Prawdziwa przyczyna II wojny światowej! 2

Prawdziwa przyczyna II wojny światowej!

WW II - The REAL Reason !
                  

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher
                 Starsza kobieta z prawnuczkiem, jedyny ocaleni z całej zmasakrowanej w Polsce rodziny.


Masakra Volksdeuterhers (etniczni Niemcy) przez polskie wojsko i cywilów


Większość prawdziwych badaczy II wojny światowej jest świadoma przyczyn wysłania przez Adolfa Hitlera Wechrmachtu do Polski. Kiedy patrzymy na to co wiemy teraz, łatwo było zro-zumieć dlaczego Anglia i Francja zagroziły Hitlerowi by nie atakował Polski. Oni wszyscy wiedzieli, że to było nieuchronne i wszyscy wiedzieli dlaczego. Większośc rządów o tym wiedziała, ale dobrze wymyślona propaganda i kontrolowana prasa sprawiły, żeby to wyglą-dało jakby oszalały władzą Adolf Hitler tylko chciał zabijać Żydów i rządzić światem. Nawet teraz tej samej fałszywej propagandy uczy się w szkołach.


Mówiąc prosto – nie tylko Niemcy były atakowane przez żydowskie spoleczności na swiecie (na początku lat 1930 wezwały do bojkotowania wszystkich niemieckich produktów), a co gorsze, polskie władze zaangażowaly się w masowe mordy, gwałty i grabież Volksdeutscher (etnicznych Niemców) mieszkających w Polsce. To osiągnęło tak ogromne proporcje, że Hitler, jako lider niemieckiego narodu, nie mógł tego zignorować. Musiał wysłać Wehrmacht.

NAKAZY DEPORTACJI

Nakazy deportacji nie rozpoczęły się, jak każe się nam wierzyć, od Niemców deportujacych Żydów. W rzeczywistości nakazy deportacji rozpoczęły się w Polsce od deportacji i / lub are-sztowań etnicznych Niemców. Były 3 rodzaje rozkazów – żółte tylko deportacja do środko-wej albo wschodniej Polski, różowe oznaczały uwięzienie, i czerwone natychmiastowy areszt. W rzeczywistości każda forma oznaczała deportację do takiego czy innego stopnia i ostatecznie dla większości śmierć.


Teraz będziecie czytać zapisy W PIERWSZEJ OSOBIE z tamtego czasu, i one wszystkie uzasadniają wypad do Polski. W rzeczywistości one wymagały interwencji.


EUGEN HOFMANN - 2 września 1939 tego kupca z Bromberg [Bydgoszcz] aresztowano z rozkazu komendanta lotnictwa [nalotów?] Isadora Bergera, polskiego Żyda, i zabrano go do kobiecego więzienia w Bromberg. 4 września jemu i wszystkim przetrzymywanym w więzie-niu Niemcom dano świadectwo zwolnienia i faktycznie zostali zwolnieni. Ale to 'świadectwo zwolnienia' również nakazywało każdemu oficerowi policji zastrzelić jego posiadacza! Tego dnia zamordowano wszystkich oprócz Hofmanna. Uciekł by opowiedzieć swoją historię ukry-wając się u krewnych.


Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Etniczna Niemka płacze za zamordowanym w drzwiach małżonkiem.


ROBERT KUNDE – Poniedziałek, 4 września 1939, czterech polskich żołnierzy weszło do domu Kunde przy Wierbathstraße 23 w Bromberg i szukali broni. Nie znalazłszy jej napisali uwagi w paszportach Kunde i jego syna Wilhelma, które mówiły, że posiadacz był "podejrza-nym", a na innych stronach, że posiadacza ich powinno się rozstrzelać. Ci zołnierze areszto-wali męskich członków rodziny Kunde i przekazali ich, razem z innymi Niemcami, polskim żołnierzom, którzy zabrali ich do pobliskiego lasu. Kunde i innemu Niemcowi udało się uciec – wszystkich innych rozstrzelano. Później Kunde dowiedział się, że jego ojciec również zo-stał zamordowany.
             

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Ksiądz katolicki modli się za te grupę zamordowanych etnicznych Niemców.


VERA GANNOTT – Dom w którym mieszkała z rodzicami został zaatakowany przez polskie organa 3 września 1939. Poniżej przekład jej złożonego pod przysięgą zeznania 14 września 1939:

"Jestem 19-latką, protestantką, bez zawodu.

Kiedy w mieście dowiedziano się, że nadchodzą niemieckie wojska, ludność cywilna i polscy żołnierze zaczęli dokonywać aktów przemocy. Około 2:00 w niedzielę, polscy żołnierze i cy-wile przyszli do naszego domu przy Thorner Straße 125, 3.7 km od miasta. Polscy cywile powiedzieli "Tu mieszkają Niemcy!" Żołnierze natychmiast zaczęli strzelać. Uciekliśmy do komórki. Myślę, że polscy żołnierze rzucali także granaty ręczne. Ojca pierwszego zabrano z komórki. Polacy zapytali go gdzie trzymał karabin maszynowy. Ojciec nie zrozumiał pytania bo nie znał polskiego.

Wtedy wyszłam z komórki bo znałam polski i chciałam pomóc ojcu. Zapytałam Polaków co im zrobił i wstawiłam się za ojcem. Ale Polacy krzyczeli: "Koniec z tobą, niemiecka świ-nio!" Ojca wielokrotnie bito kolbą karabinową po twarzy i ciele, później dźgnięto bagnetem. Ojciec upadł na ziemię, i kiedy leżał, strzelano w niego 6 razy zanim zmarł. Wtedy tłum od-szedł, po tym kiedy powiedziano cywilom, że mogli ograbić dom, inaczej oni (żołnierze) go spalą. Teraz moja matka wyszła również z kryjówki. Ona i ja chciałyśmy umyc ojca, który był całkowicie pokryty krwią. Kiedy zaczęłyśmy to robić pojawił się kolejny tłum uzbrojony w pałki i kije. Matkę i ciotkę pobito kijami. Mnie wielokrotnie spoliczkowano. Później odeszli. Po ja-kimś czasie przyszedł kolejny tłum polskich żołnierzy i cywilów. Kiedy się zbliżali pobiegłam do rzeki Brahe [Brda] płynacej za naszym domem. Wyciągnęli mnie za włosy. Między 10 i 15 cywilów wciągnęło mnie do domu. Powiedzieli, że pokażą mi, że Polacy nie byli w końcu tak źli, pozwolą mi zmienić mokre ubranie. Nikt nie wyszedł z pokoju, wiec odmówiłam przebra-nia się. Wtedy Polacy zdarli ze mnie ubranie i położyli mnie na podłodze.Około 10 mężczyzn trzymało mnie za głowę, ręce i nogi, kiedy jeden z nich mnie gwałcił. Dokończył swój akt i do-znałam urazu. Przez kilka pierwszych dni byłam w strasznym bólu, później to przeszło. Inni Polacy mnie nie atakowali. W tym samym czasie matkę zabrano do pokoju na górze i trzy-mano ją grożąć jej.

Polscy zołnierze ukradli pieniądze, torbę, ojca i moje zegarki i pierścionki. Nasz dom całkowi-cie zniszczono – meble porąbano siekierami na kawałki. Porcelanę i pościel skradziono. Nie mieliśmy w domu żadnej broni. Wcześniej oddaliśmy ją policji z powodu ogólnego nakazu".


Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Związane rece, okaleczeni i zamordowani 18 Volksdeutscher- dwoje było dziećmi!



LORENZ BREITINGER był częścią grupy, która musiała maszerować przez Polskę. W jego zeznaniu pod przysięgą czytamy:

"Od Konina nie mogliśmy kontynuować marszu w kierunku Kutna, więc nagle skierowaliśmy się na północ. Około 7 km za Koninem strażnicy nas zostawili z tylko jednym głupawym po-licjantem. Teraz źle nas traktowali długimi pałami i kamieniami polscy żołnierze rezerwy. Uratowali nas policjanci wojskowi. Pozwolono nam zatrzymać się na 3 dni na farmie koło Malińca, bo nasi policjanci musieli pójść i otrzymać rozkazy co do tego co z nami zrobić.

Za Slesin [Ślesin] przeszliśmy przez wiele polskich stanowisk i umieszczono nas na farmie całkowicie opanowanej przez polskich żołnierzy. Tutaj młody polski porucznik groził nam śmiercią, cały czas nas przeklinając. Następnego ranka zwołano nas już o 2:00 byśmy konty-nuowali marsz. Za nami pozostały wozy z kalekami i dziećmi. Później słyszałem, że ich roz-strzelano. Była to cała rodzina Schmolke i inni inwalidzi wojenni, którzy mieli tylko jedną no-gę. Przymusowy marsz pod hukami armat zabrał nas do Babiak. Szliśmy dalej po południu po podzieleniu nas na 3 grupy i do naszej straży doszło wielu żołnierzy. Na leśnej ścieżce musieliśmy oddać zołnierzom nasze zegarki i inną bizuterię, pieniądze, wielu z nas nawet ślubne obrączki. Kiedy musieliśmy kontynuować w poniedziałek rano, niektórzy z nas nie byli w stanie stać na nogach. Pięciu chorych i niezdolnych do marszu – między nimi nauczycielki z Posen [Poznań] - pozostali z tyłu. Trzej krzepkich mężczyzn zostało z nimi by ich chronić. Później dowiedzieliśmy się, że strażnicy rozstrzelali ich i pobili na smierć kamieniami w bestialski sposób.

Po kilku dniach bezcelowego marszu – cały czas zbliżał się do nas front – uwolniły nas nie-mieckie wojska 17 września 1939. Armia niemiecka sprowadziła nas do domu przez Breslau [Wrocław]".


SIOSTRA SCHMIDT i DOM DZIECKA - "Krwawa niedziela"
"Deutsches Kinderheim (Niemiecki Dom Dziecka) przy Thorner Straße w Bromberg, prze-szukiwano 5 razy w "Krwawą niedzielę". Około 7:00 zażądali wejścia dwaj polscy żołnierze. Szukali w domu broni i opuścili przekonani, że ich misja była próżna. Żołnierze byli uprzejmi.

Drugie przeszukanie, przez 6 polskich żołnierzy, miało miejsce około 9:30. Tłukli w drzwi kol-bami karabinów i żądali wpuszczenia ich. Jeden z nich przystawił pistolet do skroni siostry Olgi, szefowej Kinderheim. Nalegając, że w domu ukrywany jest karabin maszynowy, i że właśnie z niego strzelano, zażądali wydania broni. Siostra Olga odpowiedziała, że nie ma żadnej broni, i zakazała im przeszukiwań. Żołnierze dokładnie przeszukali dom, rozwalając trudne do otwarcia szuflady i szafki. Nie znalazłszy żadnej broni, odeszli.

Późnym popołudniem, kiedy dzieci miały jeść lunch, trzecie przeszukiwanie przeprowadziło 5 polskich żołnierzy w towarzystwie takiej samej liczby cywilów. Niektórzy z tych żołnierzy uczestniczyli we wcześniejszym przeszukaniu. Żołnierze znowu upierali się, że z domu strzelano i zażądali pokazania im 'karabinu maszynowego'. Jeden z nich groził siostrze ba-gnetem. Siostra powtórzyła, że nie miała żadnej broni. Jeden z żołnierzy – według siostry, był oficerem – powiedział: "Ale powiedziano nam, że właśnie stąd strzelano". Żołnierze którzy brali udział we wcześniejszym przeszukaniu potwierdzili, że naprawdę nic nie było na górze. Ale Polak o nazwisku Maksymilian Gackowski, jedyny cywil idący za żołnierzami po schodach, krzyczał: "Strzelano stąd. Sam to widziałem!" Zwracając się do siostry Schmidt wrzeszczał: "Ty stara wiedźmo! Ty stara jędzo - ciebie i twoje bachory powinno się wy-pędzić dawno temu! Gdybym mógł zrobić to co chciałem, dawno byś nie żyła. Sam bym cię zabił!" Wymachiwał bronią, wyglądało to na żelazny pręt, przed twarzą siostry. Ale Gackowski nie mógł przekonać żołnierzy i przeszukania zakończono.

Następne przeszukania miały miejsce około 15:00 i brali w nim udział 5 żołnierzy i 5 cywi-lów. Znowu obecny był Gackowski. Lider grupy rozkazał wszystkim mieszkańcom, łącznie z 3 siostrami i 18 dziećmi w wieku od 2 do 18 lat, zebrać się i podnieść ręce. Gackowski mówił jak wcześniej, nalegając wielokrotnie, że z domu strzelano i poprosił o 'karabin maszynowy'. Przyprowadził 'świadka', który, twierdził, był gotów przysiąć, że strzelano. Kiedy żołnierze przeszukiwali dom, jeden z nich został stojąc przed s. Olgą z bagnetem. Gackowski wziął udział w tym przeszukiwaniu domu. Kiedy grupa niczego nie znalazła, Gackowski zadekla-rował: "One pracują w dzień, a wieczorami mają na górze mężczyzn, palą papierosy. Sam to widziałem, a w nocy strzelają".

Przeszukiwacze wyszli z Kinderheim kiedy od strony Schützenhaus przyprowadzono czło-wieka oskarżonego o strzelanie. Gackowski był pierwszym który obrócił się przeciwko temu człowiekowi. Po czwartym przeszukaniu, siostry odkryły, że zginęły drobiazgi, wśród nich zegarek s. Olgi. Ostatnie przeszukanie odbyło się około 17:30. Znowu byli to żołnierze i cy-wile. Szef grupy podszedł do s. Olgi z karabinem i zagroził jej rozstrzelaniem. W tym momen-cie wróciła jedna z sióstr, której nakazano pomóc w sprzątaniu dworca kolejowego. Siostra, zmuszona do czyszczenia torów kolejowych, była bardzo brudna. Za namową Gackowskie-go, który był tam znowu, kolejarz zarzucił, że smar na rękach i sukni siostry pochodził z ka-rabinu maszynowego. Jak wcześniej, Gackowski chciał skusić żołnierzy oznajmiając, że strzelano. Ale okazało się, że nie było żadnej broni w Kinderheim, i że z domu nie strzelano.


      

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Zagraniczni dziennikarze patrza na zamordowanych Volksdeutscher


WILHELM STARKE zeznaje o ogrodniku Herr BERNDT
"W gospodarstwie ogrodnika Berndta w Lissa rzekomo znaleziono czapkę SS. Berndta are-sztowano. Ani on ani jego bracia nigdy nie mieli w domu czapki SS. Później odkryto, że cza-pkę znaleźli polscy napastnicy z wioski Geiersdorf.  W wiosce było 10 esesmanów, którzy musieli odejść bez ekwipunku. Okazało się, że czapka należała do esesmana Ernsta Wie-dermanna z Wiednia".


                                        

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Więcej zamordowanych Volksdeutscher



Atak na MATTHES FAMILY
"Późnym rankiem 3 września 1939, oskarżeni Kazimir Dybowski, Paul Kinczewski i Peter Pijarowski, w towarzystwie dużej liczby niezidentyfikowanych polskich cywilów i kilku pols-kich żołnierzy z umocowanymi bagnetami, maszerowali wzdłuż Albertstraße w Bromberg.  Dybowski miał w ręku nóż, Kinczewski i Pijarowski siekierę i topór. Tłum doszedł do budynku przy Albertstraße 24, gdzie świadek Herbert Matthes,członek niemieckiej mniejszości (Volks-deutscher), miał sklep z dużymi szafami. Kinczewski podżegał ich do nalotu na dom. Mówiąc do świadka Biermanna, odpowiedzialnego za ochronę przeciwlotniczą domu [?], Kinczewski nalegał, że Matthes strzelał do polskich żołnierzy. Wielokrotne negacje zarzutów Biermanna były próżne i tłum wszedł przez podwórko do suszarni w której ukryli się Matthes, jego żona i 2 synów, oraz jego 72-letnia matka. Wtedy w drzwiach pokazali się p. Ella Matthes, jej 2 sy-nowie i tesciowa, Herbert Matthes został w kryjówce. Pani Matthes powiedziała członkom tłumu i żołnierzom, że męża nie ma w domu i nie wiedziała gdzie poszedł. Kinczewski odpo-wiedzial, że w takim razie 2 synów zabierze się jako zakładników. Ale Matthes wyszedł by ratować dzieci. Kinczewski zamachnął się siekierą na Matthesa, ale Biermann złapał za siekierę i powstrzymał cios. Jednocześnie Pijarowski z siekierą i Dybowski z nożem, szli w kierunku 72-letniej Selmy Matthes, ale jej nie skrzywdzili. W końcu Matthesa wraz z synami wyprowadzili polscy żołnierze. Później Matthesowi i dzieciom udało się uciec, kiedy polscy porywacze kłócili się o podział zabranych od Matthesa drogocennych przedmiotów, tym spo-sobem rozluźniając ich czujność".


      

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

10 zamordowanych Volksdeutscher przy Thorner Straße w Bromberg



'SZWABÓW trzeba zastrzelić!'  (Szwaby albo Swabians to pejoratywne polskie określenie dla Niemców)  Bryzgały krew i mózg…
"Nazywam się Johanna Giese, z domu Keusch.  Mam 51 lat, jestem protestantką, Volksdeut-scher, i mieszkam w Bromberg przy Konopnickiej 9.

3 września 1939, około 11:00-12:00 byliśmy w piwnicy naszego domu. Na podwórko weszli polscy żołnierze i cywile i zażądali byśmy wyszli z piwnicy. Kiedy to zrobiliśmy, żołnierz stwierdził, że z naszego domu strzelano. Ale w domu w ogóle nie było żadnej broni.

Mój zięć pierwszy wyszedł z piwnicy, i cywil powitał go okrzykiem "Szwabów trzeba za-strzelić!" Bez wahania Polacy strzelili do zięcia. Pierwszy pocisk przechodzi przez żyłę szyjną, trzy pozostałe lądują w klatce piersiowej i szyi. Jednak był jeszcze żywy kiedy tej no-cy zmuszono nas do ucieczki. Nie mogliśmy zabrać go ze sobą, więc położyliśmy go na kanapie w naszym domu.

Kiedy do Bromberg we wtorek weszły wojska niemieckie, kapral towarzyszył mi do naszego gospodarstwa by zobaczyć jak wygląda. Był to straszny widok. Tłum ściągnął zięcia z kana-py i zaciagnął go do kuchni. Jego szczątki leżały pod kuchennym stołem. Miał roztrzaskaną głowę i brakowało górnej części czaszki. Na ścianie kuchni rozbryzgane krew i mózg.

Mój 19-letni syn Reinhard Giese był z nami w piwnicy. Kiedy zobaczył że strzelają do zięcia, wybiegł i przeskoczył przez płot do sąsiadów. Polacy za nim, złapali go i rozstrzelali. Wieczo-rem udało mi się przynieść jego ciało do pralni. Reinhardowi strzelono w klatkę piersiową.

Inny mój syn, 25-letni Friederich Geise, rzekomo został zastrzelony w masowym mordzie ro-dziny, którą ukrył w Hopfengarten".

              

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Szukanie zagubionych małżonków



'WYRŻNĄĆ NIEMCÓW!'  Wydłubane bagnetami oczy
"Nazywam się Paul Sikorski.  Mam 35 lat, jestem katolikiem, kupcem. Sam nazywam siebie Volksdeutscher i mieszkam w Bromberg, Mühlenstraße 4.

Około 6:00 w niedzielę 3 września 1939 szedłem do młyna by wyłączyć światło i zatrzymać turbinę. Po drodze nagle usłyszałem głośne krzyki od strony torów. Około 100 m dalej zoba-czyłem tłum kolejarzy, cywilów i żołnierzy z bagnetami, kolbami, atakujący 7 osób w wieku od 20 do 60 lat. Ofiary były otoczone. Kiedy zbliżałem się do tego miejsca, usłyszałem tłum wołajacy po polsku 'Wyrżnąć Niemców!' Widziałem tryskającą krew. To wtedy odwróciłerm się i uciekłem od zamierzającego zaatakować mnie tłumu. Wróciłem tam o 9:00 i spojrzałem na ciała. Oczy na dwu były wydłubane bagnetami. Oczodoły były masą krwi. Czaszki trzech otwarte, i ich rozbryzgany mózg leżał metr dalej. Inne ciała były podobnie podziabane na ka-wałki. Jeden brzuch rozcięty. Rozpoznałem dwóch z zamordowanych mężczyzn: rzeźnika Leichnitza albo Jägershofa, i pana Schlichta.

W poniedzialkowe południe kiedy już mówiło się, że polskie wojska odeszły, widziałem 2 pol-skich żołnierzy prowadzących starszą parę ludzi pod ścianę młyna. Podbiegłem do żołnierzy, ukląkłem przed nimi i błagałem ich po polsku by oszczędzili tych ludzi, którzy mieli po około 65 lat. Uderzyli mnie kolbą i powiedzieli: 'Niech cholerni Niemcy zdychają jak psy!' Nawet zanim zdążyłem stanąć na nogi, żołnierze rozstrzelali tych dwoje starszych ludzi. Ich ciała przeturlały się do rowu kiedy żołnierze truchtem się oddalali".

         
     

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Ciała Volksdeutscher zamordowanych w Schulitz [Solec Kujawski]



MORD WILDEMANNA     "Powinno się ich zatłuc na śmierć"

Zeznanie Frau Wildemann:

"Rankiem 3 września kilka grup przeszukiwało dom Frau Wildemann w Bromberg przy Schwedenbergerstraße (Ugory) 56, ale nie znalazły żadnej broni.

Około 15:00 pojawiła się grupa około 30 mężczyzn uzbrojonych w pałki i podobną broń. Twierdząc, że z tego domu strzelano i dlatego muszą go przeszukać, tłum wszedł. Ukradzio-no kilka należących do rodziny Wildemannów przedmiotów. Nie było broni w domu i zeń nie strzelano. Kiedy Herr Wildemann zobaczył zbliżający się tłum, schował się w piwnicy. Zapytana gdzie jest małżonek, Frau Wildemann powiedziała, że poszedł odwiedzić znajo-mych przy Kufawierstraße.  Zabrano ją pod ten adres. Kiedy nie dało się odnaleźć jej męża, zagrożono Frau Wildemann. W końcu po otrzymaniu gwarancji, że nic nie stanie się mężowi, ujawniła jego kryjówkę. Tłum wrócił do ich domu, złapał męża i żonę, bijąc ich po drodze, wyciągnęli ich do ogrodu. Tam postawiono ich jakby mieli zostać rozstrzelani. Kiedy się objęli i zaczęli się modlić, śmiano się z nich. Wielokrotnie słyszano 'Powinno się ich zatłuc na śmierć!' Jednym z krzyczących był fryzjer Alfons Lewandowski.  Kiedy Frau Wildemann za-pytała go 'Dlaczego miałbyś mnie zabić? Co ci zrobiłam?', uderzył ją w twarz mówiąc 'Niemiecka świnia! Cholerna hitlerówka!' Herr Wildemanna zabrali żołnierze, którzy, gene-ralnie, byli mniej wrodzy od tłumu. Kilka dni później ciało Wildemanna znaleziono w pobliżu pod cienką warstwą piasku. Był tak strasznie okaleczony, że można go było zidentyfikowac tylko po ubraniu i zawartości kieszeni".


       

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

30 Volksdeutscher zatłuczonych na śmierć w Hopfengardte koło Bromberg.


MORDY GOLLNICKA & KÖPERNICKA    "Wszystkich Niemców trzeba wyrżnąć!" Zeznania świadków Olgi i Franza Tafelskich z Bromberg
[
The throng milling – nie rozumiem] przy Breite Straße pobudził żołnierzy przeciwko Niem-cowi o nazwisku Gollnick. Żołnierze pobili Gollnicka kolbami i zostawili go leżącego na ulicy ciężko rannego.

Pod wieczór Franz Tafelski zauwazył, że lewa noga i ręka nadal drżały. Gollnick upadł na twarz, a tłum obrócił go i rozdarł front jego spodni, pokazując całą niższą część jego torsu. Pojawili się jeden cywil i 2 żołnierze i wbili bagnet w brzuch Gollnicka. Po tym oddano w jego brzuch ostatni strzał.

Po południu tłum przechodził w dół i w górę Breite Straße tuż obok umierającego człowieka. Krzyczeli, że Niemcy strzelali ze swoich domów. W tłumie była Sofie Bednarczyk, niepracu-jąca kobieta. Flirtowała z żołnierzami, i zdaniem Olgi Tafelski, zachowywała się 'jak szalona kobieta'. Franz Tafelski widział ją z założonymi rękami, jak prowadziła tłum. Jej zachowanie pokazało niezdrową żądzę władzy. Olga Tafelski słyszała kiedy wrzeszczała "Dajcie mi ka-rabin, wszystkich Niemców powinno się wyrżnąć! Wszystkich cholernych hitlerow-ców!'

Franz Tafelski słyszał kiedy wrzeszczała 'Wszystkich Niemców trzeba wyrżnąć!' Cały czas smiała się i flirtowała z żołnierzami. Zatrzymała się na rogu przy No. 5 Breite Straße, gdzie z rozdartymi spodniami leżał Gollnick. Świadek Bartkowski słyszał kiedy krzyczała 'Temu hi-tlerowcowi powinno się wyciąć jaja!' Pół godziny później Köpernicka, Volksdeutschera, ciągnięto obok tego samego domu i zamordowano".


        

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

Większośc powiązana w pary i okaleczona.


MORD GOLLNICKA     "Świnia jeszcze żyje!"
Zeznanie Christa Gollnick z Kujawierstraße 101 w Bromberg

"Mieliśmy sklep z mąką i paszą. Kiedy pierwsze polskie wojsko wyjeżdżało, zauważyłam pol-skiego sąsiada rozmawiającego z polskim majorem i wskazującego na nasz dom. Później polscy żołnierze wyłamali drzwi i wtargnęli do naszego sklepu. Uważając, ze to jakaś sprze-czka, i że żołnierze chcieli się ulokować w naszym domu, pobieglismy w kierunku schronu który nakazano nam zbudować. Nie dotarliśmy do schronu, bo ostrzeliwali nas polscy żoł-nierze. Męża postrzelili w ramię i uderzyli kolbą w twarz. Zatoczył się, ale jeszcze chciał uciekać. Zaczął wspinać się na płot, ale zatrzymał go cywil. Polski żołnierz uderzył go kolbą i stracił przytomność.

Polski porucznik zaprowadził mnie i dzieci z powrotem do domu. Z okna strychu mogłam wi-dzieć leżącego małżonka. Trzymał się jeszcze długo. Widziałam kiedy kurczył i rozprostowy-wał nogi. Co jakiś czas podnosił rękę. Ale niemożliwe było by do niego podejść, bo otaczali go polscy żołnierze i cywile. Płotu pilnował polski policjant. Polka krzyknęła: 'Świnia jeszcze żyje!' Pod wieczór w męża strzelili jeszcze 3 razy polscy żołnierze. Dźgnęli go także bagne-tem w brzuch. Sąsiadka powiedziała mi, że następnego dnia jeszcze oddychał. Leżał przez około 18 godzin zanim uwolniono go z agonii".


       

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

45 Volksdeutscher zamordowanych koło Sempolna



MORD BETTINA     "Wyrżniemy was! Tu dla was młoda krew Hitlera!"

Zeznanie Frau Bettin z Bromberg:

"Około południa 3 września 1939, w tzw. 'krwawą niedzielę w Bromberg', horda polskich bandytów napadła na dom Bettina przy Frankenstraße 76.  Bettinowie, słysząc wybijane szy-by, postanowili zobaczyć co się dzieje. Zostali złapani i zmuszeni do podniesienia w górę rąk i uklęknięcia. Swastyka którą Fraulein Bettin miała na sukience, spadła na ziemię. Widok te-go symbolu doprowadził tłum do oburzajacych obelg wobec dziewczyny. Niektórzy Polacy mieli rewolwery i widły, jeden miał siekierę. Wykrzykiwali takie rzeczy jak:

     'Krew Hitlera!'
     'Hitlerowskie świnie!'
     'Wyrżniemy was!'

Dwaj Polacy zabrali Fraulein Bettin, jeden z nich był kolejarzem o nazwisku Bruski. Dziew-czynę źle traktowano i praktycznie wypchnięto z zagrody. Ciagnieto ją za rękę i grożono pa-łą. Na rogu Bölitzer Straße przekazano ją dwu innym Polakom, pracownikowi poczty prze-branemu za policjanta i kolejarzowi. Bruski powiedział im: 'Tu jest dla was młoda krew Hi-tlera!' Między 16:00 i 17:00 została uwolniona przez młodego polskiego oficera. Kiedy wró-ciła do domu, okazało się że były tam tylko matka i bratowa. Ojca i brata wyciągnął polski tłum. Jakiś czas później znaleziono ciało jej brata. Jej ojca nadal nie ma i prawdopodobnie został zamordowany".


                          

Polskie okrucieństwa wobec Volksdeutscher

33 Volksdeutscher w wiosce Lochowa – okaleczeni i zamordowani.



MORD THIEDE i MITTELSTÄDT  "Trzymajcie go bym mógł go zabić!"

Zeznanie Gerdy Thiede i Otto Papke z Schulitz [Solec]:
"Waclaw Pasterski, kierowca, miał nieruchomość naprzeciwko Thiede w Schulitz.  Thiede, matka i dwoje dzieci Gerda i Werner, byli Niemcami i mieszkali tu od wielu lat. Waclaw Pas-terski był Polakiem i do Schulitz przybył około 7 lat temu.

W niedzielę 3 września 1939, polscy żołnierze przyprowadzili bezpańskie bydło należące do Polaków którzy uciekli, na najlepsze pola Thiede. W towarzystwie Emila Mittlestädt, który miał posiadłość w pobliżu, Thiedes wyszli by zobaczyć jakie wyrządziło ono szkody. Kiedy tam przebywali, przyszła grupa polskich żołnierzy od strony lasu i krzyknęli 'Niemcy czy Polacy?' Werner Thiede odpowiedział 'Niemcy'. Mittlestädt odpowiedział 'Polak.'  Wernera Thiede zrewidowano i okazał się nie mieć żadnej broni. Wtedy Thiedesom kazano iść z pod-niesionymi rękami w kierunku lasu. Za nimi szli żołnierze, pozwolili Mittlestädtowi zostać na łące.

Tymczasem z lasu wyszedł Waclaw Pasterski, uzbrojony w siekierę i nóż. Widząc Wernera Thiede, krzyknął do żołnierzy: 'Trzymajcie tego małego bym mógł go zabić!' Słysząc tę groźbę Werner odwrócił się i biegł w innym kierunku. Żołnierze go gonili strzelając po drodze. Teraz Gerda Thiede obejrzała się, choć zołnierze tego zakazali, i zobaczyła Mittlestädta, je-go bok otwarty, leżącego na łące. Ponieważ żołnierze opuścili łąkę żeby gonić Wernera, i Mittlestädt i Pasterski byli sami, Gerda przypisała ranę ciosowi Pasterskiego siekierą. Nikt inny nie mógł zadać takiego ciosu. Ponadto Gerda słyszała, że Pasterski upierał się iż Mittle-städt był Niemcem. Otto Papke, który widział Mittlestädta leżącego na łące, był pewien, że rana była od ciosu siekierą. Mittlestädt był w agonii dotąd aż zmarł w ciagu nocy. Później ciało Wernera Thiede znalazł i zakopał inny sąsiad, Kriewald. Gerda Thiede oświadczyła, że od Kriewalda wiedziała, że jej brata zastrzelono w plecy i miał roztrzaskaną głowę.

Werner Thiede miał 20 lat, Mittlestädt nieco powyżej 30. Ten ostatni był wdowcem i zostawił małe dziecko".


MORD FINGERA         "Na litośc boską… teraz umrzemy"

Zeznanie Käthe Finger
"Nazywam się Käthe Finger, z domu Böhkle.  Mam 48 lat, jestem wdową po prawniku ban-kowym. Mieszkam w Bromberg.  W żaden sposób nie jestem spokrewniona z oskarżonym.

W  'krwawą niedzielę' kilku Volksdeutscher i Polka którą wezwaliśmy do obrony zebrali się w moim domu. Około 11:00 do naszej ulicy doszedł tłum. Bracia Weyna, którzy mieszkają w domu Raddatz naprzeciwko naszego, i oskarżony Owczaczak byli w tłumie. Jeden z braci Weyna był uzbrojony.

Słyszałam jak mąż w pokoju obok mówił naszej córce Göde, że Owczaczak wskazywał na nasz dom. Wtedy przyszedł do mnie mąż i powiedział 'Na litość boską, tłum wchodzi. Te-raz umrzemy!' Dodał, że zginiemy razem. W tym momencie tłum wszedł do naszego mie-szkania. Wsród nich był żołnierz, który zażądał byśmy mąż i ja połozyli się na dywanie. Zro-biliśmy to. Żołnierz strzelił i mąż zmarł natychmiast. Spodziewałam się drugiego strzału, a skoro go nie było, podniosłam się trochę. Miałam ręce czerwone od krwi męża. Krzyknęłam 'mój Boże!' i żołnierz szarpnął mnie bym wstała. Wtedy przepchnięto mnie przez drzwi i wy-prowadzono z innymi, którzy szukali u nas schronienia. Po drodze członkowie tłumu ubliżali nam, bili nas i kopali. Kiedy przechodziliśmy przez bramę kanału, polski cywil krzyknął 'Psia krew Hitlerowa!' (cholerne hitlerowskie kobiety! – tak jest w oryginale) i ciągnęli nas w kie-runku kanału. Wtedy przyprowadzono mnie na posterunek policji, gdzie kopnięto mnie tak wściekle, że ta siła rzuciła mnie na drewniany płot. Wtedy zmuszono nas do położenia się na dziedzińcu posterunku policji pośród okrzyków 'Leżcie tu jak bydło, niemieckie ogary!' Teraz ciągle zaczęły przybywać ofiary, pobite, zakrwawione i jęczące z bólu. Mój 12-letni syn leżał obok mnie. Byliśmy pod ciągłym ostrzałem z sąsiednich domów od strony bram kanału. Wielu Niemców zmarło. Ich zabierano. Ilu zmarło, nie wiem. Mój syn i ja leżeliśmy tam przez około 7 godzin, zanim uwolnił nas polski policjant.

Na dziedzińcu kierowano na nas karabin maszynowy, choć dostaliśmy nakaz by krzyczeć

'Hoch Rydz-Smigly!' Później pytano nas czy podobało nam się życie w Polsce, a kiedy je-dna kobieta odpowiedziała negatywnie, skierowano na nią karabin maszynowy.

Panowała tam wielka konfuzja. Nie mogę powiedzieć jakie to było trudne.

Przysięgam, że to zeznanie jest prawdziwe, i potwierdzam przysięgę jaką już złozyłam w związku z tą sprawą przed specjalnym trybunałem w Bromberg 11 września 1939".

 
http://www.thefuhrerbunker.com/WWII.htm




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron