Pożegnanie z bronią o zbrodniach IRA

Pożegnanie z bronią?



Niemal równo rok temu pisałem o rozpoczynającym się w Ulsterze kolejnym sezonie agresywnych pochodów urządzanych przez protestanckich oranżystów. Wyraziłem wówczas przypuszczenie, że pewne sygnały wskazują na możliwość pokojowego rozwiązania konfliktu w Irlandii Północnej. Mimo to nie przypuszczałem, że szansa na normalizację sytuacji nastąpi tak szybko.

Irlandzka Armia Republikańska nakazuje zakończenie walki zbrojnej. Ta decyzja ma przybliżyć realizację naszych republikańskich, demokratycznych celów, w tym także celu, jakim jest zjednoczona Irlandia. Ale sądzimy, że pojawiła się alternatywna droga do jego osiągnięcia i do położenia kresu rządom brytyjskim w naszym kraju - oświadczyła kilka dni temu Rada Wojskowa, czyli kierownictwo IRA. Na tę niespodziewaną wiadomość najszybciej zareagowała ... brytyjska armia, która rozpoczęła już demontaż wojskowych wież obserwacyjnych wzdłuż granicy z Irlandią, stanowiących symbol kilkudziesięcioletniego konfliktu w Irlandii Północnej.

Cudowna reakcja

IRA, utworzona po nieudanym antybrytyjskim powstaniu wielkanocnym w 1916 roku, była prekursorką nowoczesnej wojny partyzanckiej z szerokim wykorzystaniem elementów psychologii.

Kiedy w 1919 roku 15-tysięczna IRA rozpoczęła walkę o niepodległość, Brytyjczycy odpowiedzieli represjami wobec całej ludności irlandzkiej. Im bardziej jednak rósł brytyjski terror, tym liczniejsze stawały się szeregi bojowników IRA. W szczytowym momencie konfliktu twórca IRA Michael Collins miał nawet powiedzieć o Anglikach: „reagują cudownie!".

Partyzancka walka Irlandczyków przyniosła częściowe powodzenie w 1921 roku, kiedy to na mocy dwustronnego traktatu utworzono brytyjskie dominium składające się z 26 południowych irlandzkich hrabstw. Wkrótce przekształciło się ono w niezależną republikę irlandzką, natomiast we władaniu Brytyjczyków pozostała większość Ulsteru - 6 północnych hrabstw. I choć po kilkuset latach brytyjskiego panowania powstało wreszcie niezależne państwo irlandzkie, część Irlandczyków odebrała traktat jako zdradę idei pełnej niepodległości Zielonej Wyspy. Wkrótce wybuchła wojna domowa, po której IRA na wiele lat utraciła swoje znaczenie.

Sympatia irlandzkiego społeczeństwa do IRA spadła jeszcze bardziej podczas drugiej wojny światowej, kiedy organizacja rozpoczęła - co prawda na niewielką skalę - nieformalną współpracę z hitlerowcami w myśl zasady: walczymy przeciw „Brytolom" wszelkimi dostępnymi środkami. W ramach tego współdziałania przeprowadzono kilka akcji - wśród nich zamach na siedzibę Wydziału Specjalnego policji w Dublinie. W tym czasie Irlandia pozostawała neutralna...

Czerwone ślady

Po 1945 roku IRA - choć zawsze silnie socjalistyczna - zaczęła coraz bardziej oddalać się od pierwotnych założeń i coraz wyraźniej sterować ku marksizmowi. Jesienią 1969 roku w ruchu nastąpił kolejny rozłam. Grupa działaczy uznała dotychczasowych przywódców za „bandę komunistów i tchórzy", którzy zatracili cel, dla którego organizacja powstała. Młodzi działacze założyli Provisional IRA - Tymczasową IRA. „Provos" uznali też, że należy zradykalizować antybrytyjskie wystąpienia.

Wzrost znaczenia IRA związany był także z rosnącymi prześladowaniami i dyskryminowaniem katolików przez protestancką większość mieszkańców Ulsteru.

Rozpoczęło się dwadzieścia najbardziej krwawych lat w historii konfliktu o Irlandię Północną, kiedy to niemal codziennie wybuchały bomby, a na ulicach strzelano do przypadkowych ludzi. W ten sposób bojówki katolików i protestantów usiłowały wciągnąć do walki całe wyspiarskie społeczeństwo.

Taka sytuacja utrzymywała się aż do lat 90., kiedy to właściwie wszystkie strony sporu były już nim tak bardzo zmęczone i na tyle skrwawione, że zaczęły wreszcie myśleć o pokoju.

Do głosu doszło polityczne ramię IRA - partia Sinn Fein („My sami"), która choć od zawsze stanowiła integralny element taktyki walki zwanej „urna i karabin", to z dnia na dzień stała się nagle główną rozgrywającą w sporze z protestantami.

Wysiłki polityczne przyniosły efekt w 1998 roku, kiedy to doszło do podpisania historycznego porozumienia wielkopiątkowego, na mocy którego utworzono w Ulsterze wspólny rząd protestancko-katolicki. I choć ten kruchy układ był nieraz naruszany, nic już nie mogło zatrzymać tego pokojowego procesu.

Koniec „brytyjskiego Wietnamu"?

Oświadczenie IRA o zakończeniu walki zbrojnej przyszło w momencie jej największego kryzysu organizacyjnego. Prestiż IRA spada od lat. Od dawna mówi się też o coraz większej kryminalizacji organizacji, która wraz z postępem pokojowych rokowań, stopniowo traci swoją terrorystyczną rację bytu.

O demoralizacji panującej w szeregach IRA świadczy choćby niedawna sprawa zasztyletowania przez aktywistów tej organizacji katolika Roberta McCartneya podczas przypadkowej pijackiej bójki w pubie. Nie dość na tym - delegacja IRA przybyła do rodziny ofiary i oświadczyła, że wie kto go zabił i zaproponowała, że zabije jego zabójców. Zszokowana rodzina odmówiła.

IRA traci także poparcie w Stanach Zjednoczonych, a to oznacza dla tej organizacji podcięcie finansowych korzeni jej działalności. Do tej pory bowiem największe wsparcie finansowe otrzymywała ona od przedstawicieli kilkunastomilionowej migracji irlandzkiej zamieszkałej w Ameryce.

Niedawno po raz pierwszy nie zaproszono przywódców Sinn Fein na uroczystości św. Patryka do Waszyngtonu. Amerykanie - nawet ci irlandzkiego pochodzenia - nie chcą już finansować terroru. Nie mówiąc już o Białym Domu, który wręcz alergicznie reaguje na wszelkie przejawy terroryzmu.

Tak więc sytuacja zmieniła się i przywódcy IRA doskonale to rozumieją. I dlatego, choć IRA wielokrotnie ogłaszała zawieszenie broni, a potem wracała do stosowania przemocy, tym razem wypada wierzyć, że jest to rzeczywiście decyzja ostateczna.

Oczywiście zawsze mogą znaleźć się grupki ekstremistów, które nie zastosują się do apelu dowódców i będą podkładać bomby jako IRA - najprawdziwsza z prawdziwych, IRA - jedyna z jedynych, czy coś w tym rodzaju. Ale po wydarzeniach z 11 września 2001 roku, a zwłaszcza po niedawnym zamachu w londyńskim metrze, będzie to jedynie łabędzi śpiew.

 

Pokój idzie do Ulsteru wielkimi krokami.

Krzysztof Schramm, prezes Towarzystwa Polsko-lrlandzkiego

- To z pewnością przełomowe oświadczenie. Jego rangę zwiększa fakt, że wydała je Rada Armii - a więc cała wierchuszka dowództwa militarnego. Przywódcy IRA zachowali się przy tym jak wytrawni stratedzy - poczekali na dobry moment i kiedy takowy nastąpił, oświadczyli, że odstępują od walki zbrojnej. Brzmi to mniej więcej tak: robimy to dla was, zdejmujemy wam kłopot z głowy w sytuacji zagrożenia terroryzmem islamskim. Zwracam jednak uwagę, że nie padło przy tym z ich strony żadne słowo na temat złożenia broni. To gest dobrej woli, a nie samobiczowania. IRA w żadnym razie nie traktuje się jako przegrana. Wielka Brytania też ma już serdecznie dosyć Irlandii Północnej i z chęcią pozbyłaby się tego uciążliwego balastu. Nadal bowiem pompuje ciężkie pieniądze w swoją najbiedniejszą prowincję i w utrzymanie olbrzymiego kontyngentu wojskowego. Zjednoczenie Zielonej Wyspy wydaje się więc procesem nieuniknionym, otwarta pozostaje jedynie kwestia, kiedy do tego dojdzie. Eksperci irlandzcy twierdzą, że musi przeminąć co najmniej jedno pokolenie, a więc przynajmniej dwadzieścia lat.

O przyszłości Irlandii Północnej mają decydować jego mieszkańcy w drodze referendum. Na razie jednak żadna ze stron do niego nie dąży. Ale przyrost demograficzny w rodzinach katolickich jest o wiele wyższy niż u protestantów i za 10-15 lat to oni będą w przewadze. Wtedy możemy spodziewać się zmian.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron