Tadeusz Nowak „A jak królem, a jak katem będziesz”
Biografia
Tadeusz Nowak (ur. 11 listopada 1930 w Sikorzycach koło Dąbrowy Tarnowskiej, zm. 10 sierpnia 1991 w Skierniewicach) – polski poeta i prozaik.
Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1948–1954). W 1948 opublikował pierwszy wiersz w tygodniku "Wici". W 1953 wydał pierwszy tomik poezji Uczę się mówić, a w 1956 tomik Prorocy już odchodzą. Członek ZLP od 1956. Oprócz działalności poetyckiej artysta zajmował się także prozą, czego przykładem są zbiory opowiadań W puchu Alleluja czy powieści Takie większe wesele, A jak królem, a jak katem będziesz, Diabły, Dwunastu, Prorok, Wniebogłosy.
W sierpniu 1991, po długotrwałej chorobie, zmarł na zawał serca w szpitalu w Skierniewicach.
W 1999 profesor Stanisław Balbus wydał jego dwie niedokończone powieści: Jak w rozbitym lustrze oraz Jeszcze ich słyszę, widzę jeszcze. Powieści Tadeusza Nowaka utrzymane są w baśniowo-balladowej konwencji, sięgają do pokładów literatury ludowej, kreując świat pełen prastarych archetypów i motywów biblijnych. Są zaliczane do tzw. nurtu wiejskiego.
(1930-1991), poeta, prozaik; jeden z wybitnych przedstawicieli nurtu chłopskiego w literaturze pol.; jego pisarstwo, osnute wokół motywu powrotu w krainę dzieciństwa, wyraża doświadczenia człowieka wyrosłego w kręgu tradycyjnej kultury chłopskiej i przeżywającego dramat nieprzystosowania w obcej, współczesnej cywilizacji miejskiej; w swych utworach Nowak zawarł wizję wsi przylegającą do lud. wyobrażeń o świecie, określoną przez mity plemienne i środowiskowe; łączył wiejskie realia, częstokroć utrwalone w poezji lud., z elementami mitologii słow. i chrześc., posługując się stylizacją baśniową i alegoryczną, jak również stylizacją biblijną, nawiązując do poetyki snu, konwencji pieśni ludowej, kolędy i ballady; liryka (Uczę się mówić 1953, Ślepe koła wyobraźni 1958, Psalmy 1971-1980, Pacierze i paciorki 1988), opowiadania, powieści (A jak królem, a jak katem będziesz 1968; cykl: Diabły 1971, Dwunastu 1974, Prorok 1977).
Streszczenie
Akcja powieści rozgrywa się gł. w małej wsi i pobliskim miasteczku (na kartach powieści nie znalazłam ich nazw – zresztą nie jest to istotne, dzieło ma wymiar ponadczasowy i uniwersalny). Czas akcji to okres przed II W Ś, wojna i miesiące po niej. Bohaterem i narratorem dzieła jest Piotr – syn bogatego chłopa; początkowo poznajemy go jako kościelnego chórzystę i zwykłego chłopaka, wypełniającego swoje obowiązki związane z życiem na roli. Ludzie ze wsi przezywają Piotra „kościelną świergotką”, on wolałby być nazywany „Chytry”. Jak się później okaże nasz bohater wcale nie był chytry. Przechytrzyło go samo życie.
Pierwszym wielkim przyjacielem Piotra był Jasiek. Wymyślili, że razem będą kraść kury, pierzyny, później konie. Chłopakom nie brakowało pieniędzy – mieli na wszystkie zachcianki (warto dodać, że zarówno Piotr, jak i Jasiek pochodzili z zamożnych domów). Byli sprytni i dokładnie planowali kolejne zbrodnie (okradali ludzi gł. zimą). Kradzież była pierwszą zbrodnią, jakiej dopuścił się Piotr. Przestał kraść, gdy Jasiek popełnił samobójstwo – ukochana Jaśka, wdówka, z którą planowali zbrodnie, zdradziła go, a służka w jego domu była z nim w ciąży. Później dowiadujemy się, że Jasiek był mordercą (może wyrzuty sumienia pchnęły go do samobójstwa?).
Po śmierci kumpla Piotr zastanawiał się nad ożenkiem (nie był już młodym kawalerem). W miedzy czasie zmarł jego ojciec (motyw ojca nie ma tu znaczenia, jak w przypadku prozy chłopskiej Myśliwskiego). Bohater nie wiedział, którą z panien wybrać – Helę (córkę sołtysa), czy Marysię (sąsiadkę). Ostatecznie zdecydował się na Helę. Pewnego dnia spotkał ją w sadzie, jak zbierała jabłka (odtąd jabłko stanie się znaczącym symbolem-Jabłka pojawiały się w całej powieści. Jedli je wieśniacy, zrywali je żołnierze na wojnie. Jabłka podawał zjawom Piotr.). Starał się „ujarzmić dziewczynę”. W objęciach sołtysówna przytoczyła pewną myśl. Chciałaby być jak królowa, a Piotr powinien zostać jej królem (żółte jabłko symbolizuje władzę królewską). Ale jeśli Piotr zdecyduje się zostać katem, ona zostanie katową (władza kata to jabłko czerwone). Kat ma nawet większą władzę, jest ona bowiem powiązana ze śmiercią. Warto dodać, iż zagadnienia związane ze śmiercią pełnią w powieści ważną rolę – Piotr często widzi duchy-zjawy zmarłych, osób, które znał. Te spotkania wpływają na jego postrzeganie rzeczywistości (ale nigdy nie pojawia się mu duch zmarłego ojca!).
Cała wieś czeka na festyn. Będzie na nim grać żydowska kapela rodzinna. Jednym z grajków jest Mojżesz, przyjaciel Piotra. Gł. bohater wystrojony na festyn ma zamiar dużo wypić i zatańczyć z Helą. Ta jednak woli „chłopaka zza wody” Stacha, toteż Piotr tańczy z Marysią. Piotr początkowo czuł nienawiść wobec Stacha, ale wkrótce przekonał się do chłopaka. Po festynie młodzieńcy zdecydowali się na zawody w strzelaniu do drzewa. Zdumieli się, gdy na osice zobaczyli wystrzelaną ludzką twarz…
Wiejska sielanka skończyła się, gdy do domu Piotra zajechał komendant policji i przywiózł Piotrowi kartę mobilizacyjną. Oto wybuchła wojna. Piotr przygotował się do wyprawy (nawet nie pożegnał się z dziewczynami). Od dziadka dostał szablę i ruszył w drogę. Na mobilizację do Tarnowa jechał też Mojżesz i Stach. Niestety „chłopak zza wody” zginął (dostawszy serię z karabinu maszynowego). Piotr rozciął jednemu z napastników ramię… Przyjaciele pochowali Stacha i dali wszystkie pieniądze jakiejś kobiecie, by opiekowała się grobem. Troska o zmarłego przyjaciela sprawiła, że przyjaciele odłączyli się od artylerii i teraz musieli podążać jej śladami. Czekała ich ciężka droga (głód i chłód), a Mojżesz mimo oporom musiał ściąć swoje pejsy (Żyd zginałby na miejscu). Po tygodniach wędrówki przyjaciele wrócili do domu, gdzie z otwartymi ramionami powitała ich matka Piotra. Bohater spotkał się z Helą, która przypomniała mu słowa: „A ty ich zabijaj, zabijaj ich, Piotr (…). Pamiętasz, com ci mówiła: jak ty będziesz królem, to będę królową, a jak katem będziesz, to katową będę” (chodziło o zabijanie Szwabów – zemsta za Stacha).
Jednak działalność wojskowa bohatera się nie skończyła. W wiosce osiedlili się członkowie partyzanckiego sztabu, kolegą i powiernikiem gł. bohatera stał się Pawełek. Kapral Piotr dostał od kapitana pierwsze zlecenie, wykonanie wyroku na listonoszu (Piotr staje się zabójcą). Później zabił sołtysa z trzeciej wsi za wsią Staszka… Pewnego dnia spotkał Mojżesza, który ukrywał się w lesie (uciekł z tarnowskiego getta, gdzie zginęła cała jego rodzina). Piotr podrzucał mu do lasu jedzenie, ubrania, a nawet podarował kilka granatów. Jednak na trop Mojżesza wpadł komendant policji. Ukrywający się w jamie borsuczej Żyd wysadził ją w powietrze, policjanci zostali ranni. Łatwo się domyślić, że Piotr będzie chciał się zemścić na komendancie… Zabił i nagle zaczął spostrzegać dziwnie białe dłonie, a w lustrze nie widział swojej twarzy, a twarz osikową (białą jak śmierć). Zaczął też coraz częściej widzieć zjawy – duchy zmarłych przyjaciół. Twierdził, że kierując się chęcią zemsty to nie on-Piotr zabija, „ale ON, Helu. ON Stach i ON Mojżesz”. Te proste tłumaczenie to wyrzuty sumienia.
Hela zaszła w ciążę i Piotr chciał ją poślubić. O tym, że jest mordercą wiedzieli prawie wszyscy, tak się tłumaczył przyszłemu teściowi: „Jak oni przyszli i zabili Stacha, i Mojżesza zabili, i wikarego, i porucznika, to zjawił się ON. Jak szedłem do listonosza, do sołtysa zza wody, policjanta, żandarma i esesowców i wyciągnąłem rękę z pistoletem, i ręka mi bielała, jakby była wyjęta z wapna, wtedy ON ich zabił. I teraz też zabija. I będzie zabijał. ON. Mówię wam, sołtysie, ON” (owo „ON” można uznać za mroczne alter ego Piotra). Odbyło się wesele, jednak Piotr był nie swój. Ciągle go coś dręczyło (z tych stresów upił się i wdał w bójkę!).
Bohater oczekiwał na przyjście potomka, ale gdy ten się urodził Piotr nie chciał go widzieć i wziąć na ręce, uznać za swoje dziecko. Bał się, że dotykając go zbrodniczymi rękoma spuści na niego nieszczęście, że go skrzywdzi. Mężczyznę do porządku przywiódł dziadek Jakub: „I cóż z tego, żeś zabił. Wszyscyśmy zabijali. Ja też. Na tamtej wojnie jeszcze, ale zabiłem. Musiałem zabić. Jakbym nie zabił, nie widziałbyś mnie dzisiaj. Ale synów nosiłem na rękach. Wszystkich siedmiu piastowałem. I wyrośli. Na porządnych ludzi wyrośli. I nie stała się im żadna krzywda”. Dziadek wyśmiał też metafory związane z królem i katem (którymi tak przejmował się Piotr); przecież nawet królowie zabijali. Dziadek wziął sztylet, który zrobił z jego szabli Piotr (nim też zabijał) i przejechał bronią delikatnie po ciele dziecka, mówiąc, by żadne ostrze nie zraniło chłopca i by żelazo oczyściło się od niewinności dziecka, aby teraz kroiło już tylko chleb i jabłka. Dopiero teraz Piotr wziął syna na ręce, podrzucał nim, włożył go do kołyski i zasypał malucha złotymi jabłkami. Jednak jedno jabłko było czerwone. Piotr pokroił je na cztery części (dla siebie, dla Heli, matki i teściowej). Dziadkowi wyjął jabłko złote – zarówno synek, jak i dziadek byli z raju. „Tyle tylko, że synek stamtąd wychodził, a dziadek Jakub już wchodził”.
Tak o powieści pisała Anna Nasiłowska:
Utwory Tadeusza Nowaka (1930-1991) to przykład zainteresowania wartościami ginącej kultury chłopskiej. Nowak był poetą i prozaikiem. Jego najbardziej znane utwory to poetyckie psalmy oraz powieść – A jak królem, a jak katem będziesz, wydana po raz pierwszy w 1968 r. Nowak nie traktuje kultury chłopskiej jako folkloru, a więc źródła przyśpiewek, obrzędów i opowieści w gwarze regionalnej. Wielokrotnie zauważono nieobecność w jego prozie autentycznej wsi. W powieści A jak królem, a jak katem będziesz z rzadka jedynie pojawiają się elementy języka regionu, w którym toczy się akcja.
O wiele ważniejsze niż dokumentacja kultury chłopskiej konkretnego regionu jest podejście całościowe: próba zarysowania światopoglądu związanego z tą kulturą. Bohater Nowaka (jest nim prowadzący narrację młody Piotr) interpretuje świat za pomocą symboli. Uczestniczy w wydarzeniach historycznych – we wrześniu 1939 r. jest żołnierzem, później bierze udział w akcjach partyzantki w swojej okolicy – ale opowiada o tym w charakterystyczny, symboliczny sposób. Symbolem jest na przykład jabłko, które oznacza zarówno zdolność do miłości (a więc: płodność, życie, nieśmiertelność), jak i władzę, a więc także – zdolność do zabijania i grzech. Ta dwoistość powołania człowieka niepokoi Piotra. Przeżywa on głębokie rozdarcie moralne. Kocha i dostrzega wyraźne obietnice szczęścia, ciąży jednak na nim przelana krew, mimo że przelewał ją jako żołnierz i partyzant wykonujący rozkazy. Rodząca się miłość nie zostanie przez niego w pełni zaakceptowana, póki nie uwolni się on od „katostwa”, czyli nie dozna oczyszczenia. Piotr, dokonując oczyszczenia się z winy, musi oczyścić także swój dom. Dom zatem nie jest zwykłą, prywatną przestrzenią – ma znaczenie symboliczne.
Fabuła powieści ma charakter inicjacyjny, tj. dotyczący etapów wkraczania w dorosłość: młody bohater przechodzi kolejne fazy bolesnego wtajemniczenia, dowiaduje się, że katowskie skłonności są obecne także w jego psychice, a potem uczy się, jak je okiełznać, aby podjąć się „królewskiej” roli – dawania życia i czerpania z niego radości.
Abel z Kainowym znamieniem
"Całymi dniami przesiadywałem w domu, w polu lub na podwórzu. Nie ośmieliłem się nawet spojrzeć na dom Heli. Ale również nie miałem odwagi powiedzieć sobie: Zabiłeś, Piotrze. Zabiłeś. I jak ci rozkażą, znowu będziesz zabijał. - To jak nie powiedziałem: - Tyś zabił. Ty, Stachu, i ty, Mojżeszu - i nie odważyłem się rzec głośno: - Zabiłeś, Piotrze. Ty zabiłeś. Ty, ty, ty - wówczas pomyślałem o nas wszystkich: sobie, Heli, Stachu i Mojżeszu, i chłopcach z partyzantki, nazywając nas - ON. A jak nas tak wszystkich nazwałem, poszedłem nad rzekę i obmyłem się w niej. Po czym zbliżyłem się do osiki i kładąc rękę na jej pniu, szepnąłem: ON. Zabił ON. I powiedziałem to głośno. I krzyknąłem na całą rzekę. A jak echo odbite od wikliny po drugiej stronie wody, od akacjowych zarośli, w które wszedł Stach, odwrzasnęło: - ON, ON, ON! - zdjąłem ręce z osiki i nie oglądając się za siebie, niemal biegłem do domu przez ogrody. Pierwszy raz od kilku tygodni, w samo południe, zagrzebany w sianie, zasnąłem natychmiast i nie zbudziłem się ani razu z krzykiem. (...) Od tej pory aż do końca wojny nie zabiłem nikogo. Ale jeszcze w kwietniu, gdyśmy w sąsiednim powiecie zastrzelili z Pawełkiem konfidenta gestapo, meldowałem kapitanowi: - Rozkaz wykonany. ON go zabił. - Kapitan przestał oglądać wyjęte z mszału ręce i przechylając głowę na bok, zapytał: Jaki ON? Myśmy go zabili. My. - O, nie. Myli się kapitan. ON go zabił. ON. - Ponieważ kapitan zbliżał się do mnie, żeby mi położyć tę wyjętą z mszału rękę na ramieniu i przyjrzeć mi się dobrze, podbiegł Pawełek i klepiąc mnie po plecach powiedział: - Piotr mówi prawdę. ON go zabił. ON. - Po tym wydarzeniu nasz oddział wykonał jeszcze kilka wyroków, ale ja już byłem z tego wyłączony".
Przytoczony
wyżej obszerny fragment prozy dobrze wprowadza nas w problematykę,
atmosferę i stylistykę nowej powieści Tadeusza Nowaka pt. "A
jak królem, a jak katem będziesz". Jest to trzecia powieść
tego autora - poza tym znanego poety - opublikowana po
"Obcoplemiennej
balladzie" (1963) i "Takim
większym weselu" (1966). Omawianą tu
powieść poprzedziły także w twórczości Tadeusza Nowaka dwa
zbiory opowiadań: "Przebudzenia"
(1962) i "W
puchu alleluja" (1965) oraz -
kilkanaście książek poetyckich. Cytowane na wstępie tego
omówienia słowa wypowiedział główny bohater i narrator zarazem
ostatniej - jak - dotąd powieści Tadeusza Nowaka: Piotr, młody
chłopak wiejski, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 roku, a teraz
członek leśnej grupy partyzanckiej walczącej z niemieckim
okupantem, w ramach powszechnego, narodowego ruchu oporu. Czas akcji
powieści obejmuje więc kilka lat przedwojennych, cały okres
okupacji oraz pierwsze dni po wyzwoleniu zimą 1945 roku. I właśnie
z zakończenia powieści, rozgrywającego się w te mroźne dni,
pierwsze dni wolności, będzie pochodził drugi obszerny cytat -
uzupełniający ten pierwszy, otwierający mój szkic - który za
chwilę przytoczę. Oto Piotrkowi jego żona Helena, poślubiona
podczas wojny, urodziła w pierwszych dniach powojennych z dawna
oczekiwanego i upragnionego syna. Ale on boi się wziąć maleństwo
na ręce i - zgodnie z prastarym zwyczajem - podnieść do powały,
bo on wciąż pamięta, że walcząc w partyzantce zabijał, więc ma
ręce zbrukane krwią. Pierwszy zabieg magiczny - zrzucenie
odpowiedzialności na mitycznego NIEGO - nie pomógł. Wtedy dziadek
Jakub, wiejski patriarcha i znawca różnych rzeczywistości, także
świata magii, postanawia odczynić urok i zdjąć z rąk Piotra
katowskie znamię, którym - według jego własnego przekonania - są
skażone. W tym celu bierze sztylet, którym Piotr zabijał, zresztą
przerobiony ze starej szabli i: "Pochylając się nad dzieckiem
szedł po jego ciele sztyletem. Po jego prawej i lewej ręce. Po jego
lewej i prawej nodze. Wzdłuż piersi i wzdłuż pleców. Na koniec
przyłożył sztylet do ust dziecka. A przeciągając sztylet po cele
dziecka, przez cały czas mówił: Żeby rąk twoich, nóg twoich,
twojego boku, okruszynko, nie otworzyła nigdy włócznia ani miecz,
ani szabla, ani nóż, ani gwóźdź, ani cierń, ani drobny opiłek.
A jakoś z raju, jakoś stamtąd, gdzie wszystko jest jeszcze w
ziarenku przeczuwanym zaledwie, spraw, żeby to żelazo, które
zabiło, było czyste. Żeby odtąd nim można było kroić tylko
chleb, drążyć rzepę, ostrugiwać jabłko. Odchodząc od łóżka,
zbliżył się do mnie i przeszedł sztyletem po zewnętrznej i
wewnętrznej stronie moich dłoni. A przykładając mi sztylet do
ust, kazał ucałować, po trzykroć ucałować ostrze. A gdy
ucałowałem to żelazo, wrzucił je do balii z wodą, w której
kąpano naszego pierworodnego. I biorąc mnie za rękę, przyciągnął
do łóżka. - Teraz go możesz wziąć. On jest czysty. I sztylet
jest czysty. I tyś jest czysty jak łza. - Wyciągnąłem ręce.
Były ciężkie. Cięższe od dwóch kawałków żelaza, od
wapiennych kamieni cięższe. I wziąłem dziecko podane mi przez
Helę. I powiedziałem: Synku! - I podrzuciłem go pod powałę.
Jeszcze raz podrzuciłem i jeszcze raz. I wołając: - Synku! -
nosiłem go po całej izbie". Zły urok przelanej krwi ludzkiej
został odczyniony. Dziecko już nie będzie synem kata, ale
królewiczem. A może i złe moce wojny zostały okiełznane - raz na
zawsze.
Dzięki tym
cytatom weszliśmy w niepowtarzalny świat tej powieści i
dotknęliśmy niemal sprawy dla niej najważniejszej, która
zasygnalizowana została już w tytule utworu: "A jak królem, a
jak katem będziesz". A oto - dla uzupełnienia - jeszcze jedna
scena, która rozegrała się między Piotrem a jego przyszłą żoną
Helą, kilka lat wcześniej, na początku akcji powieści, pewnego
ciepłego lipcowego czy sierpniowego wieczora w 1939 roku, niedługo
przed rozpoczęciem strasznej rzezi narodów, której na imię: druga
wojna światowa. Tego wieczora doszło do pierwszego zbliżenia
między Piotrem i Helą, co zostało przedstawione w powieści w
sposób bardzo dyskretny, poetycki. I oto po tym spełnieniu są z
sobą razem na grubej słomie poszycia dachowego domu dziadków Heli:
"Oczyszczeni przez czochrającą się sennie strzechę
próbowaliśmy razem z nią wejść w drzemkę, w głębokiego po
koniuszek włosów śpiocha. Ale jak to zwykle bywa przed snem,
przegapiliśmy najwidoczniej wchodzenie w drzemkę słomianego dachu.
Przeto opowiadaliśmy sobie rozmaite zdarzenia z dzieciństwa, a więc
też po trosze ze snu. Wtedy to sołtysówna, wyjąwszy spod głowy
ręce, podniosła się na łokciach i nachylając się nade mną
spytała: - Chciałbyś być królem? - A czemu pytasz, Helu? - Bo ja
byłabym wtedy królową. I mielibyśmy większy od naszej wsi, od
wszystkich dworów w okolicy jabłonkowy sad. A gdyby nasz sad zaczął
się złocić od jabłek, wchodziłabym weń z tobą i targała je
pełnymi garściami. I codziennie o zmierzchu, mając jabłek pełne
zanadrze, pełne kieszenie, pełne wiklinowe kosze, chodzilibyśmy
nad staw. I aż do utraty tchu, do bólu w łokciach, zarzucalibyśmy
nimi wodę. Niechby złociła się od jabłek. I kąpalibyśmy się w
tej wodzie dopóty, dopóki nie narodziłby się z niej nasz mały".
I dalej: "A może ty, Piotrze, chcesz być katem? Kat to też
król. Nawet większy niż król, bo od śmierci. Czemuś tak
podskoczył? Jakbyś był katem, byłabym katową. I kąpałabym się
w wodzie, w której dno byłoby wyścielone czerwonym suknem. I
czyściłabym twój miecz w piasku i mielibyśmy z sobą dzie... -
położyłem dłoń na jej ustach. Próbowała ją oderwać, ale moja
ręka, gdy chcę, jest cięższa od żeliwa: Bełkotała coś pod
dłonią, niemal się dusiła. Ale wolałbym rozgnieść jej wargi na
miazgę, niż usłyszeć, co by się narodziło z tej katowskiej
wody, z tego kata, z tej katowej". No i za kilkanaście dni w tę
rzeczywistość mitu i poezji wmieszała się historia - Piotr został
zmobilizowany, wziął udział w kampanii wrześniowej, walczył i
zabijał, a potem przez długie lata okupacji był partyzantem,
kapralem w leśnym oddziale "Jędrusiów" i wykonywał
wyroki na Polakach współpracujących z okupantem, granatowych
policjantach, a nawet - niemieckich żandarmach. Stał się więc
katem, a jego dziecko, które narodziło się po poślubieniu Heli,
nie miało być synem królewskim, ale - katowskim. Stąd te
przedziwne zabiegi magiczne - zrzucanie winy za zabójstwa na nie
istniejącą postać: ON, co było ukazane w cytacie otwierającym
ten szkic. A może nawet mamy tu do czynienia z magicznym
rozdwojeniem osoby? Temu samemu celowi służą obrzędy odczyniania
złych mocy , które wokół nowo narodzonego dziecka i samego Piotra
czynił dziadek Jakub. Co zostało ukazane w następnym, obszernym,
przytoczonym tu cytacie. Zresztą dziadek Jakub - niespodziewanie -
jest także w powieści przedstawicielem racjonalistycznego czy
zdroworozsądkowego stanowiska w tej sprawie: "Pietrek, bój się
Boga, Pietrek. Cóż ty wygadujesz? Do cna ci się we łbie
pomieszało. A tak cię wszyscy chwalili i ja też cię chwaliłem,
że masz kiepełę jak się patrzy. I co z tego, żeś zabił?
Wszyscyśmy zabili. Królowie też zabijali. I Bóg też zabijał.
Karząc zabijał. Toś ty był jak ten król, jak ten miecz w ręku
Boga. Syn ci się urodził, królewski syn, Pietrek". Ale i to
nie przekonuje naszego bohatera, bowiem woła: "A może ze mnie
kat? Kat to też król. Tyle tylko, że od śmierci". No i po
tym wszystkim następuje wielka finałowa scena oczyszczenia ze złych
mocy wojny i zabijania, przytoczona już w tym szkicu.
Posłużyłem się tak obszernymi cytatami z tekstu powieści po to,
by ukazać dowodnie, jaka jest zasadnicza tematyka i rzeczywista
problematyka tego utworu. Jest to, zbudowana z elementów folkloru,
historii, archetypu i poezji, wielka parabola na temat
niewybaczalnego i niczym nie usprawiedliwionego grzechu zabójstwa.
Na temat Kainowego piętna ("osikowej twarzy"), które
plami człowieka nawet w tym wypadku, kiedy zabitym "bratem-Ablem"
był wróg, morderca, sprawca zabójstw milionów i milionów ludzi
niemiecki faszysta czy też jego konfident. Nawet kiedy Ablem jest w
rzeczywistości Kain. Tak jak właśnie jest w tej powieści. Nawet
bowiem i w takim wypadku - według obowiązujących tu pojęć -
zabójstwo pozostaje zbrodnią, a ręce ojca zbrukane ludzką krwią
nie są godne podnieść nowo narodzonego, gdyż mogłyby i to
niewinne dziecię oznaczyć na całe życie owym Kainowym piętnem.
Jest to więc - mimo pozorów historyczności - ponadczasowa
przypowieść na temat niszczącej siły wszelkiego zabijania. Nawet
kiedy jest to zabijanie - według ludzkiego rozeznania
sprawiedliwości - uzasadnione i sprawiedliwe. Parabola w powieści
Tadeusza Nowaka wyrażona jest nawet jakby polemiką z takim właśnie
przekonaniem, że może być zabijanie czymkolwiek uzasadnione i
usprawiedliwione. Sformułowanie tej tezy zawarte w powieści jest
skrajne i maksymalistyczne, bowiem gdybyśmy przyłożyli do sprawy
kryterium historyczne, to okazałoby się, że za kata jest przecież
w tej powieści uznawana - ofiara. Nastąpiło tu przedziwne
odwrócenie wartości etycznych, jeśli nie rozumować całkowicie
abstrakcyjnie: Piotr, syn podbitego i planowo tępionego narodu,
który stracił w latach 1939-1945 co piątego obywatela, i to nie w
wyniku regularnych działań wojennych, lecz planowej i masowej
działalności ludobójczej - jest przecież realizacją prawzoru
Abla, a nie Kaina, jest broniącą się ofiarą, a nie katem. W
powieści jednak nosi na twarzy Kainowe piętno ("osikowa
twarz") i ono jest obsesją jego życia. Jak już mówiliśmy,
piętno to jest nawet dziedziczne: spadnie ono bowiem na syna Piotra,
zniszczy jego rajską niewinność i zamiast synem króla, może stać
się ono to dziecko - synem kata. Co dziwniejsze, obsesja ta nie jest
w powieści tylko osobistą własnością czy przypadłością Piotra
- jest podzielana przez innych członków społeczności wiejskiej.
Nawet jego teść-sołtys, który prawie że współpracuje z
katami-okupantami, nawet i on ma wątpliwości natury
mityczno-etycznej; jeśli tak powiedzieć można: "Słyszałem,
żeś zabił. Żeś zabijał, Piotr. Wiem, wiem, że musiałeś. Ale
to spadnie na nas i na Helę spadnie, i na dzieci, Piotrze. Boję
się, że spadnie na dziecko, synu". A stary proboszcz, u
którego Piotr spowiada się przed ślubem, sam przypomina swemu
penitentowi, że ten popełnił jednak grzech zabójstwa. To
zrozumiałe, ale Piotr wykrztusił wprawdzie z siebie podczas
spowiedzi: "Zabiłem. Wybacz mi, Chryste", ale już: "idąc
od konfesjonału do ławek powtarzałem: Zabiłeś. Zabiłeś.
Zabiłeś". A za chwilę: "To ON, Helu. ON". Bo jak
się przyzna - nawet przy spowiedzi - to Kainowe znamię spadnie na
syna! Tak to motywacja religijna miesza się w postępowaniu Piotra z
mityczną. Tak ją chyba określić musimy. Za chwilę jednak
następuje w myśleniu Piotra jakby próba racjonalizacji, przychodzi
refleksja, że te zabójstwa były jednak aktami słusznej kary,
zemsty usprawiedliwionej, więc Piotr mówi, wymieniając bliskich
sobie ludzi, którzy stali się ofiarami niemieckiej wojny i
okupacji: "Ty, Stachu, ty, Mojżeszu, poruczniku, wikary. Ty.
Ty. Ty. Zabiłeś. Zabiłeś. Zabiłeś". Sprawa ta jest, jak
już powiedzieliśmy, głównym problemem powieści (w parabolę
przemienionej!) pt. "A jak królem, a jak katem będziesz."
Można ją
oczywiście interpretować w różny sposób: Jako próbę
symbolicznej ekspiacji pokolenia wojennego, które zmuszane do
zabijania w obronie własnej i innych - zabijało. Albo - jako
odsłonięcie praźródeł i najgłębszych fundamentów kultury
chłopów polskich, od dawnych Słowian jeszcze się wywodzącej,
która na pierwsze miejsce wysuwa kult życia, sprawę obrony życia
przed zniszczeniem, łącznie z pogardą dla wojny i wojowania. Tak
przynajmniej wyglądają przekonania niektórych na temat kultury
ludu od tysiącleci rolnictwem się parającego, a przez wiele wieków
od obowiązku wojowania zwolnionego. Tak właśnie jak chłop polski.
Ile jest prawdy (i jakiej prawdy) w takich przekonaniach - nie chcę
wyrokować. Ja tylko próbuję ukazać alternatywne możliwości
interpretacji przesłania parabolicznej powieści Tadeusza Nowaka. Ze
swej natury - wieloznacznej. Nie chcę też rozstrzygać, która z
tych interpretacji jest prawdziwa czy nawet - która jest w pełni
uzasadniona. Jeszcze jedną z nich wymieńmy! Można bowiem także
próbować wyjaśnić przesłanie tej powieści jako wyraz myśli,
uczuć i dążeń dorastających - w ćwierć wieku niemal po
zakończeniu wojny - nowych pokoleń, młodych ludzi, dla których
tamte czasy są już tylko groźną przeszłością ich rodziców czy
dziadków. Tych młodych, co to wołają, że trzeba: "uprawiać
miłość, a nie wojnę"! - W kręgu takich doświadczeń i
wyobrażeń różnica między katem a ofiarą może się zatrzeć:
ofiara też staje się katem i - odwrotnie. Jeśli w ogóle zabijał,
a Piotr - zabijał! Nie chcę - powtarzam - próbować jednoznacznej
interpretacji tej wieloznacznej powieści-paraboli. Niech pozostaną
te (i inne, być może) propozycje wyjaśnienia jej przesłania jako
równie prawdopodobne. W każdym jednak razie stwierdzić trzeba, że
plan realistyczny powieści pt. "A jak królem, a jak katem
będziesz" służy jej wymowie metaforycznej. Oto Niemcy jakby
odsunięci zostali od wsi Piotra. Partyzanci-"Jędrusie"
panują w niej niepodzielnie i jawnie przeprowadzają swe zbiórki
oraz ćwiczenia. A jeśli nawet pojawiają się w powieści niemieccy
żołnierze (np. podczas weselnej podróży Piotra do kościoła), to
są oni dziwnie głupkowaci i dobroduszni. Nie spotkała tej wsi
powieściowej pacyfikacja. za wspieranie polskiej partyzantki. Bogu
dzięki! Ale i nie słychać o tym w pobliżu. Ani o wielkich
obławach niemieckich przeciw partyzantom. Tak jak było w
rzeczywistości. To nie znaczy, że okrucieństwo okupacji zostało w
powieści złagodzone. Nie, ono tylko zostało pozbawione masowego i
totalnego wymiaru - jakby zostało zindywidualizowane. Niemcy
zabijają poszczególnych uczestników ruchu oporu, a "Jędrusie"
rewanżują się zabijaniem konfidentów, granatowych policjantów
czy nawet żandarmów. Zostało to sprowadzone w powieści jakby do
wymiarów pojedynku. Oczywiście - upraszczam trochę sprawę, bo
jest tu mowa o masowej eksterminacji żydowskiego getta w pobliskim
miasteczku, ale o tym się tylko mówi. Generalnie ta zasada
niby-pojedynku jest utrzymana w powieści. Ma to oczywiście niewiele
wspólnego z rzeczywistością historyczną - z działaniem totalnego
i bezosobowego, niezwykle precyzyjnego i sprawnego mechanizmu,
służącego masowemu zabijaniu, czym w rzeczywistości był
hitleryzm. Jednak właśnie to opisane wyżej przesunięcie akcentów
umożliwiło skonstruowanie przypowieści o Ablu, który czuje się
naznaczony Kainowym piętnem, bo się nie pozwolił zabić, sam
zabijając.
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia sprawa opozycji pojęć i postaw:
król - kat, na której zbudowana została cała powieść. Otóż
sądzę, że wywodzi się ona także z folkloru, a konkretnie z
pewnej pieśni ludowej, o której tak mówi się m.in. w "Słowniku
folkloru polskiego": "Krakowianka, król, kat - szeroko
znana, zwłaszcza w Polsce środkowej, pieśń zaczynająca się
wierszem "Zaszumiała leszczyna" lub "Zaszumiała
dąbrowa", prawi o pięknej dziewczynie, zwykle krakowiance,
w której zakochał się król (pan). Odtrącony przez nią, bez
podania motywów lub dlatego, że - jak w wariancie śląskim - kocha
ona kogoś innego, król wzywa kata i każe oporną uśmiercić. Kat
z kolei oświadcza się jej z gotowością małżeństwa; spotkawszy
się z odmową, ścina ją. Duszę jej aniołowie unoszą do nieba,
sławiąc spotykające ją szczęście" ("Słownik folkloru
polskiego", s. 187). Tyle ze "Słownika folkloru
polskiego". Ja sam natomiast pamiętam tę pieśń z okresu mego
dzieciństwa, spędzonego na pograniczu ziemi dobrzyńskiej i
chełmińskiej. Oto cytowana z pamięci zwrotka, w której
krakowianka odmówiwszy uprzednio swej ręki królowi, odmawia także
i katowi:
Nie
chciałam być królową,
A tym bardziej katową.
Ach, ścinaj, kacie, moją białą szyję,
Niech
ja już więcej nie żyję.
W
powieści Tadeusza Nowaka motyw ten - króla i kata - stał się
zasadą świata tej powieści. Skupił się on w osobie samego
bohatera, który urodził się na wiejskiego "króla", bo i
urodziwy, i silny, i robotny, i chytry (w sensie: mądry, przebiegły,
tak o nim mówią), a tu okoliczności historyczne - niezawinione,
zewnętrzne - zmusiły go, by został katem. Z wytrwałością i
precyzją właściwą epoce myślenia strukturalistycznego motyw
król-kat został rozciągnięty na całą powieść. Żona Piotra
byłaby królową, a grozi jej - tak jak w owej pieśni ludowej -
kondycja katowej. Jego syn powinien urodzić się królewiczem, a
tymczasem zanosi się na to, że będzie to katowskie dziecko. I tak
dalej. Wraz z motywem króla pojawia się motyw jabłka. Jest to
jabłko królewskie. Ale i jabłko rajskie jednocześnie. W tę
przypowieść o królu i kacie - zręcznie rozciągniętą na całą
powieść i stanowiącą jej zasadniczy zrąb - wkomponowane zostało
takie przesłanie utworu, o czym pisałem obszernie wyżej.
Ale ona to także - ta niezwykle staranna i konsekwentnie prowadzona
parabola o królu i kacie - przenosi świat powieściowy tej książki
w całkiem inny wymiar rzeczywistości. Bo niby na pozór jest to
rzeczywistość historyczna: obyczajowość wsi przedwojennej, Witos,
Rydz-Śmigły, wspomnienia starych ludzi o dawnych czasach
cesarsko-królewskich, dom ludowy, kościół zbudowany ze składek
emigrantów do Ameryki, później kampania wrześniowa, okupacja,
partyzantka, wyzwolenie... Niby to wszystko tu jest! Ale - w
rzeczywistości plan realistyczny powieści to tylko jakby zewnętrzna
dekoracja. Tak naprawdę - trwa w tej powieści czas mityczny, czas,
który - wbrew samej naturze czasu - stoi w miejscu. Na każdej
stronie powieści Nowaka odnajdujemy wspomnianą ponadczasową
rzeczywistość. Wywodzi się ona z trzech źródeł: Pierwszym są
odwieczne obrzędy, zwyczaje, pojęcia, sposoby zachowań skamieniałe
w tradycyjnej kulturze wiejskiej, a sięgające korzeniami zapewne
słowiańskości przedhistorycznej. Drugim źródłem, równie
oczywistym, jest świat pojęć i wyobrażeń biblijnych i
religijnych, także od tysiąca niemal lat obecny w kulturze polskiej
wsi, i także ponadczasowy. I jeszcze trzecia rzeczywistość, też
ponadczasowa i historycznie niezmienna, bierze udział w kreowaniu
świata tej powieści: przyroda. W tekście wygląda to wszystko tak
oto, na przykładzie sceny erotycznej między Piotrem a Heleną
rozegranej: "Ręce moje zeszły na jej piersi. Drgnęła, jakby
ktoś niewidoczny spłoszył nagle obok nas równie niewidoczne stado
ptaków. Ale nie odsunęła się ode mnie. Zaczęła tylko coś
pospiesznie mówić. Nie rozumiałem ani słowa z tego. Jakoż ona
raczej śpiewała nie znany mi psalm czy też godzinki przed
jutrznią. A jeśli już mówiła, przypominało to pacierz lub
litanię! W każdym razie wydawało mi się, że musi to być coś
kościelnego, bo mnie też chciało się modlić. I zaiste miałem
ochotę upaść na kolana i podziękować tej utajonej przed nami
sile przepływającej przez wszystkie rodny, przez wszystkie wody, że
mi postawiła tę dziewczynę na drodze i żem się z nią spiknął
i słowem, i ciałem. I że nie byłem wtedy jak ten zwierz
wpuszczony w jagody i w leśną pasiekę. I łapy moje szły po jej
ciele statecznie. I była w nich mądrość wszystkich moich przodków
oswajających dzikie zwierzęta i dzikie zboża, i dziki ogień, i
najdziksze z nich - żelazo". Mógłbym cytować dalej, gdyby
nie wzgląd na obszerność tego omówienia. Więc tylko przypomnę,
że jest to - według pojęć i kryteriów obowiązujących w
powieści realistycznej - fragment sceny erotycznej! A oto przekorna
kwestia dziewczyny z tejże sceny miłosnej: "Raj zielony.
Drabinka przy raju, Piotruś stoi przy niej. Piotruś chce do raju.
Piotruś chce się napić. A tam woda żywa. A tam jabłka żywe.
Raj, zielony raj. Drabinka przy raju. Piotruś wchodzi po niej.
Piotruś wchodzi w raj. Piotruś pije w raju. Z raju po drabince, po
zorzy, po błoniu wyzłocone jabłko serdecznie się toczy".
Myślę, że starczy tych przykładów na udowodnienie tezy, że -
wbrew wszelkim pozorom - świat tej powieści nie za wiele ma
wspólnego ze światem rzeczywistości historycznej. I w takim to
świecie zostało sformułowane przesłanie powieści! Jednak i ono
także podlega interpretacji historycznej, co już zostało w tym
omówieniu uczynione. Dodajmy jeszcze trochę informacji o tym
niezwykłym świecie. Obowiązuje w nim prawo magii. Jeśli matka
ubrała osobiście Piotra na wojnę, to nie mógł on zginąć. To
jest dobra, biała magia! Ale jeśli Piotr strzelając do drzewa
osiki (a wiadomo, że w folklorze osika to drzewo złe, drzewo
Judaszowe) wyrzeźbił kulami twarz swojego przyjaciela i rywala
zarazem - Stacha, to już wydał wyrok na niego. Niemiecki czołg
jakby tylko dokonał formalności. I tak dalej.
Można by jeszcze długo pisać o tym niezwykłym świecie w powieści
Tadeusza Nowaka, opisując jego rozmaite piękności i różnorakie
osobliwości, ale czas kończyć to omówienie. Więc może
powiedzmy, zamiast podsumowania, tak: Świat przedstawiony w powieści
Tadeusza Nowaka zmusza do użycia skrajnych określeń i aż prosi o
użycie tak rzadko stosowanego terminu: "samoswój"! Nie
jest on bowiem identyczny z jakąkolwiek inną rzeczywistością,
nawet - do żadnej z nich podobny. Żadnej też nie próbuje
naśladować ani udawać. Jest sobie tylko właściwy, a zawiera
mieszaninę rzeczywistości bardzo różnych, odległych od siebie i
często - sprzecznych ze sobą. Jest to, mówiąc skrótem, świat
poezji. Próbowaliśmy w tym szkicu interpretować i oceniać świat
przedstawiony w powieści Tadeusza Nowaka za pomocą kryteriów
racjonalistycznych i historycznych, no bo inaczej pisać omówienia
krytycznoliterackiego nie sposób. Ale - przyznajmy: Być może z
perspektywy rzeczywistości archetypu Abel powinien być pokorną
ofiarą, a Kain ma prawo do zbrodni i okrucieństwa. Natomiast jeśli
złamie odwieczny porządek i sam naznaczy się - choćby w obronie
własnej - Kainowym piętnem, to wówczas, by ratować swą
przyrodzoną niewinność, musi zrzucić wszelką winę i
odpowiedzialność na NIEGO. Tak jak to się dzieje we fragmencie
powieści, którego przytoczeniem rozpoczęliśmy to omówienie.