się mogło wydawać, prawda?
- Ja... eeee... Spytaj lepiej Harry’ego – wydukał Ron.
„No nie, Weasley... Gdyby armia nagich wili wskoczyła ci do łóżka, pytając czy jest cokolwiek, co mogłyby dla ciebie zrobić, to pewnie też byś powiedział „Nie, ale spytajcie Harry’ego”...”
- Jesteś skromny jak fiołek – Cho nie wydawała się być stropiona jego odpowiedzią. – Nie, Harry zawsze był sławny... ale wiesz, teraz wszystkie oczy zwróciły się na ciebie... stałeś się znany – to nieco przytłaczające, prawda?
- Cóż, to tylko szczur, a ciężar sławy nie jest jeszcze moim utrapieniem – po raz pierwszy od początku rozmowy z Cho, Ronowi udało się sklecić w miarę sensowne zdanie i, ku zadowoleniu ich obojga, wypowiedzieć je płynnie.
- Po prostu... - powiedziała niepewnie Cho. – Myślałam, że mnie zrozumiesz... Wiesz, że w ciągu dwóch ostatnich lat nikt mnie nie zaprosił na randkę? – poskarżyła się.
- Prosię? - Ronowi ze zdumienia zaplatał się język.
„Baran!” - jęknął zdruzgotany Draco.
- Wszyscy myślą, że jestem przeznaczona Potterowi, albo... – Cho spuściła oczy. – Jestem już tym znużona... Miałam po prostu nadzieję, że mnie zrozumiesz...
„Jeśli łudzisz się, że on zrozumie twój pokrętny sposób wyrażania oczekiwań, to twoje nadzieje są płonne”.
- Ja... oczywiście, że cię rozumiem – pospieszył z zapewnieniem Ron.
Spojrzała na niego uradowana i zaprezentowała olśniewający uśmiech, za który Tygodnik Czarownica przyznałby jej zapewne pierwszą nagrodę.
- W takim razie, jestem zadowolona z naszej rozmowy.
„To był bardziej monolog” – zauważył Draco.
Delikatnie położyła Draco na wyciągniętej dłoni Rona i nie cofając ręki, spojrzała chłopakowi głęboko w oczy. Czas się zatrzymał, gdy tak na siebie patrzyli.
„Ughhh... Weasley! Naprawdę, cały jestem tylko twój, ale nie chcę być miażdżony w namiętnym uścisku... Weź pod uwagę, że szczury...”
- Ronald Weasley! Cho Chang!
Czyżby profesor Żelazna Dziewica McGonagall?
Cho spłonęła rumieńcem i odskoczyła od Rona.
Ron wyglądał jak złapany na gorącym uczynku złodziej konfitur.
Minerwa McPopsujZabawa była wyraźnie zbulwersowana.
Draco zastanawiał się, czy ten złośliwy palant, Murphy, nienawidził wszystkich ludzi.

*

Następnego dnia, Ron wypłakiwał się w kamizelkę Draco.
„Zafunduj sobie prawdziwe zwierzątko; znajdź dziewczynę; zacznij pisać pamiętnik” – poradził mu Draco. – „Ale, na Merlina, przestań zawracać mi głowę!”
- Jak mogłem zrobić coś takiego? – lamentował po cichu Ron. – Ja... cóż, tak naprawdę to nic nie zrobiłem! Przecież Harry to mój najlepszy przyjaciel!
„Znajdź sobie innego najlepszego przyjaciela” – stwierdził Draco. – „Cho jest zdecydowanie ładniejsza od Pottera. A w dodatku, kto wie, może to twoja jedyna szansa”.
Ron rzucił okiem na Pottera i Hermionę, którzy w drugim końcu pokoju grali w eksplodującego durnia.
- Podoba mu się od trzech lat! – wymruczał nieobecnym tonem.
„To jego problem. A właściwie to jego dzika obsesja. Nie twoja”.
Draco nie mógł zrozumieć tych wszystkich gryfońskich bzdur. Pomijając fakt, że był Draco Malfoyem, tylko raz w całym swoim życiu miał do czynienia ze słowem „moralność” – kiedy jego głupi guwerner kazał mu je poprawnie przeliterować. Zupełnie przypadkiem wiedział, że Weasley nie był na randce od początku piątego roku, kiedy to Ron i Hermiona przeżyli bardzo przelotną i bardzo powierzchowną miłostkę.
Nie, żeby interesowały go takie sprawy – wcale, ale ciężko było nie zauważyć, jak Granger podczas śniadania wybiega z Wielkiej Sali wrzeszcząc, że nie będzie się więcej spotykała z Ronem, bo jest zazdrosny, zaborczy, a ona ma już dość tych wszystkich kłótni.
Draco miał swoją własną teorię na temat tego, o co jej tak naprawdę chodziło. Jego zdaniem, nie mogła po prostu już patrzeć na te koszmarne, rude włosy.
Nie, żeby w ogóle o tym myślał.
Nigdy.
Nawet przez moment.
- Co ja mam robić? – rozpaczał Ron.
Do pokoju wbiegła Parvati.
- McGonagall chce widzieć wszystkich z piątego i szóstego roku, natychmiast.
Rozwiązanie nasuwało się samo: umrzeć ze wstydu.
- Nie! – jęknął Ron. – Na Merlina! Co ona chce powiedzieć?

*

Wydawało się, że odpowiedź brzmi: niewiele.
Profesor McGonagall wyglądała na bardziej zainteresowaną swoimi butami niż siedzącymi przed nią uczniami.
- Ja – ogłosiła. - Jesteście bardzo. To dobrze. Porozmawiać chcieli. Może zapytać.
- Co?! – zaszemrała siedząca koło brata Gina. Podniosła Draco, przygarnęła go do piersi i zaczęła gładzić jego futerko.
„Ależ ona ma duże niebieskie oczy! Jasnobrązowe... w każdym razie, coś w tym stylu”.
- Zdarzyło się coś, co sprawiło, że poczułam... eee... się zmuszona do przemyślenia pewnych spraw – brnęła dalej McGonagall.
To samo wydarzenie sprawiło, że Ron na moment w ogóle przestał myśleć.
- Więc pomyślałam, że to może być niezła okazja... Ja... Profesor Snape także uznał, że to dobry pomysł.
Draco wyobraził sobie, jak opiekunka Gryfonów oświadcza się Snape’owi i zostaje przyjęta. Potem ujrzał wizję ich nocy poślubnej. A potem jego wyobraźnia zawyła, zwinęła się w kłębek i wpadła w głęboką depresję.
- Eeee... Tak... ekhem – zakaszlała elokwentnie profesor ZłamanyJęzyk. – Tak, cóż... Matki opowiadały wam pewnie o Magicznych Bocianach i Zaklęciach Kapustnych. Ale to, uh, nie do końca...
W oczach Gryfonów widniała pustka.
- ...prawda – wydusiła profesor Dysartia.
- O czym ona, do diabła, mówi? – szepnął Ron, a Granger wzruszyła ramionami.
Biedne, niewinne Gryfoniątka zdawały się być kompletnie zagubione.
Na szczęście, był z nimi Draco Malfoy. Jego umysł błądził nieco innymi ścieżkami.
„Ona mówi o seksie!” – wrzasnął.
Ten okrzyk musiał przebić się do czyjejś podświadomości, podobnie jak w przypadku Crabbe’a i Goyle’a, bo nagle jeden z obecnych zerwał się na nogi.
- Ona mówi o seksie! – wykrzyknął Chłopiec, Który Właśnie Zrobił Z Siebie Idiotę.
Gina Weasley otworzyła usta i zamarła.
Profesor McGonagall spłoniła się jak pensjonarka.
- Umm... Tak, panie Potter... Ma pan rację... Uh... proszę... usiąść...
- Czy ona naprawdę myśli, że jesteśmy nieuświadomieni? – szepnęła Hermiona do Rona, który był bliski uduszenia się ze śmiechu.
„Cóż, jesteście przecież Gryfonami” – stwierdził Draco. – „Tak czy owak, na oczy Longbottoma zadziała to niewątpliwie jak otwieracz”.
Hermiona podniosła rękę.
- Pani profesor, czy mamy robić notatki? To będzie na egzaminie?
- Ja... eeee... nie... – wymamrotała profesor TotalnieUpokorzona.
Dziewczyna dopiero zaczynała rozwijać skrzydła.
- A będzie demonstracja?
Ron zakrztusił się i spadł z krzesła.
- A ćwiczenia praktyczne? – drążyła Hermiona.
- Ja... um... omówić sprawę... zaklęcia ochronnego – wybulgotała profesor Udaję Że Tego Nie Słyszałam.
Ręka Longbottoma wystrzeliła w górę.
- To coś jak Patronus, pani profesor?
„Raczej jak anty-Parentus”** – wymruczał Draco.
- Tak... eee... Neville, ale... yyyy... trochę w innym celu... hmm... Nie. – wystękała Mistrzyni Sylabizowania.
Uczniowie zasypywali ją pytaniami.
- Powiedziała pani kondor?
- Przepraszam, byłem w łazience... różdżka, magiczny balonik... to jakieś Zaklęcie Nadmuchujące?
- Zabezpieczyć się, to znaczy użyć Protego?
Draco uznał, że moment kulminacyjny nastąpił, gdy pytanie zadała Parvati. Dziewczyna, która słuchała wszystkiego półuchem, zapytała czy takie coś (tu wykonała małą pantomimę) jest w ogóle wykonalne i czy McGonagall próbowała to robić.
Ron leżał na podłodze i słabo pokwikiwał.
Potter rumienił się za każdym razem, gdy spotykał spojrzeniem oczy zerkającej na niego Giny.
Hermiona wszystko skrzętnie notowała.
„Zaraz, zaraz...!”– zawołał olśniony jakąś myślą Draco. – „W takim razie Snape też musi...”
Ron nagle podparł się łokciem.
- Snape – sapnął, a na jego twarzy niedowierzanie mieszało się z zachwytem. – Ej, Harry... Snape!
Potter zrozumiał natychmiast.
- Nie możemy... – uśmiechnął się mefistofelicznie.
„Ależ oczywiście, że możecie” – powiedział Draco. – „Musicie!”
Hermiona, Ron i Potter wyślizgnęli się z klasy.
Oczywiście Ron zabrał ze sobą Puszka.

*

„Peleryna niewidka?!” – wymruczał Draco. – „Wiedziałem, że to nie mogły być lewitujące głowy! A zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie zostali złapani! Gryfońscy szczęściarze... peleryna niewidka...”
Hermiona, Ron i Potter musieli się mocno ścisnąć pod peleryną. Draco zastanawiał się, czy którykolwiek z chłopców ma w sobie choć szczyptę ślizgoństwa i wykorzysta tak wspaniałą okazję do obmacywania.
Wątpił w to.
Gryfoni stanęli przed wejściem do lochów i zaczęli się szeptem zastanawiać, jak wejdą do środka, nie znając hasła.
Typowo gryfońskie: nigdy nic nie planuj.
- Zmierzchnica trupia główka – próbowała Hermiona. – Heil Voldemort. Salazar Slytherin.
Draco zakaszlał.
„No, zupełnie nieźle.. ale aktualne hasło brzmi ‘Blaise Zabini to brzydal’. Właśnie jesteśmy w trakcie zmiany na coś bardziej mrocznego!” – dodał szybko.
- Blaise Zabini to brzydal – powtórzyła automatycznie Granger.
Drzwi się otworzyły.
- No, niezły strzał, Hermiono – powiedział głuPotter.
„Mam tego dość. Nikt mnie nie docenia!”
Weszli do środka i nieświadomie kierując się wskazówkami Draco, trafili od razu pokoju wspólnego Slytherinu.
Gdzie stał Snape. Jego okolona tłustymi włosami twarz płonęła intensywną czerwienią.
- Nie rozumiem profesorze – skomlał Crabbe.
- Chyba pan to źle pokazuje? – dodał żałośnie Goyle.
Potter musiał mocno przytrzymać trzęsącego się ze śmiechu Rona.
- Oczywiście, że źle to pokazuje – wymruczał Zabini.
Millicenta Bulstrode podniosła rękę.
- Profesorze?
- Tak, panno Bulstrode?
- Gryfoni też się tego uczą, tak?
- Tak, panno Bulstrode – odparł Snape znękanym tonem.
- Harry Potter też? – upewniała się dziewczyna.
- Tak, panno Bulstrode, po raz siódmy: tak.
- Mmmm... – oczy Millicenty zamgliły się pożądaniem – Łał!
Granger musiała podtrzymać osłabłego z przerażenia Pottera.
- Wracając do tematu – wycedził Snape. – Jeśli ktokolwiek ma pytania, które nie dotyczą Harry’ego Pottera... albo Draco Malfoya - to było do pana, panie Goyle...
„Bleeee!!!!”
- Tak, panie Zabini?
- A może dotyczyć Harry’ego Pottera I Draco Malfoya, sir?
„BLEEEEE!!!!!!”
- Absolutnie nie!
„Chodźmy stąd” – nalegał Draco. – „Przyszedłem tu, żeby się pośmiać, a nie żeby przeżyć traumę...”
- Profesorze, a jakby wziąć ropuchę i...
- To nielegalne panie Nott... Tak, nawet w Szwecji! Czy nikt z mojego domu nie jest zainteresowany normalnymi, zdrowymi związkami?
- Panie profesorze?
- Tak, panie Zabini?
- Co pan robi po tych zajęciach?
Z zapchanych pięścią ust rudzielca wydobył się zduszony pisk.
Potter i Granger odholowali Rona do wyjścia.

*

Następnego dnia były normalne lekcje.
W każdym razie miały być normalne.
Profesor McGonagall podeszła do katedry i wzięła do ręki książkę.
Wtedy właśnie Draco zdecydował się wprowadzić w czyn swój podstępny plan sprawdzenia umiejętności oddziaływania na czyjąś podświadomość.
„Eeej, McGonagall...“– zawołał.
- Otwórzcie podręczniki na stronie trzydziestej drugiej – powiedziała nauczycielka szorstko.
„Pamiętasz o czym wczoraj opowiadałaś tym dzieciakom?”
McGonagall lekko się zaróżowiła.
„Oni też o tym pamiętają...”
- Panno Granger, proszę otworzyć okno...
„Myślą o tym nawet teraz! Nie mogą przestać o tym myśleć! Patrzą na ciebie!”
- Na co się pan tak gapi, Longbottom? Och... Przepraszam, proszę mi wybaczyć...
„A szczególnie chłopcy” – bezlitośnie kontynuował Draco – „Znasz chłopców... Napalone, niewyżyte, nieobliczalne bestie... Uruchomiłaś zapalnik i teraz ta seks-bomba wybuchnie... Nie możesz im ufać. Nawet nie wiesz, o czym myślą nastolatki. Albo raczej, dobrze wiesz o czym myślą...”
McGonagall popatrzyła groźnie na wielce skonsternowanego Seamusa Finnegana.
„To mali, sprośni erotomani!”
- Erotomani... – wymamrotała nauczycielka, ocierając pot z czoła.
- Przepraszam, pani profesor? – powiedział Ron.
„Słyszeli cię...” – mruczał Draco. – „Hahahaha! Słyszeli cię! Chłopaki to zwierzaki!”
Profesor McGonagall wybiegła z klasy.
Wolną lekcję uczniowie spędzili bardzo miło, głównie na dopieszczaniu uroczego Puszka.
Draco rozkoszował się czułym dotykiem Granger.
W każdym razie – uśmiechnął się pod nosem – niektórzy nimi są.



Rozdział czwarty
Maskotka Gryffindoru



Wszystko zaczęło się podczas śniadania.
Draco pożądliwie patrzył na ręce Rona, który, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę Hermiony, starał się ukradkiem spełnić życzenie swego pupila, trzęsącego się z pragnienia kofeiny.
- Przestań Ron! – westchnęła dziewczyna. – Zabijesz go. Jestem pewna, że on tego nie lubi.
“Cicho bądź, kobieto” - rozkazał Draco, starając się przy okazji nie wpaść do filiżanki. - „Co ty wiesz o zabijaniu?” - powiedział lekceważąco.” - Ja to uwielbiam! To czysta rozkosz.” Dopiero po tym czuję, że żyję.”
Mmmm, kawa... Eliksir życia.
Kilka dni temu Ron zobaczył, jak doprowadzony do ostateczności Draco rzucił się na filiżankę Hermiony i usiłował wyssać resztki płynu ze znajdujących się na dnie naczynia fusów. Od tamtej pory Hermiona prowadziła ostrą kampanię antykofeinową i robiła wszystko, aby powstrzymać Rona przed wydaniem ostatniego knuta na nałóg jego ulubieńca.
„Dolej mi trochę mleka” – zażądał Draco imperiusowym tonem.
Ron uniósł kartonik z mlekiem i...
Draco wpadł do filiżanki.
Ze zdjęcia na kartonie mleka patrzył na niego... on sam. W całej swojej idealnej okazałości.
Wysoki, jasnowłosy, w eleganckiej czarnej szacie; z różdżką trzymaną niedbale w smukłych palcach; z wdzięcznie przechyloną głową i miną, która (zdaniem Draco) sprawiała, że wyglądał absolutnie zabójczo.

Co oczywiście nie było żadnym zaskoczeniem.
Ron patrzył na zdjęcie z zachwytem, którego powód wydawał się Draco oczywisty, dopóki Weasley się nie odezwał.
- Malfoy jeszcze się nie znalazł – oznajmił, jakby mówił, że właśnie został mianowany kapitanem drużyny quidditcha.
Hermiona spojrzała na zdjęcie.
- Myślałam, że jest w którejś letnich rezydencji należących do jego rodziny?
- Nie – Ron wyglądał, jakby miał zaraz wykonać dziki taniec radości. – To ojciec Malfoya powiedział Dumbledorowi, że prawdopodobnie jest w którejś z ich letnich rezydencji. Wyobraź sobie, nawet nie chciało mu się tego sprawdzać! Jak Snape to usłyszał, strasznie się wkurzył i poleciał go szukać. Ten facet zawsze potrafi popsuć mi radość, gdyby nie on, nikt by nie wiedział, że Malfoy zaginął.
Hermiona zmarszczyła nos.
- Zaginął? Tak po prostu? Nie ma go? Zniknął? Ale to już prawie trzy tygodnie!
- Najwspanialsze trzy tygodnie mojego życia – westchnął Ron z błogim uśmiechem na twarzy.
- Ale przecież mogło mu się stać coś strasznego.
- Hermiona, nie rób mi nadziei. Rozczarowanie mogłoby mnie zabić.
Hermiona wzruszyła ramionami i zajęła się jedzeniem. Draco był zszokowany taką obojętnością na jego tragiczny los.
Z drugiej strony, dlaczego miałaby się przejmować? Skoro jego ojciec...
Jest bardzo zajęty – przekonywał sam siebie. – Zawsze jest bardzo zajęty. Poza tym, tylko Mugole i robactwo takie jak Weasleyowie, rozczulają się nad dziećmi niczym Hagrid nad sklątkami. Przecież daje mi prezenty, prawda?
Uczucie to marny substytut bogactwa. Reguła 328 Kodeksu Malfoyów.
A on spędza ze mną dużo czasu. Namawia mnie, bym wstąpił do Voldemortjugend, i takie tam...
Co oznacza, że jest tak bezduszny i egocentryczny, że nie zauważyłby mojej śmierci, nawet gdyby moje zwłoki wpadły mu do herbaty.
Niech to szlag...

- Ojjjjj, Puszku, ty flejtuszku! – krzyknął Ron. – Uświniłeś sobie całe futerko kawą. Chodź, musimy cię wykąpać.
„Nie będziesz mnie kąpał, Ron! Nie! Mówię poważnie! Trzymaj ręce przy sobie!”
Hermiona ze stoickim spokojem jadła swoje jajko, podczas gdy Ron chwycił Draco w kleszczowy uścisk i obdarzył go jedną z tych swoich brutalnych, ostrych pieszczot.
Robactwo takie jak Weasleyowie...
Draco zamrugał oczami. Nie wiedzieć dlaczego, poczuł się trochę nieswojo.
Gdy Ron wynosił go z jadalni, Draco rozchmurzył się trochę na widok Lavender i Parvati.
Dziewczyny zjadły już swoje porcje zupy mlecznej, tosty namoczone w mleku, popiły to wszystko kilkoma kubkami mleka, a teraz robiły głośną rozgrzewkę do damskich zapasów, w których główną nagrodą był pusty kartonik po mleku.
Podejrzewał, że zwyciężczyni przyczepi sobie potem jego zdjęcie nad łóżkiem.

*
Ron owinął mokrego i zdegustowanego Draco w swoją koszulkę i niósł go korytarzem, gdy dość raptownie wszedł w bliski kontakt z ciałem Cho Chang.
- Eeghhumaj – powiedział. Zupełnie nie przypominało to przemowy, którą ćwiczył przedtem z Draco, niezbyt szczęśliwym z obsadzenia go w roli Cho.
Cho uśmiechnęła się, jak gdyby usłyszała wyjątkowo błyskotliwy dowcip.
- Och Ron! Nie zauważyłam cię... Właśnie cię szukałam.
„Nic dziwnego że Krukoni są tak beznadziejni w quidditchu” – stwierdził Draco. – „ Ich szukający zdecydowanie ma problemy ze wzrokiem”.
Ron odgarnął włosy z czoła w geście zakłopotania i przy okazji wsadził sobie rękę do oka.
- Achgrrrreee!
Draco przewrócił oczami.
- Ja... tak sobie pomyślałam, czy mógłbyś odprowadzić mnie do klasy? – zagadnęła Cho nieśmiało, lekko się czerwieniąc.
“Zupełnie nie wiesz jak tam dojść, prawda?” – wymruczał słodko Draco. – „A mówią że Krukoni są mądrzy”.
- Ja... eee... oczywiście. Gdzie? – wydukał Ron.
„Z taką gadką, pewnie musisz opędzać się od dziewczyn miotłą” – podsumował Draco.
Cho wsunęła swoją drobną dłoń w wielką rękę Rona, a firanki jej długich czarnych rzęs zafalowały jak pod dotknięciem Zefira. Ron głośno przełknął ślinę. Był purpurowy i jednocześnie wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- Pokażę ci.
“Niegrzeczna dziewczynka” – surowo zganił ją Draco. – „ Korytarz to nie miejsce na pokazywanie”.
- Uh... Ja... ja... świetnie – wyjąkał Ron. Nagle rumieniec podniecenia i zakłopotania zniknął z jego twarzy. – Ja.... Czekaj... Harry...
„Ona ma na imię Cho” – podpowiedział mu Draco.
- Cho... on jest moim najlepszym przyjacielem.
„Przeprosisz go, jak będziesz już miał za co!” – zawył Draco. – „Nie. Nie wierzę, że to robisz. Nie pozwolę ci na to. Nie rozumiesz, że to może być twoja jedyna szansa? Potem możesz... uff, pogrążyć się w goryczy i umrzeć ze smutku, w towarzystwie swego jedynego przyjaciela, szczura. Hmm... to mogłoby być nawet zabawne, gdybym to nie ja był tym szczurem”.
- Muszę... – zaczął żałośnie ale stanowczo Ron.
“Pocałuj ją” – rozkazał Draco.
Ronowi słowa zamarły na ustach. Zagapił się na Cho, a jego uszy nagle poczerwieniały.
Draco poczuł przypływ natchnienia.
“Wpij się w jej wargi. Otocz jej usta swoimi. Zafunduj jej amatorską tonsylektomię. Daj się ponieść uczuciom, weź ją w ramiona, spójrz jej głęboko w oczy i powiedz ‘Ty jesteś najważniejsza, do diabła z innymi’. Pocałuj ją mocno, zachłannie i... Ech, te aluzje”.
Ron pochylił się ku Cho, wyraźnie nie do końca przekonany czy to dobry pomysł; tak jakby oczekiwał, że Cho krzyknie i uderzy go w twarz... ale na twarzy miał wypisane, że bardzo, ale to bardzo chciałby to zrobić.
Cho zarumieniła się i zbliżyła do niego.
Ron zawahał się.
“No! Już! Dotknij jej!”
I Ron to zrobił.
Po krótkiej chwili zakłopotania, Ron otoczył ramionami drobną brunetkę i przygarnął ją do siebie.
Potem nastąpiła długa chwila wymownej ciszy.
“... nie mogę oddychać... zmiażdżony” – pisnął cienki głosik, którego nikt nie usłyszał. – „...umrę z braku cholernego tlenu, Weasley, ty samolubny draniu...”
Cho objęła go za szyje.
„...oczywiście, ty też tak możesz....” – dodał Draco.
Ron jęknął, a Cho zaczęła całować go za uchem.
„Drażnij...” – instruował mistrz całowania, Draco Malfoy.
Zsunęła usta na jego szyję.
„Oooo, spryciula!”
I znowu połączyli swe usta w namiętnym pocałunku.
„...zgnieciony na szczurzą papkę...” – Draco usiłował zaczerpnąć powietrza. – „... słodkie, ale... dobrze, już wystarczy, przestańcie już dzieci, czas iść na lekcje. Nie chciałbym się spóźnić, te fascynujące Magiczne Stworzenia nie będą czekać wiecznie. A przeklęte sklątki tylnowybuchowe pewnie już płaczą z tęsknoty”.
Draco zaczął w myślach błagać wszystkie siły opatrzności, aby zdarzyło się coś, co przerwie te pieszczoty.
Prawo Finagle'a – Murphy był optymistą.*
Zza rogu wyłonił się Harry Potter – Chłopiec, Który Przeżył – Fatalny Pech!
- Ron, spóźnisz się na...
„Przeklęty Finagle!” – złorzeczył wściekły Draco.
Potter zdębiał. Cho i Ron odskoczyli od siebie. Cała trójka stała wpatrując się w siebie bez słowa.
“A niech mnie, ale wpadka” – zauważył radośnie Draco.
- Eeee... Harry.... – zaczął nieskładnie Ron. – Ja wcale...
“Jej nie całował” – wyjaśnił Draco rozsądnie. - „Po prostu zgubiła coś eee... w ustach, a on pomagał jej tego szukać”.
Ron zamilkł i spochmurniał myśląc o czymś intensywnie.
- Och, nie przeszkadzajcie sobie – odezwał się Potter dziwnie piskliwym głosem. – Wyglądacie na bardzo zajętych.
Wykonał błyskawiczny w tył zwrot i odsuwając obraz, z którego pięknie wyglądała zaciekawiona Gruba Dama, wszedł do dormitoriów.
Ron popatrzył na Cho z wyrazem przerażenia malującym się na twarzy.
- O Merlinie, Cho! – krzyknął. – Zupełnie nie wiem dlaczego to zrobiłem.
„Masz do wyboru trzy odpowiedzi: a) z powodu burzy hormonalnej, b) naprawdę ci się podoba i jest dla ciebie kimś szczególnym, c) opętał cię zły, szalony szczur”.
- Chyba po prostu.... Ja... Naprawdę bardzo, bardzo mi się podobasz, ale...
“To zła odpowiedź! Ron, jesteś Najsłabszym Ogniwem! Do widzenia!” – podsumował Draco, który naoglądał się zbyt wielu teleturniejów.
- Ja... Przykro mi Ron – powiedziała Cho, obróciła się na pięcie i pobiegła korytarzem.
"Idź za dziewczyną! Za dziewczyną!” – nalegał Draco. – “Przecież nie będziesz się całował z Potterem... Bleeee... Cholerna wyobraźnia!”
Ron westchnął, spuścił głowę i wszedł do pokojów Gryffindoru.
Finagle, ty draniu!
Biorąc pod uwagę szczęście, jakie ostatnio miał Draco, wcale nie było wykluczone, że Ron nie zacznie się całować z Potterem.

*

Harry Potter, Chłopiec, Który Się Czaił, stał w pokoju wspólnym Gryfonów.
„Zobacz, czatuje na ciebie” – zauważył Draco. – „Zrobi ci scenę.”
- Słuchaj, Harry... – zaczął Ron. – Chcę cię przeprosić... to był wypadek...
- Och? Potknąłeś się i upadłeś na jej usta? – zapytał chłodno Harry. – A może ktoś rzucił na ciebie klątwę Imperiusa? Jakiś zboczeniec opętany pragnieniem ujrzenia widoku dwojga młodych ludzi w namiętnym uścisku? To pewnie jakiś nikczemny plan Voldemorta.
“Możliwe” – przytaknął szybko Draco. – “Nawet bardzo możliwe. Albo Cho spoiła go piwem kremowym zaprawionym Zapominajką”.
- Nie – wymamrotał żałośnie Ron. – Nie, posłuchaj... To nie tak. Ona naprawdę mi się podoba...
- Och, oczywiście – syknął Harry. – Tak jak podobała ci się Fleur, i Padma Patil, i Lavender, i Hermiona...
„Don Juan de Weasley” – podsumował Draco i otrząsnął się. – „Och, Merlinie, nigdy więcej takich myśli!”
- Słuchaj Harry, to że nie mam na jej punkcie świra od trzech lat, wcale nie oznacza, że mi na niej nie zależy – warknął Ron. – A to, że podoba się tobie, nie jest powodem, dla którego nie miałaby się z nikim spotykać.
- Nie – powiedział gorzko Harry – ale myślałem, że mój najlepszy przyjaciel będzie się od niej trzymał z daleka, choćby dlatego, żeby uszanować moje uczucia. Czy w ogóle pomyślałeś o mnie choć przez chwilę?
„Jak całował się z Cho?” – zdumiał się Draco. – “To by była perwersja”.
- Harry... Nie chciałem cię zranić...
Potter, Chłopiec, Który Przeżył Zawód Miłosny, nie zwracał na niego uwagi.
- Ron... ty masz wspaniałą rodzinę, jesteś szczęśliwy, masz wszystko. Nie mógłbyś zostawić choć jednej rzeczy dla mnie?
- Kobiety to nie rzeczy! – powiedział Ron, najwyraźniej nieświadomy istnienia Reguły 117 Kodeksu Malfoyów.
Harry zacisnął usta w cienką linię.
- Wiesz co, Ron? Może Malfoy miał rację, mówiąc, że nie warto się z tobą przyjaźnić.
“Nie miałem!” – wrzasnął Draco. – “Czasami sam nie wiem co mówię!”
Na Merlina, co ja mówię!?
- Nie chce mi się z tobą gadać – dokończył Harry lodowatym tonem.
- A kiedy ci się zachce? – zapytał Ron.
- Nigdy.
“Hm...” – zastanawiał się Draco. – “Czy ja wiem, Ron? Może, to i lepiej?”
- Harry, nie bądź idiotą... jutro gramy mecz ze Slytherinem...
Krótkowzroczny Potter łypnął na niego zza szkieł swoich okularów.
- W takim razie, będę się do ciebie odzywał tylko w razie absolutnej konieczności... Obrońco.
Odwrócił się i zniknął na schodach.
Ron oparł czoło o ścianę.
„Nie przejmuj się, poszło ci zupełnie nieźle” – pocieszył go Draco.

*

Następnego dnia Draco miał zbyt dużo własnych problemów, aby przejmować się Ronem.
“Siedzę na trybunach Gryfonów – złościł się – i patrzę na Malcolma - Cholernego - Baddocka, który jest szukającym zamiast mnie. Równie dobrze mógłbym być Gryfonem. Stop. Moment. Wróć. Nigdy więcej takich myśli!”
Siedzący na kolanach u Hermiony, Draco stwierdził nagle, że pieszczoty Lavender i Parvati, zajmujących miejsca obok, stają się coraz bardziej nachalne.
„Nie tak ostro, dziewczęta. Dajcie mi chwilę odetchnąć” – wymruczał Draco. – „My, Malfoyowie, jesteśmy przyzwyczajeni, że kobiety łaszą się do nas jak marcowe kotki, ale co za dużo to niezdrowo”.
- Tititi cukiereczku – gruchała Lavender. – Ty słodka, maleńka istotko.
“Jest mi niezmiernie przykro, że w dzieciństwie ktoś nieumiejętnie lewitował ciężkie przedmioty nad twoją głową”– fuknął Draco, starając się wywinąć spod jej ręki.
Aczkolwiek, nie miałby nic przeciwko gdyby Hermiona poświęciła mu nieco więcej uwagi. Była zupełnie nieobecna. Wyraźnie przejmowała się tym, co zaszło między Ronem a Chłopcem, Który Przeżył By Zatruwać Innym Życie.
- Słuchaj, Hermiona, czy to prawda, że Ron i Cho... – zaczęła Parvati, ale przerwały jej wrzaski chłopaka, który przepychał się do Hermiony.
Na szyi wisiał mu aparat, więc Draco rozpoznał go dość łatwo. To był ten Gryfon, który niedawno został oficjalnym fotografem drużyny. Nazywał się Goblin Grizzly czy jakoś tak.
- Hermiona! Hermiona! – wydzierał się. – Wezmę Puszka. Musisz tam iść i coś zrobić. To wszystko moja wina. Wspomniałem o Cho Chang i teraz Harry i Ron się tłuką. A zaraz zaczyna się mecz!
Wiadomość ta wstrząsnęła trybunami Gryffindoru. Wszyscy obecni byli bardzo poruszeni.
- Och, nie! – krzyknęła Hermiona. – I co ja mam teraz zrobić?
„Mój ślizgoński makiawelizm podpowiada mi, że powinnaś grać na zwłokę” – zasugerował Draco – „ale nie mówi mi jak to zrobić”.
- Muszę grać na zwłokę – zdecydowała Hermiona. – ale... Wiem! Puszek!
„Co? Ja? Co?”
Hermiona wstała z miejsca.
- Accio mikrofon! Accio radio!
Oba przedmioty wyrywały się z rąk zaskoczonej Millicenty Bulstrode i kołysząc się w powietrzu, popłynęły w kierunku sektora Gryffindoru.
Od jakiegoś czasu Millicenta relacjonowała mecze quidditcha, zamiast Lee Jordana. Nigdy wcześniej sprawozdania nie zawierały tak dokładnych i entuzjastycznych opisów wyglądu Harry`ego Pottera, jego ruchów i układu jego szaty przy każdym zwrocie miotły. Draco uważał, że dziewczyna ma wielki talent - była zabójczą bronią w rękach Ślizgonów.
- Panie i panowie, i ci, którzy siedzą na trybunach Slytherinu – krzyknęła Hermiona. – Ja... eee... Zanim zacznie się mecz, proszę o chwilę uwagi. Za chwilę wystąpi przed państwem... nowa maskotka Gryffindoru!
“Ty przeklęta wiedźmo!” – powiedział Draco z głębokim przekonaniem.
Teraz był w drużynie cholernych Gryfonów.
- Zatańczy dla nas Puszek, Magiczny Szczur – ogłosiła Hermiona.
„Taaaak? Jesteś pewna?” – powiedział Draco. – Nie mam zamiaru zostać członkiem drużyny Gryfonów, a już na pewno nie będę szczurzym substytutem gryfońskiej cheerleaderki”.
Wtedy Hermiona włączyła radio i nagłośniła je zaklęciem. Z radia popłynęły dźwięki jednej z piosenek Bryczesów, czy może raczej Butelsów...
To była ulubiona piosenka Draco!
“Och, ty podstępna lisico” – zagderał Draco.

Lucy in the sky with diamonds... - zawodziło radio.

No cóż, może tylko kilka kroczków... No dobra, tylko kilka machnięć ogonkiem... Ooooooch, tłum szaleje!
I zupełnie zatracił się w rytmie muzyki.
„Tak! Tak!” – krzyczał Draco, gdy skończył swój bisowy pokaz do dźwięków “Hey Jude”. – „Kochają mnie! Uwielbiają!”
Był nieco rozczarowany, kiedy drużyna Gryfonów w końcu wybiegła na boisko. Ron paradując z modnie rozciętą wargą, zatrzymał się na moment przy trybunach, żeby podziękować Hermionie i pozachwycać się Draco.
- No, mój mały mądrasku – kadził mu Ron. – Skoro jesteś teraz maskotką Gryffindoru...
“I po co te obelgi?”– powiedział sucho Draco.
- ...powinieneś latać z nami – ciągnął Ron wkładając Draco do swojej kieszeni.
- Ron nie! – zaprotestowała Hermiona.
„Ron, ty idioto, rzucę na ciebie najgorszą klątwę Malfoyów!” – skrzeczał Draco. – „Nie! Nie zrobisz tego! Nalegam, żebyś tego nie robił. Ron, zapłacisz mi za to! Ponure demony wyrecytują w mroku przekleństwa z Księgi Bólu... tylko mnie wsadź do tej kieszeni, zobaczysz gdzie cię ugryzę! Ron, jestem małym szczurkiem, jeśli spadnę rozbryzgam się na boisku...
Ron wystartował w bezmierną przestrzeń.
Jestem maskotką Gryfonów – pomyślał Draco – Rodzina mnie nie kocha. Jestem szczurem. Zaraz zginę. Cóż takiego uczyniłem, aby sobie na to zasłużyć?
Hmm, no tak, ale oprócz tego wszystkiego?



*

Panika opuściła Draco. Miał zimne łapki i było mu bardzo niewygodnie w kieszeni Rona. Do tego wszystkiego, Ślizgoni przegrywali dwadzieścia do stu osiemdziesięciu. Jedynym pocieszeniem było to, że Potter wyglądał okropnie; jego podbite oko zaczynało przybierać barwę dojrzałej śliwki.
Mmmm, zemsta ma smak czekoladowej żaby...
Kiedy Draco wystawił głowę, aby jeszcze raz nacieszyć oczy widokiem pognębionego wroga, miotła Rona podskoczyła tak gwałtownie, że o mało co całkiem nie wypadł z kieszeni.
Panika wróciła z krótkiej przerwy na papierosa.
„Ty niezdaro! Uważaj!”
Ron złapał się ręką za kieszeń, a jego miotła zaczęła wykonywać w powietrzu niebezpieczne ewolucje.
„Obie ręce na miotle albo zginiemy!” – wrzasnął Draco, kiedy świat zawirował mu przed oczami. Gdy wszystko chwilowo wróciło na swoje miejsce, Draco ujrzał, że twarz Pottera przybrała barwę popiołu, a Hermiona i chłopak z aparatem wpatrują się w Rona ze zgrozą.
Miotła przechyliła się niebezpiecznie i Ron puścił kieszeń, aby złapać stylisko i wyrównać lot.
I wtedy Draco wypadł.
Iiiii! Ja latam!” – ucieszył się niedorzecznie.
A potem dotarło do niego, że za chwilę zmieni się w Draco Malfoya, Zdumiewająco Rozpłaszczonego Szczura.
Ron krzyknął coś niezrozumiale i z zawrotną prędkością zaczął pikować w dół.
Rozległ się głuchy odgłos uderzenia.
Draco wylądował na czymś miękkim. Rudzielec idealnie wycyrklował swój upadek.
- Ron! – wrzasnęli jednocześnie przerażeni Potter i Hermiona.
A Draco, który nigdy wcześniej nie martwił się o niczyje życie, wpatrywał się ze strachem w bladą, nieruchomą twarz Rona.
„Czy on nie żyje? Och, Merlinie, czy on nie żyje?” – wydyszał.
Potter wylądował przy Ronie z takim impetem, że cudem tylko nie stał się ofiarą kolejnego wypadku. Oszołomiony Draco spojrzał na niego i zobaczył, że Harry płacze.
Nagle nawiedziła Draco irracjonalna myśl: czy kiedykolwiek w życiu, zdarzyło mu się płakać z czyjegoś powodu...?
- Rooon – zawodził Potter. – Och, Ron, przepraszam, tak bardzo mi przykro. Prooooszę, tylko nie umieraj. Nie obchodzi mnie Cho, nic mnie nie obchodzi...
Powieki Rona lekko się uniosły.
Draco poczuł falę ulgi.
- Opiekuj się Puszkiem – wycharczał chłopak, gdy pomocnicy madame Pomfrey wbiegli na boisko, żeby go zabrać.
„W porządku Ron” - powiedział Draco. – „Jestem pewien, że bardzo mocno uderzyłeś się w głowę, ale...”
- Oczywiście, oczywiście – obiecywał Harry, chwytając Draco w swoje brudne łapska. – Ron, wyjdziesz z tego... Wszystko będzie dobrze...
Możliwe. Ale nie dla Draco.
Był przeklętym szczurem, cholerną maskotką diabelskiego Gryffindoru, a teraz w dodatku znalazł się w rękach swego największego wroga...
Przyszłość malowała się w śmierciożerczych barwach.
Dorwę was, Murphy i Finagle! A kiedy dostanę was w swoje ręce, umrzecie powoli i w strasznych mękach.


Rozdział piąty
Chłopiec, Który Nie Był Właściwie Taki Zły



“Puść mnie, Potter” - zażądał Draco. - „Ty beznadziejny, kompletnie skretyniały kretynie. Przestań mnie tak ściskać i miętosić! Robisz to podejrzanie gorliwie. Ja chcę do Hermiony. Ona mnie lubi. Pozwala mi oglądać moje ulubione seriale, i słuchać muzyki, i mnie nie otruje”.
Harry Potter, bohater, który pokonał Czarnego Pana, a który nie potrafił wykonać nawet najprostszego polecenia, nadal trzymał Draco w obezwładniającym uścisku.
- Nie ufam ci – wyszeptał. – Ale zrobię to, o co prosił mnie Ron.
„Potter, twoja niewolnicza uległość w stosunku do Weasleya nie świadczy dobrze o twoim guście. A w ogóle to co z tobą, ty durny paranoiku? Nie ufasz mi? Cierpisz na manię prześladowczą? Jestem tylko malutkim, słabiutkim szczurkiem. Jakie są szanse, że kolejne zwierzątko Weasleya jest tak naprawdę złośliwym potworem?”
No, chyba żeby brać pod uwagę to, że nasikał do szuflady z bielizną Pottera.
Och, nie, wcale nie zamierzał tego zrobić. To wszystko przez jego postępujące zezwierzęcenie. Co prawda plany zemsty na Potterze, jakie snuł Voldemort były wyjątkowo żałosne, ale nawet on nie wymyśliłby nic takiego. A Malfoyowie posiadali tyle godności, że nigdy żaden z nich nie wpadłby na pomysł użycia bieliźniarki swego wroga jako toalety.
No dobrze, z wyjątkiem wuja Hannibala.
Draco usiłował odsunąć od siebie obraz Voldemorta, skradającego się do komody Pottera i sikającego na slipy Chłopca, Który Przeżył.
Podczas gdy Draco zajęty był walką ze swoją wyobraźnią, Hermiona zdążyła zejść z trybun i podbiec do nich.
- Wszystko z nim w porządku? – zapytała nerwowo.
- O, t... – zaczął Harry.
- Wygląda dobrze – oceniła Hermiona. – Och, dziubasku, nic ci się nie stało? Powiedz coś do cioci Hermionki. Tak się przestraszyłam, kiedy spadłeś!
„Mówisz do mnie, kobieto?” – oburzył się Draco.
- Mówisz do szczura, Hermiono? – oburzył się Potter.
Hermiona zarumieniła się.
- Jest taki słodki – broniła się.
„Wcale nie” – zaprotestował Draco gderliwie. – „Po prostu jestem bardzo pociągający, bo posiadam magnetyczny seksapil... no cóż, obecnie raczej zwierzęcy magnetyzm”.
- Wezmę go – zaproponowała Hermiona. – Parvati i Lavender też go ubóstwiają. Chciałabym go mieć. Poza tym, bardzo lubi telenowele.
- Nie, nie – sprzeciwił się Potter Wielki Głupek. – Ron kazał się nim opiekować i tak też się stanie.
- Ale Harry... Ja... Wydaje mi się, że Puszek za tobą nie przepada – powiedziała Hermiona niepewnie.
„Jesteś kobietą o olbrzymiej intuicji i inteligencji – poinformował ją Draco. – Twój cięty języczek doprowadza mnie do szczytu rozkoszy duchowej. A teraz, walnij tego idiotę tłuczkiem, ukryj zwłoki pod trybunami Hufflepuffu i ucieknijmy razem do twojej wieży”.
- Och, na różdżkę Merlina! Czy wyście wszyscy powariowali? Przecież to tylko szczur! – zagrzmiał Harry i runął do wyjścia unosząc ze sobą ciskającego się Draco.
Do pioruna! Czy te obelgi nigdy się nie skończą?


*

Gdy Potter wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów, Gina błyskawicznie uniosła głowę. Cóż, najmłodsza pociecha Weasleyów była jak tresowany na Pottera niuchacz. Wyczuwała jego obecność na kilometr i reagowała instynktownie.
- Cześć Harry! – powitała go radośnie i gdyby miała ogon, zapewne zaczęłaby nim merdać.
- Cześć, Ginny – odpowiedział Potter prezentując uśmiech numer 42 „Jestem morowym facetem, przyłącz się do mojego fan klubu”.
Draco otrząsnął się ze wstrętem.
Zaraz, zaraz, Gina ma imię Ginny? Cholera! Pewnie zaraz się dowiem, że bliźniacy Weasleyowie nie nazywają się Fred i Barney!
Ginny podeszła do Pottera.
- Co z Ronem? – szepnęła.
„Myślałby kto, że cię to tak interesuje” – prychnął Draco. – „Przyznaj się, że pod pozorem szeptania, chcesz się po prostu zbliżyć do Pottera. I w dodatku nie robisz tego tak jak trzeba. Jesteś dość atrakcyjną dziewczyną, jeśli komuś podobają się rude, ale chłopcy lubią wyzwania. Zagadnij go o Seamusa Finnigana”.
Ginny przechyliła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Wyjdzie z tego – odparł Harry z obłudnym uśmiechem numer 78 „Jestem zacnym chłopcem, mogę cię jakoś pocieszyć, panienko?”
Ginny uśmiechnęła się niewinnie i czarująco.
- Tak się cieszę, że Ron ma takiego przyjaciela jak ty, Harry. Jesteś taki... koleżeński. – W jej głosie wyraźnie brzmiały nuty lekceważenia. – A przy okazji, widziałeś gdzieś Seamusa? Świetnie grał, prawda? Ścigający są tacy gibcy, nie uważasz?
Oddaliła się z wdziękiem.
Draco spojrzał za nią z uznaniem.
Mądra dziewczynka. Zdolna. W niektórych Gryfonach naprawdę tkwi duży potencjał. Szkoda, że wszyscy tu są tacy drętwi. To pewnie przez to, że mieszkają na wieży. – stwierdził. – Wysokie piętro – wysoki poziom moralności.
Muszą tacy być, chcąc nie chcąc; po prostu trudniej im się wymykać na nocne eskapady, obfitujące w udane podboje miłosne. A jednak, Draco był zdumiony, że Gryfoni byli aż tak niewinni. Blaise Zabini na przykład, codziennie siał prawdziwy pogrom wśród męskiej populacji uczniów, a podczas pełni księżyca wśród żeńskiej.
Potter gapił się za Ginny z otwartymi ustami.
“Nie przejmuj się Potter” – pocieszył go Draco. – „Myślę, że Finnigan spotyka się z Lavender Brown. A jeśli nie to... ups, fatalnie ci poszło... Hehehehe”.
Oooooch, to będzie świetna zabawa.

*

“Zawsze wiedziałem, że jesteś nieznośnie nudny” – oświadczył Draco. – „Siedzisz tu, zamartwiasz się i już pięć godzin gapisz bezsensownie w okno. Wygląda na to, że jesteś nieźle zdruzgotany tym upadkiem z piedestału, ty powalony skretyniały czubku”.
Potter siedział przy oknie, trzymając w dłoniach wielką księgę. Nie otworzył jej jednak; wpatrywał się tylko w bezkresną, wyjątkowo nieciekawą pustkę.
Draco myszkował w rzeczach Pottera.
Do tej pory zdążył już porwać pelerynę niewidkę, wpełznąć pod nią i powiewając jej połami, biegać w kółko skrzecząc: „Jestem SuperDraco!”. Poza tym zrobił bałagan w skarpetkach Pottera i obejrzał zdjęcia na jego biurku.
“Matka była ruda, ta? Ginny Weasley będzie miała szczęście, jeśli to nie kompleks Edypa” – gadał sobie bez sensu. – „O, ładne zdjęcie Hermiony. I koszmarne Rona... oczy ma idealnie pod kolor włosów. Dlaczego, na Bogina, masz zdjęcie psa? Który w dodatku wygląda jak ponurak? Brrr... będę miał przez to koszmary. Ty pewnie i tak masz koszmary, nie? Że ściga cię Sam Wiesz Kto, że Śmierciożercy cię przeklinają, że Millicenta Bulstrode cię napastuje...”
Teraz Draco grzebał pod łóżkiem Pottera. Ależ ten muł był brudasem – walały się tam zmięte kawałki pergaminu; pogniecione płachty Proroka Codziennego; brudne skarpetki i kłęby kurzu. Leżało tam także strasznie uświnione zdjęcie w tanich ramkach. Draco zastanawiał się, czy to aby nie wizerunek sekretnej miłości Pottera.
Podczołgał się bliżej, rzucił okiem, zapiszczał przerażająco i wystrzelił spod łóżka, jakby go sam diabeł ściągał. Uciekając, wpadł wprost w ręce Pottera.
„Aaaaa, piekło i szatani, to straszne, to straszne, mówię ci! Coś różowego, wielkiego i makabrycznie ohydnego patrzyło na mnie obrzydliwymi świńskimi oczkami! To była jakaś piekielna locha, w potwornej peruce! To było nieludzkie! To nie człowiek! To zbyt obleśne, niedobrze mi!”
Zaskoczony Potter pogłaskał Draco (co za koszmar!).
- No już dobrze, już dobrze, Puszku. Przestraszyłeś się zdjęcia Dudleya?
„Dudley?” – zapytał podejrzliwie Draco. – „Potter, ale to nie twój kochanek? Bo jeśli tak, to słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać: stać cię na więcej. Nawet Hagrid jest lepszy!”
- Założę się, że każdy z twoich krewnych jest o niebo przystojniejszy – ciągnął Harry nieobecnym głosem.
„To twój krewny?” – wykrztusił Draco. – „Och, Potter, musisz to magicznie powiększyć i koniecznie powiesić nad stołem Gryffindoru.”
Swoją drogą, Potter miał rację. Nawet najbrzydszy z krewnych Draco był sto razy piękniejszy niż TO. Narcyza Malfoy była swego rodzaju trofeum, symbolem pięknej żony. Olśniewała swoją cudowną urodą, która to cecha była charakterystyczna dla jej rodziny. Jego niezwykle przystojny ojciec był wspaniały na ten zimno drański sposób, tak charakterystyczny dla całej jego rodziny.
Nawet wuj Hannibal był urodziwy, jeśli pominąć ten błysk szaleństwa w oczach i czerwone spodnie klauna.
- Aczkolwiek, niektórzy z moich krewnych wyglądają lepiej – kontynuował Harry otwierając książkę.
Okazało się, że to album, w którym znajdują się zdjęcia jego nieżyjących rodziców.
Bla, bla bla, skończ z tymi wspominkami, Potter, co ty jesteś, jakiś Wierzb Płaczący czy co?
Znudzony Draco miał się właśnie chyłkiem wycofać i kontynuować swoją misję wywlekania brudnych sekretów wielkiego bohatera, kiedy coś mokrego spadło mu na futerko.
Draco spojrzał w górę.
Harry Potter płakał.
O nie. Ktokolwiek był odpowiedzialny za porządek tego świata, zapewne dostał pomieszania zmysłów!
Harry Potter nie powinien płakać. Powinien szczerzyć się, jak na reklamie Magicznie Wybielającej Pasty Do Zębów, tym przyprawiającym o mdłości uśmiechem wielkiego bohatera. A przynajmniej powinien groźnie marszczyć brwi i rzucać spojrzenia mówiące: „Zwyciężę ciemną stronę mocy, a to znaczy ciebie, Malfoy”.
Absolutnie nie powinien wzruszać się, myśląc o swoich rodzicach. Powinien pławić się w blasku swojej sławy i chwały, i z rozkoszą nurzać w pochlebstwach.
Powinien to uwielbiać.
Nadal płakał.
Ku swemu wielkiemu przerażeniu, Draco poczuł, że budzi się w nim... obrzydliwe... mdlące... ściskające gardło i absolutnie nienaturalne uczucie...
Tak, jakby prawie... Och nie, Salazarze!... współczuł Potterowi.
To jasne, że ktokolwiek był odpowiedzialny za porządek na tym świecie, wziął sobie dzisiaj wolne.
Potter musiał przestać płakać. Potem on przestanie mu współczuć i świat znowu będzie normalnie szalony.
“No już, przestań, nie jest tak źle” – powiedział Draco pocieszająco. – „Uszy do góry, pierś do przodu, morda w kubeł”.
Nie wyglądało na to, żeby Potter poczuł się lepiej. Sam nie wierząc w to, co czyni, Draco zaczął się ocierać o jego rękaw.
„Pomyśl o czymś przyjemnym” – poradził mu. – „Jesteś bogaty i sławny. Jesteś ulubieńcem nauczycieli. Eeeee... Ta piersiasta, rudowłosa tygrysica ma na ciebie ochotę?”
Potter pociągnął nosem i pogłaskał Draco.
„Wiedziałem, że to zadziała”.
- Ech, ty – westchnął Harry. – Jesteś w sumie zupełnie miły, wiesz?
„Nie! I nie myśl, że mnie tym zdobędziesz. Taki bajer to my, a nie nam”.
Harry podniósł się.
- Chodź, skombinujemy dla ciebie trochę kawy.
Do diabła, teraz Potter znał jego największą słabość. No i jak miałby się temu oprzeć?
„Ty podstępny draniu!”
Niech to avada! I co teraz? Ma polubić Pottera? Cholera, pewnie niedługo poczuje pełny uwielbienia respekt w stosunku do Longbottoma.
No cóż, jeśli rekompensatą miałaby być działka kofeiny...
„Potrójne espresso dla mnie”.

*

Tym razem Ron dość szybko opuścił skrzydło szpitalne. Był zachwycony, gdy po powrocie odkrył, że stosunek Harry`ego do Puszka zmienił się tak diametralnie.
- Pewnie ma wyrzuty sumienia przez tę całą sprawę z Cho – wyszeptał do Draco.
„Nie bądź śmieszny, Weasley” – wyśmiał go Draco. – „Po prostu padł na kolana, porażony moim urokiem. Był na to skazany. To nie miało nic wspólnego z tobą, czy twoją dziewczyną”.
Ron i Cho obrzucali się z daleka ukradkowymi spojrzeniami. To był kompletny absurd! Draco przechodził do konkretów dużo szybciej i nigdy nie musiał w tym celu podejmować tak skomplikowanych zabiegów.
Ale, skoro jest się na tyle głupim, by zawracać sobie głowę emocjonalnym zaangażowaniem, trzeba ponieść tego konsekwencje. Już w wieku trzech lat Draco postanowił, że będzie unikał tych wszystkich uczuciowych bzdur i jak do tej pory, wychodziło mu to na zdrowie.
Myśli Draco zboczyły z kursu, gdy jego wzrok napotkał zbliżających się Hermionę i Harry`ego.
Zaskakujące, jak bardzo ucieszył się na ich widok.
Nagle na drodze Hermiony stanął mały chłopak. Zatoczył się i wpadł na nią tak gwałtownie, że przez chwilę nie mogła złapać tchu.
Draco rozpoznał intruza. Był to Edmund Baddock, młodszy brat Malcolma. Uczył się na pierwszym roku.
Wyglądał na wielce urażonego i bardzo zniesmaczonego, gdy Hermiona odezwała się do niego:
- Może byś tak przeprosił?
Edmund zmarszczył brwi.
- Może byś tak patrzyła gdzie idziesz... szlamo – odciął się.
Oho! - pomyślał Draco. Kiedyś Hermiona przyłożyła mu za coś takiego. Edmund Baddock był na tyle mały, że mogła go kopnąć jak mugolską piłkę. Miała wybujały temperament - czasami nie panowała nad sobą. Kto wie, co teraz zrobi...
Rozpłakała się.
Ron i Harry wzięli sprawy w swoje ręce.
Chwycili Hermionę i odholowali do pokoju wspólnego Gryffindoru. Usadzili ją na kanapie, podali chusteczki i herbatę, włożyli jej do rąk Draco i patrzyli na nią wyczekująco.
- Zabiję go, jeśli chcesz – zaproponował zrozpaczony Ron.
„Niech ktoś coś zrobi!” – denerwował się Draco. – „Znowu przecieka... uh, robię się wilgotny”.
- Co się z tobą dzieje? – wybuchnął Harry. – Przecież to zero! Jest nikim! To tylko śmierdzący Ślizgon!
Hermiona zaniosła się płaczem.
- Przestań! – krzyknęła. - Nie mów tak!
Harry, Ron i Draco przez chwilę patrzyli na nią w osłupiałym milczeniu.
- Och, Merlinie – wychlipała Hermiona. – To właśnie... To właśnie... nie widzicie... o to właśnie chodzi. To zamknięty krąg nienawiści. To się zawsze kończy tak samo, to jest jak Ku Klux Klan...
- Co?! – zawołali Draco i Ron.
- I Voldemort – ciągnęła. – I to wszystko zaczyna się właśnie tu, między ludźmi takimi jak my, w szkole. Między rówieśnikami. Dzieci bezmyślnie powtarzają słowa dorosłych, mówią „szlama” albo „śmierdzący Ślizgon”, a potem zaczynają się nienawidzić, a potem dorastają i zaczynają się zabijać i żaden z nich nie pomyśli nawet, dlaczego to robi!
Ron pomachał jej przed nosem chusteczką w taki sposób, w jaki prawdopodobnie jego matka machała łyżeczką zupki, przed nosem małego dziecka, mówiąc „Ciuch, ciuch, ciuchcia jedzie!”
- Ten dzieciak mnie nie posłucha. – Hermiona pociągnęła nosem. – I założę się, że jego rówieśnicy z innych domów też go znienawidzą i będą go przezywali. On też będzie ich nienawidził i będzie im oddawał, tak jak my zawsze nie cierpieliśmy Malfoya i jego przyjaciół, podobnie jak wszyscy Gryfoni ich nie znoszą.
“Nie tak prędko” – zaoponował Draco. – „Połowa Gryfonów wyraźnie mnie pożąda, nie pamiętasz? Raczej wątpię, czy chcieliby mnie zakuć w łańcuchy i biczować... chyba że są jeszcze bardziej wynaturzeni niż myślałem”.
- Ale Malfoy to wrzód na dupie! – zaprotestował Ron.
„Wielkie dzięki”.
- Widzicie? – jęknęła Hermiona. – Nienawidzimy się. I do czego nas to doprowadzi? Zaczyna się od głupich dzieciaków, które powtarzają wszystko jak papugi, a my nie zwracamy im uwagi, że to źle, nie dajemy dobrego przykładu, będziemy się tak nawzajem nienawidzić i skończy się to rozlewem krwi. Sam mówiłeś Harry, że to od Hagrida usłyszałeś, że Slytherin jest gorszy od innych domów, i że Malfoyowie są źli.
„Wiesz, nie jest obiektywny, od czasu, kiedy zdarzył się ten mały wypadek, w który byli zamieszani jego pies i wuj Hannibal. Och, i odkąd mój ojciec wsadził go do Azkabanu”.
Hermiona była bardzo blada. Wyglądała, jakby jej było niedobrze.
- Nigdy nie próbowaliśmy go przekonać, prawda? Wściekamy się, że ktoś ma inne poglądy, mówimy, że są złe, a nigdy nie przyjrzeliśmy się sobie... jesteśmy siebie warci.
- Nigdy nie zaczynaliśmy z Malfoyem, to on zaczął! – bronił się Harry.
- Ale też nigdy tego nie zakończyliśmy! – wrzasnęła Hermiona. – To nie tak, że lubię Ślizgonów, uważam, że to beznadziejne dupki, ale czy to wszystko będzie wiecznie trwać? Czy nie znajdzie się nikt, zupełnie nikt, kto mógłby dowieść, że... że...
Hermiona ukryła twarz w dłoniach.
- Nie wierzę, że oni wszyscy są źli – szepnęła. – Może jest wśród nich ktoś, kto zastanowi się nad tym, czy mugolaki to naprawdę hołota. Och, czy nie ma sposobu, aby przerwać ten przeklęty krąg nienawiści?
Niewiele jest osób, które to w ogóle obchodzi - pomyślał Draco. - Ale Hermiona jest mądra. Hermiona widzi rzeczy, których inni nie dostrzegają, stara się uczynić świat lepszym i... niektóre jej argumenty były przekonywujące.
- Przestaliśmy już nawet postrzegać siebie jako ludzi – westchnęła znużona. – Czy choćby jeden Ślizgon, z całej szkoły, przejąłby się widząc, że płaczę?
„Ja”- powiedział Draco.
A niech mnie cholera!
Był w większych tarapatach niż sądził.



Rozdział szósty
Pierwsze pocałunki




Ron musiał wrócić do skrzydła szpitalnego na badania kontrolne, więc Harry zabrał Draco i poszli go odwiedzić.
- Jak się masz, kumplu? - zapytał Ron, drapiąc Draco za uszami.
I pomyśleć, że nadszedł taki dzień, kiedy mu to nie przeszkadzało...
„Och, wiesz jak jest” – odparł Draco. – „Ten tutaj wymaga stałej opieki, co chwilę rozbija sobie okulary, zapomina się uczesać, i nie ma telewizora. Tak ogólnie to nieźle sobie radzimy, ale ulży mi, kiedy w końcu wrócisz i przejmiesz nad nim nadzór”.
- Bardzo o niego dbam – zapewnił Harry.
„Jeśli o mnie dbasz, jako mu powiadasz, to czemu, kretynie, kofeiny mi odmawiasz” – wymamrotał Draco, wyraźnie rozgoryczony.
- I... słuchaj – dodał Harry z zakłopotaniem. – Myślałem o... Cho.
„I doszedłem do pewnych wniosków: komu ona w ogóle potrzebna? Chodź, pobaraszkujemy na tym łóżku, moja ty wspaniała rudowłosa gorąca laleczko”.
Obserwowanie min, które robili, wierząc, że sami myślą o takich rzeczach, było fantastyczną zabawą.
Tak, był wredny. Był geniuszem zła.
- Miałem na jej punkcie świra – tłumaczył się Harry. – Ale nie można kogoś zmusić do miłości. Chcę tylko, żeby Cho była szczęśliwa. I chcę, żebyś ty też był szczęśliwy. Kiedy zobaczyłem jak leżysz tam na ziemi, nagle... wszystko zrozumiałem. Jeśli oboje tego pragniecie, to powinniście być razem. Ja... Ja nigdy nie chciałem stanąć ci na drodze do szczęścia. Jesteśmy przecież najlepszymi przyjaciółmi, prawda? I nic tego nie zmieni.
„Tak, tak, a teraz przyjacielski, „Hej! Wygraliśmy W Quidditcha”, uścisk dwóch heteryków*”.
Draco zastanawiał się, czy Gryfoni mają jakieś swoje własne, zbereźne myśli, czy też może jedyne tego rodzaju wywoływał w nich ten cyniczny, wewnętrzny Ślizgon.
- Harry... – zaczął Ron i zarumienił się. Widocznie krępowała go rozmowa z wieloletnim przyjacielem na temat dziewczyn.
Od cnoty Gryfonów, kretynizmu Puchonów i wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów, chroń nas Slytherinie.
Słynna modlitwa Ślizgonów.
- Harry, nigdy nie zamierzałem cię skrzywdzić...
Harry dotknął ramienia Rona.
- Wiem, Ron. Właśnie dlatego. Właśnie dlatego.
Nagle otworzyły się drzwi i do Sali weszła Cho. W rękach trzymała wielki bukiet kwiatów.
Gdy zobaczyła Harry`ego, zaczerwieniła się jak poinsecja, którą niosła. Harry natomiast, uśmiechnął się do niej.
Cholera – pomyślał Draco. – Gryfonistyczna propaganda nie kłamała. Ci dranie są naprawdę odważni, szlachetni i dobrzy. W czym tkwi haczyk?
- Właśnie skończyliśmy – powiedział spokojnie Harry. – Cieszę się, że cię widzę, Cho... chociaż sądzę, że Ron cieszy się jeszcze bardziej.
Prawie udało mu się zażartować. Cho chyba poczuła ulgę... choć nadal była nieco zakłopotana.
Ron aż drżał z emocji.
- Cóż, w takim razie pójdziemy już... – ciągnął Harry, zabierając Draco i powoli się wycofując.
„Zostaw mnie, ty pacanie! Nie widziałeś go nigdy z dziewczyną, on mnie potrzebuje!”
Harry wybrał akurat ten moment, aby go nie słuchać. Przeklęci Gryfoni.
Gdy wychodzili, Draco ujrzał jeszcze, jak Cho siada na posłaniu Rona.
„A zresztą, nieważne. Chang ma teraz dokładnie to, czego chciała – bezbronnego Rona w łóżku. Dobrze, że ci z nią nie wyszło, Potter... wygląda na bardzo wymagającą i zaborczą. Ron sobie poradzi... jest duży... wiesz...”
Harry potrzasnął głową, jakby chciał odpędzić dręczące go myśli.
Draco był prawie wzruszony, gdy ujrzał zbierające się w jego oczach łzy.
Co oczywiście nie znaczyło, że gdyby nie był tak zezwierzęcony, Draco nie zagrałby głównej roli w burlesce pod tytułem „Harry Potter - Chłopiec, Który Przegrał Miłość”.
„Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś” – tłumaczył Draco łagodnie. – „Chodziło mi o to, że potrzebujesz czegoś mniej absorbującego, no wiesz, czegoś młodego, uroczego i... rudowłosego”.
No nie, jakim cudem Gryfonom radzili sobie ze swoim życiem miłosnym, gdy go przy nich nie było?
Och, zaraz, przecież to Gryfoni. Oni nie mają żadnego...
W pokoju wspólnym siedziały Ginny i Hermiona. Draco spokojnie mógł powiedzieć, że obie były śliczne, bo i tak nikt nie słyszał tego, co mówi. Opowiadały coś sobie i chichotały. Wyglądały przy tym tak niewinnie... Draco rzadko miał okazję oglądać takie widoki w lochach.
To była całkiem przyjemna... odmiana.
- Hej, dziewczyny – zwrócił się do nich Harry. – Jeśli chcecie odwiedzić Rona, dajcie mu pięć minut.
„To wstrętne insynuacje, Potter!” – oburzył się Draco. – „Dajcie mu przynajmniej dziesięć”.
- Cho u niego jest – wyjaśnił Harry.
Hermiona natychmiast bardzo się przejęła. Draco uważał, że jest zbyt miła, żeby wyszło jej to na zdrowie.
- Um... Harry, jak się czujesz? – zapytała ostrożnie.
“Właściwie to dobrze. Zaskakująco wspaniale. Znaczące spojrzenie w stronę Ginny”.
- Właściwie to dobrze. Zaskakująco wspaniale – powtórzył Harry, patrząc wymownie na Ginny.
A potem, zdumiony, usiłował spojrzeć na własne usta.
“Och, jestem boski!” – pochwalił się Draco.
- Och jestem... - Harry powstrzymał się w ostatniej chwili.
Ginny obrzuciła go nieufnym, pełnym zachwytu spojrzeniem. Hermiona najwyraźniej rozważała, czy nie powinna się niepostrzeżenie wycofać.
Zakłopotany Harry zupełnie przypadkiem wziął straszliwy odwet. Chciał zabłysnąć dowcipem i w żartobliwy sposób rozładować napięcie, wrzucił więc Draco Hermionie pod szatę.
- Aaaaaa!!!!
“Aaaaa!!! Potter, ty debilu, zabiję cię!” – wydarł się Draco. – „Ciemność, widzę ciemność! Ciemność widzę!”
Draco był oszołomiony. Nie mógł znaleźć drogi do wyjścia. Zaraz, to rękaw?... nie, to raczej jakaś tasiemka... cholera, a cóż to za pagórek po którym się zsuwa...? Wow, wow, co to było?
Ach..
ACH!
“Albo raczej cię ozłocę”.
Oj, chwileczkę, był przecież Malfoyem, a takie podstępne chwyty były...
Tak, bardzo w ich stylu, ale...
Hermiona nie ma pojęcia, że... a wykorzystywanie nieświadomych kobiet jest...
No dobrze, bardzo powszechną praktyką wśród Ślizgonów, ale...
Och, do licha, ci cholerni Gryfoni są zaraźliwi albo coś...
„Potter? Jestem w lewej miseczce. Wydostań mnie stąd”.
Draco dość szybko uświadomił sobie konsekwencje własnego żądania. Kiedy Harry usiłował spełnić rozkaz, zszokowana Hermiona zaczęła piszczeć.
Draco nie mógł powstrzymać chichotu.
- Harry! – krzyknęły obie dziewczyny.
- Ja... uh... ach...
Draco absolutnie nie podobał się ten idiotyczny ton w głosie Pottera. Jeśli lekarstwem na miłość do Cho miała być Hermiona to...
Cóż, po prostu nie w porządku, to wszystko. Był dla niej za... niski. Wyglądaliby śmiesznie.
Przecież to nie Draco ustalał zasady...
“Łapy precz, Potter. Weasley, weź sprawy w swoje ręce...”
W końcu Draco został wyplątany. Hermiona i Harry byli purpurowi.
- Muszę iść eeee... po książkę... – oświadczyła nagle Hermiona i ulotniła się.
- Powinniśmy na nią poczekać? – zastanowił się Harry.
„Nie, nie. Ona lubi ksiązki. Nigdy nie ma ich dość. Prawdopodobnie właśnie przegapiasz szczególny moment!” – powiedział Draco z naciskiem.
Już on przypieczętuje tę sprawę z Ginny i Harrym.
Draco Malfoy, najsprytniejszy swat we wsi.
Och, no cóż, trzeba jakoś przecież wypełnić te nudne godziny pomiędzy zwiedzaniem wnętrz damskiej bielizny...
„No, sprawa Chłopca, Który Miał Długie Ręce, rozwiązana” – stwierdził Draco.
- No, sprawa Chłopca, Który Miał Długie Ręce, rozwiązana – powtórzyła Ginny i uśmiechnęła się bezczelnie.
Draco był trochę zaskoczony.
Był także trochę pod wrażeniem.
No, no... nigdy nie ufaj rudym, zawsze mogą cię zaskoczyć.
- Właściwie to muszę iść do pokoju, po płaszcz – oznajmiła Ginny.
- Och, odprowadzę cię – zaofiarował się Harry.
Nie proponował, że odprowadzi Hermionę. Barrrdzo interresujące!
Wewnętrzny erometr ciśnienia seksosferycznego, który Draco odziedziczył po swoich przodkach, wilach, wskazywał na nadciąganie wyżu erotycznego.
Bardzo możliwe, że pozostawieni samym sobie Harry i Ginny, mogliby dojść do sedna sprawy po jakichś kilkunastu latach przyjaźni, logopatii, nigdy-głośnego-nie-wspominania niespodziewanych spotkań pod jemiołą, przypadkowego deptania sobie po piętach; po okropnie niezręcznych zaręczynach; i po obowiązkowym ślubie w bieli.
Draco zamierzał po prostu nieco przyspieszyć ten cały proces.
W iście ślizgońskim stylu.

*

- No więc, jesteś załamany po tej sprawie z Cho?
„Wielkie dzięki, ty skrząca niedomówieniami mistrzyni suspensu” – podziękował Draco. –„Barrrdzo ułatwiasz mi sprawę. A już myślałem, że jesteś wystarczająco niegryfońskopodobna, by posiadać hormony”.
Harry Potter, Chłopiec, Który Zawsze Był W Centrum Uwagi, z zakłopotaniem zmarszczył brwi i spuścił oczy.
- No... Przecież mówiłem, że wszystko jest OK, i tak właśnie jest – odparł krótko.
“Och, i to wszystko?” – zaskrzeczał Draco. – „I ja mam z czymś takim pracować? Ty tchórzem podszyty cholerny tchórzu – zapomnij!”
Sądząc po minie, Ginny myślała dokładnie o tym samym.
Draco kombinował jak oszalały.
“Dobra, mam pomysł. Może to było tylko zwykłe zauroczenie. Powiedz to! Powiedz!”
- Może... – Harry zaciął się na koszmarnie długą chwilę.
Ooooch, wyglądał przy tym tak aseksualnie, jak Chłopiec, Który Powstał Przez Pączkowanie.
- Może to było tylko zwykłe zauroczenie – dokończył Harry.
„Tak! Tak! Potter, jesteś wspaniały!”
Na Merlina, MUSI uciec od tych Gryfonów, bo inaczej nie gwarantuje, że nie przyłączy się do potterystycznego fanklubu.
Nie. Draco poprzysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie, wybierze honorową śmierć przez samobójstwo.
„Spróbuj tak” – zasugerował. – „Szukałem miłości... ale zaczynam podejrzewać, że szukałem jej nie tam gdzie trzeba”.
Draco zdawał sobie sprawę, że to jest nieprawdopodobnie ckliwe, ale dziewczyny łykały takie kawałki.
Poza tym, Harry Bohaterski Potter i tak nie zmiażdżyłby Ginny w namiętnym uścisku i nie wydyszał jej do ucha: “Jeśli mam na coś ochotę, po prostu to biorę – na podłodze jeśli trzeba – ty gorąca, seksowna tygrysico.”
Zresztą – pomyślał Draco dumnie – to i tak działa tylko w moim przypadku.
- Szukałem miłości, ale zaczynam podejrzewać, że szukałem jej nie tam gdzie trzeba.
Oczy Harry`ego błyszczały, gdy to mówił. Zupełnie jakby... Zaczynał w to wierzyć.
Nie no, tu nie było miejsca na szczerość! Draco próbował uwieść kogoś czyimiś ustami i nie życzył sobie dodatkowych komplikacji!
Jak na przykład przesadnie zaangażowanego Harry`ego.
Jednak wyglądało na to, że Ginny też to kupiła. No, przynajmniej tyle dobrego.
- Och, Harry – wyszeptała.
- Tak Ginny? – zapytał Chłopiec, Który Ostatecznie Może Jednak Nie Był Gejem, pochylając się ku niej.
Och, dzięki ci Merlinie! – pomyślał Draco. – Nareszcie!
- To sypialnia dziewcząt – odparła Ginny, uchylając się i zamknęła mu drzwi przed nosem.
Wredny, zły rudzielec.
Draco naprawdę był pod wrażeniem. Zaczynał się nawet zastanawiać, czy ta dziewczyna nie jest za dobra dla Pottera.
Oczywiście, inną opcją była Hermiona.
„Do dzieła, bracie!” – zakomenderował Draco. – „Kończ waść! Wstydu oszczędź! Jesteś facetem czy c... dobra, nie mieszajmy w to niczego, co ma futerko. Rusz tyłek, albo w końcu Finnigan świśnie ci dziewczynę sprzed... nosa”.
Harrym wyraźnie targały sprzeczne uczucia. Prawdopodobnie wślizgiwanie się do żeńskich dormitoriów było czynem niezgodnym z gryfońskim etosem.
Draco nawet podobały się sypialnie Ślizgonek. Krukońskie też były niczego sobie.
„Może się przebiera?” – zasugerował.
Harry przezornie odsunął się od drzwi.
Może jednak Draco zbyt pochopnie założył, że ten chłopak interesuje się kobietami.
Naprawdę, gdyby Tiara Przydziału była na tyle pogięta, żeby skierować Draco do Gryffindoru, zapewne uciekłby stąd z wrzaskiem, gubiąc po drodze rozum.
W ciągu sześciu lat nie zaliczyć żadnej... Trzeba skończyć z tymi rycerskimi obyczajami.
Za drzwiami rozległ się głośny rumor.
Dzięki Salazarowi! – pomyślał Draco, gdy Harry wtargnął do środka.
Ginny Weasley, nieco speszona, stała przed swoją garderobą. Połowa zawartości szafy leżała na podłodze.
No tak, Ron nie posiadał monopolu na Weasleyowską niezdarność. Potykanie się o wystające korzenie, lawiny różnych rzeczy wypadające z każdego schowka...
Nie ma czasu na załamywanie rąk nad pechowymi genami Weasleyów! Do ataku! Zniewalać! Uwodzić! Bałamucić!
- Ja... myślałem, że znajdujesz się w jakimś niebezpieczeństwie – wydukał Harry.
- I przybyłeś mi na ratunek... – dokończyła Ginny w upojeniu.
- Jeśli byłabyś w potrzebie – głos Harry`ego słabł z każdą chwilą, gdy Ginny się do niego zbliżała. – Na... Na pewno przyszedłbym ci z pomocą...
- Naprawdę? – szepnęła Ginny.
„No już!” – denerwował się Draco. – „A może mam ci to przeliterować? Ona na to czeka! Pocałuj ją! P jak Patil, O jak Oliver Wood...”
Draco zawsze później podejrzewał, że to Ginny wykonała pierwszy ruch.
Nie żeby Harry dobrze się nie bawił.
„Teraz nareszcie do czegoś dochodzimy! Grzeczne dzieci” – pochwalił ich Draco. –„Wspaniale. Sam nie zrobiłbym tego... No dobra, kłamałem, ja zrobiłbym to o niebo lepiej, ale dziewczyna wydaje się być zadowolona”.
Harry oderwał się na moment od ust Ginny.
- To czego szukałem... – wyszeptał – było chyba dużo bliżej, niż myślałem...
Ja nie miałem nic wspólnego z tą ostatnią, straszliwie ckliwą wypowiedzią[i/] – pomyślał Draco. – [i]Sam to wymyślił.
Może jest naturszczykiem.
Na szczęście Ginny szybko zamknęła mu usta.
Chwilę później, Draco zaczął się niecierpliwić.
„Dobrze.... dobrze, myślę, że na razie starczy tego dobrego, prawda?”
Ani Ginny, ani Harry nie zwracali na niego uwagi.
„Macie teraz lekcje!” – wrzasnął. – “Edukacja to podstawa! Wiedza to potęga!”
Żadne z nich się nie poruszyło, a okulary Harry’ego zaczynały bardzo szybko pokrywać się mgłą.
„Och, lepiej przenieście się do jakiegoś sypialni” – poradził Draco subtelnie. – „Zaraz, przecież to właśnie jest sypialnia. A niech to!”
Hermiona wybrała najlepszy moment, aby wkroczyć do pokoju.
- Wydawało mi się, że słyszałam... Och! Ohmrnie! Przepraszam!
Draco zastanawiał się, dlaczego do cholery wszyscy czepiają się jej włosów. Miała piękne włosy! Wspaniałe włosy! Dzięki nim wyglądała jak szatyński promyk słońca, gdy wpadła do środka!
No dobrze, ten histeryczny bełkot był prawdopodobnie wynikiem nagłego odprężenia po chwilach olbrzymiego napięcia.

*

Symultaniczne niemalże połączenie Rona z Cho i Harry`ego z Ginny, wywołało wybuch czegoś dalece bardziej przerażającego i obrzydliwego niż to, co Draco mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Gryfońska Przedwalentynkowa Parada Miłości.
Sześć lat tłumienia hormonów, rzucania nieśmiałych uśmiechów w stronę obiektów swoich westchnień, obyczajnego i cnotliwego zachowania - to wszystko, musiało znaleźć jakieś ujście. I w końcu eksplodowało.
Jednakże, była to specyficzna gryfońska eksplozja. Draco mógłby znieść namiętne pocałunki i obściskiwania.
Ale kiedy wszyscy zaczęli przytrzymywać drzwi swoim wybrankom, kiedy zaczęli robić kartki świąteczne, przy których Słynna Walentynkowa Kartka Ginny Weasley mogła się schować, kiedy Harry z ogniem w oczach ofiarował Ginny kwiaty... to był horror!
Lavender i Seamus wyszli z komórki i błyskawicznie zamknęli się w niej z powrotem.
Dość wymowne.
Szczególnie, jeśli brać pod uwagę hałasy, które zaraz zaczęły stamtąd dobiegać.
Ron z Cho i Ginny z Harrym trzymali się za ręce i uśmiechali z rozmarzeniem, a sensacje wybuchały wokół nich niczym bomby. Wyglądało na to, że Dean Thomas umawiał się z obiema bliźniaczkami Patil i był chyba nieco przytłoczony nadmiarem uczuć.
Pojawiły się nawet plotki o Colinie Creevey i Blaise Zabinim, ale Draco stwierdził, że to chore.
Kiedy Neville zaczął interesować się Hermioną, miarka się przebrała.
Draco był pewien, że więcej nie zdzierży.
Na szczęście, Hermiona wydawała się opierać temu szalejącemu huraganowi hormonów. Nie była tym wszystkim szczególnie zachwycona i spoglądała na przyjaciół z odrobiną politowania. Wokół niej ludzie chichotali, szeptali coś do siebie i obmacywali się, a ona przeważnie czytała coś w pokoju wspólnym Gryffindoru, głaszcząc siedzącego jej na kolanach Draco.
Draco uznał, że to bardzo dojrzałe zachowanie.
- Więc eee.... Hermiono – odezwał się Neville – lubisz gwiazdy, prawda?
“Nie, nie lubi. Spływaj”.
- Owszem – odpowiedziała Hermiona zamiast tego. – A co?
Draco wolał swoją wersję.
- Tak sobie pomyślałem, że... może eee... moglibyśmy popatrzeć na nie z Wieży Astronomicznej?
Nagle cała uwaga obecnych skupiła się na nich.
„Wieża Astronomiczna!” – zawył Draco oburzony. – „ Ty...! To siedlisko grzechu, to gniazdo rozpusty, to teren Blaise Zabiniego! Ona nie jest TAKA!”
Hermiona uśmiechnęła się.
Nie powinna się TAK uśmiechać do Longbottoma.
A na dodatek go nie kopnęła!
To było złe posunięcie – pomyślał Draco. – I mogło zostać źle odczytane...
- Jestem trochę zmęczona, Neville – odparła. – Chyba się położę. Może innym razem.
„Tak, kiedy piekło zamarznie, a wszystkie małe demoniczki zaczną ramię w ramię jeździć na łyżwach, kręcąc ósemki do dźwięków pieprzonej harmonii sfer”.
- Ron, mogę wziąć ze sobą Puszka? – kontynuowała Hermiona.
Ron oderwał się od bardzo trudnego zadania, jakim było pisanie kolejnego listu do Cho.
- Hm? Ach tak, oczywiście, dobrze.
„Prawie nie zwracasz na mnie uwagi, odkąd pojawiła się ta Chang” – zganił go Draco surowo. – „Musisz się bardziej starać, bo inaczej opuszczę cię i zamieszkam z Hermioną. Zobaczysz, potem będziesz żałował. A masz jeszcze zadanie z Eliksirów do napisania, wiesz?”
Niemniej jednak był bardzo zadowolony, kiedy Hermiona zabrała go na górę. Hermiona miała radio i telewizor.
Włączyła radio i weszła do łóżka, układając Draco na poduszce. Jej włosy, cokolwiek inni by o nich nie mówili, pięknie pachniały i były jedwabiście miękkie.
Hermiona, która wcale nie wyglądała na śpiącą, zamyśliła się i zaczęła głaskać Draco.
- To nie to, że jestem zazdrosna – odezwała się. – Bardzo się cieszę, że są szczęśliwi. Naprawdę.
”I cóż powiem w tej ciszy: że kocham
pył zostanie ze skrzydeł motyla...”
- grało cicho Radio.
- Ja tylko... też chciałabym być szczęśliwa – wyszeptała Hermiona. – Wiem co wszyscy mówią: Hermiona Granger, dziewczyna, którą bardziej interesują książki niż chłopcy.
„Ale książki też mogą być fajne” – wtrącił Draco entuzjastycznie. – „Jest taka szczególna półka, w Dziale Ksiąg Zakazanych i tam... eeee... zapomnij. To był tylko sen. I właściwie nie mój, tylko Zabiniego. A w ogóle to lepiej zejdźmy z tego tematu”.
- A ja kocham książki, ale... jestem żywym człowiekiem. Wiktor był słodki...
„Jeśli lubi się facetów, którzy chodzą jak KACZKI! On w ogóle jest bardziej ptakiem niż człowiekiem”.
- Ale nie byłam nim zainteresowana w ten sposób. A Ron, cóż, kocham Rona, oczywiście, ale on jest taki nieprzewidywalny, i potrafi być taki zazdrosny. Nie podobało mu się, że nadal pisujemy do siebie z Wiktorem. Nie mógł się z tym pogodzić.
„Nikt nie powinien...” – uspokajał ją Draco. - „Zaraz, co?! Nadal pisujecie do siebie z tym kaczym kuprem? Czyś ty zgłupiała kobieto?!”
„I znów będą wieczory samotne
i znów będzie ptak gadał dziwaczny...”

- Lubię Neville’a, ale szczerze mówiąc... Wiem, że nie jestem zbyt ładna, ale... Czy naprawdę nie ma nikogo, kto... Ja po prostu... chciałabym kogoś mieć.
„Zrywać kwiaty znów będą czyjeś ręce
w oczach które pokochać pragnąłem...”

Draco spojrzał na Hermionę. Leżała przytulona do poduszki. Patrzył na jej słodką, owalną, smutną twarz, na ciepłe błyski w jej brązowych, półprzymkniętych oczach. Nawet jeżeli była nieszczęśliwa, wciąż była dobrą dziewczyną i bardzo ładną, i inteligentną, no i może trochę zbyt niewinną.
Sprzeczała się o Numerologię, stworzyła ten ruch ochrony skrzatów, chociaż nikt inny się nimi nie przejmował, złościła się i właściwie nawet go uderzyła z powodu jakiegoś głupiego zwierzaka, płakała przez Edmunda-Cholernego-Baddocka i miała takie delikatne ręce.
I... było coś jeszcze...
Och, wielki Merlinie.
„A te cienie któż zmyje sprzed oczu ...”
“Masz mnie” – wyszeptał Draco. – “Jeśli... Jeśli tylko zechcesz”.
Hermiona uśmiechała się łagodnie w przyćmionym świetle lampki.
- No cóż, mam ciebie, prawda, Puszku?
Zasnęła, oddychała głęboko, miarowo i och... jej oddech brzmiał tak spokojnie wśród nocnej ciszy pokoju.
„Na to wygląda” – powiedział do siebie poruszony Draco, wpatrując się bezmyślnie w ciemność.

„Twoje usta rzeźbione są zmierzchem
„Księżyc zaszedł za oczy bezdźwięcznie...”**


*

Na nieszczęście, Gryfońskie Bachanalia miały daleko większy zasięg i dużo poważniejsze konsekwencje. Nie ograniczyły się tylko do tego, że wszyscy zostali w szkole, chcąc spędzić święta ze swoimi misiami-pysiami i iść na Bal Bożonarodzeniowy. Dumbledore starał się dostarczać swoim uczniom coraz tonowych rozrywek, więc Impreza odbywała się corocznie, od wznowienia rozgrywek Turnieju Trójmagicznego.
W każdym razie, stały się przyczyną kłopotów, z jakimi musiał zmierzyć się Draco.
Ronowi nagle przyszło do głowy, że Draco czuje się samotny, więc postanowił zeswatać go ze szczurzycą Hanny Abbot!
Puchońska szczurzyca! To nieludzkie!
Wstrętna, brązowa, pospolita, zezwierzęcona szczurzyca.
Która miała straszną ochotę na Draco.
Draco nie mógł jej za to winić, ale było to absolutnie niemożliwe - Malfoyowie byli bardzo wybredni. Jeśli jednak szczurzyca chciała jednego z nich, powinna wyglądać u swoich drzwi wujka Hannibala.
Bleeeee.
Draco długo nie mógł zapomnieć tych chwil, gdy czując na plecach gorący oddech szczurzycy, pędził po podłodze w szaleńczych podskokach, krzycząc: „Pomóż mi Weasley, ty stuknięty szajbusie!” i jak w rozpaczliwej próbie ucieczki usiłował wskoczyć Longbottomowi do łóżka.
Tylko interwencja Rona powstrzymała Draco przed wrzaśnięciem “Żegnaj okrutny świecie” i rzuceniem się z Wieży Gryffindoru.
Cała ta żałosna sprawa miała jednak swoją dobrą stronę. Longbottom był tak oczarowany Hanną, że nawet właśnie teraz był w trakcie pisania do niej listu miłosnego.
Longbottom i Puchonka!
Niech ktoś pomyśli, co może się z tego urodzić!
Draco rozciągnął się wygodnie na kolanach Hermiony i doszedł do wniosku, że w sumie to nie jego problem. Hermiona siedziała przy ogniu, trzymając w zasięgu jego pyszczka filiżankę z kawą, którą co jakiś czas go częstowała. Harry czasami wyciągał rękę i drapał go za uszami.
Ron siedział pogrążony w pracy nad pisaniem zadania z eliksirów. Dzięki Draco, który co jakiś czas zaglądał mu przez ramię i szeptał do ucha podpowiedzi, szło mu bardzo szybko.
- Zaczynam to łapać! Naprawdę, zaczynam to łapać! – krzyczał triumfalnie Ron w przerwach pomiędzy pisaniem.
Pozostawało mu tylko współczuć.
Ale Draco zaczął znacznie bardziej współczuć sobie, kiedy odkrył, że skończyła się kawa i grozi mu hypokofemia. Wystarczyło jednak jedno słowo, a wyjątkowo podatny na sugestię Longbottom błyskawicznie rozwiązał ten problem
- Ahahahaha! Wszyscy nieświadomie jesteście moimi niewolnikami” – zarechotał Draco, sącząc świeżą porcję kawy.
Na obliczu opiekającego nad ogniem kromkę chleba Harry`ego ukazał się nieświadomy uśmiech. Podobny pojawił się na twarzy zaczytanej Hermiony.
Było tak ciepło i... okropnie oczywiście, ale naprawdę, tak... przytulnie.
Pokój wspólny Slytherinu był inny.
Draco ziewnął. Ron zerwał się od stołu.
- Puszek jest wykończony. Zresztą ja też. Idziemy do łóżka.
“Nie możesz się doczekać, żeby być ze mną sam na sam Weasley” – ponuro skwitował Draco.
- Ooooo, ja go dzisiaj wezmę, Ron – sprzeciwiła się Hermiona.
- Ciągle go bierzesz! – narzekał Harry. – To ja się nim opiekowałem, kiedy Ron był chory. Mnie też lubi, wiesz?
„No, dalej! Pobijcie się o mnie” - zagrzewał ich Draco. - „Poczuję się wtedy taki wyjątkowy!”
- Przepraszam, ale to mój szczur! – stwierdził Ron w myśl przysłowia „mówiły jaskółki, że niedobre są spółki” i opuścił pokój, triumfalnie unosząc Draco.
Draco znowu ziewnął. To nie były w sumie... złe dzieciaki. Żadne z nich nie było złe.
Właściwie to prawie... lubił ich wszystkich.
Nawet tego wielkiego rudowłosego gamonia, który obejmował go nieco zbyt mocno i brał sobie do łóżka.
Draco nie przeszkadzały pieszczoty. Nadal był rozgrzany i trochę rozleniwiony... nie zauważył nawet, gdy w sypialni pojawiła się reszta chłopców.
Było mu... błogo. Błogo jak dziecku, pieszczonemu przez rodzica.
Nie żeby jego rodzice okazywali uczucia. Nie byli przytulaśnymi typami. I właściwie nigdy o to nie dbał, ale...
To nie było... nieprzyjemne.
Czuł się prawie... szczęśliwy.
- Wiesz, Puszku – wymamrotał Ron sennie. – Wszystko tak wspaniale się układa, odkąd cię znalazłem. To tak... jakbyś przynosił szczęście. Mój szczęśliwy, magiczny szczurek... To cudowne.
“Rumienię się przez ciebie” – wymruczał Draco. – “Hmm... pod futerkiem”.
- Dobranoc – wyszeptał Ron i pocałował go w czubek głowy.
Draco miał właśnie zauważyć, że to niehigieniczne, i że Hermionie na pewno by się to nie podobało, i że osobiście za tym nie przepada, ale...
Poczuł nagły, silny ból promieniujący z krzyża, aż do końca każdego włoska na jego futerku; rozlewający się po całej skórze i przeszywający ciało. Zwinął się w spazmie agonii, skurczył w cierpieniu, zacisnął pięść i...
Zacisnął pięść?
Od kiedy to miał...
W ciemności ujrzał błyszczące, rozszerzone z przerażenia oczy Rona. Wydawały się o wiele mniejsze niż ostatnio.
Och nie! Cholera!
Obaj chłopcy w tym samym momencie uświadomili sobie straszliwą prawdę.
Draco Malfoy leżał nago w łóżku Rona.
Obaj wrzasnęli.
I stała się światłość.


Rozdział siódmy
Humilitus* Totalus



I stał się chaos.
W mgnieniu oka, dormitorium Gryffindoru zamieniło się w pandemonium.
Ze wszystkich stron dobiegały przerażone głosy.
- To Malfoy! – zawył Neville Longbottom i zanurkował pod łóżko.
- Ron! Powiedz, że to nie TO! – krzyknął Seamus Finnigan histerycznie.
- Och Merlinie – powtarzał Dean Thomas żarliwie. – Och Merlinie... Och Merlinie...
Harry wyglądał jak spetryfikowany. Jego twarz zastygła w maskę przerażenia.
- Dawaj prześcieradło! – wrzasnął Draco rozdzierająco. – Natychmiast!
Ron po prostu siedział i wpatrywał się w Draco jak cielę w malowane wrota.
- Puszek? – wykrztusił w końcu. – Puszek?
Seamus zaczął się trząść.
- Proszę, proszę, żeby to tylko nie było imię tego zwierzaka...
- Och Merlinie! – powiedział Dean jeszcze żarliwiej.
- Próbuj dalej Thomas, jestem pewien, że kiedyś w końcu cię usłyszy. – Draco ściągnął prześcieradło z łóżka Rona i w końcu okrył swój wstyd. Widocznie jednak nie dość szybko. Gryfoni nadal nieprzyzwoicie wlepiali w niego oczy.
Jakby wciąż był nagi.
- Malfoy...? – odezwał się w końcu Harry.
Draco spojrzał na niego i zauważył, że chłopak jest strasznie blady.
- Nie musisz mdleć, Potter. Nie zamierzam wepchnąć ci różdżki do gardła.
- A komu? - w głosie Seamusa zabrzmiała panika.
- Och Merlinie – jęknął Dean.
Wszyscy nadal gapili się na Draco, który zaczął zawiązywać w pasie prześcieradło.
Zacznij myśleć. Zacznij kombinować.
Po pierwsze: Znowu jestem człowiekiem. To dobrze. To zdecydowanie dobrze.
Po drugie: Jestem w Wieży Gryffindoru. Niedobrze, bardzo niedobrze. A nawet jeszcze gorzej.
Po trzecie: Byłem nagi w łóżku Weasleya. Mogę się myć i myć, a i tak nie będę czysty. I nigdy nie pozbędę się etykietki, którą mi przylepią.
Po czwarte: Ubranie. Muszę zdobyć jakieś ciuchy.

- Coś ty zrobił! – wydarł się Ron i rzucił się na Draco, który skupiony na swoich rozważaniach, kompletnie się tego nie spodziewał.
Zaskoczony Draco zwalił się na ziemię jak kłoda. Ron skoczył na niego i zaczęli tarzać się po podłodze.
- To niedźwiedzie zaloty! – ton głosu Seamusa wskazywał, że chłopak znajdował się w stanie silnego wstrząsu emocjonalnego. – Brutalne gry wstępne, oni...
- Seamus! – przerwał mu Harry ostro. – Nie pomagasz.
Widocznie jednak szok spowodował u Seamusa chwilową głuchotę.
- On na nim siedzi, on go zmusza do...
- Och Merlinie – Dean zaciął się niczym zdarta płyta.
- Złaź ze mnie! – wydyszał Draco, który zaczynał obawiać się o całość okrywającego go prześcieradła. – To wszystko twoja wina, Weasley. Gdybyś mnie nie pocałował...
Po piąte: Czy ja to powiedziałem?
Po szóste: Tak.
Patrz: Thomas – Och Merlinie!

- Och, proszę – jęknął Seamus. – Tylko bez szczegółów. Błagam was.
- Seamus! – wycharczał Ron. – Chyba nie myślisz, że ja... Nie wyobrażasz sobie, że ja...
- Spokojnie, jestem pewien, że można znaleźć jakieś rozsądne wyjaśnienie i zupełnie niewinną przyczynę tego, że byłeś... w łóżku z nagim Malfoyem – zaczął słabo Harry. – Ja... Ja... To musi być rodzaj jakiejś zbiorowej halucynacji. Och, tak! Na pewno wzięliśmy przypadkiem jakieś leki.
- Może ty sobie wziąłeś, ale mnie w to nie mieszaj! – prychnął Draco.
Najwyraźniej jakaś dziwna wizja pojawiła się w skołatanym mózgu Seamusa i zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że Gryfon spadł z łóżka.
- Niewinne... – wyszeptał Harry nieprzytomnie. – Och, żebym mógł znaleźć choć jedną...
- Malfoy ubrany w prześcieradło, Ron nie chce z niego zejść... Ron cały spocony, oszalały, opanowany żądzą... – mamrotał siedzący na podłodze Seamus, kiwając w tył i w przód.
- Na wrota Azkabanu, Finnigan, powinieneś częściej wychodzić – podsumował Draco. – A ty Weasley, powinieneś ze mnie zejść! Albo Cho dowie się o wszystkim.
Ron spojrzał na niego z niewymownym zdumieniem.
- Skąd wiesz...
A potem, prawie nieświadomie, ale ku olbrzymiej uldze Draco, Ron w końcu spełzł z niego.
Draco wstał, poprawił prześcieradło i spojrzał na obecnych z wyższością, w typowo ślizgońskim stylu. Wiedział, że ta wyniosła, pogardliwa mina robi znacznie większe wrażenie, kiedy jest ubrany. To był jeden z warunków do uzyskania pełnego efektu.
- Malfoy! – oprzytomniał Harry, a w jego głosie obudziły się w końcu Bohaterskie Nuty Sprawiedliwego Gniewu. – Żądam wyjaśnień! Co robiłeś w łóżku Rona?!
- Tylko nie opowiadaj zbyt obrazowo – poprosił Seamus.
- Nic nie robiłem! – odparł Draco ostro.
Od strony Seamusa dobiegł gulgot, coś jakby „I bez szczegółów”.
- Słuchajcie, to proste. Byliśmy w łóżku... nie, zaraz... potem mnie pocałował... chwilę, to było później, po tym jak... moje ubrania zostały w łazience... ale to nieważne i... swoją drogą, nie miałem ich na sobie od wieków...
- Och Merlinie!
- Zamknij się, Thomas. A potem popchnął mnie na podłogę i rzucił się na mnie, ale czekajcie... wcale nie miałem na myśli... opuściłem to ze szczurem...
- I zwierzęta! Jak mogłeś, Ron! – zaskowyczał Seamus.
- Nie, nie, spokojnie, wszystko w porządku. To nie tak. Nigdy wcześniej nie byłem w łóżku Rona... to znaczy spaliśmy razem od tygodni... kiedy nie spałem z Harrym albo z Hermioną... O słodki Voldemorcie! Czy nikt mnie nie powstrzyma?!
Po raz pierwszy w życiu, Draco Malfoy poczuł, że stracił władzę nad własnym językiem.
Rozejrzał się i ujrzał zszokowane, pobladłe twarze, na których malował się wstręt.
- No – podsumował inteligentnie. – Mam nadzieję, że już wszystko jasne. A teraz pozwolicie, że już nigdy nie wrócimy do tego tematu.
- Malfoy, jesteś zupełnie obłąkaną, najpodlejszą, najbardziej kłamliwą, nagą istotą – stwierdził Harry z głębokim przekonaniem.
- Muszę iść pod prysznic! – wykrzyknął nagle Ron.
- TY musisz iść pod prysznic? – rzucił Draco. – Wyobraź sobie, że przez kilka tygodni całe twoje mycie sprowadza się do wylizywania.
- Och... łeeee... – przerażenie Seamusa sięgnęło w końcu pułapu i chłopak zaczął emitować dźwięki nie słyszalne dla innych.
- Co się stało z twoimi włosami? – dopytywał się Neville, który siedząc pod łóżkiem, nie nadążał widać za rozwojem sytuacji.
Draco zaczął podejrzewać najgorsze. Krew zastygła mu w żyłach, a na karku poczuł krople zimnego potu.
Jego włosy! Były nie wyszczotkowane! Bez żelu! Były zaniedbane!
Jak on wyglądał! Stojąc przed Gryfonami!
Miał dość tego wszystkiego. To, że był goły, to jedno. Ale to, że był tak strasznie zapuszczony, to było zupełnie co innego!
- Idę do domu – ogłosił.
- Och, dzięki Merlinie – powiedział Dean, urozmaicając nieco formułkę.
- Nigdzie nie idziesz! – wrzasnął Ron.
Z ust Seamusa wyrwał się jęk zgrozy.
- Słuchaj, nie możesz tak... czekaj... byłeś w moim łóżku! – krzyknął Ron. – To znaczy... ukradłeś mi szczura! Molestowałeś seksualnie! Zhańbiłeś!
- Chciałbyś – prychnął Draco.
- Malfoy – wtrącił ostro Harry. – Musisz to wyjaśnić. Myślę, że jesteś nam coś winien.
Wstał. Draco mógłby mu powiedzieć, że przybranie władczej postawy, kiedy jest się ubranym jedynie w przymały dół od piżamy, wygląda dość dwuznacznie, ale biorąc pod uwagę, że sam był tylko owinięty prześcieradłem, wolał zachować milczenie.
- I dostaniecie wszystko, na co zasługujecie – odpowiedział spokojnie. – Jutro.
Nie powinien był tego robić. Ale do diabła, był przecież Malfoyem, nie mógł się powstrzymać.
To wszystko przez geny.
Mrugnął do Rona zalotnie.
- Do zobaczenia, kochanie.
Wychodząc z dormitorium, usłyszał zbiorowy jęk wydobywający się z ust Gryfonów i uśmiechnął się pod nosem. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy dotarł do niego zalękniony głos Longbottoma: „Poszedł sobie?”
Jego uśmiech zgasł dopiero, gdy uświadomił sobie, że powinien był wyprosić, albo zwinąć jakieś ubranie.
A niech to! Miał na sobie tylko prześcieradło.
Och, Salazarze, proszę, spraw, żebym na nikogo nie wpadł!
Pewnie wyglądam jak ostatni błazen.


*

Hermiona sięgnęła po książkę, którą zostawiła wcześniej w pokoju wspólnym, podniosła głowę i zobaczyła go.
Stał u szczytu schodów, jak promień księżyca rozjaśniając mrok nocy swą srebrzystą poświatą; niczym miecz gwiezdny, pałający zimnym płomieniem; podobny perłowej plamie światła. Włosy, jasne jak kędziory niewinnego dziecięcia, kaskadą loków opadały mu na szyję oraz policzki. Wypełnione lekkim zaskoczeniem, oczy lśniły blaskiem klejnotów, mieniących się w bezdennej toni szarości. Wyglądał jak posąg greckiego boga, wykuty ręką renesansowego mistrza - każdy detal jego twarzy był idealnie ukształtowany i precyzyjnie dopracowany. Zarys szczęki i kości policzkowych zdawał się być gładzony diamentowym ostrzem. Formowane w ciągu wielu wieków przez pokolenia arystokracji, nos, policzki i czoło odznaczały się tymi samymi eleganckimi liniami, co ornamenty zdobiące najwytworniejsze siedziby książąt.
Jego skóra miała barwę najbielszego alabastru, a kolor ten jeszcze wyraźniej podkreślał obrys sylwetki, będący kompozycją konturów szyi, klatki piersiowej i ramion. Stworzony z doskonałej harmonii; kuros rzeźbiony dłutem Pigmaliona; kwintesencja siły zamknięta w formie kruchej, niczym drogocenny kryształ. Kunsztownie żłobione wklęsłości u podstawy długiej szyi, cudownie wysklepione obojczyki i proste, wspaniale toczone ramiona, były ucieleśnieniem absolutu piękna.
Śnieżna tkanina miękko opływała krzywiznę jego bioder. Ten stój zdawał się być stworzony tylko dla niego; podkreślał ulotność tej magicznej chwili, migoczącej srebrnymi refleksami, niczym drżący płomień świecy.
Zmrużyła oczy porażona tym księżycowym światłem i skupiła wzrok, aby z tych rozmytych ekstatycznym doznaniem estetycznym, opalizujących kawałków, złożyć obraz.
I rozpoznała w końcu jego twarz. To był...
Draco Malfoy.
Cholera jasna!
Hermiona podskoczyła, jakby użądliła ją sklątka.
- Malfoy!
Zszedł ze schodów, przytrzymując prześcieradło z nonszalancką gracją młodego imperatora.
Zaraz... Prześcieradło?!
Draco starał się łagodnie uśmiechać, co w jego wykonaniu wyglądało bardzo, bardzo dziwacznie.
- Hermiono...
W jego ustach brzmiało to tak nienaturalnie, że Hermiona musiała pomyśleć dobrych kilka minut, zanim zdała sobie sprawę, że to, co przed chwilą usłyszała, to jej imię, i że zwracano się właśnie do niej.
- Co ty tu robisz? Co to ma znaczyć? Dlaczego wychodzisz z ... sypialni chłopców... w gryfońskim prześcieradle? Po co tam poszedłeś? Nie, nie odpowiadaj... Malfoy, nie było cię ponad miesiąc! Wszyscy myśleli, że zaginąłeś!
Malfoy bezradnie wzruszył ramionami.
- Hm... Słuchaj, jest coś, o czym muszę...
- Brałeś coś? – spytała ostro Hermiona. – Rzucałeś urok na Harry`ego? Stosowałeś Niewybaczalne? Masz... romans... z Nevillem Longbottomem?
Malfoy prawie wyskoczył z prześcieradła.
- Ej, ej, to niewybaczalne insynuacje! Stać mnie na coś lepszego niż Longbottom! – był wyraźnie zdegustowany. – Mam nadzieję, że mógłbym liczyć przynajmniej na Deana Thomasa.
- Czy to było wyznanie?
- Eeeeeeej! – Malfoy zaczął głęboko oddychać, żeby się uspokoić. – Absolutnie nie! Co ty? Czytasz pornosy ukryte w okładce Historii Hogwartu? Bo jak na taką zdeklarowaną kujonkę, to masz bardzo lubieżne myśli. Najpierw fascynacja profesorem Lok-lordem, a teraz...
Hermiona zakryła usta dłonią.
- Wiedziałam, że powiesz coś ohydnego, Malfoy.
- Cieszę się, że cię nie rozczarowałem.
- Ale... zaraz... Skąd wiesz, że czytałam Historię Hogwartu?
Malfoy zrobił przebiegłą minę. Hermiona była zadowolona, widząc ten tak normalny, znajomy wyraz twarzy.
- Hmmm... a jest ktoś, kto jej nie czytał?
- Cóż Malfoy, nie sądziłam, że potrafisz czytać.
- Hej, nie wszystkie moje oceny są wynikiem czarowania nauczycieli moimi pięknymi oczami – szydził. – Nie mam tyle czasu. Jeśli zaś chodzi o Flitwicka... to nie mam tyle samozaparcia.
Hermiona nigdy nie zwracała uwagi jak Malfoy radzi sobie w szkole. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę wiedzę, którą wykazywał się na eliksirach i numerologii... poza tym, wcale nie była tym zainteresowana.
Potem, niczym pokaz sztucznych ogni Filibustera, błysnęła jej w głowie myśl. Natychmiast musiała coś wyjaśnić.
- A tak w ogóle skąd wiesz, że podobał mi się Profesor Lockhart? Nie żeby to była prawda, oczywiście – dodała szybko. – I nadal nie wytłumaczyłeś swojego zniknięcia i tego... stroju...
- Eeee... umm... a jest ktoś, komu nie podobał się profesor Lockhart?
- Co ty masz z tym
kimś? I dlaczego właśnie wychodziłeś z sypialni chłopców? Zaczynam dochodzić...
Tak naprawdę, Hermionie zaczynało to sprawiać coraz większą przyjemność. Drażnienie chłopców wychodziło jej zupełnie nieźle, a przyciśnięty do muru Malfoy zaczynał się miotać jak Ron, który nie chciał przyznać, że nie odrobił lekcji.
Nagle Draco Malfoy przypomniał sobie, że w końcu jest Draco Malfoyem.
- Bardzo chciałbym postać sobie tutaj i przegadać całą noc – zaironizował. – Ale to prześcieradło bardzo mnie drażni. Na dodatek drżę na samą myśl o tym, co mogłaby sobie wyobrazić Profesor Obrończyni-Cnoty-Niewieściej McGonnagal, gdyby wpadła tu i zastała nas w takich strojach. Wiesz, co to by oznaczało dla mojej reputacji?
W tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że ubrana jest w koszulę nocną, a biorąc pod uwagę to, że on był owinięty tylko prześcieradłem, sytuacja wyglądała dość dwuznacznie.
Och Merlinie, spraw, żebym się nie zaczerwieniła.
Rozpaczliwie usiłowała odzyskać równowagę, wyglądać choć w części tak statecznie jak Malfoy, który wydawał się absolutnie niewzruszony faktem, że okryty jest jedynie kawałkiem pościeli. Malfoy potrafiłby stać pewnie i z niezachwianym spokojem przeklinać szaleńca, nawet jeśli ten zamieniłby go we fretkę i podrzucał nim po całym pokoju.
Czasami nie można było go nie podziwiać... głupi pacan.
- Oczywiście – ciągnął Malfoy, a jego głos zmienił się w syk – jeśli miałbym wybierać między plotkami o nas, a pogłoskami o mnie i Longbotomie...
Zaczął powoli iść w jej kierunku. Hermiona zastygła, zmrożona lodowatym tonem jego głosu i spłonęła rumieńcem, gdy jego oczy objęły ją gorącym spojrzeniem.
Przez moment był tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, aby dotknąć jego nagiej piersi.
Oczywiście, nie miała zamiaru robić nic w tym rodzaju.
- Malfoy, co ty robisz? – wykrztusiła.
Uśmiechnął się do niej, w ten charakterystyczny dla Malfoya sposób.
- Jeszcze nic. Ale poczekaj chwilę.
- Uh... Malfoy, czy wspominałam już, że jesteś odrażający?
- To dlatego masz takie problemy z oddychaniem?
Cholera.
- No, Hermiona... – zaczął Malfoy miękko – A gdzie twoja gryfońska chęć niesienia pomocy? Nie chcesz chyba, żeby przypadkowe nadszarpnięcie cnoty Longbottoma zszargało moją opinię?
Przysunął się bliżej.
Hermiona wpadła w panikę i odepchnęła go. Oczywiście, nie dało się tego zrobić bez dotknięcia jego nagiego ciała. To był zdecydowanie bliższy kontakt fizyczny, niż kiedykolwiek chciała mieć z Malfoyem.
Nawiedziły ją też jakieś dziwne, niepokojące myśli o prężących się pod miękką skórą mięśniach, delikatnych dłoniach i niewątpliwie jedwabistych włosach, które opadały na czyjeś oczy, ale Hermiona złożyła je na karb szoku, wynikłego z całej tej obleśnej sytuacji.
Malfoy uniósł ręce w geście niewinności, który w jego wykonaniu był równie absurdalny jak pociągający.
- Wynoś się! – syknęła Hermiona rozpaczliwie.
Wzruszył ramionami, wywołując tym samym denerwującą grę mięśni pod skórą.
- Jak sobie życzysz – powiedział i opuścił pokój.
W chwilę po jego wyjściu, Hermiona zorientowała się, że nie odpowiedział na żadne istotne pytanie, które mu zadała.
Cholera. Cholera. Cholera.

*

Taaak, stwierdził Draco, wszystko poszło idealnie.
Jeśli planowałby najgorszy idiotyzm na całym świecie...
Akurat kiedy znów go zobaczyła, był ubrany w prześcieradło.
Prześcieradło!
Nadal nie mógł w to uwierzyć. Powinien właściwie cieszyć się, że nie padła i nie zaczęła tarzać się ze śmiechu. I co go napadło, żeby przystawiać się do tej gryfońskiej, cnotliwej dziewczyny w skromnej koszulce nocnej... Nie dotknąłby jej nawet...
Po prostu starał się odwieść ją od zadawania niewygodnych pytań i poniosło go.
Och Salazarze, pomyślał. Nie zniosę już więcej żadnej żenującej sytuacji. Pozwól mi tylko dojść do mojego rozkosznie wygodnego łóżka. Resztą zajmę się jutro.
- Blaise Zabini to brzydal – wyszeptał i przejście się otworzyło.
Z ust Malcolma Baddocka wyrwał się niecenzuralny okrzyk.
Draco przeklął Murphy`ego i wszystkich Ślizgonów, włącznie z profesorem Snape`em w puszystych bamboszach (ich widok nieco osłodził Draco tę chwilę), którzy nagle pojawili się przy wejściu.
I gapili się. Gapili...
Niektóre dziewczęta wpatrywały się w Draco w sposób, który wzbudził nim zaniepokojenie.
Blaise Zabini tak intensywnie wlepiał wzrok w węzeł przytrzymujący jego prześcieradło, że Draco wpadł w panikę.
Pansy Parkinson rzuciła się na niego, sprawiając, że Draco poczuł się niczym ofiara gwałtu.
- Och, Draco! – wykrzyknęła. – Och Merlinie, tak bardzo się o ciebie martwiliśmy!
- Eee... to miło... uważaj na prześcieradło...
Zarzucili go pytaniami i przyglądali mu się z wielkim zainteresowaniem.
- Gdzie byłeś? – niecierpliwie dopytywała się Pansy.
- Co robiłeś? – zapytał Goyle.
- Co się z tobą działo? – chciał wiedzieć Snape.
- Czy to prześcieradło z Gryffindoru? – Blaise był zdecydowanie zbyt spostrzegawczy.
Draco popatrzył na otaczające go zmartwione, pytające, zaciekawione twarze i zdusił w sobie pragnienie natychmiastowej ucieczki.
- Wszystko wam wyjaśnię – obiecał.
Nastąpiła chwila wyczekującego milczenia.
- Rano – dodał i w prawdziwie Malfoyowym stylu wymknął się, pozostawiając za sobą zdumionych Ślizgonów.



Rozdział ósmy
„Draco Malfoy: Powrót”




Drogi ojcze,

Ponieważ przerażony moim zniknięciem niewątpliwie szalałeś ze zmartwienia, profesor Dumbledore zasugerował, abym napisał ten list i poinformował Cię, że jestem cały i zdrowy. Rozumiem, że tylko nawał spraw życia i śmierci, takich jak uczestniczenie w spotkaniach śmierciożerców i bywanie na przyjęciach, uniemożliwiły ci wzięcie czynnego udziału w poszukiwaniach mojej osoby. Oczywiście, jako Twój syn i dobry Malfoy, nigdy nie śmiałbym podważać słuszności twoich decyzji w tej, ani w żadnej innej kwestii.

Przez pewien czas znajdowałem się pod wpływem zaklęcia. Teraz, gdy zostałem spod niego uwolniony, koncentruję się na gorliwym poszukiwaniu jego sprawcy. Byłem ofiarą okrutnych tortur, ale zniosłem je godnie, jak na Malfoya przystało. Nie wątpię, iż byłbyś ze mnie dumny, wiedząc przez co przeszedłem i co byłem zmuszony robić.

Przekaż, proszę, moje gorące pozdrowienia Czarnemu Panu, a także matce.

Twój syn

Draco Malfoy

P.S. Cała szkoła aż huczy od plotek o moim skandalicznym romansie z Ronem Weasleyem.
Miłego dnia.


Draco odchylił się na krześle i przez chwilę podziwiał swoje dzieło. Wiadomość była wystarczająco czytelna i wyrażona pięknymi słowami.
Oczywiście, mógł wysłać treściwego –
“Pieprzę cię, ojcze!” – wyjca, ale uznał, że byłoby to nietaktowne.
Nagle ożyły w nim wydarzenia dzisiejszego poranka.

Wyrwano go ze snu o szóstej rano, a następnie zawleczono – kopiącego, przeklinającego i mamroczącego niezliczone uwagi, że seksualna deprawacja ma wpływ na zły nastrój o poranku – do gabinetu Dumbledore’a.
Profesor McGonagall była strasznie sfatygowana, gdy w końcu zostawiła go w pokoju dyrektora.
Dumbledore spojrzał na Draco i spokojnie zapytał:
- Jak wyjaśnisz swoją przedłużającą się nieobecność?
Draco milczał przez chwilę, targany wątpliwościami, które z możliwych wyjaśnień powinien przedstawić. Część jego duszy wyła, aby powiedzieć Dumbledore’owi, że został porwany, związany i zmuszony seksualnego niewolnictwa. Inna dyskretnie sugerowała, że powinien opowiedzieć jak przechodził śmierciożerczą inicjację i jak został naznaczony mrocznym znakiem w miejscu, o którym głośno się nie wspomina.
Mała cząstka jego jestestwa chciała wyznać, że był zajęty ocalaniem świata w iście Harro-Potterowskim stylu, ponieważ poczuł nagle, że jego obowiązkiem jest chronić niewinnych. Potem mógłby patrzeć jak staruszek umiera na serce.
Ostatecznie zrobił coś, co na wieki wieków okryło hańbą imię Malfoyów.
Powiedział całą prawdę.
- Byłem szczurem – wyznał.
Widok miny Dumbledore’a był czymś, co Draco postanowił przechowywać w pamięci niczym największy skarb.
A Gryfoni byli przekonani o jego nieomylności... pomimo, że do jego świętych zwyczajów należało opuszczanie swoich uczniów w największej potrzebie i zatrudnianie kolegów Voldemorta w charakterze nauczycieli.
Draco opowiadał długo, z detalami, ilustrując wszystko bardzo wymownymi gestami.
Nie, nie ma pojęcia, kto mu to zrobił. Nie, nie wie w jaki sposób ktoś doprawił Eliksir Wielosokowy, żeby zmienić jego działanie. Nie, naprawdę nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego tańczył.
Tak, bardzo stara się mówić tonem skrzywdzonego dziecka.
Draco nie miał pojęcia dlaczego opowiada o tym wszystkim akurat dyrektorowi. Przecież nigdy nie lubił tego człowieka – podobnie jak Dumbledore nie lubił Draco, odkąd miał z nim pierwszy kontakt. Ale... nie było nikogo innego, komu mógłby o tym wszystkim powiedzieć.
Jedynym pocieszeniem było to, że Dumbledore podczas całej rozmowy marszczył brwi, widząc jego typowo Malfoyowate zachowanie.
- Jak sądzę, panie Malfoy, za to wszystko obwinia pan Gryfonów? Może pan Weasley majstrował coś przy eliksirze? – podsumował dyrektor.
Draco potrząsnął głową.
- Na sto cholernych procent - nie!
- Och?
- Żadne z nich nie miało z tym nic wspólnego!
- Naprawdę?
Draco spojrzał na Dumbledore’a. Oczy starego człowieka były szeroko otwarte i wypełnione czystą niewinnością.
Draco nagle zaczął podejrzewać, że ktoś tu go nabiera.
Skrzywił usta w drwiącym uśmiechu.
- Czy naprawdę sądzi pan, że Weasley jest na tyle inteligentny, żeby udało mu się zrobić cokolwiek z eliksirem?
Dumbledore wstał z błogim uśmiechem na obliczu.
- Panie Malfoy, rozmowa z panem była prawdziwą przyjemnością. Jeśli kiedykolwiek poczuje pan potrzebę spotkania się ze mną, proszę się nie krępować. Czy wspominałem już, że przypomina mi pan jednego z moich dawnych uczniów?
- Och, jakie to wzruszające – zadrwił Draco. – Pewnie zreformowanego śmierciożercę, profesora Snape’a? Rany, cóż za zaszczyt. Już widzę wszystkie błędy swojej młodości. Będzie pan moim nowym mistrzem?
Zawiesił na moment głos.
- A mojej higienie osobistej nic nie można zarzucić, wielkie dzięki – prychnął.
- Myślałem raczej o panu Blacku – odparł Dumbledore.
- Och... Co?! Przypominam panu tego mordercę? Nie powinien pan ten sposób mówić do uczniów! To niezbyt budujące. “Widzę, przed panem wspaniałą przyszłość, panie Malfoy – w Azkabanie!” Jakież to typowe dla prawych ludzi. Trochę oszukuję w quidditchu i od razu wszyscy wytykają mnie pacami szepcząc “Oszust, zakała Hogwartu, nałogowy śmiercioholik!”, a ja tylko...
...stoję tutaj...
...wrzeszczę na dyrektora i wygrażam mu pięściami...
...i jestem na najlepszej drodze do wydalenia ze szkoły.

- Eeee... najmocniej pana przepraszam, dyrektorze. Ta cała szczurza sprawa była... dla mnie traumatycznym przeżyciem. Po prostu, ech... po prostu zapomnijmy o tym, dobrze? Eeee...
Draco puścił Dumbledore’a i ostrożnie wygładził zmięty przód jego szaty.
Dyrektor wyciągnął do niego rękę.
- Jak już mówiłem, rozmowa z panem była prawdziwą przyjemnością, panie Malfoy.
Ten akt pokory nie poprawił nastroju Draco. Spojrzał na wyciągniętą rękę i wymownie skrzyżował ręce na piersiach.
Zmierzył Dumbledore’a zimnym spojrzeniem.
Mężczyzna nadal się uśmiechał!
Draco odwrócił się i wyszedł.
W chwilę później drzwi otworzyły się ponownie i pojawiła się w nich zmierzwiona blond czupryna.
- I widziałem zdjęcie Blacka i jego koszmarnych włosów – dodał Draco. – Ty draniu!
Kiedy usłyszał, że Dumbledore się śmieje, z całej siły trzasnął drzwiami.

Draco miał ochotę trzasnąć kolejnymi drzwiami, kiedy oddawał list swojemu puchaczowi, Burkowi. (Kiedyś usłyszał jak ktoś krzyczał „Bierz ich Burek, zabij!” i bardzo mu się to spodobało.)
W tym momencie do pokoju wspólnego weszli Crabbe i Goyle.
Draco spojrzał na nich i wyszczerzył zęby w szerokim, radosnym uśmiechu.
- Tak się cieszę, że was widzę – wycedził – moi drodzy przyjaciele.
Crabbe i Goyle zgłupieli.
Ale nikt nie był na tyle głupi, żeby, widząc Malfoya w tym szczególnym „odkryłem-nowe-sposoby-straszliwych-tortur” nastroju, nie poczuć nieodpartej chęci znalezienia się w innej galaktyce.
Draco wstał, objął ich za szyje i zaczął ciągnąć w stronę dormitorium.
Ściskał ich przy tym bardzo czule i po przyjacielsku, co spowodowało, że twarze obu chłopców przybrały barwę fioletową, a z ust zaczął dobywać się charkot.
- Chodźcie, usiądziemy sobie razem i przeprowadzimy męską rozmowę na temat znęcania się nad zwierzętami – kusił, a jego oblicze jaśniało najbardziej niewinnym i najczarowniejszym uśmiechem, nadającym mu wygląd szatańskiego ministranta.
Zawlókł ich do sypialni i zamknął za sobą drzwi.
Bierz ich Puszek, zabij!
Jego uśmiech był słodki i zabójczy jak trucizna.
- Pogawędźmy sobie.

*

- Ciiiicho, Ron – uspokajała chłopca Hermiona. – Wiem że to było okropne, ale zjedz sobie pysznego tościka i nie myśl już o tym. Ten zły człowiek cię tu nie dosięgnie.
Ron ostrożnie podniósł ukrytą w ramionach głowę.
Draco Malfoy przechylił się pomiędzy Lavender i Parvati, żeby sięgnąć do stołu Gryffindoru.
Głowa Rona opadła na blat.
- Okłamałaś mnie – oświadczył stłumionym głosem, patrząc z wyrzutem na Hermionę.
- Malfoy! – syknęła oburzona. – Idź stąd!
Draco uśmiechnął się do niej anielsko.
- Przyszedłem tylko po swoją kawę.
- Twoją... czy zdajesz sobie sprawę, że Seamus Finnigan jest na środkach uspokajających? – zapytała tonem oskarżenia.
Malfoy roześmiał się perliście i beztrosko. Lavender i Parvati westchnęły chóralnie.
- Nie? Poważnie?
Hermiona była już przyzwyczajona do widoku cherubinowych loków Malfoya i dokładnie wiedziała jak bardzo ten śliczny chłopiec potrafi być wredny. Prychnęła tylko i odwróciła wzrok.
Kiedy Malfoy zabrał ze stołu kawę, Ron zerwał się z krzesła i złapał go za szatę.
Draco spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem i pogardą.
- Tak?
- Czy nie powinieneś mi czegoś wyjaśnić? – warknął Ron.
Jedna z jasnych brwi uniosła się ku górze.
- Cóż, faktycznie. Kiedy mówiłem, że będę cię traktował z atencją również rano, kłamałem.
Połowa Gryfonów zaczęła się krztusić.
Hermiona chwyciła Rona za ramię.
- Nie zabijaj go...
- Jestem taki wzruszony. Nie sądziłem, że ci na mnie zależy.
- ...bo cię wywalą ze szkoły – dokończyła nieporuszona Hermiona.
- Żądam wyjaśnień – denerwował się Ron. – Przecież po coś tu przyszedłeś...
Malfoy z łatwością uwolnił się od Rona.
- Tylko po to – odparł unosząc filiżankę z kawą i... ups! cóż za niezręczność... strategicznie wychlapał kilka gorących kropli napoju. Czule poklepał Rona po twarzy. – I żeby się z tobą przywitać, kochanie.
Hermiona zawisła całym ciężarem na ramieniu Rona.
Malfoy odwrócił się, nadal głośno się śmiejąc.
I stanął twarzą w twarz z Ginny i Harrym, którzy właśnie weszli do Wielkiej Sali.
Oczy Harry’ego zabłysły i przyjął postawę bojową – bohater, gotowy na walkę ze złem.
W oczach Malfoya zamigotały złośliwe iskierki.
- Och, zakochane gołąbeczki – zagruchał. – Powiedz Harry, zacząłeś już pisać swoją walentynkę? Co powiesz na „Jej oczy są brązowe jak peklowana ropucha nie pierwszej świeżości”?
Twarze Ginny i Harry’ego zgodnie przybrały szkarłatny odcień.
Chwileczkę, pomyślała Hermiona. Od kiedy to Malfoy mówi Harry’emu po imieniu?
Rozbawiony Malfoy odpłynął w kierunku swojego stołu, gdzie Ślizgoni powitali go jak bohatera.
Książę Slytherinu powrócił.
Jednak było coś co... zastanawiało Hermionę. Tak, nadal był Malfoyem, nadal był denerwująco złośliwym, złotoustym, hardym nicponiem, który przechadzał się jak paw, przekonany, że cały świat należy do niego. Nadal był irytującym dupkiem, o języku ostrym jak maczeta.
Ale... czegoś w tym wszystkim brakowało.
Jakby... złej woli.
Malfoy śmiał się z czegoś przy swoim stole i Hermiona rozpoznała w tym śmiechu czyste rozbawienie, żartobliwy ton, coś takiego, co usłyszała w nim przed chwilą.
Zupełnie, jakby nadal prowadził jakąś grę.
Pytanie brzmiało: jaką grę?
Jej spojrzenie napotkało jego chłodne, szare oczy. Malfoy mrugnął do niej porozumiewawczo.
Bezczelny hultaj.


*

Tego wieczoru, przy kolacji, Dumbledore wstał od stołu i ogłosił, co przydarzyło się Draco Malfoyowi.
- Pan Malfoy – oznajmił – znajdował się pod wpływem zaklęcia. To oburzający akt agresji i godne potępienia usiłowanie przejęcia kontroli nad niewinnym dzieckiem.
Wszystkie oczy zwróciły się na niewinne dziecko, które aktualnie obejmowało jedną ręką Pansy Parkinson, drugą Blaise Zabiniego i miało minę, jakby właśnie odkryło sposób w jaki został popełniony grzech pierworodny i zamierzało go z rozkoszą popełnić kolejny raz.
Hermiona była przekonana, że zrobił to specjalnie.
- To gorszący delikt użycia czarnej magii – kontynuował Dumbledore – i jego sprawca musi zostać ukarany. Nie pozwolę na takie ataki w mojej szkole. Nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek tutaj nastawał na życie innej osoby. Jeśli ktoś posiada informacje, mogące pomóc w rozwiązaniu tej sprawy, powinien się przyznać, albo stanie się współwinnym niewybaczalnego przestępstwa.
Kiedy wszyscy spoważnieli, uśmiechnął się i wyciągnął z zanadrza zwinięty pergamin.
- Pan Malfoy zwrócił się do mnie z prośbą, abym przeczytał ten list, który jest eee... wyrazem jego uczuć. Jest adresowany do jego napastnika. Brzmi następująco:

„Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś. Dopadnę cię i wypruję ci flaki, a potem owinę je wokół drzewa tak, że w końcu pękną jak cienka nitka. Urwę ci przyrodzenie, usmażę na wolnym ogniu, a następnie każę ci je zjeść z dodatkiem ostrego sosu. Rozszarpię cię atom po atomie i nagram twoje wrzaski, aby odtworzyć je potem twoim rodzicom, a na koniec namówię Blaise Zabiniego, żeby rozpuścił o tobie obsceniczne plotki. Nie będę miał litości, tak jak ty nie będziesz miał przede mną ucieczki. Lepiej od razu wypraw sobie pogrzeb - oszczędzisz wszystkim czasu i kłopotu. Dziękuję za uwagę.”

Hermiona rozejrzała się wokół. Na wszystkich twarzach malował się zachwyt lub przerażenie.
Nikt nie mógł pozostawać obojętny na wielki styl Draco Malfoya. Wiedziała o tym bardzo dobrze. Harry usiłował ignorować go przez kilka lat - bez powodzenia. Draco nie mógł grać drugich skrzypiec, nie dawał obsadzać się w drugoplanowych rolach.
W całym Hogwarcie nie było osoby, która by go nie znała. Pierwszoroczni pytali kim jest, niemal zaraz przybyciu do szkoły. Każdy był w stanie dać im odpowiedź i nigdy nie było to rzucone obojętnym głosem imię i nazwisko. Nieważne, czy mówili „To Draco Malfoy, kompletny palant” czy „To Draco Malfoy. Czyż nie jest wspaniały?” - obie reakcje w pełni oddawały sprawiedliwość jego nieprzeciętnemu charakterowi.
Hermiona zawsze uważała, że jest strasznie denerwujący. Jednak nagle zdała sobie sprawę, że na całej Sali nie ma osoby podobnej do niego, tak jak on nie był podobny do nikogo z obecnych.
Oczywiście, pomyślała, Hitler też był nieprzeciętny i miał silną osobowość.
Wyjątkowość Malfoya nie oznaczała, że nie był czarnym charakterem.
- Pan Malfoy – dodał Dumbledore, a jego oczy jak zwykle zamigotały tak, jakby wiedział o czymś, o czym inni nie mieli pojęcia – prosił także, żebym w jego imieniu podziękował Gryfonom, którzy traktowali go niezwykle dobrze, gdy pozostawał wśród nich.
Przy stole Gryfonów zapanował straszny chaos.
Harry i Ginny zaczęli głośno pytać, co to mogło oznaczać. Dean w ostatniej chwili zapobiegł straszliwej zbrodni, powstrzymując Rona przed rzuceniem się w kierunku stołu Slytherinu. Lavender i Parvati chichotały histerycznie. Neville zanurkował pod stół, najwyraźniej przekonany, że to zapowiedź kolejnego diabolicznego planu Malfoya.
Hermiona milczała, stojąc nieruchomo pomiędzy rozhisteryzowanymi Gryfonami i patrzyła na stół Ślizgonów.
Wszyscy, oprócz Malfoya, wrzeszczeli.
Siedział tam, spokojny; z rękami skrzyżowanymi na piersiach i z wysoko uniesioną głową; przyglądając się zamieszaniu, którego był sprawcą, zuchwale i z rozbawioną miną; gotów stawić czoła całemu światu.
Uczniowie powoli uspokajali się, aż w końcu oczy wszystkich zwróciły się na niego.
Malfoy wstał i skłonił się wokół.
Ogarnął wzrokiem zdumione twarze, a wyglądał przy tym, jakby ledwo powstrzymywał się od głośnego śmiechu. Zamiast tego jednak obdarzył wszystkich typowym dla niego, drwiącym uśmiechem i opuścił salę.
Należało się nad tym poważnie zastanowić.

*

Sensacyjne przemówienie Dumbledore’a wywołało w wieży Gryffindoru ogromne zamieszanie. Następnego dnia, Hermiona z utęsknieniem czekała na rozpoczęcie lekcji numerologii, na której nie było innych Gryfonów. Gdyby usłyszała jeszcze jedną wariację na temat Malfoya, której motywem przewodnim była fraza „Jak-ja-nienawidzę-tego-dupka”, prawdopodobnie zaczęłaby krzyczeć.
Oczywiście, Malfoy także chodził na numerologię. Zawsze jednak zajmował miejsce z dala od niej, tak, że rozdzielało ich morze głów Krukonów i przeważnie ograniczał się do pyskówek na poważne tematy, ściśle związane z przedmiotem zajęć.
Hermiona miała nadzieję, że w klasie się zrelaksuje.
Z całą pewnością, nie spodziewała się tego...
Draco Malfoy zdążył rozłożyć już swoje notatki i siedział teraz w ławce, opierając swoją jasną głowę na książce do numerologii.
Draco Malfoy siedział w JEJ ławce!
Rozpierał się tak, jakby to była rzecz najnormalniejsza w świecie; jakby miał do tego pełne prawo, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że to JEJ ławka!
Rozpromienił się na widok Hermiony.
- Cześć – odezwał się. – Pomyślałem, że razem będzie nam raźniej.
- Nie jestem głupia, Malfoy – powiedziała powściągliwie, kładąc książki na blacie. – Wytłumacz mi, co tutaj robisz, a potem znikaj.
Spojrzał na nią. Jego szare oczy srebrzyły się i lśniły niczym zwierciadła, które odbijały udoskonalony obraz jej samej. Obraz, jaki Lustro Ain Eingarp pokazałoby komuś, dla kogo najważniejszą w świecie rzeczą jest uroda.
- Próbuję zwrócić twoją uwagę - wyjaśnił spokojnie.
Hermiona stała i gapiła się na niego, dopóki do sali nie weszła profesor Vector. Wtedy błyskawicznie wślizgnęła się swoje miejsce.
Zaraz potem uświadomiła sobie, że siedzi w ławce z Malfoyem.
Do jasnej, ciężkiej cholery.
- No to ci się udało – syknęła. – Zawsze udaje ci się to udaje, prawda? Tak samo, jak na trzecim roku, gdy uderzyłam cię w twarz... tego właśnie chcesz?
- Na wrota Azkabanu, Granger, ty bestyjko – wymruczał Malfoy.
Hermiona starała się swoim wybuchem wściekłości nie przeszkadzać innym.
Zniżyła głos i siliła się na spokój.
- Malfoy. Czego ty właściwie chcesz?
- Och, no wiesz. Wody kolońskiej o zapachu skoncentrowanych męskich feromonów. Imperium, którym mógłbym władać. Haremu pełnego najpiękniejszych kobiet Wschodu – na moment zawiesił glos i uśmiechnął się. – A, i pokoju na świecie.
- Pytałam poważnie!
- Proszę o spokój, panno Granger – zwróciła jej uwagę profesor Vector. – Możecie sobie z panem Malfoyem szeptać czułe słówka po mojej lekcji.
Hermiona spurpurowiała. Malfoy przybrał minę niewiniątka i zagłębił się w książce.
I to, ku oburzeniu Hermiony, było wszytko. Malfoy nie starał się już jej denerwować, ani rozmawiać z nią – co właściwe wychodziło na to samo. Wyglądał na kompletnie zaabsorbowanego numerologią.
A jego twarz jaśniała zadowoleniem. Zbyt mocno.
Przyciągał uwagę, jak pojedynczy punkt, błyszczący na horyzoncie. Hermiona próbowała skupić się na Wzywaniu Wyników, ale jego wcale-nie-aż-tak-przystojna twarz, o zdecydowanie zbyt jasnej cerze tak ją dekoncentrowała, że w końcu zupełnie się pogubiła, a Wyniki zaczęły jej tańczyć przed oczami.
Jedyną rzeczą, która rozpraszała Draco, był pojedynczy kosmyk jasnych, lśniących włosów, który ciągle opadał mu na oczy. Za każdym razem odgarniał go coraz bardziej niecierpliwym ruchem.
Pod koniec tej najgorszej lekcji numerologii wszech czasów, wstał i natychmiast, chyba po raz tysięczny, musiał odsunąć irytujący pukiel włosów.
Przewrócił oczami.
- Muszę je obciąć. To beznadziejne.
- Och, i znowu będziesz nakładał tonę żelu? To dopiero beznadziejne – prychnęła Hermiona. - Tak jest o wiele lepiej.
Powinna była sobie odgryźć język.
Malfoy uniósł brwi.
- Będę miał to na uwadze, Granger. Czuję się mile połechtany.
Uśmiechnął się znowu, a Hermiona poczuła nieodparte pragnienie, żeby go trzepnąć.
Powoli odwrócił się i odszedł.
Hermiona zapragnęła nagle poszukać jakiegoś Gryfona i w końcu normalnie porozmawiać.
Jak ja nienawidzę tego dupka.

*

Draco usłyszał kiedyś, że w każdym człowieku toczy się wewnętrzna walka pomiędzy jego Dobrą i Złą stroną.
Przyjrzał się temu zagadnieniu ze wszystkich stron i doszedł do wniosku, że istotą sprawy jest stopniowanie opisowe. Na przykład, w przypadku Harry’ego Pottera walczącymi stronami były Dobry-Harry i Czasem-Nachodzi-Mnie-Ochota-Zwinięcia-Ciasteczka-Harry.
Draco nazwał swoje Zły-Draco i Straszny-Sukinsyn-Draco.
Zwykle działali wspólnie i zawsze sprzymierzali się przeciw innym.
Teraz był trochę skłócony ze sobą i z nimi. Przypuszczał, że to wszystko przez zły wpływ Gryfonów.
Nie pozwolił Złemu-Draco zabawiać się z nieodpowiednimi dziećmi.
Przestał też wypowiadać na głos jego myśli.
- Cześć Draco – zagruchała Pansy, gdy przechodził przez pokój wspólny.
- Odczep się, nie podobasz mi się.
No dobrze, dobrze, w każdym razie,
czasem pomijał je milczeniem. Ale jednak.
Draco zamknął się w swojej łazience i otworzył swój sekretny schowek. Wypadająca z niego lawina produktów do pielęgnacji włosów niemal go zabiła.
Draco przysiadł na umywalce i spojrzał na otaczające go morze butelek.
– Cóż za człowiek posiada taką masę produktów do pielęgnacji włosów, że jej ciężar przekracza wagę jego ciała? – zapytał Zły-Draco.
– Taki, który dba o siebie. Poza tym, spójrz na efekty! - pospieszył z odpowiedzią Staszny-Sukinsyn-Draco.
Tak, ale...
Czy warto było się tak starać przez cały ten czas? Owszem, jego włosy lekko, leciutko kręciły się na końcach. I co z tego? Czy ktokolwiek zwracał na to uwagę?
”Tak jest o wiele lepiej...”
Draco, ty beznadziejny idioto, co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz z tą dziewczyną?
Draco obrócił się i stanął oko w oko z lustrem.
- Cześć przystojniaku, tęskniłem za tobą – powiedziało zwierciadło.
Draco był już znużony tym całym melodramatem. No, pięcioma minutami tego melodramatu. Ślizgoni zdecydowanie preferowali skomplikowaną intrygę i podstępne działanie.
Jak wiadomo, Gryfoni woleli czystą akcję.
Nie, żeby właśnie tak chciał się zachowywać, ale...
W tym momencie mogłoby to przynieść choć małą, niewielką ulgę.
Draco zważył butelkę w dłoni.
A potem zaczął rzucać.
Ciskał butelkę za butelką na dziedziniec pod oknem; miotał nimi z dziką pasją, a potem z satysfakcją przysłuchiwał się odgłosom rozbijającego się o kamień szkła.
Nagle usłyszał głośny skrzek i zaraz potem lament Argusa Filcha:
- Ktoś rzucił czymś w mojego kota!
Draco rzucił się na podłogę.
Do łazienki wszedł zdezorientowany Crabbe. Draco wskazał na okno.
Crabbe podszedł i wychylił się.
- Ty! To ty! – zawył Filch. – Zabiję cię za to!
Crabbe osłupiał i struchlał.
Draco, krztusząc się ze śmiechu, wyczołgał się z łazienki.
Gdy tylko wyprostował się i wszedł do pokoju wspólnego, znowu dopadł go ten bezsensowny melodramatyczny nastrój.
W przeciwieństwie do tego, w co wierzyli Gryfoni, Ślizgoni nie spędzali swojego całego wolnego czasu na składaniu Czarnemu Panu ofiar z małych puszystych zwierzątek. Blaise, Pansy i Goyle grali w karty.
Tak, owszem, to był rozbierany poker. Ale jednak poker.
Ślizgoni - Draco pochlebiał sobie, że jeśli o to chodzi, był jedynym ekstra wyjątkiem - nie mieli serc z czystego zła. Byli zabójczo lojalni wobec siebie. Zdawali sobie sprawę z tego, że inne Domy sprzysięgły się przeciwko nim.
Szeptali: „mroczni czarodzieje”, „lepszy każdy inny Dom niż Slytherin”, „banda oszustów”.
Tak, ale jednak ktoś stworzył ten dom, by stworzyć najbardziej morderczych przyjaciół. Tiara Przydziału widocznie zapomniała o tym wspomnieć.
Draco był usatysfakcjonowany posiadaniem takich kolegów, a tych, z których nie był zadowolony, wykorzystywał w inny sposób. Bardzo tęsknił za nimi wszystkimi, gdy był w wieży Gryffindoru.
Ale...
W tych lochach było cholernie zimno.
A bogato rzeźbione krzesła były strasznie niewygodne.
Draco zapatrzył się w ogień.
No cóż. Przynajmniej jestem bardzo przystojnym bohaterem tragicznym.

*

Hermiona rozejrzała się po pokoju wspólnym, wyraźnie skonsternowana.
Gryfoni byli – nie można było w inny sposób tego określić – przybici.
Harry i Ginny pogrążyli się głęboko w leniwej konwersacji i rumienili się, krążąc wokół krępujących tematów. Seamus nadal nie do końca odzyskał równowagę i trochę niespokojnie kiwał się w tył i w przód.
Dean Thomas zabrał z pokoju swoją gitarę i przeglądał nuty do melodii, którą kiedyś planował uświetnić następny występ Puszka. Wyglądał na zbyt przygnębionego, żeby zagrać choć jeden akord.
Parvati i Lavender pocieszały się pustymi kartonikami po mleku.
Neville zrobił kawę i strapiony wpatrywał w kubek napoju, którego nie znosił.
To chyba przez tę pogodę, pomyślała Hermiona. Na zewnątrz jest wilgotno i mglisto, prawdopodobnie dlatego wszyscy mają takie ponure nastroje. Pewnie dlatego też pokój wspólny wydawał się taki... pusty, pozbawiony... iskry życia.
Ron siedział z głową ukrytą w ramionach.
- Może powinieneś iść do łóżka – zasugerowała delikatnie Hermiona.
- Nie! – na twarzy Rona widniało przerażenie. – Nigdy więcej nie położę się w tym łóżku! To łóżko jest przeklęte, zostało skalane! To łóżko musi zostać spalone!
- Eeee... Masz rację... - pocieszająco położyła rękę na ramieniu Rona.
- I nie mogę sobie poradzić z tym zadaniem z eliksirów! – krzyknął Ron. – Dlaczego to wszystko nagle stało się takie trudne?
- Nie mam pojęcia.
- I dlaczego wszystko jest takie nudne? – denerwował się Ron. – Co się ze wszystkimi dzieje?
Rona zbyt łatwo było przejrzeć. Nie mógł ukryć swoich uczuć przed innymi, nawet jeśli ukrywał je sam przed sobą.
- Ron, tego nikt nie wie – uspokajała go Hermiona. – To nic złego, że tęsknisz...
- Za nim? – wrzasnął Ron, reagując zbyt emocjonalnie jak na bezpodstawny zarzut. – Tęsknić za tym perfidnym łotrem?! Za tym wężem w skórze szczura? Wcale za nim nie tęsknię, ja...
Głosy wokół Rona powoli zamierały, cisza stawała się coraz głębsza, gęstniała, aż w końcu zapadło głuche milczenie. Zdumieni Gryfoni wpatrywali się w punkt ponad jego ramieniem. Wszyscy czekali, co się zaraz zdarzy.
A, faktycznie, było na co czekać.
- Powinniście częściej zmieniać hasło – wycedził Draco Malfoy. – Bo inaczej mógłby tu wejść jakiś perfidny łotr.



Rozdział dziewiąty
Mój przyjaciel Draco



Hermiona była osobą, która każdy przedmiot studiowała bardzo szczegółowo.
Najdokładniej studiowała oczywiście księgi, ponieważ były one tym, co kochała najbardziej.
Tylko dwóch chłopców kochała na tyle, żeby gruntownie zgłębić tajniki ich osobowości - Harry`ego i Rona znała już praktycznie na pamięć. Poza tym żywiła ciepłe uczucia w stosunku do kilku innych osób - ciemne strony ich psychiki analizowała z tą samą skrupulatnością, z jaką wczytywała się w przypisy – taką osobą był na przykład profesor Lupin.
Jak do tej pory znalazł się tylko jeden człowiek, któremu przyglądała się z wielką uwagą wyłącznie dlatego, że go nie lubiła.
Owszem, profesor Snape był personą wyjątkowo antypatyczną, ale nie zatruwał jej życia. Crabbe’a i Goyle’a dało się przejrzeć bardzo szybko. Byli prości niczym książeczki dla dzieci – krótkie słowa i nieciekawa treść.
Draco Malfoy był inny.
Gdyby był książką, przypominałby pewnie jeden z tych potwornych podręczników Hagrida – niemożliwy do przeczytania i często bardzo złośliwy. Jeśli z wielkim trudem udawało się go w końcu otworzyć i rzucić okiem do wnętrza, wydawało się ono pełne sprośnych treści, niezrozumiałych zdań spisanych zatrutym piórem i pozostawiało w przekonaniu, że istota rzeczy została zakodowana.
Próbowała go rozszyfrować, bo ten drań cały czas ich prześladował. Z codziennych obserwacji wynikało, że jest próżny, złośliwy i zdecydowanie zbyt przystojny, żeby mogło mu to wyjść na dobre. Czytając jednak między wierszami, dowiedziała się kilku innych rzeczy.
Ten chłopak był ekshibicjonistą.
Był zepsuty do szpiku kości. Jeśli chciał czyjejś uwagi, po prostu przyciągał ją przemocą. Harry nie musiał się starać o to, żeby ludzie go dostrzegali i zawsze wprawiało go to w zakłopotanie. Ron rozpaczliwie pragnął znaleźć się w centrum zainteresowania, ale nie miał pojęcia jak do tego doprowadzić i jak się potem zachować.
Draco Malfoy potrafił sprawić, że każdy go znał; był w stanie przykuć wzrok wszystkich obecnych, a kiedy na niego patrzyli, przyodziewał się w ich spojrzenia z nonszalancją godną wielkiego księcia zakładającego jeden z setek swoich płaszczy.
Hermiona pamiętała, jak żywiołowo kpił z Harry`ego przy stole Slytherinu i jak jego wystąpienie przyciągnęło uwagę Krukonów i Puchonów. Nie mogła zapomnieć tej chwili, gdy zaczął odczytywać artykuł Rity Skeeter i lżył Harry`ego, a na dźwięk jego donośnego głosu obróciły się ku niemu wszystkie twarze. Nadal rozbrzmiewał jej w głowie ten ton, którym wabił tłumy, zawsze i wszędzie. Wiedziała, że swoją osobą Draco jest w stanie przyćmić wszystko. Cokolwiek by nie robił – udawał, że został śmiertelnie raniony przez hipogryfa, drwił głośno z walentynek czy po prostu przechadzał się po szkole w ten szczególny To-Wielki-Zaszczyt-Dla-Ziemi-Że-Kalam-Nią-Me-Stopy sposób - skupiał na sobie całą uwagę.
Właśnie tak jak teraz, gdy stał w pokoju wspólnym i z wyraźnym rozbawieniem przyglądał się osłupiałym Gryfonom.
- Malfoy! – wybuchnął Ron, wychodząc nagle ze stuporu. – Co ty tu robisz?
Ślizgon zwrócił się do Rona.
- Cóż, miałem nadzieję, że złapię Pottera pod prysznicem i poprzytulam się trochę do niego – ironizował. – Mam zamiar zaliczyć po kolei wszystkich chłopców z Gryffindoru, nie wiedziałeś?
W głębi pokoju rozległ się rumor. Kilka osób spojrzało w tę stronę.
- Jak mogłeś, Malfoy! – krzyknęła zrozpaczona Hermiona. – Seamus jest taki wrażliwy.
- Och, Irlandczycy są twardzi jak skała – odparł Malfoy lekceważąco. – Nic ich nie dobije. Poznałem paru zeszłego lata.
- Lavender! – syknęła Hermiona.
- Co? Ach... – Lavender z trudem oderwała wzrok od Malfoya i pospieszyła na pomoc swojemu chłopakowi.
Seamus upadł i nawet nie próbował wstać. Leżał na podłodze popiskując słabo i bełkocząc coś niezrozumiale.
- Więc, nie ma dzisiaj szans na Pottera? – dopytywał się Malfoy. – Kto więc zaspokoi moje przemożne pragnienie posiadania własnego gryfońskiego termoforu? Ostrzegam, bez tego nie pójdę spać. Dzięki, Longbottom.
Na szczęście dla zdrowia psychicznego wszystkich zainteresowanych, Malfoy nie wyrażał Neville’owi swojej wdzięczności za zgłoszenie się na ochotnika do roli termoforu.
Zaskoczony Neville spojrzał na swoje puste ręce. Przyczyną jego zdumienia mógł być fakt, że kawa, którą trzymał, zniknęła, lub też to, że Malfoy właśnie mu podziękował.
Draco napił się kawy i powiódł niewinnym spojrzeniem po twarzach otaczających go osób.
Zafascynowani Gryfoni wpatrywali się w niego z otwartymi ustami.
Jakby był co najmniej noworocznym pokazem sztucznych ogni Filibustera, pomyślała Hermiona, zirytowana.
Najgorsze jednak, że cała ta sytuacja była dużo bardziej interesująca od snucia tęsknych wspomnień o szczurze.
Malfoy podszedł do kominka i wyciągnął się przed nim wygodnie; zupełnie jakby był u siebie w domu. Hermiona oczekiwała, że ktoś (khem, Ron, khem) zareaguje i wywali (albo wykopie) go stamtąd. Widocznie jednak, jego absolutnie bezwstydnie, bezceremonialne zachowanie spowodowało chwilowy niedowład mięśni u większości Gryfonów.
Na dodatek zdradziecki kot Hermiony błyskawicznie usadowił się na brzuchu Malfoya, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć głośno jak Hogwart Express.
Połowa dziewcząt w pokoju patrzyła na zwierzaka z szaloną zazdrością.
- Krzywołapek! – wrzasnęła Hermiona.
Malfoy uniósł brew.
- Masz kłopoty z nazywaniem rzeczy po imieniu, prawda Hermiono? Biedny kotek. Dobry kotek. Tak, jesteś ślicznym kotkiem.
I pomyśleć, że nadszedł dzień kiedy Hermiona zobaczyła jak Malfoy pieści jej kota!
Aczkolwiek ze sposobu, w jaki to samo zdanie wypowiedział Harry, można by wnioskować, że chłopcy ujrzeli coś znacznie bardziej potwornego.
- Lubię koty – mówił Malfoy łagodnym głosem. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby był zupełnie nieświadomy faktu, że wszyscy obecni gapią się na niego. – Krzywołapek i ja mieliśmy okazję poznać się dość dobrze, gdy byłem szczurem. Jest świetnym gawędziarzem. Słyszeliście o jego nieszczęsnej pomyłce, która zdarzyła się, gdy spotkał profesor McGonagall w jej animagicznej postaci?
W tle rozległy się szepty i chichoty, więc Hermiona w końcu zareagowała.
- Zmyślasz, Malfoy – prychnęła wściekle.
- Czy te oczy mogą kłamać ? Chyba nie. Czy ja mógłbym...
Hermiona zakrztusiła się ze złości.
- Zupełnie jak w M jak Miłość – szepnęła nagle Lavender do Parvati. – Wiesz, wtedy jak Piotr wrócił do domu i zastał Madzię i Kamila razem.
Podekscytowany Malfoy chwycił krzesło i usadowił się między nimi.
- Madzia i Kamil są razem? – zapytał. – A co z Pawłem?
- Paweł zamieszkał w klubie, razem z Piotrkiem – odparła Parvati, nieco zakłopotana.
- Ale Piotrek jest z Kingą! – zawołał Malfoy, wyraźnie poruszony.
- Dziwisz się? Przecież Kinga zdradza go z Adamem – wyjaśniła rozsądnie Parvati, z rosnącym entuzjazmem.
- To Adam nie sypia z Olą?
- Tak, ale też ją zdradza. A Madzia musiała wyjść za Saszę, bo chciała studiować psychologię.
- Ach, więc to dlatego jej ojciec znalazł u niej w pokoju męską bieliznę! A tyle się nagłowiłem, skąd ona ma nagle tyle pieniędzy.
Kiedy Hermiona wybłagała pozwolenie na posiadanie telewizora, żeby oglądać wiadomości ze świata mugolskiego, nie spodziewała się, że jej koleżanki z pokoju uzależnią się od popapranych mydlanych oper.
A już na pewno nie podejrzewała, że uzależni się od nich Malfoy.
Wszyscy obecni obserwowali jak Malfoy z wielkim zaangażowaniem, żywo gestykulując, dyskutuje na temat obscenicznych, wyuzdanych związków.
Cóż, wszyscy wiedzieli, że Ślizgoni uwielbiają tego rodzaju rzeczy.
Ron stęknął z obrzydzeniem i wrócił do bezmyślnego gapienia się w zadanie z eliksirów.
Malfoy niebezpiecznie przechylił się na krześle i zajrzał mu przez ramię.
- Musisz dodać do tego skórę boomslanga – łaskawym tonem udzielił mu wskazówki. – Inaczej umrzesz.
- Nie potrzebuję twojej pomocy – zdenerwował się Ron.
- Owszem Weasley, potrzebujesz jej bardzo. Jesteś żywym przykładem słownikowej definicji wyrazu „nieporadny”.
- I przestań mi przeszkadzać!
- Och, za nic nie chciałbym być przeszkodą na twojej drodze szkolnych niepowodzeń.
- Zostaw Rona w spokoju – prychnęła Hermiona, a Seamus histerycznie przytaknął – i powiedz, co ty tu właściwie robisz?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, pani – odparł Malfoy. – Przyszedłem aby się zemścić. I aby wynieść stąd tyle trofeów myśliwskich, ile tylko zdołam.
Gryfoni osłupieli.
Draco doszedł do wniosku, że to u nich dość częsty stan.
- Reasumując – powiedział, wyraźnie uszczęśliwiony. – To ja byłem szczurem. Tra la la... I kto by się tego spodziewał po małym Draco? Tak czy inaczej, spędzałem czas w otoczeniu moich sług, haremowych niewolników i... och, zapomniałbym... śmiertelnych wrogów. Hm... to dość skomplikowane.
- Może Ślizgoni w końcu doszli do wniosku, że muszą się ciebie pozbyć – zasugerowała Hermiona. – Świetnie ich rozumiem.
Malfoy zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym co powiedziała.
- Nie – powiedział pewnym głosem. – My, Ślizgoni, jesteśmy szczerymi i prostymi ludźmi. Po co zawracać sobie głowę transfiguracją, skoro istnieje coś takiego jak morderstwo doskonałe?
Właściwie, im dłużej Hermiona go słuchała, tym bardziej zaczynała jej się podobać ta druga opcja.
Malfoy rozparł się na krześle i przeciągnął leniwie. Wszystkie kobiety w pokoju wyciągnęły szyje, żeby mieć na niego lepszy widok.
Hermiona rzuciła Ginny potępiające spojrzenie. Ginny wzruszyła ramionami.
No naprawdę, rude to wredne jędze.
- Trochę się tutaj pokręcę – stwierdził Draco radośnie. – Wniosę nieco słońca do waszego ponurego życia. Przyozdobię ten niegustownie urządzony pokój wspólny. I będę knuł plany zniewolenia i torturowania jednego z was.
Ręka Deana Thomasa drgnęła nerwowo, trącając struny – gitara zareagowała, wydając wyjątkowo nieharmonijny akord.
Podekscytowany Malfoy zerwał się z krzesła.
Hermiona była zła na siebie, że nie uszło jej uwadze, z jakim wdziękiem to zdobił. Doszła do wniosku, że nikt w tych czasach nie potrafi już w tak wyrafinowany i pełen gracji sposób poderwać się z krzesła.
- Oooo! To mugolski instrument? Taki, na którym można grać mugolską muzykę? Taki jak mają Butelsi?
Hermiona pomyślała, że błędnie wypowiedział nazwę zespołu.
Dean ostrożnie skinął głową.
- Wspaniale! – ucieszył się Draco. – Naucz mnie jak sprawić, żeby wydawał dźwięki.

*

I... tak się zaczęło.
Parvati i Lavender bujały w różowych obłokach, odurzone oparami szczęścia. Ginny (Jędza!) wyglądała, jakby się nieźle bawiła. Dean wydawał się niemal zaprzyjaźniony z Malfoyem. (Nigdy nie ufaj gitarzyście.) Neville został jego chłopcem na posyłki.
Harry był zszokowany, a Ron modlił się z zamkniętymi oczami, żeby to wszystko już się skończyło. Seamus brał Prozac, który przysyłali mu z domu.
Hermiona go obserwowała.
Malfoy rozkładał się w jej sypialni i, leżąc w otoczeniu rozchichotanych dziewcząt, z zafascynowaniem oglądał kolejne odcinki „M jak miłość”.
Włączenie muzyki powodowało u niego atak wariackiego szczęścia.
Radośnie zwinął Deanowi gitarę i nauczył się na niej grać w ciągu tygodnia. Potem absolutnie nie zgodził się jej oddać.
Kiedy zauważył plakaty Deana, torturował postaci futbolistów - wbijał w nie pinezki, żeby zaczęły piszczeć.
Gdy grał w eksplodującego durnia, nie starał się nawet ukryć, że oszukuje. Nawet po setkach prób wyjaśnienia mu, co oznacza gra fair play, nie potrafił zrozumieć, o co w tym chodzi.
Potem wyzwał Rona na pojedynek na szachy czarodziejów i wygrał. Przez cały czas piał peany na swoją cześć, aż w końcu Ron zdzielił go szachownicą.
Zwędził Harry`emu egzemplarz „Quidditcha przez wieki”, przeczytał go od deski do deski, a następnie zażarcie dyskutował z Harrym na temat Zwodu Wrońskiego. W końcu wymiana zdań zmieniła się w wymianę ciosów i przerodziła w bitwę na miotły.
Widząc to, Seamus zaczął bełkotać o symbolach fallicznych i wybiegł z pokoju, żeby zażyć dodatkową porcję Prozacu.
Ślizgoni byli bardzo zadowoleni, że ich kapitan dzielnie walczy na linii frontu, doprowadzając Gryfonów do utraty ich małych rozumków.
Hermiona stwierdziła, że zachowanie Malfoya jest skandaliczne, i że prawdopodobnie jest on najbardziej denerwującym człowiekiem na całym świecie.
Była przerażona, gdy uświadomiła sobie, że zaczyna się do niego przyzwyczajać.

*

- Wytłumacz mi, dlaczego paradujesz w samej bieliźnie?
Ten nieprawdopodobnie malfoistyczne pytanie zostało zadane przez jedyną latorośl tego przeklętego rodu. Draco - z Krzywołapkiem zwiniętym na piersi – leżał w swoim zwykłym miejscu przy kominku. (To szczyt wszystkiego! Żeby Malfoy miał tu swoje miejsce!)
Dean Thomas spojrzał na swoje dżinsy, a potem, nieco zdumiony, na rozmówcę.
- Eeee... brałeś Prozac Seamusa? Bo wiesz, eee... te leki czasem mogą zaszkodzić.
- Ale jaki odlot! – odparł Draco. – Tak czy inaczej, ten samolubny irlandzki dupek nie pozwala mi się nawet do siebie zbliżyć. Pytałem po prostu, dlaczego chodzisz nie ubrany?
- Nie ubrany?
- Jeśli chcesz, żeby kobiety na twój widok dostawały paroksyzmów żądzy, lepiej zainwestuj w Eliksir Wielosokowy i zapłać mi olbrzymią kwotę za kilka moich włosów.
- Malfoy, przestań bredzić – niemal grzecznie zwrócił mu uwagę Potter.
Czy ktoś w ogóle uświadamia sobie, co się tu dzieje? - oburzyła się Hermiona w myślach. To się rozprzestrzenia i daje przerzuty! Ten chłopak jest wysokim, blondwłosym, zabójczym, złośliwym nowotworem.
- Nie rozumiem o co ci chodzi – zastanawiał się Dean. – Ach... dostałem od mamy na urodziny nowe Levisy. Chodzę w nich w pokoju wspólnym.
Malfoy wybuchnął tym swoim czarującym... obrzydliwym!... śmiechem.
- Tak. Levisy. Coś takiego nie istnieje.
To samo powiedział wczoraj o „moralności”.
To właśnie Hermiona zorientowała się w końcu, o co mu chodzi.
- To mugolskie spodnie – wyjaśniła. - Pamiętasz jak ludzie byli ubrani podczas finału mistrzostw świata w quidditchu?
Najwidoczniej Malfoyowie nie kłopotali się stosowaniem tego rodzaju wybiegów. Hermiona przypomniała sobie czarodzieja, który na mistrzostwa przebrał się w sukienkę. Wysoko urodzeni czarodzieje mieli skrzywiony obraz świata mugoli.
- Mugole chodzą po ulicach w bieliźnie? Toż to musi być skandaliczne miejsce... pełne publicznego obnażania się i orgiastycznych zabaw! – podsumował tęsknie Draco. – Chciałbym to zobaczyć.
- Nigdy nie byłeś w mugolskim świecie? – zapytał Ron, porzucając udawanie, że nie przysłuchuje się rozmowie.
- Oczywiście, że nigdy nie byłem w mugolskim świecie! – poinformował go Draco wyniośle. – To absolutnie... Moi rodzice umarliby chyba ze strachu.
Ron wyglądał jakby mu współczuł.
- Wiem coś o tym. Moi nawet Percy`emu nie pozwalają jeszcze chodzić po Nokturnie.
- Po Nokturnie? Czarujące miejsce. Grywałem tam w kulki jak byłem mały.
- Spreparowanymi czaszkami, jak na Malfoya przystało? – wtrąciła Hermiona sarkastycznie.
Malfoy uśmiechnął się rozmarzony.
- Uwielbiam tę grę.
- Słuchaj, ja wcale nie noszę bielizny! – krzyknął Dean. – Ee... To znaczy chciałem powiedzieć...
- Wygląda jak bielizna – stwierdził Draco.
- A jaką ty nosisz bieliznę? – zapytał Harry zaintrygowany.
U Seamusa, który właśnie wchodził do pokoju, natychmiast pojawiły się objawy napadu lęku, z hiperwentylacją włącznie.
- No wiesz... Normalną – odparł Draco. – Ineksprymable*.
Ron zakaszlał.
Dean potrząsnął głową.
- Hej, ja nic nie mówię, że wy, Gryfoni, nosicie koszmarne podkoszulki w hipcie, albo te bieliźniane dżinny - powiedział Draco sucho.
- To nie jest bielizna – prychnął Dean. – Słuchaj, to śmieszne. Chodź do mojego pokoju. Eeee... będziesz mógł się pozbyć tych gaci.
Zaciekawiony Draco podążył za nim.
W momencie, kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Seamus zemdlał i upadł na podłogę.
Lavender podnosiła go właśnie, kiedy Draco Malfoy wrócił, ubrany w czarny podkoszulek i dżinsy.
Seamus wypadł jej z rąk.
- Ummm... Na Deanie tak nie wyglądają – wymruczała Parvati.
- Uhm – jęknęła Lavender bliska omdlenia.
Ginny zamknęła oczy i zaczęła żarliwie mamrotać pod nosem mantrę „Kocham Harry`ego”. Brzmiało to dość rozpaczliwie.
Istotnie, różnica pomiędzy chudym i nieco tyczkowatym Deanem, a szczupłym i harmonijnie umięśnionym Draco, była olbrzymia.
Draco spojrzał po sobie.
- Trochę dziwnie – powiedział, pochylając głowę. Grzywa jasnych włosów opadła mu na twarz. – Jakoś tak... nieprzyzwoicie. Co ma swoje dobre strony, oczywiście.
Poruszał się trochę na próbę.
- Achhh... – jęknęła Lavender.
- W porządku – powiedział Dean. – Teraz już wierzysz, że to nie bielizna? No, to możesz je ściągnąć.
Parvati wyglądała jakby przysięgała wszystkim bogom, że jeśli to zrobi, to ona do końca życia będzie grzeczna.
- Myślę – odparł Draco przyglądając się badawczo twarzom dziewcząt – że na razie je zatrzymam.
- Wyskakuj ze spodni, Malfoy!
Seamus otworzył na moment oczy i zemdlał znowu.
- Ponoszę je tylko trochę, tylko małą chwileczkę – przyrzekał Draco solennie.
W ten sposób Dean został pozbawiony spodni, podobnie jak wcześniej gitary.
- Hermiona? – odezwał się Harry zaniepokojonym tonem. – Dobrze się czujesz? Jesteś cała czerwona...
- Tak! Świetnie! Nigdy nie czułam się lepiej! – odpowiedziała Hermiona szybko, ukrywając twarz w książce. – Absolutnie dżinsowo. Znaczy, morowo!

*

Podczas obiadu dżinsy Draco wzbudziły wielką sensację.
Kilka dziewcząt zaczęło pisać walentynki (piętnastego grudnia!). Pansy Parkinson była zachwycona, a przy tym nieco zdumiona, że te wszystkie ofiary z dzieci ostatecznie przyniosły efekt.
Trochę mniej entuzjastycznie zareagowała profesor McGonagall.
- Panie Malfoy! A cóż to za przebranie?
Malfoy obrzucił ją kryształowo niewinnym spojrzeniem srebrzystych oczu.
- Mój mundurek - odparł dumnie.
- Proszę?!
- Według przepisów, szata szkolna może zostać zmodyfikowana, w zależności od preferencji ucznia – wyjaśnił Draco niewinnie. – Sprawdziłem.
McGonagall wbiła wzrok w czerń jego koszulki i spodni.
Draco posłał jej zwycięskie spojrzenie.
Profesor Nagle-Uderzona-Tym-Kolorystycznym-Podobieństwem-Do-Snape`a odwróciła się z godnością i odeszła.
- Och, jakże mój męski urok jest skuteczny – stwierdził Draco. – Longbottom, kawa.
Jego kawa już od pewnego czasu stała przygotowana, obok Neville’a, który z zainteresowaniem obserwował to decydujące starcie. Chłopak odwrócił się, by po nią sięgnąć i potrącił kubek łokciem.
Wszyscy spojrzeli w tę stronę.
A było na co popatrzeć.
Rozlana na obrusie kawa niespodziewanie wypaliła w nim dziurę.
- Wygląda na to, że jakiś gryfoński figlarz wybrał jednak opcję morderstwa – odezwał się Draco, przerywając nieprzyjemną ciszę. – Longbottom, inna kawa. I nie tak szatańska.
- Eee... naprawdę zrobiłeś sobie ubranie ze szkolnej szaty? – zapytał Neville, rozpaczliwe chcąc nawiązać dialog.
- Czy ja wyglądam na skrzata domowego? – odparł Draco i z niewzruszonym spokojem odszedł w stronę swojego stołu.
Hermiona, której było niedobrze ze strachu, opanowała się na tyle, żeby obrzucić go w końcu odpowiednio drwiącym spojrzeniem.
No dobrze, może przy okazji nieco obmacała go wzrokiem. Tylko troszkę.
Przecież była tylko człowiekiem.
Ale zupełnie nie obchodziło jej, że mogło mu się coś stać. W ogóle.
- Chciałbym, żeby go szlag trafił – powiedział Ron.
- Yyyy, tak – zgodziła się Hermiona. – Ja też.

*

Tego wieczoru Draco nie pojawił się w pokoju wspólnym Gryffindoru.
W pięć minut po czasie, kiedy zwykle się pojawiał, wybuchła panika.
- To tylko mały szczurek! – krzyczał Ron. – Na pewno zrobili mu coś strasznego!
Zrozpaczona Lavender głośno wycierała nos w chusteczkę.
- Nie można ufać tym Ślizgonom – ponuro stwierdził Harry.
- To bardzo źli ludzie – wtrąciła płaczliwie Parvati.
- Czy wyście wszyscy powariowali? – oburzyła się Hermiona. – To Malfoy! Znany jako gwiazda Slytherinu, sprawca strasznych rzeczy, zły człowiek, który mniej złych ludzi zjada na śniadanie!
- Pamiętam jak wsadzał swoje maleńkie łapki do kawy – powiedział Ron bliski płaczu.
- I jak ruszał tym swoim noskiem – dodał Harry.
Seamus dostał drgawek.
- Jest taki słodki i taki bezbronny – chlipnęła Lavender.
– Czy tu wszyscy zażywają Prozac Seamusa?!
Ron spojrzał na Hermionę z wyrzutem.
- Musimy coś zrobić – odezwał się. – Harry, weźmiemy twoją pelerynę niewidkę i pójdziemy wydostać biednego Puszka z tej jaskini zła i rozpusty.
- Słuchaj, skoro jest w jaskini zła i rozpusty, prawdopodobnie wścieknie się, że mu przeszkadzacie!
- Niektórym to na niczym nie zależy – odrzekł Ron jadowicie.
W końcu Hermiona zdecydowała się im towarzyszyć. Nie żeby choć trochę się niepokoiła. Ale ktoś musiał pilnować, żeby chłopcy nie wpakowali się w jakieś tarapaty.

*

Draco spokojnie balansował na krawędzi snu.
Jestem małym ciasteczkiem w piekarniku, pomyślał. Słodkim, ciepłym i... cóż, może nie posmarowanym czekoladą i bitą śmietaną, ale proś o co chcesz.
Niektóre rzeczy musisz zdobyć, kiedy inni nie patrzą.
Był już bliski zapadnięcia w słodki sen, kiedy nagle zaalarmowały go głosy, dochodzące zza drzwi. Ktoś próbował włamać się ukradkiem, ale robił to bardzo nieudolnie.
Na pewno nie Ślizgoni. To pewnie tylko sen.
- Gdzie idziemy?
- No, do jego sypialni...
- Wiedziałam, że to był zły pomysł...
- Spdjestd – powiedział Draco, jednakże ten wulgarny wyraz irytacji był nieco stłumiony. Głupi sen. Dlaczego miał taki głupi sen? U wuja Hannibala też się zaczęło od głupich snów...
Harry, Ron i Hermiona wtargnęli do pokoju.
A potem miał halucynacje na jawie...
- O, cześć Malfoy – przywitał się Harry. – Eeee.... przyszliśmy tylko sprawdzić czy żyjesz.
Zaraz, ta debilna przemowa musiała wyjść z ust Gryfona.
Draco chwycił kołdrę i podciągnął ją pod brodę.
- Hermiona! – krzyknął przerażony. – Wyjdź stąd! Jestem nie ubrany!
Harry popatrzył na niego.
- Przecież masz na sobie całkiem przyjemną piżamę – zdziwił się.
- No właśnie!
Hermiona, którą dziwnie rozproszył widok uroczo... znaczy, koszmarnie! rozczochranego, odzianego w piżamę Draco, w końcu pozbierała się i obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.
- Gdzie byłeś młody człowieku? – zapytała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Och, nie! – błagał Draco. – Mówisz zupełnie jak profesor McGroźna. Bolała mnie głowa, więc się położyłem. To prawdopodobnie najbardziej niewinna rzecz, jaką w życiu zrobiłem. Co wy tu robicie?
- Eeee...
- Martwili się o ciebie – wyjaśniła oschle Hermiona.
- Och, ty też tu jesteś – odciął się Harry.
- Martwiliście się... – powtórzył Draco matowym głosem.
- Cóż, to niebezpieczne miejsce – mruknął Harry.
- A ja jestem niebezpiecznym człowiekiem – powiedział zadowolony z siebie Draco. – I mieszkam tu prawie siedem lat! Głupki.
Draco nie mógł uwierzyć w takie brednie.
Bo to brednie. Zaraz się zemści, aż im w pięty pójdzie.
- Wiecie co? Jesteście żałośni – kontynuował radośnie. – Nie możecie wytrzymać beze mnie jednej nocy? Cóż to za nagłe szaleństwo na moim punkcie?
Harry, nie kryjąc obrzydzenia, myślał oczywiście nad szczerą odpowiedzią.
- Chyba... i nie myśl, że nie biorę pod uwagę tej twojej wypowiedzi... możliwe, że po tej całej szczurzej sprawie i w ogóle, poniekąd polubiliśmy cię... jakby... trochę – zakończył.
Stalowe oczy Ślizgona rozszerzyły się ze zdumienia.
- Och.
Draco zaniemówił, a Hermiona chciała wykorzystać tę rzadką chwilę, gdy nie mógł wydobyć z siebie głosu i podjęła próbę, aby w jakiś w miarę wiarygodny sposób zaprzeczyć temu szokującemu wyznaniu.
Nie potrafiła.
Cholera.
Kiedy wszystko inne zawodzi, postaw na umysł i instynkt. To broń niebezpieczna i zabójcza. - No cóż, nawet jeśli cię... no wiesz – odezwała się – musimy zadać ci kilka pytań.
Draco był podejrzliwy.
- To coś jak egzamin? Będę musiał przygotować jakiś projekt? – zapytał ostrożnie.
Gryfoni przysiedli na jego łóżku.
- Och, czujcie się jak u siebie w domu. W ogóle nie zamierzałem iść spać.
- Tylko, żeby sprawdzić czy nie jesteś zły – uspokoił go Harry.
Draco obrzucił go zdumionym spojrzeniem.
- Co? Ja jestem zły, Potter! Haloooo. Gdzieś ty do tej pory był?
- Tak Malfoy, wiemy, że jesteś kłamliwym, pozbawionym moralności dupkiem – zapewniła go Hermiona.
Draco był wyraźnie usatysfakcjonowany.
- Sprawdzimy tylko, czy nie jesteś sługą Czarnego Pana.
- Malfoyowie nie są sługami ciemności – mruknął Draco. - Malfoyowie są oficerami w służbie złych mocy.
- Khem... – zaczęła Hermiona. – Jeśli twój ojciec kazałby ci czołgać się w pyle pod stopami twojego pana, zrobiłbyś to...?
- W moim nowym ubraniu? Chyba śnisz!
- Jeśli kazałby ci odprawić mroczny rytuał, zrobiłbyś to...?
- Zapomnij o tym i skoczmy na drinka. Jestem za młody na takie zabawy.
- Uważasz, że Mroczny Znak jest...?
- Och, paskudny i zupełnie nie przerażający. Czy zło nie mogłoby być trochę bardziej gustowne? A poza tym, cóż, czy tacy ludzie w ogóle mogą mienić się złymi i podstępnymi? Popatrzcie na te rzucające się w oczy, wielkie znaki na ich ramionach. Zupełnie niepozorne, ha ha! I oni nazywają siebie Ślizgonami! Ha!
- I ostatnie pytanie. Najważniejsze – rzekł z naciskiem Harry. – Jeśli kazaliby ci obciąć sobie rękę na rozkaz Voldemorta...
- Miałbym się oszpecić? Jesteś zboczonym świrem, Potter!
Gryfoni zamilkli i spojrzeli po sobie.
- No cóż... – podsumowała Hermiona. – Praktycznie rzecz biorąc, zdał. Ale to są złe odpowiedzi.
Draco dumnie wypiął pierś.
Harry nakrył ręką jego dłoń.
- Witamy w drużynie – oznajmił z chłopięcym uśmiechem.
- Nie ma potrzeby, żebyś mnie dotykał, Potter – powiedział groźnie Draco, nieco spłoszony. – To był taki żart, prawda? A teraz, czy bylibyście tak uprzejmi i zeszli z mojego łóżka?
- To oznacza, że teraz musisz być dobry – wyjaśnił Ron.
- Ha! Czekaj tatka latka!
- Albo przynamniej trochę mniej zły – ustąpiła Hermiona.
- Czy będę mógł iść spać, jeśli się zgodzę?
- Tak!
- A dostanę pensję?
- Nie!
- Hmm... no dobrze.
- Widzisz, Draco? – powiedział Harry serdecznie. – Czy to nie jest przyjemne? A przecież mogło tak być od razu. Gdybyś kilka lat temu, w pociągu, nie był takim dupkiem!
- Nie byłem dupkiem! – oburzył się Draco. - Ten rudowłosy gamoń wyśmiewał się z mojego imienia! Musiałem mu dać nauczkę!
Gryfoni spojrzeli na niego ze zdumieniem.
- Cóż, jestem nieco drażliwy, jeśli chodzi o moje imię – burknął Draco. – Jest w szkolnym motcie, wiecie. Najpierw dali mi takie imię, a potem kazali się tu uczyć. Rodzice potrafią być naprawdę okrutni. Dlaczego nie nazwali mnie od razu Neville Longbottom Malfoy? Nie musieli się aż tak wysilać...
Ron najwidoczniej mu nie współczuł. Nieczuły typ.
- Więc przez całe siedem lat zamieniałeś nasze życie w piekło tylko dlatego, że jesteś przewrażliwiony na punkcie swojego imienia?
- My, Malfoyowie, jesteśmy mściwym rodem – odparł Draco.
- Jesteś chory... – stwierdziła Hermiona, gdy wychodzili z pokoju.
Ostatnią rzeczą jaką ujrzała, była ta okropnie denerwująca mina zadowolonego z siebie Draco.
Kiedy zamykali za sobą drzwi, jedynie Hermiona była ukryta pod peleryną. Harry i Ron odwrócili się, napotykając zdumiony wzrok kogoś stojącego w głębi korytarza.
- Cześć – powiedział Harry z niewinnym uśmiechem. – Właśnie odwiedzaliśmy Draco. Nie wchodziłbym tam na twoim miejscu. Jest w łóżku.
Kilka minut później Ślizgoni starali się ze wszystkich sił powstrzymać Pansy Parkinson przed popełnieniem samobójstwa.
Następnie zaapelowali o natychmiastowe dostarczenie Seamusowego Prozacu.
Harry, Ron i Hermiona wyszli na korytarz i spojrzeli po sobie.
- Więc... to znaczy, że lubimy Malfoya? – zapytał Ron niepewnie.
- Na to wygląda – odparł Harry.
Milczenie.
- Więc – dopytywał się Ron – czy w takim razie w lecie spadnie śnieg? I mamy teraz miodowy miesiąc?
- Jestem pewna, że usłyszymy o tym w prognozie pogody – powiedziała Hermiona.

*

Wkrótce zaczęły się spekulacje na temat meczu Gryffindor kontra Ravenclaw.
Wszyscy zastanawiali się, czy Ron będzie kibicował swojemu najlepszemu przyjacielowi, czy też swojej najlepszej dziewczynie. Mieliby niezłą zabawę, obserwując jak lata z jednego końca boiska na drugi, wykrzykując „Dalej Harry!” albo „Dalej kotku!”.
Wszyscy zastanawiali się także, czy Draco Malfoy będzie siedział w sektorze Ślizgonów, czy raczej z Gryfonami, z którymi ostatnio spędzał dużo czasu.
Niemniej interesującą kwestią było to, czy Draco włoży swoje dżinsy.
Włożył.
Profesor Snape nazwał go plamą na nazwisku Slytherina. Blaise Zabini nazwał go seksownym króliczkiem.
Draco zdecydował, że obaj przegięli.
Hermiona wcale nie była zaskoczona, widząc jak Draco, wymachując wielką zielono srebrną flagą, wspina się na trybunę Gryffindoru.
- W imieniu Slytherina obejmuję to miejsce w posiadanie – ogłosił, siadając obok niej. – Cześć, kochanie.
- Witaj, Malfoy - odpowiedziała Hermiona. – Szukałam czegoś na temat Eliksiru Wielosokowego.
- Intelektualistki są bardzo atrakcyjne – pochwalił ją Draco. – Nie mogłabyś zdobyć gdzieś pary takich małych okularków w złotych oprawkach?
Hermiona spojrzała na niego spod oka. Wydawał się tym zupełnie nie zbity z tropu.
Oczywiście, nawet osoby, które obnażają się w żeńskich klasztorach wykazują więcej poczucia przyzwoitości niż Malfoy.
- Wygląda na to, że problem, który pojawia się podczas użycia eliksiru do przemiany w zwierzę, można wykorzystać, aby uczynić ten stan permanentnym – albo przynajmniej, żeby trwał, dopóki zaklęcie nie zostanie złamane w, um, tradycyjny sposób poprzez...
- Tak, tak – przerwał jej Draco. – Proszę, pomiń tę kwestię.
- Ale to byłoby bardzo trudne – powiedziała poważnie. – Nie znam osoby na tyle dobrej w eliksirach, żeby potrafiłaby to zrobić... z wyjątkiem ciebie, mnie i Blaise Zabiniego.
- Cóż, to na pewno nie był Blaise – odparł z niezachwianą pewnością. – On uważa, że jestem seksownym króliczkiem. A ty jesteś kobietą, więc prawdopodobnie podzielasz jego zdanie.
Hermiona się zakrztusiła.
- Żebym tylko mógł sobie przypomnieć jakiś szczegół dotyczący tego człowieka – mruknął pod nosem, machinalnie klepiąc ją po plecach.
Myślał.
Wtedy, gdy ugryzł tego człowieka...
Czuł jakiś smak...
Jakiś... Nie był w stanie go nazwać... Ale mógłby go rozpoznać, gdyby znowu go poczuł.
- Przestań... mnie... walić... po... plecach... – wykrztusiła Hermiona.
Draco Malfoy wstał i głośno oznajmił:
- Muszę polizać każdego Gryfona!
Rozległ się odgłos głuchego uderzenia, coś jakby jakiś ścigający spadł z miotły.
Jeśli tak dalej pójdzie, mózg Seamusa ulegnie trwałemu uszkodzeniu.


Rozdział dziesiąty
Kobiety, wino(wajcy) i śpiew



Kiedy Madam Pomfrey wybiegła na boisko, żeby pomóc Seamusowi, Hermiona starała się opanować Draco.
- Siadaj i zamknij się!
Draco potrząsnął głową, a kosmyki jego platynowych włosów opadły mu na twarz. Ton jego głosu zmienił się jednak, gdy zauważył, że Hermiona trzyma go za rękę.
Zręcznie wywijając palce, schwycił jej dłoń i zszokowana Hermiona odkryła nagle, że patrzy w parę stalowych, rozmarzonych oczu, spoglądających na nią znad ich złączonych rąk.
- Nie martw się – wymruczał Draco miękko. – Jesteś pierwsza na mojej liście.
Hermiona pomyślała, że ludzie posiadający tak boską aparycję jak Malfoy, powinni przechodzić obowiązkowe testy, zanim dostaną prawo chodzenia po ulicy.
Pomyślała także, że Malfoy w nigdy życiu nie zdałby takiego testu, a następnie bezwstydnie starałby się uwieść egzaminatora.
Rozważania te pochłonęły ją tak bardzo, że zupełnie zaniedbała wyswobodzenie ręki.
Poważny błąd.
W momencie, kiedy zdała sobie z tego sprawę, na wewnętrznej stronie dłoni poczuła jego usta, a coś gorącego i wilgotnego przesunęło się wzdłuż jej linii życia.
Osłupiała, wpatrywała się w Draco. Jego oczy migotały pomiędzy kosmykami włosów jak roztańczone w smugach światła pyłki.
Uwaga wszystkich obecnych odwróciła się nagle od boiska.
Draco puścił jej dłoń sekundę wcześniej, niż miała szanse wyszarpnąć mu ją z oburzeniem.
- Nie, to nie ty – powiedział. – O rany. Zapowiada się długi i pracowity dzień. Kto następny? Jacyś ochotnicy?
Hermiona została niemal na śmierć stratowana przez pędzące ku niemu tłumy.

Harry Potter, Chłopiec, Który Wcale Nie Był Tym Wszystkim Rozbawiony, musiał ogłosić krótką przerwę, aby przekonać Draco, że w ten sposób nie znajdzie sprawcy przestępstwa.
Parvati i Lavender nie odzywały się potem do niego przez kilka tygodni.
Millicenta Bulstrode tak rozpływała się w zachwytach nad władczą naturą Harry’ego, że chłopak w końcu musiał zażyć Prozac Seamusa.
Potem do końca meczu chwiał się trochę na miotle.

*

Hermiona opędzała się od nagabujących ją Lavender i Parvati, więc poczuła wielką ulgę, gdy Lavender poszła do skrzydła szpitalnego, żeby odwiedzić Seamusa.
- Ale Hermiona... – jęczała Parvati. – Powiedz mi tylko jak...
- Nie! – odparła Hermiona zirytowana.
Ona, Harry, Ron i Ginny siedzieli przy stole i pisali list do pani Weasley. Hermiona starała się sprawiać wrażenie Naprawdę-Zbyt-Zajętej-Aby-Rozmawiać-O-Malfoyu. Tak-Nawet-O-Tym-Jak-Pachnie,-Parvati.
Czyjaś ręka trąciła ją w ramię.
- No dobrze! – zezłościła się Hermiona. – Dobrze! Pachnie jak pomarańcze, jeśli musisz wiedzieć. Jak pomarańcze i mroźne zimowe noce i...
- Nie przerywaj sobie – powiedział Draco troskliwym głosem. – To bardzo interesujące.
Hermiona zamilkła.
- Co porabiacie, moje małe Gryfogłąbki? – zagadnął ich przyjaźnie Draco i przysunął sobie krzesło.
- Piszemy razem list do mojej mamy – odparł ostrożnie Ron, przebiegając myślami pięćdziesiąt tysięcy obelg, którymi Draco obrzucał jego rodzinę.
Jednak pamięć Draco zdawała się szwankować w innych sprawach niż słodycze.
Jeśli chodzi o to, była niezawodna.
- Mówisz o tej kobiecie, która w zeszłym tygodniu przysłała ci te wspaniałe ciastka do kawy? Były wyśmienite.
- Naprawdę? A skąd niby mielibyśmy to wiedzieć, skoro wszystkie zjadłeś sam? – zapytał Harry.
- Możesz napisać coś od siebie, jeśli chcesz – zaproponowała Ginny, która zdawała się mieć słabość do Malfoya.
Hermiona często zastanawiała się, dlaczego otacza się rudzielcami.
Końcówka listu do pani Weasley wprawiła ją w oszołomienie i przerażenie.

Kochana Mamo,

Tu Ron i Ginny!

Jeśli chodzi o pytanie, które zadawałaś w pięciu swoich ostatnich listach to tak, Ron naprawdę ma dziewczynę. Poważnie.
Ginny

Ginny i Harry są razem, ale żadne z nich nie zaplanowało jeszcze imion dla twoich przyszłych wnucząt. Przykro mi.
Ron

Twoje ciastka były na pewno przepyszne, ale zjadła je sowa.

Jeśli chodzi o artykuły w Proroku Codziennym, na temat szalonych orgii odbywających się w dormitoriach chłopców z Gryffindoru, to była lekka przesada.
Ginny

Totalne kłamstwa!
Ron

A nawet jeśli nie byłyby to kłamstwa, na pewno nie miałyby nic wspólnego ze mną.
Ron

Przyślij mi jeszcze jedno prześcieradło. Moje ktoś zabrał.
Ron

Jednak plotki o tym, że Gryfoni są na lekach, mają w sobie ziarno prawny. Nazywa się Seamus Finnigan.
Ginny

Nie mogę przywieźć na ferie Puszka, żeby ci go pokazać. Potrzebowałby osobnego łóżka, a i tak jego ojciec wpadłby do naszego domu i wszystkich pozabijał.
Ron

To skomplikowane. Puszek właśnie pisze do ciebie postscriptum.
Ginny

Było nam bardzo przykro, gdy napisałaś w liście, że szóstoroczni Gryfoni mają gorszą reputację niż Ślizgoni. Jest na to bardzo proste wyjaśnienie. Jak już wspomnieliśmy, pisze do ciebie postscriptum.

Nie zapomnij powiedzieć sąsiadom, że mam dziewczynę!
Ron

Pozdrawiamy
Ginny i Ron

P.S. Droga pani Weasley, bardzo dziękuję za sweter. Wygrałem mój 999-ty mecz quidditcha. Jeszcze nie pokonałem Czarnego pana, ale pracuję nad tym. Moje zamiary wobec pani córki są jak najbardziej czyste. Jestem pewien, że smakowałyby mi te ciastka, ale ktoś je upuścił. Harry

P.P.S. Droga pani Weasley, nadal jestem najlepsza na roku. Dziękuję za zainteresowanie, ciężko na to pracuję. Jednak naprawdę nie musi mnie pani umawiać z Percym na Bal Noworoczny. Napisałabym więcej, ale siły mroku szarpią mnie za łokieć.
Hermiona

P.P.P.S. Witam. Tu Draco Malfoy. Pamięta mnie Pani? Widzieliśmy się cztery lata temu, kiedy Pani mąż siedział okrakiem na moim ojcu. Bardzo mi smakowały ciastka od Pani i oddam Ronowi jego prześcieradło. Jestem w trakcie procesu deprawowania wszystkich, którzy mieszkają w wieży, w tym dwójki pani najmłodszych dzieci.
Więęęęc... ma Pani siedmioro dzieci? Wow, pan Weasley musi być niezły w te klocki.
Draco



Do listu dołączyli zdjęcie. Kiedy pani Weasley zobaczyła stojącego po lewej stronie blondwłosego ancymonka w czarnych dżinsach i okularach słonecznych, prawie spadła z krzesła.

*

- To odpowiedź od pani Weasley – oznajmił Harry. – I polecenie, żebyś trzymał się z daleka od jej dzieci, adresowane imiennie do ciebie.
- Miło jest być docenianym – wymruczał Draco. – Gdyby raz dziennie ktoś mnie nie przeklął, czułbym, że tracę skuteczność.
W tej krytycznej chwili do pokoju weszła Hermiona i obrzuciła ich oszalałym spojrzeniem.
Ujrzała skupionych przy ogniu chłopców. Harry leżał na boku trzymając przed sobą książkę „Quidditch przez wieki”. Neville zajęty był robieniem kawy. Ron z zaciętą miną rozkładał szachy, a Malfoy siedział rozparty na krześle z gracją platynowego kocura. Długie nogi w obcisłych dżinsach wyciągnął przed siebie.
Przechodząc obok, pożegnała ich nieobecnym głosem.
- Do zobaczenia, Harry.
- Baw się dobrze, Ron.
- Dobranoc, Neville.
- Spadaj, Malfoy.
- Lubię myśleć, że łączy nas coś wyjątkowego – zauważył Draco, przeciągając się uroczo.
Hermiona, głośno tupiąc, udała się do sypialni dziewcząt i trzasnęła drzwiami.
- Nie przejmuj się nią – powiedział Harry. – To jej normalne zachowanie w tej sytuacji. Kończą się ferie świąteczne, a ona jeszcze nie zaczęła uczyć się do semestru letniego.
- No, Malfoy – odezwał się Ron ponuro. – Zobaczymy kto jest Mistrzem Szacho...
Szachownica spadła ze stołu, strącona przez zaalarmowaną i spanikowaną blond błyskawicę.
- Na Merlina! – krzyknął Draco. – Ona ma rację! O czym ja myślałem? Och, założę się, że wszyscy już się uczą! Przeklęci, podstępni Krukoni!
- Eeee... – wydukał Neville i zamrugał oczami.
- Nie ma czasu na szachy, ty rudy imbecylu! Nie ma czasu na oddychanie! Och, och, śmierć, klęska, katastrofa edukacyjna!
Draco Malfoy wybiegł, jakby go furie ścigały.
Ron zamrugał, otrząsając się z zaskoczenia.
- To było... przeraźliwie zatrważające.

*

- Nie rozumiecie? – zapytała Hermiona nieco histerycznie. – Kolorowe tablice poglądowe to jedyny sposób, żeby się wszystkiego nauczyć! Bez tego nigdy nam się nie uda!
- Cicho bądź – rozzłościła się Parvati. – Madzia będzie miała dziecko.
- Nic mnie to nie obchodzi!
Dziewczyny nazwały ją zdrajczynią.
Hermiona pozostała niewzruszona i zaczęła układać notatki w porządku alfabetycznym. Musiała szybko przygotować kolorowe tablice. Powinna to była zrobić już kilka tygodni temu! Naprawdę działo się z nią coś niedobrego. Te wszystkie szczury, zamieniające się wokół w chłopców, bardzo ją rozpraszały... ale nauczyciele nie zaakceptują Draco Malfoya jako wymówki dla jej pogarszających się wyników w nauce.
Parvati i Lavender próbowały tego w zeszłym roku.
Tak, to koniec, obiecywała sobie Hermiona. Nie zbliżę się do niego. Nie będę na niego patrzyła nawet na korytarzach.
Drzwi otworzyły się i wszedł Draco.
W pokoju podniosły się głosy oburzenia.
- Malfoy! – pisnęła Parvati. – To sypialnia dziewcząt! Mogłyśmy być nagie!
Malfoy przygryzł wargę.
- Może następnym razem.
Zwrócił się do Hermiony, która chłodno patrzyła na niego znad notatek.
- Cześć – przywitał ją. – Pomyślałem, że moglibyśmy pouczyć się razem.
Hermiona uniosła brwi.
- Nie mam pojęcia, co ty sobie myślisz, Malfoy, ale ja takie sprawy traktuję poważnie i...
- Wiem, wiem – przerwał jej wyraźnie zaambarasowany Draco i gestem wyrażającym strapienie odgarnął włosy z czoła. – Ja nie traktuję tego poważnie. Strasznie się zaniedbałem przez tę sprawę ze szczurem. Krukoni prawdopodobnie uczą się już od miesięcy, ale musimy zrobić to, co musimy. Wszystko, co mogłem wymyślić, to dodatkowe, bardziej szczegółowe dopiski na naszych notatkach z lekcji, najlepiej z odsyłaczami do obszerniejszych źródeł, i oczywiście...
Odwrócił się i sięgnął po coś.
- Kolorowe tablice poglądowe.
Hermiona spojrzała na niego przeciągle.
- No dobrze – zdecydowała. – Możemy spróbować.
- Draco, ale Madzia będzie miała dziecko! – zaprotestowała Parvati.
Draco wskoczył na łóżko Hermiony.
Kiedy zdobył już to, czego chciał, odwrócił się, przyciskając do uszu dwie poduszki i spojrzał z wyrzutem na Parvati.
- Nie kuś mnie tym swoim syrenim śpiewem, kobieto! – powiedział, a następnie zwrócił się do Hermiony. – No. Weźmy się za numerologię.

*

- Możesz uwierzyć, że Hagrid znowu nie ustalił spisu lektur!?
- To bezczelność – odparł Draco. – To po co spędziłem tyle czasu, robiąc notatki z podręcznika “Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”?!
- Zniechęca cię to?
- Tak, bardzo.
Hermiona nigdy tak dobrze nie bawiła się poza biblioteką.
Malfoy leżał na jej łóżku, podpierając ręką głowę, i za pomocą flamastra robił niesamowite rzeczy z jej notatkami z numerologii.
Kiedy tylko skończył się odcinek „M jak miłość”, wszyscy opuścili pokój, uciekając od pary szalonych naukowców.
Hermiona miała właśnie podjąć temat zaklęć, kiedy Malfoy spojrzał na nią znowu.
- Wiesz – powiedział zamyślony - sposób, w jaki marszczysz nos, gdy jesteś podekscytowana, jest naprawdę niesamowicie ponętny.
To łóżko było zdecydowanie za małe!
Hermiona starała się udawać, że nic nie słyszała.
- Rumienisz się – stwierdził po chwili demon-Draco.
- Zawsze się rumienię podczas nauki – odpowiedziała Hermiona sztywno i bez sensu. W tej chwili bardzo chciała uciec z tego łóżka, nie pokazując przy okazji, że nie panuje nad sobą.
I nagle uświadomiła sobie, że ten okropny chłopak tak naprawdę dzielił z nią łóżko nie pierwszy raz. Właściwie to przypomniała sobie tę noc, kiedy opowiadała Puszkowi o... swoich porażkach miłosnych...
O Merlinie!
Hermiona padła twarzą w poduszkę.
Po chwili poczuła rękę gładzącą jej włosy.
- To, że zamieniłem się w szczura, a potem przyszedłem do wieży Gryffindoru... zrobiłem to, żeby być z tobą – powiedział spokojnie Draco. – Co jeszcze mam zrobić?
- Zostałeś zamieniony w szczura przez jakiegoś szaleńca, wbrew swojej woli – odpowiedziała zduszonym głosem.
- Tak, owszem. Czy zawsze musisz być taka dokładna? Pytałem cię o coś. Co jeszcze mam zrobić?
Hermiona uniosła głowę i ujrzała, że jego szare oczy znajdują się niepokojąco blisko.
- Nic nie możesz zrobić – powiedziała ostro. – Odpowiedź brzmi: nie.
Malfoy pochylił się ku niej.
Hermiona uderzyła go w twarz.
- Powiedziałam NIE!
Draco uśmiechnął się i odsunął.
- No cóż. Zawsze to jakiś kontakt fizyczny.
Hermiona wpatrywała się w swoją rękę. Nigdy nie była gwałtowną osobą. Nigdy dotąd nikogo nie uderzyła.
Nikogo innego.
Nie znoszę nie panować nad sobą, pomyślała.
- Wynoś się.
- Jeśli pójdę, zabiorę ze sobą tablice.
I kto tu mówił o syrenich śpiewach?
- Och... – westchnęła Hermiona ze złością. – Dobrze. Ale weź sobie krzesło.
Draco wyciągnął się wygodniej.
- Po co? Tu mi jest bardzo wygodnie.
Grrrr...

*

Hermiona zawsze miała w planach poważny związek. Posiadała ścisły umysł i zaplanowała swoje życie dokładnie tak, jak planowała swój czas na naukę.
Jej przyszłość wyglądała jak kolorowa tablica poglądowa.
Nawet pełen miłości dom Weasleyów był zbyt przepełniony i nie poukładany jak na jej gust, a pani Weasley za bardzo ekscentryczna jak na panią domu, jaką Hermiona chciałaby być. Hermiona pragnęła mieć dom jak z obrazka: z klinicznie czystą, białą kuchnią, psem labradorem, białym płotkiem, dwojgiem uroczych dziećmi i kochającym partnerem, na którym mogłaby polegać i który rozumiałby jednakowo kulturę mugoli i czarodziejów.
Odrzuciła Rona, bo był zbyt żywiołowy. Hermiona czekała na ideał.
A jej hipotetyczny ideał nie miał nic z Draco Malfoya.
Hermiona wymyśliła sobie, że jej partner idealny będzie miał brązowe oczy, będzie lubił zwierzęta... i w ogóle będzie taki, jaki Draco Malfoy nie był w najmniejszym stopniu.
Draco Malfoy, hipokryta, narcyz, nasienie Śmierciożercy. Draco Przepraszam-Byłem-W-Łazience-Gdy-Przydzielali-Moralność Malfoy. Zbyt przystojny, aby był bezpieczny; zbyt zakochany w sobie, by go pokochać; zbyt typowy Malfoy, żeby na nim polegać.
Draco Malfoy był dokładnym przeciwieństwem mężczyzny, o jakim marzyła Hermiona. Dlatego też, zdecydowała się ignorować tę nową koncepcję, ten szalony pomysł związania się z nim. Miała nadzieję, że w końcu to do niego dotrze; powiedziała sobie, że jest bardzo dojrzała; była pewna, że cokolwiek by nie zrobił, ona nie zmieni zdania.
Z drugiej strony, Draco Malfoy w ogóle nie planował swojej przyszłości.
Był przyzwyczajony, że zawsze dostaje to, czego pragnie. I nie był przyzwyczajony do odmowy, po prostu nie przyjmował jej do wiadomości.

*

Następnego dnia Hermiona rozkoszowała się panującym wokół niej spokojem. Draco nie nalegał na wspólną naukę, nie zmuszał jej do oglądania kretyńskich programów i nie wszczynał wokół żadnych awantur.
Przestał ją molestować. Wszystko wróciło do normy.
To było bardzo miłe. I wcale nie była zirytowana czy roztargniona, Harry Potterze, wielkie dzięki!
Jeśli ten chłopak jeszcze raz powie coś takiego, ciśnie w niego widelcem.
Hermiona rzuciła okiem na stół Ślizgonów – tylko tak, żeby się upewnić, czy Malfoy siedzi na swoim miejscu! Tylko dlatego, że...
Nie było go tam.
Pełna złych przeczuć, Hermiona poczuła lęk, gdy w wielkim holu zgasły wszystkie światła. Uczucie to było bardzo intensywne i specyficzne.
- A teraz – ogłosił Dumbledore – pan Malfoy, który wyraził życzenie zabawienia nas piosenką we własnym wykonaniu.
W Wielkiej Sali pojawił się Draco. Szedł wolno, niosąc w ręku gitarę Deana. Światło odbijało się od jego włosów, tworząc wokół jego głowy świetlistą aureolę.
Spod tej księżycowej poświaty szatańsko błyskały jego oczy.
Setka dziewcząt głośno wciągnęła powietrze. Na sali niemal zabrakło tlenu.
Gdy pochylił się nad gitarą, cienie długich rzęs podkreśliły piękny kształt jego kości policzkowych.
Hermiona była wściekła, gdy uświadomiła sobie, że jest niemal zahipnotyzowana tym widokiem.
Och, nie, och proszę, niech on nie będzie taki...
Był coraz bliżej, zmierzał prosto ku miejscu, gdzie siedziała. Jego oczy, wpatrzone tylko w nią, lśniły... demonicznie.
Wiedział, że tego nie chciała! I wiedział, przeklęty, wiedział dokładnie, jak bardzo jej uwaga skupiona jest na nim! I wiedział też, że nie zamierzała wyjść!
Zaczął śpiewać, trącając palcami struny, głosem dużo niższym i bardziej chrapliwym, niż ten, którym zwykle mówił.
Przerażona Hermiona poczuła, że dygoce.
Wszyscy siedzieli wpatrzeni w niego, zafascynowani, drżąc jak struny pod jego dłonią. Był Draco Malfoyem, nieprzeciętnym manipulatorem.
A potem kilka głów podskoczyło, rozpoznając co śpiewa.
Zszokowana Hermiona głośno wciągnęła powietrze.
Draco patrzył na nią i dla niej śpiewał.

Dam Ci naszą piosenkę -
Tylko na to mnie stać,
Bo cóż, moja maleńka,
Cóż Ci więcej mogę dać?


W Sali rozległy się krótkie westchnienia. Hermiona niemal uśmiechnęła się, widząc jego opanowanie oraz determinację i przypomniała sobie, gdy leżąc na jej łóżku mówił „Co jeszcze mam zrobić?”

Wszystkie kwiaty na łące,
Żebyś mogła je rwać.
Dam wieczory i noce,
Bo cóż Ci więcej mogę dać?


Dotyk jego ust na jej dłoni podczas meczu quidditcha.
Draco na numerologii, mówiący „Chcę zwrócić twoją uwagę”.

Dam księżyca Ci srebro
I gwiazd sypnę Ci garść.
I to już jest na pewno
Wszystko, co Ci mogę dać.


Draco pochylający się teraz ku niej i w nieprawdopodobny wręcz sposób ignorujący resztę obecnych w Sali osób. Draco Malfoy, dokładnie taki, jakiego nie powinna chcieć, zarozumiały, niegodny zaufania i zepsuty – próbujący zdobyć to, czego zapragnął.

Starczy nam dawać siebie,
Ważne jest tylko jedno:
Że mi źle jest bez Ciebie...**


Hermiona patrzyła w te chłodne, szare oczy, starając się wymyślić... cokolwiek.
Kiedy ten syreni głos umilkł, nastąpiła chwila ciszy. Draco stał przed nią, jasne włosy opadały mu na twarz. Oczekiwał na jej reakcję.
Ale Malfoy nigdy nie czeka zbyt długo.
Posłał jej całusa i opuścił salę, nie czekając na aplauz.
Zamiast tego, oklaski rozległy się wokół niej - kakofonia dźwięków, wśród której usiłowała pozbierać myśli. Chwyciła się blatu, wciąż drżąc i nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. W końcu zrozumiała jedno.
Malfoyowie nigdy się nie poddają.

*

Draco siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu i wpatrywał się w płomienie.
Ta cała sprawa z bohaterem tragicznym była, co prawda - odkąd to on nim był - bardzo malownicza, ale stawała się absurdalna.
Generalnie, całe życie stawało się absurdalne.
Zaprzyjaźniony z Gryfonami. Odrzucony przez kobietę.
I to nie tylko przez kobietę. Przez TĘ kobietę. Jedyną, na której mu zależało.
Właściwie to, że w ogóle zależało mu na jakiejś kobiecie, też było absurdem. To wbrew wszelkim zasadom Kodeksu Malfoyów.
Ale... tak właśnie było.
Draco starał się o tym nie myśleć za bardzo.
Próbował także nie zastanawiać się, jak zareagowałby na to jego ojciec.
Oczywiście, Prorok Codzienny zrobił już wywiad z Pansy Parkinson i Seamusem Finniganem i cała historia „Harry Potter/Ron Weasley/Draco Malfoy” wypłynęła już w zeszłym tygodniu.
Do Draco napisała matka, ponieważ Lucjusz Malfoy był przekonany, że gdyby zrobił to sam, dostałby wylewu. Portret Draco został powieszony w sali tortur, obok wizerunku wuja Hannibala.
Tyle, że było jeszcze tyle rzeczy, które ojciec mógł mu zrobić.
Draco próbował odsunąć te wizje, myśląc o czymś przyjemniejszym.
Na przykład o tym, kto próbował go zabić.
To było nieco irytujące.
Jeśli ten ktoś zatruł kawę, zapewne był psychopatą. Nie było dla niego nic świętego!
Na pewno nie mieszkał też w pokojach Gryfonów z szóstego roku, bo bez problemu dopadłby Draco w którejś z ich sypialni.
Ale na pewno był Gryfonem, to nie podlegało dyskusji. Musiał być to ktoś na tyle zaprzyjaźniony z szóstorocznymi Gryfonami, by siedzieć blisko nich przy stole. Tylko taki wtedy miałby szanse zatruć jego kawę...
Ale nikt w szkole, oprócz Blaise, Hermiony i jego samego, nie był tak dobry z eliksirów, żeby udało mu się zmienić działanie mikstury.
Już wiem, pomyślał Draco. To pewnie Niewidzialny Człowiek. Buhahahaa...
Musiał także już wcześniej czynić próby, aby dorwać Draco. Kto ostatnio w jego pobliżu wywoływał jakieś zamieszanie...?
I co to był, do diabła, za smak, który Draco poczuł, gdy go ugryzł?
Plastik. Kto nosi w rękach coś, co zrobione jest z mugolskiego plastiku?
Coś zaczynało mu świtać. Wyprostował się na krześle, a jego mina wyrażała skupienie. Pomarańczowe płomienie oświetlały jego twarz i odbijały się w oczach.
Na drugim końcu pokoju rozmarzona Pansy Parkinson westchnęła, podparła rękami brodę i pogrążyła się w kontemplacji tego uroczego obrazu.
No, dalej, myślał Draco. Potrzebuję jeszcze jednego kawałka tej układanki. Potrzebuję jeszcze tylko...
Tylko...
Klik.
Kto przybiegł na trybuny, żeby powiadomić Hermionę o bójce Harry`ego i Rona? I kto zaoferował, że potrzyma Draco?
O kim krążyły plotki, że spotyka się z Zabinim? Zabinim, który nie tylko jest wybitny z eliksirów, ale także chodzi na te zajęcia razem z Draco?
Kto siedział na tyle blisko, żeby zatruć kawę? I kto cały czas nosi mugolski przedmiot w swoich brudnych łapskach?
Ku wielkiemu rozczarowaniu Pansy, Draco nagle wstał.
- Zabiję go – oznajmił.

*

Harry i Ron grali w szachy, gdy nagle do pokoju wszedł Draco i skierował się wprost do dormitoriów. Jego czy przypominały dwa kawałki zimnej stali.
- Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę niszczyć.
Szachownica spadła na ziemię z głośnym łoskotem.


Rozdział jedenasty
Fatalny romans, słodka zemsta i seria niefortunnych zdarzeń



Ron i Harry wpadli w niekontrolowany poślizg, starając się zatrzymać przed drzwiami pokoju, w którym Draco zdybał Colina.
- Draco! – wydyszał Harry. – Pomyśl. Zastanów się. Przestań. Opamiętaj się.
Draco doszedł do wniosku, że to wyjątkowo dziwne rady jak na Gryfona.
Niemniej jednak, wziął głęboki oddech.
Potem jeszcze cztery.
- Masz rację Harry – zgodził się. – Tak zrobię.
Harry i Ron odetchnęli z ulgą.
- Zaraz po tym jak go zabiję – dokończył Draco.
- Nienienie! Nie wolno ci! – szarpał go za ramię Ron. – I dlaczego myślisz, że zrobił to Colin?
W tym momencie rozległ się cienki głosik Colina Creeveya:
- Bo zrobiłem!
Harry zamrugał.
- Hm. Cóż, to przesądza sprawę... tak.
- Jego los jest przesądzony! – wrzasnął Draco. – Puszczaj Weasley! Praw swoje morały tym, którzy tego chcą, ja mam na to alergię. Tak, więc na czym skończyliśmy? A, tak. Ostatnie słowo skazańca, Creevey!
- Aaaj!
Harry złapał Draco za drugie ramię.
- Jestem pewien, że Colin może to jakoś wyjaśnić – powiedział uspokajająco.
- Usiłowanie morderstwa?!
- Wszyscy czasem mamy gorsze dni.
- Ja nie wpadam w psychotyczny amok! – Draco przerwał i zastanowił się. – A nawet jeśli, to nie ma nic do rzeczy.
- Nie jestem wariatem! – odpyskował Colin ewidentnie rozwścieczonemu Ślizgonowi.
Zupełnie jakby chciał zaprzeczyć temu, co właśnie powiedział.
- Ja tylko opowiedziałem się po silniejszej stronie – kontynuował. – To jasne, że mroczna strona jest najpotężniejsza.
- Może to dlatego, że jako dziecko był ofiarą przemocy, albo dlatego, że inne dzieci na każdym kroku wytykały go palcami? – dumał Harry. – Ej, zaraz. Co ty powiedziałeś?
- Zawsze fascynowała mnie potęga – odparł Colin. – Przez jakiś czas ty byłeś przedmiotem mojej admiracji, Harry.
Draco przewrócił oczami.
- Wiemy, wiemy. O twojej niewolniczej, fanatycznej miłości plotkowała cała szkoła.
- Ale nawet w walentynki nie udało mi się zwrócić twojej uwagi...
- To byłeś ty? – zdumiał się Harry. – Uwłeee!
- Czy teraz mogę go zabić? – dopytywał się Draco.
- Nie! – stanowczo zaooponował Ron.
- Może... – powiedział Harry.
Colin kontynuował swoją spowiedź. Czarne charaktery zwykle umierały wprost z pragnienia, żeby wyjawić innym swoje nikczemne plany.
Draco nie mógł tego zrozumieć. Z niego nigdy nie zdołali wyciągnąć zeznań, dopóki nie wspomnieli o żelaznej dziewicy.
- Dlatego postanowiłem związać się z kimś silniejszym...
- Proszę, tylko nie Dumbledore – jęknął Ron. – Nie mów, że wysłałeś walentynkę Dumbledore`owi!
- Nie – prychnął Colin. – Czarnemu Panu. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ja tu odkrywam mroczne sekrety, opowiadam o szatańskim spisku!
- Przepraszam. Masz rację. To wszystko przez to, że dziewczyny mają teraz aerobik na boisku. Wiesz, obcisłe stroje i... nie. Kontynuuj. Naprawdę. Już cię słucham.
- No, więc Czarny Pan był bardzo zadowolony, gdy oddałem mu się bez reszty – oznajmił Colin.
- A co napisałeś w walentynce? – zapytał Draco unosząc brew. – „Czerwone róże jak oczy twoje, dla ciebie śmierć jak kromka chleba...”
- Musicie ciągle mi przerywać? – zdenerwował się Colin. – To poważna sprawa!
- Hm. O tak. Oczywiście. Zgadzam się z tobą całkowicie – przytaknął Harry, gapiąc się za okno.
- Chciałem należeć do Wewnętrznego Kręgu, żeby być jak najbliżej mojego Pana. Więc stwierdziłem, że najlepszym sposobem, aby tam się znaleźć, będzie drobna wymiana grzeczności z jednym z najbardziej wpływowych Śmierciożerców. Niewielka przysługa, w zamian za jego syna.
- Zaraz, porwanie czyjegoś dziecka miało uczynić cię zaufanym sługą i zapewnić tak silną pozycję? – zapytał Harry.
Draco wzruszył ramionami.
- Standard.
- A ludzie się zastanawiają na przyczynami upadków Imperiów Zła...
- Ponieważ syn był nieco gwałtowny i porywczy w swojej ludzkiej postaci, zdecydowałem się nadać mu bardziej stosowną dla niego formę.
- Gwałtowny i porywczy? Gwałtowny i... Ja ci dam gwałtowność i porywczość, ty mały robaku. Zaraz ci pokażę gwałt i porywczość, ty...
- Oj, przestań Draco – przerwał mu Ron. – Musisz przyznać, że trafił w sedno.
Draco oklapł.
- Cóż, to prawda. Co nie zmienia faktu, że to obelgi, do cholery! Ja też mam uczucia! – Na moment zamilkł na widok ich nieufnych min. – Mógłbym mieć uczucia – ustąpił zrzędliwie. – Jakbym chciał, to bym je miał.
- To było trudne – Colin podniósł glos. – Musiałem być bardzo przebiegły. Musiałem uwieść Blaise Zabiniego!
Draco znowu przewrócił oczami.
- I odważnie sięgnąć po to, co wcześniej było udziałem mężczyzn, kobiet i zwierząt domowych.
- Musiałem wyciągnąć z niego wiedzę na temat eliksirów i przekonać go, żeby wlał miksturę do twojego kociołka. Nie wiedział, że zmodyfikowałem eliksir tak, aby dawał trwały efekt. Był przekonany, że to zwykły kawał!
Colin wybuchnął salwą teatralnego, diabolicznego śmiechu.
Wszyscy stali i patrzyli na niego, czekając, aż mu przejdzie.
- To był genialny pomysł – tłumaczył się. – Tylko, że on mnie ugryzł. A potem Ron go zabrał, a potem wszystkie plany, które uknułem, żeby go odzyskać, jak napuszczenie na Rona Crabbe`a i Goyle`a, i...
- Właściwie to mógłbyś go zabić – zmienił zdanie Ron.
- Eee... no, nie powiodły się – podsumował Colin ze złością. – Raz włamałem się nawet do sypialni chłopców z szóstego roku, ale wtedy akurat spał z Hermioną. Więc zatrzymałem się tylko na chwilę, żeby przy okazji zrobić śpiącemu Harry`emu kilka zdjęć i wyszedłem.
- Uh, to obrzydliwe – wyjęczał Harry.
- Dlaczego po prostu nie poszedłeś po mnie do sypialni dziewcząt? – zdziwił się Draco.
- Malfoy! – Colin spojrzał na niego potępiająco. – Zdaję sobie sprawę, że jestem sługą Ciemności, ale wkradanie się w nocy do sypialni dziewcząt jest po prostu... złe.
Harry i Ron, zszokowani tym pomysłem, energicznie mu przytaknęli.
Draco stwierdził, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć Gryfonów.
- A potem Ron zdjął z niego zaklęcie w iście bajkowym stylu...
- Pomiń ten fragment – poprosił Ron.
- Tak. Więc wiedziałem, że muszę pozbyć się Malfoya, zanim on zorientuje się, że to ja. Nie mogłem ryzykować wpadki, więc postanowiłem go zabić. Ale ten plan także się nie powiódł.
Harry był wyraźnie skołowany.
- Skoro tak bardzo zależało ci na tym, żeby nikt nie dowiedział się, że to ty, dlaczego tak po prostu powiedziałeś nam o wszystkim?
Colin zamrugał.
- No tak. Cholera.
- No dobrze – ożywił się Draco. – Teraz do rzeczy. Skoro już wszyscy są przekonani o jego winie, poddam go wymyślnym torturom, aż umrze powoli i w cierpieniach. Ze względu na was zrobię to szybko i bezboleśnie.
- Nie, nie możesz tego zrobić! – krzyknął Ron. – Harry, pomóż mi! To by było złe!
- Taaa... złe – powtórzył Harry nieco rozżalony.
- Przypadkiem wiem, że te zdjęcia odkupiła od niego Millicenta Bulstrode. Są teraz ozdobą jej specjalnej kolekcji – judził Draco.
- Nie, nie – odparł Harry, dobywając resztek swojego heroizmu. – Musimy zaprowadzić go do Dumbledore`a.
- A co on zrobi, da mu szlaban? – wrzasnął Draco. – Nie! Chcę go zabić! Chcę zemsty! Jestem Malfoyem, pragnę krwi! Dajcie mi... krwi... niech was piekło pochłonie przeklęci Gryfoni... krwi... krwi... mordu...
- On tak zawsze? – przestraszył się Colin.
- Jak rano nie dostanie kawy, jest gorszy – odparł Harry. – Ale nie martw się, mały sługo zła. Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić.
Draco wyrywał się i próbował gryźć. Bardzo trudno było go utrzymać w ryzach.
Kiedy nieszczęsny Seamus wrócił w końcu ze skrzydła szpitalnego, jego oczom ukazała się potworna scena. Spocony, szarpiący się i gryzący Draco, przytrzymywany był z wysiłkiem przez dwóch chłopców, podczas gdy Colin Creevey kryjąc się za ich plecami popiskiwał żałośnie jak przerażony szczeniak.
Seamus resztę dnia przesiedział z głową pod kocem.

*

Dumbledore był nieco zaskoczony, gdy Ron i Harry wpadli do jego biura, wlokąc pomiędzy sobą, niczym jeńca wojennego, Draco Malfoya.
- Co zrobił pan Malfoy? – zapytał dyrektor łagodnie.
- Nic! – krzyknął Draco rozgoryczony.
Dumbledore spojrzał pytająco na Harry`ego.
- Mówi prawdę, proszę pana – odparł Harry.
- Tak? To... zaskakujące.
Draco w napadzie furii wyrwał się z rąk Gryfonów.
- To Colin Creevy! – wrzasnął, ogarnięty szałem. – Próbował mnie zabić! Zatruł moją kawę! Pokrył futrem moją piękną, cudowną twarz! Żądam, aby został wydalony ze szkoły! Żądam, aby został ukarany! Żądam, żeby został zabity tak, by żałował swego czynu do końca życia!
Dumbledore odłożył pióro i pochylił się, patrząc poza wzburzonego Draco.
- A gdzie jest pan Creevy?
Harry i Ron rozejrzeli się nieprzytomnie.
- Eee... - odezwał się Harry. – Przed chwilą tu był...
- Prawdę mówiąc, panie profesorze... – wtrącił się Ron. – Byliśmy trochę zajęci Draco...
- Pozwoliliście mu uciec?! – zawył Draco. – Wy totalni, beznadziejni, kompletni kretyni! Wy... wy cholerni Gryfoni!
- Proszę go nie słuchać – powiedział Harry.
- Tak – potwierdził Ron. – Tak, jest trochę podenerwowany...
- Nie jestem podenerwowany! Jestem w najwyższym stopniu zdenerwowany! – wydarł się Draco. – Was dwóch powinni utopić zaraz po urodzeniu! A ty... ty... dlaczego nie wezwiesz aurorów?! Morderca jest na wolności! Ty stary, zramolały... mmmhmmmhm...
Harry, wykazując się wielką przytomnością umysłu, rzucił się na Draco i zakrył mu usta dłonią.
- Jest trochę wyprowadzony z równowagi – wyjaśnił szybko, kiedy Draco, tocząc pianę z ust, próbował mu się wyrwać. – Jak się go bliżej pozna, jest całkiem... Ron, pomóż mi!
Ron włączył się do akcji. Chłopcy przewrócili na podłogę i przydusili wściekle szamotającego się Ślizgona. Spomiędzy palców Harry`ego wydostawały się zduszone bełkoty o żądzy krwi. W pewnej chwili Draco niemal im się wyrwał i w efekcie wszyscy, wśród dźwięków zjadliwych przekleństw, tarzali się po podłodze, tworząc plątaninę kończyn.
Dumbledore spokojnie przetarł okulary.
- Draco!- wrzasnął Ron. – Uspokój się, to będziemy mogli zatrzymać Colina!
Draco nie słuchał. Usilnie starał się wyrwać Ronowi ramię.
- Draco! – błagał Harry. – Niszczysz sobie fryzurę!
Draco zamarł.
- ...Naprawdę? – pisnął.
- Nie – uspokoił go Harry. – Powiedziałem tak, bo chciałem cię zranić.
- ...Moje włosy są w porządku?
- Eee... tak. Będziesz teraz dobrym chłopcem?
- Ha! Chciałbyś!
- Harry pytał tylko, czy nie będziesz próbował nam powyrywać kończyn?
- Nic nie obiecuję – mruknął Draco buntowniczo.
- Przez następne pięć minut?
- A, tak, dobrze. Złaźcie ze mnie, obaj.
Wreszcie wszyscy trzej stanęli na nogach.
Draco skrzyżował ręce na piersiach, jasno dając do zrozumienia, że jest wielce urażony.
- Precz mi z oczu, niekompetentni idioci – rozkazał. - Zawiedliście mnie, jestem bardzo rozgniewany.
- Proszę mu wybaczyć, panie profesorze – zwrócił się Harry do dyrektora. – Czasem zapomina, że ludzie to nie skrzaty domowe.
- Nie pyskuj mi tu! – fuknął Draco – Wypuściliście Creeveya, durnie. Opuście ten pokój natychmiast, albo wasze uszy znajdą się w piekarniku! No już, mówię poważnie. Fora ze dwora!
Dumbledore odprawił chłopców taktownym skinieniem głowy.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Draco skierował wzrok na dyrektora. Zmarszczył brwi i spoglądał na profesora, jakby miał przed sobą krnąbrnego skrzata domowego z przerostem brody.
- Cieszę się, widząc, że pozostaje pan w tak dobrych stosunkach z Gryfonami – odezwał się Dumbledore serdecznym tonem.
- Och tak, zamiast ścigać mordercę, lepiej podyskutujmy na temat mojego życia towarzyskiego – zauważył Draco ozięble.
- Jestem po prostu zadowolony, że znalazł sobie pan przyjaciół – powiedział Dumbledore spokojnie.
- I prawdopodobne także z tego, że przy okazji zostałem wydziedziczony – dodał Draco ponuro. Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, wolałby być torturowany. – Dlaczego w ogóle zawraca pan sobie mną głowę? Proszę mi zaufać, lepiej niech pan pilnuje tego swojego złotego chłopca. Ja nie jestem nawet pozłacany.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Cóż, praktycznie rzecz biorąc jesteśmy rodziną. Och, o niczym pan nie wie? Mój brat, Aberforth i pański wujek Hannibal zdecydowali się razem zamieszkać. Wesele odbędzie się tego lata.
Tylko kilka rzeczy mogło sprawić, żeby Malfoyowie zapomnieli o zabójczej furii.
To właśnie była jedna z nich.
- A-Aberforth Dumbledore? – powiedział Draco słabo. – Ten, o którym pisały gazety w związku z tym obscenicznym skandalem z... capami?
- Dokładnie - potwierdził Dumbledore. - Słyszałem, że suknia ślubna Hannibala jest niezwykle piękna.
Draco zastygł na moment w kompletnym bezruchu.
Potem powiedział bardzo wolno i z wyraźnym wyrzutem:
- Teraz wyjdę. I bardzo proszę, aby postarał się pan nie spowodować u mnie żadnego urazu psychicznego, gdy będę opuszczał gabinet.
Harry i Ron byli nieprawdopodobnie zaskoczeni, gdy Draco wypadł z gabinetu dyrektora, krzycząc histerycznie.
- Co on powiedział? – spytał Harry, gdy dziki wrzask odbił się echem w korytarzach.
- Eeee... „niech szlag trafi system edukacyjny”? – odparł Ron niepewnie.
- Uch – Harry zamrugał. – Czasem poważnie się niego martwię.
- No, może skończyć tak samo jak jego wujek.
- Och, Hannibal Malfoy?
- Słyszałeś o nim? – Ron wydawał się lekko zdziwiony. – Przecież ty nigdy o niczym nie wiesz.
- A kto nie słyszał o Hannibalu?

*

Harry`emu i Ronowi udało się w końcu dopaść Draco. Chłopak był nadal śmiertelnie blady i trząsł się.
- Odwalcie się! – rzucił. – Chcę być teraz sam, do cholery. A jeśli i tak nie macie zamiaru sobie iść, dajcie mi przynajmniej lusterko. Chcę zobaczyć czy wszystko w porządku z moją fryzurą.
Harry i Ron chwycili go z dwóch stron.
- Och, znowu to samo – jęknął Draco. – Jestem uczniem, nie kryminalistą!
Żaden Malfoy nie był kryminalistą.
Praktycznie rzecz biorąc, nikt nie był kryminalistą, dopóki nie został złapany.
- Nie, nie, zobaczysz, to ci się spodoba – obiecał Harry. – Wyjrzyj przez okno, tam przy jeziorze... widzisz? Colin chce się przeprawić na drugi brzeg!
Patrzyli na małą figurkę, która zepchnęła na wodę łódź i zaczęła wiosłować w kierunku Hogsmeade.
Obserwowali jak przed łódką leniwie wynurza się olbrzymia kałamarnica. Słyszeli dobiegający z oddali pisk przerażonego Colina, gdy potwór oplótł go mocno swoimi mackami i wymachiwał nim w powietrzu.
Draco przeciągnął się z rozkoszą, wychylił przez okno i wybuchnął złośliwym śmiechem.
Żałujcie, żałujcie, wy, którzy zadzieracie z Malfoyami, albowiem zaprawdę powiadam wam, są oni okrutnymi, bezlitosnymi sukinsynami.
- Chyba pójdę na małą przechadzkę nad jezioro – oznajmił niewinnie. – No wiecie. Podziwiać widoki.

*

- Draco proszę, przestań tak szatańsko radośnie chichotać.
- Przepraszam Hermiono, boli cię głowa?
- Nie, po prostu strasznie mnie to rozprasza...
Draco leżał przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryffindoru i przeglądał zdjęcia, które zrobił popołudniu nad jeziorem. Po raz setny patrzył, jak Colin rozpaczliwie usiłuje dopłynąć do brzegu.
Z jakiegoś powodu wcale nie był tym znudzony.
Jeszcze raz zerknął na zdjęcia, by nasycić oczy tym słodkim widokiem grozy i przerażenia, po czym odłożył je i zwrócił się do Hermiony.
- Opowiedz mi o tym zaklęciu, które sprawia, że twój telewizor może tutaj działać – poprosił ze swoim najbardziej czarującym uśmiechem.
Hermiona nigdy nie potrafiła oprzeć się żądzy wiedzy. Odwróciła się i zaczęła mówić. Draco słuchał uważnie.
Ginny, Harry i Dean zauważyli, jak dziewczyna pochyla głowę ku siedzącemu na podłodze Draco i oboje pogrążają się w cichej, niezrozumiałej dyskusji. Cała trójka wymieniła między sobą zadowolone uśmiechy.
Ooooch, mówiły ich znaczące spojrzenia. Czyż intelektualiści nie są słodcy?
- To świetnie, że ocaliłeś aparat fotograficzny Colina, Draco – odezwał się głośno Ron Nic-Nie-Kapujący – Chciałbym mieć jakieś zdjęcia z balu. Z Cho.
Ginny zasłoniła usta ręką, by stłumić jęk potępienia.
- Hej, Draco! – powtórzył głośniej Ron. – A z kim ty i... Harry, dlaczego walisz głową w stół?
- A walę? – zapytał Harry. – Nie zauważyłem.
Draco posłał Ronowi Mordercze Spojrzenie (opatentowane przez Malfoyów w roku 1783).
- Och, jeszcze nie wiem – odpowiedział flegmatycznie. – Na pewno nie ze Ślizgonką. Mają wiele zalet, ale na czwartym roku Pansy Parkinson nie chciała przyjąć do wiadomości mojej odmownej odpowiedzi. Pomimo, że byłem ubrany jak ksiądz... Choć był to drastyczny sposób, jak dla kogoś, kto składał śluby nie-ubóstwa i nie-czystości i nie-posłuszeństwa.
Rozejrzał się obojętnie po pokoju.
- Oczywiście, jeśli ktoś z obecnych potrzebuje partnera, byłbym zaszczycony... zjeżdżaj Patil, nie ciebie miałem na myśli. Możesz wyjść zza kanapy, Finnigan, mam pewne wymagania.
- Lepiej zachowaj siebie i swoje śluby nie-czystości dla jakiejś Puchonki, która potrafiłaby to docenić – powiedziała Hermiona beznamiętnie.
Draco wydął wargi.
Parvati Patil musiała położyć się na chwilę, żeby ochłonąć.
- Czekaj, przecież Hermiona nie ma z kim iść – zauważył Ron błyskotliwie. - Ginny, dlaczego gryziesz ołówek?
Ginny przegryzła ołówek na pół.
- Eee... to taki tik nerwowy.
- Słuchaj Harry – zagadnął go Ron od niechcenia. – Mógłbyś pożyczyć mi Mapę Huncwotów na wypadek... eee gdybyśmy z Cho chcieli porozmawiać gdzieś sam na sam?
- Oczywiście – zgodził się Harry skwapliwie. – Nie będę jej potrzebował.
Ginny wyrwała mu mapę z ręki.
- Ja ci dam „nie będę”!
Od strony Draco Malfoya dobiegł pomruk „podstępna lisica!”, a następnie chłopak z zainteresowaniem spojrzał na mapę.
- Macie mapę, która och..., pokazuje wszystko co się dzieje w szkole?! – Był wyraźnie zakłopotany.
- Tak, dostałem ją na trzecim roku...
- Ach... – Draco się zarumienił. – No cóż. Eeee tak... Wtedy gdy eeee... mogliście mnie widzieć na Wieży Astronomicznej, z tymi trzema dziewczynami... chciałbym, żebyście wiedzieli, że to były spotkania koła naukowego.
- Taaak? – zapytał Ron. – Oddawaliście się szczegółowym badaniom gwiazdozbioru Dra...
- Zamknij się, Weasley!

*

Hermiona pomyślała, że Harry wyraźnie czuje się winny, jakby był sprawcą jakiegoś niecnego czynu. Zupełnie jak gdyby podstępem wkradł się do dormitorium dziewcząt, chociaż przecież został tam zaproszony.
Spojrzał na porzucone na podłodze rajstopy Parvati jak na coś skandalicznie nieprzyzwoitego.
- Chciałeś ze mną porozmawiać, Harry? – ponagliła go Hermiona.
- Chcieliśmy – powiedziała Ginny, przejmując pałeczkę, bo Harry z obawą rzucał okiem na łóżka, jakby podejrzewał, że ukrywają się pod nimi półnagie bajadery.
Harry otrząsnął się z przerażających myśli.
- Draco to fajny gość – odezwał się nagle żarliwym tonem.
- Poza tym, że regularnie wpada w amok, że nie ma w sobie krzty moralności, i że sadystycznie dręczył nas przez ponad pięć lat, tak?
Harry zamrugał.
- No, cóż... Tak.
Ginny chrząknęła.
- Pomijając te drobne wady, Draco ma wiele zalet.
- Jest inteligentny – potwierdził Harry.
- Świetnie śpiewa.
- Doskonale gra w szachy.
- Lubi książki.
- Jest zabawny.
- I ma te dżinsy.
- Ta, jest bardzo przystojny. Eee... Słyszałem, jak Parvati tak mówiła.
Hermiona osłupiała.
- Słuchajcie, czy zdajecie sobie sprawę, że próbujecie umówić mnie ze Ślizgonem? Z kimś z domu Slytherina! To ten dom, gdzie pija się krew dziewic – odezwała się w końcu.
- Och, ale Draco jest inny.
- Tak, jest ich przywódcą! Prawdopodobnie jest uzależniony od dziewiczej krwi! Skoro myślicie, że jest taki wspaniały, sami idźcie z nim na bal.
- Ja idę z Harrym.
- Ja z Ginny.
- Harry, nie mówiłam do ciebie.
- Ach.
- Nie mam zamiaru wrócić do domu na wakacje, oznajmiając rodzicom, że mój chłopak zaraz tu będzie, tylko musi skończyć zamęczać bezbronnego szczeniaka, którego znalazł na ulicy.
- Jestem pewna, że Draco nie skrzywdziłby nawet muchy – odparła Ginny, po krótkiej konsultacji z innymi, czy Neville Longbottom też się liczy.
Hermiona z wściekłością rzuciła książkę na podłogę.
- Czy wyście wszyscy zupełnie powariowali? Czy jestem jedyną osobą w tym towarzystwie, która zachowała trzeźwe spojrzenie na Draco „Jestem geniuszem zła. Hahaha!” Malfoya? To, że wydaje mu się, że może się tutaj paradować z tymi swoimi włosami, i dżinsami, i śpiewami, i dowcipami, i dżinsami, i... na czym to ja skończyłam?
- Na dżinsach – podpowiedzieli jej chórem Ginny i Harry.
- Nigdy do tego nie dotarłam. To znaczy... czuję się bardzo szczęśliwa sama i nie torturowana. Więc możecie sobie lecieć na ten Bal, i możecie sobie wszyscy być razem, a ja będę sama i jednocześnie spełniona, podczas gdy ty masz Harry`ego, a Ron ma Cho, a Draco Malfoy ma swoje...
- Możliwości wyboru z olbrzymiego haremu zakochanych we mnie niewolnic?
Ten niespodziewany, przeciągły głos spowodował, że znajdujące się w pokoju dziewczęta zapiszczały.
Harry był wyraźnie zakłopotany.
Hermiona wlepiała oczy w znajdującą się za oknem twarz Draco.
- Co ty wyprawiasz?
- Och – Draco uśmiechnął się ujmująco. – Wspiąłem się do twojego okna po bluszczu. To bardzo romantyczny i niezwykły wyczyn, tak myślę. Poprosiłbym cię, o możliwość wspięcia się tu po twoich włosach, ale cóż, są nieco zbyt puszyste i na pewno się elektryzują...
- Draco. Tam nie ma żadnej rośliny.
Draco wzmocnił swój uśmiech o kilka stopni, z Ujmującego do Przemożnie Czarującego.
- Teraz już jest.
Hermiona podbiegła do okna.
- Wyhodowałeś bluszcz?
Ponad jej głową Harry i Ginny pokazywali Draco ręce z kciukami uniesionymi do góry.
- Ależ to musiało ci zająć kilka godzin... pewnie opuściłeś zajęcia...
- Och, nie – uspokoił ją Draco. – Zmusiłem Longbottoma, żeby to zrobił.
Kiedy okno zamknęło się z hukiem, przytrzaskując mu palce, Draco odniósł dziwne wrażenie, że nadal robi coś źle.

*

Następnego ranka Draco ponuro wpatrywał się w kawę i dumał nad swoją aktualną sytuacją.
Zło zostało pokonane. Co było zaskakująco pozytywną rzeczą, bo – tym razem – to nie on był czarnym charakterem.
Wynik: Malfoy – jeden. Murphy (a masz, ty draniu!) – zero.
Ale teraz...
Teraz miał problemy ze swoim życiem uczuciowym. Miał problem ze zdobyciem dziewczyny.
To wydawało się takie... nienormalne.
A Chłopiec, Który Przeżył, Ale No Cóż, Właściwie Nie Miał TEGO Rodzaju Życia, usiłował skojarzyć go ze swoją przyjaciółką. Ha! Harry Potter, ten, który nie rozpoznałby pikantnej sytuacji, nawet gdyby nago wskoczyła mu do łóżka!
Gdyby tylko wiedział, co robi źle.
Zachmurzył się. Nadal był bogaty, prawda? O, tak, był bardzo bogaty. Mmmm... hmmm. Tak, właśnie tak, sekretne konto w szwajcarskim oddziale banku Gringotta, tak proszę, pomnażaj mój majątek, jeszcze, jeszcze, ooo taaaak.
Nadal był czarującym, dowcipnym, seksownym draniem. Na drugim końcu stołu Blaise Zabini i Pansy właśnie układali o tym wiersz.
I nadal był zachwycający. Prawda? Prawda, że tak?
Chociaż, jeśli o tym mowa, już kwadrans minął, odkąd po raz ostatni sprawdzał czy wszystko w porządku z jego fryzurą.
Uniósł łyżkę na wysokość oczu.
Nie, nadal cudowny. O tak. Czy jego rysy twarzy mogły być bardziej idealne? Nie. Chyba, że opisałby je Homer.
Więc w czym tkwi problem?
Draco westchnął ciężko. Najwyraźniej był już czas na radykalne posunięcia.
Utkwił w Hermionie Ogniste Spojrzenie. Pokładał w nim wielkie nadzieje. Trenował je ostatniej nocy na Pansy, która krzyknęła omdlewająco, zachwiała się i wczepiła się w jego ubranie.
Kilka razy musiał wrzasnąć „Zły dotyk!” zanim ktoś przyszedł mu na ratunek.
Jeszcze bardziej wzmocnił Ogniste Spojrzenie. Jak tylko na niego popatrzy, planował posłać jej uśmiech „Molestuj mnie”.
Nie popatrzyła! Dalej czytała gazetę.
Była kobietą zimną jak stal.
Draco czule przytulił do siebie kubek z kawą. Achhh, słodka wierna kofeinowa kochanko. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.
Kiedy pojawiła się jego sowa, drgnął nerwowo i oblał sobie koszulkę.
Wczoraj Lucjusz Malfoy w końcu napisał list do syna. Surowo zabraniał mu w nim zapraszać na bal Rona Weasleya.
Nie mógłby znieść niczego więcej.
Crabbe chwycił kopertę, zanim wleciała do talerza Draco.
- Co to? – głucho zapytał Draco.
- Wygląda jak... zaproszenie na ślub – odparł Goyle. – Eee... Draco... Dlaczego dźgasz się nożem do masła?
- Zabij mnie – jęknął Draco. – Wyświadczysz mi przysługę.
Odrzucony przez kobietę. Zaraz przeczyta najbardziej makabryczny dokument w swoim krótkim życiu.
I och, Merlinie, Edmund Mały-Wstrętny-Palant Baddock właśnie zderzył się z Hermioną. Znowu.
A na dodatek ta kawa na jego koszulce.
- Et tu Brute! – wymamrotał, oszalały.
Draco – jeden. Murphy – 17.842.
Draco zaczął się zastanawiać jak ukraść Seamusowi Prozac.



Rozdział dwunasty
Bal Bożonarodzeniowy





Zaproszenie na ślub leżało obok jego talerza.
Kawa tworzyła malowniczą plamę na jego koszulce.
W jego głowie rozlegały się dźwięki alarmowych dzwonków i szaleńczego chichotu.
A Edmund Baddock skrzywił się i powiedział:
- Z drogi, szlamo.
Jedyną sensowną rzeczą, którą mógł zrobić w tym momencie, to ześlizgnąć się z krzesła pod stół i cicho skomleć.
Oczywiście Malfoyowie nie skamleli, ale pomyślał, że może jakieś męski bełkot uszedłby mu na sucho.
Jakim cudem znalazł się nagle na nogach, przyciskając Edmunda do najbliższej ściany, stanowiło dla niego wielką zagadkę.
Ogarnięty morderczą furią, jak przez mgłę usłyszał pomruk Seamusa “Och, Merlinie, pedofilia” i odgłos ciała spadającego z krzesła.
- Nigdy więcej tak do niej nie mów.
Nie rozumiał, absolutnie nie mógł zrozumieć, czym było to uczucie.
- Nie waż się jej tak nazywać. Bo to oznacza, że ona jest kimś gorszym od ciebie, a ty powtarzasz tylko śpiewkę Śmierciożerców i nawet nie zastanawiasz się nad sensem tego, co mówisz!
A potem to samo powtórzył sobie. I znowu, i jeszcze raz.
- I nie mów mi o czystej krwi – usłyszał swój warkot. – Popatrz na nich – wskazał głową w stronę Crabbea i Goyle`a. – Spójrz na nich, a potem na nią i zastanów się – przemyśl to bardzo dokładnie – zanim kiedykolwiek nazwiesz kogoś szlamą.
A potem przestał krzyczeć. A wszyscy obecni na Wielkiej Sali wpatrywali się w niego. A on właśnie wygłosił płomienne przemówienie, będące przejawem świętego oburzenia, ukazujące jego postawę moralną, a na jego koszulce była kawa, i było jasne, że zrobił z siebie kompletnego idiotę.
Co sobie pomyśli Hermiona?
Draco zaczął rozważać opcję poddania się eutanazji.

*

- Cóż, to było zabawne – stwierdził Draco, idąc korytarzem ramię w ramię z Harrym. – Już widzę te kretyńskie listy pierwszaków „Kochana mamusiu, dzisiaj podczas obiadu Draco Malfoy urządził swoje cotygodniowe przedstawienie pod tytułem Kompletny Kretyn Szalejący Na Punkcie Dziewczyny, Która Go Nie Lubi”.
- Ona cię lubi – pocieszył go Harry. – Tylko nie chce się z tobą umówić.
- Ale dlaczego? – lamentował Draco. – Jestem wspaniały, i uroczy, i perfekcyjny w każdym calu!
Harry zamrugał.
- I porażająco skromny.
- Cóż... – stwierdził skromnie Draco.
- Może miałbyś większe szanse u Hermiony, gdybyś nie flirtował z każdą kobietą, na którą spojrzysz – zasugerował Harry.
Draco wydawał się bardzo urażony.
- Nic takiego nie robię! Hej, witam, Szalenie Ponętna Damo.
Harry chrząknął, a Gruba Dama zachichotała i otworzyła przejście.
- A teraz, skoro jestem już pewien, że w głębi duszy jesteś bardzo porządnym...
- Potter!
- Naprawdę głębokiej głębi...
- Próbuj dalej
- Piekielnej głębi.
- Twoja niezachwiana wiara w dobro tego świata wywołuje we mnie mdłości.
- Skoro wiem, że nie jesteś... Voldemortem w przebraniu...
- Skąd wiesz? – zapytał Draco. – Ble!
Harry westchnął.
- Może nie chce się z tobą umówić dlatego, że nie potrafisz normalnie rozmawiać?
- Do głowy przychodzą mi same złote myśli, nie umiem inaczej. Nic nie mogę na to poradzić, taki się urodziłem. W naturze musi być jakaś równowaga.
Harry był wyraźnie zbity z tropu.
- Już teraz jestem oszałamiający, inteligentny i charyzmatyczny – wyjaśnił Draco. – Wyobraź sobie, co by było, gdybym na dodatek był słodki i myślał dyskursywnie. To byłby kompletny chaos. Brodziłbym po kolana w mdlejących kobietach i w efekcie nigdy nie mógłbym do niczego dojść.
- Przypomnij mi, dlaczego zostaliśmy twoimi przyjaciółmi...
- Niedługo będą moje urodziny – odparł Draco. – Wymyśliłem, że w ten sposób dostanę więcej prezentów.
Ron spojrzał na wchodzących do pokoju wspólnego chłopców.
- Będziesz musiał nam coś podpowiedzieć – powiedział. – Pamiętaj, że odkąd cię polubiliśmy, planujemy kupić ci na urodziny obrożę.
Z drugiego końca pokoju dobiegł ich głuchy odgłos upadającego ciała.
- Tego już za wiele, teraz ty zaczynasz dręczyć Seamusa?! – wrzasnęła Lavender.

*

Na górze, w dormitorium dziewcząt, Hermiona leżała z głową opartą na kolanach Ginny.
- Nigdy nie sądziłam... że zrobi coś takiego – odezwała się przytłumionym głosem.
- Tak, szkoda, że Colin nie zrobił mu zdjęcia – odparła Ginny i zachmurzyła się. – To głupie, że został sługą zła i siedzi teraz w azkabańskim poprawczaku dla młodocianych Śmierciożerców.
- Och Merlinie, co za koszmar! – Hermiona ukryła twarz w dłoniach. – I co ja mam teraz zrobić?
- Cóż, mogłabyś go wykorzystać w jakiś przyjemny sposób.
- Ginny. To co zrobił było takie... wspaniałe.
- Skoro tak uważasz, mogłabyś mu to jakoś okazać. Może jakieś szybkie bzykanko?
- Ginny! – Hermiona była oburzona. – Ty podstępna lisico!
Ginny sprawiała wrażenie mile połechtanej.
- A jeśli ci się to nie uda, mogłabyś chociaż iść z nim na Bal.
- Ja... cóż... on mnie wcale nie zaprosił?
Ginny spojrzała w dół, na twarz Hermiony.
- Nie zaprosił – rzekła Hermiona zdecydowanym tonem. – A ja... O rany, to idiotyczne... jego ojciec próbował cię zabić...
Ginny lekceważąco machnęła ręką.
- Przestań żyć przeszłością.
- I jest amoralny, i denerwujący, i... blondyni mi się nawet nie podobają!
- Nonsens! – zaprzeczyła Ginny energicznie. – Wszystkim podobają się blondyni!
Hermiona osłupiała.
- Wszystkim oprócz mnie – dodała Ginny szybko. – Ja kocham Harry`ego.
Hermiona odetchnęła i postanowiła zignorować poprzednią uwagę przyjaciółki.
- Posłuchaj... nie można wiązać się z kimś tylko dlatego, że jest bardzo atrakcyjny. Ten ktoś musi do ciebie pasować. Nigdy nie byłabym w stanie zaakceptować jego charakteru... on jest niebezpieczny. Nie da się go nawet lubić.
Ginny opadły ręce.
- Powiedz mi jedno Hermiono. Czy tobie w ogóle na nim nie zależy?
Hermiona przygryzła wargę.
- Oczywiście, że mi na nim zależy! – odparła. – I w tym właśnie problem.

*

Hermiona podejrzewała, że Ginny nikczemnie ją zdradziła.
Wyglądało na to, że nagle cały świat wie, że poszłaby na bal z Malfoyem, jeśliby ją o to poprosił.
I cały świat wydawał się ją obwiniać.
Naturalnie wszystkie te zarzuty były bez sensu.
Hermiona skupiła się na odrabianiu zadania z numerologii.
Draco nadal nie zaprosił jej na bal.
Oczywiście był teraz bardzo zaabsorbowany wieścią o eee... ślubie w swojej rodzinie.
Podobnie jak reszta Malfoyów. Lotem sowy rozniosły się wieści, że Lucjusz Malfoy, odkąd usłyszał tę wiadomość, bierze jakiś dziwny mugolski lek, Prozac.
Co nie powstrzymało go przed wysyłaniem do Draco wyjców, rozkazujących mu nie zapraszać Rona ani Harry`ego na bal.
Tego dnia Draco wypił kawę wprost z dzbanka.
Więc był bardzo zaaferowany i zestresowany całą tą sytuacją. Na pewno zamierza ją zaprosić. Szaleje na jej punkcie.
Oczywiście odrzucała go dość regularnie.
I tak naprawdę, czy krzaczastowłosy mól książkowy mógł być przedmiotem zainteresowania najbardziej boskiego, platynowego blondyna w obcisłych dżinsach?
A jednak... odrzucał wszystkie inne zaproszenia. Na pewno zamierza...
Hermiona uniosła wysoko głowę.
Wcale jej nie zależało. A w ogóle to wcale nie chciała iść na ten bal. I tak zamierzała wykorzystać ten czas, żeby w spokoju się pouczyć. Zdecydowanie nie miała ochoty iść na bal z Draco Malfoyem.
Cały czas powtarzała to sobie po cichu. W dzień balu, ku konsternacji osób, które były wtedy w pobliżu, powiedziała to sobie głośno.
- Z tobą? – zdumiał się Seamus. – A niby dlaczego Malfoy miałby iść na bal z tobą?
Hermiona rzuciła mu Mordercze Spojrzenie i wybiegła z pokoju.
- Przecież ty jesteś – wymamrotał Seamus w ślad za nią – dziewczyną.

*

W przeddzień balu Draco dostał z domu paczkę.
Zawierała czarne aksamitne szaty oraz surowe przykazanie od ojca, że ma je założyć i natychmiast przestać zabawiać się w te gorszące mugolsko-ubraniowe przebieranki.
Rozkazał mu także przestać zabawiać chłopów z Gryffindoru w swojej sypialni.
Draco zmarszczył nos, odczytując te wszystkie wykrzykniki. Nie miał wątpliwości, skąd ojciec czerpie takie informacje i pomyślał, że Pansy kompletnie wypuściła z rąk wodze swojej wyobraźni.
Ta miłosna obsesja na punkcie przystojnego chłopaka z pewnością zaszkodziła jej na głowę.
A te szaty... Draco spojrzał na nie i zrobił przerażoną minę.
Były fatalne. Ich fason w ogóle nie podkreślał kształtów. Nie żeby mu na tym zależało z jakichś egoistycznych powodów. Po prostu wszystkie dziewczęta w Hogwarcie liczyły na niego. Oczekiwały, że zadba o ich rozrywki.
To byłoby wobec nich nie w porządku.
- Do kogo jest ten list? – zapytała złowieszcza sylwetka w kapturze, pojawiając się nagle tuż przed nim.
Draco obojętnie spojrzał na intruza.
- Do mnie.
- Adresują do ciebie listy, pisząc na nich DEMONOM? Cóż, to dość akuratne.
Draco zarumienił się.
- To dlatego, że nazywam się Draco Eros Magnus Optimus Narcissus Ortus Malfoy! A w ogóle to ktoś ty?
Zapytał raczej z niewielkim zainteresowaniem, tak po prostu. Tajemnicze, zakapturzone postaci, kręcące się po pokoju wspólnym Slytherinu, były czymś tak oczywistym jak słońce na niebie.
Jedynym powodem, dla którego szybko odsunął się od tej sączącej krew jednorożca, czarno odzianej figury, było podejrzenie, że to Pansy Parkinson.
- Blaise – powiedział chrapliwy głos spod kaptura.
- Blaise? – Draco zmrużył oczy. – Och. Och, rozumiem. Pełnia? Fatalnie. Wyjaśniłeś to osobie, z którą idziesz na bal?
- Biorę Lavender Brown i Seamusa Finnigana – odpowiedział Blaise zsuwając kaptur i uśmiechając się demonicznie. – Ona już wie. Była nieco oszołomiona, ale wyraźnie zadowolona. A on był chyba zbyt naćpany, żeby zareagować.
- Mogłeś go zabić – zauważył Draco pogodnie.
- Nie byłby pierwszym, którego zabiłem – uśmiechnął się Blaise.
Ani pierwszą kobietą. Ani pierwszym zwierzakiem domowym.
Ze względu na poczucie wspólnoty ślizgońskiej, Draco nie wyrzekł swoich myśli na głos.
Blaise usiadł koło niego.
- Mówiłem już, jak jest mi przykro z powodu tej błahostki z eliksirem? Wiesz przecież, że nigdy z premedytacją nie zrobiłbym nic, co mogłoby cię uszkodzić, ty mój wspaniały, seksowny cukiereczku.
- Eeee... W porządku. Przeprosiny przyjęte. Mógłbyś nie siedzieć tak blisko?
Blaise westchnął.
- Colin mnie wystawił. Nie zależało mu na mnie. Nawet to, że jestem biseksołakiem* nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Wciąż szukam kogoś odpowiedniego... chciałbym mieć kilka osób, tylko dla siebie. – Ożywił się nagle. – A, jeśli chodzi o bal... może się do nas przyłączysz?
- To by zabiło Finnigana – odparł zamyślony Draco. – A poza tym, idę z Hermioną Granger.
Blaise oklapł i zabrał rękę z kolana Draco.
- Nie wiedziałem.
- Ona też nie wie.
- Chcesz powiedzieć, że jeszcze jej nie zaprosiłeś? Skąd wiesz, że z tobą pójdzie?
Draco milczał przez chwilę.
- Ba! O to właśnie chodzi. Nie wiem.
Ta niepewność była dla niego czymś zupełnie nowym. Ale miało to swoje dobre strony.
Nawet jeśli istniała szansa, że pójdzie sam, przynajmniej będzie odpowiednio ubrany.
Draco spojrzał na aksamitną szatę i nagle wpadł na fantastycznie szatański pomysł.
Zawołał skrzata domowego.

*

Wieczorem, przed balem, Hermiona ucałowała wszystkich na pożegnanie. Obie pary zaoferowały, żeby poszła z nimi, ale zdecydowanie odmówiła.
- Jak chcesz – zgodził się szybko Ron, rzucając okiem na Cho. – Myślę, że to będzie mój szczęśliwy wieczór.
Harry`emu zaparło dech z oburzenia.
- Chodź z nami Hermiono. My na pewno nie będziemy robić nic nieprzyzwoitego.
- Tylko mu się tak wydaje – wymamrotała pod nosem Ginny.
Podstępna lisica.
Hermiona uśmiechnęła się i ponagliła ich do wyjścia. Poprosiła jeszcze tylko, żeby ktoś zrobił zdjęcie Seamusowi, gdy w holu spotka się ze swoimi partnerami.
Wcale nie miała ochoty iść na ten głupi bal.
Ubrała się w swoją milusią wygodną piżamę, założyła na nogi puszyste bambosze i zaparzyła sobie kawę. Jedyne czego pragnęła, to spokojnie się pouczyć.
I było jej absolutnie obojętne, że wszyscy inni świetnie się bawią.
I oczywiście wcale nie obchodziło jej, z kim Draco Malfoy pójdzie na bal. O, na pewno nie. I miała gdzieś, co i z kim będzie robił. I nigdy nie była tym zainteresowana, nawet przez chwilę. I byłaby najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby już nigdy go nie zobaczyła.
Draco Malfoy stał w drzwiach.
Uśmiechał się w taki sposób, że gwałt na nim każdy sąd uznałby za czyn całkowicie usprawiedliwiony. Światło pochodni okalało jego głowę nimbem boskości, a oczy błyszczały mu jak upadłemu aniołowi.
Ubrany był w... coś, co przypominało niezwykle dopasowany futerał z czarnego aksamitu. Aksamitu, który otaczał jego ramiona, mocno obejmował tors i przyciskał się do jego bioder jak zafascynowany kochanek. Aksamitu, który podkreślał kolor spoczywających na nim włosów tak, że lśniły niczym srebrne światło. Aksamitu, który sprawiał, że Draco wyglądał szczupło, oszałamiająco i rozkosznie grzesznie.
Uśmiechnął się znowu, tym razem leniwie i mefistofelicznie – jak ktoś, kto doskonale zdaje sobie sprawę, że osoba stojąca przed nim rozpaczliwie usiłuje powstrzymać się od bezprawnego ograniczenia jego wolności osobistej.
- Cześć, Hermiono.

*

Pięć minut wcześniej, przed wejściem do pokoju wspólnego, Draco Malfoy przeżył najbardziej nieswoisty atak paniki.
Przypomniał sobie, że na cześć balu, Gryfoni postanowili zmienić hasło... a on nie znał nowego.
Cholera.
Nawet teraz Murphy go prześladował!
Stał tam, w swoim nowym ubraniu, po trzech godzinach spędzonych przed lustrem na układaniu włosów, gotowy na podjęcie emocjonalnego wyzwania. (Wbrew jednej z najważniejszych zasad Kodeksu Malfoyów - paragraf 33: Nigdy się nie angażuj. Naprawdę. Nigdy!)
Stał tam, zamyślony, samotny i mówił do siebie.
- Jak mam przejść koło Grubej Damy... och, chwileczkę! To przecież Gruba Dama. Dama. To kobieta! A ja jestem Draco Malfoyem! No dobrze, więc problem rozwiązany.
Oczywiście, rozmowa z samym sobą może czasem doprowadzić do rozwiązania pewnych kwestii.
Jeśli jest się zabójczo seksowym.
Draco wygładził swoje i tak nieskazitelne szaty, odrzucił do tyłu włosy i uśmiechnął się tak, jak nauczyła go babka wila; w sposób, który powodował, że lustra, spadając ze ścian, składały mu niedwuznaczne propozycje.
Oparł się o ścianę i wpił płomienny wzrok w portret Grubej Damy.
- Co taka dziewczyna jak ty robi tutaj, wisząc przy takim wejściu jak to?

*

- D... Draco!
Oczywiście, jąkam się, pomyślała Hermiona. Oniemiałam. Każdy by oniemiał. Tak samo zareagowałabym, gdyby pojawił się tu nagle Filch w czarnym aksamicie.
Draco był wytrącony z równowagi, widząc wyraz czystej odrazy, przebiegający przez twarz Hermiony.
W końcu udało jej się opanować i odpędzić od siebie irytującą wizję.
- Co ty tu robisz?
Draco ruchem głowy odrzucił do tyłu włosy.
- Ach. Miałem nadzieję, że uczynisz mi ten honor i przyjmiesz moją propozycję towarzyszenia ci na balu.
Hermiona uniosła brwi.
- A dlaczego przyszedłeś zaprosić mnie tak późno?
Draco nieco spanikował.
- Ja... eee...
I nagle furia, która czaiła się w Hermionie przez kilka ostatnich dni, zerwała się na równe nogi i skoczyła mu do gardła.
- Och, okazało się, że nie masz z kim iść, więc raczyłeś się pojawić. Tak?! Ktoś cię odrzucił, a ty pomyślałeś sobie, że najbezpieczniej będzie zaprosić biedną, samotną Hermionę?! No cóż, teraz wiem, że jesteś...
- Przepraszam bardzo! – przerwał jej Draco. – Nie, nie jestem. A ty nic nie wiesz! Jesteś pozbawioną uczuć psychopatką! Na Merlina! Śpiewałem dla ciebie cholerną piosenkę. Kobieto, co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? Pełny striptiz na środku Wielkiej Sali?
To było bardzo sugestywne. Ale Draco wrzeszczał nadal.
- Odtrąciłaś mnie tyle razy, że mam cholerne zawroty głowy, ty głupia Gryfonko, a teraz przyszedłem tu znowu, nie zważając na to, jak żenujące byłoby dla mnie, gdybyś mi znowu odmówiła, bo myślałem, że jeśli z nikim się nie umówię, to zdołam cię przekonać, że jedyną osobą, z którą chciałbym iść, jesteś ty!
- Och...
- I jak śmiesz insynuować, że ktokolwiek mnie odrzucił! – dorzucił oburzony. – Mnie! Nie bądź śmieszna!
Hermiona stłumiła śmiech. Nie zamierzała mu pozwolić na siebie krzyczeć tylko dlatego, że był przy tym tak zabawny.
Zresztą, uciekanie się w tej sytuacji do humoru byłoby tanim chwytem.
- Powiedz mi Draco, dlaczego właściwie chcesz iść ze mną? – zapytała oficjalnym tonem.
Nie odpowiedział.
Spojrzała na niego ostro, a potem podążyła za jego zafascynowanym wzrokiem, skupionym na jej kubku z kawą.
- Draco!
Zamrugał.
- Hę? Och, tak. Przepraszam. O co pytałaś?
- Dlaczego. Chcesz. Iść. Ze. Mną... och, na wrota Azkabanu, wypij tę cholerną kawę, jeśli tak bardzo musisz.
Nigdy nie widziała, żeby ktoś poruszał się tak szybko.
Między jednym a drugim łykiem kawy Draco powiedział coś jakby „kocham cię”, ale brzmiało to bardzo niewyraźnie, a Hermiona nie wierzyła niczemu, co mówił uzależniony, który znajdował się w szponach swojego nałogu.
- Chcę iść z tobą bo... – Draco przerwał na moment – jesteś słodka?
- Postaraj się. Bardziej.
- Ja... bo... och, posłuchaj, Hermiono! Jestem Malfoyem! Nie okazujemy nic w rodzaju szczerych emocji, a tym bardziej uczuć. Nie jestem nawet pewien, czy uznajemy za legalne małżeństwa z miłości. Nie moglibyśmy po prostu... przyjmij do wiadomości fakt, że gdy nic nie mówię, to ty wiesz, że... mówię właśnie te rzeczy, jakie mówią ludzie, którzy są...
- Normalni?
Hermiona odsunęła krzesło i wstała. W tym samym momencie zauważyła, że blask ognia zaczął odbijać się w plastikowych oczach jej bamboszy w kształcie króliczków.
- Powiedz mi Draco. Dlaczego to, że jesteś Malfoyem, miałoby być powodem, dla którego powinnam traktować cię wyjątkowo?
Spojrzała na stojący na stole pusty kubek, a gdy podniosła głowę, twarz Draco znajdowała się bardzo blisko.
Oszołomiona, patrzyła prosto w jego oczy. Widziała swój własny obraz odbijający się w taflach roztopionego srebra.
Draco był nieco zdenerwowany, nie mógł złapać oddechu i wyglądał cholernie seksownie.
- Cóż. Malfoyowie posiadają pewne zalety, które rekompensują niewielkie niedogodności.
Nie uderzyła go.
Zamierzała go uderzyć, właśnie w chwili, kiedy poczuła jego usta na swoich. Zamierzała uderzyć go tak mocno, żeby zobaczył wszystkie gwiazdy... zaraz po tym jak wyplącze dłonie z jego włosów, zaraz po tym jak uwolni się spod tych gorących, namiętnych, utalentowanych warg, zaraz po tym jak przestanie wydawać ten żenujący odgłos, gdy popchnął ją na stół i..
Odsunął się. Hermiona poczuła się dotknięta.
- I co powiesz na to?
- ...ardz... - Hermiona wzięła się w garść. - Musisz się bardziej postarać – oznajmiła chłodno. – I proszę, użyj słów.
Draco czuł się kompletnie wykończony. Po mistrzowsko wykonanym pokazie talentów Malfoyów (choć od wieków nie był prawiczkiem), nie był w stanie skonstruować żadnego logicznego zdania.
Poza “weź mnie tu i teraz”.
Czasami poważnie zastanawiał się, czy aby naprawdę nie przynosi hańby swojemu nazwisku.
- To dlatego, że... ty... jesteś taka inteligentna, ale masz te wszystkie zasady, których ja w ogóle nie rozumiem, ale z jakiegoś powodu uważam, że są bardzo pociągające...
Hermiona złagodniała.
- Chcesz powiedzieć, że dzięki mnie stajesz się lepszym człowiekiem?
Draco skrzywił się.
- Coś w tym sensie. Proszę, nie mów o tym nikomu.
Najwyraźniej każdy Malfoy miał określony limit, powyżej którego nie mógł już znieść większej dawki moralności.
- Jeśli się zgodzisz – powiedział nagle Draco – to niczego nie będę żałował. Tej sprawy ze szczurem. Tego, że nazwisko Malfoyów zostało zhańbione. Tego, że mojemu ojcu grozi zawał. Nawet... tego ślubu. Niczego. Bo wtedy to wszystko będzie miało jakiś sens... jeśli tylko się zgodzisz.
- A jeśli nie?
Draco wykrzywił usta.
- Wtedy, pomimo wszystko, będę zmuszony podjąć próbę zdybania Pottera pod prysznicem.
Hermiona się roześmiała.
I zrobiła strasznie głupią i wyjątkowo nietypową rzecz. Ale Draco stał tam, wyglądając absolutnie cudownie. Wyraźnie czuł się tak niepewnie, i wcale nie zachowywał jak klasyczny Ślizgon.
I po raz pierwszy stwierdziła, że nie robi tego specjalnie.
Wyciągnęła rękę.
- Pójdę z tobą.
Draco uśmiechnął się.
- Eeee... Ale muszę się przebrać.
- Nie musisz tego robić dla mnie – zapewnił ją Draco. – Jeśli chcesz, mogę przez całą noc tańczyć z tobą, ubraną w piżamę. Ale jeśli uważasz, że skąpy negliż byłby bardziej odpowiedni na taką okazję...
Pacnęła go podręcznikiem.
- Bądź grzeczny. Założę się, że jesteś fatalnym tancerzem.
- Jestem wspaniałym tancerzem – oburzył się.
- Nawet gdy nie jesteś szczurem?
Draco spojrzał na nią z wyrzutem. I nagle coś sobie przypomniał.
- Eeee.. Hermiona... Myślę, że lepiej będzie, jak poczekam na ciebie na zewnątrz. Bo wiesz, byłem zmuszony użyć bardzo przekonującej perswazji, żeby się tu dostać i... Myślę, że Gruba Dama nie byłaby zbyt szczęśliwa, widząc mnie z inną kobietą...
Hermiona była rozdarta pomiędzy uczuciem zgrozy i zachwytu.
- Chcesz powiedzieć, że uwiodłeś... portret? Jak to w ogóle możliwe? Czy portrety mają hormony?
Draco podniósł wysoko głowę.
- Jeśli chodzi o Malfoyów, wszyscy mają hormony.
Tym razem nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Draco... ty zwierzaku.

KONIEC




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron