Teza: system edukacji powinien kształtować postawę odpowiedzialności za siebie i innych (sposób uczenia tak samo ważny jak treść nauki) i rozbudzać wyobraźnię.
Autor dochodzi do wniosku, że edukacja zrobiła z niego kalekę. Całym tekstem udowadnia dlaczego i co zrobić, żeby to zmienić (podaję propozycję naprawy systemu edukacji – „lepiej przystosować proces nauczania do obecnego procesu życia i pracy, aby szok zderzenia z rzeczywistością był mniej gwałtowny”).
Amerykańskie Centrum Programów dla dzieci wymienia 7 cech, które dzieci powinny mieć, żeby dobrze pracować w szkole/w życiu (cechy te nazywane są przez Golemana inteligencją emocjonalną):
Ufność
Ciekawość
Pilność
Panowanie nad sobą
Poczucie łączności z innymi
Komunikatywność
Zdolność do współpracy
Odkrywanie siebie samego jest ważniejsze niż odkrywanie świata
Jest tak dlatego, że świat będzie przecież trwał zawsze, a człowiek musi wierzyć we własne umiejętności, żeby sobie z nimi radzić; ponadto do pracy potrzebuje jeszcze: umiejętności i kompetencji poszukiwanych na rynku pracy, zdolności współżycia z ludźmi – to te 3 elementy (będące zadaniem szkoły) tworzą podstawę poczucia własnej godności i dają start na drodze do zdobycia pełni osobowości.
Każdy ma jakieś zdolności
Howard Gardner zestawił listę 7 różnych typów inteligencji, ale można do nich dodać o wiele więcej, są to:
Inteligencja faktualna
Analityczna
Numeryczna
Lingwistyczna
Przestrzenna
Sportowców
Intuicyjna
Emocjonalna
Praktyczna
Interpersonalna
Muzyczna
Obowiązkiem szkoły życia jest pomóc młodemu tworzyć tzw. „profil inteligencji”, a potem zachęcenie go do rozwijania wybranego zestawu typów i wypracowania lepszego sposobu ich użycia (jeśli każdy mógłby mieć inny zestaw, a nie tylko 3 pierwsze z listy, jak sugeruje panujący system edukacji, wtedy wzrosłaby wiara w siebie młodych ludzi, a to załatwiłoby szereg problemów, np. niepewność na rynku pracy).
Autor mówi o tym, żeby zainwestować w szkoły i zmieć proporcje nauczycieli do uczniów. Powinno być tak, że w podstawówce: jeden nauczyciel odpowiedzialny za mniejszą liczbę uczniów (żeby nauczyć ich samodzielności), na uniwersytecie: jeden wykładowca na rzeszę studentów (oni powinni już umieć radzić sobie sami). System: wiek uczniów mnożymy przez 2, tj. na grupę dziesięciu pięciolatków (5x2) przypada jeden nauczyciel, na grupę czterdziestu dwudziestolatków (20x2) przypada jeden wykładowca.
Życie to maraton, a nie wyścigi konne
W wyścigach konnych liczą się tylko trzy pierwsze miejsca, reszta odpada. W maratonie zwycięzcą jest każdy, kto ukończył bieg, większość biegnie dla siebie, stara się poprawić własny wynik. W tym miejscu autor zwraca uwagę na korzyści płynące z tzw. „egzaminów-w-samą-porę”, tzn. zdawanych przez uczniów wtedy, kiedy są na to gotowe (porównuje do egzaminów na prawo jazdy). Korzyści z nich płynące zasadzają się na idei, że młody człowiek powinien mieć wyznaczony cel, ale osiągalny, który może próbować zdobyć więcej niż raz.
Wiedzieć „gdzie”, „jak” i „dlaczego”, to ważniejsze, niż wiedzieć „co”
Celem aktualnego systemu edukacji jest zdobywanie jak największej ilości informacji, podczas gdy cenniejsze byłoby wiedzieć, gdzie się one znajdują (gdzie ich szukać, np. w Internecie) i jak wykorzystać zdobytą informację. Powinno się uczyć uczniów jak się mają karmić sami (w dobie zmieniającego się społeczeństwa, to zupełnie uzasadnione, bo uczeń trochę posurfuje w sieci i może być nawet lepszy od nauczyciela – zmiana roli nauczyciela, nie jako skarbnicy wiedzy, ale przewodnika w jej poszukiwaniu).
Autor mówi, że podstawowymi kompetencjami, jakie uczeń chcąc nie chcąc nabyć musi są: łatwość w operowaniu słowami, cyframi i emocjami. Z tym kapitałem będzie można kształtować:
Panowanie nad emocjami
Rozwijanie samoświadomości
Samokontrolę
Współodczuwanie
Sztukę słuchania
Rozwiązywanie konfliktów
Współpracę.
W szkole powinno być jak w pracy i vice versa
Najlepiej byłoby (wg autora), gdyby dzieci w szkole traktowane były „jak prawdziwi robotnicy w jakiejś oświeconej fabryce twórczości z nauczycielami w roli zarządców i doradców; pracę organizowano by wokół pewnych zadań”.
Uważa, że ważniejsze jest planowanie i kierowanie rozwojem młodzieży, a nie tylko nauczanie. Umiejętności praktycznych powinni uczyć wynajęci specjaliści, żeby nauczyciele mogli skupić się na kształceniu ogólnym i rozwoju dziecka (zgodnie z założeniem, że szkoła nie załatwi wszystkich problemów wychowawczych, jak się powszechnie ostatnio uważa).
„Jeśli umiejętności i postaw potrzebnych w pracy najlepiej uczyć się w pracy, to zakład musi brać udział w nauczaniu nie jako miejsce docelowe, ale jako etap procesu kształcenia” (tzn.: więcej praktyk).
Życie to podróż, która zaczyna się w domu
„W społeczeństwie są trzy ważne stanowiska, od których nie wymaga się wykształcenia: menedżerów, polityków, rodziców” ;p
Teoria Edwarda de Bono, który mówi o nauce się myślenia. Trzeba nauczyć się myśleć, żeby efektywniej działać w świecie. Mają tego uczyć szczególnie rodzice (znów: nie wszystko zwalać na szkołę).
Nauka to spokojne przemyślenie doświadczeń
Proces edukacji jest z natury rzeczy skrzywiony, bo większa jego część idzie przed, a nie za doświadczeniem (najpierw uczymy się – jako pedagodzy – jak prowadzić zajęcia, a dopiero potem je w przyszłej pracy przeprowadzamy). Oprócz tzw. „doświadczeń rzeczywistych” potrzebnych w systemie edukacji, trzeba stworzyć więcej okazji do uczenia się przez refleksję i do uzupełniania nauki po ukończeniu szkoły.
Autor sugeruje wprowadzenie opiekuna spoza systemu szkolnego („system opiekuńczy z udziałem 40 konsultantów i ich pomocników z dużej firmy konsultingowej”, ale opiekun musiałby być ochotnikiem), żeby stworzyć dla młodzieży wzorzec postępowania i roztoczyć opiekę nad ich rozwojem. „Często pierwszym krokiem do szanowania samego siebie jest zdobycie szacunku kogoś, kogo się poważa” – oto idea systemu opiekuńczego.