Adam Naruszewicz egz

Adam Naruszewicz


Adam Naruszewicz

 

CZTERY CZĘŚCI ROKU

Piosenki wieśniackie


WIOSNA

 

..Nil sine magno
Vita labore dedit mortalibus...

O, jak wesołe nastały czasy!
W śliczną się barwę przybrały lasy;
Słońce się coraz wyżej pomyka;
Ledwo śnieg widać, lecz i ten znika.

 

Szumny Akwilon skrzydły mroźnemi
Gdzieś do lapońskiej zaleciał ziemi,
A lekki Zefir na lekkich cugach
Po rozłożystych sieje kwiat smugach.

 

Słodki szum czynią, gdy wiatr powiewa,
Papużym liściem ozdobne drzewa;
Gdziekolwiek pójdziesz, wiosenne dzwonki,
Kwilą pieskliwym głosem skowronki.

 

Tu wełnonośnych owiec drużyna
Młodziuchne trawy ząbkami ścina;
Owdzie z wiernymi u nóg ogary
Nadyma pasterz huczne fujary.

 

Wisła okowy zdarszy warowne,
Pędzi do morza statki ładowne.


Czeka gospodarz, by mu za żyto
Holender złotą brząknął kalitą.

 

Dalej do pługów uprawiać ziemię,
Dalej do wołów, robocze plemię!
Gdy nie zasiejem za dobrej chwili,
Przez całą zimę będziem pościli.

 


LATO

 

Secura mens juge convivium

Patrz, jak na środek wzbiwszy się nieba,
Ogniem tchną żywym rumaki Feba:
Trudno się ukryć, gdzie by upały
Okrutne z góry nie dosięgały.

 

Pełne wód przedtym płynących rączo
Ledwo się miałkim dnem rzeki sączą,
A gdzie koń bystry ledwo w pław chodził,
Widziałem, jako lada pies brodził.

 

Smutne kwiateczki ze mdłymi ziołki
Zwiędłe ku ziemi chylą wierzchołki,
Czekając, rychło z różanej dłoni
Perłowej rosy Hesper uroni.

 

Zemdlony żniwiarz upałem srogiem
Dysze w południe leżąc pod brogiem.
Zamilkły wdzięczne ptasząt okrzyki,
Tylko się w chrostach swarza koniki.


Często, skopcone mglistymi kiry,
Ciska grad niebo i ogień szczyry;
Dnia za chmurami nie widać we dnie,
Wszystko od trwogi stworzenie blednie.

 

A ja pod moim słomianym dachem
Starym się wesół posilam Bachem.
Niechaj się niebo, jako chce, sroży,
Czystego serca nic nie zatrwoży.

 


JESIEŃ

 

Labor ipse voluptas

Minęły słońca letniego skwary,
Łaskawa jesień dzieli swe dary:
Gdziekolwiek tylko wzrok się mój toczy,
Jest czym ucieszyć i napaść oczy.

 

Ciągną na wozach ogromne woły
Snopki, którymi rwą się stodoły;
Wesołe dziewki, raźni młodzieńce
Niosą, śpiewając, do dworu wieńce.

 

Nie dba na żądła brzmiącej hałastry
Chłop, podcinając z kanara plastry,
A w spore beczki i duże kadzie
Wdzięczny pijakom prowijant kładzie.

 

Rozlicznych wetów moc nieźliczona
Łamie ciężarem drzewom ramiona.

Żaden nie sięga, żaden nie szczypie:
Sam dobrowolnie owoc się sypie.

 

Masz, gospodarzu, zapłatę za to,
Żeś przepracował wiosnę i lato;
Ciesz się z czeladką; a kto próżnuje,
Niech głodny gardziel piaskiem ładuje.

 


ZIMA


Kos ubi decidimus, palvis et umbra sumus

Rozkoszna chwilo jesiennej pory,
Którą bieg czasu już porwał skory,
O, kto by mi dał skrzydła tak lotne,
Bym mógł twe cofnąć cugi niewrotne!

 

Jako spuszczony z tęgiej cięciwy

Do celu pocisk leci pierzchliwy,

Tak, co mię cieszył wdzięcznym widokiem,

Niedoścignionym zniknął czas krokiem.

 

Od północnego ostry Boota

Gwiżdże wiatr w uszy i śniegi miota.

Ledwo w południe ciepło Tytana

Czuć, który w lecie ogniem tchnął z rana.

 

Rącze kryształów wodnych woźniki
Noszą na grzbietach ładowne bryki;
Umilkł gwar miłych ptasząt pieszczony,
Same po dachach wrzask czynią wrony.


Lecz mię to przecie nie tak dolega,
Że śliczna pora od nas odbiega;
Nadejdzie znowu, jak miną lody,
Czas, co osypie kwieciem ogrody.

 

Ale na ciebie, nędzny człowiecze,
Gdy się starości zima przywlecze.
Zetnie krew w żyłach, nabawi śronu,
Nie spędzisz śniegu z włosów do zgonu.



Adam Naruszewicz

 

DO KOMINKA

 

Kiedy z północy rozpędziwszy żagle
Port opanują roku śnieżne wiatry,
A w dzikie Afrów umknie Zefir nagle
Pola, i mrozem poczną ziewać Tatry;
Gdy za pół świata wypędzone słońce
Nieścigłym lotem z naszej uniknie strony,
A za nim w pogoń wyszle północ gońce,
Sypiąc na ziemię i śniegi, i śrony;
Kiedy naturze zamknie odetchnienie,
W części powietrza ostre natka szpilki,
A w biały kolor na śmierć przyrodzenie
Ustroi, mnie zaś w barany lub wilki;
Gdy bielmem zajdzie domu mego okno,
Od pudru drzewa zsiwieją, a nogi
Po szkle wodnistym chodząc nie zamokną,
Ani wczorajszej mogą pognać drogi:

 

Tyś mym Zefirkiem cichuchnym,
Tyś południem, tyś zachodem,
Tyś moim przyjemnym wschodem,
Tyś moim majem miluchnym.

 

Ty moim jesteś widokiem,
Ty przechadzką, ty cieplicą,

Tyś mym sobolem i świcą,
Tyś mojej chatki jest okiem.

 

Ach, póki zimno nie minie,

Tyś dla mnie wszystko, Kominie!



Adam Naruszewicz

 

HYMN DO SŁOŃCA

 

Duszo istot po wielkim rozproszonych świecie,
O ty, prawicy twórczej najdroższy sygnecie!
Oceanie światłości, którą w krąg twój biegły
Zlewa tron Wszechmocnego latom niepodległy.
Sprawco płodów wszelakich! twojej darem ręki
Poziomy nasz świat bierze życie, blask i wdzięki.
Twoim dzielnym uśmiechem tknięta ziemia licha
Porusza się, odmładza, rodzi i oddycha,
A żywotnimi na wskroś groty przenikniona,
Dobywa dziwnych skarbów z upornego łona.

 

Ty, unosząc po niebie swe koła potoczne,
Piszesz godzinom płochym kresy nieprzeskoczne;
Przed twym jedzie powozem na koniu udatnym,
Siejąc perły wilgotne po trakcie szkarłatnym,
Srebrnowłosa Jutrzeńka, i gościniec zmacza;
Ciebie pompa, wielmożność, blask, wielkość otacza.
Majestat przy twym tronie wolnym idzie krokiem,
Na który człek ułomnym nie śmie rzucić okiem.
Z twej karocy złocistej Żyzność plon bogaty
Sypie na ziemię: owoc, ziarno, wdzięczne kwiaty.
Skąd wszelka dusza żyjąc, co lata, co pływa,
Co chodzi, głosu na twe pochwały dobywa.
Twe bystrym upierzone ogniem jasne pręty,
Przenikając grunt twardy z morskimi otmęty,

Sposobią gnuśne żużle i bryły niezgrabne

Na kosztowne kanaki, na kruszce powabne.

Stąd na płótnie, na drzewie, ciał twórca kłamliwy

Rodzi misternym pędzlem świat bez głosu żywy;

Stąd ma pilny rzemieślnik naczynia sposobne;

Stąd uprawia swe role chłopstwo chleborobne;

Stąd zbytek swe przepychy chlubnym zdobi blaskiem,

Stąd ludzkiego przemysłu chlubnym wynalazkiem

Krągłe się złoto wijąc nieustannym ruchem,

Łączy świat różnousty handlownym łańcuchem.

 

Bez ciebie wszystko martwym snem ujęte leży,
Gdy się skrzepłym oddechem Arktów czas zaśnieży:
Wszystko sępi ćma sroga, czarnych strachów pani,
Zdaje się świat do pierwszej powracać otchłani.
Ale skoro łagodnym zabłyśniesz promykiem,
Wnet raźniejszym natura cała idzie szykiem:
Igrają wypuszczone rzeki z groźnej kluby,
Drzewa się w różnoliście przyozdobią szuby;
Strzelają młodą trawką, zrzuciwszy niezbędne
Z karków ciężary, pola, żywiąc trzody błędne.
Sama na bystrych falach Kloto w klęski płodna,
Choć kopie mokre groby, ryjąc morze do dna,
Nie tak się zdaje sroga, i wraca nadzieje,
Gdy się twa śliczna postać od wschodu rozśmieje.

 

Wszystko tobie ulega: niech się jak chce burzy,
I czarnymi obłoki niebo dzień zachmurzy;
Niech szyje piorunami, a strasznym łoskotem
Grozi trwożliwej ziemi niechybnym wywrotem;
Skoro nań łuk wymierzysz z farb uwity cudnych,
Wioną na pierwszy widok roty cieniów brudnych.
Powraca luby pokój, a z cienistej cieśni
Wywodzą stada w pole pastuszkowie leśni.


Lecz ty, o wielki Twórco! któryś dziwnym czynem
Osypał dla nas niebo licznym świateł gminem
I w pośrodku ich wodza złotego posadził,
By pewnym trybem lata i wieki prowadził;
Jakąż za to odbierzesz od zlepków śmiertelnych
Chwałę? Któryż-to język sprawy Twych rąk dzielnych
Godnie opieje? Twojej Przedwiecznej Istoty
Mądrość kieruje wszystkie niebieskie obroty;
Ty nimi lotnych duchów obarczywszy skrzydła,
Jednym ostrogi, drugim przydajesz wędzidła,
By krążąc po powietrzu rozlicznymi koły,
Śliczną sceną bawiły podniebne żywioły.

 

Bez Twej wodzy opatrznej bądź na chwilę drobną

Świat by się cały okrył ruiną żałobną,

A rozhukane sfery, wzorem bystrych koni,

W pierwszej sprzecznych żywiołów pogrążyły toni.

 

Jeżeli człek niewdzięczny w twych przybytkach, Panie,
Tłumi w niegodnych ustach dziwnych łask wyznanie,
Samo Cię, od połudnej do północnej osi,
Niebo, swojego sprawcę, pochwałami wznosi.



Adam Naruszewicz

 

BALON

 

Gdzie bystrym tylko Orzeł polotem

Pierzchliwe pogania ptaki,
A gniewny Jowisz ognistym grotem

Powietrzne przeszywa szlaki,

 

Niezwykłych ludzi zuchwała para,
Zwalczywszy natury prawa,

Wznawia tor klęską sławny Ikara
I na podniebiu już stawa.

 

Nabrzmiały kruszców zgorzałych duchem.
Krąg lekkiej przodkuje łodzi,

Los dla niej rudlem, nici łańcuchem,
Z wiatrami za pasy chodzi.

 

Już im te złotą wyniosłe pychą
Mocarskich siedlisk ogromy

W gruzów nikczemnych potrząskę lichą
Wzrok przeistoczył poziomy.

 

Król, Wódz, Senator, kmieć pracowity,
Czy rządzi, czy ryje ziemię,

W błahych się zlepkach czołga ukryty,
Jak drobne robaczków plemię.


W strumyk dziecinnym palcem na stole
Z kilku kropel zakreślony,

Ledwo się sączy na tym padole

Nurt szumnej Wisły, zmieniony.

 

Gminie, ku rzadkiej zbiegły zabawce,
Jakież ci cuda mózg kryśli?

Ty sobie roisz czary, latawce:
Filozof inaczej myśli.

 

Choć się Natura troistym grodzi

Ze stali murów opasem,
Rozum człowieczy wszędy przechodzi,

Niezłomny, pracą i czasem.

 

Tymi on wsparty, bory wędrowne
Burzliwym morzom poruczył,

Wydarł z otchłani kruszce kosztowne
I skakać głazy nauczył.

 

Zbywają dzikiej mocy żywioły
Pod jego dzielnym rozkazem,

Leniwe woda opuszcza doły,
A góry ścielą się płazem.

 

Tego się styru w pogodnej porze

Gdy ujął mężny Sarmata,
Choć
go opuścił i wiatr, i zorze,

Już wolniej sobie polata.

 

Wszystko zwyciężysz, Łódko szlachetna,
Na ciosy przeciwne twarda;

Statek twój sława uwieczni świetna
Chlubniej niż podróż Blancharda.


Adam Naruszewicz

 

NA SANIE KSIĘŻNY IZABELI CZARTORYSKIEJ

 

Generałowej ziem podolskich

 

Fraszka do twych sań, księżno, wóz gładkiej Cyprydy,

I koncha wodogromnej na morzu Tetydy!

Twój powóz wszystkie zgasił: cały złotem błyska;

Siedzi Kupid na dyszlu i grot z łuku ciska.

Wkoło lotnych Amorków płochy tłum się wije,

Siejąc róże szkarłatne i mleczne lilije.

Dzielny rumak pod ciężar chyli kark z ochotą,

Toczy z ust białe piany, żuje czyste złoto.

Z wysmukłej szyi cudny zaplot na pierś spływa,

Ozdobny szor od pereł raźny grzbiet okrywa.

Pełno dzwonków po bokach brzęk wydaje mnogi,

Ostrzegając, by każdy ustępował z drogi.

Więc pod takim kibitnej rzędem pełen chluby,

Macha bujnym ogonem, krasne wstrzęsa czuby;

Zbiera nóżki pod miarą, jako łani chyża,

Jeży grzywy powiewne i głośno poryża,

A latając to na te, to na owe strony,

Dzieli nadobną panią na lud zgromadzony.

W pośrodku cna Eliza ładnych siedzi sanek,

Eliza, co pięknością dochodzi niebianek;

Eliza, co białością gasząc blask łabęci,

Krasą róże, oczema serca ludzkie nęci.

Na której pańskich ustach Rozkosz i Pociechy,

Wdzięki, Powaby siedzą, i słodkie Uśmiechy;

Która, gdy na cię okiem dobroczynnym rzuci,

I w martwych sercach płomień wdzięczności ocuci.

Pozad stoi przyjaciel, złote dzierżąc lice,

I biegłego przysługę sprawuje woźnice;

Fuka na koń i biczem bez ustanku trzaska,

I styruje, by śliska ciągło szła kolaska.

O wózku! prym ci daje Boota oś krzywa:

Ty Elizę, lecz serca Eliza porywa!



Adam Naruszewicz

 

SUPLIKA DO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI

 

Czas, co najtrwalsze obala budowy,
A k'woli zmiennej płonnym włada światem,
Zwinął na koniec szwadron Jezusowy,
Gdziem od lat tylu prostym był sołdatem.

 

Kraj mi jest świadkiem, żem poczciwie służył:
Nie padła na me serce żadna skaza,
Bądź mię za pieszka kiedy zakon użył,
Czym grzbiet osiodłał rączego Pegaza.

 

Już wiek stargany przez twardą żołnierkę
W pełnym niesłusznej rejmencie ohydy,
Przydzie na błędną puścić poniewierkę,
Lub dyszeć w kącie miedzy inwalidy.

 

Bez chleba kęsa, bez roli zagonu
Wstyd mi, lecz muszę dolę mą otwierać.
Użal się, Królu, z wysokiego tronu,
A nie daj z głodu na starość umierać.

 

Niech pod twym berłem nie będę przykładem,
Co świat o naszych literatach plecie:
Kładną cytrynki na stół przed obiadem,
A gdy wycisną sok, rzucą na śmiecie.


Póki mam siły i podołam sławie,
Którąś mi sprawił, Panie, twym zachętem,
Siadam za stołem z książęty na ławie;
Każdy mię kocha, bom nie jest natrętem.

 

Lecz wiek na czele piąty krzyżyk pisze,
Febowe dziewki nie chcą bawić ze mną:
Długo się człowiek głową nakołysze,
Nim mu myśl zrządzą do rymu przyjemną.

 

Więc gdy przestaną zgoła bywać z laty,
A sława zniknie bez swego zasiłku,
Nie mając własnej, biedny starzec, chaty,
Być mu w szpitalu z poety na schyłku.



11



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron