Przyzwolenie na kłamstwo smoleńskie
Nasz Dziennik, 2011-02-25
Z
ks. prof. Pawłem Bortkiewiczem, etykiem, prodziekanem Wydziału
Teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, rozmawia
Paulina Jarosińska
Gdzie
według Księdza Profesora należy szukać źródeł szerzącej się
w internecie nienawiści wobec tragicznie zmarłych w katastrofie
smoleńskiej, w tym zwłaszcza wobec członków załogi?
-
Zacząłbym od sprawy pozornie pobocznej, a mianowicie wspomnienia z
10 września ubiegłego roku. Uczestniczyłem wówczas w Warszawie w
spotkaniu z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim,
podczas którego mówił on o politycznej i moralnej
odpowiedzialności poszczególnych ministrów w rządzie Platformy
Obywatelskiej za stan 10 kwietnia 2010 roku. Postawił bardzo prostą
tezę, że prezydent jest taką instytucją w państwie, której
powinno być zagwarantowane bezpieczeństwo. Podkreślił zarazem, że
za rządów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego dokonywał się
wulgarny i prymitywny atak poszczególnych polityków na majestat
głowy państwa. W dalszej konsekwencji wynikało z tego przyzwolenie
na taki język i sianie nienawiści. W tym sensie miał na myśli
moralną i polityczną odpowiedzialność Platformy. Jeżeli ta teza
byłaby nieprawdziwa, to jej falsyfikacją powinna być postawa
rządu, która powinna mieć na celu wyjaśnienie przy użyciu
wszystkich możliwych środków przyczyn i okoliczności katastrofy
smoleńskiej. Tymczasem po 10 miesiącach mamy coraz więcej pytań i
wątpliwości, a jednocześnie widzimy, że coraz większym echem
odbija się propaganda rosyjska mająca na celu znieważenie
polskiego honoru. Postawa wyszydzania polskich pilotów i generała
jawi się już niemal jak cnota. Dlaczego od tego zacząłem?
Ponieważ sądzę, że zarysowuje to w pewien sposób klimat, w
którym brak odpowiedzialności zarówno moralnej, jak i tym bardziej
karnej za wypowiadane słowa w przestrzeni publicznej. To jest jedno
źródło zjawiska, o które pani pyta. Natomiast drugą przyczyną
jest właśnie anonimowość, jaką "gwarantuje"
uczestniczenie w forum internetowym. Podpisując się pseudonimem,
rezygnuje się z odpowiedzialności za własne słowa. Jest to
sytuacja, w której nie ma jasno określonych reguł.
Jednak
nie zawsze. Są bowiem takie kwestie, na które pewne środowiska są
bardzo uczulone i reagują błyskawicznie...
-
W istocie. Jeśli w przestrzeni publicznej pojawi się np. tzw.
kłamstwo oświęcimskie albo jakaś wypowiedź "homofobiczna",
należy liczyć się z tym, że zostanie ona natychmiast zdjęta
przez administratora portalu czy strony internetowej. Natomiast
wypowiedzi szkalujące imię śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
gen. Andrzeja Błasika czy członków załogi, ale również
obrażające Kościół katolicki czy ostatnio coraz częściej
szydzące z Ojca Świętego Jana Pawła II, to nie napotykają one
już na taki opór - są bezkarne. Kiedyś zapytałem administratora
jednego z portali internetowych, dlaczego szkalowanie ofiar
holocaustu jest bardziej chronione niż wyszydzanie polskich oficerów
i polskiego prezydenta, które obecnie dokonuje się właściwie w
majestacie bezprawia. Nie otrzymałem jednak na to pytanie żadnej
odpowiedzi. Reasumując: mamy do czynienia z klimatem przyzwolenia na
kłamstwo smoleńskie - myślę, że już dziś możemy mówić o
takim kłamstwie - i na szarganie ofiar tragedii poprzez czynienie z
nich sprawców. Jednocześnie milczeniem pomija się wszystkie trudne
pytania związane z katastrofą.
W
jakie fundamentalne dla Polaków wartości uderza to zjawisko? Co tak
naprawdę chce się wyśmiać?
-
Przede wszystkim jest to mechanizm zakłamywania prawdy, a jest ona
wartością podstawową. Po drugie, jest to szarganie dobrego imienia
ofiar oraz ich bliskich, co staje się jakąś przerażającą
makabreską czynienia pośmiewiska z bólu, tragedii ludzkiej - jest
to coś głęboko nieludzkiego. W kontekście tego, kim były ofiary,
to znaczy, jakie urzędy pełniły, a przecież były to urzędy
najważniejsze, jest to również uderzanie w wartości patriotyczne.
Być może pobrzmiewa w tym nuta patosu, ale tak uważam - takie
zachowania godzą w dobre imię Polski.
Patrząc
z trochę innej perspektywy na tę sprawę: wydaje się nam, że
autorów takich komentarzy przybywa, że internet pęka w szwach, a
być może to po prostu nie ich ogromna liczba, ale hałaśliwość i
aktywność tworzy wrażenie, że jesteśmy bezradni wobec tego
zjawiska?
-
Jestem przekonany, że nie jest to wcale duża grupa - natomiast
niewątpliwie jest ona bardzo aktywna. W przeważającej liczbie są
to ludzie młodzi, może średniego pokolenia, a domeną młodości
jest pewna beztroska, która wyraża się, niestety, często przez
uleganie temu, co modne i na fali. Dokonuje się to poprzez
powielanie konkretnych wypowiedzi czy postaw. Żyjemy w takich
czasach, w których opinia zgodna z tym, co mówi większość, jest
właśnie opinią pożądaną. Dzięki temu wiele osób myśli, że
są lepsi, bo są w większości. Nie warto jednak płynąć z
prądem, nie dla samego bycia nonkonformistą, ale dla prawdy, która
jest wartością nadrzędną.
Dziękuję
za rozmowę.