KARDYNAŁ STEFAN WYSZYŃSKI wersja skrócona

KARDYNAŁ STEFAN WYSZYŃSKI

PRYMAS TYSIĄCLECIA


Drogie koleżanki i drodzy koledzy,

to do Was zwracam się w pierwszej kolejności, to do Was przede wszystkim kieruję moje przemówienie, bo to Wam najbardziej, z całego serca, chciałbym przybliżyć postać kardynała Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski i Prymasa Tysiąclecia.

Każdy z Was dobrze zna to nazwisko. Jest to przecież patron naszej szkoły. Każdy z Was potrafi kilkoma słowami powiedzieć KIM BYŁ Stefan Wyszyński. Każdy z Was wie, że urodził się i swoje dzieciństwo spędził właśnie tutaj, na tej ziemi, na pograniczu Podlasia i Mazowsza. Każdy z Was choć raz stanął nad grobem jego matki na naszym parafialnym cmentarzu. Jednak czy tyle wystarczy? Czy możemy uczciwie powiedzieć, że znamy kardynała Stefana Wyszyńskiego? Że jego osoba jest nam bliska?

Pragnę dzisiaj Wam wszystkim powiedzieć, że postać Prymasa, jego życie, droga powołania i nauczanie, mogą stać się Nam bliskie. Chciałbym pokazać, że ta wielka postać, która jest patronem naszego gimnazjum, może stać się także naszym patronem, patronem osobistym, nauczycielem każdego z Nas.

Stefan Wyszyński przyszedł na świat w 1901 roku w Zuzeli, miejscowości położonej nad Bugiem, oddalonej od nas o zaledwie 30 kilometrów. Polska była wówczas rozdarta pomiędzy trzech zaborców. Zuzela pozostawała pod panowaniem rosyjskim.

Dziewięć lat po narodzinach Stefanka, rodzina Wyszyńskich przeniosła się do Andrzejewa. Tutaj mały Stefan podjął naukę w szkole podstawowej. Tutaj też doświadczył pierwszego i największego dramatu w swoim życiu. Kilka miesięcy po przeprowadzce umarła jego matka – Julianna. Przed śmiercią poprosiła syna: „Stefan, ubieraj się”, a kiedy ten chciał założyć palto, myśląc, że matka chce po kogoś posłać, dodała: „Ubieraj się, ale nie tak”. Dziewięcioletni Stefan, nie rozumiał jeszcze wtedy, że matka prosiła go o przywdzianie szat kapłańskich.

Jakże bolesna strata matki wypełniła całe jego późniejsze życie tęsknotą. I ta tęsknota właśnie skierowała jego serce ku Matce Niebieskiej, ku tej, jak sam powiedział, „która nie umiera”.

W maju następnego roku przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej w kościele parafialnym w Andrzejewie, w kościele, gdzie pierwszą komunię przyjął także każdy z nas. W tak doniosłym momencie, klęcząc, patrzył na ten sam ołtarz, wsłuchiwał się w bicie tych samych dzwonów. Tutaj rodziła się Jego wiara. Wiara, która później stanowiła o Jego wielkości.

Już jako 16-letni chłopiec podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego. Przez cały okres studiów, alumn Stefan, zmagał się z chorobą płuc. Nie przeszkadzało mu to jednak aktywnie uczestniczyć w życiu seminarium. Był współredaktorem kwartalnika „Przedświt” wydawanego przez kleryków, a także uczestnikiem, a później prezesem seminaryjnego Bractwa Abstynenckiego.

Kłopoty ze zdrowiem opóźniły przyjęcie przez Niego święceń kapłańskich. Święcony był sam, wkrótce po wyjściu ze szpitala, w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej katedry wrocławskiej. 2 dni później, na Jasnej Górze, odprawił mszę prymicyjną w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Po latach wspominał ten moment: „Pojechałem z prymicją na Jasną Górę, aby mieć Matkę... Matkę, która już będzie zawsze...”.

Po ukończeniu studiów doktoranckich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim został mianowany profesorem w seminarium, które sam ukończył kilka lat wcześniej. Objął obowiązki wikariusza parafii katedralnej we Włocławku. Zaczął działać od razu. Podjął pracę duszpasterską wśród robotników Włocławka, został wybrany prezesem Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego, mianowany dyrektorem Diecezjalnych Dzieł Misyjnych, Dzieła Świętego Piotra Apostoła, sekretarzem Liceum im. Piusa X, sekretarzem, a później redaktorem, miesięcznika „Ateneum Kapłańskie”, a także promotorem sprawiedliwości i obrońcą węzła małżeńskiego w Sądzie Biskupim. Zorganizował Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej, prowadził wykłady dla inteligencji Włocławka na tematy społeczno-polityczne i religijne, został opiekunem seminaryjnego koła Bratniej Pomocy we Włocławku.

Braknie tchu, kiedy usiłuje się wymienić wszystkie funkcje i stanowiska księdza Wyszyńskiego, organizacje, związki i dzieła, których był założycielem, opiekunem bądź dyrektorem.

Postawa zdecydowanego w działaniu i niezachwianego w wierze społecznika przysporzyła wikaremu wielu przyjaciół, ale niestety również wrogów. Podczas II wojny światowej był imiennie poszukiwany przez Niemców. Z tego powodu zmuszony był opuścić Włocławek i ukrywać się przed Gestapo po klasztorach lub u rodziny. Jednak nawet w tym czasie Jego niezłomny duch nie pozwalał mu trwać w stagnacji. W Warszawie prowadził tajne komplety dla inteligencji i młodzieży akademickiej. Pełnił obowiązki kapelana w Zakładzie dla Niewidomych i Ociemniałych w podwarszawskich Laskach. Ukrywał się tam pod pseudonimem „Siostry Cecylii”.

W czasie Powstania Warszawskiego znajdował się na pierwszej linii frontu, będąc kapelanem grupy „Kampinos” Armii Krajowej. W Laskach zorganizował szpital powstańczy. Oprócz obowiązków duszpasterskich opiekował się rannymi, towarzyszył przy operacjach, podtrzymywał na duchu dotkniętych skutkami wojny. Dramatyczne chwile uczyniły zeń nawet położną i pielęgniarkę.

W dzień pracował, nocą natomiast godzinami stał nieruchomo błogosławiąc płonącą Warszawę, w kaplicy długo leżał krzyżem, modlił się za ginącą stolicę, za umierających ludzi i za tych, którym dane będzie przetrwać.

Niedługo po zakończeniu działań wojennych Ojciec Święty Pius XII mianował księdza doktora Stefana Wyszyńskiego biskupem ordynariuszem diecezji lubelskiej. Już dwa lata po tej nominacji został wybrany arcybiskupem Gniezna i Warszawy oraz Prymasem Polski. W swoim liście duszpasterskim pisał wtedy: „Nie jestem ci ja ani politykiem, ani dyplomatą, ani działaczem, ani reformatorem. Natomiast jestem ojcem waszym duchownym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa...”.

Nie sposób nie zauważyć, w świetle tych słów, że żaden polityk, żaden dyplomata, żaden działacz czy reformator nie pociągnął swoją postawą za sobą tylu serc ludzkich, co ten pasterz, ojciec duchowny, apostoł Chrystusa.

Biskup Wyszyński został Prymasem Polski w trudnym okresie powojennym. Władze komunistyczne dążyły do ateizacji społeczeństwa. Bóg miał zniknąć z polskich domów, rodzin i serc. Sytuacja Kościoła stawała się coraz bardziej dramatyczna. Nasilały się aresztowania księży, ze szkół usuwano naukę religii, zamykano internaty i przedszkola zakonne. Prymas Wyszyński zmuszony był prowadzić politykę ustępstw wobec „nowej władzy”. Aby uchronić Kościół i naród od napięć i rozlewu krwi podjął decyzję o zawarciu porozumienia, które podpisali przedstawiciele Episkopatu i władz państwowych. Wobec braku konstytucji była to jedyna deklaracja prawna określająca sytuację Kościoła w Polsce. Władze komunistyczne nie zamierzały jednak dotrzymywać zobowiązań, nawet tego, daleko idącego w ustępstwach, porozumienia. Jego punkty były raz za razem łamane. Prymas Wyszyński z wielką roztropnością, a zarazem wielką odwagą bronił praw wierzącego narodu. Protestował wobec każdego przypadku łamania praw wolności Kościoła. Władze, z prezydentem Bolesławem Bierutem na czele, nie zamierzały jednak uszanować tych praw. Prześladowania Kościoła nasilały się z każdym dniem.

W obronie wiary i człowieka Prymas Polski wypowiadał się zdecydowanie i odważnie. W czasie jednej z procesji Bożego Ciała z Jego ust padły słowa :„Należy oddać co jest Cezara Cezarowi, a co Boże Bogu. A gdy Cezar siada na ołtarzu, to mu mówimy krótko: nie wolno!” Niejednokrotnie mówił „nie wolno”, broniąc wiary i ludzi. Był nieustraszonym rzecznikiem człowieka i jego nienaruszalnych praw w życiu osobistym, rodzinnym, społecznym i narodowym. Szacunek dla człowieka traktował jako zadanie, stanie na straży godności człowieka – jako podstawowy obowiązek.

Głosił bezwarunkową, najwyższą na ziemi wartość człowieka. „Zdaje się, Najmilsze Dzieci – mówił Ksiądz Prymas – że stanęliśmy na jakimś ogromnym zakręcie dziejowym, kiedy trzeba bardzo dużo mówić o wysokiej godności człowieka, aby zrozumiano, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie prócz Boga! Cały bogaty i najbardziej wymyślny świat urządzeń technicznych, wynalazków i niewątpliwie potężnych zdobyczy naukowych, całe olbrzymie bogactwo globu jest niczym w porównaniu z jednym maleńkim człowiekiem, istotą rozumną, wolną i miłującą. [...] Człowiek przerasta wszystko. Wychodzi z najlepszej, najbardziej kochanej rodziny, aby tworzyć życie.” Innym razem głosił : „W pierwszym rozdziale każdego traktatu pokojowego powinien być jeden najważniejszy warunek: uwierzyć w wielkość człowieka! Dopiero wtedy, gdy uwierzymy w jego głębię, zbędna będzie dla nas karta podstawowych praw człowieka, bo w tej głębi znajdzie się wszystko. To będzie świętość, której zbrodnicze ręce tknąć się nie ośmielą! A cóż dopiero mówić o narodzie, złożonym z ludzi tak rozumianych i tak traktowanych”.

Skąd się bierze ta niezwykła i bezwarunkowa godność istoty ludzkiej? Kardynał Wyszyński starał się zakorzenić odpowiedź na to pytanie w sercu każdego, kto chciał słuchać. Mówił: „Godność ludzka jest wartością powszechną, nie zależy od zasług człowieka, od stopnia inteligencji, od statusu społecznego, majątku, ani od zajmowanego stanowiska. Wynika ona z faktu, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Każdego człowieka Bóg powołał do życia i bez granic umiłował. Dlatego każdy człowiek jest świętością. Każdy, absolutnie każdy bez względu na jakiekolwiek obciążenia, zasługuje na szacunek.”

Prymas w swoich przemówieniach wciąż ostrzegał przed alienacją osoby, przed zablokowaniem naturalnych tęsknot i dążeń człowieka. Podkreślał, że nikt nie ma absolutnej władzy nad drugim człowiekiem. Tylko Bóg. Było to szczególnie ważne w tamtym okresie, w czasach komunistycznych, kiedy na porządku dziennym było łamanie podstawowych praw ludzkich, zastraszanie społeczeństwa, zniewalanie, ograniczanie wolności osobistej. Nie liczył się człowiek jako osoba, liczyła się klasa, liczyły się masy.

Ksiądz Prymas odważnie bronił człowieka przed zniewoleniem, przed pozbawieniem go przynależnych mu praw. Stawiał granice, których władze bezkarnie przekraczać nie mogły. Upominał się o ludzi aresztowanych, bitych, zwalnianych z pracy, szykanowanych. Głośno, na ambonie domagał się wolności zrzeszania, poszanowania praw własności. Budził w ludziach świadomość osobowych praw człowieka, uczył obrony tych praw, budził odwagę, dawał społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa. Uważał, że rezygnacja człowieka z własnych praw i zaniechanie ich obrony godzi nie tylko w dobro osoby, ale i Narodu.

Prymas Tysiąclecia rozumiał także, że człowiekowi potrzeba nie tylko sprawiedliwości ale i miłości. Uczył tej postawy nie tylko słowem, ale własnym życiem, tak iż stawał się wzorem władania sercem. Pociągał Naród miłując go.

Uprzywilejowane miejsce w sercu i nauczaniu Prymasa Tysiąclecia znajdowała młodzież. Stosował pedagogię serca, szacunku i zaufania. Umiał też z miłością, a jednocześnie z mocą stawiać wymagania. Młodzież znała głos swego Pasterza. Kiedy mówił konferencję do młodzieży akademickiej świątynie były pełne. Zdarzało się, że młodzi porwani entuzjazmem podnosili auto razem z Księdzem Prymasem, aby mu okazać wyraz swojej solidarności, zrozumienia i oddania.

  Jakie treści poruszał Prymas Tysiąclecia w przemówieniach do młodzieży?

Mówił o sensie i wartości życia, o ludzkiej godności, o prawach i obowiązkach młodego pokolenia, ukazywał zagrożenia, niebezpieczeństwa, wytyczał zadania, uczył miłości do Ojczyzny.

Był przekonany, że młodzież w głębi serca pragnie dobra, zdolna jest do wysiłku i poświęcenia. Minęło wiele lat, a młodzi ludzie nadal z entuzjazmem odkrywają mądrość ukrytą w nauczaniu Prymasa Tysiąclecia. Najwyższy czas, abyśmy i my odkryli tę mądrość, przyjęli pomocną dłoń, którą przed laty wyciągnął do młodzieży Prymas Wyszyński. On głęboko wierzył w młodzież, wierzył w nas.

Treści, z taką mocą głoszone przez Prymasa Polski, nie podobały się rządzącym wówczas Państwem Polskim. Jeszcze bardziej jednak nie podobało im się to, że ludzie słuchali swojego Pasterza, że pod wpływem Jego słów umacniali się, przez co trudniej było ich złamać.

W 1953 roku Prymas został mianowany kardynałem, nie mógł jednak pojechać do Rzymu po kapelusz kardynalski, ponieważ władze nie wydały mu paszportu. Była to pierwsza, tak widoma, oznaka mającej nadejść tragedii.

Osiem miesięcy później otrzymał decyzję Rady Ministrów o zakazie dalszego pełnienia wszystkich dotychczasowych funkcji kościelnych. Tej samej nocy został aresztowany i wywieziony z rezydencji warszawskiej w nieznanym kierunku.

Przez ponad trzy lata przebywał w więzieniu, bezpodstawnie i bezprawnie pozbawiony wolności przez komunistyczne władze w Polsce. Były to lata odosobnienia, ofiary i cierpienia, modlitwy i medytacji. Przebywał kolejno w Rywałdzie Królewskim koło Grudziądza, w Stoczku Warmińskim, w Prudniku koło Opola, w Komańczy w Bieszczadach.

Jaki był powód tego uwięzienia? W opinii lubelskiego Urzędu Bezpieczeństwa kardynał Stefan Wyszyński był zdolnym dyplomatą, socjologiem, kaznodzieją i wrogiem Polski Ludowej. Wobec bezowocności zastraszania, jedynym wyjściem zdawało się być porwanie i odseparowanie Prymasa od społeczeństwa, w którym miał oparcie.

Prymasa uwolniono dopiero wtedy, kiedy sytuacja w kraju, a zwłaszcza w stolicy, stała się na tyle niepokojąca, że Rząd nie był w stanie sam przywrócić spokoju. Naród potrzebował Prymasa, który wywalczy przywrócenie im praw i naprawienie krzywd.

6 października 1978 roku na Stolicę Piotrową został wybrany Polak – kardynał Karol Wojtyła, z którym Prymas Wyszyński pozostawał w bliskich stosunkach. Podczas wyboru Karola Wojtyły na papieża Prymas Polski podszedł do Ojca Świętego, klęknął i ucałował Jego dłoń. W tym momencie Jan Paweł II podniósł się z miejsca, uklęknął przed Prymasem i trwali tak obydwaj we wzruszającym uścisku. Po chwili papież wypowiedział te słowa: „Czcigodny i umiłowany księże Prymasie, pozwól, że powiem po prostu co myślę. Nie byłoby na Stolicy tego Papieża – Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w ojczyźnie naszej, który jest związany z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.

Czy potrzeba dodawać cokolwiek do tych poruszających i jakże prawdziwych słów? A jednak ośmielę się coś dodać. Nie byłoby dzisiejszej Polski, jednej z największych ostoi wiary rzymskokatolickiej w Europie, nie byłoby Polaków, z których znakomita większość swoje życie wiedzie ścieżkami wiary, nie byłoby tylu wspaniałych kapłanów i osób konsekrowanych, chociażby w naszej parafii, gdyby nie mogli czerpać wzorców z wielkich poprzedników. Nie byłoby wolności Narodu, gdyby nie Prymas Wyszyński, który z całym poświęceniem, całym sobą, całą mocą otrzymaną od Boga bronił Tej wolności przed prześladowaniem i szykanowaniem, i to bronił zwycięsko.

Tak jak całe życie, tak i dwa ostatnie lata ziemskiej wędrówki Prymasa upłynęły pod znakiem służby. Kardynał Stefan Wyszyński odszedł do Boga 28 maja 1981 roku, w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Miał 80 lat. 57 z nich przeżył w kapłaństwie, 35 lat był biskupem, 32 lata arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim oraz Prymasem Polski, 28 lat członkiem Kolegium Kardynalskiego.

W 1989 roku rozpoczął się Jego proces beatyfikacyjny. Podstawę do Jego wszczęcia stanowiła sława świętości Prymasa Tysiąclecia wśród wiernych, hierarchii, biskupów, kapłanów i osób świeckich.

Wielkość postaci historycznej, a taką postacią był z pewnością Prymas Stefan Wyszyński, mierzy się także zainteresowaniem jej życiem przez kolejne pokolenia. Postać Sługi Bożego Stefana kard. Wyszyńskiego żyje wciąż w naszej świadomości, inspiruje do poszukiwań i stawiania jej nowych pytań. Nie bójmy się tych pytań stawiać. Nie bójmy się mierzyć z postacią Prymasa, który oprócz tego, że był apostołem Chrystusa, pasterzem i ojcem Narodu Polskiego, był także zwykłym człowiekiem. Był dzieckiem, które przeżywało dramat utraty ukochanej mamy. Był chłopcem zmagającym się z problemami szkolnymi, którego dzieciństwo przerwał wybuch wojny. Był w końcu młodzieńcem, który musiał podjąć najważniejszą decyzję w życiu – decyzję wyboru drogi powołania. Każdy z nas na pewno odnajdzie siebie na którymś z tych etapów, zrozumie problemy i podzieli uczucia, jakie wtedy mu towarzyszyły, zwłaszcza, że Prymas nigdy nie zapomniał jak to jest być dzieckiem. Dobrze znał problemy okresu dorastania i dlatego tak bardzo starał się pomóc młodym ludziom w ich rozterkach duchowych, zwątpieniu i poszukiwaniu własnego człowieczeństwa.

Zapamiętajmy te fakty z życia kardynała Wyszyńskiego. I co ważniejsze - zapamiętajmy Jego nauki. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, że znamy osobę naszego patrona, że duch Prymasa Tysiąclecia żyje w nas.

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron