POWSTANIE W WARSZAWSKIM GETCIE I POLACY cz 1

POWSTANIE W WARSZAWSKIM GETCIE I POLACY cz. 1

(NIEOPOWIEDZIANA HISTORIA)

"Bez pomocy Polaków nie moglibyśmy rozpocząć powstania"

Marek Edelman, ostatni żyjący lider buntu w getcie [1]


THE WARSAW GHETTO UPRISING AND THE POLES

(THE UNTOLD STORY)

Without the help of the Poles we couldn’t have started the uprising.”

Marek Edelman, the last surviving leader of the ghetto revolt1


SPIS TREŚCI


Niemcy organizują getto w Warszawie: siłą przenoszeni Żydzi i Polacy

Polskie podziemie potępia utworzenie getta

Sytuacja w getcie: postawy i pomoc Polaków

Wielka deportacja latem 1942 i jej następstwa

Początek zmiany postawy Żydów

Powstanie w warszawskim getcie: przegląd

Żydowski ruch oporu i pomoc Polaków

Ocena polskiej pomocy

Polskie podziemie przekazuje na Zachód wiadomości o holokauście

Pomoc udzielana przez katolicki kler

Reakcja polskiego społeczeństwa

Ratowanie Żydów w Warszawie

Ryzyko dla Żydów na "aryjskiej" stronie

Kronika śmierci: Polacy którzy zginęli ratując Żydów

Polacy i inni: w sferze niesprawiedliwych porównań

Wdzięczność i niewdzięczność

Bibliografia

APENDYKSY

Fragmenty Władysław Bartoszewski Jednoczy nas przelana krew

Recenzja Romana Gerlacha Dziennika Nadmiar wspomnień Yitzhaka Zuckermana

Artykuł Kobi Ben-Simhona "Świat naszych (chrzestnych)ojców" Ha'aretz, 2.11.2004

Raport wstępny o mini serialu NBC "Powstanie"

Mit o warszawskim getcie



[1] Sheldon Kirshner, "Komendant warszawskiego getta wybacza oprawcom" / Warsaw Ghetto Commander Forgives Tormentors (wywiad z Markiem Edelmanem), The Canadian Jewish News (Toronto), 9.11.1989. Edelman stwierdził: "Nie dostaliśmy odpowiedniej pomocy od Polaków, ale bez ich pomocy nie moglibyśmy rozpocząc powstania. Musisz pamiętac, że Polakom samym brakowało broni".


Niniejszy zbiór materiałów składa się głównie z cytatów od różnych autorów, których nazwiska są zamieszczone tłustym drukiem na początku odpowiednich fragmentów. Części zamieszczone pochyłym drukiem to komentarze i uwagi redaktora. Źródła w przypisach. Polska Fundacja Edukacyjna w Ameryce Północnej, Toronto.


NINIEJSZY ZBIÓR NIE JEST NA SPRZEDAŻ CZY DO WYKORZYSTANIA KOMERCYJNEGO. INFORMACJE MOGĄ OBEJMOWAĆ MATERIAŁY Z PRAWEM AUTORSKIM, I MOGĄ BYĆ UZYTE TYLKO W CELACH EDUKACYJNYCH I BADAWCZYCH.





"To było powszechnym zjawiskiem miesiąc temu.

Setki żebraków, w tym kobiety i dzieci,

przedzierały się z getta by żebrać po drugiej stronie,

gdzie dobrze ich przyjmowano, nakarmiono,

i często dano jedzenie do zabrania do getta.

Choć powszechnie uznawani za Żydów z getta,

może dawano im dlatego jałmużnę."

Emanuel Ringelblum, Kronika warszawskiego getta

(11.07.1941)


"Przez dziury wykonane bardzo ostrożnie w murach getta,

grupy głodnych żydowskich dzieci przedostawały się

do innych dzielnic miasta [Warszawy] by szukać chleba.

Ze strachem w oczach, te biedne, ciemnowłose dzieciaki

delikatnie pukały do drzwi polskich domów i zawsze

spotykały się ze zrozumieniem: dawano im talerze zupy

i kawałki chleba. Później przedzierając się wzdłuż murów

żeby nie zostać złapanym, biegły do dziur w murze

i mieszały się w masę Żydów".

Alceo Valcini, warszawski korespondent

mediolańskiego dziennika

Corriere della Sera


"Nasi studenci muszą wiedzieć… o polskiej młodzieży

w Warszawie, którzy czekali przy pokrywach włazów

na wychodzących ze ścieków wygłodniałych Zydów,

i szybko przekazywali ich nazistom na śmierć".

Howard Roiter, nauczyciel holokaustu z Montrealu

(Głosy z holokaustu / Voices from the Holocaust, 1975)



Niemcy organizują getto w Warszawie

siłą przenoszeni Żydzi i Polacy


Relacje polsko-żydowskie nie pogorszyły się dramatycznie po niemieckiej inwazji na Polskę. Cierpienie Żydów wywołało współczucie i solidarność wśród wielu Polaków, którzy sami codziennie doświadczali niemieckiej brutalności.


Gen. Johannes von Blaskowitz z Wehrmachtu, w raporcie do gen. Walthera von Brauchitsch, głównego dowódcy niemieckiej armii:


[6 lutego 1940]: Akty przemocy dokonywane publicznie przeciwko Żydom budzą w religijnych Polakach [dosłownie "w polskiej populacji, która jest zasadniczo pobożna (lub bogobojna)”] nie tylko najgłębsze obrzydzenie, ale także wielkie poczucie litości dla ludności żydowskiej. [2]


Chaim Kaplan, żydowski nauczyciel z Warszawy, napisał w swoim wojennym dzienniku:


[1 listopada 1939]: Najeźdźca chciał otworzyć sądy. Dziekan prawników, Jan Nowodworski, w czasach pokoju dobrze znany antysemita, został wezwany, i i złożono mu dwie prośby: umieszczenia w kodeksie klauzulę aryjską, i drugą, złożenia ślubowania lojalności wobec Führera. Nowodworski nie zgodził się na żadną, gdyż obie były sprzeczne z polską konstytucją.


[5 grudnia 1939]: W końcu Polacy zaczęli rozumieć, że nienawiść do Żyda szerzona wśród nich przez najeźdźcę jest opiatem, odurzającym napojem by oślepić ich i odwrócić uwagę od prawdziwego wroga. Uważaliśmy, że "żydowski znak" da miejscowej ludności źródło kpin i szyderstwa – ale myliliśmy się. Nie ma żadnej postawy braku szacunku ani wielkiego wykorzystywania czyjejś hańby. Wręcz odwrotnie. Oni pokazują, że współczują nam poniżania. Siedzą cicho w tramwajach, i w prywatnych rozmowach nawet wyrażają słowa kondolencji i zachęty. "Nadejdą lepsze czasy!"


[1 lutego 1940]: Ale gnębione i zdegradowane polskie społeczeństwo, pogrążone w najgłębszej depresji pod wpływem katastrofy narodowej, nie było szczególnie podatne na tę [panującą antysemicką] propagandę [szerzoną przez Niemców]. Wydaje się, że najeźdźcy są jego wiecznym wrogiem, i że oni nie walczą z Żydami dla dobra Polski. Wspólne cierpienie przyciągnęło bliżej wszystkie serca, i barbarzyńskie prześladowania Żydów nawet wywołały poczucie sympatii wobec nich. Milcząco, bez słów, dwaj byli konkurenci czują, że są bracmi w nieszczęściu, że mają wspólnego wroga, który chce doprowadzić do zniszczenia obu jednocześnie.


[9 maja 1940]: Ale ani jeden Polak nie zapisuje się dobrowolnie [do pracy w Niemczech]. Najeźdźcy są wściekli i rozjuszeni… żeby uniknąć przymusowej łapanki w biały dzień, i transportu do Rzeszy, wielu Polaków ozdabia się "opaską hańby" (Schandeband) i maskują się jako Żydzi żeby nie dać się złapać na przymusowe roboty. [3]


  1. [2] Ernst Klee, Willi Dressen i Volker Reiss, "To były czasy: holokaust w oczach sprawców i obserwatorów" / Those Were the Days’: The Holocaust through the Eyes of the Perpetrators and Bystanders (Londyn: Hamish Hamilton, 1991), 4; Jeremy Noakes i Geoffrey Pridham, red., Nazizm 1919-1945: historia w dokumentach i relacjach świadków / Nazism 1919–1945: A History in Documents and Eyewitness Accounts, vol. II: Foreign Policy, War and Racial Extermination (Nowy Jork: Schocken, 1988), 939.


[3] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii: warszawskie dzienniki Chaima A Kaplana / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (Nowy Jork: Macmillan; Londyn: Collier-Macmillan, 1965), 62, 82, 114, 150. W marcu 1941, Kaplan znowu pisze, że w celu iniknięcia łapanek i aresztowań, "wielu Polaków potajemnie i nielegalnie uciekło z aryjskiej dzielnicy i przyszło by mieszkać przez jakiś czas w żydowskim getcie. Oni nawet zakładali "znak wstydu" na prawą rękę by pozorować swoje pochodzenie". Ibid., 254. (Jest tam więcej o ewolucji Kaplana z wyraźnych antypolskich uczuć we wpisach w początkowych miesiącach wojny.) Historyk Philip Friedman pisze, że podczas gdy chrześcijanie w niektórych zachodnio-europejskich krajach nosili Gwiazdę Dawida dla pokazania solidarności z prześladowanymi Żydami, to Polacy z oporu usiłujący uciec przed nazistami odkryli sojusznika w żydowskim znaku, i że pojawił się "dziarski handel" tam gdzie Polacy kupowali lub pożyczali znaki od Żydów. Cytuje też wpis z dziennika Emanuela Ringelbluma z 8 maja 1940: "Niemcy wszędzie łapią Polaków. Żydów sprawdza się czy nie są zakamuflowanymi Polakami… Słyszałem, że podczas nalotu Żydom o aryjskim wyglądzie kzano mówić w jidysz by się zidentyfikowali". Zob. Philip Friedman, Opiekunowie ich braci / Their Brothers’ Keepers (Nowy Jork: Holocaust Library, 1978), 37. Warto zauważyć, że Żydzi nie spieszyli z pomocą zagrożonym Polakom, ani nie okazywali solidarności z nimi kiedy były takie okazje: "Ceny opasek wzrosły, kiedy wzrósł na nie popyt" – nie dawali im ich za darmo. Zob. Gary A. Keins, Podróż przez dolinę zatracenia / A Journey Through the Valley of Perdition ([USA]: n.p., 1985), 62.

Niemiecka inwazja wywołała konflikty w samej społeczności żydowskiej. Żydowscy sklepikarze gromadzili swój towar z nadzieją osiągnięcia zysków kiedy z powodu braków ceny poszybowały w górę. Jak wspomina Irena Bakowska,


Grunia Achlomov Dobrejcer, która miała filantropijny charakter, i miała zwyczaj pożyczania pieniędzy bez odsetek kilku sąsiadom-kupcom… Skromne, krótkoterminowe pożyczki mojej babci pomagały im przetrwać. Ale 2 września [1939], kiedy babcia przyszła by kupić codzienne bułki, sklepikarka – biedna kobieta pożyczająca pieniądze od niej od lat – teraz wydawała się ledwie ją rozpoznać, i odmówiła jej sprzedaży czegokolwiek. Może sklepikarka wstydziła się swojej nowej, inflacyjnej ceny, bo bo wypuściła babcię bez chleba… Wtedy [moja mama] sama poszła do sklepu, położyła na ladzie dużą ilość pieniędzy, i wróciła do domu ze świeżymi bułkami dla babci. [4]

Niemcy wywoływali też konflikt między Żydami i Polakami wykorzystując propagandę wojenną ioraz wszczynanie i kierowanie seriami ataków na Żydów (kulminujący tzw. pogromem Paschy) przez opłacanych łobuzów, którzy spontanicznie pojawiali się na ulicach w lutym i marcu 1940. Niemcy fotografowali te incydenty podczas gdy niemieccy żołnierze stali obok, a niekiedy przyłączali się do ataków. Następnie retuszowali je by pokazać niemieckich żołnierzy broniących Żydów przed tłumem Polaków. [5]


[4] Irena Bakowska, Nie wszystko stracone: dziennik młodej kobiety 1929-1946 / Not All Was Lost: A Young Woman’s Memoir, 1939–1946 (Kingston, Ontario: Karijan, 1998), 12–13.


[5] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi, 1939-1943: getto, podziemie, bunt / The Jews of Warsaw, 1939–1943: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 27–29. Jak wyjaśnia historyk Tomasz Szarota, pogrom w Paschę zorganizowali Niemcy w celach propagandowych i tam nie było ofiar, a wywołało udane prośby Niemców do władz żydowskich o poparcie utworzenia getta dla bezpieczeństwa Żydów. Żydowscy robotnicy rozpoczęli budowę murów wokół getta 1 kwietnia 1940. Zob. Tomasz Szarota, U progu Zagłady: Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie (Warszawa, Paryż, Amsterdam, Antwerpia, Kowno) (Warszawa: Sic!, 2000), 16, 30, 32–37; przetłumaczony jako Tomasz Szarota, On the Threshold of the Holocaust: Anti-Jewish Riots and Pogroms in Occupied Europe: Warsaw – Paris – The Hague – Amsterdam – Antwerp – Kaunas (Frankfurt nad Menem: Peter Lang, 2015). Szarota opisuje też antyżydowskie pogromy jakie miały miejsce w miastach Europy zachodniej takich jak Paryż, Amsterdam i Antwerpia. 14 kwietnia 1941, Antwerpia przeżyła duży pogrom, kiedy tłum 200 ludzi, wzniecony przez antysemickie pronazistowskie elementy zaatakował żydowską dzielnicę, dokonując wandalizacji należących do Żydów sklepów i 2 synagogi, niszcząc zwoje Tory i przedmiotów religijnych, kończąc podpaleniem synagog. Podobne incydenty powtórzyły się 2 dni później, aż władze niemieckie w końcu interweniowały i zakończyły przemoc. Zob. Mordecai Paldiel, Kościoły i holokaust: nieświęte nauki, dobrzy samarytanie i pojednanie / Churches and the Holocaust: Unholy Teaching, Good Samaritans, and Reconciliation (Jersey City, New Jersey: Ktav Publishing House, 2006), 134. Na początku października 1941 niemieckie władze potajemnie zorganizowały ataki bombowe na 7 paryskich synagog, a faktycznie przeprowadziła je francuska grupa antysemicka Eugène Deloncle'a - Mouvement Social Révolutionnarire. Zob. Pim Griffioen i Ron Zeller, "Antyżydowska polityka i organizowanie deportacji we Francji i Holandii 1940-1944: badania porównawcze" / Anti-Jewish Policy and Organization of the Deportations in France and the Netherlands, 1940–1944: A Comparative Study,” Holocaust and Genocide Studies, vol. 20, no. 3 (zima 2006): 437–73. Niemcy wykorzystywali też niemieckich żołnierzy udających polskich cywilów do ataków na Żydów w Warszawie. Jeden taki pogrom miał miejsce na ulicach Leszno i Nowolipie pod koniec 1939. Splądrowano żydowskie domy i sklepy, Żydów pobito i kilku zabito. Te wydarzenia opisują żydowscy świadkowie naoczni: Joshua Albert, Yidishe Varshe durkh payn, blut un toyt (Buenos Aires: n.p., 1958), 23–24, cyt. w Andrzej Żbikowski, red., Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945: Studia i materiały (Warsaw: Instytut Pamięci Narodowej– Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2006), 554.


Amerykański styl segregacji rasowej był nieznany w Polsce, dlatego Niemcy postanowili utworzyć getto w Warszawie w październiku 1940, należało fizycznie rozdzielić Żydów i Polaków. W całej okupowanej Polsce kilkaset tysięcy Polaków wypędzono z domów jako bezpośredni skutek nakazanego przez Niemców wysiedlania Żydów do gett.


Martin Gilbert, brytyjski historyk:


Spośród 400.000 Żydów w Warszawie, ponad 250.000 mieszkało w przeważnie żydowskiej dzielnicy. Pozostałe 150.000 warszawskich Żydów mieszkały w całym mieście, niektórzy Żydzi przy niemal każdej ulicy i na każdym przedmieściu. 3 października 1940, na początku żydowskiego nowego roku, niemiecki gubernator Warszawy, Ludwig Fischer, ogłosił, że wszyscy Żydzi mieszkający poza przeważnie żydowską dzielnicą będą musieli opuścić swoje domy i przenieść się na żydowski teren. Co można było przenieść rękami, czy wózkami, moli zabrać ze sobą. Resztę – ciężkie meble, towary i soprzęt ze sklepów i biznesów – trzeba było zostawić.


Warszawa miała być podzielona na 3 "dzielnice": jedna dla Niemców, jedna dla Polaków i jedna dla Żydów… Ponad 100.000 Polaków mieszkających na terenie przypisanym dla Żydów, podobnie nakazano się przenieść do "polskiej dzielnicy". Oni też straca swoje domy i środki utrzymania. 12 października, drugi Dzień Pokuty wojny, dzień postu i modlitwy, niemieckie głośniki poinformowały, że przeprowadzka Polaków i Żydów do ich specjalnych dzielnic musi się zakończyć do końca miesiąca. "Na naszym podwórku zapanowała czarna melancholia" – napisał Ringelblum. "Właścicielka domu" – Paola – "mieszkająca tam przez około 37 lat, teraz musiała zostawić swoje meble. Tyciące chrześcijańskich biznesów zostanie zrujnowanych". … Zarówno Polacy jak i Żydzi wykonali ostry dekret. [6]


Chaim Kaplan, kronikarz warszawskiego getta o utworzeniu getta:


wszyscy Aryjczycy (czytaj Polacy) mieszkający przy ulicach wewnątrz murów musieli przenieść się do dzielnicy aryjskiej. Do pewnego stopnia dekret skrzywdził Polaków bardziej niż Żydów, bo Polakom rozkazano przenieść się nie tylko z getta, ale i z niemieckiej dzielnicy. Nazizm chciał rozdzielić wszystkich…


Goje też są w żałobie. Ani jeden kupiec czy sklepikarz nie chce się przenosić do obcej dzielnicy, nawet do aryjskiej. Trudno jest dla każdego człowieka, Żyda czy Aryjczyka, rozpoczynać życie od nowa. I dlatego panika w zdobytej Warszawie, okupowanej przez surowych władców, jest wielka… teraz przebywamy w otwartym getcie, ale to skończy się prawdziwym gettem, w zamkniętych murach.


Zgodnie z prawem Żydowi nie wolno usunąć mebli kiedy opuszcza swoje mieszkanie, ale w praktyce ulice Warszawy są pełne wozów naładowanych meblami…


Kilka dni temu Judenrat dostarczył wszystkim komitetom podwórkowym kwestionariusz, w którym proszono je o podanie szczegółowych odpowiedzi na pytania o liczbie mieszkań, pokoi w każdym z nich, liczbie mieszkańców i cenach tych mieszkań. Na podstawie tych informacji będą konfiskować pokoje i osiedlać w nich bezdomnych… I w ten sposób ludzie szybko wynajmują pokoje mieszkańcom według własnego wyboru. Nawiasem mówiąc, niebotycznie podnoszą czynsze. Boją się, że Judenrat dopasuje je do niewłaściwych ludzi, i sprawi, że będą trzymać się przepisanych czynszów, więc spieszą się by wyprzedzić Judenrat.


Statystycy szacują, że 140.000 Aryjczyków opuści swoje mieszkania w dzielnicy żydowskiej, i około 150.000 Żydów będzie musiał o opuścić swoje mieszkania w dzielnicy aryjskiej… Ale Aryjczycy mieszkający w żydowskiej dzielnicy są w większości z klasy uboższej, i ich czynsze są niskie. Natomiast większość Żydów mieszkaj acych w aryjskiej dzielnicy mają wysokie czynsze. Aryjczycy przenoszący się z jednej dzielnicy do drugiej nie mogą sobie pozwolić na wysokie czynsze.


[6] Martin Gilbert, Holokaust: żydowska tragedia / The Holocaust: The Jewish Tragedy (Glasgow: William Collins, 1986), 127–30. 5





Wypędzani z domów Żydzi nie chcą mieszkać w ciemnych, wąskich mieszkaniach, mimo że czynsz jest niski. Jedyną wspólną cechą dla obu jest to, że są niezadowoleni… [7]


Dając się nabrać na niemiecką propagandę, niektórym Żydom początkowo podobało się utworzenie getta: "Kiedy zbudowali mur, ludzie mówili, że to było dobre, bo będzie nas chronić przed Polakami, ale ceny żywności wzrosły natychmiast…" [8] Rzeczywistość wkrótce się pokazała kiedy pogorszyły się warunki, szczególnie w następnym roku kiedy getto otoczono murami. Ale poczatkowo warunki były do zniesienia.


Rabin Zilberhzteyn z przedmieścia Pragi:


Ogólnie Polacy byli obojętni wobec Żydów. W wielu przypadkach wyrażali też swoją sympatię. Nie było ani jednego przypadku by okazywali sobie wrogą postawę. Głównie zajmowali się utworzeniem getta, co miało negatywny wpływ na ich interesy ekonomiczne… Były też przypadki kiedy Polacy pomagali przesiedlającym się Żydom. [9]


Israel (Srul) Cymlich, mieszkaniec podmiejskiego miasteczka Falenica:


Natychmiast Volksdeutsche [etniczni Niemcy] umieścili się na szczycie… Paradowali z opaskami ze swastyką i terroryzowali społeczeństwo, szczególnie Żydów. Zawsze przewodzili kiedy trzeba było wyłapywac Żydów do pracy przymusowej, lub po prostu bić ich przy każdej okazji.


wielu ludzi z naszego miasteczka utrzymywało się ze szmuglowania towarów do Warszawy. Mimo że nasza piekarnia musiała produkować kwoty, to piekliśmy też na wolny rynek… Kwoty wynosiły nie więcej niż tylko tyle by uzasadnić działanie piekarni. Ogólnie pieczenie chleba na wolny rynek było szeroko rozpowszechnionym zjawiskiem. Ponieważ nie istniały jeszcze rygorystyczne kontrole, chleb był dość tani (50 groszy za kg; w listopadzie 1939 - 30 groszy; natomiast latem 1940 - 1 złoty 10 groszy per kg). Początkowo nie transportowaliśmy chleba do Warszawy sami, ale pod koniec lipca [1940] – gdy mieliśmy wóz i konia – zawarliśmy porozumienie z żydowskim handlarzem w Warszawie i dostarczaliśmy mu pieczywo. [10]


Chaim Kaplan, kronikarz warszawskiego getta:


[2 grudnia 1940]: Kiedy bogaci gromadzili jedzenie, biedni chodzili smutni i opuszczeni, a ich oczy wyrażały gniew na tych zadowolonych z siebie ludzi, na których głód jeszcze nie zrobił wrażenia. Ta zazdrość, która była jak ogień w ich kościach, skłoniła do takiej rozmowy: "Niech gromadzą ile chcą". Kiedy będziemy umierać z głodu, zabierzemy siłą. Sprawiedliwość nie wymaga, by burżuazja cieszyła się wszystkimi dobrymi rzeczami, w czasie gdy ludzie umierają z głodu…


[16 grudnia 1940]: Na początku baliśmy się – zwykły, fizyczny strach pukającego do naszych drzwi głodu. Gromadzenie zywności na złe czasy stały się psychozą, i wywoływało straszny chaos w naszych umysłach i emocjach. A teraz zdaliśmy sobie sprawę, że był to przesadny strach. Nie brakuje nam zywności, a jeśli masz pieniądze możesz cieszyć się dobrymi rzeczami. Na wystawach sklepowych w getcie można znaleźć wszelkiego rodzaju smakołyki, od miodowych ciastek do najlepszych win.


[7] Abraham I. Katsh, ed., Zwój agonii… (Nowy Jork: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 208, 212.


[8] Henryk Grynberg, Drohobycz, Drohobycz i inne opowiadania: prawdziwe bajki od holokaustu i życia później / Drohobycz, Drohobycz and Other Stories: True Tales from the Holocaust and Life After (Nowy Jork: Penguin Books, 2002), 168.


[9] Shimon Huberband, Kiddush Hashem: życie religijne i kulturalne w Polsce podczas holokaustu / Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House, and Yeshiva University Press, 1987), 452.


[10] Israel Cymlich i Oscar Strawczynski, Ucieczka z piekła w Treblince / Escaping Hell in Treblinka (New York and Jerusalem: Yad Vashem and The Holocaust Survivors’ Memoirs Project, 2007), 9–10, 13.


Szmuglowanie przez granicę codziennie się zwiększa. To stało się zajęciem dla tysięcy ludzi, zarówno Żydów jak i Aryjczyków, gdyż oni mieli partnerstwo w szmuglowaniu żywności z dzielnicy aryjskiej do żydowskiego getta. Nawet naziści w tym uczestniczą. [11]


[11] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii… / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 230, 233.



Polskie podziemie potępia utworzenie getta


Kazimierz Iranek-Osmecki, polski historyk:


Postawę przyjętą przez polską społeczność w reakcji na straszny cios jaki spadł na Żydów ukształtowała, w dużym stopniu, podziemna prasa, która potępiała ustanowienie gett jako haniebnego okrucieństwa.


Publikacja polskiej Armii Krajowej, Biuletyn Informacyjny, wielokrotnie pisała o tej sprawie. Jedno z najostrzejszych oświadczeń znalazło się w wydaniu z 28.11.1940: "Warszawskie getto przybiera wymiar gigantycznej zbrodni: ponad 400.000 ludzi skazanych na wszelkie konsekwencje nieuniknionej epidemii i powolnej głodowej śmierci".


John S. Conway, brytyjski historyk kościołów chrześcijańskich za nazizmu:


Początkowa separacja terytorialna i późniejsza zagłada Żydów z jednej strony, oraz zdziesiątkowanie katolickiego duchowieństwa i tłumienie organizacji katolickich z drugiej, wykluczały jakikolwiek publiczny protest. [13]


Jerzy Kłoczowski, historyk kościoła w Instytucie Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie:


Biorąc pod uwagę dużą liczbę Żydów, i ich miażdżące prześladowanie przez Niemców, wszelka pomoc na masową skalę nie wchodziła w grę, można było tylko mysleć o poszczególnych osobach i rodzinach, albo dzieciach – ukrywając ich na zewnątrz gett. [14]


[12] Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ratuje jednożycie / He Who Saves One Life (Nowy Jork: Crown Publishers, 1971), 122–24.


[13] John S. Conway, "Chrześcijańskie kościoły: badanie ogólne" / Christian Churches: General Survey, in Encyclopedia of the Holocaust (Nowy Jork: Macmillan Publishing Company, 1990), vol. 1, 293.


[14] Jerzy Kloczowski, Historia polskiego chrześcijaństwa / A History of Polish Christianity (Cambridge: Cambridge University Press, 2000), 306.






Warunki w getcie

Polska postawa i pomoc


Apolinary M. Hartglass, przewodniczący Organizacji Syjonistycznej, były członek polskiego Sejmu i warszawskiej Rady Żydowskiej, któremu udało się opuścić Warszawę w kwietniu 1940, tak napisał o postawie Polaków wobec Żydów:


Relacje są dobre na obszarach anektowanych w Rzeszę. Tak samo traktuje się oba narody. W regionie Warszawy relacje uległy poprawie. Poza kilku wyjątkami, polscy intelektualiści sa przyjaźni wobec Żydów i pomagają im jak tylko mogą. To samo odnosi się do zorganizowanych robotników i ludzi myślących. Ale postawa polskich tłumów dalej się nie zmienia… Okazjonalnie atakują żydowskich przechodniów, ale takie ataki są niezwykłe. Jest też inna strona obrazu. Polacy często podnoszą się i oddają miejsca kiedy kobiety noszące żydowskie znaki wchodzą do tramwaju. Kiedyś niemiecki żołnierz wszedł do tramwaju krzycząc 'Juden raus!' Wtedy podniósł się dystyngowany starszy wiekiem Polak i powiedział: 'jeśli Żydzi idą, my też'. Wyszedł z tramwaju, a po nim wszyscy będący tam Polacy. Ale prawdą jest, że były przypadki zmuszania przez polską młodzież starszych wiekiem Żydów do opuszczenia tramwajów. Ale ogólnie, polska postawa wobec Żydów jest dużo bardziej przychylna niż wcześniej.


Polscy antysemici nie połączyli sił z Niemcami. Tylko jedna z antysemickich grup, Falanga, zabiegała u Niemców, sugerując by kooptowano ją do zarządzania Żydami, gdyż jej program był podobny do nazistowskiego. Niemcy odrzucili tę propozycję. [15]


Rabin Shimon Huberband o postawie Polaków do żydowskich kontyngentów robotników:

Piętnastu mężczyzn których złapano ze mną z tego samego podwórka zdobyli wolność płacąc żydowskim policjantom 15 złotych za głowę. Zapłatę dokonano w wydziale zatrudnienia warszawskiego Kehilah [rada]. Zostawiono tylko biednych, chorych i znużonych. Niestety, obraz pokazywany przez antysemickiego szefa obozu [pracy] okazał się być prawdziwy - Kehilah Celowo wysyłała uchodźców do obozu, by pozbyć się ich i zagwarantować, że nie będą ciężarem dla społeczności…

Grupę policzono, było ponad 180 osób…

Zaczęliśmy maszerowac przez polską dzielnicę; wzdłuż Żelaznej i Chłodnej. Była prawie 6:00 rano; tramwaje jeździły spojrzenia mijających nas polskich pasażerów nie były szydercze, a powazne i nawet pełne sympatii…

Wielu z zatrzymanych padało z powodu słabości fizycznej, i byliśmy bici przez Niemców w mundurach…

Wśród mijających nas Polaków widzieliśmy widoczne wyrazy litości na ich twarzach, szczególnie wśród robotników. [16]


Emanuel Ringelblum, kronikarz warszawskiego getta:


[Druga połowa 1940]: Słyszałem wiele faktów o polskich klientach wysyłających paczki z żywnością do żydowskich kupców w łódzkim getcie… Słyszałem o tym wiele wzruszających historii… Takie fakty zauważono też w warszawskim getcie… Pierwszego dnia (po zamknięciu getta) bardzo wielu Polaków przyniosło żywność żydowskim przyjaciołom i znajomym: to jest generalną i powszechną inicjatywą.. Każdy kto ma możliwość przychodzi do getta i przynosi artykuły spożywcze po tej samej cennie jak ta na zewnątrz getta… Teraz żywność przynoszona jest (do getta) z pomocą polskich przyjaciół.


[19 listopada 1940]: Dzisiaj zabito chrześcijanina… za przerzucenie przez mur [getta] worka z chlebem.


[15] Cyt. w Jacob Apenszlak, red., Czarna księga polskiego żydostwa: zapis męczeństwa polskiego żydostwa za nazistowskiej okupacji / The Black Book of Polish Jewry: An Account of the Martyrdom of Polish Jewry Under the Nazi Occupation (Nowy Jork: Roy Publishers, 1943), Rozdz. 2.

[16] Shimon Huberband, Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House i Yeshiva University Press, 1987), 72–73.


[11 lipca 1941]: To było powszechnym zjawiskiem miesiąc temu. Setki żebraków, w tym kobiety i dzieci, przemycały się z getta by żebrać po drugiej stronie, gdzie byli dobrze przyjmowani, dobrze karmieni, i często dawano im zywność do zabrania do getta. Mimo że powszechnie rozpoznawalni jako Żydzi z getta, może dawano im jałmużnę z tego powodu.


Ringelblum też zauważył postawę Polaków, którzy spotykają Żydów poza gettem:


Na ulicy Nalewki chrześcijanie ostrzegają Żydów przed zbliżającym się gangiem prasowym, wykrzykując sygnały ostrzegawcze przed nalotem… Każdy pojawiający się na ulicy jest ostrzegany, że oni [Niemcy] łapią Żydów w takim i takim miejscu. Chrześcijanie przekazują informacje Żydom, że oni biją Żydów…


Są to bardzo częste przypadki, kiedy chrześcijanie stają po stronnie Żydów przeciwko atakom zbirów…


We wszystkich kościołach głoszono homilie namawiające chrześcijan by zapomnieli o swoich nieporozumieniach z Żydami. Wręcz odwrotnie, Żydów należy żałować, bo oni są zamurowani za murami. Chrześcijanom nie wolno było zezwalać na agitację przez wroga, który próbował zasiać nienawiść między narodami. [17]


Ringelblum widział, że Niemcy robili wszystko co mogli by wbić klin między Polakami i Żydami, i że nasilała się propaganda niemiecka i antysemicka. Niemniej jednak każdego niedzielnego popołudnia żydowska orkiestra symfoniczna grała na granicy getta. Tłumy Polaków przychodziły by posłuchać i zbierac pieniądze dla żydowskich muzyków. Co pół godziny Polacy wychodzili i zezwalali innym słuchaczom zająć ich miejsce. Tłumy zostawały do godziny policyjnej. [18]


Yisrael Gutman, historyk w Yad Vashem:


Polscy szefowie Głównej Rady Opieki Społecznej wziął pod uwagę straszną sytuację Żydów w dystrybucji pomocy. [19]


Władysław Szpilman, uznany pianista który mieszkał w warszawskim getcie:


Ale żywienie getta nie polegało wyłącznie na takim szmuglowaniu [przez żydowskie dzieci i profesjonalnych szmuglerów]. Worki i paczki szmuglowane przez mury w większości zawierały dary od polskiej społeczności dla najbiedniejszych Żydów. [20]


Ludwik Hirszfeld o pomocy otrzymywanej przez Żydów po aryjskiej stronie:


Odwiedziłem też więzienie przy Gęsiej. Jako przewodniczący Rady Zdrowia, mogłem wejść do każdej placówki… Zapytałem za jakie przestępstwa byli aresztowani. Zawsze było to samo: inteligencja, bo pozostali poza murami; proletariat, bo przekroczyli mury w poszukiwaniu pracy i chleba. "Jak było po drugiej stronie?" – zapytałem. Odpowiedzią były pełne pasji wezwania wypowiadane przez dorosłych i dzieci wyrażające tęsknotę i wdzięczność: "Och, Polacy są dobrzy: daja nam chleb, zupę, a nawet skarpety. Nawet spędziłem tam noc". [21]


[17] Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ocalił jedno życie / He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 125, 126; Richard C. Lukas, Zapomniany holokaust: Polacy pod niemiecką okupacją 1939-1944 / The Forgotten Holocaust: The Poles under German Occupation, 1939–1944 (Lexington: The University Press of Kentucky, 1986), 141–42; Jacob Sloan, red., The Journal of Emmanuel Ringelblum (New York: Schocken, 1974), 66, 68, 117.


[18] Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 375–76.


[19] Israel Gutman, “Warsaw” in Walter Laqueur, red., The Holocaust Encyclopedia (New Haven and Londyn: Yale University Press, 2001), 686.


[20] Władysław Szpilman, Śmierć miasta (Warszawa: Spółdzielnia Wydawnicza Wiedza, 1946), as cited in Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ratuje jedno życie / He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 127.


[21] Ludwik Hirszfeld, Ludwik Hirszfeld: Historia jednego życia / Ludwik Hirszfeld: The Story of One Life (Rochester, New York: University of Rochester Press, 2010), 236.


Shlomo Atzmon, żydowski chłopak z getta, który żebrał na ulicach Warszawy:


Pewnego dnia wszedłem do stołówki tramwajarzy. Było późne popołudnie. Było ciepło i dużo światła. Konsumenci palili i pili, i ich rozmowa brzmiała szczęśliwie. Moje wejście ściągnęło ich uwagę. Zapadła cisza i wszyscy na mnie patrzyli. Nie sprawdzali mnie ani nie pytali. Jeden z jedzących robotników wziął nie za rękę i poprowadził do lady, na której była kasa. Czekałem. Bałem się, że poszedł by wezwać policjanta albo niemieckiego żandarma. Ku mojemu zdziwieniu wrócił z pakunkiem zawiniętym w tkaninę i zawiązaną na węzeł. Wręczył mi pakunek i wyprowadził mnie bocznymi drzwiami, mówiąc: "Idź, chłopcze, i nie mów nikomu że tu byłeś". [22]


Żydowski prawnik który uciekł z warszawskiego getta i dostał się do Szwecji w czasie wojny:


Polacy pomagali Żydom jak tylko mogli. Szmuglowali do getta żywność, odzież i prasę podziemną. Kontakt z organizacjami zydowskimi utrzymywano na poziomie politycznym. Razem z innymi, mogłem uciec z getta z pomocą Polaków. Nasza wspólna walka i wspólne cierpienie jednoczyły Polaków i Żydów i usuwało antagonizmy rasowe i religijne. [23]

Abraham Lewin, inny żydowski mieszkaniec getta:


Wielu Żydów uważa, że wpływ wojny i straszne ciosy, które kraj i wszyscy jego mieszkańcy – Żydzi i Polacy – wchłonęli z ręki Niemców, bardzo zmieniły relacje między Polakami i Żydami, i większość Polaków ogarnęło uczucie filosemickie. Ci wyznający te opinię bazują własny punkt widzenia na znacznej liczbie incydentów pokazujących jak od pierwszych miesięcy wojny Polacy wykazywali, i dalej wykazują, litość i dobroć wobec Żydów który żyli w nędzy, zwłaszcza wobec żebrzących dzieci.


Słyszałem wiele historii o Żydach którzy uciekli z Warszawy w tym przełomowym dniu, 6 września 1939, i schronienie, gościnność i zywność dali im polscy chłopi, którzy nie prosili o żadną zapłatę za pomoc. Wiadomo tez, że nasze dzieci które chodzą żebrząc i pojawiają się dziesiątkami i setkami na chrześcijańskich ulicach dostają hojne ilości chleba i ziemniaków, i tym udaje się im wyżywić samych siebie i rodziny w getcie. To jest to co ci którzy wyznają jasny pogląd uważają… Osobiście skłaniam się ku pierwszej opinii. Polsko-żydowskie relacje widzę w jasnym świetle.


[7 czerwca 1942]: Dzisiaj o 13:00 zastrzelono 18-letniego Polaka przy wejściu do getta obok ulicy Przejazd 9. Miał zamiar wspiąć się na żydowską stronę by coś przeszmuglować. Podszedł [niemiecki] żandarm, zobaczył go, tak szybko jak błyskawica raz wystrzelił. Chłopak upadł na ziemię po żydowskiej stronie. O 15:00 jeszcze tam leżał.


[29 lipca 1942]: Chrześcijanka na ulicy Leszno, widząc wozy ze złapanymi [podczas wielkiej deportacji latem 1942], przeklina Niemców. Zostaje zastrzelona w klatkę piersiową. Na Nowym Świecie chrześcijanka stoi wyzywająco, klęka na chodniku i modli się do Boga o odwrócenie miecza przeciwko zabójcom – widziała jak [niemiecki] żandarm zabił żydowskiego chłopca. [24]


[22] Cyt. w Nahum Bogner, Na łasce obcych: ratowanie żydowskich dzieci z nową tożsamością w Polsce / At the Mercy of Strangers: The Rescue of Jewish Children with Assumed Identities in Poland (Jerusalem: Yad Vashem, 2009), 101.


[23] Szwedzki dziennik Social Demokraten. Cyt. w Paweł Szapiro, ed., Wojna żydowsko-niemiecka: Polska prasa konspiracyjna 1943–1944 o powstaniu w getcie Warszawy (Londyn: Aneks, 1992), 304–305.


[24] Abraham Lewin, Puchar łez: dziennik z warszawskiego getta / A Cup of Tears: A Diary of the Warsaw Ghetto (Oxford and New York: Basil Black in association with the Institute for Polish-Jewish Studies, Oxford, 1988), 44, 124–25, 141.


Wacław Śledziński, Polak mieszkający w Warszawie


Polacy też są głodni, cierpia i umierają. Ale postawa społeczności polskiej wobec Żydów jest pełna sympatii… Mam w głowie dwa obrazy.


Pierwszy: Przechodziłem Złotą obok muru rozdzielającego dwie dzielnice. Człowiek w brudnym roboczym ubraniu zatrzymał się, rozejrzał, i przerzucił przez mur małą paczkę, i poszedł dalej.

"Czy jesteś pewien, że dostanie się w dobre ręce?" – zapytałem go.


"Oczywiście, że tak. Rzuciłem przez mur bochenek chleba dla Żydów. Kto go dostanie zje".


Drugi: Ulicą w aryjskiej dzielnicy, oczywiście jezdnią, przechodziła melancholijna procesja. Kilkuset Żydów w szmatach, w większości boso. Wszyscy z żydowskimi opaskami na rękach, niosący małe tobołki w rękach. Pot ścieka z ich brwi, oczy nienaturalnie jasne ze zmęczenia. Starsze dzieci ciągną się krok po kroku za dorosłymi; młodsze i niemowlęta wyglądają ze swoich szmacianych gniazd na plecach matek. Szli tak 75 czy 90 km, wypędzeni z domów do getta w Warszawie. Dotarli do ostatniego etapu podróży. Poruszali się jak skazani ludzi, nie rozmawiający między sobą, nie interesują ich nawet te aryjskie ulice, których nigdy znowu mogą nie zobaczyć, ani ci ludzie bez opasek, których podobnie mogą nigdy znowu nie zobaczyć. Każda twarz wydawała się wyrażać rezygnację… Na przodzie procesji, po bokach i z tyłu szli Niemcy w stalowych hełmach z karabinami na ramionach.


Procesja zatrzymała się na chwilę na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Miodowej, gdzie przez jakiś czas stał mój stragan z książkami. Tam Żydów przekazano nowym strażnikom. Stali nieruchomo przez najwyżej 2 minuty. Ale wtedy przechodnie podchodzili do nich i wciskali im w ręce chleb, papierosy i butelki z wodą. Straznicy, którzy byli zajęci przejmowaniem, nie zauważyli tego od razu. Kiedy zauważyli, wydzierali z ich rąk butelki, i tobołki, rzucali je na ziemię i każdego bili, Żyda czy Polaka, których mogli dosięgnąć. Po tym procesja szła dalej.

Te dwie sceny, których sam byłem świadkiem, mogą posłużyć jako ilustracja postawy Polaków wobec Żydów. [25]


Ruth Altbeker Cyprys, prawnik która mieszkała w getcie:


Niemcy mieli dobry powód by wyróżnić żydowskie sklepy żydowską gwiazdą. Szumowina zrozumiała jak skorzystać z takiej okazji. Niemiec lub "Volksdeutsch" [etniczni Niemcy, tj. potomkowie Niemców] wchodził do żydowskiego sklepu jako klient i prosił o jakiś towar. Po dostaniu go albo nie płacił wcale, albo płacił swoją cenę. Żyd nie mógł się skarżyć, nie mógł poprosić nikogo o pomoc, i bardzo często dziękował Bogu, że przy takiej okazji nie został pobity. To było przyczyną tego, dlaczego od początku niemieckiej inwazji, sklepy pozornie nie miały towarów. Towary sprzedawano tylko osobom inspirującym zaufanie. Z uwagi na mój wygląd, niekiedy odmawiano mi obsługi i musiałam udowodnić moje żydowskie pochodzenie…


Jednocześnie wiele aryjskich sklepów zaczęły wywieszać mały biały prostokątny znak z napisanym na maszynie hasłem "Für Juden Eintritt vervoten" (Wchidzenie zakazane dla Żydów)… Ciastka u Gajewskiego i Ziemiańskiej wyglądały tak dobrze, ale oba wejścia były "udekorowane" tymi samymi znakami. Ale większość tych znaków miała napis odwrócony do środka sklepu, a biała strona od ulicy. Kiedyś latem 1940, kiedy stałam przed wystawą Gajewskiego, doszedł do mnie sprzedawca i serdecznie zaprosił mnie do wejścia: "Wiesz, że to jest niemiecki nakaz, nie nasz. Zawsze przychodź, i przekaż to zaproszenie wszystkim znajomym". To samo wydarzyło się u Gogolewskiego i Ziemiańskiej, i to stało się zasadą zakupów pomimo tych wywieszek. Traktowaliśmy to jak sposób żartowania sobie z Niemców. Ale tylko mała liczba Żydów korzystała z tego "błogosławieństwa". Większość w ogóle nie opuszczała żydowskiej dzielnicy. [26]


[25] Waclaw Śledzinski, Mroczne żniwa gubernatora Franka / Governor Frank’s Dark Harvest (Newtown, Montgomeryshire, mid-Wales: Montgomerys, 1946), 123–24.


[26] Ruth Altbeker Cyprys, Skok o życie: dziennik ocalonej z okupowanej przez nazistów Polski / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 24–25.


W getcie było jeszcze inne "okno na świat", budynek Sądu na Lesznie…


Budynek miał jedną bramę od ulicy Leszno, drugą od Ogrodowej… Wejście od Leszno, które należało do getta, strzegli żandarmi i polscy policjanci, którzy dbali o to, żeby przez tę bramę przechodzili tylko Żydzi. Żeby dostać się do budynku, oczywiście, wymagano wyjaśnienia, ale nawet stare wezwanie do sądu, czy wydziału podatków (był w tym samym budynku) wystarczały. W budynku Żydzi spotykali nie-Żydów, zajmujących się wszelkiego rodzaju sprawami i targowaniem się. W tamtych czasach była znaczna różnica w cenach w getcie i w gojowskiej dzielnicy. Żywność była tańsza na aryjskiej stronie, natomiast rzemiosło i rózne inne towary były tańsze w getcie. Dlatego paczki i tobołki przechodziły z rąk do rąk w tym budynku…


Codziennie setki kilogramów produktów spożywczych i innych towarów przechodziły przez budynek sądu…


Były różne rodzaje szmuglu: pierwszy to biznes na dużą skalę. Był zorganizowany przez bogatych hurtowników mających znajomych po stronie gojowskiej i grupę "szmalcowników", którzy przekupywali żandarmów i polskich i żydowskich milicjantów, którzy z kolei monitorowali towary wiezione na wozach przez główne bramy getta – przeważnie w nocy. Przemyt na niewielką skalę prowadzili sklepikarze i ludzie z zewnątrz, którzy wozili swoją kontrabandę przez piwnice niektórych domów powiązanych z tymi w getcie, przez różnego rodzaju tajne przejścia i wykopane tunele. Dzieci odgrywały dużą rolę w szmuglowaniu. Mury otaczające getto zbudowano z cegły. Tam gdzie ściana przecinała drogę, pozostał otwór o średnicy dwóch cegieł nad rynsztokami, przez które woda z żydowskiego ścieku wpływała do aryjskiego. Małe żydowskie dziecko mogło prześlizgnąć się na drugą stronę przez taką dziurę, nawet kilka razy w ciągu jednej nocy przenosząc małe ilości produktów. Takie dziecko często było jedynym zaopatrzeniowcem dużej rodziny, ekspertem od towarów i niezawodnym ekspertem od rachunków i kont.


Znałam żydowską rodzinę, która przed wojną miała duży sklep z porcelaną i szkłem. Niestety, znajdował się przy Zimnej, i został odcięty od getta… Dwaj chłopcy z tej rodziny kilkakrotnie przechodzili przez ścieki w ciągu nocy; współpracowali jakimiś chłopcami z gojowskiej strony – dostawcami. Zastanawiałam się czy taki mały gojowski chłopak nie brał pieniędzy i nie pobił czy nie wydał swojego żydowskiego wspólnika, i byłam naprawdę zdziwiona otwartym zaprzeczeniem przez Joska czy Srulka. To nigdy nie miało miejsca. Była wielka przyzwoitość w wymianach między tymi małymi kupcami, jeden nie oszukiwał drugiego… Dzieci wykonywały swoją ciężką pracę bez narzekania, choć dobrze wiedziały, że kiedy zostaną złapane, w najlepszym przypadku nie unikną ciężkiego pobicia. [27]


Powstała kwitnąca gospodarka podziemna obejmująca praktycznie każdą branżę handlu jaka funkcjonowała na zewnątrz murów getta:


Chrześcijańscy przedsiębiorcy szmuglowali surowce – skórę, tkaniny, barwniki, liście tytoniu, metalowe arkusze, kakao – do getta, i szmuglowali na zewnątrz gotowe produkty – czekoladę, koszule, buty, papierowy i zapalniczki, produkty w puszkach, zegarki, nawet biżuterię – na sprzedaż na czarnym rynku. Skala tych nielegalnych przedsięwzięć wkrótce stała się ogromna, obejmując nie tylko sklepy, ale i całe garbarnie i fabryki konserw, i fabryki z ciężarówkami dostawczymi i setkami pracowników. Firmy ubezpieczeniowe oferowały polisy na bezpieczną dostawę towarów, z upustami opartymi na odległości i miejscu dostawy, i w zależności od stopnia przekupstwa odpowiednich urzędników. Te niezbędne łapówki oliwiły każdy etap operacji, i łapówki przynosiły skorumpowanym niemieckim nadzorcom setki tysięcy dolarów rocznie. [28]


[27] Ibid., 36–38.


[28] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka: historia o odwadze i przetrwaniu w okupowanej przez nazistów Polsce / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 110–11. Oparta na Perec Opoczyński, Reportaże z warszawskiego getta (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny, 2009), 21.




Halina Gorcewicz, młoda mieszkanka getta, opisuje jak trudne stało się dla Polaków udzielanie pomocy Żydom w getcie:


W końcu nadszedł 14 listopada [1940]. Tego dnia getto zamknięto całkowicie i mur otoczyły wzmocnione kordony "granatowej" i "zielonej" policji. Dostawy żywności ustały zupełnie. Niemiecka policja, SS ("zieloni"), konfiskuje produkty przenoszone często do getta przez Polaków. Oni przewozili też żywność tramwajami przejeżdżającymi przez getto, ale one już nie zatrzymywały się w jego granicach. I dlatego wielu Polaków pomagających Żydom aresztowały nazistowskie władze. Wielu na pewno zapłaci za to życiem. [29]



David Landau, członek Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW):


Ale jeszcze przed 15 listopada wprowadzono przepustki wydawane przez żydowskie władze getta, i przy wejściach do getta postawiono straże.


Nie było trudno dostać przepustkę, i większość z nich była grupowa, zezwalająca określonej liczbie osób na pracę poza gettem. Dołączyłam do jednej z tych grup pracowniczych…


Racje żywieniowe ustalono tak małe, że od pierwszego dnia pokazywały się oznaki głodu. Gdybyśmy mieli przeżyć, to metodami nielegalnymi, przekupując strażników i rozwijając przemyt do wysokiego poziomu sztuki.


Nietrudno było nawiązać kontakt w "aryjskimi" Polakami. Nie mieliśmy niemieckich nadzorców i nasi żydowscy byli w takiej samej łodzi jak my. W ciągu kilku dni wymana między gettem i światem zewnętrznym zaczęła funkcjonować w znaczny sposób. Getto proponowało dolary, złoto, odzież, dzieła sztuki, bieliznę i inne towary, w zamian za żywność, i kiedy osiągnieto zaufanie po obu stronach – małą broń.


Zwyczajem było, że Polacy podchodzili do nas, gdyż my Żydzi byliśmy zbyt widoczni żeby ryzykować opuszczenie miejsca pracy… Uzgadniano wymianę, ale żaden towar nie przechodził z ręki do ręki. Zamiast tego, rutynowe było przekupienie strażników przy bramie zanim opuszczą pracę do następnego dnia, by pozwolić nam na wyniesienie potrzebnych towarów z getta, i wieczorem wrócić bez rewizji. Jeśli przeprowadzano rewizję, tio początkowo jedyną stratą były szmuglowane towary, tak długo jak nie była to broń. Ale wkrótce wykrycie osoby ze szmuglowanymi towarami prowadziło do bicia, i potem, natychmiastowej śmierci. [30]


Żeby mieć towary na sprzedaż, getto musiało produkować przedmioty pożądane na aryjskiej stronie. Krawcy, szewcy, blacharze a nawet jubilerzy otrzymywali surowce (przeszmuglowane) i przerabiali je na towary…


Ceny płacone za te towary były śmieszne. Stanowiłyby niewolnicze zarobki gdyby rzemieślnicy otrzymywali całą kwotę. Ale po odebraniu sobie znacznych udziałów przez [żydowskich] pośredników i przemytników, dostawali ledwie kromkę z bochenka chleba. [31]


[29] Halina Gorcewicz, Getto, późny listopad 1940" / Ghetto, late November, 1940, "Dlaczego, Boże, dlaczego?" / Why, Oh God, Why?, http://www.books-reborn.org/klinger/why/Why.html>.


[30] David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, W klatce: historia żydowskiego oporu / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 68–69.


[31] Ibid., 95.



Ruth Altbeker Cyprys, mieszkanka warszawskiego getta o grabieży:


Lokalny motłoch zwykle prowadził Niemców do domów i sklepów bogatych Żydów. Z najgłębszym wstydem muszę potwierdzić, w tym motłochu byli niektórzy Żydzi. Fakt, że Mojsze Zylberszejn ukrył jakieś tkaniny, złoto czy biżuterię zwykle był znany innemu Żydowi, albo jego przyjacielowi czy krewnemu. Zachęceni chciwością czy zemstą zdradziliby osobę Niemcowi, który wtedy okradał ofiarę ze wszystkiego. Takie rzeczy robili nie tylko zawodowy "Muser" (szantazysta), ale, niestety, także rozgoryczona małżonka czy kochanka, kłócący się partner biznesowy, niezadowolony pracownik czy konkurent w handlu.


O tym napisano nawet wiersz:


Mamo, tato, posłuchajcie,

Z niemieckim Gestapo przychodzili dwójkami

Jaki wstyd, jaka hańba

Pierwszy był Polakiem, drugi Żydem!

Mamo, tato, posłuchajcie

Tu przychodzi Gestapo, wiecie kto?

Pierwszy jest Żydem, i drugi też! [32]


Mordechai Lensky, lekarz w warszawskim getcie:


Sprawa zamknięcia w getcie doprowadziła do innych problemów… Wśród Żydów zauważono ogromne poruszenie. Kupowali wielkie ilości żywności, i gromadzili szczególnie mąkę, cukier i olej. Bogaci kupowali całe worki produktów… Ale przechowywanie dużych ilości produktów spożywczych w domu nie było prostą sprawą. Naziści przeprowadzali częste przeszukiwania w żydowskich domach. Sytuacja Żyda przetrzymującego duże zapasy żywności w domu nie była sprawą lekką. Naziście nie tylko wszystko konfiskowali, ale właściciela przekazywali Gestapo, gdzie wyznaczano jego los.


W jaki sposób Niemcy wykrywali towary? Były pogłoski, że wśród Żydów były skorumpowane typy pracujące dla Gestapo i donosili na swoich braci, którzy mieli ukryte rzeczy, żywność i meble. Naziści nagle pojawiali się z ciężarówkami, wchodzili do mieszkania i usuwali ukryte rzeczy. Człowiek stawał się biedakiem w ciągu sekund. Serce pękało widząc rabunek umożliwiony przez żydowskich donosicieli. [33]


Chaim Kaplan, kronikarz warszawskiego getta:


[25 sierpnia 1940]: Razem z [niemieckimi] grabieżcami przychodzili portierzy spośród żydowskich braci; są to zwykli portierzy wysługujący się regularnie nazistom za pieniądze… [Niemcy] zabierają ze sobą wynajętych portierów, którzy jeżdżą z nimi z miejsca na miejsce razem z rabusiami. [34]


Alexander Donat, ocalony z warszawskiego getta o rabunkach w getcie:


Wielu wysoko ulokowanych urzędników okupacyjnych… oficjalnie i nieoficjalnie brali udział w grabieży. To odnosiło się też do żydowskich kryminalistów, którzy donosili Niemcom o najlepszych miejscach do grabieży, albo grozili Żydom, że zrobią to żeby ich szantażować. [35]



[32] Ruth Altbeker Cyprys, Skok o życie: dziennik ocalonej z okupowanej przez nazistów Polski / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 26.


[33] Mordechai Lensky, Lekarz w warszawskim getcie / A Physician Inside the Warsaw Ghetto (New York and Jerusalem: Yad Vashem and The Holocaust Survivors’ Memoirs Project, 2009), 32.


[34] Abraham I. Katsh, ed., Zwój agonii: dziennik warszawski Chaima A Kaplana / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 187.


[35] Alexander Donat, Królestwo holokaustu: wspomnienia / The Holocaust Kingdom: A Memoir (New York: Holocaust Library, 1963, 1978), 9.




Rabin Shimon Huberband o powszechnej przestępczości w warszawskim getcie:


Żydowskie getto zalane jest ogromną liczbą donosicieli, kolaborantów, szantażystów i złodziei. Wprawdzie główne przyczyny tych wszystkich zbrodni są głód, bieda i epidemie panujące w tak strasznych postaciach w obozie koncentracyjnym, który nazywa się zamkniętym żydowskim gettem. Ale to żadna wymówka.


Problem doniesień jest wyjątkowo powszechny w getcie. Żydzi zawsze cierpieli z powodu donosicieli… Ale nic porównywalne z obecnymi wydarzeniami w getcie.


Odźwierni byli pierwszymi żydowskimi donosicielami w Warszawie. Oni byli tymi, którzy pokazywali Niemcom gdzie mieszkali bogaci Żydzi, i gdzie Żydzi ukrywali swoje towary. Później portierzy szli krok dalej. Kiedy tylko zauważali Żyda niosącego najmniejszą paczkę, podchodzili do niego i nakazywali by im płacił. Jeśli Żyd odmówił, wzywali niemieckiego, polskiego policjanta, agenta ulicznego albo tylko Goja. [Trudno jest docenić jak zwykły Goj mógł być pomocny dla krzepkiego portiera. – M.P.] Taka jest ich praktyka do dnia dzisiejszego.


Odźwierni otrzymywali regularne wypłaty od tajnych producentów mleka, nielegalnych rzeźni i innych biznesów. W przeciwnym razie o biznesach natychmiast doniesiono by władzom. W wielu przypadkach odźwierni donosili na nich gdyż nie mogli porozumieć się z właścicielami co do wysokości zapłaty.


Poza kwotami otrzymywanymi przez odźwiernych od Niemców i Polaków [tożsamość tych Polaków jest raczej zaskakująca – M.P.] żeby nagrodzić ich za donosy, odźwierni też kradli duże ilości tkanin, skóry i innych przedmiotów przenosząc je z domów i ładując je na ciężarówki…


Oprócz odźwiernymi byli też rzemieślnicy służący jako donosiciele. W wielu przypadkach Żydzi odwiedzali swoich bliskich dobrych przyjaciół – rzemieślników, cieśli, murarzy i innych kamieniarzy, i chcąc zabezpieczyć swoją biżuterię, prosili ich o ukrycie ich cennych rzeczy w ścianie, podłodze czy suficie. W wielu przypadkach Żydzi prosili by ich biżuterię wbudowywano w piece czy kuchnie. Rzemieślnicy byli dobrze opłacani za taką pracę. Ale często oni donosili na bogatych Żydów. Wtedy Niemcy wchodzili do domów Żydów i szli prosto do ich "kryjówki". W ten sposób okazało się zupełnie jasne, że rzemieślnicy donieśli. W wielu przypadkach rzemieślnik przychodził nawet razem z nimi. [36]


Nie tylko Polacy czasami odmawiali zwrotu żydowskiej własności chwilowo powierzonej im na przechowanie. Prawdę mówiąc, Żydzi mieli własne sądy zajmujące się takim porównywalnym zachowaniem Żyda wobec Żyda:


W czasie wojny pojawiły się konkretne rodzaje sporów. Tuż po zbombardowaniu była ogromna liczba procesów postawionych przed sądem rabinicznym przez ludzi, którzy powierzyli innym swoją własność, odzież, towary, cenne rzeczy i pieniądze. Ci którym dano je twierdzili, że rzeczy zostały ukradzione, spalone itd. Właściciele nie chcieli wierzyć w te twierdzenia. [37]


Solidarności brakowało też w innych dziedzinach. Mimo że Żydzi organizowali stołówki w getcie by karmić głodnych, były otwarte tylko dla członków odpowiedniej formacji politycznej: "Syjoniści mieli swoje. My [Bundyści] mieliśmy swoje. Wszystkie grupy dbały o swoich". [38] Żydzi przywożeni do getta z okolicznych miast znaleźli się bez miejsca do mieszkania, kiedy każde dostępne mieszkanie już było zajęte. Przyjeżdżający zimą 1941 kiedy temperatury były dużo poniżej zera, tysiące tłoczyły się w nieogrzewanych synagogach albo opuszczonych fabrykach. "Oni cały dzień przebywaja na wypełnionych trawą materacach, nie mieli siły by się podnieść" – zauważył Marek Edelman. "Cała rodzina często dostaje miejsce do


[36] Shimon Huberband, Kiddush Hashem: życie religijne i kulturalne Żydów w Polsce w czasie holokaustu / Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House, and Yeshiva University Press, 1987), 136–37.


[37] Ibid, 204.


[38] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka: historia o odwadze i przeżyciu w okupowanej przez nazistów Polsce / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 111.


spania dla jednej osoby. To jest królestwo głodu i nędzy". [39] Ogromna większość nowo przybyłych nie miała żadnych środków utrzymania i żadnej lokalnej sieci wsparcia wśród chrześcijańskich mieszkańców Warszawy. "Bardzo szybko zaczęli umierać" - wspominał Boruch Spiegel. "Najpierw było ich kilku dziennie, potem kilkuset tygodniowo, a następnie tysiące". [40]


Rabunki były powszechne w warszawskim getcie, szczególnie kiedy wielkość getta zmniejszyła się z powodu wyniszczenia ludności. Bycie szantażowanym za nie wykonywanie niemieckich rozkazów było też wszechobecnym zmartwieniem. Później, po wielkiej deportacji w warszawskim getcie latem 1942, pozostali w nim Żydzi grabili własność pozostawioną przez Żydów wypędzonych z getta. [41]


Ludwik Hirszfeld, ocalony z warszawskiego getta, o grabieży i szantażu w getcie:


co jakiś czas dzielnica robiła się mniejsza, i 15.000 do 20.000 osób przeniesiono na zatłoczony pozostały teren… To że żydowski motłoch bezlitośnie okradał swoich braci w czasie tych przeniesień tylko zwiększało poczucie pogardy wobec tych którzy ginęli. Było dużo więcej tych przeniesień…


Pewnego razu potrzebowali futer dla niemieckich żołnierzy… wielu oddało swoje futra gdyż widziano ich w nich i obawiali się szantażu ze strony braci Żydów. [42]

Jerry (Jerzy) Rawicki, ocalony z warszawskiego getta, o grabieżach i przemycie w getcie:


w chwili kiedy wyszedłem z tej grupy, poza getto z tym robotniczym batalionem, jak ją nazywaliśmy, opuszczałem ją i mieszałem się z otaczającym nas tłumem… Tłum otaczal nas by zamienić się z nami na rzeczy które szmuglowaliśmy z getta, bo w getcie po deportowaniu ludzi wszystko na co pracowali całe zycie, zgromadzili, wszystkie ich rzeczy – cenne przedmioty – zostały, Niemiec zorganizował grupę pn. Werterfassung, co można by przełożyć na angielski jako "nabywanie kosztowności", albo "rejestracja kosztowności". I oni przychodzili i ładowali wszystko. Brali wszystko do gołych ścian i transportowali do Niemiec. Ale czasami byliśmy szybsi od nich, i docieraliśmy tam pierwsi, i kradliśmy wszystko co mogliśmy. Dostaliśmy inną nazwę, szabrownicy. Szaber to cos jak płyta gipsowa, rozumiesz. Dlaczego nazywano nas szabrownicy? Bo braliśmy wszystko, do gołych ścian. Ok.?


I w ten sposób getto się utrzymywało, bo co wzięliśmy – np. Warszawa była bardzo znana ze sklepów z damskimi kapeluszami, fabryk i gorsetów, damskich pasów i biustonoszy itd. I materiał uzywany w tych pasach był jak gumowany, był – znowu, był na wagę złota. Więc zawsze kiedy byliśmy na akcji – wiesz, deportacja – wchodziliśmy do sklepów, wiesz, gdzie robiono te pasy, bo wiedzieliśmy że tam był ten materiał.


Tak więc rozcinaliśmy wszystko, co moglibyśmy wokół siebie, a poza tym - kiedy już wyszliśmy z getta - zaczęła się wymiana, którą nazywam chodzącym pchlim targiem. Rozwijaliśmy nasze rzeczy i damy im te towary, a oni dają nam albo pieniądze, albo głównie artykuły spożywcze, wiesz; to była ta rzecz. Pod koniec dnia przemycaliśmy żywność z powrotem [do getta].


Wszystko to zależało od wartowników, którzy strzegli bram, bo gdy mówię, że mieliśmy te rzeczy na sobie i to wszystko - na pewno wiele razy mogliśmy przemycić te rzeczy, ale wielokrotnie nas sprawdzano.


[39] Marek Edelman, "Getto walczy" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 45 rocznica powstania / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress, 1988), online <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.


[40] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka… / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 125–26.


[41] Engelking i Leociak, Getto warszawskie, wyd. I, 472, 706; Joanna Wiszniewicz, I jeszcze mi się śni : historia pewnej samotności / And Yet I Still Have Dreams: A Story of a Certain Loneliness (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 2004),


  1. [42] Ludwik Hirszfeld, Ludwik Hirszfeld: historia jednego życia / Ludwik Hirszfeld: The Story of One Life (Rochester, New York: University of Rochester Press, 2010), 234, 235.


Jeśli myślisz, że teraz się sprawdza na lotnisku, to powinieneś widzieć jak to wyglądało wtedy. I czasami ci strażnicy nie grali z nami w piłkę. Mówiąc prawdę, nie uzywaliśmy wyrazenia "gra w piłkę" wtedy, a tylko "gra". Wiedzieliśmy, że niektórzy wartownicy, znaliśmy ich – nie ja osobiście, a przywódcy batalionu, batalionu roboczego, oni wiedzieli kim byli. I wiedzieli czy można było ich przekupić, albo czy mogli odwrócić wzrok, żeby nasze przedsięwzięcie się udało. Ale niekiedy od razu nam mówili – "tamci to zabójcy". Wiesz, taki i taki: "Nawet nie próbuj. Lepiej weź to i wyrzuć na ulicę, bo nie tylko ci to zabiorą, ale i jednocześnie cię zabiją". Dlatego wiedzieliśmy kiedy – mówiliśmy kiedy brama grała, a kiedy nie grała.


[Prowadzący wywiad: Czy wartownicy dostawali coś z tego? Mieli część z tej grabieży, czy - ?]


Cóż, nie powinni. Czasami się ich przekupywało, wiesz, bo – ale dopóki konfiskowali nasze rzeczy – to bardzo dobre że pytasz, bo zapomniałem o – często niektóre bramy miały małe – nie szałasy, małe pomieszczenia gdzie mogli – żeby straznicy w zimie mogli wejść i się ogrzać. Dlatego jeśli konfiskowali rzeczy, składaliby je w nich, a później niemiecki Werterfassung przychodził i zabierał je bo to było zakazane – pozbawiali nas.


Było jeszcze coś. Straznikami byli Niemcy, zwykle dwóch lub trzech. Byli dwaj – jeden zydowski policjant. Żydowski policjant brzmi bardzo imponująco, ale oni byli nikim, tylko pomocnikami. Inaczej gdyby niemiecki zabójca nie chciał brudzić sobie rąk, powiedziałby zydowskiemu policjantowi: "Hej, sprawdź go, zabierz mu wszystko". Więc to była ich sprawa.


Byli tam inni ludzie, Żydzi. Nazywali ich śmieciarze. Śmieci to odpady, nazywano ich śmieciarzami. To oni odbierali – zabierali skonfiskowane nam rzeczy i wkładali na wozy. Byli bardzo, bardzo bogaci. Śmieciarze – mówiąc oszczędnie, byli braminami, była to wyższa kasta narodu żydowskiego, bo oni kradli niektóre rzeczy. I bycie śmieciarzem przy bramie – och, to tak jakby się było asystentem prezydenta USA. To było wspaniałe…


Innymi ludźmi którzy byli też bardzo bogaci byli właściciele zakładów pogrzebowych, bo mieli wtedy – przez długo, ludzi którzy zmarli i musieli być zabrani za cmentarz, a znajdował się on poza gettem. I ten właściciel tej – właściciel firmy Pinkert Funeral Home, oni mieli przepustki na opuszczanie getta by pochować zmarłych a żydowskim cmentarzu. Można wyobrazić sobie, jeśli ma się pozwolenie pójścia z karawanem, czy czasem czymkolwiek z ciałem, to można też szmuglować rzeczy. Dlatego uważano go za milionera. Oczywiście pieniądze nic nie znaczyły, ale był bardzo bogaty. Więc wiedzieli, że Pinkert był – nazywał się Pinkert, był najbogatszy – najbogatszym człowiekiem w getcie, plus śmieciarz. [43]


Dr Edward Reicher o szmuglowaniu:


Przemytnikom powodziło się najlepiej. Wszystko co było możliwe szmuglowano z polskiej strony. Codziennie przyjeżdżały naładowane ciężarówki. Krowy, gęsi, kurczaki, mąka, cukier, czekolada, wino, wódka – nawet kwiaty, bo wśród nas było kilku kwiaciarzy. Mimo że szmugiel był karany śmiercią, biznes rozkwitał. Byli to na małą skalę detaliczni przemytnicy, których łapano. Duże ryby, kapitaliści, mogli się wykupić. To od nich niemieccy, polscy i żydowscy policjanci coś dostawali. Wszystko działało gładko… [44]


[43] Rawicki, Jerry (uczestnik wywiadu) i Ellis, Carolyn (prowadzący wywiad), “Jerry Rawicki oral history interview by Carolyn Ellis, July 1, 2009,” Digital Collection Holocaust & Genocide Studies Center Oral Histories, University of South Florida, Paper 155, 25–28. Internet: <http://scholarcommons.usf.edu/hgstud_oh/155>.


[44] Edward Reicher, Kraj popiołu: żydowski lekarz w Polsce, 1939-1945 / Country of Ash: A Jewish Doctor in Poland, 1939–1945 (New York: Bellevue Literary Press, 2013), 67.



Bernard Goldstein, lider Bundu, o przymusowej pracy, nierównościach, ogromnym bogactwie, przekupstwie i szmuglowaniu w getcie:


Pod przewodnictwem Adama Czerniakowa Judenrat [Rada Żydowska] przejęła takie nowe obowiązki jak rejestracja obywateli żydowskich, wydawanie metryk urodzenia, licencji biznesowych i pozwoleń, zbieranie podatków rządowych od Żydów, wydawanie i przyjmowanie opłat za kartki żywnościowe, rejestracja robotników itd. Z rejestrów wybierano i zmuszano Żydów do bezpłatnej przymusowej pracy na różne okresy.


Organizowanie przymusowej pracy było pierwszym głównym działaniem Judenratu i podjętym z własnej inicjatywy. W celu złagodzenia terroru wywołanego przez gangi, które łapały losowo ludzi na ulicach, Judenrat zaproponował dostarczanie batalionów robotniczych w określonych godzinach i w określonych liczbach do użytku władz niemieckich. Niemcy zgodzili się na ten plan. Chociaż Judenrat ustanowił to w sposób, który wydawał się sprawiedliwy, wręczając wezwania z listy zarejestrowanych obywateli żydowskich na zmianę, działalność ta bardzo szybko stała się skorumpowana.


Wszystkie funkcje były źródłem dochodów dla Judenratu. Najwazniejszą było rejestrowanie robotników, bo bogaci Żydzi płacili mniejsze opłaty dochodzące do tysięcy złotych żeby zwolnić się z przymusowej pracy. Judenrat zbierał takie opłaty w wielkiej ilości, i biednych ludzi wysyłał do batalionów robotniczych zamiast bogatych.


Od samego początku nazistowska polityka rasowa była trudna dla wszystkich Żydów, ale bogaci odkryli, że mogli złagodzić jej skutki. Mogli nie tylko wykupić się od przymusowej pracy, ale dostawać żywność z czarnego rynku i kupować sobie inne przywileje, kiedy biedni w niektórych przypadkach nie mogli nawet płacić kilka złotych wymaganych w rejestracji na kartki zywnościowe. Niektóre rodziny nawet musiały sprzedawać kartki swoich jednych członków żeby mogły dostac pieniądze na zakup kartek żywnościowych dla innych. [45]


Za wielkie sumy pieniędzy, szczególnie za złoto i obcą walutę, możliwe było "kupić" od nazistów całe budynki, albo bloki budynków, które wybrano do "arianizacji". Wtedy na scenie pojawili się "załatwiacze" mający koneksje z różnymi szczeblami nazistowskiego aparatu. Judenrat - nieoficjalnie, oczywiście – wykorzystywał ich do ratowania niektórych żydowskich dzielnic…


Poprzez załatwiaczy wykupiono części ulic Złotej, Chmielnej, Siennej i Sosnowej. Mieszkańcy zagrożonych domów dawali wszystko by zapłacić nazistom. Łapówki siegały miliony. Kwitł szantaż, żywiąc się rozpaczą wytrąconych z równowagi Żydów. Pole było szeroko otwarte dla wysokich funkcjonariuszy Gestapo i dla cywilnej filii władzy wojskowej kierowanej przez Herr Fischer… wypełniali kieszenie żydowskim "łupem wojennym". [46]


W początkowych miesiącach polscy robotnicy zwykli wchodzić do getta do pracy w warsztatach i fabrykach na terenie getta. Oni pomagali przemycać małe ilości żywności. Później wszystkich chrześcijańskich robotników usunięto z getta, i zamknieto ten kanał żywności.


Na początku karą za przemycanie żywności do getta była grzywna wynosząca aż 1.000 złotych, albo 3-6 miesięcy więzienia. Później zwiększono ja do 10.000 zł i 1 roku. Później wydano rozkaz – kara śmierci za opuszczenie getta bez pozwolenia. Ponieważ większość form przemytu wymagała okresowe wizyty do aryjskiej strony, był to ostry cios. Wielu zastrzelono za szmuglowanie żywności.


Ale głód przełamywał wszystkie bariery. Przemyt organizowano spontanicznie na dużą skalę. Prowadzono go różnymi kanałami i najbardziej wymyslonymi sposobami. Wraz z odważnymi i przebiegłymi i niezwykłymi improwizacjami działał jeden prosty i potężny mechanizm - przekupstwo - które docierało do policji wszystkich odmian i żandarmów wszystkich szeregów. Działania przemytników były tak ważne, że ceny na nielegalnym rynku w getto rosły i spadały zależnie od rezultatów codziennego przemytu.


[45] Bernard Goldstein, Gwiazdy poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 35-36.


[46] Ibid., 62.


Ważną rolę odegrały tramwaje. W pierwszych dniach aryjskie i żydowskie tramwaje przejeżdżały przez getto… Konduktorzy i motorniczy przywozili ze sobą worki pożywienia, i w uprzednio zaaranżowanych punktach przekazywali je konfederatom w getcie. Z żydowskich wagonów robiono to w przystankach. Z innych, które nie zatrzymywały się w getcie, konduktorzy lub motorniczy po prostu wyrzucali worki z wagonów czekającym przemytnikom. Strażnicy i policja byli dobrze opłacani i nic nie widzieli.


Wielkość nielegalnego handlu odbywała się przez dozorców gojowskich budynków na ulicach graniczących z gettem…


Koło wielkiego budynku DOK, byłej siedziby polskiego wojska przy ulicach Przejazd i Nowolipie, zywność przekazywano przez dziury wydłubane w murach getta. Naprawiano je, od nowa wydłubywano itd. Żydowscy przemytnicy dalej przerzucali liny z hakami przez mury getta i przeciągali tobołki żywności…


Straty w bitwie o jedzenie były duże, zwłaszcza wśród młodych. Wdrapanie się na mur po małą paczkę z drugiej strony było dużo łatwiejsze dla dzieci. Kiedy dzieci pracowały, małe grupki dorosłych – oczekujących beneficjentów zwinności dzieci – stały obok, obserwując i czekając…


Dzieci zwykle przekradały się na aryjską stronę wykopując dziury pod murami, albo ukrywając się przy bramach getta, i przedzierając się kiedy nagle odwrócił się strażnik. Wtedy szły do mieszkania, ostrożnie i cicho pukały do drzwi, i prosiły o jedzenie. Okazjonalnie [a naprawdę często – albo kiedy nie robiły tego zbyt często i w wielkiej liczbie – MP] dostały kawałek chleba czy kilka ziemniaków. Ze swoim ciężko zdobytym skarbem przeczołgiwały się z powrotem przez dziury lub przerwy w barierach getta…


Na dużą skalę, dobrze zorganizowany przez gangi przemyt funkcjonował za pomocą łapówek. Na przykład na Transferstelle, dokąd przywożono przydział żywności dla getta, funkcjonariuszy przekupywano żeby zezwolili na wjazd większej liczby ciężarówek. Tu zarabiali zarówno niemieccy jak i żydowscy oficjele. Przemyconą żywność przechowywano w tajnych magazynach. Skoro mięso nie było dostępne na kartki żywnościowe, szmuglowano je inaczej. Dzieki specjalnie zbudowanym przenośnym rampom przy murach po obu stronach przemycano żywe krowy i byki. Mleko genialnie przemycano z ulicy Koźlej. Z okna budynku przy Franciszkańskiej, naprzeciwko getta (połowa ulicy była poza gettem) obniżano rurę z arkusza blachy i przelewano mleko przez granicę rasową.


Nawet śmierć musiała służyć życiu. Cztery przedsiębiorstwa działające małymi wózkami i ręcznymi nieustannie starały się nadążyć za śmiertelnością. Samochody jeździły tam i z powrotem przez cały dzień do i z cmentarza żydowskiego przy ulicy Okopowej poza gettem. Często trumny wracały zapakowane żywnością, przewożone do grabarzy-przemytników przez chrześcijański cmentarz, który graniczył z żydowskim.


Każda filia operacji przemytniczej miała swoich techników i specjalistów, którzy ciągle wymyslali nowe sposoby i otwierali nowe kanały, kiedy zamykały się stare. Były to dziwne społeczności. Duży operatorzy byli w większości byłymi kupcami czy właścicielami fabryk z przemysłu spozywczego – handlarze mąką, piekarze, właściciele rzeźni. Wokół wielkich ryby pływały małe – piwowarzy i odźwierni którzy utracili swoje zawody, silni mężczyźni i złodzieje, znajomi drobni oszuści i osoby z podziemia.


Przemycone ziarno zwykle mielono małymi ręcznymi młynkami, ale były też nielegalne młyny elektryczne… Nielegalni operatorzy bali się nie tylko Niemców ale i żydowskich szantażystów, którzy nieustannie szukali takiego bogatego źródła szantazu.


Cała społeczność w getcie miała prawdziwy interes w szmuglowaniu, szczególnie żywności, tkanin, skóry i innych niezbędnych rzeczy. Ponadto był kwitnący handel obcą waluta i biżuterią.


Najważniejszą giełdą dla handlu walutami był nowy budynek sądu, stojący w poprzek granicy getta. Goje wchodzili przez Białą czy Ogrodową po ich stronie, Żydzi od Leszno po stronie getta. Tu, na "neutralnym" gruncie, prowadzili szybkie transakcje w róznych walutach, akcjach i obligacjach, diamentach i innych drogich kamieniach. Urzędnicy sądowi, polscy prawnicy i inni którzy mieli oczywisty powód wchodzenia i wychodzenia z budynku, regularnie pełnili rolę pośredników dla ważnych gojowskich zwierzchników.


W getcie żydowscy rzemieślnicy wytwarzali różne złote ozdoby dla Niemców. Byli dostępnym źródłem taniej bardzo wykwalifikowanej kadry. W większości przypadków Niemcy czy inni bogaci Goje zawierali umowy na te dzieła przez zaufanych Polaków, z których wielu bardzo ryzykowało kontynuacją tego biznesu. Niektórzy stawali się Żydami na dzień czy dwa, przedzierając się do getta z Gwiazdami Dawida na rekach – biznes był tego warty. [47]


Nagle Tłum zamarł. Ktoś krzyknął "Łapać go!" Bosy ubrany w szmaty chłopak, z brudnymi nogami, chlapiąc się przez błoto, potknął się o ciało i upadł. W ręce miał mały bochenek chleba, trzymał go mocno z całą siłą. Właściciel chleba skoczył na niego i próbował wyrwać mu z rąk skarb…


Ci młodzi złodzieje zywności byli szczególną kategorią przestępców. Ich głód wywołał u nich rozpacz i dał siłę żeby złamać święte prawo posiadania kawałka chleba. Strasznie bili ich ludzie których okradli i policjanci, ale tępienie ich było nie mniej możliwe niż tepienie głodu. [48]


Dzieci – osierocone lub porzucone na pół zagłodzone podrzutki błąkające się boso po ulicach getta, ich poszarpane ubranie odsłaniające brzydkie cieknące rany – dzieci stanowiły najbardziej rozrywający problem.


Mimo że wskaźnik zgonów wśród bezdomnych przybłęd był bardzo wysoki, ich liczba wydawała się ciągle zwiększać. Na każdym kroku były żebrzące dzieci. [49]


Sponsorowana przez Niemców "Gazeta Żydowska" informowała o przestępczości w getcie. Na przykład zimą 1941 kronika policyjna podawała historie o rabusiach ulicznych okradających dzieci z ciepłych płaszczy. [50]


Eugene Bergman, mieszkaniec warszawskiego getta o przestępczości ulicznej:


Kiedyś akurat byłem na chodniku przed Placem Tłomackie i zobaczyłem przechodzącego przez plac młodego mężczyznę. Nagle otoczyła go zgraja chłopaków w wieku około 10 lat. Zaczęli go okładac pięściami, aż ukląkł i powoli upadł. Wtedy deptali po nim. To miało miejsce w biały dzień na zatłoczonej ulicy, a przechodnie odwracali oczy i odchodzili szerokim łukiem, nikt nie próbował mu pomóc. Dziwne było to, że ten młody mężczyzna miał około 180 cm wzrostu, a ci chłopcy byli o połowę nizsi, nie próbował się bronić i potulnie leżał bez ruchu na chodniku… Urwisy przeszukali mu kieszenie i zabrali portfel, zegarek i jakieś inne rzeczy, następnie się rozbiegli. Młody człowiek leżał przez chwilę jakby to było coś najbardziej powszechne na świecie, tylko jego nogi trochę drżały i wyglądał na zdezorientowanego.


[47] Ibid., 75–79.


[48] Ibid., 80–81.


[49] Ibid., 82.


[50] Elżbieta Szczepańska-Lange, “Sobotnie poranki w Feminie,” Gazeta Wyborcza, 7–8.09. 2002.


Spośród przechodniów którzy byli świadkami tego incydentu, nikt nie podszedł by bronić ofiarę. Szczególnie surrealistyczne było to, że nikt nie zadał sobie trudu, żeby się zatrzymać. Po prostu szli tak jakby to było zupełnie zwyczajne.…


Potem był epizod z porywaczem… Kiedy szedłem razem z tłumem i przechodziłem obok delikatesów, otwartego tylko dla tych nielicznych, którzy mogli sobie pozwolić na jego ceny, wyszła z niego kobieta niosąca mały pakunek. To co wydarzyło się później nastąpiło błyskawicznie. Młody człowiek, około 17 lat, który czaił się przed sklepem, rzucił się na nią i złapał tę paczkę. W kilka sekund, upadając na chodnik, zerwał opakowanie i chciwie wepchnął jej zawartość, jakąś wędzoną rybę, do ust.


Gdy leżał, zszokowani przechodnie go kopali. Kiedy ci na Placu Tłomackie zaatakowali i okradli wysokiego młodego mężczyznę, przechodnie nie zrobili nic by mu pomóc. Tym razem było inaczej, ponieważ kradzież jedzenia była tak straszną zbrodnią w getcie. Jeden z nich próbował nawet złapać to co zostało z tego jedzenia w garści chłopaka, ale on był szybszy i wcisnął resztki zawartości do ust, chrupiąc chciwie. Okradziona kobieta lamentowała i przeklinała. [51]


Chaim Kaplan, kronikarz warszawskiego getta o korupcji i wymuszaniu przez Radę Żydowską i policję w getcie:


Judenrat prowadził program opodatkowania, który nie miał sobie równego nigdzie na świecie. Z każdej złotówki wydanej na gospodarstwo domowe, "oddawało się" około 40%, poprzez oszustwo, na korzyść Judenratu


Opowieści o ich psotach i obrzydliwościach nie mają końca. …


Kiedyś cała delegacja Judenratu weszła do mojego mieszkania (3 pokoje i kuchnia), zarekwirowała jeden z pokoi dla rodziny uchodźców… Kiedy my wciąż kłóciliśmy się, uchodźca zasygnalizował, że chce ze mną słowo, i na osobności obnażył swoją duszę… Ta cała sprawa kosztowała go pieniądze. Jeśli zwrócę mu jego wydatki, wycofa się i poinformuje delegację, że rezygnuje z tego mieszkania.


Kiedy usłyszałem jego propozycję, oczy mi się rozjaśniły, ale targowałem się z nim. Uchodźca zażądał 100 zł; zaproponowałem 20. W końcu zgodził się przyjąć 20. Natychmiast delegacja znalazła wymówkę by wyjaśnić całą sprawę. Napisali protokół, że mieszkanie jest pełne, a rekwizycję unieważnili. Później dowiedziałem się, że nie musiałem się tak bać. W ten sposób delegacja działa ze wszystkimi swoimi stworzeniami. Nie przyszli żeby skonfiskować, a raczej otrzymać 20 zł. Na tę okazję zatrudniono "uchodźcę". [52]


Czasami chciwi naziści spiskują z jakimś bezwartościowym Żydem. Dzielą jedną kieszeń; obaj czekają na łup niewinnych i na ich krew; obaj wypełniają swoje domy ukradzionym i zrabowanym bogactwem. Ale okradanie nie trwa wiecznie, a gdy rozpada się partnerstwo, złodziejowi -naziście nie pasuje by Żyd znał jego tajemnice. Lekarstwem na to jest pozbycie się go…


Dlatego Perlmutter, przewodniczący Judenratu w Mławie został zabity przez niemieckiego nadzorcę, którego ręka nigdy nie wypuściła jego ręki kiedy obaj rabowali i stawali się bogatsi. [53]


[51] Eugene Bergman, Ocalony artysta: dzienik z holokaustu / Survival Artist: A Memoir of the Holocaust (Jefferson, North Carolina and London: McFarland, 2009), 64–65.


[52] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii… / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 277–78.


[53] Ibid., 279.



Aron Einhorn, dziennikarz i członek żydowskiej Pomocy Społecznej:


doszliśmy do moralnego dna.


Nigdy nie było tyle kradzieży i rabunków wśród Żydów jak teraz. Nie można ufać żadnemu żydowskiemu rzemieślnikowi by coś zrobił czy naprawił, bo nie ma pewności, że dostaniesz z powrotem rzecz jaką mu powierzyłeś. Okrucieństwo widac na każdym kroku na ulicach. Z obojętnością przechodzi się obok widoków czy scen, które gdzie indziej by szokowały. Z najzimniejszą obojętnością wchodzi się na ludzkie zwłoki.


Żydowska autonomia w getcie to osobny rozdział. Powołano ją żeby pogłębić jeszcze bardziej nasz upadek. Organizacja wspólnotowa jest tylko narzędziem do ciemiężenia żydowskiej społeczności. I to jest jak ona rozumie swoją rolę. Nikt nawet w marzeniach nie wyobrażałby sobie rodzaju korupcji jaką teraz widzimy wśród Żydów.


Weźmy na przykład żydowską policję. Nasza młodzież zapisywała się do policji żeby żyć z korupcji, i tylko mała część poszła tam by uniknąć przymusowej pracy…


Przez ponad półtora roku wszystkie domy modlitwy i synagogi zamknięto, i Żydzi nie odczuli tego tak bardzo. Religijne zycie upadło, co jest wielkim nieszczęściem… Niestety, brakuje nam autorytetów religijnych, które obudziłyby w masach duchowe wartości i wiarę. [54]


David Landau, członek Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW), o rabunkach i wymuszeniach:


Jedną z plag w getcie byli chłopaki z ulicy, którzy wyrywali paczki przechodniom. Ci "złodzieje" mieli szósty zmysł na paczki z żywnością, mydło i pieniądze… Większość z tych złodziei postrzegała nas jako "dobrowolnych dawców" Kiedy zobaczyli iż się zbliżamy, proponowali nam swoją ochronę przez część drogi, ostrzegając innych swojego rodzaju, że należeliśmy do tych, których nie powinno się niepokoić, dobrowolnych dawców. Kiedy kupiłem dla nas produkty często dawałem coś ty młodym z ulicy… [55]


Dzieci przeważały też wśród żebraków na ulicach. Wiele z nich było prawdziwymi sierotami, które stały czy siedziały przed budynkami, apatyczne z głodem poprzedzającym śmierć, ich cienkie ręce wyciągniete po jałmużnę, tak obojętne na swój los jak ignorujący je przechodnie.


Inne były "żywicielami" swoich rodziców, którzy ukrywali się w najbliższym budynku i czekali kiedy ich dzieci żebrały. Czasem ich czekanie było tylko żeby chronić dzieci przed gangami innych dzieciaków, które terroryzowały żebraka i zabierali mu wszystkie otrzymane datki. Te datki były małe i nieczęste, dawane tylko przez tych, którzy nie mieli jeszcze kamiennego serca i mogli sobie na nie pozwolić. [56]


Były dzieci "szczęściarze", te które należały do ruchu młodzieżowego przed wojną, albo dołączyli do nielegalnych organizacji młodzieżowych działających w getcie. Oni mogli cieszyć się przynajmniej szczęśliwym dzieciństwem, niektóre razem śpiewały, miały przewodników walczących o to by dalej były młode, dostawali dodatkową zupę czy dodatkową marchewkę. Byli też bogaci rodzice, którzy mogli sobie pozwolić żeby dzieci miały lepsze życie. Ale większość z nich należała do nowej elity, wątpliwej arystokracji policji w getcie, wyższych echelonów Starszych Żydów, a przede wszystkim, wstyd dla nas, żydowskich donosicieli, którzy współpracowali z Gestapo. [57]


Gestapo zajmowało się transportem Żydów z Polski do Warszawy, za opłatą. Z zatłoczonego getta w Łodzi, do warszawskiego getta przybyły około 2.000 Żydów, po zapłaceniu Gestapo i ich pośrednikom 300-500 marek. Był to lukratywny biznes dla Niemców. Za cenę otwartej ciężarówki wykorzystanej przez 1.5 godziny zbierali 10.000-15.000 marek. [58]


[54] Świadectwo Arona Einhorna w Marta Markowska, red., Archiwum Ringelbluma: Dzień po dniu Zagłady (Warsaw: Ośrodek Karta, Dom Spotkań z Historią, i Żydowski Instytut Historyczny, 2008), 107–8.


[55]David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 86.


[56] Ibid., 96.


[57] Ibid., 97.


[58] Ibid., 87.


Przemyt i zaangażowanie polskiej "granatowej" policji, która strzegła peryferii getta, stały się rażące nawet dla przypadkowych obserwatorów. Pewien Polak zgłosił następujące zdarzenie na ul. Ceglanej w czerwcu 1941, jakie miało miejsce na oczach "granatowej" policji: "Całe grupy ludzi przynoszą Żydom wszelkiego rodzaju paczki i pojemniki z butelkami mleka i bochenkami chleba, a nawet większe ilości przemycanych towarów w workach. Ciągnięty przez rower wózek z 6 workami gryki lub mąki, w towarzystwie czterech mężczyzn, zbliżył się do ogrodzenia [otaczającego getto]…. Mężczyźni postawili stół pod ogrodzeniem i podali Żydom worki, a potem powoli odjechali… Po kilku minutach podjechał kolejny wóz z 5 workami towarów, które szły tą samą drogą do Żydów przez płot… I tych Polaków, którzy dostarczają żywność Żydom można znaleźć w kawiarni przy ul. Żelaznej 55 pijących wódkę w towarzystwie polskich policjantów". [59]


Charles G. Roland o przemycie:


Przemycana żywność zachowała życie w getcie przez wiele miesięcy dłużej niż Żydzi mogliby istnieć na oficjalnej racji żywnościowej. Przywódcy Judenratu doskonale rozumieli, jak zależało getto od tego nielegalnego i tajnego źródła. Adam Czerniakow oszacował, że 80% żywności wchodzącej do getta pochodziło z przemytu, a dr Milejkowski jednoznacznie stwierdził, że "przemyt żywności z aryjskiej części Warszawy ograniczał powszechność głodu, jego rozprzestrzenianie się, tempo i nieodwracalność".


Ani istnienie przemytu nie było żadną tajemnicą dla Niemców. Strażnicy przy bramach obserwowali go codziennie, czasem tylko konfiskując żywność, ale często wsadzając do więzienia czy zabijając przemytnika…


Przemyt odbywał się na dwóch poziomach. Byli przemytnicy amatorzy, pracowali sami albo w małych grupach, i byli zawodowcy przynoszący duże ilości dostaw i chroniący się łapówkami dla niemieckich, polskich i żydowskich wartowników, jak i wyższych urzędników niemieckich.


Wśród amatorów dzieci były, być może, najbardziej skuteczne. Dzienniki z getta są pełne historii o tych dzieciach, często jedynych żywicielach rodziców, które przechodziły na aryjską stronę codziennie, prosząc o jedzenie i przynosząc do domu dla rodziny kilka ziemniaków, trochę kaszy czy bochenek chleba. Niektóre ryzykowały przechodząc przez bramy, licząc na to, że były małe, i rzekomą niemiecką słabość do dzieci by je chronić. To mogło działać kilka dni czy tygodni, ale dość często skradały się do domu posiniaczone i pobite, z odebranymi skarbami. I wiele zmarło przy bramach, zastrzelone przez niemieckiego… wartownika, antysemityzm którego czynił żydowskie dzieci niekochanymi.


Inną drogą dla pojedynczych szmuglerów był mur. Choć miał 3 m wysokości i na górze miał przyklejone potłuczone szkło, nie był nie do pokonania. W miejscach gdzie był niższy, albo szkło było zmiażdżone i spłaszczone, albo usunięto tyle cegieł w jakimś niewidocznym rogu, że powstała mała dziura – małość była innym powodem przewagi dzieci w tym niebezpiecznym zawodzie…


Chrześcijańscy Polacy też uczestniczyli w tej działalności. Przez większość istnienia getta tramwaje przejeżdżały przez nie łącząc przylegające dzielnice nie-żydowskie. Te tramwaje mogli uzywać tylko Polacy, i nie zatrzymywały się w getcie, ale przedsiębiorczy Polacy przekupywali konduktorów, i tramwaje zwalniały w pewnym punkcie i Polacy wyskakiwali, niosąc worki żywności na sprzedaż po cenach czarnorynkowych [najczęściej przez żydowskich pośredników, którzy dodawali sobie jeszcze większe marże dla siebie].


Wielu Polaków próbowało pomóc, przynajmniej tak by dać żywność podchodzącym do nich żydowskim żebrzącym dzieciom. Uprzejmie zamiatacze uliczni byli znani z "zamiatania" przedmiotów, takich jak paczki żywnościowe lub ubrania, do przepustów deszczowych, gdzie żydowskie dzieci mogły się wczołgać i je odzyskiwać.


Istniały też inne techniki przemytu. Jedna wymagała wspólnika przy murze wewnątrz w uzgodnionym wcześniej miejscu i godzinie, przedmioty przerzucano przez mur, by złapali je i szybko ukryli…


[59] Cyt. w Alina Skibińska i Robert Szuchta, red., Wybór źródeł do nauczania o zagładzie Żydów na okupowanych ziemiach polskich (Warsaw: Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2010), 142.


Żydowski cmentarz przy Okopowej był szczególnie ulubionym miejscem dla przemytu. Na cmentarz wjeżdżały karawany ze zwłokami, a mogły wracać później z chlebem i masłem. Kiedy rozpoczęły się deportacje, przemyt zmienił kierunek, i wielu Żydów mogło wymknąć się do Warszawy, i w niektórych przypadkach do bezpieczeństwa przez mury cmentarza.


Wysiłki te, cenne dla kilku, nie mogły znacząco wpłynąć na życie Żydów jako całości. Dlatego specjaliści zasługują na główny kredyt. Ich wysiłki były olbrzymie, choć przynajmniej tak samo zyskowne [prawdopodobnie znacznie bardziej!], jak były altruistyczne [rzadko]. Potencjał zysku był ogromny, chociaż [sporadycznie] towarzyszyło mu ryzyko. Ringelblum zanotował w swoim dzienniku we wrześniu 1941, że miesiąc wcześniej cena chleba w gojowskiej Warszawie była wyższa niż w getcie, co odzwierciedla fakt, że tyle chleba przemycono do getta w sierpniu, że zapasy na zewnątrz były rażąco niewystarczające. [60]


Przemyt żywności do getta był w dużej mierze w rękach i pod kontrolą Żydów. Polscy dostawcy z reguły nie wykorzystywali Żydów, mimo że niedobory żywności odczuwano także poza gettem, zwłaszcza w miastach, a ceny żywności gwałtownie rosły. Żydowskie źródła przyznają, że większość Polaków, którzy działali z gettem, była uczciwa i wiarygodna. [61] Przemyt przybrał tak ogromne rozmiary (szacuje się, że około 90% dostaw żywności sprowadzano nielegalnie [62]), aż do połowy 1942, w czasie wielkiej deportacji, ceny podstawowych artykułów, takich jak chleb, masło, mąka, cukier i masło, były średnio o 5-10% wyższe w getcie niż po stronie "aryjskiej", pomimo wszystkich wiązanych z tym zagrożeń i problemów. [63] Mięso kosztowało najwięcej, gdyż zwierzęta musiały być przywożone żywcem, aby dostosować się do praw koszernych. (Osiągnięto to poprzez umieszczenie ruchomych ramp po obu stronach muru, a bydło prowadzono po murze. Granatową policję, żydowską policję i niemieckich żandarmów opłacono by patrzyli w drugą stronę. Wozy przywożące zgodne z prawem dostawy miały wejść do getta ciągniętego przez dwa konie i odjechać z jednym.) Poza tym marże nie były przypisywane tylko chrześcijańskim przemytnikom, których marża zysku była generalnie raczej skromna. Większość przemytu - i spekulacji - dokonywały tysiące Żydów zaangażowanych w przemyt i handel poza gettem. [64]


[60] Charles G. Roland, Odwaga w oblężeniu: głód, choroby i śmierć w warszawskim getcie / Courage Under Siege: Starvation, Disease, and Death in the Warsaw Ghetto (New York and Oxford: Oxford University Press, 1992), 110–12.


[61] Andrzej Żbikowski, ed., Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945: Studia i materiały (Warsaw: Instytut Pamięci Narodowej–Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2006), 560.


[62] Zdaniem Adama Czerniaków, proporcja dostaw zywności legalnych i nielegalnych była 1:40; według Emanuela Ringelbluma, 80 - 97.5% dostaw zywności przemycono do getta. Zob.

Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 450–51; Barbara Engelking i Jacek Leociak, The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 458. W rezultacie, według kalkulacji Rady Żydowskiej, przeciętny mieszkaniec getta konsumował 1,125 dziennych kalorii na początku 1941 zamiast zalecanych 184. Żydzi z klasy średniej przyjmowali 1.400 kalorii dziennie, zaś najbiedniejsi żyli na jedynie 785. Zob. Gunnar S. Paulsson, Tajne miasto: ukryci Żydzi Warszawy, 1940-1945 / Secret City: The Hidden Jews of Warsaw, 1940– 1945 (New Haven and London: Yale University Press, 2002), 68.


[63] Adam Rutkowski, “O agenturze gestapowskiej w getcie warszawskim,” Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, no. 19–20 (1956): 46; Tatiana Berenstein, “Ceny produktów żywnościowych w Warszawie i w getcie warszawskim w latach okupacji hitlerowskiej,” Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, no. 70 (1969): 18.

[64] Przykłady żydowskich szmuglerów zob. Michel Borwicz, Zakazane życie / Vies interdites (Tournai, Belgium: Casterman, 1969), 30, 75; Henryk Makower, Pamiętnik z getta warszawskiego: Październik 1940–styczeń 1943 (Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1987), 40; Eugenia Szajn Lewin, W getcie warszawskim: Lipiec 1942–kwiecień 1943 (Poznań: a5, 1989), 50; Rhoda G. Lewin, ed., Świadkowie holokaustu: opowiadana historia / Witnesses to the

Holocaust: An Oral History (Boston: Twayne, 1990), 153; Barbara Stanisławczyk, Czterdzieści twardych (Warsaw: ABC, 1997), 17; David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Oklatkowani: historia żydowskiego oporu / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 58–59; Stefan Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami w Warszawie, 1939–1943 (Warsaw: Czytelnik, 2003), 83–85; Israel Gutman and Sara Bender, red., Encyklopedia sprawiedliwych wśród narodów / The Encyclopedia of the Righteous Among the Nations, volumes 4 & 5: Poland, Part 1 & 2 (Jerusalem: Yad Vashem, 2004), 401, 406; Severin Gabriel, W ruinach warszawskich ulic / In the Ruins of Warsaw Streets (Jerusalem and New York: Gefen, 2005), 41; Marta Markowska, ed., Archiwum Ringelbluma: Dzień po dniu Zagłady (Warsaw: Ośrodek Karta, Dom Spotkań z Historią, i Żydowski Instytut Historyczny, 2008), 112–13 (raport o przemycie ogromnych ilości mleka i gryki do getta i olbrzymie zyski Żydów); Eugene Bergman, Ocalony artysta: wspomnienia z holokaustu / Survival Artist: A Memoir of the Holocaust (Jefferson, North Carolina and London: McFarland, 2009), 57–58 (Pesakh Bergman, który mieszkał poza gettem, przemycał żywność do getta w każdy weekend przez niemal 3 lata); Frank Blaichman, Raczej umrzeć w walce: dziennik z II wojny światowej / Rather Die Fighting: A Memoir of World War II (New York: Arcade, 2009), 13–14 (autor prznosił żywność na rowerze z miasteczka koło Lublina); Barbara Engelking i Jan Grabowski, “Żydów łamiących prawo należy karać śmiercią!”: “Przetępczość” Żydów w Warszawie 1939–1942 (Warsaw: Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2010), 172, 180 (ogromne marże w transgranicznym i długodystansowym przemycie); Anna Kołacińska-Gałązka, red., Dzieci Holocaustu mówią..., vol. 5 (Warsaw: Stowarzyszenie “Dzieci Holocaustu” w Polsce, 2013), 28–31, 152; Arthur Ney, W Hour (Toronto: Azrieli Foundation, 2014), 49–55; Świadectwo Szlama Jakubowicz, Archiwum Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, number 2427; Świadectwo Samuela Kenigswajna, lipiec 1947, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, number 5008 (który przemycał z Żydami i Polakami); Świadectwo Morrisa Tugmana, 10.12.2002, Holocaust Memorial Center, Farmington Hills, Michigan, Internet: <http://www.holocaustcenter.org/page.aspx?pid=751>; Śwaidectwo Haliny Złotnik, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 302, number 93. Bernard Goldstein wspomina: "W getcie [Jacob] był właścicielem dużej floty wagonów z partnerem Matus [Kulash] na umowie usuwania śmieci. To ułatwiło mu prowadzić zyskowny przemyt na dużą skalę". Zob.

Bernard Goldstein, Gwiazdy świadkami / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 269. David Efrati, żydowski nastolatek, wspomina swoje przeżycia: "Wtedy myślałem sobie, że skoro mam dobry wygląd, będę kradł po polskiej stronie i przemycał rzeczy. Najpierw moi rodzice się nie zgodzili, ale w końcu uszyli mi płaszcz ze specjalną podszewką, w której mogłem nosić towary. W ten sposób chodziłem na Halę Mirowską, zadaszony targ koło kościoła przy Chłodnej. Tam kupowałem ziemniaki, mąkę i inne produkty, wpychając je pod podszewkę, i wracałem do getta okrągły jak beczka… Poczatkowo zarobiłem fantastyczne pieniądze: 3-4% ceny zakupu. I Niemcy jeszcze nas nie zabijali, kiedy mnie złapali, pobili mnie i wyrzucili jedzenie na ulicę. Więc przez jakiś czas nażerałem się czekoladą, szedłem do teatru w getcie, i ani mnie ani rodzinie niczego nie brakowało". Później David dogadał się z Polakiem, który dalej pomagał mu w czasie wojny: "Stasiek i ja dalej przemycaliśmyna jeszcze większą skalę. W starych tramwajach, na obu bokach, były schodki z drzwiami. Tramwaje przejeżdżały też przez getto, ale bardzo szybko, pod nadzorem policji, i nie było przystanków. Więc zapłaciliśmy polskim policjantom (smarując mu dłoń, jak mówią), i kiedy tramwaj jechał przez getto, wyrzucaliśmy worki i wyskakiwałem. W ten sposób toczyło się życie, i miałem gary pieniędzy". Zob. Elżbieta Isakiewicz, Organki: Żydzi opowiadają jak Polacy uratowali ich z holokaustu / Harmonica: Jews Relate How Poles Saved Them from the Holocaust (Warsaw: Polska Agencja Informacyjna, 2001), 218–20. Jack Klajman, chłopak z 1931, opowiadał o sukcesie swoich operacji: "Po zaopatrzeniu rodziców w żywność dla naszych rodzin, resztę sprzedawaliśmy Żydom w getcie za kosztowności np. zegarki i bizuterię. Braliśmy te rzeczy na aryjską stronę i sprzedawaliśmy za duże pieniądze, które uzywaliśmy do zakupu więcej żywności. Ten cykl się powtarzał… Na koniec dnia mieliśmy dobry zysk". Zwykle ten mały chłopak nawiązywał przyjaźń z polską parą, która pomagała mu i go wspierała, np. pozwalając mu zostać z nimi kiedy nie mógł wracać do getta. Zob. Jack Klajman wi Ed Klajman, Poza gettem / Out of the Ghetto (London and Portland, Oregon: Vallentine Mitchell, 2000), 18, 19. Inny 16-letni przemytnik "zarobił tak dużo, że jego rodzina mogła żyć w niemal w bogatym stylu". Zob. Lenore J. Weitzman, "Maski na przetrwanie: doświadczenia Żydów którzy przeszli w Polsce i Niemczech w czasie holokaustu" / Masks for Survival: The Experiences of Jews Who Passed in Poland and Germany During the Holocaust, w John K. Roth i Elisabeth Maxwell, reds., Pamiętając na przyszłość: holokaust w wieku lud obójstwa / Remembering for the Future: The Holocaust in an Age of Genocide (Houndmills, Basingstoke, Hampshire and New York: Palgrave, 2001), vol. 1, 598. Nawet Władysław Szpilman, który później pracował poza gettem i przemycał żywność na sprzedaż, wspominał o kupowaniu chleba za 20 zł i sprzedaży go za 50 zł w getcie, i ziemniaków za 3 zl które sprzedał za 18 zł. Zob. Władysław Szpilman, Śmierć miasta (Warszawa: Spółdzielnia Wydawnicza Wiedza, 1946), 119, cyt. przez Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 472; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 478. Kobiet przemytników było też pełno. Żydówki wychodziły poza getto po jedzenie, i często im się udawało. Jak jedna mówi: "Próbowałam przemycić kilka razy… Oczywiście mi się udało. Przyjaciele i krewni przychodzili do nas na miskę zupy… Matka która wyglądała jak Gojka miała największy udział w naszej spiżarni. Ona szła do swoich znajomych na aryjskiej stronie…


Żydowscy czarno-rynkowcy zwykle przemyconą żywność i inne rzeczy sprzedawali za cenę kilka razy wyższą niż zapłacili poza gettem. Choć dużo jest napisane o ryzyku dla Żydów ze strony Polaków kiedy wychodzili poza getto, Simha Rotem (Ratajzer) wspominał jak jego słowiański wygląd narażał go na niebezpieczeństwo ze strony innych Żydów, kiedy próbował wtopić się w żydowską grupę roboczą: "Inni Żydzi myśleli, że byłem polskim przemytnikiem, i grozili iż doniosą na mnie do policji. Odmawiałem modlitwę po hebrajsku by udowodnić, że byłem jednym z nich". [65] Emanuel Ringelblum napisał w dzienniku, że żydowski właściciel kamienicy przy Koziej z drzwiami na granicy aryjskiej strony robił fortunę żądając opłaty 5 zł za przejście. [66] Żydzi angażowali się też w czarny rynek poza gettem, gdzie można było zarobić fortunę. [67] Byli też niemiecko-żydowskie gangi przemytnicze działające w Warszawie. [68] Żydzi kupowali też artykuły dla zysku zarówno od braci Żydów jak i zubożałych Polaków, którzy musieli sprzedać swoją własność żeby się utrzymać. Jak wspomina żydowski świadek:


coraz więcej ludzi sprzedawało swoje kosztowności, dobytek, nawet odzież. Wałówka, targowisko używanej odzieży [poza gettem], było pełna ludzi i rozrastało się z każdym dniem. Ludzie ze wszystkich klas, ludzie którzy nigdy tam nie chodzili, wszyscy sprzedawali swój dobytek – drogie komplety obiadowe, srebrne, odzież, pościel, a nawet najskromniejsze przedmioty – wszystko było na sprzedaż. Polacy kupowali, żydowscy kupcy też kupowali tanio od ludzi chcących sprzedać tak szybko jak możliwe, a później by sprzedać je Polakom z zyskiem. Kiedy Polak przyszedł na targowisko oczekując sprzedać coś za ile jest warte, ludzie śmiali się z niego po staniu na targowisku przez godzinę, która wydawała się jak rok, sprzedawca schodził coraz bardziej z ceną, jeśli przyszedł coś sprzedać, to oznaczało iż potrzebował pieniędzy, i szybko. [69]


Pamiętam kiedy poszedłem na pobliskie targowisko by sprzedać naszą srebrną zastawę stołową. Powiedziałem sprzedawcy, że chciałem za nie $100 . Bystry sprzedawca zaproponował mi $45. Chodziłem od sprzedawcy do sprzedawcy usiłując sprzedać za lepszą cenę. Kiedy nie udało mi się wróciłem do pierwszego za $45, teraz powiedział mi $25, i ani centa więcej. Utknąłem - nie miałem wyboru. [70]


i przynosiła rózne artykuły spożywcze". Zob. Simha Rotem ("Kazik"), Wspomnienia bojownika z warszawskiego getta: przeszłość ze mną / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 12–13 Żydówki z miast poza Warszawą podróżowały do Warszawy by uczestniczyć w czarnym rynku: "Wiele Żydówek… przemycało zywność do Warszawy na sprzedaż, przynosząc do Parczewa wszelkiego rodzaju towary, zwłaszcza pościel, buty, tkaniny itd. Ten handel (przemycany, bo oficjalnie Niemcy go zakazali) był jedyny jaki pozostał na utrzymanie się dla tych Żydówek, które teraz były jedynymi żywicielami rodziny". Zob. Benjamin Mandelkern i Mark Czarnecki, Ucieczka od nazistów / Escape from the Nazis (Toronto: James Lorimer, 1988), 13. Na przykład żydowsko-polski gang przemytniczy w Warszawie zob. Cesha Glazer, Historia Ceshy /Cesha’s Story (Sydney: Sydney Jewish Museum, 2011), 140. Dodatkowe przykłady kobiet zaangażowanych w handel i przemyt, często podróżujących ma wieś po żywność, zob. Dalia Ofer i Lenore J. Weitzman, red., Kobiety w holokauście / Women in the Holocaust (New Haven and London: Yale University Press, 1998), 155–56; Stella Zylbersztajn, A gdyby to było Wasze dziecko? (Łosice: Łosickie Stowarzyszenie Rozwoju Equus, 2005), 24–27.


[65] Jacob Sloan, red., Dziennik Emmanuela Ringelbluma / The Journal of Emmanuel Ringelblum (New York: Schocken, 1974), 127.


[66] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka…. / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 109. Zob. też Simha Rotem ("Kazik"), Wspomnienia wojownika z warszawskiego getta: przeszłość jest we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 17.


[67] Edward Reicher, Kraj popiołów: żydowski lekarz w Polsce 1939-1945 / Country of Ash: A Jewish Doctor in Poland, 1939–1945 (New York: Bellevue Literary Press, 2013), 140.


[68] Świadectwo Fanny Gothajner /Testimony of Fanny Gothajner, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, number 2011.


[69] Dov Freiberg, Przeżyć Sobibór / To Survive Sobibor (Jerusalem and New York: Gefen, 2007), 102–103.


[70] Abraham Alpert, Iskra życia / A Spark of Life ([United States]: n.p., 1981), 22.


Choć wielu żydowskich przemytników działało pojedynczo albo w małych grupach, były też dobrze zorganizowane gangi, które zajmowały się dużymi ilościami i osiągały olbrzymie zyski. Ich liderzy stali się nowymi bogaczami i potężnymi getta znanymi z ich bogatego stylu zycia. [71] Byli też liczni żydowscy pośrednicy, donosiciele i policjanci, których musiano dobrze opłacić żeby gładko funkcjonował biznes przemytniczy. Żydowscy odźwierni, którzy pilnowali wejść do getta, wymagali "myta" od wchodzących do getta Polaków. [72] Do kanałów ściekowych wchodzili też przemytnicy, szczególnie zawodowi. Przemyt kontynuowano po wielkiej deportacji latem 1942, kiedy "stał się głównym źródłem dochodu dla wielu ludzi, i był dobrze zorganizowany". [73] Podobnie w getcie kwitł też handel dokumentami. Zdaniem jednego świadka "ceny tych dokumentów były znacznie wyższe w getcie z powodu wielkiej liczby żydowskich pośredników zarabiających na tym biznesie". [74] Ryzyka dla przemytników, zarówno żydowskich jak i polskich, nie powinno brac się za pewnik. Chaim Kaplan napisał w dziennikach co nastepuje:


[1 lipca 1942]: Dzisiejszy świt dla nas był też nocą rzezi. Początkowo takie noce były niezwykłe, ale kiedy wydarzały się ciągle, przestaliśmy je liczyć. Ale było też coś nowego w dzisiejszej tragedii. Pośród ciał było tylko 10 żydowskich, 4 aryjskie, Polaków z krwi i kości, którzy byli partnerami Żydów w przemycie… kiedy ich złapano na zbrodni przemytu, zrównano ich z partnerami niższej rasy, i pochowano z resztą martwych Izraelitów na żydowskim cmentarzu.


Wojna z przemytem osiągnęła szczyt… Choć większość ofiar nocy to przemytnicy, przemyt nigdy nie ustaje. Ostatniej nocy z Nowolipki 30 zrobiono rzeźnie, kiedy 5 czy 6 ludzi zabito, wśród nich małżonkę dozorcy. Całe podwórko zaznaczone krwią. To miało miejsce w środku nocy. Po 12 godzinach wóz przywiózł przemycone rzeczy na podwórko, ładunek wart dziesiątki tysięcy złotych. Dach się pali i zegar dalej bije!...


Znaczenie jakie naziści przypisywali wojnie z przemytem można potwierdzić tym, że karą śmierci zrównali wszystkie rasy. Złapanego na przemycie Aryjczyka nie zabijają na miejscu zbrodni, sprowadzają go do getta i tam go zabijają. [75]


[71] Profesjonalni czarno-rynkowcy i Żydzi uczestniczący w tych działaniach, robili fantastyczne fortuny kosztem swoich współwyznawców: "było pełno luksusów ledwie osiągalnych nawet na aryjskiej stronie. Restauracje i kawiarnie zatłoczone klasą nowobogackich, utuczonych działaniami przemytniczymi, łapówkami i krwawymi pieniędzmi i współpracą z Niemcami – brzydka wydzielina jaka wyszła na powierzchnię i pasła się gdy inni krwawili. Ta klasa składała się z urzędników Judenratu, policjantów i funkcjonariuszy, zaciekłych i skorumpowanych, otwarcie w lidze z władzami niemieckimi i zarabiająca na zastępczych działaniach prowadzonych w partnerstwie z nimi. W getcie pojawiły się teatry i inne miejsca rozrywki w getcie; faktycznie do 'aryjskiej' strony dotarła wiadomość, że każdy kto chce się rozerwać powinien przyjść do getta – przesada, oczywiście, niemniej jednak zawierająca jakieś ziarenko prawdy". Zob. Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 34. David Landau opisuje jak żydowscy policjanci brali duże pieniądze za pomoc w szmuglowaniu Żydów z getta, i Gestapo brało astronomiczne łapówki żeby przemycić "ważnych" Żydów z Polski, takich jak chasydzki rabin z Gur [Góra Kalwaria]. Zob. David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, Zaklatkowany: historia żydowskiego oporu / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 106–107, 130–31. Więcej o opłatach dla żydowskich donosicieli zob. Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście, (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 449; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 456.


[72] Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, red., Ten jest z ojczyzny mojej: Polacy z pomocą Żydom 1939–1945, wyd. 2 poszerzone (Kraków: Znak, 1969), 501.


[73] Joanna Wiszniewicz, I jeszcze mam sny: historia pewnej samotności / And Yet I Still Have Dreams: A Story of a Certain Loneliness (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 2004), 53.


[74] Ruth Altbeker Cyprys, Skok po zycie: dziennik ocalonego z okupowanej przez nazistów Polski / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 114.


[75] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii: dziennik warszawski Chaima A Kaplana / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 304.


[18 lipca 1942]: Codziennie są przypadki kiedy młodych Polaków przywozi się wojskowym autem w świetle dnia do getta, i rozstrzeliwuje się ich w miejscu publicznym na oczach tysięcy przechodniów. Jeden z nich miał miejsce przy Orlej przedwczoraj. Kto był ofiarą? Był nią Aryjczyk, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Powodu jego śmierci nie da się ustalić, ale możemy być pewni, że był jednym z przemytników. Biznes przemytowy łączy Żydów i Aryjczyków. [76]


Wielu żydowskich szmuglerów, których złapano na przemycie i zakupie żywności poza gettem wsadzano do więzienia przy Gęsiej. Raport An Oyneg Shabes (tajne archiwum w getcie) opisał reakcje więźniów pytanych o ich doświadczenia z Polakami napotkanymi poza gettem:


Pytani o stosunek Polaków, wydają spontaniczne okrzyki wdzięczności i życzliwości. To – od każdego z tłumu, takie jak: "Oni mnie nakarmili!" – "Nawet mogłem spędzić u nich noc!" – "Tak, Polacy są dobrymi ludźmi" - itd. Wyczuwa się, że żydowski proletariat wkrótce zapomni doznaną życzliwość. [77]


[76] Ibid., 316.

[77] Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 374


[78] Asymilacjonistów i konwertytów powszechnie nienawidzono. W kronice warszawskiego getta Emanuel Ringelblum pisze, że żydowscy nacjonaliści byli zachwyceni tym, że Żydów w końcu oddzielono od Polaków, choć w gettach, widząc w tym początek oddzielnego żydowskiego państwa na terenie Polski. Nienawiść do polskich chrześcijan narastała w getcie, gdyż powszechnie uważano, że oni odpowiadali za ograniczenie ekonomiczne jakie dotknęły Żydów. Co więcej, wielu Żydów podjęło walkę z używaniem języka polskiego w getcie, zwłaszcza w agencjach żydowskich i edukacji, i sprzeciwiali się żydowskim konwertytom zajmującym stanowiska władzy. Zob. Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego: Wrzesień 1939–styczeń 1943 (Warsaw: Czytelnik, 1983), 118, 214–15, 531ff. Żydowscy autorzy dzienników potwierdzają, że niektórzy żydowscy nacjonaliści nie zezwalali na posługiwanie się polskim w ich domach. Zob.

Antoni Marianowicz, Życie surowo wzbronione (Warsaw: Czytelnik, 1995), 46. Ten autor też potwierdza to, że konwertytami ogólnie gardzono w warszawskim getcie (s. 47), pro-niemieckie postawy niektórych Żydów w getcie (s. 66-67, 190). Inna Żydówka, wtedy dziecko, wspomina jak wykluczały ją mówiące jidysz dzieci, bo nie znała tego języka. Takie dzieci oczerniano jako "Polacy" i "konwertyci", nawet obrzucano je kamieniami. Zob. Małgorzata-Maria Acher, Niewłaściwa twarz: Wspomnienia ocalałej z warszawskiego getta (Częstochowa: Święty Paweł, 2001), 48.

Żydówka która zwróciła się po polsku do brodatego Żyda gdyż nie znała jidysz, który był pochodną niemieckiego (!), opowiadała o jego wrogiej reakcjji: "Myślę, że mnie zrozumiał, ale bardzo się zezłościł, że nie mówiłam jydisz, i mnie opluł, "Du solst starben zwischem goyim!" Nie zrozumiałam dokładnie co powiedział, więc poszłam do naszego mieszkania i powtórzyłam mojej matce. "Co znaczy ‘Du solst starben zwischem goyim’ ?" Powiedziała: "Kto tak cię przeklął?" Wyjaśniła mi, że powiedział "Zdechnij wśród Gojów!" Powiedział to dlatego, że nie mówiłaś jidysz, byłaś wyrzutkiem". Zob. Zosia Goldberg, jak powiedziała Hilton Obenzinger, Bieg przez ogień: jak przeżyłem holokaust / Running Through Fire: How I Survived the Holocaust (San Francisco: Mercury House 2004), 39. Rabin Huberband lamentował, że on był w grupie chasydów w getcie, którzy byli "pijani jak Goje". Zob. Shimon Huberband, Kiddush Hashem: żydowskie życie religijne i kulturalne w Polsce w czasie holokaustu / Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House, and Yeshiva University Press, 1987), 131.

Według jednego źródła, w warszawskim getcie było mniej niż 1.600 chrześcijańskich konwertytów. Według innych źródeł, mogło ich być aż 2.000, czy nawet 5.000. Zob. Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi, 1939-1943: getto, podziemie, bunt / The Jews of Warsaw, 1939–1943: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 59; Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 620; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 652; Peter F. Dembowski, Chrześcijanie w warszawskim getcie: epitaz dla niepamiętanych / Christians in the Warsaw Ghetto: An Epitaph for the Unremembered (Notre Dame Indiana: Notre Dame University, 2005), 66–68. Jak potwierdzają liczne źródła, ogólnym uczuciem do żydowskich konwertytów na chrześcijaństwo mieszkających w getcie była wrogość i drwiny. W getcie krążyły złośliwe żarty o konwertytach. Zob. Lusia Przybyszewicz, Wszystko to było / All That Was ([Brookvale, New South Wales]: n.p., 2001), Rozdz. 13. Rabin Chaim Aron Kaplan wyraził ogromny żal do konwertytów, przypisując im najgorsze motywy i radość z ich nieszczęścia: "Ale zawsze będę się mścił na naszych 'konwertytach'. Będę głośno się śmiał widząc ich tragedię… Nawrócenie przyniosło im tylko drobny ratunek… Jest to pierwszy raz w zyciu kiedy poczucie zemsty sprawia mi przyjemność". Zob. Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii… / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 78–79, 250. Nawet żydowscy ateiści otwarcie wyrażali pogardę dla nawróconych. Zob. Grace Caporino i Diane Isaacs, Świadectwa z 'aryjskiej' strony: 'żydowscy katolicy' w warszawskim getcie / Testimonies from the ‘Aryan’ Side: ‘Jewish Catholics’ in the Warsaw Ghetto,” w John K. Roth i Elisabeth Maxwell, Pamiętając na przyszłość: holokaust w erze ludobójstwa / Remembering for the Future: The Holocaust in an Age of Genocide (Houndmills, Basingstoke, Hampshire and New York: Palgrave, 2001), vol. 1, 194. Kiedy Ludwik Hirszfeld, znany specjalista i konwertyta, zaczął wygłaszać wykłady dla lekarzy w warszawskim getcie, zbojkotowali go żydowscy nacjonaliści. Zob. Dembowski, Chrześcijanie w warszawskim getcie / Christians in the Warsaw Ghetto, 122. Ortodoksyjni członkowie rady żydowskiej próbowali odebrać chrześcijańskim Żydom prawa i pomocy udzielanej Żydom w getcie. Zob. Dembowski, Chrześcijanie w warszawskim getcie / Christians in the Warsaw Ghetto, 70. Nawróconymi Żydami gardzono za wszystko: zdradę judaizmu, posługiwanie się językiem polskim, edukacjęi status społeczny i ekonomiczny, ich rzekomą aurę wyższości i antysemityzm, a nawet pomoc otrzymywaną od Caritas, katolickiej organizacji pomocy. Wkrótce zaczęły się pojawiać złośliwe i fałszywe historie głoszone, że przejęli ważne stanowiska w administracji getta i kontrolowali żydowskie siły policyjne. Zob. Havi Ben-Sasson, "Chrześcijanie w getcie: Kościół Wszystkich Świętych, Kościół Narodzenia Najświętszej Panny Maryi, i Żydzi w getcie warszawskim" / Christians in the Ghetto: All Saints’ Church, Birth of the Holy Virgin Mary Church, and the Jews of the Warsaw Ghetto, w Yad Vashem Studies, vol. 31 (2003): 153–73. Tak było pomimo że, zdaniem jednego wybitnego badacza, wielu jeśli nie większość konwertytów była oportunistyczna i dalej uważali się za Żydów, kilku z nich podtrzymywało jakiekolwiek związki z nową religią, i "praktycznie wszyscy dalej sponsorowali żydowskie organizacje dobroczynne". Zob. Joseph Marcus, Historia polityczna i społeczna Żydów w Polsce, 1919-1939 / Social and Political History of the Jews in Poland, 1919–1939 (Berlin, New York, Amsterdam: Mouton, 1983), 78. Zob. też Dembowski, Chrześcijanie w warszawskim getcie / Christians in the Warsaw Ghetto, 93; Marian Małowist, "Asymilacjoniści i neofici w czasach działań wojennych i w zamkniętym żydowskim getcie" / Assimilationists and Neophytes at the Time of War-Operations and in the Closed Jewish Ghetto, w Joseph Kermish, red., Żyć z honorem i umrzeć z honorem!... Wybrane dokumenty z podziemnych archiwów warszawskiego getta / To Live With Honor and Die With Honor!…: Selected Documents from the Warsaw Ghetto Underground Archives “O.S.” [“Oneg Shabbath”] (Jerusalem: Yad Vashem, 1986), 619–34. (The memoir of Halina Gorcewicz, whose father ostensibly converted to Catholicism when he married her mother, illustrates that even Jews who had fully assimilated linguistically and culturally maintained a strong, tribal-like attachment to fellow Jews—perhaps embodying the lingering notion of the oneness of “the chosen people” they had inherited from Judaism. Gorcewicz’s memoir, See Why, Oh God, Why?, is posted online at <http://www.books-reborn.org/klinger/why/Why.html>.) Otwartą wrogość i poniżanie z jakimi mierzyli się chrześcijańscy konwertyci w warszawskim getcie udokumentował Alceo Valcini, warszawski korespondent mediolańskiego Corriere della Sera, którego dzienniki przetłumaczono na polski jako Golgota Warszawy, 1939–1945 (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1973), 235–36: Konwertytów wielokrotnie dręczono kiedy wychodzili z kościoła po mszy, i niekiedy musiała interweniować nawet niemiecka policja by chronić ich przd rozwścieczonycmi ortodoksyjnymi Żydami. Konwertyci którzy nie figurowali na listach wspólnoty nie mieli kartek zywnościowych ani pomocy materialnej. Opis Valciniego w pełni popiera raport sporządzony przez donosiciela żydowskiego Gestapo: Tłumy Zydów gromadziły się przed chrześcijańskimi kościołami w niedziele i chrześcijańskie świeta by uczestniczyć w spektaklu konwertytów obecnych na mszy. W Wielkanoc 1942, tłum gapiów był tak wielki przy Kościele Narodzenia Najświetszej Panny Maryi przy Leszno, że Ordnungsdienst (żydowska policja) wysłała specjalny zespół dla zachowania porządku i ochrony nawróconych. Cyt. w Christopher R. Browning i Israel Gutman, "Raporty żydowskiego 'donosiciela' w warszawskim getcie – wybrane dokumenty" / The Reports of a Jewish ‘Informer’ in the Warsaw Ghetto—Selected Documents, Yad Vashem Studies, vol. 17 (1986): 263. Wrogość miała też miejsce podczas niedzielnej mszy w Kościele Wszystkich Świętych, gdzie zgromadził się duży tłum chasydów z kijami by bić nawróconych Żydów kiedy opuszczali kościół. Wezwano żydowską policję porządkową żeby rozpędzić chasydzkich pogromi stów. Ten incydent opisany jest w dziennikach Stanisława Gajewskiego, znajdujących się w archiwach Yad Vashem. Zob. Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 622; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, i London: Yale University Press, 2009), 654; Dembowski, Chrześcijanie w warszawskim getcie / Christians in the Warsaw Ghetto, 85. Nawrócona Żydówka opisuje w swoim dzienniku jak żydowski motłoch w warszawskimm getcie dręczył żydowskich chrześcijan chodzących na nabożeństwa w kościele. Zob. Ruth Altbeker Cyprys, Skok o życie… / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 32.


Są inne niepokojące zjawiska w getcie przekraczające temat tej pracy, takie jak los asymilowanych Żydów i żydowskich nawróconych na chrześcijaństwo. [78] Co należy zauważyć, to olbrzymia i szokująca róznica w bogactwie jakie było wyraźnie widoczne w getcie i poskutkowało dużą liczbą zgonów z powodu głodu i niedożywienia. [79] Niektórzy Żydzi, zwłaszcza przemytnicy i co powiązani z władzami getta, zwłaszcza kiedy otrzymali koncesje na rózne przedsięwzięcia, ale też wielu lekarzy, kierowców, odźwiernych, rzeźników i piekarzy, stali się chwilowo bogaci. [80] Wielu Żydów, którzy byli bogaci przed wojną i udalo im się zachować niektóre z ich aktywów byli w lepszej sytuacji niż większość. Pierwsza grupa wydaje się zrobić mało lub nic by zapewnić pomoc tym w potrzebie. Druga grupa zrobiła mniej niż mogłaby by złagodzić głód i biedę dotykające zbyt wielu mieszkańców getta. Zdaniem kronikarzy getta takich jak Henryk Bryskier, chciwość i korupcja były głównymi przeszkodami w sprawiedliwym dzieleniu się bogactwem z biednymi w getcie, i obojętność wielu na cierpienia ich bliźnich odegrała ważną rolę w rozwijającej się tragedii. [81] Faktycznie ogromna większość około 60.000 Żydów, którzy zmarli w warszawskim getcie w 1940 i 1941, nie byli warszawskimi Żydami a z zewnątrz - Żydami których przesiedlono z okolicznych miast, albo szukali schronienia w Warszawie. [82] W jego dzienniku Zwój agonii, Chaim Kaplan napisał, że szeroko rozpowszechnione unikanie podatków przez bogatych mieszkańców getta poważnie pogorszyło głód wśród biednych w getcie. [83]


Polak który wszedł do getta wspominał uszczypliwe uwagi obserwatorów o Żydach chodzących na nabożeństwa do Kościoła Wszystkich Świętych. Zob. Waclaw Sledzinski, Mroczne żniwa gubernatora Franka / Governor Frank’s Dark Harvest (Newtown, Montgomeryshire, Mid-Wales: Montgomerys, 1946), 120. To potwierdził inny Żyd, który obserwował żydowską młodzież wałęsającą się po ulicy kiedy konwertyci szli do kościoła i wołając szydząco "dobrego Yontiff!" (dobrego swięta!). Zob. Gary A. Keins, Podróż przez dolinę zatracenia / A Journey Through the Valley of Perdition ([United States]: n.p., 1985), 86.

Los Cyganów, których łapano i wysyłano do żydowskich gett, był jeszcze gorszy niż Żydów, gdyż nie mieli wspólnotowych organizacji opiekuńczych żeby im pomóc. Cyganie byli żebrakami i musieli nosić rozróżniające ich opaski. Powszechnie uważano ich za intruzów i odrażających złodziei. Chaim Kaplan, na przykład, narzekał w swoim dzienniku, że "zajmowali się okradaniem Żydów". Zob. Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii… / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 294–95. Cyganów zatrzymanych w "aryjskiej" Warszawie zabierano do więzienia przy Gęsiej, gdzie pilnowali ich funkcjonariusze żydowskiej policji. Zob. IPN, Warszawska Komisja Regionalna ds. Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, teczka Nr S 5/20/Zn.

Nie ma żadnych zapisów o Żydach wykazujących solidarność czy proponujących pomoc Cyganom. Cyganów w warszawskim getcie łapanych i deportowanych do obozów śmierci rzadko zauważano. Charakterystycznie, socjolog Nechama Tec obwinia uciskanych i bezsilnych Cyganów za każdy konflikt jaki mieli z Żydami. Zob. Nechama Tec, "Opór w Europie wschodniej" / Resistance in Eastern Europe, w Walter Laqueur, red., The Holocaust Encyclopedia (New Haven and London: Yale University Press, 2001), 544. Warto zauważyc, że Żydzi nie spieszyli też z pomocą zagrożonym Polakom kiedy były takie możliwości. Kiedy na ulicach Warszawy łapano Polaków we wczesnym etapie wojny, i unikali aresztowań udając Żydów, powstał "szybki handel" Gwiazdą Dawida: "Cena opasek poszybowała w górę kiedy zwiększył się popyt" – ich nie dawano czy pożyczano za darmo. Zob. Philip Friedman, Opiekunowie ich braci / Their Brothers’ Keepers (New York: Holocaust Library, 1978), 37; Tadeusz Piotrowski, Polski holokaust: walki etniczne, kolaboracja z siłami okupacyjnymi, i ludobójstwo w II Republice 1918-1947 / Poland’s Holocaust: Ethnic Strife, Collaboration with Occupying Forces, and Genocide in the Second Republic, 1918–1947 (Jefferson, North Carolina: McFarland, 1998), 116; Gary A. Keins, Podróż przez dolinę zatracenia / A Journey Through the Valley of Perdition ([United States]: n.p., 1985), 62.


[79] Na końcu 1941 Judenrat oszacował, że przeciętny mieszkaniec getta konsumował 1,125 kalorii dziennie, wystarczająco do zycia, ale były wielkie nierówności. Oficjele z Judenratu dostawali 1,665 kalorii dziennie, sklepikarze 1,429, bezrobotni członkowie klasy średniej 1,395, zatrudnionych w niemieckich warsztatach 1,229, uchodźcy (tzn. Żydzi siłą przeprowadzeni do warszawskiego getta, i którzy mieszkali w schroniskach zapewnianych przez Judenrat) tylko 805, i żebracy uliczni 785. Ostatnie dwie grupy, razem z sierotami, tworzyli większość śmiertelności getta. Zob. Gunnar S. Paulsson, Tajemnicze miasto: ukryci warszawscy Żydzi 1940-1945 / Secret City: The Hidden Jews of Warsaw, 1940–1945 (New Haven and London: Yale University Press, 2002), 68.

[80] Henryk Bryskier, Żydzi pod swastyką czyli getto w Warszawie w XX wieku (Warsaw: Aspra-Jr, 2006), 85.


[81] Henryk Bryskier, Żydzi pod swastyką czyli getto w Warszawie w XX wieku (Warsaw: Aspra-Jr, 2006), 86–87.


[82] Andrzej Żbikowski, “Żydowscy przesiedleńcy z dystryktu warszawskiego w getcie warszawskim, 1939–1942,” w Barbara Engelking, Jacek Leociak, i Dariusz Libionka, eds., Prowincja noc: Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim (Warsaw: IFiS PAN, 2007), 224– 28.


[83]Abraham I. Katsh, ed., Zwój agonii…. / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 262.


Produkcja i sprzedaż chleba były całkowicie skorumpowanym przedsięwzięciem, z szalejącymi substytutami składników. [84] Biorąc pod uwagę obfitość bogactwa w getcie i ogromną ilość przemytu, daleko przekraczające poziomy w innych gettach, nie było żadnego obiektywnego powodu stopnia głodu jaki występował w warszawskim getcie, jeśli pamieta się, że o głodzie praktycznie nie słyszano w większości gett w okupowanej Polsce.


Mordechai Lensky, lekarz w warszawskim getcie:


Życie wydawało się być wtedy ustabilizowane, i pojawiły się nowe wzorce.


Klasa średnia wydawała się być pewna, że warszawscy Żydzi nie groziło niebezpieczeństwo fizycznej zagłady. Uważali, że nazistowski reżim wywołałby głód Żydów w getcie, poprzez presję materialną i moralną.


Wtedy klasa średnia nie znała głodu, i dlatego była pewna, że może przetrzymać grozę wojny i cierpienia w getcie. 100 000 Żydów głodowało powoli na śmierć, ale powolna śmierć mas nie dotyczyła ani ich umysłów, ani serc, i tylko westchnęli i pokiwali głowami. [85]


Timothy Snyder, amerykański historyk:


Ale w większości Żydzi umierający w Warszawie nie byli warszawskimi Żydami. W regionie Warszawy i w innych miejscach Generalnej Guberni Niemcy przywozili Żydów z mniejszych osad do większych gett [sic]. Żydzi z poza Warszawy zwykle byli biedniejsi, i stracili co mieli kiedy ich deportowano. Wysyłano ich do Warszawy dając im mało czasu na przygotowanie, i często nie byli w stanie zabrać ze sobą tego co mieli. Ci Żydzi z regionu Warszawy stali się podklasą w getcie, podatnymi na głód i choroby. Być może z 60.000 Żydów którzy zmarli w warszawskim getcie w 1940-1941, ogromną większość stanowili przesiedleńcy i uchodźcy. To oni cierpieli w wyniku najgorszej polityki niemieckiej, takiej jak decyzja zakazania wszelkiej zywności dla getta przez cały grudzień 1940. Ich śmierć była często z głodu, po długich cierpieniach i degradacji moralnej. [86]


Kazimierz Iranek-Osmecki, polski historyk, o warunkach w getcie:


Niemcy podzielili getta na 3 kategorie…


Małe getto w obrębie ulic Wielkiej, Siennej, Żelaznej, Leszno i Chłodnej, zamieszkiwała inteligencja i bogate rodziny. Pomimo zamknięcia w murach, dalej były sposoby którymi można było spełniać pragnienia ekonomiczne i rekreacyjne. Zrobiono znaczne fortuny współpracując z Niemcami, kiedy nadal były tańce, występy, koncerty, kawiarnie i restauracje były dobrze zaopatrzone w zagraniczne smakołyki i dla biznesmenów dostępne były drinki.


Zycie w dużym getcie znajdującym się na północ od małego aż do Stawki miało inny wzorzec. Tu mieszkali biedni, tocząc nieprzerwaną walkę o kąsek chleba, cebulę i miejsce do spania… Ta część getta była dżunglą ciemiężonej ludzkości. Głód i choroby były wszędzie. Średni wskaźnik umieralności w getcie był 6.000 miesięcznie…


Jeszcze inny wzorzec życia istniał w przemysłowej części getta, gdzie robotnicy razem z rodzinami mieszkali w barakach. Niemcy, wykorzystując Żydów jako tanią siłę roboczą w istniejących instalacjach przemysłowych, mieli na dużą skalę warsztaty wytwarzające szczotki, futra i inne produkty. W porównaniu z mieszkańcami dużego getta, robotnicy w tzw. warsztatach byli elitą. Ich zarobki wynosiły 3 – 5 zł dziennie, poza tym co im dawano – miskę zupy w południe, 2 razy dziennie kawę, i kromkę chleba. I co najważniejsze, nie musieli się bać łapanek. Ich "karty zatrudnienia" chroniły ich tymczasowo. Nieoficjalna opłata albo łapówka żeby dostać się do "warsztatów" wynosiła zwykle 1.000 zł.


[84] Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście. Wyd. 2 poszerzone (Warsaw: Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów (2013), 459–61.


[85] Mordechai Lensky, Lekarz w warszawskim getcie / A Physician Inside the Warsaw Ghetto (New York and Jerusalem: Yad Vashem and The Holocaust Survivors’ Memoirs Project, 2009), 46–47.


[86] Timothy Snyder, Zakrwawione ziemie: Europa między Hitlerem i Stalinem / Bloodlands: Europe Between Hitler and Stalin (New York: Basic Books, 2010), 146.


Istniały wyraźne różnice w 3 dziedzinach w sposobie w jaki były wybudowane. Małe getto znajdowało się w typowo mieszkalnej dzielnicy, składającej się 3-6 piętrowych z kamienic, z 3-6 pokojowymi mieszkaniami. Te kamienice były nowoczesne i dobrze wyposażone. Ulice przy których stały były szerokie i sklepów było niewiele. W większości były to sklepy spożywcze, piekarnie, apteki itp., ale było dużo kawiarni, restauracji i kin…


Dostawy żywności dla małego i dużego getta pochodziły w dużym stopniu z przemytu, ale każde z gett miało inaczej zorganizowany przemyt. System w małym getcie opisuje Władysław Szpilman [w dziennikach Śmierć miasta / The Death of a City, wydanych po polsku w 1946] [87]:


"Szmugiel na regularną skalę był w rękach dużych biznesmenów jak np. Kohn i Heller. [88] Był łatwiejszy i zupełnie bezpieczny. Przekupieni wartownicy po prostu byli przez moment slepi o pewnych godzinach, i wtedy, pod ich nosami i przy milczącej zgodzie, wjeżdżały do getta długie kolumny ciężarówek, załadowane żywnością, drogimi drinkami, wybornymi delikacjami, tabaką sprowadzoną prosto z Grecji, czy francuskimi perfumami i fantazyjnymi produktami.


"Codziennie podziwiałem wystawę tych przemyconych towarów przy Nowoczesnej. Było to miejsce spotkań bogatych, kapiących złotem i błyszczących brylantami, to tu wymalowane nierządnice przy stołach zastawionych delikacjami wabiły wojennych nowobogackich, przy akompaniamencie strzelających korków szampana"…

18 lipca 1942, w przeddzień wielkiego "oczyszczania" [deportacja] w getcie (którego oznaki już były zauważalne), odbył się koncert w café Pod Fontanną przy Leszno…


"Kawiarniany ogród był wypełniony po brzegi. Przyszło około 400 osób z elity towarzyskiej i pseudo-elity. Nikt nie pamiętał ostatniej deportacji, i jeśli było podniecenie wśród obecnych, to z innego powodu: eleganckie damy z plutokracji i buńczuczni nowobogaccy byli bardzo ciekawi czy Pani L dzisiaj przyjmie pozdrowienia od Pani K". [89]


Władysław Szpilman opisał kontrast między egzystencją bogatych i biednych w getcie. Duże tłumy żebraków schodziły się w restauracjach i kawiarniach tylko po to by wygonili ich odźwierni z kijami, jak przy Nowoczesnej. Bogaci pasażerowie jeżdżący rykszami odpędzali żebraków swoimi laskami. [90] Agenci Gestapo stali się plagą getta, i panowało zamieszanie kiedy Niemcy zaczęli ich likwidować, kiedy nie byli już im potrzebni. [91]


[87] Znacznie uzupełnioną wersję dzienników Szpilmana wydano po angielsku jako The Pianist (1999) i po polsku jako Pianista (2000). Historycy Barbara Engelking i Jacek Leociak zauważyli tak wiele ważnych i niespodziewanych zmian z wydaniem 1946, że postanowili opierać się na tym wcześniejszym wydaniu. Zob. Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 19; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), xxii. Zob. też Bohdan Urbankowski, “Holokaust, mity i jeszcze parę groszy,” Nasza Polska, 25.09.2002.


[88] Dwa takie żydowskie gangi na dużą skalę, jeden z nich z koneksjami podziemnymi, opisał Jack Eisner, Ocalony / The Survivor (New York: William Morrow and Company, 1980), 55, 69. Były też mieszane przestępcze gangi polsko-żydowskie, które zabawialy się późno w luksusowych klubach jak Café Sztuka przy Leszno w getcie. Zob. Martin Gray (z Max Gallo), Tym których kochałem / For Those I Loved (Boston and Toronto: Little, Brown and Company, 1972), 72.


[89] Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ratuje jedno życie / He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 39–41.


[90] Władysław Szpilman, Śmierć miasta (Warszawa: Spółdzielnia Wydawnicza Wiedza, 1946), 71–72, cyt. w Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 564; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 583.


[91] Henryk Bryskier, Żydzi pod swastyką czyli getto w Warszawie w XX wieku (Warsaw: Aspra-Jr, 2006), 151–52 .


Raul Hilberg, amerykański historyk holokaustu, o warunkach w getcie:


Warszawskie getto… miało groźną wyższą klasę składającą się z biurokratów, handlarzy i spekulantów. Te uprzywilejowane grupy były na tyle duże, że rzucały się w oczy. Odwiedzali nocne kluby, jedli w drogich restauracjach, i jeździli w ciągniętych przez ludzi rykszach…


Ale stopniowo armia pojawiła się jako najważniejszy klient produktów z getta, wypierając innych kupców. W ten sposób getta stały się integralną częścią gospodarki wojennej, i to miało wywołać znaczną trudność podczas deportacji. Niemcy uzależnili się od produkcji żydowskiej siły roboczej. [92]


Ale bardziej powszechna była próba szukania ratunku poprzez pracę… Gorliwość z jaką Żydzi dostosowywali się do niemieckiego wysiłku wojennego podkreślały różnice interesów przemysłu i inspektoratów zbrojeniowych przeciwko SS i policji, ale Niemcy rozwiązywali swoje konflikty ze szkodą dla Żydów…


W skrócie, rady żydowskie pomagały Niemcom swoimi zaletami jak i wadami, i największe osiągnięcia żydowskiej biurokracji ostatecznie zawłaszczyli sobie Niemcy obsesyjnemu procesowi niszczenia…


Żydzi nie zawsze musieli dawać się oszukiwać, mogli oszukiwać się sami…


Żydowski mechanizm represyjny był w większości ich własny, i mógł funkcjonować automatycznie, bez żadnych błędnych twierdzeń czy obietnic ze strony niemieckich funkcjonariuszy czy innych nie-niemieckich pomocników. [93]


Bernard Goldstein, lider Bundu, o warunkach w getcie:


Ale w getcie pojawiło się zróżnicowanie społeczne, wyróżniające znaczne grupy, które miały nawet w tych piekielnych warunkach środki, aby prowadzić stosunkowo pełne, dobrze odżywione życie i cieszyć się pewnego rodzaju przyjemnościami. Na tych samych ulicach, gdzie codziennie można było zobaczyć sceny grozy, wśród rojów chorujących na gruźlicę dzieci umierających jak muchy, obok zwłok czekających na wozy zamiataczy, można było natknąć się na sklepy pełne wyśmienitych potraw, restauracje i kawiarnie, które serwowały najdroższe dania i napoje. Przy Leszno 2, gdzie znajdowała się restauracja Gertnera, była café Sztuka ze sceną. Była kolejna przy Tłomackiej 13, wcześniej Restauracja Metropol. Tymi miejscami kierowali w partnerstwie z członkami Gestapo z żydowskimi wyrzutkami, z których najważniejszym była tancerka Madame Machno. Były też dobrze znane Schultz Restaurant przy Karmelickiej i Nowolipie, A La Fourchette przy Leszno 18, Britannia - Nowolipie 20.


Klientela tych miejsc składała się głównie z żydowskich agentów Gestapo, żydowskich policjantów, bogatych kupców robiących biznes z Niemcami, przemytników, cinkciarzy i podobnych im ludzi. Najgorszym gniazdem pijaństwa i zła była Britannia. Odwiedzających to miejsce nie obowiązywała godzina policyjna. Oni bawili się dobrze całą noc. Ucztowanie, picie i hulanki toczyły się w rytm zespołu jazzowego. O świcie, kiedy wyszli biesiadnicy, ulice były już pełne porozrzucanych nagich, przykrytych papierem zwłok. Pijacy zwracali niewielką uwagę, potykając się niepewnie o przeszkody na drodze. Wokół restauracji i kawiarni unosiły się ludzkie cienie, spuchnięte z głodu, które ciągnęły się za dobrze odżywionymi pijakami, błagając o skrawki; zazwyczaj z gniewem odsuwani na bok za zakłócanie mirażu luksusu i dobrego samopoczucia.


[92] Raul Hilberg, Zniszczenie europejskich Żydów / The Destruction of the European Jews, Third edition (New Haven and London: Yale University Press, 2003), volume 1, 262–63.


[93] Ibid, volume 3, 1109, 1112–15.


Naziści nakręcali filmy o takich świątecznych orgiach by pokazać "światu" jak dobrze żyło się Żydom w getcie. [94]


Dr Edward Reicher wspomniał wystawną ucztę Sabbath w jakiej uczestniczył w domu żydowskiego fryzjera pracującego dla dobrze ulokowanego urzędnika Gestapo w getcie:


Leon [Kac] miał bardzo duże mieszkanie… Posiłek był znakomity – taka uczta jakiej nie mieliśmy od lat: śledzie, sardynki, jaja gotowane na twardo z majonezem, ryba gefilte, bulion, kurczak, warzywa i butelka prawdziwego Carmel, wina z Palestyny. Świece szabasowe paliły się w srebrnym kandelabrze, weneckim dziele sztuki… Po kolacji były kawa i ciasto popite dobrym koniakiem…

Następnego dnia wróciłem do Leona i słuchałem jego opowieści.


"Panie doktorze, zastanawia się pan jak biedny fryzjer zdobył takie bogactwo… Zostałem mianowany na "nadwornego" fryzjera [Hermann] Höfle. Wtedy dano mi zołnierzy i ciężarówkę i kazano mi poszukać odpowiedniego salonu. Zgromadziłem wszystko czego potrzebowałem z najbardziej ekskluzywnych salonów przy Leszno: meble, lustra, narzędzia i wszystko inne, i założyłem swój salon przy Żelaznej 103.


"Sam wiesz jako lekarz co dzieje się kiedy pracuje się z ludźmi czy się nimi zajmuje. Czasem mówi się o wielu rzeczach. Zawsze miałem pogawędki z klientami… Oficerowie chcieli bym dał im adresy bogatych Żydów. Dałem im te adresy, i dalej będę to robił. Żydzi są skazani w każdym przypadku, wszyscy będą deportowani. To że zdradzam ich status finansowy oznacza jedynie, że ich mieszkania dokładniej się przeszukuje. Skoro mają być deportowani, to nie robię nic złego.


"Tam gdzie idą nie pomoże im żadne bogactwo ani biżuteria. Oficerowie przeszukują mieszkania dopiero po deportacji właścicieli. Zabierają najlepsze przedmioty i resztę zostawiają Urzędowi Szacunkowemu. Ale mogę robić dokładnie to co robią oficerowie. Oni robią to dla osobistych korzyści. I oficerowie mają tak dużo roboty, że robię to nie tylko dla siebie ale też dla nich.


"Codziennie wychodzę z przypisanymi mi dwoma Ukraińcami i ładujemy cenne przedmioty na rykszę. Oficerowie dostają zegarki na rękę, złote papierośnice, spinki i szpilki wysadzane drogimi kamieniami. Są to przedmioty które łatwo można ukryć i sprzedać. Oni mają zaufanie do Żyda Leona. Resztę zatrzymuję…" [Leon zgromadził kolekcję sztuki, ale w końcu deportowano go z rodziną do Treblinki.] [95]


Jacob Celemenski, przedstawiciel ruchu robotniczego Bund, mieszkający po aryjskiej stronie, opowiadał o warunkach w getcie:


Zamknięte warszawskie getto stało się światem w sobie z nową warstwą władców, żydowską policją z jej sierżantami i kapitanami, pochodzącymi głównie z bogatszych klas czy z profesjonalnej inteligencji i biurokratów. Szansa na to, aby pieniądze zamieniły wydziały policji w marzenia dla każdego kto przestrzegał zasady przetrwania za wszelką cenę, w tym przechodzenia nad ciałami bliskich. Żydowska policja kierowała własnym więzieniem, dalej wzmacniając swoją nową pozycję.


Warstwa przemytników, wzbogacona kosztem tysięcy chorych i zubożałych Żydów, była inną nową klasą odnoszącą sukcesy. Gettem nie tylko rządziła policja, ale też głód. Na każdym kroku pół-nagie szkielety leżały na przejściach, prosząc o chleb. Chodzenie ulicą z paczką żywności nie było bezpieczne. Na większości rogów czaiły się głodne dzieci które rzucały się na nie i znikały w dziurach.


[94] Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 91.


[95] Edward Reicher, Kraj popiołu: żydowski lekarz w Polsce 1939-1945 / Country of Ash: A Jewish Doctor in Poland, 1939–1945 (New York: Bellevue Literary Press, 2013), 100, 105–6.


Powstał systematyczny przemyt między gettem i zewnętrznym światem aryjskim. Robiono go róznymi metodami. Przekupywano niemiecką i polską policje. Polacy wyrzucali produkty z tramwajów jeszcze jeżdżących wtedy przez getto. W wybranych miejscach paczki z żywnością przerzucano przez mury.


Przemyt wygenerował nowych magnatów. Różnica między bogatymi i biednymi była policzkiem w twarz biednych, wyraźną róznicę zachowano nawet w śmierci. Bogaci Żydzi mieli odpowiednie pogrzeby, zaś biednych kładziono na przejściach i przykrywano starymi gazetami by czekały na zabranie przez poranny czarny wóz.


W tym samym getcie niektórzy prowadzili ekstrawaganckie zycie w kabaretach. Przyjaciółka Leyke Sztolcman, sekretarz ZYTOS, powiedziała mi: "Jeśli chcesz poznać żydowskie życie w warszawskim getcie, musisz zobaczyć wszystko". Przekonała mnie bym poszedł tam gdzie była słynna Restauracja Gartner przy Leszno 2, gdzie występował kabaret. Na światła elektryczne pozwalano tylko do określonej godziny w getcie. Później były tylko świece i lampy naftowe, dlatego kiedy doszliśmy do nocnego klubu, ulica była ciemna.


Nagle mój towarzysz ostrzegł mnie bym nie wszedł na ciało. Podskoczyłem. Pod nogami leżała ludzka postac przykryta gazetami.


Na górze w tym samym budynku kabaretu gdzie wcześniej był Związek Żydowskich Aktorów, ustanowiono ośrodek dla uchodźców. Na górze schronisko, na dole nocne zycie. Kiedy otworzyłem drzwi do kabaretu, uderzyło mnie oślepiające światło. Duże karbidowe lampy paliły się w każdym rogu zatłoczonej sali. Dobrze odżywieni ludzie siedzący przy stolikach pokrytych białymi obrusami jedli kurczaki, kaczki, gęsi, karpie i kraby, które popijali winami i alkoholami. Tych ludzi zabawiała orkiestra na scenie pośrodku sali. Obok sceny występowali aktorzy i piosenkarze…


Michal Znicz, znany żydowski aktor na scenie wykonywał komiczną rutynę wywołując dużo śmiechu. Później wyszła Vera Gran by śpiewać stare polskie śpiewki i romantyczne piosenki. Tłum gęsto zapakowany przy i wokół stolików składał się z nowej arystokracji getta: na dużą skalę przemytnicy i oficerowie policji wymieszani z kolegami z biznesu i Niemcami w cywilnych ubraniach, którzy mieli biznesy z żydowskimi przedsiębiorcami. Sufit zawierał dźwięki tragedii rozgrywającej się kilka stóp nad głową. Tutaj było jedzenie, picie i hałaśliwy śmiech w małym, haniebnym zakątku miasta bólu, głodu i frustracji. [96]


Rok po nieszczęściu w czerwcu 1941 spędziłem w warszawskim getcie jak zakratkowane zwierzę, jedynym poruszaniem się była zmiana miejsc ukrywania… Kiedyś kiedy przebywałem przy Nalewki 34 wszedł młody żydowski klient. Chciał się dowiedzieć czy byłem małżonkiem Chaye [moja siostra]. Później okazało się, że młody człowiek wcześniej był u nadzorcy budynku pytając o Jacoba Celemenskiego, wysłali go żydowscy agenci Gestapo. Towarzysz Laib Szpichler… dodał, że do zlikwidowania go wyznaczono tajną komórkę składającą się z 5 towarzyszy. Zdrajcę wkrótce spotkał los z rąk jego szefów, którzy zastrzelili go sami, koniec podobny do tych innych żydowskich donosicieli. [97]


Stanisław Różycki, mieszkaniec getta i piszący kronikę, o przyjemnym życiu w getcie:


Kawiarnie w getcie odgrywają bardzo ważną rolę w zyciu [getta]… odbywa się nielegalny handel, przemytnicy spotykają się by omówić interesy, sa pośrednicy, jeden oferuje i szuka towarów, są tam pokoje dla kochanków, jest handel ludźmi i prostytucja…


"L’Ours" [Leszno 58] jest największą, najlepiej umeblowaną i najbardziej popularną kawiarnią. Choć miejsce jest ogromne, kilka pokoi, od 10 rano duży ruch i tłumy…


[96] Jacob Celemenski, Elegia dla mojego narodu: wspomnienia podziemnego kuriera żydowskiego Bundu Robotniczego w okupowanej przez nazistów Polsce 1939-1945 / Elegy For My People: Memoirs of an Underground Courier of the Jewish Labor Bund in Nazi-Occupied Poland 1939–45 (Melbourne: The Jacob Celemenski Memorial Trust, 2000), 49–


[97] Ibid., 106.


Kiedy ktoś tam wchodzi po raz pierwszy, ma wrażenie, że jest jeszcze "przed wojną". Poza opaskami na rękach nie ma żadnych oznak wojny, niewoli czy getta. Twarze nie są wszystkie wychudzone, wręcz przeciwnie: są normalne i dobrze odżywione. Odzież jest całkowicie właściwa, jeśli nie elegancka. Panie są dobrze ubrane, wymalowane jak poprzednio… Panowie mają także wytworne stroje…


Klientela jest mieszana, głównie zamożna, ale z różnych grup. Widać właścicieli sklepów spożywczych, policjantów, niektórych lekarzy i wielu młodych ludzi… Trudno przewidzieć kto spekuluje, bierze łapówki, kradnie, robi interesy z Niemcami, zdradza swoich rodaków, ale jest jednak pewne, że większość z nich angażuje się w takie działania. Nie ma smutnych, opuszczonych twarzy, a śmiech często rozjaśnia twarze kobiet i mężczyzn, towarzyszą lub mruczą popularne przedwojenne melodie grane przez orkiestrę.


Kelnerki "z towarzystwa" są bardzo eleganckie, ich szyje i palce ozdobione klejnotami, ubrane w jedwabie… dodają uroku i elegancji która dezorientuje kogoś wchodzącego tu z ulicy nie przyzwyczajonego do takich widoków. Jest to prawdziwa oaza luksusu, komfortu, wygodnictwa i i beztroskiej postawy wśród głodu, choroby, zniewolenia i czarnych przeciwności…


Jest wiele restauracji, w których są orgie gastronomiczne. Majonezy, ryby, sardynki, śledzie, kurczaki, indyki, kompoty, wino, owoce - takie posiłki są ich największą atrakcją i dlatego te miejsca zarabiają najwięcej [pieniędzy]. Piekarze, rzeźnicy, ci z koncesjami monopolistycznymi, przemytnicy, policjanci, dostojnicy społeczni, bogaci przedwojenni i nowobogaccy, donosiciele, agenci gestapo, spekulanci, czarno-rynkowcy i pośrednicy - każdego dnia tacy ludzie wydają setki złotych… na posiłki w restauracjach. [98]


Ruth Altbeker Cyprys, mieszkanka getta opisuje warunki w getcie przed wielką deportacją latem 1942:


Na tym małym terenie kontrasty społeczne były coraz bardziej uderzające. Były eleganckie ulice jak np. Sienna, Elektoralna, Orla i Leszno, zamieszkałe przez bogatych ludzi, z kawiarniami, cukierniami, teatrami rewiowymi i kabaretami. Może wydawać się dziwne, ale w tym strasznym, zatłoczonym getcie, były restauracje w których można było dostac najbardziej wyszukane delikacje, kawiarnie z zespołami muzycznymi, artystami i parkietami do tańca. Niektórzy byli bogaci, zarabiali duże pieniądze na handlu obcą walutą i złocie, zaś inni zarabiali na handlu z Niemcami i gojowską dzielnicą. Pieniądze wydawali wszyscy, nawet ci którzy przez lata ciułali grosze by odłożyć je na deszczowe dni. Byliśmy ludźmi bez przyszłości, więc po co oszczędzać, po co ukrywać i liczyć? Kto wiedział czy wkrótce nadejdzie koniec? Dlatego raczej je wydać i cieszyć się jak tylko można. Widoczne były ekstremalne luksusy i ubóstwo. Elegancko ubrana kobieta szła obok mężczyzny w szmatach. Restauracja przy Leszno pokazywała pieczoną gęś, a przy drzwiach stał wygłodniały chłopak. Ludzie wychodzący z teatru przy Leszno mijali biedne, wychudzone dziecko drżące z zimna i żebrzące w drzwiach…


Kiedy ktoś umarł z wycieńczenia na ulicach [getta], przechodnie przykrywali zwłoki gazetami, kładli na nim kamienie i życie toczyło się dalej. Niektórzy śmiali się, inni płakali. Upiorne sceny straciły moc, by nas poruszyć, zaimponować nam. Wtedy na ulicach getta pojawiali się tzw. "chapers” (porywacze). Chaper to był zwykle silny i poszarpany żebrak, który atakował ludzi niosących bochenek chleba lub paczkę z żywnością. Chaper niepostrzeżenie łapał swoją ofiarę, wyrywając wszystko, co niosła. Nieszczęsna ofiara nie miała nadziei na ściganie żebraka i odzyskanie straty, ponieważ łup był zwykle spożywany podczas ucieczki. [99]


[98] Świadectwo Stanisława Różyckiego w Marta Markowska, rd., Archiwum Ringelbluma: Dzień po dniu Zagłady (Warsaw: Ośrodek Karta, Dom Spotkań z Historią, and Żydowski Instytut Historyczny,

2008), 113–15.


[99] Ruth Altbeker Cyprys, Skok po życie: dziennik ocalonej z okupowanej przez nazistów Polski / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 34–35.


Halina Gorcewicz, młoda mieszkanka getta, opisuje luksusowe życie i nędzę w getcie, świętowanie trwające podczas wielkiej deportacji latem 1942, i działania żydowskiej policji i kolaborantów:


Przy Nalewki otworzono centrum rozrywki ze słynnymi artystami, i stało się miejscem spotkań bogatszych ludzi… Zawsze z pieniędzmi w kieszeniach, chcieli odwrócić uwagę od smutnych realiów. Miejsca pn. "Sztuka" są największe w getcie. Kierują nimi rodziny partnerskie. Był tam prawdziwy, dobrej jakości czarny rynek na kawę i kawior, dlatego tam zbiera się najbogatsza "elita".


Są tez inne czarnorynkowe miejsca w getcie. Do największych nalezy budynek przy Rymarskiej 12 – tzw. "Pałac Melodia". Klub nocny "Casanova" [przy Nowolipie] to kolejna. Jest wiele, wiele innych…


W getcie doszło do tego, że było wiele domów zajmowanych przez tzw. "wyjątkowo biednych". Mieszkali w nich najbiedniejsi z biednych. Śmierć przeszywała całe rodziny. Takie domy były przy Miłej 46 i 51, Krochmalnej 21, Zamenhofa 56, Ostrowskiej 14 i Pawiej 63. Ostatni zajmowało 800 ludzi, z których ponad połowa zmarła. Nędza, głód i zimno, jak i straszne warunki higieniczne, w tych domach były potworne warunki. Ale coraz więcej ludzi tłoczono w te domy przy Pawiej, mimo że już były beznadziejnie zatłoczone przez napływ eksmitowanych ludzi…


Ponieważ miał nas opuścić – być może na długo - Tadeusz Frenkiel-Niwienski zaprosił swoją rodzinę, Frenkielów, mnie, Kamę, Jurka i naszych dwóch chłopców do najciekawszego i największego miejsca – "Sztuka" przy Leszno – na wspaniały wieczór, który pozostanie w naszej pamięci przez wiele lat, może na całe zycie.


"Sztuka" była dobrze znana w getcie jako miejsce dla najbogatszej żydowskiej elity. Tu wystepowali wysokiej klasy artyści, śpiewacy, postacie literackie i wielu innych. Samo miejsce zorganizowała grupa pisarzy z tzw. "Living Daily" / Życie codzienne. Jednym z jego udziałowców był Władysław Szlengel, współautor przedwojennych "Igieł" / Needles, znany poeta, pisarz i satyryk – który był też konferansjerem.


Wybitny warszawski pianista, Władysław Szpilman, występował tu w duecie z Adolfem Goldfederem. Piosenkarz Andrzej Wlast (urodzony Waclaw Tajtelbaum) też występował jako bardzo popular humorysta-pisarz z Polą Baunówną na żywo w "Życiu codziennym".


Wśród tych występujących była też słynna utalentowana Marja Ajzensztadt – powszechnie znana jako "słowik z getta", znana również jako Wiera Gran, Fama, Ida, Asia, Ziuta, Sonia i wiele innych, których nazwisk nie znałem.


Ten artyzm prezentowano by odświeżyć ducha i złagodzić atmosferę zagrożenia życia i śmierci. Tak więc Pan Tadeusz zaprosił nas na ten dobry spektakl w pierwszych dniach sierpnia. Zrobił na mnie wspaniałe wrażenie…


5 sierpnia wszystkie dzieci z sierocińca pn. "Nasz dom" wyprowadzono na Umschlagplatz… [100]


Dwaj rabini - Blumenfeld i Glicensztajn – też współpracowali z Niemcami jako cenzorzy na poczcie w Budynku Poczty przy Leszno 5. [101]


[100] Halina Gorcewicz, "Warszawskie getto – koniec kwietnia 1940" / The Warsaw Ghetto—End of April, 1940, "Getto – koniec kwietnia 1942" / Ghetto, end of April, 1942, i "Getto, koniec sierpnia 1942" / Ghetto, end of August, 1942, Dlaczego, o Boże, dlaczego? / Why, Oh God, Why?, tutaj: <http://www.books-reborn.org/klinger/why/Why.html>.


[101] Ibid., "Getto, sierpień, wrzesień, październik 1941" / Ghetto, August, September, October, 1941.


Henryk Makower opisuje co działo się w tym znanym kabarecie w getcie:


W kabarecie Pałac Melodia, bogaci z getta, spekulanci, łapownicy, oszuści, ci handlujący z Niemcami i dla Niemców, przemytnicy, wzbogaceni ludzie z żydowskiej policji ze swoimi dziewczynami bawili się do końca swojego życia. [102]


Hanna Krall opisuje przeżycia Marka Edelmana, lidera żydowskiego podziemia:


Faktycznie chodziłem na aryjską stronę, legalnie, codziennie [powiedział Edelman]… Chodziłem tak każdego dnia [z opaską po aryjskiej stronie] około 8:00 przez kilka lat, i do końca nic mi się nie przydarzyło. Nikt mnie nigdy nie zatrzymał, nikt nie wezwał policjanta, nikt nawet się nie śmiał. Ludzie tylko patrzyli na mnie. Tylko na mnie patrzyli… [103]


niektórych ludzi [łącznie z Edelmanem] po prostu zebrano… i przetransportowano na ulicę Stawki w kierunku Umschlagplatz. Wóz ciągnęły 2 konie, żydowski policjant siedział obok woźnicy, i z tyłu był Niemiec… "Mietek [Dab, żydowski policjant którego wyznaczono do pracy w policji w getcie], złapano mnie" – krzyknął Marek, i Mietek podbiegł bliżej, powiedział policjantowi, że był jego bratem, i pozwolili mu zejść z wozu. Potem poszli do domu Mietka. Był tam ojciec Mietka – niski, chudy, głodny. Spojrzał na nich z niesmakiem: "Mietkowi znowu udało się uratować kogoś z wozu, tak? I jak zwykle nie wziął za to grosza? Już mógłby zarobic na tym tysiące. Mógłby przynajmniej kupić trochę wydzielanego chleba za te pieniądze. [104]


Żydzi w getcie wypowiadają się o Żydowskiej Policji Pomocniczej:


Żydowska Policja Pomocnicza stanowiła filię wykonawczą Judenratu [mianowanej przez Niemców Rady Żydowskiej]. Jej członkowie wszyscy byli ochotnikami… Władysław Szpilman tak opisuje policję:


"Składała się głównie z młodych ludzi z zamożnych klas. Mieliśmy wśród nich wielu znajomych, dlatego nasz niesmak był wiekszy kiedy widzieliśmy ludzi, do niedawna dość przyzwoitych, których traktowaliśmy jak przyjaciół, i którym podawaliśmy rękę, stających się łajdakami. Oni skazili się duchem Gestapo. Myslę, że tak powinno się ich nazwać. Kiedy tylko założyli mundury i czapki policyjne, i złapali pałki, już się zdegenerowali. Ich największą ambicją były najlepsze relacje z ludźmi z Gestapo – słuzyc im oficjalnie, pokazywać się z nimi na ulicach, wykazywać swoją znajomość niemieckiego, i prześcigać się nawzajem w surowości metod stosowanych wobec ludności żydowskiej, co nie przeszkodziło im w zorganizowaniu policyjnego zespołu jazzowego, który był, nawiasem mówiąc, wspaniały".


Prof. [Ludwik] Hirszfeld miał podobną opinię o Żydowskiej Policji Pomocniczej:


"Pomocników werbowano gównie z inteligencji. Byli potworni. Przekupstwo i szantaż były codziennością. Na ich usprawiedliwienie można powiedziec, że im nie płacono i musieli jakoś żyć. Ale w kluczowym momencie, kiedy mordowano cały naród, powinien być ktoś jednoczący tych młodych ludzi i dowodzić nimi w obronie, a nie współpracować w zbrodni". [105]

występowały


Emanuel Ringelblum, kronikarz warszawskiego getta:


W tych czasach, w 1939, 1940, i częściowo w 1941, ludzi łapano na przymusowe roboty niemal codziennie – dlatego mężczyźni ukrywali się w sklepach, pod łóżkami, na półpiętrach, w schowkach, piwnicach, na strychach itd... Niemcy znali miejsca takich kryjówek dzięki żydowskim donosicielom, którzy towarzyszyli im i pokazywali kryjówki… W tym czasie kiedy były blokady, okres przesiedleń, kryjówki zyskały nowe znaczenie. Ludzie starali się


[102] Henryk Makower, Pamiętnik z getta warszawskiego: Październik 1940–styczeń 1943 (Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1987), 196.


[103] Hanna Krall, Osłona płomienia: intymna rozmowa z dr Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym liderem powstania w getcie warszawskim / Shielding the Flame: An Intimate Conversation with Dr. Marek Edelman, the Last Surviving Leader of the Warsaw Ghetto Uprising (New York: Henry Holt and Company, 1986), 41.


[104] Ibid., 109.


[105] Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ratuje jedno życie / He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 36–38.

budować dobre kryjówki, ponieważ stały się sprawą życia i śmierci. W nich ukrywali się starcy, dzieci i kobiety… W 90% przypadków to żydowska policja odkrywała kryjówki. Najpierw dowiadywali się gdzie się znajdowały, później przekazywali informację Ukraińcom i Niemcom. Setki i tysiące ludzi są na sumieniu tych łotrów. [106]


Dov Freiberg, uciekinier z Łodzi:


Pewnej niedzieli zdziwiło mnie kiedy zobaczyłem wchodzącego na podwórko niemieckiego oficera SS, gwizdnął i krzyknął "Maks!" Otworzyło się okno mieszkania na III piętrze. Wyjrzał młody człowiek – był jednym z dzieciaków które bawiły się na podwórku. Odpowiedział po niemiecku "Już schodzę!" Kilka minut później młody człowiek pojawił się na podwórku i wyszedł z Niemcem, obaj się śmiali. Później dowiedziałem się, że był jednym z najgroźniejszych donosicieli w okolicy, i że każdy go się bał. W Łodzi słyszałem historie o żydowskich donosicielach pracujących dla Niemców, ale teraz, kiedy naprawdę zobaczyłem młodego Żyda współpracującego z Niemcem – mówiono, że pomagał Niemcom w planowaniu rabunków – byłem zszokowany. Nie mogłem zrozumieć jak jego rodzina mogła pozwolić mu na współpracę z Niemcami. Za każdym razem kiedy widziałem go później, modliłem się żeby go zabito. [107]


Wiele rzeczy zmieniło się na naszym podwórku, ale jedno się nie zmieniło – dzieci dalej bawiły się na podwórku, i ich głosy można było słyszeć cały dzień, zmieniły się tylko zabawy, i odpowiadały czasom. Zamiast bawić się w "policjantów i złodziei", zabawa zmieniła się w "Gestapo i Żydów". W tej grze dzieci przeklinały po niemiecku i strzelały do Żydów. [108]


Kiedy amerykańskie dzieci bawiły się w "kowbojów i Indian", zabawa którą uważano za normalną i do przyjęcia, mimo że "złymi facetami" byli Indianie, a nie biali osadnicy, nikt, być może poza Indianami, nie postrzegał jej jako z natury rasistowską zabawę. Natomiast żydowscy autorzy jak Jan T. Gross nazwali polskie dzieci "antysemitami", bo bawiły się w "Niemców i Żydów", zabawę której celem było złapanie Żyda, mimo że żydowskie dzieci bawiły się podobnie w gettach. [109]


David Landau, członek Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW), o policji w getcie i żydowskich władzach:


Nowo utworzona policja dawała najlepsze mieszkania swoim rodzinom i krewnym. Bogatsi Żydzi szybko się dowiedzieli, że tylko dzięki łapówkom dla tych ludzi mogli mieć nadzieję na otrzymanie rozsądnego mieszkania dla swoich rodzin. W rezultacie, ci którzy dołączyli do sił policyjnych odkryli kopalnię złota. Wynagrodzenie szybko stało się drobną sprawą, stanowisko wszystkim…


Policja była zasadniczo szkolona przez władze zewnętrzne, które stały za nimi. Dlatego ważne było żeby mieć najlepsze relacje z jej członkami.


Kiedy dla getta przyznano małe racje żywnościowe, osoby w wydziale żywienia zachowywały się dokładnie jak policja. Najpierw dbali o siebie. Tylko mała część tych racji dochodziła do niepowiązanych mieszkańców getta. Tak samo było z zajmującymi się węglem i opałem na zimę. Ludzie od chleba dawali dodatkowe racje ludziom od węgla, którzy w zamian dostarczali im więcej węgla. Te organizacje które dalej wierzyły w podstawową moralność, toczyły przegraną walkę.


[106] Jacob Sloan, red., Dziennik Emmanuela Ringelbluma / The Journal of Emmanuel Ringelblum (New York: Schocken, 1974), 339–41.


[107] Dov Freiberg, Przeżyć Sobiobór / To Survive Sobibor (Jerusalem and New York: Gefen, 2007), 93–94.


[108] Ibid., 121.


[109] Aharon Zalkind (Eynat), ur. w 1934, wspominał następujące gry w których uczestniczył w getcie w Wilnie:

"W getcie bawiliśmy się w wojnę. Była grupa dzieciaków w szmatach – to byli Żydzi.Inna grupa miała w rękach patyki – karabiny. Oni byli Niemcami. Innym razem bawiliśmy się w targowisko. My, chłopcy, sprzedawaliśmy i kupowaliśmy papierosy i słodycze. Dziewczyny handlowały chlebem i bułkami. Starsi chłopcy bawili się w [zydowskich] policjantów i nas gonili. Była też zabawa w "łapankę". Mój młodszy brat i ja chowaliśmy się, a dwaj starsi chłopcy nas łapali i wrzeszczeli 'verfluchter Jude' [przeklęci Żydzi]". Zob. Shimon Redlich, Życie w tranzycie: Żydzi w powojennej Łodzi 1945-1950 / Life in Transit: Jews in Postwar Lodz, 1945–1950 (Boston: Academic Studies Press, 2010), 140.


W czasie pierwszej zimy śmierć głodowa była powszechna. Noc po nocy na ulicach leżały ciała do zabrania rano. Były nagie, bo ich ubrania sprzedano żeby kupić zywność. Wydział żydowskiej administracji zorganizował 'kolekcjonerów smierci' w celu zbierania zwłok i grzebania ich w masowych grobach. Mieszkańcy getta nauczyli się ignorować to patologiczne zjawisko. Niekiedy ciała umieszczano przed klubami nocnymi w proteście, ale postacie ze świata podziemnego tylko je omijali, kiedy wychodzili z klubów wczesnym rankiem…


Inna prośba, o mydło, miała niefortunne konsekwencje. Warszawski Wydział Zdrowia, Sekcja Żydowska, wróciła z ostrym nakazem niemieckich władz ustanowienia 'jednostek higienicznych' dla odwszawiania 'brudnej społeczności żydowskiej'… Żydzi mieli być odwszawiani w komunalnych łaźniach dezynfekcyjnych…


Wiosną i latem 1941, te jednostki stały się nową plagą getta. "Dezynfekujący" pojawiali się na danej ulicy, zamykali budynek z pomocą policji, chodzili od mieszkania do mieszkania, zmuszając ludzi do wyjścia, i prowadząc ich pod strażą do łaźni dezynfekcyjnej. Kiedy mieszkańców nie było w mieszkaniach, dezynfekujący, albo policja, albo obie grupy, rabowali mieszkanie podczas dezynfekcji. Odwszeni mieszkańcy wracali z "łaźni" śmierdząc jednym rodzajem środka dezynfekującego do mieszkań śmierdzących innym i pozbawionym większości ich dobytku. Ludzi bali się policji i dezynfekujących bardziej niż plagi tyfusu czy duru brzusznego. I nie było żadnych władz do których mogli się zwrócić. Celem dezynfekujących były przeważnie większe budynki, gdzi było więcej mieszkańców i więcej do kradzieży. [110]


Chaim Kaplan, kronikarz warszawskiego getta o korupcji w getcie:


Całe getto jest ogromnym gnojowiskiem. Żydowscy dozorcy robią co chcą, i nie ma nikogo kto by ich skarcił. Ich bezczelność nie ma granic…


Ale jeśli ktoś uważa, że tylko dozorcy są skorumpowani, to bardzo się myli…Każdy zajmujący odpowiedzialne stanowisko w Judenracie jest jawnie czy tajnie gotów ci pomóc – za cenę. Idealnym tego przykładem jest wydział zdrowia ustanowiony pod auspicjami Judenratu dla zachowania standardów sanitarnych, czystości i zdrowia. W tym przypadku nie ma się do czynienia z wulgarnymi, tępymi dozorcami, a z najwyraźniej bardzo inteligentnymi, kulturalnymi lekarzami. Jeszcze nawet tu pieniądz puryfikuje wszelki brud i przykrywa wszystkie nieprawości…


Zewnętrznie nikt nie jest bardziej gorliwy niż urzędnicy wydziału zdrowia w egzekwowaniu warunków sanitarnych… Po kilku dniach komitet podwórkowy otrzymuje powiadomienie od wydziału zdrowia, że ze względu na niespełniające norm warunki sanitarne w wymienionych mieszkaniach konieczna jest dezynfekcja. Co pociąga za sobą dezynfekcja?… Wiąże się to z całkowitym zniszczeniem wszystkich posiadanych przedmiotów za pomocą stosowanego przez nich ostrego środka dezynfekującego…


Na moim podwórku wydarzył się następujący incydent: ogłoszono dezynfekcję, i przyszli dezynfekujący ze swoim sprzętem, nie żeby dezynfekować, a targować się o wysokość łapówki. Przez pełną godzinę upierali się przy swojej cenie. W tym czasie targowanie się ustępowało i zaczynało od nowa, nie potajemnie a publicznie. W obecności wszystkich mieszkańców podwórka, dezynfekujący negocjowali. W końcu zgodzili się na 400 zł. Każde mieszkanie wyznaczone do dezynfekcji zapłaciło swoją część. Kiedy wręczono pieniądze, podwórko nie było zagrożone jeśli chodzi o sanitację, gdyż wydział zdrowia otrzymał podpisany raport, że wszystko przeprowadzono zgodnie z planem. [111]


[110] David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, Zaklatkowany: historia żydowskiego oporu / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 77–78.


[111] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii…. / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 282–83.



Bernard Goldstein, lider Bundu i działacz polityczny w getcie, o agentach Gestapo w getcie i współpracy żydowskiej policji:


Wkrótce po ustanowieniu żydowskiej policji, w getcie pojawiła się nowa postać, człowiek o nazwisku Ganzweich, dziennikarz i wcześniej syjonista, oryginalnie z Łodzi…


Po ogłoszeniu przez Niemców utworzenia getta, Ganzweich zorganizował biuro rozdzielające przywileje i koncesje takie jak praca jako dozorcy czy kolekcjonerzy czynszu. Wydawał się mieć duży wpływ u władz. Ludzie ustawiali się w kolejce w jego biurze, z łapówką w ręku, oczekując pomocy Ganzweicha w zwolnieniu aresztowanego członka rodziny, dostac lepsze mieszkanie, zdobyć ważny dokument prawny. Starannie zorganizowana poprzez niego siatka koneksji i znajomych pilnowała każdy aspekt zycia w getcie, dostarczając mu informacje bezcenne dla władz okupacyjnych…


Wszyscy wiedzieli, że ta kreatura pracowała dla Niemców, że to dla nich organizował tę rzekomą kampanię przeciwko wygórowanym cenom i przemytowi. Niemniej jednak ludzie dołączali z tego samego powodu jak inni dołączali do żydowskiej policji. Jego "anty-geszefciarska" policja liczyła kilkaset osób. Ponieważ ich siedziba mieściła się przy Leszno 13, wkrótce stali się znani jako "Trzynastkowcy". Nosili taki sam mundur jak inna żydowska policja.


W getcie Trzynastkowcy wywoływali strach. Dokonywali nalotów, spadali na całe bloki budynków, rzekomo polując na przemycane towary, spekulantów i czarnorynkowców. Faktycznie szukali politycznego materiału, nielegalnej literatury i aktywnych pracowników podziemia. Spełniali funkcję Gestapo w getcie. Z czasem Ganzwejch ze swoimi Trzynastkowcami stali się władzą w żydowskich sprawach dla Gestapo i mieli ich absolutne zaufanie. Przed zerwaniem paktu Stalin-Hitler, Ganzweich nawet werbował Żydów z warszawskiego getta do penetracji rosyjskiej strefy w celu dostarczania informacji władzom niemieckim.


Poczatkowo Judenrat toczył spokojną walkę z Ganzweichem… Ale wszelkie wysiłki usunięcia go jako konkurenta w kontroli policyjnej w getcie poniosły fiasko. Jego koneksje z Gestapo były zbyt mocne. Jego Trzynastkowcy dalej pełnili funkcję jako jednostka policji, taką samą jak policja Judenratu, ale bliżej utożsamianą ze szczególnymi cechami polityki Gestapo wobec Żydów.


Oprócz Trzynastkowców Ganzweicha, do swojego aparatu Gestapo przyjęło pewnych Żydów. Jeden z nich, Kokosoffsky, przed wojną był liderem Maccabee, żydowskiej organizacji sportowej w Pabianicach. Inny agent, o nazwisku Andes, wcześniej był bokserem w syjonistycznych Maccabee. Teraz specjalizował się w wyszukiwaniu nielegalnych młynów zbożowych. Później Niemcy wysłali go do obozu w Auschwitz. Chodziły pogłoski, że młynarze zapłacili duże łapówki żeby zorganizować ten zamach. Co najmniej jedna Żydówka była na liście płac Gestapo - Madame Machno, była warszawska aktorka i tancerka.


Przez ręce tych kreatur przechodziły ogromne łapówki dla Gestapo. Oni "załatwiali" permity do przejścia przez bramy getta, licencje biznesowe, zwolnienia z przymusowych robót i inne przywileje. Pozwolenie na podróż między Warszawą i Łodzią kosztowało 1.000 zł, zwolnienie z przymusowej roboty 10.000 zł. Skala cen różniła się zależnie od znaczenia usługi.


Te pijawki przypinały się mocno i wysysały, dla siebie i dla Gestapo, ostatnią kroplę krwi z żydowskiej populacji, szerząc to czym się karmiły – całkowitą demoralizację i nieograniczoną rozwiązłość.


Swojego najsilniejszego i najzdolniejszego przeciwnika żydowska policja znalazła w Morizi Orzechu.


Nienawiść Orzecha do żydowskiej policji doprowadziła go wcześniej do poważnego problemu. Widząc kapitana policji próbującego aresztować starą Żydówkę za nielegalny handel warzy na ulicy, interweniował. W czasie sprzeczki uderzył oficera. Orzecha aresztowano by przekazać go Niemcom. Uratowanie go wymagało dużo pracy i pieniędzy… [112]


[112] Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 68–71. 42


Pewnego ranka dozorca budynku Nowolipie 12 wpadł by mi powiedzieć, że właśnie odwiedzili go dwaj agenci Gestapo, oczywiście Żydzi, którzy przeglądali jego rejestr. Szczególną uwagę zwrócili na literę G. Był pewien, że chodziło o mnie…


Po 10 minutach przed budynkiem Nowolipie 12 zatrzymało się auto Gestapo, i agenci weszli do budynku. Przeszukali moje mieszkanie, odpytywali moją rodziną i sąsiadów. Zostawili nakaz na piśmie, że następnego ranka mam się zgłosić w siedzibie Gestapo przy Alei Szucha.


Następnego dnia wrócili by dowiedzieć się dlaczego nie przyszedłem. Brata nie było w domu, więc zabrali młodego Jacoba jako zakładnika…

Jacob był Bundystą i mieszkając w mieszkaniu widział towarzyszy wchodzących i wychodzących towarzyszy z podziemia. Gestapo torturowało go usiłując zdobyć informacje, ale w końcu ponieśli klęskę, kiedy śmierć położyła kres jego agonii. [113]


Mroczna jak zwykle była wiosenna noc 17 kwietnia 1942… Tej nocy Gestapo odwiedziło wiele domów w róznych częściach getta, wyciągało ludzi i rozstrzeliwało ich na miejscu. Ciała zostawiano gdzie upadały. Ludziom z SS i Gestapo towarzyszyła żydowska policja, mająca ze sobą listę nazwisk i adresów, i prowadząc morderców prosto do ich ofiar.


Rankiem, z rozkazu policji, ciała z ulic zabrały wagony należące do Stowarzyszenia Pogrzebowego / Chesed Shel Emmeth Burial Society i inni grabarze. Policja wyciągnęła sąsiadów zamordowanych ludzi na ulice i zmusiła ich do zmywania krwi.


Tej nocy straciliśmy, między innymi, następujących towarzyszy:…


Szczególnie tragiczna była śmierć naszego towarzysza, zecera, Moishe Sklara. Był Członkiem komitetu wykonawczego Związku Drukarzy, i działał dla Bundu w getcie. Tej nocy go aresztowano i nie rozstrzelano natychmiast jak innych. Przez 2 tygodnie przetrzymywano go w więzieniu na Pawiaku i poddano strasznym torturom. Pytano go o nazwiska działających w drukowaniu nielegalnej literatury. Znał ich wszystkich, ale znosił straszny ból i nic nie powiedział. O 5:00 dwa tygodnie po aresztowaniu, zabrano go na róg Dzielnej i Smoczej i rozstrzelano.


Sąsiedzi słyszeli strzały i wybiegli. Zobaczyli leżącego w kałuży krwi mężczyznę i pochylającego się nad ciałem żydowskiego policjanta zdejmującego mu buty… Później odnaleźliśmy żydowskiego policjanta, który dokonał tej upiornej grabieży. Został odpowiednio potraktowany. [114]


Teraz terror w getcie wszedł w nową, bardziej krwawą fazę. Niemal każdej nocy naziści wpadali do kamienicy, wyciągali dziesiątki ludzi na ulicę i ich rozstrzeliwali. W nocy do getta przyprowadzali ludzi z aryjskiej strony i też rozstrzeliwali. Nie wiedzieliśmy kim byli ani dlaczego ich mordowali. [115]


Poczucie oczekiwania, nerwowego oczekiwania na nieznaną, ale pewną katastrofę, wzrosło, gdy Niemcy rozpoczęli nową kampanię terroru. Od czasu do czasu w przeszłości łapali ludzi na ulicach i wysyłali ich na przymusowe roboty. Po 17 kwietnia [1942] takie porwania były znacznie częściej i ze znacznie większą dzikością. Dowodzona przez SS i niemieckich żandarmów żydowska policja, wpadała do getta jak zgraja dzikich zwierząt, łapiąc każdego dorosłego mężczyznę i wrzucając go w krąg uzbrojonych strażników pośrodku ulicy. Obezwładnieni przez policję, odrętwiali ze strachu i oszołomienia, skazani kulili się tam czekając na eskortę do najbliższego komisariatu policji, a następnie do wagonów towarowych na przymusowe roboty…


[113] Ibid., 94–95.


[114] Ibid., 100–102.


[115] Ibid., 104.


Z okna mojej kryjówki przy Gęsiej 13 kiedyś widziałem przerażającą scenę. Żydowski policjant trzymał chudego młodego człowieka z kołtunowatymi czarnymi włosami, który walczył z szaloną wściekłością by wyrwać się z jego uścisku. W oczach ofiary było szalone spojrzenie kiedy zadawał ciosy, kopał i ciągnął. Gumową pałką policjant bił go po rękach, nogach, całym ciele, i wtedy pół pchał go, pół ciągnął w kierunku placu gdzie czekał uzbrojony krąg. [116]


Matthew Brzezinski o 17 kwietnia 1942, nalotach na getto:


Nocą w piątek 17 kwietnia [1942], warszawskie getto zaatakowały ciężarówki wypełnione niemieckimi żołnierzami i oficerami SS. Wysypywali się jednocześnie przez kilka bram przez zamkniętą dzielnicę, która była ciemna i cicha, bez dozwolonego światła i ruchu po godzinie policyjnej. W ciągu kilku minut opustoszałe brukowane uliczki odbijały się echem stukotu butów, a przenośne reflektory skanowały budynki, i w drzwi walono kolbami karabinów. Rozlegały się strzały, od czasu do czasu strzelając ogniem z karabinu maszynowego.

Jedną z wybranych kamienic w czasie nalotów była siedziba Isaaka [Yitzhak] Zuckermana przy Dzielnej. Jej zaskoczony dozorca ledwie miał czas na pociągnięcie prowizorycznego alarmu zanim agenci Gestapo biegli po schodach. Na III piętrze, w klubie Młodych Pionierów, wybuchła panika, i bieg na strych, gdzie w ścianie wycięto wyjście awaryjne do przyległego budynku. W wynikłej walce, jeden z najbardziej zaufanych zastępców Izaaka, Tuvia Borzykowski, został postrzelony w nogę, i jeszcze udało mu się uciec. Dwóch innych pionierów nie miało tyle szczęścia. Zostali wyciągnięci na podwórko i wszyscy mieszkańcy patrzyli z przerażeniem, kiedy każdy został postrzelony w głowę.


Zanim dokonano na nich egzekucji, Gestapo zadawało ofiarom tylko jedno pytanie: gdzie byli

Isaac Zuckerman i Lonka Kozibrodska? To że SS wiedziała o Isaaku nie było zaskoczeniem. Jego zaangażowanie w ruchu Socjalistycznej Młodzieży Syjonistycznej nie był tajemnicą. Ale Lonka to zupełnie inna historia. Bardzo niewielu wiedziało o tajnej roli jaką piękna blondynka odgrywała jako łącznik między Młodymi Pionierami i światem zewnętrznym.


To mogło tylko oznaczać, że naziści mieli żydowskich informatorów, podejrzenie które pojawiło się kiedy tego wieczoru dokonano nalotów na domy niemal wszystkich członków komitetu centralnego Bundu. Sonya Nowogrodska, jedyna kobieta w podziemnym przywództwie Bundu, wąsko oszukała śmierć, jak i Bernard Goldstein, zmieniając kryjówki w ostatniej chwili… Tej nocy Bund stracił prawie tuzin agentów. Wszystkich zastrzelono na miejscu, ich ciała zostawiono na wykrwawienie gdzie upadli. W sumie zabito 52 osoby 17 kwietnia, który stał się znany jako Krwawy Piątek, Noc Krwi albo Szabasowa Rzeź.


Krwawy Piątek ujawnił zmianę nazistowskiej taktyki. Do tego czasu swoje brutalne metody antypowstańcze Gestapo skupiało niemal wyłącznie na Gojach. (Rzeczywiście wcześniej tego dnia naziści przeprowadzili szereg oddzielnych nalotów na chrześcijańskie dzielnice Warszawy, deportując 461 podejrzanych członków oporu do Auschwitz.) Przed Krwawym Piątkiem nie było dowodów sugerujących, żeby władze okupacyjne albo wiedziały albo interesowały się tym, że Żydzi organizowali komórki konspiracyjne. [Może dlatego, że komórki nie angażowały się w żadne działania zbrojne, ani wtedy, ani jakiś czas później. MP] Sporadycznie Gestapo pytało o takich jak Bernard Goldstein, skoro był znanym podżegaczem jeszcze przed wojną. Ale nigdy nie było masowych aresztowań czy siatki Gestapo w dzielnicy żydowskiej na skalę która rutynowo dziesiątkowała polski opór. Kwestia była: dlaczego teraz? Co doprowadziło do tych nalotów? Czy Niemcy, poprzez swoją siatkę szpiegów, dowiedzieli się o rozmowach jednoczących syjonistów i bundystów? Czy słyszeli o zwiększeniu wysiłków nabywania broni? Czy wiedzieli o nowo utworzonych młodych bojownikach i ich rosnącym chórze wezwań do samoobrony?


Smutne jest to, że Bundowi, do tej pory, nie udało się zakupić ani jednego karabinu. Wychwalani bojownicy, zdaniem Borucha Spiegela, "nie byli bardzo poważni". Po wyzdrowieniu Spiegel dołączył do jednostki obrony, i szybko rozczarował się brakiem struktury, dyscypliny, odpowiedniego szkolenia, i najważniejsze, broni. [117]



[116] Ibid., 106.


[117] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka… / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 154–56. Based on Gutman, The Jews of Warsaw, 1939–1943, 176; Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy (Kraków: Znak, 2009), 330.





Zosia Goldberg, mieszkanka getta, o zdrajcach w getcie:


Niestety, zawsze było wielu zdrajców wśród Żydów, którzy utworzyli tajną policję współpracującą z Gestapo. Żaden z nich nie był z Warszawy, cieszę się, że mogę to powiedzieć. Wszyscy byli z Łodzi, miasta które Niemcy nazywali Litzmannstadt. Wszyscy byli z inteligencji – lekarze, inżynierowie, policjanci – żaden z nich nie niewykształcony czy z niższych klas. Wszyscy byli profesjonalistami – i obrzydliwie podłymi. Baliśmy się ich jak ognia. Ich siedziba mieściła się przy tej samej ulicy jak Café Sztuka, ale po drugiej stronie. Numer budynku był 13 Leszno, i dlatego nazywano ich Trzynastkowcami.


Było to żydowskie Gestapo przeciwko Żydom. Na czapkach mieli zielone opaski. Zwykła żydowska policja miała granatowe opaski. Żydowskie Gestapo przychodziło do kawiarni, ale nie chcieliśmy ich obsługiwać. Wykonywali dużo brudnej roboty. Powiedzmy, że jacyś Żydzi ukrywali w mieszkaniu dolary albo pieniądze czy złoto, które mogli sprzedać by kupić zywność. Żydowskie Gestapo zdradziłoby wszystkie te tajemnice Niemcom. I Niemcy przyszliby żeby strzelać i zabojach. To nie były jeszcze masowe zabójstwa, a tylko złe traktowanie, bardzo złe traktowanie, ale nie masowa zagłada…


Pewnym niemieckim Żydom dano pracę poza murami warszawskiego getta… Pewnego dnia ci niemieccy Żydzi maszerowali do pracy mijając ludzi SS na straży. Ci niemieccy Żydzi wszyscy podnosili ręce wyjąc "Heil Hitler!" i SS-mani nawet im nie odpowiedzieli, nie spojrzeli na nich, nawet nie opluli. W Warszawie śmialiśmy się kiedy ci niemieccy Żydzi wrzeszczeli "Heil Hitler!" – jakby Hitler im pomógł – to była najśmieszniejsza część…


Żydzi głodowali mimo że przemycano żywność. Nie mieliśmy jedzenia, ale mogliśmy przemycić truskawki z ulicy. Pamietam, pewnego dnia kupiłam sobie wszelkiego rodzaju smakołyki. Szłam ulicą i podbiegł człowiek, wyrwał mi wszystko i uciekł…


Warunki w getcie były tak straszne… Ludzie nienawidzili się nawzajem. Rozumiesz, oni głodowali. Mogli zabić jeden drugiego za jedzenie. Mieliśmy rodzinę zŁodzi wnaszym mieszkaniu. Moja matka gotowała. Małżonka tego człowieka przyszła i zjadła zupę mojej matki, więc matka mi się poskarżyła. Człowiekowi nie podobała się skarga matki, więc popychał ją i ją pobił. Kiedy tego dnia wróciłam z pracy uderzyłam go w głowę żelaznym garnkiem. Poszłam nawet po matkę. On nie miał dla mnie litości. Nigdy więcej jej nie dotknął.


W getcie nie widziałam żadnych ulotek ani gazet o oporze. Gdybym w ogóle widziała jakiś opór, napisy na ścianach, to były po aryjskiej stronie. Tam pisali na ścianach takie rzeczy jak "Tylko świnie siedzą w kinie", gdyż chodzenie do kina pomagało Niemcom sprawić by ludzie zapomnieli o wojnie, zapomnieli o oporze. Ale w getcie martwiło nas tylko jedzenie, zimno, choroby i wszy. Byliśmy zupełnie zdemoralizowani.


Byliśmy tak zdemoralizowani, że ludzie stali się lekceważący wobec siebie. [118]


Nie pytałam nikogo co robić. Byłam sama. Zawsze kiedy coś zrobiłam, nigdy nikogo nie pytałam. Poza tym nie można było z nikim rozmawiać. Nie wiedziało się kto był zdrajcą. Bardzo się bałam. [119]


Charles G. Roland o nocnym życiu, przestępstwach i agentach Gestapo w getcie:


Były burdele, które funkcjonowały aż do rozpoczęcia masowych deportacji w lipcu 1942…


Gdzie są burdele, w pobliżu będą bary, restauracje i nocne kluby. Nawet w warszawskim getcie takie miejsca istniały w dziwacznej i szalonej obfitości. Chodzący do nich nie byli już bogacze i prawie bogacze z warszawskiego towarzystwa, a nowi liderzy, nowobogaccy z warszawskiego podziemia – w tym przypadku głównie przemytnicy…


[118] Zosia Goldberg,wypowiedź dla Hilton Obenzinger, Bieg przez ogień: jak przeżyłam holokaust / Running Through Fire: How I Survived the Holocaust (San Francisco: Mercury House 2004), 23–25.


[119] Ibid., 39.


Jedną z takich placówek był Hotel Britannia … Trzynastkowcy nie tylko odwiedzali to miejsce, a byli jego właścicielami i nim zarządzali… Britannia nie zamykała drzwi aż do 7:00… i można było kupić wino za 25 zł (45). I kasyno było przy Chłodnej 16… zarządzane przez oficjela Judenratu, Henryka Czerwinskiego.


Wśród restauracji, które funkcjonowały dobrze w okresie getta, Adler szczególnie wymienia dwie jako o notorycznie imponującym menu pomimo okoliczności: A La Fourchette przy Leszno i Solnej oraz Adas - Leszno 14. Obu w dużej mierze patronowali czarnorynkowcy. Kolejnym anachronizmem w głodującym getcie była cukiernia Gogolewskiego, wspomniana w szczerej i bezwstydnie egzystencjalnrj opinii byłego czarnorynkowca: "Sprzedawałem swoje towary po wygórowanych cenach, jadłem ciastka z cukierni Gogolewskiego… [120]


Pewien Avraham Gancwajch [Abraham Ganzweich] zorganizował Urząd Kontroli do Zwalczania Czarnego Rynku i Spekulacji. Nazwa grupy wyznaczała szlachetny cel, ale brakowało mu sankcji ze strony Judenratu. Stała się znana jako Trzynastka, gdyż mieściła się przy Leszno 13. Prawdziwą siłą za tronem Grancwajcha było Gestapo. Na pewno ich podejście do kontrolowania czarnego rynku i spekulacji wydawało się składać z próby ich przejęcia dla siebie. Na przykład opodatkowali tajnych piekarzy, ale podatek stał się dochodem Trzynastkowców. Nie zrobili nic żeby wyeliminować piekarzy, którzy przelewali podatek na nieszczęsnych i głodujących klientów. Tak więc przyparci do muru mieszkańcy getta byli dalej gnębieni przez swoich braci Żydów. Według jednego z ocalałych, Trzynastka było otwartym i ropiejącym wrzodem. Inna technika: człowiek z Trzynastki wszedł do sklepu i kupił kawę, luksus w getcie prawie przekraczający cenę. Wkrótce potem wrócił, skonfiskował 10 kg kawy, i aresztował właściciela. Ale za 1.000 zł go zwolnił.


Trzynastka zorganizowała pogotowie ratunkowe, być może jako gest PR żeby zrównoważyć pewne negatywne aspekty ich wizerunku…


Rzekomym zadaniem tego pogotowia była troska o ludzi chorych zabranych z ulicy, udzielanie pomocy, rozprowadzanie chleba i gorzkiej herbaty, i jeśli potrzeba, zabieranie chorych do szpitala.W końcu jedyną widoczną działalnością pogotowia był transport chorych. Ale wydaje się, że pogotowie rzadko zajmowało się nagłymi przypadkami, gdyż było powiązane z przemytem, aż zniknęło w lipcu czy sierpniu 1942. [121]


Adam Starkopf, ocalony z getta warszawskiego, o żydowskich kolaborantach:


Dwaj SS-mani weszli do budynku i wdarli się do mieszkania naszych sąsiadów, Orensteinów… Wydawało się, że żydowska donosicielka poinformowała Gestapo, że jej małżonek nadal miał w mieszkaniu jakąś skórę z jego sklepu… jeden z SS-manów zastrzelił pana Orensteina i jego 8-letniego syna z balkonu…


Tej nocy, po raz pierwszy ulicami getta jeździło niemieckie "auto śmierci". Była to lśniąca czarna limuzyna z namalowanymi na drzwiach czaszką i piszczelami… Gestapo sporządziło listę nazwisk i adresów Żydów w warszawskim getcie [oczywiście przy pomocy żydowskich informatorów], którzy przed wojną byli bogaci i prominentni towarzysko. Między 4-5:00 każdego ranka "auto śmierci" zatrzymywało się przy adresach wybranych losowo z listy Gestapo. Głowy poszukiwanych rodzin wyciągano z łóżek, i jeszcze w nocnych ubraniach na ulicę. Tam przed kamienicami strzelano im w tył głowy z tak bliskiej odległości, że okaleczano ich nie do poznania.


[120] Charles G. Roland, Oblężona odwaga: głód, choroby i śmierć w warszawskim getcie / Courage Under Siege: Starvation, Disease, and Death in the Warsaw Ghetto (New York and Oxford: Oxford University Press, 1992), 50.


[121] Ibid, 68.


żydowski donosiciel był znany w getcie jako Yossele Kapote... Yossele był ważniakiem, dumnie obnoszącym się w oficjalnie wyglądającej czapce ozdobionej 4 gwiazdami… wszyscy wiedzieli, że Yossele Kapote stał się bardzo popularny w Gestapo… Mieszkał na naszej ulicy z żydowską prostytutką, którą wybrał sobie na kochankę. Dobrze zarabiał jako donosiciel dla Gestapo, i jednocześnie chodziły pogłoski, że miżna było przekonać go do wykorzystania jego pozycji do wyciągnięcia Żydów z kłopotu – pod warunkiem, że dostał dużo kasy… Yosele nie było w domu, ale była jego dziewczyna, jadła takie delikacje jak jajecznicę, sardynki, czekoladowe mleko i ciasto. Kiedy poczciwi, niewinni ludzie wokół niej głodowali na śmierć, ten męt, ta zdrajczyni własnego narodu, żyła na śmietance kraju. [122]


David Landau, członek Żydowskiego Związku Zbrojnego (ŻZW), o wymuszeniach i agentach Gestapo:


Na podstawie rozmowy między Niemcami i żydowskim policjantem zrozumiałem, że łapówka jaką mu dałem, duża, była dla nich trzech.

Ten policjant wiedział, że oni czekali przy wejściu do pierwszego domu poza gettem, i byli gotowi wysłać mnie na śmierć za małą część łapówki. [123]


Naprzeciwko nas mieszkał człowiek zupełnie sparaliżowany od szyi w dół. Każdego ranka kiedy tylko skończyła się godzina policyjna, dozorca pchał go na wózku inwalidzkim na ulicę koło wejścia do budynku. Sparaliżowany człowiek zawsze był dobrze ubrany, z kołderką przykrywającą dolną część ciała. Tam przed budynkiem siedział cały dzień…


Pewnego razu wracając z koniecznego wyjścia prawie o godzinie policyjnej, zauważyłem przechodzącego oficera Gestapo odwracającego wózek i popychającego go z powrotem do budynku…


Od tego dnia byłem pewien, że moje podejrzenie było poprawne, i że oprócz tego że był Żydem, był też szpiegiem. [124]


Reuben Ainsztein o agentach Gestapo i żydowskim podziemiu:


Żeby zapewnić mu fundusze, Gestapo uczyniło go [Abrahama Gancwajcha / Ganzweicha] administratorem 100 budynków w warszawskim getcie, gdzie do tej pory domami administrował Judenrat. Wydawało mu też 30 przepustek miesięcznie zezwalających ich posiadaczom podróżować pociągami. Skoro żaden Żyd nie mógł używac transportu publicznego, posiadanie przepustek dawało Ganzweichowi i jego ludziom unikalny przywilej i unikalne źródło dochodu, bo Ganzweich sprzedawał przepustki i zyskami dzielił się ze swoimi panami z Gestapo. Wkrótce

Ganzweich stał się znany w getcie jako człowiek który za opłatą nie tylko mógł zorganizować transfer krewnych z jednego getta do drugiego, jak i zapewnić zwolnienie aresztowanych przez Niemców… Pod koniec 1940 Ganzweich stał się drugą siłą w getcie, która coraz bardziej uzurpowała sobie znaczną część władzy Judenratu.


5 stycznia 1941 Ganzweich otworzył Biuro do Zwalczania Lichwy i Czarnego rynku przy Leszno 13, które getto nazwało Trzynastką…


Z 318 ludzi pracujących dla Ganzweicha, 300 tworzyło "siłę policyjną"[nie mylić z dużo większą żydowską policję podległą radzie żydowskiej], 8 pracowało jako kierowcy, mechanicy samochodowi i podobnych zajęciach, resztę stanowili prawnicy, którzy tworzyli sąd który osądzał ludzi winnych spekulacji i czarnorynkowców. W rzeczywistości ukarano ciężką grzywną tylko kilku drobnych piekarzy, rzeźników i przemytników, albo przetrzymywano w więzieniu dopóki ją zapłacili. 300 policjantów funkcjonowało jako zbiry amerykańskich gangsterów, i z ich pomocą Ganzweich zmuszał wszystkich ważnych biznesmenów w getcie, niezależnie od ich uczciwości, do płacenia mu za ochronę, i tymi pieniędzmi dzielił się z patronami z Gestapo.


[122] Adam Starkopf, Zawsze jest czas na śmierć / There Is Always Time To Die (New York: Holocaust Library, 1981), 88–89, 92, 93–94.


[123] David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, Zaklatkowany: … / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 115.


[124] Ibid., 285–86.


Skoro praktycznie wszystko potrzebne w getcie musiało być przemycane, ochrona Ganzweicha poszerzała się tez na tę istotną działalność. Zanim jakikolwiek towar mógł być wniesiony do getta, trzeba było płacić łapówki polskiej policji, getto policji i oficjelom z niemieckiej policji kryminalnej, i nawet wtedy nie było gwarancji, że dotrze on do getta, gdyż niemieckie patrole wokół murów mogły go przejąć. Ale jeśli zapłaciło się Trzynastkowcom, towar na pewno dotarł do getta bez żadnych innych łapówek.


Władze Judenratu próbowały sprzeciwić się rosnącej sile Trzynastki, ale bez sukcesu. W kwietniu 1941 Judenrat wystawił na akcję publiczną koncesję usuwania śmieci z getta i otrzymały 3 oferty, jedną od Trzynastkowców. Kiedy Judenrat nie wybrał Trzynastkowców, do biura Judenratu przyszli 3 oficerowie Gestapo, kopnęli przewodniczącego Czerniakowa po schodach i aresztowali jego i 2 kolegów, Lichtenbauma i Hermana. Tę trójkę zwolniono


Dopiero kiedy Judenrat zapłacił łapówkę 20.000 zł, którą Szternfeld, komendant policji Ganzweicha wraz z kolegami-gangsterami wydali na picie w Casanova, klubie nocnym w getcie uczęszczanym ekskluzywnie przez ludzi ich pokroju. Nie usatysfakcjonowany tym zwycięstwem, Szternfeld napisał do Szeryńskiego [komendanta żydowskiej policji w getcie] żądając by policjanci w getcie salutowali jego ludziom. Kiedy Szeryński zignorował to żądanie, ludzie Szternfelda aresztowali 2 policjantów, i jeden z nich, który opierał się aresztowaniu, został wysłany przez Gestapo do Auschwitz. Wtedy Szeryński zgodził się żeby niźsi stopniem policjanci w getcie salutowali oficerom sił Ganzweicha.


Dzielenie się wpływami ze szwindlu Ganzweicha było niewątpliwie ważnym elementem w grze Gestapo. Ale najważniejszym czynnikiem była przydatność Ganzweicha i jego mafii jako agencji szpiegowskiej i subwersji – w skrócie, klasycznej piątej kolumny. Działalność szpiegowska nie ograniczała się do warszawskiego getta czy nawet tego co działo się w polskim podziemiu na zewnątrz. Do niemieckiego ataku na Związek Sowiecki agenci Ganzweicha podróżowali do Białegostoku, Wilna i Lwowa, i niewątpliwie wykonywali zadania szpiegowskie dla swoich niemieckich panów. Jeśli chodzi o subwersyjną działalność Ganzweicha, która stanowiła integralną część metod wojny psychologicznej stosowanej przez nazistów wobec Żydów, miała złożony charakter. Dwaj rabini należący do Partii Agudath Israel, Blumenfeld i Glicensztajn, robili w jego imieniu propagandę wśród chasydów, i pilnowali żeby w religijnych szkołach i kolegiach nie zakorzeniły się żadne pomysły oporu…


15 maja 1941 Ganzweich utworzył kolejną agencję subwersyjną, Pogotowie Ratunkowe, które miało odegrać szczególnie złowrogą rolę podczas likwidacji getta. Członkowie Pogotowia twierdzili, że celem ich organizacji było zapewnienie opieki medycznej w nagłym przypadku i dodatkowe przydziały żywności dla najbiedniejszych. W rzeczywistości Ringelblum napisał w swoich dziennikach o wyjątkowym wydarzeniu 18 maja 1941, kiedy Pogotowie rozdzieliło 110 bochenków chleba, które Trzynastkowcy zarekwirowali piekarzom. Pogotowie pokazało swoje prawdziwe oblicze podczas wielkiej likwidacji, kiedy jego członkowie pomagali policji w getcie łapać ofiary i wpędzać je do pociągów wiozących je do Treblinki. Jednocześnie kilka osób, które stac było na żądaną przez gangsterów łapówkę, eskortowano do chwilowego bezpieczeństwa w karetkach.


W każdy wtorek Ganzweich odwiedzał Gestapo z raportem przygotowanym przez niego i redagowanym przez niemieckiego Żyda, byłego członka zarządu redakcyjnego słynnego Berliner Tageblatt. W raporcie był wykaz działalności Judenratu, Żydowskiej Organizacji Samopomocy i innych instytucji żydowskich, kronika wydarzeń w getcie, i regularne oceny "tego co mówiono w getcie o sytuacji na frontach wojny", i "co mówi się w getcie o przebiegu wojny". Ostatnie 2 części tygodniowego raportu to nic więcej niż doniesienia. Jak Czerniakow musiał pisać swój raport do komisarza nazistowskiego getta co środę, dokument Ganzweicha słuzył Niemcom jako środek do sprawdzania czy Judenrat wiernie wykonywał ich rozkazy. Ganzweich chwalił się, że Gestapo z niecierpliwościa oczekiwało jego raportu, gdyż uważali go za jedyną wiarygodną ocenę tego co działo się w getcie.


Z nieznanych dotąd powodów, ale można je łatwo odgadnąć, nazistowska Służba bezpieczeństwa zdecydowała, że byłoby przydatne ustanowienie innej agencji zdrady i korupcji, i do roli konkurentów Ganzweicha wybrała dwóch z jego lejtnantów, Zelika Hellera i Maurycego Kona, którzy uciekli z Łodzi do warszawskiego getta. Kon… i Heller oddzielili się od Ganzweicha w kwietniu 1941 zaraz po tym kiedy wykazali się lepsi od swojego mistrza w budowaniu finansowego imperium. Ganzweich był właścicielem zadaszonego targu i czerpał ogromne zyski z licencji na import żywności do getta nadanej mu przez Niemców, ale Heller i Kon wkrótce go prześcignęli wielkością transakcji. Oprócz zarabiania dużych pieniędzy przez organizowanie transferu Żydów z Łodzi, a po wrześniu 1941 z Białegostoku i innych gett na dawnych sowieckich terenach do getta warszawskiego, uzyskali od Niemców monopol na import ryb w getcie. W wyniku tego monopolu, ryby które kupowali za 1 zł/kg, w getcie sprzedawali za 6 zł. Pewnego razu dostali od nazistowskich mistrzów licencję na import 40 ładunków kolejowych ziemniaków, za które zapłacili 40 gr/kg, i sprzedali je za 2 zł/kg. W ciągu roku utworzyli firmę kontrolującą 30 przedsiębiorstw, w tym jedyną w getcie linię tramwajów konnych.


Podczas gdy Ganzweich próbował działać jako dobroczyńca i sponsor żydowskiej kultury w getcie pomagając finansowo teatrowi w getcie i wypłacając wielu pisarzom i artystom comiesięczne stypendia, Kon i Heller poświęcali duże pieniądze na zachowanie religijnych szkół i instytucji, i poszerzał swoją ochronę na wielu chasydzkich rabinów… W warszawskim getcie ci sami ludzie pomagali w działalności Kona i Hellera mówiąc swoim licznym zwolennikom, że getto było nie tylko karą Pana za żydowskie opuszczenie ortodoksji i ateizm, ale szczęściem w nieszczęściu po to żeby sprowadzić Żydów z powrotem do stanu pobożności i izolacji, w której żyli przed rewolucją francuską. Odwrotnie do żydowskich gett w Białymstoku, Wilnie czy innych na Litwie i Białorusi, chasydzki element był stosunkowo liczny w Warszawie, skutek poglądów propagowanych przez protegowanych Kona i Hellera był najbardziej przydatny dla nazistów, gdyż pomagał wytworzyć atmosferę fatalizmu.


Wiosną 1942 Ganzweich utworzył fikcyjną organizację oporu, której celem było przeciwdziałanie nasilającemu się ruchowi oporu (tzn. Żydowska Organizacja Wojskowa, która miała powiązania z pro-Piłsudskimi kręgami w polskiej armii] w getcie prowadzące do zamieszania, jak i odkrywania róznymi posunięciami prowokacyjnymi, czy były jakieś związki między Judenratem i grupami oporu. Ta fikcyjna organizacja nazywała się Żagiew i twierdziła iż składa się z Polaków wiary żydowskiej, którzy byli wiernymi zwolennikami Piłsudskiego [marszałek Józef Piłsudski, polski lider międzywojenny] i służyli w Polskiej Armii. Zaciekle antysowieckie ulotki dystrybuowane w imieniu Żagwi miały na celu zapobiec utworzeniu wspólnego frontu między lewicowym i nie-socjalistycznym oporem w getcie.


Niewątpliwie przekonani, że Trzynastkowcy przeżyli swoją użyteczność, 17 lipca 1942 naziści zamknęli Biuro do Zwalczania Lichwy i Czarnego Rynku, ale zmusili Judenrat do przyjęcia jego 200 członków do policji w getcie… Po zniknięciu Trzynastki, głównej agencji wywrotowej Ganzweicha, pozostało Pogotowie Ratunkowe.


W kwietniu 1942 Gestapo zdecydowało, że obecność Ganzweicha w getcie była chwilowo niepożądana i nakazało Judenratowi wywiesić plakaty w całym getcie z przekazem, że Ganzweich i jego prawa ręka, Szternfeld, byli poszukiwani przez Niemców, i każdy kto ich chronił w getcie czy znał miejsce jego pobytu, a nie poinformował o tym, zostanie rozstrzelany. Prawdę mówiąc, Danzweich wraz z kolaborantami bezpiecznie żyli w "aryjskiej" części Warszawy i dalej pracował dla Gestapo. Nie było tak w przypadku Kona i Hellera, których przydatność zakończyła się w czasie wielkiej likwidacji. Obu zabito 4 sierpnia 1942 w budynku policji getta. Ale Ganzweich pojawił się w getcie po wielkiej likwidacji, kiedy Gestapo nakazało Judenratowi wydać ogłoszenie, że błędem było kiedy jego ogłoszenia nazywały go poszukiwanym człowiekiem.


W końcu 1942, świadome nowego nastroju w getcie, Gestapo powierzyło Ganzweichowi zadanie zdobycia ocalonych intelektualistów dla polityki głoszenia fatalistycznych działań…


Po niepowodzeniu z intelektualistami, Ganzweich próbował dokonać sabotażu na nadchodzącym powstaniu poprzez ożywienie prowokacji Żagwi, i utworzenie Ligi Anty-Sowieckiej, co, jak oczekiwali naziści, podzieli żydowskie podziemie… Skutek jego działań był żaden, ale Ganzweich dalej był przydatny dla Niemców przez kilka następnych miesięcy po zniszczeniu warszawskiego getta. Według niektórych raportów, został zlikwidowany przez nich 24 listopada 1943, zaś według innych ukrył się i Gestapo dalej poszukiwało go w 1944.


Ganzweich, Kon i Heller razem ze swoimi kolaborantami liczyli około 500 ludzi, i spośród nich tylko kilkudziesięciu było faktycznie agentami Gestapo… Ale wśród agentów Gestapo w warszawskim getcie był człowiek, który, gdyby nie był Żydem, mógł odegrać rolę Pétaina lub Lavala…


Po zwycięstwie nazizmu w Niemczech, w wieku 76 lat wrócił do Polski i znalazł się w warszawskim getcie. Czy zgłosił się na agenta Gestapo, czy naziści wiedzieli o jego związkach niemieckimi służbami wywiadu… nie wiemy. Ale nie ma żadnych wątpliwości iż pracował dla Niemców do 22 lutego 1943, dnia kiedy został zabity przez 3 członków Żydowskiej Organizacji Walczącej, którą o jego związkach z Gestapo poinformowało polskie podziemie…


Żeby zająć się organizacjami żydowskiego oporu, SS Obersturmführer Brandt wysłał Ganzweicha z powrotem do getta, gdzie ożywił Żagiew. Cel organizacji stał się zupełnie jasny kiedy wydała apel wzywający wszystkich mieszkańców getta by zgromadzili się przed Judenratem przy Zamenhofa i rozpoczęli powstanie. Gdyby Żydzi posłuchali tego apelu, łatwo byłoby Niemcom otoczyć ich i wpędzić na podwórzec kolejowy. Z 60 członków Żagwi, ŻZW i ŻOB zlikwidowały 59, łącznie z redaktorem ich dziennika, Adamem Szajenm, ale nie udało im się złapać Ganzweicha. [125]


Na wzmiankę zasługują też działania żydowskich złodziei cmentarnych, wspomnianych w dziennikach Adama Czerniakowa, szefa Judenratu, już 4 stycznia 1940: "Wczoraj po raz drugi nasi pracownicy zostali pobici na praskim cmentarzu przez gang poszukujący diamentów". Ringelblum odnotował również to samo zjawisko kilka razy we wrzesniu 1941. Pierwszy jego zapis był suchy: "Grabarze otwierają grób, wyjmują bizuterię i złote zęby". Drugi raz jego reakcja była wysoko emocjonalna: "Na cmentarzu wydarzają się niewyobrażalne bezpodstawne rzeczy. Masowe groby i bezczeszczenie zmarłych przez ludzi, którzy wrzucaja ich do grobów jak psy. To nie wszystko. Okazuje się, że otwierają groby w nocy, wyciągają złote zęby i kradną płótna. Niedawno było poważne śledztwo żydowskich policjantów uczestniczących w tych czynach. Jednym słowem: najgorsi z najgorszych". W kwietniu 1942 autorka i pracownica społeczna Rachel Auerbach napisała w dzienniku: "Okazuje się, że duży procent rzeczy dostępnych dzisiaj na handel pochodzi z grabieży zmarłych. Wyspecjalizowane firmy, które z tego się utrzymują, ściągają odzież z leżących na ulicy ciał. Do rana ludzie są zupełnie nadzy, przykryci w większości arkuszami papieru, albo zerwanym ze ściany plakatem". [126]



Matthew Brzezinski o fiasku żydowskich organizacji podziemnych w utworzeniu sił obrony:


Plan Isaaca Zuckermana i Zivii Lubetkin utworzenia wspólnej siły obrony w getto napotkał na zadziwiająco sztywny sprzeciw. Wstępne podejście do przywódców Rady Żydowskiej i szefów agencji pomocy wywołało "gwałtowne reakcje" według Zivii. "Zarzucono nam, że jesteśmy niebezpiecznie nieodpowiedzialni" i bawimy się życiem ludzi. "Jeśli Niemcy poznają nawet najsłabszą aluzję do tego, co proponujecie", upominali Starsi młodych syjonistów, "odwet będzie katastrofalny. Czy jesteście gotowi wziąć odpowiedzialność za masakrę dziesiątek tysięcy?"


Niezrazony, Zuckerman skontaktował się z Bundem, ale starsi liderzy Bundu nie rozważali koncepcji natychmiastowej walki, jak Isaak odkrył ku swemu przerażeniu. Kiedy Izaak wystąpił o ustanowienie żydowskiej siły bojowej, argument, który poparł świeżymi doniesieniami o ponownych okrucieństwach na wschodzie, szef Bundu Maurice Orzech nie był pod wrażeniem. "Jesteś całkiem młody" - przypomniał Izaak jego odpowiedź. – "I twoja ocena sytuacji wydaje się nieco pospieszna i niedozwolona. Orzech miał 50 lat, dwa razy tyle co Izaak, i był wykształconym ekonomistą z bardzo zamożnej rodziny przemysłowców, który obnosił się z autorytetem urodzonego z pieniędzmi. "Niemożliwe jest żeby Niemcy zabili nas wszystkich. Jest 3.5 mln polskich Żydów!' – ogłosił. "Szerzysz niepotrzebną panikę, młody człowieku".


[125] Reuben Ainsztein, Bunt w warszawskim getcie / The Warsaw Ghetto Revolt (New York: Holocaust Library, 1979), 9–16, 88; Reuben Ainsztein, Żydowski opór w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 557–63.


[126] Itamar Levin, Za murami: grabież warszawskiego żydostwa podczas II wojny światowej i jej następstwa / Walls Around: The Plunder of Warsaw Jewry during World War II and Its Aftermath (Westport, Connecticut and London: Praeger, 2004), 98.


Nie tylko Żydzi umierali, spierał się Orzech. W Auschwitz niemal wszystkie ofiary były dalej Gojami [tzn. chrześcijańscy Polacy] na tym etapie, i zdolność obozu ogromnie się powiększała budową satelickiego miejsca w sąsiednim Birkenau. "Tysiące Polaków też się morduje" - podkreślał. Kidy podniosą się Goje, Bund też dołączy do narodowego buntu, deklarował Orzech, ale nie wcześniej. "Nasza walka wiąże się z polską klasą pracującą" – zakończył dyskusję. "Nie będziemy uczestniczyć w żadnej ogólno żydowskiej organizacji".


Izaak był oszołomiony. "Byłem gotów zabić moich kolegów Bundystów za ich ślepotę" - powiedział Zivii Lubetkin i kilku innym przygnębionym syjonistom. Oni liczyli na powiązania Budnu z polskim oporem, a nie na zaskakującą solidarność z polskimi robotnikami. Bez wiedzy Izaaka, wielu młodszych Bundystów jak Boruch [Spiegel] i Marek Edelman dzielili ten pogląd. Odrzucenie przez Orzecha wspólnej siły walczącej wywołało wiele pomruków wśród niższych stopniem (i mniej ideologicznych) Bundystów…


Choć odrzucony, Zuckerman nie poddał się. Podobnie jak bracia Spiegel, stracił członków rodziny, co utrudniło mu postanowienie walki. Kiedy więc charyzmatyczny komunistyczny agent skontaktował się z inną dużą grupą syjonistyczną, marksistowską Po'alei Syjon Lewicą i jej młodzieżowym ramieniem, Młodą Gwardią, z propozycją zawarcia antyfaszystowskiego sojuszu, Izaak odłożył na bok swoje ideologiczne obawy i słuchał . Człowiek nazywał się Pinkus Kartin i był weteranem hiszpańskiej wojny domowej, ekstrawaganckim żydowskim poszukiwaczem przygód, który spędził lata w polskich więzieniach i na paryskim wygnaniu z powodu leninowskich przekonań. Kartin nie obiecał dostępu do polskiego oporu, gdyż polskie podziemie zakazało komunistów. Zaproponował coś lepszego: poparcia Armii Czerwonej. Kartin był sowieckim agentem. Wyszkolony w taktykach bojowych przez NKWD, został zrzucony ze spadochronu do Polski po koniec 1941, żeby organizować komórki komunistycznych bojowników, które zakłócałyby niemieckie linie z tyłu.


Choć ta przynależność nie przeszkadzała Po'alei Zion Left - jej przywódca, dr Adolf Berman, miał młodszego brata w Moskwie również szkolonego przez sowiecką tajną policję - Isaac Zuckerman i Zivia Lubetkin nie byli ani marksistami, ani szczególnie zakochanymi w ZSRR. "Mieliśmy poważne zastrzeżenia" - wspominała Lubetkin. "Na spotkaniu było dużo niezgody" - dodał Izaak. Ale było bardzo mało innych opcji. "To było po naszej wielkiej porażce z Bundem i chwytaliśmy się wszystkiego, co mogłoby kształtować siłę".


Oferta, którą Pinkus dyndał przed nimi była zbyt kusząca by ją zignorować: nieograniczone zapasy broni Armii Czerwonej, dostęp do wyszkolonych instruktorów wojskowych, raporty wywiadu - krótko mówiąc, wszystko czego nie mieli Izaak i Zivia, i rozpaczliwie potrzebowali. "Obawialiśmy się, że zanim wszystkie inne grupy żydowskie zjednoczą się na wspólnym froncie, będzie już za późno" - wyjaśniła Lubetkin. "Więc dołączyliśmy". [127]


[127] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka…. / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 157–58. Oparta na Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień: kronika powstania w getcie warszawskim / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 175, 182; Zivia Lubetkin, Zagłada i powstanie (Warsaw: Książka i Wiedza and Żydowski Instytut Historyczny, 1999), 60-62.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron