Derwin Jerzy Pętle

P ę t l e



Było ciepłe, wiosenne późne popołudnie. Piotr przysiadł na kamiennej barierze mostku nad leniwą strugą wątłej rzeczki. Po drugiej stronie drogi kilka osób stało na przystanku, przy pętli z wyślizganych szyn.

Dalej, w perspektywie torów ułożonych między jezdnią a cmentarnym murem z czerwonych cegieł, błysnęła szyba wozu tramwajowego. Kolebiąc przodem to w lewo, to w prawo, nadjeżdżała niebieska czwórka. Stukot kół na wybojach złącz było słychać już z daleka, lecz motorniczy mimo to obwieścił swoje przybycie hałaśliwym żelazistym dzwonieniem. Z wagonów wysypała się gromadka ludzi i pospieszyła w stronę osiedla. W ich miejsce wsiedli oczekujący. Popiskując na skąpo wymierzonej krzywiźnie pętli, tramwaj zatoczył koło i odjechał w stronę śródmieścia.

Na przystanku została dziewczyna – w kolorowej sukience, obcisłej górą i suto pofałdowanej dołem, z dużą torbą przewieszoną przez ramię. Rozejrzała się niezdecydowanie, podeszła do kiosku, prześlizgnęła się wzrokiem po rozłożonych gazetach i wystawionych w oknie drobiazgach.

Piotr podniósł się i ruszył w jej stronę. Wtedy i Aga go zobaczyła.

Rękę, którą trzymał cały czas za sobą, Piotr wyciągnął teraz w stronę Agi i podał jej bukiecik fiołków. Dziewczyna była zaskoczona i wzruszona. Szybko spojrzała na boki, objęła Piotra za szyję, uniosła się na palcach i pocałowała go w usta.

Pani w kiosku patrzyła za nimi w zadumie, kiedy, przekomarzając się, zeszli na ścieżkę wijącą się wzdłuż rzeczki.

Minęli usypany z wojennego gruzu wysoki kopiec z długim łagodnie pochylonym nasypem służącym w zimie jako tor saneczkowy. Za kopcem zaczynały się zarośla ni to gaju, ni parku. W odległej przeszłości była to część cmentarza. Piotr i Aga przemierzali wąskie alejki ocienione krzewami i drzewami.

Roześmieli się; spacerowali, nic już nie mówiąc. Nie spotkali nikogo, byli sami. Chcieli się upewnić, że są sami. Piotr poczuł, że serce bije mu szybciej. Ich spojrzenia spot­kały się. Aga przysunęła się do chłopca. Otoczył ją ramieniem.

Wiedzieli, co teraz nastąpi. Byli tu już nieraz i wiedzieli, po co przyszli także i dzisiaj. A jednak ożywioną rozmową podświadomie odsuwali moment, w którym pragnienie intymnego zbliżenia miało wziąć górę nad nieśmiałością. Nawet po miesiącach i latach zażyłości nie jest łatwo w niebanalny sposób przejść do pozycji leżącej, w niekompletnej bieliźnie.

Młodzi minęli starą ławkę na kamiennych podporach i zatrzymali się przy skrawku gładkiej trawy. Aga wyjęła z torby wychodzący już z mody ciemnozielony ortalion, rozłożyła go i położyła się na wznak wyprostowana, z torbą i rękami pod głową. Patrzyła przed siebie w górę, na kłębiaste obłoczki, nie na chłopca.

Piotr podziwiał uroczą niewinność, jaką spokojne naturalne ruchy dziewczyny nadawały całej scence. Położył się obok Agi. Zostawiła dla niego wolne miejsce po prawej stronie. Lubił mieć wolną prawą rękę leżąc przy niej na boku.

Piotr uwielbiał widok jej niewysokich, dziewczęcych piersi. Czasem nieomal kręciło mu się w głowie na widok różowych malinek nabierających kolorów i pęczniejących pod wpływem jego pieszczot. Sam już nie wiedział, czy bardziej pragnie brać je do ust czy jeszcze na nie patrzeć. Zgłaszał pretensje do Agi, że nie nosi piersi w takich miejs­cach, aby mógł równocześnie na jedną patrzeć, a drugą całować.

Jeszcze chwilę Piotr zwlekał z rozpięciem guziczków. Aga była bez stanika i wyczuwał jej skórę tuż pod materiałem obcisłej sukienki. Sucha ciepła gładkość jedwabiu przydawała pieszczocie szczególnej delikatności. Podobnie bywało w łóżku, w gorące noce, kiedy pozostawiał ją czasem w gładkiej milanezowej koszulce.

Powoli ręka Piotra przesunęła się na biodra i powędrowała wzdłuż zwartych wypros­towanych nóg. Aga – jak gdyby chcąc się wygodniej ułożyć – poruszyła całym ciałem, uniosła kolana i – jak gdyby przypadkowo – pozostawiła uda lekko rozwarte. Schowała twarz tuląc się do jego policzka, kiedy Piotr wsunął dłoń pod sukienkę.

Aby dać dziewczynie poczucie ustępowania przed męską przemocą, dość szorstko roztrącił jej nogi i położył całą dłoń na łonie. Przez chwilę pieścił je przez tkaninę skąpych bawełnianych fig. Niewinna gra kończyła się. Aga uniosła lekko biodra, aby Piotr mógł wyłuskać ją z majteczek i zgarnąć w górę spódnicę. Odsłonił i całował płaski brzuch z widoczną granicą opalenizny i trójkącikiem ciemnych włosów. Czesał je palcami, gładził rozchylone uda, wierzchem dłoni, przypadkiem niby, potrącając o fałdy ciemniejszej skóry u ich zbiegu.

Szeroko rozwarła uniesione kolana i przytrzymała rękę chłopca u wejścia swego ciała. Czuł jak pod miarowym ruchem jego palców otwiera się i obrzmiewa.

W oddechu dziewczyny pojawił się ów przedziwny gorzkawo-słonawy zapach, który zwykle zapowiadał zbliżanie się do szczytu podniecenia. Wnętrze jej ciała stało się wilgotne i prowokująco śliskie.

Piotrowi łomotało serce i szumiało w głowie. Przemógł się.

Ucichła. Czuł, jak pod jego palcami ustępuje śliska obrzmiałość. Drgnęła w obronnym odruchu, kiedy poruszył ręką. Wiedział, jak bardzo drażniące w tej chwili było dla niej każde dotknięcie, ale wiedział też, że nie powinien pozwolić dziewczynie zbytnio ochłonąć. Najdelikatniej jak mógł, powoli pieścił ją całą dłonią, unikając najczulszych miejsc. Aga zrozumiała, do czego zmierza. Poddała się pieszczocie i już wkrótce zaczęło powracać pożądanie i gotowość podjęcia miłosnych praktyk.

Tym razem wszedł w nią, kiedy go przywołała, czując zbliżające się ponowne uniesienie. Poruszał się w niej powoli, rozkoszując się ocieraniem o przedziwne, gładkie nierówności jej wnętrza. Aga powstrzymywała się, czekała na niego, a on też już nie wytrzymywał dłużej naporu podniecenia.

Dziewczyna przygarnęła go mocno. Rytmicznie wychodziła na przeciw jego ruchom uniesionymi biodrami. Ustawiała je tak, aby ocierał się o najczulsze miejsca – rozbudzone i łaknące pieszczot.

Poczuł gorący przypływ, palącą rozkosz i jeszcze bardziej wzmógł mocne ruchy daleko, w głąb jej ciała

Powoli uspokajała się i przygasała. Nie wychodząc z niej, Piotr uniósł się tak, aby mogła złożyć pod nim wyprostowane nogi i trwali tak bez ruchu. Żegnała go tajemniczym, rozkosznym uściskiem, napięciem mięśni w miejscu, w którym przenikały się i łączyły ich ciała.

...

Piotr leżał obok Agi, z policzkiem przytulonym do jej ramienia i do piersi na powrót opiętej w barwy sukienki. Otworzył jedno oko.

Aga na wpół leżała oparta na łokciach. Czy to wzmianka o nagości, czy może widok jej ciała – bardziej uwydatnionego niż zakrytego jedwabiem opływającym piersi, biodra i uda – sprawił że chłopca znów ogarniało pożądanie.

Dziewczyna dostrzegła jego przymglone oczy. Przysunęła się do leżącego na wznak Piotra i szepnęła mu prosto do ucha:

Wiedziała, ile czułości, uwagi i wysiłku włożył w to, aby raz i drugi doznała pełnej, skończonej rozkoszy. Teraz zapragnęła mu się oddać tak, aby to on, nie troszcząc się o nią, przeżył uniesienie bez żadnych zahamowań. Wiedziała, że obudzonemu już ponownemu pragnieniu w jego myślach musi jeszcze przydać pragnienia ciała – być może osłabionego niedawnym przeżyciem.

Położyła się na chłopcu, ale zaraz przewinęła się na jego prawą stronę i teraz to ona miała go pod swoją prawą ręką. Podniecała chłopca z wyrafinowaniem godnym wytrawnej kurtyzany, a przecież wiódł ją tylko instynkt, czułość i wola ofiarowania mu chwili rozkosznego szczęścia. Musnęła ustami jego wargi, nie całując, a potem oczy, tak aby je przymknął i nie śledził jej rozpustnych ruchów. Piotr poddał się pieszczocie, nieruchomy i cichy. Przenikały go dreszczyki, od których jeżyły mu się włosy na głowie.

Włożyła rękę pod rozpiętą koszulę, rozsunęła ją i przesunęła dłoń wzdłuż ciała, pod spodnie. Ciasno było. Rozpięła pasek, otworzyła dżinsy i przez spodenki dotykała budzącej się z wolna męskości. Dała mu do zrozumienia, że chce go wyzwolić ze spodni i bielizny.

Zauważyła, że – obnażony – poczuł się skrępowany i bezbronny. Okryła go fałdami swojej obszernej spódnicy i powróciła do pieszczot twarzy i piersi. Teraz nie jej ręka, lecz usta przesuwały się w dół ciała, znacząc drogę drobnymi pocałunkami. Kiedy twarz dziewczyny mijała brzuch, ujął jej głowę w obie ręce i lekko powstrzymał. W ten sposób dawał jej szansę wycofania się, ale pokonała jego opór.

Ujęła w dłonie i delikatnie ugniatała jądra chłopca. Wiedziała już, że to sprawia mu szczególnie wielką przyjemność. Piotr gładził jej głowę; znak, że przyjmuje jej odważne pieszczoty z wdzięcznością. Podała sobie do ust dość już obrzmiałego penisa. Powoli pieściła go ruchem warg, odszukując najwrażliwsze miejsca w okolicy wędzidełka, odkryte kiedyś wcześniej, kiedy, wiedzeni pożądliwą ciekawością, poznawali na wzajem tajniki swoich ciał i buszowali w ich najintymniejszych zakątkach. Agata chciała koniecznie dowiedzieć się, gdzie chłopak ma to najczulsze na pieszczoty miejsce. Długo kazał jej wtedy poszukiwać i eksperymentować...

Aga czuła, jak w wyniku wyszukanych pieszczot rośnie i pręży się to, co trzymała w dłoniach i w ustach. Spojrzała na skutki swojej aktywności. Dziewczyna, znacznie mniej od chłopca wrażliwa na bodźce wzrokowe, jednak poczuła przypływ ssącego pożądania. Ogarnęła ją przewrotna chęć sięgnięcia ręką pod spódnicę i dotknięcia własnego ciała. Przemogła się. Zbliżyła twarz do głowy Piotra. Położyła na swojej piersi jego dłoń i poruszała nią powoli.

Piotr przejął inicjatywę. Przez chwilę całował jej usta, jak by chciał powiedzieć, że dziewczyna nie potrzebuje się wstydzić pieszczoty, którą mu przed chwilą ofiarowała.

Położyła się przy Piotrze na brzuchu. Podsunął w górę spódnicę. Była bez majteczek. Rozsunął jej nogi i ukląkł między nimi. Położył ręce na drobnych, prześlicznie zaokrąglonych pośladkach i biodrach. Dziewczyna uniosła je wysoko ukazując przy tym rozchylające się kusząco różowe fałdy. Sycił oczy oszałamiającym widokiem – wyzywającym, bezwstydnym, a przecież równocześnie niewinnym, bo pełnym całkowitego oddania i pożądania zarazem.

Agata była wilgotna od śladów wcześniejszego zbliżenia i ponownego podniecenia. Wciąż klęcząc wślizgnął się w nią gładko, bez żadnego oporu. Powoli poruszał biodrami i patrzył chciwie, jak mieszają się i składają ich ciała, czemu czasem towarzyszyło rozkoszne, choć nieco komiczne, mokre cmoknięcie.

Napięcie jego rosło. Ułożył teraz dziewczynę płasko na brzuchu, położył się na niej całym ciałem. Wzmógł intensywność poruszeń; sięgał dna jej wnętrza i uderzał o nie.

Tryskał w kilku rozkosznie piekących przypływach i tak, jak to oboje uwielbiali – oparty o nią gdzieś hen, głęboko... Zapewniała, że w takich momentach czuje uderzenie jego nasienia i że doznaje przy tym szczególnej emocji. Przez długą chwilę leżeli obok siebie cicho, stuleni, zmęczeni.

O wchodzeniu na górkę mówili, kiedy mieli na myśli osiąganie szczytów seksualnych doznań, a nie chcieli popadać w dosłowność sformułowań książkowych lub zbyt dosadnych. Bywało, że za namową Piotra subtelna, nie zepsuta dziewczyna dawała się sprowokować do słów mocniejszych, wulgarnych nawet, ale robili to rzadko, eksperymentując w poszukiwaniu nowych podniet i wrażeń.

Przekomarzali się jeszcze, kiedy Aga wsuwała się w figi i poprawiała suknię. Uczesała długie włosy – ciemno-blond, o złotawym połysku – i wprawnymi, tylko dziewczętom znanymi chwytami przewlekła je przez ciasną pętlę z gumy. Piotr przepadał za jej gładkim uczesaniem w koński ogon, bez grzywki. Aga wymawiała mu żartem, że się dla niego poświęca, bo od takiej fryzury wypadają włosy.

Tuż za rozłożystym krzewem, na starej ławce ­– ktoś siedział.

...

Agata była tak widocznie przerażona, że Piotr zerwał się też na równe nogi. Intruzem był starszy, szpakowaty mężczyzna w zielonkawej wiatrówce. Na kolanach trzymał papiery. Patrzył na młodych spokojnie, bez natarczywości, z cieniem uśmiechu.

W Piotrze wzbierał gniew i popychało go coś w stronę obcego. Zrobił kilka kroków.

Piotr i Aga spojrzeli po sobie. Zdziwienie po części zastąpiło i stonowało ich oburzenie natręctwem obcego.

Aga i Piotr popatrzyli na nieznajomego, potem na siebie. Daremnie szukali odpowiedzi na absurdalną wypowiedź osobliwego rozmówcy.

Młodzi milczeli chwilę zdeprymowani. Gorączkowo zbierali myśli.

Pisarz zadumał się nad ostatnim pytaniem Agaty.

Wzmianka o czytelnikach poruszyła Piotra.

Zamilkli, jakby porządkując bezładnie pomieszane myśli i emocje. Pierwsza wróciła do rozmowy Agata.

Autor podniósł się z ławki i podszedł do młodej pary.

Roześmieli się, kiedy ręka opadła, przenikając przez ciało Agi, jak przez laserowy obraz na obłoku mgły.

Kiedy w drodze powrotnej przechodzili obok pagórka z torem saneczkowym, Agata zarumieniła się lekko na wspomnienie pewnego zimowego popołudnia spędzonego tu przed laty z Piotrem. Jednak nie odwróciła twarzy, lecz zajrzała w oczy chłopca i spotkała się z jego wzrokiem. Musieli pomyśleć o tym samym.

...




w lipcu 1998

10




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Derwin Jerzy Więzy
Derwin Jerzy Wibracje
Derwin Jerzy Songe macabre
Derwin Jerzy Lody
Derwin Jerzy Ogień
Derwin Jerzy Żywioły
Derwin Jerzy Myśl o śmierci
Derwin Jerzy Sanki
Wzajemna regulacja gruczołów wydzielania wewnętrznego, pętle sprzężeń między gruczołami
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 8, Prywatne,
petle w pascalu, INFORMATYKA
S2 Negocjacje jako sposób porozumiewania się w życiu społecznym Jerzy Gieorgica wykład 6, Prywatne,
współczesne systemy polityczne, Uczelnia - notatki, dr Jerzy Silski
Psychologia polityki, Agresja-wojna, Jerzy Jedlicki
petle, Instrukcja for
projekt 2 Jerzy kordzikowski IM2 stacjonarne, zestaw3, Dane:
poz4, Jerzy Kisielnicki
pętle
20 dolarów, NUMIZMATYKA(1), Jerzy Chałupski

więcej podobnych podstron