Grzegorz Górny
Prawo do zabijania
W Europie znów rozgorzała publiczna dyskusja na temat eutanazji. Wywołała ją Francuzka Marie Humbert, która uśmierciła swojego, dotkniętego paraliżem 22-letniego syna Vincenta, by - jak twierdzi - położyć kres jego cierpieniom.
Według przeprowadzonych we Francji sondaży, aż 80 procent ankietowanych opowiedziało się po stronie matki. Wszystko wskazuje na to, że przypadek ten zostanie wykorzystany przez zwolenników eutanazji do prób zalegalizowania tego procederu we Francji. Publicznie zapowiedział to już minister spraw socjalnych Francois Fillon.
Krajem, który stał się pionierem w dziedzinie eutanazji, jest niewątpliwie Holandia. Warto przyjrzeć się doświadczeniom tego państwa, by zobaczyć, do czego prowadzi legalizacja owej praktyki.
Nie ma eutanazji bez kryptanazji
W 1973 roku młoda lekarka holenderska Gertruda Postma zabiła własną matkę. Przed sądem zeznała, że matka znajdowała się w głębokiej depresji i wielokrotnie prosiła ją o skrócenie życia. Rozprawie sądowej towarzyszyła kampania medialna Holenderskiej Fundacji na rzecz Eutanazji (NVVE), która argumentowała, że skrócenie męczarni osobom cierpiącym ponad siły jest aktem miłosierdzia i humanitaryzmu. Gertruda Postma została skazana na tydzień więzienia i rok nadzoru sądowego. Ta symboliczna kara zapoczątkowała praktykę uniewinniania przez sądy holenderskie sprawców eutanazji, chociaż proceder ten oficjalnie był nielegalny. Dopiero w kwietniu 2001 roku nastąpiło usankcjonowanie eutanazji przez Parlament.
Najbardziej wyczerpującym dokumentem na temat eutanazji w Holandii było sprawozdanie specjalnej komisji rządowej sprzed dwunastu lat. Wynikało z niego, że w roku 1990 w kraju tym przeprowadzono 25 306 zabiegów eutanazji, z czego aż 14 691 przypadków stanowiły uśmiercenia bez wiedzy i zgody pacjenta, czyli tzw. kryptanazja. W rzeczywistości liczba ta powinna być jeszcze wyższa, gdyż raport nie uwzględniał niedobrowolnej eutanazji noworodków, dzieci i pacjentów psychiatrycznych.
Co ciekawe, z samej definicji eutanazji wynika, że jest to „aktywne pozbawienie człowieka życia na jego własną prośbę”. Tymczasem we wspomnianym 1990 roku aż 11,3 procent wszystkich zgonów w Holandii stanowiła kryptanzja, czyli uśmiercenie chorego nie na jego prośbę, lecz bez jego wiedzy.
Głośnym echem w holenderskim społeczeństwie odbiły się zwłaszcza dwie sprawy z 1985 roku. Otóż w domu starców „De Terp” w Hadze zaczęło nagle umierać wielu pensjonariuszy. Śledztwo wykazało, że uśmiercał ich pielęgniarz, który nie miał cierpliwości do zajmowania się osobami starszymi. Został on przez sąd uniewinniony, musiał jedynie zmienić miejsce pracy. Żadnej kary nie otrzymali też pielęgniarze z oddziału neurochirurgii Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie, którzy nie mogli znieść widoku nieprzytomnych chorych i, aby uwolnić ich od cierpień, wstrzykiwali im środki porażające oddech i wstrzymujące akcję serca.
Symptomatyczna była reakcja holenderskiego społeczeństwa. Aż 77 procent ankietowanych poparło kryptanazję, czyli uśmiercanie pacjenta bez jego wiedzy i zgody. Na rzecz uniewinnienia wspomnianych wyżej pielęgniarzy - a warto przypomnieć, że prawo do wykonywania eutanazji mają w Holandii tylko lekarze, a nie pielęgniarze - powstało wiele społecznych komitetów. W ich obronę zaangażowały się też lekarskie autorytety.
Doszło do niesamowitej sceny - kiedy zwolnieni pielęgniarze opuszczali gmach sądu, spotkali się z rodzicami synów, których uśmiercili. Rodzice, którzy wcześniej nie mieli pojęcia, w jaki sposób zmarli ich synowie, ze łzami w oczach dziękowali mordercom swoich dzieci za ich czyn.
Zdaniem prof. Ryszarda Fenigsena, kardiologa żydowsko-polskiego pochodzenia, który w Holandii przepracował 19 lat: „ważna przyczyna, która sprawia, że dobrowolnej eutanazji musi towarzyszyć eutanazja niedobrowolna, leży w samej logice eutanazji. Kto wierzy i głosi, że pozbawienie człowieka życia, aby uwolnić go od cierpień, jest dobrodziejstwem, nie ma prawa pozbawić niektórych cierpiących tego dobrodziejstwa tylko dlatego, że nie są w stanie sami o to poprosić.”
Pigułki śmierci dla zmęczonych życiem
Nic więc dziwnego, że obecnie w Holandii prawdziwy renesans przeżywają niekonwencjonalne praktyki medyczne, a dużą popularnością wśród chorych cieszą się różnego rodzaju znachorzy, uzdrawiacze i bioenergoterapeuci. Pacjenci po prostu coraz częściej boją się przedstawicieli służby zdrowia. „Nigdy nie można być pewnym, czy lekarze przychodzą cię leczyć, czy zabić”, tak wyjaśnia to zjawisko lider organizacji „Krzyk dla Życia” Bert Dorenbos.
Grupa emerytów z Amersfoort - jeszcze, gdy projekt eutanazji był w fazie przygotowań - napisała list do holenderskiego rządu: „Czujemy, że nasze życie jest zagrożone. Wiemy, że dużo kosztujemy naszą społeczność. Wiele osób sądzi, że jesteśmy bezużyteczni. Często zauważamy, że próbuje się nas przekonać, że pragniemy śmierci. Jesteśmy przerażeni, że prawo może zezwolić na eutanazję.”
Wielu holenderskich emerytów zaczyna nosić przy sobie zaświadczenia, że nie zgadzają się na eutanazję, a to na wypadek, gdyby zasłabli na ulicy i zostali przewiezieni bez przytomności do szpitala. Zdarzały się bowiem przypadki uśmiercania starszych osób, które w ten sposób trafiały do szpitali. Później ich nazwiska figurowały w rubrykach z napisem „eutanazja”.
Głosy takie są jednak ignorowane, nie ustaje natomiast kampania na rzecz rozszerzenia praktyk eutanazyjnych. Emerytowany sędzia Sądu Najwyższego Huib Drion domaga się wprowadzenia ustawy, w myśl której każdy, kto skończy 70 lat, powinien mieć dostarczoną do domu „pigułkę śmierci”. Będzie mógł ją zażyć nie tylko z powodu cierpienia, lecz np. „zmęczenia życiem”.
Ten ostatni powód pojawił się zresztą jako przyczyna uśmiercenia senatora Edwarda Brongersmy. W marcu 1998 roku dr Philip Sartorius zabił zastrzykiem holenderskiego polityka, który nie był w ogóle chory i nie cierpiał fizycznie, lecz po prostu odczuwał „zmęczenie życiem”. Sartorius został oczywiście przez sąd uniewinniony, a dla zwolenników eutanazji stał się wręcz bohaterem. W jego obronę zaangażowała się m.in. holenderska minister zdrowia Els Borst, która poparła pomysł przepisywania trucizny „bardzo starym ludziom, którzy mają już dość życia, nawet jeśli ludzie ci byliby fizycznie zdrowi”. Jej poprzednik na tym stanowisku, minister Bosch, wsławił się z kolei oświadczeniem, że chciałby, jeśli straci kiedyś sprawność umysłową, aby jego własne dzieci poddały go eutanazji.
Tak więc debata w Holandii przenosi się na kolejny poziom - eutanazja obejmuje już nie tylko cierpiących fizycznie, ale coraz to nowe kategorie osób, a można przypuszczać, że w przyszłości dojdą do nich następne.
Pół roku kosztowne jak całe życie
Zwolennicy eutanazji argumentują, że w ten sposób człowiek może decydować o własnym życiu. Jest to argument obłudny, bo nie trzeba wcale legalizować eutanazji, by człowiek mógł decydować o swoim życiu. Przecież ani samobójstwo, ani jego próba nie są w żadnym kraju karane. Chodzi więc nie tyle o możliwość decydowania o własnym życiu, ile o życiu innych. W ten sposób legalizuje się eliminowanie ze społeczności osób, których życie uznaje się za mniej wartościowe lub zbyt uciążliwe dla otoczenia.
Ta sama logika legła u podstaw legalizacji eutanazji w narodowo-socjalistycznych Niemczech, dzięki czemu jeszcze przed wybuchem II wojny światowej mordercy w białych kitlach skrócili życie 80 tysięcy „niepełnowartościowych” osób. Oni też działali w pełni legalnie, w majestacie prawa.
Dzisiaj motywacja eksterminacji jest nieco inna niż w Trzeciej Rzeszy. Francuski onkolog, prof. Lucien Israel wskazuje na aspekt ekonomiczny i zwraca uwagę, że propaganda eutanazji najgłośniejsza jest dziś w krajach, w których systemy ubezpieczeń społecznych znajdują się na krawędzi załamania. Według oficjalnych danych, wydatki ubezpieczalni na opiekę nad starym człowiekiem w ostatnim półroczu jego życia równają się wydatkom poniesionym przez cały wcześniejszy okres egzystencji owego człowieka. Nic więc dziwnego, że ubezpieczalnie zainteresowane są skróceniem do minimum najbardziej kosztownego okresu w życiu ich klientów. Z tego punktu widzenia eutanazja wydaje się wyjściem idealnym.
Jan Paweł II w Encyklice „Evangelium vitae” pisze o tej praktyce następująco: „Eutanazja staje się aktem jeszcze bardziej godnym potępienia, gdy przybiera formę zabójstwa, dokonanego przez innych na osobie, która w żaden sposób jej nie zażądała ani nie wyraziła na nią nigdy zgody. Szczytem zaś samowoli i niesprawiedliwości jest sytuacja, w której niektórzy - na przykład lekarze lub pracodawcy - roszczą sobie władzę decydowania o tym, kto ma żyć, a kto powinien umrzeć. Pojawia się tu znów pokusa z Edenu: stać się jak Bóg, 'poznając dobro i zło'. Ale tylko Bóg ma władzę decydowania o śmierci i życiu.”
Tak więc, zdaniem Papieża, zwolennicy eutanazji w rzeczywistości uzurpują sobie rolę przynależną Bogu i sami chcą określać, co jest dobrem, a co złem. Ich działania mają jednak skutek niszczący dla całego społeczeństwa. Jak pisze dalej Ojciec Święty: „Kiedy człowiek, zaślepiony przez głupotę i egoizm, uzurpuje sobie tę władzę, nieuchronnie czyni z niej narzędzie niesprawiedliwości i śmierci”. W społeczeństwie zanika poczucie sprawiedliwości, solidarności oraz wzajemnego zaufania. Zaczyna się „wojna silnych przeciwko słabym” i powstają „struktury grzechu”.
Tak więc na najgłębszym poziomie przyczyną rozpowszechniania się mentalności proeutanazyjnej jest przede wszystkim kryzys wiary, upadek sacrum, a co za tym idzie, zatracenie sensu cierpienia i brak szacunku dla tajemnicy życia.