Róża Luksemburg, Blankizm i Socjaldemokracja

Przedstawiamy wam towarzysze ciekawy artykuł Róży Luksemburg która jest obroną bolszewików atakowanym przez mienszwików (w osobie Plechanowa) oskarżających tych pierwszych o blankizm. Myślimy że ten tekst może stanowić częściową przeciwagę do wyrwanych z kontekstu fragmentów prac Róży krytykującej Lenina którą radośnie rozklejają po internecie i piśmidłach antykomuniści i reformiści. Tekst ukazał się w “Czerwonym Sztandarze” nr. 82, 27 czerwca 1906. Publikujemy go za “SDKPiL w rewolucji 1905- zbiór publikacji” wyd. Książka i Wiedza, 1955, Warszawa. Jak przy większości tekstów źródłowych publikowanych w latach 50 w książce jest napisane nie “artykuł” tylko “z artykułu” co może świadczyć że tekst ocenzurowano. Tak więc prosimy towarzyszów mających dostęp do prawdziwych źródeł o sprawdzenie czy artykuł w rzeczywistości nie różni się bardzo z wersją publikowaną przez nas. Publikujemy oryginalną pisownię, wywaliliśmy dwa odnośniki ponieważ uważamy że kim był Plechanow wie większość czytelników natomiast drugi odnośnik dotyczył jakiejś ohydnej stalinowskiej krytyki teorii Róży Luksemburg, więc wydaje się nam że nie warto go cytować.

Róża Luksemburg

Blankizm i Socjaldemokracja

           

            Towarzysz Plechanow w “Kurierze” umieścił obszerny artykuł pod tytułem “Gdzież prawica?”, w którym oskarża tzw. “bolszewików” o “blankizm”.

            Nie naszą rzeczą jest bronić towarzyszy rosyjskich, przeciw którym towarzysz Plechanow wytacza działa swej eurudycji i dialektyki; potrafią zapewnie uczynić to sami. Natomiast kwestia sama przez się nasuwa sporo uwag, które i dla naszych czytelników mogą być interesujące, więc poświęcimy jej nieco miejsca.

            Tow. Plechanow dla charakterystyki “blankizmu” przytacza cytat z Engelsa o Blanquim, rewolucjoniście francuskim z lat czterdziestych zeszłego wieku, od imienia którego poszła nazwa całego kierunku.

Blanqui - powiada Engels - w swej działalności był “człowiekiem czynu”, był człowiekiem, który wierzył, że niewielka, dobrze zoorganizowana mniejszość, dążąca do wywołania powstania w chwili sprzyjającej, może swoimi pierwszymi sukcesami porwać za sobą masy ludowe i w ten sposób dokonać rewolucji. Z tego, że Blanqui patrzył na każdą rewolucję jak na zamach (handstreich) maleńkiej rewolucyjnej mniejszości, sama przez się. wynika konieczność dyktatury w razie powodzenia - rozumie się dyktatury nie całej rewolucyjnej  klasy, proletariatu, lecz niewielkiej ilości ludzi, którzy wszczęli powstanie i już zawczasu zorganizowali się pod władzą dyktatorską jednego lub niewielu wodzów.

            ...Tow. Plechanow usiłuje dowieść, że ta charakterystyka Blanquiego, którą dal Engels, daje się ściśle zastosować do tak zwanych “bolszewików" (których tow. Plechanow nazywa obecnie już mniejszością, bez odsyłaczy, ponieważ na Zjeździe Zjednoczenia okazali się w mniejszości). Powiada on dosłownie:

 Cała ta chakterystyka może być w zupełności zastosowana do naszej obecnej mniejszości.

            Popiera następnie swoje słowa w taki sposób:

Stosunek blankistów do mas ludowych był utopijny w tym znaczeniu, że nie pojmowali doniosłości rewolucyjnej samodzielności tych mas. W planach ich czynnymi byli właściwie tylko spiskowcy, a masa tylko popierała ich, będąc porwana przez dobrze zorganizowaną mniejszość.

                        I otóż twierdzi tow. Plechanow, że w ten “grzech pierworodny blankizmu" wpadają towarzysze rosyjscy - “bolszewicy" (wolimy pozostać przy tym utartym terminie). Zarzutu swego, naszym zdaniem, tow. Plechanow nie dowiódł. Porównanie bowiem do “narodowolców", którzy rzeczywiście byli blankistami, niczego nie dowodzi, a złośliwa uwaga, że bohater i wódz ,”Narodnej Woli", Żelabow, miał czujniejszy instynkt polityczny od wodza bolszewików, Lenina, jest w zbyt złym guście, żeby się nad nią zastanawiać. Lecz jak już powiedzieliśmy, nie naszą rzeczą łamać kopie, w obronie bolszewików i towarzysza Lenina, gdyż oni w kaszy jeszcze nikomu się zjeść nie dali. Chodzi nam o istotę rzeczy. A wtedy nasuwa się pytanie: czy w dzisiejszej rewolucji rosyjskiej jest w ogóle możliwy blankizm? Czy - gdyby taki kierunek istniał - miałby on możność wywarcia jakiegokolwiek wpływu?

Sądzimy, że wystarcza postawić tak pytanie, by każdy człowiek, obznajmiony choć odrobinę z obecną rewolucją, każdy, kto stykał się z nią bezpośrednio, dał odpowiedź przeczącą. Na tym właśnie polega cala różnica pomiędzy stosunkami w roku 1848 we Francji a stosunkami w obecnej dobie w państwie rosyjskim, że zmienił się zasadniczo stosunek pomiędzy “zorganizowaną mniejszością", tj. partią proletariatu, a masa. W roku 1848 rewolucjoniści, o ile byli socjalistami, czynili rozpaczliwe wysiłki, by wpoić w te masy idee socjalistyczne, by odwlec je od popierania czczego liberalizmu mieszczańskiego. Sam ten socjalizm był niewyraźny, utopijny i małomieszczański. Dziś w Rosji sprawa przedstawia się inaczej: ani nasza zjełczała pedecja, ani kompania kadetów, carskich konstytucjonalistów w Rosji, ani żadne narodowościowo-”postępowe" partie mieszczańskie w innych częściach państwa nie zdołały pozyskać szerokich mas robotniczych. Dziś te masy same garną się pod sztandar socjalistyczny; z chwilą gdy wybuchła rewolucja, stanęły one z własnego popędu, żywiołowo niemal, pod czerwonym znakiem. Toż najlepszym dowodem tego nasza własna partia. Nie myślimy taić, że jeszcze w roku 1903 byliśmy garstką, całą partię w ścisłym słowa znaczeniu, to jest rzeczywiście zorganizowanych towarzyszy na setki najwyżej rachowaliśmy, a podczas wystąpień naszych przy demonstracjach niewielki zastęp robotników łączył się z nami; dziś liczymy jako partia kilkadziesiąt tysięcy...

I oto: ponieważ masy są inne, ponieważ proletariat jest inny, nie może już dziś być mowy o taktyce spiskowców, o taktyce blankizmu. Blanqui i jego bohaterscy towarzysze czynili nadludzkie wysiłki, by skierować masy do walki klasowej; to im się nie udawało, bo mieli do czynienia z robotnikami, którzy jeszcze nie pozbyli się pępowiny cechowości, którzy grzęźli jeszcze w pojęciach małomieszczańskich.

My, socjaldemokraci, mamy dziś daleko prostsze i łatwiejsze zadanie: nam trzeba już tylko pracować nad tym, by kierować walką klasową, która rozgorzała z nieubłaganą koniecznością. Blankiści wysilali się, by masy ciągnąć za sobą, my, socjaldemokraci, dziś jesteśmy niemal pchani przez masy. Różnica to wielka, tak wielka, jak pomiędzy pracą wioślarza, który pcha z wysiłkiem ciężkim łódź przeciw prądowi, a pracą wioślarza, który kieruje łodzią, porwaną przez wartki prąd: pierwszemu może sił nie starczy - i nie dopnie celu, drugi ma tylko za zadanie baczyć by łódź nie zboczyła i nie rozbiła się o skały podwodne lub nie osiada na mieliźnie.

...Nie upiór blankizmu jest straszny, bo on w dzisiejszych warunkach nie odżyje. Natomiast grozi niebezpieczeństwo, że tow. Plechanow i ... zwolennicy z “mienszyństwa", którzy tak bardzo obawiają się blankizmu wpadając w drugą ostateczność, mogą osadzić łódź na mieliźnie. Tę drugą ostateczność widzimy  w   tym, że ci  towarzysze nadto boją się pozostać w mniejszości, nadto  oglądają  się  na masy, będące poza proletariatem. Stąd owo oglądanie  się  na Dumę, stąd owe opaczne hasła   w   , ''dyrektywach" Centralnego Komitetu popierania panów kadetów, owe wzywania do stawiania żądania ''precz z ministerium biurokratycznym" i temu podobne błędy taktyczne. Łódź na mieliźnie nie osiądzie, o to nie ma obawy; wartki prąd wezbranej rzeki rewolucji wnet poniesie dalej łódź proletariatu, lecz byłoby szkodą, gdybyśmy stracili wskutek tych błędów choć chwilę czasu.

Innego również niż dawniej nabrało znaczenia słowo ''dyktatura proletariatu". Fryderyk Engels słusznie podkreśla, że blankiści nie myśleli o dyktaturze ''całej klasy rewolucyjnej" proletariatu, lecz o dyktaturze ''niewielkiej ilości ludzi, którzy wszczęli powstanie" itd. Dziś zgoła inaczej przedstawia się sprawa. Żadna organizacja spiskowców nie ''wszczyna powstania", nie może myśleć o swojej dyktaturze. O  tym przestali już dawno marzyć  nawet ''narodowolcy" i ich spadkobiercy, rzekomi socjaliści rewolucjoniści" w Rosji. Jeżeli dziś o dyktaturze proletariatu mówią towarzysze ''bolszewicy", to nigdy nie nadawali temu znaczenia blankistowskiego, nigdy też nie wpadali w błąd ''Narodnej Woli", która marzy o ''zagarnięciu władzy" (zachwat' własti). Natomiast twierdzili, że rewolucja obecna może zakończyć się opanowaniem przez  proletariat, przez całą klasę   rewolucyjną machiny państwowej. Proletariat, jako czynnik najbardziej rewolucyjny, być może, wystąpi  w  roli likwidatora; starego porządku, ''zagarnie on władzę" po to, by zapobiec kontrrewolucji by nie dopuścić do zabagniania rewolucji przez reakcyjną z istoty swej burżuazję. Żadna jeszcze rewolucja nie kończyła się inaczej, tylko taką dyktaturą jednej klasy, i są wszelkie dane po temu, że obecnie tym kwidatorem może stać się proletariat. Oczywiście żaden socjaldemokrata nie łudzi się, że proletariat utrzyma się przy władzy; gdyby się utrzymał, to doprowadziłby do panowania swoją ideę klasową, urzeczywistnił socjalizm. Do tego sił dziś nie starczy, ponieważ właśnie proletariat w ścisłym słowa znaczeniu stanowi w państwie rosyjskim mniejszość społeczeństwa "...

Tak w ogólnych zarysach przedstawia się rzecz w oświetleniu ''bolszewików" i ten pogląd mają również wszystkie organizacje i partie socjaldemokratyczne w państwie poza właściwą Rosją. Gdzie tu ''blankizm" - trudno zrozumieć.

Toteż żeby uzasadnić pozornie swoje twierdzenie, towarzysz Plechanow musi łapać za słówka towarzysza Lenina i stronników jego. No, ale gdy poczniemy w ten sposób łapać za słówka, to tak samo dowieść możemy, że ''blankistami" byli bardzo niedawno ''mieńszewicy", począwszy od towarzysza Parwusa [1], skończywszy na towarzyszu Plechanowie. Tylko będzie to jałowa zabawka scholastyczna. Ton artykułu towarzysza Plechanowa jest bardzo rozdrażniony i drażniący, a to źle: ''Jowisz się gniewa, to znaczy Jowisz nie ma racji".

Czas byłoby zaprzestać tej scholastyki, tego poszukiwania, kto jest ''blankistą", kto ''ortodoksalnym marksistą". Rzecz dziś chodzi o to, czy w obecnej chwili trafna jest taktyka, którą poleca towarzysz Plechanow a za nim towarzysze ''mieńszewicy", tj. taktyka obliczona na możliwe współdziałanie z Dumą i tymi żywiołami poza Dumą, które w niej są reprezentowane, czy też taktyka, której się trzymamy, zarówno my, jak towarzysze ''bolszewicy", tj. taktyka oparta na tej zasadzie, że punkt ciężkości leży poza Dumą, leży w czynnym wystąpieniu rewolucyjnych mas ludowych. Dotąd towarzysze ''mieńszewicy" nikogo nie zdołali przekonać o trafności swych poglądów, a naklejanie przeciwnikom etykietki z napisem ''blankistą" też nikogo nie przekona.

[1]Parwus- pseudonim rosyjskiego emigranta Helphanda, który pracował pod koniec XIX w. I na początku XX w. w niemieckiej socjaldemokracji, będąc jednocześnie członkiem frakcji mienszwickiej w SDPRR. Podczas I Wojny Światowej wraz z większością “grubych ryb” SPD poparł imperialną wojnę. (dop. Helmund)





1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron