GROMADA
Dla Aleka, który pilnował pieska, żebym mogła pisać.
I dla Bree, która wygrała w ustalaniu1 książki.
Część I
„Pachnę dziką bestią – tak jak wiatr, gdy nadchodzi” – George McDonald „ Chłopiec Dnia i Nocna Dziewczyna”.
POSZUKIWANIE
Odeszłam bez patrzenia za siebie. To nie było łatwe, ale konieczne, żeby opuścić tych, którzy są oblegani i kochani przez nas, żeby zdobyć pomoc dla Salvation. Ta decyzja zraniła też moje serce – mina mojej zastępczej matki będzie mnie prześladować, taka zraniona i odważna, starsza niż mi się wydawało, kobieta potrafiąca pozostać jednocześnie silna i zasadnicza. Połyskiwała jak obietnica nadziei, której mój ogień nie potrzebował by migać i wypalić się zanim miałam szansę by żyć. Kiedyś myślałam, że starość to 25 lat, ale czas spędzony w Salvation zmienił moje percepcje2. Teraz to dziwne wyobrazić sobie, że mogę nie wstępować w środek życia. W ciemnościach chodziłam szybciej, mój wzrok był ostrzejszy dla dzikich żerujących ponad naszym obwodem3. Za nami słyszałam ich wyzywające piszczenie skierowane do mężczyzn pilnujących murów. Strzelby wystrzeliły kiedy pędzili, ale nie mogłam się odwrócić nieważne jak bardzo chciałam. Mój kurs wyznaczała lina cienia namalowana na bezcennej mapie zabezpieczonej lekką folią w mojej torbie. Zanim wyruszyliśmy oglądałam ją w pełnym skupieniu zapamiętując każdy skręt i zwrot drogi, każdą wiadomość napisaną ręcznie przez Longshota o dobrym polowaniu czy świeżej wodzie. Dwa dni do Soldier’s Pond4 dwa na powrót, kiedy już zbierzemy potrzebne wzmocnienia5. Kropka na pergaminie reprezentowała najlepsza nadzieję na ratunek dla ludzi, którzy nauczyli mnie życia, w którym może być coś więcej niż zabijanie i polowanie. Mama Oaks. Edmund. Nie mogłam sobie pozwolić na myślenie o nich albo się jąkam6. Zamiast tego stąpałam cicho i ostrożnie, nasłuchując Dzikich za nami. Zerkając przez ramię wracała mi nadzieja, że Cień wciąż jest po mojej stronie. Tegan i Stalker szli po swoich bokach, ona z jej krzywym chodem i niezachwianą lojalnością, on z jego zakrzywionymi nożami w rękach i oczami wpatrzonymi w horyzont, uważam, że nie widzi tego co leży przed nim tak dobrze jak ja. To przyszło z byciem nocną dziewczyną. Odruchowo poprawiłam moją torbę obciążoną ciężarem książki, która podróżuje z nami odkąd zabraliśmy ją z ruin. Może jej nie potrzebuje, ale stała się ona moim talizmanem, tak jak poszarpana karta do gry schowana w ukrytej kieszeni w mojej koszulce. Edmund wyjaśnił mi, że mój talizman z dołu to jedna z pięćdziesięciu dwóch części talii i to niska karta. Wydaje się, że pasuje i to sprawiało, że byłam upokorzona7.
- Widzisz coś? – spytała Tegan.
- Tylko jakieś zwierzęta żerujące nocą. Wróg jest za nami.
- Wiem – odpowiedziała cicho.
Trawa łamała się pod naszymi stopami, padała obfita mżawka ze spadających zbyt wcześnie liści. Był to czas zmian, kiedy to wszystkie zmieniają kolory i spadają z gałęzi, ale zawsze było kilka by trzeszczeć, gdy szliśmy. Biegliśmy przez noc z drobnymi przerwami na odpoczynek i wodę , kiedy sprawdzałam mapę światło księżyca świecącego nad moją głową padało na nią. Po jakimś czasie słońce wyczołgało się zza horyzontu tworząc delikatne spirale na róży i bursztynie, byłam wyczerpana i zdegustowana swoimi słabościami. Na dole Cień i ja biegaliśmy szybciej, groźniejszymi trasami, ale musieliśmy dostosować się do Tegan i jej zamaszystego kroku. Troska dziewczyny była z całego serca, ale jej noga nie mogła utrzymywać się bez końca w tym samym miejscu a reszta nas ruszała, ona jęczała teraz, z bólem w kącikach jej ust. Jednakże nie popełniłam tego błędu wspominając o tym na głos.
- Czas rozbić obóz – zasygnalizowałam Stalkerowi by przeszukał teren, widać było jak bardzo się zmienił, gdy nie wzdrygnął się po wydaniu rozkazu, tylko rozpoczął to o co go poprosiłam. Kiedy już rozłożyłam swoje koce Cień zapytał:
- Bez ognia?
Potrząsnęłam głową.
- Niedługo wzejdzie słońce. Nie będziemy go potrzebować.
- Wyczujemy ich zbliżających się, jeśli którykolwiek z nich podejdzie zbyt blisko – dodała Tegan. Pokiwałam głową. To przypomina mi okropny czas, kiedy wędrowaliśmy po pustkowiu mając jedynie opowieści przekazane przez rodziciela Cienia. Przynajmniej teraz mamy mapy i drogę do podążania. Właściwie to nie nazwałabym tego drogą, ale zauważyłam słabe line, gdzie wóz Longshota i innych, byłam tego pewna, jechał tam i z powrotem wystarczająco by mnie uratować, wciąż wskazywałam odpowiedni kurs. Kiedy rozdawałam mięso, chleb i ser, które dała Mama Oaks wrócił Stalker.
- Główny obszar jest czysty. Ale nie podoba mi się zapach nadciągający ze wschodu.
- Jesteśmy śledzeni? – zapytałam.
Jadłam w oszczędny sposób, wystarczająco by dać radę dalej iść, ale by nie mieć problemów z odpoczynkiem o pełnym brzuchu. Reszta robiła to samo, doświadczenie balansując między potrzebą pozostania silnym a mądrym zachowywaniem naszych zasobów. Po dzisiejszym wieczorze mięsa nie będzie, ale chleb i ser powinny wystarczyć do końca naszej podróży. Stalker poważnie pokiwał głową:
- Powinniśmy spodziewać się ataku podczas snu… i mieć nadzieję, że nie będzie ich więcej niż możemy znieść. Zaklęłam cicho, najgorszym słowem jakiego nauczyłam się podczas letnich patroli.
- Mam nadzieję, że nie zauważyli nas wychodzących z tunelu.
- Nie sądzę, że widzieli – wtrącił Cień. Tutaj bardziej przypominał dawnego siebie, cichego i czujnego, nie zrozpaczonego. – Podejrzewam, że oni mogą wyczuć nas tak łatwo jak my ich. Oczywiście. Gdy tylko to powiedział przypomniałam sobie i zauważyłam prawdę. Dzicy nie musieli widzieć nas wyłaniających się; w minucie , w której weszliśmy pod wiatr wkroczyliśmy na ich terytorium. Jak drapieżnik zauważyli intruzów i podjęli kroki, aby usunąć zagrożenie. Jeśli mamy szczęście jest to tylko mały oddział myśliwych, a nie znacząca część gromady. Pomyślałam, że mogłoby to pomóc Salvation, jeśli duża liczba będzie nas ścigać, moglibyśmy odwieść ich daleko w kierunku Soldier’s Pond. Tamtejsi osadnicy nie podziękują nam za to, ale mogliby nie uwierzyć, że zagrożenie jest naprawdę szybsze.
- Jak to możliwe? – zażądała odpowiedzi Tegan, wyglądając na urażoną.
- To zwierzęta – odpowiedział Stalker. – tak jak wilk mają zaostrzone zmysły i zauważają wszystko co nie dorównuje smrodowi Dzikich.
- To właśnie dlatego byłam w stanie… - ugryzłam się w język za nim dokończyłam: uratować Cienia, bo wiedziałam, że to byłoby dla niego trudne. Jeszcze za wcześnie. W głębi siebie chciałam by docenił co dla niego zrobiłam, co dla niego zaryzykowałam, ponieważ nie było żadnego limitu na to jak daleko zajdę dla mojego boy’a8. Ale jego czarne oczy zabłysły, domyślił się, nawet, gdy nie powiedziałam tego na głos. Z łamiącym się sercem patrzyłam jak odwraca się by rozwinąć swoje posłanie z przesadną dbałością.
- Zrobić co? – zapytała Tegan.
Stalker odpowiedział za mnie z niespodziewanym taktem:
- Zakraść się koło kilku Dzikich. Natrzeć się i jej części krwią i jeszcze gorszymi rzeczami dopóki nie zaczęła śmierdzieć. Nie zauważyli jej, większość z nich musiała spać.
Kilku to bardzo delikatnie powiedziane. To był pierwszy znak GROMADY wystarczająco dużej by wyrżnąć wszystkich w Salvation, a potem zmieść dalsze, plądrować każdą ostałą osadę. Wspomnienia mnie omiotły, Dzicy: okropni i zdumiewający w swojej liczbie i uzbrojeni w ogień, który ukradli naszemu bastionowi. Obeszłam mój wewnętrzny alarm, wiedząc że nie wyjdzie to na dobre mieszkańcom miasta jeśli spanikuję.
- To bardzo pomysłowe – powiedziała stanowczo Tegan. – i wstrętne – podniosła głowę w zamyśleniu – Czy to znaczy, że oni nie widzą bardzo dobrze?
- Nie mam pojęcia. – Najlepsza znajomość rzeczy, nikt nigdy nie studiował Dzikich. Zamiast tego każdy kto znalazł się zbyt blisko wolał się ich pozbyć. Z oczywistych powodów.
- Chciałabym się tego dowiedzieć – wyszeptała.
Kiedy życzyłam Tegan szczęścia w poszukiwaniu wiedzy wolałam ich zabijać.
- Było ciemno… i jak powiedział większość spała. Nie liczyłabym na to że mają ograniczony wzrok. Stalker usiadł naprzeciw mnie i układając się wpatrywał się we mnie lodowato. Pocałunek, który mi dał zeszłej nocy czułam jak ciężar, jeden, który chciałam zastąpić by móc być godną Cienia, który nienawidził by tego jeszcze bardziej, gdybym mu powiedziała, że całowałam Stalkera swobodnie, żeby go zmusić, żeby wrócił do Salvation by ich ostrzec, gdybym nie wróciła z Cieniem. W każdym bądź razie mieliśmy ważniejsze rzeczy do martwienia się, więc odłożyłam te sprawy na bok. Stalker powiedział:
- Obejmę pierwszą wartę.
-Drugą – wyszeptałam.
Reszta wzięła trzecią i czwartą odpowiednio, by zagwarantować nam wszystkim przyzwoitą ilość snu. Cień oddał swój zegarek Stalkerowi by było mu łatwiej sprawdzić kiedy miną dwie godziny; kiedy Cień i Tegan przestali kłócić się ze Stalkerem, który chciał pilnować obozowiska sam oboje zaledwie zwinęli swoje koce a słońce zaczęło wznosić się wyżej. Byłam zmęczona, więc odpuściłam natychmiast i śniłam o płonącym Salvation, szlochającej Mamie Oaks i Jedwabnej, przywódczyni Łowców na dole, krzyczącej na mnie za to, że jestem Reproduktorką a nie Łowczynią. Obudziło mnie szarpnięcie, zwinęłam koce, włożyłam okulary przeciwsłoneczne i położyłam się mrużąc oczy na niebieskie niebo poprzecinane białymi smugami. Chmurami, bo tak się rzeczywiście nazywały. Ponoć to z nich pochodził deszcz. Nie zdając sobie sprawy z tego, że tylko ja nie śpię zaczęłam się zastanawiać na głos:
- Ze wszystkich ludzi w Enklawie, dlaczego nie mogłam zatrzymać Naparstka? Albo Kamienia?
Moi przyjaciele z Enklawy może i nie utrzymywali mnie na nogach podczas długiej wędrówki, ale miałam o nich wspomnienia. Naparstek robiła dla nas rzeczy nawet przed zostaniem Robotnicą, kiedy to Kamień nas ochraniał. Chciałabym śnić o nich zamiast o Jedwabnej, która wywoływała strach w każdym pod jej rozkazami.
-Nie wiem – odpowiedział Stalker. – Ale myślę o jednym młodym cały czas. Wszędzie za mną chodził. Ale nie miał serca by przejąć moc. Umarł młodo.
- Jak miał na imię?
-Rule9 – odpowiedział. – Bo zawsze za nimi podążał.
Wyglądało na to, że Wilcza tradycja nadawania imienia różniła się od naszej, widocznie skupiali się na cesze osoby, a nie na darach. Powiedziałam to na głos, a Stalker pokiwał głową.
- Przywódca nazywał nasze szczeniaki. Po ośmiu zimach zdobywaliśmy nasze imiona.
- Jak? – wychodzi na to, że mają inne tradycje niż łapanie intruzów i wykradanie dziewczyn innym gangom, ale jego twarz wyostrzyła się, nie chciał o tym rozmawiać, więc dodałam:
- Nie ważne. Powinieneś odpocząć.
- Dzięki. Było cicho cały czas – oddał mi zegarek Cienia i owinął się kocami. Usiadłam po turecku jako wartownik kiedy inni spali. Kiedy zeszłam do pozycji leżącej zaczęłam się przyglądać Cieniowi, miałoby to większe znaczenie, gdybym mogła pogłaskać jego włosy i pocałować usta. Ból tego wspomnienia obudził się we mnie, gwałtowny jak ulewa, grzmiący w moim sercu. Odwróciłam się od jego zakręconych półksiężycowych brwi i łagodnej krzywiźnie ust. Te godziny minęły tylko w cichym śpiewaniu ptaków i skrobaniu małych zwierząt w zaroślach. Wybraliśmy zacienione miejsce pomiędzy drzewami, gdzie trawa była miękka i światło przedostawało się między liściastym sufitem, pokrywało zielonymi cętkami. Znowu chciało mi się spać, gdy budziłam Cienia, ale byłam na tyle uważna, żeby nie wstrząsać nim. Uklęknęłam przed nim i wyszeptałam mu do ucha:
- Twoja warta.
Natychmiast się obudził, z jedną ręką na nożu:
- Cokolwiek?
- Żadnych kłopotów.
- Uważam, że Stalker ma rację. Polują na nas.
- Wiem.
Żerowałam wystarczająco często, żeby rozpoznawać to kłujące uczucie, kiedy to wróg jest blisko. Niestety, dopóki wiatr będzie wiał w ten sposób, dopóty nie będziemy mogli wyczuć jak daleko są Dzicy. Odpoczywamy, dopóki możemy, bo potem będziemy musieli cisnąć dalej. Walki nie były na szczycie naszych priorytetów, naszą misją było zwołanie pomocy i nie mogłam rozważać ceny porażki. Jeśli będzie to konieczne podejmiemy wymijającą akcję i staniemy na czele Solider’s Pond bardzo szybko.
- Nie podobają mi się nasze szanse – powiedział Cień.
- Na przetrwanie biegu czy zdobycia pomocy?
Wzruszył ramionami niechętny do wypowiadania na głos swoich wątpliwości. Umyślnie usiadłam koło niego. Położyłam swoją rękę na trawie obok jego dłoni. Wiedział – musiał wiedzieć – że jeśli sprawy wyglądałyby inaczej splotłabym moje palce z jego. Ale on tego nie chciał, nie mógł tego znieść. Odczytałam świadomość mojego gestu w jego zmienionej postawie. Cień rozprostował palce obok moich i przez kilka sekund czułam każde źdźbło trawy na mojej dłoni, jeśli były one koniuszkami jego palców.
- Mam nadzieję, że udowodnię swoją użyteczność – powiedział.
- Jesteś tu. To wystarczy.
Zawahałam się i zdecydowałam, że może niebyt lepszego momentu i nie mogłabym iść dalej bez powiedzenia mu. Uspokoiłam się i powiedziałam mu co mnie gnębi w pożegnalnym pocałunku, który dałam Stalkerowi w lesie i o tym, którym mnie zaskoczył noc wcześniej i o tym jak te momenty są sprzeczne z obietnicą, którą złożyłam Cieniowi odnośnie prawa do wyłącznego całowania. Czułam się jakbym zburzyła jego zaufanie, ale nie żałowałam, że bezpiecznie sprowadziłam go zpowrotem. Jego wyraz twarzy był jednakowy, jego oczy pociemniały, gdy mówiłam o nocnym pocałunku.
- Nie rozumiem, dlaczego mi o tym mówisz. Możesz robić co ci się podoba. Jak powiedziałem, my nie jesteśmy… - zamilkł i wzruszył ramionami jakbym wiedziałam o co mu chodzi. Gorzej, wiedziałam. Mówił o zakończeniu wszystkiego co razem przeszliśmy, ale jeśli Cień myślał, że możemy wrócić do bycia Łowcami-partnerami, tak jak na dole, zanim zrozumiałam uczucia i to jak trzymał moje serce na dłoni bez dotykania mnie, to był w całkowitym błędzie. Zacisnęłam zęby wobec mojego natłoku złych słów. Pomyślałam, że Tegan doradziła mi cierpliwość, kiedy jest ciężko. Uderzył w bolesny ton:
- Nie ważne co zrobiłaś by sprowadzić mnie spowrotem. W tedy było już za późno.
-Nie jest –powiedziałam. – I nie pozwolę, żeby było. Ale zasługujesz na całkowitą szczerość. To co stało się ze Stalkerem nie było czymś, o co prosiłam, ale zrobiłabym dla ciebie wszystko.
- Niektórych rzeczy – wyszeptał – nie powinnaś.
Nie zapytałam czy chodzi mu o jego uratowanie czy o układ ze Stalkerem z zawiłymi pocałunkami. Nie mogłam oprzeć się naciśnięciu jeszcze troszeczkę:
- Nie będzie ci przeszkadzać jeśli znajdę sobie kogoś innego?
Jego szczęka zacisnęła się i zobaczyłam jak mięsień mu zadrgał zanim to opanował:
- Myślałem, że mówiłaś, że będziesz o mnie walczyć.
- A ty powiedziałeś, że już za późno – dałam mu słaby uśmiech wraz z zegarkiem. – A więc to dobrze, że nie mam w zwyczaju cię słuchać. Miękkie westchnienie ulgi uleciało z niego zanim zdążył się powstrzymać. To było całe potwierdzenie jakiego potrzebowałam. Przynajmniej w tym zakresie, nie mogłam wziąć słów Cienia za dobrą walutę. Jego usta wypowiadały słowa, z którymi serce się nie zgadzało, na zewnątrz: ból i jeszcze mroczniejsze uczucia, które prawdopodobnie przecięłyby mnie na pół. Po raz ostatni posłuchałam rady Tegan, żeby nie naciskać go zbyt mocno, więc przesunęłam się spowrotem w moje koce, bez dalszej dyskusji. Nie odwróciłam się kiedy sunęłam w śnie. Niech na mnie spojrzy, jeśli chce. Miałam nadzieję, że to zrobił i, że poczuł choć ułamek tego co zrobiłam. To mogłoby sprawić, że wróci do mnie szybciej. W tym desperackim biegu, biegłam ślepo i mając nadzieję, że zakończy się on z Cieniem u mego boku. Kiedy się obudziłam świat był niewyraźnym kłębowiskiem żółtych zębów.