Komorowski z Miedwiediewem dobili targu?
Nasz Dziennik, 2011-01-17
N
a
reakcję najwyższych polskich władz w sprawie kpiącego z Polaków
raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) w sprawie
rosyjskiej wersji tego, co 10 kwietnia wydarzyło się pod
Smoleńskiem, czekać trzeba było wiele godzin. Prezydent Bronisław
Komorowski do dzisiaj nie zabrał publicznie głosu, nie licząc
przytaczanej przez agencje prasowe kurtuazyjnej wypowiedzi o
"poparciu stanowiska rządu w sprawie raportu MAK".
Co
robi prezydent RP, zwierzchnik sił zbrojnych, gdy obce państwo kpi
sobie z Polski, Polaków i szargany jest honor polskiego oficera? Na
jakąkolwiek reakcję na przekaz Rosjan podany do wiadomości
światowej opinii, iż "pijany polski generał, szef sił
powietrznych, doprowadził do katastrofy lotniczej", czekaliśmy
zbyt długo, by media na całym świecie jednocześnie z rosyjską
wersją mogły uwzględnić stanowisko polskich władz. Być może
zarówno premier Donald Tusk, jak i prezydent Bronisław Komorowski
do ostatniej chwili czekali, czy opinia publiczna w Polsce
rzeczywiście tak negatywnie odnosi się do zawartości rosyjskiego
raportu, iż nie będzie można przejść nad nim do porządku
dziennego.
Prezydent Komorowski publicznie głosu w tej sprawie
nie zabrał zresztą do tej pory. O tym, iż Komorowski ma
jakiekolwiek refleksje w sprawie ogłoszonego przez Rosjan raportu,
dowiedzieć możemy się co najwyżej z informacji podanych przez
Polską Agencję Prasową, przytaczającą wypowiedzi prezydenta dla
swoich dziennikarzy. - W pełni popieram stanowisko zajęte przez
rząd polski w kwestii oceny przyczyn i przebiegu katastrofy
lotniczej w Smoleńsku przedstawionych przez stronę rosyjską.
Stanowisko polskie jest tyle samo wyważone, co zdecydowane - mówił
prezydent.
Nie wiemy jednak, co prezydent myśli o szkalowaniu
pamięci polskiego oficera. Na swoje zwierzchnictwo nad siłami
zbrojnymi Komorowski powoływał się, besztając księdza pułkownika
Sławomira Żarskiego, którego kazanie głowie państwa się nie
spodobało, a gdy przed atakiem obcego państwa trzeba bronić honoru
i pamięci polskiego oficera - słów zdaje się brakować.
Znamienne są jednak dalsze, przytaczane przez Polską Agencję
Prasową, wypowiedzi prezydenta Komorowskiego: "Niewątpliwie
strona polska została zaskoczona tak szybkim upublicznieniem raportu
MAK, jak i stylem prezentacji niektórych jego aspektów. (...) Tym
niemniej w takiej sytuacji należy zachować maksymalnie wiele zimnej
krwi i odpowiedzieć w taki sposób, by nie zmniejszać szans na
zbliżenie stanowisk". - W duchu przebiegu niedawnej wizyty
prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w Polsce trzeba dążyć do
zbliżenia, a nie do wzajemnego oddalania się naszych krajów w tym
trudnym momencie - mówił prezydent.
Plany obozu Platformy
Obywatelskiej o jak najszybszym zakończeniu dyskusji o przyczynach
katastrofy smoleńskiej skomplikowali - zdaje się - sami Rosjanie. Z
przytoczonych słów prezydenta, a także wypowiedzi premiera można
było bowiem wyciągnąć wniosek, iż wystarczyłoby, żeby
przynajmniej przyznali w raporcie, iż chociaż jedna żarówka z
oświetlenia lotniska w Smoleńsku była niesprawna z winy Rosjan.
Tusk z Komorowskim nawet tego nie dostali.
Próby "rozwoju"
polsko-rosyjskiej przyjaźni kosztem prawdy cały czas pozostają
jednak realne. Kremlowskie służby ogłosiły, iż w piątek na
prośbę strony polskiej z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem
telefonicznie rozmawiał prezydent Komorowski. Poinformowano, że
"Szefowie państw wymienili poglądy w związku z publikacją
raportu końcowego Komisji Technicznej Międzypaństwowego Komitetu
Lotniczego na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku 10 kwietnia 2010
roku, a także przedyskutowali dalsze wspólne działania w badaniu
jej okoliczności", "potwierdzono plany przeprowadzenia
wspólnych uroczystości żałobnych, poświęconych rocznicy tej
tragedii".
Już 10 kwietnia możemy mieć więc kolejną
imprezę, podczas której prezydenci bądź premierzy będą się
poklepywać po plecach.
Artur Kowalski