Bite Club - Rozdział 2
Niestety, Śmierdzącego Douga nie było łatwo znaleźć. Po pierwsze, ona nie znała jego nazwiska. Zabranie dziennika z klasy profesora Larkina, byłoby dość łatwe, ale Claire miała inne zajęcia, jedno po drugim, aż do połowy popołudnia. Potem zaplanowane laboratorium – to prawdziwe. A wieczorem, nauka z najdziwniejszym szefem kiedykolwiek.
Myrnin, miała nadzieję, nie zauważy, gdyby była trochę później. Miał dość elastyczne poczucie czasu.
Claire zatrzymała się w University Center, który był wi-fi uczniów, i stwierdziła, że bar z kawą był pusty. Jej współlokatorka – Eve, musiała być wyciągnięta z łóżka, bo stała za ladą, ziewając i popijając coś z dużego kubka, co musiało być czystym espresso, znając Eve.
- Cześć, ślicznotko. – powiedziała Eve, opierając się o bar, by uśmiechnąć się do Claire. – Poranki są trudne.
- To nie jest już poranek. – odparła Claire, bez mrugnięcia oka. Eve wyglądała tragicznie.
- Poprawa. Popołudnia są trudne. Poranki to czyste zło z piekła. Dlatego nikt ich nie lubi. – wzięła łyk z kubka, wzdrygnęła się. – Oh, tak, do rzeczy. Zakawowano mnie. Więc, piękny mózgowcu, co mogę dla Ciebie zrobić?
- Myślę, że to co zwykle.
- Jedna bardzo duża, gorąca mokka, nadchodzi! – Eve zadzwoniła i wzięła pieniądze od Claire. Liczyła na to że się zmieniła, potrząsając nowymi kudłatymi, skróconymi czarnymi włosami z jej bladą cerą i uśmiechnęła się. Uśmiechając się tak naprawdę nie pasowała do tego całego Gotha, ale to była Eve. Nie znosiła etykiet.
- Hej, widziałaś jak Shane jest podekscytowany tymi całymi walkami. On od razu mnie złapał mnie schodziłam na dół. Nigdy nie widziałam kogoś tak podekscytowanego, myślą o skopaniu czyjejś dupy.
- Był bardzo napalony. – potwierdziła Claire. – A ty? Zamierzasz iść?
- Brać udział w tych zajęciach? Za które się płaci? Co ty sądzisz, że ja jestem jakąś dziewczyną z uczelni czy co? Poza tym, ja umiem się dobrze bronić. – Ona umiała, rzeczywiście. Eve nie miała tylko własną broń, ona tworzyła niesamowite wzory na niej. Drewniana broń były czymś w rodzaju paralizatorów na wampiry, drewno nie mogło zabić większości z nich, po prostu je unieruchamiało, chyba że wampir był bardzo młody ( jak Michael).
Ale Eve posiadała również te srebrne, zabójcze. Claire poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa jak sobie przypomniała, jak mogłyby być śmiertelne. Ona tego nie rozumiała, ale ona, która zniszczyła wampira w ten sposób. I choć zrobiła to w samoobronie, naprawdę nie czuła się z tym dobrze.
- Hmmm, - Eve mówiła teraz, zadumanym tonem. Czarny paznokieć położyła na swoich wargach i uśmiechnęła się. – Nie mam zamiaru chodzić do siłowni, jednak jak na tym teraz myślę. Wiesz, jest jedna sztuka walki, która mi się podoba.
- Co to?
- Niespodzianka, CM. Tak, na pewno będzie z tym trochę zabawy. Może nawet i ty na to pójdziesz. – między brwiami pojawiła się u niej mała słodka linia. – Wszystko w porządku? Wyglądasz na przestraszoną.
- Tak, wyglądam jak ktoś kto jest rzeczywiście duchem…
- Szanuje niesamowite spojrzenie, dziewczyny. Dobrze, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie mów. Jedna mokka, nadchodzi! Siadaj, przyniosę Ci, masz wolne.
To było naprawdę wolne, jedna godzina dziennie wolna. Claire siedziała obok Eve i budowy espresso ( który był zadziwiający dobry, rzeczywiście) i z otwartym laptopem. Zajęło jej dokładnie siedem minut, aby włamać się do planu klasy pana Larkina i odkryć że pełne imię Śmierdzącego Douga, brzmiało Doug Legrande. Larkin miał ich wszystkich adresy, numery telefonów i e-maile, chociaż Claire była pewna, że nigdy nie przekazywał im żadnych informacji. Każda uczelnia miała ich dane osobowe, więc Larkin miał powiązania.
Oh, ona już wiedziała. Miał bransoletkę Olivera. Połączenie nie bardzo dobre.
- Będziesz to pić?
Claire spojrzała do góry. Eve siedziała naprzeciwko niej, na chwiejnym krześle z tworzywa sztucznego, popijając z ogromnego kubka – jej własnego, z rysunkiem KREW OTRZYMANA. Na terenie kampusu, to było zabawne. Poza… już nie tak bardzo.
Claire popatrzyła na nią tępo, Eve skinęła głową na magicznie na mokka, która pojawiła się obok laptopa.
- Bita śmietana robi wszystko rozpuszczone. – powiedziała Eve. – Bita śmietana jest zrobiona z strasznych odpadów. Oh, to nie jest prawdziwa bita śmietana, to ta z puszki, która jest paskudna, więc to nie jest to. Może to dobry wybór. Co robisz?
To była Eve, na skos, nawet gdy była bardzo senna. Utrzymanie jej wymagało zdrowego łyku mokka i jej mózg stawał się aktywny.
- Próbuje znaleźć Śmierdzącego Douga. – powiedziała Claire. – Mieszka na terenie kampusu, w Lansdale House, tak myślę.
- Śmierdzący Doug? O mój boże, powiedz mi proszę, że masz zamiar zrobić usługę publiczną i dostarczyć mu trochę żelu pod prysznic. Kiedy ostatni razu tu przybył, myślałam że będziemy mieli połączenia tych facetów którzy szkodzą ludziom i środowisku. Chociaż jeśli to dziwne i niepojęte zechcą zniszczyć uczelnię, to ja naprawdę nie chcę nic wiedzieć. Oddaj mi moje kruche złudzenia.
Claire przewróciła oczami.
- Zaufaj mi, nie będę całować Douga, nawet po prysznicu z żelem. Nie, zrobił coś głupiego, a ja muszę go przekonać, aby nie było jeszcze gorzej i to wszystko. – wyjaśniła i opowiedziała Eve o eksperymencie z krwią i Douga na czele ruchu. Eve trzymała stale jej kawę, przymykając oczy.
- Jesteś za wydaniem go? – zapytała. – Bo szczerze mówiąc, nie jest to najgorszym pomysłem. Wystarczy upewnić się, że Larkin wie, że nie przyjął jego. Niech wyciągnie właściwe wnioski.
- To jest to samo, jak wrzucać go w autobus. – powiedziała Claire. – Słuchaj, on jest po prostu głupi. On nie wie o – Claire machnęła niejasno w stronę Morganville. – tym wszystkim. – Cóż, nie była stu procentowo pewna, ale nie powinna tego wiedzieć.
- Gdyby miał jakiekolwiek pojęcie o tym że będzie martwy z tego powodu. Zobacz, co ja robię tu? Martwy? I ciach w górę. – Eve popijała kawę, więcej niż w tej chwili potrzebowała. – Więc, odwiedzasz Śmierdzącego Douga, ostrzegając go, nie wyjaśniając dlaczego. Czy to cały plan?
- Coś w tym rodzaju.
- Niesamowite. Daj mi znać jak to wyjdzie, planowa dziewczyno.
- Masz jakiś lepszy pomysł?
Eve wzięła inny, delikatny łyk kawy.
- Dobrze. – powiedziała. – Śmierdzący Doug ma dużo zajęć. Jeśli masz adres jego domu, byłoby by trudno, pójść tam, znaleźć to i się tego pozbyć? Nikt nie musi wiedzieć.
- Świetnie. A znasz kogoś podobnego do ninja?
- Tak. – powiedziała Eve, posyłając jej senny, jasny uśmiech. – Jest on moim chłopakiem.
Hmm. Claire musiała się zastanowić przez kilka sekund, ponieważ technicznie, wampiry są podobne do ninja… spokojne, sprytne, szybkie i zabójcze. A gdyby chciały, mogły być niepokojące niewidzialne.
- Czy on to zrobi? – zapytała.
To nie było to, o co chciała zapytać, faktycznie, ona chciała zapytać co na to powie Oliver?
Bo czy to jej się podoba czy nie, Michael jest wampirem, w równym stopniu co jej przyjacielem, a nawet próbował się utrzymać tej ludzkiej strony, choć czasami ta wampira wygrywała. Być może był to teraz jeden z tych czasów.
Eve podniosła swoje czarne brwi o pół cala więcej, czekając na jej odpowiedź.
- Dobra. – powiedziała w końcu Claire. – Przyznaje, ma istotne cechy ninja.
- Booyah. Już powołuje ninja. Aha, i zrobię sobie przerwę na lunch, by zostać włamywaczem.
- Ty też idziesz?
- Nie jestem wystarczającym ninja? Mówisz że brakuje mi ninja?
- No, myślę że jesteś trochę, uh, za rozpoznawalna na ninja, może być?
Eve zamrugała swoimi gęstymi rzęsami.
- Cóż, dziękuje kochanie, to najpiękniejsza obraza jaką dzisiaj słyszałam. Nie licząc mięśniaka, który chciał mnie zaprosić na randkę, ale miał zakaz nekrofilii. Obiecuję że będę niestaranna na tę okazję. Zajmie mi to z jakieś pięć minut. – włożyła komórkę do kieszeni. – Obiecaj mi, że zaczekasz na mnie.
- Obiecuje.
- Chcesz żebym zorganizowała też Shane?
- On jest w pracy. – westchnęła Claire.
Chętnie by dodała Shane do tej mieszanki, ale miał już kruchy grunt w miejscu pracy, biorąc pod uwagę, że porzucił ją dwa razy w tym miesiącu – raz, uzasadniony, bo był chory, ale pozostałe były z powodu nudy.
- Następnym razem możemy włączyć go w tą zbrodnię, musimy sprawdzić, czy w ogóle możemy.
Eve walnęła ręką cios, pisząc kciukiem drugiej ręki i Claire to wykorzystała. Eve skończyła pisać i osuszyła swój napój.
- Dobra, Mikey jest w drodze. Zaraz będę anty-Eve w pięć minut. Ciesz się mokka.
Claire zrobiła to, pijąc szybko, co było dobrym pomysłem, bo w zaledwie pięć minut, Michael szedł przez dużą salę UC poza obszarem kawiarni, z futerałem gitary przerzuconym na plecy. Powinna zwrócić uwagę – Michael był po prostu wspaniały i dziewczyny za nim spoglądały – ale szedł z opuszczonymi ramionami, z rękami w kieszeniach, patrząc w dół, a jego aura mówiła, nie patrz tak na mnie, że Claire nie mogła dostrzec ani jednej osoby, prócz niej, rzeczywiście zwracających uwagi na niego.
Usiadł na miejscu obok niej, opierając gitarę na stole.
- Więc teraz jedziemy do aktualnych kryminalistów, - powiedział.
- I popatrz, sprowadziłeś gitarę.
Popatrzył na nią.
- Byłem w drodze na praktyki.
- Oh, cóż, dziękuje.
- Brzmi to jakbym nie miał w ogóle wyboru. Ten facet ma krew wampira?
- Myślę, że tak. Larkin używał jej do pewnego eksperymentu, przypuszczam, że miał pozwolenie.
- Larkin? Pewnie tak. Nie odważyłby się tego zrobić. – Michael trącił palcem jej pustą filiżankę od mokka. – A gdzie jest Eve?
- Tutaj, ninja z kłami. – Eve pochyliła się nad nim, umieściła ręce na jego szyi i ucałowała go tuż nad fajnymi niebieski żyłami. – Claire powiedziała że mam się udać w przebraniu jak zwykły człowiek.
I była. Eve usunęła wszystkie ślady Gotha, a jej czarne włosy były związane z tyłu w ciasny koński ogon. Zmieniła strój na zwykły czarny kaptur – bez czaszek czy symboli, więc mogła spokojnie, zdaniem Claire, zrobić nalot na pokój chłopaka – i jedyną rzeczą, która odróżniała ją od dziewczyn z kampusu, były jej grube podeszwy butów. Mimo wszystko, wyglądała niezauważalnie. Miała nawet na sobie narzucone parę starych dżinsów.
- Wow, teraz jesteś niezauważalna, - powiedziała Claire i zamknęła swój laptop. – Czy możemy przechować tu rzeczy?
- Jasne, moja szafka ma aktualnie zamek.
Claire uniosła brwi i szarpnęła czarny kaptur.
- I można to mieć?
- Nie powiedziałam, że zamki są, ale rzeczywiście, mój dobry kumpel Edie nie blokuje wszystkich. Chodźmy, włóżmy to do przechowalni.
W końcu włożyli do niej gitarę Michael, plecak Claire ( z laptopem) i prawie wszystko wzięli ze sobą. Eve ustawiła znak PRZERWA NA LUNCH na ladzie i zamknęła. W zaskakująco krótkim czasie, wyszli. Michael przyniósł skórzaną czapkę, która wyglądała jak rodzaj fajnego niechlujstwa i przysłaniała twarz i szyję. Trzymał ręce w kieszeni.
- Nie jesteś już tak uczulony. – powiedziała Claire. – W sensie, na słońce.
Ponieważ w ostatnim czasie gdy Michael wychodził, musiał ubrać na siebie koc, by się nie zapalić.
Następna część rozdziału już za kilka dni.
Joasia2509