Raport MAK nas rozczarował
Nasz Dziennik, 2011-01-14
Z
senator Alicją Zając, wdową po senatorze Stanisławie Zającu,
który 10 kwietnia ub. roku zginął w katastrofie rządowego
samolotu pod Smoleńskiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Z
raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i informacji, jakie
poszły w świat, wynika, że polscy piloci to samobójcy, a gen.
Andrzej Błasik był pod wpływem alkoholu.
-
Rosjanie traktują nas z góry. Teraz mogę to tylko powtórzyć,
dodając, że traktują nas źle. Rodzina i przyjaciele, ale też
chyba wszyscy Polacy, którym na sercu leży dobro Ojczyzny, po
raporcie MAK odczuwają niesmak i przygnębienie. Jednakże takiego
raportu można się było spodziewać, bo na to pozwolił poprzez
oddanie śledztwa w ręce rosyjskie polski rząd z premierem Tuskiem,
ministrem Millerem i innymi osobami odpowiedzialnymi za dogłębne
wyjaśnienie faktycznych przyczyn katastrofy rządowego tupolewa.
Polski rząd nie zadbał również o to, żeby na przyszłość
obronić godność i dobre imię wszystkich pasażerów i załogi
tego samolotu. Z przykrością muszę powiedzieć, że spośród
sprawujących władzę w państwie polskim nie było osób, które
stanęłyby na wysokości zadania i wypełniły chociaż minimum
obowiązków, jakie na siebie przyjęli, obejmując konstytucyjnie
urzędy premiera czy członków rządu.
Powinni
za to ponieść odpowiedzialność?
-
Za chaos w przygotowaniu wizyty prezydenta i towarzyszących mu osób
i nonszalancję w traktowaniu sytuacji, jaka się wydarzyła 10
kwietnia i jaka trwała przez kolejne miesiące aż do dziś, ktoś
musi ponieść odpowiedzialność. Bez rzetelnego podsumowania i
prawnej oceny winnych zaniedbań te sprawy będą się za nami
ciągnęły w nieskończoność.
Czy
patrząc na raport MAK, nie odnosi Pani wrażenia, że 9 miesięcy od
katastrofy zostało zmarnowane?
-
Jako rodziny daliśmy odpowiedzialnym instytucjom szanse wyjaśnienia
tej sprawy. Tymczasem nie wydarzyło się nic, co przybliżyłoby nas
do wyjaśnienia przyczyn i okoliczności tego, co się wydarzyło 10
kwietnia ub. roku. Zwodziła nas zarówno strona polska, jak i
rosyjska, a raport MAK ogromnie nas rozczarował, chociażby w
kwestii oceny gen. Błasika, którego poznałam osobiście, podobnie
jak wiele innych osób, które leciały tym samolotem. Łączę się
z rodziną pana gen. Błasika, a to, co zrobili Rosjanie, uważam za
jeden wielki skandal w kategoriach, których nawet nie potrafię
nazwać. Rosjanom zabrakło nie tylko umiejętności dyplomacji,
która powinna być w tym wypadku na najwyższym poziomie, ale
zabrakło zwyczajnie ludzkiego podejścia do sprawy. Mamy zatem do
czynienia nie tylko z brakiem dyplomacji, ale również z brakiem
poszanowania naszych bliskich ofiar. Jako rodziny wielokrotnie
powtarzaliśmy, że chcemy zachować pamięć i szacunek do naszych
zmarłych. Na pokładzie znajdowały się wspaniałe, wartościowe
osoby, łącznie z załogą samolotu, i dzisiaj przedstawianie w ten
sposób raportu nie tylko obraża nas, Polaków, ale w sposób
nieuprawniony rzuca cień na cały nasz kraj. My nie mamy nic do
społeczeństwa rosyjskiego, ale chcemy, żeby nasza władza
odpowiednio zareagowała, broniąc dobrego imienia Polski i
Polaków.
Jak
odebrała Pani upublicznienie przez Rosjan taśmy z nagraniem głosów
załogi?
-
Mimo upływu czasu wciąż przeżywamy śmierć naszych bliskich,
zastanawiamy się gdzieś podświadomie, jakie były ostanie chwile
ich życia. Dlatego pytam, czy prezentując raport rosyjskiego MAK,
nie można nam było tego oszczędzić. Czy media, powtarzając w
nieskończoność animacje i moment katastrofy z odgłosami z kabiny,
mają prawo narażać nas powtórnie na ból?! A może ważniejsza
jest sensacja i zrobienie wrażenia na widzach? Szkoda, że zabrakło
taktu i ludzkiego spojrzenia na to wszystko, a dominuje
arogancja.
Sądzi
Pani, że prawda o tragedii smoleńskiej wyjdzie w końcu na jaw?
-
Jestem tego pewna. Nie wiem natomiast, kiedy to nastąpi. Skoro
zawodzi polski rząd z organami do tego powołanymi, to mam nadzieję,
że na wysokości zadania stanie parlamentarny zespół ds.
katastrofy smoleńskiej. Mam nadzieję, że wszystkie rodzące się
inicjatywy społeczne, w tym również Stowarzyszenie im. Senatora
Stanisława Zająca - mojego męża, pomogą w wyjaśnieniu, a przede
wszystkim wpłyną na przyspieszenie prac związanych z wyjaśnieniem
okoliczności i przyczyn tego, co wydarzyło się w Smoleńsku 10
kwietnia 2010 roku. Raport MAK wcale nie przybliżył nas do prawdy,
wręcz przeciwnie - wywołał niesmak, żal i troskę o najbliższą
przyszłość. Mam nadzieję, że jeżeli nie ja, to moje dzieci
doczekają się wyjaśnienia prawdy o tym, co wydarzyło się w
Smoleńsku. Liczę też, że nigdy więcej nie powtórzy się
sytuacja, kiedy w chwili ogłaszania raportu MAK premier polskiego
rządu przebywa na nartach za granicą, a na pytanie, czy nie
powinien być w tym czasie w kraju, na posterunku, rzecznik rządu
odpowiada: "po co...?". Jeżeli w sytuacji kryzysowej, bo w
takiej po ogłoszeniu raportu MAK znalazła się Polska, premier Tusk
chce jeździć na nartach czy grać w piłkę, to niech złoży
rezygnację z pełnionego urzędu, a jeżeli nadal chce być
premierem państwa, to niech zabierze się do rzetelnej pracy, nie w
interesie własnej opcji, ale dla Polski.
Premier
wyczerpał, Pani zdaniem, możliwości swoich działań w wyjaśnianiu
okoliczności katastrofy?
-
Pan premier Tusk, stawiając Polskę w roli petenta w śledztwie, dał
wyraz małej troski o nasze narodowe interesy. Nie może być tak, że
śledztwo w sprawie katastrofy, w której zginęli prezydent kraju
członkowskiego UE i elita władzy, znalazło się poza polskim
nadzorem. Dotychczas nie mamy też dowodów: oryginału zapisu
czarnych skrzynek, zapisu rozmów kontrolerów smoleńskich z Moskwą
czy chociażby szczątków samolotu. Na takie traktowanie nie
pozwoliłby sobie żaden szanujący się kraj na świecie. W tej
sytuacji uważam, że włączenie do śledztwa międzynarodowych
organizacji i ekspertów jest konieczne. Na razie wygląda na to, że
to bardziej rodzinom smoleńskim zależy na dojściu do prawdy niż
polskiemu rządowi. Smutne to, ale niestety prawdziwe.
Dziękuję
za rozmowę.