„Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest, lecz jeśli jej nie ma – samotnyś jak pies.....” Można zacytować z Kabaretu Starszych Panów.
Człowiek jest istotą stadną. Każde „stado” złości, ogranicza, pęta, narzuca normy, hierarchie, posłuszeństwo zwierzchności, wymaga odprawiania różnych rytuałów. Dlatego niektórzy wolą samotność przynajmniej w domu, jeśli i tak muszą żyć w jakiejś społeczności zawodowej i terytorialnej. Przynajmniej tu są wolni. Nikt nie powie co mają robić, jak układać swoje rzeczy, jak umeblować mieszkanie i jaki kolor zasłon powiesić na oknach. Można w wolne dni wylegiwać się w łóżku choćby do wieczora, można w ogóle nie słać łóżka! Można czytać przy jedzeniu, w TV oglądać co się chce, czytać do późna w noc. Wolność i swoboda! W czym więc problem? Samotność najbardziej doskwiera w dwóch momentach. W okresie świąt, kiedy wszyscy wydają się mieć rodziny i są bardzo zajęci przygotowaniem do świąt i ich spędzaniem, oraz w stresie.
Święta to straszny okres dla samotnych. Najczęściej wtedy zupełnie niespodziewanie pragnie się czyjegoś towarzystwa. Szybko okazuje się, że nikt nie jest dostępny. Wtedy czujemy się wyjątkowo podle! Najlepsza rada to mieć spis telefonów do innych samotników i właśnie wtedy spróbować zadzwonić.
Wszyscy doznajemy stresów, nie można przed nimi uciec. W stresie samotność nie jest wskazana. Zdarza się czasem samotność wśród bliskich, można żyć obok - choć razem, ale to jest patologia i możemy ją pominąć. Są trzy rodzaje przyczyn stresu: zagrożenie, przeszkoda i strata. Najgłębszy stres wywołuje strata. Kogoś bliskiego, zdrowia, majątku, pracy, uznania, pozycji społecznej, stanowiska, poczucia własnej wartości. O ile adekwatną reakcją na zagrożenie jest mobilizacja energetyczna, na przeszkodę mobilizacja intelektualna, to na stratę – zapadnięcie się w siebie. W takich momentach wręcz niezbędna jest obecność kogoś bliskiego. Ludzie samotni, gdy przeżywają stres straty, narażeni są na szczególnie przykre doznania. Zapominają wtedy o najzwyklejszych rzeczach: zjedzeniu czegoś, posłaniu łóżka, upraniu koszuli. Gdy jesteśmy w takim stanie niezbędna jest obecność drugiego człowieka, i to takiego, który jest życzliwy, wyrozumiały, który rozumie – jednym słowem kocha. Takiego darmowego psychologa, który choćby był informatykiem to dziwnie empatycznie potrafi zrozumieć co należy zrobić. Jak trzeba – usmaży jajecznicę, przytuli, potrzyma za rękę, wspólnie się wypłacze, może nawet razem upić się, i jest blisko, tuż, tuż. Taką rolę może spełnić tylko życiowy partner, który jest jednocześnie przyjacielem, ale przecież partner nie będący przyjacielem – to nie partner! Samotnikowi w stresie może pomóc tylko psycholog. Sęk w tym, że pewnie nie domyśli się, że jest potrzebny i sam nie przyjdzie, a brakuje nam siły by do niego zadzwonić lub do niego dojechać.