K Gałczynski Na śmierć Esteriny deportowanej

Na śmierć Esteriny deportowanej I Po twych warkoczach, mógłbym wejść do nieba i nagle, co? Zasłona. Serce uciekło ci jak mysz czerwona, nawet nie rzekło „przebacz”. Po cóż mi było ciułać moja wiedzę? Szarpię cię; - powiedz po co? Świeczka dogasa. Brzask blisko. Siedzę nad trupem twoim nocą. Bo wskrzesić cie nie mogę. Rozumiesz? Cień padł na twą urodę. Nawet wody nie chcesz. Nie rozumiesz. Z ciemnych rzek czerpiesz wodę. Już gdzie indziej twoje oko błyska błyskawicą szmaragdową, kiedy idziesz przez podziemne grzęzawiska, a trzciny szumią za tobą. A tu za oknem bór jak udręka wciąż rosnąca, komu potrzebna? I ptaki stoją na sękach, nieruchome, głupie jak z drewna. II Jeśli kiedy spotkam twoją matkę, powiem , żem cie pogrzebał - że nosiłaś uczesanie gładkie i warkocze, co sfrunęły z nieba. Że rzuciłem raz kwiat konwalii do twych stóp wąskich i bosych - żeśmy, gnój ładując, rozprawiali o Pietrzynce, pajacyku długonosym. III Ty się lesie ze mną pogrąż w rozpacz, ty, dębino, brzezino, buczyno - dziuro w bucie, ty się także rozpłacz nad umarłą, nad piękną Esteriną! 924 Ptaszki szklane, drewniane jelenie, fajansowe, skrzydlate zające, pomagajcie mi rzucać ziemię. Wstrętną ziemię na usta pachnące. Dzień nadchodzi. Deszcz konary obmył, Rzeka bólu płynie i bełkocze, Nuże, braciszkowie, zakopmy ręce, usta, oczy i warkocze. 925


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron