Draco
Malfoy - Zdumiewająco Skoczny... Szczur?
Rozdział
pierwszy
Kawa
i Eliksir Wielosokowy
Najgorszy
dzień w życiu Draco Malfoya rozpoczął się zwyczajnie, od
przebudzenia. Chrapanie Crabbe`a i Goyle`a jak zawsze przypominało
odgłosy wydawane przez rozpędzoną lokomotywę Hogwart Ekspresu.
Draco obudził się o szóstej rano, zlany potem. Śniło mu
się, że nadepnął na odwłok sklątki tylnowybuchowej. Kiedy
zaplątał się w prześcieradła i spadł z łóżka, szybko doszedł
do wniosku, że jednak nie działo się to naprawdę.
Takie
przebudzenia zdarzały mu się często podczas pierwszego roku.
Dobrze, że urósł od tamtej pory, więc odległość między
łóżkiem a podłogą była teraz zdecydowanie mniejsza.
Oczywiście
dobrze, że w ogóle urósł – życie erotyczne szóstoroczniaka o
wzroście nie przekraczającym stu dwudziestu centymetrów, byłoby
smutne, nudne i ograniczałoby się raczej do uprawiania miłości w
pojedynkę.
Z drugiej strony, niski wzrost był pożądaną
cechą jeśli chodzi o quidditcha. Najlepsi szukający byli drobni i
mali, podobnie jak mugole zawodowo jeżdżący na koniach… Dżokery,
nie, chwileczkę, to chyba figura w talii kart?
O ile karty w
ogóle posiadały talię.
Draco usiłował przemyśleć sprawę
jeszcze raz, ale nagle zdał sobie sprawę, że natychmiast
potrzebuje kofeiny.
Najlepiej dożylnie.
Jestem Malfoyem,
pomyślał. Istotą mroku. Wczesny poranek zdecydowanie nie jest moją
porą.
W porządku, wystarczy odrobina silnej woli.
Obudź
się!
No dobrze, może to zbyt minimalistyczna opcja.
No
więc, po kolei.
Mężnie podczołgał się do miejsca, gdzie
poprzedniego wieczoru porzucił swoje szaty. Założył różne
części garderoby na mniej więcej odpowiednie części ciała, z
trudem przyjął postawę właściwą Homo Erectus i powlókł się
do drzwi.
Czuł się jak wampir na głodzie, a wyglądał,
jakby właśnie wstał z grobu.
Kawa! Muszę… Kawy!
Zanim
doszedł do Wielkiej Sali, zyskał pewność, że została na niego
rzucona klątwa Strasznego Głodu Kofeinowego, która prawdopodobnie
dotknie także wszystkich jego potomków.
Ze względu na
absurdalnie wczesną porę dnia, Wielka Sala była prawie pusta.
Przy jednym stole dwoje Krukonów całowało się i uczyło
jednocześnie – typowo krukoński ideał romansu.
- To
powinno być zabronione – pomyślał głośno Draco. – Taki widok
odbiera apetyt.
- Podobnie jak twój widok, odbiera go mnie,
Malfoy.
Wspaniale. Członek Hogwarckiej Drużyny Marzeń.
Typowa ironia losu. Typowa Hermiona Granger - wstaje o szóstej rano,
żeby się uczyć.
- Granger, samotna, z książką? Jakież to
żałosne – i jakże przewidywalne.
Zavadowała go wzrokiem.
- Malfoy, sam, bez Crabbe`a i Goyle`a? Czy szare komórki,
które dzielicie, nie obumrą, jeśli oddalicie się od siebie na
zbyt długo?
- A gdzie Potter i Weasley? Oddają się na górze
miłości, która nie śmie wyjawić swego imienia?*
Nieco zbyt
gwałtownie przewróciła stronę.
- Nie mów, że cytujesz
Oscara Wilde`a. On był Mugolem.
- Jesteś pewna? –
uśmiechnął się złośliwie.
Westchnęła.
- Fretka –
wymamrotała.
- Szlama – Draco lubił mieć ostatnie słowo.
Ta idiotka zdecydowanie opóźniała realizację jego misji
opatrznościowej.
Kawa…
Stół Ślizgonów był pusty.
Draco nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby zdobyć kawę. A
Draco absolutnie, bezwzględnie musiał napić się kawy.
Granger
uniosła kubek do ust i wysączyła łyk cudownego płynu.
Draco
z trudem powstrzymał ogarniającą go dziką żądzę. Odetchnął
głęboko kilka razy, żeby się uspokoić.
Nie użyję tortur,
żeby wydobyć z niej informację. Nie wyrwę jej tego kubka z ręki
i nie będę usiłował wylizywać jego dna. Zachowam przynajmniej
resztki godności.
Chcę kawy. Chcę. Kawy. Chcę kawy!
-
Och, Granger... – rzekł powoli, starając się, aby jego głos
brzmiał doskonale obojętnie. – Co trzeba zrobić żeby zostać
obsłużonym o tak idiotycznej porze?
Kawyyy! - zawyło jego
kompletnie rozpieszczone wewnętrzne dziecko. - Teeeraz!
Popatrzyła
na niego z dezaprobatą.
- W ciągu sześciu lat nie zdarzyło
ci się wstać wcześniej, żeby się trochę pouczyć? Jak, na
Merlina, udało ci się zostać prefektem?
Dlaczego marnujesz
mój czas, zła kobieto? Daj mi kawyyy!
- Uczę się jak każdy
normalny człowiek – wycedził przez zaciśnięte zęby. – W
nocy.
- Taaak... Widać, że nie jesteś typem rannego ptaszka
– prychnęła. – Zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie są twoje
szaty? I że nie wyszczotkowałeś włosów?
- A jednak moja
fryzura nadal wygląda lepiej niż twoja… Słuchaj, Granger, nie
mam na to czasu. Chcę tylko trochę kawy! Na całym świecie nie ma
teraz niczego, czego pragnąłbym bardziej, niż odrobiny kawy! Jeśli
miałbym teraz jedno, ostatnie życzenie, poprosiłbym o kawę!
To
nie miało nic wspólnego z godnością.
Popatrzyła na niego
jak na wariata.
- Po prostu zadzwoń tym małym dzwonkiem,
który leży na stole. Skrzaty domowe cię obsłużą. Co prawda nie
powinny się pokazywać, ale jest tak wcześnie… Oczywiście, to
okropne że…
Podniósł rękę, by powstrzymać ten potok
słów.
- Proszę, Granger, jestem zbyt zmęczony… Mógłbym
zwymiotować, słuchając twojego bełkotu o wszach…
Dopadł
stołu Slytherinu i zadzwonił.
- Nie wszy! – krzyknęła za
nim. – W.E.S.Z.-y! To skrót od Walka o Emancypancję Skrzatów
Zniewolonych!
Draco usiadł przy stole i pozwolił swojej
głowie opaść na blat.
- I o tobie mówią, że jesteś
inteligentna... – wymamrotał w miarę wyraźnie. – Nie
zauważyłaś, że ta nazwa jest idiotyczna? Nie lepiej brzmiałoby
S.O.S., Stowarzyszenie Obrony Skrzatów, albo coś w tym stylu?
Dziewczyna osłupiała i właśnie w tym momencie na scenie
pojawił się Zgredek - skrzat, który kiedyś pracował u Malfoyów.
Uszczęśliwiony jego widokiem Draco pomyślał, że mógłby
go ucałować. Mógłby, gdyby w grę nie wchodziła tak duża
różnica wzrostu, fakt, że Draco był raczej członkiem opozycyjnej
partii, oraz straszliwy brak kofeiny, który odbierał mu zdolność
wykonania jakiegokolwiek ruchu.
W każdym razie, Zgredek także
wyglądał na uradowanego.
- Panicz Malfoy! Zgredek szczęśliwy
cię widzieć. Zgredek od kilku miesięcy ma nadzieję panicza
spotkać.
- Tak, cóż, Draco był bardzo zajęty –
powiedział Draco nie podnosząc głowy ze stołu. – Draco obiecuje
odwiedzać cię częściej, jeżeli tylko Draco mógłby prosić,
bardzo prosić, o kawę, natychmiast. Draco cierpi na zbyt duże
stężenie krwi w systemie kofeinonośnym.
- Oczywiście,
oczywiście…
Zgredek błyskawicznie zniknął z pola
widzenia, a Draco poczuł, jak ogarnia go wielka fala ulgi.
Która
natychmiast odpłynęła, gdy usłyszał irytujący głos szlamy.
-
Znasz Zgredka?
- Mhm... pracował w moim domu przez pierwszych
dwanaście lat mojego życia – wymruczał Draco. – Praktycznie
rzecz biorąc, to skrzaty domowe wychowują szlachetnie urodzone
dzieci czarodziejów… no, ale skąd miałabyś o tym wiedzieć,
szlamo.
- Akurat wiedziałam. Czytałam wiele genealogii rodów
„czystej krwi” i wiem, że „szlachetnie urodzony” znaczy tyle
samo co „owoc chowu wsobnego”. Albo „niewdzięczny ciemiężca
skrzatów”.
- Granger, po prostu weź tę książkę, którą
czytasz i…
- Pańska kawa, paniczu Malfoy!
Zgredek
biegł ku niemu truchtem, trzymając w ręce tacę ze śniadaniem i…
Draco wpił wzrok w jaśniejący boskim światłem dzbanek kawy.
Nie
odrywając zachłannych oczu od świętego naczynia, patrzył jak
Zgredek napełnia kubek…
- Wyglądasz jak narkoman, Malfoy.
- A ty jak bóbr, Granger.
Draco rzucił się na kubek i
błyskawicznie wchłonął jego zawartość. Och, kawa, moja jedyna
miłość! Kawa, moja wspaniała kawa, nikt zabierać jej nie ma mi
prawa. **
- Zgredek pamiętał, że lubi panicz czarną, sir.
- Taaa, dzięki. Jest świetna – uśmiechnął się Draco.
-
Czy panienka Hermiona życzy sobie jeszcze czegoś?
- Tylko
głowy Malfoya, podanej na tacy. Dziękuję – wymruczała pod
nosem, jednak niewystarczająco cicho.
- Mówiłaś, że się
uczysz Granger, więc ucz się, zamiast mnie zaczepiać.
- Cóż,
nie ma tu zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o rozmówców. Ale masz
rację, zrobię jak radzisz. Numerologia jest zdecydowanie ciekawszym
przedmiotem niż ty.
Mina Zgredka wyrażała smutek i
zakłopotanie.
- Szczególnie Wzywanie Wyników – dodała
wyniośle.
- Dobra, teraz już wiem, że masz nie po kolei w
głowie – powiedział Draco. – Trygomancja jest daleko bardziej
interesującą dziedziną.
Smarując tosta masłem, spoglądał
spod oka na dziewczynę, która na egzaminie z numerologii zdobyła o
pięć nędznych punktów więcej niż on. Ku jego wielkiemu
zdumieniu, uśmiechnęła się promiennie.
Jej zęby naprawdę
były zdecydowanie mniejsze, niż na pierwszym roku.
- Och,
masz rację, jest fantastyczna! – zgodziła się entuzjastycznie. –
Powiedz, wolisz używać magoteorii czy rzucać zaklęcia manualnie?
To oczywiście zabiera więcej czasu, ale wydaje mi się, że daje
możliwość szerszego ogarnięcia zasad…
- Oszalałaś?
Jedynym zaklęciem, o którym warto wspomnieć, jest Kalkulatus…
Po wypiciu kawy, Draco zaczynał czuć się zdecydowanie
lepiej. A numerologia była jednym z jego ulubionych przedmiotów.
-
Nigdy nie zaklęłam w ten sposób – wyznała Granger, jakby
wyjawiała mu jakiś wstydliwy sekret. Cóż, jakby nie było,
przeklinanie w miejscu publicznym nie należało do dobrego tonu.
-
Musisz być strasznie głupia jeśli tego nie robiłaś. Och, czekaj,
to pewnie właśnie dlatego. Zobacz, to proste.
Zgredek oddalił
się.
Przez następną godzinę Draco i Granger prowadzili
ożywioną dyskusję, wykrzykując ze swoich miejsc argumenty
dotyczące numerologii. W końcu nawet Krukoni zwrócili na nich
uwagę.
- Słuchajcie – odezwał się chłopak. – Jeśli
chcecie pogadać, to usiądźcie razem.
- Spadaj na bijącą
wierzbę – zasugerował słodko Draco. – Magoteoria jest mocno
przeceniana, ty krzaczastowłosa kretynko.
Przez jakiś czas
„acciowali” sobie z Grangerówną diagramy na serwetkach, gdy
otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali.
- Popatrz tutaj
fretkowaty chłoptasiu, Magoteoretyczne Twierdzenie Pitagorasa to
klasyka – mówiła rozgorączkowana dziewczyna.
- Chcesz
powiedzieć, że jest stare i bezużyteczne, szlamo? Masz rację.
-
Malfoy! Dlaczego zaczepiasz Hermionę?
Wspaniale. Chłopiec
Który Przeżył By Stać Się Pyszałkiem i Weasley Indycze Jajo.
Granger rozejrzała się i zamrugała.
- Harry, Ron! Jak
miło, że do nas dołączyliście!
- Do nas? – powtórzył
Wiewiór.
- Do Granger i głosów w jej głowie – wyjaśnił
wyniośle Draco. W końcu przypomniał sobie o toście, który zdążył
w tym czasie zamienić się w zimny kamień. – Miałem zamiar coś
zjeść, ale wasz widok wzbudza we mnie odruch wymiotny...
- A
twój widok wyzwala we mnie odruch Rozkwaszenia Twojej Ziemistej Gęby
– warknął Weasley.
- Po pierwsze, nic nie robiłem,
wiewiórowaty chłopcze, po drugie, chciałbym to zobaczyć, a po
trzecie, co masz na myśli mówiąc „ziemistej”?
Draco
jednym rzutem oka ocenił swoje szanse i wstał. Mógłby pokonać
tego Udaję Że Jestem Czarodziejem Weasleya bez problemu, ale
Weasley z Potterem u boku... Hmm...
- Nie warto, Ron - odezwała
się Hermiona. – Szkoda twojego czasu na tego narcystycznego
Ślizgona...
- Hm?
- A co ma do tego matka Malfoya?
Draco przewrócił oczami i wyszedł. Nic dziwnego, że Granger
z taką determinacją wciągała go w rozmowę. Pewnie tęskni czasem
do odrobiny inteligentnej konwersacji, skoro ma takich przyjaciół.
W drodze do dormitoriów Slytherinu zastanawiał się, czy
Crabbe i Goyle są już gotowi, aby sprostać intelektualnemu
wyzwaniu, jakim jest nauka oddychania przez nos.
Draco
doszedł do wniosku, że eliksiry będą miłą odmianą po tak
koszmarnym śniadaniu.
Powinien był pamiętać o prawach
Murphy`ego, największego i najbardziej pechowego Irlandzkiego
czarodzieja swoich czasów. (Irlanczyk-abstynent to bardzo
niebezpieczne połączenie. Mógłby zacząć myśleć. A w
konsekwencji zawładnąć światem.)
Rozsiadł się w ostatniej
ławce i zaczął zastanawiać się, jaką obrzydliwą rzecz mógłby
wrzucić Longbottomowi za kołnierz. Wahał się właśnie między
ślimakami a świeżą skórą boomslanga, gdy do sali wkroczył
Snape.
Draco lubił Snape`a. Naprawdę go lubił. Facet był
zabawny, był dobrym nauczycielem i trzymał stronę Slytherinu,
przeciw – ech, całemu światu. Zdaniem Draco, miał tylko dwie
wady: widoczny brak dbałości o higienę i oczywisty, permanentny
PMS.***
Trudno było coś wyczytać z twarzy profesora,
zasłoniętej kurtyną ciemnych włosów, ale Draco założyłby się
o sto galeonów, że mężczyzna miał groźne błyski w oczach.
Urodzony morderca. Sprzedawca śmierci. Predator. Bezlitosny
zabójca na misji specjalnej.
- Chcę przyczynić się do
rozwoju współpracy i budowy harmonii pomiędzy Domami...
Draco
zamrugał z wysiłkiem. Hm, może nie tym razem.
- ...dlatego
doszedłem do wniosku, że każdy uczeń powinien pracować nad
eliksirem wielosokowym z partnerem z innego Domu.
Snape
odchylił się na krześle i wsłuchiwał w rozbrzmiewające na sali
głosy protestu, niczym Bóg w anielskie chóry.
Draco, który
do tej pory zdołał przypomnieć sobie o Murphy`m, i któremu świat
jawił się teraz w czarnych barwach, czekał.
- Potter i
Bulstrode.
Spanikowany Potter rzucił ukradkowe spojrzenie w
stronę Millicenty. Oblizała usta.
Teraz Harry wyglądał na
bliskiego ataku histerii.
Draco nie mógł powstrzymać się od
uśmiechu. Millicenta była skrycie, ale szaleńczo zakochana w
Potterze od piątego roku. Draco był pewien, że nie przydarzyłoby
się to komuś miłemu... Los był sprawiedliwy jeśli chodzi o
łączenie dusz w pary. Tym razem był bezlitosny.
Wykazał się
perfekcjonizmem.
Kiedy Millicenta zalotnie zatrzepotała
rzęsami, w klasie rozległy się chichoty. Potter wyglądał jakby
chciał się zapaść pod ziemię.
Nawet Weasley i Granger z
trudem powstrzymywali się od śmiechu.
Draco spojrzał na
Granger, która właśnie wpychała sobie do ust rękaw szaty. Biorę
ją, pomyślał, jest jedynym Gryfonem posiadającym coś w rodzaju
mózgu. Pewnie się będzie wkurzała - to będzie bardzo zabawne; a
poza tym, nie dokończyliśmy dyskusji o numerologii...
-
Crabbe i Longbottom.
- Profesorze, próbuje pan połączyć w
pary wszystkich, którzy darzą się sekretnym uczuciem? – wycedził
Draco.
Blaise Zabini zaśmiał się tak, że spadł z krzesła.
Oczy Snape`a zwęziły się niebezpiecznie.
- Widocznie tak,
Malfoy, ponieważ ty będziesz pracował z Weasleyem.
Ron
Weasley zbladł tak bardzo, że jego piegi zdawały się świecić
własnym światłem. Draco był zdegustowany, ale... cóż,
przerażenie Weasleya było zabawne, poza tym... cóż, sam się o to
prosił.
Oczywiście nigdy nie pozwoliłby na coś takiego
innemu nauczycielowi niż Snape.
- Jakim cudem odkrył pan
naszą małą, nieprzyzwoitą tajemnicę? – dopytywał się,
podczas gdy Weasley wyglądał, jakby właśnie miał zawał. –
Wydawało nam się, że jesteśmy tacy ostrożni.
- Goyle i
Granger.
- Aliteracja – stwierdził Draco. – Jakież to
słodkie.
Obrzucił groźnym wzrokiem Weasleya, nadal stężałego
z wściekłości.
- Nie zbliżaj się do mnie, misiu pysiu. Po
prostu siedź tam i staraj się nie emanować złą energią w
kierunku mojego eliksiru – rozkazał Draco tonem, którym
Malfoyowie zmuszali niewolników do ślepego posłuszeństwa, wrogów
do desperackiej ucieczki, a kobiety do... cóż, po prostu do płaczu.
Wyglądało na to, że Weasleya natomiast doprowadził do
szału.
- To nasz wspólny eliksir! – wybuchnął.
-
Zrujnujesz moją doskonałą reputację jeśli coś zawalisz – co
wydaje się być twoim przeznaczeniem w tej wielkiej loterii, którą
zwą życiem – wysyczał Draco. – Siadaj! Jeśli potrafisz nie
zepsuć chociaż tego.
- Nie!
- Panie i panowie,
Weasleyowie: stworzenia posiadające jeszcze mniej szarych komórek
niż galeonów – to matematyka na poziomie dwulatka.
- Tak?
No więc coś ci powiem, Malfoy...
- Ron, zamknij się!
-
Hej... – wycedził Draco obracając się do Granger. – To była
moja kwestia!
W drodze po jakiś składnik, dziewczyna
zatrzymała się przy nich i utkwiwszy w Ronie oczy jak sztylety****
kontynuowała, kompletnie ignorując Ślizgona:
- Nie jest tego
wart.
- W porządku, masz rację.
Pochyliła się nad
ławką, dotknęła wściekle rudych włosów Weasleya, spojrzała mu
głęboko w oczy i – ku wielkiemu zdumieniu Draco – udało jej
się przy tym nie zwymiotować.
- Robi z siebie idiotę,
traktując cię – traktując wszystkich – w ten sposób. Musimy
pogodzić się z myślą, że został tak wytresowany, i że jest
zbyt głupi, albo po prostu zbyt zepsuty, żeby się temu sprzeciwić.
Dlatego właśnie nie jest wart twojego czasu i twojej złości.
-
Hej, ja tu jestem, szlamo!
Oczy dziewczyny nawet nie drgnęły.
- Nie jest wart nawet odrobiny uwagi.
- Szkoda, że nie
zauważyłaś tego kilka lat temu! – zawołał za nią Draco, kiedy
odchodziła. – Oszczędziłoby mi to bardzo bolesnego uderzenia w
twarz.
Granger nie odwróciła się. Rozradowany Weasley
usiadł.
- No dalej, psuj eliksir, Malfoy – powiedział.
-
Tak się składa, że jestem dobry z eliksirów, Wiewióro, a tobie
nie udało się jeszcze nigdy przygotować żadnego. Nie czepiaj się
więc.
Zadowolona mina Weasleya zirytowała Draco jeszcze
bardziej. Właściwie poczuł ulgę, gdy Gryfon zaczął się krzywić
patrząc, jak ustawia kociołek.
- Hej, Malfoy, chcę cię o
coś spytać.
- Nie, jeśli chodzi o kolację przy świecach,
Weasley.
- Wiem że to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę
uwarunkowania genetyczne, ale czy mógłbyś przynajmniej spróbować
nie być takim palantem? Co, do diabła, robiliście z Hermioną
dzisiaj rano?
- Uprawialiśmy seks przez stoły. My, Malfoyowie
jesteśmy wyjątkowo utalentowanym rodem.
Weasley zaniemówił
z wściekłości. Ten widok wystarczająco wynagrodził Draco
cierpienie, które stało się jego udziałem, gdy przed chwilą
roztaczał tę obrzydliwą wizję.
- Rozmawialiśmy o szkole,
Żałosna Imitacjo Czarodzieja.
Wyraz twarzy Weasleya był tak
bezmyślny, że bił na głowę wszelkie rekordy Crabbe`a i Goyle`a w
tej dziedzinie.
- O szkole?
- Tak, o szkole. To taki
cholernie duży budynek, w którym uczymy się, w każdym razie
niektórzy z nas się uczą, magii. Jeśli wystarczająco mocno się
skoncentrujesz, to może nawet dojdziesz do wniosku, że to miejsce,
w którym właśnie się znajdujemy.
- Rozmawialiście z
Hermioną o szkole?
- O numerologii. Kojarzysz? To jeden z tych
przedmiotów, na naukę którego jesteś zbyt głupi.
- No, to
w takim razie lepiej z tego zrezygnuj.
- Z czego? Z
numerologii? Słuchaj, nawet jeśli zrezygnowałbym z tego
przedmiotu, moje świadectwo będzie o tyle lepsze od twojego, o ile
moja rodzina jest lepsza od twojej.
- Zostaw Hermionę w
spokoju! – warknął Wasley. – Nie będziesz mi jej tyranizował.
- Proszę, proszę, Ronuś się zakochał? Oh, jakież to
słoooodkie! Powiedz mi, Weasley, co otrzymamy gdy skrzyżujemy
wiewiórę z bobrem?
Twarz Weasleya przybrała kolor tak
jaskrawej czerwieni, że nawet ohydny kolor jego włosów nie mógł
równać się z jej intensywnością. Gryfon wyglądał przy tym,
jakby zaraz miał kogoś zabić.
- Pamiętajcie, że pod koniec
lekcji musicie wypić eliksir wielosokowy partnera – przypomniał
Snape.
Teraz Weasley wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć z
obrzydzenia.
- Prędzej odbiorę sobie życie!
- Przy
okazji odbierz też moje – wymamrotał Draco. – Ale wiesz co?
Przynajmniej przestałeś czerwienić się jak pensjonarka. Och nie,
czekaj! Zobacz – znowu to samo...
- Odwal się, Malfoy.
Obaj
byli tak pochłonięci sprzeczką, że nie zwracali uwagi na osoby
kręcące się w pobliżu ich stołu.
- Dawaj kawałek tej
odrażającej arlekińskiej peruki, którą nazywasz włosami,
Weasley – zakomenderował Draco. – Ja wrzuciłem już swoje do
twojej zlewki.
- Czekaj, doszedłem do wniosku, że wolę
umrzeć, niż zamienić się w takiego albinotycznego dupka, jak ty.
- Nie marudź Weasley, zawsze chciałeś być bogatym,
przystojnym i czarującym... no, po prostu mną...
- Twój czar
nie byłby w stanie zadziałać nawet na brodawki obdartej ze skóry
ropuchy, Malfoy...
Draco ukradkiem przysunął się w stronę
Rona, a gdy ten pochylił głowę, wyrwał mu kilka włosów.
-
Ałć! To bolało!
Patrząc na rozwścieczonego Gryfona, Draco
rozważał, czy ten kretyn zdecyduje się w końcu go uderzyć. Nie
spuszczając z niego oka, upuścił włosy.
Żaden z nich nie
zauważył, że włosy nie trafiły do zlewki i spadły obok niej.
Żaden z nich nie zauważył, że ktoś przemknął obok ich
stołu, wrzucając do naczynia Draco coś innego.
Żaden z nich
w ogóle nic nie zauważył. Każdy wypił swoją porcję eliksiru,
oczekując rezultatów, które jednak nie pojawiły się.
*
-
Jestem absolutnie rozczarowany! – wrzasnął Snape. – Jakkolwiek
– dodał patrząc na Longbottoma – w przypadku niektórych z was,
raczej niezmiernie zaskoczony. Wręczyłem wam wyraźne czarokopie
instrukcji warzenia eliksiru wielosokowego, a jednak żadne z was nie
było w stanie poprawnie go przygotować. To tyle jeśli chodzi o
twoją inteligencję, panno Granger. Jeśli zaś chodzi o pana,
Malfoy, mniemam, że to pan Weasley był przyczyną tej porażki.
-
Właśnie, panie profesorze – Draco spokojnie przytaknął
nauczycielowi. – Rozpraszał mnie swoimi głupimi uwagami.
-
Gryffindor traci dziesięć punktów – powiedział ostro Snape.
Draco przeciągnął się leniwie i ziewnął; czuł ten
wspaniały, ciepły dreszcz, którego źródłem była satysfakcja,
że jest złośliwym sukinsynem i duma, że jest w tym tak dobry.
Zauważył, że Granger i Weasley avadują go wzrokiem. W
odpowiedzi mrugnął do nich porozumiewawczo. Weasley wyglądał
jakby dostał apopleksji, a Granger obrzuciła go pogardliwym
spojrzeniem.
Potter nadal wyglądał na zbyt roztrzęsionego
bliskim spotkaniem z Bulstrode, aby zwracać uwagę na ich milczący
pojedynek.
Draco poczuł, że jest mu niedobrze, ale mina
śmiertelnie przerażonego Pottera odwróciła jego uwagę od
sensacji żołądkowych.
Przed lekcją opieki nad magicznymi
stworzeniami pójdzie chyba tam, gdzie nawet czarodziej chodzi
piechotą... uh, dwie godziny w otoczeniu Gryfonów - nic dziwnego że
miał mdłości.
Snape nawrzeszczał na uczniów, wyzywając
ich od idiotów, nieudaczników i łajz. Stwierdził, że przynoszą
hańbę swojemu gatunkowi, i że nie nadają się do niczego, prócz
usługiwania Filchowi, a już na pewno nie są warci zaszczytu
ponownego przekroczenia progów jego świątyni w lochach (innymi
słowy, poniżył ich tak jak zawsze).
Draco skrzywił się w
sposób, który był przyczyną plotek, jakoby jednym z antenatów
Malfoyów był wampir.
Co nie było prawdą.
Chyba.
-
Dobrze się czujesz ? – chrząknął Crabbe.
- Na pewno
lepiej niż ty, jeszcze nie zadaję głupich pytań – odpowiedział
Draco sucho i władczym gestem strząsnął z ramienia jego
bochenkowatą rękę.
Wychodząc z klasy, specjalnie zderzył
się w drzwiach ze Świętą Trójcą.
- Ojejku, jejku, czyżby
biednemu małemu Malfoykowi było niedobrze? – zaśmiał się
Weasley. – Poproś Snape`a żeby zabrał cię do łóżeczka i
mocno utulił.
- Nie jestem zainteresowany, Weasley. W
przeciwieństwie do ciebie.
Oddalając się, usłyszał za
plecami głos Granger.
- Co ci się stało Harry? Wyglądasz na
nieco... zmaltretowanego.
Mam nadzieję, że Millicenta
maksymalnie wykorzystała swoją szansę obmacywania Pottera i że
Potter skończy bełkocząc i śliniąc się w szpitalu świętego
Munga.
Pokonując coraz większy ból żołądka, Draco
błyskawicznie dopadł łazienki.
Głupi Weasley, jak na
Merlina, udało mu się zepsuć eliksir? A może to Granger zatruła
jego kawę? Zdradzieckie napoje energetyzujące!
Wpadł do
kabiny i osunął się na podłogę.
Ból był po prostu
porażający. Zimne fale skurczów atakowały jego żołądek, twarz
pokrył lepki pot. Draco skrzywił się, czując słony smak krwi
płynącej z wargi, którą przygryzł zbyt mocno. Kulił się w
sobie, usiłując złagodzić następną falę cierpienia. Pragnął
zmniejszyć się, zdusić ten ból i...
Poczuł, że naprawdę
staje się mniejszy...
Ubranie parzyło i ciążyło mu.
Piszczał, gdy tkanina drażniła skórę. Jego szaty wydawały się
być...
Za duże.
Zaraz. Piszczał?
Malfoyowie nie
piszczą!
I właśnie wtedy został połknięty przez masę
czarnego materiału.
Opadła na niego góra jedwabiu; otaczała
go; przytłaczała. Swędzenie wzmagało się coraz bardziej,
jakby...
Jakby rosło mu futro.
Znowu.
Draco
pamiętał to uczucie.
Tylko nie to! Merlinie, nie pozwól,
żeby ponownie się zdarzyło to, co wtedy, z profesorem Moodym, dwa
lata temu, proszę, proszę, nie...
- Nie! – powiedział
Draco.
Usłyszał tylko pisk.
Wyprysnął spod sterty
swoich ubrań. Był zdecydowany uciec, zanim ktoś znowu zacznie
obijać nim o podłogę i sufit. Poprzysiągł zemścić się na
pierwszym członku Drużyny Marzeń, któremu cała ta sytuacja wyda
się choć odrobinę zabawna...
Wtedy usłyszał odgłos
czyichś stóp. Ktoś go ścigał!
Nie dasz rady uciec przed
człowiekiem, Draco. Bądź przebiegły. Bądź Ślizgonem.
Zastygł
w bezruchu, jakby skamieniał z przerażenia. W tym przypadku akurat
nie było mu szczególnie trudno odegrać tę rolę.
Kiedy ręka
zbliżyła się do niego wystarczająco, ugryzł ją tak mocno, że z
rany trysnęła krew.
Potem uciekał, uciekał, uciekał,
czując wdzięczność wobec losu, że drzwi były otwarte. Wypadł
na korytarz, który nagle wydał mu się nieprawdopodobnie olbrzymi.
Pędząc na złamanie karku, zastanawiał się, co powinien teraz
zrobić, do diabła.
Nagle wpadł na inne stopy i został
pochwycony przez wielką rękę.
Coś znajomego było w tych
stopach, pomyślał. Nawet widziane z tej perspektywy były
nienormalnie duże...
- Patrzcie! Jaki słodki szczurek!
„Słodkie CO?” - to była pierwsza myśl, która przebiegła
przez głowę Draco. Zaraz potem pojawiła się następna. – „O,
nie. Tylko nie Weasley!”
Był bezradnym gryzoniem w rękach
Gryfonów.
Rozdział
drugi
Puszek,
Magiczny Dra... Eee... Szczur
„Weasley,
ty niedorozwinięty, odrażający palancie! W tej chwili postaw mnie
z powrotem na ziemi!” - krzyknął Draco. – „Jestem w
straszliwym niebezpieczeństwie!”
Przepaskudne ślepia
przerośniętego Weasleya przybrały wyraz...
Przed oczami
Draco zjawił się obraz tego barbarzyńcy, Hagrida - prymitywnego
potwora, dla którego wyrażenie „drażnić dzikie bestie”, było
synonimem słowa „uczyć”.
Och nie! - pomyślał, ten
szaleniec w taki właśnie sposób patrzył na swoje ukochane sklątki
tylnowybuchowe!
- Czyż nie jest śliczny? – zagruchał
Weasley.
„Weasley, puść mnie natychmiast! Nie chcę mieć
nic do czynienia z twoją zoofilią!”
Ron huśtał nim,
wywołując u Draco ataki choroby morskiej. Nagle w polu jego
widzenia pojawiły się poskręcane włosy Granger i rozczochrane
kłaki Pottera.
„Puść mnie!” – zawył Draco. – „Nie
jestem cholernym zawodnikiem szczurzej drużyny quidditcha! Rzucę na
ciebie najgorszą klątwę Malfoyów, Weasley! Będziesz trząsł ze
strachu tymi swoimi żałosnymi portkami z lumpeksu jak... ooooch,
zaraz zwymiotuję...”
Te śmiertelne pogróżki ani trochę
nie powstrzymały Weasleya, a głos Pottera przyprawił Draco o
jeszcze większe mdłości.
- Tak... to... miły szczur, Ron,
ale myślę, że on chce, żebyś go puścił. Okropnie piszczy.
Pewnie to dziki szczur.
- I może być chory – dodała
Granger.
„Tak jak i ty, Granger” – prychnął Draco.
-
Wcale nie. Zobaczcie, lubi mnie – bronił się Ron, przyciskając
Draco do piersi. – Nawet nie próbował mnie ugryźć.
„Nie
mam zamiaru się otruć! Puszczaj mnie, ty chory z urojenia idioto!”
Trójka Gryfonów patrzyła na Draco, nieświadoma jego
wściekłych wrzasków.
- Myślę, że powinieneś go wypuścić
zanim pójdziemy na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami –
powiedziała Granger tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- A poza
tym, nie pamiętasz co było z twoim ostatnim szczurem? – Potter
ściszył głos.
Ron nadal tulił Draco w ramionach.
-
Harry, nie bądź paranoikiem. To po prostu mały szczurek, nawet
jeszcze nie dorosły. Czy kiedykolwiek w życiu widziałeś coś tak
słodkiego i bezbronnego?
„Dopadnę cię za to, Weasley!” –
wrzasnął Draco.
- To... co? – zapytał Harry. – Chcesz go
zatrzymać?
- Pokażę go najpierw Krzywołapowi – poddał
się Ron.
„To imię twojego ojca, Weasley?”
Draco
poważnie zaczął rozważać opcję ugryzienia Rona, gdy ten znowu
go pogłaskał.
Granger zaczęła się niepokoić.
-
Chodźcie już, bo się spóźnimy! Porozmawiamy o tym po lekcjach...
W ten sposób – w towarzystwie Trzech Muszkieterów, którzy
od kilku lat byli najgorszą zmorą jego życia, kołysząc się w
rękach cholernego Weasleya - Draco dostał się na zajęcia z
szalonym gajowym.
Prosto w paszcze dzikich zwierząt.
Dzikich,
okrutnych bestii.
Potworów, mogących zmiażdżyć szczura
jednym ruchem szczęk.
Niech cię piekło pochłonie, Murphy!
*
- Powim ci, że to pikny okaz szczura
– zahuczał Hagrid przysuwając owłosioną twarz do Draco.
„Mam
dość uniesień na dzisiaj, ty zapluty półolbrzymie” –
prychnął Draco wyniośle. – „Trzymaj swoje brudne łapska z
dala ode mnie.”
- Sprawdzę, czy to chłopaczek, czy
dziewczynka – kontynuował gajowy.
„Coooo proszę?! Wybacz,
ale co to, to nie! Ups! Nie! Przestań! Nie widzisz, że jestem
wyjątkowo męski w każdym moim doskonałym detalu? Ej! Eeeej... to
bardzo wrażliwe miejsce...”
- Maluśki chłopaczek –
oznajmił Hagrid oddając go Weasleyowi.
„Co to znaczy
malutki?”
– zaprotestował urażony Draco.
- Dzięki, Hagridzie –
uśmiechnął się Ron.
„Dzięki?! Za co? Obelgi,
molestowanie seksualne...”
- Chciałbym, żeby był mój –
ciągnął Weasley.
„Tak? Możesz sobie tylko pomarzyć!”
- Czemu by nie? Widzi mi się, że jest zdrowy. I czysty.
„Do
diabła, kąpię się częściej niż wy obaj!”
Twarz
Weasleya rozjaśniła się szerokim uśmiechu.
- Prawda? I
myślę, że mnie lubi. Jak sądzisz, jak powinienem go nazwać?
-
Noo... Pomyślmy... Kogoś mi przypomina... – zastanawiał się
Hagrid. – Ten maluśki pyszczek...
„Draco” - modlił się
Draco. – „Draco Malfoya! Wiesz, twojego najlepszego ucznia!
Przypomina ci Malfoya!”
- ...Już wim! Wygląda zupełnie jak
ten słodki trzygłowy psiaczek, którego kiedyś miałem –
dokończył gajowy.
„TY KRETYNIE!”
- Jesteś genialny
Hagridzie. – Weasley popatrzył na Draco. Na jego twarzy odmalował
się niepokojąco ekstatyczny zachwyt. – Wiesz, on rzeczywiście
wygląda jak Puszek...
„PUSZEK?!”
Spuśćmy zasłonę
miłosierdzia na koniec tej sceny.*
- W porząsiu. Grupa! –
krzyknął Hagrid. – Teraz przejdziemy do tych ładniutkich
motylków szablozębnych, wicie, tych co to rosną na półtora
metra.
Uczniowie jęknęli, a Hagrid zwrócił się do Rona.
-
Lepij weź swojego maluśkiego szczurka trochę dalij i zabaw się z
nim. Nie chciałbym, żeby został zjedzony.
“Co dokładnie
miałeś na myśli mówiąc zabaw
się z nim?”
– sarknął Draco, który w miarę jak zwiększał się dystans
dzielący go od niebezpieczeństwa, narzekał coraz odważniej.
*
Każdy podstępny plan ucieczki, jaki uknuł Draco, był z góry
skazany na niepowodzenie z jednej, prostej przyczyny: Weasley miał
prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a jego wielkie
dłonie były dla szczura niczym więzienne mury.
W efekcie Ron
zabrał go do wieży Gryffindoru. Miał teraz okienko i chciał się
wszystkim pochwalić swoim nowym zwierzątkiem.
Draco zaczynał
podejrzewać, że umarł i jest w piekle.
Z drugiej jednak
strony był pewien, że piekło wypełnione jest istotami, które
znacznie łatwiej polubić niż Gryfonów.
- Jest najbardziej
uroczym szczurkiem, jakiego kiedykolwiek widziałam – gruchała
Lavender Brown.
“Przykro mi, że twój irlandzki chłopak nie
jest w stanie cię zadowolić, Brown, ale natychmiast zabieraj ode
mnie te swoje gryfońskie łapska.”
- Patrzcie na niego -
szczebiotała Parvati Patil. – Założę się, że rozumie każde
nasze słowo. Prawda, dziubasku?
„Nazywam się Malfoy!”
Twarz Weasleya jaśniała z dumy. Zabrał Draco z rąk
dziewcząt, żeby go trochę pomyziać.
- Ma takie piękne
futerko – zachwycała się Lavender. – Takie niezwykłe – jak
platynowe blond włosy.
“Przypomina ci to kogoś?!” –
wrzasnął Draco. – „Matoły! Durnie! Przeklęci, cholerni
Gryfoni!”
- Już się do mnie przywiązał – oznajmił
dumnie Ron.
“Przywiązał! Porwałeś mnie!”
- Co ty
wyprawiasz?! – zapiszczała Lavender.
Draco myślał przez
chwilę, że w końcu ktoś go usłyszał.
Potem zdał sobie
sprawę, że do pokoju weszli Potter i Granger. Dziewczyna niosła
kota.
Jeśli futro Draco nie byłoby już białe, to w tym
momencie przybrałoby barwę śniegu.
Och,
Merlinie –
pomyślał - Zaraz
zginę! Jestem zbyt młody i zbyt piękny, żeby umierać!
Poczuł,
że Weasley ściska go mocniej.
- Tylko żeby się upewnić,
Ron – powiedział Chłopiec, Który Karmił Koty Swoimi Kolegami.
Weasley przysunął okropnie piszczącego i wyrywającego się
Draco do Krzywołapa.
“Zabiję cię, Weasley!” – ryknął
Draco. – „Doniosę na ciebie do TOMS-u!** Powiem tacie! Ugryzę
cię, bardzo, bardzo mocno, poczekaj tylko!”
To nie w
porządku. Lubił koty. Nawet tego karmił kilka razy i głaskał.
Nigdy by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że to kot Granger.
Nigdy by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że ten kot go zje!
Kot popatrzył na niego zmrużonymi ślepiami.
„Czy nie
ma tu zwierząt, które są prawdziwymi zwierzętami?” – zapytał.
Draco na moment osłupiał.
„Wiesz kim jestem?”
„Oczywiście. Jesteś tym miłym chłopcem od rybich głów.
Draco Malfoyem. Tym, który dokucza mojej pani. Wyglądasz trochę
bardziej szczurowato niż zwykle.
„Możesz mi pomóc?”
No,
pięknie. Błaga o pomoc zwierzęta domowe – ciężki sprawdzian
dla godności Malfoya.
“A niby jak? Jestem tylko kotem.
Zrobię co w mojej mocy, tak jak w przypadku Syriusza, ale teraz,
jeśli wybaczysz... byłem właśnie w trakcie romantycznego
spotkania z Panią Norris... prawdziwa lisiczka z tej kotki...”
Krzywołap wysunął się z ramion Granger i wybiegł z pokoju.
Syriusz
?
- pomyślał Draco. - Syriusz
Black? Ten kryminalista? Oczywiście! To on zamienił mnie w szczura,
a teraz pewnie chce zabić Pottera! Nie jest dobrze...
-
Widzicie? – triumfował Weasley. – Jest po prostu słodkim,
niewinnym, maleńkim szczurkiem.
“Och, odwal się”.
Granger pochyliła się, a jej włosy niemal musnęły Draco.
„Uważaj!”
Całkiem przyjemny zapach ma ten
szampon... Szkoda, że nie potrafi także prostować włosów...
„Odcinasz mi dopływ tlenu, pokręcona szlamo!”
Uśmiechnęła się. Jej uśmiech nie był wcale taki
okropny...
- Jest rozkoszny – powiedziała.
“O nie,
jeszcze jedna! Czy wy, Gryfoni wszyscy jesteście tacy niewyżyci?
Hmm... głupie pytanie”.
Granger zaczęła go głaskać.
„Trzymaj ręce przy sobie, waćpanno. Nalegam... Hej! Z
włosem, nie pod włos!”
Granger głaskała go nadal.
Przynajmniej miała delikatniejsze ręce niż Lavender.
Usiadła
obok Weasleya, a Potter dołączył do nich, siadając na krześle
obok. Draco był niewymownie wdzięczny, że Potter do tej pory nie
uczynił żadnego gestu, aby go dotknąć.
- Mogę potrzymać
Puszka? – zapytała Granger.
Weasley spęczniał z dumy.
-
Wiedziałem, że się do niego przekonasz. W końcu, lubisz wszystko,
co śliczne i słodkie, Hermiono – droczył się.
- Po raz
setny ci mówię, że nie! – powiedziała.
- Po raz setny –
powiedział i zakląskał – Lockheart!
“No nie, Granger”
– powiedział Draco. – „Nie stary Lok-lord!*** Ty też?
Myślałem, że jesteś inteligentna!”
- Miałam dwanaście
lat! – zaperzyła się. – Teraz nie zwracam uwagi jedynie na
wygląd. Gdyby tak było, to koczowałabym teraz pod drzwiami
Ślizgonów z transparentem „KoHam cię, Draco Malfoy”.
Zaśmiała
się lekko. Twarze obu Gryfoni były zastygłymi z przerażenia,
upiornymi maskami.
- Co?! – zabrzmiał unisono chór głosów
zszokowanych Rona, Harry’ego i Draco.
Oczywiście głos Draco
rozbrzmiewał w jego własnej głowie.
Granger była
rozbawiona.
- Och, dajcie spokój chłopcy. Sprawiacie wrażenie
Skonfundusowanych.
Zapewniam was, że nie fantazjuję o fretkach, jeśli o to chodzi.
-
Fantazjuje... – wybulgotał Weasley i zaniemówił z obrzydzenia.
“Weasley. To wcale nie jest takie trudne słowo, a poza tym,
właśnie siedzę u ciebie na kolanach”.
- Hermiona, chyba
wiem dlaczego Ron wydaje te gulgoczące odgłosy. Otóż przed chwilą
dałaś właśnie do zrozumienia, że Malfoy może wydawać się
osobą w jakiś sposób atrakcyjną – pospieszył z wyjaśnieniem
Potter. – Ale jestem pewien, że nie miałaś tego na myśli.
„Jestem atrakcyjny na wszystkie sposoby!”
- Harry,
Ron. Jego osobowość jest bardziej pokręcona niż ogon kołogonka.
Jest patologicznie złośliwym, odpychającym degeneratem. Chciałabym
widzieć, jak smaży się w piekle. Ale obiektywnie rzecz biorąc,
musicie przyznać, że jest atrakcyjny.
“Cholerna racja! Cała
reszta jest nieistotnym dodatkiem”.
Nadal byli kompletnie
głusi na jego rozsądny głos.
- Nie mówisz poważnie,
Hermiono – powiedział słabo Potter.
Bełkot, który
wydobywał się z Rona, brzmiał jak „paskudny, szczurzy pysk”.
“Biorąc pod uwagę aktualną sytuację, to wyjątkowo celne
spostrzeżenie” – przyznał Draco.
- Parvati! Lavender! –
zawołała Hermiona.
Dziewczęta podeszły do nich i
natychmiast skupiły się na Draco.
- Draco Malfoy –
powiedziała Granger.
- Gdzie? – Lavender udała, że mdleje.
„Przestań miętosić moje uszy, Weasley. To zaczyna być
interesujące”.
- Co o nim myślicie? Jeśli chodzi o
fizjonomię oczywiście.
Lavender i Parvati najwyraźniej nie
myślały o niczym innym.
- Jest cudowny – westchnęła
Parvati. – To znaczy od piątego roku – nie żeby wcześniej był
zły, ale odkąd trochę urósł...
- Nabrał mięśni... –
dodała Lavender i posłała Potterowi spojrzenie które sugerowało,
że Finnigan miał konkurencję. – Wszyscy szukający mają takie
seksowne, dobrze umięśnione... pewne części ciała.
Potter
poczerwieniał.
“No, dalej, mów o mnie” - ponaglał Draco.
Parvati nie potrzebowała zachęty.
- Te, przenikliwe
stalowe oczy...
- ...jedwabiste, perłowe włosy... –
uzupełniła Lavender.
- ...pięknie zarysowane kości
policzkowe... – kontynuowała Parvati.
- ...idealna twarz...
- ...i ciało...
- Słyszałam, że w jego żyłach
płynie krew wili.
- Założę się że w jego żyłach płynie
krew wili!
“Ostrożnie! Cieszę się, że mam swój fan club,
ale strasznie się ślinicie, a ja jestem bardzo małym szczurkiem”.
- W zeszłym roku dostał sześćdziesiąt trzy śpiewające
walentynki. Mam nadzieję, że moja mu się podobała...
-
Zawsze uważnie przypatruję mu się podczas meczów quidditcha, –
rozpaczała Parvati - ale jak do tej pory, zawsze miał pod szatą
spodnie. A przecież nie wszyscy czarodzieje je zakładają.
-
Wygląda na to, że ostatnio większość tego nie robi –
stwierdziła Lavender.
Potter spurpurowiał.
Draco
przysiągł sobie, że jeśli się stąd wydostanie, będzie musiał
ostrzec swoją drużynę.
- Widziałam go raz bez koszulki –
wyznała Parvati rozmarzonym głosem.
„CO?” – jęknął
Draco, a Weasley solidarnie wyraził zgrozę na głos.
Granger
była przerażona.
- Dziękuję, wystarczy. Nie musisz dzielić
się swoimi...
- Ale jest wstrętnym Ślizgonem – dodała
szybko Parvati. – Uh, Ślizgoni.
- Taaaa... Ślizgoni –
Lavender natychmiast się z nią zgodziła. – Pieprzyć Ślizgonów.
Eeee... zmieniając temat, muszę ci coś powiedzieć, Parvati,
chodź.
I oddaliły się, chichocząc.
„Cóż, to
było... interesujące” – stwierdził Draco.
- Cóż, to
było... odstręczające – stwierdził Potter.
- Już wiecie,
co miałam na myśli? – zapytała Grager. – Chociaż nie ujęłabym
tego w ten sposób. On jest koszmarny i żadna szanująca się
dziewczyna nie chce mieć z nim nic do czynienia. Ale fakt faktem, że
jest nieprzyzwoicie przystojny – i jest także tego świadomy.
“Wiesz, tak się składa, że mam dostęp do paru luster -
trudno byłoby mi nie zauważyć czegoś tak oczywistego”.
Draco
zapamiętał, by w wolnej chwili bliżej przyjrzeć się Gryfonkom.
Umawiał się już z kilkoma Krukonkami, ale z zasady trzymał się z
dala od dziewcząt z Hufflepuffu i Gryffindoru. No, ale skoro są tak
napalone na...
Potem przypomniał sobie, że jest szczurem i
jedyne, czym mógłby się teraz bliżej zainteresować, była
prawdopodobnie skórka od sera.
No, po prostu świetnie.
Starając się nie zwrócić na siebie uwagi, wysunął się
ostrożnie z rąk Weasleya i dosięgnął do kałamarza i pergaminu,
które leżały na małym stoliku obok sofy.
Weasley nadal był
zbyt zszokowany, by coś zauważyć.
Draco zanurzył łapę w
atramencie i zaczął pisać.
JESTEM
Nie patrząc nawet,
Weasley zgarnął go z powrotem na kolana.
- Nie obchodzi mnie
co mówisz. – stwierdził stanowczo. – Malfoy jest ohydnym glutem
i tak właśnie wygląda. Zgadzasz się ze mną prawda Puszku ? Ti
śliczna, słodka istotko...
„Całuj gumochłona we wlot” –
prychnął Draco. – „Puszczaj mnie! Chcę ... hola! Co ty
wyprawiasz Weasley? Bez dotykania miejsc intymnych!”
Moje
życie jest skończone
- pomyślał Draco. - Jestem
szczurem, Gryfoni mnie uwielbiają, nie widzę żadnego wyjścia z
tej sytuacji, a Weasley usiłuje smyrać mnie po brzuchu. Wpadłem w
bagno.
-
Professor Flitwick wyjechał. Nie
mam dziś więcej lekcji. – oznajmił Weasley. – Pójdę na górę
i położę się na chwilę do łóżka. Chodź, Puszku.
Do
łóżka?!
A
teraz, dla odmiany, wpadłem z deszczu pod rynnę -
pomyślał gorzko Draco.
*
Draco nie mógł
znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego Weasley miałby
zabierać swojego szczura na trening quidditcha.
Chyba że ten
sadysta chciał przyprawić go o apopleksję.
Draco, jako
kapitan drużyny, miał osobną szatnię. I swój własny pokój. I
maksimum prywatności. I azyl, chroniący go przed widokiem Crabbe’a
i Goyle’a w przybrudzonych, adamowych strojach.
A teraz...
Gryfoni.
Nadzy Gryfoni.
I to nawet nie rodzaju
żeńskiego.
Nie, żeby chciał patrzeć, gdyby było inaczej.
Wcale.
“No nie, Weasley, nie wierzę! Bielizna w różowe
pufki?!”
Draco odwrócił się godnie i niegodnie spadł z
ławki.
„Potter! No świetnie! Teraz oślepłem! Jestem ślepy
i przeżyłem traumę! Nawet mój ojciec nie będzie w stanie
zapłacić rachunków terapię! Nigdy nie dojdę do siebie po czymś
takim!”
Obrócił się.
Finnigan.
Thomas.
Jeśli
Longbottom też byłby w drużynie quidditcha, Draco z pewnością
popełniłby samobójstwo.
„Na Merlina, fetyszyści! Wszyscy
macie świra na punkcie różowych pufków?!”
*
-
Hermiono zajmiesz Puszkiem, jak będę trenował? – zapytał
prosząco Weasley.
Draco był zadowolony, widząc, że
dziewczyna patrzy na rudzielca jak na półwariata.
- Chciałem
zabrać go na miotłę – wyjaśnił trochę nadąsany – ale Harry
powiedział, że mógłby spaść.
„Jestem wzruszony troską
Pottera”.
- Będziesz tęsknił za swoim tatuśkiem, prawda,
Puszeczku?
„Zwariowałeś” – lodowatym tonem poinformował
go Draco. – I na pewno nie jesteś moim ojcem. On jest bardzo
majętnymmm...uh... o bogowie, Weasley, co ty wyprawiasz!?”
Weasley znowu patrzył na niego w ten obrzydliwie idiotyczny
sposób i powoli unosił go ku swojej twarzy.
„Czekaj. Nie.
Możemy to zrobić inaczej. Dam ci tyle pieniędzy ile będziesz
chciał. Nie. Przestań. Pomocy! Molestują mnie! Gwałcą!”
Granger wyciągnęła rękę i zabrała Draco.
- Ron,
nawet nie myśl o tym, żeby całować swojego szczura na pożegnanie.
Jest prawdopodobnie zapchlony.
„Jak śmiesz, ty ordynarna
prostaczko! Myję się codziennie! Jestem bardzo czysty i całuśny.”
Zastanowił się, co właśnie powiedział.
„Ale
mogłyby mnie obleźć jego pchły”.
Czy
tak będzie wyglądało moje życie?
- pomyślał. - Niższy
nawet od Pottera, cały pokryty futrem; będę mieszkał w wieży
Gryffindoru i wiecznie opędzał się przed umizgami Weasleya?
Nie, to zbyt straszne. Tak nie może być.
Uczynił
desperacki wysiłek, wyrwał się z rąk Granger, skoczył na ławkę
i dopadł leżącego obok dziewczyny pergaminu i atramentu.
Przewrócił butelkę - nie było czasu na subtelności, tu
chodziło o jego życie! – i zanurzył łapę w atramentowej
kałuży. Zaczął pisać.
JESTEM D
- Ron! – krzyknęła
Granger. – Ron, twój szczur robi coś dziwnego!
O nie,
Weasley. Wraca jak zły sen – nic dziwnego, takie monstrum pojawia
się tylko w najgorszych koszmarach.
Błysk piekielnej
czerwieni i Weasley znowu ściskał go w ręce.
- Wiesz co to
oznacza?! – ryknął, rozemocjonowany. – Moj szczur jest...
„Draco Malfoyem!” – wrzasnął Draco. – „Malfoy!
Malfoy! Malfoy!”
- ...Magiczny! – rozpromienił się Ron. –
Fajnie, nie?
Draco wywinął mu się z rąk i zaczął
gorączkowo bazgrać.
TY RUDY DUPKU, JESTEM
- Chodźcie
tu wszyscy! – zawołał Weasley. – Mam magicznego szczura!
-
Wiedziałem, że coś z nim nie tak – powiedział Potter wychylając
się zza Hermiony i patrząc podejrzliwie na Draco.
Draco
poczuł się pokrzepiony tą odrobiną normalności w tym szalonym
świecie.
Voldemort może dostać Order Merlina, a Dementor -
Uśmiechu, ale Potter i on zawsze będą się nienawidzić.
„Wiesz”
- rozżalił się – „ty przynajmniej nie jesteś mały i żałosny,
i zmuszony żeby mieszkać z Gryfonami, i pokryty włosami i...
hmm... chwileczkę...”
Draco przynajmniej nie miał blizny.
*
Wiadomość, że Weasley ma magicznego
szczura, rozeszła się lotem błyskawicy.
Wystarczyło, że
Ron pochwalił się Parvati i nagle wszyscy o tym wiedzieli.
Korytarz zapełnił się ludźmi odpychającymi Pottera, żeby
zobaczyć Rona Weasleya i jego Zdumiewającego Puszka.
“Łapy
precz, Puchoni!” – utyskiwał Draco. – „Nie tak brutalnie!
Weasley, ty imbecylu, upuszczą mnie! Mówię ci, skoro tak się
podniecają szczurem, ich życie musi być żałośnie puste...
zaraz, przecież chodzi o Puchonów. Dobra, zapomnij”.
Weasley
nadymał się jak maniakalny paw za każdym razem, gdy ktoś chciał
potrzymać Draco, a potem wzrokiem neurotycznego jastrzębia patrzył
im na ręce. Kiedy powstrzymał Longbottoma przed upuszczeniem Draco
na podłogę, chłopak uwierzył, że Weasley jest zdecydowanie
bardziej magicznie utalentowany, niż go o to podejrzewał.
Przez
to całe zamieszanie, Ron poważnie spóźniał się na każdą
lekcję.
Biegł właśnie na Zielarstwo, kiedy zderzył się ze
ścianą.
Zaraz, nie, pomyślał Draco. Pomyłka.
To był
Crabbe i Goyle.
Ślizgoni także wykazywali zainteresowanie
magicznym szczurem.
Przerażony Draco zastanawiał się czy to
zainteresowanie będzie w miarę nieszkodliwe. Zaklął dosadnie, gdy
doszedł do wniosku, że ktoś, kogo tresował przez tyle lat, nigdy
nie będzie nieszkodliwy.
- Oooo, Weasley – zapiał piskliwym
dyszkantem Goyle. – Możemy się trochę pobawić ze szczurem?
Goyle miał dwa razy więcej szarych komórek niż Crabbe. Cóż,
jakby nie było, dwa razy jeden to dwa.
Crabbe tylko chrząknął.
Wspaniale
-
pomyślał Draco. - Zostanę
zmiażdżony na śmierć przez moich własnych fagasów
O
gorzka ironio!
- Nie – odpowiedział Weasley.
Zwariował
czy co? W porządku, był wysoki i nienajgorzej zbudowany, ale Crabbe
i Goyle mogliby podrzucać nim, jak sałatą na sicie.
Co
prawdopodobnie właśnie zamierzali uczynić.
I
mną
- zmiarkował Draco i poczuł lodowaty powiew grozy.
Który
zamienił się w huragan, gdy pięść Crabbe’a z siłą huraganu
wylądowała na twarzy Weasleya.
“Nie!” – wrzasnął
Draco. – „Używanie przemocy fizycznej jest jedną z tych rzeczy,
za które wywalą was ze szkoły, tępaki! Niczego was nie
nauczyłem?! Poza tym, to...”
Złe...
“Ja!”
Tej
pierwszej myśli po prostu nie było.
Weasley upadł a Draco
wysunął mu z rąk, pomiędzy Crabbe’a i Goyle’a, wprost pod...
stopy kogoś innego, ukrywającego się dotąd za rogiem.
Znam
te stopy! To te same, które były w łazience, kiedy się zmieniłem!
A to znaczy, że...
Na Merlina, co mam teraz zrobić?
Uderzyć go bykiem w palec u nogi? Czy szczur może dostać
wstrząsu mózgu, waląc głową w but wroga?
Zatrważające.
Draco poczekał, aż dłoń się do niego zbliżyła i zrobił
coś, czego przysięgał nigdy więcej nie robić.
Ugryzł.
Fuj, fuj, smakuje plastikiem i mugolskimi rzeczami! Och,
królestwo za magodświeżający eliksir do ust!
Potem uciekał,
uciekał, uciekał korytarzami, dopóki nie poczuł, że czyjaś ręka
łapie go i unosi ku...
Zaniepokojona twarz. Burza włosów.
-
Puszek? – zdziwiła się Granger.
Mógłby ją ucałować.
Tyle że w obecnej formie nie posiadał warg.
Otwierał
usta żeby ją zwymyślać i poskarżyć się jej na swoje życie –
ogólnie rzecz biorąc, ulżyć sobie.
„Chodź, musisz pomóc
Ronowi!”
Ta wybitnie altruistyczna przemowa oczywiście
niczego nie dała, bo Hermiona nie miała pojęcia, co Draco do niej
mówi.
- Gdzie jest Ron? – zapytała zaambarasowanym tonem. –
No cóż, poszukajmy go.
Wyglądała, jakby rozważała czy
położyć go na ziemi.
Wspomniała o Ronie w momencie,
kiedy...
„Tak, postaw mnie na podłodze” – popędził ją
Draco. – „Wiem, gdzie jest Ron”.
Zrobiła to! I pobiegła
za nim! Chociaż prawdopodobnie raczej dlatego, że bała się zgubić
ukochanego szczura Rona. Dotarli na miejsce w chwili, gdy Crabbe i
Goyle kopali Weasleya do nieprzytomności.
„Przestańcie!”
– wrzasnął Draco, typowym dla Malfoya, rozkazującym tonem.
Crabbe i Goyle zawahali się na mgnienie oka. Zupełnie jakby
podświadomie usłyszeli jego głos.
- Petrificus Totalus! –
krzyknęła Granger, podbiegła do Rona i klęknęła przy nim.
-
Och, Ron... co... dlaczego... Dlaczego nie broniłeś się magią?
-
Och, daj spokój Miona. Wyszedłbym na maminsynka, używając różdżki
podczas walki na pięści – wymamrotał Ron opuchniętymi wargami.
„Co z tego?” – zirytował się Draco. – „Tylko ten,
co walczy nieczysto, przeżyje bitwę, by o niej kłamać”.
To
było motto Malfoyów, następne po „Grabić, Łupić, Palić!” i
„W imię Czarnego Pana, Lorda Tu-Wstaw-Odpowiednie-Imię!”
“Ty
głupi pacanie” – dodał.
- Zaprowadzę cię do pani
Pomfrey – powiedziała Granger. – Pewnie zaciągnęli cię do
komórki...
„Zaciągnęli go na tył komórki, a potem pobili
kubłami na śmieci, które tam się znajdują” – uściślił
Draco.
- Czy Puszkowi nic się nie stało? – zapytał leżący
na podłodze, zakrwawiony Ron.
- Nic mu jest. To on mnie tu
przyprowadził – sapnęła Hermiona z rozdrażnieniem.
Twarz
Rona rozjaśniła się w uśmiechu.
- No i czyż on nie jest
wspaniały?
*
Granger częściej głaskała
Draco, odkąd ocalił Rona. Pani Pomfrey nie zgodziła się na
trzymanie szczura w skrzydle szpitalnym, ku oburzeniu ich obu
twierdząc, że szczury są niehigieniczne. Hermiona sama
zaoferowała, że zajmie się Draco, do czasu, kiedy Ron wróci do
wieży.
- Dbaj o niego – pouczał ją na odchodnym zatroskany
Ron. – Lubi jak się go przytula.
„Cholernie nie znoszę,
Weasley”.
- Potrzeba mu uczucia.
“A tobie potrzeba
dziewczyny”.
Granger obiecała dobrze się nim zajmować i
zabrała go do dormitorium dziewcząt, gdzie – Uwaga!
Niespodzianka! – zaczęła odrabiać lekcje.
Położyła
Draco na stole i włączyła jakieś małe, piszczące urządzenie,
które stało obok.
- Czy wierzysz, że są prawdy objawione?
„Tak, doznałem objawienia, gdy jako dziecko, po raz pierwszy
zobaczyłem się w lustrze...’ – odpowiedział Draco.
- Czy
wierzysz, że to zdarzyć się może?
To była... Muzyka. Jakiś
rodzaj mugolskiej... muzyki.
Tylko, że było inne niż muzyka,
bardziej, jakby...
Wesołe.
Było melodyjne i rytmiczne.
Draco żałował że może potańczyć - był całkiem niezłym
tancerzem... w przeciwieństwie do Chłopca, Który Miał Dwie Lewe
Nogi.
Skoro jednak Granger nie patrzyła...
Draco stanął
na tylnych łapach i zaczął przytupywać - częściowo dla
utrzymania równowagi, a trochę do taktu grającej mu w duszy
muzyki.
Wołajcie
innych do zabawy
Jeśli to jeszcze jest zabawą, jest ****
Zaczynało mu się to podobać.
Kiedy otworzył
swoje małe, niczego nie spodziewające się, szczurze oczęta,
zobaczył, że Hermiona, Parvati i Lavender gapią się na niego,
wytrzeszczając oczy.
Zachwycone.
Niech to szlag.
-
Jak śliiicznie! – zakwiczała Lavender. – Niech zrobi to jeszcze
raz!
„Nikt nie rozkazuje Malfoyowi, waćpanno” –
poinformował ją wyniośle.
Miał swoją godność. Mógł
zostać złapany na potrząsaniu futerkiem w rytm mugolskiej muzyki,
ale nadal miał swoją godność...
Miał, prawda?
-
Zatańcz dla nas, Puszku – prosiła go Parvati.
Ojciec mu
powiedział mu kiedyś, że nadejdzie taki dzień, gdy kobiety będą
go błagać. Nie wspomniał tylko, że Draco będzie wtedy szczurem.
„Nigdy”.
Granger przyglądała mu się z lekkim
uśmiechem na twarzy.
- Wiecie co? – powiedziała. – On
jest naprawdę bardzo wyjątkowy.
Ze szczurzej strony jednak,
Draco miał naturę ekshibicjonisty. A skoro zgromadzone wokół
niego dziewczęta błagały, aby kręcił swoim seksownymi ciałkiem,
cóż... to będzie coś, o czym będą opowiadały swoim wnukom.
Podniósł się na tylne łapki.
Kiedy dziewczyny
krzyknęły z zadowolenia (Ha! Ojciec powiedział mu, że poważnie
wątpi, aby to kiedykolwiek nastąpiło, a patrzcie, to było takie
proste), Draco przypomniał sobie o Ronie.
Weasley.
Ron.
Tak
czy owak, nazywam go Ronem, odkąd upadł na podłogę. To, co
zrobił, było takie typowo gryfońskie i takie cholernie głupie –
dać się pobić Crabbe’owi i Goyle’owi – było takie...
miłe.
Draco nie przepadał za miłymi rzeczami, ale rzadko kiedy ktoś
robił dla niego coś miłego z własnej woli. To nie było takie...
całkiem złe uczucie.
Poza tym, chłopak miał teraz u niego
dług wdzięczności. Nawet jeśli był biedny, miał okropne włosy
i coś w rodzaju obsesji na punkcie gryzoni, to nie był takim złym
facetem.
Crabbe
i Goyle będą w poważnych tarapatach, kiedy znowu będę
sobą.
Malfoyem Groźnym.
I
tak
- pomyślał Draco, ożywiając się - marnowałem
zbyt wiele czasu dręcząc Weasleya. Mogłem bardziej skoncentrować
się na Potterze. Z moim talentem i całą uwagą skupioną na nim
dwadzieścia cztery godziny na dobę, powinien wylądować w Świętym
Mungu jeszcze przed końcem roku.
Hahahaha.
„Draco, ty geniuszu zła” - powiedział do siebie i
zawirował w rytmie „Jak anioł”.*****
Rozdział
trzeci
Chłopaki
to zwierzaki
Gdy
pozostający pod opieką Hermiony – um, Granger – Draco znowu
znalazł się w szatni, stanął przed zgoła innym problemem niż
poprzednio.
Nie będę podglądał – powiedział do siebie. –
To poniżej godności Malfoya. Możemy gwałcić, grabić, łupić i
palić, ale nie jesteśmy psychopatycznymi podglądaczami.
Oprócz
wuja Hannibala. Ale o nim publicznie się nie wspomina.
A już
na pewno nie podglądamy Gryfonów.
Bielizna Parvati Patil
minęła jego głowę o włos.
A to co? Jakiś rodzaj
striptizu? To zbyt silna pokusa... nie do odparcia dla małego,
słabego szczurka. Wszeteczni, sprośni Gryfoni! To... perwersyjne!
Powinni was za to zamknąć!
Ej... to zoofilia! To wbrew prawom
ludzkim i boskim!
No, oczywiście bogowie wujka Hannibala mają
inny system prawny, ale jak już wspomniałem, o tym się głośno
nie mówi.
Tak jakby nie mogli zostawiać go na zewnątrz po
lekcjach latania. Ale nie, oni muszą zabierać swojego ukochanego
Puszka ze sobą...
Przeklęty, zniewalający urok Malfoyów.
Gdyby tylko moja babcia nie była Wilą...
- Ups, spadł mi
ręcznik – zachichotała Parvati.
Będę
silny
- mantrował w duchu Draco. Będę
silny.
- Czy ktoś widział moją koszulkę? – dopytywała się
Granger.
Do diabła, nie chcę być silny... Patrzę. Och, jak
patrzę!
Draco odwrócił się i zobaczył Rona Weasleya.
Grrrrr!
- Aaaaaaa! – zapiszczały dziewczyny.
-
Omrlnie – wystękał Pogromca Cnót Niewieścich, Ronald Weasley, a
jego twarz przybrała kolor wiśni. – Ja... Ja bardzo was
przepraszam... Hermiona... Parvati...
Hermiona przyciskała do
piersi swoją torbę. Parvati konwulsyjnie trzymała ręcznik.
-
Właśnie wyszedłem ze skrzydła szpitalnego i eeee... Chciałem
zobaczyć Puszka...
Do
licha
- pomyślał Draco. - On
mówi poważnie.
To koniec. On jest gejem.
- Zabieraj go i wynoś się! – warknęła Parvati.
Draco
był wściekły, że jego prywatny pokaz został przerwany, ale
jednocześnie dziwnie się wzruszył widząc, że ten wielki,
tyczkowaty gamoń ma się lepiej; i że po niego przyszedł. Nie
skrzeczał więc zbytnio, gdy Ron zabierał go z ławki.
- Lubi
oglądać Najsłabsze Ogniwo – wycedziła Hermiona przez zaciśnięte
zęby. – Ale ty przecież nie masz telewizora...
Draco był
zachwycony telewizją tak samo jak radiem.
A
niech to
- pomyślał. - Przegapię
moje seriale.
- WYNOCHA! – wrzasnęły Gryfonki.
Draco nie był tego
do końca pewny, ale wydawało mu się, że Hermiona posłała mu
całusa na odchodnym...
*
- O rany! To było
żenujące – odezwał się Ron, wciąż jeszcze zaróżowiony.
„Ty
skończony bałwanie” – powiedział z politowaniem Draco. – „To
były nagie dziewczęta. To było fajne. Wiesz, jeśli nie
przestaniesz być taki cnotliwy... No cóż, spójrzmy prawdzie w
oczy – nie masz wyglądu; nie masz pieniędzy; a twoje
doświadczenia erotyczne ograniczają się do jednej randki z Padmą
Patil, kilku spotkań z Granger i wpatrywania się w Delacour. Nikt
nie będzie się za tobą uganiać”.
- Ron! Ron, zaczekaj!
„Hm... chyba zbyt szybko cię skreśliłem”.
Za Ronem
biegła gwiazda siódmego roku, seksowna maskotka Ravenclawu,
pustogłowa, lekkomyślna, kruczowłosa Krukonka, Cho „Czarująca”
Chang.
Nie, żeby Draco tak dogłębnie znał wszystkie
dziewczęta, ale z opowiadań i zdjęć krążących w pokoju
wspólnym Slytherinu, wyłaniał się dość żywy obraz głupiej
cizi. Zakochana w bohaterskim nieboszczyku z Hufflepuffu dziewczyna i
Potter, biegający za nią jak osioł za marchewką, od trzech lat
byli głównym tematem plotek.
Draco zaczął wątpić w swoją
spostrzegawczość. Ron Weasley musiał mieć w sobie coś, czego on
nie zauważył.
Uszy Rona pokraśniały z prędkością
światła.
- Ja eeeee... Cho!
„To prawidłowa
odpowiedź! Tak ma właśnie na imię” – potwierdził Draco. –
„Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru”.
Cho Chang
spojrzała na Rona pięknymi sarnimi oczami, zatrzepotała rzęsami i
uśmiechnęła się swymi zmysłowymi ustami.
Teraz Ron był
już całkowicie purpurowy.
- Czy mogłabym się pobawić
twoim...
„Opanuj się, dziewczyno!” – zgorszył się
Draco.
- Szczurem? – dokończyła Cho.
- Uh... Tak.
Tak, oczywiście – wymamrotał Ron. – Yyyy... nazywa się Pupek.
Puszek! Puszek!
„Pupek?!” – powtórzył Draco groźnym
tonem.
- Wiem jak się nazywa – powiedziała Cho, biorąc do
ręki Draco i zaczynając go pieścić. Trochę zbyt brutalnie, jak
na jego upodobania. Miała ciężką rękę. – Wszyscy wiedzą o
Ronie Weasleyu i jego zdumiewającym szczurze.
- Całujesz?
Znaczy, żartujesz? – wykrztusił Ron.
„Ty, złotousty w
koszuli niezmienianej od dwóch tygodni”* – powiedział Draco,
przewracając oczami.
Cho zbliżyła się do Rona.
-
Więc, jakie to uczucie – dołączyć do klubu Tych, Których
Imiona Wymawia Się Najczęściej? – westchnęła. – Nie jest to
takie miłe, jakby się mogło wydawać, prawda?
- Ja...
eeee... Spytaj lepiej Harry’ego – wydukał Ron.
„No nie,
Weasley... Gdyby armia nagich wili wskoczyła ci do łóżka, pytając
czy jest cokolwiek, co mogłyby dla ciebie zrobić, to pewnie też
byś powiedział „Nie, ale spytajcie Harry’ego”...”
-
Jesteś skromny jak fiołek – Cho nie wydawała się być stropiona
jego odpowiedzią. – Nie, Harry zawsze był sławny... ale wiesz,
teraz wszystkie oczy zwróciły się na ciebie... stałeś się znany
– to nieco przytłaczające, prawda?
- Cóż, to tylko
szczur, a ciężar sławy nie jest jeszcze moim utrapieniem – po
raz pierwszy od początku rozmowy z Cho, Ronowi udało się sklecić
w miarę sensowne zdanie i, ku zadowoleniu ich obojga, wypowiedzieć
je płynnie.
- Po prostu... - powiedziała niepewnie Cho. –
Myślałam, że mnie zrozumiesz... Wiesz, że w ciągu dwóch
ostatnich lat nikt mnie nie zaprosił na randkę? – poskarżyła
się.
- Prosię? - Ronowi ze zdumienia zaplatał się język.
„Baran!” - jęknął zdruzgotany Draco.
- Wszyscy
myślą, że jestem przeznaczona Potterowi, albo... – Cho spuściła
oczy. – Jestem już tym znużona... Miałam po prostu nadzieję, że
mnie zrozumiesz...
„Jeśli łudzisz się, że on zrozumie
twój pokrętny sposób wyrażania oczekiwań, to twoje nadzieje są
płonne”.
- Ja... oczywiście, że cię rozumiem –
pospieszył z zapewnieniem Ron.
Spojrzała na niego uradowana i
zaprezentowała olśniewający uśmiech, za który Tygodnik
Czarownica przyznałby jej zapewne pierwszą nagrodę.
- W
takim razie, jestem zadowolona z naszej rozmowy.
„To był
bardziej monolog” – zauważył Draco.
Delikatnie położyła
Draco na wyciągniętej dłoni Rona i nie cofając ręki, spojrzała
chłopakowi głęboko w oczy. Czas się zatrzymał, gdy tak na siebie
patrzyli.
„Ughhh... Weasley! Naprawdę, cały jestem tylko
twój, ale nie chcę być miażdżony w namiętnym uścisku... Weź
pod uwagę, że szczury...”
- Ronald Weasley! Cho Chang!
Czyżby profesor Żelazna Dziewica McGonagall?
Cho
spłonęła rumieńcem i odskoczyła od Rona.
Ron wyglądał
jak złapany na gorącym uczynku złodziej konfitur.
Minerwa
McPopsujZabawa była wyraźnie zbulwersowana.
Draco zastanawiał
się, czy ten złośliwy palant, Murphy, nienawidził wszystkich
ludzi.
*
Następnego dnia, Ron wypłakiwał
się w kamizelkę Draco.
„Zafunduj sobie prawdziwe
zwierzątko; znajdź dziewczynę; zacznij pisać pamiętnik” –
poradził mu Draco. – „Ale, na Merlina, przestań zawracać mi
głowę!”
- Jak mogłem zrobić coś takiego? – lamentował
po cichu Ron. – Ja... cóż, tak naprawdę to nic nie zrobiłem!
Przecież Harry to mój najlepszy przyjaciel!
„Znajdź sobie
innego najlepszego przyjaciela” – stwierdził Draco. – „Cho
jest zdecydowanie ładniejsza od Pottera. A w dodatku, kto wie, może
to twoja jedyna szansa”.
Ron rzucił okiem na Pottera i
Hermionę, którzy w drugim końcu pokoju grali w eksplodującego
durnia.
- Podoba mu się od trzech lat! – wymruczał
nieobecnym tonem.
„To jego problem. A właściwie to jego
dzika obsesja. Nie twoja”.
Draco nie mógł zrozumieć tych
wszystkich gryfońskich bzdur. Pomijając fakt, że był Draco
Malfoyem, tylko raz w całym swoim życiu miał do czynienia ze
słowem „moralność” – kiedy jego głupi guwerner kazał mu je
poprawnie przeliterować. Zupełnie przypadkiem wiedział, że
Weasley nie był na randce od początku piątego roku, kiedy to Ron i
Hermiona przeżyli bardzo przelotną i bardzo powierzchowną
miłostkę.
Nie, żeby interesowały go takie sprawy – wcale,
ale ciężko było nie zauważyć, jak Granger podczas śniadania
wybiega z Wielkiej Sali wrzeszcząc, że nie będzie się więcej
spotykała z Ronem, bo jest zazdrosny, zaborczy, a ona ma już dość
tych wszystkich kłótni.
Draco miał swoją własną teorię
na temat tego, o co jej tak naprawdę chodziło. Jego zdaniem, nie
mogła po prostu już patrzeć na te koszmarne, rude włosy.
Nie,
żeby w ogóle o tym myślał.
Nigdy.
Nawet przez moment.
- Co ja mam robić? – rozpaczał Ron.
Do pokoju wbiegła
Parvati.
- McGonagall chce widzieć wszystkich z piątego i
szóstego roku, natychmiast.
Rozwiązanie nasuwało się samo:
umrzeć ze wstydu.
- Nie! – jęknął Ron. – Na Merlina! Co
ona chce powiedzieć?
*
Wydawało się, że
odpowiedź brzmi: niewiele.
Profesor McGonagall wyglądała na
bardziej zainteresowaną swoimi butami niż siedzącymi przed nią
uczniami.
- Ja – ogłosiła. - Jesteście bardzo. To dobrze.
Porozmawiać chcieli. Może zapytać.
- Co?! – zaszemrała
siedząca koło brata Gina. Podniosła Draco, przygarnęła go do
piersi i zaczęła gładzić jego futerko.
„Ależ ona ma duże
niebieskie oczy! Jasnobrązowe... w każdym razie, coś w tym stylu”.
- Zdarzyło się coś, co sprawiło, że poczułam... eee...
się zmuszona do przemyślenia pewnych spraw – brnęła dalej
McGonagall.
To samo wydarzenie sprawiło, że Ron na moment w
ogóle przestał myśleć.
- Więc pomyślałam, że to może
być niezła okazja... Ja... Profesor Snape także uznał, że to
dobry pomysł.
Draco wyobraził sobie, jak opiekunka Gryfonów
oświadcza się Snape’owi i zostaje przyjęta. Potem ujrzał wizję
ich nocy poślubnej. A potem jego wyobraźnia zawyła, zwinęła się
w kłębek i wpadła w głęboką depresję.
- Eeee... Tak...
ekhem – zakaszlała elokwentnie profesor ZłamanyJęzyk. – Tak,
cóż... Matki opowiadały wam pewnie o Magicznych Bocianach i
Zaklęciach Kapustnych. Ale to, uh, nie do końca...
W oczach
Gryfonów widniała pustka.
- ...prawda – wydusiła profesor
Dysartia.
- O czym ona, do diabła, mówi? – szepnął Ron, a
Granger wzruszyła ramionami.
Biedne, niewinne Gryfoniątka
zdawały się być kompletnie zagubione.
Na szczęście, był z
nimi Draco Malfoy. Jego umysł błądził nieco innymi ścieżkami.
„Ona mówi o seksie!” – wrzasnął.
Ten okrzyk
musiał przebić się do czyjejś podświadomości, podobnie jak w
przypadku Crabbe’a i Goyle’a, bo nagle jeden z obecnych zerwał
się na nogi.
- Ona mówi o seksie! – wykrzyknął Chłopiec,
Który Właśnie Zrobił Z Siebie Idiotę.
Gina Weasley
otworzyła usta i zamarła.
Profesor McGonagall spłoniła się
jak pensjonarka.
- Umm... Tak, panie Potter... Ma pan rację...
Uh... proszę... usiąść...
- Czy ona naprawdę myśli, że
jesteśmy nieuświadomieni? – szepnęła Hermiona do Rona, który
był bliski uduszenia się ze śmiechu.
„Cóż, jesteście
przecież Gryfonami” – stwierdził Draco. – „Tak czy owak, na
oczy Longbottoma zadziała to niewątpliwie jak otwieracz”.
Hermiona podniosła rękę.
- Pani profesor, czy mamy
robić notatki? To będzie na egzaminie?
- Ja... eeee... nie...
– wymamrotała profesor TotalnieUpokorzona.
Dziewczyna
dopiero zaczynała rozwijać skrzydła.
- A będzie
demonstracja?
Ron zakrztusił się i spadł z krzesła.
-
A ćwiczenia praktyczne? – drążyła Hermiona.
- Ja... um...
omówić sprawę... zaklęcia ochronnego – wybulgotała profesor
Udaję Że Tego Nie Słyszałam.
Ręka Longbottoma wystrzeliła
w górę.
- To coś jak Patronus, pani profesor?
„Raczej
jak anty-Parentus”** – wymruczał Draco.
- Tak... eee...
Neville, ale... yyyy... trochę w innym celu... hmm... Nie. –
wystękała Mistrzyni Sylabizowania.
Uczniowie zasypywali ją
pytaniami.
- Powiedziała pani kondor?
- Przepraszam,
byłem w łazience... różdżka, magiczny balonik... to jakieś
Zaklęcie Nadmuchujące?
- Zabezpieczyć się, to znaczy użyć
Protego?
Draco uznał, że moment kulminacyjny nastąpił, gdy
pytanie zadała Parvati. Dziewczyna, która słuchała wszystkiego
półuchem, zapytała czy takie coś (tu wykonała małą pantomimę)
jest w ogóle wykonalne i czy McGonagall próbowała to robić.
Ron
leżał na podłodze i słabo pokwikiwał.
Potter rumienił się
za każdym razem, gdy spotykał spojrzeniem oczy zerkającej na niego
Giny.
Hermiona wszystko skrzętnie notowała.
„Zaraz,
zaraz...!”– zawołał olśniony jakąś myślą Draco. – „W
takim razie Snape też musi...”
Ron nagle podparł się
łokciem.
- Snape – sapnął, a na jego twarzy niedowierzanie
mieszało się z zachwytem. – Ej, Harry... Snape!
Potter
zrozumiał natychmiast.
- Nie możemy... – uśmiechnął się
mefistofelicznie.
„Ależ oczywiście, że możecie” –
powiedział Draco. – „Musicie!”
Hermiona, Ron i Potter
wyślizgnęli się z klasy.
Oczywiście Ron zabrał ze sobą
Puszka.
*
„Peleryna niewidka?!” –
wymruczał Draco. – „Wiedziałem, że to nie mogły być
lewitujące głowy! A zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie zostali
złapani! Gryfońscy szczęściarze... peleryna niewidka...”
Hermiona, Ron i Potter musieli się mocno ścisnąć pod
peleryną. Draco zastanawiał się, czy którykolwiek z chłopców ma
w sobie choć szczyptę ślizgoństwa i wykorzysta tak wspaniałą
okazję do obmacywania.
Wątpił w to.
Gryfoni stanęli
przed wejściem do lochów i zaczęli się szeptem zastanawiać, jak
wejdą do środka, nie znając hasła.
Typowo gryfońskie:
nigdy nic nie planuj.
- Zmierzchnica trupia główka –
próbowała Hermiona. – Heil Voldemort. Salazar Slytherin.
Draco
zakaszlał.
„No, zupełnie nieźle.. ale aktualne hasło
brzmi ‘Blaise Zabini to brzydal’. Właśnie jesteśmy w trakcie
zmiany na coś bardziej mrocznego!” – dodał szybko.
-
Blaise Zabini to brzydal – powtórzyła automatycznie Granger.
Drzwi się otworzyły.
- No, niezły strzał, Hermiono –
powiedział głuPotter.
„Mam tego dość. Nikt mnie nie
docenia!”
Weszli do środka i nieświadomie kierując się
wskazówkami Draco, trafili od razu pokoju wspólnego Slytherinu.
Gdzie stał Snape. Jego okolona tłustymi włosami twarz
płonęła intensywną czerwienią.
- Nie rozumiem profesorze –
skomlał Crabbe.
- Chyba pan to źle pokazuje? – dodał
żałośnie Goyle.
Potter musiał mocno przytrzymać trzęsącego
się ze śmiechu Rona.
- Oczywiście, że źle to pokazuje –
wymruczał Zabini.
Millicenta Bulstrode podniosła rękę.
-
Profesorze?
- Tak, panno Bulstrode?
- Gryfoni też się
tego uczą, tak?
- Tak, panno Bulstrode – odparł Snape
znękanym tonem.
- Harry Potter też? – upewniała się
dziewczyna.
- Tak, panno Bulstrode, po raz siódmy: tak.
-
Mmmm... – oczy Millicenty zamgliły się pożądaniem – Łał!
Granger musiała podtrzymać osłabłego z przerażenia
Pottera.
- Wracając do tematu – wycedził Snape. – Jeśli
ktokolwiek ma pytania, które nie dotyczą Harry’ego Pottera...
albo Draco Malfoya - to było do pana, panie Goyle...
„Bleeee!!!!”
- Tak, panie Zabini?
- A może dotyczyć Harry’ego
Pottera I Draco Malfoya, sir?
„BLEEEEE!!!!!!”
-
Absolutnie nie!
„Chodźmy stąd” – nalegał Draco. –
„Przyszedłem tu, żeby się pośmiać, a nie żeby przeżyć
traumę...”
- Profesorze, a jakby wziąć ropuchę i...
-
To nielegalne panie Nott... Tak, nawet w Szwecji! Czy nikt z mojego
domu nie jest zainteresowany normalnymi, zdrowymi związkami?
-
Panie profesorze?
- Tak, panie Zabini?
- Co pan robi po
tych zajęciach?
Z zapchanych pięścią ust rudzielca wydobył
się zduszony pisk.
Potter i Granger odholowali Rona do
wyjścia.
*
Następnego dnia były normalne
lekcje.
W każdym razie miały być normalne.
Profesor
McGonagall podeszła do katedry i wzięła do ręki książkę.
Wtedy właśnie Draco zdecydował się wprowadzić w czyn swój
podstępny plan sprawdzenia umiejętności oddziaływania na czyjąś
podświadomość.
„Eeej, McGonagall...“– zawołał.
-
Otwórzcie podręczniki na stronie trzydziestej drugiej –
powiedziała nauczycielka szorstko.
„Pamiętasz o czym
wczoraj opowiadałaś tym dzieciakom?”
McGonagall lekko się
zaróżowiła.
„Oni też o tym pamiętają...”
-
Panno Granger, proszę otworzyć okno...
„Myślą o tym nawet
teraz! Nie mogą przestać o tym myśleć! Patrzą na ciebie!”
-
Na co się pan tak gapi, Longbottom? Och... Przepraszam, proszę mi
wybaczyć...
„A szczególnie chłopcy” – bezlitośnie
kontynuował Draco – „Znasz chłopców... Napalone, niewyżyte,
nieobliczalne bestie... Uruchomiłaś zapalnik i teraz ta seks-bomba
wybuchnie... Nie możesz im ufać. Nawet nie wiesz, o czym myślą
nastolatki. Albo raczej, dobrze wiesz o czym myślą...”
McGonagall popatrzyła groźnie na wielce skonsternowanego
Seamusa Finnegana.
„To mali, sprośni erotomani!”
-
Erotomani... – wymamrotała nauczycielka, ocierając pot z czoła.
- Przepraszam, pani profesor? – powiedział Ron.
„Słyszeli
cię...” – mruczał Draco. – „Hahahaha! Słyszeli cię!
Chłopaki to zwierzaki!”
Profesor McGonagall wybiegła z
klasy.
Wolną lekcję uczniowie spędzili bardzo miło, głównie
na dopieszczaniu uroczego Puszka.
Draco rozkoszował się
czułym dotykiem Granger.
W
każdym razie
– uśmiechnął się pod nosem – niektórzy
nimi są.
Rozdział
czwarty
Maskotka
Gryffindoru
Wszystko
zaczęło się podczas śniadania.
Draco pożądliwie patrzył
na ręce Rona, który, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę
Hermiony, starał się ukradkiem spełnić życzenie swego pupila,
trzęsącego się z pragnienia kofeiny.
- Przestań Ron! –
westchnęła dziewczyna. – Zabijesz go. Jestem pewna, że on tego
nie lubi.
“Cicho bądź, kobieto” - rozkazał Draco,
starając się przy okazji nie wpaść do filiżanki. - „Co ty
wiesz o zabijaniu?” - powiedział lekceważąco.” - Ja to
uwielbiam! To czysta rozkosz.” Dopiero po tym czuję, że żyję.”
Mmmm, kawa... Eliksir życia.
Kilka dni temu Ron
zobaczył, jak doprowadzony do ostateczności Draco rzucił się na
filiżankę Hermiony i usiłował wyssać resztki płynu ze
znajdujących się na dnie naczynia fusów. Od tamtej pory Hermiona
prowadziła ostrą kampanię antykofeinową i robiła wszystko, aby
powstrzymać Rona przed wydaniem ostatniego knuta na nałóg jego
ulubieńca.
„Dolej mi trochę mleka” – zażądał Draco
imperiusowym tonem.
Ron uniósł kartonik z mlekiem i...
Draco
wpadł do filiżanki.
Ze zdjęcia na kartonie mleka patrzył na
niego... on sam. W całej swojej idealnej okazałości.
Wysoki,
jasnowłosy, w eleganckiej czarnej szacie; z różdżką trzymaną
niedbale w smukłych palcach; z wdzięcznie przechyloną głową i
miną, która (zdaniem Draco) sprawiała, że wyglądał absolutnie
zabójczo.
Co oczywiście nie było żadnym zaskoczeniem.
Ron patrzył na zdjęcie z zachwytem, którego powód wydawał
się Draco oczywisty, dopóki Weasley się nie odezwał.
-
Malfoy jeszcze się nie znalazł – oznajmił, jakby mówił, że
właśnie został mianowany kapitanem drużyny quidditcha.
Hermiona
spojrzała na zdjęcie.
- Myślałam, że jest w którejś
letnich rezydencji należących do jego rodziny?
- Nie – Ron
wyglądał, jakby miał zaraz wykonać dziki taniec radości. – To
ojciec Malfoya powiedział Dumbledorowi, że prawdopodobnie jest w
którejś z ich letnich rezydencji. Wyobraź sobie, nawet nie chciało
mu się tego sprawdzać! Jak Snape to usłyszał, strasznie się
wkurzył i poleciał go szukać. Ten facet zawsze potrafi popsuć mi
radość, gdyby nie on, nikt by nie wiedział, że Malfoy zaginął.
Hermiona zmarszczyła nos.
- Zaginął? Tak po prostu?
Nie ma go? Zniknął? Ale to już prawie trzy tygodnie!
-
Najwspanialsze trzy tygodnie mojego życia – westchnął Ron z
błogim uśmiechem na twarzy.
- Ale przecież mogło mu się
stać coś strasznego.
- Hermiona, nie rób mi nadziei.
Rozczarowanie mogłoby mnie zabić.
Hermiona wzruszyła
ramionami i zajęła się jedzeniem. Draco był zszokowany taką
obojętnością na jego tragiczny los.
Z drugiej strony,
dlaczego miałaby się przejmować? Skoro jego ojciec...
Jest
bardzo zajęty
– przekonywał sam siebie. – Zawsze
jest bardzo zajęty. Poza tym, tylko Mugole i robactwo takie jak
Weasleyowie, rozczulają się nad dziećmi niczym Hagrid nad
sklątkami. Przecież daje mi prezenty, prawda?
Uczucie to marny
substytut bogactwa. Reguła 328 Kodeksu Malfoyów.
A on spędza
ze mną dużo czasu. Namawia mnie, bym wstąpił do Voldemortjugend,
i takie tam...
Co oznacza, że jest tak bezduszny i
egocentryczny, że nie zauważyłby mojej śmierci, nawet gdyby moje
zwłoki wpadły mu do herbaty.
Niech to szlag...
- Ojjjjj, Puszku, ty flejtuszku! – krzyknął Ron. –
Uświniłeś sobie całe futerko kawą. Chodź, musimy cię wykąpać.
„Nie będziesz mnie kąpał, Ron! Nie! Mówię poważnie!
Trzymaj ręce przy sobie!”
Hermiona ze stoickim spokojem
jadła swoje jajko, podczas gdy Ron chwycił Draco w kleszczowy
uścisk i obdarzył go jedną z tych swoich brutalnych, ostrych
pieszczot.
Robactwo takie jak Weasleyowie...
Draco
zamrugał oczami. Nie wiedzieć dlaczego, poczuł się trochę
nieswojo.
Gdy Ron wynosił go z jadalni, Draco rozchmurzył się
trochę na widok Lavender i Parvati.
Dziewczyny zjadły już
swoje porcje zupy mlecznej, tosty namoczone w mleku, popiły to
wszystko kilkoma kubkami mleka, a teraz robiły głośną rozgrzewkę
do damskich zapasów, w których główną nagrodą był pusty
kartonik po mleku.
Podejrzewał, że zwyciężczyni przyczepi
sobie potem jego zdjęcie nad łóżkiem.
*
Ron
owinął mokrego i zdegustowanego Draco w swoją koszulkę i niósł
go korytarzem, gdy dość raptownie wszedł w bliski kontakt z ciałem
Cho Chang.
- Eeghhumaj – powiedział. Zupełnie nie
przypominało to przemowy, którą ćwiczył przedtem z Draco,
niezbyt szczęśliwym z obsadzenia go w roli Cho.
Cho
uśmiechnęła się, jak gdyby usłyszała wyjątkowo błyskotliwy
dowcip.
- Och Ron! Nie zauważyłam cię... Właśnie cię
szukałam.
„Nic dziwnego że Krukoni są tak beznadziejni w
quidditchu” – stwierdził Draco. – „ Ich szukający
zdecydowanie ma problemy ze wzrokiem”.
Ron odgarnął włosy
z czoła w geście zakłopotania i przy okazji wsadził sobie rękę
do oka.
- Achgrrrreee!
Draco przewrócił oczami.
-
Ja... tak sobie pomyślałam, czy mógłbyś odprowadzić mnie do
klasy? – zagadnęła Cho nieśmiało, lekko się czerwieniąc.
“Zupełnie nie wiesz jak tam dojść, prawda?” –
wymruczał słodko Draco. – „A mówią że Krukoni są mądrzy”.
- Ja... eee... oczywiście. Gdzie? – wydukał Ron.
„Z
taką gadką, pewnie musisz opędzać się od dziewczyn miotłą” –
podsumował Draco.
Cho wsunęła swoją drobną dłoń w wielką
rękę Rona, a firanki jej długich czarnych rzęs zafalowały jak
pod dotknięciem Zefira. Ron głośno przełknął ślinę. Był
purpurowy i jednocześnie wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
-
Pokażę ci.
“Niegrzeczna dziewczynka” – surowo zganił
ją Draco. – „ Korytarz to nie miejsce na pokazywanie”.
-
Uh... Ja... ja... świetnie – wyjąkał Ron. Nagle rumieniec
podniecenia i zakłopotania zniknął z jego twarzy. – Ja....
Czekaj... Harry...
„Ona ma na imię Cho” – podpowiedział
mu Draco.
- Cho... on jest moim najlepszym przyjacielem.
„Przeprosisz go, jak będziesz już miał za co!” – zawył
Draco. – „Nie. Nie wierzę, że to robisz. Nie pozwolę ci na to.
Nie rozumiesz, że to może być twoja jedyna szansa? Potem możesz...
uff, pogrążyć się w goryczy i umrzeć ze smutku, w towarzystwie
swego jedynego przyjaciela, szczura. Hmm... to mogłoby być nawet
zabawne, gdybym to nie ja był tym szczurem”.
- Muszę... –
zaczął żałośnie ale stanowczo Ron.
“Pocałuj ją” –
rozkazał Draco.
Ronowi słowa zamarły na ustach. Zagapił się
na Cho, a jego uszy nagle poczerwieniały.
Draco poczuł
przypływ natchnienia.
“Wpij się w jej wargi. Otocz jej usta
swoimi. Zafunduj jej amatorską tonsylektomię. Daj się ponieść
uczuciom, weź ją w ramiona, spójrz jej głęboko w oczy i powiedz
‘Ty jesteś najważniejsza, do diabła z innymi’. Pocałuj ją
mocno, zachłannie i... Ech, te aluzje”.
Ron pochylił się
ku Cho, wyraźnie nie do końca przekonany czy to dobry pomysł; tak
jakby oczekiwał, że Cho krzyknie i uderzy go w twarz... ale na
twarzy miał wypisane, że bardzo, ale to bardzo chciałby to zrobić.
Cho zarumieniła się i zbliżyła do niego.
Ron zawahał
się.
“No! Już! Dotknij jej!”
I Ron to zrobił.
Po
krótkiej chwili zakłopotania, Ron otoczył ramionami drobną
brunetkę i przygarnął ją do siebie.
Potem nastąpiła długa
chwila wymownej ciszy.
“... nie mogę oddychać...
zmiażdżony” – pisnął cienki głosik, którego nikt nie
usłyszał. – „...umrę z braku cholernego tlenu, Weasley, ty
samolubny draniu...”
Cho objęła go za szyje.
„...oczywiście, ty też tak możesz....” – dodał Draco.
Ron jęknął, a Cho zaczęła całować go za uchem.
„Drażnij...” – instruował mistrz całowania, Draco
Malfoy.
Zsunęła usta na jego szyję.
„Oooo,
spryciula!”
I znowu połączyli swe usta w namiętnym
pocałunku.
„...zgnieciony na szczurzą papkę...” –
Draco usiłował zaczerpnąć powietrza. – „... słodkie, ale...
dobrze, już wystarczy, przestańcie już dzieci, czas iść na
lekcje. Nie chciałbym się spóźnić, te fascynujące Magiczne
Stworzenia nie będą czekać wiecznie. A przeklęte sklątki
tylnowybuchowe pewnie już płaczą z tęsknoty”.
Draco
zaczął w myślach błagać wszystkie siły opatrzności, aby
zdarzyło się coś, co przerwie te pieszczoty.
Prawo Finagle'a
– Murphy był optymistą.*
Zza rogu wyłonił się Harry
Potter – Chłopiec, Który Przeżył – Fatalny Pech!
- Ron,
spóźnisz się na...
„Przeklęty Finagle!” – złorzeczył
wściekły Draco.
Potter zdębiał. Cho i Ron odskoczyli od
siebie. Cała trójka stała wpatrując się w siebie bez słowa.
“A
niech mnie, ale wpadka” – zauważył radośnie Draco.
-
Eeee... Harry.... – zaczął nieskładnie Ron. – Ja wcale...
“Jej nie całował” – wyjaśnił Draco rozsądnie. - „Po
prostu zgubiła coś eee... w ustach, a on pomagał jej tego szukać”.
Ron zamilkł i spochmurniał myśląc o czymś intensywnie.
-
Och, nie przeszkadzajcie sobie – odezwał się Potter dziwnie
piskliwym głosem. – Wyglądacie na bardzo zajętych.
Wykonał
błyskawiczny w tył zwrot i odsuwając obraz, z którego pięknie
wyglądała zaciekawiona Gruba Dama, wszedł do dormitoriów.
Ron
popatrzył na Cho z wyrazem przerażenia malującym się na twarzy.
- O Merlinie, Cho! – krzyknął. – Zupełnie nie wiem
dlaczego to zrobiłem.
„Masz do wyboru trzy odpowiedzi: a) z
powodu burzy hormonalnej, b) naprawdę ci się podoba i jest dla
ciebie kimś szczególnym, c) opętał cię zły, szalony szczur”.
- Chyba po prostu.... Ja... Naprawdę bardzo, bardzo mi się
podobasz, ale...
“To zła odpowiedź! Ron, jesteś
Najsłabszym Ogniwem! Do widzenia!” – podsumował Draco, który
naoglądał się zbyt wielu teleturniejów.
- Ja... Przykro mi
Ron – powiedziała Cho, obróciła się na pięcie i pobiegła
korytarzem.
"Idź za dziewczyną! Za dziewczyną!” –
nalegał Draco. – “Przecież nie będziesz się całował z
Potterem... Bleeee... Cholerna wyobraźnia!”
Ron westchnął,
spuścił głowę i wszedł do pokojów Gryffindoru.
Finagle,
ty draniu!
Biorąc pod uwagę szczęście, jakie ostatnio miał
Draco, wcale nie było wykluczone, że Ron nie zacznie się całować
z Potterem.
*
Harry Potter, Chłopiec, Który
Się Czaił, stał w pokoju wspólnym Gryfonów.
„Zobacz,
czatuje na ciebie” – zauważył Draco. – „Zrobi ci scenę.”
- Słuchaj, Harry... – zaczął Ron. – Chcę cię
przeprosić... to był wypadek...
- Och? Potknąłeś się i
upadłeś na jej usta? – zapytał chłodno Harry. – A może ktoś
rzucił na ciebie klątwę Imperiusa? Jakiś zboczeniec opętany
pragnieniem ujrzenia widoku dwojga młodych ludzi w namiętnym
uścisku? To pewnie jakiś nikczemny plan Voldemorta.
“Możliwe”
– przytaknął szybko Draco. – “Nawet bardzo możliwe. Albo Cho
spoiła go piwem kremowym zaprawionym Zapominajką”.
- Nie –
wymamrotał żałośnie Ron. – Nie, posłuchaj... To nie tak. Ona
naprawdę mi się podoba...
- Och, oczywiście – syknął
Harry. – Tak jak podobała ci się Fleur, i Padma Patil, i
Lavender, i Hermiona...
„Don Juan de Weasley” –
podsumował Draco i otrząsnął się. – „Och, Merlinie, nigdy
więcej takich myśli!”
- Słuchaj Harry, to że nie mam na
jej punkcie świra od trzech lat, wcale nie oznacza, że mi na niej
nie zależy – warknął Ron. – A to, że podoba się tobie, nie
jest powodem, dla którego nie miałaby się z nikim spotykać.
-
Nie – powiedział gorzko Harry – ale myślałem, że mój
najlepszy przyjaciel będzie się od niej trzymał z daleka, choćby
dlatego, żeby uszanować moje uczucia. Czy w ogóle pomyślałeś o
mnie choć przez chwilę?
„Jak całował się z Cho?” –
zdumiał się Draco. – “To by była perwersja”.
-
Harry... Nie chciałem cię zranić...
Potter, Chłopiec, Który
Przeżył Zawód Miłosny, nie zwracał na niego uwagi.
-
Ron... ty masz wspaniałą rodzinę, jesteś szczęśliwy, masz
wszystko. Nie mógłbyś zostawić choć jednej rzeczy dla mnie?
-
Kobiety to nie rzeczy! – powiedział Ron, najwyraźniej nieświadomy
istnienia Reguły 117 Kodeksu Malfoyów.
Harry zacisnął usta
w cienką linię.
- Wiesz co, Ron? Może Malfoy miał rację,
mówiąc, że nie warto się z tobą przyjaźnić.
“Nie
miałem!” – wrzasnął Draco. – “Czasami sam nie wiem co
mówię!”
Na
Merlina, co ja mówię!?
- Nie chce mi się z tobą gadać – dokończył Harry
lodowatym tonem.
- A kiedy ci się zachce? – zapytał Ron.
-
Nigdy.
“Hm...” – zastanawiał się Draco. – “Czy ja
wiem, Ron? Może, to i lepiej?”
- Harry, nie bądź idiotą...
jutro gramy mecz ze Slytherinem...
Krótkowzroczny Potter
łypnął na niego zza szkieł swoich okularów.
- W takim
razie, będę się do ciebie odzywał tylko w razie absolutnej
konieczności... Obrońco.
Odwrócił się i zniknął na
schodach.
Ron oparł czoło o ścianę.
„Nie przejmuj
się, poszło ci zupełnie nieźle” – pocieszył go Draco.
*
Następnego dnia Draco miał zbyt dużo własnych
problemów, aby przejmować się Ronem.
“Siedzę na trybunach
Gryfonów – złościł się – i patrzę na Malcolma - Cholernego
- Baddocka, który jest szukającym zamiast mnie. Równie dobrze
mógłbym być Gryfonem. Stop. Moment. Wróć. Nigdy więcej takich
myśli!”
Siedzący na kolanach u Hermiony, Draco stwierdził
nagle, że pieszczoty Lavender i Parvati, zajmujących miejsca obok,
stają się coraz bardziej nachalne.
„Nie tak ostro,
dziewczęta. Dajcie mi chwilę odetchnąć” – wymruczał Draco. –
„My, Malfoyowie, jesteśmy przyzwyczajeni, że kobiety łaszą się
do nas jak marcowe kotki, ale co za dużo to niezdrowo”.
-
Tititi cukiereczku – gruchała Lavender. – Ty słodka, maleńka
istotko.
“Jest mi niezmiernie przykro, że w dzieciństwie
ktoś nieumiejętnie lewitował ciężkie przedmioty nad twoją
głową”– fuknął Draco, starając się wywinąć spod jej ręki.
Aczkolwiek, nie miałby nic przeciwko gdyby Hermiona poświęciła
mu nieco więcej uwagi. Była zupełnie nieobecna. Wyraźnie
przejmowała się tym, co zaszło między Ronem a Chłopcem, Który
Przeżył By Zatruwać Innym Życie.
- Słuchaj, Hermiona, czy
to prawda, że Ron i Cho... – zaczęła Parvati, ale przerwały jej
wrzaski chłopaka, który przepychał się do Hermiony.
Na szyi
wisiał mu aparat, więc Draco rozpoznał go dość łatwo. To był
ten Gryfon, który niedawno został oficjalnym fotografem drużyny.
Nazywał się Goblin Grizzly czy jakoś tak.
- Hermiona!
Hermiona! – wydzierał się. – Wezmę Puszka. Musisz tam iść i
coś zrobić. To wszystko moja wina. Wspomniałem o Cho Chang i teraz
Harry i Ron się tłuką. A zaraz zaczyna się mecz!
Wiadomość
ta wstrząsnęła trybunami Gryffindoru. Wszyscy obecni byli bardzo
poruszeni.
- Och, nie! – krzyknęła Hermiona. – I co ja
mam teraz zrobić?
„Mój ślizgoński makiawelizm podpowiada
mi, że powinnaś grać na zwłokę” – zasugerował Draco –
„ale nie mówi mi jak to zrobić”.
- Muszę grać na zwłokę
– zdecydowała Hermiona. – ale... Wiem! Puszek!
„Co? Ja?
Co?”
Hermiona wstała z miejsca.
- Accio mikrofon!
Accio radio!
Oba przedmioty wyrywały się z rąk zaskoczonej
Millicenty Bulstrode i kołysząc się w powietrzu, popłynęły w
kierunku sektora Gryffindoru.
Od jakiegoś czasu Millicenta
relacjonowała mecze quidditcha, zamiast Lee Jordana. Nigdy wcześniej
sprawozdania nie zawierały tak dokładnych i entuzjastycznych opisów
wyglądu Harry`ego Pottera, jego ruchów i układu jego szaty przy
każdym zwrocie miotły. Draco uważał, że dziewczyna ma wielki
talent - była zabójczą bronią w rękach Ślizgonów.
-
Panie i panowie, i ci, którzy siedzą na trybunach Slytherinu –
krzyknęła Hermiona. – Ja... eee... Zanim zacznie się mecz,
proszę o chwilę uwagi. Za chwilę wystąpi przed państwem... nowa
maskotka Gryffindoru!
“Ty przeklęta wiedźmo!” –
powiedział Draco z głębokim przekonaniem.
Teraz był w
drużynie cholernych Gryfonów.
- Zatańczy dla nas Puszek,
Magiczny Szczur – ogłosiła Hermiona.
„Taaaak? Jesteś
pewna?” – powiedział Draco. – Nie mam zamiaru zostać
członkiem drużyny Gryfonów, a już na pewno nie będę szczurzym
substytutem gryfońskiej cheerleaderki”.
Wtedy Hermiona
włączyła radio i nagłośniła je zaklęciem. Z radia popłynęły
dźwięki jednej z piosenek Bryczesów, czy może raczej Butelsów...
To była ulubiona piosenka Draco!
“Och, ty podstępna
lisico” – zagderał Draco.
Lucy
in the sky with diamonds...
- zawodziło radio.
No cóż, może tylko kilka
kroczków... No dobra, tylko kilka machnięć ogonkiem... Ooooooch,
tłum szaleje!
I zupełnie zatracił się w rytmie muzyki.
„Tak! Tak!” – krzyczał Draco, gdy skończył swój
bisowy pokaz do dźwięków “Hey Jude”. – „Kochają mnie!
Uwielbiają!”
Był nieco rozczarowany, kiedy drużyna
Gryfonów w końcu wybiegła na boisko. Ron paradując z modnie
rozciętą wargą, zatrzymał się na moment przy trybunach, żeby
podziękować Hermionie i pozachwycać się Draco.
- No, mój
mały mądrasku – kadził mu Ron. – Skoro jesteś teraz maskotką
Gryffindoru...
“I po co te obelgi?”– powiedział sucho
Draco.
- ...powinieneś latać z nami – ciągnął Ron
wkładając Draco do swojej kieszeni.
- Ron nie! –
zaprotestowała Hermiona.
„Ron, ty idioto, rzucę na ciebie
najgorszą klątwę Malfoyów!” – skrzeczał Draco. – „Nie!
Nie zrobisz tego! Nalegam, żebyś tego nie robił. Ron, zapłacisz
mi za to! Ponure demony wyrecytują w mroku przekleństwa z Księgi
Bólu... tylko mnie wsadź do tej kieszeni, zobaczysz gdzie cię
ugryzę! Ron, jestem małym szczurkiem, jeśli spadnę rozbryzgam się
na boisku...
Ron wystartował w bezmierną przestrzeń.
Jestem
maskotką Gryfonów
– pomyślał Draco – Rodzina
mnie nie kocha. Jestem szczurem. Zaraz zginę. Cóż takiego
uczyniłem, aby sobie na to zasłużyć?
Hmm, no tak, ale oprócz
tego wszystkiego?
*
Panika opuściła Draco. Miał zimne
łapki i było mu bardzo niewygodnie w kieszeni Rona. Do tego
wszystkiego, Ślizgoni przegrywali dwadzieścia do stu
osiemdziesięciu. Jedynym pocieszeniem było to, że Potter wyglądał
okropnie; jego podbite oko zaczynało przybierać barwę dojrzałej
śliwki.
Mmmm, zemsta ma smak czekoladowej żaby...
Kiedy
Draco wystawił głowę, aby jeszcze raz nacieszyć oczy widokiem
pognębionego wroga, miotła Rona podskoczyła tak gwałtownie, że o
mało co całkiem nie wypadł z kieszeni.
Panika wróciła z
krótkiej przerwy na papierosa.
„Ty niezdaro! Uważaj!”
Ron złapał się ręką za kieszeń, a jego miotła zaczęła
wykonywać w powietrzu niebezpieczne ewolucje.
„Obie ręce na
miotle albo zginiemy!” – wrzasnął Draco, kiedy świat zawirował
mu przed oczami. Gdy wszystko chwilowo wróciło na swoje miejsce,
Draco ujrzał, że twarz Pottera przybrała barwę popiołu, a
Hermiona i chłopak z aparatem wpatrują się w Rona ze zgrozą.
Miotła przechyliła się niebezpiecznie i Ron puścił
kieszeń, aby złapać stylisko i wyrównać lot.
I wtedy Draco
wypadł.
Iiiii!
Ja latam!” –
ucieszył się niedorzecznie.
A potem dotarło do niego, że za
chwilę zmieni się w Draco Malfoya, Zdumiewająco Rozpłaszczonego
Szczura.
Ron krzyknął coś niezrozumiale i z zawrotną
prędkością zaczął pikować w dół.
Rozległ się głuchy
odgłos uderzenia.
Draco wylądował na czymś miękkim.
Rudzielec idealnie wycyrklował swój upadek.
- Ron! –
wrzasnęli jednocześnie przerażeni Potter i Hermiona.
A
Draco, który nigdy wcześniej nie martwił się o niczyje życie,
wpatrywał się ze strachem w bladą, nieruchomą twarz Rona.
„Czy
on nie żyje? Och, Merlinie, czy on nie żyje?” – wydyszał.
Potter wylądował przy Ronie z takim impetem, że cudem tylko
nie stał się ofiarą kolejnego wypadku. Oszołomiony Draco spojrzał
na niego i zobaczył, że Harry płacze.
Nagle nawiedziła
Draco irracjonalna myśl: czy kiedykolwiek w życiu, zdarzyło mu się
płakać z czyjegoś powodu...?
- Rooon – zawodził Potter. –
Och, Ron, przepraszam, tak bardzo mi przykro. Prooooszę, tylko nie
umieraj. Nie obchodzi mnie Cho, nic mnie nie obchodzi...
Powieki
Rona lekko się uniosły.
Draco poczuł falę ulgi.
-
Opiekuj się Puszkiem – wycharczał chłopak, gdy pomocnicy madame
Pomfrey wbiegli na boisko, żeby go zabrać.
„W porządku
Ron” - powiedział Draco. – „Jestem pewien, że bardzo mocno
uderzyłeś się w głowę, ale...”
- Oczywiście, oczywiście
– obiecywał Harry, chwytając Draco w swoje brudne łapska. –
Ron, wyjdziesz z tego... Wszystko będzie dobrze...
Możliwe.
Ale nie dla Draco.
Był przeklętym szczurem, cholerną
maskotką diabelskiego Gryffindoru, a teraz w dodatku znalazł się w
rękach swego największego wroga...
Przyszłość malowała
się w śmierciożerczych barwach.
Dorwę
was, Murphy i Finagle! A kiedy dostanę was w swoje ręce, umrzecie
powoli i w strasznych mękach.
Rozdział
piąty
Chłopiec,
Który Nie Był Właściwie Taki Zły
“Puść
mnie, Potter” - zażądał Draco. - „Ty beznadziejny, kompletnie
skretyniały kretynie. Przestań mnie tak ściskać i miętosić!
Robisz to podejrzanie gorliwie. Ja chcę do Hermiony. Ona mnie lubi.
Pozwala mi oglądać moje ulubione seriale, i słuchać muzyki, i
mnie nie otruje”.
Harry Potter, bohater, który pokonał
Czarnego Pana, a który nie potrafił wykonać nawet najprostszego
polecenia, nadal trzymał Draco w obezwładniającym uścisku.
-
Nie ufam ci – wyszeptał. – Ale zrobię to, o co prosił mnie
Ron.
„Potter, twoja niewolnicza uległość w stosunku do
Weasleya nie świadczy dobrze o twoim guście. A w ogóle to co z
tobą, ty durny paranoiku? Nie ufasz mi? Cierpisz na manię
prześladowczą? Jestem tylko malutkim, słabiutkim szczurkiem. Jakie
są szanse, że kolejne zwierzątko Weasleya jest tak naprawdę
złośliwym potworem?”
No, chyba żeby brać pod uwagę to,
że nasikał do szuflady z bielizną Pottera.
Och, nie, wcale
nie zamierzał tego zrobić. To wszystko przez jego postępujące
zezwierzęcenie. Co prawda plany zemsty na Potterze, jakie snuł
Voldemort były wyjątkowo żałosne, ale nawet on nie wymyśliłby
nic takiego. A Malfoyowie posiadali tyle godności, że nigdy żaden
z nich nie wpadłby na pomysł użycia bieliźniarki swego wroga jako
toalety.
No dobrze, z wyjątkiem wuja Hannibala.
Draco
usiłował odsunąć od siebie obraz Voldemorta, skradającego się
do komody Pottera i sikającego na slipy Chłopca, Który Przeżył.
Podczas gdy Draco zajęty był walką ze swoją wyobraźnią,
Hermiona zdążyła zejść z trybun i podbiec do nich.
-
Wszystko z nim w porządku? – zapytała nerwowo.
- O, t... –
zaczął Harry.
- Wygląda dobrze – oceniła Hermiona. –
Och, dziubasku, nic ci się nie stało? Powiedz coś do cioci
Hermionki. Tak się przestraszyłam, kiedy spadłeś!
„Mówisz
do mnie, kobieto?” – oburzył się Draco.
- Mówisz do
szczura, Hermiono? – oburzył się Potter.
Hermiona
zarumieniła się.
- Jest taki słodki – broniła się.
„Wcale nie” – zaprotestował Draco gderliwie. – „Po
prostu jestem bardzo pociągający, bo posiadam magnetyczny
seksapil... no cóż, obecnie raczej zwierzęcy magnetyzm”.
-
Wezmę go – zaproponowała Hermiona. – Parvati i Lavender też go
ubóstwiają. Chciałabym go mieć. Poza tym, bardzo lubi telenowele.
- Nie, nie – sprzeciwił się Potter Wielki Głupek. – Ron
kazał się nim opiekować i tak też się stanie.
- Ale
Harry... Ja... Wydaje mi się, że Puszek za tobą nie przepada –
powiedziała Hermiona niepewnie.
„Jesteś kobietą o
olbrzymiej intuicji i inteligencji – poinformował ją Draco. –
Twój cięty języczek doprowadza mnie do szczytu rozkoszy duchowej.
A teraz, walnij tego idiotę tłuczkiem, ukryj zwłoki pod trybunami
Hufflepuffu i ucieknijmy razem do twojej wieży”.
- Och, na
różdżkę Merlina! Czy wyście wszyscy powariowali? Przecież to
tylko szczur! – zagrzmiał Harry i runął do wyjścia unosząc ze
sobą ciskającego się Draco.
Do pioruna! Czy te obelgi nigdy
się nie skończą?
*
Gdy Potter wszedł
do pokoju wspólnego Gryfonów, Gina błyskawicznie uniosła głowę.
Cóż, najmłodsza pociecha Weasleyów była jak tresowany na Pottera
niuchacz. Wyczuwała jego obecność na kilometr i reagowała
instynktownie.
- Cześć Harry! – powitała go radośnie i
gdyby miała ogon, zapewne zaczęłaby nim merdać.
- Cześć,
Ginny – odpowiedział Potter prezentując uśmiech numer 42 „Jestem
morowym facetem, przyłącz się do mojego fan klubu”.
Draco
otrząsnął się ze wstrętem.
Zaraz,
zaraz, Gina ma imię Ginny? Cholera! Pewnie zaraz się dowiem, że
bliźniacy Weasleyowie nie nazywają się Fred i Barney!
Ginny podeszła do Pottera.
- Co z Ronem? – szepnęła.
„Myślałby kto, że cię to tak interesuje” – prychnął
Draco. – „Przyznaj się, że pod pozorem szeptania, chcesz się
po prostu zbliżyć do Pottera. I w dodatku nie robisz tego tak jak
trzeba. Jesteś dość atrakcyjną dziewczyną, jeśli komuś
podobają się rude, ale chłopcy lubią wyzwania. Zagadnij go o
Seamusa Finnigana”.
Ginny przechyliła głowę, jakby się
nad czymś zastanawiała.
- Wyjdzie z tego – odparł Harry z
obłudnym uśmiechem numer 78 „Jestem zacnym chłopcem, mogę cię
jakoś pocieszyć, panienko?”
Ginny uśmiechnęła się
niewinnie i czarująco.
- Tak się cieszę, że Ron ma takiego
przyjaciela jak ty, Harry. Jesteś taki... koleżeński. – W jej
głosie wyraźnie brzmiały nuty lekceważenia. – A przy okazji,
widziałeś gdzieś Seamusa? Świetnie grał, prawda? Ścigający są
tacy gibcy, nie uważasz?
Oddaliła się z wdziękiem.
Draco
spojrzał za nią z uznaniem.
Mądra
dziewczynka. Zdolna. W niektórych Gryfonach naprawdę tkwi duży
potencjał. Szkoda, że wszyscy tu są tacy drętwi. To pewnie przez
to, że mieszkają na wieży. –
stwierdził. – Wysokie
piętro – wysoki poziom moralności.
Muszą tacy być, chcąc nie chcąc; po prostu trudniej im się
wymykać na nocne eskapady, obfitujące w udane podboje miłosne. A
jednak, Draco był zdumiony, że Gryfoni byli aż tak niewinni.
Blaise Zabini na przykład, codziennie siał prawdziwy pogrom wśród
męskiej populacji uczniów, a podczas pełni księżyca wśród
żeńskiej.
Potter gapił się za Ginny z otwartymi ustami.
“Nie przejmuj się Potter” – pocieszył go Draco. –
„Myślę, że Finnigan spotyka się z Lavender Brown. A jeśli nie
to... ups, fatalnie ci poszło... Hehehehe”.
Oooooch, to
będzie świetna zabawa.
*
“Zawsze
wiedziałem, że jesteś nieznośnie nudny” – oświadczył Draco.
– „Siedzisz tu, zamartwiasz się i już pięć godzin gapisz
bezsensownie w okno. Wygląda na to, że jesteś nieźle zdruzgotany
tym upadkiem z piedestału, ty powalony skretyniały czubku”.
Potter siedział przy oknie, trzymając w dłoniach wielką
księgę. Nie otworzył jej jednak; wpatrywał się tylko w
bezkresną, wyjątkowo nieciekawą pustkę.
Draco myszkował w
rzeczach Pottera.
Do tej pory zdążył już porwać pelerynę
niewidkę, wpełznąć pod nią i powiewając jej połami, biegać w
kółko skrzecząc: „Jestem SuperDraco!”. Poza tym zrobił
bałagan w skarpetkach Pottera i obejrzał zdjęcia na jego biurku.
“Matka była ruda, ta? Ginny Weasley będzie miała
szczęście, jeśli to nie kompleks Edypa” – gadał sobie bez
sensu. – „O, ładne zdjęcie Hermiony. I koszmarne Rona... oczy
ma idealnie pod kolor włosów. Dlaczego, na Bogina, masz zdjęcie
psa? Który w dodatku wygląda jak ponurak? Brrr... będę miał
przez to koszmary. Ty pewnie i tak masz koszmary, nie? Że ściga cię
Sam Wiesz Kto, że Śmierciożercy cię przeklinają, że Millicenta
Bulstrode cię napastuje...”
Teraz Draco grzebał pod łóżkiem
Pottera. Ależ ten muł był brudasem – walały się tam zmięte
kawałki pergaminu; pogniecione płachty Proroka Codziennego; brudne
skarpetki i kłęby kurzu. Leżało tam także strasznie uświnione
zdjęcie w tanich ramkach. Draco zastanawiał się, czy to aby nie
wizerunek sekretnej miłości Pottera.
Podczołgał się
bliżej, rzucił okiem, zapiszczał przerażająco i wystrzelił spod
łóżka, jakby go sam diabeł ściągał. Uciekając, wpadł wprost
w ręce Pottera.
„Aaaaa, piekło i szatani, to straszne, to
straszne, mówię ci! Coś różowego, wielkiego i makabrycznie
ohydnego patrzyło na mnie obrzydliwymi świńskimi oczkami! To była
jakaś piekielna locha, w potwornej peruce! To było nieludzkie! To
nie człowiek! To zbyt obleśne, niedobrze mi!”
Zaskoczony
Potter pogłaskał Draco (co za koszmar!).
- No już dobrze,
już dobrze, Puszku. Przestraszyłeś się zdjęcia Dudleya?
„Dudley?” – zapytał podejrzliwie Draco. – „Potter,
ale to nie twój kochanek? Bo jeśli tak, to słuchaj uważnie, bo
nie będę powtarzać: stać cię na więcej. Nawet Hagrid jest
lepszy!”
- Założę się, że każdy z twoich krewnych jest
o niebo przystojniejszy – ciągnął Harry nieobecnym głosem.
„To
twój krewny?” – wykrztusił Draco. – „Och, Potter, musisz to
magicznie powiększyć i koniecznie powiesić nad stołem
Gryffindoru.”
Swoją drogą, Potter miał rację. Nawet
najbrzydszy z krewnych Draco był sto razy piękniejszy niż TO.
Narcyza Malfoy była swego rodzaju trofeum, symbolem pięknej żony.
Olśniewała swoją cudowną urodą, która to cecha była
charakterystyczna dla jej rodziny. Jego niezwykle przystojny ojciec
był wspaniały na ten zimno drański sposób, tak charakterystyczny
dla całej jego rodziny.
Nawet wuj Hannibal był urodziwy,
jeśli pominąć ten błysk szaleństwa w oczach i czerwone spodnie
klauna.
- Aczkolwiek, niektórzy z moich krewnych wyglądają
lepiej – kontynuował Harry otwierając książkę.
Okazało
się, że to album, w którym znajdują się zdjęcia jego
nieżyjących rodziców.
Bla,
bla bla, skończ z tymi wspominkami, Potter, co ty jesteś, jakiś
Wierzb Płaczący czy co?
Znudzony Draco miał się właśnie chyłkiem wycofać i
kontynuować swoją misję wywlekania brudnych sekretów wielkiego
bohatera, kiedy coś mokrego spadło mu na futerko.
Draco
spojrzał w górę.
Harry Potter płakał.
O nie.
Ktokolwiek był odpowiedzialny za porządek tego świata, zapewne
dostał pomieszania zmysłów!
Harry Potter nie powinien
płakać. Powinien szczerzyć się, jak na reklamie Magicznie
Wybielającej Pasty Do Zębów, tym przyprawiającym o mdłości
uśmiechem wielkiego bohatera. A przynajmniej powinien groźnie
marszczyć brwi i rzucać spojrzenia mówiące: „Zwyciężę ciemną
stronę mocy, a to znaczy ciebie, Malfoy”.
Absolutnie nie
powinien wzruszać się, myśląc o swoich rodzicach. Powinien pławić
się w blasku swojej sławy i chwały, i z rozkoszą nurzać w
pochlebstwach.
Powinien to uwielbiać.
Nadal płakał.
Ku swemu wielkiemu przerażeniu, Draco poczuł, że budzi się
w nim... obrzydliwe... mdlące... ściskające gardło i absolutnie
nienaturalne uczucie...
Tak, jakby prawie... Och nie,
Salazarze!... współczuł Potterowi.
To jasne, że ktokolwiek
był odpowiedzialny za porządek na tym świecie, wziął sobie
dzisiaj wolne.
Potter musiał przestać płakać. Potem on
przestanie mu współczuć i świat znowu będzie normalnie szalony.
“No już, przestań, nie jest tak źle” – powiedział
Draco pocieszająco. – „Uszy do góry, pierś do przodu, morda w
kubeł”.
Nie wyglądało na to, żeby Potter poczuł się
lepiej. Sam nie wierząc w to, co czyni, Draco zaczął się ocierać
o jego rękaw.
„Pomyśl o czymś przyjemnym” – poradził
mu. – „Jesteś bogaty i sławny. Jesteś ulubieńcem nauczycieli.
Eeeee... Ta piersiasta, rudowłosa tygrysica ma na ciebie ochotę?”
Potter pociągnął nosem i pogłaskał Draco.
„Wiedziałem,
że to zadziała”.
- Ech, ty – westchnął Harry. –
Jesteś w sumie zupełnie miły, wiesz?
„Nie! I nie myśl, że
mnie tym zdobędziesz. Taki bajer to my, a nie nam”.
Harry
podniósł się.
- Chodź, skombinujemy dla ciebie trochę
kawy.
Do diabła, teraz Potter znał jego największą słabość.
No i jak miałby się temu oprzeć?
„Ty podstępny draniu!”
Niech to avada! I co teraz? Ma polubić Pottera? Cholera,
pewnie niedługo poczuje pełny uwielbienia respekt w stosunku do
Longbottoma.
No cóż, jeśli rekompensatą miałaby być
działka kofeiny...
„Potrójne espresso dla mnie”.
*
Tym razem Ron dość szybko opuścił skrzydło
szpitalne. Był zachwycony, gdy po powrocie odkrył, że stosunek
Harry`ego do Puszka zmienił się tak diametralnie.
- Pewnie ma
wyrzuty sumienia przez tę całą sprawę z Cho – wyszeptał do
Draco.
„Nie bądź śmieszny, Weasley” – wyśmiał go
Draco. – „Po prostu padł na kolana, porażony moim urokiem. Był
na to skazany. To nie miało nic wspólnego z tobą, czy twoją
dziewczyną”.
Ron i Cho obrzucali się z daleka ukradkowymi
spojrzeniami. To był kompletny absurd! Draco przechodził do
konkretów dużo szybciej i nigdy nie musiał w tym celu podejmować
tak skomplikowanych zabiegów.
Ale, skoro jest się na tyle
głupim, by zawracać sobie głowę emocjonalnym zaangażowaniem,
trzeba ponieść tego konsekwencje. Już w wieku trzech lat Draco
postanowił, że będzie unikał tych wszystkich uczuciowych bzdur i
jak do tej pory, wychodziło mu to na zdrowie.
Myśli Draco
zboczyły z kursu, gdy jego wzrok napotkał zbliżających się
Hermionę i Harry`ego.
Zaskakujące, jak bardzo ucieszył się
na ich widok.
Nagle na drodze Hermiony stanął mały chłopak.
Zatoczył się i wpadł na nią tak gwałtownie, że przez chwilę
nie mogła złapać tchu.
Draco rozpoznał intruza. Był to
Edmund Baddock, młodszy brat Malcolma. Uczył się na pierwszym
roku.
Wyglądał na wielce urażonego i bardzo zniesmaczonego,
gdy Hermiona odezwała się do niego:
- Może byś tak
przeprosił?
Edmund zmarszczył brwi.
- Może byś tak
patrzyła gdzie idziesz... szlamo – odciął się.
Oho!
- pomyślał Draco. Kiedyś Hermiona przyłożyła mu za coś
takiego. Edmund Baddock był na tyle mały, że mogła go kopnąć
jak mugolską piłkę. Miała wybujały temperament - czasami nie
panowała nad sobą. Kto wie, co teraz zrobi...
Rozpłakała
się.
Ron i Harry wzięli sprawy w swoje ręce.
Chwycili
Hermionę i odholowali do pokoju wspólnego Gryffindoru. Usadzili ją
na kanapie, podali chusteczki i herbatę, włożyli jej do rąk Draco
i patrzyli na nią wyczekująco.
- Zabiję go, jeśli chcesz –
zaproponował zrozpaczony Ron.
„Niech ktoś coś zrobi!” –
denerwował się Draco. – „Znowu przecieka... uh, robię się
wilgotny”.
- Co się z tobą dzieje? – wybuchnął Harry. –
Przecież to zero! Jest nikim! To tylko śmierdzący Ślizgon!
Hermiona zaniosła się płaczem.
- Przestań! –
krzyknęła. - Nie mów tak!
Harry, Ron i Draco przez chwilę
patrzyli na nią w osłupiałym milczeniu.
- Och, Merlinie –
wychlipała Hermiona. – To właśnie... To właśnie... nie
widzicie... o to właśnie chodzi. To zamknięty krąg nienawiści.
To się zawsze kończy tak samo, to jest jak Ku Klux Klan...
-
Co?! – zawołali Draco i Ron.
- I Voldemort – ciągnęła.
– I to wszystko zaczyna się właśnie tu, między ludźmi takimi
jak my, w szkole. Między rówieśnikami. Dzieci bezmyślnie
powtarzają słowa dorosłych, mówią „szlama” albo „śmierdzący
Ślizgon”, a potem zaczynają się nienawidzić, a potem dorastają
i zaczynają się zabijać i żaden z nich nie pomyśli nawet,
dlaczego to robi!
Ron pomachał jej przed nosem chusteczką w
taki sposób, w jaki prawdopodobnie jego matka machała łyżeczką
zupki, przed nosem małego dziecka, mówiąc „Ciuch, ciuch,
ciuchcia jedzie!”
- Ten dzieciak mnie nie posłucha. –
Hermiona pociągnęła nosem. – I założę się, że jego
rówieśnicy z innych domów też go znienawidzą i będą go
przezywali. On też będzie ich nienawidził i będzie im oddawał,
tak jak my zawsze nie cierpieliśmy Malfoya i jego przyjaciół,
podobnie jak wszyscy Gryfoni ich nie znoszą.
“Nie tak
prędko” – zaoponował Draco. – „Połowa Gryfonów wyraźnie
mnie pożąda, nie pamiętasz? Raczej wątpię, czy chcieliby mnie
zakuć w łańcuchy i biczować... chyba że są jeszcze bardziej
wynaturzeni niż myślałem”.
- Ale Malfoy to wrzód na
dupie! – zaprotestował Ron.
„Wielkie dzięki”.
-
Widzicie? – jęknęła Hermiona. – Nienawidzimy się. I do czego
nas to doprowadzi? Zaczyna się od głupich dzieciaków, które
powtarzają wszystko jak papugi, a my nie zwracamy im uwagi, że to
źle, nie dajemy dobrego przykładu, będziemy się tak nawzajem
nienawidzić i skończy się to rozlewem krwi. Sam mówiłeś Harry,
że to od Hagrida usłyszałeś, że Slytherin jest gorszy od innych
domów, i że Malfoyowie są źli.
„Wiesz, nie jest
obiektywny, od czasu, kiedy zdarzył się ten mały wypadek, w który
byli zamieszani jego pies i wuj Hannibal. Och, i odkąd mój ojciec
wsadził go do Azkabanu”.
Hermiona była bardzo blada.
Wyglądała, jakby jej było niedobrze.
- Nigdy nie
próbowaliśmy go przekonać, prawda? Wściekamy się, że ktoś ma
inne poglądy, mówimy, że są złe, a nigdy nie przyjrzeliśmy się
sobie... jesteśmy siebie warci.
- Nigdy nie zaczynaliśmy z
Malfoyem, to on zaczął! – bronił się Harry.
- Ale też
nigdy tego nie zakończyliśmy! – wrzasnęła Hermiona. – To nie
tak, że lubię Ślizgonów, uważam, że to beznadziejne dupki, ale
czy to wszystko będzie wiecznie trwać? Czy nie znajdzie się nikt,
zupełnie nikt, kto mógłby dowieść, że... że...
Hermiona
ukryła twarz w dłoniach.
- Nie wierzę, że oni wszyscy są
źli – szepnęła. – Może jest wśród nich ktoś, kto zastanowi
się nad tym, czy mugolaki to naprawdę hołota. Och, czy nie ma
sposobu, aby przerwać ten przeklęty krąg nienawiści?
Niewiele
jest osób, które to w ogóle obchodzi
- pomyślał Draco. - Ale
Hermiona jest mądra. Hermiona widzi rzeczy, których inni nie
dostrzegają, stara się uczynić świat lepszym i... niektóre jej
argumenty były przekonywujące.
- Przestaliśmy już nawet postrzegać siebie jako ludzi –
westchnęła znużona. – Czy choćby jeden Ślizgon, z całej
szkoły, przejąłby się widząc, że płaczę?
„Ja”-
powiedział Draco.
A niech mnie cholera!
Był w większych
tarapatach niż sądził.
Rozdział
szósty
Pierwsze
pocałunki
Ron
musiał wrócić do skrzydła szpitalnego na badania kontrolne, więc
Harry zabrał Draco i poszli go odwiedzić.
- Jak się masz,
kumplu? - zapytał Ron, drapiąc Draco za uszami.
I pomyśleć,
że nadszedł taki dzień, kiedy mu to nie przeszkadzało...
„Och,
wiesz jak jest” – odparł Draco. – „Ten tutaj wymaga stałej
opieki, co chwilę rozbija sobie okulary, zapomina się uczesać, i
nie ma telewizora. Tak ogólnie to nieźle sobie radzimy, ale ulży
mi, kiedy w końcu wrócisz i przejmiesz nad nim nadzór”.
-
Bardzo o niego dbam – zapewnił Harry.
„Jeśli o mnie
dbasz, jako mu powiadasz, to czemu, kretynie, kofeiny mi odmawiasz”
– wymamrotał Draco, wyraźnie rozgoryczony.
- I... słuchaj
– dodał Harry z zakłopotaniem. – Myślałem o... Cho.
„I
doszedłem do pewnych wniosków: komu ona w ogóle potrzebna? Chodź,
pobaraszkujemy na tym łóżku, moja ty wspaniała rudowłosa gorąca
laleczko”.
Obserwowanie min, które robili, wierząc, że
sami myślą o takich rzeczach, było fantastyczną zabawą.
Tak,
był wredny. Był geniuszem zła.
- Miałem na jej punkcie
świra – tłumaczył się Harry. – Ale nie można kogoś zmusić
do miłości. Chcę tylko, żeby Cho była szczęśliwa. I chcę,
żebyś ty też był szczęśliwy. Kiedy zobaczyłem jak leżysz tam
na ziemi, nagle... wszystko zrozumiałem. Jeśli oboje tego
pragniecie, to powinniście być razem. Ja... Ja nigdy nie chciałem
stanąć ci na drodze do szczęścia. Jesteśmy przecież najlepszymi
przyjaciółmi, prawda? I nic tego nie zmieni.
„Tak, tak, a
teraz przyjacielski, „Hej! Wygraliśmy W Quidditcha”, uścisk
dwóch heteryków*”.
Draco zastanawiał się, czy Gryfoni
mają jakieś swoje własne, zbereźne myśli, czy też może jedyne
tego rodzaju wywoływał w nich ten cyniczny, wewnętrzny Ślizgon.
- Harry... – zaczął Ron i zarumienił się. Widocznie
krępowała go rozmowa z wieloletnim przyjacielem na temat dziewczyn.
Od cnoty Gryfonów, kretynizmu Puchonów i
wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów, chroń nas Slytherinie.
Słynna modlitwa Ślizgonów.
- Harry, nigdy nie
zamierzałem cię skrzywdzić...
Harry dotknął ramienia Rona.
- Wiem, Ron. Właśnie dlatego. Właśnie dlatego.
Nagle
otworzyły się drzwi i do Sali weszła Cho. W rękach trzymała
wielki bukiet kwiatów.
Gdy zobaczyła Harry`ego, zaczerwieniła
się jak poinsecja, którą niosła. Harry natomiast, uśmiechnął
się do niej.
Cholera
– pomyślał Draco. – Gryfonistyczna
propaganda nie kłamała. Ci dranie są naprawdę odważni,
szlachetni i dobrzy. W czym tkwi haczyk?
- Właśnie skończyliśmy – powiedział spokojnie Harry. –
Cieszę się, że cię widzę, Cho... chociaż sądzę, że Ron
cieszy się jeszcze bardziej.
Prawie udało mu się zażartować.
Cho chyba poczuła ulgę... choć nadal była nieco zakłopotana.
Ron aż drżał z emocji.
- Cóż, w takim razie
pójdziemy już... – ciągnął Harry, zabierając Draco i powoli
się wycofując.
„Zostaw mnie, ty pacanie! Nie widziałeś go
nigdy z dziewczyną, on mnie potrzebuje!”
Harry wybrał
akurat ten moment, aby go nie słuchać. Przeklęci Gryfoni.
Gdy
wychodzili, Draco ujrzał jeszcze, jak Cho siada na posłaniu Rona.
„A zresztą, nieważne. Chang ma teraz dokładnie to, czego
chciała – bezbronnego Rona w łóżku. Dobrze, że ci z nią nie
wyszło, Potter... wygląda na bardzo wymagającą i zaborczą. Ron
sobie poradzi... jest duży... wiesz...”
Harry potrzasnął
głową, jakby chciał odpędzić dręczące go myśli.
Draco
był prawie wzruszony, gdy ujrzał zbierające się w jego oczach
łzy.
Co oczywiście nie znaczyło, że gdyby nie był tak
zezwierzęcony, Draco nie zagrałby głównej roli w burlesce pod
tytułem „Harry Potter - Chłopiec, Który Przegrał Miłość”.
„Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś” – tłumaczył Draco
łagodnie. – „Chodziło mi o to, że potrzebujesz czegoś mniej
absorbującego, no wiesz, czegoś młodego, uroczego i...
rudowłosego”.
No nie, jakim cudem Gryfonom radzili sobie ze
swoim życiem miłosnym, gdy go przy nich nie było?
Och,
zaraz, przecież to Gryfoni. Oni nie mają żadnego...
W pokoju
wspólnym siedziały Ginny i Hermiona. Draco spokojnie mógł
powiedzieć, że obie były śliczne, bo i tak nikt nie słyszał
tego, co mówi. Opowiadały coś sobie i chichotały. Wyglądały
przy tym tak niewinnie... Draco rzadko miał okazję oglądać takie
widoki w lochach.
To była całkiem przyjemna... odmiana.
-
Hej, dziewczyny – zwrócił się do nich Harry. – Jeśli chcecie
odwiedzić Rona, dajcie mu pięć minut.
„To wstrętne
insynuacje, Potter!” – oburzył się Draco. – „Dajcie mu
przynajmniej dziesięć”.
- Cho u niego jest – wyjaśnił
Harry.
Hermiona natychmiast bardzo się przejęła. Draco
uważał, że jest zbyt miła, żeby wyszło jej to na zdrowie.
-
Um... Harry, jak się czujesz? – zapytała ostrożnie.
“Właściwie
to dobrze. Zaskakująco wspaniale. Znaczące spojrzenie w stronę
Ginny”.
- Właściwie to dobrze. Zaskakująco wspaniale –
powtórzył Harry, patrząc wymownie na Ginny.
A potem,
zdumiony, usiłował spojrzeć na własne usta.
“Och, jestem
boski!” – pochwalił się Draco.
- Och jestem... - Harry
powstrzymał się w ostatniej chwili.
Ginny obrzuciła go
nieufnym, pełnym zachwytu spojrzeniem. Hermiona najwyraźniej
rozważała, czy nie powinna się niepostrzeżenie wycofać.
Zakłopotany Harry zupełnie przypadkiem wziął straszliwy
odwet. Chciał zabłysnąć dowcipem i w żartobliwy sposób
rozładować napięcie, wrzucił więc Draco Hermionie pod szatę.
-
Aaaaaa!!!!
“Aaaaa!!! Potter, ty debilu, zabiję cię!” –
wydarł się Draco. – „Ciemność, widzę ciemność! Ciemność
widzę!”
Draco był oszołomiony. Nie mógł znaleźć drogi
do wyjścia. Zaraz, to rękaw?... nie, to raczej jakaś tasiemka...
cholera, a cóż to za pagórek po którym się zsuwa...? Wow, wow,
co to było?
Ach..
ACH!
“Albo raczej cię
ozłocę”.
Oj, chwileczkę, był przecież Malfoyem, a takie
podstępne chwyty były...
Tak, bardzo w ich stylu, ale...
Hermiona nie ma pojęcia, że... a wykorzystywanie
nieświadomych kobiet jest...
No dobrze, bardzo powszechną
praktyką wśród Ślizgonów, ale...
Och, do licha, ci
cholerni Gryfoni są zaraźliwi albo coś...
„Potter? Jestem
w lewej miseczce. Wydostań mnie stąd”.
Draco dość szybko
uświadomił sobie konsekwencje własnego żądania. Kiedy Harry
usiłował spełnić rozkaz, zszokowana Hermiona zaczęła piszczeć.
Draco nie mógł powstrzymać chichotu.
- Harry! –
krzyknęły obie dziewczyny.
-
Ja... uh... ach...
Draco
absolutnie nie podobał się ten idiotyczny ton w głosie Pottera.
Jeśli lekarstwem na miłość do Cho miała być Hermiona to...
Cóż, po prostu nie w porządku, to wszystko. Był dla niej
za... niski. Wyglądaliby śmiesznie.
Przecież to nie Draco
ustalał zasady...
“Łapy precz, Potter. Weasley, weź sprawy
w swoje ręce...”
W końcu Draco został wyplątany. Hermiona
i Harry byli purpurowi.
- Muszę iść eeee... po książkę...
– oświadczyła nagle Hermiona i ulotniła się.
- Powinniśmy
na nią poczekać? – zastanowił się Harry.
„Nie, nie. Ona
lubi ksiązki. Nigdy nie ma ich dość. Prawdopodobnie właśnie
przegapiasz szczególny moment!” – powiedział Draco z naciskiem.
Już on przypieczętuje tę sprawę z Ginny i Harrym.
Draco
Malfoy, najsprytniejszy swat we wsi.
Och, no cóż, trzeba
jakoś przecież wypełnić te nudne godziny pomiędzy zwiedzaniem
wnętrz damskiej bielizny...
„No, sprawa Chłopca, Który
Miał Długie Ręce, rozwiązana” – stwierdził Draco.
-
No, sprawa Chłopca, Który Miał Długie Ręce, rozwiązana –
powtórzyła Ginny i uśmiechnęła się bezczelnie.
Draco był
trochę zaskoczony.
Był także trochę pod wrażeniem.
No,
no... nigdy nie ufaj rudym, zawsze mogą cię zaskoczyć.
- Właściwie to muszę iść do pokoju, po płaszcz –
oznajmiła Ginny.
- Och, odprowadzę cię – zaofiarował się
Harry.
Nie proponował, że odprowadzi Hermionę. Barrrdzo
interresujące!
Wewnętrzny erometr ciśnienia
seksosferycznego, który Draco odziedziczył po swoich przodkach,
wilach, wskazywał na nadciąganie wyżu erotycznego.
Bardzo
możliwe, że pozostawieni samym sobie Harry i Ginny, mogliby dojść
do sedna sprawy po jakichś kilkunastu latach przyjaźni, logopatii,
nigdy-głośnego-nie-wspominania niespodziewanych spotkań pod
jemiołą, przypadkowego deptania sobie po piętach; po okropnie
niezręcznych zaręczynach; i po obowiązkowym ślubie w bieli.
Draco zamierzał po prostu nieco przyspieszyć ten cały
proces.
W iście ślizgońskim stylu.
*
-
No więc, jesteś załamany po tej sprawie z Cho?
„Wielkie
dzięki, ty skrząca niedomówieniami mistrzyni suspensu” –
podziękował Draco. –„Barrrdzo ułatwiasz mi sprawę. A już
myślałem, że jesteś wystarczająco niegryfońskopodobna, by
posiadać hormony”.
Harry Potter, Chłopiec, Który Zawsze
Był W Centrum Uwagi, z zakłopotaniem zmarszczył brwi i spuścił
oczy.
- No... Przecież mówiłem, że wszystko jest OK, i tak
właśnie jest – odparł krótko.
“Och, i to wszystko?” –
zaskrzeczał Draco. – „I ja mam z czymś takim pracować? Ty
tchórzem podszyty cholerny tchórzu – zapomnij!”
Sądząc
po minie, Ginny myślała dokładnie o tym samym.
Draco
kombinował jak oszalały.
“Dobra, mam pomysł. Może to było
tylko zwykłe zauroczenie. Powiedz to! Powiedz!”
- Może... –
Harry zaciął się na koszmarnie długą chwilę.
Ooooch,
wyglądał przy tym tak aseksualnie, jak Chłopiec, Który Powstał
Przez Pączkowanie.
- Może to było tylko zwykłe zauroczenie
– dokończył Harry.
„Tak! Tak! Potter, jesteś wspaniały!”
Na Merlina, MUSI uciec od tych Gryfonów, bo inaczej nie
gwarantuje, że nie przyłączy się do potterystycznego fanklubu.
Nie. Draco poprzysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek do tego
dojdzie, wybierze honorową śmierć przez samobójstwo.
„Spróbuj
tak” – zasugerował. – „Szukałem miłości... ale zaczynam
podejrzewać, że szukałem jej nie tam gdzie trzeba”.
Draco
zdawał sobie sprawę, że to jest nieprawdopodobnie ckliwe, ale
dziewczyny łykały takie kawałki.
Poza tym, Harry Bohaterski
Potter i tak nie zmiażdżyłby Ginny w namiętnym uścisku i nie
wydyszał jej do ucha: “Jeśli mam na coś ochotę, po prostu to
biorę – na podłodze jeśli trzeba – ty gorąca, seksowna
tygrysico.”
Zresztą
– pomyślał Draco dumnie – to
i tak działa tylko w moim przypadku.
- Szukałem miłości, ale zaczynam podejrzewać, że szukałem
jej nie tam gdzie trzeba.
Oczy Harry`ego błyszczały, gdy to
mówił. Zupełnie jakby... Zaczynał w to wierzyć.
Nie no, tu
nie było miejsca na szczerość! Draco próbował uwieść kogoś
czyimiś ustami i nie życzył sobie dodatkowych komplikacji!
Jak
na przykład przesadnie zaangażowanego Harry`ego.
Jednak
wyglądało na to, że Ginny też to kupiła. No, przynajmniej tyle
dobrego.
- Och, Harry – wyszeptała.
- Tak Ginny? –
zapytał Chłopiec, Który Ostatecznie Może Jednak Nie Był Gejem,
pochylając się ku niej.
Och,
dzięki ci Merlinie!
– pomyślał Draco. – Nareszcie!
- To sypialnia dziewcząt – odparła Ginny, uchylając się i
zamknęła mu drzwi przed nosem.
Wredny, zły rudzielec.
Draco
naprawdę był pod wrażeniem. Zaczynał się nawet zastanawiać, czy
ta dziewczyna nie jest za dobra dla Pottera.
Oczywiście, inną
opcją była Hermiona.
„Do dzieła, bracie!” –
zakomenderował Draco. – „Kończ waść! Wstydu oszczędź!
Jesteś facetem czy c... dobra, nie mieszajmy w to niczego, co ma
futerko. Rusz tyłek, albo w końcu Finnigan świśnie ci dziewczynę
sprzed... nosa”.
Harrym wyraźnie targały sprzeczne uczucia.
Prawdopodobnie wślizgiwanie się do żeńskich dormitoriów było
czynem niezgodnym z gryfońskim etosem.
Draco nawet podobały
się sypialnie Ślizgonek. Krukońskie też były niczego sobie.
„Może się przebiera?” – zasugerował.
Harry
przezornie odsunął się od drzwi.
Może jednak Draco zbyt
pochopnie założył, że ten chłopak interesuje się kobietami.
Naprawdę, gdyby Tiara Przydziału była na tyle pogięta, żeby
skierować Draco do Gryffindoru, zapewne uciekłby stąd z wrzaskiem,
gubiąc po drodze rozum.
W ciągu sześciu lat nie zaliczyć
żadnej... Trzeba skończyć z tymi rycerskimi obyczajami.
Za
drzwiami rozległ się głośny rumor.
Dzięki
Salazarowi!
– pomyślał Draco, gdy Harry wtargnął do środka.
Ginny
Weasley, nieco speszona, stała przed swoją garderobą. Połowa
zawartości szafy leżała na podłodze.
No tak, Ron nie
posiadał monopolu na Weasleyowską niezdarność. Potykanie się o
wystające korzenie, lawiny różnych rzeczy wypadające z każdego
schowka...
Nie ma czasu na załamywanie rąk nad pechowymi
genami Weasleyów! Do ataku! Zniewalać! Uwodzić! Bałamucić!
-
Ja... myślałem, że znajdujesz się w jakimś niebezpieczeństwie –
wydukał Harry.
- I przybyłeś mi na ratunek... – dokończyła
Ginny w upojeniu.
- Jeśli byłabyś w potrzebie – głos
Harry`ego słabł z każdą chwilą, gdy Ginny się do niego
zbliżała. – Na... Na pewno przyszedłbym ci z pomocą...
-
Naprawdę? – szepnęła Ginny.
„No już!” – denerwował
się Draco. – „A może mam ci to przeliterować? Ona na to czeka!
Pocałuj ją! P jak Patil, O jak Oliver Wood...”
Draco zawsze
później podejrzewał, że to Ginny wykonała pierwszy ruch.
Nie
żeby Harry dobrze się nie bawił.
„Teraz nareszcie do
czegoś dochodzimy! Grzeczne dzieci” – pochwalił ich Draco.
–„Wspaniale. Sam nie zrobiłbym tego... No dobra, kłamałem, ja
zrobiłbym to o niebo lepiej, ale dziewczyna wydaje się być
zadowolona”.
Harry oderwał się na moment od ust Ginny.
-
To czego szukałem... – wyszeptał – było chyba dużo bliżej,
niż myślałem...
Ja
nie miałem nic wspólnego z tą ostatnią, straszliwie ckliwą
wypowiedzią[i/] – pomyślał Draco. – [i]Sam to wymyślił.
Może jest naturszczykiem.
Na szczęście Ginny szybko
zamknęła mu usta.
Chwilę później, Draco zaczął się
niecierpliwić.
„Dobrze.... dobrze, myślę, że na razie
starczy tego dobrego, prawda?”
Ani Ginny, ani Harry nie
zwracali na niego uwagi.
„Macie teraz lekcje!” –
wrzasnął. – “Edukacja to podstawa! Wiedza to potęga!”
Żadne
z nich się nie poruszyło, a okulary Harry’ego zaczynały bardzo
szybko pokrywać się mgłą.
„Och, lepiej przenieście się
do jakiegoś sypialni” – poradził Draco subtelnie. – „Zaraz,
przecież to właśnie jest sypialnia. A niech to!”
Hermiona
wybrała najlepszy moment, aby wkroczyć do pokoju.
- Wydawało
mi się, że słyszałam... Och! Ohmrnie! Przepraszam!
Draco
zastanawiał się, dlaczego do cholery wszyscy czepiają się jej
włosów. Miała piękne włosy! Wspaniałe włosy! Dzięki nim
wyglądała jak szatyński promyk słońca, gdy wpadła do środka!
No dobrze, ten histeryczny bełkot był prawdopodobnie wynikiem
nagłego odprężenia po chwilach olbrzymiego napięcia.
*
Symultaniczne niemalże połączenie Rona z Cho i
Harry`ego z Ginny, wywołało wybuch czegoś dalece bardziej
przerażającego i obrzydliwego niż to, co Draco mógł sobie
kiedykolwiek wyobrazić.
Gryfońska Przedwalentynkowa Parada
Miłości.
Sześć lat tłumienia hormonów, rzucania
nieśmiałych uśmiechów w stronę obiektów swoich westchnień,
obyczajnego i cnotliwego zachowania - to wszystko, musiało znaleźć
jakieś ujście. I w końcu eksplodowało.
Jednakże, była to
specyficzna gryfońska eksplozja. Draco mógłby znieść namiętne
pocałunki i obściskiwania.
Ale kiedy wszyscy zaczęli
przytrzymywać drzwi swoim wybrankom, kiedy zaczęli robić kartki
świąteczne, przy których Słynna Walentynkowa Kartka Ginny Weasley
mogła się schować, kiedy Harry z ogniem w oczach ofiarował Ginny
kwiaty... to był horror!
Lavender i Seamus wyszli z komórki i
błyskawicznie zamknęli się w niej z powrotem.
Dość
wymowne.
Szczególnie, jeśli brać pod uwagę hałasy, które
zaraz zaczęły stamtąd dobiegać.
Ron z Cho i Ginny z Harrym
trzymali się za ręce i uśmiechali z rozmarzeniem, a sensacje
wybuchały wokół nich niczym bomby. Wyglądało na to, że Dean
Thomas umawiał się z obiema bliźniaczkami Patil i był chyba nieco
przytłoczony nadmiarem uczuć.
Pojawiły się nawet plotki o
Colinie Creevey i Blaise Zabinim, ale Draco stwierdził, że to
chore.
Kiedy Neville zaczął interesować się Hermioną,
miarka się przebrała.
Draco był pewien, że więcej nie
zdzierży.
Na szczęście, Hermiona wydawała się opierać
temu szalejącemu huraganowi hormonów. Nie była tym wszystkim
szczególnie zachwycona i spoglądała na przyjaciół z odrobiną
politowania. Wokół niej ludzie chichotali, szeptali coś do siebie
i obmacywali się, a ona przeważnie czytała coś w pokoju wspólnym
Gryffindoru, głaszcząc siedzącego jej na kolanach Draco.
Draco
uznał, że to bardzo dojrzałe zachowanie.
- Więc eee....
Hermiono – odezwał się Neville – lubisz gwiazdy, prawda?
“Nie,
nie lubi. Spływaj”.
- Owszem – odpowiedziała Hermiona
zamiast tego. – A co?
Draco wolał swoją wersję.
-
Tak sobie pomyślałem, że... może eee... moglibyśmy popatrzeć na
nie z Wieży Astronomicznej?
Nagle cała uwaga obecnych skupiła
się na nich.
„Wieża Astronomiczna!” – zawył Draco
oburzony. – „ Ty...! To siedlisko grzechu, to gniazdo rozpusty,
to teren Blaise Zabiniego! Ona nie jest TAKA!”
Hermiona
uśmiechnęła się.
Nie powinna się TAK uśmiechać do
Longbottoma.
A na dodatek go nie kopnęła!
To
było złe posunięcie
– pomyślał Draco. – I
mogło zostać źle odczytane...
-
Jestem trochę zmęczona, Neville – odparła. – Chyba się
położę. Może innym razem.
„Tak, kiedy piekło zamarznie,
a wszystkie małe demoniczki zaczną ramię w ramię jeździć na
łyżwach, kręcąc ósemki do dźwięków pieprzonej harmonii sfer”.
- Ron, mogę wziąć ze sobą Puszka? – kontynuowała
Hermiona.
Ron oderwał się od bardzo trudnego zadania, jakim
było pisanie kolejnego listu do Cho.
- Hm? Ach tak,
oczywiście, dobrze.
„Prawie nie zwracasz na mnie uwagi,
odkąd pojawiła się ta Chang” – zganił go Draco surowo. –
„Musisz się bardziej starać, bo inaczej opuszczę cię i
zamieszkam z Hermioną. Zobaczysz, potem będziesz żałował. A masz
jeszcze zadanie z Eliksirów do napisania, wiesz?”
Niemniej
jednak był bardzo zadowolony, kiedy Hermiona zabrała go na górę.
Hermiona miała radio i telewizor.
Włączyła radio i weszła
do łóżka, układając Draco na poduszce. Jej włosy, cokolwiek
inni by o nich nie mówili, pięknie pachniały i były jedwabiście
miękkie.
Hermiona, która wcale nie wyglądała na śpiącą,
zamyśliła się i zaczęła głaskać Draco.
- To nie to, że
jestem zazdrosna – odezwała się. – Bardzo się cieszę, że są
szczęśliwi. Naprawdę.
”I
cóż powiem w tej ciszy: że kocham
pył zostanie ze skrzydeł
motyla...”
- grało cicho Radio.
- Ja tylko... też chciałabym być
szczęśliwa – wyszeptała Hermiona. – Wiem co wszyscy mówią:
Hermiona Granger, dziewczyna, którą bardziej interesują książki
niż chłopcy.
„Ale książki też mogą być fajne” –
wtrącił Draco entuzjastycznie. – „Jest taka szczególna półka,
w Dziale Ksiąg Zakazanych i tam... eeee... zapomnij. To był tylko
sen. I właściwie nie mój, tylko Zabiniego. A w ogóle to lepiej
zejdźmy z tego tematu”.
- A ja kocham książki, ale...
jestem żywym człowiekiem. Wiktor był słodki...
„Jeśli
lubi się facetów, którzy chodzą jak KACZKI! On w ogóle jest
bardziej ptakiem niż człowiekiem”.
- Ale nie byłam nim
zainteresowana w ten sposób. A Ron, cóż, kocham Rona, oczywiście,
ale on jest taki nieprzewidywalny, i potrafi być taki zazdrosny. Nie
podobało mu się, że nadal pisujemy do siebie z Wiktorem. Nie mógł
się z tym pogodzić.
„Nikt nie powinien...” – uspokajał
ją Draco. - „Zaraz, co?! Nadal pisujecie do siebie z tym kaczym
kuprem? Czyś ty zgłupiała kobieto?!”
„I
znów będą wieczory samotne
i znów będzie ptak gadał
dziwaczny...”
- Lubię Neville’a, ale szczerze mówiąc... Wiem, że nie
jestem zbyt ładna, ale... Czy naprawdę nie ma nikogo, kto... Ja po
prostu... chciałabym kogoś mieć.
„Zrywać
kwiaty znów będą czyjeś ręce
w oczach które pokochać
pragnąłem...”
Draco spojrzał na Hermionę. Leżała przytulona do poduszki.
Patrzył na jej słodką, owalną, smutną twarz, na ciepłe błyski
w jej brązowych, półprzymkniętych oczach. Nawet jeżeli była
nieszczęśliwa, wciąż była dobrą dziewczyną i bardzo ładną, i
inteligentną, no i może trochę zbyt niewinną.
Sprzeczała
się o Numerologię, stworzyła ten ruch ochrony skrzatów, chociaż
nikt inny się nimi nie przejmował, złościła się i właściwie
nawet go uderzyła z powodu jakiegoś głupiego zwierzaka, płakała
przez Edmunda-Cholernego-Baddocka i miała takie delikatne ręce.
I... było coś jeszcze...
Och, wielki Merlinie.
„A
te cienie któż zmyje sprzed oczu ...”
“Masz mnie” – wyszeptał Draco. – “Jeśli... Jeśli
tylko zechcesz”.
Hermiona uśmiechała się łagodnie w
przyćmionym świetle lampki.
- No cóż, mam ciebie, prawda,
Puszku?
Zasnęła, oddychała głęboko, miarowo i och... jej
oddech brzmiał tak spokojnie wśród nocnej ciszy pokoju.
„Na
to wygląda” – powiedział do siebie poruszony Draco, wpatrując
się bezmyślnie w ciemność.
„Twoje
usta rzeźbione są zmierzchem
„Księżyc zaszedł za oczy
bezdźwięcznie...”**
*
Na nieszczęście, Gryfońskie Bachanalia
miały daleko większy zasięg i dużo poważniejsze konsekwencje.
Nie ograniczyły się tylko do tego, że wszyscy zostali w szkole,
chcąc spędzić święta ze swoimi misiami-pysiami i iść na Bal
Bożonarodzeniowy. Dumbledore starał się dostarczać swoim uczniom
coraz tonowych rozrywek, więc Impreza odbywała się corocznie, od
wznowienia rozgrywek Turnieju Trójmagicznego.
W każdym razie,
stały się przyczyną kłopotów, z jakimi musiał zmierzyć się
Draco.
Ronowi nagle przyszło do głowy, że Draco czuje się
samotny, więc postanowił zeswatać go ze szczurzycą Hanny Abbot!
Puchońska szczurzyca! To nieludzkie!
Wstrętna, brązowa,
pospolita, zezwierzęcona szczurzyca.
Która miała straszną
ochotę na Draco.
Draco nie mógł jej za to winić, ale było
to absolutnie niemożliwe - Malfoyowie byli bardzo wybredni. Jeśli
jednak szczurzyca chciała jednego z nich, powinna wyglądać u
swoich drzwi wujka Hannibala.
Bleeeee.
Draco długo nie
mógł zapomnieć tych chwil, gdy czując na plecach gorący oddech
szczurzycy, pędził po podłodze w szaleńczych podskokach,
krzycząc: „Pomóż mi Weasley, ty stuknięty szajbusie!” i jak w
rozpaczliwej próbie ucieczki usiłował wskoczyć Longbottomowi do
łóżka.
Tylko interwencja Rona powstrzymała Draco przed
wrzaśnięciem “Żegnaj okrutny świecie” i rzuceniem się z
Wieży Gryffindoru.
Cała ta żałosna sprawa miała jednak
swoją dobrą stronę. Longbottom był tak oczarowany Hanną, że
nawet właśnie teraz był w trakcie pisania do niej listu miłosnego.
Longbottom i Puchonka!
Niech ktoś pomyśli, co może się
z tego urodzić!
Draco rozciągnął się wygodnie na kolanach
Hermiony i doszedł do wniosku, że w sumie to nie jego problem.
Hermiona siedziała przy ogniu, trzymając w zasięgu jego pyszczka
filiżankę z kawą, którą co jakiś czas go częstowała. Harry
czasami wyciągał rękę i drapał go za uszami.
Ron siedział
pogrążony w pracy nad pisaniem zadania z eliksirów. Dzięki Draco,
który co jakiś czas zaglądał mu przez ramię i szeptał do ucha
podpowiedzi, szło mu bardzo szybko.
- Zaczynam to łapać!
Naprawdę, zaczynam to łapać! – krzyczał triumfalnie Ron w
przerwach pomiędzy pisaniem.
Pozostawało mu tylko współczuć.
Ale Draco zaczął znacznie bardziej współczuć sobie, kiedy
odkrył, że skończyła się kawa i grozi mu hypokofemia.
Wystarczyło jednak jedno słowo, a wyjątkowo podatny na sugestię
Longbottom błyskawicznie rozwiązał ten problem
- Ahahahaha!
Wszyscy nieświadomie jesteście moimi niewolnikami” – zarechotał
Draco, sącząc świeżą porcję kawy.
Na obliczu opiekającego
nad ogniem kromkę chleba Harry`ego ukazał się nieświadomy
uśmiech. Podobny pojawił się na twarzy zaczytanej Hermiony.
Było
tak ciepło i... okropnie oczywiście, ale naprawdę, tak...
przytulnie.
Pokój wspólny Slytherinu był inny.
Draco
ziewnął. Ron zerwał się od stołu.
- Puszek jest
wykończony. Zresztą ja też. Idziemy do łóżka.
“Nie
możesz się doczekać, żeby być ze mną sam na sam Weasley” –
ponuro skwitował Draco.
- Ooooo, ja go dzisiaj wezmę, Ron –
sprzeciwiła się Hermiona.
- Ciągle go bierzesz! – narzekał
Harry. – To ja się nim opiekowałem, kiedy Ron był chory. Mnie
też lubi, wiesz?
„No, dalej! Pobijcie się o mnie” -
zagrzewał ich Draco. - „Poczuję się wtedy taki wyjątkowy!”
-
Przepraszam, ale to mój szczur! – stwierdził Ron w myśl
przysłowia „mówiły jaskółki, że niedobre są spółki” i
opuścił pokój, triumfalnie unosząc Draco.
Draco znowu
ziewnął. To nie były w sumie... złe dzieciaki. Żadne z nich nie
było złe.
Właściwie to prawie... lubił ich wszystkich.
Nawet tego wielkiego rudowłosego gamonia, który obejmował go
nieco zbyt mocno i brał sobie do łóżka.
Draco nie
przeszkadzały pieszczoty. Nadal był rozgrzany i trochę
rozleniwiony... nie zauważył nawet, gdy w sypialni pojawiła się
reszta chłopców.
Było mu... błogo. Błogo jak dziecku,
pieszczonemu przez rodzica.
Nie żeby jego rodzice okazywali
uczucia. Nie byli przytulaśnymi typami. I właściwie nigdy o to nie
dbał, ale...
To nie było... nieprzyjemne.
Czuł się
prawie... szczęśliwy.
- Wiesz, Puszku – wymamrotał Ron
sennie. – Wszystko tak wspaniale się układa, odkąd cię
znalazłem. To tak... jakbyś przynosił szczęście. Mój
szczęśliwy, magiczny szczurek... To cudowne.
“Rumienię się
przez ciebie” – wymruczał Draco. – “Hmm... pod futerkiem”.
- Dobranoc – wyszeptał Ron i pocałował go w czubek głowy.
Draco miał właśnie zauważyć, że to niehigieniczne, i że
Hermionie na pewno by się to nie podobało, i że osobiście za tym
nie przepada, ale...
Poczuł nagły, silny ból promieniujący
z krzyża, aż do końca każdego włoska na jego futerku;
rozlewający się po całej skórze i przeszywający ciało. Zwinął
się w spazmie agonii, skurczył w cierpieniu, zacisnął pięść
i...
Zacisnął pięść?
Od kiedy to miał...
W
ciemności ujrzał błyszczące, rozszerzone z przerażenia oczy
Rona. Wydawały się o wiele mniejsze niż ostatnio.
Och nie!
Cholera!
Obaj chłopcy w tym samym momencie uświadomili sobie
straszliwą prawdę.
Draco Malfoy leżał nago w łóżku Rona.
Obaj wrzasnęli.
I stała się światłość.
Rozdział
siódmy
Humilitus*
Totalus
I
stał się chaos.
W mgnieniu oka, dormitorium Gryffindoru
zamieniło się w pandemonium.
Ze wszystkich stron dobiegały
przerażone głosy.
- To Malfoy! – zawył Neville Longbottom
i zanurkował pod łóżko.
- Ron! Powiedz, że to nie TO! –
krzyknął Seamus Finnigan histerycznie.
- Och Merlinie –
powtarzał Dean Thomas żarliwie. – Och Merlinie... Och Merlinie...
Harry wyglądał jak spetryfikowany. Jego twarz zastygła w
maskę przerażenia.
- Dawaj prześcieradło! – wrzasnął
Draco rozdzierająco. – Natychmiast!
Ron po prostu siedział
i wpatrywał się w Draco jak cielę w malowane wrota.
-
Puszek? – wykrztusił w końcu. – Puszek?
Seamus zaczął
się trząść.
- Proszę, proszę, żeby to tylko nie było
imię tego zwierzaka...
- Och Merlinie! – powiedział Dean
jeszcze żarliwiej.
- Próbuj dalej Thomas, jestem pewien, że
kiedyś w końcu cię usłyszy. – Draco ściągnął prześcieradło
z łóżka Rona i w końcu okrył swój wstyd. Widocznie jednak nie
dość szybko. Gryfoni nadal nieprzyzwoicie wlepiali w niego oczy.
Jakby wciąż był nagi.
- Malfoy...? – odezwał się w
końcu Harry.
Draco spojrzał na niego i zauważył, że
chłopak jest strasznie blady.
- Nie musisz mdleć, Potter. Nie
zamierzam wepchnąć ci różdżki do gardła.
- A komu? - w
głosie Seamusa zabrzmiała panika.
- Och Merlinie – jęknął
Dean.
Wszyscy nadal gapili się na Draco, który zaczął
zawiązywać w pasie prześcieradło.
Zacznij
myśleć. Zacznij kombinować.
Po pierwsze: Znowu jestem
człowiekiem. To dobrze. To zdecydowanie dobrze.
Po drugie:
Jestem w Wieży Gryffindoru. Niedobrze, bardzo niedobrze. A nawet
jeszcze gorzej.
Po trzecie: Byłem nagi w łóżku Weasleya.
Mogę się myć i myć, a i tak nie będę czysty. I nigdy nie
pozbędę się etykietki, którą mi przylepią.
Po czwarte:
Ubranie. Muszę zdobyć jakieś ciuchy.
-
Coś ty zrobił! – wydarł się Ron i rzucił się na Draco, który
skupiony na swoich rozważaniach, kompletnie się tego nie
spodziewał.
Zaskoczony Draco zwalił się na ziemię jak
kłoda. Ron skoczył na niego i zaczęli tarzać się po podłodze.
- To niedźwiedzie zaloty! – ton głosu Seamusa wskazywał,
że chłopak znajdował się w stanie silnego wstrząsu
emocjonalnego. – Brutalne gry wstępne, oni...
- Seamus! –
przerwał mu Harry ostro. – Nie pomagasz.
Widocznie jednak
szok spowodował u Seamusa chwilową głuchotę.
- On na nim
siedzi, on go zmusza do...
- Och Merlinie – Dean zaciął się
niczym zdarta płyta.
- Złaź ze mnie! – wydyszał Draco,
który zaczynał obawiać się o całość okrywającego go
prześcieradła. – To wszystko twoja wina, Weasley. Gdybyś mnie
nie pocałował...
Po
piąte: Czy ja to powiedziałem?
Po szóste: Tak.
Patrz:
Thomas – Och Merlinie!
- Och, proszę – jęknął Seamus. – Tylko bez szczegółów.
Błagam was.
- Seamus! – wycharczał Ron. – Chyba nie
myślisz, że ja... Nie wyobrażasz sobie, że ja...
-
Spokojnie, jestem pewien, że można znaleźć jakieś rozsądne
wyjaśnienie i zupełnie niewinną przyczynę tego, że byłeś... w
łóżku z nagim Malfoyem – zaczął słabo Harry. – Ja... Ja...
To musi być rodzaj jakiejś zbiorowej halucynacji. Och, tak! Na
pewno wzięliśmy przypadkiem jakieś leki.
- Może ty sobie
wziąłeś, ale mnie w to nie mieszaj! – prychnął Draco.
Najwyraźniej jakaś dziwna wizja pojawiła się w skołatanym
mózgu Seamusa i zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że Gryfon
spadł z łóżka.
- Niewinne... – wyszeptał Harry
nieprzytomnie. – Och, żebym mógł znaleźć choć jedną...
-
Malfoy ubrany w prześcieradło, Ron nie chce z niego zejść... Ron
cały spocony, oszalały, opanowany żądzą... – mamrotał
siedzący na podłodze Seamus, kiwając w tył i w przód.
- Na
wrota Azkabanu, Finnigan, powinieneś częściej wychodzić –
podsumował Draco. – A ty Weasley, powinieneś ze mnie zejść!
Albo Cho dowie się o wszystkim.
Ron spojrzał na niego z
niewymownym zdumieniem.
- Skąd wiesz...
A potem, prawie
nieświadomie, ale ku olbrzymiej uldze Draco, Ron w końcu spełzł z
niego.
Draco wstał, poprawił prześcieradło i spojrzał na
obecnych z wyższością, w typowo ślizgońskim stylu. Wiedział, że
ta wyniosła, pogardliwa mina robi znacznie większe wrażenie, kiedy
jest ubrany. To był jeden z warunków do uzyskania pełnego efektu.
- Malfoy! – oprzytomniał Harry, a w jego głosie obudziły
się w końcu Bohaterskie Nuty Sprawiedliwego Gniewu. – Żądam
wyjaśnień! Co robiłeś w łóżku Rona?!
- Tylko nie
opowiadaj zbyt obrazowo – poprosił Seamus.
- Nic nie
robiłem! – odparł Draco ostro.
Od strony Seamusa dobiegł
gulgot, coś jakby „I bez szczegółów”.
- Słuchajcie, to
proste. Byliśmy w łóżku... nie, zaraz... potem mnie pocałował...
chwilę, to było później, po tym jak... moje ubrania zostały w
łazience... ale to nieważne i... swoją drogą, nie miałem ich na
sobie od wieków...
- Och Merlinie!
- Zamknij się,
Thomas. A potem popchnął mnie na podłogę i rzucił się na mnie,
ale czekajcie... wcale nie miałem na myśli... opuściłem to ze
szczurem...
- I zwierzęta! Jak mogłeś, Ron! – zaskowyczał
Seamus.
- Nie, nie, spokojnie, wszystko w porządku. To nie
tak. Nigdy wcześniej nie byłem w łóżku Rona... to znaczy
spaliśmy razem od tygodni... kiedy nie spałem z Harrym albo z
Hermioną... O słodki Voldemorcie! Czy nikt mnie nie powstrzyma?!
Po raz pierwszy w życiu, Draco Malfoy poczuł, że stracił
władzę nad własnym językiem.
Rozejrzał się i ujrzał
zszokowane, pobladłe twarze, na których malował się wstręt.
-
No – podsumował inteligentnie. – Mam nadzieję, że już
wszystko jasne. A teraz pozwolicie, że już nigdy nie wrócimy do
tego tematu.
- Malfoy, jesteś zupełnie obłąkaną,
najpodlejszą, najbardziej kłamliwą, nagą istotą – stwierdził
Harry z głębokim przekonaniem.
- Muszę iść pod prysznic! –
wykrzyknął nagle Ron.
- TY musisz iść pod prysznic? –
rzucił Draco. – Wyobraź sobie, że przez kilka tygodni całe
twoje mycie sprowadza się do wylizywania.
- Och... łeeee... –
przerażenie Seamusa sięgnęło w końcu pułapu i chłopak zaczął
emitować dźwięki nie słyszalne dla innych.
- Co się stało
z twoimi włosami? – dopytywał się Neville, który siedząc pod
łóżkiem, nie nadążał widać za rozwojem sytuacji.
Draco
zaczął podejrzewać najgorsze. Krew zastygła mu w żyłach, a na
karku poczuł krople zimnego potu.
Jego włosy! Były nie
wyszczotkowane! Bez żelu! Były zaniedbane!
Jak on wyglądał!
Stojąc przed Gryfonami!
Miał dość tego wszystkiego. To, że
był goły, to jedno. Ale to, że był tak strasznie zapuszczony, to
było zupełnie co innego!
- Idę do domu – ogłosił.
-
Och, dzięki Merlinie – powiedział Dean, urozmaicając nieco
formułkę.
- Nigdzie nie idziesz! – wrzasnął Ron.
Z
ust Seamusa wyrwał się jęk zgrozy.
- Słuchaj, nie możesz
tak... czekaj... byłeś w moim łóżku! – krzyknął Ron. – To
znaczy... ukradłeś mi szczura! Molestowałeś seksualnie!
Zhańbiłeś!
- Chciałbyś – prychnął Draco.
-
Malfoy – wtrącił ostro Harry. – Musisz to wyjaśnić. Myślę,
że jesteś nam coś winien.
Wstał. Draco mógłby mu
powiedzieć, że przybranie władczej postawy, kiedy jest się
ubranym jedynie w przymały dół od piżamy, wygląda dość
dwuznacznie, ale biorąc pod uwagę, że sam był tylko owinięty
prześcieradłem, wolał zachować milczenie.
- I dostaniecie
wszystko, na co zasługujecie – odpowiedział spokojnie. – Jutro.
Nie powinien był tego robić. Ale do diabła, był przecież
Malfoyem, nie mógł się powstrzymać.
To wszystko przez geny.
Mrugnął do Rona zalotnie.
- Do zobaczenia, kochanie.
Wychodząc z dormitorium, usłyszał zbiorowy jęk wydobywający
się z ust Gryfonów i uśmiechnął się pod nosem. Uśmiechnął
się jeszcze szerzej, kiedy dotarł do niego zalękniony głos
Longbottoma: „Poszedł sobie?”
Jego uśmiech zgasł
dopiero, gdy uświadomił sobie, że powinien był wyprosić, albo
zwinąć jakieś ubranie.
A niech to! Miał na sobie tylko
prześcieradło.
Och,
Salazarze, proszę, spraw, żebym na nikogo nie wpadł!
Pewnie
wyglądam jak ostatni błazen.
*
Hermiona sięgnęła po książkę, którą
zostawiła wcześniej w pokoju wspólnym, podniosła głowę i
zobaczyła go.
Stał u szczytu schodów, jak promień księżyca
rozjaśniając mrok nocy swą srebrzystą poświatą; niczym miecz
gwiezdny, pałający zimnym płomieniem; podobny perłowej plamie
światła. Włosy, jasne jak kędziory niewinnego dziecięcia,
kaskadą loków opadały mu na szyję oraz policzki. Wypełnione
lekkim zaskoczeniem, oczy lśniły blaskiem klejnotów, mieniących
się w bezdennej toni szarości. Wyglądał jak posąg greckiego
boga, wykuty ręką renesansowego mistrza - każdy detal jego twarzy
był idealnie ukształtowany i precyzyjnie dopracowany. Zarys szczęki
i kości policzkowych zdawał się być gładzony diamentowym
ostrzem. Formowane w ciągu wielu wieków przez pokolenia
arystokracji, nos, policzki i czoło odznaczały się tymi samymi
eleganckimi liniami, co ornamenty zdobiące najwytworniejsze siedziby
książąt.
Jego skóra miała barwę najbielszego alabastru, a
kolor ten jeszcze wyraźniej podkreślał obrys sylwetki, będący
kompozycją konturów szyi, klatki piersiowej i ramion. Stworzony z
doskonałej harmonii; kuros rzeźbiony dłutem Pigmaliona;
kwintesencja siły zamknięta w formie kruchej, niczym drogocenny
kryształ. Kunsztownie żłobione wklęsłości u podstawy długiej
szyi, cudownie wysklepione obojczyki i proste, wspaniale toczone
ramiona, były ucieleśnieniem absolutu piękna.
Śnieżna
tkanina miękko opływała krzywiznę jego bioder. Ten stój zdawał
się być stworzony tylko dla niego; podkreślał ulotność tej
magicznej chwili, migoczącej srebrnymi refleksami, niczym drżący
płomień świecy.
Zmrużyła oczy porażona tym księżycowym
światłem i skupiła wzrok, aby z tych rozmytych ekstatycznym
doznaniem estetycznym, opalizujących kawałków, złożyć obraz.
I
rozpoznała w końcu jego twarz. To był...
Draco Malfoy.
Cholera jasna!
Hermiona podskoczyła, jakby użądliła
ją sklątka.
- Malfoy!
Zszedł ze schodów,
przytrzymując prześcieradło z nonszalancką gracją młodego
imperatora.
Zaraz... Prześcieradło?!
Draco starał się
łagodnie uśmiechać, co w jego wykonaniu wyglądało bardzo, bardzo
dziwacznie.
- Hermiono...
W jego ustach brzmiało to tak
nienaturalnie, że Hermiona musiała pomyśleć dobrych kilka minut,
zanim zdała sobie sprawę, że to, co przed chwilą usłyszała, to
jej imię, i że zwracano się właśnie do niej.
- Co ty tu
robisz? Co to ma znaczyć? Dlaczego wychodzisz z ... sypialni
chłopców... w gryfońskim prześcieradle? Po co tam poszedłeś?
Nie, nie odpowiadaj... Malfoy, nie było cię ponad miesiąc! Wszyscy
myśleli, że zaginąłeś!
Malfoy bezradnie wzruszył
ramionami.
- Hm... Słuchaj, jest coś, o czym muszę...
-
Brałeś coś? – spytała ostro Hermiona. – Rzucałeś urok na
Harry`ego? Stosowałeś Niewybaczalne? Masz... romans... z Nevillem
Longbottomem?
Malfoy prawie wyskoczył z prześcieradła.
-
Ej, ej, to niewybaczalne insynuacje! Stać mnie na coś lepszego niż
Longbottom! – był wyraźnie zdegustowany. – Mam nadzieję, że
mógłbym liczyć przynajmniej na Deana Thomasa.
- Czy to było
wyznanie?
- Eeeeeeej! – Malfoy zaczął głęboko oddychać,
żeby się uspokoić. – Absolutnie nie! Co ty? Czytasz pornosy
ukryte w okładce Historii Hogwartu? Bo jak na taką zdeklarowaną
kujonkę, to masz bardzo lubieżne myśli. Najpierw fascynacja
profesorem Lok-lordem, a teraz...
Hermiona zakryła usta
dłonią.
- Wiedziałam, że powiesz coś ohydnego, Malfoy.
-
Cieszę się, że cię nie rozczarowałem.
- Ale... zaraz...
Skąd wiesz, że czytałam Historię Hogwartu?
Malfoy zrobił
przebiegłą minę. Hermiona była zadowolona, widząc ten tak
normalny, znajomy wyraz twarzy.
- Hmmm... a jest ktoś, kto jej
nie czytał?
- Cóż Malfoy, nie sądziłam, że potrafisz
czytać.
- Hej, nie wszystkie moje oceny są wynikiem
czarowania nauczycieli moimi pięknymi oczami – szydził. – Nie
mam tyle czasu. Jeśli zaś chodzi o Flitwicka... to nie mam tyle
samozaparcia.
Hermiona nigdy nie zwracała uwagi jak Malfoy
radzi sobie w szkole. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę wiedzę, którą
wykazywał się na eliksirach i numerologii... poza tym, wcale nie
była tym zainteresowana.
Potem, niczym pokaz sztucznych ogni
Filibustera, błysnęła jej w głowie myśl. Natychmiast musiała
coś wyjaśnić.
- A tak w ogóle skąd wiesz, że podobał mi
się Profesor Lockhart? Nie żeby to była prawda, oczywiście –
dodała szybko. – I nadal nie wytłumaczyłeś swojego zniknięcia
i tego... stroju...
- Eeee... umm... a jest ktoś, komu nie
podobał się profesor Lockhart?
- Co ty masz z tym kimś?
I dlaczego właśnie wychodziłeś z sypialni chłopców? Zaczynam
dochodzić...
Tak naprawdę, Hermionie zaczynało to sprawiać
coraz większą przyjemność. Drażnienie chłopców wychodziło jej
zupełnie nieźle, a przyciśnięty do muru Malfoy zaczynał się
miotać jak Ron, który nie chciał przyznać, że nie odrobił
lekcji.
Nagle Draco Malfoy przypomniał sobie, że w końcu
jest Draco Malfoyem.
- Bardzo chciałbym postać sobie tutaj i
przegadać całą noc – zaironizował. – Ale to prześcieradło
bardzo mnie drażni. Na dodatek drżę na samą myśl o tym, co
mogłaby sobie wyobrazić Profesor Obrończyni-Cnoty-Niewieściej
McGonnagal, gdyby wpadła tu i zastała nas w takich strojach. Wiesz,
co to by oznaczało dla mojej reputacji?
W tym momencie
Hermiona zdała sobie sprawę, że ubrana jest w koszulę nocną, a
biorąc pod uwagę to, że on był owinięty tylko prześcieradłem,
sytuacja wyglądała dość dwuznacznie.
Och Merlinie, spraw,
żebym się nie zaczerwieniła.
Rozpaczliwie usiłowała
odzyskać równowagę, wyglądać choć w części tak statecznie jak
Malfoy, który wydawał się absolutnie niewzruszony faktem, że
okryty jest jedynie kawałkiem pościeli. Malfoy potrafiłby stać
pewnie i z niezachwianym spokojem przeklinać szaleńca, nawet jeśli
ten zamieniłby go we fretkę i podrzucał nim po całym pokoju.
Czasami nie można było go nie podziwiać... głupi pacan.
-
Oczywiście – ciągnął Malfoy, a jego głos zmienił się w syk –
jeśli miałbym wybierać między plotkami o nas, a pogłoskami o
mnie i Longbotomie...
Zaczął powoli iść w jej kierunku.
Hermiona zastygła, zmrożona lodowatym tonem jego głosu i spłonęła
rumieńcem, gdy jego oczy objęły ją gorącym spojrzeniem.
Przez
moment był tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, aby
dotknąć jego nagiej piersi.
Oczywiście, nie miała zamiaru
robić nic w tym rodzaju.
- Malfoy, co ty robisz? –
wykrztusiła.
Uśmiechnął się do niej, w ten
charakterystyczny dla Malfoya sposób.
- Jeszcze nic. Ale
poczekaj chwilę.
- Uh... Malfoy, czy wspominałam już, że
jesteś odrażający?
- To dlatego masz takie problemy z
oddychaniem?
Cholera.
- No, Hermiona... – zaczął
Malfoy miękko – A gdzie twoja gryfońska chęć niesienia pomocy?
Nie chcesz chyba, żeby przypadkowe nadszarpnięcie cnoty Longbottoma
zszargało moją opinię?
Przysunął się bliżej.
Hermiona
wpadła w panikę i odepchnęła go. Oczywiście, nie dało się tego
zrobić bez dotknięcia jego nagiego ciała. To był zdecydowanie
bliższy kontakt fizyczny, niż kiedykolwiek chciała mieć z
Malfoyem.
Nawiedziły ją też jakieś dziwne, niepokojące
myśli o prężących się pod miękką skórą mięśniach,
delikatnych dłoniach i niewątpliwie jedwabistych włosach, które
opadały na czyjeś oczy, ale Hermiona złożyła je na karb szoku,
wynikłego z całej tej obleśnej sytuacji.
Malfoy uniósł
ręce w geście niewinności, który w jego wykonaniu był równie
absurdalny jak pociągający.
- Wynoś się! – syknęła
Hermiona rozpaczliwie.
Wzruszył ramionami, wywołując tym
samym denerwującą grę mięśni pod skórą.
- Jak sobie
życzysz – powiedział i opuścił pokój.
W chwilę po jego
wyjściu, Hermiona zorientowała się, że nie odpowiedział na żadne
istotne pytanie, które mu zadała.
Cholera. Cholera. Cholera.
*
Taaak, stwierdził Draco, wszystko poszło
idealnie.
Jeśli planowałby najgorszy idiotyzm na całym
świecie...
Akurat kiedy znów go zobaczyła, był ubrany w
prześcieradło.
Prześcieradło!
Nadal nie mógł w to
uwierzyć. Powinien właściwie cieszyć się, że nie padła i nie
zaczęła tarzać się ze śmiechu. I co go napadło, żeby
przystawiać się do tej gryfońskiej, cnotliwej dziewczyny w
skromnej koszulce nocnej... Nie dotknąłby jej nawet...
Po
prostu starał się odwieść ją od zadawania niewygodnych pytań i
poniosło go.
Och Salazarze, pomyślał. Nie zniosę już
więcej żadnej żenującej sytuacji. Pozwól mi tylko dojść do
mojego rozkosznie wygodnego łóżka. Resztą zajmę się jutro.
-
Blaise Zabini to brzydal – wyszeptał i przejście się otworzyło.
Z ust Malcolma Baddocka wyrwał się niecenzuralny okrzyk.
Draco przeklął Murphy`ego i wszystkich Ślizgonów, włącznie
z profesorem Snape`em w puszystych bamboszach (ich widok nieco
osłodził Draco tę chwilę), którzy nagle pojawili się przy
wejściu.
I gapili się. Gapili...
Niektóre dziewczęta
wpatrywały się w Draco w sposób, który wzbudził nim
zaniepokojenie.
Blaise Zabini tak intensywnie wlepiał wzrok w
węzeł przytrzymujący jego prześcieradło, że Draco wpadł w
panikę.
Pansy Parkinson rzuciła się na niego, sprawiając,
że Draco poczuł się niczym ofiara gwałtu.
- Och, Draco! –
wykrzyknęła. – Och Merlinie, tak bardzo się o ciebie
martwiliśmy!
- Eee... to miło... uważaj na prześcieradło...
Zarzucili go pytaniami i przyglądali mu się z wielkim
zainteresowaniem.
- Gdzie byłeś? – niecierpliwie dopytywała
się Pansy.
- Co robiłeś? – zapytał Goyle.
- Co się
z tobą działo? – chciał wiedzieć Snape.
- Czy to
prześcieradło z Gryffindoru? – Blaise był zdecydowanie zbyt
spostrzegawczy.
Draco popatrzył na otaczające go zmartwione,
pytające, zaciekawione twarze i zdusił w sobie pragnienie
natychmiastowej ucieczki.
- Wszystko wam wyjaśnię –
obiecał.
Nastąpiła chwila wyczekującego milczenia.
-
Rano – dodał i w prawdziwie Malfoyowym stylu wymknął się,
pozostawiając za sobą zdumionych Ślizgonów.
Rozdział
ósmy
„Draco
Malfoy: Powrót”
Drogi
ojcze,
Ponieważ przerażony moim zniknięciem
niewątpliwie szalałeś ze zmartwienia, profesor Dumbledore
zasugerował, abym napisał ten list i poinformował Cię, że jestem
cały i zdrowy. Rozumiem, że tylko nawał spraw życia i śmierci,
takich jak uczestniczenie w spotkaniach śmierciożerców i bywanie
na przyjęciach, uniemożliwiły ci wzięcie czynnego udziału w
poszukiwaniach mojej osoby. Oczywiście, jako Twój syn i dobry
Malfoy, nigdy nie śmiałbym podważać słuszności twoich decyzji w
tej, ani w żadnej innej kwestii.
Przez pewien czas
znajdowałem się pod wpływem zaklęcia. Teraz, gdy zostałem spod
niego uwolniony, koncentruję się na gorliwym poszukiwaniu jego
sprawcy. Byłem ofiarą okrutnych tortur, ale zniosłem je godnie,
jak na Malfoya przystało. Nie wątpię, iż byłbyś ze mnie dumny,
wiedząc przez co przeszedłem i co byłem zmuszony robić.
Przekaż,
proszę, moje gorące pozdrowienia Czarnemu Panu, a także
matce.
Twój syn
Draco Malfoy
P.S.
Cała szkoła aż huczy od plotek o moim skandalicznym romansie z
Ronem Weasleyem.
Miłego dnia.
Draco
odchylił się na krześle i przez chwilę podziwiał swoje dzieło.
Wiadomość była wystarczająco czytelna i wyrażona pięknymi
słowami.
Oczywiście, mógł wysłać treściwego – “Pieprzę
cię, ojcze!”
– wyjca, ale uznał, że byłoby to nietaktowne.
Nagle ożyły
w nim wydarzenia dzisiejszego poranka.
Wyrwano go ze snu
o szóstej rano, a następnie zawleczono – kopiącego,
przeklinającego i mamroczącego niezliczone uwagi, że seksualna
deprawacja ma wpływ na zły nastrój o poranku – do gabinetu
Dumbledore’a.
Profesor McGonagall była strasznie
sfatygowana, gdy w końcu zostawiła go w pokoju dyrektora.
Dumbledore spojrzał na Draco i spokojnie zapytał:
- Jak
wyjaśnisz swoją przedłużającą się nieobecność?
Draco
milczał przez chwilę, targany wątpliwościami, które z możliwych
wyjaśnień powinien przedstawić. Część jego duszy wyła, aby
powiedzieć Dumbledore’owi, że został porwany, związany i
zmuszony seksualnego niewolnictwa. Inna dyskretnie sugerowała, że
powinien opowiedzieć jak przechodził śmierciożerczą inicjację i
jak został naznaczony mrocznym znakiem w miejscu, o którym głośno
się nie wspomina.
Mała cząstka jego jestestwa chciała
wyznać, że był zajęty ocalaniem świata w iście
Harro-Potterowskim stylu, ponieważ poczuł nagle, że jego
obowiązkiem jest chronić niewinnych. Potem mógłby patrzeć jak
staruszek umiera na serce.
Ostatecznie zrobił coś, co na
wieki wieków okryło hańbą imię Malfoyów.
Powiedział całą
prawdę.
- Byłem szczurem – wyznał.
Widok miny
Dumbledore’a był czymś, co Draco postanowił przechowywać w
pamięci niczym największy skarb.
A Gryfoni byli przekonani o
jego nieomylności... pomimo, że do jego świętych zwyczajów
należało opuszczanie swoich uczniów w największej potrzebie i
zatrudnianie kolegów Voldemorta w charakterze nauczycieli.
Draco
opowiadał długo, z detalami, ilustrując wszystko bardzo wymownymi
gestami.
Nie, nie ma pojęcia, kto mu to zrobił. Nie, nie wie
w jaki sposób ktoś doprawił Eliksir Wielosokowy, żeby zmienić
jego działanie. Nie, naprawdę nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego
tańczył.
Tak, bardzo stara się mówić tonem skrzywdzonego
dziecka.
Draco nie miał pojęcia dlaczego opowiada o tym
wszystkim akurat dyrektorowi. Przecież nigdy nie lubił tego
człowieka – podobnie jak Dumbledore nie lubił Draco, odkąd miał
z nim pierwszy kontakt. Ale... nie było nikogo innego, komu mógłby
o tym wszystkim powiedzieć.
Jedynym pocieszeniem było to, że
Dumbledore podczas całej rozmowy marszczył brwi, widząc jego
typowo Malfoyowate zachowanie.
- Jak sądzę, panie Malfoy, za
to wszystko obwinia pan Gryfonów? Może pan Weasley majstrował coś
przy eliksirze? – podsumował dyrektor.
Draco potrząsnął
głową.
- Na sto cholernych procent - nie!
- Och?
-
Żadne z nich nie miało z tym nic wspólnego!
- Naprawdę?
Draco spojrzał na Dumbledore’a. Oczy starego człowieka były
szeroko otwarte i wypełnione czystą niewinnością.
Draco
nagle zaczął podejrzewać, że ktoś tu go nabiera.
Skrzywił
usta w drwiącym uśmiechu.
- Czy naprawdę sądzi pan, że
Weasley jest na tyle inteligentny, żeby udało mu się zrobić
cokolwiek z eliksirem?
Dumbledore wstał z błogim uśmiechem
na obliczu.
- Panie Malfoy, rozmowa z panem była prawdziwą
przyjemnością. Jeśli kiedykolwiek poczuje pan potrzebę spotkania
się ze mną, proszę się nie krępować. Czy wspominałem już, że
przypomina mi pan jednego z moich dawnych uczniów?
- Och,
jakie to wzruszające – zadrwił Draco. – Pewnie zreformowanego
śmierciożercę, profesora Snape’a? Rany, cóż za zaszczyt. Już
widzę wszystkie błędy swojej młodości. Będzie pan moim nowym
mistrzem?
Zawiesił na moment głos.
- A mojej higienie
osobistej nic nie można zarzucić, wielkie dzięki – prychnął.
- Myślałem raczej o panu Blacku – odparł Dumbledore.
-
Och... Co?! Przypominam panu tego mordercę? Nie powinien pan ten
sposób mówić do uczniów! To niezbyt budujące. “Widzę, przed
panem wspaniałą przyszłość, panie Malfoy – w Azkabanie!”
Jakież to typowe dla prawych ludzi. Trochę oszukuję w quidditchu i
od razu wszyscy wytykają mnie pacami szepcząc “Oszust, zakała
Hogwartu, nałogowy śmiercioholik!”, a ja tylko...
...stoję
tutaj...
...wrzeszczę na dyrektora i wygrażam mu
pięściami...
...i jestem na najlepszej drodze do wydalenia ze
szkoły.
- Eeee... najmocniej pana przepraszam, dyrektorze. Ta cała
szczurza sprawa była... dla mnie traumatycznym przeżyciem. Po
prostu, ech... po prostu zapomnijmy o tym, dobrze? Eeee...
Draco
puścił Dumbledore’a i ostrożnie wygładził zmięty przód jego
szaty.
Dyrektor wyciągnął do niego rękę.
- Jak już
mówiłem, rozmowa z panem była prawdziwą przyjemnością, panie
Malfoy.
Ten akt pokory nie poprawił nastroju Draco. Spojrzał
na wyciągniętą rękę i wymownie skrzyżował ręce na piersiach.
Zmierzył Dumbledore’a zimnym spojrzeniem.
Mężczyzna
nadal się uśmiechał!
Draco odwrócił się i wyszedł.
W
chwilę później drzwi otworzyły się ponownie i pojawiła się w
nich zmierzwiona blond czupryna.
- I widziałem zdjęcie Blacka
i jego koszmarnych włosów – dodał Draco. – Ty draniu!
Kiedy
usłyszał, że Dumbledore się śmieje, z całej siły trzasnął
drzwiami.
Draco miał ochotę trzasnąć kolejnymi
drzwiami, kiedy oddawał list swojemu puchaczowi, Burkowi. (Kiedyś
usłyszał jak ktoś krzyczał „Bierz ich Burek, zabij!” i bardzo
mu się to spodobało.)
W tym momencie do pokoju wspólnego
weszli Crabbe i Goyle.
Draco spojrzał na nich i wyszczerzył
zęby w szerokim, radosnym uśmiechu.
- Tak się cieszę, że
was widzę – wycedził – moi drodzy przyjaciele.
Crabbe i
Goyle zgłupieli.
Ale nikt nie był na tyle głupi, żeby,
widząc Malfoya w tym szczególnym
„odkryłem-nowe-sposoby-straszliwych-tortur” nastroju, nie poczuć
nieodpartej chęci znalezienia się w innej galaktyce.
Draco
wstał, objął ich za szyje i zaczął ciągnąć w stronę
dormitorium.
Ściskał ich przy tym bardzo czule i po
przyjacielsku, co spowodowało, że twarze obu chłopców przybrały
barwę fioletową, a z ust zaczął dobywać się charkot.
-
Chodźcie, usiądziemy sobie razem i przeprowadzimy męską rozmowę
na temat znęcania się nad zwierzętami – kusił, a jego oblicze
jaśniało najbardziej niewinnym i najczarowniejszym uśmiechem,
nadającym mu wygląd szatańskiego ministranta.
Zawlókł ich
do sypialni i zamknął za sobą drzwi.
Bierz ich Puszek,
zabij!
Jego uśmiech był słodki i zabójczy jak trucizna.
-
Pogawędźmy sobie.
*
- Ciiiicho, Ron –
uspokajała chłopca Hermiona. – Wiem że to było okropne, ale
zjedz sobie pysznego tościka i nie myśl już o tym. Ten zły
człowiek cię tu nie dosięgnie.
Ron ostrożnie podniósł
ukrytą w ramionach głowę.
Draco Malfoy przechylił się
pomiędzy Lavender i Parvati, żeby sięgnąć do stołu Gryffindoru.
Głowa Rona opadła na blat.
- Okłamałaś mnie –
oświadczył stłumionym głosem, patrząc z wyrzutem na Hermionę.
- Malfoy! – syknęła oburzona. – Idź stąd!
Draco
uśmiechnął się do niej anielsko.
- Przyszedłem tylko po
swoją kawę.
- Twoją... czy zdajesz sobie sprawę, że Seamus
Finnigan jest na środkach uspokajających? – zapytała tonem
oskarżenia.
Malfoy roześmiał się perliście i beztrosko.
Lavender i Parvati westchnęły chóralnie.
- Nie? Poważnie?
Hermiona była już przyzwyczajona do widoku cherubinowych
loków Malfoya i dokładnie wiedziała jak bardzo ten śliczny
chłopiec potrafi być wredny. Prychnęła tylko i odwróciła wzrok.
Kiedy Malfoy zabrał ze stołu kawę, Ron zerwał się z
krzesła i złapał go za szatę.
Draco spojrzał na niego z
lekkim zdziwieniem i pogardą.
- Tak?
- Czy nie
powinieneś mi czegoś wyjaśnić? – warknął Ron.
Jedna z
jasnych brwi uniosła się ku górze.
- Cóż, faktycznie.
Kiedy mówiłem, że będę cię traktował z atencją również
rano, kłamałem.
Połowa Gryfonów zaczęła się krztusić.
Hermiona chwyciła Rona za ramię.
- Nie zabijaj go...
-
Jestem taki wzruszony. Nie sądziłem, że ci na mnie zależy.
-
...bo cię wywalą ze szkoły – dokończyła nieporuszona Hermiona.
- Żądam wyjaśnień – denerwował się Ron. – Przecież
po coś tu przyszedłeś...
Malfoy z łatwością uwolnił się
od Rona.
- Tylko po to – odparł unosząc filiżankę z kawą
i... ups! cóż za niezręczność... strategicznie wychlapał kilka
gorących kropli napoju. Czule poklepał Rona po twarzy. – I żeby
się z tobą przywitać, kochanie.
Hermiona zawisła całym
ciężarem na ramieniu Rona.
Malfoy odwrócił się, nadal
głośno się śmiejąc.
I stanął twarzą w twarz z Ginny i
Harrym, którzy właśnie weszli do Wielkiej Sali.
Oczy
Harry’ego zabłysły i przyjął postawę bojową – bohater,
gotowy na walkę ze złem.
W oczach Malfoya zamigotały
złośliwe iskierki.
- Och, zakochane gołąbeczki –
zagruchał. – Powiedz Harry, zacząłeś już pisać swoją
walentynkę? Co powiesz na „Jej oczy są brązowe jak peklowana
ropucha nie pierwszej świeżości”?
Twarze Ginny i Harry’ego
zgodnie przybrały szkarłatny odcień.
Chwileczkę, pomyślała
Hermiona. Od kiedy to Malfoy mówi Harry’emu po imieniu?
Rozbawiony Malfoy odpłynął w kierunku swojego stołu, gdzie
Ślizgoni powitali go jak bohatera.
Książę Slytherinu
powrócił.
Jednak było coś co... zastanawiało Hermionę.
Tak, nadal był Malfoyem, nadal był denerwująco złośliwym,
złotoustym, hardym nicponiem, który przechadzał się jak paw,
przekonany, że cały świat należy do niego. Nadal był irytującym
dupkiem, o języku ostrym jak maczeta.
Ale... czegoś w tym
wszystkim brakowało.
Jakby... złej woli.
Malfoy śmiał
się z czegoś przy swoim stole i Hermiona rozpoznała w tym śmiechu
czyste rozbawienie, żartobliwy ton, coś takiego, co usłyszała w
nim przed chwilą.
Zupełnie, jakby nadal prowadził jakąś
grę.
Pytanie brzmiało: jaką grę?
Jej spojrzenie
napotkało jego chłodne, szare oczy. Malfoy mrugnął do niej
porozumiewawczo.
Bezczelny hultaj.
*
Tego
wieczoru, przy kolacji, Dumbledore wstał od stołu i ogłosił, co
przydarzyło się Draco Malfoyowi.
- Pan Malfoy – oznajmił –
znajdował się pod wpływem zaklęcia. To oburzający akt agresji i
godne potępienia usiłowanie przejęcia kontroli nad niewinnym
dzieckiem.
Wszystkie oczy zwróciły się na niewinne dziecko,
które aktualnie obejmowało jedną ręką Pansy Parkinson, drugą
Blaise Zabiniego i miało minę, jakby właśnie odkryło sposób w
jaki został popełniony grzech pierworodny i zamierzało go z
rozkoszą popełnić kolejny raz.
Hermiona była przekonana, że
zrobił to specjalnie.
- To gorszący delikt użycia czarnej
magii – kontynuował Dumbledore – i jego sprawca musi zostać
ukarany. Nie pozwolę na takie ataki w mojej szkole. Nie dopuszczę
do tego, aby ktokolwiek tutaj nastawał na życie innej osoby. Jeśli
ktoś posiada informacje, mogące pomóc w rozwiązaniu tej sprawy,
powinien się przyznać, albo stanie się współwinnym
niewybaczalnego przestępstwa.
Kiedy wszyscy spoważnieli,
uśmiechnął się i wyciągnął z zanadrza zwinięty pergamin.
-
Pan Malfoy zwrócił się do mnie z prośbą, abym przeczytał ten
list, który jest eee... wyrazem jego uczuć. Jest adresowany do jego
napastnika. Brzmi następująco:
„Pożałujesz,
że się w ogóle urodziłeś. Dopadnę cię i wypruję ci flaki, a
potem owinę je wokół drzewa tak, że w końcu pękną jak cienka
nitka. Urwę ci przyrodzenie, usmażę na wolnym ogniu, a następnie
każę ci je zjeść z dodatkiem ostrego sosu. Rozszarpię cię atom
po atomie i nagram twoje wrzaski, aby odtworzyć je potem twoim
rodzicom, a na koniec namówię Blaise Zabiniego, żeby rozpuścił o
tobie obsceniczne plotki. Nie będę miał litości, tak jak ty nie
będziesz miał przede mną ucieczki. Lepiej od razu wypraw sobie
pogrzeb - oszczędzisz wszystkim czasu i kłopotu. Dziękuję za
uwagę.”
Hermiona rozejrzała się wokół. Na wszystkich twarzach
malował się zachwyt lub przerażenie.
Nikt nie mógł
pozostawać obojętny na wielki styl Draco Malfoya. Wiedziała o tym
bardzo dobrze. Harry usiłował ignorować go przez kilka lat - bez
powodzenia. Draco nie mógł grać drugich skrzypiec, nie dawał
obsadzać się w drugoplanowych rolach.
W całym Hogwarcie nie
było osoby, która by go nie znała. Pierwszoroczni pytali kim jest,
niemal zaraz przybyciu do szkoły. Każdy był w stanie dać im
odpowiedź i nigdy nie było to rzucone obojętnym głosem imię i
nazwisko. Nieważne, czy mówili „To Draco Malfoy, kompletny
palant” czy „To Draco Malfoy. Czyż nie jest wspaniały?” -
obie reakcje w pełni oddawały sprawiedliwość jego nieprzeciętnemu
charakterowi.
Hermiona zawsze uważała, że jest strasznie
denerwujący. Jednak nagle zdała sobie sprawę, że na całej Sali
nie ma osoby podobnej do niego, tak jak on nie był podobny do nikogo
z obecnych.
Oczywiście, pomyślała, Hitler też był
nieprzeciętny i miał silną osobowość.
Wyjątkowość
Malfoya nie oznaczała, że nie był czarnym charakterem.
- Pan
Malfoy – dodał Dumbledore, a jego oczy jak zwykle zamigotały tak,
jakby wiedział o czymś, o czym inni nie mieli pojęcia – prosił
także, żebym w jego imieniu podziękował Gryfonom, którzy
traktowali go niezwykle dobrze, gdy pozostawał wśród nich.
Przy
stole Gryfonów zapanował straszny chaos.
Harry i Ginny
zaczęli głośno pytać, co to mogło oznaczać. Dean w ostatniej
chwili zapobiegł straszliwej zbrodni, powstrzymując Rona przed
rzuceniem się w kierunku stołu Slytherinu. Lavender i Parvati
chichotały histerycznie. Neville zanurkował pod stół,
najwyraźniej przekonany, że to zapowiedź kolejnego diabolicznego
planu Malfoya.
Hermiona milczała, stojąc nieruchomo pomiędzy
rozhisteryzowanymi Gryfonami i patrzyła na stół Ślizgonów.
Wszyscy, oprócz Malfoya, wrzeszczeli.
Siedział tam,
spokojny; z rękami skrzyżowanymi na piersiach i z wysoko uniesioną
głową; przyglądając się zamieszaniu, którego był sprawcą,
zuchwale i z rozbawioną miną; gotów stawić czoła całemu światu.
Uczniowie powoli uspokajali się, aż w końcu oczy wszystkich
zwróciły się na niego.
Malfoy wstał i skłonił się wokół.
Ogarnął wzrokiem zdumione twarze, a wyglądał przy tym,
jakby ledwo powstrzymywał się od głośnego śmiechu. Zamiast tego
jednak obdarzył wszystkich typowym dla niego, drwiącym uśmiechem i
opuścił salę.
Należało się nad tym poważnie zastanowić.
*
Sensacyjne przemówienie Dumbledore’a
wywołało w wieży Gryffindoru ogromne zamieszanie. Następnego
dnia, Hermiona z utęsknieniem czekała na rozpoczęcie lekcji
numerologii, na której nie było innych Gryfonów. Gdyby usłyszała
jeszcze jedną wariację na temat Malfoya, której motywem przewodnim
była fraza „Jak-ja-nienawidzę-tego-dupka”, prawdopodobnie
zaczęłaby krzyczeć.
Oczywiście, Malfoy także chodził na
numerologię. Zawsze jednak zajmował miejsce z dala od niej, tak, że
rozdzielało ich morze głów Krukonów i przeważnie ograniczał się
do pyskówek na poważne tematy, ściśle związane z przedmiotem
zajęć.
Hermiona miała nadzieję, że w klasie się
zrelaksuje.
Z całą pewnością, nie spodziewała się tego...
Draco Malfoy zdążył rozłożyć już swoje notatki i
siedział teraz w ławce, opierając swoją jasną głowę na książce
do numerologii.
Draco Malfoy siedział w JEJ ławce!
Rozpierał
się tak, jakby to była rzecz najnormalniejsza w świecie; jakby
miał do tego pełne prawo, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że
to JEJ ławka!
Rozpromienił się na widok Hermiony.
-
Cześć – odezwał się. – Pomyślałem, że razem będzie nam
raźniej.
- Nie jestem głupia, Malfoy – powiedziała
powściągliwie, kładąc książki na blacie. – Wytłumacz mi, co
tutaj robisz, a potem znikaj.
Spojrzał na nią. Jego szare
oczy srebrzyły się i lśniły niczym zwierciadła, które odbijały
udoskonalony obraz jej samej. Obraz, jaki Lustro Ain Eingarp
pokazałoby komuś, dla kogo najważniejszą w świecie rzeczą jest
uroda.
- Próbuję zwrócić twoją uwagę - wyjaśnił
spokojnie.
Hermiona stała i gapiła się na niego, dopóki do
sali nie weszła profesor Vector. Wtedy błyskawicznie wślizgnęła
się swoje miejsce.
Zaraz potem uświadomiła sobie, że siedzi
w ławce z Malfoyem.
Do jasnej, ciężkiej cholery.
- No
to ci się udało – syknęła. – Zawsze udaje ci się to udaje,
prawda? Tak samo, jak na trzecim roku, gdy uderzyłam cię w twarz...
tego właśnie chcesz?
- Na wrota Azkabanu, Granger, ty
bestyjko – wymruczał Malfoy.
Hermiona starała się swoim
wybuchem wściekłości nie przeszkadzać innym.
Zniżyła głos
i siliła się na spokój.
- Malfoy. Czego ty właściwie
chcesz?
- Och, no wiesz. Wody kolońskiej o zapachu
skoncentrowanych męskich feromonów. Imperium, którym mógłbym
władać. Haremu pełnego najpiękniejszych kobiet Wschodu – na
moment zawiesił glos i uśmiechnął się. – A, i pokoju na
świecie.
- Pytałam poważnie!
- Proszę o spokój,
panno Granger – zwróciła jej uwagę profesor Vector. – Możecie
sobie z panem Malfoyem szeptać czułe słówka po mojej lekcji.
Hermiona spurpurowiała. Malfoy przybrał minę niewiniątka i
zagłębił się w książce.
I to, ku oburzeniu Hermiony, było
wszytko. Malfoy nie starał się już jej denerwować, ani rozmawiać
z nią – co właściwe wychodziło na to samo. Wyglądał na
kompletnie zaabsorbowanego numerologią.
A jego twarz jaśniała
zadowoleniem. Zbyt mocno.
Przyciągał uwagę, jak pojedynczy
punkt, błyszczący na horyzoncie. Hermiona próbowała skupić się
na Wzywaniu Wyników, ale jego wcale-nie-aż-tak-przystojna twarz, o
zdecydowanie zbyt jasnej cerze tak ją dekoncentrowała, że w końcu
zupełnie się pogubiła, a Wyniki zaczęły jej tańczyć przed
oczami.
Jedyną rzeczą, która rozpraszała Draco, był
pojedynczy kosmyk jasnych, lśniących włosów, który ciągle
opadał mu na oczy. Za każdym razem odgarniał go coraz bardziej
niecierpliwym ruchem.
Pod koniec tej najgorszej lekcji
numerologii wszech czasów, wstał i natychmiast, chyba po raz
tysięczny, musiał odsunąć irytujący pukiel włosów.
Przewrócił
oczami.
- Muszę je obciąć. To beznadziejne.
- Och, i
znowu będziesz nakładał tonę żelu? To dopiero beznadziejne –
prychnęła Hermiona. - Tak jest o wiele lepiej.
Powinna była
sobie odgryźć język.
Malfoy uniósł brwi.
- Będę
miał to na uwadze, Granger. Czuję się mile połechtany.
Uśmiechnął się znowu, a Hermiona poczuła nieodparte
pragnienie, żeby go trzepnąć.
Powoli odwrócił się i
odszedł.
Hermiona zapragnęła nagle poszukać jakiegoś
Gryfona i w końcu normalnie porozmawiać.
Jak ja nienawidzę
tego dupka.
*
Draco usłyszał kiedyś, że w
każdym człowieku toczy się wewnętrzna walka pomiędzy jego Dobrą
i Złą stroną.
Przyjrzał się temu zagadnieniu ze wszystkich
stron i doszedł do wniosku, że istotą sprawy jest stopniowanie
opisowe. Na przykład, w przypadku Harry’ego Pottera walczącymi
stronami były Dobry-Harry i
Czasem-Nachodzi-Mnie-Ochota-Zwinięcia-Ciasteczka-Harry.
Draco
nazwał swoje Zły-Draco i Straszny-Sukinsyn-Draco.
Zwykle
działali wspólnie i zawsze sprzymierzali się przeciw innym.
Teraz
był trochę skłócony ze sobą i z nimi. Przypuszczał, że to
wszystko przez zły wpływ Gryfonów.
Nie pozwolił Złemu-Draco
zabawiać się z nieodpowiednimi dziećmi.
Przestał też
wypowiadać na głos jego myśli.
- Cześć Draco –
zagruchała Pansy, gdy przechodził przez pokój wspólny.
-
Odczep się, nie podobasz mi się.
No dobrze, dobrze, w każdym
razie, czasem
pomijał je milczeniem. Ale jednak.
Draco zamknął się w
swojej łazience i otworzył swój sekretny schowek. Wypadająca z
niego lawina produktów do pielęgnacji włosów niemal go zabiła.
Draco przysiadł na umywalce i spojrzał na otaczające go
morze butelek.
–
Cóż za człowiek posiada taką masę produktów do pielęgnacji
włosów, że jej ciężar przekracza wagę jego ciała?
– zapytał Zły-Draco.
–
Taki, który dba o siebie. Poza tym, spójrz na efekty!
- pospieszył z odpowiedzią Staszny-Sukinsyn-Draco.
Tak,
ale...
Czy warto było się tak starać przez cały ten czas?
Owszem, jego włosy lekko, leciutko kręciły się na końcach. I co
z tego? Czy ktokolwiek zwracał na to uwagę?
”Tak
jest o wiele lepiej...”
Draco, ty beznadziejny idioto, co ty, do jasnej cholery,
wyprawiasz z tą dziewczyną?
Draco obrócił się i stanął
oko w oko z lustrem.
- Cześć przystojniaku, tęskniłem za
tobą – powiedziało zwierciadło.
Draco był już znużony
tym całym melodramatem. No, pięcioma minutami tego melodramatu.
Ślizgoni zdecydowanie preferowali skomplikowaną intrygę i
podstępne działanie.
Jak wiadomo, Gryfoni woleli czystą
akcję.
Nie, żeby właśnie tak chciał się zachowywać,
ale...
W tym momencie mogłoby to przynieść choć małą,
niewielką ulgę.
Draco zważył butelkę w dłoni.
A
potem zaczął rzucać.
Ciskał butelkę za butelką na
dziedziniec pod oknem; miotał nimi z dziką pasją, a potem z
satysfakcją przysłuchiwał się odgłosom rozbijającego się o
kamień szkła.
Nagle usłyszał głośny skrzek i zaraz potem
lament Argusa Filcha:
- Ktoś rzucił czymś w mojego kota!
Draco rzucił się na podłogę.
Do łazienki wszedł
zdezorientowany Crabbe. Draco wskazał na okno.
Crabbe podszedł
i wychylił się.
- Ty! To ty! – zawył Filch. – Zabiję
cię za to!
Crabbe osłupiał i struchlał.
Draco,
krztusząc się ze śmiechu, wyczołgał się z łazienki.
Gdy
tylko wyprostował się i wszedł do pokoju wspólnego, znowu dopadł
go ten bezsensowny melodramatyczny nastrój.
W przeciwieństwie
do tego, w co wierzyli Gryfoni, Ślizgoni nie spędzali swojego
całego wolnego czasu na składaniu Czarnemu Panu ofiar z małych
puszystych zwierzątek. Blaise, Pansy i Goyle grali w karty.
Tak,
owszem, to był rozbierany poker. Ale jednak poker.
Ślizgoni -
Draco pochlebiał sobie, że jeśli o to chodzi, był jedynym ekstra
wyjątkiem - nie mieli serc z czystego zła. Byli zabójczo lojalni
wobec siebie. Zdawali sobie sprawę z tego, że inne Domy sprzysięgły
się przeciwko nim.
Szeptali: „mroczni czarodzieje”,
„lepszy każdy inny Dom niż Slytherin”, „banda oszustów”.
Tak, ale jednak ktoś stworzył ten dom, by stworzyć
najbardziej morderczych przyjaciół. Tiara Przydziału widocznie
zapomniała o tym wspomnieć.
Draco był usatysfakcjonowany
posiadaniem takich kolegów, a tych, z których nie był zadowolony,
wykorzystywał w inny sposób. Bardzo tęsknił za nimi wszystkimi,
gdy był w wieży Gryffindoru.
Ale...
W tych lochach było
cholernie zimno.
A bogato rzeźbione krzesła były strasznie
niewygodne.
Draco zapatrzył się w ogień.
No cóż.
Przynajmniej jestem bardzo przystojnym bohaterem tragicznym.
*
Hermiona rozejrzała się po pokoju wspólnym, wyraźnie
skonsternowana.
Gryfoni byli – nie można było w inny sposób
tego określić – przybici.
Harry i Ginny pogrążyli się
głęboko w leniwej konwersacji i rumienili się, krążąc wokół
krępujących tematów. Seamus nadal nie do końca odzyskał
równowagę i trochę niespokojnie kiwał się w tył i w przód.
Dean Thomas zabrał z pokoju swoją gitarę i przeglądał nuty
do melodii, którą kiedyś planował uświetnić następny występ
Puszka. Wyglądał na zbyt przygnębionego, żeby zagrać choć jeden
akord.
Parvati i Lavender pocieszały się pustymi kartonikami
po mleku.
Neville zrobił kawę i strapiony wpatrywał w kubek
napoju, którego nie znosił.
To chyba przez tę pogodę,
pomyślała Hermiona. Na zewnątrz jest wilgotno i mglisto,
prawdopodobnie dlatego wszyscy mają takie ponure nastroje. Pewnie
dlatego też pokój wspólny wydawał się taki... pusty,
pozbawiony... iskry życia.
Ron siedział z głową ukrytą w
ramionach.
- Może powinieneś iść do łóżka –
zasugerowała delikatnie Hermiona.
- Nie! – na twarzy Rona
widniało przerażenie. – Nigdy więcej nie położę się w tym
łóżku! To łóżko jest przeklęte, zostało skalane! To łóżko
musi zostać spalone!
- Eeee... Masz rację... - pocieszająco
położyła rękę na ramieniu Rona.
- I nie mogę sobie
poradzić z tym zadaniem z eliksirów! – krzyknął Ron. –
Dlaczego to wszystko nagle stało się takie trudne?
- Nie mam
pojęcia.
- I dlaczego wszystko jest takie nudne? –
denerwował się Ron. – Co się ze wszystkimi dzieje?
Rona
zbyt łatwo było przejrzeć. Nie mógł ukryć swoich uczuć przed
innymi, nawet jeśli ukrywał je sam przed sobą.
- Ron, tego
nikt nie wie – uspokajała go Hermiona. – To nic złego, że
tęsknisz...
- Za nim? – wrzasnął Ron, reagując zbyt
emocjonalnie jak na bezpodstawny zarzut. – Tęsknić za tym
perfidnym łotrem?! Za tym wężem w skórze szczura? Wcale za nim
nie tęsknię, ja...
Głosy wokół Rona powoli zamierały,
cisza stawała się coraz głębsza, gęstniała, aż w końcu
zapadło głuche milczenie. Zdumieni Gryfoni wpatrywali się w punkt
ponad jego ramieniem. Wszyscy czekali, co się zaraz zdarzy.
A,
faktycznie, było na co czekać.
- Powinniście częściej
zmieniać hasło – wycedził Draco Malfoy. – Bo inaczej mógłby
tu wejść jakiś perfidny łotr.
Rozdział
dziewiąty
Mój
przyjaciel Draco
Hermiona
była osobą, która każdy przedmiot studiowała bardzo szczegółowo.
Najdokładniej studiowała oczywiście księgi, ponieważ były
one tym, co kochała najbardziej.
Tylko dwóch chłopców
kochała na tyle, żeby gruntownie zgłębić tajniki ich osobowości
- Harry`ego i Rona znała już praktycznie na pamięć. Poza tym
żywiła ciepłe uczucia w stosunku do kilku innych osób - ciemne
strony ich psychiki analizowała z tą samą skrupulatnością, z
jaką wczytywała się w przypisy – taką osobą był na przykład
profesor Lupin.
Jak do tej pory znalazł się tylko jeden
człowiek, któremu przyglądała się z wielką uwagą wyłącznie
dlatego, że go nie lubiła.
Owszem, profesor Snape był
personą wyjątkowo antypatyczną, ale nie zatruwał jej życia.
Crabbe’a i Goyle’a dało się przejrzeć bardzo szybko. Byli
prości niczym książeczki dla dzieci – krótkie słowa i
nieciekawa treść.
Draco Malfoy był inny.
Gdyby był
książką, przypominałby pewnie jeden z tych potwornych
podręczników Hagrida – niemożliwy do przeczytania i często
bardzo złośliwy. Jeśli z wielkim trudem udawało się go w końcu
otworzyć i rzucić okiem do wnętrza, wydawało się ono pełne
sprośnych treści, niezrozumiałych zdań spisanych zatrutym piórem
i pozostawiało w przekonaniu, że istota rzeczy została zakodowana.
Próbowała go rozszyfrować, bo ten drań cały czas ich
prześladował. Z codziennych obserwacji wynikało, że jest próżny,
złośliwy i zdecydowanie zbyt przystojny, żeby mogło mu to wyjść
na dobre. Czytając jednak między wierszami, dowiedziała się kilku
innych rzeczy.
Ten chłopak był ekshibicjonistą.
Był
zepsuty do szpiku kości. Jeśli chciał czyjejś uwagi, po prostu
przyciągał ją przemocą. Harry nie musiał się starać o to, żeby
ludzie go dostrzegali i zawsze wprawiało go to w zakłopotanie. Ron
rozpaczliwie pragnął znaleźć się w centrum zainteresowania, ale
nie miał pojęcia jak do tego doprowadzić i jak się potem
zachować.
Draco Malfoy potrafił sprawić, że każdy go znał;
był w stanie przykuć wzrok wszystkich obecnych, a kiedy na niego
patrzyli, przyodziewał się w ich spojrzenia z nonszalancją godną
wielkiego księcia zakładającego jeden z setek swoich płaszczy.
Hermiona pamiętała, jak żywiołowo kpił z Harry`ego przy
stole Slytherinu i jak jego wystąpienie przyciągnęło uwagę
Krukonów i Puchonów. Nie mogła zapomnieć tej chwili, gdy zaczął
odczytywać artykuł Rity Skeeter i lżył Harry`ego, a na dźwięk
jego donośnego głosu obróciły się ku niemu wszystkie twarze.
Nadal rozbrzmiewał jej w głowie ten ton, którym wabił tłumy,
zawsze i wszędzie. Wiedziała, że swoją osobą Draco jest w stanie
przyćmić wszystko. Cokolwiek by nie robił – udawał, że został
śmiertelnie raniony przez hipogryfa, drwił głośno z walentynek
czy po prostu przechadzał się po szkole w ten szczególny
To-Wielki-Zaszczyt-Dla-Ziemi-Że-Kalam-Nią-Me-Stopy sposób -
skupiał na sobie całą uwagę.
Właśnie tak jak teraz, gdy
stał w pokoju wspólnym i z wyraźnym rozbawieniem przyglądał się
osłupiałym Gryfonom.
- Malfoy! – wybuchnął Ron, wychodząc
nagle ze stuporu. – Co ty tu robisz?
Ślizgon zwrócił się
do Rona.
- Cóż, miałem nadzieję, że złapię Pottera pod
prysznicem i poprzytulam się trochę do niego – ironizował. –
Mam zamiar zaliczyć po kolei wszystkich chłopców z Gryffindoru,
nie wiedziałeś?
W głębi pokoju rozległ się rumor. Kilka
osób spojrzało w tę stronę.
- Jak mogłeś, Malfoy! –
krzyknęła zrozpaczona Hermiona. – Seamus jest taki wrażliwy.
-
Och, Irlandczycy są twardzi jak skała – odparł Malfoy
lekceważąco. – Nic ich nie dobije. Poznałem paru zeszłego lata.
- Lavender! – syknęła Hermiona.
- Co? Ach... –
Lavender z trudem oderwała wzrok od Malfoya i pospieszyła na pomoc
swojemu chłopakowi.
Seamus upadł i nawet nie próbował
wstać. Leżał na podłodze popiskując słabo i bełkocząc coś
niezrozumiale.
- Więc, nie ma dzisiaj szans na Pottera? –
dopytywał się Malfoy. – Kto więc zaspokoi moje przemożne
pragnienie posiadania własnego gryfońskiego termoforu? Ostrzegam,
bez tego nie pójdę spać. Dzięki, Longbottom.
Na szczęście
dla zdrowia psychicznego wszystkich zainteresowanych, Malfoy nie
wyrażał Neville’owi swojej wdzięczności za zgłoszenie się na
ochotnika do roli termoforu.
Zaskoczony Neville spojrzał na
swoje puste ręce. Przyczyną jego zdumienia mógł być fakt, że
kawa, którą trzymał, zniknęła, lub też to, że Malfoy właśnie
mu podziękował.
Draco napił się kawy i powiódł niewinnym
spojrzeniem po twarzach otaczających go osób.
Zafascynowani
Gryfoni wpatrywali się w niego z otwartymi ustami.
Jakby był
co najmniej noworocznym pokazem sztucznych ogni Filibustera,
pomyślała Hermiona, zirytowana.
Najgorsze jednak, że cała
ta sytuacja była dużo bardziej interesująca od snucia tęsknych
wspomnień o szczurze.
Malfoy podszedł do kominka i wyciągnął
się przed nim wygodnie; zupełnie jakby był u siebie w domu.
Hermiona oczekiwała, że ktoś (khem, Ron, khem) zareaguje i wywali
(albo wykopie) go stamtąd. Widocznie jednak, jego absolutnie
bezwstydnie, bezceremonialne zachowanie spowodowało chwilowy
niedowład mięśni u większości Gryfonów.
Na dodatek
zdradziecki kot Hermiony błyskawicznie usadowił się na brzuchu
Malfoya, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć głośno jak
Hogwart Express.
Połowa dziewcząt w pokoju patrzyła na
zwierzaka z szaloną zazdrością.
- Krzywołapek! –
wrzasnęła Hermiona.
Malfoy uniósł brew.
- Masz
kłopoty z nazywaniem rzeczy po imieniu, prawda Hermiono? Biedny
kotek. Dobry kotek. Tak, jesteś ślicznym kotkiem.
I pomyśleć,
że nadszedł dzień kiedy Hermiona zobaczyła jak Malfoy pieści jej
kota!
Aczkolwiek ze sposobu, w jaki to samo zdanie wypowiedział
Harry, można by wnioskować, że chłopcy ujrzeli coś znacznie
bardziej potwornego.
- Lubię koty – mówił Malfoy łagodnym
głosem. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby był zupełnie
nieświadomy faktu, że wszyscy obecni gapią się na niego. –
Krzywołapek i ja mieliśmy okazję poznać się dość dobrze, gdy
byłem szczurem. Jest świetnym gawędziarzem. Słyszeliście o jego
nieszczęsnej pomyłce, która zdarzyła się, gdy spotkał profesor
McGonagall w jej animagicznej postaci?
W tle rozległy się
szepty i chichoty, więc Hermiona w końcu zareagowała.
-
Zmyślasz, Malfoy – prychnęła wściekle.
- Czy te oczy mogą
kłamać ? Chyba nie. Czy ja mógłbym...
Hermiona zakrztusiła
się ze złości.
- Zupełnie jak w M jak Miłość –
szepnęła nagle Lavender do Parvati. – Wiesz, wtedy jak Piotr
wrócił do domu i zastał Madzię i Kamila razem.
Podekscytowany
Malfoy chwycił krzesło i usadowił się między nimi.
-
Madzia i Kamil są razem? – zapytał. – A co z Pawłem?
-
Paweł zamieszkał w klubie, razem z Piotrkiem – odparła Parvati,
nieco zakłopotana.
- Ale Piotrek jest z Kingą! – zawołał
Malfoy, wyraźnie poruszony.
- Dziwisz się? Przecież Kinga
zdradza go z Adamem – wyjaśniła rozsądnie Parvati, z rosnącym
entuzjazmem.
- To Adam nie sypia z Olą?
- Tak, ale też
ją zdradza. A Madzia musiała wyjść za Saszę, bo chciała
studiować psychologię.
- Ach, więc to dlatego jej ojciec
znalazł u niej w pokoju męską bieliznę! A tyle się nagłowiłem,
skąd ona ma nagle tyle pieniędzy.
Kiedy Hermiona wybłagała
pozwolenie na posiadanie telewizora, żeby oglądać wiadomości ze
świata mugolskiego, nie spodziewała się, że jej koleżanki z
pokoju uzależnią się od popapranych mydlanych oper.
A już
na pewno nie podejrzewała, że uzależni się od nich Malfoy.
Wszyscy obecni obserwowali jak Malfoy z wielkim zaangażowaniem,
żywo gestykulując, dyskutuje na temat obscenicznych, wyuzdanych
związków.
Cóż, wszyscy wiedzieli, że Ślizgoni uwielbiają
tego rodzaju rzeczy.
Ron stęknął z obrzydzeniem i wrócił
do bezmyślnego gapienia się w zadanie z eliksirów.
Malfoy
niebezpiecznie przechylił się na krześle i zajrzał mu przez
ramię.
- Musisz dodać do tego skórę boomslanga – łaskawym
tonem udzielił mu wskazówki. – Inaczej umrzesz.
- Nie
potrzebuję twojej pomocy – zdenerwował się Ron.
- Owszem
Weasley, potrzebujesz jej bardzo. Jesteś żywym przykładem
słownikowej definicji wyrazu „nieporadny”.
- I przestań
mi przeszkadzać!
- Och, za nic nie chciałbym być przeszkodą
na twojej drodze szkolnych niepowodzeń.
- Zostaw Rona w
spokoju – prychnęła Hermiona, a Seamus histerycznie przytaknął
– i powiedz, co ty tu właściwie robisz?
- Twoje życzenie
jest dla mnie rozkazem, pani – odparł Malfoy. – Przyszedłem aby
się zemścić. I aby wynieść stąd tyle trofeów myśliwskich, ile
tylko zdołam.
Gryfoni osłupieli.
Draco doszedł do
wniosku, że to u nich dość częsty stan.
- Reasumując –
powiedział, wyraźnie uszczęśliwiony. – To ja byłem szczurem.
Tra la la... I kto by się tego spodziewał po małym Draco? Tak czy
inaczej, spędzałem czas w otoczeniu moich sług, haremowych
niewolników i... och, zapomniałbym... śmiertelnych wrogów. Hm...
to dość skomplikowane.
- Może Ślizgoni w końcu doszli do
wniosku, że muszą się ciebie pozbyć – zasugerowała Hermiona. –
Świetnie ich rozumiem.
Malfoy zmarszczył brwi, zastanawiając
się nad tym co powiedziała.
- Nie – powiedział pewnym
głosem. – My, Ślizgoni, jesteśmy szczerymi i prostymi ludźmi.
Po co zawracać sobie głowę transfiguracją, skoro istnieje coś
takiego jak morderstwo doskonałe?
Właściwie, im dłużej
Hermiona go słuchała, tym bardziej zaczynała jej się podobać ta
druga opcja.
Malfoy rozparł się na krześle i przeciągnął
leniwie. Wszystkie kobiety w pokoju wyciągnęły szyje, żeby mieć
na niego lepszy widok.
Hermiona rzuciła Ginny potępiające
spojrzenie. Ginny wzruszyła ramionami.
No naprawdę, rude to
wredne jędze.
- Trochę się tutaj pokręcę – stwierdził
Draco radośnie. – Wniosę nieco słońca do waszego ponurego
życia. Przyozdobię ten niegustownie urządzony pokój wspólny. I
będę knuł plany zniewolenia i torturowania jednego z was.
Ręka
Deana Thomasa drgnęła nerwowo, trącając struny – gitara
zareagowała, wydając wyjątkowo nieharmonijny akord.
Podekscytowany Malfoy zerwał się z krzesła.
Hermiona
była zła na siebie, że nie uszło jej uwadze, z jakim wdziękiem
to zdobił. Doszła do wniosku, że nikt w tych czasach nie potrafi
już w tak wyrafinowany i pełen gracji sposób poderwać się z
krzesła.
- Oooo! To mugolski instrument? Taki, na którym
można grać mugolską muzykę? Taki jak mają Butelsi?
Hermiona
pomyślała, że błędnie wypowiedział nazwę zespołu.
Dean
ostrożnie skinął głową.
- Wspaniale! – ucieszył się
Draco. – Naucz mnie jak sprawić, żeby wydawał dźwięki.
*
I... tak się zaczęło.
Parvati i Lavender bujały
w różowych obłokach, odurzone oparami szczęścia. Ginny (Jędza!)
wyglądała, jakby się nieźle bawiła. Dean wydawał się niemal
zaprzyjaźniony z Malfoyem. (Nigdy nie ufaj gitarzyście.) Neville
został jego chłopcem na posyłki.
Harry był zszokowany, a
Ron modlił się z zamkniętymi oczami, żeby to wszystko już się
skończyło. Seamus brał Prozac, który przysyłali mu z domu.
Hermiona go obserwowała.
Malfoy rozkładał się w jej
sypialni i, leżąc w otoczeniu rozchichotanych dziewcząt, z
zafascynowaniem oglądał kolejne odcinki „M jak miłość”.
Włączenie muzyki powodowało u niego atak wariackiego
szczęścia.
Radośnie zwinął Deanowi gitarę i nauczył się
na niej grać w ciągu tygodnia. Potem absolutnie nie zgodził się
jej oddać.
Kiedy zauważył plakaty Deana, torturował postaci
futbolistów - wbijał w nie pinezki, żeby zaczęły piszczeć.
Gdy
grał w eksplodującego durnia, nie starał się nawet ukryć, że
oszukuje. Nawet po setkach prób wyjaśnienia mu, co oznacza gra fair
play, nie potrafił zrozumieć, o co w tym chodzi.
Potem wyzwał
Rona na pojedynek na szachy czarodziejów i wygrał. Przez cały czas
piał peany na swoją cześć, aż w końcu Ron zdzielił go
szachownicą.
Zwędził Harry`emu egzemplarz „Quidditcha
przez wieki”, przeczytał go od deski do deski, a następnie
zażarcie dyskutował z Harrym na temat Zwodu Wrońskiego. W końcu
wymiana zdań zmieniła się w wymianę ciosów i przerodziła w
bitwę na miotły.
Widząc to, Seamus zaczął bełkotać o
symbolach fallicznych i wybiegł z pokoju, żeby zażyć dodatkową
porcję Prozacu.
Ślizgoni byli bardzo zadowoleni, że ich
kapitan dzielnie walczy na linii frontu, doprowadzając Gryfonów do
utraty ich małych rozumków.
Hermiona stwierdziła, że
zachowanie Malfoya jest skandaliczne, i że prawdopodobnie jest on
najbardziej denerwującym człowiekiem na całym świecie.
Była
przerażona, gdy uświadomiła sobie, że zaczyna się do niego
przyzwyczajać.
*
- Wytłumacz mi, dlaczego
paradujesz w samej bieliźnie?
Ten nieprawdopodobnie
malfoistyczne pytanie zostało zadane przez jedyną latorośl tego
przeklętego rodu. Draco - z Krzywołapkiem zwiniętym na piersi –
leżał w swoim zwykłym miejscu przy kominku. (To szczyt
wszystkiego! Żeby Malfoy miał tu swoje miejsce!)
Dean Thomas
spojrzał na swoje dżinsy, a potem, nieco zdumiony, na rozmówcę.
- Eeee... brałeś Prozac Seamusa? Bo wiesz, eee... te leki
czasem mogą zaszkodzić.
- Ale jaki odlot! – odparł Draco.
– Tak czy inaczej, ten samolubny irlandzki dupek nie pozwala mi się
nawet do siebie zbliżyć. Pytałem po prostu, dlaczego chodzisz nie
ubrany?
- Nie ubrany?
- Jeśli chcesz, żeby kobiety na
twój widok dostawały paroksyzmów żądzy, lepiej zainwestuj w
Eliksir Wielosokowy i zapłać mi olbrzymią kwotę za kilka moich
włosów.
- Malfoy, przestań bredzić – niemal grzecznie
zwrócił mu uwagę Potter.
Czy ktoś w ogóle uświadamia
sobie, co się tu dzieje? - oburzyła się Hermiona w myślach. To
się rozprzestrzenia i daje przerzuty! Ten chłopak jest wysokim,
blondwłosym, zabójczym, złośliwym nowotworem.
- Nie
rozumiem o co ci chodzi – zastanawiał się Dean. – Ach...
dostałem od mamy na urodziny nowe Levisy. Chodzę w nich w pokoju
wspólnym.
Malfoy wybuchnął tym swoim czarującym...
obrzydliwym!... śmiechem.
- Tak. Levisy. Coś takiego nie
istnieje.
To samo powiedział wczoraj o „moralności”.
To
właśnie Hermiona zorientowała się w końcu, o co mu chodzi.
-
To mugolskie spodnie – wyjaśniła. - Pamiętasz jak ludzie byli
ubrani podczas finału mistrzostw świata w quidditchu?
Najwidoczniej Malfoyowie nie kłopotali się stosowaniem tego
rodzaju wybiegów. Hermiona przypomniała sobie czarodzieja, który
na mistrzostwa przebrał się w sukienkę. Wysoko urodzeni
czarodzieje mieli skrzywiony obraz świata mugoli.
- Mugole
chodzą po ulicach w bieliźnie? Toż to musi być skandaliczne
miejsce... pełne publicznego obnażania się i orgiastycznych zabaw!
– podsumował tęsknie Draco. – Chciałbym to zobaczyć.
-
Nigdy nie byłeś w mugolskim świecie? – zapytał Ron, porzucając
udawanie, że nie przysłuchuje się rozmowie.
- Oczywiście,
że nigdy nie byłem w mugolskim świecie! – poinformował go Draco
wyniośle. – To absolutnie... Moi rodzice umarliby chyba ze
strachu.
Ron wyglądał jakby mu współczuł.
- Wiem coś
o tym. Moi nawet Percy`emu nie pozwalają jeszcze chodzić po
Nokturnie.
- Po Nokturnie? Czarujące miejsce. Grywałem tam w
kulki jak byłem mały.
- Spreparowanymi czaszkami, jak na
Malfoya przystało? – wtrąciła Hermiona sarkastycznie.
Malfoy
uśmiechnął się rozmarzony.
- Uwielbiam tę grę.
-
Słuchaj, ja wcale nie noszę bielizny! – krzyknął Dean. –
Ee... To znaczy chciałem powiedzieć...
- Wygląda jak
bielizna – stwierdził Draco.
- A jaką ty nosisz bieliznę?
– zapytał Harry zaintrygowany.
U Seamusa, który właśnie
wchodził do pokoju, natychmiast pojawiły się objawy napadu lęku,
z hiperwentylacją włącznie.
- No wiesz... Normalną –
odparł Draco. – Ineksprymable*.
Ron zakaszlał.
Dean
potrząsnął głową.
- Hej, ja nic nie mówię, że wy,
Gryfoni, nosicie koszmarne podkoszulki w hipcie, albo te bieliźniane
dżinny - powiedział Draco sucho.
- To nie jest bielizna –
prychnął Dean. – Słuchaj, to śmieszne. Chodź do mojego pokoju.
Eeee... będziesz mógł się pozbyć tych gaci.
Zaciekawiony
Draco podążył za nim.
W momencie, kiedy zamknęły się za
nimi drzwi, Seamus zemdlał i upadł na podłogę.
Lavender
podnosiła go właśnie, kiedy Draco Malfoy wrócił, ubrany w czarny
podkoszulek i dżinsy.
Seamus wypadł jej z rąk.
-
Ummm... Na Deanie tak nie wyglądają – wymruczała Parvati.
-
Uhm – jęknęła Lavender bliska omdlenia.
Ginny zamknęła
oczy i zaczęła żarliwie mamrotać pod nosem mantrę „Kocham
Harry`ego”. Brzmiało to dość rozpaczliwie.
Istotnie,
różnica pomiędzy chudym i nieco tyczkowatym Deanem, a szczupłym i
harmonijnie umięśnionym Draco, była olbrzymia.
Draco
spojrzał po sobie.
- Trochę dziwnie – powiedział,
pochylając głowę. Grzywa jasnych włosów opadła mu na twarz. –
Jakoś tak... nieprzyzwoicie. Co ma swoje dobre strony, oczywiście.
Poruszał się trochę na próbę.
- Achhh... – jęknęła
Lavender.
- W porządku – powiedział Dean. – Teraz już
wierzysz, że to nie bielizna? No, to możesz je ściągnąć.
Parvati wyglądała jakby przysięgała wszystkim bogom, że
jeśli to zrobi, to ona do końca życia będzie grzeczna.
-
Myślę – odparł Draco przyglądając się badawczo twarzom
dziewcząt – że na razie je zatrzymam.
- Wyskakuj ze spodni,
Malfoy!
Seamus otworzył na moment oczy i zemdlał znowu.
-
Ponoszę je tylko trochę, tylko małą chwileczkę – przyrzekał
Draco solennie.
W ten sposób Dean został pozbawiony spodni,
podobnie jak wcześniej gitary.
- Hermiona? – odezwał się
Harry zaniepokojonym tonem. – Dobrze się czujesz? Jesteś cała
czerwona...
- Tak! Świetnie! Nigdy nie czułam się lepiej! –
odpowiedziała Hermiona szybko, ukrywając twarz w książce. –
Absolutnie dżinsowo. Znaczy, morowo!
*
Podczas
obiadu dżinsy Draco wzbudziły wielką sensację.
Kilka
dziewcząt zaczęło pisać walentynki (piętnastego grudnia!). Pansy
Parkinson była zachwycona, a przy tym nieco zdumiona, że te
wszystkie ofiary z dzieci ostatecznie przyniosły efekt.
Trochę
mniej entuzjastycznie zareagowała profesor McGonagall.
- Panie
Malfoy! A cóż to za przebranie?
Malfoy obrzucił ją
kryształowo niewinnym spojrzeniem srebrzystych oczu.
- Mój
mundurek - odparł dumnie.
- Proszę?!
- Według
przepisów, szata szkolna może zostać zmodyfikowana, w zależności
od preferencji ucznia – wyjaśnił Draco niewinnie. –
Sprawdziłem.
McGonagall wbiła wzrok w czerń jego koszulki i
spodni.
Draco posłał jej zwycięskie spojrzenie.
Profesor
Nagle-Uderzona-Tym-Kolorystycznym-Podobieństwem-Do-Snape`a odwróciła
się z godnością i odeszła.
- Och, jakże mój męski urok
jest skuteczny – stwierdził Draco. – Longbottom, kawa.
Jego
kawa już od pewnego czasu stała przygotowana, obok Neville’a,
który z zainteresowaniem obserwował to decydujące starcie. Chłopak
odwrócił się, by po nią sięgnąć i potrącił kubek łokciem.
Wszyscy spojrzeli w tę stronę.
A było na co popatrzeć.
Rozlana na obrusie kawa niespodziewanie wypaliła w nim dziurę.
- Wygląda na to, że jakiś gryfoński figlarz wybrał jednak
opcję morderstwa – odezwał się Draco, przerywając nieprzyjemną
ciszę. – Longbottom, inna kawa. I nie tak szatańska.
-
Eee... naprawdę zrobiłeś sobie ubranie ze szkolnej szaty? –
zapytał Neville, rozpaczliwe chcąc nawiązać dialog.
- Czy
ja wyglądam na skrzata domowego? – odparł Draco i z niewzruszonym
spokojem odszedł w stronę swojego stołu.
Hermiona, której
było niedobrze ze strachu, opanowała się na tyle, żeby obrzucić
go w końcu odpowiednio drwiącym spojrzeniem.
No dobrze, może
przy okazji nieco obmacała go wzrokiem. Tylko troszkę.
Przecież
była tylko człowiekiem.
Ale zupełnie nie obchodziło jej, że
mogło mu się coś stać. W ogóle.
- Chciałbym, żeby go
szlag trafił – powiedział Ron.
- Yyyy, tak – zgodziła
się Hermiona. – Ja też.
*
Tego wieczoru
Draco nie pojawił się w pokoju wspólnym Gryffindoru.
W pięć
minut po czasie, kiedy zwykle się pojawiał, wybuchła panika.
-
To tylko mały szczurek! – krzyczał Ron. – Na pewno zrobili mu
coś strasznego!
Zrozpaczona Lavender głośno wycierała nos w
chusteczkę.
- Nie można ufać tym Ślizgonom – ponuro
stwierdził Harry.
- To bardzo źli ludzie – wtrąciła
płaczliwie Parvati.
- Czy wyście wszyscy powariowali? –
oburzyła się Hermiona. – To Malfoy! Znany jako gwiazda
Slytherinu, sprawca strasznych rzeczy, zły człowiek, który mniej
złych ludzi zjada na śniadanie!
- Pamiętam jak wsadzał
swoje maleńkie łapki do kawy – powiedział Ron bliski płaczu.
-
I jak ruszał tym swoim noskiem – dodał Harry.
Seamus dostał
drgawek.
- Jest taki słodki i taki bezbronny – chlipnęła
Lavender.
– Czy tu wszyscy zażywają Prozac Seamusa?!
Ron
spojrzał na Hermionę z wyrzutem.
- Musimy coś zrobić –
odezwał się. – Harry, weźmiemy twoją pelerynę niewidkę i
pójdziemy wydostać biednego Puszka z tej jaskini zła i rozpusty.
- Słuchaj, skoro jest w jaskini zła i rozpusty,
prawdopodobnie wścieknie się, że mu przeszkadzacie!
-
Niektórym to na niczym nie zależy – odrzekł Ron jadowicie.
W
końcu Hermiona zdecydowała się im towarzyszyć. Nie żeby choć
trochę się niepokoiła. Ale ktoś musiał pilnować, żeby chłopcy
nie wpakowali się w jakieś tarapaty.
*
Draco
spokojnie balansował na krawędzi snu.
Jestem małym
ciasteczkiem w piekarniku, pomyślał. Słodkim, ciepłym i... cóż,
może nie posmarowanym czekoladą i bitą śmietaną, ale proś o co
chcesz.
Niektóre rzeczy musisz zdobyć, kiedy inni nie patrzą.
Był już bliski zapadnięcia w słodki sen, kiedy nagle
zaalarmowały go głosy, dochodzące zza drzwi. Ktoś próbował
włamać się ukradkiem, ale robił to bardzo nieudolnie.
Na
pewno nie Ślizgoni. To pewnie tylko sen.
- Gdzie idziemy?
-
No, do jego sypialni...
- Wiedziałam, że to był zły
pomysł...
- Spdjestd – powiedział Draco, jednakże ten
wulgarny wyraz irytacji był nieco stłumiony. Głupi sen. Dlaczego
miał taki głupi sen? U wuja Hannibala też się zaczęło od
głupich snów...
Harry, Ron i Hermiona wtargnęli do pokoju.
A potem miał halucynacje na jawie...
- O, cześć Malfoy
– przywitał się Harry. – Eeee.... przyszliśmy tylko sprawdzić
czy żyjesz.
Zaraz, ta debilna przemowa musiała wyjść z ust
Gryfona.
Draco chwycił kołdrę i podciągnął ją pod brodę.
- Hermiona! – krzyknął przerażony. – Wyjdź stąd!
Jestem nie ubrany!
Harry popatrzył na niego.
- Przecież
masz na sobie całkiem przyjemną piżamę – zdziwił się.
-
No właśnie!
Hermiona, którą dziwnie rozproszył widok
uroczo... znaczy, koszmarnie! rozczochranego, odzianego w piżamę
Draco, w końcu pozbierała się i obrzuciła go chłodnym
spojrzeniem.
- Gdzie byłeś młody człowieku? – zapytała
głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Och, nie! – błagał
Draco. – Mówisz zupełnie jak profesor McGroźna. Bolała mnie
głowa, więc się położyłem. To prawdopodobnie najbardziej
niewinna rzecz, jaką w życiu zrobiłem. Co wy tu robicie?
-
Eeee...
- Martwili się o ciebie – wyjaśniła oschle
Hermiona.
- Och, ty też tu jesteś – odciął się Harry.
-
Martwiliście się... – powtórzył Draco matowym głosem.
-
Cóż, to niebezpieczne miejsce – mruknął Harry.
- A ja
jestem niebezpiecznym człowiekiem – powiedział zadowolony z
siebie Draco. – I mieszkam tu prawie siedem lat! Głupki.
Draco
nie mógł uwierzyć w takie brednie.
Bo to brednie. Zaraz się
zemści, aż im w pięty pójdzie.
- Wiecie co? Jesteście
żałośni – kontynuował radośnie. – Nie możecie wytrzymać
beze mnie jednej nocy? Cóż to za nagłe szaleństwo na moim
punkcie?
Harry, nie kryjąc obrzydzenia, myślał oczywiście
nad szczerą odpowiedzią.
- Chyba... i nie myśl, że nie
biorę pod uwagę tej twojej wypowiedzi... możliwe, że po tej całej
szczurzej sprawie i w ogóle, poniekąd polubiliśmy cię... jakby...
trochę – zakończył.
Stalowe oczy Ślizgona rozszerzyły
się ze zdumienia.
- Och.
Draco zaniemówił, a Hermiona
chciała wykorzystać tę rzadką chwilę, gdy nie mógł wydobyć z
siebie głosu i podjęła próbę, aby w jakiś w miarę wiarygodny
sposób zaprzeczyć temu szokującemu wyznaniu.
Nie potrafiła.
Cholera.
Kiedy wszystko inne zawodzi, postaw na umysł i
instynkt. To broń niebezpieczna i zabójcza. - No cóż, nawet jeśli
cię... no wiesz – odezwała się – musimy zadać ci kilka pytań.
Draco był podejrzliwy.
- To coś jak egzamin? Będę
musiał przygotować jakiś projekt? – zapytał ostrożnie.
Gryfoni przysiedli na jego łóżku.
- Och, czujcie się
jak u siebie w domu. W ogóle nie zamierzałem iść spać.
-
Tylko, żeby sprawdzić czy nie jesteś zły – uspokoił go Harry.
Draco obrzucił go zdumionym spojrzeniem.
- Co? Ja jestem
zły, Potter! Haloooo. Gdzieś ty do tej pory był?
- Tak
Malfoy, wiemy, że jesteś kłamliwym, pozbawionym moralności
dupkiem – zapewniła go Hermiona.
Draco był wyraźnie
usatysfakcjonowany.
- Sprawdzimy tylko, czy nie jesteś sługą
Czarnego Pana.
- Malfoyowie nie są sługami ciemności –
mruknął Draco. - Malfoyowie są oficerami w służbie złych mocy.
- Khem... – zaczęła Hermiona. – Jeśli twój ojciec
kazałby ci czołgać się w pyle pod stopami twojego pana, zrobiłbyś
to...?
- W moim nowym ubraniu? Chyba śnisz!
- Jeśli
kazałby ci odprawić mroczny rytuał, zrobiłbyś to...?
-
Zapomnij o tym i skoczmy na drinka. Jestem za młody na takie zabawy.
- Uważasz, że Mroczny Znak jest...?
- Och, paskudny i
zupełnie nie przerażający. Czy zło nie mogłoby być trochę
bardziej gustowne? A poza tym, cóż, czy tacy ludzie w ogóle mogą
mienić się złymi i podstępnymi? Popatrzcie na te rzucające się
w oczy, wielkie znaki na ich ramionach. Zupełnie niepozorne, ha ha!
I oni nazywają siebie Ślizgonami! Ha!
- I ostatnie pytanie.
Najważniejsze – rzekł z naciskiem Harry. – Jeśli kazaliby ci
obciąć sobie rękę na rozkaz Voldemorta...
- Miałbym się
oszpecić? Jesteś zboczonym świrem, Potter!
Gryfoni zamilkli
i spojrzeli po sobie.
- No cóż... – podsumowała Hermiona.
– Praktycznie rzecz biorąc, zdał. Ale to są złe odpowiedzi.
Draco dumnie wypiął pierś.
Harry nakrył ręką jego
dłoń.
- Witamy w drużynie – oznajmił z chłopięcym
uśmiechem.
- Nie ma potrzeby, żebyś mnie dotykał, Potter –
powiedział groźnie Draco, nieco spłoszony. – To był taki żart,
prawda? A teraz, czy bylibyście tak uprzejmi i zeszli z mojego
łóżka?
- To oznacza, że teraz musisz być dobry –
wyjaśnił Ron.
- Ha! Czekaj tatka latka!
- Albo
przynamniej trochę mniej zły – ustąpiła Hermiona.
- Czy
będę mógł iść spać, jeśli się zgodzę?
- Tak!
-
A dostanę pensję?
- Nie!
- Hmm... no dobrze.
-
Widzisz, Draco? – powiedział Harry serdecznie. – Czy to nie jest
przyjemne? A przecież mogło tak być od razu. Gdybyś kilka lat
temu, w pociągu, nie był takim dupkiem!
- Nie byłem dupkiem!
– oburzył się Draco. - Ten rudowłosy gamoń wyśmiewał się z
mojego imienia! Musiałem mu dać nauczkę!
Gryfoni spojrzeli
na niego ze zdumieniem.
- Cóż, jestem nieco drażliwy, jeśli
chodzi o moje imię – burknął Draco. – Jest w szkolnym motcie,
wiecie. Najpierw dali mi takie imię, a potem kazali się tu uczyć.
Rodzice potrafią być naprawdę okrutni. Dlaczego nie nazwali mnie
od razu Neville Longbottom Malfoy? Nie musieli się aż tak
wysilać...
Ron najwidoczniej mu nie współczuł. Nieczuły
typ.
- Więc przez całe siedem lat zamieniałeś nasze życie
w piekło tylko dlatego, że jesteś przewrażliwiony na punkcie
swojego imienia?
- My, Malfoyowie, jesteśmy mściwym rodem –
odparł Draco.
- Jesteś chory... – stwierdziła Hermiona,
gdy wychodzili z pokoju.
Ostatnią rzeczą jaką ujrzała, była
ta okropnie denerwująca mina zadowolonego z siebie Draco.
Kiedy
zamykali za sobą drzwi, jedynie Hermiona była ukryta pod peleryną.
Harry i Ron odwrócili się, napotykając zdumiony wzrok kogoś
stojącego w głębi korytarza.
- Cześć – powiedział Harry
z niewinnym uśmiechem. – Właśnie odwiedzaliśmy Draco. Nie
wchodziłbym tam na twoim miejscu. Jest w łóżku.
Kilka minut
później Ślizgoni starali się ze wszystkich sił powstrzymać
Pansy Parkinson przed popełnieniem samobójstwa.
Następnie
zaapelowali o natychmiastowe dostarczenie Seamusowego Prozacu.
Harry, Ron i Hermiona wyszli na korytarz i spojrzeli po sobie.
- Więc... to znaczy, że lubimy Malfoya? – zapytał Ron
niepewnie.
- Na to wygląda – odparł Harry.
Milczenie.
- Więc – dopytywał się Ron – czy w takim razie w lecie
spadnie śnieg? I mamy teraz miodowy miesiąc?
- Jestem pewna,
że usłyszymy o tym w prognozie pogody – powiedziała Hermiona.
*
Wkrótce zaczęły się spekulacje na temat
meczu Gryffindor kontra Ravenclaw.
Wszyscy zastanawiali się,
czy Ron będzie kibicował swojemu najlepszemu przyjacielowi, czy też
swojej najlepszej dziewczynie. Mieliby niezłą zabawę, obserwując
jak lata z jednego końca boiska na drugi, wykrzykując „Dalej
Harry!” albo „Dalej kotku!”.
Wszyscy zastanawiali się
także, czy Draco Malfoy będzie siedział w sektorze Ślizgonów,
czy raczej z Gryfonami, z którymi ostatnio spędzał dużo czasu.
Niemniej interesującą kwestią było to, czy Draco włoży
swoje dżinsy.
Włożył.
Profesor Snape nazwał go plamą
na nazwisku Slytherina. Blaise Zabini nazwał go seksownym
króliczkiem.
Draco zdecydował, że obaj przegięli.
Hermiona
wcale nie była zaskoczona, widząc jak Draco, wymachując wielką
zielono srebrną flagą, wspina się na trybunę Gryffindoru.
-
W imieniu Slytherina obejmuję to miejsce w posiadanie – ogłosił,
siadając obok niej. – Cześć, kochanie.
- Witaj, Malfoy -
odpowiedziała Hermiona. – Szukałam czegoś na temat Eliksiru
Wielosokowego.
- Intelektualistki są bardzo atrakcyjne –
pochwalił ją Draco. – Nie mogłabyś zdobyć gdzieś pary takich
małych okularków w złotych oprawkach?
Hermiona spojrzała na
niego spod oka. Wydawał się tym zupełnie nie zbity z tropu.
Oczywiście, nawet osoby, które obnażają się w żeńskich
klasztorach wykazują więcej poczucia przyzwoitości niż Malfoy.
-
Wygląda na to, że problem, który pojawia się podczas użycia
eliksiru do przemiany w zwierzę, można wykorzystać, aby uczynić
ten stan permanentnym – albo przynajmniej, żeby trwał, dopóki
zaklęcie nie zostanie złamane w, um, tradycyjny sposób poprzez...
- Tak, tak – przerwał jej Draco. – Proszę, pomiń tę
kwestię.
- Ale to byłoby bardzo trudne – powiedziała
poważnie. – Nie znam osoby na tyle dobrej w eliksirach, żeby
potrafiłaby to zrobić... z wyjątkiem ciebie, mnie i Blaise
Zabiniego.
- Cóż, to na pewno nie był Blaise – odparł z
niezachwianą pewnością. – On uważa, że jestem seksownym
króliczkiem. A ty jesteś kobietą, więc prawdopodobnie podzielasz
jego zdanie.
Hermiona się zakrztusiła.
- Żebym tylko
mógł sobie przypomnieć jakiś szczegół dotyczący tego człowieka
– mruknął pod nosem, machinalnie klepiąc ją po plecach.
Myślał.
Wtedy, gdy ugryzł tego człowieka...
Czuł
jakiś smak...
Jakiś... Nie był w stanie go nazwać... Ale
mógłby go rozpoznać, gdyby znowu go poczuł.
- Przestań...
mnie... walić... po... plecach... – wykrztusiła Hermiona.
Draco
Malfoy wstał i głośno oznajmił:
- Muszę polizać każdego
Gryfona!
Rozległ się odgłos głuchego uderzenia, coś jakby
jakiś ścigający spadł z miotły.
Jeśli tak dalej pójdzie,
mózg Seamusa ulegnie trwałemu uszkodzeniu.
Rozdział
dziesiąty
Kobiety,
wino(wajcy) i śpiew
Kiedy
Madam Pomfrey wybiegła na boisko, żeby pomóc Seamusowi, Hermiona
starała się opanować Draco.
- Siadaj i zamknij się!
Draco
potrząsnął głową, a kosmyki jego platynowych włosów opadły mu
na twarz. Ton jego głosu zmienił się jednak, gdy zauważył, że
Hermiona trzyma go za rękę.
Zręcznie wywijając palce,
schwycił jej dłoń i zszokowana Hermiona odkryła nagle, że patrzy
w parę stalowych, rozmarzonych oczu, spoglądających na nią znad
ich złączonych rąk.
- Nie martw się – wymruczał Draco
miękko. – Jesteś pierwsza na mojej liście.
Hermiona
pomyślała, że ludzie posiadający tak boską aparycję jak Malfoy,
powinni przechodzić obowiązkowe testy, zanim dostaną prawo
chodzenia po ulicy.
Pomyślała także, że Malfoy w nigdy
życiu nie zdałby takiego testu, a następnie bezwstydnie starałby
się uwieść egzaminatora.
Rozważania te pochłonęły ją
tak bardzo, że zupełnie zaniedbała wyswobodzenie ręki.
Poważny
błąd.
W momencie, kiedy zdała sobie z tego sprawę, na
wewnętrznej stronie dłoni poczuła jego usta, a coś gorącego i
wilgotnego przesunęło się wzdłuż jej linii życia.
Osłupiała,
wpatrywała się w Draco. Jego oczy migotały pomiędzy kosmykami
włosów jak roztańczone w smugach światła pyłki.
Uwaga
wszystkich obecnych odwróciła się nagle od boiska.
Draco
puścił jej dłoń sekundę wcześniej, niż miała szanse
wyszarpnąć mu ją z oburzeniem.
- Nie, to nie ty –
powiedział. – O rany. Zapowiada się długi i pracowity dzień.
Kto następny? Jacyś ochotnicy?
Hermiona została niemal na
śmierć stratowana przez pędzące ku niemu tłumy.
Harry
Potter, Chłopiec, Który Wcale Nie Był Tym Wszystkim Rozbawiony,
musiał ogłosić krótką przerwę, aby przekonać Draco, że w ten
sposób nie znajdzie sprawcy przestępstwa.
Parvati i Lavender
nie odzywały się potem do niego przez kilka tygodni.
Millicenta
Bulstrode tak rozpływała się w zachwytach nad władczą naturą
Harry’ego, że chłopak w końcu musiał zażyć Prozac Seamusa.
Potem do końca meczu chwiał się trochę na miotle.
*
Hermiona opędzała się od nagabujących ją Lavender i
Parvati, więc poczuła wielką ulgę, gdy Lavender poszła do
skrzydła szpitalnego, żeby odwiedzić Seamusa.
- Ale
Hermiona... – jęczała Parvati. – Powiedz mi tylko jak...
-
Nie! – odparła Hermiona zirytowana.
Ona, Harry, Ron i Ginny
siedzieli przy stole i pisali list do pani Weasley. Hermiona starała
się sprawiać wrażenie
Naprawdę-Zbyt-Zajętej-Aby-Rozmawiać-O-Malfoyu.
Tak-Nawet-O-Tym-Jak-Pachnie,-Parvati.
Czyjaś ręka trąciła
ją w ramię.
- No dobrze! – zezłościła się Hermiona. –
Dobrze! Pachnie jak pomarańcze, jeśli musisz wiedzieć. Jak
pomarańcze i mroźne zimowe noce i...
- Nie przerywaj sobie –
powiedział Draco troskliwym głosem. – To bardzo interesujące.
Hermiona zamilkła.
- Co porabiacie, moje małe
Gryfogłąbki? – zagadnął ich przyjaźnie Draco i przysunął
sobie krzesło.
- Piszemy razem list do mojej mamy – odparł
ostrożnie Ron, przebiegając myślami pięćdziesiąt tysięcy
obelg, którymi Draco obrzucał jego rodzinę.
Jednak pamięć
Draco zdawała się szwankować w innych sprawach niż słodycze.
Jeśli chodzi o to, była niezawodna.
- Mówisz o tej
kobiecie, która w zeszłym tygodniu przysłała ci te wspaniałe
ciastka do kawy? Były wyśmienite.
- Naprawdę? A skąd niby
mielibyśmy to wiedzieć, skoro wszystkie zjadłeś sam? – zapytał
Harry.
- Możesz napisać coś od siebie, jeśli chcesz –
zaproponowała Ginny, która zdawała się mieć słabość do
Malfoya.
Hermiona często zastanawiała się, dlaczego otacza
się rudzielcami.
Końcówka listu do pani Weasley wprawiła ją
w oszołomienie i przerażenie.
Kochana
Mamo,
Tu Ron i Ginny!
Jeśli chodzi o pytanie,
które zadawałaś w pięciu swoich ostatnich listach to tak, Ron
naprawdę ma dziewczynę. Poważnie.
Ginny
Ginny i
Harry są razem, ale żadne z nich nie zaplanowało jeszcze imion dla
twoich przyszłych wnucząt. Przykro mi.
Ron
Twoje
ciastka były na pewno przepyszne, ale zjadła je sowa.
Jeśli
chodzi o artykuły w Proroku Codziennym, na temat szalonych orgii
odbywających się w dormitoriach chłopców z Gryffindoru, to była
lekka przesada.
Ginny
Totalne kłamstwa!
Ron
A
nawet jeśli nie byłyby to kłamstwa, na pewno nie miałyby nic
wspólnego ze mną.
Ron
Przyślij mi jeszcze jedno
prześcieradło. Moje ktoś zabrał.
Ron
Jednak
plotki o tym, że Gryfoni są na lekach, mają w sobie ziarno prawny.
Nazywa się Seamus Finnigan.
Ginny
Nie mogę
przywieźć na ferie Puszka, żeby ci go pokazać. Potrzebowałby
osobnego łóżka, a i tak jego ojciec wpadłby do naszego domu i
wszystkich pozabijał.
Ron
To skomplikowane. Puszek
właśnie pisze do ciebie postscriptum.
Ginny
Było
nam bardzo przykro, gdy napisałaś w liście, że szóstoroczni
Gryfoni mają gorszą reputację niż Ślizgoni. Jest na to bardzo
proste wyjaśnienie. Jak już wspomnieliśmy, pisze do ciebie
postscriptum.
Nie zapomnij powiedzieć sąsiadom, że mam
dziewczynę!
Ron
Pozdrawiamy
Ginny i Ron
P.S.
Droga pani Weasley, bardzo dziękuję za sweter. Wygrałem mój
999-ty mecz quidditcha. Jeszcze nie pokonałem Czarnego pana, ale
pracuję nad tym. Moje zamiary wobec pani córki są jak najbardziej
czyste. Jestem pewien, że smakowałyby mi te ciastka, ale ktoś je
upuścił. Harry
P.P.S. Droga pani Weasley, nadal jestem
najlepsza na roku. Dziękuję za zainteresowanie, ciężko na to
pracuję. Jednak naprawdę nie musi mnie pani umawiać z Percym na
Bal Noworoczny. Napisałabym więcej, ale siły mroku szarpią mnie
za łokieć.
Hermiona
P.P.P.S. Witam. Tu Draco
Malfoy. Pamięta mnie Pani? Widzieliśmy się cztery lata temu, kiedy
Pani mąż siedział okrakiem na moim ojcu. Bardzo mi smakowały
ciastka od Pani i oddam Ronowi jego prześcieradło. Jestem w trakcie
procesu deprawowania wszystkich, którzy mieszkają w wieży, w tym
dwójki pani najmłodszych dzieci.
Więęęęc... ma Pani
siedmioro dzieci? Wow, pan Weasley musi być niezły w te klocki.
Draco
Do listu dołączyli zdjęcie. Kiedy pani Weasley
zobaczyła stojącego po lewej stronie blondwłosego ancymonka w
czarnych dżinsach i okularach słonecznych, prawie spadła z
krzesła.
*
- To odpowiedź od pani Weasley –
oznajmił Harry. – I polecenie, żebyś trzymał się z daleka od
jej dzieci, adresowane imiennie do ciebie.
- Miło jest być
docenianym – wymruczał Draco. – Gdyby raz dziennie ktoś mnie
nie przeklął, czułbym, że tracę skuteczność.
W tej
krytycznej chwili do pokoju weszła Hermiona i obrzuciła ich
oszalałym spojrzeniem.
Ujrzała skupionych przy ogniu
chłopców. Harry leżał na boku trzymając przed sobą książkę
„Quidditch przez wieki”. Neville zajęty był robieniem kawy. Ron
z zaciętą miną rozkładał szachy, a Malfoy siedział rozparty na
krześle z gracją platynowego kocura. Długie nogi w obcisłych
dżinsach wyciągnął przed siebie.
Przechodząc obok,
pożegnała ich nieobecnym głosem.
- Do zobaczenia, Harry.
-
Baw się dobrze, Ron.
- Dobranoc, Neville.
- Spadaj,
Malfoy.
- Lubię myśleć, że łączy nas coś wyjątkowego –
zauważył Draco, przeciągając się uroczo.
Hermiona, głośno
tupiąc, udała się do sypialni dziewcząt i trzasnęła drzwiami.
- Nie przejmuj się nią – powiedział Harry. – To jej
normalne zachowanie w tej sytuacji. Kończą się ferie świąteczne,
a ona jeszcze nie zaczęła uczyć się do semestru letniego.
-
No, Malfoy – odezwał się Ron ponuro. – Zobaczymy kto jest
Mistrzem Szacho...
Szachownica spadła ze stołu, strącona
przez zaalarmowaną i spanikowaną blond błyskawicę.
- Na
Merlina! – krzyknął Draco. – Ona ma rację! O czym ja myślałem?
Och, założę się, że wszyscy już się uczą! Przeklęci,
podstępni Krukoni!
- Eeee... – wydukał Neville i zamrugał
oczami.
- Nie ma czasu na szachy, ty rudy imbecylu! Nie ma
czasu na oddychanie! Och, och, śmierć, klęska, katastrofa
edukacyjna!
Draco Malfoy wybiegł, jakby go furie ścigały.
Ron zamrugał, otrząsając się z zaskoczenia.
- To
było... przeraźliwie zatrważające.
*
-
Nie rozumiecie? – zapytała Hermiona nieco histerycznie. –
Kolorowe tablice poglądowe to jedyny sposób, żeby się wszystkiego
nauczyć! Bez tego nigdy nam się nie uda!
- Cicho bądź –
rozzłościła się Parvati. – Madzia będzie miała dziecko.
-
Nic mnie to nie obchodzi!
Dziewczyny nazwały ją zdrajczynią.
Hermiona pozostała niewzruszona i zaczęła układać notatki
w porządku alfabetycznym. Musiała szybko przygotować kolorowe
tablice. Powinna to była zrobić już kilka tygodni temu! Naprawdę
działo się z nią coś niedobrego. Te wszystkie szczury,
zamieniające się wokół w chłopców, bardzo ją rozpraszały...
ale nauczyciele nie zaakceptują Draco Malfoya jako wymówki dla jej
pogarszających się wyników w nauce.
Parvati i Lavender
próbowały tego w zeszłym roku.
Tak, to koniec, obiecywała
sobie Hermiona. Nie zbliżę się do niego. Nie będę na niego
patrzyła nawet na korytarzach.
Drzwi otworzyły się i wszedł
Draco.
W pokoju podniosły się głosy oburzenia.
-
Malfoy! – pisnęła Parvati. – To sypialnia dziewcząt! Mogłyśmy
być nagie!
Malfoy przygryzł wargę.
- Może następnym
razem.
Zwrócił się do Hermiony, która chłodno patrzyła na
niego znad notatek.
- Cześć – przywitał ją. –
Pomyślałem, że moglibyśmy pouczyć się razem.
Hermiona
uniosła brwi.
- Nie mam pojęcia, co ty sobie myślisz,
Malfoy, ale ja takie sprawy traktuję poważnie i...
- Wiem,
wiem – przerwał jej wyraźnie zaambarasowany Draco i gestem
wyrażającym strapienie odgarnął włosy z czoła. – Ja nie
traktuję tego poważnie. Strasznie się zaniedbałem przez tę
sprawę ze szczurem. Krukoni prawdopodobnie uczą się już od
miesięcy, ale musimy zrobić to, co musimy. Wszystko, co mogłem
wymyślić, to dodatkowe, bardziej szczegółowe dopiski na naszych
notatkach z lekcji, najlepiej z odsyłaczami do obszerniejszych
źródeł, i oczywiście...
Odwrócił się i sięgnął po
coś.
- Kolorowe tablice poglądowe.
Hermiona spojrzała
na niego przeciągle.
- No dobrze – zdecydowała. – Możemy
spróbować.
- Draco, ale Madzia będzie miała dziecko! –
zaprotestowała Parvati.
Draco wskoczył na łóżko Hermiony.
Kiedy zdobył już to, czego chciał, odwrócił się,
przyciskając do uszu dwie poduszki i spojrzał z wyrzutem na
Parvati.
- Nie kuś mnie tym swoim syrenim śpiewem, kobieto! –
powiedział, a następnie zwrócił się do Hermiony. – No. Weźmy
się za numerologię.
*
- Możesz uwierzyć,
że Hagrid znowu nie ustalił spisu lektur!?
- To bezczelność
– odparł Draco. – To po co spędziłem tyle czasu, robiąc
notatki z podręcznika “Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”?!
- Zniechęca cię to?
- Tak, bardzo.
Hermiona nigdy
tak dobrze nie bawiła się poza biblioteką.
Malfoy leżał na
jej łóżku, podpierając ręką głowę, i za pomocą flamastra
robił niesamowite rzeczy z jej notatkami z numerologii.
Kiedy
tylko skończył się odcinek „M jak miłość”, wszyscy opuścili
pokój, uciekając od pary szalonych naukowców.
Hermiona miała
właśnie podjąć temat zaklęć, kiedy Malfoy spojrzał na nią
znowu.
- Wiesz – powiedział zamyślony - sposób, w jaki
marszczysz nos, gdy jesteś podekscytowana, jest naprawdę
niesamowicie ponętny.
To łóżko było zdecydowanie za małe!
Hermiona starała się udawać, że nic nie słyszała.
-
Rumienisz się – stwierdził po chwili demon-Draco.
- Zawsze
się rumienię podczas nauki – odpowiedziała Hermiona sztywno i
bez sensu. W tej chwili bardzo chciała uciec z tego łóżka, nie
pokazując przy okazji, że nie panuje nad sobą.
I nagle
uświadomiła sobie, że ten okropny chłopak tak naprawdę dzielił
z nią łóżko nie pierwszy raz. Właściwie to przypomniała sobie
tę noc, kiedy opowiadała Puszkowi o... swoich porażkach
miłosnych...
O Merlinie!
Hermiona padła twarzą w
poduszkę.
Po chwili poczuła rękę gładzącą jej włosy.
-
To, że zamieniłem się w szczura, a potem przyszedłem do wieży
Gryffindoru... zrobiłem to, żeby być z tobą – powiedział
spokojnie Draco. – Co jeszcze mam zrobić?
- Zostałeś
zamieniony w szczura przez jakiegoś szaleńca, wbrew swojej woli –
odpowiedziała zduszonym głosem.
- Tak, owszem. Czy zawsze
musisz być taka dokładna? Pytałem cię o coś. Co jeszcze mam
zrobić?
Hermiona uniosła głowę i ujrzała, że jego szare
oczy znajdują się niepokojąco blisko.
- Nic nie możesz
zrobić – powiedziała ostro. – Odpowiedź brzmi: nie.
Malfoy
pochylił się ku niej.
Hermiona uderzyła go w twarz.
-
Powiedziałam NIE!
Draco uśmiechnął się i odsunął.
-
No cóż. Zawsze to jakiś kontakt fizyczny.
Hermiona
wpatrywała się w swoją rękę. Nigdy nie była gwałtowną osobą.
Nigdy dotąd nikogo nie uderzyła.
Nikogo innego.
Nie
znoszę nie panować nad sobą, pomyślała.
- Wynoś się.
-
Jeśli pójdę, zabiorę ze sobą tablice.
I kto tu mówił o
syrenich śpiewach?
- Och... – westchnęła Hermiona ze
złością. – Dobrze. Ale weź sobie krzesło.
Draco
wyciągnął się wygodniej.
- Po co? Tu mi jest bardzo
wygodnie.
Grrrr...
*
Hermiona zawsze
miała w planach poważny związek. Posiadała ścisły umysł i
zaplanowała swoje życie dokładnie tak, jak planowała swój czas
na naukę.
Jej przyszłość wyglądała jak kolorowa tablica
poglądowa.
Nawet pełen miłości dom Weasleyów był zbyt
przepełniony i nie poukładany jak na jej gust, a pani Weasley za
bardzo ekscentryczna jak na panią domu, jaką Hermiona chciałaby
być. Hermiona pragnęła mieć dom jak z obrazka: z klinicznie
czystą, białą kuchnią, psem labradorem, białym płotkiem,
dwojgiem uroczych dziećmi i kochającym partnerem, na którym
mogłaby polegać i który rozumiałby jednakowo kulturę mugoli i
czarodziejów.
Odrzuciła Rona, bo był zbyt żywiołowy.
Hermiona czekała na ideał.
A jej hipotetyczny ideał nie miał
nic z Draco Malfoya.
Hermiona wymyśliła sobie, że jej
partner idealny będzie miał brązowe oczy, będzie lubił
zwierzęta... i w ogóle będzie taki, jaki Draco Malfoy nie był w
najmniejszym stopniu.
Draco Malfoy, hipokryta, narcyz, nasienie
Śmierciożercy. Draco
Przepraszam-Byłem-W-Łazience-Gdy-Przydzielali-Moralność Malfoy.
Zbyt przystojny, aby był bezpieczny; zbyt zakochany w sobie, by go
pokochać; zbyt typowy Malfoy, żeby na nim polegać.
Draco
Malfoy był dokładnym przeciwieństwem mężczyzny, o jakim marzyła
Hermiona. Dlatego też, zdecydowała się ignorować tę nową
koncepcję, ten szalony pomysł związania się z nim. Miała
nadzieję, że w końcu to do niego dotrze; powiedziała sobie, że
jest bardzo dojrzała; była pewna, że cokolwiek by nie zrobił, ona
nie zmieni zdania.
Z drugiej strony, Draco Malfoy w ogóle nie
planował swojej przyszłości.
Był przyzwyczajony, że zawsze
dostaje to, czego pragnie. I nie był przyzwyczajony do odmowy, po
prostu nie przyjmował jej do wiadomości.
*
Następnego
dnia Hermiona rozkoszowała się panującym wokół niej spokojem.
Draco nie nalegał na wspólną naukę, nie zmuszał jej do oglądania
kretyńskich programów i nie wszczynał wokół żadnych awantur.
Przestał ją molestować. Wszystko wróciło do normy.
To
było bardzo miłe. I wcale nie była zirytowana czy roztargniona,
Harry Potterze, wielkie dzięki!
Jeśli ten chłopak jeszcze
raz powie coś takiego, ciśnie w niego widelcem.
Hermiona
rzuciła okiem na stół Ślizgonów – tylko tak, żeby się
upewnić, czy Malfoy siedzi na swoim miejscu! Tylko dlatego, że...
Nie było go tam.
Pełna złych przeczuć, Hermiona
poczuła lęk, gdy w wielkim holu zgasły wszystkie światła.
Uczucie to było bardzo intensywne i specyficzne.
- A teraz –
ogłosił Dumbledore – pan Malfoy, który wyraził życzenie
zabawienia nas piosenką we własnym wykonaniu.
W Wielkiej Sali
pojawił się Draco. Szedł wolno, niosąc w ręku gitarę Deana.
Światło odbijało się od jego włosów, tworząc wokół jego
głowy świetlistą aureolę.
Spod tej księżycowej poświaty
szatańsko błyskały jego oczy.
Setka dziewcząt głośno
wciągnęła powietrze. Na sali niemal zabrakło tlenu.
Gdy
pochylił się nad gitarą, cienie długich rzęs podkreśliły
piękny kształt jego kości policzkowych.
Hermiona była
wściekła, gdy uświadomiła sobie, że jest niemal zahipnotyzowana
tym widokiem.
Och, nie, och proszę, niech on nie będzie
taki...
Był coraz bliżej, zmierzał prosto ku miejscu, gdzie
siedziała. Jego oczy, wpatrzone tylko w nią, lśniły...
demonicznie.
Wiedział, że tego nie chciała! I wiedział,
przeklęty, wiedział dokładnie, jak bardzo jej uwaga skupiona jest
na nim! I wiedział też, że nie zamierzała wyjść!
Zaczął
śpiewać, trącając palcami struny, głosem dużo niższym i
bardziej chrapliwym, niż ten, którym zwykle mówił.
Przerażona
Hermiona poczuła, że dygoce.
Wszyscy siedzieli wpatrzeni w
niego, zafascynowani, drżąc jak struny pod jego dłonią. Był
Draco Malfoyem, nieprzeciętnym manipulatorem.
A potem kilka
głów podskoczyło, rozpoznając co śpiewa.
Zszokowana
Hermiona głośno wciągnęła powietrze.
Draco patrzył na nią
i dla niej śpiewał.
Dam
Ci naszą piosenkę -
Tylko na to mnie stać,
Bo cóż,
moja maleńka,
Cóż Ci więcej mogę dać?
W Sali rozległy się krótkie westchnienia. Hermiona
niemal uśmiechnęła się, widząc jego opanowanie oraz determinację
i przypomniała sobie, gdy leżąc na jej łóżku mówił „Co
jeszcze mam zrobić?”
Wszystkie
kwiaty na łące,
Żebyś mogła je rwać.
Dam wieczory i
noce,
Bo cóż Ci więcej mogę dać?
Dotyk jego ust na jej dłoni podczas meczu quidditcha.
Draco na numerologii, mówiący „Chcę zwrócić twoją
uwagę”.
Dam
księżyca Ci srebro
I gwiazd sypnę Ci garść.
I to już
jest na pewno
Wszystko, co Ci mogę dać.
Draco pochylający się teraz ku niej i w
nieprawdopodobny wręcz sposób ignorujący resztę obecnych w Sali
osób. Draco Malfoy, dokładnie taki, jakiego nie powinna chcieć,
zarozumiały, niegodny zaufania i zepsuty – próbujący zdobyć to,
czego zapragnął.
Starczy
nam dawać siebie,
Ważne jest tylko jedno:
Że mi źle
jest bez Ciebie...**
Hermiona patrzyła w te chłodne, szare oczy, starając
się wymyślić... cokolwiek.
Kiedy ten syreni głos umilkł,
nastąpiła chwila ciszy. Draco stał przed nią, jasne włosy
opadały mu na twarz. Oczekiwał na jej reakcję.
Ale Malfoy
nigdy nie czeka zbyt długo.
Posłał jej całusa i opuścił
salę, nie czekając na aplauz.
Zamiast tego, oklaski rozległy
się wokół niej - kakofonia dźwięków, wśród której usiłowała
pozbierać myśli. Chwyciła się blatu, wciąż drżąc i nie mogąc
uwierzyć w to, co właśnie się stało. W końcu zrozumiała jedno.
Malfoyowie nigdy się nie poddają.
*
Draco
siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu i wpatrywał
się w płomienie.
Ta cała sprawa z bohaterem tragicznym była,
co prawda - odkąd to on nim był - bardzo malownicza, ale stawała
się absurdalna.
Generalnie, całe życie stawało się
absurdalne.
Zaprzyjaźniony z Gryfonami. Odrzucony przez
kobietę.
I to nie tylko przez kobietę. Przez TĘ kobietę.
Jedyną, na której mu zależało.
Właściwie to, że w ogóle
zależało mu na jakiejś kobiecie, też było absurdem. To wbrew
wszelkim zasadom Kodeksu Malfoyów.
Ale... tak właśnie było.
Draco starał się o tym nie myśleć za bardzo.
Próbował
także nie zastanawiać się, jak zareagowałby na to jego ojciec.
Oczywiście, Prorok Codzienny zrobił już wywiad z Pansy
Parkinson i Seamusem Finniganem i cała historia „Harry Potter/Ron
Weasley/Draco Malfoy” wypłynęła już w zeszłym tygodniu.
Do
Draco napisała matka, ponieważ Lucjusz Malfoy był przekonany, że
gdyby zrobił to sam, dostałby wylewu. Portret Draco został
powieszony w sali tortur, obok wizerunku wuja Hannibala.
Tyle,
że było jeszcze tyle rzeczy, które ojciec mógł mu zrobić.
Draco próbował odsunąć te wizje, myśląc o czymś
przyjemniejszym.
Na przykład o tym, kto próbował go zabić.
To było nieco irytujące.
Jeśli ten ktoś zatruł kawę,
zapewne był psychopatą. Nie było dla niego nic świętego!
Na
pewno nie mieszkał też w pokojach Gryfonów z szóstego roku, bo
bez problemu dopadłby Draco w którejś z ich sypialni.
Ale na
pewno był Gryfonem, to nie podlegało dyskusji. Musiał być to ktoś
na tyle zaprzyjaźniony z szóstorocznymi Gryfonami, by siedzieć
blisko nich przy stole. Tylko taki wtedy miałby szanse zatruć jego
kawę...
Ale nikt w szkole, oprócz Blaise, Hermiony i jego
samego, nie był tak dobry z eliksirów, żeby udało mu się zmienić
działanie mikstury.
Już wiem, pomyślał Draco. To pewnie
Niewidzialny Człowiek. Buhahahaa...
Musiał także już
wcześniej czynić próby, aby dorwać Draco. Kto ostatnio w jego
pobliżu wywoływał jakieś zamieszanie...?
I co to był, do
diabła, za smak, który Draco poczuł, gdy go ugryzł?
Plastik.
Kto nosi w rękach coś, co zrobione jest z mugolskiego plastiku?
Coś zaczynało mu świtać. Wyprostował się na krześle, a
jego mina wyrażała skupienie. Pomarańczowe płomienie oświetlały
jego twarz i odbijały się w oczach.
Na drugim końcu pokoju
rozmarzona Pansy Parkinson westchnęła, podparła rękami brodę i
pogrążyła się w kontemplacji tego uroczego obrazu.
No,
dalej, myślał Draco. Potrzebuję jeszcze jednego kawałka tej
układanki. Potrzebuję jeszcze tylko...
Tylko...
Klik.
Kto przybiegł na trybuny, żeby powiadomić Hermionę o bójce
Harry`ego i Rona? I kto zaoferował, że potrzyma Draco?
O kim
krążyły plotki, że spotyka się z Zabinim? Zabinim, który nie
tylko jest wybitny z eliksirów, ale także chodzi na te zajęcia
razem z Draco?
Kto siedział na tyle blisko, żeby zatruć
kawę? I kto cały czas nosi mugolski przedmiot w swoich brudnych
łapskach?
Ku wielkiemu rozczarowaniu Pansy, Draco nagle wstał.
- Zabiję go – oznajmił.
*
Harry i
Ron grali w szachy, gdy nagle do pokoju wszedł Draco i skierował
się wprost do dormitoriów. Jego czy przypominały dwa kawałki
zimnej stali.
- Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę niszczyć.
Szachownica spadła na ziemię z głośnym łoskotem.
Rozdział
jedenasty
Fatalny
romans, słodka zemsta i seria niefortunnych zdarzeń
Ron
i Harry wpadli w niekontrolowany poślizg, starając się zatrzymać
przed drzwiami pokoju, w którym Draco zdybał Colina.
- Draco!
– wydyszał Harry. – Pomyśl. Zastanów się. Przestań.
Opamiętaj się.
Draco doszedł do wniosku, że to wyjątkowo
dziwne rady jak na Gryfona.
Niemniej jednak, wziął głęboki
oddech.
Potem jeszcze cztery.
- Masz rację Harry –
zgodził się. – Tak zrobię.
Harry i Ron odetchnęli z ulgą.
- Zaraz po tym jak go zabiję – dokończył Draco.
-
Nienienie! Nie wolno ci! – szarpał go za ramię Ron. – I
dlaczego myślisz, że zrobił to Colin?
W tym momencie rozległ
się cienki głosik Colina Creeveya:
- Bo zrobiłem!
Harry
zamrugał.
- Hm. Cóż, to przesądza sprawę... tak.
-
Jego los jest przesądzony! – wrzasnął Draco. – Puszczaj
Weasley! Praw swoje morały tym, którzy tego chcą, ja mam na to
alergię. Tak, więc na czym skończyliśmy? A, tak. Ostatnie słowo
skazańca, Creevey!
- Aaaj!
Harry złapał Draco za
drugie ramię.
- Jestem pewien, że Colin może to jakoś
wyjaśnić – powiedział uspokajająco.
- Usiłowanie
morderstwa?!
- Wszyscy czasem mamy gorsze dni.
- Ja nie
wpadam w psychotyczny amok! – Draco przerwał i zastanowił się. –
A nawet jeśli, to nie ma nic do rzeczy.
- Nie jestem wariatem!
– odpyskował Colin ewidentnie rozwścieczonemu Ślizgonowi.
Zupełnie jakby chciał zaprzeczyć temu, co właśnie
powiedział.
- Ja tylko opowiedziałem się po silniejszej
stronie – kontynuował. – To jasne, że mroczna strona jest
najpotężniejsza.
- Może to dlatego, że jako dziecko był
ofiarą przemocy, albo dlatego, że inne dzieci na każdym kroku
wytykały go palcami? – dumał Harry. – Ej, zaraz. Co ty
powiedziałeś?
- Zawsze fascynowała mnie potęga – odparł
Colin. – Przez jakiś czas ty byłeś przedmiotem mojej admiracji,
Harry.
Draco przewrócił oczami.
- Wiemy, wiemy. O
twojej niewolniczej, fanatycznej miłości plotkowała cała szkoła.
- Ale nawet w walentynki nie udało mi się zwrócić twojej
uwagi...
- To byłeś ty? – zdumiał się Harry. – Uwłeee!
- Czy teraz mogę go zabić? – dopytywał się Draco.
-
Nie! – stanowczo zaooponował Ron.
- Może... – powiedział
Harry.
Colin kontynuował swoją spowiedź. Czarne charaktery
zwykle umierały wprost z pragnienia, żeby wyjawić innym swoje
nikczemne plany.
Draco nie mógł tego zrozumieć. Z niego
nigdy nie zdołali wyciągnąć zeznań, dopóki nie wspomnieli o
żelaznej dziewicy.
- Dlatego postanowiłem związać się z
kimś silniejszym...
- Proszę, tylko nie Dumbledore – jęknął
Ron. – Nie mów, że wysłałeś walentynkę Dumbledore`owi!
-
Nie – prychnął Colin. – Czarnemu Panu. Czy ty mnie w ogóle
słuchasz? Ja tu odkrywam mroczne sekrety, opowiadam o szatańskim
spisku!
- Przepraszam. Masz rację. To wszystko przez to, że
dziewczyny mają teraz aerobik na boisku. Wiesz, obcisłe stroje i...
nie. Kontynuuj. Naprawdę. Już cię słucham.
- No, więc
Czarny Pan był bardzo zadowolony, gdy oddałem mu się bez reszty –
oznajmił Colin.
- A co napisałeś w walentynce? – zapytał
Draco unosząc brew. – „Czerwone róże jak oczy twoje, dla
ciebie śmierć jak kromka chleba...”
- Musicie ciągle mi
przerywać? – zdenerwował się Colin. – To poważna sprawa!
-
Hm. O tak. Oczywiście. Zgadzam się z tobą całkowicie –
przytaknął Harry, gapiąc się za okno.
- Chciałem należeć
do Wewnętrznego Kręgu, żeby być jak najbliżej mojego Pana. Więc
stwierdziłem, że najlepszym sposobem, aby tam się znaleźć,
będzie drobna wymiana grzeczności z jednym z najbardziej wpływowych
Śmierciożerców. Niewielka przysługa, w zamian za jego syna.
-
Zaraz, porwanie czyjegoś dziecka miało uczynić cię zaufanym sługą
i zapewnić tak silną pozycję? – zapytał Harry.
Draco
wzruszył ramionami.
- Standard.
- A ludzie się
zastanawiają na przyczynami upadków Imperiów Zła...
-
Ponieważ syn był nieco gwałtowny i porywczy w swojej ludzkiej
postaci, zdecydowałem się nadać mu bardziej stosowną dla niego
formę.
- Gwałtowny i porywczy? Gwałtowny i... Ja ci dam
gwałtowność i porywczość, ty mały robaku. Zaraz ci pokażę
gwałt i porywczość, ty...
- Oj, przestań Draco – przerwał
mu Ron. – Musisz przyznać, że trafił w sedno.
Draco
oklapł.
- Cóż, to prawda. Co nie zmienia faktu, że to
obelgi, do cholery! Ja też mam uczucia! – Na moment zamilkł na
widok ich nieufnych min. – Mógłbym mieć uczucia – ustąpił
zrzędliwie. – Jakbym chciał, to bym je miał.
- To było
trudne – Colin podniósł glos. – Musiałem być bardzo
przebiegły. Musiałem uwieść Blaise Zabiniego!
Draco znowu
przewrócił oczami.
- I odważnie sięgnąć po to, co
wcześniej było udziałem mężczyzn, kobiet i zwierząt domowych.
- Musiałem wyciągnąć z niego wiedzę na temat eliksirów i
przekonać go, żeby wlał miksturę do twojego kociołka. Nie
wiedział, że zmodyfikowałem eliksir tak, aby dawał trwały efekt.
Był przekonany, że to zwykły kawał!
Colin wybuchnął salwą
teatralnego, diabolicznego śmiechu.
Wszyscy stali i patrzyli
na niego, czekając, aż mu przejdzie.
- To był genialny
pomysł – tłumaczył się. – Tylko, że on mnie ugryzł. A potem
Ron go zabrał, a potem wszystkie plany, które uknułem, żeby go
odzyskać, jak napuszczenie na Rona Crabbe`a i Goyle`a, i...
-
Właściwie to mógłbyś go zabić – zmienił zdanie Ron.
-
Eee... no, nie powiodły się – podsumował Colin ze złością. –
Raz włamałem się nawet do sypialni chłopców z szóstego roku,
ale wtedy akurat spał z Hermioną. Więc zatrzymałem się tylko na
chwilę, żeby przy okazji zrobić śpiącemu Harry`emu kilka zdjęć
i wyszedłem.
- Uh, to obrzydliwe – wyjęczał Harry.
-
Dlaczego po prostu nie poszedłeś po mnie do sypialni dziewcząt? –
zdziwił się Draco.
- Malfoy! – Colin spojrzał na niego
potępiająco. – Zdaję sobie sprawę, że jestem sługą
Ciemności, ale wkradanie się w nocy do sypialni dziewcząt jest po
prostu... złe.
Harry i Ron, zszokowani tym pomysłem,
energicznie mu przytaknęli.
Draco stwierdził, że nigdy nie
będzie w stanie zrozumieć Gryfonów.
- A potem Ron zdjął z
niego zaklęcie w iście bajkowym stylu...
- Pomiń ten
fragment – poprosił Ron.
- Tak. Więc wiedziałem, że muszę
pozbyć się Malfoya, zanim on zorientuje się, że to ja. Nie mogłem
ryzykować wpadki, więc postanowiłem go zabić. Ale ten plan także
się nie powiódł.
Harry był wyraźnie skołowany.
-
Skoro tak bardzo zależało ci na tym, żeby nikt nie dowiedział
się, że to ty, dlaczego tak po prostu powiedziałeś nam o
wszystkim?
Colin zamrugał.
- No tak. Cholera.
- No
dobrze – ożywił się Draco. – Teraz do rzeczy. Skoro już
wszyscy są przekonani o jego winie, poddam go wymyślnym torturom,
aż umrze powoli i w cierpieniach. Ze względu na was zrobię to
szybko i bezboleśnie.
- Nie, nie możesz tego zrobić! –
krzyknął Ron. – Harry, pomóż mi! To by było złe!
-
Taaa... złe – powtórzył Harry nieco rozżalony.
-
Przypadkiem wiem, że te zdjęcia odkupiła od niego Millicenta
Bulstrode. Są teraz ozdobą jej specjalnej kolekcji – judził
Draco.
- Nie, nie – odparł Harry, dobywając resztek swojego
heroizmu. – Musimy zaprowadzić go do Dumbledore`a.
- A co on
zrobi, da mu szlaban? – wrzasnął Draco. – Nie! Chcę go zabić!
Chcę zemsty! Jestem Malfoyem, pragnę krwi! Dajcie mi... krwi...
niech was piekło pochłonie przeklęci Gryfoni... krwi... krwi...
mordu...
- On tak zawsze? – przestraszył się Colin.
-
Jak rano nie dostanie kawy, jest gorszy – odparł Harry. – Ale
nie martw się, mały sługo zła. Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić.
Draco wyrywał się i próbował gryźć. Bardzo trudno było
go utrzymać w ryzach.
Kiedy nieszczęsny Seamus wrócił w
końcu ze skrzydła szpitalnego, jego oczom ukazała się potworna
scena. Spocony, szarpiący się i gryzący Draco, przytrzymywany był
z wysiłkiem przez dwóch chłopców, podczas gdy Colin Creevey
kryjąc się za ich plecami popiskiwał żałośnie jak przerażony
szczeniak.
Seamus resztę dnia przesiedział z głową pod
kocem.
*
Dumbledore był nieco zaskoczony,
gdy Ron i Harry wpadli do jego biura, wlokąc pomiędzy sobą, niczym
jeńca wojennego, Draco Malfoya.
- Co zrobił pan Malfoy? –
zapytał dyrektor łagodnie.
- Nic! – krzyknął Draco
rozgoryczony.
Dumbledore spojrzał pytająco na Harry`ego.
-
Mówi prawdę, proszę pana – odparł Harry.
- Tak? To...
zaskakujące.
Draco w napadzie furii wyrwał się z rąk
Gryfonów.
- To Colin Creevy! – wrzasnął, ogarnięty
szałem. – Próbował mnie zabić! Zatruł moją kawę! Pokrył
futrem moją piękną, cudowną twarz! Żądam, aby został wydalony
ze szkoły! Żądam, aby został ukarany! Żądam, żeby został
zabity tak, by żałował swego czynu do końca życia!
Dumbledore
odłożył pióro i pochylił się, patrząc poza wzburzonego Draco.
- A gdzie jest pan Creevy?
Harry i Ron rozejrzeli się
nieprzytomnie.
- Eee... - odezwał się Harry. – Przed chwilą
tu był...
- Prawdę mówiąc, panie profesorze... – wtrącił
się Ron. – Byliśmy trochę zajęci Draco...
- Pozwoliliście
mu uciec?! – zawył Draco. – Wy totalni, beznadziejni, kompletni
kretyni! Wy... wy cholerni Gryfoni!
- Proszę go nie słuchać
– powiedział Harry.
- Tak – potwierdził Ron. – Tak,
jest trochę podenerwowany...
- Nie jestem podenerwowany!
Jestem w najwyższym stopniu zdenerwowany! – wydarł się Draco. –
Was dwóch powinni utopić zaraz po urodzeniu! A ty... ty... dlaczego
nie wezwiesz aurorów?! Morderca jest na wolności! Ty stary,
zramolały... mmmhmmmhm...
Harry, wykazując się wielką
przytomnością umysłu, rzucił się na Draco i zakrył mu usta
dłonią.
- Jest trochę wyprowadzony z równowagi – wyjaśnił
szybko, kiedy Draco, tocząc pianę z ust, próbował mu się wyrwać.
– Jak się go bliżej pozna, jest całkiem... Ron, pomóż mi!
Ron
włączył się do akcji. Chłopcy przewrócili na podłogę i
przydusili wściekle szamotającego się Ślizgona. Spomiędzy palców
Harry`ego wydostawały się zduszone bełkoty o żądzy krwi. W
pewnej chwili Draco niemal im się wyrwał i w efekcie wszyscy, wśród
dźwięków zjadliwych przekleństw, tarzali się po podłodze,
tworząc plątaninę kończyn.
Dumbledore spokojnie przetarł
okulary.
- Draco!- wrzasnął Ron. – Uspokój się, to
będziemy mogli zatrzymać Colina!
Draco nie słuchał. Usilnie
starał się wyrwać Ronowi ramię.
- Draco! – błagał
Harry. – Niszczysz sobie fryzurę!
Draco zamarł.
-
...Naprawdę? – pisnął.
- Nie – uspokoił go Harry. –
Powiedziałem tak, bo chciałem cię zranić.
- ...Moje włosy
są w porządku?
- Eee... tak. Będziesz teraz dobrym chłopcem?
- Ha! Chciałbyś!
- Harry pytał tylko, czy nie będziesz
próbował nam powyrywać kończyn?
- Nic nie obiecuję –
mruknął Draco buntowniczo.
- Przez następne pięć minut?
-
A, tak, dobrze. Złaźcie ze mnie, obaj.
Wreszcie wszyscy trzej
stanęli na nogach.
Draco skrzyżował ręce na piersiach,
jasno dając do zrozumienia, że jest wielce urażony.
- Precz
mi z oczu, niekompetentni idioci – rozkazał. - Zawiedliście mnie,
jestem bardzo rozgniewany.
- Proszę mu wybaczyć, panie
profesorze – zwrócił się Harry do dyrektora. – Czasem
zapomina, że ludzie to nie skrzaty domowe.
- Nie pyskuj mi tu!
– fuknął Draco – Wypuściliście Creeveya, durnie. Opuście ten
pokój natychmiast, albo wasze uszy znajdą się w piekarniku! No
już, mówię poważnie. Fora ze dwora!
Dumbledore odprawił
chłopców taktownym skinieniem głowy.
Kiedy zamknęły się
za nimi drzwi, Draco skierował wzrok na dyrektora. Zmarszczył brwi
i spoglądał na profesora, jakby miał przed sobą krnąbrnego
skrzata domowego z przerostem brody.
- Cieszę się, widząc,
że pozostaje pan w tak dobrych stosunkach z Gryfonami – odezwał
się Dumbledore serdecznym tonem.
- Och tak, zamiast ścigać
mordercę, lepiej podyskutujmy na temat mojego życia towarzyskiego –
zauważył Draco ozięble.
- Jestem po prostu zadowolony, że
znalazł sobie pan przyjaciół – powiedział Dumbledore spokojnie.
- I prawdopodobne także z tego, że przy okazji zostałem
wydziedziczony – dodał Draco ponuro. Biorąc pod uwagę wszystkie
za i przeciw, wolałby być torturowany. – Dlaczego w ogóle
zawraca pan sobie mną głowę? Proszę mi zaufać, lepiej niech pan
pilnuje tego swojego złotego chłopca. Ja nie jestem nawet
pozłacany.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Cóż,
praktycznie rzecz biorąc jesteśmy rodziną. Och, o niczym pan nie
wie? Mój brat, Aberforth i pański wujek Hannibal zdecydowali się
razem zamieszkać. Wesele odbędzie się tego lata.
Tylko kilka
rzeczy mogło sprawić, żeby Malfoyowie zapomnieli o zabójczej
furii.
To właśnie była jedna z nich.
- A-Aberforth
Dumbledore? – powiedział Draco słabo. – Ten, o którym pisały
gazety w związku z tym obscenicznym skandalem z... capami?
-
Dokładnie - potwierdził Dumbledore. - Słyszałem, że suknia
ślubna Hannibala jest niezwykle piękna.
Draco zastygł na
moment w kompletnym bezruchu.
Potem powiedział bardzo wolno i
z wyraźnym wyrzutem:
- Teraz wyjdę. I bardzo proszę, aby
postarał się pan nie spowodować u mnie żadnego urazu
psychicznego, gdy będę opuszczał gabinet.
Harry i Ron byli
nieprawdopodobnie zaskoczeni, gdy Draco wypadł z gabinetu dyrektora,
krzycząc histerycznie.
- Co on powiedział? – spytał Harry,
gdy dziki wrzask odbił się echem w korytarzach.
- Eeee...
„niech szlag trafi system edukacyjny”? – odparł Ron niepewnie.
- Uch – Harry zamrugał. – Czasem poważnie się niego
martwię.
- No, może skończyć tak samo jak jego wujek.
-
Och, Hannibal Malfoy?
- Słyszałeś o nim? – Ron wydawał
się lekko zdziwiony. – Przecież ty nigdy o niczym nie wiesz.
-
A kto nie słyszał o Hannibalu?
*
Harry`emu
i Ronowi udało się w końcu dopaść Draco. Chłopak był nadal
śmiertelnie blady i trząsł się.
- Odwalcie się! –
rzucił. – Chcę być teraz sam, do cholery. A jeśli i tak nie
macie zamiaru sobie iść, dajcie mi przynajmniej lusterko. Chcę
zobaczyć czy wszystko w porządku z moją fryzurą.
Harry i
Ron chwycili go z dwóch stron.
- Och, znowu to samo – jęknął
Draco. – Jestem uczniem, nie kryminalistą!
Żaden Malfoy nie
był kryminalistą.
Praktycznie rzecz biorąc, nikt nie był
kryminalistą, dopóki nie został złapany.
- Nie, nie,
zobaczysz, to ci się spodoba – obiecał Harry. – Wyjrzyj przez
okno, tam przy jeziorze... widzisz? Colin chce się przeprawić na
drugi brzeg!
Patrzyli na małą figurkę, która zepchnęła na
wodę łódź i zaczęła wiosłować w kierunku Hogsmeade.
Obserwowali jak przed łódką leniwie wynurza się olbrzymia
kałamarnica. Słyszeli dobiegający z oddali pisk przerażonego
Colina, gdy potwór oplótł go mocno swoimi mackami i wymachiwał
nim w powietrzu.
Draco przeciągnął się z rozkoszą,
wychylił przez okno i wybuchnął złośliwym śmiechem.
Żałujcie,
żałujcie, wy, którzy zadzieracie z Malfoyami, albowiem zaprawdę
powiadam wam, są oni okrutnymi, bezlitosnymi sukinsynami.
-
Chyba pójdę na małą przechadzkę nad jezioro – oznajmił
niewinnie. – No wiecie. Podziwiać widoki.
*
-
Draco proszę, przestań tak szatańsko radośnie chichotać.
-
Przepraszam Hermiono, boli cię głowa?
- Nie, po prostu
strasznie mnie to rozprasza...
Draco leżał przed kominkiem w
pokoju wspólnym Gryffindoru i przeglądał zdjęcia, które zrobił
popołudniu nad jeziorem. Po raz setny patrzył, jak Colin
rozpaczliwie usiłuje dopłynąć do brzegu.
Z jakiegoś powodu
wcale nie był tym znudzony.
Jeszcze raz zerknął na zdjęcia,
by nasycić oczy tym słodkim widokiem grozy i przerażenia, po czym
odłożył je i zwrócił się do Hermiony.
- Opowiedz mi o tym
zaklęciu, które sprawia, że twój telewizor może tutaj działać
– poprosił ze swoim najbardziej czarującym uśmiechem.
Hermiona
nigdy nie potrafiła oprzeć się żądzy wiedzy. Odwróciła się i
zaczęła mówić. Draco słuchał uważnie.
Ginny, Harry i
Dean zauważyli, jak dziewczyna pochyla głowę ku siedzącemu na
podłodze Draco i oboje pogrążają się w cichej, niezrozumiałej
dyskusji. Cała trójka wymieniła między sobą zadowolone uśmiechy.
Ooooch, mówiły ich znaczące spojrzenia. Czyż
intelektualiści nie są słodcy?
- To świetnie, że ocaliłeś
aparat fotograficzny Colina, Draco – odezwał się głośno Ron
Nic-Nie-Kapujący – Chciałbym mieć jakieś zdjęcia z balu. Z
Cho.
Ginny zasłoniła usta ręką, by stłumić jęk
potępienia.
- Hej, Draco! – powtórzył głośniej Ron. –
A z kim ty i... Harry, dlaczego walisz głową w stół?
- A
walę? – zapytał Harry. – Nie zauważyłem.
Draco posłał
Ronowi Mordercze Spojrzenie (opatentowane przez Malfoyów w roku
1783).
- Och, jeszcze nie wiem – odpowiedział flegmatycznie.
– Na pewno nie ze Ślizgonką. Mają wiele zalet, ale na czwartym
roku Pansy Parkinson nie chciała przyjąć do wiadomości mojej
odmownej odpowiedzi. Pomimo, że byłem ubrany jak ksiądz... Choć
był to drastyczny sposób, jak dla kogoś, kto składał śluby
nie-ubóstwa i nie-czystości i nie-posłuszeństwa.
Rozejrzał
się obojętnie po pokoju.
- Oczywiście, jeśli ktoś z
obecnych potrzebuje partnera, byłbym zaszczycony... zjeżdżaj
Patil, nie ciebie miałem na myśli. Możesz wyjść zza kanapy,
Finnigan, mam pewne wymagania.
- Lepiej zachowaj siebie i swoje
śluby nie-czystości dla jakiejś Puchonki, która potrafiłaby to
docenić – powiedziała Hermiona beznamiętnie.
Draco wydął
wargi.
Parvati Patil musiała położyć się na chwilę, żeby
ochłonąć.
- Czekaj, przecież Hermiona nie ma z kim iść –
zauważył Ron błyskotliwie. - Ginny, dlaczego gryziesz ołówek?
Ginny przegryzła ołówek na pół.
- Eee... to taki tik
nerwowy.
- Słuchaj Harry – zagadnął go Ron od niechcenia.
– Mógłbyś pożyczyć mi Mapę Huncwotów na wypadek... eee
gdybyśmy z Cho chcieli porozmawiać gdzieś sam na sam?
-
Oczywiście – zgodził się Harry skwapliwie. – Nie będę jej
potrzebował.
Ginny wyrwała mu mapę z ręki.
- Ja ci
dam „nie będę”!
Od strony Draco Malfoya dobiegł pomruk
„podstępna lisica!”, a następnie chłopak z zainteresowaniem
spojrzał na mapę.
- Macie mapę, która och..., pokazuje
wszystko co się dzieje w szkole?! – Był wyraźnie zakłopotany.
- Tak, dostałem ją na trzecim roku...
- Ach... –
Draco się zarumienił. – No cóż. Eeee tak... Wtedy gdy eeee...
mogliście mnie widzieć na Wieży Astronomicznej, z tymi trzema
dziewczynami... chciałbym, żebyście wiedzieli, że to były
spotkania koła naukowego.
- Taaak? – zapytał Ron. –
Oddawaliście się szczegółowym badaniom gwiazdozbioru Dra...
-
Zamknij się, Weasley!
*
Hermiona pomyślała,
że Harry wyraźnie czuje się winny, jakby był sprawcą jakiegoś
niecnego czynu. Zupełnie jak gdyby podstępem wkradł się do
dormitorium dziewcząt, chociaż przecież został tam zaproszony.
Spojrzał na porzucone na podłodze rajstopy Parvati jak na coś
skandalicznie nieprzyzwoitego.
- Chciałeś ze mną
porozmawiać, Harry? – ponagliła go Hermiona.
- Chcieliśmy
– powiedziała Ginny, przejmując pałeczkę, bo Harry z obawą
rzucał okiem na łóżka, jakby podejrzewał, że ukrywają się pod
nimi półnagie bajadery.
Harry otrząsnął się z
przerażających myśli.
- Draco to fajny gość – odezwał
się nagle żarliwym tonem.
- Poza tym, że regularnie wpada w
amok, że nie ma w sobie krzty moralności, i że sadystycznie
dręczył nas przez ponad pięć lat, tak?
Harry zamrugał.
-
No, cóż... Tak.
Ginny chrząknęła.
- Pomijając te
drobne wady, Draco ma wiele zalet.
- Jest inteligentny –
potwierdził Harry.
- Świetnie śpiewa.
- Doskonale gra
w szachy.
- Lubi książki.
- Jest zabawny.
- I ma
te dżinsy.
- Ta, jest bardzo przystojny. Eee... Słyszałem,
jak Parvati tak mówiła.
Hermiona osłupiała.
-
Słuchajcie, czy zdajecie sobie sprawę, że próbujecie umówić
mnie ze Ślizgonem? Z kimś z domu Slytherina! To ten dom, gdzie pija
się krew dziewic – odezwała się w końcu.
- Och, ale Draco
jest inny.
- Tak, jest ich przywódcą! Prawdopodobnie jest
uzależniony od dziewiczej krwi! Skoro myślicie, że jest taki
wspaniały, sami idźcie z nim na bal.
- Ja idę z Harrym.
-
Ja z Ginny.
- Harry, nie mówiłam do ciebie.
- Ach.
-
Nie mam zamiaru wrócić do domu na wakacje, oznajmiając rodzicom,
że mój chłopak zaraz tu będzie, tylko musi skończyć zamęczać
bezbronnego szczeniaka, którego znalazł na ulicy.
- Jestem
pewna, że Draco nie skrzywdziłby nawet muchy – odparła Ginny, po
krótkiej konsultacji z innymi, czy Neville Longbottom też się
liczy.
Hermiona z wściekłością rzuciła książkę na
podłogę.
- Czy wyście wszyscy zupełnie powariowali? Czy
jestem jedyną osobą w tym towarzystwie, która zachowała trzeźwe
spojrzenie na Draco „Jestem geniuszem zła. Hahaha!” Malfoya? To,
że wydaje mu się, że może się tutaj paradować z tymi swoimi
włosami, i dżinsami, i śpiewami, i dowcipami, i dżinsami, i... na
czym to ja skończyłam?
- Na dżinsach – podpowiedzieli jej
chórem Ginny i Harry.
- Nigdy do tego nie dotarłam. To
znaczy... czuję się bardzo szczęśliwa sama i nie torturowana.
Więc możecie sobie lecieć na ten Bal, i możecie sobie wszyscy być
razem, a ja będę sama i jednocześnie spełniona, podczas gdy ty
masz Harry`ego, a Ron ma Cho, a Draco Malfoy ma swoje...
-
Możliwości wyboru z olbrzymiego haremu zakochanych we mnie
niewolnic?
Ten niespodziewany, przeciągły głos spowodował,
że znajdujące się w pokoju dziewczęta zapiszczały.
Harry
był wyraźnie zakłopotany.
Hermiona wlepiała oczy w
znajdującą się za oknem twarz Draco.
- Co ty wyprawiasz?
-
Och – Draco uśmiechnął się ujmująco. – Wspiąłem się do
twojego okna po bluszczu. To bardzo romantyczny i niezwykły wyczyn,
tak myślę. Poprosiłbym cię, o możliwość wspięcia się tu po
twoich włosach, ale cóż, są nieco zbyt puszyste i na pewno się
elektryzują...
- Draco. Tam nie ma żadnej rośliny.
Draco
wzmocnił swój uśmiech o kilka stopni, z Ujmującego do Przemożnie
Czarującego.
- Teraz już jest.
Hermiona podbiegła do
okna.
- Wyhodowałeś bluszcz?
Ponad jej głową Harry i
Ginny pokazywali Draco ręce z kciukami uniesionymi do góry.
-
Ależ to musiało ci zająć kilka godzin... pewnie opuściłeś
zajęcia...
- Och, nie – uspokoił ją Draco. – Zmusiłem
Longbottoma, żeby to zrobił.
Kiedy okno zamknęło się z
hukiem, przytrzaskując mu palce, Draco odniósł dziwne wrażenie,
że nadal robi coś źle.
*
Następnego ranka
Draco ponuro wpatrywał się w kawę i dumał nad swoją aktualną
sytuacją.
Zło zostało pokonane. Co było zaskakująco
pozytywną rzeczą, bo – tym razem – to nie on był czarnym
charakterem.
Wynik: Malfoy – jeden. Murphy (a masz, ty
draniu!) – zero.
Ale teraz...
Teraz miał problemy ze
swoim życiem uczuciowym. Miał problem ze zdobyciem dziewczyny.
To
wydawało się takie... nienormalne.
A Chłopiec, Który
Przeżył, Ale No Cóż, Właściwie Nie Miał TEGO Rodzaju Życia,
usiłował skojarzyć go ze swoją przyjaciółką. Ha! Harry Potter,
ten, który nie rozpoznałby pikantnej sytuacji, nawet gdyby nago
wskoczyła mu do łóżka!
Gdyby tylko wiedział, co robi źle.
Zachmurzył się. Nadal był bogaty, prawda? O, tak, był
bardzo bogaty. Mmmm... hmmm. Tak, właśnie tak, sekretne konto w
szwajcarskim oddziale banku Gringotta, tak proszę, pomnażaj mój
majątek, jeszcze, jeszcze, ooo taaaak.
Nadal był czarującym,
dowcipnym, seksownym draniem. Na drugim końcu stołu Blaise Zabini i
Pansy właśnie układali o tym wiersz.
I nadal był
zachwycający. Prawda? Prawda, że tak?
Chociaż, jeśli o tym
mowa, już kwadrans minął, odkąd po raz ostatni sprawdzał czy
wszystko w porządku z jego fryzurą.
Uniósł łyżkę na
wysokość oczu.
Nie, nadal cudowny. O tak. Czy jego rysy
twarzy mogły być bardziej idealne? Nie. Chyba, że opisałby je
Homer.
Więc w czym tkwi problem?
Draco westchnął
ciężko. Najwyraźniej był już czas na radykalne posunięcia.
Utkwił w Hermionie Ogniste Spojrzenie. Pokładał w nim
wielkie nadzieje. Trenował je ostatniej nocy na Pansy, która
krzyknęła omdlewająco, zachwiała się i wczepiła się w jego
ubranie.
Kilka razy musiał wrzasnąć „Zły dotyk!” zanim
ktoś przyszedł mu na ratunek.
Jeszcze bardziej wzmocnił
Ogniste Spojrzenie. Jak tylko na niego popatrzy, planował posłać
jej uśmiech „Molestuj mnie”.
Nie popatrzyła! Dalej
czytała gazetę.
Była kobietą zimną jak stal.
Draco
czule przytulił do siebie kubek z kawą. Achhh, słodka wierna
kofeinowa kochanko. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.
Kiedy
pojawiła się jego sowa, drgnął nerwowo i oblał sobie koszulkę.
Wczoraj Lucjusz Malfoy w końcu napisał list do syna. Surowo
zabraniał mu w nim zapraszać na bal Rona Weasleya.
Nie mógłby
znieść niczego więcej.
Crabbe chwycił kopertę, zanim
wleciała do talerza Draco.
- Co to? – głucho zapytał
Draco.
- Wygląda jak... zaproszenie na ślub – odparł
Goyle. – Eee... Draco... Dlaczego dźgasz się nożem do masła?
-
Zabij mnie – jęknął Draco. – Wyświadczysz mi przysługę.
Odrzucony przez kobietę. Zaraz przeczyta najbardziej
makabryczny dokument w swoim krótkim życiu.
I och, Merlinie,
Edmund Mały-Wstrętny-Palant Baddock właśnie zderzył się z
Hermioną. Znowu.
A na dodatek ta kawa na jego koszulce.
-
Et tu Brute! – wymamrotał, oszalały.
Draco – jeden.
Murphy – 17.842.
Draco zaczął się zastanawiać jak ukraść
Seamusowi Prozac.
Rozdział
dwunasty
Bal
Bożonarodzeniowy
Zaproszenie
na ślub leżało obok jego talerza.
Kawa tworzyła malowniczą
plamę na jego koszulce.
W jego głowie rozlegały się dźwięki
alarmowych dzwonków i szaleńczego chichotu.
A Edmund Baddock
skrzywił się i powiedział:
- Z drogi, szlamo.
Jedyną
sensowną rzeczą, którą mógł zrobić w tym momencie, to
ześlizgnąć się z krzesła pod stół i cicho skomleć.
Oczywiście Malfoyowie nie skamleli, ale pomyślał, że może
jakieś męski bełkot uszedłby mu na sucho.
Jakim cudem
znalazł się nagle na nogach, przyciskając Edmunda do najbliższej
ściany, stanowiło dla niego wielką zagadkę.
Ogarnięty
morderczą furią, jak przez mgłę usłyszał pomruk Seamusa “Och,
Merlinie, pedofilia” i odgłos ciała spadającego z krzesła.
-
Nigdy więcej tak do niej nie mów.
Nie rozumiał, absolutnie
nie mógł zrozumieć, czym było to uczucie.
- Nie waż się
jej tak nazywać. Bo to oznacza, że ona jest kimś gorszym od
ciebie, a ty powtarzasz tylko śpiewkę Śmierciożerców i nawet nie
zastanawiasz się nad sensem tego, co mówisz!
A potem to samo
powtórzył sobie. I znowu, i jeszcze raz.
- I nie mów mi o
czystej krwi – usłyszał swój warkot. – Popatrz na nich –
wskazał głową w stronę Crabbea i Goyle`a. – Spójrz na nich, a
potem na nią i zastanów się – przemyśl to bardzo dokładnie –
zanim kiedykolwiek nazwiesz kogoś szlamą.
A potem przestał
krzyczeć. A wszyscy obecni na Wielkiej Sali wpatrywali się w niego.
A on właśnie wygłosił płomienne przemówienie, będące
przejawem świętego oburzenia, ukazujące jego postawę moralną, a
na jego koszulce była kawa, i było jasne, że zrobił z siebie
kompletnego idiotę.
Co sobie pomyśli Hermiona?
Draco
zaczął rozważać opcję poddania się eutanazji.
*
-
Cóż, to było zabawne – stwierdził Draco, idąc korytarzem ramię
w ramię z Harrym. – Już widzę te kretyńskie listy pierwszaków
„Kochana mamusiu, dzisiaj podczas obiadu Draco Malfoy urządził
swoje cotygodniowe przedstawienie pod tytułem Kompletny Kretyn
Szalejący Na Punkcie Dziewczyny, Która Go Nie Lubi”.
- Ona
cię lubi – pocieszył go Harry. – Tylko nie chce się z tobą
umówić.
- Ale dlaczego? – lamentował Draco. – Jestem
wspaniały, i uroczy, i perfekcyjny w każdym calu!
Harry
zamrugał.
- I porażająco skromny.
- Cóż... –
stwierdził skromnie Draco.
- Może miałbyś większe szanse u
Hermiony, gdybyś nie flirtował z każdą kobietą, na którą
spojrzysz – zasugerował Harry.
Draco wydawał się bardzo
urażony.
- Nic takiego nie robię! Hej, witam, Szalenie
Ponętna Damo.
Harry chrząknął, a Gruba Dama zachichotała i
otworzyła przejście.
- A teraz, skoro jestem już pewien, że
w głębi duszy jesteś bardzo porządnym...
- Potter!
-
Naprawdę głębokiej głębi...
- Próbuj dalej
-
Piekielnej głębi.
- Twoja niezachwiana wiara w dobro tego
świata wywołuje we mnie mdłości.
- Skoro wiem, że nie
jesteś... Voldemortem w przebraniu...
- Skąd wiesz? –
zapytał Draco. – Ble!
Harry westchnął.
- Może nie
chce się z tobą umówić dlatego, że nie potrafisz normalnie
rozmawiać?
- Do głowy przychodzą mi same złote myśli, nie
umiem inaczej. Nic nie mogę na to poradzić, taki się urodziłem. W
naturze musi być jakaś równowaga.
Harry był wyraźnie zbity
z tropu.
- Już teraz jestem oszałamiający, inteligentny i
charyzmatyczny – wyjaśnił Draco. – Wyobraź sobie, co by było,
gdybym na dodatek był słodki i myślał dyskursywnie. To byłby
kompletny chaos. Brodziłbym po kolana w mdlejących kobietach i w
efekcie nigdy nie mógłbym do niczego dojść.
- Przypomnij
mi, dlaczego zostaliśmy twoimi przyjaciółmi...
- Niedługo
będą moje urodziny – odparł Draco. – Wymyśliłem, że w ten
sposób dostanę więcej prezentów.
Ron spojrzał na
wchodzących do pokoju wspólnego chłopców.
- Będziesz
musiał nam coś podpowiedzieć – powiedział. – Pamiętaj, że
odkąd cię polubiliśmy, planujemy kupić ci na urodziny obrożę.
Z drugiego końca pokoju dobiegł ich głuchy odgłos
upadającego ciała.
- Tego już za wiele, teraz ty zaczynasz
dręczyć Seamusa?! – wrzasnęła Lavender.
*
Na
górze, w dormitorium dziewcząt, Hermiona leżała z głową opartą
na kolanach Ginny.
- Nigdy nie sądziłam... że zrobi coś
takiego – odezwała się przytłumionym głosem.
- Tak,
szkoda, że Colin nie zrobił mu zdjęcia – odparła Ginny i
zachmurzyła się. – To głupie, że został sługą zła i siedzi
teraz w azkabańskim poprawczaku dla młodocianych Śmierciożerców.
- Och Merlinie, co za koszmar! – Hermiona ukryła twarz w
dłoniach. – I co ja mam teraz zrobić?
- Cóż, mogłabyś
go wykorzystać w jakiś przyjemny sposób.
- Ginny. To co
zrobił było takie... wspaniałe.
- Skoro tak uważasz,
mogłabyś mu to jakoś okazać. Może jakieś szybkie bzykanko?
-
Ginny! – Hermiona była oburzona. – Ty podstępna lisico!
Ginny
sprawiała wrażenie mile połechtanej.
- A jeśli ci się to
nie uda, mogłabyś chociaż iść z nim na Bal.
- Ja... cóż...
on mnie wcale nie zaprosił?
Ginny spojrzała w dół, na twarz
Hermiony.
- Nie zaprosił – rzekła Hermiona zdecydowanym
tonem. – A ja... O rany, to idiotyczne... jego ojciec próbował
cię zabić...
Ginny lekceważąco machnęła ręką.
-
Przestań żyć przeszłością.
- I jest amoralny, i
denerwujący, i... blondyni mi się nawet nie podobają!
-
Nonsens! – zaprzeczyła Ginny energicznie. – Wszystkim podobają
się blondyni!
Hermiona osłupiała.
- Wszystkim oprócz
mnie – dodała Ginny szybko. – Ja kocham Harry`ego.
Hermiona
odetchnęła i postanowiła zignorować poprzednią uwagę
przyjaciółki.
- Posłuchaj... nie można wiązać się z kimś
tylko dlatego, że jest bardzo atrakcyjny. Ten ktoś musi do ciebie
pasować. Nigdy nie byłabym w stanie zaakceptować jego
charakteru... on jest niebezpieczny. Nie da się go nawet lubić.
Ginny opadły ręce.
- Powiedz mi jedno Hermiono. Czy
tobie w ogóle na nim nie zależy?
Hermiona przygryzła wargę.
- Oczywiście, że mi na nim zależy! – odparła. – I w tym
właśnie problem.
*
Hermiona podejrzewała,
że Ginny nikczemnie ją zdradziła.
Wyglądało na to, że
nagle cały świat wie, że poszłaby na bal z Malfoyem, jeśliby ją
o to poprosił.
I cały świat wydawał się ją obwiniać.
Naturalnie wszystkie te zarzuty były bez sensu.
Hermiona
skupiła się na odrabianiu zadania z numerologii.
Draco nadal
nie zaprosił jej na bal.
Oczywiście był teraz bardzo
zaabsorbowany wieścią o eee... ślubie w swojej rodzinie.
Podobnie
jak reszta Malfoyów. Lotem sowy rozniosły się wieści, że Lucjusz
Malfoy, odkąd usłyszał tę wiadomość, bierze jakiś dziwny
mugolski lek, Prozac.
Co nie powstrzymało go przed wysyłaniem
do Draco wyjców, rozkazujących mu nie zapraszać Rona ani Harry`ego
na bal.
Tego dnia Draco wypił kawę wprost z dzbanka.
Więc
był bardzo zaaferowany i zestresowany całą tą sytuacją. Na pewno
zamierza ją zaprosić. Szaleje na jej punkcie.
Oczywiście
odrzucała go dość regularnie.
I tak naprawdę, czy
krzaczastowłosy mól książkowy mógł być przedmiotem
zainteresowania najbardziej boskiego, platynowego blondyna w
obcisłych dżinsach?
A jednak... odrzucał wszystkie inne
zaproszenia. Na pewno zamierza...
Hermiona uniosła wysoko
głowę.
Wcale jej nie zależało. A w ogóle to wcale nie
chciała iść na ten bal. I tak zamierzała wykorzystać ten czas,
żeby w spokoju się pouczyć. Zdecydowanie nie miała ochoty iść
na bal z Draco Malfoyem.
Cały czas powtarzała to sobie po
cichu. W dzień balu, ku konsternacji osób, które były wtedy w
pobliżu, powiedziała to sobie głośno.
- Z tobą? –
zdumiał się Seamus. – A niby dlaczego Malfoy miałby iść na bal
z tobą?
Hermiona rzuciła mu Mordercze Spojrzenie i wybiegła
z pokoju.
- Przecież ty jesteś – wymamrotał Seamus w ślad
za nią – dziewczyną.
*
W przeddzień balu
Draco dostał z domu paczkę.
Zawierała czarne aksamitne szaty
oraz surowe przykazanie od ojca, że ma je założyć i natychmiast
przestać zabawiać się w te gorszące mugolsko-ubraniowe
przebieranki.
Rozkazał mu także przestać zabawiać chłopów
z Gryffindoru w swojej sypialni.
Draco zmarszczył nos,
odczytując te wszystkie wykrzykniki. Nie miał wątpliwości, skąd
ojciec czerpie takie informacje i pomyślał, że Pansy kompletnie
wypuściła z rąk wodze swojej wyobraźni.
Ta miłosna obsesja
na punkcie przystojnego chłopaka z pewnością zaszkodziła jej na
głowę.
A te szaty... Draco spojrzał na nie i zrobił
przerażoną minę.
Były fatalne. Ich fason w ogóle nie
podkreślał kształtów. Nie żeby mu na tym zależało z jakichś
egoistycznych powodów. Po prostu wszystkie dziewczęta w Hogwarcie
liczyły na niego. Oczekiwały, że zadba o ich rozrywki.
To
byłoby wobec nich nie w porządku.
- Do kogo jest ten list? –
zapytała złowieszcza sylwetka w kapturze, pojawiając się nagle
tuż przed nim.
Draco obojętnie spojrzał na intruza.
-
Do mnie.
- Adresują do ciebie listy, pisząc na nich DEMONOM?
Cóż, to dość akuratne.
Draco zarumienił się.
- To
dlatego, że nazywam się Draco Eros Magnus Optimus Narcissus Ortus
Malfoy! A w ogóle to ktoś ty?
Zapytał raczej z niewielkim
zainteresowaniem, tak po prostu. Tajemnicze, zakapturzone postaci,
kręcące się po pokoju wspólnym Slytherinu, były czymś tak
oczywistym jak słońce na niebie.
Jedynym powodem, dla którego
szybko odsunął się od tej sączącej krew jednorożca, czarno
odzianej figury, było podejrzenie, że to Pansy Parkinson.
-
Blaise – powiedział chrapliwy głos spod kaptura.
- Blaise?
– Draco zmrużył oczy. – Och. Och, rozumiem. Pełnia? Fatalnie.
Wyjaśniłeś to osobie, z którą idziesz na bal?
- Biorę
Lavender Brown i Seamusa Finnigana – odpowiedział Blaise zsuwając
kaptur i uśmiechając się demonicznie. – Ona już wie. Była
nieco oszołomiona, ale wyraźnie zadowolona. A on był chyba zbyt
naćpany, żeby zareagować.
- Mogłeś go zabić – zauważył
Draco pogodnie.
- Nie byłby pierwszym, którego zabiłem –
uśmiechnął się Blaise.
Ani pierwszą kobietą. Ani
pierwszym zwierzakiem domowym.
Ze względu na poczucie
wspólnoty ślizgońskiej, Draco nie wyrzekł swoich myśli na głos.
Blaise usiadł koło niego.
- Mówiłem już, jak jest mi
przykro z powodu tej błahostki z eliksirem? Wiesz przecież, że
nigdy z premedytacją nie zrobiłbym nic, co mogłoby cię uszkodzić,
ty mój wspaniały, seksowny cukiereczku.
- Eeee... W porządku.
Przeprosiny przyjęte. Mógłbyś nie siedzieć tak blisko?
Blaise
westchnął.
- Colin mnie wystawił. Nie zależało mu na mnie.
Nawet to, że jestem biseksołakiem* nie zrobiło na nim żadnego
wrażenia. Wciąż szukam kogoś odpowiedniego... chciałbym mieć
kilka osób, tylko dla siebie. – Ożywił się nagle. – A, jeśli
chodzi o bal... może się do nas przyłączysz?
- To by zabiło
Finnigana – odparł zamyślony Draco. – A poza tym, idę z
Hermioną Granger.
Blaise oklapł i zabrał rękę z kolana
Draco.
- Nie wiedziałem.
- Ona też nie wie.
-
Chcesz powiedzieć, że jeszcze jej nie zaprosiłeś? Skąd wiesz, że
z tobą pójdzie?
Draco milczał przez chwilę.
- Ba! O
to właśnie chodzi. Nie wiem.
Ta niepewność była dla niego
czymś zupełnie nowym. Ale miało to swoje dobre strony.
Nawet
jeśli istniała szansa, że pójdzie sam, przynajmniej będzie
odpowiednio ubrany.
Draco spojrzał na aksamitną szatę i
nagle wpadł na fantastycznie szatański pomysł.
Zawołał
skrzata domowego.
*
Wieczorem, przed balem,
Hermiona ucałowała wszystkich na pożegnanie. Obie pary
zaoferowały, żeby poszła z nimi, ale zdecydowanie odmówiła.
-
Jak chcesz – zgodził się szybko Ron, rzucając okiem na Cho. –
Myślę, że to będzie mój szczęśliwy wieczór.
Harry`emu
zaparło dech z oburzenia.
- Chodź z nami Hermiono. My na
pewno nie będziemy robić nic nieprzyzwoitego.
- Tylko mu się
tak wydaje – wymamrotała pod nosem Ginny.
Podstępna lisica.
Hermiona uśmiechnęła się i ponagliła ich do wyjścia.
Poprosiła jeszcze tylko, żeby ktoś zrobił zdjęcie Seamusowi, gdy
w holu spotka się ze swoimi partnerami.
Wcale nie miała
ochoty iść na ten głupi bal.
Ubrała się w swoją milusią
wygodną piżamę, założyła na nogi puszyste bambosze i zaparzyła
sobie kawę. Jedyne czego pragnęła, to spokojnie się pouczyć.
I
było jej absolutnie obojętne, że wszyscy inni świetnie się
bawią.
I oczywiście wcale nie obchodziło jej, z kim Draco
Malfoy pójdzie na bal. O, na pewno nie. I miała gdzieś, co i z kim
będzie robił. I nigdy nie była tym zainteresowana, nawet przez
chwilę. I byłaby najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby już
nigdy go nie zobaczyła.
Draco Malfoy stał w drzwiach.
Uśmiechał się w taki sposób, że gwałt na nim każdy sąd
uznałby za czyn całkowicie usprawiedliwiony. Światło pochodni
okalało jego głowę nimbem boskości, a oczy błyszczały mu jak
upadłemu aniołowi.
Ubrany był w... coś, co przypominało
niezwykle dopasowany futerał z czarnego aksamitu. Aksamitu, który
otaczał jego ramiona, mocno obejmował tors i przyciskał się do
jego bioder jak zafascynowany kochanek. Aksamitu, który podkreślał
kolor spoczywających na nim włosów tak, że lśniły niczym
srebrne światło. Aksamitu, który sprawiał, że Draco wyglądał
szczupło, oszałamiająco i rozkosznie grzesznie.
Uśmiechnął
się znowu, tym razem leniwie i mefistofelicznie – jak ktoś, kto
doskonale zdaje sobie sprawę, że osoba stojąca przed nim
rozpaczliwie usiłuje powstrzymać się od bezprawnego ograniczenia
jego wolności osobistej.
- Cześć, Hermiono.
*
Pięć minut wcześniej, przed wejściem do pokoju
wspólnego, Draco Malfoy przeżył najbardziej nieswoisty atak
paniki.
Przypomniał sobie, że na cześć balu, Gryfoni
postanowili zmienić hasło... a on nie znał nowego.
Cholera.
Nawet teraz Murphy go prześladował!
Stał tam, w swoim
nowym ubraniu, po trzech godzinach spędzonych przed lustrem na
układaniu włosów, gotowy na podjęcie emocjonalnego wyzwania.
(Wbrew jednej z najważniejszych zasad Kodeksu Malfoyów - paragraf
33: Nigdy się nie angażuj. Naprawdę. Nigdy!)
Stał tam,
zamyślony, samotny i mówił do siebie.
- Jak mam przejść
koło Grubej Damy... och, chwileczkę! To przecież Gruba Dama. Dama.
To kobieta! A ja jestem Draco Malfoyem! No dobrze, więc problem
rozwiązany.
Oczywiście, rozmowa z samym sobą może czasem
doprowadzić do rozwiązania pewnych kwestii.
Jeśli jest się
zabójczo seksowym.
Draco wygładził swoje i tak nieskazitelne
szaty, odrzucił do tyłu włosy i uśmiechnął się tak, jak
nauczyła go babka wila; w sposób, który powodował, że lustra,
spadając ze ścian, składały mu niedwuznaczne propozycje.
Oparł
się o ścianę i wpił płomienny wzrok w portret Grubej Damy.
-
Co taka dziewczyna jak ty robi tutaj, wisząc przy takim wejściu jak
to?
*
- D... Draco!
Oczywiście, jąkam
się, pomyślała Hermiona. Oniemiałam. Każdy by oniemiał. Tak
samo zareagowałabym, gdyby pojawił się tu nagle Filch w czarnym
aksamicie.
Draco był wytrącony z równowagi, widząc wyraz
czystej odrazy, przebiegający przez twarz Hermiony.
W końcu
udało jej się opanować i odpędzić od siebie irytującą wizję.
- Co ty tu robisz?
Draco ruchem głowy odrzucił do tyłu
włosy.
- Ach. Miałem nadzieję, że uczynisz mi ten honor i
przyjmiesz moją propozycję towarzyszenia ci na balu.
Hermiona
uniosła brwi.
- A dlaczego przyszedłeś zaprosić mnie tak
późno?
Draco nieco spanikował.
- Ja... eee...
I
nagle furia, która czaiła się w Hermionie przez kilka ostatnich
dni, zerwała się na równe nogi i skoczyła mu do gardła.
-
Och, okazało się, że nie masz z kim iść, więc raczyłeś się
pojawić. Tak?! Ktoś cię odrzucił, a ty pomyślałeś sobie, że
najbezpieczniej będzie zaprosić biedną, samotną Hermionę?! No
cóż, teraz wiem, że jesteś...
- Przepraszam bardzo! –
przerwał jej Draco. – Nie, nie jestem. A ty nic nie wiesz! Jesteś
pozbawioną uczuć psychopatką! Na Merlina! Śpiewałem dla ciebie
cholerną piosenkę. Kobieto, co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
Pełny striptiz na środku Wielkiej Sali?
To było bardzo
sugestywne. Ale Draco wrzeszczał nadal.
- Odtrąciłaś mnie
tyle razy, że mam cholerne zawroty głowy, ty głupia Gryfonko, a
teraz przyszedłem tu znowu, nie zważając na to, jak żenujące
byłoby dla mnie, gdybyś mi znowu odmówiła, bo myślałem, że
jeśli z nikim się nie umówię, to zdołam cię przekonać, że
jedyną osobą, z którą chciałbym iść, jesteś ty!
-
Och...
- I jak śmiesz insynuować, że ktokolwiek mnie
odrzucił! – dorzucił oburzony. – Mnie! Nie bądź śmieszna!
Hermiona stłumiła śmiech. Nie zamierzała mu pozwolić na
siebie krzyczeć tylko dlatego, że był przy tym tak zabawny.
Zresztą, uciekanie się w tej sytuacji do humoru byłoby tanim
chwytem.
- Powiedz mi Draco, dlaczego właściwie chcesz iść
ze mną? – zapytała oficjalnym tonem.
Nie odpowiedział.
Spojrzała na niego ostro, a potem podążyła za jego
zafascynowanym wzrokiem, skupionym na jej kubku z kawą.
-
Draco!
Zamrugał.
- Hę? Och, tak. Przepraszam. O co
pytałaś?
- Dlaczego. Chcesz. Iść. Ze. Mną... och, na wrota
Azkabanu, wypij tę cholerną kawę, jeśli tak bardzo musisz.
Nigdy
nie widziała, żeby ktoś poruszał się tak szybko.
Między
jednym a drugim łykiem kawy Draco powiedział coś jakby „kocham
cię”, ale brzmiało to bardzo niewyraźnie, a Hermiona nie
wierzyła niczemu, co mówił uzależniony, który znajdował się w
szponach swojego nałogu.
- Chcę iść z tobą bo... – Draco
przerwał na moment – jesteś słodka?
- Postaraj się.
Bardziej.
- Ja... bo... och, posłuchaj, Hermiono! Jestem
Malfoyem! Nie okazujemy nic w rodzaju szczerych emocji, a tym
bardziej uczuć. Nie jestem nawet pewien, czy uznajemy za legalne
małżeństwa z miłości. Nie moglibyśmy po prostu... przyjmij do
wiadomości fakt, że gdy nic nie mówię, to ty wiesz, że... mówię
właśnie te rzeczy, jakie mówią ludzie, którzy są...
-
Normalni?
Hermiona odsunęła krzesło i wstała. W tym samym
momencie zauważyła, że blask ognia zaczął odbijać się w
plastikowych oczach jej bamboszy w kształcie króliczków.
-
Powiedz mi Draco. Dlaczego to, że jesteś Malfoyem, miałoby być
powodem, dla którego powinnam traktować cię wyjątkowo?
Spojrzała
na stojący na stole pusty kubek, a gdy podniosła głowę, twarz
Draco znajdowała się bardzo blisko.
Oszołomiona, patrzyła
prosto w jego oczy. Widziała swój własny obraz odbijający się w
taflach roztopionego srebra.
Draco był nieco zdenerwowany, nie
mógł złapać oddechu i wyglądał cholernie seksownie.
-
Cóż. Malfoyowie posiadają pewne zalety, które rekompensują
niewielkie niedogodności.
Nie uderzyła go.
Zamierzała
go uderzyć, właśnie w chwili, kiedy poczuła jego usta na swoich.
Zamierzała uderzyć go tak mocno, żeby zobaczył wszystkie
gwiazdy... zaraz po tym jak wyplącze dłonie z jego włosów, zaraz
po tym jak uwolni się spod tych gorących, namiętnych,
utalentowanych warg, zaraz po tym jak przestanie wydawać ten
żenujący odgłos, gdy popchnął ją na stół i..
Odsunął
się. Hermiona poczuła się dotknięta.
- I co powiesz na to?
- ...ardz... - Hermiona wzięła się w garść. - Musisz się
bardziej postarać – oznajmiła chłodno. – I proszę, użyj
słów.
Draco czuł się kompletnie wykończony. Po mistrzowsko
wykonanym pokazie talentów Malfoyów (choć od wieków nie był
prawiczkiem), nie był w stanie skonstruować żadnego logicznego
zdania.
Poza “weź mnie tu i teraz”.
Czasami poważnie
zastanawiał się, czy aby naprawdę nie przynosi hańby swojemu
nazwisku.
- To dlatego, że... ty... jesteś taka inteligentna,
ale masz te wszystkie zasady, których ja w ogóle nie rozumiem, ale
z jakiegoś powodu uważam, że są bardzo pociągające...
Hermiona
złagodniała.
- Chcesz powiedzieć, że dzięki mnie stajesz
się lepszym człowiekiem?
Draco skrzywił się.
- Coś w
tym sensie. Proszę, nie mów o tym nikomu.
Najwyraźniej każdy
Malfoy miał określony limit, powyżej którego nie mógł już
znieść większej dawki moralności.
- Jeśli się zgodzisz –
powiedział nagle Draco – to niczego nie będę żałował. Tej
sprawy ze szczurem. Tego, że nazwisko Malfoyów zostało zhańbione.
Tego, że mojemu ojcu grozi zawał. Nawet... tego ślubu. Niczego. Bo
wtedy to wszystko będzie miało jakiś sens... jeśli tylko się
zgodzisz.
- A jeśli nie?
Draco wykrzywił usta.
-
Wtedy, pomimo wszystko, będę zmuszony podjąć próbę zdybania
Pottera pod prysznicem.
Hermiona się roześmiała.
I
zrobiła strasznie głupią i wyjątkowo nietypową rzecz. Ale Draco
stał tam, wyglądając absolutnie cudownie. Wyraźnie czuł się tak
niepewnie, i wcale nie zachowywał jak klasyczny Ślizgon.
I po
raz pierwszy stwierdziła, że nie robi tego specjalnie.
Wyciągnęła
rękę.
- Pójdę z tobą.
Draco uśmiechnął się.
-
Eeee... Ale muszę się przebrać.
- Nie musisz tego robić dla
mnie – zapewnił ją Draco. – Jeśli chcesz, mogę przez całą
noc tańczyć z tobą, ubraną w piżamę. Ale jeśli uważasz, że
skąpy negliż byłby bardziej odpowiedni na taką okazję...
Pacnęła go podręcznikiem.
- Bądź grzeczny. Założę
się, że jesteś fatalnym tancerzem.
- Jestem wspaniałym
tancerzem – oburzył się.
- Nawet gdy nie jesteś szczurem?
Draco spojrzał na nią z wyrzutem. I nagle coś sobie
przypomniał.
- Eeee.. Hermiona... Myślę, że lepiej będzie,
jak poczekam na ciebie na zewnątrz. Bo wiesz, byłem zmuszony użyć
bardzo przekonującej perswazji, żeby się tu dostać i... Myślę,
że Gruba Dama nie byłaby zbyt szczęśliwa, widząc mnie z inną
kobietą...
Hermiona była rozdarta pomiędzy uczuciem zgrozy i
zachwytu.
- Chcesz powiedzieć, że uwiodłeś... portret? Jak
to w ogóle możliwe? Czy portrety mają hormony?
Draco
podniósł wysoko głowę.
- Jeśli chodzi o Malfoyów, wszyscy
mają hormony.
Tym razem nie mogła powstrzymać się od
śmiechu.
- Draco... ty zwierzaku.
KONIEC