Szymon Hołownia: Przychodzi Bóg, który z nami zostaje na stałe
- Nie chodziło o to, by kogoś nawracać na wiarę, ale podać podstawowe fakty, obalić mity, które ludzie mają w głowach, zmierzyć się z tandetnymi intelektualnie wyobrażeniami o Panu Bogu. - mówi Szymon Hołownia, publicysta katolicki, autor książki "Bóg. Życie i twórczość" w rozmowie z Małgorzatą Iskrą.
Mówimy
Boże Narodzenie, a myślimy o żłóbku i Panu Jezusie. Dlaczego Bóg
i Duch Święty pozostają wtedy w cieniu?
Dlatego, że Jezus jest Bogiem i rodzi się na świecie. Wśród
ludzi. Więc to jest oczywiste, że skoro Bóg się rodzi na ziemi,
mówimy o Bożym Narodzeniu. Kto widzi Syna, widzi i Ojca oraz Ducha
Świętego. Syn nie jest jedną trzecią Boga, ale całym Bogiem.
Pytanie tylko, czy my do tej prawdy docieramy, czy też zatrzymujemy
się na czysto emocjonalnej sferze pieluch, żłóbków, płaczących
nad nimi osób.
Tradycja i polityka przytłacza myślenie o
narodzeniu Boga nie od dziś. Żłóbek wyposażano w narzędzia,
które sprawiały, że stawał się on miejscem debaty publicznej.
Myślę, że to błędna droga. Boże Narodzenie to opowieść okryta
szlachetną tajemnicą, do której do końca nie docieramy. I warto,
byśmy sobie to uświadomili. Tylko jednego faktu możemy być pewni:
że Bóg się urodził.
Dla
Pana inspiracją dla poznawania Pana Boga były między innymi
wędrówki po Ziemi Świętej. W których miejscach czuł się Pan
najbliżej Boga?
W
Ziemi Świętej czułem bliskość Boga głównie poprzez
zaprzeczenie. To jest ziemia, po której się chodzi ścieżkami
Boga, ale ja nie jestem człowiekiem skłonnym do emocjonalnych
poruszeń. Za to robiła na mnie wielkie wrażenie Jerozolima, która
jest światem w miniaturze: miejscem poranionym, czekającym na Boga.
Tam nieszczęście i zło mieszają się z dobrem i miłością.
Jerozolima jest jednym wielkim wołaniem świata o Boga. Natomiast
jeśli coś mnie nurtowało, gdy odwiedzałem miejsca związane z
Jezusem, to pytanie: czy byłbym w stanie wtedy, przed wiekami,
uwierzyć Jezusowi, że jest Bogiem? O naszym chrzcie decydują
rodzice, później sami układamy sobie kontakty z Bogiem - ale
wszystko to dzieje się w dwa tysiące lat po narodzinach Jezusa.
Dlatego nad jeziorem Genezaret zdałem sobie sprawę z doniosłości
relacji, które tam zaistniały między Bogiem a jego uczniami. Z
doniosłości tego, gdy się mówi Chrystusowi, że się w niego
wierzy.
Jak
więc blisko obcować z Bogiem, czemu powinny przecież sprzyjać
święta Bożego Narodzenia?
Jeśli ktoś chce Boga spotkać, to nie ma lepszego adresu, jak
pójść do kościoła. Powinniśmy się jednak wreszcie nauczyć
podstawowej prawdy, że ponad tymi zwyczajami, pięknymi szopkami,
kolędami, potrawami pojawia się cel zasadniczy: przychodzi na świat
Bóg, który z nami pozostaje na stałe.
Dlatego, jako
katolicy, powinniśmy na chwilę odwrócić wzrok od obrzędowości i
odkryć, że tak naprawdę chodzi o sakramenty, że istota
chrześcijaństwa tkwi w obcowaniu z Bogiem poprzez uczestniczenie w
nich. Figurka w żłóbku jest tylko naszym wyobrażeniem narodzonego
Jezusa, ale on przecież znajduje się w tabernakulum.
Boże
Narodzenie jest czasem, do którego przywiązujemy dużą wagę
emocjonalną, bo Jezus się rodzi. To się nie zmieni.
Ale trzeba przy tej okazji zadać pytanie: co to dla ciebie
znaczy, że Dzieciątko się rodzi? Jeśli zapomnimy o istocie świąt,
nawet te przeżywane na klęczkach, będą puste. Nowy początek
życia powinien być zawsze zachętą, byśmy w sobie odkryli kim
jesteśmy, że jesteśmy chrześcijanami. Musimy też sobie bardzo
przytomnie uświadomić, że Boże Narodzenie jest początkiem
historii Jezusa. Gdy rodzi się Dzieciątko następuje ta część,
którą najbardziej lubimy: pojawia się kwilące słodkie bobo,
które niczego od nas nie chce, więc wielu by "przygodę z
Bogiem" skończyło na tym wygodnym etapie. Boże Narodzenie
ładnie nam się wkomponowuje w porę roku, ale dla katolika jest,
pamiętajmy, trzecim co do ważności świętem - po Zmartwychwstaniu
i Trzech Królach. Z tego nauka, że trzeba z Jezusem przebyć całą
drogę i "przerobić ciężką pracę", jak ukrzyżowanie,
zmartwychwstanie. To droga do osiągnięcia prawdziwej bliskości.
Rozmawiała
Małgorzata Iskra