Bohater Cartao Część III Upadek Bohatera

Część III: Upadek Bohatera



ROK PO BITWIE NA GEONOSIS

Ulice Foulahn były ciemne i opuszczone, gdy Kinman Doriana torował sobie drogę przez stosy uszkodzonych droidów, niewielkich kraterów po pociskach, zrujnowanych budynków, ciał i innych pozostałości po bitwie. Wojskowy komlink, pożyczony od komandora Roshtona, umożliwił mu przysłuchiwanie się bitwie tak, jak relacjonowały to siły Republiki, i wiedział, że starcia w mieście i w Porcie Kosmicznym Triv były niezwykle zacięte. Ale nawet ta wiedza nie przygotowała go na masakrę, którą zostawili po sobie żołnierze.

Na ulicy przed nim, kilka kraterów nachodziło na siebie. Wypełnione były gruzami z trafionych rakietami budynków i kilkoma okaleczonymi ciałami cywilów, którzy mieli nieszczęście dostać się w krzyżowy ogień. Słuchając meldunków jakiegoś wysokiej rangi oficera, dowodzącymi siłami Republiki, doszedł do wniosku, że walka musiała być w tym miejscu wyjątkowo ciężka.

Ale miał nadzieję, że znajdzie tu to, czego szukał.

Było już dobrze po północy i ogarniało go przejmujące zmęczenie, a Separatyści z pewnością wprowadzili już w tej części Cartao godzinę policyjną dla obywateli. Każdy patrol, który go zauważy, nastręczy kłopotów, a on nie był w nastroju, żeby dyskutować z droidami. Pomimo dramatycznych wydarzeń i nagłych zwrotów sytuacji, rzeczy nadal toczyły się niemal zgodnie z planem Lorda Sidiousa, ale nie oznaczało to, że Doriana mógł sam być zadowolony. Miał już dość bitew i o wiele bardziej wolał siedzieć za swoim biurkiem w biurze Najwyższego Kanclerza Palpatine’a i nadzorować plany i manipulacje Sitha z dalszej odległości.

Biała iskierka na lewo przyciągnęła jego wzrok i ruszył ostrożnie ku niej, przedzierając się przez zniszczoną i pokrytą ruinami drogę. Pomyślał kwaśno, że to prawdopodobnie kolejna biała listwa dekoracyjna, tak często ozdabiająca dachy domów w Foulahn. Mimo to, musiał sprawdzić.

Jednak nie była to część dekoracji, ale na wpół przysypane ciało żołnierza-klona.

Porucznik, sądząc po insygniach na zbroi.

Wreszcie.

W normalnych okolicznościach, wymagałoby to około dwóch minut, żeby wydostać ciało spod gruzu. Z zachowaniem absolutnej ciszy, zabrało Dorianie dziesięć.

Ale opłacało się.

Na dnie jednego ze schowków przy pasie porucznika, ukryta była nieoznakowana datakarta. Chowając ją do własnej kieszeni, Doriana zamknął schowek i zaczął się wyprostowywać.

- Stój - rozkazał beznamiętny, mechaniczny głos zza jego pleców.

Doriana zamarł w półprzysiadzie.

- Nie strzelaj – zawołał, wyciągając powoli ręce tak, żeby droid mógł zobaczyć, że są puste. - Jestem oficjalnym obserwatorem medycznym.

- Obróć się i zidentyfikuj - rozkazał głos.

Doriana posłuchał, obracając się ostrożnie na niepewnym podłożu. Miał do czynienia z pełnym patrolem: sześć droidów bojowych starszej klasy, z których jeden wysunięty był lekko do przodu. W przyćmionym świetle, Doriana nie mógł stwierdzić, czy któryś z nich ma oznaczenia dowódcy.

- Identyfikacja – powtórzył robot z przodu.

- Nazywam się Kinman Drifkin - przedstawił się. - Jestem członkiem Korpusu Obserwatorów Medycznych z Aargau. Zachowujemy neutralność i jesteśmy zobowiązani do obserwowania i raportowania o wszelkich naruszeniach konwencji w czasie tego konfliktu.

Droid przez chwilę przetwarzał otrzymane informacje.

- Czy posiadasz oficjalny identyfikator?

- Oczywiście - Doriana sięgnął ręką do kieszeni, podchodząc do oddziału robotów. Droidy uniosły ostrzegawczo broń, a gdy wyciągnął z kieszeni jedynie datakartę, napięcie opadło. - Który z was ma czytnik? – spytał.

- Ja to wezmę - stwierdził pierwszy, zmieniając uchwyt na blasterze i wyciągając szponiastą dłoń. Doriana podszedł do niego i podał mu datakartę. A więc to był dowódca; z tej odległości widać już było bladożółte oznaczenia na jego głowie i tułowiu.

Doskonale.

- Ufam, że moje dokumenty są w porządku - powiedział Doriana, rozglądając się swobodnie dookoła. W zasięgu wzroku nie było widać innych droidów, ani ludzi.

- To się jeszcze okaże - rzucił rutynowo droid, biorąc datakartę i wsuwając ją w szczelinę czytnika, umieszczonego poniżej linii szczęki. - Tu pisze, że pański obszar obserwacyjny znajduje się...

- Barauch siedem dziewięć siedem - powiedział niskim głosem Doriana. - Filliae gron jeden jeden trzy.

Robot przerwał w pół zdania. Doriana poruszył się ostrożnie w prawo, obserwując, czy droidy i ich broń reagują na jego ruch.

Nie reagowały. Z pozoru, cały oddział wydawał się być uśpiony.

- Niesamowite - mruknął do siebie Doriana, rozluźniając niewiadomo kiedy napięte mięśnie. A więc otrzymany od Sidiousa kod wejściowy działał.

A jeśli działał…

- Pinkrun cztery siedem dwa, aprion jeden osiem jeden jeden – powiedział, sięgając do czytnika i wyciągając swoją fałszywą datakartę. - Odmaszerować trzy minuty, pauza jedna minuta. Wykonać. Patrol przeszedł nagły dreszcz.

- Przyjęte - odezwał się dowódca, którego mechaniczny głos brzmiał jeszcze bardziej beznamiętnie niż wcześniej.

Uśmiechając się lekko, Doriana prześlizgnął się między patrolem i tak szybko jak mógł, nie skręcając sobie nogi na kamieniach, puścił się biegiem w kierunku, z którego nadeszły roboty. Miał tylko minutę, żeby zniknąć, zanim się ockną i podejmą na nowo patrolowanie terenu. Niedawny incydent oczywiście został usunięty z ich grupowej pamięci.

Dobiegł do najbliższego rogu i uskakując za niego, zatrzymał się. Parę chwil później usłyszał donośny łoskot powracających do życia droidów. Podjęły patrolowanie i po chwili odgłosy ich kroków rozpłynęły się w nocnym wietrze. Uśmiechnąwszy się ponownie, Doriana oderwał się od ściany i ruszył z powrotem do rezydencji Binalie’go.

- Wszystko w porządku? - spytał miękki głos z ciemności.

Doriana podskoczył gwałtownie.

- Kto tu jest? - syknął.

- Spokojnie - uspokoił go Jafer Tories wynurzając się z jakichś drzwi, z mieczem świetlnym w dłoni. - To tylko ja.

Doriana odetchnął głęboko.

- Wystraszyłeś mnie nie na żarty – powiedział z wyrzutem. - W przyszłości, racz ćwiczyć swe techniki podkradania się na kimś innym.

- Przepraszam – odparł z lekkim uśmiechem Tories. - Ale przez chwilę myślałem, że będę musiał zademonstrować coś więcej niż podkradanie się. Co się tam działo?

- Co masz na myśli? - Doriana zjeżył się, zastanawiając nerwowo, ile Jedi zdołał zobaczyć. - To był tylko standardowy patrol.

- Który sprawdził twoje dane i cię puścił - dodał znacząco Tories. - Od kiedy to Separatyści pozwalają bez problemu przechodzić doradcom Palpatine’a?

Doriana zaczął oddychać z większą swobodą. A więc Jedi był na tyle blisko, by widzieć konfrontację, ale nie zdołał usłyszeć, co w jej trakcie powiedziano. Nie jest tak źle.

- Nie, im nie - odpowiedział, wygrzebując swoją fałszywą datakartę. - Ale pozwalają neutralnym obserwatorom. Kinman Drifkin, z Korpusu Obserwatorów Medycznych z Aargau, do usług.

- Sprytne – powiedział Tories. Wziął datakartę, obejrzał ją i oddał z powrotem. - Wytrzyma powierzchowną kontrolę?

- Jak dało się to zauważyć – przypomniał mu Doriana, odbierając kartę. - Najwyższy Kanclerz Palpatine nie może sobie pozwolić na to, by jego ludzie byli zatrzymywani przez wroga w środku strefy działań wojennych. A przy okazji, co właściwie tu porabiasz, Mistrzu?

- To zabawne, ale zamierzałem zadać to samo pytanie – odparł Tories, którego głos przybrał osobliwe brzmienie. - Lord Binalie powiedział, że wybiera się pan do miasta i poprosił mnie, by sprawdzić, czy nie wpakował się pan kłopoty. A więc, co pan tu robi?

- Jestem w miarę zadowolony z siebie i gotowy, żeby się stąd wynieść – odpowiedział Doriana. - Czy Lord Binalie znalazł już nowe miejsce?

- Mamy takie jedno – rzekł Tories.

- To dobrze – powiedział Doriana. - Zabierz mnie tam i wyjaśnimy sobie tam wszystkie szczegóły. Jeszcze przez krótką chwilę Tories patrzył na niego w ten sam wprawiający w zakłopotanie sposób, który wszyscy Jedi w Galaktyce zdawali się opanować do perfekcji. Potem, według Doriany ze zniechęceniem, skinął głową.

- W porządku. Za mną.

Ruszył z powrotem pustymi ulicami. Wściekły na siebie Doriana podążył za nim. W końcu to była wina Toriesa, że sytuacja skończyła się właśnie w ten sposób. Roshton i jego żołnierze trzymali w ręku fabrykę, podczas gdy armia droidów Separatystów czekała bezużytecznie na zewnątrz. Operacja nie przebiegała tak, jak zaplanował to Lord Sidious, i skrzywił się na myśl o tym, co powie mu Sith, gdy następnym razem się z nim skontaktuje.

Mimo to, sytuacja nie była jeszcze przegrana. Posiłki Republiki były z pewnością jeszcze parę dni drogi stąd, co dawało mu czas na pchnięcie wydarzeń na właściwe tory.

A jeśli chodzi o Jedi…

Spojrzał na szerokie plecy Toriesa, który właśnie wymijał kolejny krater powstały po uderzeniu rakiety. Gdy ponownie o tym myślał, heroiczne wyczyny Jedi tej nocy mogły obrócić się na jego korzyść. Z pewnością zaskarbił on sobie jeszcze więcej szacunku w ciągu dni, które minęły od przylotu Doriany na Cartao.

Doprowadzenie do jego upadku będzie przez to jeszcze bardziej satysfakcjonujące.



***





Ponieważ znajdujący się pod południowym trawnikiem fabryki tunel zawalił się, nie było już dłużej powodów dla dowodzących siłami Separatystów Neimoidian, żeby zajmować posiadłość Binalie’go. Mimo to przebywali tam nadal, prawdopodobnie ze złości na sposób, w jaki Tories pomógł przegnać ich z rezydencji, nie tak wiele godzin temu. A ponieważ ich dom gościł teraz droidy bojowe, Binalie i jego syn Corf, musieli sobie znaleźć inne lokum.

Znajdująca się w posiadłości szklarnia była najprawdopodobniej najmniej odpowiednim miejscem, biorąc pod uwagę niemal kompletną przezroczystość jej długich, transpastalowych paneli. I właśnie dlatego Tories zasugerował to miejsce.

To, co założyliby ich prześladowcy – a przynajmniej Tories miał taką nadzieję – to fakt, że w takim odkrytym miejscu, nikt nie zamierzałby się kryć, i z tego powodu właściwym byłoby szukać ich w jakichś bardziej prawdopodobnych kryjówkach.

Wspomniani prześladowcy zapomnieliby jednak o obfitości roślin w takiej szklarni, roślin, które dało się przesunąć, dopasować i uformować tak, by stworzyć osłonięte miejsca, równie niewidoczne z zewnątrz, jak obóz wojskowy w środku puszczy.

Binalie i Corf ledwie skończyli przygotowywanie sobie takiej kryjówki, gdy nadszedł Tories z Dorianą.

- O, Mistrz Tories – przywitał go Binalie, ustawiając paczkę żelaznych racji żywnościowych obok trzech kolejnych, leżących przy rządku wysokich roślin z szerokimi, zwieszającymi się liśćmi. - Znalazłeś Dorianę? A, to pan – dodał, gdy zauważył w bladym świetle gwiazd drugą postać. - Jakieś kłopoty?

- Żadnych - przyznał Tories. - Znalazłem go jak nabiera patrol droidów.

- Doprawdy? – zdziwił się Binalie. Jego głos brzmiał swobodnie, ale Tories wychwycił w jego tonie nutkę nagłego podejrzenia. - A jak im się właściwie wykpił?

- Rozsądnie wykorzystując fałszywy identyfikator - odpowiedział zwięźle Doriana. - Ale zapomnijmy o tym. Chciałem wam pokazać coś, co powinno być o wiele bardziej interesujące. Czy jest tu jakieś miejsce w którym mielibyśmy więcej światła?

- Chyba tak – przyznał niechętnie Binalie. - Mistrzu Tories...?

- Proszę zabrać go na dół – zasugerował Tories. - A ja się rozejrzę na zewnątrz.

- Dziękuję – powiedział z ulgą w głosie Binalie. - Proszę za mną, mistrzu Doriana.

Zanim Tories wrócił z krótkiego rekonesansu po okolicy, Binalie, Corf i Doriana zajęli już miejsca w podziemnym magazynie szklarni.

- Na około spokój – powiedział Jedi, zamykając klapę i pogrążając miejsce w całkowitych ciemnościach. - Corf.

Chwilę później zmrużył oczy, gdy chłopak włączył niewielkie światełko pod sufitem.

- W porządku, mistrzu Doriana – odezwał się Binalie. - Co masz do powiedzenia?

- Oto identyfikator żołnierza - zaczął Doriana, wyciągając datakartę. - Zabrałem go martwemu porucznikowi klonów. Standardowo, nie zawiera on niczego ponad nazwisko, rangę i numer operacyjny. Identyfikator żołnierza polowego zawiera jednak dodatkowo coś, co nazywane jest „profilem rozmieszczenia kontyngentu.” Są to dokładne instrukcje na temat tego, gdzie i jak należy się przegrupować, na wypadek zaniku struktur dowodzenia lub sytuacji, której dopiero co doświadczyliśmy.

- Nigdy nie słyszałem o czymś takim – przyznał Binalie.

- Nie jest to rozreklamowane z oczywistych przyczyn - odezwał się sucho Doriana. - Z tych samych przyczyn, takie informacje nie są też łatwo dostępne.

- Ale pan się z tym upora?

- Tak - przyznał Doriana. Rankiem, kiedy miejscowym znowu będzie wolno poruszać się po mieście, panu i Mistrzowi Toriesowi powinno się udać swobodnie przedostać do takiego punktu zbiórki i nawiązać kontakt z ocalałymi z nocnej bitwy.

- Tylko my dwaj? - spytał Tories. - A co z panem?

Doriana potrząsnął głową.

- Teraz, gdy Separatyści kontrolują to miejsce, powinienem jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Moja twarz mogła się pojawić na którymś z transmitowanych wystąpień Najwyższego Kanclerza Palpatine’a, i nie mogę ryzykować, że ktoś mnie rozpozna. Mogę za to dać wam referencje na datakarcie, które potwierdzą, że jesteście upoważnieni do wydawania rozkazów.

- Chwileczkę – rzucił zasępiony Binalie. - Jakich rozkazów?

- Musimy wydostać Roshtona i jego ludzi z fabryki, Lordzie Binalie – powiedział Doriana niskim, szczerym i bardzo przekonującym głosem. - Im dłużej są uwięzieni wewnątrz Spaarti, tym bardziej słabi i wrażliwi na atak się stają. Proszę też nie zapominać o tym, że znajdujący się tam z nimi technicy nie posiadają żołnierskich racji żywnościowych co może oznaczać, że całej grupie grozi dramatyczny brak jedzenia i wody. Jeśli pozwolimy im osłabnąć, nasze szanse na wydostanie ich stamtąd, zmaleją z mizernych do nieistniejących.

- A według pana, Republika nie przyśle do nas pomocy? - spytał cicho Corf.

Tories przyjrzał się chłopcu. To było niezwykłe, pomyślał, jak gwałtownie Corf dorósł w ciągu ostatnich kilku dni. Jeszcze niedawno był pogodnym, beztroskim chłopakiem, cieszącym się z poszukiwania pnączy siviv albo włóczenia się po okolicy z urzędującym tu rycerzem Jedi.

A potem przyleciał Doriana, i wypadki, które potem nastąpiły, zmieniły dom Corfa i jego okolice w strefę wojenną. Teraz był cichszy i bardziej zamyślony, bardziej złowieszczy.

Wojna dotarła do Cartao. Niestety, także do Corfa Binaliego.

- Nie wiem, Lordzie Binalie – przyznał Doriana, głosem równie ponurym jak głos chłopca. - Pytanie brzmi, czy są w pobliżu jakieś wystarczająco silne oddziały Republiki, które dałyby sobie radę z tutejszą armią Separatystów. Jestem przekonany, że rozumie pan, że jest jeszcze wiele innych światów i systemów w równie rozpaczliwej sytuacji. - zerknął na Toriesa. - Chyba, że są inne siły, o których nic nie wiem.

Tories zmarszczył brwi.

- Co pan ma na myśli?

Przez chwilę Doriana patrzył na niego, jak gdyby chciał wyczytać coś ukrytego. Potem, może za swobodnie, wzruszył ramionami.

- Nic takiego – odezwał się - Myślałem, że może masz … nie ważne - wskazał na klapę nad nimi. - Sugerowałbym, żeby wasza trójka się przespała – powiedział. - Ja zostanę tu jeszcze przez chwilę, żeby odszyfrować profil rozmieszczenia.

Binalie spojrzał na Toriesa, unosząc lekko brwi. Tories wzruszył niedostrzegalnie ramionami. Wyczuwał aurę skrytości otaczającą umysł Doriany, ale równie dobrze, mogło to być naturalnym zjawiskiem u człowieka, mającego do czynienia z wojskowymi tajemnicami najwyższej rangi.

- W porządku – stwierdził Binalie. - Daj nam znać, gdy skończysz.

- Nie omieszkam - obiecał Doriana, gasząc światło, by dało się otworzyć klapę bez zwracania niczyjej uwagi na obecność tutaj kogokolwiek.

- Dobranoc. I nie martwcie się – dodał niemal troskliwie. - Mam przeczucie, że do jutrzejszej nocy będzie po wszystkim.


***



Profil rozmieszczenia zawierał siedem możliwych punktów zbiórki, uszeregowanych malejąco w zależności od preferencji. Pierwszy z nich, jeden z hangarów w Porcie Kosmicznym, był już zajęty przez Separatystów, skrzętnie naprawiających uszkodzone pojazdy. Drugi, magazyn po północnej stronie miasta, został całkowicie zniszczony w czasie nocnej bitwy. Przy trzecim, zautomatyzowanej hydroelektrowni przerzuconej nad rzeką Quatreen, Tories i Binalie odnaleźli siły Republiki.

- Trochę to nieregulaminowe - stwierdził oficer dowodzący, wyglądający na młodego porucznik, oddając im datakartę, którą dał im Doriana. - Ale chyba jest w porządku.

Skinął dłonią i rozstawieni dookoła żołnierze-klony, którzy nagle pojawili się, zanim zdążyli dać trzy kroki przez próg, opuścili broń. - Jestem porucznik Laytron. O co w tym wszystkim chodzi?

- Chodzi o paruset żołnierzy i tysiąc techników Republiki, uwięzionych w fabryce „Spaarti Creations”.

- Tak, grupa komandora Roshtona – powiedział Laytron. - Mieliśmy z nim krótki kontakt. Wygląda na to, że czynią oni postępy w tym, co zdecydowali się przedsięwziąć, cokolwiek by to nie było.

- Dobrze wiedzieć – odezwał się kwaśno Binalie. - Czy wspomniał coś o żywności i wodzie albo o jakichś innych problemach?

Laytron popatrzył na niego zimno.

- Jak na razie, ma się całkiem nieźle.

- To tylko słowa – podkreślił Tories. - I dobrze pan o tym wie.

- Pytanie brzmi: co pan zamierza w tej kwestii uczynić? - dodał Binalie.

- Rozejrzyjcie się, panowie – odezwał się ponuro Laytron. - Przybyliśmy na Cartao, mając dziesięć kanonierek i czterystu pięćdziesięciu żołnierzy i oficerów. Jestem ostatnim, pozostałym przy życiu oficerem i pozostało mi dokładnie dwustu trzydziestu trzech żołnierzy i ani jednego nadającego się do użytku pojazdu. W konfrontacji z dwoma tysiącami sprawnych droidów bojowych, wzmocnionych przez STAP-y i czołgi, nie mamy większych szans. Nie mam kontaktu z przełożonymi i nie mogę usprawiedliwić podjęcia akcji na własną rękę, bez jakichkolwiek uzasadnionych przesłanek sukcesu. A takie przesłanki nie istnieją.

- A więc nawet pan nie spróbuje? - chciał wiedzieć Binalie.

- Jestem przekonany, że posiłki są w drodze - oznajmił Laytron. - Kiedy się tu pojawią, ja i moi ludzie będziemy walczyć u ich boku. Do tego czasu, jedyne co mogę zrobić, to mieć nadzieję, że komandor Roshton się utrzyma.

- A jeśli trochę zmniejszymy nasze oczekiwania? - zasugerował Tories. - Zamiast pokonania Separatystów, może tylko wydostaniemy Roshtona i jego ludzi?

- Pozostawiając Separatystom wolną drogę do fabryki? - porucznik potrząsnął głową. - Przykro mi, ale założenia naszej misji były w tej kwestii bardzo precyzyjne.

- A więc skazuje pan tych żołnierzy i cywilów na śmierć – wypalił gniewnie Binalie. - Roshton się nie podda - jest zbyt uparty, żeby zrobić coś rozsądnego. Czy założenia pańskiej misji mówią coś o takiej sytuacji?!

- Rozumiemy pańskie rozkazy, poruczniku – odezwał się Tories, rzucając Binalie’mu ostrzegawcze spojrzenie. - Ale co by było, gdyby Separatyści nie wiedzieli, że ludzie Roshtona wymknęli się?

Oczy żołnierza zwęziły się.

- Proszę to wyjaśnić.

- Jestem pewny, że posiada pan mapę okolicy – odparł Tories. - Czy pamięta pan rozplanowanie “Spaarti Creations?” Środkowa fabryka i trzy podziemne Przyłączniki, odległe od dwóch do pięciu kilometrów od niej, służące do magazynowania i przewożenia produktów?

- Wszystkie są połączone z główną fabryką podziemnymi tunelami - dopowiedział Laytron, kiwając głową. - Niestety, Separatyści mają te same mapy co my. Obstawiają zarówno Przyłączniki, jak i tunele.

- Prawdę mówiąc - powiedział Tories - Nie jest to do końca prawdą.

Uniósł pytająco brwi, patrząc na Binalie’go. Tamten nie był zbyt szczęśliwy, słysząc słowa Jedi, ale zdecydował się zmienić zdanie.

- Prawdą jest, że mapy są błędne - odezwał się Binalie. - Niedawno zbudowaliśmy czwarty Przyłącznik, na zachód ku południowi od fabryki i jakieś dwa kilometry stąd. Nie jest jeszcze całkiem zdatny do użytku, i dlatego jeszcze nie umieszczono go na oficjalnych mapach. Ale jako sama struktura, istnieje.

- Mówiąc ściślej, istnieje także tunel łączący – dodał Tories. - Jedyną rzeczą, której brakuje, jest wejście do samej fabryki.

- Na co lekarstwem mógłby być uzbrojony w świetlny miecz Jedi – zamyślił się Laytron.

- Dokładnie - zgodził się Tories. - Gdyby mógł pan zorganizować jakąś dywersję, która odwróciłaby uwagę krążących patroli od tego obszaru, powinienem być w stanie wślizgnąć się do tunelu i wydostać ludzi komandora Roshtona bez wiedzy Separatystów.

- Ciekawy pomysł – przyznał Laytron. - Jaką konkretnie dywersję macie na myśli?

- Mieliśmy nadzieję, że wymyśli pan coś ciekawego - odparł Tories. - Z pewnością ma pan lepszy wgląd w sytuację niż my.

- No cóż, zarysowuje się pewna możliwość – zaczął Laytron. - Ponieważ statek dowodzenia został zniszczony, muszą kierować swoją armią droidów z innego centrum dowodzenia, które ze sobą sprowadzili na powierzchnię. Gdybyśmy mu zagrozili, nie mieliby wyboru, jak tylko zareagować.

- Dobry pomysł – chrząknął z zadowoleniem Binalie. - Tylko gdzie się ono znajduje?

- Raczej nie w czołgach AAT, ani w transporterach MTT - stwierdził Laytron. - Nie dałoby się go tam umieścić. A więc musi się znajdować w jednym ze statków desantowych.

- Chyba, że nie ma go w ogóle na tym obszarze - zauważył Binalie. - Jest niemal milion kilometrów kwadratowych przestrzeni, na której mogliby je ukryć.

- Nie - potrząsnął głową Laytron. - Nigdzie indziej na planecie nie ma droidów bojowych, a przynajmniej w jakichś poważnych ilościach. Neimoidianie nie odważyliby się pozostawić tak istotnej rzeczy bez zapewnienia jej pełnej ochrony. Nie, z pewnością znajduje się w jednym z desantowców. Pytanie tylko, w którym?

Pewien obraz przemknął Toriesowi przed oczami: kiedy biegł w ciemności po dachu fabryki, dostrzegł STAP-y, krążące wokół okrętu desantowego, który wylądował przy zachodnim wejściu do fabryki.

- Jest w pierwszym z nich - odezwał się. - Tym najbliżej fabryki.

- Skąd wiesz? - spytał Laytron, marszcząc brwi.

- Bo znajdował się on pod silną ochroną w czasie zeszłonocnej bitwy – odpowiedział Tories. - Jeśli Neimoidianie są tak nerwowi, jak pan powiada, z pewnością chcieliby, żeby znajdował się w miejscu, gdzie mogliby go pilnować i jednocześnie mieć na oku fabrykę.

- Poza tym, fabryka zdaje się być jedynym miejscem, które obie strony chcą mieć na oku – zgodził się Binalie. - Myślę, że Mistrz Tories ma rację.

- Chyba tak - przyznał powątpiewająco Laytron. - Ale to uczyni dywersję o wiele bardziej trudniejszą. Przyłącznik nie znajduje się wcale tak daleko od kordonu wokół fabryki, a z tego co pan mówi, wynika, że tunel przechodzi niemal dokładnie pod okrętem desantowym.

- Czy chce pan przez to powiedzieć, że nie da się tego wykonać? - spytał Binalie.

Laytron uśmiechnął się nieznacznie.

- Ależ skąd. Kiedy chce pan rozpocząć operację?

- Tak szybko, jak to możliwe - odpowiedział Tories. - Przydałoby się dostać do nich, gdy mogą jeszcze wyjść stamtąd o własnych siłach.

- Dobrze - powiedział Laytron, przyzywając gestem jednego z żołnierzy. – A więc tej nocy, tuż przed zachodem słońca. - Proszę się przygotować, Mistrzu Tories.


***



- Mistrzu Tories? - usłyszał miękki głos chłopca. - Już czas.

Tories otworzył oczy, pozwalając by medytacyjny trans Jedi rozpłynął się w zakamarkach jego umysłu. Nad łóżkiem polowym dostrzegł stojącego z napiętą twarzą Corfa.

- Dziękuję, Corf - odezwał się Tories, przeciągając się i ziewając. - Gdzie jest twój ojciec?

- Poszedł z mistrzem Dorianą i tym porucznikiem jakąś godzinę temu - odparł Corf. - Tata powiedział, że spotkacie się przy Przyłączniku Czwartym.

- Wiem – Tories spojrzał na chronometr. Jeszcze wcześnie. Wystarczająco dużo czasu na niewielki spacerek po lesie na zachód od „Spaarti Creations”. - Jak to znosisz?

Chłopak wzruszył ramionami.

- Chyba nie najgorzej – odpowiedział. - Trochę się boję.

- Nie ma czego – zapewnił go Tories. - Upewnię się, żeby twój ojciec trzymał się z dala od walk.

- Wiem – przyznał Corf. - Tata też mi to obiecał. Ale głównie martwię się o ciebie.

- Dam sobie radę – uśmiechnął się Tories. - Jestem Jedi, pamiętasz?

- No, tak - powiedział Corf. Też próbował się uśmiechnąć, ale tak jakoś bez przekonania. - Czasami zapominam.

- A więc nie zapominaj – napomniał go delikatnie Tories, wkładając miecz świetlny między fałdy szaty. - Trzymaj się z dala od kłopotów i nie daj się zauważyć. Spotkamy się później.

- W porządku – odpowiedział Corf i, ku zdumieniu Toriesa, dał krok do przodu i uściskał go. - Uważaj na siebie.


***



Tories spędził dużą część dnia, zastanawiając się nad najwyraźniej przypadkowym wyborem czasu akcji przez Laytrona. Dopiero, gdy wyślizgnął się z posiadłości Binalie’go i ruszył skrajem Foulahn na zachód, uświadomił sobie, że wybór ten nie był aż tak przypadkowy, jak mu się w pierwszej chwili wydawało. Późnym popołudniem, większość sił wroga, otaczających „Spaarti Creations” będzie musiała patrzeć prosto w stronę zachodzącego słońca, żeby dostrzec ucieczkę Roshtona przez Przyłącznik Czwarty. Nawet optyczne czujniki droidów miały kłopoty z bezpośrednim światłem słonecznym, i porucznik dużo zyskał w oczach Toriesa, gdy Jedi przekonał się, że młody człowiek wziął tą ewentualność pod uwagę.

Dwukrotnie w ciągu drogi, Tories musiał się szybko ukrywać, gdy mijały go pełniące wartę pary droidów. Ale uwzględnił te opóźnienia, planując drogę i dotarł do płaskiego, pokrytego trawą dachu Przyłacznika Czwartego, mając jeszcze trochę czasu w zapasie.

Binalie czekał nad niego pod kępą drzew, w otoczeniu paru żołnierzy.

- Mistrzu Tories - powitał go głosem przepełnionym nerwowym wyczekiwaniem. - Czy ktoś pana widział?

- W każdym razie, nikt do mnie nie strzelał - odparł Tories, przyglądając się zakamuflowanej budowli. - Nie będziemy musieli unosić całego dachu, żeby dostać się do środka, prawda?

Binalie potrząsnął głową.

- Obok znajdują się schody serwisowe.

- No to chodźmy - rzucił Tories, spoglądając w niebo. Kilkanaście STAP-ów krążyło na wschodzie, patrolując niebo nad fabryką i stojącym obok statkiem desantowym.

- Czy nie powinniśmy poczekać, aż zacznie się dywersja? - spytał Binalie.

- Nie możemy sobie na to pozwolić – odparł Tories. - Potrzebujemy każdej chwili z wywołanego przez nią zamieszania, żeby wyprowadzić ludzi z fabryki.

- Masz rację - Binalie nabrał powietrza i ruszył do wejścia. - Za mną.

Część dachu znajdująca się nad schodami serwisowymi odsunęła się zadowalająco szybko i cicho. Binalie zszedł na dół, poczekał na dole na resztę, zanim za pomocą niewielkiego panelu kontrolnego na poręczy, zamknął górne wejście.

- Instalacja jest w porządku – stwierdził, zapalając dwa pręty jarzeniowe i podając jeden Toriesowi. - Ale włączanie tu czegokolwiek, nawet, żeby lekko oświetlić sobie drogę, byłoby ryzykowne.

- Tak - zgodził się Tories, odwracając się do dwóch żołnierzy-klonów. - Wy dwaj zostaniecie tu, by pilnować wyjścia – rozkazał.

- Tak jest – odpowiedział jeden z nich.

Tories skinął głową i razem z Binalie’m ruszył szybkim truchtem prze opuszczony tunel. Dziesięć standardowych minut później, byli po drugiej stronie tunelu.

- Powinien tu gdzieś być zestaw pomp i wlot systemu wentylacyjnego - powiedział Binalie, wskazując na ściany na lewo i prawo. - Uczyniłoby to operację o wiele tańszą, gdyby udało ci się ominąć oba z nich.

- Postaram się - odparł Tories, aktywując świetlny miecz. Wciskając koniec miecza w środek określonej przez Binalie’go strefy, Jedi zaczął ciąć.

Chwilę później wyciął prostokąt wielkości człowieka. Gasząc miecz, sięgnął po Moc i zręcznie wypchnął grubą na pół metra część ściany.

Po chwili patrzył w wycelowane w niego lufy pół tuzina blasterów.

- Komandorze Roshton? – zawołał.

Lufy natychmiast się uniosły.

- Najwyższy czas - z ponurą miną na twarzy, Roshton wystąpił przed swoich żołnierzy. W bojowym rynsztunku, nosząc swój nieodłączny zestaw słuchawkowy do komlinku i parę blasterów u pasa. - Zaczynałem się zastanawiać, czy was przypadkiem nie schwytano.

- O czym pan mówi? - spytał Binalie. - Jesteśmy w samą porę.

- Jesteście spóźnieni o dwie minuty - poprawił go cierpko Roshton. - Jeśli porucznik Laytron ruszy według planu, dywersja rozpocznie się za czternaście minut. Do tego czasu, chcemy już wyprowadzać ludzi przez tunel.

- No to lepiej zaczynajmy – powiedział Tories. - Czy pańscy ludzie są gotowi?

W odpowiedzi Roshton uniósł dłoń. Żołnierze, którzy mierzyli w Toriesa, zarzucili broń ukośnie na klatki piersiowe i sformowali pojedynczy szereg, przechodząc przez nowo powstałe wejście. Następnie ustawili się trójkami i ruszyli przez tunel szybkim truchtem. Podążyła za nimi kolejna szóstka, i kolejna, i kolejna.

- Co z technikami? - spytał Tories, gdy minęła go piąta grupa żołnierzy. - Kiedy przejdą tunelem?

- Kiedy będziemy mieć wystarczającą siłę ognia na drugim końcu, żeby ich osłonić – mruknął Roshton, przechodząc samemu przez otwór i dając kuksańca Binalie’mu. - Chodźcie, obaj. Teraz nasza kolej.

Żołnierze, którzy poszli przed nimi, czekali już na nich na drugim końcu tunelu.

- Jeszcze dwie minuty - stwierdził komandor, patrząc na chronometr. - Jak jest na zewnątrz?

Binalie otworzył usta.

- Otwarta przestrzeń przez trzy metry na północ i dwadzieścia metrów na południe - zabrał głos jeden z żołnierzy, których Tories zostawił na straży. - Drzewa zaczynają się pięć metrów na wschód i są raczej sporadyczne.

- Nie jest idealnie, ale wystarczy - zadecydował Roshton. - Ustawcie się na schodach. Lordzie Binalie, jak się otwiera te drzwi?

- Panel jest tutaj – pokazał Binalie, którego głos zaczął nagle dziwnie brzmieć. - Ale...

- Ale co? - wpatrywał się w niego Roshton.

Binalie rzucił szybkie i dwuznaczne spojrzenie Toriesowi.

- Nic takiego – mruknął. - Tu się otwiera.

- Dobrze. - Roshton spojrzał na swoich żołnierzy, ustawionych na schodach. - Zająć pozycje - powiedział miękko. - Wychodzimy na odgłos pierwszego wystrzału.


***



- Jeszcze dwie minuty – stwierdził porucznik, patrząc na chronometr. - Wszystkie oddziały, meldować się.

Umilkł, słuchając uważnie nadchodzących raportów. Doriana patrzył na północ, poprzez otwarty pas trawy, na stojące na warcie szeregi droidów bojowych. Było to raczej symboliczne, gdyż po południowej stronie fabryki nie było ani drzwi, ani okien. Główne siły armii, plus wszystkie sprawne czołgi AAT, skoncentrowano wokół bardziej narażonych wschodnich, zachodnich i północnych krańcach.

Ale nawet pojedyncza istota lub maszyna, znajdująca się na tym zakazanym pasie trawy, była obrazą dla twillerów, którzy stanowili serce Spaarti. Z pewnością nadal trzęśli się z oburzenia, widząc te wszystkie, stojące tam droidy. Ale oczywiście dowódcę Separatystów niewiele to obchodziło.

Z drugiej strony, ponieważ linie wytwórcze fabryki były nadal ustawione na produkcję komór klonujących, po które wysłano tu siły Republiki, Roshtona też niewiele obchodziło rozdrażnienie Cranscoców. Dwa potężne systemy polityczne, prowadzące wojnę na charaktery, z wykorzystaniem śmiertelnej broni, nie zważające wcale na to, jak ich działania wpływają na życie postronnych istot. A wpływały znacznie, powodując zwykle wiele ofiar wśród ludności cywilnej. Była to lekcja, którą ktoś dziś będzie musiał dziś pobrać.

- Minuta - powiedział Laytron. - Przygotować się.

Doriana nabrał powietrza, czując ogarniający go spokój. Wiedział, że wykonał swoje zadanie, doprowadzając obie strony dokładnie tam, gdzie chciał, żeby się znalazły. Reszta była już od niego niezależna i czuł to uczucie frustracji, które zawsze nachodziło go w takich sytuacjach.

- I... naprzód!

Z głośnym warkotem silników, tuzin zarekwirowanych cywilnych śmigaczy wyskoczył z ukrycia pomiędzy wzgórzami. W każdym z pojazdów siedziało od czterech do ośmiu żołnierzy. Szybko utworzyły one szyk bojowy na południowym skraju trawnika. Kiedy został on dostrzeżony przez wartowników i krążące wysoko STAP-y, odgłos silników się zmienił i pojazdy ruszyły na pełnej szybkości w kierunku fabryki.

- Przygotować się, ogień osłonowy - zarządził Laytron. STAP-y zaczęły nurkować, otwierając ogień z podwójnych działek w kierunku nadlatujących śmigaczy. Przed nimi, stojące do tej pory na straży roboty, sformowały zbity szyk bojowy pomiędzy fabryką i żołnierzami-klonami. Ich blastery zaczęły namierzać cel…

- Ognia - zakomenderował Laytron.

Wierzchołki kilku pobliskich wzgórz zafalowały, gdy zrzucono maskowanie i ciężkie działa, powyjmowane z rozbitych kanonierek i czołgów AAT, zwróciły lufy w kierunku wroga. Laserowe strzały uderzyły w nadlatujące STAP-y, niszcząc kilka z nich w pierwszej salwie i zmuszając pozostałe do uników. Kilka rakiet wystrzelonych z jednego ze wzgórz uderzyło w sam środek szeregu robotów. Kiedy rozwiał się purpurowy błysk eksplozji, a kurz i dym powoli odsłoniły widok, Doriana dostrzegł, że z linii obronnej pozostał jedynie krater i dopalające się szczątki setki droidów.

- Nadchodzą – mruknął Laytron, pokazując na wschód. Doriana spojrzał w tym kierunku. Trzy czołgi AAT wychynęły zza rogu budynku, otwierając ogień w kierunku nadlatujących śmigaczy.

- Spóźnią się - stwierdził Doriana, oceniając dystans i szybkość.

- Z pewnością - zgodził się Laytron, gdy ogień osłonowy ze wzgórz, przerzucony został na zbliżające się AAT. - Fatalna w skutkach wada armii droidów, mistrzu Doriana. Będąc na polu bitwy, nie potrafią one ani myśleć, ani przewidywać.

Doriana uśmiechnął się.

- I właśnie dlatego Republika zwycięży.

Czołgi nadal prowadziły bezskuteczny ogień, gdy śmigacze dotarły do fabryki. Jeszcze zanim pojazdy się zatrzymały, wysypali się z nich żołnierze i, zarzucając broń na ramię, ustawili się pod ścianą. Pierwsze dwa tuziny, które zajęły tam pozycje, uniosły miotacze, zaopatrzone w liny z hakami i wystrzeliły do góry. Kotwiczki zaczepiły się o krawędź dachu, i już po chwili, żołnierze wciągali się szybko na górę, podczas gdy ich towarzysze osłaniali ich z dołu.

Garść ocalałych STAP-ów pomknęła w kierunku nowego zagrożenia i zdołała zabić dwóch wciągających się żołnierzy, zanim ogień osłonowy pozostałych je unieszkodliwił.

Pierwsza fala dotarła na dach i, odczepiwszy liny od miotaczy, sformowała szyk obronny. Następna fala była już w połowie drogi na górę, gdy ostatni, pozostali na dole żołnierze właśnie odrywali się od ziemi.

- W porządku - oznajmił Laytron, patrząc z ponurą satysfakcją na przegrupowujących się na dachu, z bronią gotową do strzału żołnierzy. - Separatyści nie mogą do nich strzelać bez ryzykowania uszkodzenia fabryki, ale za to oni będą w stanie ostrzeliwać statek desantowy tak długo, jak będzie w zasięgu. Czy taki rodzaj dywersji miał pan na myśli, mistrzu Doriana?

Doriana uśmiechnął się.

- Zgadza się – przyznał spokojnie. - To powinno wystarczyć.


***



Gdy Tories wydostał się z tunelu, stając w promieniach zachodzącego słońca, odgłosy odległego blasterowego ognia były wyraźnie słyszalne.

- Wygląda na to, że się zaczęło - mruknął do Binalie’go, podbiegając wraz z nim w kierunku drzew, wśród których, ukryta już była większość żołnierzy. - Mam nadzieję, że wytrwają, dopóki wszyscy stąd nie wyjdą.

- To nie ma znaczenia - stwierdził Binalie, gdy doszli do linii drzew.

- Co to znaczy “nie ma znaczenia”? - spytał Tories, gdy przycupnęli pod osłoną rozłożystych krzaków forlalinu. - Przecież właśnie o to chodzi.

Binalie potrząsnął głową.

- Może tobie i mnie - przyznał napiętym głosem. - Ale nie Roshtonowi. On wcale nie zamierzał wydostawać stąd techników.

- Jak to? - zafrasował się Tories.

- Czy nie słyszałeś, co mówił? - odparł Binalie. - On i jego żołnierze? Pytał jak jest na zewnątrz, i powiedzieli mu o północy, południu i wschodzie. Nie mówili mu tylko o zachodzie, a on też o to nie pytał.

Tories zamrugał, przypominając sobie całą rozmowę. Binalie miał rację. Roshton nie pytał o warunki na zachodzie. A zachód był oczywistym kierunkiem ucieczki z fabryki.

O ile się chciało uciekać…

Rozejrzał się na około w poszukiwaniu Roshtona, podczas gdy zrozumienie coraz bardziej ściskało mu żołądek. Dostrzegł komandora, stojącego obok wejścia do tunelu i patrzącego w dół na kolejnych, wydobywających się z otworu żołnierzy.

Tories podniósł się z ziemi i ruszył w jego stronę. Przeszedł może ze trzy kroki, gdy Roshton uniósł rękę i wskazał na wschód. I nagle, wszyscy jego ludzie, z blasterami gotowymi do strzału, ruszyli w tamtym kierunku, ku górującej nad szczytami drzew, sylwetce okrętu desantowego. Kiedy Tories dobiegł do Roshtona, mijali go już ostatni żołnierze.

- Co pan wyprawia? - krzyknął, łapiąc komandora za ramię. - To miała być misja ratunkowa.

- Z drogi, Jedi - rzucił Roshton, strząsnąwszy rękę z ramienia. - Oczywiście, że to misja ratunkowa. Ratujemy cenną fabrykę Lorda Binalie’go.

- Ale...

- Żadnych “ale” – uciął Roshton, gestykulując blasterem. - To nasza jedyna szansa, żeby dostać się do okrętu desantowego i zniszczyć matrycę kontrolującą droidy. Jeśli chcesz nam pomóc, to świetnie. Dobrze byłoby cię mieć ze sobą. Jeśli nie, zejdź nam z drogi.

Tories spojrzał na Binalie’go, nadal przycupniętego pod krzakiem, z twarzą sztywną od gniewu, strachu i frustracji.

- Wracaj do posiadłości - krzyknął w jego kierunku. - Tam się spotkamy.

Binalie spojrzał ponad ramieniem Toriesa na fabrykę.

- No idź – powtórzył Tories.

Twarz Binalie’go nadal była napięta, ale skinął głową.

- W porządku.

Wszedł między drzewa, a Tories odwrócił się do Roshtona.

- Pójdę z panem - rzekł, wyciągając miecz świetlny. - Ale później o tym porozmawiamy.

- Jasne - chrząknął Roshton. - Idziemy.

Pobiegli za żołnierzami, klucząc między drzewami i krzewami. Od czasu do czasu, Tories mógł dostrzec przed sobą białe zbroje; żołnierze musieli posuwać się naprzód przynajmniej tak szybko jak oni, a przecież mieli nad nimi przewagę od początku.

- A więc jaki jest plan? - zapytał Roshtona. - Chodzi mi o najnowszą wersję, oczywiście?

- Ludzie Laytrona prowadzą ogień z dachu fabryki – wysapał Roshton. - Droidy strzegące statku desantowego próbują ich właśnie stamtąd wykurzyć, starając się nie niszczyć fabryki. Przy odrobinie szczęścia, powinny być odwrócone do nas plecami, kiedy w nie uderzymy.

Tories skrzywił się. A co uczynią dowodzący statkiem Neimoidianie, gdy ich oddziały znajdą się w krzyżowym ogniu? Pewnie cokolwiek uznają za konieczne, włączając w to zniszczenie „Spaarti Creations”.

Być może.

Zadaniem Toriesa było niedopuszczenie do takiego rozwoju sytuacji.

- Pierwsze oddziały są na pozycjach do otwarcia ognia – poinformował Roshton, przyciskając słuchawki do ucha. - Reszta rozwija szyk za nimi. Jeśli nam się poszczęści i nikt ich nie zauważy... - przerwał, a Tories nabrał powietrza, słysząc jak zmienia się natężenie prowadzonego gdzieś z przodu ognia. - No cóż, zauważył – mruknął Roshton. - Wszystkie jednostki: strzelać bez rozkazu - przyspieszył gwałtownie.

- Zauważył? - spytał Tories, podążając za nim.

- Jakieś strażnik przy lądowisku - potwierdził Roshton, a do odgłosów broni dołączyły kolejne. - Ale nadal mamy przewagę.

Przebiegli kolejne pięćdziesiąt metrów przez las. I nagle, znaleźli się na miejscu.

W samym środku zaciętej bitwy.

Otworzywszy ogień, Roshton schylił się, kryjąc częściowo pod osłoną pobliskiego drzewa. Tories skrył się za innym, próbując na gorąco ocenić sytuację.

Dwa czołgi AAT, stojące na przeciwko wejścia do fabryki, próbowały zawrócić, żeby stawić czoła nowemu zagrożeniu, ale poruszały się powoli i niezdarnie, próbując dawać sobie radę z intensywnym ogniem blasterów i porośniętym gęsto podłożem. W kierunku Roshtona posuwały się też trzy rzędy superdroidów bojowych, wspomaganych przez kilka szturmowych D-60. Atakujący ponosili znaczne straty, ale nadal parli naprzód.

Tories zdecydował, że jego głównym celem powinny być AAT.

- Wchodzę - krzyknął do Roshtona, wskazując na czołgi. - Osłaniaj mnie.

- Dobrze – odkrzyknął Roshton, a Tories zapalił miecz świetlny. - Wszystkie jednostki: ogień osłonowy na lewo!

Huragan ognia, dochodzący z blasterów żołnierzy-klonów zmienił nagle kierunek, koncentrując całą swoją furię na lewej flance zbliżających się droidów, zamieniając znajdujące się tam maszyny w okopcony złom.

Tories rzucił się, pochylony, pod osłaniającym go ogniem i przemknął się pomiędzy dopiero co zniszczonymi droidami.

Załoga AAT oczywiście dostrzegła, jak się zbliżał. I chociaż główne działo laserowe czołgu nadal ostrzeliwało prawą flankę sił Republiki, defensywne blastery krótkiego zasięgu, umieszczone po obu stronach wlotu systemu wentylacyjnego wzięły go na cel. W odpowiedzi, błysnął miecz świetlny, parując lub odbijając strzały w stronę pleców maszerujących robotów.

Tories dobiegł do najbliższego AAT i wskoczył na jego przód. Ustawiwszy się naprzeciwko wlotu powietrza, w martwej strefie ostrzału obu działek blasterowych, dźgnął mieczem w dół, poprzez gruby pancerz, aż do przedniego dysku repulsora. Pojazd zarył nosem w ziemię, niczym czworonóg, któremu odcięto parę przednich nóg.

Gdy czołg wyrył pół metrową bruzdę w ziemi, Tories wyskoczył w górę, lądując przed górnym włazem i trzema krótkimi machnięciami miecza odciął główne działo i dwa boczne działka laserowe.

Drugi z czołgów przerwał ostrzał żołnierzy-klonów i zakręcił w stronę Toriesa. Przez chwilę Jedi pozostał na swoim miejscu, balansując na pochylonym już w przód czołgu i odbijając lecące ku niemu strzały z dolnych działek drugiego AAT. Jeden z odbitych strzałów trafił prosto w lufę działka, które z hukiem eksplodowało.

Korzystając z chwilowego zamieszania wewnątrz pojazdu, Tories sięgnął po Moc i efektownie przeskoczył na drugi czołg, rozprawiając się z jego uzbrojeniem tak samo jak poprzednio. Opierając się o klapę włazu, wykonał jeszcze jeden ruch mieczem świetlnym, odcinając anteny odbiorcze.

Nagle ze skraju lądowiska wyłonił się robot-niszczyciel, tocząc się i odbijając od nierównego podłoża. Z pomocą Mocy Tories uniósł jedno z dwóch odciętych wcześniej dział i pchnął je w sam środek obracającego się kształtu. Usłyszał chrzęst metalu i niszczyciel został zmuszony do zatrzymania się. Jeszcze przez chwilę mikro-repulsory walczyły o zachowanie równowagi, ale nagle coś w środku puściło i robot ostatecznie wywrócił się na bok. Serie blasterowych strzałów przecięły powietrze nad głową Toriesa.

Uchylił się szybko, dostrzegając za sobą grupę zamieniających się w złom superdroidów. Przyjacielski ogień dochodził z góry, gdzie dostrzegł grupę żołnierzy-klonów strzelających znad krawędzi dachu fabryki. Machnął z podziękowaniem ręką; w odpowiedzi, jeden z nich wskazał w kierunku okrętu desantowego i Tories spojrzał w tym kierunku.

Kolejny czołg staczał się z rampy, zamierzając dołączyć do bitwy.

Skinął potwierdzająco snajperom na dachu, zeskoczył ze zniszczonego czołgu, na którym do tej pory stał, i zaczął torować sobie drogę przez chaos w kierunku C-9979. Gdyby udało mu się dostać do rampy pod czołgiem, mógłby odciąć jego cewki repulsorowe, unieruchamiając z miejsca cały pojazd.

- Jedi!

Tories zatrzymał się, słysząc odległy krzyk dochodzący ponad odgłosami bitwy. Droidy zbliżały się do sił Republiki i choć było ich mniej niż na początku, nadal posuwały się naprzód. Żołnierze-klony zdawali się nie potrzebować jego pomocy, ale w wezwaniu zauważył nutkę zniecierpliwienia.

- Jedi!

Tym razem mógł określić miejsce, z którego dobiegał krzyk i dostrzegł Roshtona, stojącego obok drzewa. Komandor patrzył na niego, machając szaleńczo ręką w swoją stronę. Marszcząc brwi, Tories zmienił kierunek i z zapalonym mieczem, unikając linii robotów, cofnął się pod osłonę w miarę bezpiecznych drzew.

- O co chodzi – zawołał, gdy znalazł się w zasięgu słuchu Roshtona.

- Nie słyszałeś? - wrzasnął Roshton. - Jedi.

- Co ze mną? - Tories był już całkowicie zdezorientowany.

- Nie z tobą. - Roshton wskazał na niebo. - Jedi. Jedi przybyli.

- Jedi? - spytał Doriana.

- Tak – odpowiedział porucznik Laytron, wpatrujący się w niebo z mieszaniną zaskoczenia, nadziei i ulgi w głosie. - Wiadomość mówi, że transportowiec pełny Jedi zmierza tu, by nam pomóc. Mamy rozkaz się wycofać i zrobić im miejsce.

- Ale to niemożliwe – sprzeciwił się Doriana, obserwując uważnie twarz porucznika. - Skąd mogliby przybyć?

Ale jeśli Laytron miał jakieś wątpliwości, żadnej z nich nie dało wyczytać się ani z twarzy, ani z głosu.

- Nie wiem i nie dbam o to – oświadczył młody żołnierz. - Wszystkie jednostki: wycofać się.

- Dokąd? - przekrzywił głowę w górę. - Zrozumiałem – potwierdził, wskazując na niebo.

Doriana popatrzył do góry. Dostrzegał z oddali czarny punkt zbliżający się szybko w ich stronę.

- Szybciej z tym odwrotem - rozkazał Laytron. - Już nadlatują.

Uśmiechnął się oszczędnie do Doriany.

- To teraz zobaczymy trochę porządnej wojaczki.

Ten nie odpowiedział. Na najbliższej krawędzi dachu fabryki, żołnierze opuszczali się po zawieszonych linach, udając się do czekających śmigaczy. Zbliżający się pojazd rósł w oczach i można już było dostrzec, że był to rzeczywiście Republikański transportowiec.

A gdy zbliżył się wystarczająco, otworzył ogień.

Laytron nabrał gwałtownie powietrza.

- Co oni robią? - wypuścił powietrze. - Oni...

- Nie strzelają w okręt desantowy przed fabryką? - spytał Doriana.

- Oni strzelają w fabrykę - warknął Laytron, przysuwając bliżej do ust mikrofon. - Republikański okręt, wstrzymajcie ogień w stronę fabryki! Powtarzam: wstrzymajcie ogień w stronę fabryki!

Jedyną odpowiedzią było nasilenie ognia, który uderzał teraz zarówno w fabrykę, jak i atakujące zbliżający się statek STAP-y. Przez dłuższą chwilę, siły Republiki i Separatyści nadal wymieniali ogień, podczas gdy transportowiec nurkował w ich stronę.


Nagle, bez ostrzeżenia, pojazd nagle obniżył lot. Doriana wstrzymał oddech, gdy do atakujących statek STAP-ów dołączyły blastery i laserowe działa oddziałów Separatystów rozmieszczonych wokół fabryki. Transportowiec opadł jeszcze niżej…

I podczas gdy Laytron bluzgał w bezsilności nieprzerwanym potokiem plugawych wyzwisk, Doriana obserwował uderzający prosto w dach fabryki statek.

Przez krótką wieczność nic się nie wydarzyło. A potem, poprzedzony złowieszczą serią wyciszonych eksplozji, cały dach wyleciał w powietrze, rozrzucając dookoła szczątki, niczym erupcja niewielkiego wulkanu. Następne poszły ściany, wybrzuszając się i trzeszcząc, żeby w końcu zamienić się w lawinę gruzu. Jeszcze jedna, głośniejsza eksplozja wstrząsnęła okolicą i poprzez kłęby dymu i fruwające szczątki, Doriana dostrzegł wznoszącą się ku niebu kulę ognia po zachodniej stronie fabryki.

- Zatrzymały się - odezwał się głucho Laytron.

- Co? - spytał Doriana.

Porucznik wskazał ciężko na pole przed nimi.

- Droidy - powiedział. - Zamarły. Ostatni wybuch musiał zniszczyć okręt desantowy i matrycę kontrolną.

- Rozumiem – powiedział powoli Doriana. - Czy możemy to nazwać zwycięstwem?

Laytron parsknął.

- Jedi mogli by - powiedział z goryczą. - Kto może wiedzieć, co oni myślą? Ale reszta z nas, z pewnością nie.

- Żeby ocalić świat - Doriana wymamrotał stare przysłowie cyników - musimy go zniszczyć.

- Nawet pasuje - Laytron potrząsnął ze zmęczeniem głową. - Chodźmy. Znajdźmy komandora Roshtona.


***



Lord Binalie powiedział bardzo niewiele, gdy w trójkę szli przez zawaloną gruzami podłogę fabryki, a ich buty chrzęściły na resztkach tego, co kiedyś nazywało się „Spaarti Creations.” Idący u boku ojca, Corf, był jeszcze bardziej milczący.

- Nie wiem co powiedzieć – odezwał się cicho Tories, gdy zatrzymali się obok przemieszanych ze sobą ciał Cranscoców i ludzi. - Oprócz tego, że bardzo mi przykro.

- Pewnie, że tak - rzucił sztywno Binalie. - Tobie jest przykro, komandorowi Roshtonowi jest przykro, mistrzowi Dorianie jest przykro. Jestem przekonany, że cała Rada Jedi też wyrazi swój żal, o ile tylko przerwie na moment poszukiwania odpowiedzialnego za ten czyn - popatrzył pusto na Toriesa. - Co to da?

Tories potrząsnął głową.

- Nic - przyznał - Nie przypuszczam też, by…

- Dało się ją odbudować? Gdy niemal wszyscy twillerzy zginęli? - Binalie potrząsnął głową. - Nie. I to przynajmniej przez ich jedno pokolenie. I jeszcze jeśli będą chcieli nam ponownie zaufać - odwrócił się. - Ja, na ich miejscu, z pewnością bym tego nie zrobił. Ufać słowom człowieka to naprawdę głupota.

Tories skrzywił się.

- Przykro mi - to było wszystko, co potrafił w tej chwili powiedzieć.

- Jestem przekonany, że jeszcze się zobaczymy, Mistrzu Tories – powiedział, nie odwracając się Binalie.

To było pożegnanie.

- Tak, oczywiście - odpowiedział Tories. - Żegnam, Lordzie Binalie. Żegnaj, Corf.

Żaden z nich nie odpowiedział. Wzdychając i czując, że serce zamienia mu się w kawał poczerniałego metalu, Tories odwrócił się i powlókł w kierunku zniszczonej ściany, przez którą dostali się do zniszczonej fabryki. A więc tak się to skończyło. Pomimo wszystkich jego wysiłków, pomimo wysiłków Republiki i nawet sił Separatystów, „Spaarti Creations” została zniszczona. Zniszczona przez nieudolność, głupotę i arogancję.

Nieudolność, głupotę i arogancję pewnego Jedi.

Zamknął na chwilę oczy, czując jak głęboki smutek przepływa mu przez duszę. Utrata fabryki była wystarczająco przykra, ale Tories czuł, że stracił także coś o wiele cenniejszego. Binalie, bardzo wyraźnie, osobiście obwiniał go za przylot Jedi, mimo że Tories nie miał z tym nic do czynienia. I choć grzeczność i uprzejmość w ich wzajemnych relacjach może w końcu powrócą, zaufanie i przyjaźń, które żywili ku sobie, prawdopodobnie zniknęła na zawsze.

A Corf, który kiedyś patrzył na starego Jedi z podziwem i szacunkiem, przynależnym zwykle wielkim bohaterom, teraz go nienawidził. I chyba pozostanie mu tak do końca życia.

Doszedł do ściany i przedarł się przez rumowisko, czując gniewne ostrze w studni wypełniającego go smutku. Rada Jedi może sobie mówić tak głośno, jak chce, że nic nie wiedziała o tym, co się dziś wydarzyło. Ale we wraku transportowca były szaty Jedi i połamane miecze świetlne, które Tories widział na własne oczy. Ktoś na Coruscant wiedział, skąd pochodzili ci Jedi i kto dokładnie ich tu przysłał.

W ten czy inny sposób, Jedi Jafer Tories, go wyśledzi.


***



Zakapturzona twarz Dartha Sidiousa zamigotała nad holoprojektorem Doriany.

- Melduj.

- Operacja okazała się sukcesem, mój panie - zaczął Doriana. - “Spaarti Creations” została zniszczona.

- A Jedi?

- W oczach opinii publicznej, wina leży całkowicie po ich stronie - odrzekł Doriana.

- Doskonale - powiedział z satysfakcją Sidious. - Czy ktokolwiek wyrażał większe zainteresowanie dokładniejszym zbadaniem statku?

- Komandor Roshton zasugerował, że powinno być to zrobione - odparł Doriana. - Ale była to uwaga, rzucona tak jakoś bez entuzjazmu i mająca raczej na celu sprawdzenie, czy jest możliwa identyfikacja załogi pojazdu, na podstawie wzorów znalezionych we wraku mieczy świetlnych.

- Zachęć go, żeby podążał tym tropem - rozkazał Sidious. - Zanim odkryje, że wiedzie on donikąd, wszystkie dowody, w postaci systemu zdalnego sterowania transportowcem znikną w trzewiach maszyny do recyklingu - lekko się uśmiechnął. - Jedna z wielu małych korzyści ze stykania się z Jedi, Doriana. Używając kilku małych rekwizytów: szaty, miecza świetlnego i nierozpoznawalnego ciała, łatwo można było stworzyć iluzję upadłego bohatera.

- To prawda, mój panie – zgodził się Doriana. - Zakładam, że ten, kto zdalnie sterował statkiem, niebawem opuści Cartao?

- Już opuścił - nastąpiła krótka pauza i Doriana miał uczucie, jak gdyby te niewidzące oczy sondowały jego twarz. - Nadal nie pochwalasz tej operacji, prawda?

- Ależ nie, mój panie – pospieszył z zapewnieniem Doriana. - Ale nadal jestem zdziwiony. Dlaczego trzeba było celowo zniszczyć Spaarti? Mogła oddać nieocenione usługi Separatystom. Dlaczego nie zachować jej nietkniętej w celu eksperymentowania i produkcji?

- Ponieważ z natury byłaby nie do utrzymania - odpowiedział Sidious. - Republika mogłaby odzyskać nad nią kontrolę i wykorzystać ją z równym spustoszeniem przeciwko nam.

Potrząsnął głową.

- Nie, mistrzu Doriana. Kartę o takim nieokiełznanym potencjale, lepiej było całkowicie usunąć ze stołu - znowu się uśmiechnął. - Tym bardziej, że dzięki temu, mogą być osiągnięte inne, długofalowe korzyści.

- Ta część okazała się niewątpliwie sukcesem – zgodził się Doriana, kiwając głową. - Nie uważam, że Jedi będą w najbliższym czasie mile widziani na Cartao. A z pewnością, jeśli Lord Binalie będzie miał tu coś do powiedzenia. Nawet Tories, który miał tu opinię czegoś w rodzaju bohatera wśród tutejszych mieszkańców, wydaje się być skończony.

- A ekonomiczny oddźwięk zniszczenia Spaarti, który ogarnie ten region, jeszcze bardziej pogłębi to nastawienie - dodał Sidious. - Zniszczenie Jedi będzie tylko połowiczne, jeśli mieszkańcy Galaktyki będą opłakiwać ich stratę. Dzięki twojej pracy tutaj, niewielu w sektorze Prackla uroni łzę nad ich odejściem.

- To prawda - Doriana pokiwał głową. - Czy masz dalsze rozkazy, mój panie?

- Nie – powiedział Sidious. - Zostań tam tak długo, żeby zająć się ostatnimi detalami, a potem wracaj z powrotem na Coruscant - Doriana skłonił lekko głowę. - Jeszcze jedna kwestia. Raporty, które do mnie dotarły wskazują, że komory klonujące, wyprodukowane przez Republikę, zostały zniszczone w trakcie ataku. Czy to prawda?

- Nie, mój panie - odparł Doriana. - Zostały zmagazynowane w jednym z Przyłączników, kilka kilometrów od głównego kompleksu i przetrwały nieuszkodzone. Najwyższy Kanclerz Palpatine nakazał mi przetransportować je w sekrecie do niedawno reaktywowanej, starej, podziemnej fortecy na planecie Wayland.

- Doprawdy - powiedział zamyślony Sidious. - Ile ich jest?

- Kilka tysięcy - Doriana zawahał się. - Jeśli sobie tego życzysz, mogę sprawić, że zaginą.

Sidious zacisnął wargi, zastanawiając się, a Doriana wstrzymał oddech. Oczywiście, byłby w stanie dość łatwo spowodować sabotaż cylindrów w trakcie ich przewozu lub jeszcze nawet zanim opuściłyby Cartao. Pozostawał jedynie problem, że mając tak niewielu ludzi wtajemniczonych w sekret, taka akcja niosłaby ze sobą dość duże ryzyko dekonspiracji. Ale jeśli Sidious zażyczyłby sobie…

Ale Lord Sithów potrząsnął głową.

- Nie kłopocz się tym - zadecydował, wykrzywiając pogardliwie usta. - Kilka tysięcy dodatkowych komór klonujących nie wniesie wiele na rzecz wojny. Niech Palpatine ucieszy się z tego małego trofeum.

Doriana bezszelestnie wypuścił powietrze. - Tak, mój panie.

- Niebawem się z tobą skontaktuję - kontynuował Sidious. - Jeszcze raz gratuluję. Plan posuwa się naprzód.

- Także oczekuję na jego sfinalizowanie – powiedział Doriana. - Żegnaj, Lordzie Sidious.

Sidious uśmiechnął się.

- Do następnego razu, Mistrzu Doriana.


Koniec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron