Adam
Naruszewicz (1773-1796),
poeta, publicysta, historyk. Jezuita, piastował wysokie stanowiska
kościelne- od 1775 był biskupem tytularnym, od 1788 smoleńskim, od
1790 łuckim. Pracował jako sekretarz Rady Nieustającej, był
senatorem Sejmu Wielkiego, propagował królewski program reform.
Regularnie uczestniczył w obiadach czwartkowych, był wspaniałym
współpracownikiem Stanisława Augusta Poniatowskiego, pełnił
funkcję kronikarza zdarzeń dworu, piszącego wiersze
okolicznościowe odnoszące się do aktualnych wydarzeń dworskich.
CHUDY
LITERAT
W tej satyrze autor podejmuje temat ubóstwa i pozycji społecznej literatów. Kwestię tę wiąże Naruszewicz z krytyką sarmatyzmu rozumianego jako zacofanie i ciemnotę prowincjonalnej szlachty, która niechętnie przyjmuje jakiekolwiek nowości w dziedzinie literatury i nauki, skąd bierze się niechęć tej części społeczeństwa do czytania "pożytecznych ksiąg".
W odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jak to się dzieje, że literat cierpi biedę i już drugi rok nosi ten sam żupan i tę samą kurtę, literat rozpoczyna długi monolog, w którym próbuje wyjaśnić taki stan rzeczy. Pisarz stracił wszystko, ponieważ został oszukany przez drukarnie, a mecenasi finansowali go tylko dotąd, dokąd im nadskakiwał i schlebiał. Stwierdza on, że gdyby ludzie kupowali księgi, łatwiej byłoby żyć tym wszystkim, którzy utrzymują się z pracy pisarskiej:
„Lecz
w naszym kraju jeszcze ten dzień nie za(ś)witał,
Żeby kto w
domu pisma pożyteczne czytał.
Jeden drugiego gani, że czas
darmo trawi”
W tym miejscu rozpoczyna się fragment tekstu zbliżony w formie i wymowie do Krótkiej rozprawy... Reja. "Mówi szlachcic", że księgami powinien zajmować się ksiądz, "aby nauką i pismem zdrowym lud zasilić" i w ten sposób odwdzięczyć się Rzeczypospolitej za wszelkie przywileje, którymi jego stan się cieszy. Ponadto ksiądz nie musi zajmować się rodziną i dzięki temu może znaleźć czas na czytanie. Ksiądz z kolei zarzuca szlachcicowi, że on nie pracuje własnymi rękami, lecz że na niego "sto pługów ryje". Szlachcic nie pełni też żołnierskich obowiązków i nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów ani strat. Jego jedynym zajęciem jest siedzenie przy ogniu lub oknie i rozmowa z Żydem. Dlatego ksiądz proponuje, aby przynajmniej coś przeczytał, a nie był "tylko szlachcicem herbem i nazwiskiem ". Oprócz tego szlachcic ma wysokie aspiracje: pragnie być posłem albo deputowanym. Każdy zresztą ze stanów zasłania się swoimi zajęciami, które nie pozwalają rzekomo zajmować się czytaniem, ale usprawiedliwieni w tym względzie są tylko chłopi i kupcy, którzy naprawdę rzetelnie oddają się swojej ciężkiej pracy.
Następnie literat opisuje scenę rozmowy księgarza ze szlachcicem, który chce kupić (dla dzieci) "jakie dziełko w nowej modzie". Księgarz prezentuje wiele książek dotyczących różnych dziedzin nauki, jednak na żadną z nich szlachcic nie może się zdecydować, zaś uzasadnienia, które przytacza, demaskują jego nieuctwo, wstecznictwo i zarozumiałość. Krytykuje on wszystkie nowinki literackie i naukowe, chociaż wcale ich nie zna. Wreszcie decyduje się na receptę na przyrządzenie "dryjakwi" (specyfiku uważanego za uniwersalne lekarstwo) oraz "kalendarz nowy" i kalendarz gospodarski.
Na koniec literat wymienia wszystkie ujemne strony życia umysłowego i społecznego wynikające z faktu, że się czyta "szpargał byle jaki" lub nie czyta się w ogóle. Są nimi: zacofanie, umysłowa ciasnota oraz:
„(...)
pycha szalona, że swe antenaty
(antenat-przodek)
Od
trojańskiego jeszcze zasięga Achaty
I, siedząc nad herbarzem
z nosem osiodłanem,
Pycha, że pan przodek jego był hetmanem”.
Szlachetność.
(Jest w znacznej części przerobiona lub przetłumaczona z satyry Boileau’a.)
Autor zwraca się do Adama Czartoryskiego: Książę! Szlachetność rodu nie są to wymysły! Autorowi sprzykrzyły się już fircyki, co chwalą się cudzym plonem , tj. zasługami przodków. Naruszewicz nie przeczy , że ów fircyk mógł mieć walecznych przodków, że jakiś Piast dał mu szablę i podkowę na tarczę, ale zarzuca mu, że podłymi uczynkami hańbi dobre imię swego rodu. Nie ma nic więcej prócz głupiej pychy i pędzi lichy żywot przy kuflu, myśląc ,że Bóg ulepił go z innej gliny. Uważa, że każdy winien mu się kłaniać. Naruszewicz stwierdza, że koń , obojętnie czy szlachetnej krwi , czy wiejski, tak samo pług dźwiga. Autor stwierdza, że To mi szlachcic, co idzie cnót chwalebnym torem.
Naruszewicz zwraca się z pytaniami retorycznymi do fircyka: czy jest godny swego rodu? Czy kocha sprawiedliwość, zachowuje prawo, itp.? Jeśli tak, to jest szlachcicem. A może tylko chlubi się przodkami , herbarzami i nic więcej? Choćby wywodził się od Lecha, a był pustym świstakiem, pochlebcą, zdrajcą, to to nic nie da. Choćby się ubrał w cnoty przodków, w oczach Naruszewicza będzie i tak tylko łgarzem , pijakiem, obłudnikiem, tchórzem. Z ironiczną uniżonością autor pyta , szlachcica ( nazywa go Bratem Słońca, Pięknością Adonisowi, wzrokiem Marsa, itp.) jak dawny jest jego dom? Czy wywodzi się może od Popiela? Czy wszystkie kobiety w jego rodzie były wierne jak Lukrecja? Czy jego krew jest czysta? Dawniej to zasługa baronem i książęciem czyniła, ale potem zasługa straciła cenę, poszła zbrodnia do krzesła, a cnota do pługa. Naruszewicz czyni aluzje do licznych panegiryków, które sławią herby szlacheckie. U starożytnych Polan koń, szabla, łuk, groby- to znaczył szlachcic, potem poszedł honor , a przyszła próżność i zamiast zasługami szlachcic chwali się hajdukami, powozami, włościami, lokajami. Nie boi się prawa, sam sobie panem, sam Rzeczpospolitą. Autor zwraca uwagę na nierówność stanową. Za kradzież snopka szlachcic zabija chłopa i jest bezkarny: Chłopa na pal, panu nic, szlachcica na wieżę. Na końcu autor dodaje: Lubo ja w szczególności nikomu nie łaję ,/Czołem biję osobom , ganię obyczaje,/Życząc milej ojczyźnie, by miast fircyków/Miała poczciwych ziomków, dzielnych wojowników.
Reduty.
( Reduty były to bale maskowe.)
Autor gorszy się ,że skończył się karnawał i ostatki, a zaledwie trzecia część Warszawy nie chodzi w maskach. Wszędzie są ludzie w maskach, z obcymi twarzami, poprzebierani. Naruszewicz satyrycznie stwierdza, że jeśli się chce zobaczyć różne zwierzęta to trzeba odwiedzić ratusze, klasztory, izby sądowe, urzędy. Chcąc udowodnić swemu rozmówcy( właściwie słuchaczowi Walkowi) swoje słowa , proponuje , aby stanęli na pobliskim chodniku i obserwowali ludzi zmierzających do zamku. Tu rozpoczyna się pochód, maskaradowa przebieranka. Pojawiają się różne postaci, są to figurki gorzkiej narodowej maskarady. U Naruszewicza postaciom reprezentującym pewne typowe wady społeczne przysługuje strój i maska , zakrywające ich prawdziwe oblicze.
Pochód otwiera jegomość w modnej karocy. Ma on takich karet parę, piękne konie, suknie, ekwipaż. Rolnicy musieli bardzo ciężko na to pracować. Po tym wszystkim powiedziałbyś , że to wielki pan, a to gołota. Wydał on cały spadek po ojcu , zastawił bądź sprzedał wszystko. Roztrwonił pieniądze na podróże do Barcelony. Włoch, Londynu, Berna. Teraz dręczą go dłużnicy. Pożycza pieniądze u kominiarza, stróża, hajduka. Wyprzedaje swoje rzeczy, meble , ubrania. Gdyby każdy zabrał to , co on jest mu winien , to kupiec zabrałby suknie, szmuklerz guziki, inny perukę,, a pan zostałby zupełnie obnażony. Więc rozpierający się w karecie pan to istna gołota, który stracił ojcowski majątek i dba jedynie o to ,by Jak dawną utrzymać, choć w nędzy figurę.
Druga postać to butny junak o oczach marsowych, co budzi postrach . To bohater niezwyciężony, co stawał do wielu pojedynków. W rzeczywistości to awanturnik, pieniacz, tchórz, pijanica. Gdy trzeba stawać w obronie kraju, to on zachorzał albo(…) dyszy ukryty między bure mnichy.
Dalej jest hipokryta co całuje mnicha w szkaplerz, a tak naprawdę to pobił pastora, utopił 2 czarownice, wierzy w upiory, gmin go uważa za świętego. Hipokryta każe dawać na klasztor , a sam ma długi u kupców, szarga sławę ludzi, gorszy się , a sam nadskakuje cudzej żonie. W piątek niby pościł , a w niedzielę się upił. Najsilniejsze elementy maskaradowe są w opisie orszaku pierwszego ministra króla Faraona, w którego skład wchodzą jakby upersonifikowane gry karciane i różne karty, pojęcia abstrakcyjne: nędza bosa, brudne przekleństwo, w jedwabnych rękawiczkach złodzieje. Na zakończenie owego pochodu Naruszewicz mówi ,że mało u nas wstydu, umysł sarmacki zajmuje się tylko modą i rozrywką : My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi. Sprawy kraju ich nie obchodzą.