J. Collin de Plancy
SŁOWNIK
W I E D Z Y
TAJEMNEJ
WYBÓR I PRZEKŁAD
Michał Karpowicz
SŁOWO WSTĘPNE
Piotr Kuncewicz
Oficyna Wydawnicza POLCZEK
Polskiego Czerwonego Krzyża
Warszawa - Kraków
1993
Tytuł oryginału
Dictionaire Infernal - Repertoire Universel
Par J. Collin de Plancy
Opracowanie redakcyjne haseł
Krystyna Barchańska-Wardęcka
Projekt okładki i strony tytułowej
Anna Wojciechowska-Paprocka
Koncepcja, układ i opracowanie typograficzne
Piotr Paprocki
Korekta
Maria Sielicka
Wyboru haseł wydania polskiego dokonano na podstawie
VII wydania „Dictionaire Infernal",
Paris, Henri Plon, Imprimeur-Editeur, 1863 r.
© Copyright for Polish translation Michał Karpowicz
© Copyright for Polish edition Oficyna Wydawnicza POLCZEK Polskiego Czerwonego Krzyża
ISBN 83-85272-11-9
SŁOWO WSTĘPNE
Synkretyczna cywilizacja schyłku dwudziestego wieku składa się z wielu elementów.
Wyrafinowana technika, zawrotne osiągnięcia nauki towarzyszą wielkiemu powrotowi
koncepcji i poglądów prastarych, zdawałoby się zapomnianych lub ośmieszonych. Wielkie
pytanie o stosunek materialnego i duchowego, lekceważone przez materiałistyczną formację
filozofów i myścicieli ostatnich stuleci (bynajmniej nie tylko komunistycznych), powróciło
z całą gwałtownością. W tej dziedzinie nie ma już zgoła odpowiedzi niemożliwych, zresztą
doszliśmy już chyba do wiedzy sokratejskiej: wiemy tylko, że nic nie wiemy. Europa śmiała się
tradycyjnie z zabobonów, lekceważyła znachorów i czarnoksiężników, patrzyła z wysoka na
wierzenia, mądrość i obrządki innych kontynentów - wszystko to należy już do przeszłości.
Przeciwnie, szuka się teraz prawdy i duchowej inspiracji na całym globie i w całej ludzkiej,
a może i przedludzkiej historii. Huna Hawajczyków, chińskie tao, wojujące z binarną logiką
zen, steineryzm, tybetańskie bar-do, tajniki Y-cingu, egipskie Księgi umarłych, demonologia
Hetytów - to tylko część tego zawiłego posłania mówiącego o sensie ludzkiej egzystencji,
losach duszy, Bogu, życiu i śmierci. Za wcześnie przesądzać, co z tego wyniknie. Wielki
duchowy prąd New Age jest zaledwie zaczynem czegoś nowego, mieszaniną głębokich
intuicji i ewidentynch bredni, duchowego wzlotu i obliczonej na komercję mody. Ale wzniosłe
i śmieszne stanowią parę niezozłączną, tak zawsze było i pewnie tak zawsze będzie.
Nie mogło w tym wszystkim zabraknąć europejsko-śródziemno-morskiej tradycji demonologiczno-
gnostyczno-ezoterycznej. Tradycji eklektycznej czy może synkretycznej, jak kto
woli, złożonej z niejasnych pogłosów zapomnianych cywilizacji, ze specyficznej interpretacji
Starego Testamentu, Talmudu i kabały, z aleksandryjskiej gnozy, z mitologii i hermetycznej
wykładni antycznej, z poszukiwań wczesnochrześcijańskich, ze złożonych dziejów alchemii.
Do tego przedziwnego zespołu mniemań i obrzędów przeniknęły wierzenia ludowe, okruchy
kultury arabskiej i perskiej, bardzo blade pogłosy, na ogół rozpaczliwie zniekształcone, kultur
odleglejszych. Wreszcie cały kompleks zarzutów przedstawianych czarownicom, z którymi
chrześcijańska Europa (a i Ameryka, jeśli pamiętać o Salem) toczyła zajadłą i krwawą wojnę
przez kilka stuleci. Tradycja iście obłędna, złożona z najdzikszych zabobonów, z zawrotnych
pomysłów metafizycznych, z wydarzeń prawdziwych i nieprawdziwych, z szalonych nadziei,
zżycia, cierpień i śmierci niezliczonych pokoleń. Tradycja współcześnie prawie nie znana, ale
budząca coraz większe zainteresowanie.
W tej sytuacji rewelacją na skalę europejską czy wręcz światową stało się przypomnienie
starej, ubiegłowiecznej książki J. Collin de Planc/ego „Dictionnaire Infernal", prawdziwej
encyklopedii wszelkich czarów i niesamowitości. Książka miała dzieje zawiłe. Pierwsze
wydanie ukazało się w 1818 roku, potem przyszły liczne następne, tymczasem zaś autor
zmienił całkowicie swoje poglądy i od interpretacji oświeceniowej przeszedł do ściśle
katolickiej. Dzieło uzyskało imprimatur arcybiskupa Paryża, powtórzone następnie przez
innych dostojników Kościoła. Wreszcie, chyba już po śmierci autora zostało uzupełnione
o następne osiemset haseł i w formie ostatecznej ukazało się w Paryżu u sławnego Plona
f w 1863 roku.
W latach siedemdziesiątych naszego wieku trafił na nie Umberto Eco, wykorzystał w słynnej
powieści „Imię róży", następnie dokonał wyboru i wydał po włosku. W ślad za tym ukazał się
- 4 -
w 1980 roku w Genewie w wydawnictwie „Slatkine Reprints" reprint paryskiego wydania
sprzed stu dwudziestu lat. Książka okazała się rewelacyjna.
W wersji oryginalnej jest to liczące siedemset kilkadziesiąt stron pisanych maczkiem
tomisko. Podtytuł zapowiada rzecz o bytach, ludziach, książkach, faktach, rzeczach
dotyczących duchów, demonów, czarnoksiężników, paktu z diabłem, wróżb, uroków, kabały,
okultyzmu, cudów, szalbierstw, przesądów, prognostyków, spirytyzmu i wszelkich fałszywych
wierzeń cudownych, dziwnych, tajemnych i nadprzyrodzonych. I, rzeczywiście, zapowiedź
spełnia. Czyta się to na dodatek znakomicie, a pisanie na tego rodzaju tematy wcale nie jest
sztuką łatwą. Rzecz w tym, że przecież naprawdę nie wiadomo, gdzie się kończy coś
rzeczywistego, czy bodaj prawdopodobnego, a zaczyna kompletny bełkot. A więc ani
śmiertelna powaga, ani czyste szyderstwo nie stanowią właściwego stylu takich opracowań.
Autor utrafił w tonację pośrednią, jest poważny, ale z przymrużeniem oka; w rezultacie
śmiejemy się i dziwujemy razem z nim.
A jednak wymaga to komentarza, bądź co bądź minęło sto kilkadziesiąt lat niezmiernie
bogatych w wydarzenia i przemiany światopoglądu. Nie różnimy się, oczywiście, z autorem co
do tezy, że „nic nie jest bardziej antypatyczne dudkowi niż hiena", a takich opinii jest niemało,
ale skąd się w ogóle brały takie cudactwa? Niektóre, jak się okazuje, sprawdzano, na przykład
znaną opinię o śmiertelnym lęku Iwa przed kogutem. Kiedy oba zwierzaki znalazły się w jednej
klatce, sprawy potoczyły się w kierunku fatalnym dla koguta.
W innych kwestiach zmienił się jednak system odniesień. Sam autor, jako się rzekło, od
wykładni libertyńskiej przeszedł do katolickiej. Nie był to jednak przeskok tak wielki, jak
można by sądzić. Niedawno ksiądz Józef Tischner zuważył, że to przecież samo
chrześcijaństwo dokonało największej w dziejach laicyzacji świata obdzierając sferę
materialną z mistyki, boskości, niesamowitości, a element nadprzyrodzony ograniczając do
sfery prawd objawionych w Ewangelii. Tak, to prawda, Kościół był zawsze zdecydowanym
przeciwnikiem gnozy, zabobonów, przepowiedni etc. Nie wykluczył jednak, że takie rzeczy się
zdarzają, ale jedynie za sprawą diabła. Również bogowie antyczni zostali zdegradowani do roli
person czartowskich. Stąd i Plancy widzi tylko jedną alternatywę: albo kłamstwo bądź
złudzenie albo sam diabeł we własnej osobie. Trudno bowiem było zaprzeczyć, że np. zjawiska
mediumiczne jednak istnieją. No więc diabeł. Gorzej, że nie był to jeszcze czas ani Kościoła
ekumenicznego, ani bliższej znajomości kultur prymitywnych i orientalnych. Stąd do jednego,
diabelskiego worka zapakowano nie tylko wirujące stoliki, ale też odmienne wierzenia,
a nawet (a może przede wszystkim?)„heretyków" z Lutrem i Kalwinem na czele. Dowiadujemy
się tedy, że w krajach protestanckich, Stanach Zjednoczonych tudzież Szwajcarii buduje się
świątynie poświęcone diabłu... Coś mi się wydaje, że Jan Paweł II nie podpisałby się pod tym
poglądem.
To jednak połowa dziewiętnastego wieku. Nikt jeszcze nie słyszał nawet o promieniach
Roentgena, nie mówiąc o Kirlianie, ESP, bioplaznmie i Sedlaku, psychokinezie, Caprze,
Moodym e tutti frutti. Sfera duchowa i materialna zbliżyły się do siebie w sposób niepojęty dla
naszych przodków sprzed półtorawiecza. Brzytwa Ockhama dotkliwie wyszczerbiła moc
diabelską. Ale i granice tego co racjonalne zmieniły się przeogromnie. Nawet istnienie Boga
i duszy zaczęło być czymś więcej niż tylko kwestią ślepej wiary. Wiemy już z pewnością, że
świat jest o wiele bogatszy, niż nam mówi potoczne doświadczenie naszych zmysłów
i „zdrowego" rozsądku. Ale natura tego bogactwa ciągle jest tajemnicą i być może tak już na
zawsze zostanie.
Zmieniło się coś jeszcze, co sprawia, że olbrzymia część diabelskich i magicznych recept
jest po prostu niewykonalny. Nie żyjemy już najczęściej w świecie naturalnym, ale w sferze
składającej się z prefabrykatów, z surowców zastępczych, z syntetyków, Nie ma już czystej
wody ani nawet czystej krwi, bo wszędzie są jakieś nowe, cywilizacjyjne przymieszki. Żyjemy
- 5 -
na składowisku, może nawet na śmietniku. Odmienił się też nasz stosunek do zwierząt, które
w żadnym wypadku nie są już istotami dającymi się dręczyć - a tamta tradycyjna magia
skazywała je nieustannie na tortury. Ale to zarazem jest trop, który prowadzi nas do
ewentualnej rehabilitacji niektórych dawnych domniemań i koncepcji.
„Laicyzacja" świata była rzeczywiście jednym z największych darów chrześcijaństwa;
dzięki niej mógł nastąpić ten gigantyczny rozwój badań eksperymentalnych, który
ostatecznie stworzył cywilizację zachodnią. Ale to był przecież tylko jeden aspekt świata,
który osiągnął kulminację w czysto materialistycznym światopoglądzie. Dzisiaj zdajemy się
odchodzić od wizji całkowicie urzeczowionej, oddajemy i duchowi jego miejsce. A to zakłada,
że może istnieć inne oblicze świata, trudno dostępne, nieznane, ledwo i może fałszywie
przeczuwane. Skoro zaś tak, to niespodzianek może być wiele i nawet najdziwniejsze zaklęcia
mogą mieć jakiś sens, jeśli między pojęciem, słowem a rzeczą istnieją jakieś inne,
nieoczekiwane rozwiązania.
A co z hierarchiami anielskimi, co z hufcami demonów, z królami, książętami, margrabiami
piekieł i dowodzonymi przez nich legionami diabłów? Mało kto dziś wierzy w substancjalne
zło, wizja piekła wydaje się nam i nieludzka, i jeszcze bardziej. Pakt z diabłem oddającym
delikwenta w zamian za mieszek dukatów na wieczne męki wydaje się tak bardzo
niekorzystny i niehandlowy, że tylko głupek mógłby przystać na coś takiego. A wątpliwie, czy
cyrograf takiego osobnika miałby jakąkolwiek wartość wedle prawa czy to kanonicznego, czy
belzebubowego. Trzeba pewnie te i podobne pomysły odnieść do szeroko rozumianej historii
ducha ludzkiego, jej podskórnego nurtu, ciemnej rzeki lęków i przerażeń, zawsze przecież
obecnej w historii dowolnego ludzkiego szczepu. Zresztą bez znajomości tego nurtu nie
sposób zrozumieć dziejów kultury ludzkiej, jej zawiłości i ciemnych, wstydliwych
zakamarków. A takie badania mogą się nawet okazać ważniejsze i płodniejsze niż przemielone
już na miałko wątki oficjalne.
Sama formuła zaklęcia czy obrzędu jest niczym bez tego, kto ją wygłasza. Otrzymujemy po
raz pierwszy w Polsce substancję tak niezwykłą (tekst polski zawiera połowę haseł oryginału);
co z niej potrafimy zrobić, to już tylko rzecz naszej woli, wiedzy i wyobraźni. Podobnie wielki
Don Kichot i śmieszył i wzruszał; pamiętajmy jednak, że sam Rycerz Posępnego Oblicza
wierzył w czary głęboko...
Piotr Kuncewicz
Szukam
młodego adepta sztuki. Im bardziej początkujący, tym lepiej.
Najlepiej z Wrocławia, okolic, koniecznie z Dolnego Śląska.
Szukam ucznia, żeby przekazywać mu swoją wiedzę. Szukam pomocnika
z otwartym umysłem. Magia intuicyjna, magia chaosu.
maarit.sile@gmail.com