Aleksander Lenartowicz, Na II Zjeździe KPRP

Aleksander Lenartowicz

Na II Zjeździe KPRP

Nie jest rzeczą łatwą pisać wspomnienia o wy­darzeniach sprzed 34-35 lat, zwłaszcza gdy dotyczą one okresu przełomowego w dziejach polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego.
 
Aby zrozumieć tło, charakter i znaczenie histo­ryczne II Zjazdu KPRP, należy przede wszystkim wziąć pod uwagę następujące okoliczności:
 
II Zjazd odbył się w niespełna sześć lat po zwycięstwie Wielkiej Październikowej Rewolucji Socjalistycznej i w niecałe pięć lat po powstaniu niepodległego państwa polskiego.
 
Komunistyczna Partia Robotnicza Polski, niemal "rówieśniczka" dopiero co odrodzonej państwowości polskiej, powstała na potężnej fali rewolucyjnej, rozkołysanej przez Październikową Rewolucję, która ogarnęła szereg krajów Europy i Azji. Wszyscy komuniści w Polsce - jak zresztą i w innych kra­jach - byli przekonani, że rozpoczęła się era bez­pośredniej walki o urzeczywistnienie ustroju socja­listycznego.
 
My, komuniści polscy, niezależnie od tego, czy przyszliśmy do partii komunistycznej z SDKPiL, PPS-Lewicy, z licznych opozycji w PPS, z galicyj­skiej PPSD, z żydowskich czy ukraińskich organi­zacji socjalistycznych - w pierwszych latach po powstaniu partii komunistycznej stawialiśmy sobie za cel rozniecić w Polsce socjalistyczną rewolucją, zdobyć władzę dla Rad Delegatów Robotniczych miast i wsi. Święcie wierzyliśmy, że zwycięstwo rewolucji socjalnej jest bardzo bliskie. Uważaliśmy siebie za jeden z oddziałów rewolucyjnej Między­narodówki idącej do ostatnich rozstrzygających bojów. Towarzysze nasi, siedząc na lawach oskarżo­nych, w żywe oczy kpili z sędziów, którzy skazy­wał; ich .na kilkuletnie więzienie. W czasie rozpraw. sądowych padały szydercze okrzyki:. "Za 4 lata was już tutaj nie będzie, sędziami wówczas będziemy my!"
 
Tak gorąco wierzyliśmy w szybkie zwycięstwo rewolucji w Polsce, że w projekcie pozdrowienia dla Lenina od II Zjazdu pisaliśmy, iż z radością powitamy go jako drogiego gościa w bramach re­wolucyjnej Warszawy i Krakowa. , Oczekując zburzenia w najbliższym czasie kapi­talizmu i zwycięstwa międzynarodowej rewolucji socjalnej, która przyniesie rzeczywistą wolność wszystkim ludom, KPRP w ciągu pierwszych lat swego istnienia odrzucała wszelkie hasła polityczne dotyczące kwestii narodowej, jak autonomia, usamo­dzielnienie, samookreślenie itp., uważając to za przeżytek okresu kapitalizmu i dochodząc przy tym do stwierdzenia, że dla międzynarodowego obozu rewolucji socjalnej... nie istnieje kwestia granic.
 
Jest rzeczą charakterystyczną, iż mimo to wpły­wy komunistów stale rosły. I nie tylko w latach 1918-1919, w latach Rad Robotniczych, zbrojnych wystąpień chłopskich, potężnych strajków, lecz również w roku 1921, po "Cudzie nad Wisłą", po. jawnych oznakach spadku fali rewolucyjnej w Eu­ropie. W roku 1921 poważne lewicowe siły opozycyjne oderwały się od PPS, powstał "Kombund", zaczęły się rozwijać organizacje komunistyczne w byłym zaborze austriackim i pruskim.
 
Wszystko, co było żywe, bojowe w klasie robot­niczej, parło ku komunistom.
 
KPP była partią najbardziej uświadomionej i bo­jowej części mas pracujących, tych, co "wyrośli z warszawskich piwnic piekła". Z zapałem młodzież robotnicza śpiewała w pierw­szych latach po powstaniu niepodległej Polski bo­jową pieśń "Czerwonego Pułku Warszawy":
 
 
Nie panom wysługiwać się,
Nie tron ich wspierać krwawy -
Wolności ludu bronić chce Czerwony Pułk Warszawy!
Nam szepczą: Polska, święta rzecz,
Więc - polskim panom służyć!
I chłopską krew, a pański miecz
Dla dobra kraju użyć!
 
 
W chwili zwołania II Zjazdu KPRP liczyła pięć i pół tysiąca członków, którzy potrafili do wszel­kiego rodzaju akcji politycznych zmobilizować 50 razy tyle, tj. około 250 tysięcy pracujących. W wy­borach do Sejmu w 1922 r. lista Związku Proleta­riatu Miast i Wsi zdobyła 121 571 głosów. Komu­niści posiadali większość w związkach zawodowych: skórzanym, budowlanym, włókienniczym, tytonio­wym, papierniczym. Mniejszość stanowiliśmy nato­miast w związkach górników, metalowców, spożyw­ców oraz robotników przemysłu chemicznego.
 
 
Nastroje inteligencji radykalizowały się. Świad­czyło o tym wielkie powodzenie, jakim cieszyła się "Róża" Stefana Żeromskiego. Na każdym przed­stawieniu sala była przepełniona lewicową młodzie­żą. Sceny torturowania więźniów politycznych w "ochrance" przez Grina przerywano manifesta­cyjnymi okrzykami: "Tak się teraz w naszej nie­podległej Polsce dzieje!" Gorąco oklaskiwano koń­cową część rozmowy Zagozdy z Czarowicem w celi więziennej, kiedy Zagozda mówi:
 
Polska! wieczny romans Mochnackiego...
A jaka jest główna intryga i wewnętrzna treść romansu ?
Czy znowu nie wielkopański najazd na chłopstwo ruskie i litewskie,
Czy znowu nie przemoc nad Żmudzią i Żydostwem...
Szwoleżery, kosyniery, krakusy...
Granice, celni­cy, fortece, straż.
Więzienia. Kajdany, ministrowie, agenci dyplomatyczni i mnóstwo deputatów.
Racja stanu i stany posiadania...
Czyś słyszał dobrze, jak stęka w pracy, jak hula, wyje z bólu, jak wyjawia głupotą swoją polski chłop z cuchnących, dzikich wsi,
Jak się wije w mę­czarni przez całe psie swoje życie i jak zdycha przy stalowym kadłubie maszyny, gilotynie swo­jej - polski robotnik?
Oto jest moja Polska. Ona wyjdzie z ciemnicy do niezmierzonych, boskich prac".
 
A jednak komunistom nie udawało się porwać do walki milionowych mas pracujących. Towarzysze na zebraniach dzielnicowych, w ko­mórkach fabrycznych zastanawiali się, co przeszka­dza partii, cieszącej się tak głęboką sympatią wśród robotników oraz młodzieży robotniczej, stanąć na czele milionowych mas? Czym wytłumaczyć fakt, że w podstawowych gałęziach przemysłu jesteśmy słabsi niż wśród innych warstw pracujących? Dla­czego wpływy partii wśród chłopstwa są tak mizer­ne? Dlaczego szerokie, milionowe masy wyzyskiwa­nych nie idą za nami?
 
Te bolesne pytania absorbowały umysły aktywi­stów komunistycznych w okresie bezpośrednio po­przedzającym II Zjazd, szczególnie zaś po III Kon­ferencji KPRP (pierwsza polowa 1922 r.), która była pewną próbą rewizji dotychczasowego stano­wiska partii w sprawie jedności frontu oraz w kwe­stii rolnej.
 
Pamiętam jedną z dyskusji w 1922 r. z udziałem towarzyszy: Rybackiego, Wójcika, Dutlingera i Hempla na temat "mas" i "walki masowej". Dyskusja ta rozwinęła się niejako mimochodem w lokalu Związku Pracowników Handlowych przy ul. Ziel­nej 25, gdy zapoznawano się z wystąpieniem Lenina na III Kongresie Kominternu. Właściwie nie było polemiki, lecz wszyscy wzajemnie się uzupełniali. W rezultacie jednogłośnie doszliśmy do wniosku: kuleje u nas głównie kwestia narodowościowa i kwestia chłopska.
 
Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że zwrot do­konany na II Zjeździe KPRP w sprawie narodowoś­ciowej i rolnej w kierunku leninizmu, tj. odrzuce­nia fałszywych koncepcji: żywiołowości rewolucji, automatycznego krachu kapitalizmu, które doprowa­dziły do niedoceniania przodującej roli klasy robotniczej oraz do ciężkich w skutkach błędów w kwestii narodowościowej i rolnej, jest wyłącznie wy­nikiem teoretycznej pracy ?góry" partyjnej. Takie sądy znalazły wyraz na Zjeździe chociażby w przemówieniu tow. "Ernesta" Lauera. Do KPRP, szcze­gólnie w omawianym okresie, śmiało można zasto­sować słowa Lenina dotyczące rosyjskiego pro­letariatu, że zdobył on marksizm w cierpieniach (ros. wystradał marksizm). My, komuniści polscy, w cie­rpieniach, w bolesnych, żmudnych poszukiwaniach, ucząc się na własnych błędach i stopniowo je naprawiając, zdobywaliśmy leninizm.
 
Pamiętam, jak żarliwe dyskusje toczyły się w ko­łach partyjnych, dołowych instancjach partyjnych, na konferencjach i naradach wszystkich szczebli na temat podstawowych zagadnień; nie czekano na instrukcje i ?nastawienia" z góry, chociażby dla­tego, że z powodu nielegalności partii dość trudno było w porą skontaktować się z kierownictwem partyjnym. Nie tylko z góry, lecz właśnie z dołu szczególnie ostro atakowany był sekciarski kieru­nek "Grzecha"-Kowalskiego. Właśnie w szeregach dołowego aktywu partyjnego ostro krytykowano "teorie" ,,ultralewicowo"-sekciarskie o "czynnej mniejszości" rewolucyjnej, która rzekomo jest w sta­nie doprowadzić rewolucją do zwycięstwa bez wcią­gania do walki szerokich mas. Jedność jak naj­szerszych mas pracujących, zdobycie czynnego poparcia nie tylko przodującej części robotników, lecz większości wszystkich wyzyskiwanych, stoją­cych poza partią i znajdujących się pod wpływami oportunistów i reakcji - były głównym tematem rozważań i dyskusji, główną troską członków partii i naszej bohaterskiej młodzieży komunistycznej.
 
Ewolucja twórczej myśli partii w kierunku za­sadniczej zmiany stanowiska w kwestii narodowoś­ciowej rozpoczęła się właściwie w dołach partyjnych i wśród elementów zbliżonych do partii już w 1921 r.
 
II Zjazd KPRP był owocem wnikli­wej, twórczej myśli krytycznej i samokrytycznej całej partii.
 
Nie wystarczalność ogólnikowego hasła rewolucji socjalnej i władzy Rad - synonimu dyktatury proletariatu - oraz konieczność wyraźnego ustosunko­wania się do zagadnienia niezależności i suweren­ności Polski stawały się coraz bardziej jasne.
 
Pozbawiona poczucia rzeczywistości nasza klasowo-rewolucyjna "pryncypialność", która - mówiąc słowami Zagozdy z "Róży" Żeromskiego - kazała określić nam odrodzonom państwowość polską li tylko Jako "dyktaturę sołdatów z bitilymi orłami na kasz­kietach", łączyła się ze słuszną argumentacją, że nowo powstałe burżuazyjno-obszarnicze państwo pol­skie nie ma nic wspólnego z marzeniami Kościuszki, Mickiewicza, Dąbrowskich, Traugutta: że nie jest ani wolne, ani rzeczywiście niepodległe, że skłócone ze wszystkimi sąsiadami, jest tylko narzędziem obcego imperializmu, że klasy posiadające prowadzą cyniczną, rabunkową gospodarkę, rujnującą kraj, Kontynułują haniebną i szkodliwą politykę ucisku Ukra­ińców, Białorusinów i Innych mniejszości narodo­wych. Jednakże wszystkie słuszne twierdzenia nie zdołały zmobilizować milionowych mas robotników i chłopów do czynnego przeciwstawienia się awan­turniczej wyprawie Piłsudskiego w 1920 r.
 
Niesłuszne stanowisko komunistów polskich w sprawie narodowej stało również na przeszkodzie mobilizacji milionowych mas ludowych do obalenia władzy kapitału i obszarnictwa.
 
Tak samo, zasłuchani w "muzyką przyszłości", bujaliśmy w obłokach, jeśli chodzi o kwestii; rolną. Fakt, że partia nie stanęła na czele walki chłopów o ziemię i o ich codzienne, aktualne potrzeby, że wysunęła zamiast tego tylko takie hasło, jak upań­stwowienie wielkich i średnich gospodarstw rol­nych, w niemałym stopniu przyczynił się do od­dania mas chłopskich pod wpływy rozmaitych orga­nizacji w rodzaju ?Piasta", ?Wyzwolenia" i innych, w których najczęściej żerowały elementy kułackie.
 
I drogo za to zapłaciliśmy.
 
Wspomniałem już, że w dyskusjach wewnątrz­partyjnych idee, które legły u podstaw uchwał II Zjazdu, brały górę, nim rozpoczęły się przygo­towania do zjazdu. Tylko bardzo nieliczni towarzy­sze w kraju o nastawieniu dogmatycznym wypo­wiedzieli się przeciwko tym zmianom. W dyskusji tej dogmatycznie nastawieni towarzysze, do których należał m. in. "Grzech"-Kowalski - myśmy ich na­zywali wówczas "ultralewicą" - zostali rozbici. Wśród towarzyszy przebywających na emigracji - w ZSRR i Niemczech - którzy dopiero po II Zjeź­dzie włączyli się do czynnej pracy w KPRP, było ta­kich więcej.
 
Pod względem przygotowania II Zjazdu partia zdała egzamin na celująco. Wybory odbyły się - o ile było to możliwe w warunkach nielegalności - przy maksymalnym przestrzeganiu zasad demokracji wewnątrzpartyjnej. Zwołano konferencje, na któ­rych wybierano delegatów na zjazd.
 
Tylko w bardzo nielicznych wypadkach, kiedy wnninki policyjne uniemożliwiały zwołanie konferencji, delegaci byli mianowani.
 
Ja byłem wybrany na konferencji okręgu siedleckiego.
 
W jaki sposób delegaci przedostali się do Związku Radzieckiego na zjazd?
 
Jechaliśmy dwiema marszrutami - przez Gdańsk, Niemcy, Litwę, oraz tzw. "zieloną" granicę, tj, przez Radoszkowice-Mińsk. Ci, którzy jechali przez Mińsk, nie omijali gościnnego domu tow. Próchniaka "Sewera" lub Boguckiego, gdzie ich obficie nakarmiono, umożliwiono wspaniały wypo­czynek, dano posiłek na dalszą drogę, zaopatrzono w bilety kolejowe itp.
 
Ja jechałem przez Niemcy. Marszrutę miałem taką: z paszportem polskim do Gdańska, z paszpor­tem czechosłowackim czy też szwajcarskim, do­kładnie nie pamiętam - przez Gdańsk, Malbork (ażeby ominąć Tczew) do Królewca. Tam w hotelu przygotowano dla nas nocleg.
 
Z samego rana mieliśmy jechać dalej. Pamiętam śmieszną historyjkę w związku z tym. Rozlokowa­liśmy się w kilka osób w tym hoteliku, lecz zapo­mniano nas obudzić o wpół do szóstej, jak prosi­liśmy. Spostrzegłszy, że już późno, szybko wstaliś­my i chcieliśmy wyjść, ale hotel był zamknięty na wszystkie spusty. Nie mogąc nikogo znaleźć, bo wszyscy wraz ze służbą spali, postanowiliśmy otwo­rzyć okno i wyskoczyć z wysokiego parteru. Każda chwila była bowiem dla nas droga: mogliśmy spóźnić się na pociąg.
 
Do dworca dobrnęliśmy w porę. Jechaliśmy przez Litwę. Pociąg, zdawało się, stawał przy każdym parkanie, mimo że był pośpieszny. Kiedyzniecierpliwiony zapytałem po rosyjsku konduktora, jak długo jeszcze będziemy jechali, ten odpowiedział: "A szto wy by chatieli sztoby w połczasa wsio dierżawo projechac?".

Do Rygi przybyliśmy z samego rana. Tam spo­tkaliśmy dwóch towarzyszy mówiących po angiel­sku. Byłem w naszej grupie jedynym mówiącym po angielsku. Zaczęliśmy rozmowę; okazało się, że jednym z nich jest Harry Pollitt*, który wówczas jechał na jakieś posiedzenie Międzynarodówki. Z Rygi wyjechaliśmy do Związku Radzieckiego. Na granicy trudności paszportowych nie mieliśmy. Przyjęto nas bardzo gościnnie, nic pytali się wiele. Dotarliśmy do Moskwy, gdzie od razu samochody zawiozły nas na miejsce zjazdu.

Zjazd odbył się pod Moskwą w dniach 19.IX - 2.X 1923 r. w miejscowości Bołszewo, w willi po­łożonej w odległości 2 kilometrów od stacji tejże nazwy. Willa przed rewolucją należała prawdopo­dobnie do jakiegoś bogatego kupca czy obszarnika. Obok, w pewnej odległości, znajdowały się zabudo­wania gospodarcze. W willi były 2 duże sale, z któ­rych jedną wykorzystaliśmy na salę posiedzeń, a drugą na stołówkę. Swobodnie umieścili się w tej willi wszyscy delegaci plus obsługa (2 kelnerki i za­rządzający). Kucharz i obsługa kuchenna mieszkali na wsi. Willa była otoczona ładnym, acz nieco za­niedbanym parkiem. Wieczorem zbierała się tu młodzież wiejska, z "harmonistą" na czele, i bawiła nas pieśniami i tańcami ludowymi, sądząc, że jesteśmy wczasowiczami. Nieopodal był "romantyczny" za­gajnik brzozowo-olchowy. Więź ze wsią gorliwie podtrzymywali "Czarny", Biały, Kriłyk, Turański, no i... autor wspomnień.
 
Nieraz przyłączał sięi "Wit" (Henryk Wałecki) oraz Franciszek Fiedler. Natomiast Wera Kostrzewa i "Sewer" Próchniak oraz Adolf Warski nie bardzo chętnym okiem pa­trzyli na to.

Dzień zaczynał się od śniadania, po czym odby­wało się ranne posiedzenie aż do obiadu, później obiad i popołudniowe posiedzenie. Od czasu do czasu odbywały się plenarne posiedzenia zjazdu również wieczorem, ale rzadko, bo wieczory na ogół były przeznaczone na pracę w komisjach i prace redukcyjne. Po 6 wieczorem wszyscy z wyjątkiem członków komisji byli wolni. Lwia część delega­tów - oprócz kilku "uprzywilejowanych" starych mieszkańców Moskwy - była ze względów konspi­racyjnych "przymocowana" do miejsca zjazdu i nie wolno było ?samowolnie" nawet na jeden dzień pojechać do Moskwy. O to dbali już bardzo "starsi" towarzysze: Krajewski, "Sewer" i Wałecki. Do­piero w końcowym okresie zjazdu wożono nas autem małymi grupami do teatrów.
 

Często żartowaliśmy na temat nazwy tej miej­scowości - Bołszewo, gdyż II Zjazd był przełomo­wym zjazdem w kierunku bolszewizacji naszej partii. Mówiliśmy, że pierwszy bolszewicki zjazd Komunistycznej Partii Robotniczej Polski odbył się na stacji Bołszewo.
 
W zjeździe brało udział 49 delegatów z glosom decydującym i 20 z głosem doradczyni. Razem 69 uczestników. Delegaci reprezentowali organizacje komunistyczne Warszawy, Łodzi, Zagłębia Dąbrow­skiego, Górnego Śląska i Śląska Cieszyńskiego, Kra­kowa, Poznania, Częstochowy, Kielc, Radomia, Lublina, Siedlec, Włocławka, Płocka, Ciechanowa, Bia­łegostoku, Brześcia, Wilna i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, która wówczas nazywana się jeszcze: Komunistyczna Partia Wschodniej Galicji.
 
Uczestnicy zjazdu byli znanymi działaczami, po kilkanaście, a czasami po kilkadziesiąt lat działali w rewolucyjnym ruchu robotniczym - łącznie l 065 lat. Przeciętnie na jednego wypadało 15,5 roku działalności rewolucyjnej.
 
Uczestników zjazdu, którzy przystąpili do KPRP z SDKPiL i PPS-Lewicy - było po 21, z PPS - 5, z żydowskich partii robotniczych - 5 (z Poalej Syjonu - 3 i z Ferajnigte - 2), z Komunistycznej Partii Niemiec - 2, z partii bolszewickiej - 2.
 
49 delegatów było w wieku 30-50 lat, ponad 50 lat miało 3, a mniej niż 30 lat - 37.
 
Według zawodu było: metalowców - 13, górni­ków - 3, szewców - 2, po jednym byli reprezen­towani piekarze, stolarze, krawcy i ogrodnicy; dziennikarzy było - 10, nauczycieli - 12, pozostali to biuraliści, adwokaci, inżynierowie itp.
 
Wyższe wykształcenie posiadało 31 delegatów, średnie i samoucy - 23, elementarne niższe - 15.
 
Skład socjalny był następujący: delegatów robotniczo-rzemieślniczego pochodzenia było 29, chłop­skiego - 6, spośród inteligencji i drobnomieszczaństwa - 20. Nie zabrakło również delegatów po­chodzenia wielkoburżuazyjnego - 6, i obszarniczego - 4.
 
Legalnych działaczy było 37, nielegalnych - 15, a emigrację reprezentowało 17 osób.W zjeździe brał udział kwiat aktywu partyjnego: wybitni przedstawiciele ruch rewolucyjnego, wy­wodzący się zarówno z szeregów SDKPiL i PPS-Lewicy, jak i żydowskiego oraz ukraińskiego ruchu robotniczego, przodujący robotnicy i starzy "zawodowi rewolucjoniści" (w leninowskim sensie tego słowa), utalentowani publicyści i uczeni.

Prócz tak zwanych "trzech W" (Warski-Warszawski, Wera Koszutska, ,,Wit"-Walecki) - weteranów, założycieli i teoretyków SDKPiL i PPS-Lewicy, obecni byli: "Feliks" (Stein-Krajewski), "Krzysztof" (Wróblewski) - zdolny publicysta, ogólnie lubiany za swój dowcip, "Marcin" (Grzegorzewski-Grzelszczak) - robociarz-metalowiec, stary działacz SDKPiL, uczestnik Rewolucji Październikowej, Franciszek Fiedler - wychowawca dwóch pokoleń marksistów polskich, "Spis" (Julian Brun) - wspa­niały publicysta i wieloletni marksistowski działacz robotniczy w Polsce i innych krajach, "Bicz" (Bitner) - poseł komunistyczny na Sejm, Duński (Dunajewski-Amsterdam) - utalentowany publicy­sta, wspaniały mówca i zdolny organizator, "Ju­lian" (Jerzy Czeszejko-Sochacki} i Tadeusz Żarski - posłowie komunistyczni w Sejmie, przybyli do KPP z PPS, "Wasilkiw" (Kriłyk) - przedstawiciel KP Galicji Wschodniej, "Ernest" (Brand-Lauer) - wybitny matematyk, wnikliwy marksista o olbrzy­miej wiedzy, który nawet myląc się. był imponu­jący, "Czarny" (Paszyn) - robociarz warszawski, który swą inteligencją i wybitnym umysłem wybił się na przywódcę wielkiej miary, Józef Lewartowski - rewolucyjny temperament i jasny umysł, wspaniały organizator, Szczepan Rybacki - stary działacz rewolucyjny, wzór proletariusza, który opanował marksizm, przez wiele lat uznany, ogól­nie szanowany w partii i wśród mas robotniczych przywódca polityczny i ideologiczny, "Bolek" (Zyg­munt Balicki) - wieloletni działacz rewolucyjny ze ?starej gwardii", bliski współpracownik Waleckiego, Kostrzewy, Warskiego, Ostap Dluski - nie­strudzony bojownik o socjalizm, Julski-Bukshorn i Szloma Miller - żydowscy działacze robotni­czy, Józef Wieczorek - przywódca rewolucyjnych robotników Górnego Śląska.
 

W zjeździe brali udział również Mirosław Zdziarski - bohater aż czterech ucieczek z więzień, Roman Jabłonowski, Królikowski - poseł komunistyczny, ,,Kazik" Furman i wielu, wielu innych, których przy­pomnieć sobie nie mogę.
 

Chciałbym się tylko zatrzymać na jednym cieka­wym "typie" - delegacie z Wilna, który posługiwał się pseudonimem "Stary". Bardzo dziwnym czło­wiekiem był ten ?Stary": urodzony konspirator, niesłychany sekciarz, który główne rachuby pokładał nie w rozwoju ruchu komunistycznego w Pol­sce, lecz w działalności partyzanckiej typu wojsko­wego. Opowiadano o nim na zjeździe różne anegdo­tyczne historie, jak to np.:, że w Wilnie podobno tak się zakonspirował, iż dopiero na czwarty dzień po przyjściu wojsk radzieckich (w roku 1919) "ujawnił się" i... miał pretensję, że bez niego zor­ganizowano władzę w Wilnie. Taki to był konspi­rator! Kiedy odjeżdżaliśmy do kraju - wołano go kilkakrotnie bez skutku, dopiero kiedy odeszliśmy w kierunku stacji ze 150 metrów, "Stary" wyłonił się z lasku. Ja nawet nie zauważyłbym tego, gdyby nie okrzyk "Dudka" (Jakuba Dutlingera): "A jed­nak znalazła się zguba!" Po powrocie do Wilna przy­łączył się do tzw. "secesji" w KP Zachodniej Bia­łorusi, która wystąpiła z burżuazyjną, nacjonali­styczną platformą separatyzmu białoruskiego.
 

Dotychczas mówiłem o delegatach z kraju. Prócz tego - jak zaznaczyłem - była reprezentowana również ówczesna emigracja rewolucyjna. Spośród niej należy wymienić Juliana Marchlewskiego-Karskiego, Juliana Leszczyńskiego-Leńskiego, Stefana Heltmana, którzy byli wówczas mocno zaangażowa­ni w pracy w RKP(b). Do grupy uczestników zjazdu z emigracji radzieckiej należy zaliczyć również Feliksa Kona - starego proletariatczyka - i Boguckiego. Poza tym byli również przedstawiciele "emigracji" z Niemiec - Henryk Stein-Kamioński (Domski) i Zofia Unszlicht-Osińska. Z wyżej wy­mienionych wszyscy, z wyjątkiem Marchlewskiego, Feliksa Kona i Heltmana, czynnie włączyli się po II Zjeździe do pracy w KPP.
 

II Zjazd KPRP wywołał wielkie zainteresowanie w całej Międzynarodówce, szczególnie wśród brat­nich partii w Europie. Na zjazd przybyli nie tylko oficjalni przedstawiciele Międzynarodówki Komuni­stycznej - Zinowjew (wówczas jej przewodniczący) i Radek. Byli również obecni, lecz nieoficjalnie (na kilku posiedzeniach) Piatnicki, a także Cachin z KP Francji, Brandler z KP Niemiec, Mickiewicz-Kapsukas z KP Litwy, Smeral z KP Czechosłowacji, Kuusinen z KP Finlandii, Skrypnik - z KP(b)U, Łozowski z ramienia Czerwonej Międzynarodówki Związków Zawodowych.
 

W toku obrad przybył również Feliks Dzierżyńskl, witany entuzjastycznie przez wszystkich uczestników zjazdu.

Feliks Dzierżyński był dla nas wszystkich legen­darną postacią, uosobieniem hasła "za naszą i Waszą wolność". Dumni byliśmy, że nasz rodak, syn na­rodu polskiego, stał się jedną z czołowych postaci Wielkiej Rewolucji Socjalistycznej, postrachem kontrrewolucji, jednym z najbliższych współpracowników i współbojowników wielkiego Lenina. Pro­siliśmy go, żeby zabrał głos, lecz on kategorycznie odmówił, tłumacząc się tym, że oderwał się już nieco od bieżących zagadnień polskiego ruchu ro­botniczego. Absolutnie nie chciał wystąpić na try­bunie zjazdu, aczkolwiek rozmawiał z towarzysza­mi Warskim, Wałeckim, ze "Starym Marcinem" (Grzelszczakiem), z Krajewskim, poruszając rozmai­te aktualne dla polskiego ruchu sprawy. W pamięci mojej pozostało pytanie Dzierżyńskiego zadane Warskiemu: "Jak sądzisz, co Róża by powiedziała na to wszystko, co się obecnie dzieje?" Pamiętam także jego uwagę skierowaną do otaczających go towarzyszy, że musimy stanowczo zmienić nasz sto­sunek do kwestii rolnej. Wypowiedział przy tym kilka krytycznych uwag o stosunku SDKPiL do tej sprawy, zaznaczając, że gdybyśmy przed wojną i podczas wojny zrozumieli znaczenie leninowskiego hasła sojuszu robotniczo-chłopskiego, mielibyśmy obecnie Polskę socjalistyczną, wolną i niezależną od mocarstw imperialistycznych. Dzierżyński mó­wił, że trzeba bardzo skrupulatnie potraktować za­gadnienie narodowościowe, bo "należy przyznać, iż zgrzeszyliśmy pod tym względem".
 

Radek, jak zwykle, od czasu do czasu przerywał pogawędkę dowcipnymi uwagami. Niestety, treść ich ulotniła mi się z pamięci. Inną natomiast cie­kawą rzecz zapamiętałem o Radku. Żeby zrozumieć to, co powiem, trzeba sobie przypomnieć ówczesną sytuację międzynarodową oraz stanowisko Radka w zagadnieniach dotyczących Niemiec. W owym okresie, kiedy to fala rewolucji już zaczęła opadać, Radek starał się znaleźć punkt zaczepny, żeby roz­winąć w szybkim tempie szeroki ruch rewolucyjny w Niemczech. Uważał on, że najlepszym sposobem rozwinięcia masowego ruchu na rzecz rewolucji w Niemczech będzie odpowiednie wykorzystanie oburzenia w najszerszych masach narodu niemiec­kiego z powodu traktatu wersalskiego. Pokój wer­salski był jednym z podstawowych zagadnień poli­tycznych nie tylko dla Niemiec, ale dla całej Europy i całego międzynarodowego ruchu komuni­stycznego. W owym okresie wielkie wrażenie w Niemczech wywarły artykuły hrabiego Raventlowa, szowinisty, związanego z obozem burżuazyjno-junkierskim, wysoce utalentowanego, który pisał płomienne artykuły o odrodzeniu Niemiec, ostrzem swym skierowane przeciwko aliantom i traktatowi wersalskiemu. Radek rzucił myśl, że jeśli komuniści poprą stanowisko takich nacjonalistów, jak Reventlow, wówczas od razu zdobędą szerokie masy. Toteż w artykułach swych bronił antywersalskiego stano­wiska Reventlowa. Praktycznie realizował te nacjo­nalistyczne hasła Reventlowa szeroko znany wów­czas nacjonalista i militarysta niemiecki, Leo Schlageter**, który czynnie pomagał baronom niemieckim w duszeniu ruchu rewolucyjnego w Łotwie. Radek doszedł do tego, że w jednym ze swych artykułów przedstawił Schlagetera jako... "bojownika o wol­ność". Na zjeździe ułożyliśmy z tego powodu pio­senkę, wykpiwającą stanowisko Radka: "Na grobie szpiku i pogromsitczyka sam Radek tra-la-la-la..."

W całej prasie komunistycznej Europy toczyła się wtedy dyskusja, jakie stanowisko zająć wobec artykułów Reventlowa.

Na zjeździe partia nasza wyraźnie odgrodziła się od tej oportunistycznej polityki. Przemawiając, Ra­dek ominął, zdaje się, tę drażliwą sprawą, lecz wyraził o niej swój pogląd mniej więcej w ten sposób: Niemcy walczą o swe istnienie i byt. Naród ten nie może być rozkawałkowany, nie może przestać istnieć. Kwestia obrony narodowej staje wiec przed proletariatem niemieckim jako kwestia o wielkim znaczeniu rewolucyjnym.

Ta dyskusja odegrają poważną rolę na II Zjeździe KPRP.

Na zjeździe stwierdzono, że jeżeli Polska chce istnieć, musi być mostem, a nie barierą między rewolucją rosyjską a Zachodem. Łączyło się to z drugą tezą, że jeżeli Polska ma zachować niepodległość, musi oprzeć się. na zwycięskiej rewolucji w Niemczech i w Rosji. Były to nadzwyczaj doniosłe, rzec można, kluczowe zagadnienia dla Polski w owym okresie.

Na ogól biorąc II Zjazd przeszedł pod znakiem "jutrzenki rewolucji niemieckiej". Przedstawiciel KPD, Brandler, witany szczególnie owacyjnie, za­pewniał nas, że Niemcy będą drugim z rzędu kra­jem wstępującym w rewolucję światową. Pocieszał nas, że walka o władzę w Niemczech nie będzie zbyt ciężka, aczkolwiek spodziewają się olbrzymich trudności po zdobyciu władzy. Skrypnik, stary bol­szewicki działacz ukraiński, zapewnił nas, że po "pieriedyszce" (wytchnieniu), po okresie względnie pokojowej pracy, obliczonej na dłuższy czas, nie­miecka klasa robotnicza zbliża się do rewolucji i że partia całą pracę nastawia teraz w tym kierunku. Historia, jak już rok później przekonaliśmy się, spłatała nam figla, jednakże na II Zjeździe wszyscy oczekiwaliśmy bliskiego zwycięstwa rewolucji soc­jalistycznej w Niemczech. Nawet jeden z najbar­dziej wnikliwych krytycznych umysłów, "Ernest" (Brand-Lauer), daleki od wszelkiego hurarewo-lucjonizmu, nawoływał, aby pomóc rewolucji nie­mieckiej rozwijając w Polsce ruch rewolucyjny, wyrosły z własnych potrzeb i interesów ludu pol­skiego. Rezolucja zjazdu w sprawie Górnego Śląska została przyjęta pod bezpośrednim wpływem tezy o zbliżającej się rewolucji niemieckiej i wzywała proletariat górnośląski do poparcia proletariackiej rewolucji niemieckiej i do solidarnej walki robot­ników polskich i niemieckich. Inne aspekty tego za­gadnienia całkowicie wówczas pominięto.

Z wydarzeń zjazdu, które utkwiły mi w pamięci, chciałbym zwrócić uwagę na wystąpienie Szczepana Rybackiego (pseudonim na zjeździe - "Wojciechowski"), który wyraził się o niektórych towa­rzyszach na emigracji, że widocznie "sypie się z nich próchno starości", skoro, przebywając w Moskwie, nie pomagają swoim doświadczeniem partii. Na to stary Warski przy akompaniamencie hucznego śmiechu wszystkich zebranych odparł: "On myśli o Werze Kostrzewie". A nasza nieodżałowana Wera bvła wówczas w kwiecie lat, piękna, pełna werwy i twórczych sił...

O wiele poważniejszy charakter miało starcie między Marchlewskim a Warskim. Otóż Warski w swym przemówieniu stwierdził, że odrzucamy teraz niektóre "spróchniałe", przestarzałe myśli przed rewolucyjnej SDKPiL, a mianowicie fałszywe stanowisko w kwestii rolnej i narodowościowej. Marchlewski tak mocno się oburzył z powodu tego ,,próchna", że aż zbladł, zadrżał i musiano mu wody podać, a posiedzenie przerwać na kilka minut. Trzeba stwierdzić, że Marchlewski, mówiąc na zjeździe o kwestii rolnej, zajmował niesłuszne stanowisko, poglądy Warskiego i Kostrzewy były mery­torycznie słuszniejsze. Jednakże sympatie większości zjazdu były wyraźnie po stronie Marchlewskiego. W grę wchodziły nie tylko względy emocjonalne, osobiste sympatie i wielki szacunek do Marchlew­skiego, bliskiego współtowarzysza walki Róży Luk­semburg i Tyszki, bestialsko zamordowanych przez militarystyczną reakcję w Niemczech, lecz również to, że Marchlewski był dla nas uosobieniem rewolu­cyjnych tradycji polskiego ruchu robotniczego, któ­ry wyrósł i zahartował się w walce z oportunizmem i nacjonalizmem. Głosowaliśmy za rezolucją, która wypowiadała się w innym duchu niż Marchlewski, ale mocno broniliśmy ciągłości rewolucyjnych i internacjonalistycznych tradycji ruchu. Bardzo nam zależało na tym, żeby ruch komunistyczny w Pol­sce nawiązywał do tradycji Wielkiego Proletariatu, SDKPiL i PPS-Lewicy, eliminując wszelkie oportu­nistyczne, reformistyczne i nacjonalistyczne ten­dencje.

Wiele na II Zjeździe mówiono - szczególnie w kuluarach - o tzw. "trzonie". Chodziło o to, że KPRP powstała z połączenia SDKPiL z PPS-Lewicą. Grupa "sztywnych" SDKPiL-owców nie bardzo była zadowolona z tej "fuzji", uważając PPS-Lewicę za zbyt podatną na oportunizm, i usilnie domagała się, aby trzon KPP stanowiła część aktywistów wywo­dząca się z SDKPiL. Zagadnienie "trzonu" nie wy­płynęło z obrad II Zjazdu, lecz zostało "wprowa­dzone" przez towarzyszy zaproszonych na zjazd w charakterze gości - prawie wyłącznie byli to działacze SDKPiL, którzy jeszcze nie zdążyli wró­cić do kraju, przeważnie zaangażowani w "robocie polskiej" w RKP(b) (Biuro Polskie przy KCRKP(b), bolszewicka prasa polska, kluby polskie itp.).

Fałszywa teoria tzw. "trzonu" dość szybko zban­krutowała. Między byłą SDKPiL a PPS-Lewicą przestała przebiegać jakakolwiek linia podziału. Wyłaniały się nowe zagadnienia, w których nieraz byli SDKPiL-owcy zajmowali oportunistyczne, a byli PPS-Lewicowcy - leninowskie stanowisko. W kraju myśmy się w "trzonową" frazeologię nie bawili: zbyt ważne zagadnienia praktyka walki rewolucyjnej wysuwała przed nami, aby zaglądać do "metryki" dawnej przynależności partyjnej, tym bardziej że mieliśmy w partii również sporo towa­rzyszy z PPS (prawicy), z rozmaitych organizacji ukraińskich, białoruskich, żydowskich lub niemiec­kich itd.

Nie można stworzyć prawdziwego obrazu tego, co działo się na II Zjeździe, bez przedstawienia, jak stawiano na nim kwestie, narodowościową. Były po­ważne różnice zdań między nami, KPRP-owcami, a nacjonalistycznie usposobioną grupą delegatów ukraińskich. Pamiętam ostre starcie między "Sta­rym Marcinem" (Grzelszczakiem) a Krilykiem i zda­je się "Lwiwskim", którzy występowali wobec na­szej partii jak "przyjazne mocarstwo" - stawiali warunki. Trudno im było przyzwyczaić się myśleć internacjonalistycznymi kategoriami, uświadomić sobie, że jesteśmy jedną partiią i że wszystkie słuszne hasła, które mieszczą się w ramach naszego programu, mają być bronione przez całą partię. Pragnęli oni wówczas czegoś w rodzaju kondominium partii ukraińskiej i polskiej, z separatystycz­ną samodzielnością dla swojej zachodnioukraińskiej partii. Jedynym z delegatów ówczesnej Wschodniej Galicji (Zachodnia Ukraina), który stal na marksi-stowsko-łeninowskich, i nie nacjonalistycznych po­zycjach, był "Malwin" (Ostap Diuski). Jednakże w sprawie ukraińskiej i białoruskiej dogadaliśmy się stosunkowo łatwo.

Trudniej było z włączeniem hasła niepodległości Polski do naszego konkretnego programu działania. Byli PPS-owcy, którzy dopiero 2 lata temu wstąpili do partii (Sochacki, Żarski) domagali się, by partia w swej ideologii nawiązała do PPS-owskiego hasła: "Niepodległość i socjalizm". Przeciwko temu wystąpiła większość delegatów.

Jak wiadomo, II Zjazd KPRP powiązał walkę o rząd robotniczo-chlopski ze sprawą obrony nie­podległości kraju, stwierdzając, że rządy burżuazji w Polsce stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla jej niezawisłości i że trwała niepodległość Pol­ski możliwa jest jedynie pod rządami robotników i chłopów, jedynie w sojuszu z robotniczo-chłopskimi republikami Rosji, Niemiec i innych sąsiednich krajów.

Nie zabrakło na zjeździe i ciekawostek. Domski np. zarzucał Leninowi, że opowiadając się za pra­wem do samookreślenia aż do oderwania Finlandii i Polski od Rosji rozpętał rzekomo nacjonalizm w tych krajach. Stanowisko Domskiego wywołało zdecydowany sprzeciw. Nie mogę sobie przypomnieć dokładnie, w jaki sposób przywódcy partii i inni przedstawiciele okręgów z Domiskim polemizowali. Ja (na zjeździe występowałem pod pseudonimem "Edward Krywański") podkreśliłem, iż "popełniliś­my błąd, gdy w 1918-1919 r. zwalczaliśmy hasło "niepodległości", wysuwane przez PPS, nic mu nie przeciwstawiając. Dlaczego hasło Polski socjalistycznej ma oznaczać wojnę z sąsiadami - jest to tajemnicą tow. Domskiego. Powinniśmy byli wtedy przeciwstawić burżuazyjnej "niepodległości" drutu kolczastego, w zupełności zależnej od kapitału fran­cuskiego - niepodległość Polski robotniczo-chłopskiej, opierającej się o sojusz z sąsiednimi republi­kami robotniczymi". (Z protokołu II Zjazdu).

Głosowanie nad uchwałami było jednomyślne. Tyle nagadaliśmy się - odbyliśmy od 19 września do 2 października 19 posiedzeń z udziałem 61 mów­ców - tak długo przekonywaliśmy się, że później, jak doszło do głosowania, uchwały zostały przyjęte jednogłośnie.

Przy wyborach do KC zadawano kandydatom jedynie kilka pytań natury zasadniczej, politycznej, a nie osobistej. Życiorysu nikt wówczas nie składał ani nie był o niego zapytywany.
 

Wiele na zjeździe wspominano o minionych la­tach walki i cierpień, zwłaszcza wspomnienia z wię­zień niemało miejsca zajmowały. Śpiewaliśmy pieś­ni, przeważnie rewolucyjne i więzienne, w najroz­maitszych językach. Mieliśmy nawet własnych "kuplecistów".
 

Sposób "przeniesienia" uchwał zjazdu był, jak na ówczesne warunki, możliwie najbardziej demokra­tyczny. Nie było ani jednego koła w partii i w ZMK, gdzie by nie odbywały się zasadnicze dyskusje nad każdym zagadnieniom.
 

Pod koniec zjazdu dowiedzieliśmy się, że wypadki w Niemczech rozwijają się nie tak pomyślnie, ja­keśmy sądzili w czasie obrad. Nie zmieniło to oczy­wiście naszego zasadniczego stanowiska co do ścisłej łączności między zwycięstwem rewolucji w Niem­czech a wolnością i niepodległością Polski robotniczo-chłopskiej, opartej na bratnim sojuszu wyzwo­lonych ludów. Nadal jako słuszną uznawaliśmy tezę, że reakcyjna i kontrrewolucyjna polityka ówczes­nych rządów Polski gotuje grób dla jej niepodle­głego bytu.
 

II Zjazd KPRP był zwrotnym momentem w dzie­jach polskiego ruchu robotniczego, skierowując go na tory leninizmu. I uzbrojeni w naukę leninizmu, znajdowaliśmy wyjście w najcięższych sytuacjach.
 

                                                                                         Czerwiec, 1958 rok
                                              Tekst pochodzi z książki: "Kartki z dziejów KPP"
 
* Harry Politt- długoletni I sekretarz Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii
** Więcej w: Karol Radek:" Leo Schlageter: Wędrowiec ku nicości"


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron