Rozdział Osiemnasty.
Ferko wyglądał jak gówno. Był pobity, podrapany i przeciągnięty przez las przez Valerio i Stefana. Kiedy ponownie weszłam na polanę, dwa wampiry stały po obu stronach wilkołaka, podczas gdy on klęczał z rękami zwisającymi bezwładnie po bokach. Z głębokiego rozcięcia na czole, krew skapywała do jego prawego oka. Tymczasem lewe, było opuchnięte i zamknięte, co sprawiało że nie był świadomy swojego otoczenia. Nie żeby miało to jakieś znaczenie. Jego pozostałe zmysły nadal działały i w sekundę zorientował się że przyszłam, gdy głęboko zaciągną się moim zapachem.
-Jakieś kłopoty?-zapytał Valerio.
-Nic ważnego.-wzruszyłam ramionami, popychając myśli o Rowe i Nicku w głąb mojegu umysłu. To miało być polowanie na wilkołaki, a ci dwaj nieproszeni włączyli się do zabawy. Stając z rozłożonymi nogami przed wilkołakiem, położyłam ręce na biodrach i zwalczyłam chęć kopnięcia go w szczękę.
-Ilu uciekło?-zapytałam, patrząc na Stefana.
-Trzech, może czterech. Chcesz byśmy na nich zapolowali?-uśmiechnął się do mnie z przerażającą gorliwością.
Stefan kochał rozlew krwii, tak jak większość nocnych wędrowców.
Machnęłam ręką, zbywając pytanie.- Nie kłopocz się.-mruknęłam, zwracjąć uwagę z powrotem na Ferko.- Słyszałeś? Zacząłeś z szesnastoma zmiennokształtnymi, a teraz jest ich w Budapeszcie tylko garstka. To mogło zostać rozliczone po cichu. Ich życia mogły zostać oszczędzone, ale zdecydowałeś się iść tą drogą.
-Nie masz żadnego interesu w Budapeszcie.-powiedział Ferko, głosem szorstkim i przepełnionym żwirem.
-Naturi są tutaj. To sprawia że mam tu interes. Ale mamy też bardziej palącą sprawę.-spojrzałam na Stefana, który zacisnął palce na szyi Ferko. Wilkołam wzdrygnął się, wykręcając się z uchwytu nocnego wędrowca.-Wydaje nam się że asystentka Stefana zaginąła w Budapeszcie.
-Co do cholery mnie obchodzi, że ktoś zaginął?-warknął wilkołak.- Co to do cholery ma wspólnego ze mną?
-Dużo. Veyron wskazał nam ciebie.
-Skurwysyn.-mruknął Ferko pod nosem.
Stefan porządnie nim potrząsnął, upewniając się ma na sobie jego pełną uwagę.- Ma na imię Michelle. Jest nocnym wędrowcem z brązowymi włosami i brązowymi oczami. Włosy sięgają jej do talii. Jest delikatna. Będziesz musiał sobie przypomnieć, czy ją widziałeś.
Ferko roześmiał się.-Myślisz że będę pamiętał jakąś przypadkową dziewczynę.
Stefan uderzył pięścią tył głowy Ferko, przewracając go na twarz. Wilkołak powoli potrząsnął głową, próbując powrócić do pozycji siedzącej.
-Musisz ją pamiętać!-krzyknął Stefan, tracąc ostatnie strzępki kontroli.-Ona jest niesamowita, jak sen. Ciemne włosy, ciemne oczy i czysta biała skóra. Jest nocnym wędrowcem. Musisz ją pamiętać!
-Kiedy przybyła do miasta?- zapytał, w końcu biorąc to na poważnie.
-Tydzień temu!
Podeszłam do Ferko, uderzyłam kolanem w jego szczękę, powalając go na ziemię i zatrzymałam się obok Stefana. Valerio odsunął się, idąc w stronę Danausa by być blisko w razie gdyby Ferko zrobił coś naprawę głupiego, jak zaatakowanie mnie. Położyłam rękę na ramieniu Stefana, ale wyszarpnął się spod mojego dotyku, podczas gdy z jego gardła wydobyło się niskie warknięcie. Nie był w nastroju na jakiekolwiek uprzejmości ode mnie, co oznaczało że nie będzie razem z innymi częścią mojego, tak zwanego "planu generalnego".
Znajdziemy ją. Starałam się dyskretnie go uspokoić.
Masz na mysli, że znajdziemy jej martwe ciało. Warknął do mnie.
Westchnęłam, ale nie zaprzeczyłam. W tym punkcie będziemy mieć szczęście jeśli wogóle znajdziemy jej ciało. Ona zaginęła już jakiś czas temu, a Budapeszt był najmniej przyjaznym miastem jakie kiedykolwiek odwiedziłam. Moje obawy, że nie znajdę już rzeczywistego winowajcy w tym domu w którym zabawa przeradza się w koszmar. Najpierw spotkaliśmy się ze "zmysłową" Odelią, a później z żądnym władzy Veyronem. Moich myśli nie złagodziło to że Macaire wziął się za ten temat, oferując pomocną dłoń. A teraz jeszcze pechowiec Ferko, który nie tylko odwalał brudną robotę Veyrona, ale także brał na siebie wszystkie winy. Nie mogło być porozumienia, kiedy wilkołak podpisywał się pod wszystkim, a my i tak musimy znaleźć sposób na obrócenie tego na swoją korzyść.
Musimy pozostawić go przy życiu. Powiedziałam niechętnie do Stefana.
Nocny wędrowiec odsunął się ode mnie, kierując swój mroczny wzrok na moją twarz. Czy ty oszalałaś? Możliwe że to on ją zabił. Jeśli nie on, to jedno z jego ludzi.
Prawdopodobnie tak, ale potrzebujemy go by zbliżyć się do Veyrona. To jedyny sposób aby wyłapać wszystkich z tego pokręconego dynamitu. Jest jakiś czarnoksiężnik, który obecznie nie pracuje z wilkołakami. Chcę ich wszystkich.
Więc tak będzie. Odwarknął, odchodząc kilka metrów. Ale zabiję go tuż przed tym jak wyjedziemy z Budapesztu.
No to uzgodnione.
Odwróciłam się i poszłam w stronę Ferko, który warknął na mnie jak ranny pies.- Czy to jest porozumienie o którym myślałeś, wchodząc w układ z Veyronem? Poświęcenie swoich ludzi? Dać się zabić, tylko dlatego by on mógł być wielkim złym wampirem Budapesztu? Chciał byś był jego egzekutorem, czyli odwalał brudną robotę?
-Ty nic nie wiesz.-powiedział Ferko z uporem.
-Naprawdę? Więc mnie oświeć.- wsunęłam ręce do tylnych kieszeni moich spodni, i podchodząc do zmiennokształtnego.-Wygląda na to że na ciebie spadnie surowy koniec tej transakcji. Idziesz na śmierć, podczas gdy on ucieka o nic nie dbając.
-Czego ode mnie chcesz? Imion? Dat? Całkowitego zdradzenia ich? Nie jestem kapusiem.
Westchnęłam, moje ramiona uginały się pod ciężarem długich nocy, bez żadnych prawdziwych odpowiedzi. Spojrzałam na Stefana. Nocny wędrowiec z każdą sekundą był coraz bardziej zniecierpliwiony. Myślę że pogodził się iż nie dostanie z powrotem Michelle, ale ciągle potrzebował sprawcy jej zaginięcia i śmierci.
-A on cię już nie zdradził? Wskazał wilkołaki jako tych odpowiedzialnych za zniknięcie Michelle. Wilkołaki zaatakowaly dzisiaj Danausa, próbując zabić mnie. Czy ty naprawdę myślałeś że wyjdziesz bez szwanku, po takim czynie?
-Można mieć nadzieję.-powiedział, patrząc na mnie z asymetrycznym uśmiechem.
-Nie pomagasz mi. Zabij go.-powiedziałam zmęczona. Odwróciłam się napięcie, i spojrzałam na Danausa, który obserwował mnie swoimi ciemnymi oczami. Łowca nie zrobił nawet jednego ruchu, by zatrzymać mnie, lub Stefana. Valerio opierał się o pobliskie drzewo, wygrzebując brud i zaschniętą krew spod paznokci.
-Nie! Czekaj!-krzyknął nagle Ferko.-Odelia wysłała mnie po kobietę.
Odwróciłam się ku niemu, podnosząc rękę by zatrzymać Stefana, który trzymał mężczyznę obiema rękami za szyję. Gdyby Ferko wahał się dłużej, nocny wędrowiec skręciłby mu kark, zanim zdążylibyśmy poznać tą ciekawą i niezwykle zaskakującą informację. Odeli zaatakowało mnie, bo była kolejną służką Veyrona. Nie miała szczególnie wysokiej pozycji w społeczności nocnych wędrowców. Była po prostu trochę strasza. Prawdziłą moc, mój umysł zawsze łączył z Veyronem. Był najstarszy, najsilniejszy i miał największą moc w tym regionie.
-Odelia? Nie Veyron?-zapytałam.
-Odelia lubi to że jest najpiękniejsza w mieście. Nie lubi konkurencji.-powiedział szybko Ferko.- Przez tą sukę, zginęły dwie z moich kobiet. Kiedy niespodziewanie w mieście pojawiła się ta brunetka, Odelię nie obchodziło to że była tylko przejazdem. Chciała ją zabić.
-Więc poprosiła by twoi ludzie się nią zajeli.-powiedział Stefan.
-Poprosiła?-prychął Ferko.-Załatwiła to tak że nie mieliśmy wyboru. Pomiędzy Veyronem i Odelią, nie mieliśmy wiele do gadania w tej kwestii, jeśli dalej chcieliśmy chodzić po mieście.
-Więc śledziłeś Michelle i zabiłeś ją.-skończyłam, moje gardło zacisnęło się na te słowa. Nocny wędrowiec nie zrobił nic innego niż przyjechanie do miasta po paczkę dla Stefana. Została wyeliminowana, bo była po prostu zbyt ładna, by żyć tam gdzie była Odelia.
-Gdzie ona jest?-dopytywał się Stefan, drżącym głosem.
-Nie żyje.
Stefan kopnął wilkołaka w plecy, ponownie przewracając go na ziemię.-To zrozumiałem. Gdzie jest ciało?
-Spalone.-wyznał Ferko, powoli powracając do pozycji siedzącej.-To jedyny sposób aby mieć pewność że wasz gatunek nie zmartwychwstanie. Jej prochy zostały rozrzucone po tym lesie.
Stefan spojrzał na mnie i pokręcił głową. Widziałam ból w jego oczach. Nie mógł tu pozostać i przy okazji nie zabić Ferko. Nie winiłam go za to. Gdybym to ja była na jego miejscu, wyrwałabym serce z piersi wilkołaka. Oczywiście nie sądzę by zasłużył na tak szybką śmierć. Zasłużył na to by cierpieć za śmierć Michelle i jeśli mam coś do powiedzenia w tej sprawie, to stanie się to przed tym jak wyjedziemy z Budapesztu.
Daj mi tylko trochę więcej czasu. Poprosiłam Stefana.
Dobrze, ale on będzie mój, przed wyjazdem z Budapesztu.
Jeśli chcesz możesz mieć również Odelię.
Dorzuć do tego miejsce w sabacie i może cię nie zabiję. Powiedział Stefan. Kąciki moich ust drgnęły w chorobliwym uśmiechu.
No to ustalone.
Brwi Stefana skoczyły do góry kiedy spojrzał na mnie, zaskoczony obietnicą. Nocny wędrowiec nie powiedział już nic więcej, nie chcąc zniszczyć swojego nagłego szczęścia. Po prostu zniknął w ciemności, pozostawiając nam mordercę Michelle.
-Opowiedz nam o czarodzieju, który był z twoimi pobratymcami za dnia, a rozważę pozostawienie cię przy życiu.-powiedziałam.
Ferko odwrócił się do mnie, marszcząc brwi. Miałam wątpliwości czy rzeczywiście mógł mnie wyraźnie zobaczyć, ale mogłam stwierdzić że rozważał moją ofertę. Musiał wiedzieć, że jego życie wisiało na cienkiej nitce.-Czarodzieju?
-Och nie pogrywaj ze mną znowu.-sapnęłam zirytowana.-Zrobiliśmy już takie postępy.
Ferko pokręcił głową, zwracając twarz z powrotem w kierunku ziemi. Jego ramiona opadły, a jego oddech był ciężki. Jego ciało miało problem z uzdrowieniem wszystkich ran których mu zadaliśmy, pomimo pełni księżyca. Oczywiście poważnie wątpiłam że byłby w stanie przeżyć, gdyby nie pełnia. Stefan i Valerio lubili szorstko pogrywać.
Odeszłam od Ferko, idąc w kierunku Danausa. Valerio podniósł wzrok znad swoich paznokci i odepchnął się od drzewa, kiedy skinęłam na niego głową. Skierował się w stronę naszego jeńca i objął stanowisko Stefana, tuż za Ferko. Mimo że Valerio nie lubił brudzić sobie rączek, to wciąż był w tym dobry. Gdybym dała najmniejszy znak że chce śmierci Ferko, Valerio byłby nie tylko szczęśliwy spełniając moje życzenie, ale także upewniłby się, że będzie to szczególnie powolna i bolesna śmierć.
-Istnieję już od dłuższego czasu, Ferko.- Zaczęłam znowu, tym razem próbując innego podejścia.- Wiem że nocni wędrowcy i wilkołaki współpracują ze sobą, przy rzadkich okazjach. Wiem że nocni wędrowcy bardzo rzadko pracują z czarodziejami i czarownicami. Ale takie coś widzę po raz pierwszy. Czarodzieje z reguły nie dogadują się ze zmiennokształtnymi. Postrzegają was jako bandę, brudnych, niecywilizowanych zwierząt, których nie mogą kontrolować podstawowymi zaklęciami. Dlaczego czarodziej miałby chcieć współpracować z twoim rodzajem?
-Być może jeden patrzy na ciebie z mniejszym pożądaniem, by mieć wokół siebie stado zwierząt.-zadrwił Ferko.
-Może.-przyznałam.-Wkurwiłam kilku czarnoksiężników, ale muszę przyznać że od dłuższego czasu nie byłam w tej części świata. Nie wiem kto może postrzegać moją obecność, jako niepożądaną.
-Nikt nie chce byś była tutaj strażniczką.-powiedział Ferko.-Nie przynależysz do tego miejsca.
-A uwierz mi że ja nie chcę być tutaj strażniczką, ale ktoś musi powstrzymać chaos na tym terenie, zanim przecieknie do reszty Europy. Nie każdy nocny wędrowiec może być tak tolerancyjny jak ja.
-Tolerancyjny? Zniszczyłaś moją sforę!-warknął, obnażając przede mną kły. Moc wypełniła powietrze tak, że teraz zapach lasu stał się jeszcze mocniejszy. Valerio pochylił się i uszczypnął Ferko za uchem. Wilkołak upadł bezwładnie u moich stóp, nieprzytomny.
-Valerio!-krzyknąłam, podrzucając ręce z frustracji. Nie bylam nawet blisko zakończnia przesłuchania naszego więźnia. Musiałam dowiedzieć się więcej o czarodzieju, który najwyraźniej pracował z wilkołakami, i co za tym idzie, również z nocnymi wędrowcami. Ten rodzaj współpracy nie był czymś, co spokojnie mnie nastawiało. Oczywiście w mojej własnej domenie, moi ludzie dogadywali się z wilkołakami, a ja miałam rozproszonych wspólników, którzy byli czarodziejami lub czarownicami. Ale ten układ w Budapeszcie był inny i strasznie niepokojący. Czarnoksiężnicy i wilkołaki, działali jako mięśnie nocnych wędrowców podczas dnia, rozszerzając moc tego gatunku, bardziej niż powinni.
-Przepraszam.-powiedział nieśmiało, błyskając słabym uśmiechem.- Czasem nie znam własnej siły.
-Jeszcze żyje?
-Tak.-powiedział Valerio, brzmiąc tak że zacznę myśleć że jednak ma mało kontroli.-Jest po prostu nieprzytomny. Zakładam, że będziesz chciała go obudzić, kiedy będę go zabijać. Czy powinienem jednak zawołać Stefana z powrotem? Jestem pewien że byłby szczęśliwy, mogąc wykończyć tego zawsznego wilkołaka.
-Zostaw go przy życiu. Obiecałam go Stefanowi później. W tej chwili, musi być przytomny, żebyśmy mogli wyciągnąć od niego więcej informacji. Muszę wiedzieć kto jest czarodziejem.
Valerio westhnął, odchodząc od nieprzytomnego ciała Ferko i idąc w kierunku miejsca, w którym położył płaszcz, złożony na gałęzi drzewa.-Nie potrzebujemy go do tego.
-Oczywiście że tak.- rzuciłam ostrym tonem, ruszając za nim.-Wilkołaki w towarzystwie czarodzieja zaatakowały Danausa w ciągu dnia.
-W nocy, kiedy spotkaliśmy się z Veyronem, Mira i ja zostaliśmy zaatakowani przez użytkownika magii.-wtrącił Danaus.- Mogę się założyć, że to ten sam. Miasto na ogół nie ma w ręku wielu zaawansowanych użytkowników magii.
Valerio odwrócił się i uniósł jedną brew, wciągając płaszcz.- Zgoda. Czarnoksiężnicy nie są dobrzy w wynajmowaniu się. Jednak w tym mieście muszę zrezygnować z tego założenia. Wydaje mi się że wszyscy pracują tutaj razem.
-Też prawda. Nocni wędrowcy kierują wilkołakami. Czarnoksiężnicy chronią wilkołaki.
-Jestem zaskoczony że nie zawarli również umowy z naturi.-dodał Danaus, dostając ode mnie wściekłe spojrzenie. Nie musimy omawiać potencjalnych transakcji z naturi. Szliśmy już tą drogą, a wyniki nigdy nie były ciekawe. Ostatni raz kiedy rozmawialiśmy o takim czymś, wylądowałam w sabacie.
-Naturi nie lubią przyjmować ofert-powiedziałam.-Poza tym, Rowe kręci się wokół miasta z włanym zespołem osobistych rekrutów. Jedyne czym się interesują, to schwytanie mnie w swoje łapy, by móc oddać mnie Aurorze. On z nikim nie będzie zawierać transakcji. Przynajmniej mam nadzieję że nie.
-Razej nie.-zgodził się Valerio.
-Dzięki.-mruknęłam, ale zwróciłam uwagę na nasz problem. Czubkiem zdartego, czarnego buta odwróciłam Ferko na plecy, tak że leżał teraz niezgrabnie, z jedną ręką uwięzioną pod ciałem. Z kącika jego ust spływała krew i kapała na topniejący śnieg.-Co z czarodziejem?
-Prawdopodobnie jest to Clarion.-stwierdził Valerio.
-Clarion? Obawiam się że nigdy o nim nie słyszałam.
-Sprawił mi kilka problemów w Wiedniu. Jest potężnym czarodziejem który mieszka w Budapeszcie, ale kręci się wokół innych dużych miast dookoła Budapesztu, chcąc rozszerzyć zasięg swojej... domeny.-powiedział Valerio, walcząc o odpowiednie słowa.
Czarnoksiężnicy i czarownice nie byli znani z posiadania domen. Mają tendencję do tego że co jakiś czas osiedlają się w centralnych miejescach i zarządzają tylko tym regionem, dopóki nie umrą, znudzą się, lub zostanął pokonani przez kogoś potężniejszego. Nie mają zwolenników i sługusów tak jak nocni wędrowcy i wilkolaki. I nie próbowali poszerzać zasięgu swojego terytorium. To nie brzmiało dobrze, ale wyjaśniało czemu Valerio był zainteresowany wycieczką do Budapesztu. To była sznasa by przechwycić swojego przykrego sąsiada, prawdopodobnie strasząc go nową lokacją, jeśli nie po prostu śmiercią.
-Więc sądzisz że Clarion pracuje z nocnymi wędrowcami i wilkołakami?-zapytał Danaus.
Valerio wzruszył niezobowiązująco ramionami .-Możliwe. Masz na niego dobre spojrzenie?
-Nie, wcale. Wystarczy powiedzieć niejasny konutur w ciemnościach.-Danaus wlożył ręce do kieszeni swojego długiego skórzanego płaszcza, i skrzywił się do wampira.-W pokoju hotelowym byłem zbyt zajęty odciąganiem wilkołaków od miejsca w którym myślałem że jest Mira. Mogłem tylko poczuć moc w powietrzu, oznaczającą że jest czarodziejem.
-W drodze do Veyrona tylko rzuciłam okiem na postać na dachu. Brak danych.- przyznałam, z niemałą frustracją.- A istnieją jakieś szanse że jest więcej potężnych czarnoksiężników w regionie?
-Niestety całkiem spore.-stwierdził Valerio, powodując moje warknięcie. Czułam się jak na ruchomych piaskach. Z każdym ruchem, bardziej zagłębiałam się w to rosnące szaleństwo, które przenikało każdy centymetr nadprzyrodzonej części Budapesztu. Poważnie zaczynałam tęsknić za Savannah... daleko od Veyrona, jego zastraszania, no i schematów Macaire, które musiałam jeszcze rozszyfrować.
-Jak to możliwe?-dopytywał się Danaus.- Nie sądziłem że czarnoksiężnicy i czarownice grają razem. Są terytorialni. Nawet bardziej niż wilkołaki i nocni wędrowcy.
-To prawda, ale jednak zdaje się że znaleźli kogoś z kim można się łatwo dogadać. Spotkałem Clarion tylko kilka razy, w ciągu ostatnich lat, ale słyszałem że nie działa sam. Jest jeszcze jeden użytkownik magii z którym kojarzy się Budapeszt. Niestety jeszcze nie wiem czy to czarodziej czy czarownica. Nie mogę ocenić siły tej istoty, ale domyślam się że ona lub on, jest tak samo potężny jak Clarion, więc nie będzie chciał się z nim męczyć.
-Masz na myśli że albo zabiłby tego człowieka, albo naciskał do momentu aż nie wygoniłby jego lub jej z Budapesztu.
-Prawda.
-Więc jaki będzie nasz następny krok? Mamy iść po Veyrona?-zapytał Danaus.-Nie trzeba być naukowcem żeby wiedzieć że wkrótce kogoś za tobą wyśle.-dodał, wykrzywiając usta.-Sama oczekiwałaś że wyśle po ciebie kilku ludzi.
-Tak ale problem polega na tym że spodziewałam się że wyśle ludzi z bronią i drewnianymi kołkami, a nie sforę wilkołaków z czarnoksiężnikiem w roli obstawy. To sprawia że jest to jeszcze bardziej skomplikowana sprawa, panie Naukowiec.-powiedziałam, nie dbając o to jak bardzo wydawałam się złośliwa. Wszyscy byliśmy tak bardzo sfrustrowani Veyronem i jego sługusami, że nie zajeliśmy się problemem naturi, dla którego zostaliśmy tu wysłani. Tej nocy pozwolę prześlizgnąć się Rowe przez palce, ale nie odpuszczę temu jedookiemu naturi. Nie stanę znów przed Aurorą, chyba że miałabym dać nam przewagę, która w końcu wykończy królową naturi. W międzyczasie muszę zająć się Rowe, by nie stał za moimi plecami z nożem w ręku.
-Najpierw musimy zrozumieć strukturę władzy w Budapeszcie.-Valerio zręcznie owinął ciemno czerwony szalik wokół szyi, prezentując takie same umiejętności jak przy wiązaniu krawatu kilka wieków temu, tuż przed udziałem w balach i przyjęciach, które wypełniały nasze wspólne wieczory w Europie.-Jeśli nie będziemy ostrożni, możemy zabić zwyklego pionka, który pozostawi większość struktury nienaruszonej i narazi nas na odwet.
-Zgadzam się. Musimy być pewni wszystkich, zanim wyjedziemy z Budapesztu.-powiedziałam, uśmiechając się na to, jaką wagę przywiązywał do szalika. Valerio wzruszył ramionami, niewzruszony tym że mu dokuczałam.
Danaus skrzywił się do nas, zdecydowanie nie rozpraszając się.-Czy to może być to co Macaire przez cały czas planował? Dlaczego jest teraz tutaj? Jeśli mamy zniszczyć potężnych graczy z Budapesztu, pozostanie możliwość że on z tego skorzysta i przejmie miasto.
-Wątpię że to jest jego plan. Woli trzymać się blisko Wenecji.-odpowiedziałam.
Valerio sięgnąłdo kieszeni i wyjął parę elastycznych skórzanych rękawić, które zaczą naciągać na dłonie. -Poza tym mira zepsuła ten plan, stwirdzając że Budapeszt, jest jej. Może tak naprawdę tego nie chce, ale teraz jest strażniczką tej domeny. Jako opiekun, jej obowiązkiem jest pozbycie się starych zarządzeń.
-Co ty oczywiście popierasz.-zadrwił Danaus.-A mimo że Budapeszt jest tak blisko Wiednia, będziesz miał pewność że Mira nie będzie naruszać twojego terytorium.
-Sprawiłeś że fatalnie zabrzmiało to że pochwalam nowy nabytek Miry. Oczywiście cieszę się, że znowu będę miał ją pod ręką.-Valerio przerwał i zmrużył ciemne oczy, patrząc na łowcę. Niegrzeczny uśmiech pojawił się na jego wargach.- Ja i Mira mamy długą historię. Miło by było jeszcze raz ją powtórzyć.
Danaus zrobił krok do przodu, a jego ręka opadła na pas, a wiedziałam że trzyma tam swoją kolekcję noży. Valerio zadrwił z niego, wiedząc jak bardzo mógł przycisnąć Danausa. Nie miałam wątpliwości że również sprawdzał jak daleko zaszedł mój związek z łowcą. Starożytny nocny wędrowiec uśmiechnął się do łowcy, ja jego kły wystawały spod górnej wargi. Nie miałam czasu na tą bójkę. Musieliśmy znaleźć Clarion.
-Dosyć!-krzyknęłam, kładąc ręce na torsie Danausa i Valeria.- Muszę znaleźć Clarion. Masz jakiś pomysł?
Valerio położył dłoń na mojej, delikatnie gładząc moje palce by jeszcze bardziej zdenerwować Danausa. Chciałam walnąć go pięśćią w szczękę, ale zamiast tego popchnęłam go. Valerio po prostu tam stał, uśmiechając się do mnie.-Kawiarnia która nazywa się Gerbeaud Cukrszda-powiedział.- Od wieków leży w centralnej części Pest, pomiędzy mostem Chain, a mostem Elizabeth. Każdy taksówkarz powinien być w stanie go znaleźć bez większych problemów. Mogę przyjechać...
-Nie-powiedziałam ostro, sprawiając że jego uśmiech się poszeżył. Zaczęłam uważać że on i Danaus spędzili ze sobą wystarczająco dużo czasu. Wiedziałam że ja spędziłam już wystarczająco czasu z Valerio. Nie wyniknie z tego nic dobrego.- Są naturi które osiedliły się na jednej z wysp na Dunaju. Ostatnio widziałam trzy wyspy w tym regionie. Chcę żebyś je sprawdził.
-To moja kara? Samodzielne zajmowanie się naturi?-zapytał z niedowierzeniem.
-Byłabym aż tak zimna?
-Tak.
Po raz pierwszy uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela, i potrząsnęłam głową.-Nie proszę o to byś polował na naturi. Po prostu chcę byś je dla mnie znalazł. Dowiedział się którą wyspę uznali za własną. Dla naszej czwórki będzie łatwiej je upolować, gdy będziemy pewni że to ich ostateczna lokacja. Nie angażuj się, jeśli możesz coś na to poradzić. Spotkasz się z nami ponownie, wieczorem w pokoju hotelowym.
-Nie planujesz zmienić pokoju hotelowego? Może planujesz zostać ze mną w Wiedniu?
-Zatrzymam się w Gellért-powiedziałam.-Nie opuszczę znów Budapesztu, dopóki ten bałagan nie będzie posprzątany.
-To nie bezpieczne.
-Danaus tam będzie. Będę bezpieczna.
-Jak sobie chcesz.-powiedział Valerio, niefrasobliwie wzruszając szerokimi ramionami. Cofnął się o krok ode mnie i Danausa, zanim zniknął z pola widzenia. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy i ja posiądę tę zdolność. To byłoby o wiele łatwiejsze niż łapanie samolotu lub samochodu, czy też innego pojazdu aby dostać się od punktu A do punktu B.
Moje oczy spoczeły na twarzy Danausa, a ja skrzywiłam się wewnętrznie. Łowca nie cieszył się ze mną i najprawdopodobniej była to wina Valerio. Oczywiście, Danaus mógł być ciągle zły za to że postanowiłam go kontrolować, a nie użyłam własnych mocy. Moja wymówka była wyjątkowo cienka i kiepska. Nie sądziłam że naprawdę ją kupił, ale wtedy bylam zdesperowana i nie byliśmy w odpowiedznim miejscu by o tym dyskutować. A ku mojej radośći, ciągle nie byliśmy. Noc się kończyła, a my wciąż mieliśmy do zlokalizowania Clarion.
-Wiem.-westchnęłam.-On jest ogromnym wrzodem na dupie.
-Przypomina mi kogoś kogo znam.
-Taak, to może być długa lista. Nie musisz zwężać jej do mnie.-Spojrzeliśmy na siebie, zanim w końcu odwróciliśmy się w innych kierunkach. Spojrzałam na Ferko by stwierdzić że jeszcze nie ruszył się z miejsca w którym leżał. Nie spodziewam się by był nieprzytmny bardzo długo. Ostatecznie pozbiera się i pędem poleci do Veyrona, ponarzekać na śmierć swoich ludzi. Jeśli Ferko będzie mieć szczęście, po zniszczeniu lokalnej sfory, może uda mu się wyciągnąć kilku nocnych wędrowców. Miałam wrażenie że to upadające miasto, musi być przerzedzone. Veyron i jego gang, mieli na wszystkich negarywny wpływ, byli jak choroba pożerająca tkanki mózgowe.
-Jak Valerio ma wyśledzić naturi, skoro nie może ich wyczuć?-zapytał Danaus, zaskakując mnie swoją troską.
Uśmiechnęłam się od mojego towarzysza, idąc z powrotem przez las, w kierunku samochodu który ukradliśmy po zachodzi słońca.-To mądry facet. Ustali to. Miejsca w których ludzie byli mordowani w zastraszającym tempie, tereny z gęstym lasem, albo miejsca w które ludzie boją się zapuszczać. To wystarczy by wytropić naturi.
-Używasz ludzi jako przewodników?
-Jasne, oni mają szósty zmysł jeśli chodzi o niebezpieczeństwo.
-Więc dlaczego gromadzą się wokół wampirów?
-Nigdy nie powiedziałam bardzo dobrze go słuchają. Poza tym, nie próbujemy ich zabić, tylko się nimi żywimy. Naturi są tymi, którzy rzyczywiście chcą ich śmierci.
-Niezłe wyjaśnienie.- powiedział Danaus otwierając drzwi od strony kierowcy.
-Taak, uważam że takie jest.
Danaus zatrzymał się, stając obok samochodzu z otwartymi drzwiami. Patrzył na mnie znad dachu małego samochodu.-Będziemy polować na czarnoksiężnika?
-Po prostu idziemy na młą pogawękę przy kawie.-poprawiłam, z drwiącym uśmiechem. Zaczęłam myśleć że Valerio ułatwił mi zadanie. Przez moment myślałam nad dotarciem do Stefana i zażądaniem by z nami poszedł. Jednakże odsunęłam ten pomysł, kiedy tylko wisiadłam do kradzionego samochodu. Stefan potrzebował trochę czasu by ochłonąć i odzyskać kontrolę nad swoim gniewem. Zaskakujące było dla mnie to że stracił kogoś ważnego, tylko dlatego że była piękna. Michelle zasługiwała na coś więcej, a Stefan postanowił jej to dać. Dla zemsty, zabije zarówno Odelię, jak i Ferko. Niestety aby pomóc mu odnieść sukces, musiałam najpierw poradzić sobie z czarnoksiężnikiem, który był zdeterminowany by zobaczyć mnie martwą.