Kowal Prawdziwa historia (71)

Z Węgrami graliśmy dla powodzian. To nie jest puste hasło. My naprawdę dla nich graliśmy. Nawet na odprawie Wójcik powtarzał: - Pamiętajcie, że najważniejsze dziś, aby ci ludzie byli zadowoleni. To dla nich gracie. To ich dzień. A ich dzień to będzie kiedy? Kiedy będą szczęśliwi?! Gdy wygracie!!!

Czułem dreszczyk emocji. Bynajmniej nie dlatego, że znów zagram w kadrze, nie dlatego, że zagram przeciwko jakimś Węgrom. Łazienkowska. Znów miałem okazję zagrać na swoim stadionie. Prawie w całej Polsce kibice mnie nienawidzili ze względu na to, że byłem legionistą, więc coś mi się od życia należało - właśnie przyjęcie na stadionie Wojska Polskiego. Wiedziałem, że znów ci kibice, którzy zawsze mnie lubili, znów zaskandują moje nazwisko. Wiedziałem, że na trybunach będzie i moja rodzina, i moi koledzy. Nawet przed meczem inni piłkarze ze mnie żartowali, bo wiecznie brakowało mi biletów - kto ma niepotrzebne bilety?! Kto ma bilety na zbyciu? Brakuje mi ośmiu. Kończyło się tak, że po dodatkową pulę musiałem chodzić do Krzysztofa Dmoszyńskiego. Skoro mecz w Warszawie, to tak około piętnastu wejściówek musiałem zorganizować. - I co? Pół Bródna znowu przyjdzie tylko na "Kowala" i tylko ciebie będą dopingować? Ech, jak zawsze! - dogryzano mi. - Sam sobie publikę ściąga, a potem się cieszy, że ktoś go lubi!

Przed meczem z Węgrami miałem jeszcze krótką rozmowę na temat numeru.

- Wojtek, z którym numerem chcesz grać? - spytał dyrektor Dmoszyński.

- Ja zawsze z "dychą".

- A ty Jurek? - spytał się Brzęczka.

- Ja z dziesiątką.

- Kowal, Brzękol ma dychę.

- To niech sobie ma, ale z dychą ja gram.

- Ale ja zawsze grałem z dychą - przyznał Brzęczek i akurat miał rację, bo na olimpiadzie ja grałem z jedenastką, a on z dziesiątką. Jednak od olimpiady minęło kilka lat.

- Brzękol, to wszystko fajnie, ale ja też gram zawsze z dychą.

W końcu stanęło na moim, bo chyba nikt nie miał wątpliwości, że się nie ugnę. Konfliktu z tego nie było żadnego, a przed meczem - jak za dawnych dobrych lat - wszyscy krzyknęliśmy "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Sam mecz dla mnie - no cóż - nawet nie wiem, czy był udany, czy nie. Bo z jednej strony grałem bardzo dobrze. Z drugiej - nie wykorzystywałem sytuacji. W drugiej połowie już nawet przerzuciłem piłkę nad bramkarzem i chciałem się cieszyć, ale stwierdziłem, że poczekam, aż wpadnie do siatki. A ona się tak odbiła raz, drugi i o centrymetr minęła słupek. Wtedy już wiedziałem - tego dnia bramki nie strzelę! Może za bardzo chciałem? Mimo wszystko byłem zadowolony, bo jeszcze nie ruszyła liga hiszpańska, a ja już byłem w gazie. I nawet mnie dziwiło, z jakiej racji mam tyle sytuacji? Cztery albo pięć!

Całe szczęście, że honor Legii i honor pokoju hotelowego numer ileśtam obronił Krzysiek Ratajczyk - mieszkaliśmy razem. Huknął przepięknie z rzutu wolnego, piłka wpadła w same ramy i mecz wygraliśmy 1:0. Oczywiście, nie czarujmy się, "Rataj" nie celował, chyba że w rywala nogę. - A ty Kowal, to nawet dobrze zagrałeś, ale celownik mógłbyś trochę nastawić - usłyszałem po meczu. Całe szczęście, że nie skończyło się tak, jak ze Stachurskim - że nie zwolnili trenera, bo za mało strzeliłem. No, w przypadku Wójcika było to niemożliwe. Za mocno siedział w siodle.

Wraz z ostatnim gwizdkiem dla mnie kończył się nie tylko mecz, ale także zgrupowanie. Nie jechałem już do hotelu, od razu do domu na Bródno. Oczywiście o siódmej rano mój "ulubiony" samolot do Madrytu, a więc wcześniej było trochę czasu na rozmowę. Zwłaszcza, że w czasie zgrupowania nigdy nie wyskakiwałem do domu, bo tłuczenie się czterdzieści minut przez Warszawę w jedną stronę nie miało większego sensu. W hotelu też nikt mnie nie odwiedzał.

W drugim meczu już bramkę strzeliłem, wygraliśmy w Olsztynie z Litwą 2:0. Wcześniej zamknęli nas w jakimś gierkowskim ośrodku, tych typu "dla partyjnych". Pokoje niby wieloosobowe, ale nie jeden chciałby mieć dom taki, jaki my tam mieliśmy pokój. Olbrzymi! A do tego regały, telewizory, kanapy, obok las i jezioro. Warunki kapitalne. Jeszcze przed meczem dzwonił do mnie Wójcik.

- Jak misiu, jesteś w formie, zagrasz mi dobrze?

- Trenerze, wszystko dobrze. Będziemy pruli ogóreczków.

No i ich tak się stało.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kowal Prawdziwa historia (11)
Kowal Prawdziwa historia (40)
Kowal Prawdziwa historia (93)
Kowal Prawdziwa historia (43)
Kowal Prawdziwa historia (31)
Kowal Prawdziwa historia (68)
Kowal Prawdziwa historia (60)
Kowal Prawdziwa historia (90)
Kowal Prawdziwa historia (32)
Kowal Prawdziwa historia (73)
Kowal Prawdziwa historia (78)
Kowal Prawdziwa historia (84)
Kowal Prawdziwa historia (94)
Kowal Prawdziwa historia (39)
Kowal Prawdziwa historia (37)
Kowal Prawdziwa historia (64)
Kowal Prawdziwa historia (82)
Kowal Prawdziwa historia (13)
Kowal Prawdziwa historia (72)

więcej podobnych podstron