382 Leabo Karen Szczęście raz się uśmiecha


Leabo Karen

Szczęście raz się uśmiecha


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Aksamitny głos recepcjonistki wyrwał Holta z zadumy. Podniósł oczy znad strony gazety, w którą bezmyślnie się wpatrywał.

Młoda recepcjonistka uśmiechnęła się łagodnie.

Czy Megan Carlisle jest, jak wynika z raportu prywatnego detektywa, bogatą snobką? Dziwne, że w ogóle gdzieś pra­cuje. Być może znudziło ją chodzenie po sklepach i praca charytatywna. Zresztą, najpewniej nie jest to prawdziwa pra­ca, lecz sposób na miłe spędzanie czasu. Rodzaj przechowal­ni dla rozwiedzionych paniuś z towarzystwa, które są zbyt dorosłe, by nadal mieszkać z mamusią, ale i zbyt niezaradne, by same się utrzymać. Właściciel NuWorld należał do wpły­wowych kręgów w Dallas. Być może zatrudnił Megan Carlisle, by wyświadczyć uprzejmość jej matce, być może zrobił to z innych powodów. W tej firmie mogła do woli bawić się kolorowymi farbkami i udawać, że wykonuje sen­sowną robotę.

Widział ją tylko na jednym grupowym zdjęciu, do tego bardzo niewyraźnym. Był ciekaw, czy Megan jest podobna do Briana.

Bezlitosne teksańskie słońce prażyło przez szyby i w po­czekalni było parno, dlatego Holt rozluźnił kołnierzyk. A może zawodziły go nerwy? Nawet przed samym sobą nie chciał się do tego przyznać, chociaż miał powody, by się denerwować. Po miesiącach poszukiwań wreszcie stanie twa­rzą w twarz z kobietą, która dała życie jego synowi. Nigdy nie myślał o niej jako o matce Briana. Tylko Shelley, jego żona, zasługiwała na to miano.

Otworzyły się frontowe drzwi i do poczekalni weszła ko­bieta. Obładowana była stertą katalogów i folderów, poza tym dźwigała dużą czarną teczkę, a z jej ramion zsuwała się torba.

- Co za ranek! - wykrzyknęła, spoglądając znad niebez­piecznie chwiejącego się stosu papierów. Holt zdołał zauwa­żyć tylko jej brązowe, aksamitne oczy, zerkające spod cie­mnej grzywki.

Recepcjonistka chrząknęła i wskazała na Holta:

Spojrzała w jego stronę, a Holtowi zaschło w gardle.

Poczuł narastającą złość, ale uczuciu temu towarzyszyło coś" jeszcze: nagła słabość w kolanach i ucisk w żołądku. Nie, takich emocji się nie spodziewał i bardzo ich sobie nie życzył.

Megan, przepraszając za spóźnienie, delikatnie się uśmie­chnęła i wyciągnęła ku niemu dłoń:

Jednak gdy w powitalnym geście poruszyła ręką, misterna równowaga skomplikowanej konstrukcji została zachwiana i spiętrzone papiery z hukiem runęły na podłogę. Holt zdołał pochwycić ostatni folder w chwili, gdy recepcjonistka rzuciła się zza biurka na ratunek, mamrocząc przy tym coś pod nosem.

Holt położył folder na szczycie powtórnie skonstruowanej przez Megan piramidy i wreszcie ujął jej delikatną t ciepłą dłoń.

Nie czekając na odpowiedź, Megan podała mu dwa ol­brzymie katalogi, odsłaniając przy tym twarz, której był tak ciekaw. Uważnie przyjrzał się jej rysom i całej postaci, szu­kając podobieństwa do Briana. Nie, ta postrzelona kobieta w niczym nie przypominała jego wysokiego i kościstego sy­na. Miała zaledwie około metra pięćdziesięciu pięciu wzro­stu oraz figlarną twarz, a jej zgrabny nos usiany był piegami.

Włosy Briana były czarne, natomiast włosy Megan miały odcień czekoladowobrązowy i powiewały we wszystkich kierunkach, gdy prowadziła Holta do swego biura.

Usłyszeli głos doganiającej ich recepcjonistki:

Położyła plik różowych karteczek na szczycie niesionych przez Holta katalogów i uśmiechając się przepraszająco, wróciła za biurko.

Holt odpowiedział w najbardziej banalny sposób, choć tysiące innych możliwości cisnęło mu się na usta. W tej chwili pragnął bowiem tylko jednego, a mianowicie jeszcze raz dotknąć Megan, by przekonać się, czy jej ciało jest na­prawdę aż tak gładkie i delikatne, jakim się wydawało pod lawendowym, jedwabnym podkoszulkiem i idealnie dopaso­wanymi spodniami. Ubranie było skromne, lecz w dobrym gatunku i w odpowiedni sposób podkreślało krągłości ciała Megan.

Wygląd pani Carlisle kompletnie zaskoczył Holta. Spo­dziewał się ujrzeć kobietę wysoką i wyniosłą, przywykłą do patrzenia z góry, która na wieść o tym, że jest poszukiwana przez własnego syna, natychmiast skontaktuje się ze swoim prawnikiem - tylko po to, żeby się zabezpieczyć przed wszel­ką odpowiedzialnością. Teraz jednak gdy Megan Carlisle stała się osobą realną, nie mógł sobie nawet wyobrazić, by w ogóle miała jakiegoś prawnika.

Cóż, wygląd może być zwodniczy. Holt nie zamierzał zdradzać Megan prawdziwego powodu ich spotkania, dopóki dobrze nie pozna jej charakteru. Nie pozwoli jej skontakto­wać się z Brianem, zanim się upewni, że Megan go nie skrzywdzi. Chłopak wycierpiał już dostatecznie dużo w swym krótkim życiu.

Megan, wciąż obładowana folderami, zatrzymała się przed drzwiami do swojego biura. Otworzyła je nogą, a ło­kciem zapaliła światło.

Holt poszedł w jej ślady, ponieważ nie miał innego wy­boru: każdy kąt małego pomieszczenia, nie wyłączając biur­ka, deski kreślarskiej, szafki, półek i krzeseł, zasłany był papierzyskami. Ściany i drzwi oblepione były kartkami z różnych katalogów. Ramsey oszczędził tylko karteczki z wiadomościami dla Megan, kładąc je na biurku.

Megan beztrosko zdjęła z krzesła pudełko z kolorowymi próbkami i usiadła, oddychając przy tym z ulgą.

Holt opróżnił krzesło i usiadł. Poruszał się w zwolnionym tempie, bo jego umysł zaprzątnięty był problemem, jak roz­począć rozmowę. Jednak nie miał wielkiego wyboru i posta­nowił udawać, że jest ogromnie zainteresowany nowym wy­strojem swojej kuchni.

Jej promienny uśmiech rozjaśnił całe pomieszczenie:

Z trudem opanował grymas podczas wypowiadania tak wierutnego kłamstwa. Bo przecież Megan Carlisle by­ła tak bardzo zaskoczona faktem, że ktoś ją polecił, iż mogło to oznaczać tylko jedno: w swoim zawodzie była nieudacz­nikiem.

Ze sterty papierów wyciągnęła oprawiony w skórę notat­nik, kosztowne pióro i kalkulator.

Nagle zamilkła, a jej pióro zawisło w powietrzu.

Uniemożliwiając Holtowi jakikolwiek sprzeciw, zerwała się z krzesła, zgarnęła różne drobiazgi do torebki i gestem wskazała na drzwi, co oznaczało, że ma iść za nią. Było mu to bardzo nie na rękę, ponieważ nie chciał, by ich spotkanie nabrało towarzyskiego charakteru, jednak Megan nie pozo­stawiła mu wyboru.

Przez chwilę dość obojętnie przeglądała karteczki, gdy jednak dotarła do ostatniej, na jej twarzy zagościł rzewny uśmiech.

Odłożyła karteczkę i nadal na pozór beztroska, ruszyła w kierunku drzwi. Naprawdę jednak jej nastrój uległ gwał­townej zmianie. Holt ujrzał nową Megan, niepewną siebie i bezbronną.

Megan obserwowała nowego klienta znad szklanki z mro­żoną herbatą. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, zacze­sane do tyłu kasztanowe włosy i wysokie czoło. Spojrzenie jego intensywnie ciemnoniebieskich oczu znamionowało in­teligencję. Nie był przystojny, miał na to zbyt ostre rysy, ale emanował męskością. Pomimo nienagannych manier biła od niego pierwotna siła i nieodparty erotyzm.

Ku jej zaskoczeniu, ta mieszanka bardzo ją pociągała.

Ponieważ ani razu nie wspomniał o żonie i nie nosił obrącz­ki, chyba był samotny. Gdy w biurze siedzieli twarzą w twarz, choć usilnie starała się nie przekroczyć zasad pro­fesjonalnego zachowania, wyobraźnia spłatała jej figla. Już od tak dawna - od zbyt dawna - nie podniecił jej widok mężczyzny, dźwięk jego głosu, błysk w oczach.

Wiedziała jednak, jak bardzo niebezpieczne są takie ma­rzenia, dlatego zajęła się kanapką i postanowiła skierować swoje myśli na inne tory. Na przykład na tę wiadomość od Heather Shipman.

Heather była najlepszą szkolną przyjaciółką i powiernicą Megan. Jej jedynej zwierzyła się, gdy zaszła w ciążę. Nieste­ty, Heather nie sprostała sytuacji, okazała małe zainteresowa­nie jej problemami. Również Megan nie była bez winy. Zroz­paczona i przepełniona żalem, odwróciła się od wszystkich dawnych przyjaciół, uznała bowiem, że nikt z nich nie jest w stanie jej zrozumieć.

Megan z nostalgią wpatrywała się w nabazgrane na różo­wej kartce imię utraconej przyjaciółki. Czego Heather może od niej chcieć po prawie czternastu latach?

Głos Holta sprowadził Megan z obłoków na ziemię. To na pozór niewinne pytanie zdawało się mieć jakiś niepokoją­cy podtekst.

Gdy Holt brał do ręki kolorowy folder, Megan przyjrzała się jego dłoniom - silnym, lecz nie pozbawionym wdzięku, z długimi palcami. Zastanawiała się, kim jest z zawodu. Luźne spodnie khaki i niebieska koszula nie wyglądały na strój odpowiedni do pracy. Być może dzisiaj miał wolny dzień.

Dziwne, lecz Megan wydawało się, że w oczach Holta dostrzegła panikę.

Megan uśmiechnęła się.

Ponownie odniosła wrażenie, że Holt nie jest zachwycony perspektywą goszczenia jej pod swoim dachem. Ciekawe, dlaczego?

Czuła, że jeśli nie zgodzi się na ten termin, Holt po prostu wstanie od stolika i tyle go będzie widziała. Trudno, przełoży inne spotkania, ale takiego klienta nie wypuści z rąk. Duży kontrakt w Lakewood to było to! Jeżeli jej się poszczęści, takie zamówienie może zadecydować o jej karierze.

Holt dał jej swój prywatny adres, ale bez numeru telefonu.

Ułożyła porządnie broszury i podała je Holtowi.

Oczekując na odpowiedź, Megan wstrzymała oddech, na­tomiast twarz Hołta stężała, jakby była wykuta z marmuru.

Była na siebie zła. Powinna przecież wiedzieć, że taki

atrakcyjny i dobrze prosperujący przedsiębiorca jak Holt Ramsey nie może być wolny. To prawda, bardzo się jej spo­dobał, tak bardzo, że aż krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach. Lecz było w nim tak mało ciepła. Kiedyś w cyrku podziwiała tygrysa - z pozoru obojętny, oswojony, lecz daj mu tylko pretekst, a zatopi w tobie kły. Holt był do niego podobny.

A poza tym wchodzenie w dwuznaczne układy z klientem mogło jej zepsuć opinię w firmie. Zmusiła się do uśmiechu.

Holt wstał i taksująco spojrzał na Megan.

Megan wzrokiem odprowadziła Holta. Była wściekła, że wspomniała o jego żonie. Nie powinna być tak wścibska. To straszne, gdy mężczyzna traci młodą żonę. Ciekawe, czy Holt ma dzieci?

Miała nadzieję, że nowa i kosztowna kuchnia nie służyła uczczeniu pamięci zmarłej Shelley. Nie potrafiłaby pracować w atmosferze pełnej wspomnień. Sama dopiero niedawno zdołała uporządkować swoje emocje, stłumić poczucie winy i zwalczyć kompleks niższości. W przeciwieństwie do tego, co okazywała na zewnątrz, była istotą zbyt kruchą, by brać na swoje barki emocjonalne problemy innych ludzi.

Wsiadając do swego porsche Holt w duchu przeklinał za­równo obezwładniający upał, jak i własne zachowanie. Wprawdzie Megan pierwsza wspomniała o jego żonie, lecz to on pozwolił, by zwyczajna rozmowa zmieniła się w me­lodramat. Nadal cierpiał po stracie Shelley. Kochał ją od dzieciństwa i jej śmierć w tak młodym wieku uważał za okrutną niesprawiedliwość. Minęły jednak dwa lata. Najwy­ższy czas, by wszystko wróciło do normy.

To, w jaki sposób zareagował na Megan Carlisle, wymow­nie świadczyło o tym, że jego hormony znów zaczęły praco­wać normalnie. Nie mógł jednak dopuścić, by ta kobieta zawładnęła jego uczuciami. Przecież porzuciła własne dziec­ko i nie zrobiła tego z biedy, tylko dla wygody. Oddała je do adopcji, a sama, tak jakby nic się nie stało, nadal kształciła się w drogich szkołach i brylowała w towarzystwie.

Lecz z drugiej strony, po powierzchownym poznaniu Me­gan, Holt mógłby przysiąc, że jest ona pozbawiona choćby krzty egoizmu i złej woli. Przypominała mu słodkie i niewin­ne kociątko, z jedna tylko różnicą: Megan była nieprawdopo­dobnie seksowna. Do diabła, naprawdę podziałała na niego!

Nie, nie powinien nawet o tym myśleć, nie może nim zawładnąć pożądanie. Musi tylko upewnić się, czy ta kobieta będzie miała pozytywny wpływ na Briana i czy powinna się z nim spotkać. Nic ponadto. Był zresztą przekonany że Me­gan, niezależnie od miłej powierzchowności, nie będzie w stanie nawiązać trwałego kontaktu z chłopcem.

Gdy wchodził do swojego rozległego, kamiennego domu. poczuł zapach dymu.

Szczęśliwy, że dom nie stoi w płomieniach, Holt ruszył do kuchni, gdzie zastał swego chudego, czternastoletniego syna podczas zeskrobywania spalenizny z rondla.

Holt nie obawiał się zostawiać Briana w domu bez opieki. Już jako dziesięciolatek uchodził za poważnego, odpowie­dzialnego chłopca, i takim był w istocie. Lecz Holt lubił czasami odgrywać rolę zatroskanego rodzica.

Holt uważnym spojrzeniem ogarnął kuchnię. Rzeczywi­ście, nie wyglądała najlepiej. Tandetne, wielokrotnie malo­wane drewniane szafki, obecnie koloru beżowego, stare i dziurawe niczym pole golfowe blaty, staromodny, obdrapa­ny i zardzewiały zlew. Lodówka w kolorze awokado pocho­dziła z nowszych czasów, to znaczy z lat siedemdziesiątych, zaś działający wedle własnego uznania piec gazowy był z ro­ku czterdziestego piątego. Poddawany był on wprawdzie sta­łym kontrolom, mimo to istniało realne niebezpieczeństwo, że któregoś dnia wybuchnie i wysadzi w powietrze cały dom. Na koniec Holt spojrzał na podłogę, pokrytą popękanym, szarym linoleum. Jedynymi oznakami nowoczesności były kuchenka mikrofalowa, w której z Brianem gotowali wszy­stkie posiłki, oraz ekspres do kawy. Tak, najwyższy czas, by to zmienić.

Biedny Brian. Holt rozumiał, jak bardzo brakuje mu wspa­niałych, południowych potraw jego matki, bo sam za nimi tęsknił. Być może, gdy odnowią i urządzą kuchnię, wreszcie z synem nabiorą ochoty do tego, by nauczyć się gotować.

Holt się obruszył.

Holt dobrze rozumiał Briana. Rozpaczliwie brakowało mu matki i łudził się nadzieją, że jest ktoś, kto choć w nie­wielkim stopniu będzie mógł mu ją zastąpić. Chłopak czuł się zagubiony, dlatego tak gorączkowo poszukiwał własnych korzeni.

Twarz Briana spoważniała:

Tak, Shelley na pewno poparłaby Briana w jego poszuki­waniach. Przecież to, co robił, nie było skierowane przeciwko niej.

Brian uśmiechnął się, głęboko poruszony.

Holt odpowiedział mu uśmiechem. Od śmierci Shelley jego syn nie był niczym tak mocno przejęty. Boże, jak on kochał tego dzieciaka. Prędzej umrze, niż pozwoli, by kto­kolwiek ponownie go skrzywdził.

ROZDZIAŁ DRUGI

Po odbyciu wszystkich spotkań Megan wróciła do biura i zamknęła za sobą drzwi. Wreszcie mogła pozwolić sobie na luksus i w samotności pomyśleć o swoim kliencie. „Holt Ramsey" - jak zwyczajnie, a zarazem niepokojąco brzmiały jego imię i nazwisko. Pasowały do niego idealnie. W podnie­ceniu myślała o czekającej ją pracy nad adaptacją kuchni Holta. Jeżeli rzeczywiście była tak duża i stara, jak wynikało to z jego słów, i jeżeli miał odpowiednie środki, Megan po­każe, co naprawdę potrafi. Ta kuchnia stanie się jej firmowym znakiem.

Prawdę mówiąc jednak podniecała ją nie tyle perspektywa ciekawej pracy, ile osoba klienta. Jasne, że nic się nie wyda­rzy. Nie ma takiej możliwości, bo ona na to nie pozwoli. Jednak sama jego obecność wprawia jej ciało w drżenie...

Z dezaprobatą marszcząc nos, Megan rozejrzała się po swoim biurze. Jaki bałagan! Do tej pory nie zwracała na to uwagi, ponieważ z klientami na ogół spotykała się poza biu­rem. Ale Holt Ramsey tu był i na pewno odniósł jak najgor­sze wrażenie. Pewnie wydała mu się nieudacznicą, a nie wznoszącą się na fali sukcesów świetną projektantką. Ale przy takim nawale pracy trudno było utrzymać porządek. Jednak musi coś z tym zrobić.

Przypomniała sobie o wiadomości od Heather. Ten roz­dział życia już dawno zamknęła i powrót do niego napawał ją strachem.

Ale dlaczego Heather zadzwoniła? Musi mieć jaki.< ważny powód. Wiedząc, że ciekawość i tak zwycięży, wykręciła numer.

Wypowiedzenie tych słów przyszło jej z trudem. A prze­cież kiedyś potrafiły godzinami plotkować przez telefon.

Serce Megan zaczęło bić jak szalone.

Na usta Megan cisnęło się tysiąc pytań:

Skąd matka znała jej numer? Ostatnio prawie się nie kon­taktowały.

Megan nagle zabrakło powietrza. Daniel? Co on ma z tym wspólnego?

Megan zapisała numer na kartce i przyczepiła ją do ściany.

Megan zdziwiło to, że naprawdę tak uważała. Matka się do niej nie odzywała, ojciec przed śmiercią ją wydziedzi­czył... Jedyne zadowolenie znalazła w pracy.

Heather powiedziała to tonem, który zdradzał, że sama nie wierzy we własne słowa.

Odłożyła słuchawkę. Po jej twarzy spływały łzy. Prawie oszalała z rozpaczy, gdy po stracie dziecka wróciła do Dallas i dowiedziała się, że Daniel wraz z ojcem wyprowadził się z miasta, nie pozostawiając adresu. Jedynie u Heather mogła znaleźć pomoc w tych tragicznych chwilach, ale zamiast tego zamknęła się w swojej skorupie, niezdolna z nikim dzielić swego bólu.

Przywołała się do porządku i wykręciła numer podany jej przez Heather. Czekając na połączenie, myślami znów po­wróciła do Holta Ramseya. Czy miał coś wspólnego z tą sprawą? Pojawił się tak nagle w jej życiu, ale czy był to przypadek? Twierdził wprawdzie, że ktoś mu o niej wspo­mniał podczas przyjęcia, ale zabrzmiało to fałszywie. Poza tym tak naprawdę nie wydawał się zbytnio zainteresowany modernizacją swojej kuchni. Wreszcie uzyskała połączenie.

Po drugiej stronie zapanowała długa cisza.

Rozmowa została przerwana.

Megan pogrążyła się w zadumie. Kto jej szukał i po co? W jej życiu był tylko jeden tajemniczy okres, gdy jako cię­żarna nastolatka została wywieziona do Oklahomy, by uro­dzić tam dziecko. Nikt ze starych znajomych nie miał powo­du, by jej szukać. Jej matka z nią nie rozmawiała, ale wie­działa, gdzie ją znaleźć. Podobnie jej były mąż.

Być może chodzi o pieniądze. Jej ojciec, Cramer Carlisle w chwili śmierci był multimilionerem. Być może ktoś fałszy­wie sądził, że Megan odziedziczyła lwią część rodzinnej fortuny i chciał ją na coś naciągnąć.

Ale ten „ktoś" srodze się rozczaruje. Ojciec ją wydziedzi­czył, a matka prędzej zapisze majątek swoim kotom, niż da jej choćby centa. A wszystko dlatego, że Megan odważyła się rozwieść z notorycznie zdradzającym ją mężem. Lecz tego męża wybrali jej rodzice...

Megan postanowiła sprawdzić, czy Holt Ramsey ma coś wspólnego z tą sprawą.

Holt przeklinał swego pecha. Ze wszystkich możliwych terminów Brian na chorobę wybrał właśnie środę, czyli dzień odwiedzin Megan. Zamiast więc trenować z drużyną piłkar­ską, z powodu paskudnego przeziębienia chłopak musiał zo­stać w domu.

Niestety, Megan była nieuchwytna i nie udało mu się prze­łożyć spotkania. Holt zaniósł więc Brianowi mnóstwo gier komputerowych do jego pokoju na górze, mając nadzieję, że to zniechęci chłopca do schodzenia na parter.

Punktualnie o pierwszej Megan zadzwoniła do drzwi. Weszła do środka świeża niczym morski wiatr. Włosy miała związane, ubrana była w białą spódniczkę i kwięcisty płó­cienny żakiet. Jak zwykle dźwigała katalogi i próbki. Holt zaczął się zastanawiać, czy zawsze chodzi obładowana jak tragarz.

- Cześć! - przywitała go energicznie i rozejrzała się do­okoła. - Wspaniały dom.

Holt nie zareagował na jej propozycję. Nawet jeśli posta­nowi odnowić dom, nie zaangażuje Megan Carlisle, bo wtedy mogłaby bezkarnie zaglądać we wszystkie kąty i spotykać się z Brianem bez wiedzy Holta. A przecież tutaj to on dyktuje warunki.

Gdy dotarli do kuchni, Megan zaniemówiła. Holt pomy­ślał, że przeraził ją wygląd pomieszczenia, gdy jednak spo­jrzał na jej wyrazistą twarz, zrozumiał, że jest zachwycona.

Megan spojrzała na niego podejrzliwie.

Megan uśmiechnęła się:

Wyjęła taśmę, papier do szkicowania i kalkulator. Holt śledził każdy jej ruch. Gdy podnosiła ręce, jedwabna bluzka podkreślała kształt jej piersi. Jej nogi... Jak taka filigranowa kobieta może mieć aż tak długie nogi? Holtem zawładnęły niebezpieczne emocje.

Ukończywszy pomiary, Megan zabrała się do szkicowania szczegółowego planu. Holt usiadł naprzeciwko niej, przy starym stole z wiśniowego drewna, który niegdyś należał do jego babki. Gdy chodził do szkoły, lubił przy nim odrabiać lekcje, a teraz Megan na pewno zechce go wyrzucić, bo będzie zagracał nowoczesne wnętrze.

Holt przejrzał broszury i ze zdziwieniem stwierdził, że Megan Carlisle naprawdę jest dobra w swoim fachu.

Holt przełknął ślinę. Po tym, co Megan teraz powiedziała, będzie mu trudno cofnąć zlecenie. Naprawdę znalazł się w bardzo niezręcznej sytuacji. Dalej więc grał rolę wymaga­jącego klienta.

Holt zaniemówił. Przecież rodzina Megan zarobiła milio­ny na ropie naftowej! Wprawdzie jej ojciec zmarł kilka lat temu, jednak matka nadal często pojawiała się w kronikach towarzyskich. Dlaczego więc Megan musiała pracować, by zarobić na studia? Z trudem się powstrzymał, by jej o to nie zapytać, ale wówczas by się zdradził, że świetnie orientuje się w jej rodzinnych sprawach. A przecież były to poufne informacje, potajemnie uzyskane od detektywa. Ale jedno było pewne: Megan okazała się zupełnie inną osobą, niż to sobie do tej pory wyobrażał.

Megan zakończyła szkicowanie planu. Jakie wspaniałe zamówienie! Nie mogła się doczekać chwili, kiedy wreszcie w biurze zasiądzie przy komputerze.

A zatem pan Ramsey ma dzieci. Głos był tak naglący, że Megan postanowiła sprawdzić, skąd dochodzi. Chyba z góry. Weszła na piętro, gdzie było wiele drzwi, ale tylko jedne otwarte.

W pokoju, w łóżku, leżał chłopiec. Miał mocno zaczer­wieniony nos, a na podłodze walały się zużyte chusteczki, widome oznaki ciężkiego przeziębienia. Jaki ładny, pomyśla­ła Megan. Ale nie tylko uroda chłopca ją zaintrygowała, bowiem w jego rysach dostrzegła coś znajomego.

Zdziwiony, wpatrywał się w nią dużymi, orzechowo- brązowymi oczami.

Megan uśmiechnęła się.

Chłopiec spojrzał na nią ze zdumieniem i opadł na podu­szkę:

Roześmiała się. Jaki sympatyczny dzieciak! Miał zbyt kanciaste rysy i zbyt wydatny nos, lecz za kilka lat złamie niejedno kobiece serce. Naprawdę przypomina jej kogoś. Tylko kogo? No jasne, to takie oczywiste! Chłopak jest po­dobny do Holta.

Wcześniej zauważyła w kuchni zakurzoną puszkę zupy, chleb i trochę sera, zaś w ogołoconej lodówce znalazła mas­ło. Po kilku minutach zupa bulgotała w garnku, a w piekar­niku złociły się grzanki. Widać było, że kuchenne sprzęty używane były tylko z rzadka. Megan cieszyła się, że może pomóc temu miłemu chłopcu. Nawet nie wiedziała, jak mu na imię. Zapomniała o to spytać.

Serce podeszło Megan do gardła. Wściekły Holt stał przed nią z drabiną w ręku, zakurzony i podrapany. Patrzył na nią z potępieniem, jakby popełniła jakąś straszliwą zbrodnię.

Holt nieco rozluźnił uścisk.

Holt zdjął ręce z jej ramion.

Megan, by ukryć prawdziwe emocje, odwróciła się pleca­mi. Gwałtowna reakcja Holta powinna ją przestraszyć, stało się jednak inaczej, ponieważ ogromna energia drzemiąca w tym mężczyźnie podnieciła ją. Starając się uspokoić, za­mieszała zupę.

Holt westchnął głęboko.

Nigdy jeszcze nie słyszała tak żałosnych przeprosin. Sta­wiając wszystko na jedną kartę, zapytała:

Obserwowała Holta kątem oka, jego twarz jednak nawet nie drgnęła.

Megan przyjęła to za dobrą monetę. Może niesłusznie podejrzewała Holta? Wyłożyła grzanki na talerz i wyłączy­ła gaz.

Zaczęła pakować swoje rzeczy. Była na siebie wściekła, że wypowiedziała Holtowi swoje usługi. To zlecenie bardzo podniosłoby jej notowania w firmie. Jednak pan Ramsey był tak dziwnym i nieodgadnionym człowiekiem, że zaczynała się go po prostu bać. Co z tego, że był jednocześnie nie­zwykle atrakcyjnym mężczyzną? To naprawdę nie miało zna­czenia.

Holt, miotany sprzecznymi emocjami, przyglądał się Me­gan. W pierwszym odruchu chciał ją zatrzymać i przeprosić za idiotyczne zachowanie, jednak rozum dyktował co innego. Źle się stało, że zaprosił panią Carlisle, gdy Brian był w do­mu. Mogła przecież go rozpoznać. Nie był wprawdzie do niej podobny, mógł jednak przypominać choćby swojego ojca. Poza tym Megan nabrała podejrzeń wobec Holta, może nawet czegoś się domyślała.

A on przecież nie wie, czy powinien pozwolić spotkać się jej z Brianem. Jaką ma pewność, że Megan okaże się osobą odpo­wiedzialną? A nie może przecież dopuścić do tego, by pojawiała się i znikała, rozbudzając i grzebiąc nadzieje jego syna.

Pozostał po niej tylko zapach perfum, lecz i on szybko rozpłynął się w powietrzu.

Gdy Holt zaniósł tacę z jedzeniem na górę, oczy Briana rozbłysły.

Holt miał o czym myśleć. Było oczywiste, że Brian i Me­gan polubili się. Syn nigdy by mu nie wybaczył, gdyby swoim zachowaniem odstraszył jego naturalną matkę. Hol- towi, przynajmniej na razie, nie wolno wykreślać Megan z ich życia. Przekona ją więc, że zależy mu zarówno na modernizacji kuchni, jak i na tym, by tę pracę wykonała właśnie ona.

ROZDZIAŁ TRZECI

Parkując przy NuWorld, Megan zobaczyła ciemnozielone porsche. Znała tylko jedną osobę, która jeździła takim samo­chodem. Spotkać w piątek tego człowieka to zły znak. Ma­rzyła o beztroskim weekendzie, ale pojawienie się Holta Ramseya oznaczało jedno: kłopoty.

Siedział za kierownicą swojego samochodu, a więc czekał właśnie na nią. By się uspokoić, nerwowo sięgnęła po toreb­kę, wysypując przy okazji połowę jej zawartości na podłogę.

Megan bardzo powoli otwierała drzwiczki, starając się w tym czasie nadać swojej twarzy przyjemny, lecz chłodny wyraz. Za chwilę spotka się z klientem, więc musi zachowy­wać się uprzejmie. Jeśli właściciel firmy, pan Nelson, dowie się, że odrzuciła tak intratny kontrakt, może ją to kosztować utratę pracy.

Modliła się, by znów nie zawładnęły nią dziwne emocje i pragnienia. Lecz modliła się na próżno.

Megan z wahaniem spojrzała na zegarek. Tak naprawdę miała mnóstwo czasu, lecz czy spędzanie go w towarzystwie Holta było najlepszym pomysłem? Gdy wyznała mu, że w je­go obecności czuje się nieswojo, powiedziała prawdę, ale niecałą. Było to bowiem uczucie ogromnie podniecające, pełne napięcia oczekiwanie, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłego.

Ponieważ rzeczy zostawiła w samochodzie, mogła wresz­cie docenić, jak przyjemnie jest spacerować jedynie z torebką w ręku. Na kawę wstąpili do lokalu, w którym poprzednio jedli lunch.

W środku było tłoczno. Megan wypatrzyła zwalniający się stolik, a Holt poszedł po kawę. Wrócił po kilku minutach, lecz nie spieszył się z rozpoczęciem rozmowy. Po prostu siedział i wyglądał przez okno. Nie ponaglała go, tylko z przyjemnością zerkała na jego twarz i czekała, aż sam zde­cyduje się powiedzieć, o co mu chodzi. Wreszcie przerwał milczenie.

Megan czuła, że Holt nie zdradza jej całej prawdy. Dlatego chciała mu odmówić, lecz strach przed gwałtownym załama­niem się jej zawodowej kariery przeważył. Tylko z tego po­wodu zajmie się tą przeklętą kuchnią.

Megan uwielbiała gotować i trudno jej było wyobrazić sobie kogoś, kto nie potrafi zrobić nawet grzanek.

Megan uśmiechnęła się przepraszająco.

Wciąż jednak pamiętała iskierki, które lśniły w oczach

Briana na wieść o domowym jedzeniu. Pomyślała, że miło byłoby ponownie sprawić chłopcu przyjemność, więc do­dała:

Holt uniósł brwi.

Po twarzy Holta przemknął cień zakłopotania i Megan skarciła siebie za zbytnią obcesowość.

Zaczęła szukać w torebce pióra i notesu.

Tym razem zerknęła na niego ukradkiem i ogarnął ją smu­tek. Ale nie, nie może się tym wszystkim tak bardzo prze­jmować. Cóż z tego, że Holt był pogrążony w bólu. Przecież do jej obowiązków nie należało pocieszanie przeżywają­cych kryzysy emocjonalne klientów. Tak, sytuacja była tro­chę niesamowita, ale nie może się tym kierować, bo liczy się tylko to, że Holt był bardzo ważnym zleceniodawcą. No i w jakiś sposób ją pociągał. Dlatego dalej będzie brnąć w to wszystko.

Wręczając mu listę zakupów, powiedziała:

W tym momencie Megan ostatecznie utwierdziła się w przekonaniu, że Holt nie jest z nią do końca szczery i że interesuje się jej osobą z jakiegoś szczególnego powodu. Na pewno nie jest seryjnym mordercą, gwałcicielem ani oszu­stem. To wykluczone. Przyczyna musi być bardziej delikatnej natury. Megan postanowiła odkryć, o co Holtowi naprawdę chodzi.

Holt przycinał jałowce przed domem, gdy w drzwiach pojawił się Brian. Widać było, że jeśli chodzi o chorobę, najgorsze miał już za sobą.

Na twarzy Briana pojawił się domyślny uśmieszek:

Brian na chwilę zaniemówił.

By poznać własne dziecko, pomyślał Holt. Musi powie­dzieć Brianowi prawdę o Megan. Nie powinien manipulować synem, osobą najdroższą mu na święcie, ani nie powinien też oszukiwać Megan, skoro przekonał się, że pozbawiona jest wszelkich złych cech. Im dłużej będzie milczał, tym większe pretensje będą do niego mieli oboje , gdy wszystko wreszcie się wyjaśni.

Odetchnął głęboko i odezwał się szorstkim tonem:

Brian wszedł z Holtem do kuchni, bacznie mu się przy­patrując.

Holtowi zadrżały dłonie podczas otwierania puszki z kon­centratem lemoniadowym.

Brian na chwilę skamieniał. Gdy wreszcie się odezwał, jego słowa zaskoczyły ojca:

Po śmierci Shelley Brian ucichł i zamknął się w sobie. Holt wiedział, że w ten sposób przeżywa swój ból.

To, że ojciec prosił go o radę, przytłumiło nieco złość Briana. Odpowiedział bez chwili namysłu:

Holt odetchnął z ulgą. Przynajmniej, jak na razie, wszy­stko idzie dobrze. Wprawdzie Brian, tak zazwyczaj łagodny, ujawnił swój temperament, lecz rozsądek wziął górę. Trzeba mieć nadzieję, że również Megan Carlisle zachowa zimną krew, gdy dowie się, kim naprawdę jest dla niej Brian.

Megan natychmiast zauważyła zmiany, jakie zaszły wokół domu Holta. Przycięty żywopłot i przystrzyżony trawnik wpłynęły bardzo korzystnie na ogólny wygląd otoczenia; gdyby tak jeszcze pomalować sam dom i zmienić okiennice, efekt byłby naprawdę piorunujący.

Z radością podjęłaby się renowacji tego budynku. To zbrodnia marnować tak wspaniałe miejsce. No cóż, ale to nie jej sprawa. Jednak Holt, decydując się na modernizację ku­chni, uczynił pierwszy krok we właściwym kierunku.

Przyniosła kilka swoich projektów. Przyszła tu do pracy, a nie na randkę. Tak postanowiła i musi o tym pamiętać. To nic, że obecność Holta tak bardzo na nią działa. Stanęła przed

wielkim wyzwaniem zawodowym i tylko to się liczy. Nie ma czasu na romantyczne głupstwa.

Drzwi otworzył Brian. Bez słowa wpatrywał się w nią, jakby była niezwykłym okazem z jego kolekcji owadów.

Chłopiec powoli skinął głową.

Brian zaprowadził Megan do kuchni. Na blacie leżały torby z zakupami.

Megan wyjęła przecier pomidorowy, świeży czosnek i in­ne przyprawy do sosu. Wyszukując potrzebne sprzęty, stwier­dziła, że kuchnia jest dobrze wyposażona. Shelley musiała być dobrą kucharką.

Przez cały czas Brian nie spuszczał z niej wzroku i Megan zaczęła przypuszczać, że gotowanie w tym domu należało do naprawdę niezwykłych czynności.

Poczuła obecność Holta, zanim go zobaczyła. Gdy wszedł do kuchni, w rondelku bulgotał już sos i gotował się ma­karon.

Holt ubrany był tym razem w sprane dżinsy i podkoszu­lek. Megan uznała, iż Holt swoim ubiorem podkreślał, że to naprawdę nie jest randka. Lecz w takim właśnie stroju wy­glądał niesłychanie podniecająco. Dżinsy ściśle przylegały do ciała, a koszulka uwydatniała barczyste ramiona i rozbu­dowaną klatkę piersiową. Wilgotne włosy Holta same ukła­dały się w naturalne fale.

Podniósł przykrywkę od rondla z sosem i wciągnął głębo­ko powietrze:

Megan instynktownie odsunęła się. To wprost niesamowi­te, jak silnym erotyzmem emanuje Holt. Nie może o tym przestać myśleć. Zabawne, ale podczas każdego kolejnego spotkania odczuwała to coraz mocniej. Chyba nigdy nad tym nie zapanuje.

Nie był bez szans, ale Megan nie zamierzała mu tego ujawniać. Skoro nie jest to randka, nie będzie i flirtowania. Jeżeli on nie dostrzega w niej kobiety, ona nie zdradzi się, jak bardzo pociąga ją jego męskość.

Ojciec i syn wymienili porozumiewawcze spojrzenia, co zaniepokoiło Megan. Naprawdę, coś tu jest nie tak. Pewnie sprawdzają jej umiejętności kucharskie. Jeśli test wypadnie pomyślnie, porwą ją i zmuszą do niewolniczej harówki przy garnkach.

Zaśmiała się w duchu. Jeżeli Holt naprawdę wyremontuje kuchnię zgodnie z jej projektami, nie byłaby to najgorsza perspektywa.

Gdy Holt zaczął przeglądać projekty, Megan starała się zachować spokój. Brian niecierpliwie zerkał ojcu przez ra­mię. Projekt, w którym stół odgrywał tak ważną rolę, uwa­żała za najlepszy i bardzo go polubiła, był jednak zupełnie niezgodny z sugestiami Holta, liczyła się więc z tym, że zo­stanie odrzucony.

Ze zdumieniem stwierdziła, że wybrali jej ulubiony pro­jekt.

Holt i Brian rzucili się na ser jak wygłodniałe piranie. To dobry znak! Nie będzie trudno zadowolić ich podniebień. Megan miała przy tym nadzieję, że nie będą porównywali jej umiejętności ze sztuką kulinarną Shelley.

Poczuła znajomy ból w okolicach serca. Ale nie, nie może w ten sposób myśleć o zmarłej kobiecie. Nie powinna za­zdrościć jej rodzinnego szczęścia, ciężko pracującego i przy­stojnego męża, zdrowego, normalnego dziecka i dużego, wspaniałego domu. Nie powinna, ale jest zazdrosna. Nic na to nie poradzi.

O czym ona myśli? To bez sensu! Przecież Shelley już dawno umarła, a ona żyje. Biorąc pod uwagę to, co prze­szła, nie było tak źle. Czasami jednak przygnębiał ją fakt, że nie ma i prawdopodobnie nigdy nie będzie miała własnej rodziny.

Nie widzącym wzrokiem rozejrzała się po kuchni. Dobrze, że wybrała danie, które mogłaby przygotować z zawiązany­mi oczami.

Wino powinno ją rozluźnić. To ma być miły więczór, a ona wymyśla urojone problemy. Skosztowała wina i zajęła się gotowaniem.

Gdy kuchnia wypełniła się wspaniałym aromatem. Megan przyrządziła sałatę i masło czosnkowe. W kuchni zrobiło się cieplej. Ociepliła się też atmosfera, lecz Megan wciąż czuła się nieswojo. Odnosiła wrażenie, że obaj Ramseyowie bacznie ją obserwują i oceniają. Nie wiedziała, co jest tego przyczyną, ale musiała przyznać, że chciała wypaść jak naj­lepiej.

Holtowi już od dawna nic tak nie smakowało. Zjadł aż dwie porcje, nie gardząc też chlebem z masłem czosnkowym. Brian dzielnie mu sekundował i zjadłby więcej od ojca, gdy­by ten nie kopnął go pod stołem. Holt nie chciał, by Megan doszła do wniosku, że jego syn jest zagłodzony.

Dokładnie kwadrans przed dziewiątą Brian zerknął na zegarek i potężnie ziewnął.

Wstała i zaczęła zbierać talerze.

Gdy wyszli, oczom Megan ukazała się plątanina różnych zarośli, powoju i dzikiego wina. Holt pomyślał, że jego ogród wygląda żałośnie, jeszcze gorzej niż frontowa część posesji. Bardzo jednak lubił to miejsce. Shelley do samej śmierci godzinami tu przesiadywała i wsłuchiwała się w odgłosy przyrody.

Zaintrygowana spojrzała na niego, lecz nadal milczała.

Mówiąc to, uważnie obserwował Megan, jednak wyraz jej twarzy prawie nie uległ zmianie.

Oczy Megan nabrały dziwnego blasku.

Czy stać ją tylko na taką reakcję? Czy nie domyśla się już, co Holt chce jej powiedzieć?

Holt wpadł w panikę. Brian bardzo liczył na Megan, ogromnie ją polubił i wszystko wskazywało na to, że z wza­jemnością. Co będzie, jeżeli ona wyprze się Briana? Co wte­dy powie synowi?

Megan otworzyła usta i zdecydowanie potrząsnęła głową.

A więc stało się najgorsze. Co teraz powie Brianowi? Do diabła, niech Megan Carlisle idzie sobie stąd jak najprędzej! Niech znika z ich życia! Ale przedtem Holt postanowił ją zranić, tak jak ona zraniła Briana, nie uznając go za swego syna.

Megan wypuściła kieliszek, który roztrzaskał się o pod­łogę.

Holt był tak wstrząśnięty pasją, z jaką to powiedziała, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż Megan szybkim krokiem zmierza do wyjścia.

Dogonił ją i chwycił za łokieć.

Nieco się uspokoiła.

Holt uświadomił sobie, jak mocno i boleśnie ściskał Me­gan. Natychmiast ją puścił. Na dłoniach wciąż czuł dotyk jej aksamitnej skóry.

Z trudem się powstrzymał, by za nią nie pobiec. Albo potrafiła świetnie kłamać, albo mówiła prawdę... lub tak się jej przynajmniej zdawało. Ktoś gdzieś popełnił pomyłkę. Czy był to Benny Powell? Holt nie bardzo w to wierzył. Przypu­szczał, że sprawa ta miała drugie dno, do którego Benny jednak nie dotarł.

Mój Boże, Megan... W tak brutalny sposób przypomniał jej tragedię, którą przeżyła przed laty. Wewnętrzny głos na­kazywał Holtowi trzymać się od Megan jak najdalej. Przy­sporzył jej już wystarczająco dużo bólu.

Ale teraz musiał zająć się czymś innym, bo oto po scho­dach zbiegał Brian i z podnieceniem w głosie krzyczał: - Tato, czy znów pozwoliłeś jej odejść?

ROZDZIAŁ CZWARTY

W poniedziałkowy ranek Megan siedziała w biurze i usi­łowała podliczyć kolumnę liczb. Gdy po raz trzeci uzyskała inny wynik, odsunęła kalkulator na bok. Była wściekła i kompletnie wytrącona z równowagi.

Jak Holt mógł ją tak okłamywać? Manipulował nią, bru­talnie wtargnął w jej życie i wywołał upiory z przeszłości, które, raz obudzone, nie dawały się ponownie uśpić, tylko szarpały jej rany jak stado wygłodniałych kruków.

Powróciła do wspomnień z młodości, gdy całą mocą czy­stego serca kochała Daniela Turnera. Miłość do niego była również wyrazem buntu wobec nadopiekuńczej troski jej rodziców i niezgodą na ich styl życia.

Nie chciała zajść w ciążę. A może jednak tego chciała, by w ten sposób wyzwolić się spod zaborczej kurateli ojca i matki? Pragnęli z Danielem założyć rodzinę, planowali ślub.

I wtedy zaczęły się prawdziwe kłopoty, ponieważ jej ro­dzice postanowili za wszelką cenę zniweczyć te zamiary. Chcieli ją zmusić, by zerwała z Danielem oraz by na czas porodu wyjechała z miasta i oddała dziecko do adopcji. Gro­zili, że jeśli postąpi inaczej, po skończeniu osiemnastu lat wyląduje na ulicy bez grosza przy duszy. Mieli też zamiar oskarżyć Daniela o gwałt.

Wtedy dopiero zgodziła się na kompromis, zbyt dobrze bowiem znała swojego ojca, który był człowiekiem wpły wo- wym i stanowczym. Nie wyjdzie za mąż za Daniela, dziecko urodzi w Oklahomie, ale nie odda go do adopcji. Przecież, mimo że jeszcze nie narodzone, było jej droższe niż życie i nikt nie miał prawa go zabrać.

Nikt, oprócz Boga.

Wróciła do Dallas załamana. Marzyła o spotkaniu z Da­nielem. Tylko on mógł ukoić jej ból. Przez ostatnie siedem miesięcy słał do niej listy, w których zapewniał o swojej miłości. Ale jego numer nie odpowiadał, a dom, w którym mieszkał z ojcem, był pusty.

Niewiele się wydarzyło od tamtego momentu.

Dźwięk interkomu sprawił, że Megan wróciła do rzeczy­wistości. Otrząsnęła się ze wspomnień, które okazały się mniej bolesne, niż się tego spodziewała. Usłyszała głos rece­pcjonistki:

Megan wpadła w furię. Jak on śmiał! Czy ten człowiek nigdy nie daje za wygraną?

Z tyłu słyszała gorączkowy szept.

Mój Boże, Brian! Na to nie była przygotowana. Jak może odmówić dziecku, które desperacko poszukuje matki? I co powiedział mu Holt?

Idąc w kierunku recepcji, gorączkowo rozmyślała, jak po­stąpić. Brian był naprawdę wspaniałym chłopakiem, nato­miast Holt... Jeżeli tak bardzo chciał chronić syna, to dlacze­go mu naopowiadał kłamstw o Megan? Pozwolił mu uwie­rzyć, że ona jest jego matką?

Chłopiec z poważną miną poszedł za nią do biura. Nie usiadł, mimo że go o to prosiła, tylko spoglądał na nią, bez­radny i skulony. Nie potrafiła zrozumieć, co miało wyrażać jego spojrzenie: złość, podejrzliwość, a może zagubienie? Czy też wszystkie te uczucia naraz?

Nie pozwolił sobie przerwać:

Brian wyjął z kieszeni papier i położył go na biurku.

Megan drżącą ręką uniosła kartkę. Była to metryka uro­dzenia. Data, czas, miejsce i podpis lekarza - wszystko się zgadzało. Również dane matki: Megan Carlisle. Podobną metrykę miała w domu.

Były jednak różnice. Jej córka umarła podczas porodu, a ten dokument dotyczył chłopca, który urodził się żywy.

Poza tym ona miała fotokopię, a Brian przyniósł oryginał. Kurczowo chwyciła się biurka.

A może to metryka jej córki została sfałszowana? Brian zgarbił się na krześle i posmutniał.

Chłopiec przyglądał się jej uważnie, usiłując dociec, na ile była szczera.

Chłopiec obrzucił ją zamyślonym spojrzeniem.

Megan poczuła ból w sercu. Zrobiła kopię metryki, którą przyniósł Brian, i jak najszybciej pożegnała się z chłopcem, przyrzekając, że pomoże mu poznać prawdę. Gdy została sama, wpadła w panikę.

Nie powinna w Brianie rozbudzać złudnych nadziei, ale, na Boga, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi? A jeżeli Brian jednak jest jej synem? To co wtedy? Nie, nie ma mowy.

Czy jednak aby na pewno? Przypomniała sobie niepewny, delikatny uśmiech Briana. Tak samo uśmiechał się Daniel Turner.

Wprawdzie Holt wybrał swój zawód, by przebywać jak najdłużej na słońcu i świeżym powietrzu, lecz w miarę roz­rastania się firmy coraz więcej czasu spędzał za biurkiem.

Zapowiadał się kolejny skwarny dzień. Holt odłożył admi­nistracyjne obowiązki na później i od rana pracował fizycz­nie, by odsunąć na bok myśli o Megan Carlisle.

Rozczarowała go i to w chwili, gdy wydawało mu się, że będzie mogła odegrać pozytywną rolę w życiu Briana. Jak mogła wymyślić historyjkę o zmarłej córeczce, by za tą za­słoną dymną ukryć prawdę?

Jednak jej płacz wydawał się szczery, a przeszywający ją ból - prawdziwy.

Nawet w takiej chwili wspomnienie jej wielkich, lśnią­cych od łez oczu ścisnęło go za gardło.

Do diabła, znów o niej myśli! Musi się skupić wyłącznie na pracy.

Co on wyrabia! To przez Megan traci kontrolę nad pracą i wydaje głupie polecenia.

Holt poszedł w kierunku biura, by ugasić pragnienie mro­żoną herbatą. I wtedy ją zobaczył. Przy drzwiach, w cieniu dzikiego wina, mimo porażającego upału niewiarygodnie świeża i cudownie pachnąca, czekała na niego. Zmierzyli się wzrokiem.

Megan najpierw rozejrzała się po błękitnym niebie, potem uważnie zlustrowała czubki swoich sandałów, jednak o Holta nawet nie zawadziła wzrokiem. Z mściwą satysfakcją pomy­ślał, że pani Carlisle usiłuje w ten sposób uspokoić rozdygo­tane nerwy.

Podała mu dokument.

Holt nie był o tym przekonany. Zresztą, w tej chwili był pewny tylko jednego: pożądał Megan. Pragnął dotykać jej ciała, chłonąć ciepło jej skóry, w swych dłoniach ukryć jej piersi.

W biurze wlał do szklanki mrożoną herbatę, lecz raczej

powinien ją sobie wylać na głowę. Owiał go zapach perfum Megan.

Wypił herbatę i usiadł przed Megan, narzucając sobie nie­naganną i pełną szacunku dla gościa pozę.

Podała mu dokument, który na pierwszy rzut oka wyglą­dał jak kopia aktu urodzenia Briana. Holt uważnie przestu­diował metrykę i nagle poczuł, że brakuje mu powietrza.

Tak. Megan naprawdę urodziła córkę, która zmarła. A sta­ło się to w tym samym miejscu i tego samego dnia, w którym urodził się Brian. Nawet lekarz był ten sam. Dobry Boże, a więc nie kłamała!

Poczuł wewnętrzny chłód.

Megan ciężko westchnęła.

Podniósł się, pragnąc ją przytulić, lecz odważył się tylko położyć dłonie na jej ramionach.

Wobec kobiecych łez był zupełnie bezradny. Gdy Shelley czasami płakała, bo ból stawał się nie do wytrzymania, nie­nawidził siebie za swoją bezsilność.

Była taka krucha i pachniała piękniej niż wszystkie kwia­ty w jego ogrodzie. Przybliżył usta do jej włosów, chcąc zanurzyć się w ich jedwabistej miękkości. Lecz i na to się nie odważył.

Megan gwałtownie oswobodziła się z jego rąk. Najpierw pomyślał, że odtrąca go, bo posunął się zbyt daleko, lecz ona wcale nie była oburzona, tylko zakłopotana i wciąż bliska płaczu. Gwałtownie zamrugała powiekami.

Nie było nawet pogrzebu. Moi rodzice przekonali mnie. że powinnam jak najszybciej zapomnieć o tym „incy­dencie". Naprawdę powiedzieli „incydent", jakby nie mówili o swojej wnuczce. I kto wie, może rzeczywiście nie o niej mówili.

Energicznie potrząsnęła głową.

Czy powinien mówić dalej? Nie chciał jej zadawać no­wych ran, ale czuł jednocześnie, że nie wolno mu już niczego przed nią ukrywać. Był jej to winien.

Z powątpiewaniem pokręciła głową.

Megan wcale nie żyło się tak wygodnie i miło, jak wynika­łoby to z raportu Benny'ego Powella.

Uśmiechnęła się trochę nieśmiało.

Taka rola nie bardzo odpowiadała Holtowi, ale w obecnej sytuacji nie zamierzał w niczym sprzeciwiać się Megan.

Gdy szli do jej samochodu, bardzo uważał, by nie dotknąć Megan.

Po raz pierwszy tego dnia Megan uśmiechnęła się beztrosko.

- Cieszę się. - Podała mu kopertę. - Tu jest kosztorys. Przygotowałam go na wszelki wypadek i widzę, że słusznie zrobiłam.

Odjechała, a Holt pomyślał, że najzwyczajniej w święcie oszalał. Ta kobieta do białości rozpalała jego zmysły, a on właśnie zaprosił ją na kilka tygodni do swojego domu. Prze­cież Megan naprawdę może być matką Briana, a wtedy na­leży uważnie śledzić ich wzajemne kontakty. Chodzi o dobro chłopca. A teraz sam dostarczył jej pretekstu do nie zapowie­dzianych wizyt.

Dobrze, powie więc, że koszta są zbyt wysokie i zrezyg­nuje z remontu kuchni. Ale nie, zbyt długo zwodził kobietę i zachowywał się wobec niej nieuczciwie. Od tej pory będzie wobec Megan absolutnie szczery. Z jednym tylko wyjątkiem. Nie okaże nigdy, jak bardzo jej pragnie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Megan szykowała się na więczorne spotkanie z Hol- tem. Ponieważ miała bardzo mało czasu, zrezygnowała z prysznica, natomiast obficie zsypała się talkiem dla dzieci. To musiało wystarczyć, gorzej, że jej mieszkanie było na­prawdę w opłakanym stanie. Holt widział już biuro i dżi- pa; co sobie pomyśli, gdy taki sam bałagan zastanie u niej w domu?

Włożyła szorty oraz podkoszulek i gorączkowo zabrała się za porządki. Sprowadzały się one do tego, że wszystkie fol­dery, katalogi i szkice wrzuciła do sypialni, którą na koniec starannie zamknęła. Dzięki tym zabiegom reszta mieszkania nabrała jakiego takiego wyglądu, chociaż do ideału było jeszcze daleko.

Dom Megan, stary i zaniedbany, usytuowany był w nie najlepszej dzielnicy, mimo to nadal imponował okazałością i architektonicznym pięknem. Zgodnie z dawną modą pokoje były wysokie, okna duże, a podłogi drewniane. Gdyby w mieszkanie trochę zainwestować, mogłoby osiągnąć niezłą cenę rynkową.

Ale Megan nie przykładała zbyt wielkiej wagi do pienię­dzy, żyła bowiem dostatecznie długo, by wiedzieć, jaką pu­łapką może stać się bogactwo. Zresztą, nie miała zbyt wiel­kich wymagań. No, może przydałaby się większa wanna, bardziej przestronna kuchnia, wygodniejsze łóżko...

Ale dość tego!

Szybko ścierając kurze, pomyślała, że chyba jednak prze­sadza. Jakie znaczenie może mieć dla Holta wygląd jej mie­szkania? Ostatecznie i jego dom, przynajmniej na razie, był zaniedbany i w niczym nie przypominał wymuskanych przez projektantów rezydencji. Najwyżej posądzi ją o brak gustu, ale co ją to obchodzi.

Nieprawda, obchodziło ją to, i to bardzo.

Gdy dzisiaj ujrzała Holta, oślepiło ją nie tylko słońce. Jego postać, jego emanujące męską siłą ciało sprawiło, że poczuła w sobie dziwne ciepło. Podniecało ją nawet to, w jaki sposób pił herbatę. A gdy jej dotknął...

Próbował ją uspokoić, pewnie tylko o to mu chodziło, lecz jej ciało zareagowało inaczej. Łzy obeschły szybko, a nią zawładnęły inne emocje. Pragnęła wtulić się w jego ramio­na, utonąć w nich. Tylko z wielkim trudem zdołała się opa­nować.

Dobry Boże, a jeżeli naprawdę jest matką Briana? To by­łoby zbyt piękne - i zbyt straszne. Już fakt, że coś czuła do swojego klienta, był wystarczająco okropny. Ale myśl o tym, że podnieca ją przybrany ojciec jej syna, była wprost przera­żająca. Jakie z tego powstaną komplikacje, jak wszystko się pogmatwa!

Z gorączkowych rozmyślań wyrwał ją dźwięk dzwonka. Z trudem przywołała na twarz obojętny uśmiech i otworzyła drzwi.

Wielka mi rzecz! Po prostu zapomniała wyjąć z samocho­du rzeczy przywiezione z pralni.

Nie było to trafne określenie; styl jazdy, jaki reprezen­towała Megan, bardzo przypominał styl jej życia, ale Holt nie musiał o tym wiedzieć. Lecz jego samochód, podobnie jak on sam, pachniał tak pięknie... Jeszcze raz, odczuwając zmysłową rozkosz, dotknęła karoserii. Kątem oka zobaczyła, że Holta bawi jej podniecenie. Nieważne, i tak miała zamiar cieszyć się tą chwilą.

Jak cudownie i lekko prowadzi się porsche! Uczucia, ja­kich doznawała Megan, podobne były miłosnemu uniesieniu.

Holt nadal uważnie się jej przyglądał. Do diabła, chyba nie potrafi czytać w myślach?

Przypomniała sobie, dokąd oraz po co jadą, i natychmiast straciła humor. A jeszcze przed chwilą czuła się tak, jakby jechała na randkę. Niestety, Holt nie uznawał randek, a oni jechali do jej matki, by ustalić, czy dziecko Megan naprawdę zmarło.

Megan miała nadzieję, że Holt nie zauważy, iż jechali w złym kierunku. Skręciła w prawo. Czekała ją naprawdę trudna rozmowa. Poczuła ucisk w żołądku.

Holt dostrzegł zmianę jej nastroju. Był na siebie zły. Nie­potrzebnie zadał to pytanie. Przed chwilą jeszcze Megan z taką radością prowadziła porsche, była rozpromieniona i szczęśliwa, a jej tajemniczy uśmiech krył w sobie tyle ero­tyzmu.

Od kiedy wspomniała o talku dla niemowląt, obsesyjnie myślał o jej skórze i wciąż widział swoją rękę pieszczącą gładkie ciało Megan.

Po co w ogóle się odzywał? Jechałaby dalej przed siebie, nie wiadomo dokąd, a on patrzyłby na nią i w nieskończo­ność snuł swoje fantazje. Mogliby tak dojechać choćby do Meksyku. Niestety, stało się: otworzył puszkę Pandory i czar chwili prysł jak mydlana bańka.

Boże, przecież oni traktowali ją jak rasowego pudelka, a nie jak własną córkę! Holt nie mógł tego zrozumieć.

W jej głosie było dużo goryczy. Holt czuł, że powinien zmienić temat, jednak ogromnie mu zależało na tym, by jak najwięcej dowiedzieć się o Megan Carlisle. By zrozumieć, dlaczego chwilami staje się tak krucha i bezbronna.

Holt miał wrażenie, że Megan nie mówi wszystkiego.

Chciał zrezygnować z dalszych pytań, które mogły okazać się dla niej zbyt bolesne. Była już wystarczająco zdenerwo­wana. Być może kiedyś nadejdzie sposobniejsza chwila na taką rozmowę. Megan jednak mówiła dalej:

Holta ogarnęła wściekłość. Jak ktoś mógł tak traktować Megan? Miał ochotę odnaleźć jej męża i złoić draniowi skó­rę. Cedząc słowa, powiedział:

Nonszalancja Megan nie zwiodła Holta, wyraz jej twarzy świadczył bowiem dobitnie, jak ciężko przeżywa całą spra­wę. Holt był zaszokowany okrucieństwem jej rodziców. Wie­dział, że sam, niezależnie od okoliczności, nigdy nie odwró­ciłby się od Briana. Instynktownie położył swoją rękę na jej dłoni. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, lecz nie odsunęła ręki.

Widok rezydencji rodziny Carlisle poraził Holta. Była to ogromna posiadłość w stylu kolonialnym, jakby żywcem przeniesiona z kart powieści .Przeminęło z wiatrem".

Megan zatrzymała samochód przed bramą, wypowiedzia­ła kilka słów do interkomu, a następnie zwróciła się do Holta:

Przez otwartą bramę wjechali do środka i zaparkowali samochód. Lokaj zaprowadził ich do umeblowanej antykami bawialni. Holt niepewnie usiadł na brzegu krzesła. Nie zali­czał się do ludzi biednych, lecz taki przepych onieśmielał go.

Po kilku chwilach pojawiła się pani domu. Była drobna i ciemnowłosa jak jej córka, lecz na tym kończyły się wszel­kie podobieństwa. Pani Carlisle sprawiała wrażenie osoby chłodnej i wyniosłej, podczas gdy Megan wydawała się cie­pła, krucha i delikatna.

Holt ze zdumieniem uzmysłowił sobie, że zna panią Car- lisle, a ściślej mówiąc, spotkał ją na jakiejś imprezie dobro­czynnej.

Rolanda spojrzała na nią poirytowana.

Megan podała jej dwa dokumenty i odchyliła się wraz z krzesłem, czekając na reakcję matki. Holt zauważył, że obie kobiety są bardzo poruszone. On również był ogromnie zde­nerwowany.

Rolanda powoli podniosła wzrok znad papierów.

Rolanda spojrzała na Holta.

Megan zerwała się z krzesła.

Rolanda również wstała, spod makijażu przebijała bladość jej twarzy.

Rolanda zacisnęła usta i bezwładnie opadła na krzesło.

Holt z trudem się powstrzymał, by nie zainterweniować, ponieważ rzeczywistość przerosła jego najgorsze obawy związane z tą wizytą. Naprawdę, nie w ten sposób chciał poznać przeszłość Megan. Ta rozmowa nie była przeznaczo­na dla jego uszu. Czuł się jak intruz.

ideału.

Holt ujął Megan za rękę i szepnął jej do ucha:

Rolanda zaprowadziła ich do ogromnego pokoju, pełnego wysokich, sięgających aż do sufitu półek, na których stały oprawione w skórę tomy. niektóre bardzo stare. Na podłodze leżał perski dywan, a w centralnym punkcie gabinetu stało wielkie, wyczyszczone do połysku mahoniowe biurko. Leża­ło na nim mnóstwo różnych drobiazgów - papiery, otwarte książki, pióra - tak jakby ich właściciel tylko na chwilę ode­rwał się od pracy. Było w tym coś niesamowitego.

Rolanda wyjęła z szuflady grubą teczkę. Zawierała pro­gramy przedstawień szkolnych, dziecięce rysunki, dyplomy; wszystko, co związane było z przeszłością Megan.

Wreszcie znalazła właściwy dokument.

Megan nie widzącymi oczami wpatrywała się w kartkę papieru. Holt bez powodzenia starał się przeniknąć jej myśli, ale odniósł wrażenie, że miotało nią uczucie ulgi pomieszanej ze smutkiem.

Sam był bardzo zawiedziony. Nie tylko szukał matki Bria- na, pragnął również, by Megan odzyskała swoje dziecko. Wziął dokument i uważnie mu się przyjrzał.

O co tu chodzi?! Schwycił leżące na biurku szkło powię­kszające i obejrzał metrykę pod światło.

Biały ślad po korektorze! Holt zaczął go delikatnie zdra­pywać, aż wreszcie dokument ujawnił swoją prawdziwą treść. Megan urodziła zdrowego chłopca, jednak ktoś, a mógł to być tylko jej ojciec, starannie ukrył przed nią prawdę.

Jej reakcja była absolutnie szczera. Holt nie miał co do tego wątpliwości, w przeciwieństwie do zaślepionej bólem i wściekłością Megan.

Holt spojrzał na Megan. W jej oczach nie było współczu­cia dla matki, jedynie pełna rozpaczy wściekłość. Nie winił jej za to.

Zapewne nie miał prawa się wtrącać, ale nie mógł dłużej patrzeć, jak matka i córka niszczą się nawzajem. Delikatnie wziął za rękę Megan, by skierować ją do wyjścia.

- Proszę, uspokój się. Na pewno poznamy całą prawdę, ale teraz powinniśmy już iść. Dobranoc, pani Carlisle.

Po krótkiej chwili Megan przestała się opierać i pozwoliła mu wyprowadzić się na zewnątrz. Poruszała się jak we śnie. Zaintrygowany niezwykłą sytuacją lokaj odprowadził ich spojrzeniem, gdy wsiadali do samochodu.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Gdy wracali. Megan przez długi czas milczała. Zdejmo­wała i wkładała pierścionek, palcami przeczesywała włosy, zagryzała wargi.

Holt ją rozumiał. Sam kiedyś czuł się podobnie. Gdy Shel­ley zmarła, prawie pobił lekarza, który ją leczył, obwiniał go bowiem o jej śmierć.

Holt nadal uważał, że Megan zachowała się wobec matki

zbyt bezwzględnie, nie zamierzał jednak dłużej drążyć tej sprawy. To jej problem, on natomiast musi dbać o dobro Briana.

Nie chciał w tym stanie nerwów zostawiać jej samej, przy­pominała bowiem gotujący się do wybuchu wulkan.

Jej udawana beztroska nie zwiodła jednak Holta, który uparcie szedł za nią.

Zatrzymała się i ciężko westchnęła.

Nie rozumiał jej. Dostała furii, to prawda, ale żeby wście­kłość przeważyła nad radością z odnalezienia utraconego dziecka?

W mieszkaniu było gorąco i parno. Megan rzuciła torebkę na podłogę, włączyła klimatyzację i poszła do kuchni.

Holt udał się za nią. Zamyślona stała przed otwartą lodów­ką, jakby już nie pamiętała, po co tu przyszła.

Mówiąc to, patrzył jej w oczy. Najpierw pojawiła się w nich niepewność, potem zakłopotanie, wreszcie łzy.

Spontanicznie przytulił ją do siebie. Bezradnie szlochała w jego ramionach. Na koszuli Holta pojawiła się ogromna mokra plama.

Holt spodziewał się takiej reakcji, ale ogrom bólu i żalu Megan poraził go. Bezradnie gładził ją po plecach, próbował coś mówić, wreszcie zaczął masować jej głowę i ramiona. Dopiero wtedy trochę się uspokoiła.

Cudownie pachniała talkiem, a jej ciało było tak delikatne i kruche. Przytulił twarz do jej włosów. Miały inny, cytryno­wy zapach. Chłonął go całą mocą swych zmysłów.

Co on wyrabia? Megan już się uspokoiła i musiała spo­strzec, jak na niego działa. A przecież tu nie ma miejsca na seks, bowiem sytuacja jest wystarczająco zagmatwana.

Opanowując narastające pożądanie. Holt delikatnie się od­sunął i podał Megan papierowy ręcznik.

Megan skinęła głową i wytarła policzki ręcznikiem.

Holt znalazł w lodówce pół dzbanka mrożonej herba­ty i otwartą butelkę białego wina. Wybrał wino, a nie mogąc znaleźć kieliszków, rozlał je do plastikowych ku­beczków.

W mieszkaniu było już chłodniej. Megan z podwiniętymi nogami siedziała na sofie. Gdy Holt podawał jej wino, blado się uśmiechnęła, a po pierwszym łyku zdobyła się nawet na komentarz:

Delikatnie musnął ją dłonią. Było to silniejsze od niego. Odgarnął z jej twarzy włosy, zachwycając się ich puszystą miękkością.

Pewnie spodziewałeś się, że będę szalała z radości, skakała do góry i tak dalej.

Megan przyłożyła do ust zaciśnięte w pięści dłonie i szyb­ko odwróciła głowę.

Kilka razy głęboko odetchnęła i na pozór już spokojna, lecz z niebezpiecznymi błyskami w oczach, zwróciła się ku Holtowi:

Holt zrozumiał, jak bardzo wszystko upraszczał, a ona mówiła dalej:

Holt poczuł ogromny wstyd, że trzeba mu tłumaczyć tak oczywiste sprawy.

W życiu Briana jeszcze wiele rzeczy wydarzy się po raz pierwszy: pierwsza randka, pierwszy dzień w nowej szkole, pierwszy mecz piłkarski w szkolnej reprezentacji. A w tym wszystkim będziesz już uczestniczyć.

Megan nigdy się nie dowie, jak wiele wysiłku kosztowały

go ostatnie słowa. Przez cały czas bardzo się bał, że naturalna matka zajmie w sercu Briana miejsce należne Shelley, a teraz sam stwarzał Megan wszelkie warunki, by osiągnęła ten cel. Ale czy mógł postąpić inaczej? Przecież Megan na to zasługiwała.

Holt milczał, nie wiedząc, jak ją pocieszyć. Jednak Megan sama zmieniła temat:

Musiał zadać to pytanie, choć bardzo bał się odpowiedzi. Przecież Megan o swym byłym chłopaku mówiła z taką czu­łością. Do tej pory Holt niewiele myślał o rodzonym ojcu Briana, o dawnym kochanku Megan. To, że niegdyś łączył ją z nim intymny związek, było dla Holta wprost nie do znie­sienia.

Megan uniosła brwi.

Holt nie potrafił zwalczyć uczucia zazdrości. Pragnął, by to jego imię Megan wymawiała tak ciepłym i rozmarzonym głosem. Chciał się z nią kochać tak długo, aż zapomni o Da­nielu i o wszystkich innych mężczyznach. Ku swemu zasko­czeniu, zrozumiał, że nie jest to zwykły fizyczny popęd, nad którym można zapanować, lecz coś znacznie poważniejsze­go, bo również czułość i opiekuńczość.

Bezwiednie objął Megan ramieniem, a bliskość jej ciała wprost go oszołomiła. Gdy przytulił ją mocniej, wydało mu się, że zaczęła gwałtowniej oddychać.

Chcąc mieć pewność co do jej uczuć, wzmocnił uścisk, a ona uniosła twarz i zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Najpierw patrzyli sobie w oczy. A po sekundzie Holt poczuł, że ich usta łączą się w pocałunku.

Megan zastanawiała się, jak mogło do tego dojść. Rozma­wiali o Danielu i nagle znalazła się w objęciach Holta. Ten wspaniały mężczyzna przyciągał ją z niewiarygodną siłą.

Były tysiące powodów, dla których nie powinna tego ro­bić, ale żaden z nich nie był wystarczająco poważny, by przerwała ten pocałunek. Dzięki Holtowi zapomniała o wszystkim i pozwoliła, by wreszcie przemówiły zmysły.

Jej ciało budziło się do życia, wypełniało się pełnym roz­koszy ciepłem, domagało się pieszczot. Megan nagle uzmy­słowiła sobie, że od dawna, od zbyt dawna nie przeżywała miłosnych uniesień.

Dotknęła włosów i szyi Holta, a on całował ją coraz mocniej i mocniej. Uniesiona żarem pocałunku, jęknęła w ekstazie.

Holt, nadal trzymając ją w ramionach, lekko odsunął się od niej.

Tak, miał rację. Megan dobrze o tym wiedziała, jednak mimo to nie zamierzała pozwolić mu odejść. Chciała zabić pustkę, przez tyle lat wypełniającą jej duszę, i tylko to się liczyło. Holt był jedynym człowiekiem, który ją rozumiał, wiedział, przez jakie piekło przeszła. Nie było to rozsądne, ale pragnęła, by został.

Nie kłamała. Naprawdę potrzebowała Holta Ramseya, prawego, silnego i mądrego mężczyzny, który rozumiał jej ból.

Słowa już nie były potrzebne, przemówiły zmysły. Szyb­ko i bezładnie pozbyli się ubrań. Megan nie czuła wstydu ani skrępowania. Pragnęła, by jej nagie ciało równie potężnie zawładnęło Holtem, jak jego ciało zawładnęło nią.

W gasnących promieniach słońca spojrzała na jego tors, podobny do torsu wspaniałej, antycznej rzeźby. Chciała go dotykać wszędzie, lecz on zdecydowanym ruchem ujął jej niespokojną dłoń i pokrył jej wnętrze pocałunkami. Megan zadrżała. Holt drugą ręką pieścił jej szyję, obojczyk, na­brzmiałe w miłosnym oczekiwaniu piersi.

Ich spojrzenia spotkały się. Holt zamknął piersi Megan w swoich dłoniach i choć ścisnął je mocno, jednak nie zadał jej bólu. Megan z trudem stłumiła krzyk ponaglenia. Piesz­czoty stały się dla niej słodką torturą. Głowę odrzuciła do tyłu, jej oddech stał się szybki i nieregularny.

Gdy pomyślała, że dłużej już tego nie wytrzyma, Holt przyciągnął ją gwałtownym ruchem. Przylgnęła do jego ciała i wreszcie poczuła, jak bardzo Holt jej pożąda.

Stali się jednością. Megan doznała nie tylko erotycznej rozkoszy, przepełniła ją również niezwykła, oczyszczająca radość i ukojenie. Ku swemu bezbrzeżnemu szczęściu in­stynktownie zrozumiała, że Holt w ten sam sposób przeżywa ich miłosne zbliżenie.

Potem, bardziej podobni do marmurowych rzeźb niż do żywych ludzi, długo odpoczywali. Zapadł zmrok, jedynie refleksy miejskich neonów rozświetlały pokój.

Megan pierwsza przerwała milczenie:

Nieprawda, nie chodziło tylko o hormony. Megan była tego pewna, jednak nie potrafiła nazwać swoich uczuć do Holta. Jeszcze nie teraz. To wszystko stało się zbyt nagle.

Zachichotała. Dopiero by Holt zrobił minę, gdyby zoba­czył, jaki tam panuje bałagan!

Odpowiedziało mu milczenie.

Boże, zupełnie o nim zapomniała.

Niestety, Megan musiała się z nim zgodzić.

Holt usiadł obok niej i ujął jej dłoń.

Zalała ją fala radości, pomieszanej jednak ze smut­kiem. To okropne, że tego wspaniałego mężczyznę musiała poznać w tak niezwykłych i skomplikowanych okolicz­nościach.

Megan wpadła w panikę. Co będzie, jeżeli nie sprosta oczekiwaniom syna? A może Brian nie wcale nie będzie chciał, by uczestniczyła w jego życiu? Przecież bardzo ko­chał Shelley, matkę, która go wychowywała. Zawsze ją bę­dzie z nią porównywał.

Megan skinęła głową.

Nie bardzo ją rozumiał. Może rzeczywiście jest z nią go­rzej, niż sądził?

Zupełnie zapomniała o tej przeklętej kuchni! No cóż, nie­zależnie od wszystkiego, będzie teraz widywać Ramseyów bardzo często.

W drodze powrotnej do domu Holt myślał o Shelley. Przed śmiercią powiedziała mu, by próbował ułożyć sobie życie od nowa. Chciała, by znów kogoś pokochał i by Brian miał matkę. No cóż, spełniał życzenia zmarłej żony nad wyraz skrupulatnie. Dlaczego ze wszystkich kobiet na święcie wybrał w Tak, życie czasami bywa naprawdę podłe.

Zderzył się z Brianem w drzwiach.

Miło znów było zobaczyć na twarzy Briana radosny uśmiech. Od kiedy zmarła Shelley, chłopak nie miał zbyt wielu powodów do radości. Lecz ten szczery entuzjazm prze­straszył Holta, który nie chciał, by jego syn przeżył nowe rozczarowania. Tymczasem Brian zasypał ojca pytaniami:

Usiedli przy stole i Holt opowiedział Brianowi, jak prze­biegło spotkanie ze starszą panią Carlisle. Opowiedział rów­nież o konflikcie matki z córką oraz próbował opisać stan psychiczny Megan.

Briana zadowoliła taka odpowiedź.

Holt pomyślał z uznaniem, że jego syn powinien zostać dyplomatą. Zawsze wiedział, co powiedzieć, by złagodzić gniew ojca. Objął Briana i pomyślał, że czasami zapomina o tym, że jest naprawdę szczęśliwym człowiekiem.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Megan dotarła przed dom Ramseyów. Była podekscyto­wana, ponieważ po raz pierwszy miała spotkać się z Brianem jako jego matka. Gdy rozmawiała z nim przez telefon, pro­mieniował radością. Jednak zupełnie inaczej zwracał się do niej Holt, chłodno i oficjalnie. Niemile ją to zaskoczyło i wzbudziło niepokój. Czyżby już zapomniał, do czego mię­dzy nimi tak niedawno doszło?

Jednak, zgodnie z obietnicą, Holt nie stwarzał żadnych przeszkód, jeśli chodzi o jej kontakty z Brianem, uzależnia­jąc je jedynie od zgody chłopca. Ale w głosie Holta Megan wyczuła ostrzeżenie. Zrozumiała je dobrze. Chodziło o to, że jeśli zdecyduje się widywać Briana, pod żadnym pozorem nie wolno jej się z tego wycofać.

Ubodło ją to. To prawda, że Holt starał się wszelkimi sposobami chronić syna przed następnymi rozczarowaniami i stresami, ale czy ona sama nie zasługiwała na większe za­ufanie? Dlaczego wątpił w szczerość jej intencji?

Gdy zadzwoniła, drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Przywitał ją Brian i z uśmiechem zaprosił do środka.

Z trudem powstrzymywała się od płaczu. A więc to na­prawdę jej syn. Wciąż jeszcze nie mogła w to uwierzyć.

Zwróciła uwagę na maniery Briana. Były bez zarzutu. Holt i Shelley świetnie go wychowali.

Wyjął z lodówki butelkę z wodą i lód. Ponieważ trwały już prace adaptacyjne, robotnicy zdjęli wszystkie szafki i ku­chnia wyglądała jak po przejściu huraganu.

Megan z uśmiechem przyjęła szklankę, modląc się w du­chu, by Holt wrócił jak najprędzej. Mogliby wtedy gdzieś pójść, czymś się zająć. Była zdenerwowana i nie miała po­mysłu na rozmowę z własnym synem.

Chłopiec uśmiechnął się nieśmiało.

Spodziewała się tego pytania. Daniel był od niej sporo star­szy. Otaczała go aura buntu i gniewu, a Megan była niedoświad­czoną nastolatką. Do dzisiaj nie wiedziała, czy przeżyła wtedy prawdziwą miłość, czy tylko niezwykłą fascynację.

Poczuła ulgę na dźwięk otwieranych drzwi. Holt wreszcie wybawił ją z opresji. Brian wyszedł na spotkanie ojca i Me­gan usłyszała ich rozmowę:

Na widok Holta zaschło jej w gardle, a twarz oblał ru­mieniec.

Megan spojrzała na niego zdziwiona, lecz Holt starannie unikał jej wzroku.

Planowała, że jej pierwsza rozmowa z Brianem odbędzie się w obecności Holta. Czułaby się wtedy bezpieczniej. Ale może rzeczywiście Holt miał rację. Chyba powinna spędzić trochę czasu sam na sam z chłopcem. Gdyby bowiem na stadionie siedziała obok jego ojca, czuła jego bliskość, gdyby ich ramiona i kolana zetknęły się, to wówczas...

Wówczas trudno byłoby jej zebrać myśli. A przecież tyle spraw ma do przemyślenia.

Holt ze ściśniętym gardłem odprowadził ich wzrokiem. Potem wyjął z kieszeni trzeci bilet. Długo wpatrywał się w niego z taką intensywnością, jakby były na nim zaszyfro­wane odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania.

Naprawdę chciał z nimi pójść na ten mecz. Ale gdy zoba­czył Megan, tak piękną, ponętną i świeżą, zrozumiał, że po­winien zostać w domu. Przecież gdyby poszedł z nimi, gdy­by był blisko Megan, nie potrafiłby się powstrzymać od dotknięcia jej. Byłoby to ponad jego siły.

Naprawdę oszalał, zostając wtedy u niej. Biorąc ją w ra­miona, chciał tylko ukoić jej ból, nie mógł bowiem spokojnie patrzeć na jej cierpienie. Pragnął, by na jej twarzy znów zagościł uśmiech. Lecz okazało się, że nie o zwyczajny uśmiech im obojgu chodziło. Gdy Megan spojrzała na niego błyszczącymi, ufnymi oczami, doszło do pierwszego poca­łunku.

I to go zgubiło.

Lecz to nie powinno się więcej powtórzyć. Nawet gdyby Holt zdecydował się na związek z jakąś kobietą, ze względu na Briana nie może nią być Megan. Jego synowi trudno byłoby się pogodzić z tak wielkimi zmianami w ich życiu.

Nie, Holt nie uczyni niczego, co mogłoby zburzyć spokój Briana.

Na kolację zjadł niesmaczną kanapkę, wykąpał się, bez­skutecznie próbował coś czytać, wreszcie włączył telewizor i bezmyślnie wpatrywał się w jego ekran. O jedenastej zaczął nerwowo krążyć po całym domu. Był naprawdę w fatalnym nastroju.

Brian wrócił przed północą. Holt wstrzymał oddech, gdy usłyszał szczęk zamka, miał bowiem nadzieję, że jeszcze raz tego dnia spojrzy na Megan. Niestety, Brian był sam.

Brian spojrzał na niego jak na człowieka z innej planety.

Holt zacisnął zęby. Nie chciał, by ojciec Briana pojawił się w ich życiu. Ani w życiu Megan. Tak. jest zazdrosny o miłość, która kiedyś łączyła tych dwoje i z której zrodził się Brian. Owszem, boi się, że jeśli Megan i Daniel znów się spotkają, ta miłość odżyje. Nie będzie tego dłużej ukrywał przed samym sobą.

Ale czy nie byłoby to najlepsze rozwiązanie? Gdyby Me­gan ułożyła sobie życie z Danielem? Wtedy Holt wyzwoliłby się spod jej wpływu i sytuacja by się unormowała.

Wreszcie zauważył, że Brian cały czas do niego mówi.

Holt słyszał to już tysiące razy.

Holt został sam. Był wściekły. Pozwolił Megan na konta­kty z Brianem, ale nie upoważnił jej do udzielania rodziciel­skich porad. A ona zabrała się do uświadamianie jego syna! Nie miał zamiaru tego tolerować.

Megan miała nadzieję, że za dwa tygodnie kuchnia Ram- seyów wreszcie zacznie wyglądać w miarę normalnie. Nawet teraz, pomimo panującego rozgardiaszu, potrafiła sobie wy­obrazić wspaniałe, drewniane szafki, brązowe blaty i czarno­białą podłogę. Zamówiła już nową lodówkę i kuchenkę, uda­ło się też jej znaleźć tańszą zmywarkę do naczyń. Holt będzie zadowolony, że nie przekroczyła budżetu.

A może wcale go to nie interesuje? Gdy umawiali się na spotkanie, jego głos nie brzmiał zbyt przyjaźnie. Wiedziała, że Briana nie będzie jeszcze w domu.

Nie mogła przestać myśleć o spotkaniu z Holtem. Była podniecona, ale również zaniepokojona. Nie podobał się jej ton jego głosu. A ona była zupełnie nie przygotowana. Po­winna się chociaż uczesać i przypudrować nos. Niestety, już nie zdąży tego zrobić, bo Holt właśnie wszedł do kuchni. Gdy ujrzała jego złowrogie spojrzenie, poczuła się jak zwierzątko złapane w potrzask. Będzie się jednak bronić.

To mogło oznaczać tylko jedno. Megan poczuła ucisk w gardle.

Jej stosunki z Brianem świetnie się rozwijały. Chłopak swoją osobą zapełniał pustkę po nie istniejącej Danielle. Nie pozwoli sobie tego zabrać, nie dopuści, by Holt ograniczył jej kontakty z synem.

Poszli na patio.

Mimo panujących upałów, było tu przyjemnie i spokoj­nie. Megan pomyślała, że jeśli tutaj będą się odbywać ich wszystkie nieprzyjemne rozmowy, wkrótce obrzydnie jej to miejsce.

Jednak Megan nie posłuchała go.

Protekcjonalny ton głosu Holta był wprost nie do zniesie­nia. Megan spojrzała tęsknie na fontannę. Chętnie oblałaby się zimną wodą, ale jeszcze chętniej zaproponowałaby taką kurację Holtowi.

Megan miała ochotę go uderzyć.

Megan miała tego już serdecznie dosyć.

Holt długo milczał. Wreszcie z niechęcią wycedził:

Megan nieco się uspokoiła. Rozumiała, jak ciężkie chwile przeżywa Holt. Od dwóch lat był jedynym opiekunem i po­wiernikiem Briana, jedynym jego autorytetem i oto nagle wszystko się zmienia, bo ktoś, czyli Megan, przejmuje część odpowiedzialności za jego syna. Tak, to musi być dla niego bardzo trudne. Ale dlaczego tak uparcie nie chce dostrzec, że Brian po prostu dorasta?

Tak samo nadopiekuńczy byli jej rodzice.

Czy powinna zdradzać Holtowi następną rodzinną taje­mnicę? Nie ma jednak innego sposobu, by wreszcie ten upar­ciuch zrozumiał, o co jej chodzi.

Holt nie był zadowolony, że Megan porównuje go do swoich rodziców.

Spojrzał uważnie na Megan.

Holt stał się czujny.

Czy aby na pewno? Brian się zmieniał. Z pozoru niby nic się z nim nie działo, ale te jego nagłe wybuchy złości, chwi­lowa arogancja, buntownicze akcentowanie własnego zdania...

Holt już raz postąpił bardzo źle w stosunku do syna, nie informując go o chorobie Shelley. A może Megan ma rację? Może jest naprawdę nadopiekuńczy?

Holt zapragnął natychmiast kupić jej konia.

Chciał ją ostrzec, że nie powinni stać tak blisko siebie, ale było za późno: jego ciało już nie słuchało żadnych rozkazów. Słyszał tylko własny oddech, widział tylko oczy Megan, pełne obietnic i pożądania i jej różowe, wilgotne usta.

Ale czy może im zaszkodzić jeszcze jeden pocałunek? Dlaczego tak się przed tym broni?

Holt rozwiązał opaskę przytrzymującą jej włosy i zanu­rzył w nich ręce. Megan była piękna i bezbronna jak uwię­ziony ptak. Nie może pozwolić jej odejść!

Gdy trzasnęły drzwi, gwałtownie odskoczyli od siebie.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Byli zawstydzeni jak para nastolatków przyłapana na go­rącym uczynku.

Ale Megan wiedziała, że sam w to nie wierzy.

A więc to tak? Megan nagle zabrakło tchu.

Holt skinął głową.

Brian przywitał ich znaczącym uśmieszkiem.

A ja jestem angielską królową, pomyślała Megan.

Holt słuchał niezbyt uważnie słów syna i co chwila zerkał na zegarek.

Brian przyglądał im się, chcąc zrozumieć, o co tu właści­wie chodzi.

Megan wskazała na drzwi:

Holt tylko na to czekał. Z wdzięcznością uśmiechnął się do Megan i zniknął.

Została sama z synem. Chłopak z uwagą patrzył na nią i był już zupełnie poważny. Megan wyłączyła telewizor.

Brian wzruszył ramionami.

Brian wciąż wprawiał Megan w zdumienie. Przecież miał dopiero czternaście lat, a wszystko tak świetnie rozumiał. Może nieco upraszczał sytuację, ale był niezwykle pragma­tyczny.

Megan również była o tym absolutnie przekonana.

Po tym oświadczeniu Megan trudno było pozbierać myśli.

A więc Brian zachęcał ją do małżeństwa z Holtem. Chyba nie robił tego zupełnie bezinteresownie, tylko podświadomie dążył do odbudowania swojej rodziny... w której ona ma zastąpić zmarłą Shelley.

Megan zrozumiała, jak bardzo tego pragnie. Ale nie, to niemożliwe. Gdy zabrano jej dziecko, a Daniel ją opu­ścił, bezpowrotnie utraciła szansę na stworzenie normal­nej, kochającej się rodziny. A teraz los częściowo ją wyna­gradzał, mogła bowiem odegrać jakąś rolę w życiu Briana. To wystarczy. Nie może wymagać zbyt wiele. To musi wy­starczyć.

Holt stał przed bramą domu Megan. Bał się tej wizyty, ale jeszcze bardziej pragnął ujrzeć matkę swego syna. Przyspo­rzył jej już wystarczająco dużo bólu.

W ciągu ostatnich tygodni unikał Megan, lecz nie potrafił przestać o niej myśleć. Nigdy tak nie pragnął żadnej kobiety, nawet Shelley. Marzył o Megan, o jej gładkiej i cudownie pachnącej skórze, o krągłych, pięknych piersiach. Często bu­dził się w nocy i czuł jej obecność.

Wtedy, za pierwszym razem, nie powinien dać się ponieść zmysłom. Ale czy jest na święcie choć jeden normalny męż­czyzna, który oparłby się Megan? Holt czuł się jak przestępca powracający na miejsce zbrodni. Nie miał jednak wyboru, bowiem informacje, z którymi przyszedł, mógł jej przekazać tylko w cztery oczy.

Nacisnął przycisk domofonu i usłyszał głos Megan:

Dlaczego Megan jest taka zdyszana? Nawet jej głos przy­prawiał go o szaleństwo.

Po długiej chwili wpuściła go do środka.

Gdy wszedł do mieszkania, jej widok poraził go. Stała przed nim owinięta w błękitny szlafrok, z mokrymi włosami, bez makijażu. Pachniała czystością. Już wiedział, w czym jej przeszkodził.

Holt odetchnął z ulgą. Gdyby jednak dostał odpowiedź

twierdzącą, wówczas trudno byłoby mu ręczyć za swoje ma­niery. Pewnie zacząłby wypytywać Megan, z kim ma zamiar się spotkać, a gdyby to był mężczyzna, zaczekałby na niego, by pięścią wybić facetowi z głowy dalsze zaloty.

Dlaczego jest taki zaborczy w stosunku do Megan? Prze­cież nie ma do tego prawa...

Holt pragnął przytulić i pocieszyć Megan. Wiedział jed­nak, że gdy to uczyni, już jej nie puści.

Po kilku minutach uniosła poszarzałą twarz.

W pierwszym odruchu Holt chciał pójść za Megan do kuchni, bał się bowiem o nią. Potem jednak pomyślał, że pewnie przez chwilę chce być sama, by się wypłakać. Gdy po minucie wróciła, ręce wprawdzie lekko jej drżały, ale oczy miała suche. Postawiła przed Holtem kieliszek białego wina.

Słysząc to, Holt poczuł ulgę. Był jednak niespokojny, nie powiedział jej bowiem całej prawdy. Czy powinien to zrobić i obarczać Megan opowieścią o następnej, okrutnej manipu­lacji jej ojca? Nie mógł jednak pozwolić, by Megan nadal uważała, że Danielowi przestało na niej zależeć.

Megan zamknęła oczy, by ukryć ból.

Wreszcie powiedział już wszystko. Wiele go to kosztowa­ło, ale teraz ma czyste sumienie. Przynajmniej w tej sprawie.

Holt nawet przez chwilę nie pomyślał o swoim synu. Był zbyt zaabsorbowany tym, jak Megan przyjmie złe wiadomo­ści, oraz zazdrością o zmarłego Daniela.

Holt gwałtownie się od niej odsunął, jakby oparzyła go swym dotykiem.

Wstał i podszedł do uchylonych drzwi balkonowych. Zbliżał się deszcz i powietrze było chłodne.

Oparł się o framugę i patrzył na wyginane przez wichurę korony drzew. Dopiero po chwili poczuł, że Megan stoi obok niego. Wiatr rozwiewał poły jej szlafroka, odsłaniając smukłe uda.

Odpowiedziała z takim przekonaniem, że Holtowi zrobiło się głupio.

Milcząc, Megan obserwowała Holta z zagadkowym uśmiechem. Przybliżył się do niej. Za plecami miała już tylko framugę. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Holt przywarł wargami do jej ust. Poczuł na nich zapach chablis.

Wiedział, że powinien natychmiast przestać, nie mógł jed­nak tego uczynić. Ta chwila była stokroć wspanialsza od najcudniejszych marzeń sennych.

Jej usta były równie żarliwe, a ręce tak samo niecierpliwe. Gdy jeszcze mocniej przytulił Megan, poły jej szlafroka roz­sunęły się i ujrzał olśniewające piersi. Zsunął szlafrok z jej ramion i ustami zaczął pieścić jej sutki.

Świat zawirował przed oczami Megan. Cicho jęknęła, a jej oddech stał się szybki i urywany.

O balkon uderzyły pierwsze krople deszczu, spadły rów­nież na nich, ale nie były w stanie ochłodzić ich żaru.

Gdy kochali się po raz pierwszy, Holt zaraz potem po

prostu uciekł. W ten sposób podkreślił, że tak naprawdę nic ich nie łączy. Podczas rozmowy na patio powtórzył to sło­wami, stwierdził przecież, że tamte chwile nie mają żadnego znaczenia i nigdy się nie powtórzą. Był więc kłamcą i nieod­powiedzialnym głupcem. To cud, że Megan w ogóle pozwo­liła mu się pocałować.

Szukał odpowiedzi w jej oczach. Megan odwróciła się, by zamknąć drzwi balkonowe, a gdy ponownie na niego spo­jrzała, wyczytał w jej wzroku tę jedyną, cudowną odpowiedź.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wziął Megan na ręce. Była lekka jak piórko. W gasnącym blasku dnia Holt po raz pierwszy przekroczył próg jej sypial­ni, która była równie niezwykła, jak reszta mieszkania. Wi­ktoriańskie meble, a na ścianach plakaty w stylu Andy War­hola. Łóżko art deco stało na kolorowym dywaniku. Stary wiklinowy wózek dziecięcy wypełniony był kolekcją dziwa­cznych kapeluszy.

To miejsce emanowało tajemniczą magią. Holt zrozumiał, jak niewiele wie o Megan Carlisle. Na przykład te niezwykłe kapelusze. Czy ona naprawdę je nosiła?

Gdy rozwiązał pasek, jej szlafrok miękko opadł na łóżko. Holt zaczął gładzić nagie ramiona Megan, doznając przy tym niezwykłego uczucia. Jej skóra była nieporównywalna z ni­czym, ani z satyną, ani z porcelaną. Była niepowtarzalnym cudem.

Gdy kochali się po raz pierwszy, w zbyt małym stopniu delektował się pięknem jej ciała. Teraz z nieporównywalną rozkoszą odkrywał delikatne piegi na jej ramionach, zachwy­cał się gracją, z jaką siedziała naga na łóżku. Jej oczy płonęły. Holt błyskawicznie się rozebrał.

- Czy już ci mówiłam, że lubię na ciebie patrzeć? Masz piękne ruchy.

Słowa Megan bardzo go ucieszyły. Zależało mu, by po­strzegała go jako silnego i przystojnego mężczyznę. Ułożył ją na łóżku i zaczął pieścić jej piersi.

Wiedział, że nie powinien się spieszyć, miał zamiar w peł­ni cieszyć się tymi darowanymi przez los chwilami, jednak jego ciało było innego zdania. Gdy Megan odpowiedziała na pocałunek, Holtem zawładnęło silne pożądanie.

Dobry Bóg stworzył jej i moje ciało, byśmy się kochali, zdążył jeszcze pomyśleć, a potem zatracił się w miłosnej jed­ności z Megan. Była taka krucha. Holt starał się być delikat­ny, ale ona nie tego pragnęła. Gwałtownie uniosła biodra, gorączkowo dążąc do spełnienia.

Zamknęła oczy i namiętnie, dziko krzyczała, dotarła bo­wiem do tajemnicy najwyższej rozkoszy. Holt podążył za nią, jakby wiedziony nieodgadnionym zegarem miłości.

Gdy odpoczywali, Holt zauważył, że deszcz już ustał. Wstał, by otworzyć okno. Megan bacznie go obserwowała. Wiedział, dlaczego. Bała się, że zaraz ją opuści, nie w pełni więc mu ufała. Tak być nie powinno. Tym razem jej nie zawiedzie.

Wrócił do łóżka i przytulił się do Megan.

Gdy wymówiła imię Daniela, zdziwił się, że tym razem nie poczuł zazdrości. Ale Megan przed chwilą udowodniła mu, że nie ma powodu do niepokoju.

Lecz Holt myślał w tej chwili o czymś zupełnie innym. O tym, jak bardzo mu zależy na Megan. A ona przypatrywała mu się uważnie.

Drgnął, gdy usłyszał słowo „rodzina". Brianowi tak bar­dzo zależało na związku między Holtem i Megan. Wspomi­nał o tym już wtedy, gdy jeszcze nie wiedział, kto jest jego naturalną matką. Czyżby przede wszystkim pragnął znowu mieć normalną rodzinę?

Czy Megan też do tego dąży? A więc może jest tak, że nieświadomie myli to pragnienie z uczuciami do Holta?

Tak, dzięki ich związkowi łatwiej pogodził się ze śmiercią Shelley. Ale to nie miało nic wspólnego z Brianem, a mał­żeństwo z Megan w ogóle nie wchodziło w rachubę. Jeżeli ona i Brian marzą o nowej rodzinie, to wyłącznie ich sprawa. On nie chce z tym mieć nic wspólnego.

Pewnego październikowego popołudnia Megan siedziała na stadionie piłkarskim i myślała o tym, jak wspaniałym dzieckiem jest Brian. Wiadomość o śmierci Daniela przyjął wprawdzie znacznie gorzej, niż się tego spodziewała, ale dzisiaj powiedział jej, że wszystko już przemyślał.

- Daniel oszalałby na twoim punkcie - przekonywała go Megan. Musiała jednak przyznać, że obawy Briana były jak najbardziej uzasadnione.

Czekając na rozpoczęcie gry, zastanawiała się, gdzie po- dziewa się Holt. Na pewno zależało mu na tym, by obejrzeć pierwszy występ syna w drużynie Dallas Sparks.

Cieszyła się, że Holt ostatecznie zgodził się na grę Briana w tym zespole. Postawił tylko jeden warunek: by sport nie wpłynął na wyniki w nauce. Jak do tej pory, wszystko ukła­dało się pomyślnie i Brian coraz bardziej wierzył we własne możliwości.

Rozpoczął się mecz i Megan z uwagą śledziła poczynania Briana. Nigdy przedtem nie interesowała się piłką nożną, ale teraz zaczynała rozumieć obawy Holta. Do tej pory sądziła, że jest to gra łagodna, lecz już po kilku minutach wielu chłopców miało otarte kolana i dłonie.

Nagle Megan zwróciła uwagę na kobietę w eleganckim kostiumie i w kapeluszu. Przyglądając się jej dłużej, zauwa­żyła, że jest niezwykle podobna do matki, znajdowała się jednak za daleko, by Megan mogła uzyskać całkowitą pew­ność. Zresztą, nie mogła to być Rolanda. Ona na meczu piłkarskim?! To po prostu niemożliwe.

W ostatnim czasie Megan prawie zapomniała o swojej matce. Żyła jak w cudownym śnie. Poznawała swojego syna, odnowiła przyjaźń z Heather Shipman, nie mówiąc już o wspaniałym związku z Holtem. Tak, chyba zbyt ostro po­traktowała matkę. Jednak po pamiętnej i burzliwej scenie Rolanda ani razu nie próbowała się z nią skontaktować, co świadczyło samo za siebie. Po prostu nie chciała mieć nic do czynienia ze swoją córką i wnukiem.

Lecz Megan nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy matki, gdy ta dowiedziała się o tym, co uczynił jej mąż. Na pewno trudno jej było pogodzić się z tym, że człowiek, którego całe życie kochała i któremu bezgranicznie ufała, po prostu ją oszukał. Megan świetnie to rozumiała, przecież sama była ofiarą jego matactw.

Postanowiła dłużej o tym nie myśleć. Zawsze tak robiła, gdy coś zbyt mocno ją przygnębiało.

Jednak Brian wielokrotnie pytał ją o dziadków, a zwłasz­cza o Rolandę, która mieszkała przecież w tym samym mie­ście, i to, że się jeszcze nie poznali, było trudne do wytłuma­czenia. Megan postanowiła zadzwonić do matki i namówić ją na spotkanie. Była to winna Brianowi.

Tak rozmyślając, przez cały czas obserwowała, co się dzieje na boisku. Brian radził sobie naprawdę dobrze, a to napawało ją macierzyńską dumą.

Odwróciła się i zobaczyła Holta, siedzącego z jakimś to­warzystwem kilka rzędów wyżej. Wpatrywał się w boisko i chyba jej nie widział.

Kiedy przyszedł? Jak mogła go nie zauważyć? Najważ­niejsze, że już tu jest.

Wzięła torebkę i zaczęła przeciskać się w jego kierunku. Marzyła o tym, by usiąść obok niego i ogrzać w jego dło­niach zziębnięte palce.

Gdy wreszcie ją zauważył, na jego twarzy nie pojawił się jednak, tak przez nią lubiany, ciepły uśmiech. Wręcz prze­ciwnie, Holt przywitał ją chłodno i obojętnie.

Był w towarzystwie młodej pary z małym dzieckiem, starszego małżeństwa i samotnego mężczyzny z wąsami. Wszyscy oni z ciekawością zerkali na Megan.

Megan podczas witania się ze znajomymi Holta z najwię­kszym trudem zachowywała zimną krew. Holt odnosił się do niej z rezerwą, był zakłopotany i obcy. Nie oznajmił, że Me­gan jest matką Briana oraz że coś go z nią łączy.

Holt przecząco pokręcił głową, ale nie odezwał się ani słowem.

Megan zrozumiała, że ci ludzie nie orientują się, iż Brian jest adoptowanym dzieckiem. Zrobiło się jej przykro, ale to Holt powinien poinformować ich o tym. Gdyby zrobiła to ona, Holt znalazłby się w bardzo niezręcznej sytuacji.

Po pierwszej połowie meczu zespół Briana prowadził. Ponieważ po meczu Holt miał zabrać syna do domu, Megan uznała, że może już opuścić stadion. Gdy przeciskała się w kierunku parkingu, napotkała spojrzenie Holta. Przyglądał się jej uważnie, ale nie uczynił nic, by ją zatrzymać.

Przez ostatnie tygodnie był czułym, namiętnym i opiekun- czym kochankiem. Obdarowywał ją kwiatami i upominkami, zapraszał na romantyczne kolacje. Z uwagi na Briana nie spotykali się tak często, jak pragnęłaby tego Megan, ale wykorzystywali każdą sposobność, by być razem.

W pewnej chwili zrozumiała, że jest w Holcie naprawdę zakochana. I że każdy dzień pogłębia to uczucie. Była prze­konana, że Holt odwzajemnia jej miłość.

A teraz zrozumiała, że on wstydzi się ich związku. Prawie ją zignorował, potraktował jak zwyczajną znajomą.

Głęboko zatopiona w myślach, dopiero po kilku minutach zdała sobie sprawę, że ktoś przez cały czas za nią idzie. Parking był ciemny i pusty.

A może to tylko Holt, pomyślała z nadzieją. Będzie ją przepraszać, poprosi, by wróciła na stadion i przyłączyła się do jego przyjaciół. Podeszła do dżipa i wyjęła kluczyki. Na­gle szybko się odwróciła.

Ku jej zdumieniu, stała przed nią kobieta, na którą zwró­ciła uwagę na stadionie.

Starsza pani Carlisle w niczym nie przypominała zawsze pewnej siebie i wyniosłej damy. Nieśmiało prosiła córkę o chwilę rozmowy i Megan nie potrafiła odmówić.

Gdy wsiadały do srebrnego mercedesa matki, Megan

uświadomiła sobie, że kilkakrotnie widziała ten samochód przed swoim domem. Zastanawiała się, którego z jej sąsia­dów stać na tak kosztowną ekstrawagancję.

Rolanda jechała powoli i ostrożnie, jak początkujący kie­rowca, którym w istocie była, zazwyczaj bowiem poruszała się limuzyną prowadzoną przez szofera.

Gdy siedziały już w kawiarni, Megan po długim wahaniu zadała wreszcie nurtujące ją pytanie:

Ku swemu zaskoczeniu Megan nie wyczuła w głosie mat­ki nagany ani złości.

Megan uśmiechnęła się ciepło.

Rolanda zdecydowanie potrząsnęła głową.

A więc to tak! Rolanda wprawdzie była ciekawa Briana, lecz nie stać ją było na to, by zaangażować się w bliższą z nim znajomość. Wszystkie pozytywne emocje, które owładnęły Me­gan podczas rozmowy z matką, natychmiast wyparowały.

Dźwięk domofonu wyrwał Megan z płytkiego, nerwowe­go snu. Zerknęła na budzik stojący przy łóżku: było kilka minut po północy. Co, do diabła?

Czuła, że nie powinna z nim rozmawiać. Jeżeli wpuści go do mieszkania, jej złość się ulotni, a ona chciała być na niego zła.

Petera. Bardzo mi pomogli podczas choroby Shelley, a po jej śmierci okazali się jednymi z tych nielicznych przyjaciół, którzy mnie nie opuścili. Mogłem zawsze na nich polegać.

Te przeprosiny nie udobruchały jednak Megan.

Nie takiej odpowiedzi oczekiwała Megan.

Holt zawahał się przez moment.

Megan świetnie rozumiała, co Holt miał na myśli.

Ale ona gwałtownie mu przerwała:

Podeszła do drzwi, ale powstrzymał ją głos Holta:

Megan zacisnęła dłonie w pięści, z trudem opanowując wściekłość.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Kuchnia w domu Holta wyglądała jak pobojowisko. Re­mont, początkowo zaplanowany na sześć tygodni, przedłużał się. Holt był już bardzo zmęczony bałaganem, hałasem i wszechobecnym kurzem.

Męczyło go również to, że nie miał kogo obwiniać o zaist­niały stan rzeczy, ponieważ od pamiętnej nocnej rozmowy Me­gan była praktycznie nieuchwytna. W biurze prawie nie bywała, a w domu Holta pojawiała się tylko podczas jego nieobecności.

Dzisiaj, z powodu nieznośnego bólu głowy, wcześniej wró­cił z pracy, ale nie mógł znaleźć spokojnego miejsca. Jakby tego było mało, że hałasowały maszyny, to jeszcze robotnicy nasta­wili na cały regulator stację z muzyką country. Holt postanowił więc uciec z tego piekła, jednak gdy wsiadał do samochodu, zobaczył podjeżdżającego pod dom znajomego dżipa.

Mam cię! pomyślał ze złością. Zażąda od Megan, by zmu­siła podwykonawców do szybszej pracy. Obserwował ją, gdy wysiadała z samochodu, ubrana w pomarańczową dżersejo- wą sukienkę. Nagły powiew wiatru spowodował, że materiał przylgnął do jej ciała. Holt pomyślał o cudownych piersiach i smukłych nogach Megan.

Do diabła z tym, musi bardziej nad sobą panować! Zamie­rza przecież powiedzieć jej o kilku sprawach. Ruszył w kie­runku Megan.

- Och, to ty, Holt. Nie wiedziałam, że już jesteś w domu.

Ton głosu Holta zaskoczył Megan. W jej brązowych oczach pojawił się wyraz bólu i rozżalenia, natychmiast jed­nak zgasł, zwyciężył bowiem profesjonalizm.

Megan przygryzła wargi.

A niech to! Odnosiła się do niego jak do uciążliwego klienta, tak jakby nic więcej ich nie łączyło. No cóż, miał za swoje. Przed tygodniem sam zachował się podobnie.

Gdy wróciła z kuchni, głos piosenkarza country gwałtow­nie zamilkł, a w całym domu zgasło światło.

Holtowi zrobiło się głupio. Jego złość miała niewiele wspólnego z remontem.

Ale najwidoczniej Megan naprawdę nie żartowała, mó­wiąc, że nie chce się z nim spotykać na dotychczasowych zasadach. Pewnie sądziła, że pamięć o Shelley nie pozwala Holtowi uznać faktu, że oto inna kobieta wkroczyła w jego życie. Nie miała racji.

To prawda, podczas meczu zachował się fatalnie, ale wię­cej już tego nie zrobi. Czego więc ona od niego oczekuje? Co ją udobrucha? Może ma wydać przyjęcie i uroczyście oznajmić zebranym, że Holt i Megan ze sobą sypiają? Albo ogłosić to w prasie?

Jak ma ją przekonać, że powinni spróbować jeszcze raz?

Zerknęła na zegarek, gorączkowo wymyślając jakąś wy­mówkę. Nie czuła się jeszcze gotowa do rozmowy z Holtem. W końcu postanowiła zaryzykować.

W ciemnym salonie Megan usiadła na krześle, podczas gdy Holt nerwowo krążył wokół niej.

Megan długo milczała. Oczekiwała przeprosin. Domagała

się tego jej urażona duma. Ale serce mówiło, że powinna pogodzić się z Holtem.

Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach.

Ten mężczyzna wiedział, jak przekonać kobietę. Teraz z kolei Megan poczuła się winna, bowiem uświadomiła sobie, że kierując się urażoną dumą, nie pomyślała o tym, co prze­żywa Holt.

A on drugą ręką uniósł w górę twarz Megan i spojrzał jej prosto w oczy:

Jej poprzedni opór nie miał już znaczenia, zwłaszcza że

usta Holta zbliżały się do jej warg. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, złączyli się w długim, namiętnym pocałunku.

Holt objął ją ramieniem i ponownie pocałował. Usłyszeli głosy wychodzących robotników. Holt powiedział zachry­pniętym głosem:

Megan też to martwiło. Kto wie, kiedy znów pojawi się okazja, by mogli być sam na sam.

Prawie równocześnie wbiegli na górę i padli bez tchu na

łóżko.

Holt natychmiast zaczął rozbierać Megan. Jego ruchy były delikatne, lecz stanowcze. Gdy była już naga, zaczął w po­śpiechu zdejmować z siebie ubranie. Siła jego pożądania za­władnęła Megan. Gdy przyciągnął ją do siebie, drżącą i nie­cierpliwą, rozległ się dzwonek telefonu. Holt spojrzał nie­chętnie na aparat.

Wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie. Miejsce irytacji zajęły skupienie i troska. Megan intuicyjnie wyczuła, co było tego przyczyną.

Holt niecierpliwie machnął ręką. Przed odłożeniem słu­chawki rzucił jeszcze:

O czym on mówi? Megan przez chwilę nie mogła złapać tchu. Gdy wreszcie odzyskała głos, Holt był już na schodach.

Zauważyła na dywanie jego kluczyki od samochodu, które musiały mu wypaść z kieszeni. Chwyciła je i zbiegła na dół. Znalazła Holta w salonie. Nerwowo czegoś szukał, potykając się o sprzęty.

Holt kilkakrotnie zamrugał powiekami, wreszcie przy­mknął oczy i potrząsnął głową.

Podczas jazdy Megan zaprzątnięta była troską o Briana i rozpamiętywaniem zachowania Holta. Obiecał jej przecież, że będzie szanował jej uczucia, a znów zachował się bezmy­ślnie. A już zaczynała uważać, że Holt zaakceptował ją w roli matki Briana. Najwyraźniej była w błędzie.

Przejeżdżali przez miasto w godzinach szczytu i często stawali w korkach. Wtedy Holt bacznie się jej przyglądał. Zauważył, że Megan z trudem powstrzymuje łzy. A więc znów popełnił błąd. Zbyt często zapominał, że Megan jest matką Briana, i dostrzegał w niej tylko swoją kochankę. Musnął dłonią jej rękę.

Megan gwałtownie wyszarpnęła swoją dłoń i spytała pod­niesionym głosem:

Holt wiedział, że Megan ma rację, ale w głębi duszy bun­tował się przeciwko temu. Nie chciał, by Megan wyparła Shelley z pamięci i z serca Briana. On sam potrafił być z nią, nie niszcząc wspomnień o zmarłej żonie. Co innego Brian. Jest jeszcze bardzo młody i podatny na wpływy, Megan mog­ła stać się dla niego jedyną i prawdziwą matką, a to uwłacza­łoby pamięci Shelley.

Jednak Megan była kobietą, która straciła dziecko. Obec­nie, gdy odnalazła Briana, zasługiwała na to, by doznać wszelkich radości i trosk macierzyństwa. Teraz Holt całą uwagę musi poświęcić Brianowi, ale gdy minie najgorsze, wynagrodzi Megan swoje bezmyślne zachowanie. Nie wie­dział jeszcze, jak tego dokona, ale z pewnością coś wymyśli.

Megan gorączkowo krążyła po szpitalnej poczekalni. Była zbyt zdenerwowana, by usiedzieć w miejscu. Okazało się, że Brian doznał poważnej kontuzji w czasie treningu. Podczas wyskoku do piłki zderzył się z innym zawodnikiem. Pode­jrzewano uraz czaszki i pleców. Godzinę temu zabrano go na badania i lekarze niewiele jeszcze mogli powiedzieć.

Wyrzucała sobie, że wymogła na Holcie, by pozwolił Brianowi grać w tym zespole. Uprzedzał ją przecież, że gra jest ostra i może być niebezpieczna.

Od czasu do czasu rzucała ukradkowe spojrzenia w jego stronę. Siedział wciśnięty w plastikowe krzesło, z opuszczo­nymi ramionami i zwieszoną głową. Jego ból był niemal wyczuwalny.

Prawie ze sobą nie rozmawiali. Ciężkie chwile nie zbliży­ły ich do siebie, ale wspólna troska o Briana łączyła oboje niewidzialną nicią.

Megan uzmysłowiła sobie, że wobec tragicznego wy­padku Briana jej urażona duma jest żałosna i nie na miej­scu. Usiadła obok Holta i dotknęła jego ręki. Drgnął gwał­townie.

Holt obdarzył ją badawczym spojrzeniem.

Megan poczuła się lekko urażona, że Holt znów zlekce­ważył jej opinię.

Ale Holt odpowiedział bez chwili wahania.

Holt potrząsnął głową:

Holt uśmiechnął się. A rozmowa najwidoczniej przynosiła mu ulgę.

Megan nie skomentowała tej uwagi.

Podczas rozmowy czas przestał im się tak nieznośnie dłu­żyć. Megan poszła po kawę, a gdy wróciła, Holt rozmawiał z lekarzem, a na jej widok powiedział:

Lekarz zawahał się:

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Megan spojrzała na Holta z wdzięcznością. Wiedziała, że publiczne przedstawienie jej jako matki Briana nie przyszło mu łatwo.

Doktor Lewis towarzyszył im w drodze na oddział neuro­chirurgii, objaśniając wyniki badań Briana. Dla Megan był to tylko niezrozumiały, medyczny żargon, ale o nic nie pyta­ła. Nie chciała znać wszystkich koszmarnych szczegółów.

Mimo wyjaśnień lekarza, nie była dostatecznie przygoto­wana na to, co zobaczyła po dotarciu do łóżka Briana. Jej serce zamarło, gdy ujrzała drobną postać, podłączoną do różnych popiskujących i migających urządzeń.

Przygniatającą ciszę przerwał głos lekarza:

Holt zadał pytanie, którego Megan nie miała odwagi wy­powiedzieć:

Jednak lekarz odpowiedział wymijająco:

Śpiączka! Holt po omacku sięgnął po dłoń Megan. Poczu­ła tak silny uścisk, że niemal krzyknęła z bólu.

Pozwolono im na krótkie wizyty co dwie godziny, więc resztę czasu spędzali w poczekalni, prawie nie rozmawiając i wypijając morze kawy.

Megan przypomniała sobie dawno zapomniane modlitwy. Gdy była przy łóżku Briana, cały czas głośno do niego mó­wiła. Miała nadzieję, że słowa otuchy przenikną do jego podświadomości. Rozpaczliwie wzbudzała w sobie wiarę, że wszystko dobrze się skończy. Bóg nie może być tak okrutny, by najpierw Holtowi zabrać żonę, a potem syna. Przecież nie po to w cudowny sposób oddał Megan dziecko, by zaraz potem wezwać je do siebie.

Dochodziła ósma rano. Holt z troską spojrzał na Megan. Głębokie cienie pod oczami świadczyły o jej wyczerpaniu. Nie zgodziła się pojechać do domu, by trochę odpocząć. W pełni ją rozumiał. Wspólne nieszczęście zbliżyło ich do siebie. Po raz pierwszy od śmierci Shelley chciał z kimś dzielić rodzicielskie troski. Przysunął się z krzesłem bliżej Megan.

Spojrzała na niego niepewnie. Wiedział, jak się czuła. Bała się przespać coś ważnego.

- Chyba zaczynam majaczyć. Kiedy przed chwilą byliśmy u Briana, wydawało mi się, że widzę za szybą czyjąś twarz. Gdy spojrzałam uważniej, nikogo tam nie było. Może będzie­my czuwać na zmianę.

Obudziła się już po półgodzinie. Ziewnęła i przetarła oczy.

Holt postanowił nie czekać na Megan. Wiedział, że i tak natychmiast do niego dołączy.

Usiadł przy łóżku syna, zastanawiając się, gdzie podziała się Megan. Czuł się o wiele silniejszy, mając ją u swego boku.

Zamknął oczy i natychmiast nawiedziły go obrazy z prze­szłości. Pierwsze kroki Briana, jego syn uczący się pływać, jeździć na rowerze.

Pochylił się nad synem, omal nie spadając z krzesła. Oczy Briana były otwarte.

Holt starał się zachować spokój.

Holt uśmiechnął się:

Brian w widoczny sposób uspokoił się.

Natychmiast po pierwszych słowach Briana pielęgniarka wezwała lekarza. Holta poproszono o wyjście na korytarz, a przy łóżku chorego rozstawiono parawan.

Za chwilę na korytarzu pojawiła się Megan, niosąc dwa papierowe kubeczki z kawą.

Holt szybko wyprowadził ją z błędu.

Megan wybuchnęła głośnym, oczyszczającym płaczem. Holt przygarnął ją do siebie. Wiedział, że nigdy nie zapomni tej chwili. Megan była mu teraz stokroć bliższa niż w chwi­lach wspólnych miłosnych uniesień. Ich związek nabrał głę­bokiego sensu. Podświadomie czuł, że gdyby zachował się z rezerwą, mógłby utracić Megan na zawsze.

Gdy wycierali rozlaną kawę, podszedł do nich lekarz opie­kujący się Brianem. Nie stwierdzono żadnych poważnych obrażeń, trzeba będzie jednak wykonać następne badania. Mogą na chwilę zajrzeć do chorego.

W południe powiedziano im, że życiu Briana nie zagraża niebezpieczeństwo, a jego stan powoli się poprawia. Chło­piec nalegał, by Holt i Megan pojechali do domu i trochę odpoczęli.

Gdy wyszli na zewnątrz, Holt głęboko zachłysnął się świe­żym, jesiennym powietrzem, by oczyścić płuca z powietrza przesyconego szpitalnym zapachem.

Holt, mimo fizycznego zmęczenia, poczuł przypływ ener­gii. Gdyby tylko Megan wysłała odpowiedni sygnał, gotów był natychmiast powrócić do sceny, którą przerwał złowie­szczy telefon.

Megan zasnęła natychmiast po przyłożeniu głowy do po­duszki. Holt położył się obok, lecz sen długo do niego nie przychodził.

Megan ocknęła się ze snu w ciepłych i bezpiecznych ob­jęciach Holta. Nigdy dotąd nie budziła się obok niego. Było to naprawdę wspaniałe uczucie.

Nagle uświadomiła sobie, że ma na sobie wciąż tę samą pomarańczową sukienkę, i zrobiło się jej smutno. To prawda, znów byli z Holtem w tym samym łóżku, ale w jakże innej sytuacji. Dramatyczne wydarzenia ostatniej nocy przytłumiły w Megan gorycz spowodowaną zachowaniem Holta, lecz nie usunęły jej. Teraz z całą ostrością przypomniała sobie, jak z nią rozmawiał po otrzymaniu wiadomości o wypadku Briana.

Trudno, musi się z tym pogodzić. Holt nigdy w pełni nie zaakceptuje jej jako matki Briana. Był wobec niej opiekuńczy i szczery, lecz nigdy nie dopuści do tego, by zajęła miejsce Shelley.

Wsłuchała się w regularny oddech Holta, który wciąż spał. Ale nawet przez sen emanowało z niego pożądanie. Z trudem się powstrzymała, by nie obudzić go leniwym, długim pocałunkiem. Jednak wiedziała, że nie powinna tego robić, ponieważ tylko opóźniłoby to wykonanie postanowie­nia, które właśnie podjęła.

Delikatnie wysunęła się z objęć Holta i czułym gestem odgarnęła mu włosy z czoła. Był wspaniałym mężczyzną. Nie potrafiła gniewać się na niego. Ku swemu zdziwieniu zrozumiała, że podziwia go nawet za jego lojalność wzglę­dem Shelley.

Na palcach poszła do kuchni, by zadzwonić do szpitala. Brian spał i nadzwyczaj szybko wracał do zdrowia. Ucieszo­na z nowin, wzięła prysznic, przebrała się i zadzwoniła do biura. Na koniec postanowiła przygotować śniadanie i obu­dzić Holta.

- Która godzina? - zapytał półprzytomnym głosem, gdy potrząsnęła delikatnie jego ramieniem.

Ich związek nie miał szans powodzenia z o wiele poważ­niejszych powodów, ale Megan nie chciała psuć dobrego nastroju.

Holt nie skomentował tej wypowiedzi.

Szybko uwinęli się ze śniadaniem. Megan odzywała się rzadko, ale nawet ona słyszała napięcie w swoim głosie. Holt zdawał się tego nie zauważać. Musiała wytrzymać jeszcze kilka godzin, by upewnić się, że Brianowi naprawdę już nic nie grozi. A potem wróci do domu, zamknie się na cztery spusty i będzie płakać. Zwątpienie i żal, tak głęboko w niej tkwiące, wreszcie wypłyną na wierzch i przemówią. 1 będzie to prawdziwy głos Megan.

jego łóżku. - Masz unieruchomiony kark i widzisz tylko sufit.

Megan na chwilę zaniemówiła. Znała tę piosenkę. Cichym głosem zaśpiewała pierwszą zwrotkę.

Wszedł Holt, obładowany różnymi siatkami.

Megan zachichotała i z zaciekawieniem spytała:

Megan zrobiło się przykro. Po raz pierwszy usłyszała od Briana, że jej obecność mu przeszkadza. Z największym wy­siłkiem opanowała ogarniający ją smutek.

Brian uśmiechnął się.

Gdy Megan wyszła, Holt uważnie spojrzał na syna.

Brian długo nie odpowiadał.

Holt głośno westchnął.

Brian zamilkł, aż wreszcie wyrzucił z siebie:

Holt odchrząknął.

Nagle w drzwiach stanął jasnowłosy chłopiec.

Wiedząc, że Brian jest w dobrym towarzystwie, Holt po­stanowił odnaleźć Megan. Zdawał sobie sprawę, że nie zdoła naprawić wszystkich krzywd, których w przeszłości doznała, ale był pewien, że może zapewnić jej szczęśliwą przyszłość.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Megan była pewna, że jej matka błąka się po szpita­lu. Sprawdziła wszystkie poczekalnie, ale nigdzie jej nie znalazła. Gdy chciała już zrezygnować z dalszych poszuki­wań, ujrzała ją w barku kawowym. Rolanda łapczywie po­chłaniała hamburgera, jakby był to jej ostatni posiłek w ży­ciu. W niczym nie przypominała zawsze eleganckiej damy, ubrana bowiem była w skromną bawełnianą sukienkę. Włosy miała związane w kucyk, a jej makijaż był prawie nie­widoczny.

Megan napełniła kawą z automatu papierowy kubek i opadła na krzesło stojące obok tego, na którym siedziała matka.

Rolanda długo milczała, patrząc na córkę oczami pełnymi łez.

Megan nakryła rękę matki swoją dłonią.

Megan była zaszokowana. Nigdy dotąd nie słyszała, by matka w taki sposób mówiła o ojcu.

Rolanda nerwowo zaczęła się bawić swoją obrączką.

Rolanda uśmiechnęła się i odłożyła hamburgera.

Holt bardzo naturalnie przywitał wchodzącą do pokoju Briana Rolandę.

Skinęła mu głową i natychmiast przeniosła wzrok na

Briana.

Megan wskazała głową drzwi i razem z Holtem cicho opuścili pokój. Babcia i wnuk mieli sobie na pewno dużo do powiedzenia.

Holt milczał, dopóki nie dotarli do małej kaplicy. Prze­siąknięta była zapachem kwiatów i wosku. Gdy uklękli, dzię­kował Bogu za życie Briana i czuł, że Megan modli się w podobnej intencji.

Nie, nie to chciał powiedzieć. Ale jak przekonać Megan

  1. wyjdź za mnie.

Patrzyła na niego w osłupieniu.

Mój Boże, Holt wiele by dał za to, by poznać jej myśli.

potrzebuje matki i chętnie nią dla niego będę, ale muszę też zadbać o siebie. Nie odpowiada mi rola namiastki Shelley.

Holt był zdruzgotany.

Lekko nią potrząsnął.

W oczach Megan pojawił się błysk zrozumienia.

Megan nigdyjeszcze nie słyszała tak szczerego wyznania.

Po wszystkim, co usłyszała od Holta, ta odpowiedź wy­dała się jej brutalna. Jednak instynkt samozachowawczy na­kazywał jej ostrożność. A jeśli Holt oświadczył sięjej tylko pod wpływem chwili?

Ujął jej twarz i pocałował ją tak żarliwie, że Megan za­drżała. Wyobraziła sobie, że stoi z Holtem przed ołtarzem w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Obraz ten stał się tak wy­razisty, że aż zakręciło się jej w głowie.

Holt skinął głową i wyszli z kaplicy.

Gdy byli w połowie drogi, Megan w nagłym przebłysku zrozumiała, że jej obawy są zupełnie pozbawione sensu. Oboje kochają Briana i kochają siebie nawzajem. Czegóż więcej trzeba, by stworzyć szczęśliwą rodzinę?

Z uwagą spojrzała na Holta. Był zamyślony i mogła przy­siąc, że to siebie obwinia za rozwój sytuacji. Boże, czyż nie dość już oboje wycierpieli? Tyle lat żyła bez celu, a teraz, kiedy wreszcie szczęście uśmiechnęło się do niej, udawała, że tego nie dostrzega.

Spojrzał na nią z nadzieją.

Długo nie odpowiadał, aż wreszcie mocno przytulił ją do siebie.

Holt wzmocnił uścisk.

Wreszcie poczuli, że los połączył ich na dobre i na złe.

Nagłe pojawienie się babci było dla Briana wystarczająco dużym przeżyciem, dlatego Holt i Megan o swych zaręczy­nach poinformowali go dopiero następnego dnia.

Rolanda wzrokiem szukała wsparcia u Holta, ale bezsku­tecznie. Wreszcie uśmiechnęła się:

Megan odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że matka będzie się bardziej upierała przy tym, by z ich ślubu uczynić wyda­rzenie towarzyskie.

Megan przygryzła wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Do czego to doszło, mama i gry wideo?

Podczas drogi do Lakewood Megan z trudem powstrzy­mywała ciekawość, obserwując tajemniczą minę Holta. Może chce jej podarować pierścionek zaręczynowy? Nie, to bez sensu. Po pierwsze, nie miał kiedy go kupić. A poza tym na pewno chciałby, by wybrali go razem.

Po zaparkowaniu samochodu kazał Megan zamknąć oczy, wprowadził ją do domu i obrócił kilka razy dookoła.

Gdy je otworzyła, zobaczyła, że stoi pośrodku pięknej, nowej kuchni.

Holt udał zawstydzonego.

Uśmiechnęła się z triumfem. Jej przyszły mąż nie będzie

zadufanym w sobie macho.

Megan udawała, że głęboko się namyśla. Potem powoli podeszła do Holta i zarzuciła mu ramiona na szyję.

Mimo że zrobił dosyć głupią minę, Megan otrzymała od­powiedź, której oczekiwała.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron