dr
Karla Turner - wzięcia - wywiad
Niniejszy
wywiad jest przedrukiem z nieistniejącego już kwartalnika "UFO".
Jest on o tyle istotny, iż sprawy dotyczące wzięć, opisane są
tam z punktu widzenia badaczki fenomenu CE-IV, jak i zarazem samej
ofiary abdukcji. Dr. Turner zmarła na raka w 1996 roku,
pozostawiając po sobie książki, które można bezpłatnie pobrać
na stronie internetowej, administrowanej i tworzonej przez jej
męża.
Poniższy wywiad jest przedstawieniem teorii do jakich
doszła badaczka, w trakcie swoich prac nad ofiarami wzięć, jak i
jej własnych przeżyć. Jest on ważnym elementem ukazujący
charakter CE-IV w sposób przyrównywany do najgorszego horroru, ale
i obiektywnym spojrzeniem na owe zagadnienie.
Zanim
przejdziemy do samego wywiadu, pragnę zaznaczyć jedną kwestię.
Osobiście odnoszę wrażenie, iż wiele osób zajmujących się
bardziej lub mniej tematyką Ufo, przestaje traktować ją jako
dziedzinę nad którą należy pracować w sposób porównywalny do
tego jaki pokazała Dr. Turner, a woli raczej gdybać, zataczać koła
w tematach setki razy omówionych, pokazywać się w mediach zawsze
kiedy nadarzy się ku temu okazja robiąc równocześnie typowy
amerykański show wokół problemu, o którym i tak nie ma się
pojęcia lub ma nikłe. Zapomnieć po co drążyć temat i szukać
każdej możliwej drogi, to jak traktowanie owego fenomenu w sposób
"dobrej rozmówki przy kawce lub na czacie". Powinniśmy
brać przykład z badaczy, których można śmiało tak nazwać i iść
torem jaki nam wskazali w grubych tomach swej wieloletniej i ciężkiej
pracy. To priorytet, jaki wyznaczać musimy jako osoby rzetelne i
godne do rozmów z kołami naukowymi, które mogą w owocny sposób
współpracować z badaczami pokroju Karli Turner, Johna Macka,
Raymonda Fowlera, Budda Hopkinsa i wielu innych im podobnych. To są
przykłady konkretnych badań i pewnego rodzaju osiągnięć! Nie
można nazwać badaniami stawianie monumentów ku czci lądowania
UFO, karpia z siatką ze zlewozmywaka jako przykład znaku od jakieś
inteligencji, lub fotografii zwierząt fruwających branych jako
przykład UFO. To są dobre przykłady, ale na zaśmiecanie umysłu,
zatoczenie koła w tematyce gdzie nic więcej nie można już
powiedzieć ponieważ nie ma rzetelnego podejścia BADACZY o jakich
wspomniałem, a jedynie pozostaje chęć utrzymania się na "fali".
Godne przemyślenia...
Polecam poniższe opracowanie,
właśnie ze względu na przypomnienie, jak dociera się krętymi
drogami do prawdy i jak owocuje przyłożenie się do pracy osoby
którą nazwać można BADACZEM. Życzę miłej lektury, a po
przeczytaniu - chwili refleksji.
WZIĘCIA
– ZAGADKA XX WIEKU
Wywiad z dr Karlą Turner
"UFO"
nr 26 (2/1996), s. 53-66
Dr Turner jest absolwentką
Uniwersytetu Stanu Kalifornia oraz Uniwersytetu Nottingham w Anglii.
Doktoryzowała się w staroangielskim na Uniwersytecie Północnego
Teksasu. Przez wiele lat wykładała pedagogikę, po czym począwszy
od roku 1988 poświęciła się badaniu zjawiska UFO, koncentrując
się głównie na przypadkach wzięć. Często wygłaszała odczyty
na temat swoich odkryć. Jest autorką książek Into the Fringe (Na
skraju; 1992), Taken (Wzięci; 1994) oraz Masquerade of Angels1
(Maskarada aniołów; 1994) napisanej wspólnie z Tedem Rice'em. 9
stycznia 1996 roku zmarła po krótkiej, ciężkiej chorobie na raka
wątroby.
CONTACT FORUM: Powszechnie uważa się, że jest
pani jednym z czołowych znawców zjawiska UFO oraz wzięć
dokonywanych przez obce istoty. Jak to się stało, że
zainteresowała się pani tą dziedziną?
KARLA TURNER:
Nasza rodzina nic nie wiedziała o tym zjawisku, dopóki sami nie
zaczęliśmy obserwować NOLi i przeżywać bliskich spotkań oraz
wzięć. Będąc badaczem tego zagadnienia zaczęłam szukać w
literaturze odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Kiedy przeczytałam
wszystko, co było dostępne, okazało się, że nie znalazłam
odpowiedzi na pytania, które zasługują moim zdaniem na rzetelną
odpowiedź. Uznałam, że jest to krytyczna sytuacja dla mojej
rodziny [i przypuszczalnie w skali globalnej również] i
stwierdziłam, że jedynym sposobem znalezienia tych odpowiedzi jest
podjęcie własnych badań, co oznaczało, że należy ruszyć w
teren i przystąpić do badania przypadków wzięć.
C.F.:
Czy książka Into the Fringe była pierwszym rezultatem tych
badań?
K.T.: Nie, książka ta nie była wynikiem moich
dociekań mających na celu znalezienie odpowiedzi na nurtujące mnie
pytania. Jest ona bardziej opisem tego, jak moja rodzina uświadamiała
i radziła sobie z tymi problemami w ciągu pierwszego półtora
roku, w czasie którego występowały one z dużą częstotliwością.
Dopiero polem zaczęłam badać przypadki innych ludzi. Pracowałam z
Barbarą Bartholic nad naszym przypadkiem, a potem nad przypadkami
innych ludzi. Barbara wielokrotnie przyjeżdżała do Teksasu [gdzie
wówczas mieszkałam]. Organizowałyśmy wtedy cztero– lub
pięciodniowe sesje robocze, w czasie których do mojego domu
przychodzili ludzie z naszego terenu. Barbara przeprowadzała z nimi
rozmowy i poddawała ich regresji hipnotycznej. Zaczęłam się uczyć
jako jej asystentka. Gdyby możliwe było zdobycie doktoratu w tej
dziedzinie, Barbara z cała pewnością już by go miała. Pracując
u jej boku nauczyłam się znacznie więcej niż w czasie całej
mojej kariery akademickiej. Z czasem ilość badanych przez nią
przypadków stała się tak duża, że przestała dawać sobie już z
tym radę. Okazało się, że moje asystowanie już nic wystarczało
i zmuszona byłam przystąpić do samodzielnych badań. Tak to
właśnie się zaczęło.
C.F.: Jak wiadomo, w wiciu
przypadkach rodzice ludzi przeżywających wzięcia, a czasami nawet
ich dziadkowie i pradziadowie doznawali podobnych jak oni bliskich
spotkań. Czy w pani rodzinie również tak było?
K.T.:
Tak, w przypadku rodziny Eltonów [Eltonowi, mężowi dr Turner,
nadano w książce Into The Fringe i Taken pseudonim Casey; obecnie
uważają oni, że nie ma już sensu dalsze ukrywanie, kto jest kim]
jest to sprawa "ponadpokoleniowa". Na krótko przed
śmiercią babci Eltona, jej rodzina, wiedząc, że nie pożyje ona
już długo, poprosiła ją w roku 1990 lub 1991, aby opowiedziała o
swojej przeszłości. Całą jej wypowiedź nagrano kamerą wideo na
pamiątkę następnym pokoleniom. Jedna z jej opowieści nosi wyraźne
cechy relacji z wzięcia, do którego doszło, kiedy była jeszcze
małym dzieckiem. Zdarzenie to miało miejsce między rokiem 1905 a
1908 we Wschodnim Teksasie. Miało ono wiele cech wspólnych typowych
dla klasycznego "wzięcia": kamuflażowe wspomnienia, luka
w czasie, cudowny powrót z miejsca, w którym nie powinna była być
i z którego nic powinna była móc się wydostać, etc. Nic ma
najmniejszych wątpliwości, że zarówno jego matka, jak i ojciec
widzieli UFO, mieli bliskie spotkania połączone z wzięciami oraz
doznali różnych przeżyć łączących się w mniejszym lub
większym stopniu z tym zjawiskiem. Elton i co najmniej jedno z jego
dzieci miało we wczesnych latach swojego dzieciństwa związek z
UFO.
Nie wiem nic o moim prawdziwym ojcu w tym kontekście,
ponieważ został zabity w Korei, kiedy miałam cztery lata, ale
wydaje mi się, że jego brat, który ma obecnie 80 lat, mógł mieć
tego rodzaju przeżycia. Zarówno ja, jak i mój syn, mieliśmy
przeżycia związane z UFO. Mieli je również moi szwagrowie i
szwagierki, a także ich dzieci, o czym nie mieliśmy pojęcia prawie
do chwili opublikowania Into thc Fringe. Byli tak zmartwieni tymi
przeżyciami [oraz innymi sprawami mającymi miejsce w ich życiu],
że na dziesięć lat zaprzestali kontaktów z rodziną. Dopiero
kiedy dowiedzieli się o moich przeżyciach, wrócili na łono
rodziny, mówiąc: "W porządku, teraz możemy pogadać."
No i wreszcie jedna z moich kuzynek, z którą byłam bardzo blisko,
zarówno pod względem miejsca zamieszkania, jak i emocjonalnie,
miała na pewno jakieś przeżycia tego rodzaju. Poproszono ją o ich
opisanie, co też właśnie obecnie czyni. Moja matka odmawia
jakichkolwiek rozmów na ten temat, ponieważ to wszystko zbytnio ją
przeraża. Nawet nie odważyła się przeczytać do końca Into the
Fringe. Za każdym razem po przeczytaniu strony lub dwóch wpada w
panikę i nie może już dalej czytać, co oznacza, że musi istnieć
jakiś poważny powód tego lęku. Przypominam sobie, że w roku
1965, kiedy byłam w ostatniej klasie szkoły średniej, media zalała
niesamowita fala informacji na temat obserwacji UFO. Był to jeden z
niewielu momentów, w czasie których okazywałam zainteresowanie tym
tematem. Pewnego dnia w czasie wykonywania prac domowych w kuchni
słuchałyśmy z mamą wiadomości telewizyjnych. Walter Cronkitc lub
Dan Rather bądź jeszcze ktoś inny opowiadał właśnie o nasileniu
obserwacji UFO. Pamiętam, że powiedziałam wtedy, że gdyby UFO
wylądowało na podwórzu, prawdopodobnie wsiadłabym do niego.
Matka, która jest niespotykanie delikatną osobą i nigdy nie
podniosła na mnie głosu ani nie uderzyła mnie, rzuciła nagle
swoje zajęcie, złapała mnie za ramiona i trzęsła mną tak, że
myślałam, iż wylecą mi wszystkie zęby. Przez cały czas
powtarzała poniesionym głosem:
- Przysięgnij mi, że
nigdy, ale to nigdy nie wsiądziesz do żadnego z nich! Żebyś mi
się nie ważyła nawet coś takiego mówić!
Był to
jedyny moment w moim życiu, kiedy widziałam ją wzburzoną. Obecnie
wiem na podstawie badań, że tego rodzaju ekstremalne reakcje na
wzmianki o UFO są często wskaźnikiem, że dana osoba miała
związane z nimi przeżycie.
C.F.: Mówiła pani o
wykorzystywaniu hipnozy, która jest, jak wiadomo, przedmiotem wielu
kontrowersji. Niektórzy badacze twierdzą, że ludzie będący w
stanie hipnozy są zdolni do wymyślania historii, które nigdy się
nie zdarzyły, w celu zadowolenia hipnotyzera. Niektórzy twierdzą,
że wielopoziomowość przeżyć, zwłaszcza w przypadkach, w których
udaje się przebić przez kamuflażowe wspomnienia i odkryć inne,
znacznie się od nich różniące, jest produktem hipnozy. Co pani o
tym sądzi?
K.T.: Ten pogląd jest absolutnie nie do
zaakceptowania. Uważam, że jest on dziełem tak zwanych fotelowych
badaczy. Nie sądzę, aby osoby, które rzeczywiście przeżyły
bliskie spotkanie z UFO, podzielały go. Gdyby ci znawcy przeżyli to
samo i porównali to, co pamiętali świadomie, z tym, co
przypomnieli sobie w trakcie hipnozy, wówczas moglibyśmy
porozmawiać. Póki co wypowiadają się na temat czegoś, o czym nie
mają pojęcia. Wyrażają poglądy o charakterze hipotetycznym, zaś
ich opinie bazują na błędnym rozumieniu całego zjawiska,
doświadczeń oraz kontroli, której poddawani są wzięci w czasie
tych zdarzeń. Wymyślanie różnych wyjaśnień to żadna sztuka,
nie oznacza to jednak, że te wydumki mają jakikolwiek związek z
tym, co się rzeczywiście dzieje. Poza tym należy pamiętać, że
istnieją źli i dobrzy hipnotyzerzy. Zły hipnotyzer może coś
popsuć. Wiem, że są ludzie, którzy poddali się hipnozie ze
względu na palenie lub dietę i czuli się po niej znacznie gorzej
niż przed nią. To oczywiste, że zdarzają się błędy w sztuce.
Ze swoich własnych doświadczeń z hipnozą wiem, że w wielu
przypadkach, które badałam, to, co wypłynęło na światło
dzienne, okazało się prawdą. Owszem, zdarza się, że czasami
wypłynie jakiś nieprawdziwy materiał, który może zrodzić się z
określonej sytuacji, lecz nie jest to zjawisko typowe. Uważam, że
właściwie użyta hipnoza jest jednym z najlepszych narzędzi, jakie
posiadamy. Czasami jest jedynym narzędziem pozwalającym wydobyć na
światło dzienne pewne informacje lub pokłady informacji będące
wsparciem tego, co pamiętamy świadomie. Miałam możliwość
zweryfikowania całego szeregu informacji uzyskanych w stanie hipnozy
poprzez porównanie ich z niezależnymi dowodami i okazało się, że
były one prawdziwe.
C.F.: Jak pani zapewne wie, istnieje
kilka poziomów, podobnie jak w główce cebuli. Dana osoba zostaje
poddana hipnozie i opisuje jakieś przeżycie, a następnie
wprowadzona w głębszy trans, przebija się przez pierwszy poziom,
który okazuje się kamuflażem, i przedstawia coś zupełnie
innego.
K.T.: Tak, i wydaje mi się, że w niektórych
przypadkach można dotrzeć aż do najniższego poziomu.
C.F.:
Ile jest tych poziomów, jak głęboko można dotrzeć i co znajduje
się na samym dnie?
K.T.: Przeprowadzono jak dotąd zbyt
mało badań, aby można było odpowiedzieć na którekolwiek z tych
pytań, nie upodabniając się do "fotelowych mędrków". W
typowym przypadku pierwszy poziom najczęściej dotyczy świadomych
wspomnień. Kiedy ktoś zostaje wprowadzony w głębszy trans, często
zdarza się, że to, co relacjonuje, jest tym, co widział, a nie
tym, co pamięta świadomie. Wówczas zaczyna się proces szukania po
omacku. Badana osoba myśli: "To nie jest tak, czuje, że coś
jest nie tak. Kiedy się skoncentruję, widzę coś, co nie jest
zgodne z tym, co do tej pory myślałam". To jest poziom
przejściowy. Być może są tylko dwa poziomy, a nie na przykład,
powiedzmy, dwadzieścia. Z całą pewnością istnieje poziom
maskujący i to bardzo solidny. Jeśli badanym osobom pomoże się w
zaprogramowaniu ich umysłowych komputerów na penetrację widzianej
przez siebie iluzji, tak aby relacjonowały one tylko prawdę,
podawały tylko to, co rzeczywiście widzą, w celu – jak to
określa Barbara – "rozjaśnienia wizji", wówczas opiszą
one całkowicie inne zdarzenie, a nie rozszerzoną wersję tego, co
relacjonowały początkowo, coś różniącego się całkowicie od
tego, co pamiętały świadomie. Tak więc są co najmniej dwa
poziomy, a być może nawet trzy.
C.F.: Ludzie mówili
nam, że można
przedzierać się przez kamuflażowe wspomnienia aż do chwili
dotarcia do zdarzeń, w których pojawiają się gady, że to
najniższy poziom, do którego można dotrzeć.
Czy
pani badania to potwierdzają?
K.T.: W kilku przypadkach,
które znam dobrze, po
dotarciu do "linii granicznej" pojawiały się gady.
C.F.:
Czy Szaraki zawsze występują na najwyższym poziomie?
K.T.:
Czasami na pierwszym poziomie występują Szaraki, czasami ludzie,
czasami Plejadanie, a czasami dziwne zwierzęta.
C.F.:
Wzięci
opowiadają, że widzieli ludzkie istoty, na przykład anielskich
nordyków, ale gdy się koncentrowali i ogniskowali na nich swoją
uwagę, istoty te znikały i na nich miejscu pojawiali się
"jaszczurowaci ludzie".
K.T.:
Nie znam zbyt wielu przypadków tego typu. Słyszałam to jednak od
innych badaczy. James, którego przypadek przytoczyłam w Into the
Fringe, niemal całkowicie świadomie, prawie bez pomocy hipnozy,
przypomniał sobie zdarzenie, w czasie którego został zabrany w
pobliże bardzo zalotnej, czułej i uwodzicielskiej pięknej
"Plejadanki". Chciała, aby padł jej w ramiona. Kiedy tak
się stało i myślał, że już go pocałuje, kobieta ta znikła, a
na jej miejscu pojawiła się purpurowo-czarna postać o
nieregularnym kształcie, oślizgłym wyglądzie i wyraźnie
asymetrycznych rysach twarzy. Tego samego rodzaju stworzenie
napotkałam w kilku innych przypadkach. Istota ta była bardzo silna.
Zamiast wziąć go w ramiona powaliła go na ziemię i wepchnęła mu
do gardła, aż do żołądka, sześćdziesięciocentymetrowej
długości rurę, przy pomocy której odciągała mu z żołądka
soki trawienne. Nazajutrz James nadal czuł gorzki smak w ustach,
miał podrażniony przełyk i po obu stronach szyi, w miejscach gdzie
był przytrzymywany, odkrył ślady po szponach. Kimkolwiek była ta
istota, na pewno posiadała coś w rodzaju szponów, co oczywiście
pasuje do gadów. Być może ze względu na jej bliskość nie mógł
ogarnąć jej wzrokiem w całości. [Znajdował się w jej
objęciach]. Udało mu się jednak dostrzec nieregularnego kształtu
warstwę zewnętrzną, która mogła być odpowiednikiem szorstkiej,
łuskowatej powłoki, której posiadacze bywają czasami określani
mianem gadów. Istoty te są silne, kościste, mają ponadto
nieregularny kształt, wysklepiony grzbiet i zakończone szponami
ręce.
C.F.: Zatem posiadają zdolność projekcji różnych
obrazów.
K.T.: Niektórzy twierdzą, że się
przemieniają, że podlegają mutacjom lub zmieniają swój
rzeczywisty kształt. Nie sądzę, aby właśnie tak było. Nie
wydaje mi się także, aby rzeczywiście wyglądały jak
uwodzicielskie blondynki. Upodabniają
się do nich, aby nas zwieść, po czym przybierają nagle gadzią
postać. Myślę, że wpływają na ludzką percepcję. Na pewno
potrafią tworzyć fałszywe obrazy,
tak jak to miało miejsce w przypadku babki Teda [Teda Rice'a],
której ukazał się nieżyjący mąż i która była nawet skłonna
do odbycia z nim stosunku płciowego. Babka Teda nie żyje od sześciu
lat. W
środkowej części bliskiego spotkania z czymś, co wzięła za
swojego zmartwychwstałego męża, jego wizerunek znikł – myślę,
że [obcy] chcieli pobrać od niej "emocjonalne soki" - i
ujrzała na sobie "gada".
C.F.:
Słyszeliśmy również, że we wzięciach uczestniczą wojskowi,
którzy znikają, ilekroć świadkowie skupiają na nich swoją
uwagę. Budd Hopkins opowiada przypadek, w czasie którego pewien
wzięty widział żandarma. Kiedy się zastanawiał, co on tam robi,
i skupił na nim swoją uwagę, żandarm zmienił się na jego oczach
w wysokiej rangi oficera, a potem w oficera w nazistowskim mundurze.
Jak pani to tłumaczy? Czy mamy tu do czynienia z tym samym
zjawiskiem?
K.T.: Nazywam to Technologią Zmiany Stanu
[Altered State Technology; w skrócie AST – przyp. tłum.]. Obecnie
AST stało się synonimem procesów i mechanizmów, które są według
mnie z całą pewnością stosowane w stosunku do ofiar wzięć i to
w znacznej części obserwowanych przypadków. Dotyczy to zwłaszcza
kontroli systemu pobudzania siateczkowego lub pnia mózgowego, który
jest odpowiedzialny za niemal wszystkie czynności mózgu. Ludzie
sądzą, że najważniejszy jest rdzeń lub śródmózgowie, w
rzeczywistości jednak są one znacznie mniej istotne w ogólnym
procesie przetwarzania napływających informacji niż pień mózgowy,
który odpowiada zań w całości. Ktoś, kto potrafi go kontrolować,
może wywoływać u kontrolowanej osoby dowolne iluzje, które będą
odbierane przez zmysły jako rzeczywistość. Będzie mógł on
również kontrolować zdolności motoryczne oraz ruch na dowolnym
poziomie świadomości [poczynając od pełnej świadomości aż po
całkowity letarg). Właśnie w tym celu, jak sądzę, jesteśmy
wprowadzani w te zmienione stany. W przypadku bliskich spotkań jest
to konieczność, ponieważ oni [obce istoty] nie mogą dopuścić,
abyśmy mieli z nimi kontakt w normalnym stanie świadomości, gdyż
moglibyśmy wówczas kontrolować siebie samych, co jest im nie na
rękę. Istnieje również kontrola procesu pamięciowego, a nawet
kontrola tego, na co zwracamy uwagę. Wprowadzane w ten rejon
wszczepy mogą kontrolować wszystko, co postrzegamy, i wszystko, co
się, jak się nam wydaje, dzieje. Uważam, że podstawowym celem tej
technologii jest wprowadzanie nas w zmieniony stan świadomości, bez
względu na to, co się ma potem wydarzyć. Żadna z osób, które
znam, nie znajdowała się w normalnym stanie świadomości w czasie
bliskiego spotkania.
C.F.: Czy ten stan jest wywoływany
przez obce istoty, ludzi, czy jednych i drugich?
K.T.:
Jestem pewna, że niektóre obce istoty są w to zamieszane. Istnieją
także dowody, że ludzie [prawdopodobnie już od dawna] wiedzą o
tej umiejętności obcych istot i że, jak mi się wydaje, jest to
główny powód, dla którego nasi wojskowi "badają"
wziętych. Robią to po to, aby również opanować tę technologię.
Co więcej, uważam, że się im to udało i że posługują się nią
już od dłuższego czasu. Nie sądzę jednak, że posiadają ją od
początku pojawienia się obcych. Sądzę, że natknęli się na nią
podczas swoich badań i że stała się ona ich głównym celem. "My
również musimy posiąść tę technologię". Z całą
pewnością posiadają także technologię wprowadzania implantów. Z
wojskowych raportów wynika wyraźnie, że potrafimy je wszczepiać.
Wiadomo o tym już od około trzydziestu lat.
C.F.:
Niektórzy autorzy postulują hipotezę, że nasz pień mózgowy
działa, tak jak działa, i że możemy być hipnotyzowani, dlatego
że tak go skonstruowano, że stworzono nas w taki sposób, aby można
nas było kontrolować. Co pani o tym sądzi?
K.T.: To
tylko teoria. A gdzie dowody? Czy mają na to jakieś wiarygodne
dowody? Ludzie głoszący tę teorię, twierdzą również, jak
przypuszczam, że są produktem genetycznych manipulacji obcych
istot, co może, ale nie musi być prawdą. Sądzę, że jest trochę
dowodów na poparcie tej teorii, ale jak rozległe i daleko idące są
te manipulacje, nie mam pojęcia. Zanim uzna się, że to obce istoty
"zaprojektowały" nasz mózg właśnie w ten sposób,
należałoby najpierw przyjrzeć się dokładne strukturze mózgu
małp człekokształtnych i sprawdzić, czy u nich również
występuje to zjawisko. Wydaje mi się, że musiały one zaadaptować
strukturę swojego mózgu do swoich funkcji.
C.F.: Jak
pani sądzi, kim oni są, skąd pochodzą i w jakim celu są tutaj?
Po co to wszystko robią?
K.T.: Moje poglądy na to, kim
oni są i skąd pochodzą, to jedynie czcze domysły. Wydaje mi się,
oni są stąd, że są istotami pochodzenia ziemskiego. Historia
Ziemi jest bardzo długa. Wystarczająco druga, aby powstały na niej
inteligentne istoty wywodzące się z rodziny owadów lub gadów, na
długo przed opanowaniem Ziemi przez ssaki. Jedyne, co wiemy, to to,
że ich "pastwiskiem" jest Ziemia – nie mamy żadnych
dowodów na to, że "żerują" na Marsie, jakiejś planecie
w konstelacji Oriona lub że krążą wokół innych układów
słonecznych. Wiemy jedynie, że żerują tutaj, co jest dla mnie
wskazówką, że raczej pochodzą stąd.
C.F.: Czy
mieszkają w podziemnych bazach, czy może gdzie indziej? Dlaczego
nie możemy postrzegać ich istnienia w stanie pełnej
świadomości?
K.T.: Jeśli rozwinęli się miliony lat
przed opanowaniem Ziemi przez ssaki, można przyjąć, że osiągnęli
poziom "ponadwymiarowego" przemieszczania się. Być może
zamieszkują inne wymiary naszej przestrzeni, a być może tereny
podwodne lub podziemne. Zakładam, że ludzka technologia również
dojdzie w końcu do tego poziomu. Mogli mieć na rozwinięcie tej
technologii tak dużo czasu, że może być ona dla nich obecnie
czymś zupełnie naturalnym. Być może przenoszą się w inne
wymiary z taką samą łatwością, z jaką my spacerujemy po
deptaku. Być może przebywanie w tym wymiarze i doglądanie nas od
czasu do czasu nie nastręcza im więcej trudności, niż nam
mieszkanie na farmie. Najlepsze, co mogę sądzić o powodach, dla
których tu przybywają, to to, że jesteśmy ich owocem. Sądzę, że
jesteśmy stworzonym przez nich owocem, owocem-hybrydą. Co biorą od
nas? Na pewno substancje fizyczne. I możemy się jedynie domyślać,
co z nimi robią. Odnoszę również wrażenie, że pobierają od
wziętych także "emocjonalnie zabarwioną" energię,
podobnie jak my pobieramy energię z baterii.
C.F.: Uważa
pani, że żywią się naszą energią?
K.T.:
Myślę,
że jej używają. Czy my żywimy się energią z baterii, czy jej
używamy?
Nie jesteśmy wtajemniczani we wszystko, co potrafimy obiektywnie
zweryfikować. Bez względu na to, co powiedzą, nie jesteśmy w
stanie tego sprawdzić, a jeśli potrafimy, to w bardzo ograniczonym
zakresie. Myślę, że jesteśmy dla nich źródłem różnych rzeczy
i że możemy jedynie snuć domysły, do czego mogą ich używać.
Sądzę na przykład, że istnieją konkretne przesłanki do tego,
aby poważnie rozważyć możliwość, że płody i nasz materiał
genetyczny używany jest do produkcji siły roboczej w postaci
Szaraków, które nie są w rzeczywistości żywymi istotami, lecz
wysoko zaawansowanymi technologicznie maszynami o biologicznym
charakterze. [2] Uważam, że energia jest tutaj sprawą
najważniejszą. Jest to jednak jedynie moje przeczucie, a nie coś,
co mogłabym poprzeć dowodami. Ostatecznie wiele z tego, co robią,
wydaje się nie mieć żadnego logicznego celu poza pobudzaniem
silnej ujemnej energii emocjonalnej. Wiele z tych przymusów,
obsesji, zniszczeń i bólu wywoływanych w czasie tych przeżyć, a
także po nich, generuje energie, którą jak mi się wydaje,
zbierają. Na przykład w przypadku Teda Rice'a, który jest opisany
w Masquerade of Angels, jedno z jego przeżyć obejmowało pobyt w
jakichś podziemnych pomieszczeniach (prawdopodobnie w pobliżu bazy
sił powietrznych Kirtland) wewnątrz fabryki, w której poddawano
procesowi przetwórczemu ludzkie ciała, podobnemu do tego, jakiemu
my poddajemy tusze kurze lub wołowe rozdzielając je na części, a
następnie pakując. Oczywiście Ted nie był pierwszym, który o tym
mówił. Ale to właśnie on zauważył, że przed poddaniem ludzkich
ciał procesowi przeróbki, przepuszczano je przez jakieś
urządzenie, które ekstrahowało z nich energetyczne spektrum. Tak
jak przepuszczone przez pryzmat światło może być rozłożone na
elementy składowe, tak ludzka energia może być przepuszczana przez
ów "duchowy" lub "energetyczny pryzmat" w celu
rozłożenia jej na elementy podstawowe, a następnie magazynowana w
podobny sposób, w jaki my magazynujemy energię elektryczną w
akumulatorach ładowanych za pomocą baterii słonecznych lub w inny
sposób. Widocznie potrafią rozpoznawać, oddzielać i magazynować
ludzką energię emocjonalną, czy też "duchową", jeśli
ktoś woli tak ją nazywać, zanim ciało zostanie poćwiartowane. W
książce Taken znajduje się opis pewnej rzeczy, którą Pat
przypomniała sobie bez zastosowania hipnozy. Znajdowała się w
pomieszczeniu, w którym pokazano jej klonowane ciało – kopie jej
własnego ciała. Powiedziano jej, że posłuży ono w czasie jej
zmartwychwstania. Istoty oświadczyły jej, że pracują na zlecenie
Boga, że tworzą nowe ciała, które zgodnie z tym, co mówi Biblia,
mamy otrzymać w trakcie zmartwychwstania. Powiedzieli jej, że
czynią to z polecenia Jezusa.
C.F.: Czy to wiąże się
również z tym, co mówi wielu wziętych, którzy utrzymują, że
widzieli setki ludzkich płodów w szklanych pojemnikach?
K.T.:
Było to wyjaśnienie, które wydało się Pat jak najbardziej
odpowiednie. Jest ona bardzo religijną osobą i ilekroć te istoty
mają z nią do czynienia, zawsze odwołują się do jej religijnych
wyobrażeń. W wielu innych przypadkach tak nie jest, mimo iż mają
w nich miejsce te same wydarzenia. Lizie również pokazano kopię
jej ciała [której przypadek jest także opisany w "Taken"],
lecz nie mówiono jej nic o jakichkolwiek pracach wykonywanych na
zlecenie Boga ani o jakimkolwiek zmartwychwstaniu. Powiedziano jej
wprost: "Jeśli nie będziesz z nami współpracować, to
podmienimy cię na to i nawet nikt nie zauważy różnicy".
Kiedy Ted był nastolatkiem, wzięto go razem z kilkoma innymi
rówieśnikami i pokazano im kopie ich ciał. W tym przypadku owe
klony również zostały użyte w charakterze straszaka.
C.F.:
W Masquerade of Angels wspomina pani, że mają z tym związek
również okaleczenia zwierząt?
K.T.: Prawda. Ted
przypomniał sobie proces, w czasie którego uśmiercono jego
oryginalne ciało. Najpierw istoty dały mu do wypicia emanującą
silne światło zieloną substancję. Wywołała ona u niego
niesamowite mdłości. Niemal natychmiast ją zwymiotował i wówczas
odcięto mu głowę. Kiedy jego energia duchowa, czy jak ją tam
nazwiemy, wyszła z jego ciała, pozostała przy nim przylegając do
tej zielonej, ognistej, ciekłej substancji. Wyglądało, jakby nic
była w stanie się od niej uwolnić. Wessali ją do małego czarnego
pudełka, które postawili na ladzie, gdzie stało do czasu, aż
przygotowali jego nowe wyklonowane ciało. Część procesu
wytwarzania materiału, z którego wykonano jego kloniczne ciało,
obejmowała zbiorniki z materiałem pochodzącym od krów.
Wykorzystano go do produkcji bezkształtnego ciała przypominającego
tkankę z okolic pochwy krowy. Materiał ten wyjęto ze zbiornika,
przeniesiono w miejsce przypominające zlew, gdzie go oczyszczono, i
położono na tacy, którą umieszczono w urządzeniu przypominającym
kabinę. Po pewnym, jak się wydawało krótkim, czasie tacę
wytoczono z kabiny. W miejscu bezkształtnej masy stało teraz na
niej ciało ośmioletniego chłopca. Było ono dokładną kopią Teda
co do włoska. Istoty spuściły płyny z jego starego ciała i coś
z nimi zrobiły. Następnie przyłożyły sondy do, o ile sobie
przypominam, łopatek, szyi i stóp nowego ciała, aby je pobudzić.
Kiedy zaczęło oddychać, można było już napełnić je energią
duchową. Jego energia duchowa, która od chwili uśmiercenia jego
oryginalnego ciała znajdowała się zmagazynowana w małym czarnym
pudełku, została wprowadzona do nowego ciała i, ponieważ już ono
oddychało, zamknięta w nim. Po tym przeżyciu Ted zastanawiał się,
czy dusza łączy się z ciałem dopiero w chwili, gdy zaczyna ono
oddychać tuż po urodzeniu, czy też jeszcze wcześniej, kiedy ciało
przebywa w macicy i nie oddycha. Nawiasem mówiąc są jeszcze inni
wzięci, którzy świadomie pamiętają, że widzieli zarówno
przemywanie bezkształtnej masy ciała, jak i podobne do owej kabiny
urządzenie.
C.F.: Wydaje mi się, że to właśnie w The
Watchers (Obserwatorzy) Raymond Fowler zwrócił uwagę, że kiedy z
ciał wziętych pobierane są płody, z których tworzy się Szaraki,
nie dopuszcza się, aby zaczęły one oddychać. Są one z miejsca
wkładane do płynu, aby nic mogły złapać oddechu. Czy robi się
to po to, aby nie dopuścić do wstąpienia w te ciała dusz?
K.T.:
Myślę, że jest to sprawa do rozważenia. Nie
sądzę, aby Szaraki miały dusze. Bardziej przypominają
Frankensteinów lub zombi, czy jak tam byśmy określili "żywych
umarłych". Kiedy przebywałam wśród nich, miałam przemożne
uczucie, że nie są żywi... że są martwi.
C.F.:
Jaki może być cel klonowania ludzkich ciał?
K.T.: Tu
mnie pan ma. Historie, które nam opowiadano, są sprzeczne ze sobą.
Gdybym próbowała odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym zgadywać,
czego naprawdę nie lubię robić nie mając jakichkolwiek dowodów.
Ofiary wzięć nie tylko widują swoje własne, klonowane ciała. Ted
zeznał, podobnie zresztą jak inni wzięci, że widział
pomieszczenia mieszczące po dwadzieścia identycznych ciał, których
nie mógł zidentyfikować. Wyglądały, jakby były bezosobowe.
Któregoś razu bardzo poruszył go widok okładki jednego z dużych
periodyków, na której widniał wizerunek twarzy kobiety będącej
mieszaniną różnych ras. Powiedział, abym poszła i kupiła to
pismo, ponieważ ta kobieta na okładce wygląda niemal identycznie
jak ciało, którego dwadzieścia kopii widział w owym pomieszczeniu
w górach stanu Idaho. Byli to mężczyźni, dwudziestu pięknych
osobników – wszyscy identyczni.
C.F.: To oznacza (o ile
oni rzeczywiście potrafią klonować ciała i wprowadzać do nich
dusze), że każdy z nas może uniknąć procesu zwykłej
śmierci.
K.T.: Tak, Ted na pewno przez to przeszedł,
kiedy go klonowali.
C.F.: Chodzi mi o to, że każdy z nas
mógłby przedłużać w ten sposób swoje życie w
nieskończoność.
K.T.: Tak. Właśnie dotknął pan
czegoś, co może kryć się za ich "żniwami".
Przypuszczalnie oni potrzebują nie tylko naszej energii
emocjonalnej, ale także co najmniej jedna z ich grup – aż kusi
mnie, aby powiedzieć, jeśli mam już zgadywać, że chodzi tu o tak
zwane "gady" – używa obecnie tych ciał. Usilnie
starają się, abyśmy pozbyli się swoich ciał, mówiąc nam, że
to jedynie "pojemniki". Dlaczego? Ponieważ je jedzą.
Gdyby krowa wiedziała, że będzie zjedzona, należałoby wmówić
jej, że: "Twoje ciało nie jest ważne. Ono nie ma żadnego
znaczenia. Liczy się tylko dusza. Nie przywiązuj się do niego,
ponieważ i tak je zjemy. Nie przywiązuj do niego zbyt dużej wagi".
Niewykluczone że istnieje jakaś grupa, która używa tych
fizycznych ciał do jakichś celów... zjada je, przetwarza lub robi
z nimi jeszcze coś innego.
Sądzę, że mogą być one wykorzystywane jako pokarm. Jeśli tak
właśnie jest, to dlaczego nie wyhodują po prostu odpowiedniej
ilości klonowanych ciał? Nie musieliby nikogo zabijać. Mogliby
pobrać kilka komórek z włosa Leah [3] i wyhodować dwadzieścia
lub trzydzieści jej ciał, a następnie je zjeść. Jak wiadomo –
przytaczam tu rozumowanie Teda, jako że w tej chwili wszyscy snujemy
różne hipotezy – jest różnica miedzy zwykłą sodą i sodą
musującą. Analogicznie można stwierdzić, że ciało, które
posiadało duchową energię, które zaabsorbowało pewne rodzaje
energii emocjonalnej, jest apetyczniejsze od ciała, które nie
przeszło przez proces życiowy. Ośmio- lub dziewięcioletni
człowiek ma już za sobą pewien etap życia i ma już zmagazynowaną
w sobie pewną ilość energii emocjonalnej. Zabijając jego
smakowite ciało z przeznaczeniem na pokarm i przenosząc jego duszę
do pozbawionego życiowych przeżyć klonu, umożliwiają jego nowemu
ciału gromadzić przez następne lata kolejną porcję emocjonalnej
energii. Gdy będzie gotowe do zjedzenia, jego dusza zostanie
ponownie przeniesiona do nowego ciała i tak w nieskończoność.
Wykorzystując tę samą duszę mogą w ten sposób produkować
nieustannie dowolną ilość smakowitych ciał. Oczywiście to
wszystko, co mówię należy rozumieć jako swego rodzaju metaforę.
W żadnym przypadku nie należy tego brać dosłownie. Ogólnie
mówiąc hodowane ciało nie jest zbyt pożywne, podobnie jak
sztuczne witaminy nie są tak pożyteczne, jak naturalne.
C.F.:
Odnosi się wrażenie, że w skali całego świata realizowany jest
systematycznie program inżynierii społecznej. Ludzie będący
obiektem doświadczeń przemieszczani są z miejsca na miejsce niczym
figury szachowe. Wzięci oddzielani są z jakiegoś powodu przez
jakąś zewnętrzną siłę od swoich partnerów, a następnie
łączeni ze sobą w pary. Czy to jest część tego samego procesu,
czy też coś zupełnie innego?
K.T.: Tak, spotkałam się
z tym. W odczuwalny sposób. Bardziej niż bym tego chciała. I to
nie tylko w odniesieniu do tego przykładu, to znaczy zawierania
ponownych związków. Istnieją liczne przykłady programowania
prowadzącego do zmian zawodów i miejsc zamieszkania. Ludzie ci są
kierowani do pewnych odludnych rejonów, czasami łączeni w grupy z
innymi wziętymi, którzy poddawani są temu samemu procesowi, a
czasami skazywani na samotność. Mają wewnętrzne przekonanie, że
muszą przygotować się na przetrwanie czegoś. Wzięci poddawani są
również innym rodzajom programowania i przymusu. Jedyną wspólną
cechą, jaką udało mi się u nich wszystkich zauważyć, jest to,
że wszyscy oni emanują z siebie niezwykłą ilość emocjonalnej
energii.
C.F.: A może smaczniejsze ciała?
K.T.:
Może smaczniejsze ciała. Ale z całą pewnością wytwarzają duże
ilości energii.
C.F.: Tu i ówdzie słyszy się nieraz
przekazy zapowiadające na Ziemi wydarzenia o charakterze
katastroficznym. Najczęściej z ust ludzi, którzy przeżyli bliskie
spotkania. Każdy z nich stara się do tego przygotować, u każdego
z nich wzrasta napięcie związane z oczekiwaniem na coś wielkiego,
co się ma wkrótce wydarzyć. Z tego też powodu wielu ludzi zaczyna
magazynować żywność i wodę. Co pani wie na ten temat?
K.T.:
To nie pierwszy raz w naszej najnowszej historii, kiedy ludzie
ulegali tego rodzaju nastrojom. Przez całą naszą historię
istniały apokaliptyczne ruchy i objawienia, za którymi szły
określone reakcje ludzi. Na szczęście, żadna z tych przepowiedni
jak dotąd się nie sprawdziła i nie należy o tym zapominać.
Jedyną różnicą jest to, że są one obecnie szerzej
rozpowszechnione, a poza tym nie znamy dokładnie naszej przeszłości.
Ostatnie dwa tysiące lat są szeroko opisane, lecz bardzo wybiórczo
i niekompletnie. Tak więc nie wiemy naprawdę, ile tego rodzaju
ruchów pojawiło się w przeszłości. Niemniej bazując na tym, co
wiemy, przypuszczam, że było ich wiele. Obecnie obce istoty straszą
wziętych, że apokaliptyczne wydarzenia są nieuchronne, a nawet
przedstawiają im wizje tego, co się ma wydarzyć. Być może to
prawda, a być może jest to tylko element wspomnianego programu
społecznego. Istoty te przedstawiają ludziom różne scenariusze
tych katastroficznych zdarzeń od rozmyślnej lub przypadkowej
katastrofy nuklearnej, upadek komety lub asteroidy, trzęsienia
ziemi, stopienie się czap lodowych na biegunach, przemieszczenie się
osi obrotu Ziemi, po polityczny chaos i zamieszki. To wszystko podaje
się wziętym jako mające wkrótce nastąpić apokaliptyczne
wydarzenia.
C.F.: I dlatego właśnie mają się wynieść
z miast?
K.T.: Tak, być może to prawda, że dojdzie do
tych wszystkich wydarzeń, zaś te istoty podsuwają danej osobie
jedynie taki scenariusz, który najbardziej przemawia do jej
wyobraźni. Na przykład, jeśli chodzi o pana, mógłby to być
scenariusz o charakterze ekologicznym, a w moim przypadku o
charakterze społecznym. Wydaje mi się, że oni naciskają nasze
guziczki z dużą znajomością rzeczy. Może się również okazać,
że wszystkie te przepowiednie to kłamstwo. Być może chodzi tu o
jakąś manipulacje, która jest tak zaaranżowana, aby wszystko
wyglądało bardzo realnie, żeby cała ludzkość nabrała
przekonania, że bliski jest jakiś kataklizm i że jest on
nieuchronny. A wtedy, gdy obecność obcych istot stanie się
powszechnie znana i gdy powiedzą nam one: "Możemy temu
zaradzić" – wszyscy zgodnym chórem odpowiemy:
"Powstrzymajcie to, za wszelką cenę". Jesteśmy tak
zaprogramowani, aby sądzić, że zbliża się zagłada, i żeby nasz
instynkt samozachowawczy kazał nam oświadczyć: "Zgadzamy się,
abyście wzięli władze w swoje ręce, jeśli potraficie to
powstrzymać". Uważam, że jest całkiem możliwe, że ten
apokaliptycyzm jest fikcją. Obce istoty faszerują ludzi tym
scenariuszem od lat czterdziestych i ludzie biorąc to za dobrą
monetę przygotowują się od tamtego czasu na te wydarzenia, z tym
że obecnie odbywa się to na większą skalę.
C.F.:
Wspomniała pani o nieżyjących krewnych.
K.T.; Wszystko,
o czym tu mówimy, rozważając cele kryjące się za tym
klonowaniem, to jedynie przypuszczenia bazujące na bardzo nikłej
podstawie. Ted Rice ma więcej świadomych wspomnień dotyczących
klonowania i wyjaśnień podawanych na ten temat przez różne istoty
od wszystkich pozostałych osób, jakie znam, które również mają
tego typu wspomnienia. Jedną z rzeczy, która przyszła mu w związku
z tym do głowy, jest to, że jeśli jakaś siła dysponująca
stosunkowo ograniczonymi środkach [ale znacznie bardziej
zaawansowanymi od naszych] chciałaby opanować rasę taką jak
nasza, wówczas jednym z najbardziej efektywnych środków
prowadzących do tego celu, bez względu na wyznawaną religię i
poglądy polityczne członków danej rasy, byłaby umiejętność
przywracania do życia ich zmarłych ukochanych. Z jakiegokolwiek
punktu widzenia byśmy na to nie patrzyli, ocena tej umiejętności
byłaby pozytywna, zaś ona sama dla większości ludzi byłaby z
kolei "dowodem", że te istoty są "wysłannikami
Boga". Przekonałaby ich, że te istoty zesłał Bóg lub że
działają one z Jego polecenia. Sądzę, że – co również
podkreśla Ted – powaliłoby to większość ludzi na kolana i
wprawiło w służalczy, pełen uwielbienia i respektu stan. Gdyby
przywrócono matce zmarłe dziecko, czyż nie czułaby się ona
nieskończenie wdzięczna istocie, która to uczyniła? Nie
oznaczałoby to oczywiście, że to naprawdę jej własne dziecko,
lecz biorąc pod uwagę klonowanie, mogłoby za nie uchodzić".
Będąc bardzo dobrą jego imitacja, mogłoby z powodzeniem spełniać
swoją rolę. Reasumując, pragnę z całą mocą podkreślić, że
wszystko, co tu mówimy na temat klonowania, to jedynie
przypuszczenia.
C.F.: Co sądzi pani o wykorzystaniu
technologii klonowania w celu, na przykład, podmiany przywódców
politycznych?
K.T.: Istnieje taka możliwość, lecz
osobiście uważam, że jest znacznie łatwiejszy sposób
kontrolowania przywódców politycznych – przy pomocy implantów.
Gdyby chcieli jedną ze swoich dusz zasiedlić ciało jakiegoś
polityka i działać za jego pośrednictwem, to muszę stwierdzić,
że jest to możliwe. Jest wielce prawdopodobne, że potrafią usunąć
jedną duszę i na jej miejsce wstawić inną. Posiadają zdolność
przechwytywania tego, co my nazywamy duszą, magazynowania jej w
pojemniku, i umieszczania z powrotem w ciele. Potrafią umieścić ją
w dowolnym ciele, w jakim tylko chcą. Jest to hipoteza o wysokim
stopniu prawdopodobieństwa.
C.F.: Większość tego, co
pani mówi na temat obcych istot jest z naszego punktu widzenia
bardzo negatywne. Czy wie pani dla odmiany na ich temat coś, co
moglibyśmy uznać za pozytywne?
K.T.: Niczego, co ma
związek z wzięciami. Sądzę natomiast, że istnieją inteligentne
siły, które mogą kontaktować się z nami i informować nas... jak
możemy pomóc sobie sami. Nie uważam, aby "dobre" obce
istoty przybyły tu, stanęły nocą przed naszymi sypialniami i
powiedziały tym "złym": "Nie. Nie. Nie wolno wam tam
wchodzić". Uważam, że to nasz problem i że musimy uporać
się z nim sami. Nie sądzę, aby sprawa była przesądzona, to
znaczy, że wygramy lub przegramy. Przypuszczam jednak, że istnieją
przyjazne istoty, które są nam na tyle życzliwe lub zainteresowane
naszym przetrwaniem, że będą wspierać nas i udzielać nam pewnej
pomocy... być może nawet jakiejś formy ochrony, najprawdopodobniej
w formie informacji mówiących, jak możemy pomóc sobie
sami.
C.F.: Czy natknęła się pani na jakieś dowody,
które by to potwierdzały?
K.T.: Tak, na przykładzie
moich własnych doświadczeń. Miałam kontakty, które nie były
wzięciami. Otrzymałam poprzez nie wiele informacji, Nastąpiły
interwencje w życie ofiar wzięć, z którymi miałam do czynienia,
które miały na nie pozytywny, wręcz ratunkowy wpływ. Z drugiej
strony istnieją istoty dokonujące wzięć, które w trakcie jednego
wzięcia mogą dostarczyć człowiekowi wspaniałych przeżyć, a w
czasie następnego potraktować tę samą osobę bardzo okrutnie,
zadając jej ból i napełniając ją strachem. Być może jest to
wynik programowania nas. Pierwsze przeżycie może być kamuflażem
lub elementem operacji prania mózgu, która oparta jest na metodzie
kija i marchewki. Sądzę jednak, że jest grupa, która jest dla nas
życzliwa. Nie nazywam tych istot mianem "obcych" i nie
sądzę, aby dokonywały one wzięć. Są w stanie wpływać i
kontaktować się z ludźmi w inny sposób.
C.F.: Czy jest
jeszcze coś, co chciałaby pani przekazać naszym
czytelnikom?
K.T.: Tak. Chciałabym
powiedzieć, że akceptacja duchowego wyjaśnienia zjawiska wzięć
oraz dokonujących ich istot jest nieroztropna i stanowi potencjalne
niebezpieczeństwo dla naszych dusz. Sądzę, że chcielibyśmy
wierzyć w to co najlepsze. Chcemy wierzyć, że te istoty nam
pomagają. Kiedy znajdujemy się w rękach istot, które potrafią w
czasie kontaktu z nami kontrolować najdrobniejszą cząstkę naszego
ciała i umysłu, rozpaczliwie pragniemy, aby były one życzliwe.
Sądzę, że są one mistrzami propagandy, mistrzami w wywoływaniu
wrażenia, że są nam życzliwe. Osobiście uważam, że wiara w
pozory bez dokładnego sprawdzenia, co się może kryć za tymi
pozytywnymi wrażeniami, o których opowiadają niektórzy ludzie,
byłaby głupotą. Hipnoza jest dobrym narzędziem pozwalającym to
sprawdzić. Sugerowałabym również porównanie skutków ze słowami.
Jeśli nie nabyłeś urazu, nie masz żadnych nowych problemów ze
zdrowiem, żadnych kłopotów ze swoją osobowością ani objawów
stresu pourazowego, wówczas możesz przyjąć, że to coś, z czym
masz do czynienia, zawiera pewną dozę życzliwości. Jeśli jednak
stwierdzisz: "Czuję, że miałem szczęście, powiedzieli mi,
że jestem bardzo wyjątkowy i że mam do spełnienia ważną misję",
a mimo to odczuwasz nowe dolegliwości, włącznie z symptomami
stresu pourazowego, powinieneś przyjrzeć się im dokładnie i
postawić je przed słowami, którymi uraczyły cię te istoty, zanim
ostatecznie stwierdzisz, jak jest naprawdę.
C.F.:
Dziękuję za rozmowę.
Przypisy:
1. Książkę
tę postaramy się wydać w przyszłym roku. – Przyp. R.Z.F.
2.
Posługując się zasobem pojęciowym literatury science fiction
istoty te można by określić mianem cyborgów lub androidów. -
Przyp. red.
3. Chodzi tu zapewne o znaną badaczkę i
wziętą Leah A. Haley, autorkę książki Lost Was the Key. - Przyp.
red.
źródło:
http://www.newworldorder.com.pl/artykul.php?id=1574