Eksperyment na raporcie
Nasz Dziennik, 2011-02-10
Z
miana
koloru wyświetlacza na jednym z urządzeń Tu-154M o numerze bocznym
102 sprawiła, że samolot nie może być wykorzystywany do lotów o
statusie HEAD, a co za tym idzie, do czasu naprawy usterki niemożliwe
jest przeprowadzenie na nim eksperymentu lotniczego przygotowywanego
przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. W
efekcie prace nad polskim raportem przedłużą się o sześć
tygodni. Dokument poznamy najwcześniej na przełomie marca i
kwietnia.
-
Prace nad przygotowaniem raportu końcowego mogą przedłużyć się
o około 6 tygodni. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa
Państwowego w obecnej chwili nie może przeprowadzić lotu próbnego
na samolocie Tu-154M o numerze 102 z powodu usterki jednego z
urządzeń, którego sprawność jest niezbędna do przeprowadzenia
tego eksperymentu. Wykonanie takiego lotu jest bardzo ważne dla
ustalenia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154M o numerze 101 -
poinformował w komunikacie minister Jerzy Miller, przewodniczący
KBWLLP.
Warto zaznaczyć, że samolot jesienią ubiegłego roku
wrócił z remontu generalnego w Rosji. Jak ustaliliśmy, usterka
Tu-154M wprawdzie nie jest poważna i samolot może wykonywać loty
szkolne, ale maszyna nie może być wykorzystywana do lotów o
statucie HEAD. To najwyższy w polskim lotnictwie status określający
zasady wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie na
pokładzie. Podczas takiego lotu samolot musi być w pełni sprawny i
nawet drobna usterka powoduje utratę tego statusu.
Jak
zaznaczył ppłk Robert Kupracz, rzecznik Dowództwa Sił
Powietrznych, dyskwalifikująca samolot do lotów z VIP-ami usterka
polega na zmianie koloru wyświetlacza jednego z urządzeń
pokładowych, przy zachowaniu poprawności wskazań tego urządzenia.
Jak zapewnił rzecznik, nowe urządzenie już zostało zamówione u
producenta i w najbliższym czasie ma być zamontowane w samolocie.
Niestety, technicy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego są
tu uzależnieni od rosyjskiego producenta, a jak wskazują wojskowi,
praktyka podpowiada, że przywrócenie pełnej sprawności Tu-154M
może potrwać około 4 tygodni. Później samolot musi jeszcze odbyć
lot kontrolny i jeżeli wszystkie systemy będą sprawne, odzyska
status HEAD. Do tego czasu, choć maszyna jest sprawna, to awaria
wyświetlacza wyklucza możliwość przeprowadzenia na Tu-154M
eksperymentu lotniczego planowanego przez KBWLLP.
- Aby
eksperyment był miarodajny, samolot musi mieć taki sam status, jaki
miał tupolew podczas tragicznego lotu 10 kwietnia - zaznaczył ppłk
Kupracz.
Eksperyment prowadzony będzie bez odwzorowywania
warunków pogodowych z 10 kwietnia 2010 roku. Eksperci chcą jednak
zweryfikować, czy załoga Tu-154M o numerze bocznym 101 miała
wystarczająco dużo czasu na przerwanie procedury zniżania i
bezpieczne odejście na drugi krąg bądź lotnisko zapasowe. Na
podstawie wstępnych ocen polskiej komisji - biorąc pod uwagę
chwilę wydania komendy "odchodzimy" - nie można
wykluczyć, że taki manewr załoga rozbitego samolotu mogła
bezpiecznie wykonać. Jeśli doświadczenie potwierdziłoby tę tezę,
tym bardziej zasadne będzie pytanie o przyczynę katastrofy. - Jest
to bardzo istotne, ponieważ po wykonaniu tego lotu oraz po
przeprowadzeniu analizy z materiałów, które w ten sposób
uzyskamy, i w oparciu o to, co już mamy, będziemy mogli w bardzo
dużym przybliżeniu określić, co mogło wpłynąć na to, że po
komendzie "odchodzimy" lot skończył się tragicznie -
wyjaśniał na początku roku płk Mirosław Grochowski, wiceszef
komisji. Wczoraj płk Grochowski nie chciał rozmawiać z "Naszym
Dziennikiem" na temat problemów z Tu-154M oraz prac komisji.
Zaznaczył tylko, że jest bardzo zajęty, a pytania tego rodzaju
należy kierować do Małgorzaty Woźniak, rzecznika prasowego
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ta z kolei o
szczegółach prac komisji nie chciała z nami rozmawiać, a w
sprawie usterki samolotu odesłała nas do oficjalnego komunikatu
komisji.
Opóźnienie
kontrolowane?
Usterka
Tu-154M 102 powoduje, że KBWLLP nie spełni obietnic i w połowie
lutego nie poznamy treści polskiego raportu w sprawie katastrofy
smoleńskiej. Biorąc pod uwagę 6-tygodniowe opóźnienie, można
spodziewać się, że raport będzie gotowy najwcześniej na
przełomie marca i kwietnia, co pozwala sądzić, że publikacja
dokumentu zbiegnie się z rocznicą katastrofy smoleńskiej.
Opóźnienie przeprowadzenia eksperymentu może też wpłynąć na
prace biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, którzy
na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie pracują nad
rozszyfrowaniem zapisów pokładowego rejestratora głosu.
Eksperyment ma pomóc biegłym w identyfikacji zarejestrowanych 10
kwietnia ub.r. dźwięków dobiegających z kabiny. Krakowscy biegli
w przygotowywanym stenogramie dokonali bowiem nie tylko odczytu
rozmów w kabinie, ale opisali także wszystkie zarejestrowane
odgłosy, pochodzące m.in. z pracujących urządzeń. Przed wydaniem
końcowej opinii eksperci z IES chcą też zbadać oryginalne zapisy
czarnych skrzynek. Te jednak pozostają jako dowód w rękach
komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej.
W przekonaniu
Antoniego Macierewicza, posła PiS, przewodniczącego parlamentarnego
zespołu ds. zbadania przyczyn i okoliczności katastrofy z 10
kwietnia 2010 r., nie do końca zrozumiałe jest, dlaczego opinia
publiczna wciąż informowana jest o powstającym raporcie polskiej
komisji, skoro to stanowisko jest w dużej części znane i zostało
przekazane do MAK w postaci uwag do rosyjskiego raportu.
- Te
uwagi jednoznacznie kwestionują podstawowe tezy raportu MAK. Mówią
o tym, że był to lot wojskowy, że obowiązywały procedury
wojskowe, że nie było żadnych nacisków na załogę, że piloci
nie lądowali, ale odchodzili i że byli wprowadzani w błąd na
ostatnim etapie lotu przez rosyjskich kontrolerów - zaznaczył poseł
Macierewicz.
Jak zauważył, znamienne jest, że po publikacji
polskich uwag minister Miller próbuje zmienić swoje stanowisko w
sprawie katastrofy, a w jego wystąpieniach publicznych pojawiają
się sugestie, że 10 kwietnia wykonywany był jednak lot cywilny. Co
ciekawe, zmianie uległa też kwalifikacja działań Artura Wosztyla,
pierwszego pilota samolotu Jak-40. Jego praca w dniu katastrofy
jeszcze w czerwcu ub.r. została pozytywnie oceniona, a dwa tygodnie
temu stwierdzono, że jednak złamał procedury.
Także
członkowie polskiej komisji poddawani są naciskom i padają w ich
kierunku oceny, iż mający powstać raport to dla nich sprawdzian. -
Obawiam się, że minister Miller w ostatnim czasie występuje w roli
komisarza politycznego mającego wymusić na wojskowych członkach
komisji zmianę stanowiska w sprawie katastrofy. Sadzę, że oni się
nie ugięli i podtrzymują swoje opinie sprzeczne z ustaleniami
rosyjskiego MAK, i może potrzeba więcej czasu na ich "zmiękczenie"
- podkreślił poseł Macierewicz. Jak zauważył, z pewnością w
sprawie polskiego raportu istnieje też silna presja ze strony
rosyjskiej, która najwyraźniej nie chce rozbieżności w
ustaleniach ekspertów polskich i rosyjskich, przy czym tezy zawarte
w raporcie MAK uznawane są przez Rosjan za ostateczne.
Marcin Austyn