Rozdział 1
Nie spodziewałam się tego. W całym tym chaosie i niepewności ostatnich kilku miesięcy, nauczyłam się akceptować wiele dziwnych rzeczy i wydaje mi się iż myślałam, że nic nigdy ponownie mnie nie zaskoczy.
Ale to było coś innego.
Velvet Romaine.
Oczywiście słyszałam o niej. Każdy słyszał o Velvet Romaine. Niesamowite szczegóły z jej pierwszych szesnastu lat życia były na pierwszych stronach brukowych gazet. Po prostu nie spodziewałam się jej przybywającej do szkoły dla Młodych Dam w Wyldcliffe Abbey. Wyldcliffe nie było rodzajem szkoły, który przyciąga córki gwiazd rocka. Córki księżnych, może, ale nie krzykliwe dzikie-dziecko, buntownicze jak Velvet. Ale była tam, kiedy przyjechałam do szkoły pierwszego dnia letniego semestru i robiła sensację. Jej ogromna limuzyna zatrzymała się z tyłu imponującego, gotyckiego budynku szkoły, a kiedy wysiadła została otoczona przez tłum podekscytowanych studentów i stado gęsi paparazzich. Fotografowie pstrykali gorliwie zdjęcia, a Velvet stała tam zwracając na siebie uwagę, ubrana tak, jakby była gotowa na gorąca randkę w jakimś podejrzanym nocnym klubie.
Ale ja nie chcę wydawać osądów. Hej to ja Sarah Fitzalan, tym matki ziemi, mająca dobre słowo dla każdego, zawsze szukająca pozytywów, zawsze gotowa do obrony słabszego. Tak przynajmniej mówią, w każdym razie.
Byłam tak zdesperowana, aby wrócić do szkoły. Nie dlatego, że jestem jakimś akademickim geniuszem czy coś. To nie moje zajęcia ciągnęły mnie z powrotem do odległej doliny, gdzie leży ukryte Wyldcliffe. To nie był również urok dzikich wrzosowisk, gdzie janowiec i pierwiosnki rozkwitały. Budząca się ziemia wzywała mnie, ale odwróciłam twarz od wzgórz i nie myślałam o niczym innym oprócz zobaczenia ponownie Evie i Helen.
Wiecie jak ludzie mówią o swoich przyjaciołach, och, jesteśmy tak sobie bliscy, że możemy być siostrami? Cóż, Evie i Helen i ja naprawdę jesteśmy siostrami. Spokrewnione nie przez krew, ale przez głębsze więzi. Mistyczne, żywiołowe siły wiążą nas ze sobą, w tym życiu i następnym. Brzmi głupio, ale ja zawsze wierzyłam w istnienie w życiu rzeczy, których nie rozumiemy, być może możemy zobaczyć, ale istnieją zawsze takie same. Odczucie miejsca, atmosfera, przeczucia i proroctwa— Myślę, że to wszystko coś znaczy. Wierzę, że dusza jest wieczna i w to, że duchy zmarłych mogą do nas przemawiać. I więc kiedy Evie przybyła po raz pierwszy do Wyldcliffe jako samotna stypendystka i zaczęła mieć wizje dziewczyny z przeszłości, nie nazwałam ją szaloną. Wierzyłam jej. Zaakceptowałam to co się działo i wszystko co za tym szło.
W jaki sposób dziewczyna była Lady Agnes Templeton, odległym przodkiem Evie. Jak, ponad 100 lat temu, Agnes odkryła sekret mistycznej drogi i stała się sługą świętego ognia. Jak, były wielbiciel Agnes, Sebastian Fairfax był ta samą osobą, tajemniczym młodzieńcem, którego Evie potajemnie widywała. Jak Sebastian został uwięziony w daremnym poszukiwaniu nieśmiertelności. Jak my odkryliśmy nasze własne żywiołowe moce— woda dla Evie, powietrze dla Helen, ziemia dla mnie— i użyliśmy ich by ocalić duszę Sebastiana. I wreszcie jak Sebastian odszedł z tego życia i zostawił Evie żałobę po niemożliwej miłości.
Biorąc wszystko pod uwagę, mieliśmy dużo do obgadania. Stawiliśmy razem czoło śmierci. Evie straciła swoją pierwszą miłość, a Helen straciła swoją matkę, a ja byłam rozpaczliwie smutna za nie obie. Jak zwykle włożyłam całą moją energię w próbę zrozumienia i współczucia i opieki nad momi przyjaciółmi, ale prawdę mówiąc kiedy się z nimi żegnałam pod koniec semestru i pojechałm do domu na wakację, czułam się bez nich zagubiona i wykorzeniona. To było tak jakbym nie istniała bez Evie i Helen i ich problemów, jakbym była po prostu wędrowcem na skraju historii mojego życia. Sarah ta życzliwa, ta wspierająca— ale jeśli nie było nikogo do wspierania, to co miałam robić?
I wtedy zaczęły się marzenia.
To była ta sama rzecz, noc w noc. Byłam w podziemnej jaskini. W cieniu płonęły pochodnie. Ktoś był blisko mnie. Jego oczy napotkały moje. To był ktos kto mnie znał. Ktoś przed kim nie miałam tajemnic. Ktoś kto mnie kochał. Nie za bycie dobrą czy silną, ale ale za bycie sobą, całkowicie sobą, dobrą i złą. Sięgnęłam by go pocałować, moje serce i usta tego pragnęły. I wtedy zostałam schłodzona przez niewiarygodne uczucie przerażenia. Twarz zmieniła się w pomarszczoną maskę. Był tam nóż. Odczuwałam ból. Gęsty dym unosił się wokół mnie. Były tam szanty i śpiew i dźwięk bębnów; bębnienie, bębnienie, bębnienie w mojej głowie, aż myślałam że oszaleję.
Być może to była po prostu reakcja na wszystko co przeszłam z Evie i Helen, ale wierzyłam, że to był omen, znak na przyjście większego niebezpieczeństwa. Niezależnie od prawdy, sny i ciemności ciągnęły mnie z powrotem do Wyldcliffe, a ja tęskniłam aby zobaczyć moich przyjaciół. Więc naprawdę nie byłam zbyt zadowolona kiedy cyrk wokół Velvet Romaine wydawał się przenosić całemu miejscu niespodziewane problemy.
Tu jest, pozując koło swojego ponad szczytowego samochodu, jak fotografowie krzyczeli, - Velvet! Tędy! Daj nam uśmiech! – Choć ona się nie uśmiechała. Wyglądała na wściekłą. Jej włosy były czarne jak smoła, ścięte na Louise Brooks— w styl boba, a ona wydzielała ten sam rodzaj niebezpiecznego seksapilu jak klasyczna gwiazda filmowa. Jej krótka spódniczka odkrywała szczupłe nogi, podarte rajstopy kabaretki i drogo wyglądające czarne, sznurowane buty. Wszystkie pozostałe dziewczyny Wyldcliffe, które patrzyły z niedowierzaniem, miały na sobie staromodne czerwono szare szkolne uniformy. Ciekawi mnie jak będzie wyglądać Velvet, kiedy nauczyciele Wyldcliffe i guwernantki każą jej pozbyć się tych designerskich(czyt.: dizajnerskich) ubrań , ciężkiego eyelinera i gockiej szminki. Ale teraz robiła swoje największe wejście gdy wydęła się na fotografów, namiętnie i buntowniczo. Jakiekolwiek były przeszłe tajemnice Wyldcliffe, to nigdy wcześniej nie widziałam niczego takiego jak to. Gdy obserwowałam Velvet, przypominała mi opanowane zwierzę podnoszące buntowniczo ostatni bastion, gotowe by zaatakować cokolwiek i kogokolwiek, kto wejdzie jej w drogę.
- Czy to naprawdę ona? – wyszeptała w moja stronę dziewczyna z mojej klasy Camilla Willoughby-Stuart. – Velvet Romaine?
- Na to wygląda.
- Co ona tu robi? Czy ona nie mieszka w L.A. albo gdzieś podobnie? Zanudzi się na śmierć w Wyldcliffe. To znaczy, ona pochodzi z tych niesamowitych stron z aktorami, muzykami i gwiazdami rocka. Czytałam o niej we wszystkich czasopismach. Czy ona nie była na odwyku kiedy miała tylko trzynaście lat? A w zeszłym roku uciekła z jakimś kolesiem dwa razy od niej starszym. . .
Kolejne historie o Velvet Romaine błysnęły w moim umyśle. Pomimo jej pieniędzy i przepychu, spotkała się już z tragedią w swoim krótkim życiu. Przypomniałam sobie, że miała wypadek samochodowy, w którym została zabita jej młodsza siostra, a potem był jakiś incydent z pożarem w jej ostatniej szkole— Nie mogłam sobie przypomnieć co się stało. Zazwyczaj czytam czasopisma o jeździe konnej, a nie plotki o celebrytach. Ale Camilla wydawała się wiedzieć o niej wszystko.
- Ooch, musiało być strasznie Velvet w L’Ecole des Montagnes, - bąknęłą zszokowana. – To fantastyczna szkoła w Szwajcarskich Alpach— wszyscy europejscy ważmościowie tam jeżdżą— ale jej najlepsza przyjaciółka przeraziła się na śmierć po tym pożarze który tam mieli. Nic dziwnego, że nie chciała tam zostać. Ale dlaczego przyjechała do Wyldcliffe? Tu jest zbyt cicho jak dla kogoś takiego jak Velvet Romaine!
- Być może to jest powód dla którego jej rodzice ją tu wysłali. – powiedziałam. – No wiesz— porządek, cel, dyscyplina i cała reszta. Staroświeckie zasady.
Camilla skrzywiła się. – Ona to znienawidzi. Widziałaś jej ciuchy? Wygląda tak niesamowicie. Chciałabym aby mama pozwoliła mi mieć buty jak te. . .
Jak Camilla przestała paplać, kobieta o nieładnej twarzy i potarganej fryzurze otworzyła masywne, dębowe drzwi szkoły i wyszłaby stanąć obok Velvet. To była Panna Scratton, nasza nauczycielka historii. Zwróciła się chłodno do fotografów.
- To jest prywatna posesja. Jeśli natychmiast jej nie opuścicie zadzwonię po policję. Proszę uszanować fakt, że to jest szkoła i miejsce nauki. – odwróciła się do Velvet. – Jestem Panna Scratton, nowa Najwyższa Przełożona Wyldcliffe. Chciałabym cię powitać w Abbey, ale chodźmy w bardziej prywatne miejsce. Dziewczęta, co wy wszystkie robicie wałęsając się tutaj z otwartymi ustami jak złote rybki? Bardzo niegodne. Jestem pewna, że wszystkie macie wiele do zrobienia aby się rozpakować i ustatkować zanim zaczną się jutrzejsze zajęcia. – Gapiące się uczennice niechętnie odeszły, a Panna Scratton skinęła na mnie. – Sarah, czy mogłabyś zostać na moment? – Uśmiechnęła się słabo. – Jesteś taka osobą jakiej szukałam. Pomożesz Velvet rozejrzeć się wokoło.
Velvet prztyknęła na mnie nadętym spojrzeniem, jakbym była jakąś służącą. Moje serce zamarło. Normalnie byłabym bardzo zadowolona by pomóc nowej uczennicy, ale ona wydzielała takie wrogie nastawienie, jakby mogła czytać mi w myślach i za bardzo o nich nie myślała. Jeśli Panna Scratton chciałabym zaprzyjaźniła się z Velvet Romaine to będę się starać z całych sił, ale byłam zdesperowana by zobaczyć moich prawdziwych przyjaciół tak szybko jak tylko mogłam. Rozejrzałam się niespokojnie. Ych. . . właśnie rozglądałam się za—
- Za Evie i Helen? – Znów pojawił się słaby błysk sympatii w ostrych, czarnych oczach Panny Scratton. – Jeszcze nie przybyły. Wierzę, że podróżują do Wyldcliffe razem pociągiem. Zobaczysz je wystarczająco szybko. Chodźcie, obie. Za mną !
Nie było więcej wrzawy i poruszenia od fotografów jak podążyliśmy za Panną Scratton przez ciężkie drzwi. Zamknęła je mocno za nami i znalazłam się w znajomym holu wejściowym. Ponure czaro-białe płytki, wielkie marmurowe schody i kamienne palenisko były dokładnie tam gdzie zawsze, ale potem sapnęłam ze zdziwienia. Przez moment pomyślałam, że Evie gapi się na mnie na wprost korytarza, jak duch. Twarz dziewczyny z gwiezdnymi, szarymi oczami i długie czerwone włosy wydawały się unosić przed mymi oczyma w ponurym świetle.
- Widzę, że podziwiasz portret Lady Agnes, Saro, - powiedziała Panna Scratton. – Musiałam go tu przenieść na czas wakacji. Wygląda bardzo dobrze w holu wejściowym, nie uważasz?
Przez moment nie mogłam nic powiedzieć, ale Velvet zerknęła na malowidło i bezczelnie powiedziała, - Ona wygląda tak samo szalenie jak i całe to miejsce. A tak przy okazji to kim ona jest?
- Lady Agnes była córką Lorda Charlesa Templetona, który wybudował obecny dom w dziewiętnastym wieku, - Panna Scratton odpowiedziała spokojnym, miarowym tonem. – Była niezwykle utalentowaną młoda kobietą, która niestety zmarła w młodym wieku. Czuję, że to właściwe, że powinniśmy ja zapamiętać. – Potem przeszła przez korytarz i w dół bezokiennym korytarzem z panelami w kolorze ciemnego drewna. Nasze stopy odbijały się echem na wypolerowanej podłodze jak szłyśmy za nią. Velvet niedbale posuwała się za Panną Scratton, a ja starłam się wyglądać tak jakbym nie dbała o cały świat. Ale zobaczenie niespodziewanie obrazu Agnes jak teraz, zdenerwowało mnie.
Dla mnie ona nie była tylko kimś z przeszłości do zapamiętania i zastanawiania się. Dla mnie ona była prawdziwa. Agnes była Evie połączeniem z przeszłością, ale była również naszą Mistyczną siostrą elementu ognia. A jej szaro- morskie oczy wydawały się posiadać dla mnie wyraźne ostrzeżenia, że pomimo wcześniejszego zwycięstwa, nasza walka jeszcze się nie zakończyła.
Tłumaczenie Lili2412
Z góry przepraszam za drobne błędy i literówki