Dziennikarze "Naszego Dziennika" zatrzymani na lotnisku
Nasz Dziennik, 2011-02-09
P
iotr
Falkowski i Marek Borawski, dziennikarze "Naszego Dziennika",
zostali wczoraj ponownie zatrzymani w Rosji. Tym razem w trakcie
odprawy na lotnisku Moskwa Szeremietiewo. Poddano ich
niestandardowej, niezwykle drobiazgowej kontroli. Uciążliwa
procedura uniemożliwiła im terminowy wylot do Warszawy. Wśród
funkcjonariuszy rosyjskich służb, którzy przeszukiwali polskich
dziennikarzy, byli oficerowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa,
którzy w sobotę zatrzymali ich pod Moskwą w okolicach Dowództwa
Wojsk Obrony Powietrzno-Kosmicznej o kryptonimie "Logika".
Mężczyznom zabroniono nawet opuszczenia strefy kontrolnej, gdy
chcieli przebukować bilety na inny rejs.
Na
kilkadziesiąt minut przed odlotem samolotu z Moskwy do Warszawy
dziennikarza Piotra Falkowskiego i fotoreportera Marka Borawskiego
zatrzymano podczas kontroli paszportowej. - Zapytano nas, czy nie
mamy czegoś do oclenia, poinformowaliśmy, że nie mamy i wtedy
poproszono nas o wydanie wszelkich nośników, na których mogą
znajdować się jakieś dane - karty pamięci aparatów
fotograficznych, twarde dyski na komputerach, dyktafon - relacjonuje
Marek Borawski. Reporterom skrupulatnie przeszukano bagaże,
pozostawiono jedynie telefony komórkowe i nie pozwolono na
przebukowanie biletów na inne godziny. - Straciliśmy w ten sposób
również możliwość wylotu kolejnym samolotem tego samego dnia do
Warszawy - dodaje Borawski.
Dlaczego dziennikarze zostali
zatrzymani na lotnisku Szeremietiewo i czego szukali Rosjanie, wśród
których byli celnicy i prawdopodobnie funkcjonariusze FSB? - Jak nas
poinformowano, Rosjanie obawiali się, że wywieziemy z Rosji
informacje, dane, których wywozu zabrania tamtejsze prawo - opowiada
Piotr Falkowski. Wtedy dziennikarze postanowili skontaktować się z
polskim konsulatem w Moskwie. - Pan konsul dał sobie czas do godziny
20.00 czasu moskiewskiego (18.00 czasu polskiego), aby Rosjanie
zakończyli wszelkie formalności i czynności wobec nas - dokończyli
przeszukanie bagażu i spisanie protokołów - mówi Falkowski.
Dziennikarzom zaproponowano, że zatrzymany przez tamtejsze służby
sprzęt elektroniczny zostanie poddany ekspertyzom, które mogą
trwać nawet do 20 dni. - Nie zgodziliśmy się na to -
podkreślają.
Co ciekawe, w tym samym czasie w Polsce, według
rzecznika MSZ Marcina Bosackiego, po interwencji konsula mieli zostać
zwolnieni. Informacja z polskiego MSZ pojawiła się jednak, zanim
konsul dojechał na lotnisko, a reporterzy "Naszego Dziennika"
wciąż byli zatrzymani przez rosyjskie służby. Konsul chciał
rozmawiać telefonicznie z milicjantami, ale funkcjonariusz odmówił
podniesienia słuchawki i polski konsulat zwrócił się o pomoc do
Interpolu w tej sprawie. Ostatecznie już po przybyciu konsula Polacy
odmówili wydania sprzętu Rosjanom. - To sprzęt służbowy,
własność "Naszego Dziennika", nie zgodziliśmy się na
to, by był on bez naszej obecności sprawdzany - podkreślali
reporterzy. To wywołało konfuzję wśród rosyjskich
funkcjonariuszy, którzy przyjęli tę decyzję z niezadowoleniem.
Jak relacjonował Piotr Falkowski, starano się ich przekonać do
podpisania zgody na zabranie sprzętu do ekspertyzy i sugerowano w
ten sposób szybkie i bezproblemowe załatwienie sprawy. W negocjacje
z Rosjanami zaangażowanych było dwóch przedstawicieli polskiej
ambasady w Moskwie. A cały incydent miał miejsce dokładnie w dniu,
w którym nowy polski ambasador Wojciech Zajączkowski składał na
ręce rosyjskich władz listy uwierzytelniające.
W trakcie
sobotniego zatrzymania, w oczekiwaniu na przyjazd funkcjonariuszy
FSB, Piotr Falkowski zagaił rozmowę z prokuratorem, który od razu
nawiązał do katastrofy smoleńskiej. - Ten mężczyzna zażartował
sobie w pewnym momencie, że u nas, czyli w Polsce, jest źle, bo
"straciliśmy naszego prezydenta". Przy czym powiedział,
że straciliśmy go dlatego, że nie potrafiliśmy go "uchronić"
- mówi Piotr Falkowski.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości
domagają się interwencji rządu w sprawie zatrzymania i
przesłuchania dziennikarzy "Naszego Dziennika" przez
Federalną Służbę Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, co miało
miejsce w ostatni weekend w okolicach Moskwy. - Czy polski rząd
wyjaśni ze stroną rosyjską powody zatrzymania i wielogodzinnego
przesłuchania dziennikarza i fotoreportera "Naszego Dziennika",
co uniemożliwiło wykonywanie przez nich obowiązków służbowych?
- pyta w interpelacji poselskiej skierowanej do premiera Donalda
Tuska poseł Artur Górski (PiS).
Poseł podkreśla, że do
"zdarzenia doszło w trakcie wykonywania przez nich obowiązków
służbowych na podmoskiewskim osiedlu Siewiernyj, na terenie którego
znajduje się Dowództwo Wojsk Obrony Powietrzno-Kosmicznej".
Zaznacza, że z relacji dziennikarza Piotra Falkowskiego i
fotoreportera Marka Borawskiego wynika, iż trudno było spodziewać
się, że teren ten jest zamknięty dla osób z zewnątrz. Żadna
tego typu informacja nie była tam umieszczona.
Górski
wskazuje, że po zatrzymaniu fotoreporterowi zabrano aparat
fotograficzny. Następnie obaj dziennikarze byli przez blisko pięć
godzin przesłuchiwani.
- W trakcie przesłuchania rozpytywano
przesłuchiwanych o ich pobyt w Rosji, w tym o to, z kim się
spotkali i z kim zamierzają rozmawiać. Ponadto skopiowano paszporty
i wizy pracowników "Naszego Dziennika", a następnie kopie
dokumentów "gdzieś wysłano". Spisano nie tylko polskie
adresy zamieszkania Falkowskiego i Borawskiego, ale także adres
hotelu w Moskwie, w którym się zatrzymali. Przed oddaniem aparatu
fotoreporterowi funkcjonariusze FSB kazali mu zniszczyć wszystkie
zdjęcia - stwierdza Górski w interpelacji. W jego ocenie, działania
FSB "miały znamiona szykan i mogły zmierzać do zastraszenia
obydwu Polaków w celu zniechęcenia ich do dalszego wyjaśniania
przyczyn katastrofy smoleńskiej na terytorium Rosji". Dlatego
pyta premiera, czy jego zdaniem były powody do takiej reakcji.
Posła interesuje także, czy w związku z tym zdarzeniem "rząd
podejmie działania dyplomatyczne, dzięki którym polscy
dziennikarze i fotoreporterzy będą mogli swobodnie wykonywać
obowiązki służbowe na terenie Federacji Rosyjskiej, w tym
prowadzić 'śledztwo dziennikarskie' w celu wyjaśnienia przyczyn
katastrofy smoleńskiej i przebiegu rosyjskiego śledztwa w tej
sprawie".
Z kolei poseł Antoni Macierewicz, szef
parlamentarnego zespołu smoleńskiego, oczekuje interwencji w tej
sprawie ze strony polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. -
Wyrażam zdumienie, że w dniach 5-8 lutego Ministerstwo Spraw
Zagranicznych nie uznało za stosowne zająć się tą sprawą -
podkreśla w piśmie do resortu.
Poseł zauważa, że "Nasz
Dziennik" jest jednym z nielicznych tytułów prasowych
prowadzących systematyczne dziennikarskie śledztwo w sprawie
katastrofy smoleńskiej. - Warto zwrócić uwagę, że polscy
prokuratorzy będą przysłuchiwali się przesłuchaniom smoleńskich
kontrolerów lotu, ale nie mają w planie przesłuchania ich
zwierzchników z centrum "Logika". To pokazuje, że
zatrzymanie dziennikarzy ma głębszy sens i ma zniechęcić Polskę
do bardziej wnikliwego badania przyczyn smoleńskiej tragedii -
stwierdza. Dlatego w "tym kontekście zatrzymanie i represje,
jakie spadły na polskich dziennikarzy, wymagają szczególnej i
natychmiastowej reakcji".
Macierewicz wyraża również
ubolewanie, że także "ani słowa" nie poświęcili
"brutalnemu zatrzymaniu i rewizji, jakie spadły na polskich
dziennikarzy", przedstawiciele organizacji wolności prasy, jak
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności
Prasy.
Zenon
Baranowski
Maciej Walaszczyk