Pokaż mi swoje geny

Pokaż mi swoje geny, a powiem ci, kim jesteś. Anne Wojcicki i jej biznes

01.09.2016 Redakcja Paweł Strawiński Dziennikarz

Anne Wojcicki, była żona współzałożyciela Google’a i siostra szefowej YouTube’a, chce, aby każda osoba za pomocą stosunkowo taniego testu genetycznego była w stanie sprawdzić, na jakie choroby może zapaść, jakie obciążenia może przekazać swoim dzieciom, a także – i to budzi chyba największe emocje – skąd pochodzili jej przodkowie. Jej firma 23andMe ma szansę stać się kopalnią złota, bo dawno na kryzysie tożsamości nie dało się tak dobrze zarobić

Anne Wojcicki  /  fot. Tim Wagner/ZUMAPRESS.com

Ostatni wspólny przodek wszystkich żyjących obecnie ludzi w linii męskiej, zwany jakże mało romantycznie Y-chromosomalnym Adamem, i ostatni przodek w linii żeńskiej, mitochondrialna Ewa, prawdopodobnie nigdy się nie spotkali, mimo że oboje mieszkali w Afryce. Są bardzo duże szanse, że minęli się w czasie. Żyli kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy lat temu.

Naukowcom udało się dotrzeć po nitce ludzkiego DNA do tych najstarszych korzeni wielkiego drzewa genealogicznego świata już dość dawno, ale wciąż większość współczesnych ludzi widzi tylko fragment jego korony. I to ten, na którym siedzi. Żeby zobaczyć, co jest pomiędzy, o pomoc trzeba poprosić na przykład Anne Wojcicki.

Anne Wojcicki przepis na ciebie

Kolorowe, przecinające się pałeczki, które nadrukowano na pudełku, to chromosomy. W środku plastikowa tubka z zakończeniem przypominającym ustnik, foliowa torebka i instrukcja obsługi. Nic trudnego. Trzeba napluć do pojemniczka, zapakować go i odesłać do Kalifornii. Miesiąc później dowiemy się, kim byli nasi przodkowie, jakie obciążenia możemy przekazać naszym dzieciom i kilka innych mniej lub bardziej przydatnych informacji na nasz temat. I tak za 199 dolarów dostaniemy pakiet informacji na temat tego, czy nosimy w sobie gen odpowiedzialny za mukowiscydozę, w jakim procencie jesteśmy Słowianami, Germanami czy Azjatami, ile mamy w sobie z neandertalczyka (sic), czy dobrze trawimy laktozę, i jakie są szanse, że będziemy mieli piegi. Taki przepis na genetyczny koktajl, którym jest każdy z nas.

23andMe to nawiązanie do 23 par chromosomów, które występują u człowieka. Dobra nazwa dla genetycznego McDonalda. Ale Wojcicki nie widzi w tym tylko biznesu. Ona realizuje wielki projekt naukowy. Im więcej zyska klientów, tym będzie miała większą bazę danych, a ośmiu na dziesięciu pacjentów zgadza się na wykorzystanie swojego DNA do celów naukowych. – Rozwiązujemy tu tajemnicę dla ludzkości, ale ta tajemnica w rzeczywistości sama na nas spływa. Jedyną metodą na odszyfrowanie genomu jest posiadanie potężnych ilości danych na ten temat, a to oznacza, że przez następne 50 lat będę mogła zdradzać wam co tydzień nowy sekret, który skrywa wasze DNA – powiedziała w rozmowie z magazynem „Fast Company”.

Jednym z pierwszych jej klientów był jej mąż – Siergey Brin, współzałożyciel Google’a. Wyszło, że ma podwyższone ryzyko zachorowania na chorobę Parkinsona. Siergey’a i Anne poznała Susan Wojcicki – ta sama, która jest szefową Google’a. Susan i Anne są siostrami. Ich ojciec – Stanisław, a potem Stanley – jest Polakiem i urodził się w przedwojennej Warszawie. Do USA uciekł, gdy władzę nad Wisłą przejęli komuniści. Jest profesorem i stał na czele wydziału fizyki na Uniwersytecie Stanforda. Ich matka, Esther, to córka rosyjsko-żydowskich imigrantów.

Anne, urodzoną w 1973 roku w kalifornijskim hrabstwie San Mateo, od małego ciągnęło do sportu. Było łyżwiarstwo figurowe, był nawet hokej. Ale nie zdecydowała się na profesjonalną karierę sportową. Wybrała biologię. Poszła na studia na Yale University, a potem University of California. Następnie pracowała jako analityk rynku zdrowia w Nowym Jorku. Irytowało ją, że ludzie na ślepo biorą masę leków, które im nie pomagają, i umierają, nie wiedząc, że mają genetyczne predyspozycje do pewnych chorób.

W 2006 roku założyła 23andMe wraz z biolożką Lindą Avey. Chodziło o umożliwienie zwykłym ludziom przeprowadzanie badań genetycznych. Początkowo oferta była znacznie szersza niż dziś. Poza swoimi korzeniami i chorobami, które można przekazać „w spadku”, Amerykanie mogli na przykład zbadać, czy posiadają mutację genu powodującą raka piersi albo chorobę Alzheimera. Jednak kiedy już Wojcicki już się rozpędziła, musiała wyhamować i zrobić krok wstecz, kiedy na jej drodze stanęła agencja rządu amerykańskiego.

23andMe na cenzurowanym

Goście mieli przyjść w pieluchach, śpioszkach czy innych dziecięcych strojach. Tak Brin i Wojcicki podobno świętowali zbliżające się narodziny swojego pierwszego z dwojga dzieci. Byli jedną z najbardziej ekscentrycznych, choć nie epatujących ekstrawagancją, małżeństw Doliny Krzemowej. Wojcicki nie bała się zapytać miliardera Ruperta Murdocha podczas jednej z konferencji, czy potrafi wyczuć zapach szparagów w moczu, co jest warunkowane genetycznie. Do ścian jej gabinetu były poprzyklejane przeżute słodycze. Z czasem w życiu Wojcicki było jednak coraz mniej śmiechu. Według relacji znajomych Brin coraz bardziej obawiał się o swoje zdrowie, szykował się na śmierć i zerwał ze skromnym życiem, na czym szczególnie zależało bezpretensjonalnej Wojcicki.

W zeszłym roku dwójka wzięła rozwód. Mimo to Wojcicki powiedziała „Forbesowi”: – Rok 2015 był lepszy od 2014 i 2013. Bez cienia wątpliwości.

Istotnie miała powody do radości. Mogła wrócić do business as usual po dwóch latach, kiedy jej firma była na cenzurowanym. W 2013 roku zainteresowała się nią amerykańska Agencja Żywności i Leków – FDA. Chciała się przyjrzeć jakości testów i temu, czy ich wyniki są jasno klientom tłumaczone. Firmę zupełnie niespodziewanie przytłoczyła biurokracja, nie wiedziała, jak ma się ustosunkować do żądań agencji. Była nieprzygotowana, nie miała w zespole osób z doświadczeniami z FDA. W końcu 23andMe – kuriozum – w ogóle przestała odpowiadać na korespondencję z agencji. Ta więc zakazała firmie sprzedawania testów do celów medycznych, mogła oferować tylko badania na potrzeby genealogii. Udało się ją cofnąć dopiero w 2015 roku. 23andMe nadrobiła zaległości – wykazała, że jej wyniki są wiarygodne i uprościła swój język w komunikacji z pacjentami. Firma mogła na nowo zacząć przeprowadzać część testów zdrowotnych. Wciąż pracuje nad powrotem do reszty.

W tym samym czasie Wojcicki udało się zebrać 115 mln dolarów od inwestorów. Po ostatniej rundzie finansowania wycena jej spółki poszybowała do 1,1 mld dolarów. 23andMe udało się powstać z martwych.

Do krainy umarłych – albo chociaż tych znajdujących się w śmierci klinicznej – trafił z kolei niedawno Theranos. Podobieństwa między firmą Elizabeth Holmes a 23andMe same się nasuwają. Theranos oferował ponad 200 rodzajów badań krwi: od testów na obecności kokainy przez określenie poziomu cholesterolu po wykrycie nawrotu raka. Krew badano z mniejszych niż normalnie próbek pobranych poprzez nakłucie palca, dzięki czemu firma mogła oferować swoje usługi znaczniej taniej od tradycyjnych ośrodków. Chciała, aby pacjenci mogli zapobiegać chorobom, a nie je leczyć. Podobnie jak Wojcicki. Niestety, FDA oraz inna rządowa agencja zajmująca się zdrowiem, Centers for Medicare and Medicaid Services (CMS), wykazały nieprawidłowości w funkcjonowaniu firmy. W lipcu CMS zakazała Holmes prowadzenia laboratorium na dwa lata. Theranos został też objęty dochodzeniem prokuratora oraz amerykańskiej komisji papierów wartościowych Securities and Exchange Commission.

Wojcicki trzyma kciuki. – To wspaniałe, co oni starają się robić. Znam dobrze Elizabeth. Bardzo ich szanuję – powiedziała w rozmowie z magazynem Re/code.

Moda na „dobre” geny

Według Lecha Wałęsy jego rodzina wywodzi się z rzymskiej arystokracji z III w. n.e. Badania, które dekadę temu zlecił tygodnik „Wprost”, wykazały, że były prezydent ma genotyp typowego Polaka. Typowego, czyli miks tego, co tu, i wszystkiego dookoła. Mamy geny litewskie, ruskie, mongolskie, germańskie, ugrofińskie, Żydów aszkenazyjskich i tak dalej. Niejeden Polak mógłby nawet odkryć, że miał przodków w Afryce. I chociaż naszych obciążeń genetycznych 23andMe nie sprawdzi (takie testy przeprowadza szereg firm w kraju), zestaw do badania pochodzenia można z Polski zamówić bez problemu. Przy czym po doliczeniu kilkudziesięciu dolarów za wysyłkę cena za zaspokojenie ciekawości dla wielu osób może okazać się spora.

Ciekawości, która dla Wojcicki może się okazać żyłą złota. Bo o ile Polacy są dość jednorodni genetycznie, to sytuacja wygląda zgoła inaczej w innych państwa europejskich, o USA nie wspominając. Znamienne, w czasie, gdy FDA zamroziła możliwość przeprowadzania testów w celach medycznych, umożliwiając jedynie badania genealogiczne, klientów 23andMe wciąż przybywało. Gdy agencja wydała zakaz, pacjentów było pół miliona, półtora roku później przekroczono magiczny próg siedmiu cyfr. Przy czym klienci nie tylko kupowali testy, ale przekazywali swoje DNA do celów naukowych. Tym samym zgodnie z planem Wojcicki rosła baza firmy, która nie tylko jest przydatna jej samej w opracowywaniu nowych leków, ale i koncernom farmaceutycznym, co jest kolejnym dobrze rokującym – choć budzącym wątpliwości związane z ochroną prywatności – źródłem zysków. Na początku tego roku 23andMe ogłosiła, że wchodzi w partnerstwo z firmą biotechnologiczną Genentech, którego celem jest opracowanie nowych metod leczenia choroby Parkinsona.

 – To jest wieloletnia wizja masowej sprzedaży genetyki konsumentom – stwierdziła w rozmowie z „Forbesem” Wojcicki, o której wreszcie coraz więcej pisze się znowu w kontekście jej biznesu, a nie np. rozwodu czy randek z baseballistą Alexem Rodriguezem. – To, co teraz robimy, to dopiero pierwszy krok.

O ile ciekawych swojego pochodzenia nie brakowało nigdy, trudno o lepszy moment dla takiego biznesu niż dzień dzisiejszy. Nowy konflikt na tle rasowym w USA, kryzys migracyjny w całym świecie zachodnim i wzrost popularności sił nacjonalistycznych odgrzały temat tożsamości w przestrzeni publicznej. Choć 23andMe może na tym nieźle zarobić, może też i odegrać pozytywną rolę. Odkrycie genów niewolnika z Afryki – który posiada nota bene np. spora część Greków czy Portugalczyków – może u niejednego białego Europejczyka czy Amerykanina wywołać głęboki szok. Szok, który teraz się światu bardzo przyda. Bo ksenofobii się w genach nie dziedziczy.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron