Dante Alighieri – definicja zła
Wielki włoski poeta Dante Alighieri (1265-1321) napisał poemat epicki Boska komedia. Dante był katolikiem, pochodził z Florencji i miał dobrą znajomość teologii średniowiecznej. W Boskiej komedii poeta, czy też pielgrzym, jak nazywa samego siebie, podejmuje fantastyczną podróż przez Piekło do Czyśćca, a stamtąd w górę — do Raju. Wszystkie trzy części poematu mają wiele do zaoferowania wnikliwemu czytelnikowi, ale nas interesuje tutaj część pierwsza Piekło, czy też — by użyć jej właściwego tytułu — Inferno. Znaczna część poematu odnosi się do ówczesnej włoskiej polityki i nie sposób jej dziś czytać bez przewodnika, którym zazwyczaj są przypisy, lecz większość dzieła ma wartość ponadczasową, ponieważ Dante ukazuje zło w jego własnym domu.
Jest to ważny punkt. Codziennie napotykamy bowiem zło w otaczającym nas świecie, w naszym domu, lecz Dante przedstawia zło w Piekle, będącym jego właściwym domem, a zatem miejscem, w jakim ukazuje się ono w swojej pełni. Wstępując do Piekła, spodziewamy się zła. Dante jednak nie przyznaje mu żadnej władzy czy majestatu, ani splendoru. Potępieni zostają w Piekle na zawsze, więc ich życie jest stałe i niezmienne, a to znaczy, że codziennością potępionych stało się absolutne zło. Mimo to Dante nie ukazuje zła w jego absolutnej formie, a raczej jego zwyczajne, codzienne odmiany — liche, głupie, podłe i próżne.
Najpierw jednak powinniśmy się przyjrzeć temu, w jaki sposób Dante przedstawia Piekło w sensie fizycznym. W czasach gdy tworzył on swój poemat, ludzie sądzili, że Ziemia stanowi centrum wszechświata, a inne planety, również Słońce i Księżyc, obracają się dokoła niej po doskonałych, okrągłych sferach, które stają się coraz większe i coraz szersze wraz ze zbliżaniem się do królestwa gwiazd (które uważano za nieruchome) i do Boga Stwórcy, znajdującego się po ich drugiej stronie. Ponieważ zło obala dobro, Inferno Dantego wywróciło niebiosa do góry nogami. Znalazły się one na górze, a zatem piekło zeszło w dół. Sfery niebieskie stały się większe i szersze, a sfery piekielne, wraz z ruchem w dół, okazały się coraz mniejsze i węższe. Skoro podróż przez sfery niebieskie prowadziła do Boga, droga przez sfery piekielne wiodła do szatana. Bóg jest ciepłem i światłem, a szatan pozostaje zamknięty w ciemnościach u spodu piekła i — co jest raczej zaskakujące — zatopiony w lodzie. Tradycyjnie piekło uznawano za miejsce pełne ognia, lecz Dante, aby zaakcentować chłód wiecznej śmierci, umieścił w jego centrum lód. Zatopienie diabła w lodzie oznaczało, że nie może się on poruszać, a należy pamiętać, że w średniowiecznej teologii Bóg uosabiał ruch doskonały. Bóg, będąc doskonałym duchem, zamieszkuje poza niebiosami, a diabeł został umieszczony po przeciwnej stronie kosmosu.
Wszyscy wiemy, że dobro i zło stanowią przeciwieństwa, ale Dante w swoim fizycznym opisie miejsc, gdzie można je odnaleźć w ich absolutnej postaci, przedstawia nam niezapomniany obraz dzielącej je bezgranicznej przepaści.
Ów uderzający obraz pozwala mu również podejść do innych tematów. Często wyobrażamy sobie zło jako równię pochyłą. Kiedy zaczniemy się po niej zsuwać, trudno jest zawrócić. W swojej autobiografii zatytułowanej Wspomnienia Albert Speer, minister spraw uzbrojenia mianowany przez Adolfa Hitlera, opowiada, że jako młody architekt chętnie przyjmował zlecenia od nazistów, sądząc, że będzie musiał jedynie projektować budynki i nie będzie się od niego wymagać postępowania zgodnego z ideologią partii ani stosowania jej praktyk. Szybko się jednak zorientował, że aby utrzymać swoje stanowisko, musi patrzeć w drugą stronę: raz, potem drugi raz, a potem raz jeszcze, aż w końcu po prostu przyzwyczaił się do tego, jak postępowali naziści, i zbyt późno zrozumiał, że jest pod ich władzą, z której nie może się już wyzwolić. Taka równia pochyła pojawia się nawet we współczesnej beletrystyce. Robert Bolt, angielski dramaturg ateista, tak bardzo podziwiał sir Thomasa More'a, że napisał o nim wspaniałą sztukę zatytułowaną A Man for All Seasons (tytuł polski Oto jest głowa zdrajcy). W jednej z dramatycznych scen były służący More'a jest poddawany naciskowi przez królewskiego szpiega, który chce go skłonić do zdrady byłego chlebodawcy w zamian za znaczną łapówkę. Młody człowiek nie chce się na to zgodzić, ale w końcu ulega presji i, aczkolwiek niechętnie, zwraca się przeciwko More'owi. Widząc w czasie procesu jego niechęć, królewski szpieg zapewnia go: „Następnym razem będzie łatwiej”. I rzeczywiście jest.
Dante bardzo skutecznie wykorzystuje ideę równi pochyłej. Im głębiej schodzi do piekła, tym gorsi stają się nie tylko uwięzieni w nim grzesznicy — mordercy, na przykład, znajdują się niżej niż cudzołożnicy — lecz on sam. Poeta zmienia swój język, czyniąc go coraz bardziej szorstkim i wulgarnym, i on sam staje się coraz bardziej szorstki. Na początku, znajdując się na wyższych kręgach, potrafi współodczuwać cierpienie innych więźniów, i to do tego stopnia, że mdleje i pada niczym martwy, ale kiedy schodzi coraz niżej, przyzwyczaja się do ich trudnej sytuacji i nawet nabiera cech, które są dla nich charakterystyczne. Spotkawszy wroga swojej rodziny, zanurzonego w lodzie aż do policzków, kopie go w głowę, co jest czynem zbędnym i złym. Złym, ponieważ Bóg ukarał już tego człowieka i nie potrzebuje pomocy poety, i zbędnym, ponieważ człowiek ów, będąc w piekle, pozostaje poza jakimkolwiek cierpieniem, jakiego mógłby przysporzyć mu Dante. Sposób, w jaki Dante, angażując wyobraźnię, umieszcza samego siebie na równi pochyłej, nadaje takiej sytuacji zadziwiającą realność.
W poszczególnych scenach Dante ukazuje nam zło „codzienne”. Na najwyższym kręgu spotyka dusze oczekujące na przeprawę przez rzekę Acheront do piekła. Słucha ich płaczu. Przeklinają one Boga, swoich rodziców, ojczyznę i epokę, i ogólnie całą ludzką kondycję. Nigdy jednak nie obwiniają siebie.
Na niższym kręgu spotyka tych, którzy grzeszyli obżarstwem, a wśród nich Florentczyka Ciacco, który grzęźnie w szlamie i łajnie i którego obżarstwo pozbawiło człowieczeństwa. Dalej Dante spotyka skąpców i rozrzutników. Zarówno jedni, jak i drudzy dźwigają ogromne ciężary, którymi wzajemnie się zderzają, następnie cofają się i wszystko powtarza się od nowa, i tak przez całą wieczność. Nie potrafią się wznieść ponad bezsens, bezmyślność i zemstę. W jednym z rzadkich humorystycznych fragmentów Dante spotyka gnuśnych, którzy oczywiście nie robią absolutnie nic przez całą wieczność. Leżą zatopieni w gnojowisku, a jedynym dowodem ich istnienia są pęcherzyki powietrza.
Poeta napotyka gwałtowników, zdrajców i rozpustników, a wszyscy oni wykazują tę samą cechę — nigdy się nie zmieniają, chociaż żadne ich wysiłki ani sztuczki, do których się uciekają, nie są w stanie zmienić sytuacji, w jakiej się znaleźli. Spośród potępionych najbardziej utkwili mi w pamięci florenccy szlachcice, którzy proszą Dantego, by po powrocie do wyższego świata wspomniał ich nazwiska ważnym ludziom. Zadziwiające! Znajdują się w piekle, a nadal martwią się o swoją reputację. „Marność nad marnościami — wszystko jest marnością” (Koh 1, 2).
Znalazłszy się na samym dnie piekła, Dante wie, że musi się stamtąd wydostać, co czyni, przechodząc do czyśćca. Doznaje ulgi, a my oddychamy wraz z nim. Była to trudna podróż, ale ukazała nam zło w jego przerażającej różnorodności i podłości. Jeśli w postaciach opisanych przez Dantego chociaż częściowo dostrzegamy odzwierciedlenie samych siebie, możemy uzyskać żywy obraz tego, czego codziennie dokonuje w nas zło.