Rozdział 12
Severus obudził się, ale wciąż leżał z zamkniętymi oczyma. Lubił uczucie ciepła, które zapewniała mi rozgrzana pościel. Wyciągnął różdżkę umieszczoną wieczorem pod poduszką i rzucił zaklęcie czasu – dwadzieścia po piątej, więc miał jeszcze ponad godzinę snu. Po chwili uzmysłowił sobie, że jest sobota. Mógł zostać w łóżku aż do ósmej. Musiał coś zrobić z dzieckiem, które spało w jego łóżku.
Dziecko, które potrzebowało tak mało, a zarazem tak wiele. Czy był w stanie mu to zapewnić?
Potter... Chwila, jeśli naprawdę chcę być rodzicem dziecka, to muszę odnosić się do niego inaczej...Harry.
Harry przyjął jego opiekę w sposób, w jaki robią to tylko dzieci spragnione jakiegokolwiek cieplejszego uczucia ze strony dorosłych. Chłopiec był grzeczny i skory do pomocy, niczym nie różnił się od małej Lilly, którą Severus dawno temu spotkał na huśtawkach.
Gdyby Severus miał lepsze dzieciństwo… Gdyby wiedział, jak dogadywać się z innymi dziećmi… Gdyby tak bardzo nie bał się własnego ojca... Gdyby nie chciał tak diametralnie zmienić swojego życia, jednocześnie paląc za sobą mosty - może spędziłby życie z matką Harry'ego.
Matka Severusa powiedziała mu, że jego ojciec nie zawsze taki był. Co nie zmieniało faktu, że tego nie pamiętał. Opowiadane historie były niczym bajki na dobranoc - rzeczy wydarzyły się dawno, dawno temu w miejscu, które było daleko, daleko stąd…
Przed śmiercią Eileen przekazała synowi myślodsiewnie ze swoimi wspomnieniami. Obiecawszy sobie, że zaniecha rozpamiętywania przeszłości, Severus po prostu ją ukrył. Zajrzał do niej dopiero po śmierci Lilly, w chwili, gdy wszystkie osoby zainteresowane były już martwe. Przeglądał pozostawione wspomnienia w chwilach, gdy czuł potrzebę bycia blisko matki, a także wtedy, gdy pragnął zrozumieć historię swojego życia.
Kiedy młoda czarownica go spotkała, Tobiasz Snape był przystojnym chłopakiem. Delikatny i uprzejmy wobec dziewczyny sprawił, że zakochała się w nim.
Eileen była nieśmiałą dziewczyną, która dojrzewała w cieniu zmarłego brata, którego nigdy nie poznała. Jej rodzice byli czystokrwistymi czarodziejami. Rodziną, która znacznie zubożała przez długie lata złego zarządzania majątkiem. Nadal posiadali kilka nieruchomości, a przede wszystkim nazwisko. Państwo Prince spędzili życie na żałobie po synu, który zmarł w dzieciństwie, aby był niezmiernie przystojny i bardzo mądry, a jego magia potężna. Gdyby dziecko żyło najpewniej odziedziczyłoby miejsce rodziny w Wizengamocie i pracowałoby w Ministerstwie, a to pomnożyłoby majątek rodziny. Biedna Eileen nigdy nie mogła konkurować ze zmarłym bratem. Nie wtedy, gdy zmarły brat wraz ze swoją śmiercią zabrał zdolność rodziców do miłości. Gdyby tylko była chłopcem, jeśli tylko byłaby mądrzejsza lub ładna... Jeśli tylko jej brat by żył...
Była zwykłą dziewczyną, o bardzo jasnej karnacji, miała ciemne włosy i czarne oczy. Głębokie spojrzenie jej obsydianowych oczu, sprawiało, że była dziewczyną, z którą chciało się porozmawiać.
Eileen miała spokoje dzieciństwo. Dopóki nie przyszedł jej list z Hogwartu pobierała lekcje w domu. Po otrzymaniu sowy jej rodzice strasznie się pokłócili i to był jeden z nielicznych razów, gdy matka postawiła na swoim.
Ojciec Eileen uważał, że jako dziewczyna nie potrzebuje już więcej edukacji - przecież jej jedynym celem życiowym było zamążpójście. Przynajmniej była czystokrwista, co powinno, pomimo jej wyglądu, zjednać jej przychylność konkurenta, a może nawet złapać bogatego męża, które pomoże utrzymać rodzinny majątek.
Jej matka nie była taka optymistką. Sądziła, że Eileen nie wyładnieje z czasem, a biorąc pod uwagę stan nieruchomości uważała, że lepiej będzie, gdy córka nauczy się czegoś, co pomoże jej na siebie zarabiać.
Eileen została wysłana do Hogwartu z niewielką garderobą i mnóstwem przestróg i ostrzeżeń. Znalazła kilkoro przyjaciół, wszystkich czystokrwistych, jak ona. Była dobrą uczennicą, a swoje prawdziwe powołanie znalazła w eliksirach. Po zaliczeniu SUM-ów, przekonała rodziców, aby pozwolili jej wrócić na ostatnie dwa lata do szkoły, gdzie zamierzała zacząć specjalizację w eliksirach.
Rodzice znaleźli jej konkurenta w połowie jej siódmego roku.
Był synem kuzyna, dalekim krewnym z londyńskiej gałęzi Blacków.
Był bezdzietnym wdowcem, który chciał pojąć za żonę czarownicę czystej krwi, która mogłaby dać mu spadkobierców. Był bogaty, posiadał kilka inwestycji w różnych częściach świata. Dla państwa Prince był spełnieniem marzeń – dzięki jego bogactwu, które przypadnie przecież także Eileen, będą mogli ponownie zacząć żyć w zgodzie ze swoim statusem społecznym.
Matka Eileen szybko złożyła zamówienie na suknię ślubna, jak i pełną garderobę dla niej i córki.
Podczas przerwy wiosennej wysłali wiadomość do Eileen, że nie musi się już martwić egzaminami końcowymi czy szukaniem praktyki. Nie musi wracać do szkoły, za to wolno jej nosić klejnoty rodzinne i nowe, piękne ubrania, które kupił dla niej narzeczony.
Eileen wiedział, że nie będzie o tym rozmawiała ze szkolnymi koleżankami. Transakcja, w której była tylko towarem została już bowiem zawarta, o czym świadczyły nowe meble zdobiące Dwór. Nawet nie znała imienia swego przyszłego męża.
Ubrano ją niczym bezwolną marionetkę, po czym po raz pierwszy spotkała go na „herbatce".
Ten człowiek miał bezduszną twarz. Jego skóra była bardzo jasna, choć był opalony. Lewy policzek zdobiła mu blizna, sięgająca prawie do oka, które sprawiała, że wyglądał okrutnie. Miał niebieskie, zimne oczy i prawie białe włosy. W wysoko sklepionych komnatach Dworu Prince'ów jego głos brzmiał niczym grzmot. Był Wikingiem.
Po poznaniu Eileen pierwsze słowa skierował do swego przyszłego teścia:
— Miałeś rację, nie jest ładna, ale na szczęście nie będę musiał widzieć jej twarzy w łóżku.
Gdy objął ją władczo, chciała móc się teleportować jak najdalej. Ręce, które na sobie poczuła wydały jej się brudne, pomimo wielu warstw sukni. Nakazano jej siedzieć przy nim i częstować go herbatą oraz proponować słodkości. Siedziała jak zamurowana, nie była w stanie nawet popijać herbaty.
Jej niemoc wykorzystali rodzice, zachwalając ją przed tym człowiekiem.
— Córka ma doskonałe wykształcenie, potrafi także grać na pianinie i pięknie haftuje. — Matka Eileen pogratulowała sobie w duchu postawienia na swoim w kwestii wykształcenia córki.
— Jest cichą i posłuszną osobą.
— Zawsze była mocną, zdrową dziewczyną. — Lady Prince nie ustawała w zachwalaniu córki.
— Jestem pewien, że zajdzie w ciążę zaraz po ślubie — dodał ojciec, wiedząc jak mężczyźnie zależy na spadkobiercy. — Oczywiście ślub może odbyć się tak szybko, jak zechcesz. Nie mamy zbyt licznej rodziny, więc nie będziemy cię jakoś szczególnie obciążać kosztami.
— Naturalnie jesteście tutaj niezmiernie mile widziani, kiedy tylko zechcecie nas odwiedzić. — Tym razem starsza czarownica postanowiła zdobyć punkty u przyszłego zięcia grając rolę „kochającej matki". — Ona jest naszym jedynym dzieckiem, naszym oczkiem w głowie. Chcielibyśmy ją często widywać i... no cóż, byłoby wspaniale, gdybyś również zechciał nas odwiedzać.
Eileen po raz kolejny chciała posiadać dar znikania - teraz robiła za ukochaną, wspaniałą córkę.
W chwili, gdy wystygła jej herbata, przeprosiła rodziców i narzeczonego, po czym udała się do swojego pokoju. Wyszła szukając sposobu ucieczki.
Majątek położony był w lesie, niedaleko mugolskiej wioski, w której był dworzec kolejowy. Nie miała dużo pieniędzy, musiałaby znaleźć pracę i... czy miała na tyle odwagi, aby zerwać wszelkie więzi z rodzicami? Przecież miała obowiązki wobec nich, była ich jedyną córką. Przerażająca była sama myśl by samodzielnie wyruszyć w świat. Decyzję podjęła pół godziny później, gdy siedząc bezczynnie na krześle, została znaleziona przez narzeczonego.
Makabryczną była świadomość, że ma wyjść za tego potwora!
Eridanus Oswald Black nie był człowiekiem, który spokojnie przyjmowałby odmowę. Zapłaciwszy grube pieniądze rodzicom dziewczyny chciał przynajmniej mieć próbkę ciała, które kupił.
Eileen nie była tak niewinna, jak sądzili jej rodzice. Dzieląc przez sześć i pół roku dormitorium z sześcioma dziewczynami słyszała wiele miłosnych opowieści. Miała nawet kilku chłopaków, z ostatnim wymieniała delikatne pocałunki i pieszczoty - raz omal nie zostali złapani przed ciszą nocną przez woźnego Filcha. Była pewna, że gdyby pozwolono jej wrócić do Hogwartu, to jej słodki, puchoński chłopak byłby jej pierwszym kochankiem.
Siedzący obok niej Eridanus położył objął ją władczo ramieniem, tak, że nie miała jak uciec. Potem zaczął pieścić jej ciało silną, grubą ręką, a ona w tej samej sekundzie, gdy tylko ją dotknął poczuła jak zastyga. Druga ręka mężczyzny, bez większych ceregieli, powędrowała pod jej sukienkę, a gdy chciała zaprotestować jej usta zostały zmiażdżone jego wargami. Ręce Eileen zostały przyszpilone do jej boku. Narzeczony ranił ją , jedną ręką ściskając jej piersi, a drugą dotykając pomiędzy nogami. W dodatku zaczęła dusić się jego językiem w ustach! Zacisnęła nogi i pchnęła, jednocześnie gryząc go w język. Pomimo, iż nie była zbyt silna, odepchnęła go na bok i wstała. Jej spódnica była rozdarta.
W miejscu gdzie go ugryzła język i usta Eridanusa krwawiły. Gwałtowny ból uniemożliwił mu przeklęcie dziewczyny. Eileen pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Black był uspokajany przez jej ojca, podczas gdy jej matka weszła do pokoju i uderzyła ją.
— Ty niedorzeczna dziewczyno! Ten mężczyzna będzie twoim mężem! — wrzeszczała wściekle Lady Prince.
— Zranił mnie… obściskiwał mnie… Spójrz… spójrz na moją suknię…! — próbowała się wytłumaczyć Eileen.
— Córko, masz zamiar zostać jego żoną, będziesz z nim dzielić łoże, urodzisz mu dzieci, to nie jest czas na pruderyjność.
— Ale, matko… — Eileen próbowała wytłumaczyć matce, jak się czuje, ale nie dane jej było dokończyć.
— Wiesz, co dzieje się między mężczyzną a kobietą, dziewczyno. Przeprowadziłyśmy tę rozmowę dawno temu... — prychnęła zniecierpliwiona starsza czarownica.
— Ale on jest za stary i… — Eileen ponownie została spoliczkowana.
— Będziesz szanowała swego męża… — Matka Eileen podeszła do szafy i wybrała lekką, letnią sukienkę. — Kochanie, to jest twoja szansa, aby zrobić coś dobrego dla rodziny. Gdyby twój brat żył, może byłabyś rozpieszczana i mogła wyjść za mąż z miłości. Wiem, że to wygląda jak transakcja handlowa, ale czasem wszyscy musimy się poświęcić w imię wyższych celi. Musisz tylko odnaleźć się w tym nowym życiu, a poczujesz ogromną satysfakcję wiedząc, co zrobiłaś dla rodziców i nazwiska rodowego. Rozumiesz, dziewczyno?
— Tak, matko. Rozumiem. — Zamyślony Severus widział w myślodsiewni wyraz oczu matki. Wiedziała już, co musi zrobić.
Wzięła z rąk matki sukienkę, a po przebraniu się wyszła z pokoju z miną męczennicy, by udać się do salonu, gdzie miała za zadanie lepiej poznać swego przyszłego męża. W końcu zostali sami, by móc uwić miłosne gniazdko.
Tej nocy Eileen wypiła eliksir przeciwbólowy. Całe ciało ją bolało, a na ramionach, w miejscu, gdzie trzymał ją jej przyszły mąż znalazła małe siniaki. Spakowawszy ubrania w mały worek, wzięła różdżkę i opuściła Dwór, do którego nigdy już nie planowała wrócić.
Szła przez las. Wraz ze wschodem słońca dotarła do mugolskiej wioski. Nikt jej nie widział, gdy wsiadała do pierwszego, rannego pociągu. Przyjechała do Londynu i zaczęła spacerować zastanawiając się co ze sobą począć. Unikała Pokątnej wiedząc, że rodzice na pewno będą jej tam szukać. Postanowiła pozostać w mugolskim Londynie.
Miała niespełna siedemnaście lat.
Eileen zobaczyła mały sklep, w którym poprosiła o pracę. Została przyjęta do pomocy za wyżywienie i dach nad głową. Była inteligentną dziewczyną, więc niebawem samodzielnie obsługiwała klientów. Wkrótce otrzymała kilka listów, jako że sowy były w stanie ją zlokalizować.
W pierwszych listach rodzice nakazywali jej wracać do domu. Z biegiem czasu zaczęli czynić jej wyrzuty, a w ostatnim poinformowali ją, że została wydziedziczona, a jej imię wymazane z drzewa genealogicznego.
Trudno było zaakceptować fakt, że była nie kochana. Ale jak przypuszczała, tak było odkąd tylko się urodziła.
Eileen spotkała Tobiasza Snape'a trzy miesiące po rozpoczęciu nowego życia. Był przystojny i uprzejmy. Pomógł jej wsiąść do autobusu, jednocześnie prosząc o adres. Następnego ranka zaprosił ją na herbatę, a później zabrał na kolację...
Tobiasz pracował w fabryce i studiował w nocy. Chciał zostać inżynierem - miał kilka pomysłów dotyczących budowy maszyn, które chciał opatentować.
Mieszkał z matką na końcu Spinner End. Pani Snape był starą, kruchą kobietą, która z otwartymi ramionami przyjęła dziewczynę, a wkrótce zaczęła nazywać ją córką i snuć plany odnośnie ich małżeństwa.
Eileen wciąż odczuwała potrzebę, aby powiedzieć swojemu chłopakowi o jej szczególnych zdolnościach. Ale wciąż zwlekała, tym bardziej, że topniała w jego ramionach. Gdy ją całował czuła, że nogi się pod nią uginają. Każde muśnięcie jego warg i najdelikatniejszy dotyk był magią!
Pozwoliła sobie na marzenia.
Następnej wiosny, na łożu śmierci, matka Tobiasza powiedziała Eileen, że powierza syna jej opiece. Jak słusznie przewidywała starsza pani, młodzi bardzo szybko się pobrali. Zaledwie osiemnastoletnia Eileen wyszła za mąż i zamieszkała z mężem na Spinner End. Tobiasz planował w dwa lata skończyć studia, a wówczas sprzedaliby dom matki i znaleźli inny, własny.
Eileen powiedziała Tobiaszowi, że była czarownicą jeszcze przed przyjęciem oświadczyn. Opowiedziała mu, że dochodziło do wielu tragedii, gdy czarownica i mugol pobierali się, a osoba magiczna utrzymywała swój dar w tajemnicy. Tobiasz początkowo był zdziwiony cudami jakich dokonywała za pomocą czarodziejskiej różdżki, ale z czasem przywykł i często prosił żonę, aby zagrzała mu kawę lub łóżko. Byli razem szczęśliwi.
Eileen pracowała w domu i bardzo pragnęła zostać matką. Tobiasz nadal pracował w fabryce i studiował. Byli młodym małżeństwem starającym się odnieść sukces i cieszyć się każdą wspólną chwilą. Wkrótce okazało się, że Eileen jest w ciąży i wówczas pomyśleli, że są w pełni szczęśliwi.
Ciąża była dla niej wspaniałym okresem czasu. Biorąc pod uwagę fakt, że była doskonała w eliksirach sama warzyła sobie lekarstwa na poranne nudności. I naprawdę była szczęśliwa. Udało jej się nawet znaleźć rynek zbytu dla jej eliksirów i zaczęła je dostarczać innym.
Potem otrzymała list od przyjaciela. Jej matka umierała i chciała ją zobaczyć.
Eileen wiedziała, że to jej obowiązek. Kobieta była w końcu jej matką. Powiedziała o wszystkim Tobiaszowi, który zawiózł ją na stację kolejową. Eileen zamierzała do niego napisać zaraz po przyjeździe do Dworu i zobaczeniu matki.
Zastała Dwór odnowiony za pomocą magii. Matka Eileen spoczywała w łóżku, z kolei jej ojciec nie zamierzał rozmawiać z córką. Powiedział jedynie, że stan jego żony był wynikiem tego, iż jej serce zostało złamane, gdy Eileen zerwała zaręczyny z Eridanusem Blackiem.
Eileen usiadła przy matce i wzięła ją za rękę. Surowa czarownica otworzyła oczy i spojrzała na córkę.
— Córko… przyszłaś… — wyszeptała cicho.
— To mój obowiązek, matko — opowiedziała równie cicho Eileen.
— Twoim obowiązkiem było wyjść za Eridanusa, córko — oświadczyła stanowczo Lady Prince.
— Przykro mi matka, ale to małżeństwo by mnie zabiło.
— Twoja decyzja bardzo go rozgniewała. W złości rzucił, że nie sądził, iż jesteś tak rozkapryszonym dzieckiem, a nie dorosłą kobietą, za jaką cię miał. On nie jest złym człowiekiem, po prostu czasem jest trochę porywczy. Potrzebuje żony... wciąż żadnej nie znalazł. I mówi, że nadal cię wspomina Eileen. Wiem, że życie z dala od nas musiało nie być łatwe. On wciąż tu jest, może ci przebaczy i... Możesz go poprosić… — Starsza czarownica wyrzucała z siebie nieskładne zdania, patrząc przenikliwie na córkę.
— Matko, nie zamierzam go przepraszać, tak jak nie zamierzam go poślubić... Mam już własne życie... Jestem mężatką i... — Eileen nie dane było dokończyć.
— Co? — Starsza pani aż przysiadła na łóżku. — Wyszłaś za mąż? Za kogo?
— Nazywa się Tobiasz, matko. Tobiasz Snape — opowiedziała z wyczuwalną czułością w głosie Eileen.
Kobieta spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem.
— To nie jest nazwisko czystokrwistego rodu. Jak długo jego rodzina jest magiczna? — Może nie wszystko było stracone. Jeśli ta niewdzięczna dziewczyna zdecydowała się poślubić kogoś z dobrej rodziny, być może ich rodzina miała jeszcze szansę na godziwe życie.
Eileen wiedziała, że prawda nie będzie przyjęta zbyt mile.
— On nie jest czarodziejem, matko… To mugol — wyjaśniła cicho, odwracając wzrok.
— Mugol! Ty…! Ty ladacznico! — wykrzyknęła zgorszona czarownica.
— Matko, proszę. Tobiasz jest porządnym człowiekiem, zapewnił mi godne, szczęśliwe życie. Po raz pierwszy w moim życiu... — odparła cicho dziewczyna, mając nadzieję, że to uspokoi matkę.
— Nonsens. Trzeba unieważnić ten związek. Eridanus Black może to zrobić, przecież to był tylko mugolski ślub! A on... Był twoim pierwszym… tak? — zapytała surowo, uważnie przyglądając się córce.
— Tak, mamo, był... nie żebym miała coś do powiedzenia w tej sprawie. Ale nigdy więcej nie będzie, matko. Przyszłam, bo dowiedziałam się, że jesteś umierająca, to mój obowiązek jako córki, ale nie wracam tu. Mam teraz własne życie! — oświadczyła kategorycznym tonem Eileen.
— Żyjesz wśród mugoli! — Stara czarownica powiedziała to tak, jak gdyby jej córka żyła w dżungli z plemieniem małp.
— Tak, żyję wśród mugoli. Ale to był mój wybór. Mój mąż wie, że jestem czarownicą, a ja sprzedaję eliksiry na Pokątnej. Nie wrócę tu, ani nie unieważnię naszego małżeństwa. Jestem w ciąży… Matko, oczekuję dziecka Tobiasza... Musisz zrozumieć, że teraz to jest moje życie! — wykrzyknęła, rozpaczliwie pragnąc by jej matka zrozumiała.
— W ciąży? Nie wyglądasz jakbyś była w ciąży. Który to miesiąc? — zapytała podejrzliwie chora.
— To ósmy tydzień, w styczniu będę matką… — odpowiedziała Eileen, kładąc opiekuńczo ręce na wciąż jeszcze płaskim brzuchu.
Staruszka zaczęła się wiercić. Jednocześnie dopadł ją atak kaszlu, tak suchego i duszącego, że Eileen pomyślała, iż matka w każdej chwili może wypluć płuca. Eileen przytrzymała ją, tak by mogła napić się trochę wody, w których zauważyła jakieś posiekane listki mięty. Po pewnym czasie starsza pani była w stanie podjąć przerwaną rozmowę z córką.
— Musisz uwarzyć eliksir, Eileen… — wychrypiała cicho.
— Eliksir, matko? Na co...? — Eileen wiedziała, że nie ma lekarstwa, które pomogłoby jej matce.
— Nie jest jeszcze za późno... W małym, diamentowym pudełku, tym które leży w mojej szafce, mam przepis na bardzo przydatny eliksiru. Musisz go wypić nim zacznie się dziesiąty tydzień... Tak..., wszystko można jeszcze uratować... — Starsza kobieta mówiła urywanymi zdaniami, gdyż kaszel nie pozwalał jej na normalne prowadzenie rozmowy.
Chwilę zajęło Eileen uświadomienie sobie, co jej matka miała na myśli. Wstała przerażona!
— Matko, urodzę to dziecko — odpowiedziała kategorycznie Eileen.
Matka Eileen była wściekła. Jej blada, półprzezroczysta skóra przybrała zielonkawą barwę, a głos zamarł w gardle... nie mogła oddychać. Jeszcze chwilę walczyła, ale przegrała tę walkę - zmarła.
— Zobacz, co zrobiłaś! Niewdzięczny wiedźmo! Zabiłaś własną matkę! — Eileen nie wiedziała jak długo ojciec stał pod drzwiami. Ale to nie miało już żadnego znaczenia.
— Była bardzo chora! — Eileen ponownie wstała. Ta rozmowa nie miała sensu. Nie było szans, żeby jej ojciec zrozumiał. Powinna wrócić do domu. Starszy czarodziej poszedł łoża pożegnać żonę.
Eileen wyszła z pokoju. Nie miała tu już czego szukać, otworzyła drzwi i uciekła.
Płakała przez całą drogę powrotną do Londynu. Jej matka nie żyła!
Tobiasza nie było w domu, gdy dotarła na Spinner End. Nie spodziewała się go jeszcze przez kilka następnych dni. Wzięła kąpiel, próbując się zrelaksować. Zaczęły ją boleć nogi. Gdy Tobiasz wrócił do domu był bardzo zadowolony, że jest już z powrotem. Eileen nie powiedziała mężowi, co proponowała jej matka. Ponownie poświęciła się codziennym sprawom się swojego nowego życia i oczekiwała na narodziny dziecka.
Severus urodził się 9 stycznia. Wedle życzenia Eileen poród odbył się w domu przy pomocy położnej i przebiegł bez powikłań. Miała zdrowego, czterokilogramowego chłopca. Poprosiła Tobiasza żeby wybrał imię dla dziecka. W jego rodzinie tradycją było nazywanie dzieci imieniem świętego od dnia ich narodzin. Tego dnia był dzień świętego Severusa, więc tak nazwali syna, dodając Tobiasza na cześć ojca.
Eileen otrzymała jeszcze jeden list od swojego ojca - poinformował ją, że jej matka została pochowana na przydomowym cmentarzyku rodzinnym.
Kiedy urodziła Severusa poinformowała o tym prawnika rodziny. Wiedziała, że jej ojciec będzie gardzić wnukiem pół-krwi, ale syn miał prawo do jej nazwiska… Severus Tobiasz Snape Prince.
Severus zobaczył wspomnienia szczęśliwych dni. Był za mały by móc je pamiętać…
Mała rodzina często urządzała sobie wycieczki do parku i zoo, a także chodziła na długie spacery po Londynie. Tak było do czasu, aż wydarzyła się tragedia.
Eridanus Black próbował zapomnieć o zwykłej, czarnowłosej dziewczynie, z którą omal się nie ożeni. W ramach pocieszenia wziął sobie za żonę inną dziewczynę. Po dwóch latach małżeństwa, głupiej kobiecie wciąż nie udało się zajść w ciążę. Czas nieubłaganie płynął, a on potrzebował dziedzica. Bezużyteczna dziewucha wypiła wszystkie z dostępnych eliksirów na płodność. Eridanus odwiedził już wszystkich możliwych czarodziei. Podczas jednej z wizyt powiedziano mu, że istnieje eliksir, który może pomóc jego żonie zajść w ciążę, ale musi zostać uwarzone maksimum godzinę przed podaniem. Dowiedział się wówczas również, że najlepszą marzycielką eliksirów była czarownica, która czasami sprzedawała swoje eliksiry u aptekarza - Eileen Snape. Eridanus nie wiedział, że mowa była o „jego" Eileen, gdy umówił się na spotkanie z zachwalaną czarownicą.
Tego dnia Eileen wzięła Severusa ze sobą na Pokątną; chłopiec był zafascynowany wizytą i patrzył dookoła, chłonąc każdy szczegół otoczenia.
Spotkanie z Eridanusem u aptekarza było szokiem również dla Eileen. Po przywitaniu starszy czarodziej wyjaśnił jej, czego potrzebuje i co musi się znaleźć w eliksirze. Eileen sporządziła notatki i powiedziała, że przyjdzie do niego w celu przygotowania napoju w następny piątek, gdy księżyc będzie w odpowiedniej fazie. Eridanus miał przygotować laboratorium w swoim domu, jako że eliksir nie powinien być narażony na dodatkową magię, a więc nie mógł być transportowany przez Fiuu czy w trakcie aportacji. Eileen miała sporo wątpliwości, gdy opuszczała dom. Przede wszystkim nie podobał jej się sposób, w jaki Eridanus na nią patrzył, ale pomyślała, że skoro jest już żonaty, to nic jej nie grozi. Zostawiła Severusa z sąsiadem i aportowała się na Pokątną, skąd siecią dotarła do dworu Eridanusa.
— To wszystko mogło być twoje — powiedział jej, gdy prowadził ją z kominka do laboratorium.
— Nie wracajmy do przeszłości — poprosiła go cicho, lecz stanowczo.
— Masz rację. Przypuszczam, że twój mąż nie jest tak doskonały, skoro musisz pracować. —
— Ma dobrą pracę. — Postanowiła bronić męża, choć nie sądziła, że przyniesie to jakikolwiek rezultat.
— Klasa robotnicza... Rozumiem dlaczego go wybrałaś... — zakpił Black, uważnie ją obserwując.
— Potrzebuję miejsca, gdzie będę mogła umyć składniki. — Eileen mocno postanowiła, że nie da się sprowokować.
— W laboratorium znajduje się umywalka. Jak długo ci zajmie warzenie?
— Trzy godziny. Chciałabym poznać twoją żonę...
— Możesz zostać na noc, jeśli chcesz... — On wciąż myślał, że był uroczy!
— Potrzebuje się całkowicie skoncentrować nad eliksirem — oświadczyła chłodno Eileen nie pozwalając gospodarzowi dokończyć. — Powiem ci, kiedy będzie gotowy...
Eileen zakorkowała eliksir i przywołała skrzata, którego Eridanus pozostawił na jej rozkazy.
— Przekaż swojemu państwu, że eliksir jest gotowy.
Z cichym „pop" elf aportował się by spełnić jej prośbę.
Pięć minut później pojawiła się pani domu. Żona Eridanusa była bardzo młoda. Eileen zrobiła jej miejsce i podała jej eliksir. Dziewczyna wypiła go duszkiem i spojrzała na nią przerażonym wzrokiem.
— Czy on na pewno pozwoli mi zajść w ciążę?
— Nie ma sposobu, aby być tego pewnym, ale ten eliksir uczyni twoje ciało otwartym, co powinno pomóc... Musicie z mężem próbować przez następne trzy dni... — Pomimo, iż sama była mężatką, a nawet już matką, przy tych słowach Eileen nieznacznie się zaczerwieniła.
— On tak bardzo pragnie dziedzica — wyszeptała wciąż przerażona dziewczyna.
— A ty? — zapytała cicho Eileen, patrząc współczująco na młodą dziewczynę, której przyszło żyć z brutalem, jakim niewątpliwie był Eridanus.
— Ja... ja tylko chcę go zadowolić — wyszeptała bojaźliwie dziewczyna.
— To dobrze. Jestem pewna, że ten eliksir pomoże. Możesz również dodatkowo umieścić tę maść tuż po… To znaczy… musicie próbować przez trzy dni... — zakończyła wyraźnie zakłopotana Eileen.
— Dziękuję. — Pani Black spojrzała z wdzięcznością na Eileen.
— Cieszę się, że mogłam ci pomóc.
— Czy mogę cię odwiedzić... To znaczy... gdy będę już w ciąży? — zapytała z nadzieją przyszła matka.
— Chciałbym, moja droga, ale mieszkam bardzo daleko... A Eridanus... Jestem pewna, że będzie chciał się tobą wówczas opiekować...
— Powiedział, że mogłabym...
— Wystarczy, że wyślesz do mnie sowę, a przyjdę cię odwiedzić — zapewniła Eileen.
— Dziękuję.
Eileen chciała opuścić dwór Eridanusa jak najszybciej.
Gdy wróciła do domu Tobiasz, który właśnie odebrał syna od sąsiadów, próbował go nakarmić.
— Spójrzcie na siebie! Oboje musicie się wykąpać — nakazała surowo, jednocześnie uśmiechając się promiennie na widok dwóch mężczyzn, którzy byli sensem jej życia.
Ukończyła karmienie syna, po czym podała kolację mężowi. Na szczęście z różdżką w ręku mogła robić wiele rzeczy na raz.
Pragnęła, by młoda żona tego brutala zaszła w ciążę. Sama również chciała być wkrótce ponownie w ciąży i sprawić, że Severus zostanie starszym bratem, ale to nigdy miało nie nastąpić.
Matka nie zostawiła mu żadnych wspomnień z ataku. Severus domyślał się, że musiała zostać częściowo zobliviatowana.
Kilka lat później Severus odnalazł relacje aurorów, którzy przybyli wówczas na miejsce. Wedle sporządzonego wówczas protokołu czarownica i jej mugolski mąż zostali zaatakowani przez fanatycznych czarodziei, którzy byli przeciwnikami mieszanych małżeństw. Para musiała zostać przetransportowana do Świętego Munga. Mężczyzna przez ponad godzinę trzymany był pod Cruciatusem w związku, z czym musiał być leczony z poważnego uszkodzenia nerwów. Nie reagował na podaną mu kurację, co skończyło się nadmierną wrażliwością na magię - odczuwał ból całego ciała za każdym razem, gdy ktoś w pobliżu niego korzystał z magii. Eliksiry minimalnie pomagały zatrzymać drgawki, ale na dłuższą metę nie gwarantowały żadnych rezultatów. Eileen nie mogła już mieć dzieci.
Severus został uznany za martwego, aż jeden z aurorów znalazł go wewnątrz szafy. Był za mały, by wyjaśnić, jak się tam aportował, gdy usłyszał krzyki swoich rodziców.
W dniu, w którym Eileen przyszła do jego domu, Eridanus Black umieścił na niej zaklęcie śledzące i z pomocą kilku swoich kumpli zaatakował ją dwa dni później. Oczywiście tego nie było w raporcie.
Severus pamiętał bardzo biały pokój, gdzie został umieszczony, aż jego mama mogła przyjść i go zabrać. Pamiętał, że przebywał tam przez długi, długi czas.
Nic później nie było już takie samo.
Tobiasz ciągle odczuwał ból. Odkrył, że mógł go zagłuszyć alkoholem. Ból pogarszał się, jeśli Eileen używała jakiegokolwiek rodzaju magii w domu. Nawet, jeśli zrobiła to, gdy był nieobecny. Ze względu na swoją niesprawność nie mógł ukończyć studiów, więc nadal pracował w fabryce, coraz bardziej pogrążając się w chorobie alkoholowej.
Eileen szukała pracy w mugolskich laboratoriach farmaceutycznych, aby móc wiązać koniec z końcem. Miała doświadczenia w warzeniu eliksirów, ale musiała zaakceptować niskie płace, bo nie posiadała żadnego mugolskiego świadectwa wykształcenia.
Tobiasz był dobrym człowiekiem, który starał się bawić ze swoim pierworodnym, jedynym synem. Tak było do czasu, aż Severus zaczął mieć przypadkowe wybuchy magii. Tobiasz starał się nauczyć małego chłopca, żeby w ogóle nie używał swojej magii. Ale to było niemożliwe.
Severus dobrze pamiętał człowieka, który zaatakował ich bez powodu.
Z całych sił próbował nie używać magii. Tatuś mówił, że był zły, gdy używał magii do przenoszenia zabawek lub przysuwania rzeczy na stole. Wówczas tatuś dawał mu klapsa i kazał stać w kącie. Jednak jego magia wciąż ewoluowała... Mama go pocieszała i powiedziała mu, że musi być ostrożny, a z czasem nauczyła go kontrolować swoją moc. Ale nie mogli rzucać żadnych zaklęć w domu. Tatuś zawsze wiedział.
Od ataku Eileen nigdy już nie odzyskała spokoju. Nawet, gdy dowiedziała się, że Eridanus zginął w pojedynku rok później. Jej dawny konkurent zapowiedział jej bowiem, że wróci po jej małego chłopca. Dlatego też starała się nie spuszczać Severusa z oka. Chłopcu nigdy nie wolno było bawić się z innymi dziećmi. Ojciec powiedział mu, że to dlatego, bo był zły, gdyż używał magii. Matka z kolei tłumaczyła mu, że był dla niej zbyt cenny. Opowiedziała mu o magicznym świecie i obiecała, że pewnego dnia pójdzie do Hogwartu.
Tobias coraz częściej i coraz dłużej przebywał poza domem. Zaczął być obcy dla żony i syna.
Gdy Severus otrzymał sowę z Hogwartu, Eileen była bardzo szczęśliwa. Tobiaszowi powiedziała jedynie, że ich dziecko będzie miało możliwość zdobycia świetnego wykształcenie. Eileen podarowała synowi wszystkie swoje podręczniki z Hogwartu i niektóre naprawione ubrania ojca do noszenia w szkole. Przed pierwszą podróżą do szkoły na stację odprowadzili go oboje rodzice. Ojciec uściskał go i nakazał mu pilnie się uczyć, jak używać swojej magii, tak aby mógł ją kontrolować w domu.
Podczas lat szkolnych, gdy Severus wracał na wakacje do domu zobaczył, że jego rodzice doszli do porozumienia. Wciąż byli małżeństwem, ale każde żyło własnym życiem. Tobias w pubach z kolegami, a Eileen w jej laboratorium eliksirów.
Eileen zachorowała, kiedy Severus był na piątym roku w Hogwarcie. Pozwolono mu wrócić do domu by zobaczyć matkę. Wiedział, że gdyby wziął ją do Świętego Munga, to by ją wyleczono, ale ona odmówiła leczenia i zmarła, mając zaledwie trzydzieści pięć lat.
Tydzień po pogrzebie matki Severusa odwiedził w Hogwarcie prawnik. Jego dziadek chciał się z nim spotkać i zaprosił go do dworu Prince'ów na święta Bożego Narodzenia. Lord Prince był tak zaskoczony, że chłopak wygląda jak on, że uściskał Severusa, w geście uznania go za swego spadkobiercę.
Oznajmiono mu, że powinien żyć ze starszym czarodziejem. Severus postanowił zapytać ojca o radę. Tobiasz powiedział mu, że był trzeźwy odkąd zmarła Eileen, a ból jakoś ustał. Uważał, że Severus powinien poznać rodzinę matki. Wiedząc, że sam nie może dla syna wiele zrobić, nie zamierzał uniemożliwiać krewnym zmarłej żony pomocy Severusowi.
Severus wiedział, że będzie mile widziany w domu, ale miał świadomość, że dolegliwości jego ojca powrócą, gdy zostanie ponownie wystawiony na obecność magii. A jeśli dolegliwości wróciłyby, wówczas powróciłby do ich życia również alkohol. Bardzo lubił prowadzić z ojcem cywilizowane rozmowy, nawet jeśli miałyby one być jedynie listowne. Tak więc przyjął propozycję swojego dziadka i zamieszkał z nim. Severus miał wówczas piętnaście lat.
Życie na Dworze nie było tak proste, jak mu się z początku zdawało. Zarówno Severus, jak i jego dziadek mieli trudne charaktery, więc czasem dochodziło do starcia. Severus szybko dowiedział się, że w przypadku wywołania sporu, dziadek dowiedzie mu błędnego myślenia za pomocą trzcinki. Chcąc ograniczyć te bolesne chwile, Severus nauczył się zachować niektóre opinie dla siebie.
Licząc w myślach Severus stwierdził, że przez jego życie przewinęły się cztery osoby, które określiłby mianem „ojca".
Jego ojciec kochał go, ale w innym życiu, przed atakiem. Severus tego nawet nie pamiętał. Wychował się w strachu przed człowiekiem, w którego jego ojciec się zamienił. Nawet jeśli później był w stanie go zrozumieć, nic do niego nie czuł.
Jego dziadek był surowym człowiekiem. Zawsze był sprawiedliwy w dyscyplinowaniu go i Severus wiedział, że był kochany. Był za stary, by być przytulanym, ale lubił przebywać z dziadkiem.
Następnie przystąpił do Voldemorta. Myślał, że podziela jego idee, a zostanie jego zwolennikiem pozwoli mu zmienić swą słabość w moc. Pragnął władzy i stania po silnej stronie. Tak było do dnia, gdy megaloman dał mu do zrozumienia, że zamierza zabić miłość jego życia. Wówczas przyszedł błagać Dumbledore'a, aby ją ocalił.
I Dumbledore... Stary człowiek, który nigdy nie przestanie go przytulać. Ramiona dyrektora zawsze były dla niego otwarte. Rzadko karcił, o wiele częściej chwalił. Severus żywił wobec ekscentrycznego czarodzieja ciepłe uczucia, które można by przyrównać do miłości synowskiej. Mężczyzna dał mu o wiele więcej, niż tylko drugą szansę. Ponadto zawsze był dla Severusa, a teraz pozwolił mu zająć się zielonookim dzieckiem, które spało w jego łóżku.
Dziecko, które go polubiło, nie pamiętało ojca, który go kochał. Tak jak on było karane za swoją magię. Doświadczyło chłodu i głodu. Chłopak nie był zbyt stary, by go przytulić, a ponadto miał uśmiech matki, który stopił serce Severusa.
Czy mógł sprostać szansie, którą podsuwał mu los?
Wiedział, że nie mógłby pokochać innej kobiety. Ale co z dzieckiem? Jednego był pewien. Nie zamierzał pozwolić by Harry ponownie trafił do Dursleyów.
Severus jeszcze raz rozejrzał się po komnacie. Harry spał w jego łóżku, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.
Kogo on próbował oszukać? Już kochał chłopca. Czarną potterowską czuprynę i całego jego.
Zamierzał mu to powiedzieć, gdy tylko chłopiec wstanie. Nagle poczuł lekkie mrowienie, które wskazywało, że drzwi jego komnat zostały otwarte.
Gdzie Harry się wybierał o tej porze?
Harry obudził, ale wciąż leżał z zamkniętymi oczami. Lubił uczucie ciepła pomiędzy jawą a snem. Która mogła być godzina? Wydawało się, że jest jeszcze bardzo wcześnie. Czekał, aby usłyszeć oddechy i ciche chrapanie swoich współlokatorów. Ale mógł jedynie usłyszeć własny oddech.
Chwila, pomyślał, to nie jest moje łóżko... To nawet nie jest kanapa Snape'a..., to jego łóżko!Coto ma znaczyć?
Harry wtulił się w koce i próbował ponownie zasnąć. Wiedział, że jest sobota, ale nie pamiętał, jak to się stało, że śpi w łóżku Snape'a. Mimo to było mu bardzo błogo, w związku z czym nie chciał narażać się na nieprzyjemności, które na pewno spotkałyby go, gdyby zaczął łazić po pokoju.
Kto by pomyślał, że Snape ma tak wygodne łóżko. Teraz mógł rozwiać plotki o tym, że Snape jest wampirem i śpi w trumnie.
Harry starał się przypomnieć sobie wydarzenia wczorajszego dnia. Uderzył Malfoya! Ron mu na pewno pogratuluje. Ale Harry'ego to wcale nie cieszyło. Ślizgon był dobrym kompanem w czasie ferii świątecznych, a od rozpoczęcia zajęć przestał szukać zaczepki i nawet nie wygłaszał ciągłych sarkastycznych uwag pod adresem Złotego Trio.
Nie powinien uderzyć Draco i powinien go przeprosić, za to, że ukrył mu pantofle.
Profesor Snape powiedział, że Malfoy spędzi noc w ambulatorium.
Harry znał hasło otwierające kwatery Snape'a - mógł udać się do skrzydła szpitalnego, przeprosić Malfoya i oddać mu pantofle. Potem wrócić i zakończyć esej, który wczoraj zaczął.
Wstał i po cichu rzucił Lumos. Rozejrzał się do drzwi i zobaczył na ścianie obraz rudowłosej kobiety, uśmiechającej się do niego. Podszedł bliżej przyświecając sobie różdżką. Znał tę kobietę...
Dlaczego portret mamy wisi w sypialni Snape'a? Powinienem go o to później zapytać...
Na palcach wyszedł z pokoju i wypowiedział cicho hasło. Drzwi otworzyły się i Harry wyszedł.
Korytarze były puste, gdy biegł w stronę ambulatorium, trzymając kapcie w jednej ręce.
Wszedł na salę i od razu, na pierwszym łóżku ujrzał Malfoya, który był jedynym pacjentem.
Blondyn spał spokojnie. Harry znalazł pióro w kieszeni i zaczął nim łaskotać Malfoya w nos, aż ten kichnąwszy obudził się.
— Dzień dobry, Malfoy — przywitał kolegę rozbawiony Harry.
— Potter! — krzyknął zaskoczony widokiem o tak wczesnej porze Gryfona, Draco.
— Cii! Albo pani Pomfrey przyjdzie. Przyniosłem ci kapcie… — To mówiąc Harry położył pantofle Draco koło jego łóżka.
— Myślisz, że to było zabawne? Uderzyć mnie? — zawołał z wyrzutem Draco, wciąż zły na Harry'ego za wczorajszy atak.
— To nie była twoja wina. Przykro mi. Ja… byłem zły, bo Snape nie zaliczył mi pracy domowej… a ty byłeś pierwszą osobą, która napatoczyła mi się pod rękę… — Harry niezgrabnie próbował wytłumaczyć Ślizgonowi motywy, które pchnęły go do wyładowania swojej złości na nim.
— Mam nadzieję, że Snape cię porządnie sprał — oświadczył mściwie Draco.
— Tak, zrobił to. Przykro mi. Było mi przykro, zanim mnie jeszcze ukarał — wyznał cicho Gryfon, spuszczając głowę.
— Powiedział… Snape powiedział mi, że oznajmiłeś mu, że to nie była moja wina. Dzięki. Wiem, że zlałby mnie od razu, gdy tylko dowiedziałby się, że jestem już zdrowy — odparł wdzięczny Malfoy.
— To nie była twoja wina. Naprawdę mi przykro. Już nigdy nie zrobię czegoś takiego ponownie. Wybaczysz mi? — zapytał Harry z nadzieją, wyciągając rękę w kierunku Draco.
— Tak czy siak nie jesteśmy przyjaciółmi, Potter — odpowiedział sucho Malfoy, ale ku radości Harry'ego oddał uścisk.
— Wiem, ale miło było grać razem na śniegu — przypomniał mu uśmiechnięty Harry.
— Pamiętasz zamarznięte jezioro…? — Draco również się rozpromienił na wspomnienie ich niedawnej wspólnej zabawy.
— Myślałem, że nigdy się nie zatrzymamy — przyznał Harry.
— Wciąż słyszę twoje krzyki! — roześmiał się Malfoy, ale szybko ucichł. — Twoi przyjaciele nigdy nie będą chcieli z tobą gadać, jeśli się zaprzyjaźnimy, Potter.
— Będą chcieli, jeśli tylko będziesz milszy dla Hermiony i przestaniesz wciąż obrażać Rona — prychnął rozdrażniony samym tematem Harry.
— Mój ojciec nie chciałby, żebym rozmawiał z mugolaczką — powiedział wyzywająco Draco.
— Ta mugolaczka ma lepsze oceny od ciebie! — Harry postanowił stanąć w obronie przyjaciółki.
— Nie zawsze… Poza tym ona jest bardzo irytującą Wiem-To-Wszystko… — prychnął znieważony Malfoy.
— Wiem — westchnął cierpiętniczo Harry, mrugając łobuzersko do Draco.
— Czemu tak wcześnie wstałeś? Wyrzuty sumienia cię obudziły? — zapytał sarkastycznie Ślizgon zmieniając temat.
— Nie… Po prostu chciałem cię zobaczyć. Naprawdę mi przykro, rozumiesz? — Harry straszliwie chciał, żeby Malfoy mu wybaczył.
— W porządku, Potter. Ale oddam ci, jak tylko będę mógł… — zagroził na wpół poważnie Draco.
— Mogę z tym żyć... Przynajmniej wiem, że muszę uważać na plecy, gdy jesteś w pobliżu... — Harry nie mógł nic poradzić na to, że zgoda z Malfoyem wprawiła go w świetny nastrój, którego wyrazem był uśmiech „od ucha do ucha".
Malfoy rzucił w niego swoją poduszką.
Harry wziął poduszkę z pobliskiego łóżka i zaczęli cichą walkę na poduszki.
Musieli się zatrzymać, gdy ich „amunicja" nagle zamarła w powietrzu.
Odwrócili się i zobaczyli swojego profesora eliksirów stojącego w drzwiach z różdżką w ręku.
— Dzień dobry, panie profesorze — przywitał się Malfoy.
Snape patrzył na Harry'ego przenikliwym wzrokiem.
— Czyżbyście znów się pojedynkowali? — zapytał krótko, acz surowo nauczyciel.
— Tylko się wygłupialiśmy, profesorze — zapewnił Harry, jeszcze lekko zaczerwiony po „walce".
— Jak się czujesz, panie Malfoy? — zapytał Snape, uważnie obserwując ucznia.
Malfoy uśmiechnął się i spojrzał na Harry'ego.
— Nic mi nie jest, panie profesorze — zapewnił nauczyciela.
— Panie Potter, jaki był powód wymknięcia się z moich kwater tak wcześnie rano?
Harry spojrzał na swojego opiekuna.
Czy bezpiecznie byłoby zażartować? Snape nie wygląda na złego.
— Malfoy potrzebował pantofli, profesorze. Miałem zamiar szybko wrócić... Nie chciałem pana budzić... — odpowiedział szybko Harry, zastanawiając się, jaka będzie reakcja Mistrza Eliksirów na jego zachowanie.
— Panie Malfoy, załóż kapcie i chodź z nami. Myślę, że śniadanie już na nas czeka w moich kwaterach — polecił nauczyciel.
— Tak, panie profesorze — odpowiedzieli zgodnym chórem chłopcy.
Draco i Harry posłusznie udali się za Snape'em do jego kwater.