BAJKA O DWÓCH BRACIACH
Dawno, dawno temu na wyspie Hachijo mieszkało dwóch braci. Obaj byli rybakami. Żyli w zgodzie i miłości. Nie musieli się martwić o jutro i nigdy nie zaznali głodu. Morze było łaskawe i zawsze obficie obdarowywało braci rybami.
Sakichi był uważany za najprzystojniejszego młodzieńca na wyspie, natomiast jego brat Tahej za najsilniejszego, dlatego też każda dziewczyna z wyspy chciała wyjść za mąż za któregoś z nich… Niestety serca braci należały już do kogoś innego. Obydwaj szczerze zakochali się w Yone. Dziewczyna ta była córką właściciela ich łódek. Yone również podobali się młodzieńcy, zarówno Sakichi jak i Tahej, lecz nie potrafiła wybrać miedzy nimi. Więc gdy ojciec dziewczyny dowiedział się, że obaj bracia chcą się ożenić z jego ukochaną córką wezwał ich do siebie i oznajmił:
- Dowiedziałem się, że moja Yone chce wyjść za mąż za jednego z was. Bardzo ją kocham i chcę żeby żyła w dostatku, dlatego oddam ją temu, który lepiej zarabia, czyli temu, kto więcej potrafi złowić ryb.
Od tej chwili bracia całkowicie zmienili swój stosunek do siebie. Jak wcześniej żyli w zgodzie i przyjaźni, tak teraz zaczęli walczyć pomiędzy sobą, oczywiście o Yone. Pewnego spokojnego dnia, kiedy morze zaledwie delikatnie marszczyło się na powierzchni, popłynęli łowić ryby.
Nie wiadomo dlaczego tylko Sakichi miał szczęście i łowił jedną rybę za drugą. Natomiast Tadej nie złapał ani jednej, nawet najmniejszej rybki i zazdrość zaczęła wzbierać w jego sercu. Tymczasem łódka Sakichi już prawie po brzegi zapełniła się rybami. Powinien był wtedy zakończyć połów i wracać do domu, ale zachłannie chciał wykorzystać swoje szczęście i łowił dalej. Marzył o Yone. Lecz nagle, zupełnie niespodziewanie na spokojnym dotąd morzu pojawiła się wielka fala, która całkowicie zakryła łódkę Sakichi. Łódka ciężka od bogatego połowu zatonęła natychmiast. Sakichi walczył o życie.
- Pomocy Tahej! Na pomoc! Ratuj
bracie! – krzyknął Sakichi. Lecz kiedy Tahej usłyszał głos
brata przyszedł mu do głowy okropny pomysł.
- Hej, Sakichi!
Ustąp mi Yone, wtedy cię wyratuję! – odkrzyknął Tahej.
-
Ale… Co ty mówisz?!
To jest zupełnie inna sprawa! Ratuj mnie! – zawołał zrozpaczony Sakichi.
- W takim razie toń! Sam tego
chciałeś! – odparł ze wściekłością Tahej i zaczął bić
tonącego brata wiosłem..
- Hej Tahej! Co ty robisz? Uspokój
się! To ja twój brat! Musisz mi pomóc!
Jeszcze raz Sakichi spróbował przemówić bratu do rozsądku, niestety bez żadnego skutku. Ten zaślepiony miłością do Yone nie słuchał brata.
Po chwili kiedy Sakichi już zniknął
pomiędzy falami, Tahej oprzytomniał i z przerażeniem zaczął
pojmować co zrobił
- Hej, Sa -Sakichi! – zawołał jąkając
się ze strachu. Gdzie jesteś? To była twoja wina, bo złowiłeś
za dużo ryb!
Chciałem ci pomóc, ale ty nie chciałeś oddać
mi Yone.
To twoja wina! Ja nie chciałem tego
zrobić! – rzekł do fal próbując się usprawiedliwić.
Kiedy
wracał z plaży do domu, starał się unikać ludzi. Ale jeżeli już
komuś udało się go zapytać, co się stało z Sakichi, odpowiadał,
że nie wie.
Przez kilka dni rybacy poszukiwali Sakichi. Codziennie rano wypływali swoimi łódkami w morze, lecz nigdzie nie udało się im go znaleźć. Wszyscy uważali go za zaginionego. Przez cały czas poszukiwań Tahej siedział w domu, dopiero po paru dniach zdecydował się znowu wyruszyć na połów.
Był pochmurny dzień, zdawało się,
że ciężkie szare chmury zanurzają się w
morzu. Pomimo tego
Tahej przygotował łódkę i wypłynął w morze. Tym razem
sprzyjało mu szczęście. Złowił mnóstwo ryb, tak że zapomniał
o dręczących go myślach. Zachwycał się swoim szczęściem.
Aż
nagle z oddali dobiegł go dziwny odgłos wydawanej komendy i wioseł
wpuszczanych w wodę.
Obejrzał się w kierunku głosu i
zobaczył łódkę zbliżającą się do niego z głębi morza. Na
niej stał człowiek. Tahej przeraził się, ponieważ postać
przypominała mu Sakichi.
- Tak to jest Sakichi – ze
strachem powiedział do siebie, kiedy nieznajoma łódka zbliżała
się.
- Sa… Sakichi, ty przeżyłeś?! – zająkawszy się,
wycedził przez zaciśnięte zęby.
Kiedy łódka z Sakichi była już blisko, ten wyciągnął do Tahej swoją mokrą przypominającą szpony rękę i powiedział świszczącym szeptem:
- Daj mi swoją chochlę do
wybierania wody. Szybko, podaj mi ją!
Tahej bez słowa, ze
strachem dał mu swoją chochlę. Wtedy Sakichi zaczął nabierać
wodę z morza i wlewać do łódki Tahej. Czynił to coraz szybciej i
szybciej aż wkrótce cała łódka była zalana wodą.
-
Sakichi, uspokój się! Co ty robisz? Przecież zatopisz moją
łódkę!
Przestań! – krzyknął na brata Tahej. Ale właśnie
w tym momencie przypomniał sobie zdarzenie sprzed paru dni, kiedy
walczyli o Yone.
Przeraził się śmiertelnie bo to
niemożliwe, żeby Sakichi przeżył.
- Słuchaj Sakichi, może
ty jesteś zjawą? – zapytał Tahej, ale nie uzyskał od zjawy –
brata żadnej odpowiedzi.
Pomimo tego, że Tahej przepraszał,
błagał o przebaczenie i rozpaczał nad tym, co zrobił, zjawa
Sakichi nieubłaganie wlewała do łódki wodę. Wkrótce było jej
tak dużo, że zatopiła łódkę.
Tahej natomiast unoszony przez wodę
zniknął pomiędzy wielkimi falami.
Gdzie teraz jest? Tego nie
wie nikt. Może fale oceanu zaniosły go w przepastną otchłań.