Thomas S. Szasz
Choroba psychiczna. Nowy flogiston, przeł. Anna Cwojdzińska
Opublikowano w: Medicalization of every day life: selected essays (2007) [Medykalizacja życia codziennego: eseje wybrane].
Esej ten jest skróconą wersją artykułu Mental illness: psychiatry’s phlogiston, który ukazał się w Journal of Medical Ethics 2001; 27: 297–301.
Nie istnieje błąd na tyle wielki, by nie znalazł swoich obrońców pośród najwspanialszych z ludzi.
Lord Acton (1834 – 1902) „Demokracja”
I
Ludzie łakną odpowiedzi, a im większymi są ignorantami i im bardziej są zakłopotani, tym liczniejsze i bardziej pewne są ich stwierdzenia. W pewnym sensie zatem, każdego można uznać za niedoszłego naukowca. Prawdziwy naukowiec różni się od zwykłego człowieka tylko głębokością, zakresem, precyzją i siłą tego, co jest skłonny uznać za właściwe wyjaśnienia dla swoich obserwacji oraz wolą do ponownego rozważenia ich w świetle nowych dowodów. W niniejszym eseju wykażę, że choroba psychiczna jest dla psychiatrii tym samym, czym był flogiston dla chemii.
W fizyce korzystamy z tych samych praw fizyki, by wyjaśniać dlaczego samoloty latają i dlaczego się rozbijają. W psychiatrii stosujemy jeden zestaw praw, by wyjaśniać zachowanie świadome, któremu przypisujemy powody (wybory) i inny zestaw praw, by wyjaśniać niepoczytalne zachowania, którym przypisujemy przyczyny (choroby). Bóg, ludzka idea doskonałości moralnej, ocenia ludzkie uczynki nie robiąc różnicy między osobami poczytalnymi, odpowiedzialnymi za swoje zachowanie i osobami niepoczytalnymi, zasługującymi na wybaczenie za swoje złe uczynki. To pycha udawać, że obrona niepoczytalności jest miłosierna, sprawiedliwa lub naukowa. Choroba psychiczna dla psychiatrii jest tym, czym flogiston był dla chemii. Ustanowienie chemii jako nauki o naturze rzeczy wymagało przyznania, że flogiston nie istnieje. Ustanowienie psychiatrii, jako nauki o ludzkim zachowaniu wymaga uznania, że nie istnieje choroba psychiczna.
Chemia miała swój początek, jako alchemia, która z kolei była blisko powiązana z medycyną. Zarówno Johann Joachim Becher (1635 – 1682) i Georg Ernst Stahl (1660 – 1734), dwaj pionierzy chemii, byli lekarzami w czasach, gdy ludzie uważali, że zagadnienia zdrowia i choroby znajdują najlepsze wytłumaczenie w terminach czterech podstawowych temperamentów Galena.
Jednym z głównym problemów, jaki próbowali rozwiązać pierwsi chemicy, było spalanie. Co dzieje się, gdy substancja płonie? Stahl sugerował, że wszystkie palne obiekty zawierają materialną substancję, którą nazwał „flogistonem”, od greckiego słowa oznaczającego „podpalenie”. Gdy substancja płonie, uwalnia zawarty w niej flogiston do powietrza, które uważano za chemicznie obojętne. Teoria flogistonu zdominowała myśl naukową na dłużej niż stulecie.
Zaobserwowano jednak, że po spalaniu (utlenianiu) kawałek metalu ważył więcej niż przedtem, podczas gdy zgodnie z teorią flogistonu powinien był ważyć mniej. Niespójność ta została rozwiązana przez stwierdzenie, że flogiston jest raczej składnikiem niematerialnym niż substancją materialną; zamiennie sugerowano, że ma ujemną wagę. Gdy chemicy odkryli tlen, uznali go za flogiston w czystej postaci.
Teoria flogistonu została obalona w pracach Antoine'a Laurenta Lavoisiera (1743 – 1794). Nazwał on składnik powietrza, ułatwiający spalanie „tlenem”, termin ten wywodził się z greckich słów oznaczających „produkujący kwas”, ponieważ uważał - niesłusznie - że tlen jest koniecznym składnikiem wszystkich kwasów. Główny składnik powietrza, który nie podtrzymuje procesu spalania nazwał „azotem”, od greckiego słowa oznaczającego „brak życia”. Obecnie „azot” określamy nazwą „nitrogen”*. W swojej historycznej pracy, zatytułowanej „Rozprawa o naturze składnika, który łączy się z metalami podczas ich prażenia [utleniania] i który zwiększa ich wagę” przedstawionej przed Francuską Królewską Akademią Nauk w 1775, a opublikowanej w 1778, Lavoisier obalił teorię flogistonu i położył podwaliny pod rozumienie reakcji chemicznych, jako łączenia pierwiastków, które tworzą nowe materiały1.
Gdy tylko nazwiska i teorie zyskają powszechną akceptację, wywierają znaczący wpływ na tych, którym są wpajane, by wierzyli, że ich istnienie jest integralną częścią tego, jaki jest świat – w skrócie: „rzeczywistości”. Tym samym, nowe obserwacje są „spostrzegane” poprzez pryzmat przeważającej mentalnej optyki. Na przykład Joseph Priestley (1733 – 1804), wielki angielski chemik, nie umiał porzucić teorii flogistonu, nawet po tym, jak sam odkrył tlen i po tym, jak prace Lavoisiera wstrząsnęły światem nauki. Wciąż spostrzegał tlen jako „deflogistonowane powietrze”. W pamflecie zatytułowanym „Rozważania na temat doktryny flogistonu i rozkładu wody”, opublikowanym w 1796, zwolenników Lavoisiera określał jako „Antyflogistonian” i narzekał „Ogólnie rzecz biorąc, nie mogę się oprzeć stwierdzeniu, że wydaje się mi nie tylko odrobinę niezwykłe, że tak nowa teoria i o takim znaczeniu, zmieniająca wszystko, co uważano za najlepsze w chemii, opiera się na bardzo wąskim i wątpliwym fundamencie”2.
Podczas gdy alchemia zmieniła się w chemię, dusza zmieniła się w umysł, a grzech stał się chorobą (umysłu). Pierwsi alieniści* szczerze uznawali tę metamorfozę. Jednak zamiast rozpoznać, że jest to pierwsza manifestacja przechodzenia od religijnego do świeckiego spojrzenia na człowieka, przypisali to postępowi nauki i uwierzyli, ze odkryli nowy rodzaj chorób mózgu i nazwali je „chorobami psychicznymi”. Georg Erwin Stahl był dla wczesnej chemii i flogistonu tym samym, kim Benjamin Rush (1745 – 1813) był dla wczesnej psychiatrii i choroby psychicznej.
II
Współczesne nauki przyrodnicze spoczywają na prawach niezależnych od ludzkich pragnień czy motywacji. Korzystamy z tych samych praw fizyki, by wyjaśniać dlaczego samoloty latają i spadają, tych samych praw chemii, by tłumaczyć terapeutyczne i toksyczne działanie leków i tych samych praw biologicznych, by objaśniać, w jaki sposób zdrowe komórki zachowują integralność organizmu oraz w jaki sposób komórki te mogą stać się nowotworem i zniszczyć żywiciela. Nie posiadamy jednego zestawu teorii medycznych, by wyjaśniać prawidłowe funkcje organizmu i innego, by wyjaśniać te nieprawidłowe.
W psychiatrii mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Posiadamy jeden zestaw zasad wyjaśniających funkcjonowanie osoby zdrowej psychicznie i inny, by wyjaśniać funkcjonowanie osoby psychicznie chorej: przypisujemy akceptowane, „racjonalne” zachowania powodom, a zachowania nieakceptowane, „irracjonalne” - przyczynom. Osoba zdrowa psychicznie spostrzegana jest jako aktywna. Podejmuje decyzje: postanawia, na przykład, poślubić swoją ukochaną. Osoba psychicznie chora, przeciwnie, jest spostrzegana jako pasywna: jako pacjent, jest ofiarą szkodzących jej biologicznych, chemicznych lub fizycznych procesów toczących się w jej ciele tj. chorób (mózgu), na przykład „nieodpartego impulsu”, by zabić. „Psychoza napadowa (epileptic neurosis)” pisał sir Henry Maudsley, twórca współczesnej brytyjskiej psychiatrii, „oznacza skłonność do niepohamowanych wybuchów przemocy... utrzymywać, że osoba niepoczytalna jest odpowiedzialna za brak kontroli obłąkańczego impulsu... jest w niektórych przypadkach równie kłamliwe... jak twierdzenie, że osoba mająca konwulsje z powodu strychniny, jest odpowiedzialna za niemożność powstrzymania ich”3. Analogia ta jest fałszywa. Zabijanie jest skoordynowanym działaniem. Konwulsje są nieskoordynowanym skurczem mięśni, wydarzeniem.
Ponieważ sposób wyjaśniania ludzkiego zachowania wpływa na prawo i politykę społeczną znacznie bardziej całościowo i głębiej niż wyjaśnienia naturalnych wydarzeń, teoria zachowania w chorobie psychicznej znajduje swoje dalekosiężne konsekwencje w każdej ze sfer życia codziennego. Profesor prawa Michael S. Moore wyraża pogląd, obecnie często podzielany przez prawników, psychiatrów i ogół społeczeństwa:
Jako, że choroba psychiczna podważa nasze założenie o racjonalności, nie uważamy osób psychicznie chorych za osoby odpowiedzialne. Nie jest tak, że usprawiedliwiamy je prima facie w przypadku odpowiedzialności; raczej przez niemożność spostrzegania ich jako istot w pełni racjonalnych, nie możemy uzyskać potwierdzenia istotnego warunku, jakim jest uznanie ich za podmioty moralne, przede wszystkim. To łączy chorych psychicznie (malejąco) i dzieci, dzikie zwierzęta, rośliny oraz kamienie – żadne z nich nie jest odpowiedzialne z powodu podejrzenia nie spełnienia założenia o racjonalności4.
Jesteśmy dumni, że porzuciliśmy wszelkie uprzedzenia dotyczące różnic natury ludzkiej między mężczyznami i kobietami czy białymi i czarnymi. W tym samym czasie jesteśmy jeszcze bardziej dumni, że stworzyliśmy zestaw psychiatrycznych przekonań dotyczących różnic między neuroanatomiczną i neurofizjologiczną naturą poczytalnych i niepoczytalnych, psychicznie zdrowych i psychicznie chorych. Utlenianie, rzeczywisty proces, tłumaczy spalanie lepiej niż flogiston, który nie istnieje. Przypisanie wszystkich ludzkich działań wyborom, podstawie naszej społecznej egzystencji, lepiej tłumaczy ludzkie zachowanie niż przypisywanie pewnych (nieakceptowanych) działań chorobie psychicznej, chorobie nieistniejącej.
Przyczyna może oddziaływać przez chwilę lub przez dłuższy czas. Nieruchoma bila zaczyna się poruszać w chwili, gdy zostanie uderzona przez inną. Złamane biodro sprawia, że chodzenie staje się niemożliwe na kilka dni lub tygodni. Zatem nie wystarczy stwierdzić, że dana osoba przepycha się w metrze ponieważ ma schizofrenię, a schizofrenia ta spowodowana jest nieprawidłowymi procesami neurochemicznymi w mózgu. Musimy także wyjaśnić dlaczego ta osoba zrobiła to właśnie wtedy. Domniemany stan, zwany „schizofrenią” nie dostarcza wyjaśnienia, ponieważ istniał przed popełnieniem morderstwa oraz twierdzi się, że istnieje u milionów osób, które nie dokonują żadnych aktów przemocy.
Człowiek otwiera parasol, gdy wychodzi na deszcz, bo nie chce zmoknąć. Jedna osoba przepycha drugą w metrze nie dlatego, że „ma” schizofrenię albo dlatego, że schizofrenia go do tego „zmusza”; robi to ponieważ, podobnie jak człowiek otwierający parasol, chce poprawić swój byt. Jesteśmy w stanie wyjaśnić zachowanie, które wydaje się być irracjonalne także poprzez przypisanie mu powodu, jakim może być na przykład, chęć skupienia na sobie uwagi czy chęć uniknięcia odpowiedzialności za konieczność utrzymania i wyżywienia się.
W skrócie, niezależnie od stanu „irracjonalności” mającego miejsce w ludzkim mózgu, osoba pozostaje istotą moralną, która ma powody dla swoich działań: podobnie jak my wszyscy wybiera lub chce tego, co robi. Osoby cierpiące na choroby mózgu – stwardnienie zanikowe boczne, stwardnienie rozsiane, chorobę Parkinsona, glejaka – pozostają osobami, których działania regulowane są przez ich pragnienia i motywy. Choroba ogranicza ich swobodę działania, ale nie ich status jako istot moralnych.
III
Według teorii psychiatrycznej, pewne działania pewnych osób powinny być przypisywane raczej przyczynom niż powodom. Kiedy i dlaczego poszukujemy przyczynowego wyjaśnienia dla ludzkiego zachowania? Wtedy, gdy uważamy działania osoby za nierozsądne, ale nie chcemy jej za nie obwiniać. Raczej szukamy wtedy wymówki w przebraniu wyjaśnienia niż prostego uzasadnienia, które nie zwalnia z odpowiedzialności ani nie oskarża.
Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy wyjaśnianiem ruchu obiektów i zachowania ludzi. Nasze wyjaśnienie ruchów planet (dziś) pozbawione jest implikacji moralnych, podczas gdy nasze wyjaśnienie ludzkiego zachowania jest silnie nacechowane moralnie. Uznajemy za regułę, że ludzie są odpowiedzialni za to co robią i nie uznajemy ich za odpowiedzialnych za to, co im się przydarza. Zgoda i brak zgody, aprobata i brak aprobaty, pochwała i wina są milczącymi elementami słownika, którego używamy, by wyjaśniać ludzkie zachowanie.
Utrzymywanie, że dana osoba jest odpowiedzialna za swoje działanie, to nie to samo, co obwinianie lub pochwalanie jej za nie; oznacza tylko, że spostrzegamy ją jako aktora lub istotę moralną. Wina lub pochwała odzwierciedlają ocenę jej działania lub jej, jako osoby, jako niegodziwej lub pełnej cnót; w obu przypadkach nie zaprzecza to autorstwu danego zachowania. Odwrotnie, utrzymywanie, że osoba nie jest odpowiedzialna za swoje działanie z powodu choroby psychicznej oznacza, ze nie uważamy jej za (pełnoprawnego) aktora czy istotę moralną; zamiast tego spostrzegamy ją jako ofiarę swojej choroby. Choć ogłaszamy taką osobę „niewinną” krzywdzącego aktu, którego się dopuściła (powiedzmy: morderstwa), to jednak uważamy to działanie za godne ubolewanie i mimo wszystko pozbawiamy taką osobę wolności. Nie dowiedliśmy, że nie było powodów jego zachowania. Zaoferowaliśmy jedynie inne wyjaśnienie dla zachowania (oparte na przyczynach, nie na powodach) i zapewniliśmy inne usprawiedliwienie dla zatrzymania tej osoby (oparte o przesłanki raczej medyczne niż prawne). W skrócie, domniemanie niepoczytalności, ogłoszenie niepoczytalności i skłonność do niepoczytalności tworzą pewien pakiet taktyczny, który stosujemy, gdy nie chcemy spostrzegać aktora jako istoty moralnej i wolimy „traktować”* go jako chorego psychicznie pacjenta.
Jest błędem sądzić, że oferowanie wyjaśnienia w postaci wymówki jest równoznaczne z wykazaniem, że aktor nie miał powodów dla swojego działania. Oferowanie wymówki w związku z działaniem X - „Głos Boga mi rozkazał” - nie jest tym samym, co brak powodów. Wręcz przeciwnie: to co wykazaliśmy to nie fakt, że aktor nie posiada powodów, tylko to, że jego powody są przewrotne - „obłąkane”, „szalone”, „niepoczytalne”. Dochodzimy do wniosku, że przyczyną jego działania jest bycie obłąkanym, szalonym, niepoczytalnym. Jednak niczego takiego nie dowiedliśmy, tylko tak twierdzimy.
Do XVIII wieku, ludzie, którzy popełnili ohydne zbrodnie i dziwnie się zachowywali uważani byli za przypominających dzikie zwierzęta, stąd staromodny model „dzikiej bestii” w pojmowaniu niepoczytalności i oparta na nim obrona. Widzenie osoby „obłąkanej”, której „głosy” każą zabić w sposób podobny do maszyny czy robota – tj. do obiektu, który jest podobny do człowieka, ale tak naprawdę nie jest nim – jest pomysłem współczesnym. Uznanie twierdzenia „schizofrenika”, który zabił swoją żonę, ponieważ tak mu rozkazał głos Boga, nie jest dowodem słuszności takiego wyjaśnienia. Z mojego punktu widzenia, taka osoba zabija swoją ofiarę, ponieważ to jest właśnie to, co chce zrobić. Wypiera jednak swoją intencję; zamiast uznać swój motyw, definiuje siebie jako bezradnego niewolnika wypełniającego rozkaz. Jak wykazałem w innym tekście tzw. głosy, które „słyszą” niektóre osoby chore psychicznie nie są niczym innym, jak ich własnym wewnętrznym głosem lub wewnętrzną konwersacją, której autorstwa się wypierają5. Interpretacja ta jest wspierana przez fakt, że w badaniach z użyciem neuroobrazowania osób halucynujących zaobserwowano aktywacje obszaru Broca (mowy), a nie obszaru Wernickego (słuchu)6.
„Pacjent psychiatryczny”, który przypisuje swoje wykroczenie „głosom” - tj. czynnikom innym niż on sam, których autorytet jest niepodważalny – nie jest ofiarą zniewalającego impulsu; jest podmiotem, oprawcą, który racjonalizuje swoje działanie poprzez przypisanie go niekwestionowanemu autorytetowi. Analogia pomiędzy osobą, która „słyszy głosy” i rzeczą – powiedzmy, komputerem zaprogramowanym, by grał w szachy – reagującą na posiadane informacje, jest fałszywa. Pacjenci psychiatryczni odpowiadający na rozkazy „głosów”, przypominają osoby wypełniające rozkazy niezwykle potężnej władzy, których przykładem mogą być zamachowcy samobójcy, poświęcający się w imieniu Boga. Oba typy osób są podmiotami moralnymi, mimo tego, że jedni i drudzy określają siebie jako obiekty niewolniczo wykonujące wolę innych (często identyfikowanych jako Bóg lub diabeł). Reprezentacje te są dramatycznymi metaforami, które aktorzy, podobnie jak widzowie mogą lub nie, interpretować dosłownie. To nie przypadek, że w całej literaturze psychiatrycznej nie został opisany ani jeden przypadek schizofrenika, któremu głosy kazały, aby był szczególnie miły dla swojej żony. Dzieje się tak dlatego, że bycie miłym dla własnej żony nie jest rodzajem zachowania, który chcielibyśmy przypisać przyczynowemu (psychiatrycznemu) wyjaśnieniu.
Łatwe, ale powierzchowne porównanie choroby psychicznej z brakiem umiejętności wyklucza empirycznie słuszne i logicznie spójne psychiatryczne wyjaśnienie zachowania. Na przykład, wiara pacjenta, że jego żona jest wiedźmą może być metaforą (dla przekonania, że jest ona złym człowiekiem) lub „urojeniem” (podobnym do fałszywego/egoistycznego/destrukcyjnego przekonania religijnego, jak w przypadku wiary Abrahama, że Bóg pragnie ofiary z Izaaka). Osoby, która działa na podstawie błędnych informacji (powiedzmy, złego harmonogramu), nie uważamy za nie mającą powodów dla swojego działania. Podobnie, nie powinniśmy spostrzegać osoby, która działa na bazie fałszywego przekonania („urojenia”), jako nie posiadającej powodów dla swoich czynów. Możemy, jak zaznaczyłem, traktować taką osobę jako godną potępienia. Nie jest to jednak to samo, co przyznanie, że działa ona bez powodu czy, że jej czyn jest „pozbawiony znaczenia” lub „bez sensu”, które to terminy zwykle są stosowane by umniejszyć znaczenie lub sensowność ohydnych przestępstw.
Typowy pacjent psychiatryczny jest świadomym dorosłym człowiekiem, który nie jest osobą ubezwłasnowolnioną. „Poważnie psychicznie zaburzonym pacjentom nie brak wglądu ani kompetencji w stopniu, w jakim ich pierwotnie o to podejrzewano”, pisze George Hoyer, profesor w Institute of Community Medicine na Uniwersytecie w Tromse w Norwegii7. Co więcej, pacjenci psychiatryczni są regularnie uważani za wystarczająco kompetentnych, by robić pewne rzeczy a innych nie, na przykład, są na tyle kompetentni by żyć niezależnie, ale nie dość kompetentni by odrzucić psychiatryczne leczenie za pomocą leków; zdolni stanąć przed sądem, ale nie zdolni do reprezentowania samych siebie w czasie procesu; posiadający kompetencje by głosować, ale nie by opuścić szpital8.
W rzeczywistości, małe dzieci i osoby starsze mogą podejmować lub chcieć podjąć działania, których powody mogą być mało uzasadnione. Ale znów, nie znaczy to, że ich działania nie są motywowane przez powody. Wychowywanie dzieci, „cywilizowanie ludzi prymitywnych”, nawracanie ludzi siłą na „prawdziwą wiarę”, resocjalizacja przestępców i wiele innych relacji o charakterze dominacja – poddanie spoczywa na przesłankach, że powody działania omawianych osób są niedojrzałe lub nieprawidłowe i powinny zostać „skorygowane”, by umożliwić im cieszenie się „prawdziwą wolnością”. Tak długo, jak relacje między lekarzami a pacjentami psychiatrycznymi (szczególnie „psychotykami”) opierają się za zasadzie dominacji – submisji mają podobne funkcje: tłumaczą (nie)prawidłowe zachowanie osoby podległej, zwalniają ją z winy i uprawomacniają silną kontrolę ze strony psychiatrów.
"W Micie choroby psychicznej”, jak zaobserwował profesor Rupert Wilkinson z Uniwersytetu w Sussex „psychiatra Thomas Szasz... dokonał identyfikacji ważnego procesu: możemy go nazwać „pościgiem poprzez język”... Wydaje się, że lepsza część naszej natury wprowadza słowa oznaczające promujące współczucie – ale pozostałe potrzeby, by pogardzać i dystansować się od słabości nie zostają powstrzymane... terminologia etykiet choroby psychicznej zastępuje etykietami braku kompetencji etykiety słabości moralnej, jednak w świeckim społeczeństwie nie jest to żaden dar”9.
IV
Słowo „umysł” i pochodzący od niego termin „choroba umysłowa” określają dwa najważniejsze dla nas, zarazem najczęściej mylone i mylące, idee. Łacińskie słowo mens oznacza nie tylko „umysł (ang. mind)”, ale także „intencję” i „wolę”, znaczenie wciąż obecne w zastosowaniu słowa „umysł (ang. mind)”, jako czasownika. Ponieważ przypisujemy intencję tylko inteligentnym, czującym istotom, rozumowanie (ang. minding) zakłada sprawstwo.
Koncepcja umysłu – jako przypisanie moralnego sprawstwa jednym ludziom, a innym nie – odgrywa kluczową rolę w filozofii moralnej, prawie i psychiatrii. Dzieci i otępiałe osoby starsze nie mogą komunikować się poprzez język i tym samym, zwykle są wykluczone kategorii istot moralnych. W przeszłości, także osobom, które były zdolne do językowego komunikowania się – na przykład niewolnikom i kobietom – odmawiano statusu istot moralnych. Dziś wiele dzieci i pacjentów psychiatrycznych – posiadających zdolność komunikacji – pozbawia się tego statusu. Chodzi o to, że przypisywanie lub odmowa przypisania moralnego sprawstwa Innym jest zarówno faktem, jak i kwestią taktyki – decyzją, która zależy nie tylko od zdolności Innego, ale także naszego nastawienie w stosunku do Innego. By być rozpoznawanym jako istota moralna, jednostki muszą być zdolne i chcieć funkcjonować jako odpowiedzialni członkowie społeczeństwa, a społeczeństwo musi chcieć przypisać im tą zdolność i status.
Zależność moralnego sprawstwa od umysłowości zakłada dokonywane oceny upośledzonej umysłowości – tj. diagnozowanie „choroby psychicznej” - o ogromnym znaczeniu prawnym i społecznym. Dwie powszechne strategie charakterystyczne dla naszych czasów zasługują na specjalne uwzględnienie w tym kontekście. Jedną jest traktowanie ludzi, jako niekompetentnych, gdy w rzeczywistości tacy nie są – krzywdząc ich pod pozorem pomagania im. Drugą jest traktowanie ludzi, jak ofiar, gdy w rzeczywistości są oprawcami (dla siebie lub innych) – znosząc ich odpowiedzialność za własne zachowanie (obarczając niewinne osoby trzecie winą za dokonane przez nich samo-okaleczanie się lub krzywdę wyrządzoną innym).
Paradoksalnie, stare, przednaukowo – religijne wyjaśnienie ludzkiego zachowania jest bardziej wierne faktom niż współczesne wyjaśnienie naukowo – psychiatryczne. Gdy wynajdujemy Doskonałego Sędziego i nazywamy go „Bogiem”, tworzymy arbitra, który nie czyni rozróżnienia między dwoma trybami postępowania – racjonalnym, wg którego ludzie są odpowiedzialni i drugim, nieracjonalnym, wg którego tacy nie są. Bycie uważanym, za odpowiedzialnego za własne działania jest tym, co czyni nas w pełni ludźmi: to chwała, w którą Bóg nas wyposaża i brzemię, które każe nam nieść. Błędne wyjaśnianie świata materialnego prowadzi do katastrof w świecie fizycznym, błędne wyjaśnianie stanów doświadczanych przez człowieka, do katastrof moralnych.
Tłumaczenie: Anna Cwojdzińska
http://www.anty-psychiatria.info/cms/pages/prof.-thomas-szasz.pl/choroba-psych.-nowy-flogiston.php
** W oryginalnym tekście Szasz napisał tu: „Azote is now called nitrogen” - w języku polskim jednak używamy słowa „azot” na określanie omawianego pierwiastka, stąd w tłumaczeniu zachowano oryginalny angielski termin „nitrogen” (zdanie „Azot nazywamy obecnie azotem” byłoby pozbawione sensu) – przypis tłumacza.
1 Donovan A. Antoine Lavoisier: science, administration, and revolution. Oxford: Blackwell, 1993.
2 Priestley J. Considerations on the doctrine of phlogiston and the decomposition of water. Philadelphia: Thomas Dobson, 1796. www.web.lemoyne.edu/~giunta/priestley.html
** Inaczej: psychiatrzy. - przypis tłumacza.
3 Maudsley H. W: Reynolds EH, Trimble MR, eds. Epilepsy and psychiatry. London: Churchill Livingstone, 1981: 4.
4 Moore MS. Some myths about ‘mental illness’. Archives of General Psychiatry 1975; 32:1483-97.
** W oryginale Szasz używa tu słowa “treat”, które można tłumaczyć “traktować kogoś, jak...”, ale znaczy także “leczyć”, co tworzy nieprzetłumaczalną na język polski grę słów. - przypis tłumacza.
5 Szasz T., Audible Thoughts‹ and ›Speech Defect‹ in Schizophrenia: A Note on Reading and Translating Bleuler,British Journal of Psychiatry 168 (1996): 533-35.
6 Thomas Szasz, The Meaning of mind: Language, Morality, and Neuroscience [1996] (Syracuse: Syracuse University Press, 2002), 124-129.
7 George Hoyer, On the Justification for Civil Commitment, Acta Psychiatrica Scandinavica, 101 (2000): 65-71.
8 George J. Alexander GJ i Alan W. Scheflin, Law and Mental Disorder (Durham, NC: Carolina Academic Press, 1998).
9 R. Wilkinson, Word-Choosing: Sources of a Modern Obsession, Encounter (May 1982): 80-87.