Z Krasiński Serce mi pęka

Serce mi pęka… Serce mi pęka, światło się umyka Sprzed oczu moich. Wszystko co kochałem, Jak Bóg dalekie lub jak chmura znika; Pierś jednak żyje i oddycha – szałem, Choć ręka śmierci przytknięta do serca. Chyba czas przyjdzie, czas – uczuć morderca, Co wszystko zjedna, pogodzi, zabije, Na starych gruzach z róż świeżych uwije Nową koronę lub nauczy szydzić Z ułud młodości i młodość pochowa; A pierś ma wtedy, dawnych marzeń wdowa, Co czciła dawniej – będzie nienawidzić! Iskra geniuszu na cóż mi się zdała? Tliła się tylko w głębiach mojej duszy. Dziś niedojrzana, już tak wątła, mała, Że może jutro wśród ducha katuszy Wymrze, jak perła długo nie noszona, Zniknie, jak kropla w południowym skwarze, Jako kwiat, w pączku nie rozwity, skona, I dam zostanie, jak stare ołtarze, Na których leżą węgle i popioły, Lecz bogów nie ma, ni ofiar, ni woni - Przechodząc obok, szydzi lud wesoły, Starzec lub dziecię chyba łzę uroni. Gdybym nie kochał śmiertelnej piękności I ust nie złożył na widomym czole, Byłbym tą iskrą, spadłą mi z wieczności, Pożar rozniecił na ziemskim podole I duszę moją pozaludniał tłumem Żyjących myśli, z nich skleił postaci Wspaniałe, wielkie; boskich skrzydeł szumem Byłbym się wyniósł nad głowy współbraci. Dziś już za późno! Dusza jest jak ciało: Gdy się raz psuje, a nadpsutej części Od zdrowych siłą nie oderwiesz całą, Źle się rozbiegnie i wszędzie zagęści. 640 Lecz ciało tylko, szczęśliwe, umiera, Ciała, przebrane, tylko cichną jęki: Duch nieśmiertelny sam siebie rozdziera. Nie ma dla niego ostatecznej męki1 Ból, co w nim rośnie, róść musi jak życie, Krzewić się, bujać, szumieć i rozlegać, Wciskać się gwałtem lub wdzierać się skrycie I, jak krew żyły, tak myśli obiegać. Duch na dwie tonie ciągle się rozkłada: Z szczytów otchłani sam woła na siebie I sam z jej głębi smutno odpowiada; Rozdarty wiecznie, myślą siedzi w niebie, A sercem w piekło coraz niżej spada Z pochodnią w ręku na własnym pogrzebie! Bo zlać się w jedno i zgodzić nie zdoła. Ani też całkiem rozpaść się na dwoje. Do wskazanego raz wepchnięty koła, Sam z sobą toczy nieśmiertelne boje, Nie mogąc skonać, a co chwila kona Podwójnym bólem. Jedna jego strona Niszczy się jadem śmiertelnych miłości, A druga żalem niebieskiej litości, Rozum, co w górze, choć, sądząc, przeklina, Równie samotny, jak przeklęte serce; Wszędzie nieśnie, bo wyrok i wina W każdej się życia zmieszały iskierce. Ach, życie wtedy szyderstwem się zdaje! Ręce wznosimy ku widmu nicości - Ach tam, wśród nocy, tam gdzieś leżą raje, Zwane grobami, kiedy nasze kości Wraz z duchem zasną! Nam się tylko marzy Nie znana dotąd wiecznej ciszy niwa: Sen nieprzespany i pokój cmentarzy Równe to fałsze, jak dola szczęśliwa! Świat, jako wielki, jest przegranej polem, Świat, jako wielki, jest rozbicia skałą, Trudem bez końca, wiekuistym bólem! Wszystko się dzieje i wszystko się stało. Chcę byś mymi szkłami… Chcę byś mymi szkłami patrzała na ludzi - Tak, choć twarze cudne dojdą twego wzroku, Wnet i pamięć moja w tobie się przebudzi: Ja będę w twej dyszy, oni tylko w oku. 641


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron