BEZ MANDATU
jest to ROZDZIAŁ 27 4-tomowej książki autora pt. "Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji": Poznań 2007-8: Zysk i Ska.
Ekipa, która objęła władzę w 1989 r. nie miała żadnego mandatu na budowę kapitalizmu jakiej się podjęła. Wystąpienia robotnicze, których efektem było najpierw powstanie Solidarności, a potem jej legalizacja i podjęcie przez władze rozmów przy Okrągłym Stole miały w istocie wyraźne znamiona antyburżuazyjne. Również postulaty zgłaszane przez stronę Solidarnościową podczas Okrągłostołowych rozmów w niczym nie zdradzały tego co miało już wkrótce nastąpić. (.) Strona solidarnościowa zasiadała przy "okrągłym stole" wiedząc, że to początek wielkich przemian, ale przemiany wyobrażała sobie jako kontynuację procesu przerwanego 13 grudnia 1981 roku (indeksacja, czyli dodatek drożyźniany, samorząd pracowniczy i jego uprawnienia wobec dyrektorów, praca górników w wolne soboty oraz wiele innych ówczesnych zapisów) (Kuczyński, 1992).
Nie
zawierały też zapowiedzi kapitalistycznej restauracji hasła pod
jakimi Solidarność szła do zwycięskich dla niej wyborów
parlamentarnych w 1989 r. Mamy więc tu do czynienia, mutatis
mutandis, z sytuacją analogiczną do tej wielokrotnie powtarzającej
się za PRLu, kiedy to wystąpienia robotnicze wynosiły do władzy
nową ekipę, która szybko sprzeniewierzała się swoim własnym
obietnicom wyrażającym ducha żądań klasy, służącej jej jako
legitymacja do rządzenia (co nazywało się w ówczesnym języku
odrywaniem się od mas).
Zadanie opracowania programu przejścia
od socjalizmu formalnego do realnego kapitalizmu powierzono Leszkowi
Balcerowiczowi. W latach 1978-81 kierował on zespołem, który
postawił sobie za cel, wedle słów samego kierownika owego zespołu,
(.) stworzenie
projektu systemu gospodarczego,
który
byłby sprawniejszy od ówcześnie istniejącego, ale zarazem nie
przekraczałby granic tego, co uznawaliśmy wtedy za realia
polityczne. Nasza praca nie miała czysto akademickiego charakteru -
była nastawiona na cel, który potencjalnie mógł mieć skutki
praktyczne. Skoro wykluczyło się prywatyzację jako politycznie
niemożliwą, to w pozostałym obszarze znalazły się systemy,
oparte na własności "nie- prywatnej", a jednocześnie - w
jakimś sensie tego słowa - rynkowe. Logika prowadziła nas do
koncepcji samorządu (Balcerowicz,
1996, s.11). W 1981 r. projekt tego samorządowego systemu przyjęła
sieć wiodących zakładów przemysłowych NSZZ Solidarność.
Nie ten projekt jednak stał się podstawą działania Leszka Balcerowicza, kiedy uzyskał on szansę zrealizowania go w praktyce. Przyjęty przezeń (.) na początku model docelowej gospodarki był jasny. opierał się na podstawowym założeniu, że oto Polska odzyskała swobodę kształtowania swego systemu. Oznaczało to, że w polu dopuszczalnych rozwiązań znalazł się ustrój gospodarczy, który jeszcze kilka lat wcześniej wydawał się być wykluczony ze względu na ograniczenia polityczne. Nie musieliśmy wobec tego - tak, jak poprzednio - poszukiwać jakiejś "trzeciej drogi", gospodarki rynkowej ale niekapitalistycznej (co sprowadzało się do rozmaitych wariantów systemu samorządowego). Zdobytą wolność należało wykorzystać, aby stworzyć system, który sprawdził się w praktyce. .chodziło o ustrój, który ma następujące zasadnicze cechy: przeważają w nim różnego rodzaju przedsiębiorstwa prywatne; .państwo jest odporne na naciski różnych grup interesów, włącznie z naciskami związków zawodowych. Z tak projektowanej gospodarki wynikały główne kierunki działania: prywatyzacja (Balcerowicz,1996, s.38).
Nie
należy jednak wyolbrzymiać roli samej osoby L. Balcerowicza w
dziele odgórnie sponsorowanego kapitalistycznego budownictwa.
Zapewne z takimi lub innymi różnicami każdy z innych branych w
rachubę kandydatów do tej funkcji także by ją spełnił. (.)
Przesądził
o tym wybór głównych kierunków polityki gospodarczej zawartej w
deklaracji politycznej premiera z 24 sierpnia. Miała to być
polityka prowadząca do zerwania z systemem gospodarki
komunistycznej. Potrzebna była ekipa liberalna, daleka od lewicy,
nawet tej z solidarnościowym rodowodem. Wiedzieliśmy, czego chcemy,
mówi najbliższy współpracownik premiera pierwszego
post-PRL-owskiego rządu (Kuczyński, 1992, s.52).
(.) Kuczyński
poszukiwał ekonomisty, który nie zmiękczałby socjalizmu, ale
poszedł w kierunku liberalnym
- mówi Aleksander Hall, minister odpowiedzialny za współpracę z
organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami w rządzie
Mazowieckiego. O Balcerowiczu przypomniano sobie w ostatniej chwili.
Wszyscy o nim zapomnieli, choć w latach 1978-1981 kierował grupą
ekonomistów, która opracowała najlepszy wtedy projekt reformy
gospodarczej - przyznaje Kuczyński w "Zwierzeniach zausznika".
(.) Podczas
tworzenia rządu mieliśmy jasność, w którą stronę powinna pójść
reforma gospodarcza
- wspomina Waldemar Kuczyński, najbliższy współpracownik i szef
zespołu doradców Tadeusza Mazowieckiego, a później minister
przekształceń własnościowych. (.) Szukaliśmy
człowieka do zdefiniowanej wcześniej koncepcji. Uważałem receptę
liberalną
za
najwłaściwszą, żadnych eksperymentów i trzecich dróg, tylko
korzystanie ze sprawdzonych wzorów. Balcerowicz
nie
miał jakiejś tajemnej, niedostępnej innym wiedzy. Miał za to
cenną cechę, ośli upór
("Wprost" 52/98).
Strategiczne decyzje zapadły podobno w lipcu 1989 r., czyli po wyborach, ale przed powołaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego, na spotkaniu w Brukseli, grupy działaczy Solidarności. W spotkaniu w brukselskim, biurze Solidarności" poświęconym opracowaniu zarysu ideowego przemian społeczno-gospodarczych w Polsce uczestniczyli m.in.: Jerzy Milewski jako gospodarz, prof. Witold Trzeciakowski, późniejszy minister w rządzie T. Mazowieckiego, Jacek Merkel, J.K. Bielecki, później premier, Andrzej Milczanowski, wieloletni minister MSW, Zdzisław Najder, szef doradców premiera Jana Olszewskiego, Jeffrey Sachs, najbardziej aktywny zagraniczny doradca ministra finansów, prof. Jacek Rostowski z Londynu, doradca ministra finansów w latach 1989-1991 i obecny minister finansów w rządzie D. Tuska.
Ten ostatni zapytany przez "Życie Gospodarcze", czy umowy Okrągłego Stołu nie krępowały zebranych w poszukiwaniach nowych rozwiązań, w tym prof. Trzeciakowskiego, który był sygnatariuszem ich części ekonomicznej, odpowiedział: (.) Oczywiście. I chodziło tu głównie o odejście od tych umów (1 stycznia 1990 r.) zniesiono państwową regulację i kontrolę cen większości towarów (co wcześniej rząd Rakowskiego wykonał w odniesieniu do żywności). Wobec równoczesnego zniesienia większości dotacji i przy wielkich niedoborach wywołało to niebywałą eksplozję drożyzny. Ekipa Balcerowicza świadomie ją spotęgowała, podnosząc odgórną decyzją o 200% księgową wartość majątku przedsiębiorstw państwowych (na tej podstawie wyliczono wspomnianą wyżej tzw. dywidendę) i podwyższając o 400% urzędowe ceny nośników energii. Zarazem podniesiono do niebotycznej wysokości oprocentowanie kredytów bankowych - w 1990 r. wyniosło ono ponad 60%, a w 1991 r. ponad 120%. Gigantyczna inflacja uruchomiona tymi decyzjami miała być następnie zahamowana przez zmniejszenie popytu tak ze strony państwa, jak i sektora przedsiębiorstw oraz ludności. Zredukowano więc wydatki publiczne, finanse przedsiębiorstw oprócz podatku obrotowego i dochodowego uszczuplił dodatkowo podatek od wartości majątku trwałego, zwany myląco dywidendą. W wielu wypadkach okazał się on zabójczy, bo płatny, w tej samej wysokości przy malejących obrotach i dochodach. Oprocentowanie wkładów na zwykłych książeczkach PKO zwiększono tylko nieznacznie, miliony ludzi straciły więc swoje oszczędności w wyniku błyskawicznego spadku wartości pieniądza. Przykładowo, w dniu 30.11.1979 r. wpłacono na książeczkę PKO Nr 0279143 Bł-2 15 000 zł, powiększając sumę wkładu do 15 036 zł. Wpłata była przeznaczona na pokrycie kosztów pogrzebu właściciela książeczki. Suma była w zupełności wystarczająca na sprawienie przeciętnego pogrzebu, tj. na pokrycie wszystkich kosztów z tym związanych. W 1989 r. PKO dopisało obowiązujące odsetki (13. III.1989 r. - 12 781 zł), powiększając sumę do 27 817 zł, tj. do wartości 1/3 lichej trumny. W ciągu tych bez mała 10 lat PKO powiększyło oszczędności współczynnikiem 1,85, podczas gdy w styczniu 1982 r. przemnożono ceny podstawowe współczynnikiem 2,41. www.ia.pw.edu.pl/Pl-iso/listy/Plotki/94.06/0020.html
******
Głównym
instrumentem zmniejszania popytu stało się jednak blokowanie płac
za pomocą podatku od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń, znanego
powszechnie jako popiwek.
Gwarantowało to szybki spadek realnych zarobków klas pracowniczych
- tym głębszy, im wyższa inflacja. Przedsiębiorstwa
zderzone ze skurczonym popytem wewnętrznym jak i zewnętrznym, w
wyniku utraty rynków byłej RWPG, przygniecione ciężarem odsetek i
duszone przez fiskusa, ograniczyły drastycznie produkcję, co
pociągnęło za sobą masowe bezrobocie (w ramach tzw. planu
Balcerowicza traciło pracę codziennie średnio ok. 3000 osób, co
odpowiadało likwidacji jednego dużego zakładu przemysłowego)
(Staszyński). Restrykcje
narzucone przedsiębiorstwom publicznym były więc starannie
przemyślane i celowo - z punktu widzenia nadrzędnego zadania
ustrojowej przebudowy - dobrane.
Podwójny
nelson popiwku i dywidendy pchał je do przekształceń
własnościowych,
gdyż oba te podatki obciążały jedynie przedsiębiorstwa
państwowe.
Gdyby
zaś mimo wszystko nie miały na taką transformację ochoty, pompy
ssące polityki fiskalnej i kredytowej miały je wyniszczyć do
stanu, w jakim mógłby na nich położyć rękę likwidator.
Ułatwieniu zaś jego działań poprzez osłabienie załóg, z
których oporem się liczono, miała posłużyć akcja
Urzędu Antymonopolowego, jaki z 290 wielkich przedsiębiorstw
utworzył 966 nowych podmiotów gospodarczych. Cel owej akcji
określił jasno współpracujący z J. Lewandowskim J. Szomburg: (.)
Przedsiębiorstwa te są zbyt słabe politycznie, aby nie pozwolić
się zlikwidować
(Staszyński, 1997, s.29).
Politykę pieniężną wspierano innymi narzędziami z bogatego repertuaru działań makroekonomicznych, takich jak polityka celna; zniesienie bądź zredukowanie opłat importowych, połączone z zamrożeniem kursu dolara, wystawiło znaczne połacie krajowego przemysłu na rujnującą konkurencję produktów zagranicznych. "Niewidzialna ręka" rynku miała współdziałać z twardą łapą państwa w dziele likwidacji socjalistycznego sposobu produkcji, o czym bez ogródek mówił np. jeden z głównych pomocników Balcerowicza, ówczesny minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk: (.) Oczekujemy, że przedsiębiorstwa nie dostosowane do rynku zbankrutują, a ich zasoby (majątek, załoga, zaopatrzenie) przejdą do nowych przedsiębiorstw. Wedle świadectwa Ewy Tomaszewskiej, członkini KK "S" i RS AWS, posłanki AWS z 1990 r: (.) Rząd wówczas wyraźnie demonstrował, że aktywność pracowników go nie obchodzi, że byli oni potrzebni tylko do walki. W lutym 1990 byłam na spotkaniu z panem Balcerowiczem w dawnych zakładach im. Róży Luksemburg. Pokazano mu czarno na białym, że to, co miało służyć rozwojowi, niszczy gospodarkę i szanse życiowe pracowników. On nie chciał tego słuchać. Szok cenowy już się wtedy pojawił, wiadomo było, że trzeba rozwiązywać pojawiające się problemy. Pomysłu nie było, była za to niechęć do rozmawiania. W jej opinii to jak elity polityczne potraktowały środowiska pracownicze": można streścić następująco: (.) Byliście potrzebni do obalenia komunizmu, a teraz won ("Gazeta Wyborcza" 1.12.00).
O
ile sektor publiczny poddano restrykcyjnej polityce
makroekonomicznej, o tyle na drugim biegunie, dosłownie potraktowano
hasło swobodnej przedsiębiorczości, usuwając wszelkie
ograniczenia rozwoju gospodarczej działalności prywatnej. Forsowano
przyspieszoną pierwotną akumulację prywatnego kapitału, zarówno
w celu jego samoistnego rozwoju, jak i ułatwienia przejmowania
przezeń denacjonalizowanego majątku. szczególnie skutecznym
narzędziem tej akumulacji była całkowita swoboda obrotu dewizowego
i handlu zagranicznego. W połączeniu z systemem zwolnień i ulg
podatkowych, wprowadzeniem wewnętrznej wymienialności złotego, a
także brakiem kontroli skarbowej, pozwoliła ona na usankcjonowanie
i ekspresową rozszerzoną reprodukcję różnych form,
lumpenkapitału, zwłaszcza tej postaci lumpenkapitału pieniężnego,
jaką reprezentował kapitał cinkciarski, który skrzyżowawszy się
z grupami nomenklaturowymi, mnożył się za pośrednictwem sieci
legalnych kantorów walutowych, transakcji z bankami, handlu
hurtowego oraz importu. Nadzwyczajne zyski w imporcie dóbr wyrastały
nie tylko z arbitraży cenowych, ale również z lumpenźródeł
(łączących się na ogół z łatwym korumpowaniem aparatu
celnego), czego jednym z licznych przykładów może być tzw. "afera
paliwowa", polegająca na zaniżaniu wartości celnej
sprowadzanych paliw. Nieskrępowanemu robieniu tego rodzaju interesów
sprzyjała decyzja podjęta - trudno przypuszczać, że przez
przeoczenie - w 1989 r. w ramach reformy MSW, o rozwiązaniu V
zarządu specjalizującego się w przestępstwach gospodarczych, a
także likwidacja Biura do Walki z Przestępczością Zorganizowaną
przy KG MO. Odtworzono je dopiero wiele lat później
("Rzeczpospolita"8.2.03).
Przez dwa pierwsze lata
tworzenia w naszym kraju nowego ustroju nie było więc w państwie
instytucji zwalczającej tę formę przestępczości. W 1992 r., po
głośnych politycznych deklaracjach o puszczaniu
aferzystów w skarpetkach,
utworzono w policji scentralizowaną, podległą tylko komendantowi
głównemu policji, strukturę nazwaną K-17. Miała się ona
zajmować walką z przestępczością aferową. W K-17 pracowało 2,7
tys. tajnych funkcjonariuszy. Ale szybko K-17 - tym razem po cichu -
przekształcono w wydziały ds. przestępczości gospodarczej,
podległe komendantom powiatowym policji. W praktyce funkcjonariusze
w wydziałach wojewódzkich często wiedzą tylko o tym, co się
dzieje na ich podwórku. Nie mogą więc połączyć faktów i osób
działających w całym kraju, co jest typowe dla przestępczości
gospodarczej. Dlatego też wykrywalność tego rodzaju przestępstw
jest niezwykle niska. W Polsce nie ma też prawnych możliwości
wymiany informacji między policją, a urzędami kontroli skarbowej,
Generalnym Inspektoratem Celnym, Głównym Urzędem Ceł, wywiadem
skarbowym oraz Urzędem Ochrony Państwa.("Wprost" 46/00).
Dopiero po siedmiu latach odtworzono podobną jednostkę w KG
Policji. To właśnie z tego okresu pochodzą informacje o
niebotycznych zarobkach celników i policjantów. Po otwarciu granic
przemycano wszystko, co mogło przynieść zysk. Celnicy w
Głuchołazach, według ustaleń prokuratury, wzięli 200 tys. zł za
wpuszczenie do Polski transportu 300 tys. litrów spirytusu
"Royal"<http://www.wprost.pl/iso/04.25.1999(856)/numer/s30.htm.
Forsownej akumulacji lumpenkapitału służyły też rozliczne luki w prawie i systemie podatkowym, generujące krociowe fortuny. Na realny kapitał zamieniano też informacje o przygotowywanych decyzjach gospodarczych. Biorąc pod uwagę tylko (oczywiście nie całość tej niepełnej listy obciąża konto rządów solidarnościowych ) aferę FOZZ, aferę rublową, alkoholową, papierosową, Art-B, udzielanie pożyczek kombinatorom, radio "Maryja" wyliczyło straty z tego tytułu na 100 bln starych złotych ("Gazeta Wyborcza" 13.2.97, s. 13/14). Straty jednej strony zawsze, rzecz jasna, są jednocześnie zyskami strony drugiej i ten pieniądz przecież nie rozpłynął się, jest gdzieś obecny w obiegu gospodarczym..
O ile jednak pierwszy człon tej strategii przyniósł, jak można uznać, sukces uwidaczniający się na powierzchni życia gospodarczego w postaci rozkwitu tzw. prywatyzacji założycielskiej, o tyle prywatyzacja w sensie właściwym napotkała, jak zauważyliśmy, nieprzewidziane bariery, w tym zwłaszcza społeczną.
W efekcie tej polityki wobec sektora publicznego, udział przedsiębiorstw deficytowych w ogólnej liczbie przedsiębiorstw wzrósł z 9,9% w roku 1990 do 37,7% w roku następnym, zaś liczba branż deficytowych w przemyśle - z 26 do 57; wynik finansowy netto spadł aż o 124,7%, a wielkość łącznej straty wynosiła prawie 20 bln zł, na co składała się strata netto przedsiębiorstw deficytowych w wysokości 66 bln zł i zysk netto przedsiębiorstw rentownych w wysokości 46 bln zł. Sytuacja ta była rezultatem nałożenia na przedsiębiorstwa obciążeń fiskalnych, przekraczających wynik brutto 30%, zaś w przemyśle państwowym aż o 62%. Dodajmy, że w 1990 r. obciążenia te stanowiły tylko 54% wyniku finansowego brutto, co obrazuje skalę nasilenia się fiskalizmu w przemyśle polskim (Jakóbik, 1999).
W 1993 r. podatki przypadające na jednego zatrudnionego były w sektorze publicznym trzykrotnie wyższe niż w sektorze prywatnym (w sektorze publicznym wynosiły przeciętnie 20 467 zł, a w sektorze prywatnym 6800 (Jarosz, 1996, s.341). W rozbiciu na działy gospodarki podatki i parapodatki (popiwek, dywidenda) obciążające przedsiębiorstwa państwowe w 1992 r., w porównaniu z sektorem prywatnym były w przemyśle - 2,3 raza wyższe, w budownictwie - 1,7 raza, w rolnictwie - 3 razy, w leśnictwie - 2,5 raza, w transporcie - 1,5 raza, w handlu - 1,5 raza, w pozostałych działach - 1,8 raza wyższe (Staszyński, 1996, s.16).
Mówiła o tym m. in. Ewa Tomaszewska[działaczka „Solidarności”]: (.) Lansowano tezę, że potrzeba nam polskiego kapitału i niechby nawet ten pierwszy milion został ukradziony. Słyszałam to od niektórych moich kolegów z podziemia! ("Gazeta Wyborcza" 1.12.00).
Na przykład należałoby dokonać podziału odpowiedzialności za drugą z wymienionych afer, która miała swoje początki w przeprowadzonym w grudniu 1988 r. zniesieniu koncesji na import alkoholu w ramach tzw. obrotu niehandlowego.