Kurylczyk Ryszard Papiez

Ryszard Kurylczyk

PAPIEŻ


CZĘŚĆ PIERWSZA VENI...

3

ROZDZIAŁ I

8 STYCZNIA A. D. 1198

Do wielebnego Mateusza Paris w klasztorze benedyktynów Saint Albens! Stało się, przy­jacielu! Mamy nowego papieża! Został nim kardynał-diakon Lotario, hrabia z Segni. Wiedz, że rad jestem z tego bardzo! Wspólnie studiowaliśmy w Paryżu teologię i nauki wyzwolone. To doskonały zarządca i niezły dyplomata. Czy wiesz, z jakich opresji wyciągnął nas we Francji? Mam nadzieję, że jak tylko za przyczyną Innocentego III – bo takie imię przyjął Lo-tario – znajdę się w Anglii, natychmiast pojawię się u ciebie. Wiem o tym, że piszesz kronikę Kościoła i cieszę się niezmiernie z tej, jeszcze mi nie znanej, pracy, ale sądzę, że to, co ci opowiem o Lotario – wzbogaci twoje dzieło. Spotkałem się bowiem jeszcze i później z dzi­siejszym papieżem, wtedy, kiedy studiował on prawo w Weronie i Bolonii. Wiedz, że rządy dusz sprawował będzie człowiek światły, a przy tym z dobrego domu. Jeśli chcesz przed moim przyjazdem poznać jego przemyślenia, bądź łaskaw nakazać, aby któryś z benedykty­nów będących w Rzymie skopiował traktat, jaki napisał on przed laty jeszcze jako diakon Lotario. Dzieło to nosi tytuł: De miseria humanae conditionis. Możesz więc sobie wyobrazić, co to za człowiek, skoro w młodzieńczym wieku nie siedział nad dzbanem wina, a zastana­wiał się nad nędzą doli człowieczej... Życzę ci zdrowia, pozostaję w przekonaniu, iż spotka­my się rychło, bo Jego Świątobliwość Innocenty III zaprasza mnie właśnie do Rzymu, więc najpewniej z jakąś misją wyśle do Anglii.

Twój Stefan Langton

23 STYCZNIA A.D. 1198

Zaprosiłem was, dostojni moi goście, po to, aby na początku swojej drogi zapoznać się ze stanem rzeczy w Kościele rzymskim, za który z łaski Bożej przyszło mi odpowiadać. Chcę wiedzieć, co dzieje się w świecie całym. Jako wikariusz Chrystusowy na ziemi mam obowią­zek pamiętać, że Pan dał władzę Piotrowi nie tylko nad Kościołem, ale i nad wszystkimi na ziemi. To, co mi dziś powiecie, ważne będzie nie tylko dla mnie... Ja poznawać będę sprawy, z którymi najczęściej, do czasu wyniesienia, nie miałem możliwości zapoznać się bliżej, a wy okażecie się albo rozeznanymi w rzeczach, za jakie odpowiadaliście, albo też... nie. To drugie zależy od was. Chcę, byście wiedzieli, iż zamierzam zorganizować w Kurii grupę najbliż­szych mi ludzi, którzy doradcami moimi i powiernikami spraw Kościoła rzymskiego zostaną. Jedni na stałe przy mnie będą, inni jako legaci w różne strony świata wysłani zostaną. Wszy­scy wspólnie służyć będziemy Kościołowi rzymskiemu: i wy, moi najbliżsi, i ja, wikariusz Chrystusowy... A teraz do rzeczy! Kto z was odpowiadał przed poprzednikiem moim za sprawy Państwa Kościelnego i Świętego Cesarstwa Rzymskiego?

4

Ja nim byłem, Wasza Świątobliwość. Jestem Gwido, biskup Palestyny.

Znam cię, przyjacielu! Przedstaw mi, proszę, obraz spraw niemieckich.

Po śmierci cesarza Henryka VI wyraźny chaos zapanował w Niemczech i całym cesarstwie. Zwolennicy Sztaufów i Welfów walczą między sobą i prawdę powiedziawszy, zgodnie zresztą z wolą Jego Świątobliwości Celestyna III, nie wtrącałem się w ten konflikt...

Słusznie, jako że Kościół powinien być rozjemcą, a nie stronnikiem w sprawach świeckich władców. Władza duchowa jest nadrzędna wobec władzy świeckiej. Wybacz, że przerwałem ci, Gwido. Czynił tak będę dość często i wobec innych, albowiem chcę, byście poznawali i moje poglądy w sprawach omawianych. Bądź łaskaw, dostojny biskupie, przybliżyć mi ów konflikt między Sztaufami i Welfami w Niemczech. Słucham cię, biskupie Gwido.

Jeśli Wasza Świątobliwość pozwoli, cofnąć się muszę aż do czasów twego imiennika Inno­centego II. Wówczas to bowiem zaczęli ze sobą rywalizować książęta szwabscy z domu Szta-ufów i książęta bawarscy z domu Welfów. W Roku Pańskim 1133 cesarzem został Lotar III saski. Wydał on za mąż swoją córkę za Henryka Pysznego, księcia bawarskiego, a więc z domu Welfów. Kiedy cztery lata później Lotar pomarł bez męskiego potomka – Welfowie stali się nie tylko właścicielami Bawarii, ale i Saksonii. Tak więc w sporze o wpływy Welfo-wie byli górą. Z tego najpewniej powodu książęta Rzeszy na nowego króla wybrali Konrada Sztaufa, który przyjął jako cesarz imię Konrada III. Cesarzowi ze Sztaufów zależało na umniejszeniu znaczenia Welfów. Kiedy więc w dwa lata po koronacji zmarł Henryk Pyszny zostawiając małoletniego syna Henryka Lwa, wówczas Konrad III nakazał zabrać Welfom ich rodową Bawarię, a zostawić jeno Saksonię. Górą byli tym razem Sztaufowie. Po śmierci Kon­rada III na jego miejsce wybrano Fryderyka I Barbarossę. Ten dla zaniechania sporów pogo­dził się z Welfami i zwrócił im Bawarię. Złudne były jednakiego nadzieje na złagodzenie konfliktu między Sztaufami i Welfami, bo dorosły już Henryk Lew ruszył ze zwolennikami Welfów przeciw cesarzowi. Z tych walk cesarz wyszedł obronną ręką, pozbawiając Henryka Lwa wszystkich dóbr i lenn. Cóż pozostało Henrykowi? Ukorzył się przed cesarzem i dostał w lenno znaczną część ziem saskich: księstwo brunszwickie. Dla pełnego obrazu tego sporu dodać jeszcze powinienem, że syn Fryderyka I Barbarossy, Henryk, ożenił się przed trzema laty z Konstancją – następczynią tronu sycylijskiego, tak więc władza Sztaufów powiększyła się o sycylijskie włości. Jeśli więc teraz książęta Rzeszy wybiorą na króla, a Wasza Świąto­bliwość utwierdzi na cesarza, przedstawiciela Sztaufów – Państwo Kościelne otoczone będzie ze wszystkich stron ziemiami Sztaufów, a więc i kontrolowane będzie przez nich. Moim zda­niem powinniśmy, mimo zaleceń twego świątobliwego poprzednika – poprzeć stanowczo kandydata na króla i cesarza ze stronnictwa Welfów! Mam podstawę mniemać, że ze stron­nictwa Welfów będzie brany pod rozwagę syn margrabiego brunszwickiego Henryka Lwa – Otton.

Jego więc, twoim zdaniem, powinniśmy poprzeć, wówczas, jak rozumiem, zmaleje zagro­żenie od północy. A jak sprawa południa Włoch i Sycylii?

Środkowe Włochy trzyma w swoim ręku książę Markward von Ahnweiler, jeden z najbliż­szych współpracowników i doradców zmarłego cesarza Henryka VI, od którego otrzymał tytuły księcia Romanii i margrabiego Ankony. Nie sądzę, by zamierzał on stanąć przeciw Waszej Świątobliwości, jeśli zechcesz uznać, że po śmierci cesarza ta część Włoch powinna zostać włączona do Państwa Kościelnego. Gdy mu się pozostawi dotychczasowe tytuły – bę­dzie z wdzięczności zabezpieczał nasze interesy w tej części Włoch. Jeśli zaś chodzi o króle-

5

stwo sycylijskie, to z mego rozeznania wynika, że cesarzowa wdowa Konstancja nader kiep­skiego jest zdrowia i lada miesiąc może osierocić swego czteroletniego syna Fryderyka. Trze­ba nakłonić Konstancję, by na opiekuna swego dziecięcia z domu Sztau-fów wyznaczyła nie cesarza, a Waszą Świątobliwość, wówczas zagrożenie Państwa Kościelnego od południa zniknęłoby zupełnie.

To dobry pomysł! Czy znasz, biskupie, dostatecznie dobrze cesarzową wdowę Konstancję, byś mógł uzyskać jej zgodę na regencję papieską w Królestwie Sycylii?

Sądzę, że tak.

Biskupie Gwido, mianuję cię kardynałem. Jedź teraz na Sycylię zawrzeć umowę z cesa­rzową Konstancją. Kiedy stamtąd wrócisz, pomyślimy o uroczystej konsekracji i mianowaniu ciebie na legata papieskiego w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Żebyś nie miał za wiele obo­wiązków, zwalniam cię z dotychczasowej odpowiedzialności za sprawy Francji i Anglii. Chcę teraz przedstawić wam dwu nowych kardynałów, którzy wejdą w skład Kurii papieskiej. Obydwaj są moimi przyjaciółmi jeszcze z czasów studiów paryskich. Oto Robert Curcon, od dziś kardynał, który w pieczy swojej miał będzie Francję i kraje Półwyspu Iberyjskiego. Dru­gim jest kardynał Stefan Langton, którego uwadze w Kurii papieskiej powierzam Anglię. Pro­szę o krótkie wypowiedzi o podlegających wam krajach. Najpierw proszę kardynała Roberta Curcona.

Ojcze Święty! Francja zawsze była wierną córą Kościoła rzymskiego i mając właściwego biskupa Paryża oraz oddanego sprawom Rzymu króla -może być ostoją Stolicy Apostolskiej.

Powiedziałeś wszakże: „ może być” , a więc obecnie nie jest?

Uważam, iż trzeba zmienić biskupa Paryża.

Kogo proponujesz?

Czy pomnisz, Wasza Świątobliwość, naszego wspólnego kolegę ze studiów paryskich, Odo z Sully, który zawsze miał najlepsze rozeznanie w sprawach Paryża, a szczególnie królew­skiego dworu?

Pamiętam. Masz rację – to jest właściwa kandydatura. A co powiesz o królu?

Filip II August zawsze był przyjacielem Rzymu, Kościoła i papieży. Zna swoje miejsce. Przed siedmioma laty ożenił się z Izabelą z Hainaut, siostrzenicą hrabiego Flandrii, otrzymu­jąc w posagu zachodnią część tej krainy, zapoczątkował terytorialny przyrost Francji, za co od swego dworu otrzymał przydomek „ Powiększyciel” . Sprawą istotną dla Francji, jak zresztą i dla Anglii, jest konflikt między Filipem II a Ryszardem Lwie Serce o Normandię i inne fran­cuskie ziemie lenne. Im bardziej zażarty będzie zatarg między królem francuskim i angiel­skim, tym bardziej potrzebny im będzie rozjemca, a wiadomo, że za rozjemcę przyjmą na pewno nie cesarza, lecz papieża.

Do wypowiedzi kardynała Roberta dodałbym, Ojcze Święty, jedynie uzupełniającą uwagę, że związany z Normandią i Akwitanią spór między Anglią i Francją zbliża się do stanu woj­ny.

6

Masz więc, kardynale Stefanie, wespół z kardynałem Robertem czuwać, by francusko-angielskie swary nie przerodziły się w wojnę.

Powiedz mi jeszcze w skrócie, kardynale Robercie, o sytuacji kościelnej w krajach Półwy­spu Iberyjskiego.

Zacznę od Portugalii. Jest ona lennem Stolicy Apostolskiej od czasów papieża Aleksandra II, któremu oddał w lenno swoje królestwo, zobowiązując się płacić trybut w wysokości pię­ciuset złotych monet – Sancho Ramirez. Tak więc i obecny, panujący od trzynastu lat, król Sancho I musi ów trybut płacić. Powinniśmy mu o tych zaległościach przypomnieć.

Możesz mu nawet darować część zaległości, kardynale.

Tak też uczynię, Ojcze Święty, choć łaskawość twoja dla opieszałych lenników może oka­zać się zaraźliwą.

Powiedz mi, kardynale Gwido, skąd te zaległości?

Spraw roboczych w Portugalii pilnować miał biskup Paryża i sądzę, że kardynał Robert uczyni roztropnie przeprowadzając szybką zmianę na tym urzędzie, bo opieszałość...

Stop, stop, kardynale Gwido! Pewnyś, że można tu mówić o opieszałości biskupa? A jeśli okaże się, że Sancho I wcale nie zalega aż od trzynastu lat z trybutem lennym, który po prostu z Paryża do Rzymu nie docierał?

Jestem pewny, że to tylko opieszałość...

A pozostałe kraje iberyjskie, kardynale Robercie?

Jeśli chodzi o królestwo Aragonu, to za swój honor uważam rychłe doprowadzenie do tego, by król Piotr II uznał się za twego, Ojcze Święty, lennika. Podobny zamiar mam wobec Al­fonsa VIII, króla Kastylii. Kłopot jest z królem Leonu, Alfonsem IX, który w grzechu żyje, za żonę mając córkę swego najbliższego kuzyna, króla Kastylii. Musi on najpierw poniechać kazirodczego związku, by móc zyskać opiekę Stolicy Apostolskiej. Najważniejszą sprawą dla chrześcijańskich królestw iberyjskich jest uwolnienie się od stałego zagrożenia ze strony Maurów. Powiem nawet, Ojcze Święty, że muzułmańskie zagrożenie nie tylko tych królestw dotyczy, ale też Francji, a może i całego naszego Kościoła. Dlatego do jedności kraje iberyj­skie wzywał będę w twoim, Ojcze Święty, imieniu! One bowiem stanowią tarczę przed mu­zułmańskim naporem. Francję zaś uczynię chrześcijańskim mieczem przeciw niewiernym.

24 STYCZNIA A.D. 1198

Zaprosiłem dzisiaj dostojnego biskupa Konrada z Moguncji, który prosto z Akki do Rzymu przybył, aby zdał nam sprawę ze swojej misji w Królestwie Jerozolimskim.

Przybyłem tam dokładnie w dziesięć dni po tym, jak król Henryk wypadł ze swym karłem z okna pałacu. Wprawdzie nie zdążyłem na ich pogrzeb, ale okazję miałem złożyć słowa współczucia owdowiałej Izabeli.

7

Kto powinien być następcą Henryka? Co o tym sądzi dostojny patriarcha Aymar? Żywię dla niego wiele szacunku.

Szacunek to uzasadniony, Wasza Świątobliwość. Godny to naśladowania chrześcijanin! Nie darmo wszyscy mieszkańcy Akki mnichem go zowią. Widzi on królem któregoś z wiel­możów przybyłych z armią niemiecką w trzeciej wyprawie krzyżowej. Tak się składa, iż znam ich wszystkich osobiście i nie uważałbym takiego kroku za słuszny. Jeśli dobrze poj­muję swoich rodaków – a w to chyba nie wątpisz, Ojcze Święty? – to im chodzi o coś innego niż zdobycie przez któregoś z nich tronu Królestwa Jerozolimskiego.

O cóż więc chodzi?

Wiem, że wielmoże z trzeciej wyprawy krzyżowej chcą założyć w Jerozolimie zakon rycer­ski. Dlatego też śmiem twierdzić, iż myli się patriarcha Aymar w swoich osądach o sukcesji na tym tronie.

Uważam, że władcą w Akce zostać powinien – znany wszystkim król Cypru – Amalryk. Ma w swojej dyspozycji flotę niemałą, która transport nowych oddziałów z Europy zapewnić może, ma doświadczenie w sprawowaniu władzy. A co najważniejsze, jest wdowcem. Ideal­nie nadaje się na męża dla królowej Izabeli. Para ta mogłaby z korzyścią dla Stolicy Apostol­skiej kierować sprawami chrześcijaństwa w Królestwie Jerozolimskim.

Propozycja, Konradzie, warta rozważenia. A sprawa zdobycia Jerozolimy? To królestwo ze stolicą w Akce, a nie w Świętym Mieście – krzyczy, iż czegoś jeszcze nie zrobiliśmy.

Właśnie, Ojcze Święty. To jest chyba celem organizowanej przez ciebie czwartej wyprawy krzyżowej. Wręcz jestem pewien, że właśnie ta błogosławiona przez ciebie armia rycerzy zdobędzie Jerozolimę!

Uważasz więc, że walczące pod Jerozolimą wojska niemieckie nie dokonają tego?

Moi rodacy pod murami Jerozolimy są żałośnie sami. Wiem zaś, iż w tym kierunku ciągną wojska sułtana damasceńskiego Al-Adila. Jeśli zaś on idzie z odsieczą Jerozolimie – nasze wojska będą musiały albo ratować się ucieczką, albo zostaną rozbite! Al-Adil szykował swe wojska do rozprawy z sułtanem egipskim Al-Azizem. Ten ostatni zachorował i, jak mi wia­domo, nie pożyje długo, po co więc Al-Adil miał marnować wojsko w bratobójczych wal­kach. Część armii Al-Aziza przyłączyła się do niego i zapewne pociągną na Jerozolimę.

Będziesz miał okazję sprawdzić, czy wydarzenia potoczyły się zgodnie z twoimi przewi­dywaniami. Mianuję cię oto, Konradzie, papieskim legatem w Królestwie Jerozolimskim. Udaj się najpierw na Cypr, później wspólnie z Amalrykiem do Akki. Ufam, iż wszystko, o czym mówiłeś, przeprowadzisz sprawnie. Chcę też, by Amalryk po koronacji przekazał króle­stwo w lenno Stolicy Apostolskiej.

Nie zawiedziesz się na mnie, Ojcze Święty!

Moi drodzy, mam przyjemność przed stawić wam mojego dawnego nauczyciela prawa z Bolonii, Huguccia z Pizy, którego mianowałem biskupem Ferrary, a także moim legatem na

8

Bułgarię i Cesarstwo Bizantyjskie. Bądź łaskaw, dostojny biskupie, zdać nam sprawę z zadań ci powierzonych.

Niezmierne się cieszę, że Ojcem Świętym został najlepszy mój student prawa. Jeślim choć trochę przyczynił się swoim gderaniem do tego wyniesienia, jestem uszczęśliwiony, Wasza Świątobliwość.

Wybacz za szczerość nadmierną, ale czy nie sądzisz, dostojny biskupie, że gdybyś się nie przyczynił, to znalazłbyś się w naszym gronie?!

Odbieram twoje słowa, Ojcze Święty, jako pochwałę najpochlebniejszą z pochlebnych. Zaś do sprawozdania przystępując powiedzieć winienem, iż zaiste niewiele dałeś mi czasu na gruntowne zbadanie spraw, za jakie przyszło mi odpowiadać. Ponieważ jednak obowiązek ten przyjmuję jako wyróżnienie ogromne, starałem się ów krótki czas najpożyteczniej wykorzy­stać. Oto w Cesarstwie Bizantyjskim, po śmierci przed trzema laty Izaaka II Angelosa, ob­wołano cesarzem jego brata Aleksego II. Osobiście sądzę, Ojcze Święty, iż gdybyś tylko wy­raził chęć zawarcia przymierza z Bizancjum – Aleksy chętnie przystałby na to, bowiem boi się cesarzy niemieckich. Najpewniej wiesz o tym, że Filip Szwabski z rodu Sztaufów ożenił się z córką Izaaka II Angelosa, i nie ukrywa swoich chęci połączenia w jedność Świętego Cesarstwa Rzymskiego z Cesarstwem Bizantyjskim. Taka unia mogłaby stać się groźna dla Stolicy Apostolskiej i Kościoła rzymskiego. Jeśliby bowiem chrześcijaństwo greckie przenik­nęło do Niemiec i zadomowiło się tam, to nie chcę nawet myśleć o takiej możliwości...

Kardynale Gwido – słyszysz te słowa! Brawo! Rad jestem wielce, żem cię mianował lega­tem papieskim w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Miałeś rację, trzeba koniecznie poprzeć Welfów i uczynić cesarzem Ottona!

Tak, Wasza Świątobliwość. Też ucieszyłem się z potwierdzenia słuszności moich opinii. A co do Ottona, spełnię rzecz najdokładniej, zaraz po powrocie z Sycylii.

A może powinieneś najpierw udać się do Niemiec?

Ojcze Święty, książęta Rzeszy nie działają gwałtownie. Jak ich znam, zaczekają do wiosny i wraz z ciepłem zaczną się spotykać i dokonywać wyboru. Wtedy nie należy wadzić, zechcą uznać taki gest za wrogi dla siebie. Niech wybierają. Ważne, by wśród kandydatur był rów­nież Otton. Sądzę, że jeśli pojawię się w Niemczech z początkiem lata, to zupełnie wystarczy.

Co o tym sądzisz, biskupie Konradzie, wszak lepiej od innych znasz swoich współplemień-ców?

Myślę, że kardynał Gwido ma rację całkowitą.

Wybacz, dostojny biskupie Huguccio, że przerwałem twój wywód. Słuchamy cię teraz uważnie.

Jak powiedziałem, cesarz Aleksy byłby skłonny do zawarcia paktu z Państwem Kościel­nym i tę okoliczność należałoby wykorzystać. Co się zaś tyczy Bułgarii, tam sytuacja jawi się bardziej zawikłanie. Wyprawy cesarza Izaaka II Angelosa przeciw Bułgarii załamały się przed dwunastoma już laty i wtedy właśnie na arcybiskupa Bułgarii – niezależnej od Kon­stantynopola – wybrano mnicha Wasyla. Tenże Wasyl na cara koronował bojara Piotra.

9

Wówczas z wiosną następnego roku cesarz Izaak II Angelos wszedł z wojskami i spustoszył północ Bułgarii. Długo tam jednak nie utrzymał się. Car Piotr i brat jego Asen już jesienią odbili zdobyte przez Bizantyjczyków ziemie. Przed czterema i trzema laty wojska cesarza Izaaka II Angelosa atakowały Bułgarię bez większego powodzenia. Po śmierci Izaaka i cara Piotra sytuacja się odmieniła. Tron cara Bułgarii objął młodszy brat Piotra – Kałojan, zwany „ Joannicą” , który był przez wiele lat zakładnikiem w Konstantynopolu. Znał doskonale takty­kę walki armii bizantyjskiej, ba, znał większość jej dowódców. Myślę jednak, że najlepiej znał bułgarskich bojarów, bo zaraz po objęciu tronu w Tyrnowie mianował dwu dotychcza­sowych pretendentów do tronu na namiestników prowincji sąsiadujących z Cesarstwem Bi­zantyjskim. Bojara Iwanko uczynił namiestnikiem prowincji płowdiwskiej, a Dobromira Chryza – Macedonii. Jestem pewien, że Kałojan przewidział, co się stanie... Przed rokiem ci bojarzy obwołali się władcami swoich prowincji i uwikłali się w walkę z wojskami bizantyj­skimi, prowadzą ją do dzisiaj ze zmiennym szczęściem. A Kałojan czeka! On zaatakuje Bi­zancjum, kiedy tylko jego przeciwnicy osłabną, a na to długo czekać nie trzeba będzie, bo­wiem i Iwan, i Dobromir, jak wiem, wysłali poselstwa do Konstantynopola, a Bułgarzy takie misje uważają za zdradę! Myślę, Ojcze Święty, że powinniśmy poprzeć Kałojana. Kto wie, może należałoby go nawet koronować, mielibyśmy wówczas przeciwwagę wobec Cesarstwa Bizantyjskiego!

Drogi biskupie Huguccio, rzecz wymaga wielkiej rozwagi, bo też i sam mówiłeś, że w równym stopniu powinno nam zależeć na sojuszu z Aleksym III. Inaczej dojść może do jego związania się z niemieckimi Sztaufami. Warto więc głębiej sprawę przemyśleć, tym bardziej, że pośpiechu nie ma. Wszak Kałojan czeka na sposobną chwilę. My też możemy poczekać. Kiedy już, biskupie, usadowisz się w Ferrarze i dokładniej sprawę rozeznasz, wrócimy do niej.

10

2 LUTEGO A.D. 1198

Przedstawiam wam gościa z dalekiej północy, arcybiskupa Absalona z Lundu. Proszę, ar­cybiskupie, o zdanie sprawy z sytuacji w krajach skandynawskich.

Uczynię to, Ojcze Święty, z największą przyjemnością. Kiedy otrzymałem twoje zaprosze­nie, radowała się moja dusza, bom wyczuł, bom wiedział, że wraz z tobą ład i porządek na­stanie w chrześcijańskim świecie. Białe będzie znaczyć białe, a czarne – czarne. Tak jak dotąd być nie może! Czyż twój poprzednik nie ekskomunikował przed czterema laty króla Szwecji? Uczynił to! I nic, zupełnie nic się nie zmieniło – Sverri kpi z Kościoła i Stolicy Apostolskiej...

Przepraszam cię, dostojny arcybiskupie, ale nie zdążyłem poznać jeszcze wszystkich spraw, o których jako papież winienem wiedzieć. Po to was właśnie zapraszam, by rozeznanie mieć pełniejsze i w zawiłościach tego świata móc poruszać się ze swobodą. Mów więc po porządku o wszystkich sprawach.

Nie, Ojcze Święty, nie wymagaj za wiele. Tyle nieprawości i zła do wyplenienia, że trudno zachować spokój i rozwagę. Gdzie była dotychczas Kuria papieska, że mogła pozwalać Sver-riemu na bezeceństwa i lekceważenie Kościoła?

A czy to nie ty właśnie, arcykapłanie, powinieneś króla do porządku przywołać, skoro zszedł z drogi cnoty?

Wasza Świątobliwość! Miałbym skończyć jak Eysteinn? A czy po jego krzywdzie przy­wołano Sverriego do porządku?

Jeszcze raz proszę cię, dostojny arcybiskupie, o powagę w przytomności całego prezydium Kurii papieskiej. Możesz mi uwierzyć, że zajmę się sprawą, o której mówisz, surowo i sta­nowczo, ale na litość boską – powiedzże, o co chodzi?!

Płaczcie aniołowie, już nawet Ojciec Święty wzywa imię Boże nadaremnie!

Jeśli nie zechcesz składnie opowiedzieć o stanie spraw Kościoła w kraj ach skandynaw­skich, to w rzeczy samej imię Boże wypowiedziałem nadaremnie...

Czy w Rzymie zawszeście tacy ponurzy? Taki już jestem, że muszę raban wszczynać, by później -ochłonąwszy – łatwiej o rzeczy mówić...

To mów już spokojnie i rzeczowo.

Jak już wspomniałem, król Norwegii Sverri niecnych czynów jest sprawcą. To nieślubny syn króla Sigurdha. Z tych względów w młodości oddany był na nauki do Kościoła, a nawet dostąpił zaszczytu święceń kapłańskich. Wnet jednak rzucił stan duchowny, przypasał miecz, stanął przeciw prawowitemu synowi Sigurdha – królowi Magnusowi V, pokonał go i na za­tracenie z kraju wypędził. Nieco później gorszą jeszcze zbrodnię popełnił wyganiając z Nor­wegii arcybiskupa z Nidharos. Jest prawdą, że twój świątobliwy poprzednik ujął się za krzywdzonymi i przed czterema laty ekskomunikował bezecnika. Ale ten lekceważy sobie karę i za sojusznika mając biskupa z Bergem – drwi z prawych synów Kościoła...

Co więc, twoim zdaniem, winienem uczynić z tym gwałtownikiem?

11

Jak to co?! Trzeba po prostu nakazać królowi Danii, Waldemarowi II, by uwolnił Norwegię od tego tyrana i potwora. Rzecz jasna, jeśli to uczyni, to wespół z przebywającym tam pra­wowitym władcą Norwegii, Magnusem V – synem Kościoła i oddanym sługą Stolicy Apo­stolskiej. Zaś biskup z Bergem za popieranie zdrajcy powinien być ekskomunikowany.

Rzetelnie rozważę twoją propozycję, arcybiskupie, i w niedługim czasie wydam stosowne rozporządzenie.

Jak to – rozważysz, Ojcze Święty, a kiedy uczynisz, co nakazałem?

Dostojny arcybiskupie, najpewniej pomyliłeś się! Polecenia to ja przyjmuję jeno od Naj­wyższego. A z Nim rozmawiać mogę w czas modlitwy i medytacji. Kiedy więc taki czas na­stanie, rozważę twoją propozycję...

Rzecz oczywista. Ojcze Święty, jam tylko proponował, byś wziął pod rozwagę to, co po­wiedziałem. Kiedy wszakże będziesz rozmawiał z Panem na Niebiesiech, nie zapomnij prze­konać Go, że w sprawie Sverriego powinien interwencję czynić król Danii, a nie Szwecji...

Będę o tym pamiętał. A właśnie, jak rzeczy się mają w Szwecji?

Nadal między królem Erykiem a Sverkerem toczy się zażarta walka o tron. Rozmawiałem z jednym i drugim. Pod ich rozwagę postawiłem sprawę uwolnienia duchowieństwa od świec­kiego sądownictwa, a nasze kościelne majątki od państwowych podatków. Czekam, który z nich pierwszy okaże nam względy. Wtedy będę wiedział, którego powinieneś poprzeć, Ojcze Święty!

A to paradne! Omal nie zdezorientowałeś mnie swoim biadoleniem, dostojny arcybiskupie. Jużem rozważał, czy aby właściwego zaprosiłem człowieka, widzę jednak, żem się nie pomy­lił. Postaram się więc w sprawach Norwegii rychłe dać rozstrzygnięcie, a z twojej strony liczę na szybkie zakończenie spraw szwedzkich. Będziesz moim legatem na kraje skandynawskie. Czyś kontent?

Jakżeby mogło być inaczej?! Wybacz, Wasza Świątobliwość, ale mam taką zasadę życio­wą, że wolę udawać głupiego, niż nim być. Wierzaj mi, w kraju, w którym często wspomina się bezbożne wyprawy Wikingów – łatwiej przeżyć dla dobra Kościoła mając tę nie nazbyt ambitną zasadę na względzie, niż mądrość wynosząc – żyć na cudzym chlebie.

Rozumiem twoje intencje, dostojny arcybiskupie, i dziękuję ci za lekcję pokory, jakiej nam udzieliłeś. Masz moje błogosławieństwo na przyszłe swoje decyzje w podległych ci krajach.

4 LUTEGO A.D. 1198

Dziś rozmawiać mamy o heretykach. Na tę okoliczność zaprosiłem dostojnego biskupa Osmy – Diega, który wybierając się w długą podróż do Danii był łaskaw odwiedzić Rzym. On to zarekomendował mi i przywiózł ze sobą młodego kanonika kapituły w Osmie – Domi­nika Guzmana. Twierdzi dostojny biskup, że młodzian ów rozeznany jest wielce we wszela­kich herezjach i odstępstwach od wiary. Sprawom tym wiele czasu i uwagi poświęca, a i prawdę mówiąc z tych to powodów biskupa Diego do Rzymu wyciągnął, bo i księgi intere-

12

sujące go zamierza wertować. Zbożny to zamysł i popieram go szczerze, a przy okazji i my będziemy mogli zbadać, co też kanonik już wie o tych sprawach. Cóż więc możesz nam po­wiedzieć, kanoniku?

Dziękuję, Ojcze Święty, za zaszczyt i wyróżnienie szczególne. Pragnę przypomnieć, że już przed czternastu laty, za czasów Jego Świątobliwości Lucjusza III zostało wystosowane do wszystkich biskupów zalecenie papieskie, by tam, gdzie heretyckie zagrożenie występuje – udać się osobiście, albo wysłać swego delegata, odszukać heretyków i po przesłuchaniu ich i stwierdzeniu winy przez biskupie sądy – oddawać ich dla wykonania kary w ręce miejscowej władzy świeckiej. Jest więc obowiązek, aby heretyków ścigać i sądzić! Pamiętacie najpew­niej, dostojni, że za czasów papieża Lucjusza III rozpatrywano sprawę waldensów. Ci herety­cy, zwani też „ ubogimi z Lyonu” , chcieli zastąpić całe duchowieństwo chrześcijańskie, uwa­żając, że jeśli będą chodzić boso i jeno nosić wełniane szaty, to tak naśladując Jezusa Chry­stusa mają prawo głosić słowo Boże. Na III Soborze Laterańskim nie potępiono najjedno-znaczniej tego heretyckiego ruchu i jego przywódcy – Piotra Waldo, z tego powodu jego zwolennicy do dnia dzisiejszego pałętają się po Anglii – mącąc maluczkim w głowach. Wrzód nie przecięty w porę przez cyrulika często jest w stanie cały zatruć organizm. Oto ten heretycki ruch znalazł swoich naśladowców już i we Francji. Nazywają ich albigensami od langwedoc-kiego miasta Albi, gdzie ci swoją mają siedzibę. Sprzyja im hrabia Tuluzy – Rajmund VI. Owi heretycy doprowadzili do tego, że w południowej Francji kościoły stoją puste i już nie tylko chłopi i rzemieślnicy, ale i rycerze nauk Kościoła rzymskiego zaczęli się wyrzekać! Zgroza, Ojcze Święty – zgroza! W swoich gminach mają oni organizację lepszą od naszej.

Może to być prawdą? Przecież z Paryża nic o tym nie pisano!

A czyż nie powiedziałeś, kardynale Gwido, o konieczności zmiany biskupa Paryża?! Do­stojny kardynale Robercie Curcon – nakazuję ci, byś najrychlej, jak to jest możliwe, wyzna­czył swojego delegata i wysłał go do Langwedocji. Niech winy heretyckiego ruchu dowiedzie i odda ich władzom świeckim. Tak przecież dalej być nie może! Herezje to zbrodnie przeciw majestatowi, a te, jak wiadomo, zgodnie z prawem powinny być karane! I tak właśnie ma być od dzisiaj. Za herezję należy karać śmiercią! Proszę! Z Anglii choroba herezji przywleczoną została do Francji, z Bułgarii do Bośni... Jeśli choroby nie wyleczymy w jej zaraniu, jak trąd drążyć będzie organizm Kościoła i jak w trądzie bez bólu odpadać będą poszczególne członki organizmu... Mianuję cię, szanowny kanoniku Guzmanie, moim doradcą w sprawach herezji. Przygotujcie, proszę, zobowiązanie każdego biskupa, na terenie którego herezja się pojawia lub nawet szerzy – do zastosowania takich środków, by heretycy osądzeni i ukarani zostali!

Dziękuję ci po stokroć, Ojcze Święty, że czynisz mi zaszczyt przewodzenia walce ze złem herezji. Wierzaj mi, życie poświęcę, by zagrodzić drogę wpływom szatana!

5 LUTEGO A.D. 1198

Wezwałem cię, wielebny kaznodziejo Fulko, w związku ze sprawą Ziemi Świętej.

Dzięki ogromne Waszej Świątobliwości za to wezwanie. Mam nadzieję, że mnie, Ojcze Święty, zechcesz użyć do zapalenia iskry, która wznieci płomień entuzjazmu dla czwartej wyprawy krzyżowej.

13

Nie mylisz się. Nasze święte miejsca – Jerozolima, Betlejem, Nazaret – od jedenastu lat są znowu w ręku Saracenów. Wprawdzie na mocy układu z Saladynem udostępnia sieje naszym pielgrzymom, ale – to smutne – nie mamy ich w granicach Królestwa Jerozolimskiego.

Niestety, Wasza Świątobliwość! Taki stan rzeczy powoduje, że nasi rycerze w saraceńskiej niewoli okrutne znoszą męki. A i teraz, mimo umów, wielu pielgrzymów dostaje się nadal do niewoli. Dla tych nieszczęśników nie czyni się wiele – najczęściej umierają w więzieniach albo są sprzedawani jako niewolni na targach.

To straszne!

Ojcze Święty, można odmienić im złą dolę! Spotkałem oto dwu chrześcijan znamienitych, w których najpewniej krew samarytańska płynie. To Jan z Ma-tha i Feliks z Yalois, którzy chcą zakon trynitarzy założyć i jeńców z saraceńskiej niewoli wykupować...

Najwyższej pochwały godne jest to przedsięwzięcie! Gdzie oni są?

We Francji, Wasza Świątobliwość, ale jeślibyś zechciał poświęcić swój czas dla ich zamia­ru – spowoduję, by jak najszybciej przybyli do Rzymu.

Uwiadom ich rychło. Jak tylko przybędą i dowodnie wykażą, iż mają możliwości i środki, by jeńców z niewoli wybawiać – szybko zakon ich zatwierdzę, a i z kościelnej kiesy do tego zamiaru dołożę.

Wiedziałem, Ojcze Święty, że zechcesz zadbać o tych, którzy w obronie grobu Chrystuso­wego krew przelewali...

Zechcę z pewnością, ale czegoś mi brakuje w twojej opowieści. A właśnie, mówiłeś, że Włosi i Francuzi mają swoje zakony rycerskie, a przecież, jeśli mnie pamięć nie myli, mają je i Niemcy?

Otóż właśnie-nie mają, Ojcze Święty. Założyli oni w czas trwania trzeciej krucjaty nie­mieckie bractwo szpitalne, ale to przecież nie zakon rycerski. Wiem, że boleje nad tym ogromnie niemieckie rycerstwo.

Zakon można powołać niezwłocznie. Żeby tylko od tego zależał równie rychły czas oswo­bodzenia Jerozolimy!... A może właśnie rycerstwo niemieckie może być tą iskrą zapalającą ognisko czwartej krucjaty?

Wybacz, Ojcze Święty, że nie zgodzę się z twoim poglądem. W chwili obecnej rycerstwo niemieckie zajęte jest wyborem króla i cesarza zarazem. Rozdzieleni na stronnictwa Welfów i Szaufów, mogliby podziały te przenieść na całe rycerstwo w wyprawy zaangażowane. Im mniej rycerzy niemieckich weźmie udział w najbliższej krucjacie, tym lepiej dla'niej. Im za­dania trzeba dawać w innych stronach. Wiem, że w Europie wiele jeszcze pogańskich ple­mion.

Na kogo mam liczyć ogłaszając zaciąg krucjaty?

Dzisiaj tylko na rycerstwo francuskie można postawić. To jedyne rycerstwo dobrze zorga­nizowane i silną trzymane ręką – Filipa II. Po prawdzie sam król nie garnie się zbytnio do

14

wojaczki. Podług mnie wolałby podstępem od Ryszarda Lwie Serce Normandię wydobyć, niż z kolejną krucjatą ruszyć. Są jednak we Francji wielmoże, którym w drogę po łupy i za­szczyty pilno! W pierwszej kolejności wskazałbym Tybalda z Szampanii, który siostrzeńcem jest zarówno Ryszarda Lwie Serce, jak i Filipa II...

Będziesz sekretnym organizatorem zaczynu czwartej krzyżowej krucjaty. Udaj się do Szampanii, informuj mnie o wszystkim, co się wydarzy. Nie czynię cię legatem papieskim, bo wobec Francji mam inne jeszcze zamiary krucjatowe i nie chciałbym zapału rycerstwa roz­praszać. Ty, jak powiedziałem, nad przygotowaniem czwartej wyprawy krzyżowej pracuj.

Niemniej jednak musiałbym wiedzieć, co Wasza Świątobliwość zamierza jeszcze we Fran­cji, by w drogę tym zamysłom nie wchodzić.

Masz rację, musisz to wiedzieć! Chciałbym więc, by rycerstwo północnej Francji ruszyło jak najrychlej na południe przeciw albigensom. Ba! Chcę, by zniszczenie albigensów uznane zostało za wyprawę krzyżową!

Ojcze Święty! Wyprawa przeciw albigensom jest niezwykle potrzebna i ważna, ale nie mo­że być organizowana równocześnie z czwartą wyprawą krzyżową do Ziemi Świętej.

Dlaczego?

Ojcze Święty! Rycerze są tyle odważni, ile wygodni. Mając do wyboru albo daleką, długo­trwałą, wielce uciążliwą i niebezpieczną wyprawę do Palestyny, albo wielokroć bliższą, krót­szą i bezpieczniejszą, ale na równi gładzącą grzechy i przynoszącą błogosławieństwa, wypra­wę na południe Francji – którą wybiorą?

Przyznaję ci słuszność. O krucjacie przeciw albigensom można uwiadomić rycerstwo do­piero wtedy, kiedy wszyscy chętni dotrą do miejsca zbiórki czwartej wyprawy krzyżowej.

15

ROZDZIAŁ II

11 LUTEGO A.D. 1198

Dostojny biskupie Bertoldzie! Najbliższym posłańcem wiadomość tę przekazuję do Bremy. Wiedz oto, że w niedawnych obradach prezydium Kurii papieskiej arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz przedstawił Ojcu Świętemu stan rzeczy pośród nadbałtyckich pogan, Z tego, co mówił, wnioskuję, że książęta polscy zamierzają wyprawę przeciw owym poganom, a sam Kietlicz liczy na powołanie nowego biskupstwa podległego metropolii gnieźnieńskiej. Tak czy owak – trzeba niezwłocznie przeciwstawić się temu. Pomnę, że za twego poprzednika najpewniej to właśnie Brema powołana została na diecezję dla wschodnich krain nad Bałty­kiem. Jeśli mam rację, zgromadź rycerstwo i ruszaj na wschód ku Liwom, a nie zapomnij o tym oficjalnie zawiadomić Kurii, Ja zaś stosowną wieść Ojcu Świętemu przekażę.

Kardynał Gwido legat papieski na Święte Cesarstwo Rzymskie

4 MAJA A.D. 1198

Ojcze Święty! Uwiadomić cię chciałem, że 8 marca zwolennicy Sztaufów wybrali na króla Rzeszy najmłodszego syna Fryderyka Barbarossy – Filipa Szwabskiego. Zaś w miesiąc póź­niej stronnicy Welfów obrali królem syna margrabiego Henryka Lwa – Ottona Brunszwickie-go. Zgodnie z naszą umową w sposób wyraźny nie będę się włączał do walki o tron, choć sekretnie wspierał będę stronników Welfów i samego Ottona. Pragnę też ci donieść, że Ber-told, biskup Bremy, ruszył na wyprawę przeciw Liwom, a jeśli mu się powiedzie, zamierza z krzyżem iść i na ziemie Estów. Błogosławieństwo Waszej Świątobliwości należy mu się w tej zbożnej wyprawie, bowiem Jeszcze przed trzynastu laty z Bremy wyruszył ku Liwom pierw­szy misjonarz, który zwał się Meinhard. Dotarł on do ujścia rzeki Dźwiny, wielu Liwów na­wrócił, kościół zbudował, za co arcybiskup Bremy mianował go w rok później biskupem su-fraganem bremeńskim i ustanowił diecezję dla wschodnich terenów nadbałtyckich. O prze­biegu tej wyprawy i dalszych zdarzeniach w Świętym Cesarstwie Rzymskim będę cię uwia­damiał bezzwłocznie.

Kardynał Gwido

6 MAJA A.D. 1198

Ojcze Święty! Jak sobie życzyłeś, udałem się do Królestwa Cypru. Tam wręczyłem Ama-irykowi twój list i błogosławieństwa, po czym ruszyliśmy do Akki, zostawiając na tronie Cy­pru jego syna Hugona. W ostatnich dniach stycznia Amairyk wziął ślub z królową wdową Izabelą i koronowany był na władcę Królestwa Jerozolimskiego. W sam czas uroczystości te się odbyły, bo po dwóch niedzielach nadciągnęły wojska seldżuckie. Niemieckie oddziały wycofały się spod Jerozolimy do Tyru i stamtąd na okrętach ku Europie ruszyły. Część z nich

16

jednak została i wzmocniła obsadę twierdzy w Akce, za co Amairyk przekazał im w wieczy­ste użytkowanie wieżę nad bramą św. Mikołaja, a ja obiecałem poprzeć ich prośbę do Waszej Świątobliwości o powołanie niemieckiego zakonu rycerzy. Chcą się nazwać Zakonem Szpi­tala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego, a na zbrojach postanowili nosić płaszcz biały z czarnym krzyżem. Chciałbym jeszcze prosić Waszą Świątobliwość o pomoc w jednej sprawie. Oto w sąsiadującej z Królestwem Jerozolimskim Małej Armenii książę Leon, wier­nie ci oddany wasal, zagrożony jest, o zgrozo, przez własnego syna – Boemunda! Rzecz ja­sna, nasze rycerstwo chętnie stanęłoby po stronie księcia Leona, ale nie może tego uczynić mając nieopodal swych granic wojska seldżuckie. Wiem, że oni obaj twojemu życzeniu pod­porządkują się bez szemrania. Proszę więc o przywołanie Boemunda do porządku, bo też i nie czas na swary, kiedy zagrożony Kościół w Królestwie Jerozolimy.

Biskup Konrad z Moguncji

24 MAJA A.D. 1198

Drogi mój Gwido! Rad jestem wielce, żeś już w Świętym Cesarstwie Rzymu. Cieszę się też z tobą, że Otton Brunszwicki wybrany został na króla Rzeszy i uczynić musimy wszystko, by on właśnie cesarzem został. Nie jestem zaś rad z faktu, że jego kontrkandydatem obwołano Filipa Szwabskiego.

Nie jest to dla nas korzystne. Czy pamiętasz o tym, kardynale, że właśnie Filip Szwabski jest żonaty z córką cesarza Izaaka II Angelosa. Z pozoru nie ma w tym niczego niebezpiecz­nego, ale tylko z pozoru. Oto wiem od biskupa Aten, Michała Choniatesa, który ma dobre stosunki z hierarchią Kościoła wschodniego, że to właśnie Filip Szwabski, jeszcze jako ksią­żę, utwierdził cesarza Izaaka w przekonaniu o konieczności połączenia Cesarstwa Bizantyj­skiego ze Świętym Cesarstwem Rzymskim. Rozumiem zamysł połączenia Kościołów: wschodniego i rzymskiego, ale cesarstw?! To już byłoby nie tylko zagrożenie, ale upadek Rzymu i znaczenia Stolicy Apostolskiej... Do tego w żadnym razie dopuścić nie można! Do­póki jest równowaga w walce o tron Rzeszy albo Otton przeważa, możesz zachować dystans, jeśliby zaś Filip zaczął górować – uwiada-miaj mnie najrychlej. Dopóki sukcesja Sycylii nie będzie wyjaśniona, nie mogę jednoznacznego wyrazić poparcia Ottonowi.

Innocenty III

24 MAJA A.D. 1198

Dostojny biskupie Konradzie! Zatwierdzam Zakon Najświętszej Marii Panny, stosowny dokument wysyłając do Akki. Wszystkie twoje działania aprobuję i błogosławię. List do An­tiochii w sprawie Boemunda wyślę, choć akurat tej sprawy nie uważam za pilną. Najpilniejszą sprawą jest rozpoczęcie rokowań z Al-Adilem. Wiem, że sułtan egipski Al-Aziz dogorywa i jeśli teraz Al-Adila potraktujemy poważnie, może się to przydać nam w przyszłości. Najpew­niej po śmierci sułtana egipskiego Al-Adil będzie chciał sobie podporządkować wszystkie emiraty, a więc i jemu potrzebny będzie rozejm na zdobycie i utrwalenie swojej władzy. Na­każ królowi Amalrykowi, by najrychlej podjął rozmowy i do układów doprowadził za wszel­ką cenę, nawet gdybyśmy na tym przejściowo coś mieli stracić. Przecież kiedy Al-Adil swo­imi sprawami będzie zajęty, my możemy umocnić Królestwo Jerozolimskie. Współdziałaj z Amalrykiem w tej sprawie. Bądź też gotów na moje wezwanie, bo lada chwila możesz mi być potrzebny w Sycylii.

Innocenty III

17

ROZDZIAŁ III

24 LISTOPADA A.D. 1198

Moi drodzy! Zebrałem was, chcąc uwiadomić o bolesnej i radosnej zarazem chwili. Oto Bóg zabrał do raju duszę cesarzowej wdowy Konstancji... Cesarzowa przed śmiercią wyzna­czyła mnie na opiekuna trzyletniego następcy tronu – Fryderyka II – i na regenta Królestwa Sycylii. Państwo Kościelne nie jest już zagrożone przez Sztaufów od południa. Teraz musimy uczynić wszystko, aby królem Rzeszy i cesarzem został Otton – Welf. Tu powiedzieć muszę, że podziwiam dostojnego kardynała Gwido, który z sycylijską sprawą poradził sobie bez trudności i w Świętym Cesarstwie Rzymskim dobrze interesów Kościoła strzeże. Niech Kuria uwiadomi go najrychlej o moim smutku, ale też i zadowoleniu z powodu zgonu cesarzowej wdowy... Zebraliśmy się w trybie nagłym, jako że niezwłocznie trzeba wybrać radę regencyj­ną w Królestwie Sycylii. Ja przecież, będąc wikariuszem Chrystusowym całego świata, nie mogę pełnić regencji nad jednym królestwem.

Powiedziałeś, Ojcze Święty, że kardynał Gwido dobrze wywiązał się z poruczonych mu zadań, a więc może on właśnie mógłby stanąć na czele rady regencyjnej?

To prawda, ale dzisiaj ważniejsza dla mnie jest sukcesja na tronie w Świętym Cesarstwie Rzymskim niż nadzór nad pacholęciem w Sycylii. Tak więc, kardynale Langtonie, choć masz rację, to racji owej w czyn zamienić nie wolno... Szczerze mówiąc, myślę o kimś innym, mia­nowicie o biskupie Konradzie z Moguncji. Można by go uczynić przewodniczącym rady re­gencyjnej i jednocześnie podnieść do godności kardynała – dobrze się sprawił w Królestwie Jerozolimskim. W maju bieżącego roku zleciłem biskupowi Konradowi skłonienie króla Amalryka do rokowań z Al-AdiIem, bom otrzymał informacje, że sułtan egipski dogorywa. Król Amalryk do negocjacji wczesnym latem przystąpił, a w początku lipca tego roku podpi­sał z Al-AdiIem traktat o pokoju na pięć lat i osiem miesięcy. Niestety traktat ów kosztował nas Jafę i Dżubaj. Tyr pozostał przy nas, a Sydon rozdzielono między strony. Sam układ jest dla nas niekorzystny, ale po nim powstały sprzyjające okoliczności: przed trzema tygodniami zmarł sułtan Al-Aziz. Teraz Al-Adil zajmie się przejęciem władzy i uśmierzeniem swoich wrogów, których ma niemało, a my w tym czasie możemy znacznie umocnić Królestwo Jero­zolimskie, przygotować wojska i tuż po zakończeniu rozejmu uderzyć, nie na Jerozolimę, gdzie może Al-AdiI się ataku spodziewać, a na siedlisko seldżuckich pogan – na Egipt! Ale to dopiero przed nami! Wracając zaś do rzeczy najważniejszej – uważam oto, że biskup Konrad dobrze spełnił swoje zadanie w Królestwie Jerozolimy i może już teraz udać się na Sycylię, by tam stanąć na czele rady regencyjnej. Jak też wspomniałem, chcę mianować go kardyna­łem. Niech więc kancelaria przygotuje wszelkie listy i decyzje konieczne, by rzeczy stały się nie tylko w słowie mówionym, ale pisanym, a więc tym, które dla potomnych zostaje. Prawdę powiedziawszy, uważam, że to, co w kanonach i dekretach zawarte, niezwykle rozważnie winno być do powszechnej wiadomości podawane, by nie zaszkodzić Kościołowi i Stolicy Apostolskiej. Z tych względów, jeśli w przyszłości dla wiedzy potomnych wykaz papieskich i kurialnych decyzji wydany będzie, czy to dla wiedzy szkół, czy to dla wiedzy powszechnej, ja sam redaktora będę dobierał! Pamiętaj o tym, kardynale Langtonie, bowiem tobie pieczę nad Kurią papieskąpowierzam!

18

ROZDZIAŁ IV

12LUTEGO A.D. 1199

Zaprosiłem cię, kanoniku Albercie, bo chciałbym usłyszeć, co sądzisz o wyprawie biskupa Bertolda do kraju Liwów.

Ojcze Święty. Od dawna już u nas w Bremie założono diecezję dla wschodnich terenów nadbałtyckich. Pierwszym jej biskupem był brat augustianin Meinhard, po nim właśnie biskup Bertold, który w ubiegłorocznej wyprawie do Liwlandu poniósł śmierć.

Wiem to wszystko, szanowny kanoniku, i dlategom właśnie cię zaprosił. Przecież już drugi biskup z Bremy postradał życie w Liwlandzie. I oto ty, trzeci, chcesz ruszyć ku krajowi Li­wów i czekać na biskupie wyświęcenie lub śmierć?!

Czyżem nie jest godny tego zaszczytu?

Nie w tym rzecz, kanoniku Albercie. Ja po prostu chcę być pewien twojej wyprawy, speł­nienia przez nią celu, a nie kolejnej biskupiej śmierci. Otom dokładnie zapoznał się z doku­mentami obu wypraw. Naiwne to misje. Krzyże przeciw mieczom! Pierwszy wzniesiony ko­ściół rychło spalono, biskupów zabito. Zabieracie się do dzieła chrystianizacji pośród pogan tak, jakbyście szli strzyc wylęknione stado owiec. Idziecie do wilków... Inaczej, zupełnie ina­czej trzeba brać się do rzeczy. Przed wami wiele misji ruszało w pogańskie kraje i tylko te przyniosły pożytek, które dobrze były przygotowane.

Śmierć naszych biskupów. Wasza Świątobliwość, nie na pokaz, a za wiarę została na Chry­stusowym ołtarzu złożona.

Zuchwałyś, kanoniku! Kiedy zostaniesz biskupem, będziesz się musiał uczyć pokory i cier­pliwości. A co to myślisz, że nie wiem, iż tam w Bremie obawiacie się, by w zbożnym zada­niu nawrócenia pogan nad Bałtykiem nie ubiegli was Rusowie? Nie udawaj zdziwionego, kanoniku. Powinnością papieża jest wiedzieć więcej, niż to się innym wydaje. Pocieszę cię jednak. Mnie też zależy na tym, by kraj Liwów czy Estów nie wpadł w ręce ruskie. Bo mię­dzy nami mówiąc, o czym wy w Bremie nie chcecie wiedzieć – formalnie prawa nie macie do nawracania ani Liwów, ani Estów. Jedni i drudzy są lennikami i daninę płacą – chrześcijań­skim księstwom Rusi. Liwowie podlegają księciu połockiemu, a Estowie republice nowo­grodzkiej.

Nie wiedziałem o tym, Ojcze Święty! Ale jeśli z Rusią trzymają, to tym samym z Kościo­łem greckim, a nie rzymskim!

Dlatego też chcę, by misja nasza powiodła się wreszcie, bo rozkrzewianie się Kościoła greckiego, a nie Kościoła rzymskiego poczytywałbym za obelgę dla Stolicy Apostolskiej. Posłuchaj, co trzeba w kraju Liwów zrobić. Z dotychczasowych misji najskuteczniejsze były te, które od ochrzczenia władcy zaczynały. Po ochrzczeniu władca pilnował, by dworzanie uczynili to samo. Wspólnie ku chrześcijaństwu przywodzili drużynę przyboczną i możno­władztwo, a później dopiero lud nawracali. Stąd, jeśli moi biskupi chcą zaczynać od ludu i od stawiania kościołów, nie wiedzieć jak daleko od stolicy liwijskiej położonych, to taka misja z góry skazana jest na zagładę.

19

Niech Wasza Świątobliwość wybaczy mi śmiałość i nie poczyta tego, co powiem, za brak szacunku. Rzecz polega na tym, że Liwowie nie mają ani władcy, ani stolicy. Żyją plemiona­mi w rozproszeniu po swoich borach, zbierając się tylko przeciw obcemu zagrożeniu.

Ale wtedy wybierają jakiegoś wodza, z którym można by wdać się w pertraktacje?

Nie wybierają, atakują ze wszystkich stron, według wcześniej uzgodnionego planu.

To zmienia postać rzeczy. Wybacz, kanoniku, nie wiedziałem o tym. Tak czy owak, sposób prowadzenia misji trzeba zmienić, bo obie dotychczas przebiegały i kończyły się jednako. Stoicie u ujścia do morza tej ich rzeki, jakżeż ona się nazywa?

Dźwina!

Właśnie. Budujecie obejścia obronne, kościół, rozmawiacie z Liwami i po jakimś czasie wszystko spalone, ludzie wysieczeni. Co więc ty zamierzasz, kanoniku?

Chciałbym postępować tak samo jak biskup Meinhard i Bertold. Liczę jedynie, że dopisze mi szczęście.

Łaskawość Bożą w tej wyprawie mieć będziesz z pewnością, ale liczenie na szczęście nie jest w walce tarczą. Walka to walka! Na pogańskich królów najczęściej wystarcza woda święcona albo korona w ostateczności, ale na lud bez króla to za mało... Wiesz, co zrobimy, kanoniku? Wystosuję wezwanie do krucjaty dla rycerstwa Saksonii i Westfalii. Do wyprawy krzyżowej przeciw nadbałtyckim poganom, z obietnicą zezwolenia na stworzenie z tych ryce­rzy, którzy ruszą – zakonu świętego na wzór jerozolimski. Tak więc nie trzeba będzie udawać się w długą podróż ku Saracenom, można będzie dojść tych samych godności niedaleko swo­ich siedzib. Jeśli więc wraz z rycerstwem dobrze uzbrojonym, wyposażonym, i w liczbie nie mniejszej niż tysiąc mieczy, staniesz u ujścia tej ich rzeki, a później założycie tam murowaną, warowną twierdzę z kościołem, to zostaniesz w niej biskupem, jeśli zaś powołasz ordynariu­sza w Estonii, będziesz arcybiskupem. Z rycerstwa powstanie podległy ci zakon – potwierdzę jego nazwę i przywileje, jakie zaproponujesz.

To więcej, Wasza Świątobliwość, niżem się mógł spodziewać! Prosiłbym cię jednak o we­zwanie do wyprawy rycerzy ze Szwabii i Bawarii – więcej mają doświadczenia w wyprawach wojennych...

A powiedz mi, drogi kanoniku, czyim ty jesteś stronnikiem, Sztaufów czy Welfów? Lub wprost zapytam: popierasz Filipa Szwabskiego czy Ottona Brunszwickiego?

Ojcze Święty, my w Bremie z dala jesteśmy od politycznych dysput, ale sympatią jestem po stronie Filipa...

A więc za Sztaufami, którzy Państwo Kościelne ze wszech stron chcieli otoczyć i do słu­żebnej roli sprowadzić? Za Filipem, który ożenił się z córką cesarza Bizancjum – Ireną. Przed chwilą zaś mówiłeś, że Kościół grecki stanowi zagrożenie dla nas!

A nie wiesz to, że marzeniem Filipa Szwabskiego jest korona Świętego Cesarstwa Rzym­skiego i połączenie pod jego berłem z Cesarstwem Bizantyjskim?

Ależ to niemożliwe, byłaby to zbrodnia wobecKościoła rzymskiego!

20

Właśnie! Zbrodnię chcesz popierać, a może i w niej współuczestniczyć?!

Ojcze Święty, ale co ma do zbrodni moje napomknięcie o rycerzach Szwabii i Bawarii, któ­rzy dobrze znają swoje rzemiosło?...

Powiadasz więc tak: daj najlepszym rycerzom Sztaufów zakon i przywileje, postaw ich w sąsiedztwie państw ruskich, będących w sojuszach z Bizancjum, zbuduj sobie na wschodniej granicy nową wrogą siłę, która może jeszcze przeciw tobie miecze obrócić. Tak mówisz i tak chcesz, bym uczynił w imieniu Stolicy Apostolskiej!

Tak nie tylko nie powiedziałem, alem nawet nie pomyślał!

Mówisz wszakże, że do zakonu chcesz rycerzy szwabskich i bawarskich.

Mówiłem tak tylko dla ich wojennych przymiotów.

Biskup Kościoła rzymskiego nie myśli o tym, jak rycerze mają wymachiwać mieczami, ale w jakim celu będą to czynić. I myśli jeszcze o tym, czy cel ten przyniesie pożytek Kościołowi i Stolicy Apostolskiej... Wystosuję więc wezwanie do krucjaty dla rycerzy Saksonii i Westfa­lii, a czy wiesz, kanoniku dlaczego?

Bo są zwolennikami Welfów, a jak dobrze zrozumiałem – Ojciec Święty zamierza poprzeć Ottona Brunszwickiego: powstały z jego rycerzy zakon umocni pozycję Ottona!

Brawo, kanoniku! Widzę, że dobrą zorganizujesz wyprawę, która chwałę przyniesie Ko­ściołowi.

Wyprawa taka wymaga znacznych przygotowań. Tysiąc mieczy to nie to, co misjonarz z kilkoma kompanami. Zamierzałem ruszyć z wiosną, ale widzę, że nie będzie to możliwe...

Ruszysz choćby i latem, ale z moim wezwaniem dla rycerstwa Saksonii i Westfalii, i kiedy wszystko będzie przygotowane do drogi: ludzie, oręż i zapasy.

Ojcze Święty, wybacz, że już dziś cię o to proszę, ale później mogę tylko wieści o postę­pach misji przekazywać. Chciałbym, by nasz zakon rycerski podlegał ordynariuszowi diece­zji, która powstanie, i by dwie trzecie zdobytych na poganach ziem przyznane były biskupo­wi, a jedna trzecia zakonowi...

A może wiesz już, Jaką nazwę dasz miastu?

Z Bożą pomocą kościół zbuduję pod wezwaniem świętego Jakuba, a o nazwie miasta niech rycerze stanowią.

Pięknieś to wywiódł, szanowny kanoniku! Wszystko, cośmy dziś ustalili, niechaj się stanie! Bądź biskupem, bądź arcybiskupem dzielnym i dbałym o sprawy Kościoła na pogańskiej do­tąd ziemi, czyń wszystko, byś nie był biskupem znanym tylko z jednego...

Z czego, Wasza Świątobliwość?

Z tego, że dał się zabić za wiarę, niczego nie osiągnąwszy ani dla wiary, ani dla Kościoła...

21

13 LUTEGO A.D. 1199

Nakazałem cię zaprosić, biskupie, na poufną rozmowę, mając na uwadze twoje rozeznanie w sprawach Bizancjum.

Ojcze Święty Jestem zaszczycony i wzruszony. To zaproszenie świadczy o zaufaniu Wa­szej Świątobliwości – jak śmiem mniemać – nie tylko do mnie, ale i do całej Grecji, w szcze­gólności zaś Aten.

Mógłbym ci, biskupie, zdawkowo odpowiedzieć, że tak jest właśnie i na tym skończyć ten wątek, ale chcę, by nasza rozmowa była szczera, otwarta i rzeczowa. Chciałbym, byśmy po niej rozstali się

w przyjaźni.

Liczę na to, Wasza Świątobliwość.

Skąd i od kogo masz, biskupie, tak dokładne dane o Cesarstwie Bizantyjskim? Czytałem twoje doniesienia przysłane do Kurii.

Czy muszę na to pytanie odpowiedzieć, Ojcze Święty?

Jeśli rozmowa nasza ma być szczera...

W Kurii papieskiej znany jestem jako Michał Akominates, tak też nazywał mnie twój, Oj­cze Święty, poprzednik – w czasach, kiedy stawiał mnie na biskupa Aten. W cesarstwie na­zywają mnie Michał Choniates. Jestem bratem Nicetasa Choniatesa, który pracuje jako „ ba-silikos grammatikos” przy cesarzu Aleksym II Angelosie.

Jest więc brat twój sekretarzem cesarza Bizancjum?

Tak właśnie jest, Wasza Świątobliwość. Wiadomo mi, że basileus, sebastos, autokrator Aleksy II Angeles chce podnieść brata mego aż do godności patrycjusza.

Cieszyć mam się z tego, dostojny biskupie, czy smucić?

Wasza Świątobliwość! Uważam, że należy się z awansów brata mojego cieszyć! Im wyżej będzie w hierarchii bizantyjskiej, tym więcej ja, a jeśli taka twoja wola, Ojcze Święty, to i ty wiedział będziesz o Bizancjum.

Szczery jest brat wobec ciebie?

Bezgranicznie.

A ty wobec niego?

Też niczego przed nim nie ukrywam.

22

Powiesz mu więc o naszej rozmowie?

Jeśli Wasza Świątobliwość nie zastrzeże, że to, co mówimy, między nami ma pozostać.

A jeśli takie zastrzeżenie wniosę?

Wówczas będę go przestrzegał.

Wnoszę więc takie zastrzeżenie, dla tego wszystkiego, co dziś i kiedykolwiek później bę­dziemy mówić w cztery oczy. Klauzuli zaś takiej nie nakładam na jakiekolwiek rozmowy z odpowiedzialnym za sprawy Bizancjum biskupem Huguccio. Dzisiaj przy wieczerzy zapo­znam was ze sobą... A do przerwanego wątku z początku naszej rozmowy wracając. Jeśli uważasz, że zapraszając cię, ufam nie tylko tobie, ale i Atenom i całej Grecji – odpowiadam szczerze, że ufam tobie, boś biskupem Kościoła rzymskiego, ufam też tobie jako człowiekowi dlatego, żeś zgodził się na zachowanie tajemnic Stolicy Apostolskiej, ufam wszystkim chrze­ścijanom Aten i Grecji, którzy z Kościołem rzymskim, a nie greckim są związani.

Niewielu Grekom ufasz, Ojcze Święty.

Zaufanie to uczucie szczególne i nie starcza go dla zbyt wielu. Jesteś pierwszym Grekiem, któremu zaufałem w pełni. Jeśli to zaufanie potwierdzi się, przeniosę je na innych, których wskażesz. Od ciebie zaś chciałem się dowiedzieć, jakie sojusze i z kim zawierali ostatni władcy Bizancjum? I tu dla pełnej jasności sprawy powiadam tobie: myślę o unii naszych Kościołów. Cieszy mnie również propozycja, jaką złożył mi jeszcze w roku minionym cesarz Aleksy: Bizancjum jako chrześcijański miecz na Wschodzie, Święte Cesarstwo Rzymskie ze stolicą w Rzymie – na Zachodzie. To mądra propozycja.

Mieć dwa miecze i umieć obu naraz użyć w walce, czyż nie jest to marzeniem wielu ryce­rzy?

Ogromnie cieszę się. Ojcze Święty, z możliwości sojuszu naszych Kościołów. Żyję w świecie greckim, choć duszą i ciałem jestem łacinnikiem, ale chciał bym, bardzo chciałbym, by taka unia mogła na stąpić, choćby najrychlej! Brat mój, Ojcze Święty, pisze historię bi­zantyjskiego cesarstwa od czasów basileusa Manuela I Komnena i nie ukrywam, że jestem pierwszym czytelnikiem jego dzieł, a często też i pierwszym korektorem. Z tych względów myślę nieskromnie, że wiele wiem o sprawach bizantyjskich.

Sądzisz, dostojny biskupie, że zaproszenie ciebie na tę rozmowę jest dziełem przypadku?

Wiedziałeś więc, Ojcze Święty, że brat mój związany jest blisko z dworem w Konstantyno­polu?

To moja powinność, Michale, jedna z moich powinności... Wiedzieć jak najwięcej o tym, co dzieje się na tym świecie.

Wiedziałeś więc, że nie skłamię, jeśli o brata zapytasz?

A jeślibyś skłamał?

Byłbym wówczas biskupem Aten?

23

A powinieneś być wówczas biskupem Aten?

Nie powinienem!

I nie byłbyś!

Dobrze jest znać prawdę.

I ja tak myślę, drogi biskupie, ale nie lituj się nad sobą. Myślmy razem o losach Kościoła rzymskiego. Jak oceniasz sytuację Cesarstwa Bizantyjskiego? Od czasów kiedy basileus Ma­nuel I Komnen zadarł z Normanami, Wenecją, Cesarstwem Niemieckim i Sułtanatem Iko-nium, Bizancjum znajduje się pośród wrogów Jest wystawione na ataki ze wszystkich stron; nie ma żadnych przyjaciół z wyjątkiem ciebie, Ojcze Święty.

Obecny władca Cesarstwa Bizantyjskiego proponuje mi unię między Kościołem rzymskim i greckim.

Unię, Ojcze Święty, uważam za dobre rozwiązanie, i to dla obu stron. Jeśli bowiem cesar­stwo upadnie, coś tę lukę wypełni. To coś to właśnie otaczający Bizancjum wrogowie. Zdo­być cesarstwo greckie mogą Turcy seldżuccy z Sułtanatu Rum, mogą to uczynić nienawistni Wenecjanie, albo nawet Bułgarzy lub Węgrzy. Cokolwiek nowego powstanie, będzie to kło­potliwe i niebezpieczne dla Kościoła łacińskiego, że wolałbym ową unię Kościołów, a więc podparcie chylącego się kolosa świetlanym autorytetem Ojca Świętego i siłą państw łaciń­skich, niż owo nowe.

Podaj, proszę, dowód na to, że cesarstwo greckie jest rzeczywiście tak słabe, jak mówisz.

Cesarz Aleksy III Angelos siłą przejął tron od brata swego Izaaka I Angelosa, którego ośle­pił i wraz z synem wtrącił do lochu. Kiedy za uwięzionym ujął się i zagroził Bizancjum wojną cesarz niemiecki Henryk VI – brat Filipa Szwabskiego, ożenionego z córką obalonego basile-usa, Aleksy III ze strachu zobowiązał się zapłacić pięćdziesiąt centenarii złota za odstąpienie od ataku. Później stanęło na szesnastu centenariach, ale i tego Aleksy nie miał i nawet nie mógł od nikogo pożyczyć, otoczony samymi wrogami. I ten wielki cesarz, który w ubiegły-mroku proponował Waszej Świątobliwości unię Kościołów – rok wcześniej zadecydował, aby obrabować ze złota wszystkie groby cesarskie w kościele Świętych Apostołów, bo nie miał go skąd wziąć. Dwa lata temu, Ojcze Światy, był to oszalały ze strachu, mały, podły człowiek. Śmierć cesarza Henryka VI uratowała go z opresji, bo Rzesza Niemiecka zajęła się swoimi sprawami i wyborem nowego władcy, a Filip Szwabski stojąc na czele Sztaufów i mając do wyboru albo tron cesarza, albo uwikłanie się w walkę z Bizancjum, poniechał Aleksego. Jak powiedziałem, tylko śmierć Henryka VI przed dwoma laty uratowała na tronie Aleksego III Angelosa i Cesarstwo Bizantyjskie...

Co więc radzisz, biskupie?

Po prostu czekać na rozwój wydarzeń w cesarstwie. Nadto, choć jesteś, Ojcze Święty, je­dynym sojusznikiem, to wszakże wielce mocarnym! Jeśli więc jesteś zdania, że chylącego się kolosa należy podtrzymać, to właśnie należałoby uczynić! Kiedy nagle ustąpiło zagrożenie Bizancjum, Aleksy, zmylony obrotem rzeczy, naiwnie poczuł się panem całego Wschodu i dlatego podjął grę z Waszą Świątobliwością. Mój brat, który lepiej niż ja zna sytuację, twier-

24

dzi, że cesarstwo cierpi na brak złota, stanowiącego dotąd podstawę jego potęgi, jest bezbron­ne i lada sile może ulec. Moim zdaniem najgroźniejsi są Turcy seldżuccy!...

Jeślibyś czegoś nowego wywiedział się od brata, przyjeżdżaj do Rzymu najrychlej. Gdy­bym ja cię potrzebował – sekretnie dam znać. Na końcu powiadamiam cię, że otrzymujesz nominację na arcybiskupa Aten!

25

CZĘŚĆ DRUGA

VIDI...

26

ROZDZIAŁ I

24 LISTOPADA A.D. 1199

Kardynale Stefanie, najpierw zapoznam się z ważniejszymi doniesieniami, ale na litość, wiem, że znasz je dokładnie, czytaj więc istotniejsze fragmenty, a nie całość. Później chciał­bym podyktować swoje listy, bądź przy tym pomocny mojej myśli. Jak skończymy pierwsze, przywołaj kancelarzystów. Co więc tam mamy?

Mało istotne doniesienie od kardynała Gwido o zmianach w obozie Welfów i Sztaufów...

Myślę, że Gwido działa aż nazbyt ostrożnie, już powinien być pewny wybór Ottona. Upo­mnij go w najbliższym liście. Co dalej?

Po śmierci Ryszarda Lwie Serce na tron angielski wybrano jego brata, Jana z Plantagene-tów, wasala króla Francji. Kardynał Curcon pisze, że Filip też popierał ten wybór.

Dopiero teraz mi o tym mówisz?! Na drugim miejscu po nieznaczącym liście kardynała Gwido!

A co w tej wiadomości ciekawego, Ojcze Święty? Od dawna obaj wiedzieliśmy, że wybra­ny będzie książę Jan. Korespondencję zaś przygotowuję w kolejności jej spływu, a nie wagi informacji. To bowiem, co mnie wyda się istotne, może być mniej ważne dla Waszej Świąto­bliwości...

Boże! Dziękuję ci za to, żeś mi podpowiedział, iż na przełożonego Kurii postawić trzeba Anglika... Kiedyś, Stefanie, doprowadzisz mnie do rozpaczy, ale rzecz oczywista – masz rację...

Biskup Piotr z Antiochii donosi, że król Leon jest szczęśliwy z twojej decyzji, ale trapi się wątpliwością, czy Bizancjum uzna jego wywyższenie na tron królewski?

Trzeba będzie napisać list do króla Leona. Nie zapomnij, byśmy to dziś jeszcze uczynili.

Jest list od Fulka z Neuilly.

Ten przeczytaj w całości!

Ojcze Święty! Powiedzieć mogę, że czwarta krucjata właśnie się rozpoczęła! Nakłoniłem oto hrabiego Tybalda z Szampanii do zaproszenia najznamienitszych francuskich rycerzy. Sam Tybald szanowany jest przez wszystkich jako siostrzeniec króla Ryszarda Lwie Serce i jako rycerz niepospolitych umiejętności, ale przede wszystkim jako człowiek majętny, który w prawy sposób do onych dóbr doszedł. On to stanąć ma na czele krucjaty. Na jego zaprosze­nie do zamku Ecri-sur-Aisne przybyli: hrabia Flandrii – Baldwin IX z Hainaut wraz z bratem swoim Henrykiem, hrabia Blois – Gotfryd III z Le Porche, Szymon IV z Montfbrt z braćmi, a

27

to: Gotfrydem z Yiliehardouin, Eugnerrandem z Bores i Renaldem z Dampierre. Przemówi­łem do nich dnia drugiego. Wszyscy zapałali świętym oburzeniem na pogan saraceńskich, którzy w niewoli grób Pana naszego Jezusa Chrystusa dzierżą, a przy tym z Kościoła rzym­skiego naigrawają się i nań plwają. Wszyscy, Wasza Świątobliwość, na krzyż zaprzysięgli do krucjaty doprowadzić i Jerozolimę z niewolniczych wydobyć okowów. Później zastanawiali­śmy się, którędy powieść wyprawę: lądem czy morzem. Hrabia Flandrii był zdania, że uczy­nić to trzeba morzem, i swoją flotę stawił do rozporządzenia krucjacie. Hrabia Tybald poparł taki zamysł uznając drogę morską za krótszą i mniej kosztowną. Przywołał słowa zmarłego niedawno króla Ryszarda Lwie Serce, który jemu właśnie powiedział: «Rozprawić się z Sel-dżukami to w najsilniejsze ogniwo pogańskiego łańcucha uderzyć. Aby tak się stało, trzeba zniszczyć egipską armię sułtana Saladyna. W pierwszej więc kolejności na Egipt uderzyć i dopiero po rozproszeniu Saladynowych wojsk na popas w Królestwie Jerozolimskim stanąć, i stamtąd nie tylko wziąć Święte Miasto, ale z czasem i Sułtanat Ikonion dobyć!» I właśnie na tym stanęło... Co zaś do kosztów wyprawy, uznano, że wszyscy jej uczestnicy opodatkują swoje ziemie. Liczą też oni, że i ze Stolicy Apostolskiej dostaną wsparcie godziwe. Jak wi­dzisz. Ojcze Święty, zadanie poruczone spełniłem. Iskra czwartej wyprawy krzyżowej zamie­niła się w płomień!

Fulko z Neuilly”

Ależ to najważniejsza wiadomość, drogi kardynale! Idź po skrybów, chcę zostać sam przez chwilę...

Witam cię, dostojny kardynale Langtonie, wraz ze współpracownikami. Przyjdzie nam dziś popracować nad listami. Zacznijmy od listu do króla Małej Armenii -Leona II. Zadbaj, drogi kardynale, o stosowną tytulaturę i wszystko, co w listach na początku napisać należy, chcę bowiem podyktować tylko to, co bezwzględnie winno w treści się znaleźć. Jeśli więc ze­chcesz coś zmienić, poprawić – przerywaj mi, kiedy będę dyktował. Czyście już gotowi?... Tak? Dobrze!

Zastanawiasz się, czy nadany ci tytuł królewski respektować będą w Cesarstwie Bizantyj­skim i seldżuckich sułtanatach. Wiedz, że jako wikariusz Chrystusa i następca Świętego Pio­tra mam, przez Boga daną mi, pełnię władzy nad całym światem. Mocą tej władzy utwierdzi­łem ciebie na królewskim tronie, tak jak utwierdzam innych władców, cesarzy czy królów. A zaś na pytanie, czy twoją władzę królewską nad Małą Armenią uznają twoi sąsiedzi – odpo­wiedź sama ciśnie się na usta. Uzna cię podległe Kościołowi rzymskiemu Królestwo Jerozo­limskie, spraw zaś i ty, by inni sąsiedzi stali się podlegli Kościołowi rzymskiemu, a wówczas w pełni i oni uznają twoje prawa. Włącz się, królu, wraz z rycerstwem swoim do najbliższej wyprawy krzyżowej, pomóż rozbić seldżuckie zastępy pogan, a wierni Kościołowi nie będą mieli najmniejszych zastrzeżeń do zasadności nadania tronu królewskiego właśnie tobie... Pojmij tę prostą prawdę, że im większy jest wpływ Kościoła rzymskiego, im mniej pogan, tym też mniej wątpiących w słuszność decyzji Stolicy Apostolskiej. Jeśli ty sam masz wąt­pliwości co do swego wyniesienia, toś jeszcze nie pozbył się do końca pogańskiej skóry.”

Ojcze Święty! Wybacz, że przerywam, ale mając twoje przyzwolenie uważam, że ostatnie zdanie stanowczo jest za ostre, tym bardziej że – jak wiem od biskupa Piotra z Antiochii – król Leon odznacza się przykładną pobożnością i pilnością chrześcijańską.

Przeczytajcie ostatnie zdanie... Tak, chyba masz rację, kardynale Stefanie. A jak podług ciebie zdanie to brzmieć powinno?

28

Mogłoby brzmieć tak: „ Zważ, jeśli sam masz wątpliwości, to dla mnie oznacza to, iżeś jeszcze do walki z poganami nie dojrzał, albo też w walce tej nie widzisz utwierdzenia nie tylko autorytetu Kościoła rzymskiego, ale i swego władztwa, swego tronu w Małej Armenii” .

Tak, to jest słuszniejsze, ale powinno brzmieć jeszcze nieco inaczej. Powiedzmy tak: „ Zważ, jeśli sam masz wątpliwości, to dla mnie oznacza to, iżeś nie zrozumiał, że tylko walka z poganami umocnić może twój tron królewski w Małej Armenii” . I dalej, na zakończenie, jeszcze dopiszcie: „ Aby to właśnie w pełni jasne dla ciebie się stało, posyłam ci papieską chorągiew krucjatową, niech powiewa nad twoimi oddziałami” .

Wasza Świątobliwość, poprawka jest wzorem jasności myśli i logiki wywodu. Natomiast z ostatniego zdania radzę zrezygnować. Jest ono słuszne, ale załóżmy, że Leon II, wspólnie z niedoświadczonym jeszcze biskupem Piotrem uznają, że jest to wola Stolicy Apostolskiej, a nie jeno zachęta, i nie chaj ruszą z armeńskimi wojskami przeciw Saladynowi, to w pierwszej bitwie zostaną zdruzgotani i w proch starci. Armenia lekkozbrojne ma rycerstwo i choć bitne, to najwyżej za pomocnicze oddziały mogą oni służyć. Sądzę więc, Ojcze Święty, że papieską chorągiew krucjatową można będzie wysłać do króla Leona wówczas, kiedy frankońskie ry­cerstwo stanie już w Królestwie Jerozolimskim...

Masz rację, dostojny kardynale. Do kogo jeszcze mieliśmy napisać? Aha, o mało nie zapo­mniałbym o kaznodziei Fulko. Koniecznie, kardynale, proszę przygotować mu podziękowa­nie najserdeczniejsze za rozniecenie ognia czwartej krucjaty, napomknij też, że rycerstwo z najbogatszej we Francji Szampanii nie powinno' liczyć na szczególne wsparcie Stolicy Apo­stolskiej. Jeśli zdobędą Egipt, to jedna tysięczna część łupów zwróci im koszta wyprawy. Natomiast nie zapomnij o sakiewce złota dla Pulka... Ponadto do kogo winniśmy jeszcze na­pisać?

Ponownie wracam, Ojcze Święty do sprawy bis kupa Caro z Monrea. Pamiętasz, to on za­proponował, by biskupi spotykali się najmniej raz do roku, i na takim forum papież miałby mówić o swoich poczynaniach z roku mijającego i o zamierzeniach na kolejny rok. Następnie po wspólnej ocenie bis kupi przyjmowaliby do swojej wiadomości owe sprawozdania i plany papieża.

Tak! Biskup ten musi otrzymać odpowiedź na swoją propozycję. Proszę, by kopie tej od­powiedzi zostały rozesłane do wszystkich kurii metropolitalnych, ku przestrodze ewentual­nym sympatykom pomysłu biskupa Caro. Napisz niefortunnemu pomysłodawcy: „ Rację masz zupełną, biskupie, mówiąc, że Chrystus dał wszystkim uczniom swoim władzę kapłań­ską. Tak, to prawda, ale też nie należy zapominać o tym, że Jezus Chrystus ponad wszystkich uczniów wyróżnił świętego Piotra! Wyróżnił i postawił na czele uczniów swoich. Wyznawca Chrystusa wybrany na papieża staje się następcą Piętrowym. I tak jak święty Piotr mocą Chrystusową stał na czele apostołów, tak papież tą samą mocą staje na czele biskupów Ko­ścioła powszechnego! Kto więc zamierza rozliczać papieża z jego działania w imię Chrystusa prowadzonego – ten nie tylko w życiu doczesnym na karę Bożą duszę swoją naraża! Dbając o ciebie, biskupie Caro, chcę ci przypomnieć, że to papież jest najwyższym zwierzchnikiem Kościoła. Wszyscy inni są mianowanymi przez niego wysłannikami do posługi wiernym i na wracania niewiernych. Papież sądzić może w sprawach religii wszystkich chrześcijan, a więc również książąt, królów, cesarzy i biskupów. Będąc wikariuszem Chrystusowym – jeno przez Boga może być sądzony. Przemyśl to wszystko, biskupie, i najrychlej do mnie przybądź, zdać mi sprawę ze swych zapatrywań” . Zaleć, kardynale, metropolitom, by z treścią listu zapo­znali wszystkich podległych im biskupów. Ci zaś muszą się przyzwyczaić, że ze swoimi

29

sprawami mają się zwracać w pierwszej kolejności do swoich metropolitów, a dopiero w ostateczności – i to poprzez swoich bezpośrednich zwierzchników – do mnie. Taki powinien być po rządek rzeczy.

30

ROZDZIAŁ II

25 LUTEGO A. D. 1202

Najdostojniejszy królu! Nie mogę dopuścić do przechwycenia przez kogokolwiek mojego listu. Zapłaciłbym za to głową, a i ciebie, królu, mógłby list taki w nieodpowiednich rękach kosztować wiele! Z tych względów zdałem się na swoich zaufanych. Sutanna bywa lepszym zabezpieczeniem od pancerza i miecza. Pewien więc jestem, że mój zaufany dotrze do ciebie bezpiecznie.

Pytasz, kto wygra w walce o tron Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Mogę na to odpowie­dzieć krótko: wygra dom Welfów, a więc Otton Brunszwicki! Sądzę jednak, że nie tylko o to ci chodzi. Więc od początku. Przed rokiem, wiosną, Ojciec Święty wystosował list do książąt Rzeszy, ale przede wszystkim do cesarza – Ottona Brunszwickiego. Dlaczego tak akurat uczynił, tego nie wiem po prostu i choć o powody takiego stanowiska wypytywałem mego przyjaciela, zarządcę kancelarii i Kurii papieskiej – kardynała Langtona, ten ciągle wymigi­wał się od konkretnej odpowiedzi! Moim zdaniem, nic nie powie, nawet jeśli wie. Nie chcę snuć domysłów. Poprzestaję na informacji o samych faktach. Oto w połowie minionego roku Innocenty III spotkał się z Ottonem Brunszwickim w Neuss, tam Otton złożył ślubowanie wasalne i obiecał papieżowi pomoc w zdobyciu dla Państwa Kościelnego Włoch Środkowych i w utrzymaniu regencji nad Królestwem Sycylii. W miesiąc później kardynał Gwido zebrał w Kolonii wszystkich sprzyjających Ottonowi rycerzy i biskupów. Tamże w imieniu papieża koronował Ottona na króla Rzeszy, obiecując, że wstawi się za jego rychłą koronacją w Rzy­mie na cesarza. Wśród zwolenników Sztaufów zawrzało. W połowie minionego miesiąca spotkali się w Halle, spisali, a później wysłali do Ojca Świętego protest przeciw postępowaniu kardynała Gwido. Czytałem ten dokument. Zarzucają kardynałowi, między wierszami i Inno­centemu III, że po raz pierwszy w historii legat Stolicy Apostolskiej miesza się do wyborów króla Rzeszy niemieckiej. Zarzucają, że postępowanie kardynała Gwidona jest zupełnie bez­prawne, bo koronacja Ottona Brunszwickiego dokonała się bez obecności przedstawicieli Sztaufów.

Co działo się w Kurii papieskiej po tym proteście, nawet nie będziesz mógł sobie tego, Fili­pie, wyobrazić. Trzęsienie ziemi może być tylko mizernym porównaniem tego, co przeżyła kancelaria papieska i cała Kuria. Przez trzy dni radziliśmy. Dość że do książąt Rzeszy, a ści­śle: do książąt Rzeszy z domu Sztaufów, skierowana została bulla Innocentego III, nazwana w kancelarii Venerabilem. Nie chcę ci jej przepisywać, bo oficjalnie przywiozę niezadługo i będę zobowiązany do zapoznania z nią książąt Francji. Mówiąc najkrócej, Ojciec Święty wy­klął Filipa Szwabskiego i jego zwolenników. Obiecuje i najpewniej spełni to, że wyklnie każ­dego, kto nie będzie stosował się do wskazań Stolicy Apostolskiej i kto nie uzna koron kró­lewskich i cesarskich z rąk lub w imieniu Ojca Świętego przekazywanych... Już teraz wiesz, kto zwycięży w walce o koronę w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Raz jeszcze proszę o spa­lenie tego listu zaraz po przeczytaniu.

Kardynał Robert de Curcon

31

ROZDZIAŁ III

14 MAJA A.D. 1202

Ojcze Święty, nie czytam ci doniesień Fulka z Neuilly, bom go odwołał z Szampanii i skie­rowałem ku państwom iberyjskim. Fulko był iskrą, rozpalił ognisko wyprawy we Francji, ale jak wiesz – tam ono zgasło.

Kardynale Langtonie, daruj sobie poetyckie przenośnie i mów o szczegółach przebiegu czwartej wyprawy krzyżowej.

Dla przypomnienia, Ojcze Święty. Do kompanii francuskich rycerzy na czele z hrabią Ty-baldem z Szampanii dołączyli w rok później Niemcy: hrabia Katznellenbogen, margrabia Bonifacy z Montferratu, później – za zgodą kardynała Gwido – biskup Antun z oddziałem owemeńskiego rycerstwa i Konrad, biskup Halberstadtu. Do tej chwili wszystko odbywało się podług naszych zamysłów i pod kontrolą kardynałów Curcona i Gwido, ale w marcu ubiegłe­go roku zmarł hrabia Tybald z Szampanii...

Przerwij, kardynale. To wszystko pamiętam, więc szkoda twego i mego czasu. Miałeś roze­znać dokładnie koneksje margabiego Bonifacego z Montferratu, który objął przewodnictwo krucjaty.

Pragną jednak jeszcze na chwilę zatrzymać uwagę Waszej Świątobliwości na wydarzeniach związanych z poprzednim przywódcą krucjaty. Mniemam, że to ważne sprawy.

Słucham.

Tybald z rycerzami francuskimi ustalili, że celem wstępnym czwartej wyprawy krzyżowej będzie Egipt i rozbicie armii Saladyna, a później rozszerzenie posiadłości Królestwa Jerozo­limskiego, poczynając od Świętego Miasta. Dla tych powodów, jeszcze przed śmiercią Ty-balda – Baldwin IX, hrabia Flandrii, nakazał wyruszyć swojej flocie z częścią francuskich oddziałów przez Cieśninę Gibraltarską do Królestwa Jerozolimskiego. Flotą tą dowodził Jan z Nesle... Natomiast Gotfryd z Villehardouin udał się do doży Wenecji na pertraktacje o kosz­tach przewiezienia reszty armii krucjatowej z Europy do Palestyny. Gotfryd, nie wiedząc o śmierci hrabiego Tybalda, w kwietniu podpisał układ z Wenecjanami. Mieli oni za osiemdzie­siąt pięć tysięcy grzywien kolońskich w srebrze przewieźć ku Ziemi Świętej blisko pięć tysię­cy rycerstwa, dwakroć tyle giermków i przybocznych oraz czterokroć więcej pieszych. Nadto Wenecja zobowiązała się do oddania krucjacie pięćdziesięciu galer na czas prowadzonych walk oraz prowiantu i paszy dla koni najmniej na rok. Układ taki podpisany został, jak rze­kłem, wiosną minionego roku. Wenecjanie mają być gotowi do transportu od połowy tego roku. Rycerstwo z Francji i Italii, ale głównie z Francji, ciągnie już od dwóch miesięcy ku Wenecji. Wszystko to byłoby dobre, gdyby nie śmierć hrabiego Tybalda i przejęcie kierow­nictwa wyprawy przez margrabiego Bonifacego z Montferratu. Ten margrabia należy do du­żego i znaczącego rodu niemieckiego. Jego ojciec Wilhelm był baronem w Królestwie Jero­zolimskim. Z trzech jego braci Konrad wsławił się zdobyciem Tyru w czasie ostatniej wy­prawy krzyżowej, Reiner wszedł w koligacje z dynastią Komnenów przez ożenek z córką cesarza Manuela I, Baldwin poślubił dziedziczkę tronu jerozolimskiego i był ojcem koro no-

32

wanego w kołysce Baldwina V. Cały ród mar grabiów Montferratu sympatyzuje ze Sztaufa-mi. Bonifacy jest w obozie wrogim twoim zamysłom i uczyni wszystko, by czwarta wyprawa krzyżowa służyła bardziej interesom Niemiec i Sztaufów niż Stolicy Apostolskiej.

Słucham cię uważnie, dostojny kardynale!

Z pozoru wszystko toczy się we właściwym kierunku. Bonifacy, po przejęciu dowództwa wyprawy spotkał się latem minionego roku z rycerstwem francuskim w Soissons, gdzie zo­bowiązał się spełniać postanowienia swego poprzednika: i to, że celem głównym krucjaty jest zdobycie seldżuckiego Egiptu, i że główne siły rycerstwa ściągną do Wenecji i stamtąd od­płyną do Palestyny. Potwierdził też umowę Gotfryda z Wenecją. Z tego można by się rado­wać, gdyby za tym nie kryły się potajemne układy Bonifacego. Zimą minionego roku z wię­zienia w Konstantynopolu uciekł młody książę bizantyjski Aleksy, syn oślepionego i uwię­zionego razem z nim Izaaka II Angelosa. I do kogo ucieka książę

Aleksy?...

Czyżbyś mnie zadawał to pytanie, kardynale?

Nie, po prostu głośno pomyślałem. Nie śmiałbym, tym bardziej że znam dokładnie odpo­wiedź, choć pochodzi ona z poufnych źródeł.

Mimo to chciałbym pytanie twoje potraktować jak skierowane właśnie do mnie. Ot, chcę sprawdzić, czy właściwie oceniam zdarzenia i dostarczone nam o nich informacje...

Wasza Świątobliwość! Jeśli odpowiesz niewłaściwie, możesz później powiedzieć, że nie jesteś dostatecznie dobrze przez Kurię poinformowany o sprawach i ja na tym ucierpię. Pro­szę cię, Ojcze Święty, nie ryzykujmy obaj takiej zabawy.

Dlaczego obaj? Ty tylko ryzykujesz!

W takim razie każdy twój domysł uznam za trafny.

Mógłbyś oszukać Ojca Świętego?

Nie, Wasza Świątobliwość, nie mógłbym, żartowałem.

Ale ja nie żartuję i odpowiadam: tym kimś, do kogo uciekł książę Aleksy Angelos, był – Filip Szwabski!

Zadziwiasz mnie, Lotariu! Skąd mogłeś o tym wiedzieć? To naprawdę sekretna informacja i ja pierwszy miałem do niej dostęp!

Zdziwienie twoje było tak naturalne, iż pewny jestem prawidłowości swojego domysłu i toku rozumowania.

Zechcesz, Ojcze Święty, przywieść to rozumowanie?

Kiedyś ktoś w poufnej ze mną rozmowie zasadnie mnie przekonał, że Cesarstwo Bizantyj­skie nie ma wokół żadnych przyjaciół od czasów Manuela I Komnena. Książę Aleksy siedząc

33

przez tyle lat z ojcem w więzieniu zdążył z pewnością poznać wszystkie poufne i zakulisowe sprawy cesarstwa, dlatego on, syn cesarski, nie uciekłby do wrogów. Bizantyjczycy nigdy by mu takiej ucieczki nie darowali. Jeśli zaś siedział z oślepionym ojcem, który utracił cesar­stwo, to ten najpewniej niczego innego bardziej nie pragnął niż zaszczepienia synowi chęci zemsty i odzyskania tronu. Tak więc ten, do kogo uciekł książę Aleksy, musiał być dawnym sojusznikiem Izaaka II Angelosa, bo Aleksy żadnych mieć nie może siedząc od dzieciństwa w więzieniu. Nadto, ów sojusznik powinien posiadać wystarczająco silną armię i chęci, ale przede wszystkim dobry pretekst do uderzenia na obecnego cesarza Bizancjum. Kimś takim, kto łączy te wszystkie cechy Jest właśnie Filip Szwabski. Jego żoną jest córka uwięzionego Izaaka II Angelosa – Irena. To naturalne, że książę Aleksy ucieka do swojej siostry i szwagra oraz prosi o uwolnienie swego ojca. Filip Szwabski skwapliwie podejmuje się pomocy, tym bardziej że z dawna miał ochotę na połączenie obu cesarstw. Nie mogąc panować w Świętym Cesarstwie Rzymskim, angażuje się w knowania przeciw Bizancjum i w ten sposób podnosi swoje znaczenie. A gdyby jeszcze posadził na tron bizantyjski młodego księcia, wówczas miałby znacznie większą siłę. Z tego wynika, że książę Aleksy Angeles uciekł do Filipa Szwabskiego! Swoją drogą, należałoby uczynić wiele, żeby książę Aleksy pojawił się również w Rzymie.

Pomyślałem o tym, Wasza Świątobliwość. Stanie się, jak sobie życzysz. Czy mogę teraz dokończyć o Bonifacym z Montferratu?

Proszę.

Dopiero to, co teraz powiem, jest najgorszą częścią wiadomości o margrabim Bonifacym.

Nic mnie już dzisiaj nie zdziwi...

Tej zimy margrabia Bonifacy z Montferratu i młody książę Aleksy Angeles spotkali się u Filipa Szwabskiego i postanowili o zmianie celu czwartej wyprawy krzyżowej. Pójdą nie na Egipt i Jerozolimę, a na Konstantynopol i Bizancjum!

Co?! To naprawdę niewiarygodne!

A Jednak takie podjęli ustalenia. Chcą na tron przywrócić oślepionego Izaaka II Angelosa.

Świat chrześcijański nie daruje ataku na Cesarstwo Bizantyjskie, też przecież chrześcijań­skie, tyle że z Kościołem greckim.

Nie oszukujmy się, Ojcze Święty – w naszych państwach nienawidzą Greków. Ale nie jest powiedziane, że wyprawa powiedzie się. Konstantynopola nie zdobyli ani Persowie, ani Sel-dżucy. Chociaż, dla interesów Kościoła lepsza byłaby klęska Cesarstwa Bizantyjskiego, co­kolwiek bowiem na gruzach tego cesarstwa powstanie, podlegać będzie Stolicy Apostolskiej: Waszej Świątobliwości...

Co radzisz w tej niejasnej sytuacji?

Czekać, Ojcze Święty. Nadto: nie finansować ani nie angażować się w tę krucjatę. Organi­zują ją Francuzi i oni ponoszą za wyniki wyprawy odpowiedzialność. Dla nas jej celem jest Egipt i doby cię Jerozolimy, i nic nie wiemy o Bizancjum. Dalsze postępowanie będziemy

34

mogli określić wraz z rozwojem wypadków. Dla tych to powodów wycofałem kaznodzieję Fulko z Francji do państw iberyjskich.

Dobrześ uczynił, kardynale!

Chciałbym dodać coś Jeszcze, co albo komplikuje, albo ułatwia sprawę... Oto wiem z se­kretnych doniesień, że wiosną potajemnie przybyło do Wenecji poselstwo od sułtana egip­skiego, Saladyna. Wenecjanie dostali korzystne niezwykle przywileje handlowe za przyrze­czenie nieudzielania w żadnej postaci pomocy rycerstwu udającemu się bądź to do Królestwa Jerozolimskiego, bądź na Egipt. Widać z tego, że Seldżukowie mają swoich informatorów we Francji: przez państwa iberyjskie najpewniej dowiedzieć się musieli o planowanej wyprawie przeciw Saladynowi. Ten zaś wie, że skutecznie przeciw niemu wystąpić można jedynie mo­rzem. Jeśli wyprawa pójdzie drogą lądową przez Bizancjum, to jeszcze jest do pokonania Sułtanat Rum, jeśli zaś przez Cieśninę Gibraltarską, to musielibyśmy wcześniej pokonać Kali­fat Almohedów. Saladyn zawierając układ z Wenecją zabezpieczył się przed nami.

Trzeba powiedzieć, Stefanie, że przebiegły to przeciwnik. Z tego ponadto wynika, że nawet gdybyśmy chcieli skierować czwartą krucjatę ku Egiptowi i Jerozolimie, to będzie to niewy­konalne zadanie... Zbierające się teraz pod Wenecją rycerstwo europejskie nawet nie zdaje sobie sprawy, przeciw komu zostanie użyte i na jakich polach krew będzie rozlewać.

Tak to już najczęściej, Ojcze Święty, bywa, że złoto miecz prowadzi, a nie odwrotnie. Chy­ba że wcześniej w sprawę wkroczy ktoś taki jak ty i mieczami pokieruje.

Kpisz ze mnie, Stefanie?

Skądże! Mówię po prostu o poleconej przez ciebie krucjacie na Liwlandię, czyli Inflanty.

Co nowego w tej sprawie?

Kanonik Albert dotarł wraz z rycerstwem do ujścia Dźwiny. Do końca roku minionego po­stawili mury twierdzy, kościół i część miasta, które nazwali Ryga. Przed tygodniem dotarła od niego ta właśnie informacja z wnioskiem o zatwierdzenie zakonu, który proponuje nazwać Zakonem Kawalerów Mieczowych.

Patrz, anim się spodziewał, że tak szybko kanonik się sprawi. Nakaż pilne przygotowanie wszystkich dokumentów koniecznych do zatwierdzenia zakonu na warunkach, jakie biskup Albert proponuje...

Kanonik Albert!

Biskup Albert! Albert – biskup Rygi. Tak więc i dokumenty o wywyższeniu przygotować trzeba.

16 MAJA A.D. 1202

Porozmawiajmy o konflikcie między Anglią i Francją.

Mówiłem ci już kiedyś. Ojcze Święty, że nie wygasną konflikty między Anglią a Francją, dopóki królami Anglii będą francuscy książęta. Bo dla Anglików są oni władcami, a dla króla

35

francuskiego – księciami lennymi. Logika wskazuje, że król Francji uczyni wszystko, żeby władcę angielskiego wyrzucić ze swojej ziemi. Głównie zaś chodzi o Normandię.

To wiem, ale ja pytam ciebie o konflikt konkretny: między królem Janem a hrabią Hugo­nem. Mógłby król Jan być aż tak nieostrożny i nieodpowiedzialny?

Cóż my o tym wiedzieć możemy tak naprawdę, wszak chodzi tu o kobietę. Król Jan poślu­bił przed dwoma laty, ku zaskoczeniu wszystkich, hrabiankę Angouleme, która była po słowie właśnie z hrabią Hugonem.

Nie była jeszcze jego żoną?

Skądże! Formalnie nie byli nawet narzeczonymi. W ich dzieciństwie powzięto wobec nich zamiar, że kiedy dorosną, będą parą, ale ten plan nie miał charakteru ustalenia zobowiązują­cego i pod względem prawnym był bez znaczenia. Mimo to hrabia Hugon sprzeciwił się mał­żeństwu króla Jana, a kiedy został pozbawiony ziemi – odwołał się do króla Francji Filipa II. Rzecz oczywista, król Jan wziął ślub, do którego Kościół nie może wnosić żadnych zastrze­żeń, ale Filip zrobił z tego sprawę opartą o prawo lenne. Mógł więc, jako zwierzchnik obu stron konfliktu, przyjąć za zgodą sądu lennego, że to, co uczynił książę Jan Plantagenet wobec hrabiego Hugona, może uczynić król Filip II wobec księcia Jana. A ponieważ książę Jan za­brał hrabiemu Hugonowi całą jego ziemię, mógłby teraz król Filip zabrać całą ziemię Planta-genetów znajdującą się na kontynencie.

I co? To zaczyna być interesujące.

Przed miesiącem król Filip zebrał wszystkich baronów francuskich dla potwierdzenia wy­roku sądu lennego, który to wyrok był taki, jak powie działem: Normandia za hrabstwo Hu­gona.

Ale to już zwykła bezczelność! Kobieta -kobietą, ale prawo – prawem!

Właśnie, Wasza Świątobliwość!

Co na to baronowie, nie powiesz chyba, że,

Niestety, Ojcze Święty – niestety! Baronowie zatwierdzili wyrok sądu lennego i już dzisiaj Plantageneta nie tylko we Francji, ale i w Anglii nazywają złośliwie: „ Jan bez Ziemi” .

Paradne doprawdy. Gdybym był na miejscu księcia Jana, nie oddałbym ani piędzi!

Więc co – wojna, Wasza Świątobliwość? Ale wówczas nie byłaby to wojna między księ­ciem a królem, byłaby to wojna między Anglią a Francją. Do tego chyba nie można dopuścić. Ojcze Święty?!

W żadnym razie! Tego nam jeszcze brakuje, wojna między filarami Kościoła rzymskiego o... kobietę.

Wasza Świątobliwość wybaczy tę poprawkę, to wojna nie o kobietę, a o Normandię!

36

A nie chce aby Filip II wywrzeć na mnie nacisku, bym dla uniknięcia sporów dał mu roz­wód z Ingeborgą duńską? Z taką bowiem prośbą był już u mnie przed paru laty biskup Paryża. Nie, nie dostanie rozwodu! Jeśli tylko Filip będzie próbował odebrać ziemie królowi Janowi – podpowiedz temu ostatniemu, niech odwoła się do mnie.

Nie jestem w dobrych kontaktach z królem Janem, prawdę powiedziawszy, ani ja go nie znam, ani on mnie.

Poznajcie się zatem. Wiecznie nie będziesz moim kurialistą, dostojny kardynale. Widzę cię w przyszłości na którymś dobrym biskupstwie w Anglii.

37

ROZDZIAŁ IV

14 SIERPNIA A.D. 1202

Możesz, Wasza Świątobliwość, wysłuchać mnie w sprawach dotyczących Bizancjum?

Rzecz oczywista, czcigodny biskupie Huguccio.

Wiesz najpewniej, Ojcze Święty, lepiej niż ja, o tym, że w Wenecji na wyspie San Niccolo di Lido stanęli Już wszyscy rycerze na czwartą wyprawę krzyżową. Wiesz więc również, że odpłynąć mieli z końcem czerwca, a tak się nie stało...

A czemu to interesujesz się wyprawą zmierzającą ku Ziemi Świętej?

Teraz Wasza Świątobliwość albo żartuje ze mnie, albo mnie sprawdza, albo mi nie ufa... Jakżeż to?! W Bizancjum wiedzą już najmniej od miesiąca, że naprawdę, to ani papież, ani Francuzi, ani Niemcy, tylko Wenecjanie wyprawą kierują. A jeśli oni, to pewne jest dla Wschodu, że wyprawa ta albo przez Bizancjum, albo przeciw Bizancjum ruszy. Mam już od dawna oddanych mi ludzi i wśród duchowieństwa krucjaty, i w Konstantynopolu, a więc mo­gę coś na ten temat powiedzieć.

Proszę, proszę – widzę, że innych zastępujesz!

Jakże to, Wasza Świątobliwość?! Poruczone miałem w Kurii zajęcie się Bizancjum i Bułga­rią. I to jeno czynię, nic innego.

A czwarta wyprawa krzyżowa?

Ruszy ku Bizancjum, jest więc w mojej domenie!

Pewny jesteś, że właśnie ku Bizancjum ruszy?

Najzupełniej!

Skąd to przekonanie?

Ojcze Święty, powtarzam — czyżbyś mi nie ufał? Przecież doża wenecki podpisał umowę z Saladynem, że nie da floty dla przewiezienia rycerstwa krucjatowego w pobliże Egiptu. Gdzie więc po płyną, jeśli nie do Bizancjum?

Przepytywałem cię tak szczegółowo, bom musiał zadecydować, kto oto zajmie się infor­mowaniem mnie o postępach i rozwijaniu się czwartej wyprawy krzyżowej. Skoro upierasz się, że ona ruszy ku Bizancjum, i skoro masz nawet swoich ludzi w jej szeregach i w Kon­stantynopolu – ty będziesz trzymał pieczę nad wszystkim, co tyczy wyprawy. Jeśli masz się zająć tą wyprawą, wiedzieć ci trzeba i to, co sekretny ma charakter. Po pierwsze więc, wie­dzieć musisz, że książę Aleksy Angelos był w Rzymie i rozmowę z nim przeprowadziłem.

38

Wiem o tym, bo rzecz tyczy Bizancjum, więc Kuria o wszystkim przekazała mi szczegółowy raport...

A i o tym, że niczegom księciu nie obiecywał, jeśli zostanie cesarzem Bizancjum, z wyjąt­kiem unii Kościołów?

On to odebrał jako twoje, Ojcze Święty, przyzwolenie i błogosławieństwo na objęcie tronu w Konstantynopolu.

Od marzeń do ich wykonania daleka droga... Cieszy mnie, że Kuria pracuje sprawnie. Stąd już nic nie powiem o Bizancjum, a zatrzymam się nad innymi sprawami związanymi z wy­prawą. Oto nie zależnie od knowań Wenecjan, znaczne oddziały Flamandów popłynęły przed ponad rokiem na flandryjskich okrętach do Królestwa Jerozolimskiego. Dlatego, nawet jeśli Wenecjanie dochowają warunków umowy z Saladynem – Egipt wcale nie jest taki bezpiecz­ny. O tej jednak sprawie masz wiedzieć, ale nie interesować się nią dalej, to rzecz innych. Tak jak i o tych, którzy odłączą się od czwartej krucjaty i nie na wschód a na południe odpłyną.

A to nie tylko o Flamandów idzie?

Rzecz w tym, że nie tylko. Jeśli masz ludzi swoich pośród krzyżowców, to wiesz, że Boni­facy z Montferratu, który jest stronnikiem Sztaufów, nie zebrał owych osiemdziesięciu pięciu tysięcy grzywien kolońskich w srebrze dla Wenecjan. Nie zebrał wśród rycerstwa literalnie nic! Był u mnie, też nic nie dostał, chyba rozumiesz, dlaczego? Z tych względów Bonifacy zmuszony jest do przyjęcia warunków Wenecjan. A doża Enrico Dandolo zażądał, aby rycer­stwo ruszyło ku Węgrom, a ściślej jeszcze: ku portowemu miastu Zadar w Dalmacji.

Krucjata, zbierana przeciw poganom, ma ruszyć na kraj chrześcijański?! Zgroza, Ojcze Święty, zgroza!

Właśnie, biskupie, zgroza! Ale jak temu zapobiec? Sameś powiedział, że wyprawa nie ru­szy ku Egiptowi, i to prawda. Może więc ruszyć ku Cesarstwu Bizantyjskiemu i to też praw­da. A czy Zadar leży na trasie ku Konstantynopolowi?

Ale to chrześcijańskie miasto!

Otóż to, dostojny biskupie. Jeśli czwarta wyprawa krzyżowa ruszy nie ku Egiptowi, a ku Bizancjum, to kogo za to będą obwiniać Bizantyjczycy?

Rzecz oczywista, ciebie. Ojcze Święty...

Właśnie! A załóż przez małą chwilę, że taka wyprawa poniesie klęskę. Wtedy o żadnej unii między Kościołami: rzymskim i greckim, nie ma co nawet marzyć. Nigdy nie wytłumaczymy Bizantyjczykom, że wyprawa ku nim nie miała naszego błogosławieństwa. Jeśli więc krucjata ruszy ku węgierskiemu Zadarowi, czyż nie będę miał prawa i obowiązku obłożyć całej kru­cjaty klątwą papieską?! Nie może bowiem wyprawa przeciw chrześcijańskiemu miastu zwać się wyprawą krzyżową! To jasne będzie dla całego Kościoła łacińskiego i greckiego. Jasne też będzie dla Bizancjum. Za taką wyprawę ponosi winę tylko jej dowództwo. Główną zaś winę ponosi Bonifacy z Montferratu –zwolennik Sztaufów, który jeszcze przed rozpoczęciem wy­prawy poczynił uzgodnienia z księciem Aleksym Angelosem i Jego siostrą Ireną, a też i jej mężem Filipem Szwabskim!

39

Widzę, Wasza Świątobliwość, że będę musiał umieścić najrychlej swoich informatorów w Zadarze... Dlaczego jednak to miasto?

Celem Wenecjan jest przejęcie wszystkich ważniejszych portów, od Italii aż do Bizancjum. Sami są za słabi na to, żeby wdać się w wojnę z Węgrami...

Jeśli Jednak rycerstwo Bonifacego wraz z Wenecjanami zdobędzie Zadar – Węgry zwrócą się do Waszej Świątobliwości przeciw tej krzywdzie.

Wówczas właśnie obłożę wyprawę klątwą!

A oni nie mając innego wyboru – ruszą ku Bizancjum.

Tak zrobią!

A jeśli zdobędą Konstantynopol?

To zupełnie inna sprawa. Na taką możliwość najrychlej miej łacinników i oddanych Gre­ków w Konstantynopolu, wówczas właśnie tam będą potrzebni. Stamtąd już niedaleko do Jerozolimy i jeśli rycerstwo wykaże ochotę do walki z niewiernymi o odzyskanie Świętego Miasta – cofnę klątwę. Zobaczymy! Przejmij więc pieczę nad wyprawą, bo rzeczywiście zdą­ża ona ku Bizancjum...

Jeśli rycerstwo dowie się o celu wyprawy, może od niej odłączyć się grupami, czy wów­czas oddziały takie w mojej będą pieczy, czy kogoś innego?

Takie zdarzenia będą miały miejsce, ba – Już zaistniały! Oto, kiedy tylko Wenecjanie obie­cali Bonifacemu odroczenie spłaty długu i wypłynięcie rychło w zamian za atak na Zadar, od wyprawy odłączył biskup z Antun z rycerzami Orwenii i odpłynęli z Marsylii do Królestwa Jerozolimskiego. Podobnie uczynili rycerze, na których czele stoi Ronald z Dampierre. Być może i inni postąpią tak samo. I wówczas należy postępować tak, jak powie działem. Jeśli odpłyną ku Akce – nie twoja sprawa, jeśli ku Bizancjum – interesuj się nimi...

12 MARCA A.D. 1203

Zebrałem was, dostojni kardynałowie i biskupi, w sprawie czwartej wyprawy krzyżowej, która prze biega nie po naszej myśli. Szczegóły opowie nam biskup Huguccio. Proszę...

To, co wszystkim znane, przywiodę w dwóch słowach. Bonifacy z Montferratu przystał na wenecką propozycję i wyprawa zamiast ku Ziemi Świętej, ruszyła na chrześcijańskie Węgry. Z powodu bezbożnego celu wyprawy Ojciec Święty nałożył klątwę na całe rycerstwo biorące w niej udział! Nim jednak klątwa została rycerzom ogłoszona, w listopadzie minionego roku padł Zadar. Tam to do chwili obecnej rycerstwo przebywa, czekając na decyzję Ojca Święte­go. Jeśli klątwa ma być podtrzymana, większość chce wracać. Część zresztą rycerstwa na czele z Ronaldem z Montmirei, chcąc walczyć z Saracenamt, odpłynęła ku Syrii, by wesprzeć Francuzów z fortu Krak des Chereliers... Przed miesiącem do Zadaru przybył wysłannik od Filipa Szwabskiego i księcia Aleksego, syna Izaaka II Angelosa, z ważnymi dla rycerzy pro­pozycjami. Oto chcą oni, aby wyprawa poszła przez Bizancjum i osadziła na tronie księcia Aleksego Angelosa. Wtedy on zagwarantuje: spłacenie długów Wenecji, pieniądze i żywność potrzebne do ataku na Egipt. Nadto przyszły cesarz Aleksy chce dołączyć do krucjaty dziesięć

40

tysięcy żołnierzy bizantyjskich i podporządkować Kościół grecki Stolicy Apostolskiej. Taki stan rzeczy musi zmienić nasze zapatrywanie na sprawę, tym bardziej że do Ojca Świętego wpłynął list od Bonifacego z Montferratu, w którym tenże prosi Ojca Świętego o przebacze­nie za atak na Zadar. Tłumaczy to tym, że wszyscy oni uważali, że mieszkańcy Zadaru są heretykami – bogomilami. Nadto nie mieli wielkiego wyboru. Rycerstwo przez trzy miesiące stłoczone stało na weneckiej wyspie San Niccolo di Lido. Brakowało już żywności i wody. Rozpoczęły się choroby. Bonifacy pisze, że szukał wszędzie ratunku i znikąd nie otrzymał pomocy, i aby nie utracić kwiatu chrześcijańskiego rycerstwa, przystał na warunki Wenecjan i ku Zadarowi ruszył. Tu armia chrześcijańska odzyskała siły i gotowa jest walczyć za wiarę, ale nie może i nie chce czynić tego obłożona klątwą papieską. Klątwa czyni chrześcijańską armię zwykłą bandą grasantów... Jak więc widzicie, Bonifacy z Montferratu pokajał się przed Ojcem Świętym... Biorąc to wszystko pod rozwagę podpowiedziałem Ojcu Świętemu, aby zechciał łaskawie cofnąć klątwę na całe rycerstwo wyprawy, a pozostawić ją tylko dla zdra­dzieckich i podstępnych Wenecjan, którzy Zadar przedstawili Bonifacemu jako gminę heretycką– bogomilską, co do omyłkowego ataku doprowadziło. Za ten atak Bonifacy powinien przeprosić chrześcijańskiego króla Emeryka i zaprosić brata jego, Andrzeja, do udziału wraz z rycerstwem węgierskim w dalszej części czwartej wyprawy krzyżowej... Po drugie, Bonifacy winien wie­dzieć, że chcemy przyszłego podporządkowania Kościoła greckiego Stolicy Apostolskiej oraz że oczekujemy pomocy bizantyjskiej w wyprawie na Egipt. Zabraniamy natomiast wyprawie ataków na kraje i miasta chrześcijańskie, chyba że będą przeciwne wojnie z poganami. Konstantynopol może być przez nasze wojska zaatakowany w przypadku, gdy nie zechce przekazać korony cesar­skiej księciu Aleksemu, który deklaruje opłacenie wyprawy przeciw Saracenom i zbrojne wspar­cie w walce o Jerozolimę. Wnoszę o wyznaczenie papieskiego legata przy czwartej wyprawie krzyżowej. Na to stanowisko proponuję Ojcu Świętemu, obecnego wśród nas, brata Piotra z Sa-int-Marcel. I na tym kończę, Wasza Świątobliwość, ten, zapewne przydługi, wywód.

Ale potrzebny i rozjaśniający mroki czwartej wyprawy krzyżowej. Chciałbym teraz wie­dzieć, co o tym sądzicie, przyjaciele moi? Co też mi zechcecie podpowiedzieć, bo chwila to dla Kościoła rzymskiego szczególna. Proszę cię, kardynale Gwido...

Cały wywód i propozycje biskupa Huguccia uważam za słuszne. Obawiam się jeno tego, że w sprawie macza swe palce Filip Szwabski, którego posądzam o wrogie zamysły. To, że teraz wspiera dobycie Bizancjum, wcale nie oznacza, że czyni to z myślą o interesach Kościoła rzymskiego. Jeśli zostanie władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego, pod byle jakim pretek­stem zagarnie osłabione teraz Bizancjum, a potem przypomni o należnych cesarzom ziemiach Sycylii i będziemy najdosłowniej otoczeni i skrępowani przez cesarstwo, które powinno słu­żyć Stolicy Apostolskiej. Nie ufałbym, Ojcze Święty, żadnym uzgodnieniom, w których uczestniczy Filip Szwabski.

Nie przesadzasz aby z tym niemieckim zagrożeniem, kardynale Gwido?

Obym, Wasza Świątobliwość, nie miał racji. Co więcej, ja nie chcę mieć racji. Co zaś się tyczy propozycji biskupa Huguccia, w pełni zgadzam się z nimi.

A ty, kardynale Robercie de Curcon?

Ja też je popieram. Nie chciałbym w żadnym razie, aby w tej chwili wyprawa krzyżowa została rozwiązana, gdyż mogłoby to przyczynić się do wybuchu wojny między Francją i Anglią.

Czemuż to?

41

Jak wspomniałem, wiosną minionego roku najwyższy sąd lenny postanowił skonfiskować wszystkie francuskie dobra króla angielskiego Jana, albo ściślej: księcia francuskiego Jana Plantageneta. Latem, pod jego nieobecność hrabia Normandii, Artur, przekazał podległe mu ziemie Filipowi II. Król Jan wrócił z Anglii, nakazał pojmać hrabiego Artura. Wywiedziałem się przed wyjazdem do Rzymu, że Artur został zabity, i to podobno przez samego króla Jana. To wszystko pachnie wojną między Anglią i Francją. Jeśli ty, Ojcze Święty, wtrącisz się w spór, może to zażegnać konflikt, jeśli jednak rycerstwo Normandii biorące udział w krucjacie wróci wraz z pozostałymi – wojna jest moim zdaniem nieunikniona. Dlatego tym bardziej jestem za wszystkimi propozycjami biskupa Huguccia.

Dziękuję ci, kardynale Robercie. Swoją drogą, proszę, byś wspólnie z kardynałem Langto-nem przygotował mi listy do królów: Jana i Filipa II z życzeniem zaniechania sporu.

Wasza Świątobliwość! Dzisiaj wpłynął do Kurii list od króla Jana, który powiadamia, że Filip II zaczął zajmować siłą Normandię. Jan prosi cię, Ojcze Święty, o pomoc w tej sprawie!

To zaiste bezczelność ze strony Filipa, by tak niecnie wykorzystywać wątpliwy przecież wyrok sądu lennego i nieobecność normandzkiego rycerstwa! Przygotujcie mi obydwaj ostry list do Filipa II. Tylko brakuje nam teraz wojny angielsko-francuskiej! Co za nieroztropni władcy. Swoje sprawy stawiają nad interes Kościoła. Zamiast wziąć udział w wyprawie, oni rozdrapują własne ziemie. Proszę o przygotowanie ostrej reprymendy Filipowi II... Wracamy do propozycji biskupa Huguccia. Co o nich sądzisz, kardynale Konradzie?

Cóż... Z perspektywy spokojnej Sycylii wszystkie te waśnie i problemy wydają się odległe. To, co mówił biskup Huguccio jest logiczne i trudno rozumowaniu cokolwiek zarzucić, a więc nie jestem przeciwny.

Oj, widzę, kardynale, że nudzisz się na Sycylii. Z tych względów myślę, że rada regencyjna nie osłabi tempa pracy, jeśli przez czas jakiś nie będziesz jej przewodził. Polecam ci bowiem udać się najrychlej do Królestwa Jerozolimskiego, które przecież znasz nie mniej niż Sycylię, i śledzić tam, a także wspierać swoją radą i doświadczeniem, te wszystkie rycerskie oddziały, które już się oderwały lub jeszcze się oderwą od czwartej wyprawy krzyżowej i dotrą do Królestwa Jerozolimskiego. O szczegółach sprawy dowiesz się od kardynała Langtona.

Dziękuję, Ojcze Święty. Bo chociaż młodociany król Fryderyk II miłym jest chłopięciem, a okresowe spotkania z biskupami z rady regencyjnej są... arcyciekawe, to wolałbym rzeczywi­ście coś robić czy za coś naprawdę odpowiadać.

Twoja misja w Królestwie Sycylii ważniejsza jest, niż ci się zdaje. Jeśli za kilka lat, kiedy minie okres mojej regencji, król Fryderyk II zechce usamodzielnienia królestwa i przyłącze­nia go nie do Państwa Kościelnego, a Świętego Cesarstwa Rzymskiego, to stanie się to, przed czym swego czasu ostrzegaliście wspólnie z kardynałem Gwido. Ważne więc masz zadanie, kardynale Konradzie, i wcale nie zwalniam cię z niego, a jedynie okresowo przenoszę do peł­nienia pilniejszego, a nie ważniejszego.

42

ROZDZIAŁ V

26 MAJA A.D. 1203

Dostojny biskupie Huguccio! Zaraz po przekazaniu pełnomocnictw papieskich i listu Ojca Świętego Bonifacemu z Montferratu ten ostatni wysłał umyśl nego do Filipa Szwabskiego. W tydzień później do Zadaru przybył książę Aleksy Angelos. Rychło ruszyliśmy do Durazzo, gdzie Aleksego obwołano cesarzem Bizancjum jako Aleksego IV Angelosa. Po dopłynięciu do wyspy Korfu nowo mianowany cesarz podpisał wszystkie zobowiązania wobec krucjaty. Donoszę, że na Korfu popas trwał aż do końca maja. Dwie niedziele zmitrężyliśmy na opły-nięcie Peloponezu zatrzymując się dopiero na wyspie Andras, gdzie wodę załadowano na okręty. Następny tydzień płynęliśmy przy pięknej pogodzie do Abydos, już na bizantyjskiej ziemi. Tam dojrzewającego zboża zabrano na okręty ile tylko było można i świeży chleb je­dliśmy po raz pierwszy od prawie miesiąca. Zaś dokładnie przed dwoma dniami stanęliśmy pod murami Konstantynopola. Bez walk większych zajęto Galatę i zerwane zostały łańcuchy blokujące dostęp okrętom do portu. Dzisiaj tam właśnie wpłynęliśmy. Z tej radosnej przyczy­ny najrychlej list ten posyłam. O dalszych zdarzeniach będę uwiadamiał.

Legat papieskiej czwartej wyprawy krzyżowej – Piotr

3 SIERPNIA A.D. 1203

Dostojny biskupie Huguccio! Cały Konstantynopol już w połowie lipca mógłby być zdo­byty, bo Wenecjanie na czele z dożą Dandolo dokonali rozległego w murach wyłomu i mo­glibyśmy bez trudu miasto zająć, ale cesarz Aleksy III uciekł z miasta wraz ze swoją córką, a ich wielki logogeta Nicetas Choniates, któremu wszystkie urzędy były pod nieobecność cesa­rza podległe, uwolnił ślepego Izaaka II Angelosa – ojca przywiezionego przez nas Aleksego. Tak więc nie było powodu zębów o mury Konstantynopola łamać i rycerzy niepotrzebnie wytracać. Bonifacy zgodził się z tym, co zaproponował Choniates, by ślepy Izaak został cesa­rzem, wszakże z tym zastrzeżeniem, że nasz Aleksy IV Angeles będzie współrządził Bizan­cjum wraz z oj cem. Chodziło o to, aby nasz cesarz mógł swoje zobowiązania spełnić i by krucjata ruszyła ku Ziemi Świętej i Egiptowi. Tak też się stało. Dwa dni temu w kościele Bo­żej Mądrości spotkaliśmy się wszyscy pojednam ze sobą. Na mszę odprawioną na modłę grecką i naszą przyszli wszyscy znaczniejsi dowódcy i rycerze krucjaty, jak też dostojnicy bizantyjscy. Byli obydwaj cesarze: Izaak II Angelos i nasz Aleksy IV, byli też zięciowie tchórzliwego Aleksego III, po którym ślad zaginął. Był więc Teodor Laskaris – mąż Anny i Aleksy Murzuflos – mąż Eudóksji; była też cesarzowa Eutofrozyna zostawiona tutaj przez Aleksego III. Po mszy odbyła się koronacja Aleksego IV Angelosa, a wszyscy nasi dowódcy i rycerstwo bogate otrzymali dary. Ta uroczystość pozwala mi być spokojniejszym co do dal­szych losów wyprawy. Wierzę, że Aleksy swoje zobowiązania spełni.

Legat Piotr

19 STYCZNIA A.D. 1204

Dostojny kardynale Stefanie. Zgadzam się z twoją opinią, iż rok miniony był korzystny dla naszego Kościoła i Stolicy Apostolskiej. Na tym obrazie są wszakże poważne rysy, nad któ­rymi winniśmy się wspólnie zastanowić. Oto biskup Huguccio oraz legat Piotr są zdania, że

43

czwarta wyprawa krzyżowa przebiega dokładnie podług naszych zamysłów. Ja zaś dostałem niepokojący list od biskupa Choniatesa, który na moją prośbę był w Konstantynopolu i wi­dział się ze swoim bratem. Pozwól, że przytoczę ci treść tego listu. Pominę wstęp, a dalej: „ Wprawdzie bogate dary dane rycerstwu wprowadziły dobry nastrój w naszym dowództwie, ale wiem od swego brata, że owe dary maskują tylko – i to na krótki czas rzeczywistą sytuację w Konstantynopolu. Aleksy IV Angelos zaraz po koronacji ustanowił podatki. Wszyscy w Bizancjum wiedzą, że płacąc je mają szansę pozbyć się łacinników, którzy pójdą z wyprawą dalej ku Jerozolimie. Hierarchia Kościoła greckiego, nie bez oporów, ale jednak, zgodziła się na przetopienie wszystkich złotych przedmiotów z kościołów, aby tylko pozbyć się towarzy­stwa naszych rycerzy. Jeśli wszystkie te „ poświęcenia” nie wystarczą na opłacenie Wene-cjan i krzyżowców, wówczas w Konstantynopolu wybuchnie powstanie i obróci się przeciw naszemu rycerstwu. Stan niezadowolenia i wrzenia chce wykorzystać Aleksy Murzuflos do przejęcia tronu. To on właśnie przez podstawionych ludzi rozpoczął, a później – winem – rozniecił rozruchy w mieście. Tłum Greków ruszył ławą ku sławnemu – uczynionemu ręką samego mistrza Fidiasza – posągowi Ateny i rozbił go na kawałki, i to dlatego tylko, że Atena wskazywała ręką na północ. Prowodyrzy Murzuflosa krzyczeli, że zapraszała ona krzyżow­ców! Ojcze Święty, nawet barbarzyńca nie mógłby zniszczyć takiego piękna. A tu moi roda­cy. Grecy, którzy wiedzą, kim był Fidiasz – rozbijają posąg jego dłuta. Jakąż muszą żywić nienawiść do łacinników, skoro z jej powodu dopuszczają się aż takiego barbarzyństwa! To się najpewniej źle skończy i oby nie obróciło się przeciw naszemu Kościołowi” . Et cetera, et cetera! Ot i masz, kardynale Stefanie, pierwszą rysę. Można się więc domyślać, że Aleksy IV nie ma i najpewniej nie będzie miał obiecanych pieniędzy, a to rzeczywiście źle rokuje losom krucjaty.

Ale też niczego sensownego już nie jesteśmy w stanie przedsięwziąć. Co ma się stać, to się stanie, Wasza Świątobliwość!

Masz, niestety, rację... Inna rysa to sytuacja we Francji...

Za ten stan rzeczy i ja się czuję odpowiedzialny. Przeglądałem raz jeszcze zapisy ze spo­tkań francuskich książąt, hrabiów i baronów w Nantes i przyznać muszę, że wyrok sądu wo­bec księcia Jana Plantageneta został wydany w zgodzie z prawem lennym; ziemię odebrał mu Filip II, też nie uchybiając żadnym przepisom; miał on prawo zająć Normandię. Twój więc, Ojcze Święty, list mogli zebrani w Nantes uznać za wtrącanie się w świeckie decyzje sądu...

Teraz powiadasz: „ twój, Ojcze Święty, list” , a kto go redagował, jak nie ty z kardynałem Robertem?!

Dlatego też powiedziałem, Wasza Świątobliwość, że czuję się współodpowiedzialny za taki stan rzeczy.

Co mi po twojej współodpowiedzialności. Poradź raczej, jak wybrnąć z tej arcyniemiłej dla mnie sytuacji.

Wiele myślałem nad tym i sądzę, że możliwe jest godne rozwiązanie sprawy. Oto w liście swoim pisałeś, że królowie Jan i Filip wadząc się ze sobą popełniają grzech i dlatego winni szybko ugodę zawrzeć. Można teraz wysłać ponownie list do Filipa II i kopie do wszystkich francuskich biskupów, by wiernym list odczytali. Lud i biskupi w tej sprawie są po stronie Filipa II. W liście zaś należy zaznaczyć, że Wasza Świątobliwość pisząc o grzechu miał na myśli grzech wojny między chrześcijańskimi władcami i takimiż państwami. Grzechem jest

44

bowiem walka ze sobą w czasie, kiedy jest krucjata i można w obronie wiary – a nie przeciw sobie – kopie kruszyć. Kto zaś grzech popełnia, podlega osądowi Kościoła, a zatem Stolicy Apostolskiej. Królowie Francji i Anglii popełnili grzech sporu w niewłaściwym czasie i spo­sobem niewłaściwym i dlatego osądowi papieskiemu stali się podlegli. Co zaś idzie o sprawę samego konfliktu i wyroku sądu lennego, nigdy Stolica Apostolska nie oceniała go ani też nie krytykowała... Pewien jestem, że takie postawienie sprawy stępi uraz Francuzów do Stolicy Apostolskiej z powodu jej poprzedniego listu i werdyktu.

8 KWIETNIA AJD. 1204

Dostojny biskupie Huguccio! Stan rzeczy w Konstantynopolu zmienia się z dnia na dzień. Przed miesiącem Bonifacy z Montferratu wysłał do Ale ksego IV Angelosa swoich ludzi na­pominając, że wiosna w pełni i czas ruszać ku Ziemi Świętej. Rycerstwo wyprawy chce to uczynić, czeka tylko na spełnienie zobowiązań, jakie podpisał cesarz Ale ksy... Wiesz, do­stojny biskupie, co się wówczas wydarzyło? Oto, kiedy nasi delegaci wychodzili, zupełnie nie uzbrojeni, z pałacu blacherańskiego – tłum rzucił się na nich i rozszarpał wszystkich na strzę­py. Jeden zaś członek rodziny cesarskiej, Aleksy Murzuflos, wtrącił do lochu i zamordował cesarza Aleksego IV i jego ojca Izaaka II, po czym kazał ukoronować się na cesarza i zwie się teraz Aleksy V Murzuflos... Jak z tego widać, wszystkie wcześniejsze ustalenia nie będą speł­nione i losy wyprawy zawisły w powietrzu, jak wówczas, kiedy rycerze siedzieli na weneckiej wysepce San Niccolo di Lido... Bonifacy z Montferratu zwołał wszystkich dowódców i w mojej obecności ogłosił swoje decyzje, na które przystałem w imieniu papieża. Proszę cię, dostojny biskupie Huguccio, o przekonanie Ojca Świętego, że uczyniłem właściwie! Posta­nowienia są następujące: rycerstwo zaatakuje i zdobędzie Konstantynopol i w miejsce Cesar­stwa Bizantyjskiego założy Cesarstwo Łacińskie podległe Stolicy Apostolskiej i papieżowi. Cesarz będzie obrany przez dwunastu ludzi, tak jak było Apostołów dwunastu. Będzie to sze­ściu Francuzów i sześciu Wenecjan. Przyjęto, że jeśli cesarzem zostanie wybrany rycerz fran­cuski, to patriarchą będzie Wenecjanin. I odwrotnie. Ustalono też, że wybranemu cesarzowi przypadnie Blachernia – reprezentacyjna dzielnica z pałacem oraz jedna czwarta Konstanty­nopola i Cesarstwa Bizantyjskiego. Pozostałe trzy czwarte postanowiono podzielić po poło­wie dla rycerzy francuskich i weneckich. Uznano też, że wszystkie lenna, czy to francuskie, czy weneckie – podległe będą wybranemu cesarzowi i wszyscy jemu ślubują wierność wasal-ską. Domagałem się, aby ustalono, czy wybrany cesarz złoży ślub wasalny papieżowi. Przy­jęto, że Cesarstwo Łacińskie już z samej nazwy podkreśla swoją więź szczególną z Kościo­łem łacińskim i Stolicą Apostolską. Tak więc, jako legat papieski, zgodziłem się z tymi wszystkimi ustaleniami i pobłogosławiłem im, wierząc, że na tym Kościół nasz zyskuje! Przed dwoma dniami ruszył pierwszy szturm na mury Konstantynopola, został jednak odpar­ty. Pewny jestem, że następny będzie udany, bo we wszystkich nas siła jest i wiara ogromna. Zdobędziemy Konstantynopol i Cesarstwo Łacińskie będzie jako perła w koronie Stolicy Apostolskiej. Proszę cię, dostojny biskupie, byś wszystkie te wieści, a już przede wszystkim przyjęte w imieniu Ojca Świętego ustalenia, jemu właśnie przekazał i o ich błogosławieństwo prosił. Czekam najrychlejszej odpowiedzi.

Legat papieski Piotr

20 KWIETNIA A.D. 1204

Ojcze Święty! Zobowiązałeś mnie do przekazywania ci ważniejszych wiadomości uzyska­nych od brata, Nicetasa. Nie widziałem się z nim od czasu zdobycia Konstantynopola, ale posłaniec umyślny przyniósł mi od niego list, który w całości ci przytaczam:

45

Bracie mój najdroższy! Po raz pierwszy życzę ci najgorzej, tylko dlatego, że jesteś łacin-nikiem. Do tych słów gorzkich zmusza mnie to, com widział i com przeżył przez dni ostatnie w Konstantynopolu. Piszę do ciebie pod wrażeniem tych przeżyć, a więc nie tak jak spisujący historię czynić powinien, czekając, aż emocję zastąpi rozsądek i zastanowienie. Piszę do cie­bie, bo ktoś musi ci uzmysłowić, do czego zdolni są łacinnicy... Szóstego kwietnia krzyżowcy przypuścili pierwszy szturm na miejskie mury. Szturm ten odparli w większym stopniu zwy­kli mieszkańcy miasta niż żołnierze, którzy stali się tchórzliwsi od niewiast, bo i te dzielnie walczyły na murach. Po sześciu dniach łacinnicy przypuścili drugi szturm, też od strony Bla-cherni. Przez wyłomy dostali się do miasta. Myśmy, zebrawszy się w kościele Bożej Mądro­ści, błagali Teodora Laskariosa, by przyjął dowództwo nad obroną, po tchórzliwej ucieczce Murzuflosa. Odmówił! Tej jeszcze nocy Wenecjanie i Frankowie zdobyli całą Blachernię wraz z pałacem cesarskim. To, co się działo do następnego ranka, można nazwać piekłem! Widziałem przedtem śmierć ludzi, uczestniczyłem w torturach, byłem na polu bitew, ale cze­goś takiego nie mogłem wcześniej nie tylko zobaczyć, ale wyśnić w koszmarnym śnie! Wi­działem, jak rabowano świątynie i pito wino na ołtarzach ze świątynnych kielichów, widzia­łem, jak gwałcono zakonnice, a nawet matki na oczach ich dzieci. Widziałem rannych dobija­nych bez żadnej litości. Widziałem konających, którym nikt nie mógł pomóc, bo za podanie wody zabijano. Widziałem przywiązane do słupów milowych żyjące kadłuby bez rąk i nóg. Widziałem, widziałem, widziałem... Bracie mój! Nie chciałbym widzieć tego kiedykolwiek, a jednak – widziałem! Kiedy zaczęto wprowadzać w mieście ład – uciekłem na południe wraz z innymi. W tym mieście, które spłynęło grecką krwią pod mieczami łacinników – nie mógł­bym żyć. Nie wyobrażam sobie, że mógłby żyć tu jakikolwiek Grek. Bracie! Jeśli po prze­czytaniu mego listu zdecydujesz się dalej być biskupem łacinników, zapomnij o tym, żeś miał brata!” Nie mam, Ojcze Święty, najmniejszych powodów, by nie wierzyć bratu. Nigdy mnie nie okłamał! Z tego wnoszę, że Konstantynopol musiał naprawdę zmienić się w piekło. Jeśli zaś tak było, to ci, co dopuścili się rzezi, nie mogą nazywać siebie chrześcijanami, bo wów­czas ja nie mógłbym rzeczywiście być chrześcijańskim biskupem.

Oddany Waszej Świątobliwości -Michał Choniates, biskup Aten

17 MAJA AJD. 1204

Dostojny biskupie Huguccio! Kolejny atak naszych walecznych rycerzy skruszył opór Bi-zantyjczyków. Wenecjanie wzniecili pożar na tyłach wroga i przez wyłomy opanowali Bla-chernię, a stamtąd cały Konstantynopol, dotychczas nie zdobyty ani przez Persów, ani Gotów, ani Saracenów! I chodź dowództwo uciekło, oddziały bizantyjskie broniły się jeszcze w róż­nych sposobnych do tego miejscach przez trzy dni. Wiele męstwa i krwi naszych rycerzy było potrzebne, żeby całe miasto stało się nasze. Wszystkich, którzy nie chcieli złożyć broni – usieczono, tak że porządek już panuje w mieście, choć bywają, Jak to po bitwie – przypadki haniebne. Oto rabusie jacyś napadli na dom cesarzowej – wdowy po Izaaku II Angelosie -Małgorzaty. Biedna niewiasta życiem mogła ów atak przypłacić, gdyby nie przejeżdżający nieopodal Bonifacy z Montferratu, który z pomocą swoich przybocznych rozpędził rabusiów i życie cesarzowej uratował, a ta z wdzięczności wielkiej rękę mu swoją oddała. Ślub ten wraz z mszą dziękczynną za zwycięstwo odbył się w kościele Bożej Mądrości. Tak to, w chwilach nawet najdziwniejszych – życie o swoje dopomina się prawa. W kilka dni później do wyboru cesarza przystąpi ono! Dwunastu sprawiedliwych wybrało na tron Cesarstwa Łacińskiego hrabiego Flandrii – Baldwina IX, który przyjął cesarskie imię Baldwin I. Zgodnie zaś z usta­leniem, patriarchą został Wenecjanin -Tomasz Morosin... Wczoraj w kościele Bożej Mądrości odbyła się koronacja cesarza. Wzruszony byłem, kiedy tu w Konstantynopolu zasiadł na tro­nie władca, który jest łacinnikiem, wraz z patriarchą Kościoła rzymskiego, a nie greckiego.

46

Zwycięstwo, dostojny biskupie! Nasz Kościół święci triumfy!... Teraz cesarz Baldwin wraz ze starszyzną przystąpił do rozdziału ziem dawnego Bizancjum. Na jesień – po rozbiciu reszty wojsk wrogich w Azji – ustalono uroczystość nadania lenna wszystkim wasalom cesarstwa. Jak tylko się dowiem, co komu przydzielono lub co zostało zdobyte w dalszych walkach „ natychmiast umyślnym posłańcem poinformuję.

Legat papieski – Piotr

2 PAŹDZIERNIKA A.D. 1204

Dostojny biskupie Huguccio! Po przewlekłych debatach postanowiono rozdzielić cesarstwo jak następuje: cesarz otrzymał północną część azjatyckiego brzegu i Trację, tak że przejścia bosforańskie i hellespońskie do niego należą w całości wraz z przyległymi wyspami. Dowód­ca wypraw, Bonifacy z Montferratu, usadowił się Tesalonikach z pod– legającą mu częścią Tesalii i Macedonii, co Królestwem Tesalonik zostało nazwane. Król Bonifacy wraz ze swy­mi lennikami szybko zajął Ateny i prawie całą Attykę i Beocję. Ziemie te, nazwane księ­stwem Aten, przejął Otto de la Roche, Burgundczyk, lennik króla Bonifacego. Cały zaś Pelo­ponez, który też był jego lennem, nazwał Bonifacy Księstwem Achai i przekazał w lenno Godfrydowi Villegardonin i Wilhelmowi Champlitte, którzy pospołu mają zarządzać tymi ziemiami. Wenecja dostała, tak jak wcześniej ustalono – trzy ósme części Konstantynopola i wszystkie większe wyspy, a to od północy patrząc: Limnos, Eubeę, Ikarię, Naksos, Rodos, Kretę i od zachodniej strony Peloponezu: Kefalinię i Zakynthos, a także wszystkie wysepki mniejsze, pomiędzy dużymi położone. Wenecji też przekazano porty morskie: Kosor, Modon, Galipolis, Rhaedestos, Herakleję i jedno miasto w głębi Tracji: Adrianopol. Sprawiedliwy był podział i – mając zezwolenie papieskie na pobłogosławienie wszystkie– go, co sile Kościoła łacińskiego służy – zgodziłem się z tym rozdziałem. Tak że wczoraj na uroczystości w Bla-cherni cesarz Baldwin I rozdał wszystkim lennikom swoim nadania stosowne, w tym również dla króla Bonifacego. Widziałem blisko tysiąc szczęśliwych rycerzy, którzy tu o Kościół rzymski z Saracenami i resztkami Bizantyjczyków będą walczyć. Z tych to względów podpi­sałem dekret zwalniający wszystkich rycerzy czwartej wyprawy krzyżowej z obowiązku uda­nia się teraz do Ziemi Świętej; muszą oni umocnić się na swoich lennach, utwierdzić Kościół rzymski na nowo zdobytej ziemi. Uważam, dostojny biskupie, iżem misję swoją spełnił i po objeździe stolic nowo powstałych państw – niezwłocznie ku Rzymowi ruszę. Proszę też o rychłe naznaczenie legatów dla: Cesarstwa Łacińskiego, Królestwa Tesalonik i obu Księstw Aten i Achai. Najszczerzej wierzę, że po powrocie będę się mógł pokłonić i że wasza dostoj­ność zechce wyjednać mi posłuchanie u Ojca Świętego, co uważałbym za najwyższe uznanie dla moich po– święceń, które poniosłem w czwartej, zwycięskiej wyprawie krzyżowej.

Legat papieski – Piotr

5 PAŹDZIERNIKA A.D. 1204

Ojcze Święty! Proszę o możliwość powrotu z Akki na Sycylię. Wszystko co było możliwe do zrobienia – zrobiłem. Kiedy tylko mogłem pomóc – pomogłem. Co zaś miało się stać, to się stało za wolą Bożą... Pierwsza dotarła do Królestwa Jerozolimskiego flota flamandzka z kasztelanem Brugii, Janem z Nesle. W dwa miesiące później dopłynęły okręty z Marsylii z hrabią Forezem i Walterem, biskupem Antun. Ostatni przypłynęli rycerze francuscy ze Stefa­nem z Porche. Było tego razem blisko tysiąc mieczy. I już nie liczyłem na więcej, a tu jeszcze

47

znienacka – dopłynął z rycerstwem Renald z Montmirail, który odłączył w Zadarze i uwiadomił nas, że na większe posiłki Królestwo Jerozolimskie nie ma co liczyć, bo wyprawa, co już wiedziałem – poszła do Bizancjum. Król Almaryk radził, by rycerzami wzmocnić twierdze w Tyrze i w Akce i żadnych działań przeciw Saladynowi nie prowadzić z tak szczu­płymi siłami. Francuzi posądzali króla o tchórzostwo i nie chcieli nawet mnie dać wiary, że on właśnie najlepiej zna miejscowe sposoby walki i jeśli tak radzi, to na pewno ma rację. Nie dali się odwieść od zamiaru ruszenia do Małej Armenii, gdzie chcieli dołączyć do młodego księcia Boemunda w Trypolisie. Dowództwo nad Francuzami przyjął Ronald z Dempierre. Wdałem się natychmiast w rokowania z przyjaznym nam emirem Dżabali, który uznał, że o przejściu Francuzów należy najrychlej uwiadomić sułtana Az-Zahira, który stał w Aleppo. Do tego czasu prosił Francuzów o pozostanie w jego emiracie. Nim dotarli nasi posłańcy do Aleppo, niecierpliwi Francuzi ruszyli. Gdzieś w pustyni oddziały sułtana wciągnęły ich w zasadzkę, wycinając do ostatniego! Połączone floty z resztą rycerstwa latem tego roku popły­nęły do delty Nilu. Uczestniczyłem w tej wyprawie. Minęliśmy Rosettę, dobyliśmy miasto Fuwa. Wracając zatopiliśmy napotkane statki saraceńskiej floty. Przez resztę wyprawy nie byliśmy niepokojeni przez większe saraceńskie siły, czy to morskie, czy lądowe: W dwie nie­dziele po naszym powrocie do Akki przybyli wysłańcy Saladyna z propozycją zawarcia trak­tatu pokojowego na lat sześć. Saladyn zamierzał oddać Almarykowi Jafę i Al-Eamlę, licząc, że w zamian nie będą niepokojone jego ziemie wzdłuż syryjskiego wybrzeża. Prawdę powie­dziawszy były to dla nas bardzo korzystne propozycje, bo choć flota, z którą ruszyliśmy do delty Nilu, sprawiła duże wrażenie, to na każdym pokładzie nie było więcej jak kilku rycerzy i gdyby do bitwy morskiej doszło – przegralibyśmy sromot– nie. Tak więc Almaryk traktat podpisał przed miesiącem. Część floty flamandzkiej popłynęła do Cesarstwa Łacińskiego, dowiadując się o wyniesieniu hrabiego Flandrii Baldwina – na cesarza. Inni, w kilka okrętów, odpłynęli do Europy. Pozostali zdecydowali się powiększyć załogę zamku Krak des Cheva-liers, którą to twierdzę lustrowałem i przyznaję, że sposobniejszej do obrony nie widziałem w całej Europie. Po podpisaniu traktatu pokojowe– go w Akce zrobiło się tak nudno, że zaczy­nam marzyć o „ burzliwych posiedzeniach” Rady Regencyjnej na Sycylii. Proszę Waszą Świątobliwość o wyznaczenie mnie albo do innych zadań, albo o zezwolenie na powrót czy to do Sycylii, czy do Rzymu.

Kardynał Konrad

48

ROZDZIAŁ VI

17 PAŹDZIERNIKA A.D. 1204

Zwołałem nasze spotkanie dla dokonania oceny czwartej krucjaty. Co sądzisz o wyprawie ty, bis– kupie Huguccio?

Wasza Świątobliwość! Odważnie trzeba powiedzieć, żeśmy wcześniej wyprawie tej posta­wili zada– nie dotarcia do Ziemi Świętej i zdobycia Jerozolimy. Cel ten nie został i najpew­niej nie zostanie w najbliższym czasie osiągnięty...

Ale bliżej do niego, mając Bizancjum w ręku!

To prawda bezsporna. Do tego celu bliżej, ale, Ojcze Święty, znając subtelności z Bizan­cjum związane, powiem, że jeno pozornie bliżej z Konstantynopola do Jerozolimy.

Czyżbyś się ze mną nie zgadzał?

Trudno nie zgodzić się z rozumowaniem, że skoro wrogie Kościołowi łacińskiemu Bizan­cjum zmieniło się w podległe Stolicy Apostolskiej cesarstwo, to łatwiej będzie z tego miejsca ruszyć ku Ziemi Świętej. To wszystko racja bezsporna, aleja uważam, że my ciągle nie doce­niamy Greków. Tak naprawdę zdobyliśmy zaledwie parę miast, a Jest jeszcze cała bizantyjska Azja wraz z Niceą, w której usadowił się jeden z najlepszych bizantyjskich strategów, ten, który nie dopuścił do zajęcia Konstantynopola z pierwszego uderzenia krzyżowców. Myślę o Teodorze Laskarisie, mężu Anny – córki Aleksego III Angelosa. Razem z nim jest większość ocalałych możnych z Konstantynopola, ba -jest z nim grecki patriarcha Bizancjum, Jan Ka-mataros. Mamy w na– szych rękach, od azjatyckiej strony – cały pas wybrzeża, a wzdłuż gra­nicy nie rozbite jeszcze oddziały bizantyjskie. Można by silić się na skłóce– nie ich z sąsia­dami, ale za nimi już tylko Sułtanat Ikonium, a Saraceni w nowej sytuacji wejdą prędzej w układy z Bizantyjczykami niż z nami... Zaś na europejskim brzegu też wąski jeno pas wy­brzeża naszego, a dalej silny car Bułgarii Kałojan razem ze sprzymierzeńcami – Kumanami. Kałojana nie wolno lekceważyć. Tak jak przewidywałem, kiedy tylko krzyżowcy dotarli pod Konstantynopol, ruszył on jak burza na swoich przeciwników. Od Dobromira Chryza zabrał część Macedonii, dobył twierdze: Prosek, Prizren i Skopje. Węgrom odebrał Belgrad i Brani-czewo, a na tronie serbskim osadził swego stronnika Stefana Nemanjicia pokonując jego brata Stefana Wilkana. Śmiem twierdzić, Ojcze Święty, że jeśli Kałojan nie dostanie królewskiej korony z Rzymu – zdusi słabiutkie Cesarstwo Łacińskie.

To na co czekamy, biskupie Huguccio?

Na twoją decyzję. Ojcze Święty, bośmy wspólnie z kardynałem Stefanem przygotowali wszystkie dokumenty stosowne, koronę, a nawet papieską chorągiew krucjatową, licząc, że ten symbol car najwymowniej zrozumie i będzie pomagał, a przynajmniej nie szkodził Cesar­stwu Łacińskiemu. Jest w tym jeden szkopuł...

Jaki? Moja zgoda na królewską koronę dla Kałojana? Dajcie, proszę, dokumenty do podpi­su!

49

Nie tylko o to chodzi, Wasza Świątobliwość. Oto Kałojan dopomina się korony nie królew­skiej, a cesarskiej! Zaś dla prymasa Wasylko żąda tytułu patriarchy. Uważa, że jeżeli cesa­rzem został Baldwin, to i on winien być przez Ojca Świętego na takiż tron wyniesiony... Jeśli ocenie poddać siłę, jaką dysponuje Baldwin i Kałojan, to rzecz oczywista korona cesarza na­leży się Kałojanowi, ale dwóch cesarzy w sąsiedztwie, to niechybna wojna między Bułgarią i Cesarstwem Łacińskim. Jestem więc za królewską koroną dla Kałojana i na taką wszystko przygotowaliśmy.

A czy mamy jakiś wybór? No, może w jednym wykażę swoją władzę nad wami. Oto nie godzę się, byś ty, biskupie Huguccio, jechał do Bułgarii na koronację. Potrzebny mi jesteś teraz w Rzymie. Dlatego też na legata papieskiego powołuję kardynała Leona, którego zapro­siłem na dzisiejsze spotkanie, co też świadczy o tym, że wasze wnioski, kardynale Stefanie i biskupie Huguccio – przewidziałem.

Szczerze liczyłem, że KałoJanowi polecisz zawieźć cesarską koronę, a łacinnikom naka­żesz utworzyć królestwo, a nie cesarstwo! Sami, bez pytania o twoją zgodę, 24 kwietnia, pod murami Konstantynopola wespół z Wenecją o tym zadecydowali.

Był pośród nich mój legat, Piotr...

Nazbyt przejęty rolą!

Tobie wszakże podlegał, mogłeś przywołać go do porządku!

Prawdę mówiąc. Ojcze Święty, nie uważam, że moglibyśmy coś zmienić w zdarzeniach, jakie są już za nami. Co legat Piotr postanowił lub utwierdził, to się stało i nie odstanie.

A więc stało się Cesarstwo Łacińskie!

Ale może stać się jeszcze Cesarstwo Bułgarskie...

To czemuście, na litość, nie przygotowali cesarskiej, tylko królewską nominację? To ja pytam was obu: Kałojan ma być królem czy cesarzem? Tym razem, niech najpierw odpowie kardynał Stefan.

Podług mnie, Wasza Świątobliwość, Kałojan powinien być królem. Jeśli po tym wywyż­szeniu nie będzie kontent, albo stanie się wrogiem Cesarstwa Łacińskiego, wtedy można bę­dzie albo go na cesarza podnieść, albo w razie konieczności skarcić. Bo moim zdaniem, czy będzie królem, czy cesarzem -ruszy przeciwko łacinnikom! Czy wilcy, dla okazania swoich przymiotów, poniechają bezbronne jagnię?! Jeśli więc wilkowi oddajemy pieczę nad całym stadem państw łacińskich, które zaiste bezbronnymi są owieczkami, to nie mamy się co łu­dzić, jakie to skutki przyniesie. Moim zdaniem trzeba mu dać koronę, bo to na jakiś czas mo­że go zatrzymać. Jestem więc za królewską koroną dla Kałojana.

Ty, Huguccio, też opowiadasz się za królewską koroną?

Tak, Ojcze Święty, i przepraszam za moje wahanie.

50

Słyszałeś to wszystko, kardynale Leonie?! Jako legat papieski nie będziesz miał w Tyrno-wie łatwego zadania. Jeśli oto Kałojan spodziewa się cesarskiej korony, a otrzyma królewską, to musisz uczynić wszystko, by przyjął ją z należytym szacunkiem, a krucjatowej chorągwi nie przyjął za symbol ataku na... Cesarstwo Łacińskie. Tym więc ustaleniem zakończmy sprawę czwartej krucjaty, której dojrzałe owoce poznamy w nieodległej przyszłości.

Na razie, Wasza Świątobliwość, najważniejszym owocem, jaki z krucjat dotychczasowych mamy, te morela, którą przed laty przywieziono do Ferrary i która kwitnie i owocuje pod moim oknem...

Smaczne ma owoce, biskupie Huguccio?

W moim wieku nie tylko smak, ale i miękkość jest ważna, a morele soczyste są właśnie miękkie.

Chciałeś tym porównaniem zapewne zganić krucjaty... Zresztą dajmy temu spokój. A co dzieje się, kardynale Stefanie, w innych krajach?

Z Inflant biskup Albert donosi o skutecznym nawracaniu Liwów i Estów, a nadto informuje o ważnych wydarzeniach w księstwach ruskich. Oto książę wołyński Roman Mścisławicz pokonał suzdalskiego księcia Wsiewołoda, rozbił wojska księcia kijowskiego i zajął Kijów. Tak że teraz księstwo Halicko-Włodzimierskie stało się rozległe i silne. Wojska ruskie mają iść do Saksonii na pomoc Sztaufom.

Co ty powiadasz, kardynale? Jeśli na pomoc Sztaufom, to przeciw Stolicy Apostolskiej! A skąd tam w tych odległych stronach – taki pomysł?! Zupełnie tego nie mogę zrozumieć. Czyżby biskup Albert stanął po stronie Sztaufów i zaczął mieszać się w nie swoje sprawy?

W żadnym razie, Ojcze Święty – wiedziałbym o tym! Wielu przeciwników księcia halic­kiego uciekło na Węgry, które on uważał do tej pory za przyjazne, bo przecież przez księż­niczkę Eufrozynę jest skoligacony z panującą na Węgrzech dynastią. A tu nagle Węgry po­magają jego wrogom! Wie ów książę, że krucjata pokonała Cesarstwo Bizantyjskie, z którym wszystkie prawie księstwa ruskie były związane sojuszami. Bizancjum pokonali rycerze pod­legli Stolicy Apostolskiej. Przeciw Rzymowi i tobie, Ojcze Święty, są Sztaufowie, stąd też ów książę zawarł z nimi sojusz jako z twoimi wrogami.

Widzę, że ów książę wyśmienicie orientuje się w świecie. Musi więc mieć swoich ludzi na wielu dworach. Nie chce mi się w to wierzyć. Mogłoby jakieś wschodnie książątko próbować mnie akurat wybierać sobie za wroga i tak subtelną prowadzić grę polityczną? A nie jest to przypadkiem jeno twoje przypuszczenie, kardynale Stefanie? Albo już tylko przypuszczenie biskupa Alberta? A którędy chce on iść do Saksonii? Przez Węgry?

Na tyle najpewniej nie jest nierozsądny. Pójdzie chyba przez Polskę.

Trzeba o tym uprzedzić arcybiskupa gnieźnieńskiego. Ciekawe, dlaczego nie on, a biskup Albert informuje Kurię o wydarzeniach w księstwach ruskich?

Nie pomyślałem o tym, Wasza Świątobliwość.

51

Widzisz. Natychmiast wysyłaj umyślnego do Kietlicza. Jeśli Kietlicz potwierdzi twoje przypuszczenia, trzeba przygotować listy do tego ruskiego księcia. W listach objaśnijcie mu oględnie, że sprzyjając Sztaufom działa przeciw Stolicy Apostolskiej. Napisz, iż wierzymy, że nie czyni tego świadomie ani za namową Bizancjum, bo właśnie zostało ono przez krucjatę pokonane i w Konstantynopolu rezyduje przedstawiciel Kościoła rzymskiego. Zaproponuj mu sojusz.

Wasza Świątobliwość! Z doniesień biskupa Al– berta wynika, że oni wiedzą na Rusi o klę­sce Cesarstwa Bizantyjskiego.

Właśnie dlatego daj w liście tę zjadliwą uwagę. Jeśli jest on taki dobry, za jakiego można go uważać – zrozumie! Jak on się zowie?

Roman Mścisławicz...

A więc ojcem jego był Mścisław? Eufrozyna węgierska to jego siostra? Zatem rzeczywiście jest skoligacony z dynastią węgierską i miał prawo oczekiwać od Węgrów pomocy. Może i jest coś w tym, o czym mówiłeś, kardynale Stefanie... Martwi mnie to, że arcybiskup gnieź­nieński milczy w tej sprawie, a szczegóły podaje biskup Albert. Pilnie posłańca do Gniezna wysyłajcie!

Wasza Świątobliwość, chciałbym jeszcze powiedzieć słowo o czymś, co ma związek z czwartą krucjatą.

Mów, biskupie Huguccio, jeśli to ważne, co masz nam do przekazania. Jeszcze przed zaję­ciem Konstantynopola, na wio– snę tego roku, kiedy wiadomym już było, że krzyżowcy z nowo obwołanym na cesarza Bizancjum – księciem Aleksym – zmierzają ku miastu, uciekli z niego żyjący jeszcze Komnenowie: Aleksy i Dawid, skoligaceni z ostatnim cesarzem z tego rodu: Andronikiem I Komnenosem. Mieli ze sobą znaczne oddziały! Poszli wzdłuż brzegów Morza Czarnego aż do Trebizondy, którą zdobyli, nie bez życzliwego przyzwolenia gruziń­skiej królowej Tamary, przez którą byli przyjmowani. Wiem to od Ormian, którzy dotarli stamtąd do Małej Armenii. Zdobyty teren Bizantyjczycy nazwali Cesarstwem Trebizondy. Przed miesiącem z górą zajęli nadto: Synopę, Paflagonię i Herakleę Pontyjską.

Mamy więc już dwa cesarstwa greckie na miejsce jednego?

Żeby tylko, Ojcze Święty! Stąd też i moje rozdrażnienie, bo w następstwie czwartej wy­prawy dostaliśmy jedno słabe Cesarstwo Łacińskie, a powstało kilka silnych greckich! Tak więc na południowym wschodzie mamy dwa greckie cesarstwa: Nicejskie i Trebizondy. Nadto kilku bizantyjskich możnowładców i dowódców wojskowych zajęło i inne terytoria ogłaszając niezależne państwa. I tak: w Samsunie koło Miletu rządzi Saba Asidenos, w Fila­delfii Teodor Menkafas, w dolinie Meandru – Manuel Menrozomes. A do tego wszystkiego Michał Angelos, kuzyn Izaaka II Angelosa, ubiegł naszych w dobywaniu wybrzeża Pelopone­zu i między Serbią a Bułgarią zajął znaczny teren od miasta Kraje po Naupaktos i ogłosił go Despotatem Epiru. Otoczone jest więc Cesarstwo Łacińskie ze wszech stron wrogimi teryto­riami i trzeba być doprawdy po– zbawionym wyobraźni, by tak jak łacinnicy uważać, że wraz ze zdobyciem Konstantynopola złapało się byka za rogi... Ja uważam, że na razie Francuzi złapali byka za ogon! Wenecjanie zabrali wyspy, mają flotę najsilniejszą, tak że tylko oni w swoich zdobyczach są niezagrożeni. A ponieważ doża Dań” dolo nie składał przysięgi wa-

52

salnej cesarzowi Baldwinowi, stąd nawet jeśli Cesarstwo Łacińskie będzie zagrożone, Wene­cja nie musi mu pomagać.

Biskupie Huguccio, w tak ciemnych barwach namalowałeś sytuację, że nic tu nie widać poza czernią.

O innych kolorach mówiliśmy poprzednio.

Uważasz więc, że położenie Cesarstwa Łacińskiego jest po prostu beznadziejne?

Nie, Wasza Świątobliwość, tak nie uważam. Wiele zależy od Bułgarii. Jeśli Kałojan po otrzymaniu korony pomoże Cesarstwu – ostanie się ono i może z czasem być bazą dla wy­praw ku Ziemi Świętej, jeśli zaś Bułgaria ruszy z jednej strony, a Laskaris z drugiej, to szansę łacinników są niewielkie, prawie żadne! Chyba że nagle stanie się coś w Sułtanacie Ikonium, bo zmarł tam niedawno władca dotychczasowy Kilidź – Arsian III i nowy Kajchusrew może na przykład uznać resztki bizantyjskiego cesarstwa za godne zawładnięcia, wtedy stanie do walki przeciw Laskarisowi. Wówczas Bułgaria nie będzie ryzykowała ataku na Cesarstwo Łacińskie, ale może też stać się inaczej i Laskaris zawrze przymierze z nowym sułtanem Iko-nium, a wtedy klucz do sprawy Cesarstwa Łacińskiego będzie leżał już nie tylko w Bułgarii...

Smutne to, co mówisz. Wszystko więc w ręku Boga i Jego, w tej chwili najważniejszego sługi – kardynała Leona, który niechaj najrychlej uda się do Bułgarii!

53

ROZDZIAŁ VII

3 GRUDNIA A.D. 1205

Zobaczmy, co wokół nas wydarzyło się w ostatnim roku, i co zagraża, a co sprzyja Ko­ściołowi rzymskiemu. O wypowiedź proszę najpierw ciebie, kardynale Leonie.

Opowiedziałem Waszej Świątobliwości i wszystkim z osobna wrażenia z pobytu w Tyrno-wie i niezadowolenie Kałojana z królewskiej korony. Czyniłem, co tylko było możliwe, aby temu zaradzić. I najpewniej zabiegi moje byłyby udane, gdyby nie bezmyślne działanie Kon­stantynopola. Oto wczesną wiosną tego roku Henryk z Flandrii, brat cesarza Baldwina I, ru­szył przeciw Cesarstwu Nicejskiemu i pobił wojska Teodora Laskarisa pod Poimanenonem. Wtedy właśnie ja namówiłem Kałojana, aby zawarł sojusz z Baldwinem I dla wspólnego roz­gromienia Greków, ale nasi, mimo moich przekonywań, odrzucili bułgarską pomoc. To było niesłychane! Jak można po kilku zwycięstwach popaść w taki grzech buty i nie patrzeć poza czubek własnego nosa. Nawet wstawiennictwo biskupa Huguccio nie pomogło. Konstyntyno-pol stanowczo odrzucił po– moc Bułgarów. Udałem się wówczas do Rzymu, bo skompromi­towany, co miałem czynić innego? Zaraz potem wybuchło greckie powstanie w Tracji. Za­częło się w mieście Didymoteichos, gdzie Grecy rozbili oddział hrabiego Hugona de Saint-Paul, a jego samego zabili, opanowawszy twierdzę górującą nad miastem. Później powstańcy skierowali się na Adrianopol, skąd bez żadnej walki uciekli Wenecjanie. Wtedy to właśnie do Tracji wkroczył Kałojan z armią wspartą przez Kumanów. Hrabia Henryk z Flandrii i hrabia Ludwik z Blois przerwali swój atak na Cesarstwo Nicejskie i wspólnie z Baldwinem I ruszyli przeciw Bułgarom. W połowie kwietnia starli się w długiej i okrutnej bitwie pod opuszczo­nym przez Wenecjan Adrianopolem...

A nie mówiłem, Wasza Świątobliwość, że Wenecjanie nie pomogą Cesarstwu Łacińskiemu w zagrożeniu!

Dlatego też nie zdjęliśmy z nich, biskupie Huguccio, nałożonej na początku czwartej wy­prawy krzyżowej klątwy, o czym trzeba im i całemu światu przypomnieć... Ale dajmy skoń­czyć kardynałowi Leonowi.

Obok Bułgarów i Kumanów także powstańcy greccy z Tracji stanęli do bitwy przeciw na­szym. Siły więc były nierówne. Wojska Cesarstwa Łacińskiego zostały rozbite. Zginął Lu­dwik z Blois, a cesarz Baldwin dostał się do niewoli i jest przetrzymywany w tyrnowskiej twierdzy. Po bitwie adrianopolskiej Kałojan wrócił do Tyrnowa, a na dowódcę części swoich wojsk mianował bojara Preseku Szyszmana, który ruszył przeciw Królestwu Tesalonik Boni­facego z Montferratu. Wojska bułgarskie zdobyły kilka twierdz mniejszych i obiegły tej jesie­ni Tesaloniki, choć przed zimą odstąpili od murów. Taki oto jest stan rzeczy pomiędzy Bułga­rią a Cesarstwem Łacińskim na dzisiaj...

Nie winie cię, kardynale Leonie, za cokolwiek. Uczyniłeś wszystko co możliwe, żeby zda­rzenia potoczyły się inaczej, ale powiedz, czy mam prawo mniemać, że Kałojan, mimo zaufa­nia, jakim go obdarzyłem, mimo korony, nie poczuł się zależny od Stolicy Apostolskiej?!

54

Takie właśnie wrażenie odniosłem, Ojcze Święty. Powiem więcej, zaatakowałby on Cesar­stwo Łacińskie, nawet gdyby nie był koronowany na króla. W Bułgarii wszyscy nadal tytułują go carem, a on sam koronę, berło i chorągiew przywiezioną od ciebie, potraktował bardziej jak lenne dary, a nie wyróżnienie.

Aż tak? Tegoś wcześniej nie mówił!

Bo nie chciałem denerwować Waszej Świątobliwości.

W sprawach dotyczących interesów Kościoła rzymskiego znać muszę prawdę, nawet gdyby była gorzka. Co we Francji, kardynale Robercie de Curson? Podobno przygasł konflikt z An­glią o Normandię?

Tak się stało. Wasza Świątobliwość, dzięki zajęciu Normandii przez naszego króla – Filipa II.

A ja naiwny myślałem, że to mój list do Filipa II przerwał ów konflikt...

Ojcze Święty! Nikt we Francji nie miał pretensji do ciebie o poparcie praw lennych Jana. Nam szło jedynie o to, by zgodnie z wyrokiem sądu lennego Normandia wróciła do Francji. Kiedy to się stało, nie było już powodu do konfliktu. Mimo wszystko list Waszej Świątobli­wości pomógł ogromnie.

Powiadasz, dostojny kardynale, że „ pomógł ogromnie” . Cieszę się z takiej twojej oceny. Cieszę się też, że ty i podlegli ci biskupi francuscy na spotkaniu w Nantes w sierpniu przed dwoma laty jak jeden mąż przyjęliście stanowisko, że – pozwolisz, zacytuję wasz list – „ Pa­pież nie powinien wtrącać się w sprawy prawa lennego i wasali...” Dziękuję ci więc, kardy­nale, nie tylko za ocenę, ale i za pouczenie!

Widzę, Ojcze Święty, że zaproszony zostałem dla wysłuchania nagany.

Nie mylisz się, kardynale! Słowa moje traktuj jako naganę i ostrzeżenie.

Ojcze Święty, ależ my w trudnym znajdujemy się położeniu. Kiedy król zwołuje wszyst­kich świeckich i duchownych baronów królestwa i kiedy trzeba jawnie zająć stanowisko w sprawie – czy mógłbym nakazać biskupom, aby wypowiedzieli się przeciw królowi, przeciw wprowadzeniu słusznego wyroku sądu lennego odbierającego Anglii Normandię? Wszyscy francuscy książęta, hrabiowie i baronowie świeccy uznaliby takie stanowisko za zdradę oj­czyzny.

Skrajne prezentujesz, kardynale, argumenty. Nikt od ciebie nie wymagał zdrady własnej oj­czyzny ani stawiania duchowieństwa przeciw rycerstwu. Ja mam pretensję o to, żeś nie pa­miętał przed spotkaniem w Nantes – czyim ty jako kardynał jesteś wasalem i komu składałeś śluby lenne. Czyżbyś śluby takie składał królowi Filipowi? Znasz prawo lenne i wiesz, że wasal mając kłopoty winien zwrócić się o pomoc i radę w pierwszej kolejności do tego, komu podlega, a ty, kardynale Robercie, podlegasz Stolicy Apostolskiej, a nie Filipowi II. Jemuś podlegał, kiedy byłeś nie kardynałem Robertem, a hrabią Robertem de Curcon! Gdybyś pa­miętał o swoich powinnościach kardynała i legata papieskiego, to przed debatą sądu lennego w sprawie Normandii przyjechałbyś do Rzymu do mnie, by wywiedzieć się, jakie jest moje

55

zdanie w tej sprawie i jakie też stanowisko moi lennicy – biskupi francuscy – po– winni zająć w Nantes! Wówczas powiedziałbym tobie, że prawa lennego należy przestrzegać, a miast wieść spór o Normandię, należy ją przekazać jako lenno dla Kościoła rzymskiego i u mnie ubiegać się o rozstrzygnięcie sporu. Czyż bowiem wszyscy królowie nie z rąk moich przed­stawicieli mają korony, a więc czyż nie są wszyscy lennikami Stolicy Apostolskiej?! Jeśli się tego nie będzie przypominać, to wówczas najpierw Normandię zajmą Francuzi, a później o nią rozgorzeje wojna między Francją i Anglią. A czy takie wojny są nam potrzebne? Królo­wie chrześcijańscy, którzy popełniają grzech wojny między krajami należącymi do Kościoła rzymskiego – grzechu tego winni się wstydzić i za grzech taki odpokutować. Mało to mamy pogańskich krajów do nawrócenia, żeby siły własne i rycerstwo na konfliktach między sobą wytracać?! Zawiniłeś, kardynale, tym, że wziąłeś na siebie rolę tylko kardynała francuskiego, zapominając o roli, jaką ci Stolica Apostolska przypisała: legata papieskiego we Francji. Nie ma, Robercie, „ Kościoła francuskiego” , jest tylko jeden we wszystkich krajach chrześcijań­skich – Kościół rzymski. Przywołuję cię do porządku, kardynale Robercie, i ostrzegam jedno­cześnie! Prawo lenne dotyczyć może tylko świec– kich książąt, ale prawo Boskie nie uznaje takich ograniczeń!

Zawiniłem, Ojcze Święty. Sądziłem, że sprawa ma tylko wymiar prawny i dotyczy przyję­cia lub odrzucenia przez Kurię wyroku francuskiego sądu lennego.

Lepiej zwykłe domniemanie zamienić na pewność. Z tych to względów liczyłem na twoje przybycie do Rzymu przed debatą sądu lennego w Nantes... Ale dajmy już temu spokój. Dla mnie ważne jest, czy właściwie pojmujesz sens moich uwag?

Tak, Ojcze Święty!

To dobrze, to bardzo dobrze, kardynale Robercie, bo już myślałem, że sprawy wiary scho­dzą we Francji na plan dalszy... Proszę cię teraz, arcybiskupie Kietliczu. Wyjaśnij, dlaczego ów książę ruski chciał iść do Saksonii na pomoc Sztaufom?

To nie jest taka prosta sprawa, Wasza Świątobliwość.

Ale przecież nie dopuściliście do przejścia oddziałów ruskich przez Polskę?!

Tak, ale rzecz ma swój początek wcześniej.

Mów więc po kolei.

Oto za panowania naszego króla Kazimierza Sprawiedliwego, wtedy Ojcem Świętym był Urban III...

Na litość boską – arcybiskupie! Powiadasz: „ za panowania naszego króla Kazimierza Sprawiedliwego, Ojcem Świętym był Urban III” ... Opanuj się! A kto znał waszego króla po­za najbliższymi sąsiada– mi Polski, no i może Kurią papieską?! Chciałeś powiedzieć, że rzecz miała miejsce w czasach, kiedy Ojcem Świętym był Urban III, cesarzem Fryderyk I Barbaros-sa, a w Polsce był królem, jakże mu było?...

Kazimierz Sprawiedliwy.

Właśnie! Tak więc winieneś zacząć swoją opowieść.

56

Wybacz, Wasza Świątobliwość. Fakt, inaczej rzeczy widać z Rzymu niż z Gniezna. Winie-nem więc zacząć tak, jak rzekłeś, Ojcze Święty. Należało też dopowiedzieć, że rzecz miała swój początek w czasach potęgi Sztaufów. Wtedy to Węgrzy chcieli opanować miasto Halicz i ziemie okoliczne przyłączyć do swojego państwa. Ówczesny książę ruski zwrócił się o po­moc do cesarza, a ten do naszego króla. Na czele polskich oddziałów stanął wojewoda kra­kowski Mikołaj i wespół z ruskimi wojskami obronili Halicz i księstwo ruskie przed Węgra­mi. Tak więc, kiedy książę wołyński Roman Mścisławicz rozbił wszystkich swoich przeciw­ników na wschodzie i uznał, że ma silną drużynę, zgodził się odwzajemnić pomocą Sztaufom w walce z Welfami i postanowił wyruszyć do Saksonii. Uważał też, że skoro dawniej Polacy na zalecenie Sztaufów pomogli Rusi Halickiej, to teraz nie tylko przepuścimy jego wojsko przez Polskę, ale przyłączymy się do jego drużyny i wspólnie pójdziemy do Saksonii. O tym zamierzonym marszu nawet nas Roman Mścisławicz nie uprzedził, uznając, że wystarczy podać cel wyprawy, byśmy przyłączyli się do jego wojsk. Dziękuję ci, biskupie Albercie, żeś powiadomił mnie o tym, żałuję zaś, że nie bezpośrednio przez Kurię, bo w ten sposób straci­łem wiele czasu. Gdybym o sprawie wiedział ze dwa miesiące wcześniej, może mógłbym zapobiec wyprawie i przelaniu krwi ruskiej i polskiej, a tak, kiedym otrzymał listy od Ojca Świętego – wyprawa ruszyła i mogłem zrobić tylko jedno – spowodować, by nasze wojska stanęły na jej drodze. Zresztą książę Roman Mścisławicz do końca uważał, że to jakieś tylko nieporozumienie. Nawet wówczas, kiedym przeczytał mu list od Ojca Świętego, mówiący o niestosowności wyprawy, zażądał od dowodzącego naszymi wojskami – księcia krakowskie­go Leszka Białego – aby wojska nasze, jeśli nie chcą przyłączyć się do niego – natychmiast zeszły mu z drogi. Polski rycerz nie daruje zniewagi, kiedy to obcy dowódca wydaje mu pole­cenia na jego własnej ziemi. A wówczas drużyna ruska doszła już do brzegów Wisły pod Za­wichostem i tu przeciw niej stanęło rycerstwo nie tylko krakowskie, ale i Konrada Mazowiec­kiego. Żadne dalsze rozmowy ani perswazja nie pomagały, wobec czego doszło do walki. Drużynę mieli bitną, ale uzbrojoną słabo. Dlatego jak nasi ruszyli, to już w pierwszym ataku wojska ruskie rozpierzchły się. A że Wisłę mieli za plecami, niewielu się uratowało. Książę Roman Mścisławicz zginął, a dwu jego młodych synów: Daniela i Wasyla przygarnął książę Leszek Biały.

Skoro teraz żaden cesarz niemiecki nie będzie żądał wsparcia dla ruskich książąt przeciw Węgrom, to może byście wespół z Węgrami ów Halicz i księstwo ruskie przejęli?

Sprawa wymaga rozważenia, Ojcze Święty. Będę na ten temat z naszymi książętami roz­mawiał. Musimy ocenić siły swoje, bo zaatakowawszy księstwo halicko-wołyńskie, możemy mieć dziesięć pozo– stałych księstw ruskich przeciw sobie.

Mówiąc o współpracy polsko-węgierskiej dla przejęcia księstwa ruskiego, na myśli miałem nie czyn wojenny, a inne rozwiązanie. Macie przecież w Krakowie, jak dobrze zrozumiałem, obu synów zmarłego księcia Romana. A co, Leszek Biały nie ma córek?

Tak się składa, Wasza Świątobliwość, że nie ma.

Ale są najpewniej w Polsce jakieś księżniczki?... No nie śmiejcie się, przecież co do tego nie mam wątpliwości, jeśli jest tam tylu książąt...

Co do Węgier...

Mów, arcybiskupie Kietliczu.

57

Dowiedziałem się od arcybiskupa Budy, że przed blisko dwoma laty król Emeryk uzyskał zgodę Waszej Świątobliwości na koronację swego małoletniego syna Władysława.

Król złożony był chorobą, jak mi powiedziano – śmiertelną, a brat jego złożył śluby udziału w krucjacie, tak że nie mogłem nakazać odwoływać go z Konstantynopola. A Węgry musiały mieć władcę.

My w Polsce dziwiliśmy się koronacji na Węgrzech pięcioletniego pacholęcia, podczas gdy u nas nie ma w ogóle koronowanej głowy.

Tu cię boli, arcybiskupie Henryku! Tegom się zresztą spodziewał. Proszę, więc powiedz, którego z waszych licznych książąt mam koronować, albo też który z nich złożył mi śluby lenne? Nie znam takiego! Trzeba było przywieść go do Rzymu, jak to uczynił biskup Paryża z aragońskim księciem Piotrem, który wyjechał stąd jako król Piotr II.

U nas w walce o tron żaden z książąt nie uzyskał przewagi. Mieszko Stary zmarł przed trzema laty, a pozostali walczą z sobą o pozycję seniora.

To niech się dogadują – czekam, ale z tych to względów nie wypominaj mi, arcybiskupie, węgierskiej koronacji. Tym bardziej że nie jest to – jak najpewniej wiesz – takie już ważne. Młody król Władysław zmarł w maju, zgodziłem się więc na przejęcie tronu przez brata Eme-ryka – Andrzeja. Z nim, królem Andrzejem II, twoi książęta powinni układać się na temat Halicza i całego tego ruskiego księstwa. Bacz jednak na to, że Węgrzy w oczach moich wiel­kie mają zasługi dla Kościoła rzymskiego. Król Andrzej brał udział w wyprawie krzyżowej, zaś Emeryk pomógł Kurii w przekonaniu pana Bośni – Kulina – do naszego Kościoła, jako że ten żył w grzechu nad bogomilskimi heretykami mając pieczę. Dzięki też Emerykowi – Ser­bia uznała moją zwierzchność... A co uczynili dla Stolicy Apostolskiej twoi książęta?

Zatrzymali wojska ruskie na drodze do Saksonii!

To fakt i chwała wam za to, jednak Węgrzy pozyskali dla Kościoła aż dwa kraje: Bośnię i Serbię.

Porozmawiam z moimi książętami i przekażę im uwagi Waszej Świątobliwości.

Czy jeszcze ktoś z was chciałby coś dopowiedzieć?

Nie jestem zadowolony z tego, co powiedziano, Ojcze Święty, o stanie rzeczy w świecie i sytuacji Kościoła rzymskiego.

Ty, kardynale Stefanie – wiecznieś niezadowolony.

Może tak pojmuję swoją rolę i swoje zadanie będąc zarządcą Kurii.

To cię rzeczywiście w jakiś tam sposób tłumaczy. Z czegoś więc niezadowolony?

Na południowym wschodzie nie możemy rozszerzać dominiów Kościoła łacińskiego, bo Bułgaria trzyma nas w szachu. Na południu i zachodzie robi to sułtan Saladyn wespół z We-necjanami, tak więc jedyną mamy szansę w zjednoczeniu lub pokonaniu książąt ruskich i

58

walce biskupa Alberta z nadbałtyckimi poganami. Rozszerzać dominia możemy w chwili obecnej tylko na wschód, a uczynić tego nie można bez zaangażowania polskiego lub za­chodniego rycerstwa. Mamy wprawdzie Zakon Kawale– rów Mieczowych w Inflantach, ale słabi są jeszcze. Polskie rycerstwo też na wschód się nie kwapi. Stąd stan taki nazwałem nie­zadowalającym – i przy tym obstaję.

Jeśli tak na rzecz patrzeć, to rzeczywiście nie ma się z czego za bardzo cieszyć ani też wiele na najbliższe lata oczekiwać. Zapominasz jednak, kardynale Stefanie, że czuwa nad nami Bo­ża Opatrzność, która łacno zmienić może to, co się Kościołowi rzymskiemu opiera. Czymże my jesteśmy? Jeno sługami Bożymi! Jeśli jest tak, jak mówisz, widocznie Bóg tak chce i my tego nie zmienimy, ale może jutro Bóg będzie chciał inaczej?... Powiadasz oto, że Kałojan bułgarski trzyma nas w szachu. Trzyma więc w szachu ów niewdzięcznik Kościół rzymski! Czy sądzisz, że Bóg długo będzie mógł patrzyć na lekceważenie Kościoła? Nie sądź więc tak stanu spraw, kardynale Stefanie, bo małej byłbyś wiary... Oceniajmy wszystko spokojnie, pamiętając, że jest jeszcze Opatrzność i kara Boża. Jeśli zaś wierzycie w nią, w co nie wątpię, to módlcie się o karę dla niewdzięcznika i bezbożnika Kałojana, a modlitwy nasze na pewno zostaną wysłuchane...

ROZDZIAŁ VIII

15 KWIETNIA A.D. 1206

Ojcze Święty! W czas pobytu mego w Rzymie, pomarł jeden z podległych mi biskupów. Nie wiem doprawdy, czy z braku roztropności, czy też w jakiejś złości zaślepionej książę wielkopolski upomniał się o prawo do zaboru majątku po zmarłym i z „ prawa” tego niecnie skorzystał. Tu wszak przypomnieć chciałem, że już od ćwierćwiecza książęce prawo „ ius spolii” cofnięte zostało na spotkaniu biskupów z królem Kazimierzem Sprawiedliwym w Łęczycy. Myślałem nasamprzód, że było to właśnie nieprzemyślane wykorzystanie mojej w Gnieźnie nieobecności, alem rozmawiał z księciem i widzę, że w za– ślepieniu szatańskim żyje Władysław Laskonogi. Mimo próśb moich, od czynu niecnego nie odstąpił i majątek biskupi zatrzymał! Nadto jeszcze innych przywilejów dla siebie zażądał, a to: współdecydo­wania w obsadzaniu urzędów kościelnych, ściągania danin i zwalniania z dziesięcin należ­nych Kościołowi w Wielkopolsce!... Wykląłem księcia, za co ten nakazał siłą wyrzucić mnie z granic księstwa, tak że list ten piszę z Krakowa, korzystając z gościnności księcia Leszka Białego. Proszę cię, Ojcze Święty, o zgromienie bezbożnika i gwałciciela praw ludzkich i Boskich. Pewien jestem, że pozostali książęta – a to Konrad Mazowiecki i Władysław Odo-nic, i Henryk Brodaty – staną murem w obronie interesów Kościoła rzymskiego w Polsce. Tu w Krakowie na postanowienia twoje oczekują.

Henryk Kietlicz arcybiskup gnieźnieński

21 WRZEŚNIA A.D. 1206

No i co, mój ty wygnańcze! Miast w Gnieźnie Kościołowi służyć – tu w Rzymie kłopotów mi przysparzasz. A mówiłeś, że wystarczy, bym tylko list do książąt polskich posłał, a ci mu­rem w obronie interesów Kościoła staną. I co? Żaden nie pociągnął przeciw księciu Włady­sławowi, a tobie przyszło salwować się ucieczką do Rzymu! A mówiłeś, że powinienem któ­regoś z nich koronować na króla Polski...

59

Nie jest tak źle, Wasza Świątobliwość. Mógłbym dowolnie długo przebywać w Krakowie u księcia Leszka, jeno wymyśliłem rozwiązanie sprawy, które pilnej rozmowy i akceptacji Ojca Świętego wymagało.

A cóż to za rozwiązanie tajemnicze?

Kiedy prześladowany byłem przez księcia Władysława, skryłem się w klasztorze cystersów w Łeknie. Tam to wraz z opatem zamyśliliśmy nawracać Prusów. Można byłoby tam właśnie stworzyć biskupstwo podobne do inflanckiego. Mógłbym być wówczas nie tylko arcybisku­pem gnieźnieńskim, ale i legatem Waszej Świątobliwości do chrystianizacji Prusów. Legata papieskiego książęta nie będą próbowali poniewierać!

Przecież w drogę wchodzić sobie będziecie z biskupem Albertem!

Ależ skądże, Wasza Świątobliwość. Biskup Albert z Zakonem Kawalerów Mieczowych wylądowali u ujścia rzeki Dźwiny, znajdującej się w takiej odległości od granic Polski jak Brema od Gdańska. Jeśli zaś pomiędzy tymi miastami leżą i Niemcy, i Polska, to między Gdańskiem a Rygą zmieszczą się dwa biskupstwa!... Kraj Prusów ciągnie się od rzeki Wisły aż po Niemen. Za Niemnem jest Litwa, a dopiero na północ od Litwy znajduje się kraj Liwów – Inflanty, gdzie ma diecezję biskup Albert. Ja zaś nie o Litwinach, sąsiadach Inflant, mówię, a o Prusach, sąsiadach Polski. Przed wyjazdem do Rzymu zarządziłem, aby mnisi cysterscy z Łekna zaczęli się zapuszczać w głąb pruskich ziem, chcę bowiem lepsze mieć o nich informa­cje. Proszę cię, Ojcze Święty, o zaakceptowanie tego zbożnego zamysłu. Jeślibym, zaś został przez Waszą Świątobliwość powołany na legata do spraw Prus, to żaden z naszych książąt nie śmiałby wyrządzić mi takiej zniewagi, jakiej dopuścił się książę Władysław.

Dostojny arcybiskupie Henryku, czy sądzisz, że jeśli powołam cię na legata papieskiego, to dodany ci będzie autorytet? A jeśli oto wrócisz z mianem legata do Gniezna, a twój książę nie wpuści cię do miasta?! Co wtedy? Wtedy nie będzie to już konflikt między księciem świec­kim i duchownym, będzie to konflikt między księciem polskim a papieżem. Wtedy też, aby autorytetu legata nie narażać, będę musiał prosić innych władców o pomoc, a to oznacza, jak łatwo się domyślisz -– wojnę! Jeśli więc poproszę czy to króla Węgier Andrzeja, czy Niemiec Ottona – prośbę moją z chęcią wykonają, rujnując przy okazji kilka miast i zabierając jakiś spłacheć waszej ziemi!... Czy aby na pewno tego chcesz, arcybiskupie gnieźnieński?... Zaś sprawą Prus zainteresowany jestem bezspornie. Każdy poganin przywiedziony do owczarni – powiększa stado i pasterz rad z tego bywa. Stąd cieszy mnie twoja propozycja, ale musi przyjść na nią pora stosowna. Mnisi cysterscy mogą ruszyć do kraju Prusów, ale ani biskup­stwa, ani też legata jeszcze powoływał nie będę. Musisz, arcybiskupie, sam przede wszystkim zadbać o swój autorytet, ja ci mogę w tym tylko pomóc. Już jako arcybiskup gnieźnieński przedstawicielem jesteś najwyższym Stolicy Apostolskiej w Polsce i powagę tego przedsta­wicielstwa musisz sam podnieść, Jeśli z jakichś powodów podupadła. I wierzaj mi, w pracy dla Kościoła nie chodzi o sukces chwili, uzyskany przez nominację na legata, czy jedno wię­cej biskupstwo. Pracować trzeba przez lata i lata, aby na trwałe pozycję Kościoła rzymskiego umacniać. Czyżem ja zniechęcił się tym, że Wenecjanie przejęli kontrolę nad ostatnią krucjatą albo że bułgarski Kałojan miast ucieszyć się z korony królewskiej, za szykanę ją uznał, albo że Sztaufowie przeciw Państwu Kościelnemu spiskują?... Nie, nie zniechęciłem się przeciw­nościami, przeciwnie – one właśnie zmuszają mnie do tego, by takie znaleźć rozwiązania, które trwały sukces Kościołowi rzymskiemu przyniosą! Kościół trwa już od blisko dwunastu wieków, a trwał będzie jeszcze raz tyle i tysiąc razy po tysiąc tego czasu Jeśli nie zechcemy

60

wszystkiego naraz i za każdą cenę! Czyż Jezus nie uczył nas cierpliwości i powolnego docho­dzenia swoich racji?! A iluż miał uczniów swoich? Najpierw wątpili wszyscy, a później do­piero pojawili się ci nieliczni, co uwierzyli, ci, którym zaufał. Komu z książąt polskich ty za­ufać możesz? Jest nim książę Władysław z owym dziwnym przezwiskiem?

Zwie się „ Laskonogi” , co u nas oznacza długonogiego... Nie darzę go zaufaniem z powo­dów, o których mówiłem.

Właśnie! Jeśli jemu zaufać nie możesz, to list mój o przestrzeganiu praw Kościoła w Polsce i przywoła– nie owego księcia do porządku trzeba do pozo– stałych książąt skierować, a nie do niego. W pierwszej zaś kolejności do tego, któremu ufasz najbardziej.

Ufam Leszkowi Białemu z Krakowa.

Do niego więc napiszmy, a on niech pozostałych – z wyjątkiem winowajcy – o treści po­wiadomi. Jeśli właściwie będziesz postępował, najpierw Leszek Biały, a później pozostali przyjmą twoje racje, bo są one racjami Kościoła rzymskiego, a więc wygrać muszą! Ale czy wszystkie? Rozumiem, że świecki książę nie może mieszać się do obsadzania stanowisk ko­ścielnych, ściągania czy zwalniania z należnych nam prawem odwiecznym podatków, ale na przy– kład w sprawach ziemi powinni decydować świeccy władcy! Wracaj więc z moim li­stem do Polski i nie ryzykuj autorytetu swego Kościoła w Gnieźnie. Udaj się do Krakowa, jeśli ufasz Leszkowi Białemu. Jak zaś się wszystko ułoży z jednym księciem, już razem – przekonajcie następnego! Nie zapominaj też, że masz u każdego księcia swoich biskupów, których winieneś z listem moim zaznajomić i którzy to biskupi wspierać cię powinni. I nie śpiesz się przede wszystkim! Dla Kościoła, jak powiedziałem – nie jest takie ważne, czy bę­dzie on szanowany w Polsce za rok, za dziesięć lat, czy za sto! Ważne jest, żeby tak się stało w jakimś czasie. Dla Kościoła może się to wydarzyć już nawet za twojego następcy, albo i w bardzo odległej przeszłości. Cieszy mnie Jednak twoja chęć, twoje staranie, by stało się to teraz, zaraz! Ja to też czynię, jeśli jest tylko możliwe. Powtarzam, arcybiskupie Henryku, z całą mocą: jeśli jest to tylko możliwe! Jeśli zaś nie jest, trzeba się wstrzymać, widocznie jesz­cze nie pora, jaką Pan nasz ustanowił. Czy rozumiemy się dostatecznie dobrze?... Jeśli tak, wracaj do Polski i kiedy uznasz, że Kościół rzymski ma należyte poważanie u książąt, wów­czas wrócimy do sprawy Prus, a może nawet i do biskupstwa tamże...

10 LUTEGO A.D. 1207

Ojcze Święty! Dzięki ci stokrotne za błogosławieństwo i rady pomocne. Do Krakowa do­tarłem bez przeszkód żadnych. Książę Leszek Biały uznał w swoim księstwie wszystkie zale­cone przez ciebie wolności Kościoła rzymskiego. Do listu mego dołączyłem prośbę księcia krakowskiego o poddanie się protekcji Waszej Świątobliwości. Liczę ogromnie, że protekcję ową książę uzyska, bo daje to Leszkowi Białemu możliwość poparcia spraw Kościoła rzym­skiego u wszystkich innych książąt polskich. Zasłużył on na to wyróżnienie, Ojcze Święty, bo ustaleń podjętych przestrzega. Nie tak dawno nie on, a właśnie kapituła krakowska wybrała na biskupa Wincentego zwanego u nas Kadłubkiem. Jest on wielce oddany sprawom Kościoła i Stolicy Apostolskiej, tak że bez obaw żadnych będę mógł udać się do księcia Władysława Odonica, jego na biskupstwie zostawiając. Według twoich rad, Ojcze Święty, postępuję i przysięgam, że do uznania wolności Kościoła w Polsce przez wszystkich książąt do– prowa­dzę. Wierzę, że zadania tego nie będę musiał zostawić swemu następcy...

Henryk Kietlicz arcybiskup gnieźnieński

61

ROZDZIAŁ IX

22 PAŹDZIERNIKA A.D. 1207

Chciałbym od ciebie, dostojny biskupie Huguccio, porady prawnej w sprawie, która wydaje mi się zagmatwana... Pamiętasz, jak odwiedziło Rzym duchowieństwo angielskie i jak zwró­cili się z prośbą o powrót do Anglii kardynała Langtona?

Oczywiście, Wasza Świątobliwość. Pamiętam dokładnie. Wakowało wówczas arcybiskupstwo Canterbury i kardynał Stefan zgodził się je objąć, co wywołało entuzjazm angielskich biskupów.

Otóż to! Wyboru dokonano latem tego roku i oczywiście wybrany został na arcybiskupa Canterbury właśnie Stefan Langton. Sam dokonałem uroczystej konsekracji w Yiterbo, przed odpłynięciem kardynała Stefana do Anglii. I oto wyobraź sobie, że Jan bez Ziemi nie zgodził się z tym pełnoprawnym wyborem i zakazał wjazdu arcybiskupa Stefana do Anglii. We wszystkich portach straże mają nakazane zakuć Langtona w łańcuchy i odprowadzić do lochu, jeśli tylko pojawi się w Anglii! Sprawa rozeszła się po wszystkich krajach. Jeśli ją tak zosta­wię, może być groźna! Jan bez Ziemi zagarnął majątki i dochody biskupstwa w Canterbury, a na domiar złego i w Yorku, a arcybiskup Geoffrey z Yorku został przez niego wygnany z bi­skupstwa. Co radzisz, jak mam postąpić w takiej sytuacji?

Rzeczywiście, Wasza Świątobliwość, zostawić tak sprawy nie można! Jeśli Jan bez Ziemi zachorował na zwiększenie swych dóbr kosztem Kościoła rzymskie– go, to trzeba go z cho­roby najrychlej wyleczyć. Jest to bowiem choroba zaraźliwa! Słyszałem od arcybiskupa gnieźnieńskiego o podobnym przypadku w Polsce.

Tam biskup umarł.

Niewielka to różnica: umarł, wyjechał, nie został wpuszczony, tak czy owak, chodzi nie o biskupów, a o przynależne im dobra.

Chodzi o jedno i drugie. Najpierw jednak o biskupów, bo mogą ich powołać kościelne kapituły i nic tu książętom czy królom. Tak więc nie może nikt zabierać majątku zmarłego biskupa, bo nowego wybierze kapituła. Jeśli zaś już został wybrany -książę nie powinien wyrażać opinii swojej na temat wyboru. Jeśli biskupi wybrali i Stolica Apostolska potwierdziła, znaczy – Bóg tak chciał i nie ma tu już miejsca na książęce czy nawet królewskie przyzwolenia!

Widzę, Ojcze Święty, że tobie nie jest potrzebna moja porada prawna, a raczej słuchacz -już przemyślanego werdyktu, bo też i w rzeczy samej nic nie można temu werdyktowi zarzucić!

Co więc mam zrobić z Janem bez Ziemi?

Sądzę, Ojcze Święty, że tu nie o króla angielskiego tylko idzie. Jeśli on sam odczuje gniew twój, to dochody z biskupich majątków mogą mu gorycz tego gniewu osłodzić. Trzeba takie decyzje podjąć, by wszyscy Anglicy odczuli niestosowność postępku swego króla.

A więc interdykt?

62

Tak, Wasza Świątobliwość, interdykt! Jeśli wierzący odczują zakaz religijnych obrzędów i posług kościelnych – nie do Kościoła, a ku sprawcy uciążliwości zwrócą swoje żale.

To ciężkie brzemię, biskupie, nie móc pochować z księdzem swoich bliskich, ani ochrzcić dzieci nowo narodzonych, ani związku małżeńskiego zawrzeć godnie. To ciężkie brzemię dla narodu!

Jeśli król zgrzeszył śmiertelnie, to musi rzecz taką wypomnieć nie tylko Stolica Apostolska, która Jemu zaufała – wkładając koronę, ale musi to wypomnieć mu -jego własny lud, bo wówczas wina za grzech ów może być dokuczliwsza! A dokuczliwość kary niech będzie na­uczką dla innych władców i niech poddanych ostrzega przed nieroztropnym postępkiem kró­lów. Jeśli podobny uczynek gdziekolwiek będzie miał miejsce, nie tylko duchowieństwo, ale i lud cały zakrzyknie: Nie wolno ci tak czynić, królu, nie wolno, bo nie tylko siebie, ale i nas niezasłużenie krzywdzisz!

Tak, to dobra rada. Pomóż więc kardynałowi Stefanowi przygotować interdykt, a zarazem po– ciesz go w żalu, bo przecież nadal jest zwierzchnikiem Kurii, a więc i w pracy dla Ko­ścioła jest użyteczny w stopniu najwyższym. Kiedy mu mówię o tym, uważa, że mówię tak z litości. Porozmawiaj więc z nieszczęśnikiem.

12 KWIETNIA A.D. 1208

Widzę, że przestałeś się zamartwiać, kardynale Stefanie. Wierzaj mi, wcześniej czy później obejmiesz arcybiskupstwo Canterbury. Trzeba być po prostu cierpliwym.

Wasza Świątobliwość na wszystkie kłopoty ma jedno lekarstwo – cierpliwość. Jedno lekar­stwo nie może być skuteczne na wszystkie choroby!

Żartujesz chyba, Stefanie?! Stosuję przecież różne metody w różnych sprawach. Tylko w kwestiach ostatecznych, w których musiałbym narazić autorytet Kościoła rzymskiego – zale­cam cierpliwość, bowiem wiem, że są takie twierdze, których nie sposób zdobyć przy wyko­rzystaniu najwymyślniej– szych machin oblężniczych, ale nie ma takich twierdz, których nie można wziąć – głodem! A więc cierpliwością...

Cierpliwość bywa kosztowniejsza od szturmu!

Kardynale Stefanie, ale nie w każdej sprawie można i trzeba wojsko wysyłać, czasami wy­starczy cierpliwość. A cóż to, chciałbyś wojny z Anglią? Czyje wojska przeciw niej pójdą? Jaka flota przewiezie owe wojska przez morze? Za czyje pieniądze taką wyprawę zorganizo­wać? I po co? Tylko po to, żeby obsadzić arcybiskupstwo Canterbury? Zaczekajmy, jeszcze Jan bez Ziemi nie tylko przede mną, ale i przed tobą zegnie kolana. Zobaczysz, bądź cierpli­wy, Stefanie... Jak on zareagował na interdykt?

Skonfiskował wszystkie kościelne dobra w całej Anglii!

Co?!

63

Właśnie, widocznie biskupstwa Yorku i Canterbury tak mu zasmakowały, że interdykt uznał za pretekst wystarczający do zabrania całego majątku Kościoła. Najwyraźniej chce so­bie wyrównać straty za Normandię zajętą przez Filipa II. Doprawdy nie wiem już, co robić z tym gwałtownikiem.

Nakaż, żeby wszyscy biskupi opuścili Anglię i przyjechali do Rzymu. Jeśli po tej decyzji Jan bez Ziemi nie opamięta się – wyklnę go!

A jeśli on i to zlekceważy? Przecież będzie miał z naszych majątków środki znaczne na to, aby każdego przekupić!

To trzeba będzie go zdetronizować przed całym chrześcijańskim światem. Ogłosimy wów­czas, że Anglia nie ma króla i poproszę Filipa II o przejęcie kraju pozbawionego tronu.

Myślę, że król francuski taką moją prośbę spełni skwapliwie.

Co do tego nie mam wątpliwości. Francja chętnie najechałaby na mój kraj. Ale wierzę, że do takiej ostateczności nie dojdzie.

Ufajmy, że król Jan się opamięta. Proszę o ważniejsze doniesienia z innych krajów.

W Niemczech Otton Welf nadal obnosi swoją krzywdę.

Naprawdę jesteście pewni z kardynałem Gwido, że Otton nie jest zamieszany w zabójstwo Filipa Szwabskiego?! Patrz, jak zdarzenia po sobie na– stępują... Filip zdobywa przewagę nad Ottonem, mój legat jedzie i zdejmuje klątwę z Filipa, a Gwido nakłania Ottona do rezygnacji z tronu... I w tym właśnie momencie, w chwili kiedy jestem skłonny dojść do ugody ze Szta-ufami, tuż przed osiągnięciem pełnoletności przez króla Sycylii, w najbardziej dla Ottona trudnym momencie – Filip zostaje zabity?! Przecież to nie mógł być przypadek?!...

A był. Wasza Świątobliwość! Nasz legat współ– działał przy drobiazgowym dochodzeniu, jakie poruczone zostało przedstawicielom Welfów i Sztaufów. Pilnowali nawzajem każdego kroku. To było zupełnie przypadkowe zabójstwo i żaden z Sztaufów nie był w promieniu stu kilometrów od miejsca zbrodni.

To też podejrzane!

Ale nie zmieni faktów. Otton nie miał z zabójstwem żadnych powiązań, więc tym bardziej obnosi się z domniemaną krzywdą. Rozpowiada, że przed siedmioma laty złożył przysięgę lenną i obiecałeś mu – Ojcze Święty, że zostanie władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a teraz został zdradzony, bo chciałeś tron przekazać Filipowi, którego jednak Pan Bóg ukarał za wiarołomstwo!

Pogada, pogada i przestanie – zrozumiawszy, że koronę cesarską i tak musi dostać w Rzy­mie z moich rąk. Napisz więc do kardynała Gwido, aby ten rozmawiał z Ottonem, że jestem niezadowolony z tej jego dziecinnej paplaniny, niegodnej władcy. Niech raczej Otton przy­gotuje się do spotkania ze mną, bowiem chciałbym, aby śluby sprzed siedmiu lat odnowił i przysiągł szanować nowe swobody Kościoła rzymskiego w cesarstwie, takie, jakie i w innych państwach są przyjmowane przez władców. Niech w Kurii opracują projekt porozumienia i przy okazji najbliższej zastanowimy się nad tym wspólnie, kar– dynale Stefanie. Gwido musi

64

mu powiedzieć, że bez podpisania takiego układu nie przekażę mu korony cesarskiej. Jak Ot­ton gotów będzie do spotkania, niech Gwido nas powiadomi.

A miejsce spotkania? W Rzymie czy w Niemczech?

Powiedzmy, gdzieś w połowie drogi. Zresztą niech w tej sprawie decyduje kardynał Gwi-do... A co w Bułgarii?

Car Borił wyraźnie przestaje naśladować Kałojana. Tym bardziej że Serbowie i Węg zamierzają z wiosną ruszyć przeciw Bułgarii.

Myślisz, że pokonają Bułgarów i Kumanów?

Prawdę powiedziawszy, ten sojusz z Kumanami nie jest już taki jak za czasów Kałojana. Wprawdzie Borił wziął za żonę Kumankę, wdowę po Kałojanie, ale ich bojarzy oczekiwali znacznie więcej dla siebie po zabiciu Kałojana... Borił do szczodrych nie należy, tak że Ku-mani już z Węgrami szukają porozumienia!

Trzeba to popierać! Jak jeszcze Serbom i Węgrom uda się osłabić Bułgarię, car Borił sam poprosi o koronę.

Warto postawić mu wówczas warunki, Ojcze Święty. Mam bowiem informacje od kanoni­ka Dominika Guzmana, że ruchy heretyckie w Bułgarii zaczynają być silniejsze od Kościoła.

To ci patereni?

Tak. W Bułgarii nazywają ich bogomilami.

Tak czy owak bluźnią patereni. Kanonik Guzman opowiadał mi, że pośród wielu beze­ceństw ogłoszonych w ich gminach nawołują do występowania przeciw duchowieństwu i przeciw carowi... Może to właśnie wykorzystać trzeba?

Oni w ogóle uważają, że dobro tkwi tylko w ubóstwie, a zło w bogactwie, dlatego do walki z bogatymi nawołują i do życia w równości uznawanej przez pierwszych chrześcijan. Stąd tworzą gminy nie mające księży, a jakby zakonników, których „ dedec” zowią. Czyli „ dziad” po prostu. Prawdę mówiąc, ich gminy, jak to mi mówiono, przypominają bardziej zgromadzenie zbójców nie chrześcijan.

Bo też i są oni zbójcami! Jak wspomniałem, trzeba ostrzec cara Boriła, że ci patereni nie tylko przeciw Kościołowi, ale i przeciw niemu występują. Jeśli więc car Borił poważnie myśli o pozyskaniu przychylności Stolicy Apostolskiej, niech rozbije heretyckie gniazdo owych bogomilów. W sprawie tej wyznacz kogoś na legata, kto z misją taką pojedzie do Tyrnowa.

Skoro, Ojcze Święty, mówimy o heretykach bułgarskich, chciałbym też o francuskich słów kilka powiedzieć, bo w sprawie tej list otrzymałem od kardynała Curcona. Kardynał Curcon donosi, że twój, Ojcze Święty, legat, który miał zakomunikować hrabiemu Tuluzy, że za po­pieranie albigensów jest ekskomunikowany -został przez hrabiowskiego giermka zabity.

A to zbrodniarze! Zabić Piotra z Castelon, człowieka, który muchy by nie skrzywdził. Zbrodniarze! Co proponuje kardynał Robert?

65

Proponuje ogłoszenie świętej krucjaty przeciw albigensom, tym bardziej że sytuacja w mia­stach zakażonych herezją staje się dramatyczna. Kardynał Robert informuje, że – cytuję zda­nie z jego listu: „ W Albi biskup został sam ze swoją kapitułą, a kościoły stoją puste!”

Proszę! Zgroza!

Cała Langwedocja, Ojcze Święty, ale też i Prowansja zarażona jest chorobą herezji... To nawet nie jest herezja, a odmienna wręcz wiara! Wiara ta przyszła zapewne z Persji pradaw­nej. Oni wyznają dwu bogów: zła i dobra. Albigensi nie wierzą we Wcielenie Syna Bożego, a także w Zmartwychwstanie Chrystusa. Niemoralni są zupełnie, grzesząc do woli, aż do dnia jakby wtajemniczenia, które „ consolamentum” nazywają. To wszystko chwiejnym duszom nowe i inne się wydaje, ludzie nie tylko prości ciągną do nich jak ćmy do ognia. Prawdę po­wiedziawszy, herezja ogarnęła całe południe Francji, dlatego też kardynał Robert proponuje, żeby na krucjatę ruszyło rycerstwo z północy. Na dowódcę wyprawy chce mianować zapra-wione– go w krucjatach ku Ziemi Świętej Szymona z Montfort.

Zgadzam się. Znam Szymona de Montfbrt-Amaury jeszcze z Paryża. To religijny i stanow­czy rycerz! Proszę, przygotujcie mi w Kurii list do niego, niech wie, jak bardzo zależy mi na tej krucjacie. Moim legatem przy Szymonie mianuj opata z Citeaux – Arnolda. Należy mu się takie wyróżnienie. Ponadto chcę, by mnie co pewien czas informowano o stanie rzeczy na południu Francji. Jednak nie chcę, by czynił to legat, wiesz, jak byłem źle informowany o przebiegu czwartej wy– prawy krzyżowej. Legat ma inne zadania. Niech opat Arnold zgłosi się do mnie najrychlej. Będę musiał z nim o owych zadaniach rozmawiać. Opisy krucjaty ma czynić ktoś, kto będzie niezależny od dowódcy i legata. Porucz tę misję jakiemuś nie rzucają­cemu się w oczy zakonnikowi francuskiemu. Co sądzisz, Ojcze Święty, o naszym wspólnym znajomym, który umknął od doczesnego życia w klasztorne zacisze dla opisania historii Ko­ścioła? A przecież krucjata to też historia Kościoła.

O kim myślisz, kardynale?

O cystersie Piotrze z Vaux-Cernay.

Oby tylko się zgodził.

A może się nie zgodzić, jeśli to będzie życzenie Waszej Świątobliwości?

Może, ale nie powinien. Zgrzeszyłby hardością.

Właśnie!... Ale jeszcze chciałbym o jednej sprawie, skoro rozmawiamy, Ojcze Święty, o Francji. Oto w Królestwie Jerozolimskim królowa Maria doszła pełnoletności.

Co to ma wspólnego z Francją?

Bo właśnie do Francji, do Filipa II przybyło poselstwo oczekujące na wskazanie rycerza godnego ręki królewskiej córki.

Kto jest w poselstwie?

Biskup Akki – Florencjusz, który uwiadomił mnie o tym, i senior Cezarei – Aymar.

66

Dlaczego pojechali do Francji?

Liczą, że znajdą przywódcę nowej wyprawy krzyżowej przeciw Saladynowi, tym bardziej że mistrzowie zakonów rycerskich w Królestwie Jerozolimy też chcą wojny z egipskim sułta­nem. Bez wojny nie ma łupów ani nowych nadań ziemi.

Wszyscy mistrzowie chcą wojny?

Przed wyjazdem poselstwa do Francji, po męża stosownego dla królowej Marii, w Akce odbyło się głosowanie, za pokojem lub wojną z Saladynem. Mistrz szpitalników Guerin z Montaigu był raczej za pokojem. Wielcy mistrzowie: templariuszy Filip z Le Plessiez i zako­nu niemieckiego Herman Bardt, byli za wojną.

Ale przecież termin zawartego z Saladynem rozejmu minie dopiero za dwa lata.

Tak. Jeśli jednak do Akki przypłynie flota flamandzka z rycerstwem francuskim na piątą wyprawe krzyżową, kto powstrzyma tę armię, chyba tylko właśnie Saladyn?!

Gubimy chyba proporcje w sprawie, dostojny kardynale Stefanie. Oto mistrzowie zakonów pod– ległych Kurii umyślili wojnę z Saladynem. A nam te ich zamysły nie pasują. Przecież dziś uzgodniliśmy, że rycerstwo z północnej Francji ruszy przeciw albigensom we Francji południowej. I co, mamy z tego zrezygnować i powoływać rycerstwo francus– kie na odległą kurcjatę? Jeśli się na piątą wyprawę krzyżową zgodzą, to raczej trzeba do tego przekonać ry­cerstwo niemieckie, które nazbyt w siłę rośnie i staje się nieposłuszne. Ta przepychanka z Filipem Szwabskim, teraz grymasy Ottona...! Nie, stanowczo za wcześnie na piątą wyprawę krzyżową, wiele jeszcze niepewnych lub nie wyjaśnionych spraw.

Trzeba więc pomóc Filipowi II w wyborze męża dla królowej Marii.

Wybrańcem powinien być ktoś, kto do kolejnego rozejmu z Saladynem będzie dążył, a nie do nikomu niepotrzebnej wojny. Jeśli kandydat do ręki królowej Marii okaże się niezbyt ma­jętny – Filip II będzie musiał dać mu uposażenie.

Ja też go odpowiednio wesprę. Przecież Królestwo Jerozolimskie znajduje się pod bezpo­średnią opieką Stolicy Apostolskiej. Niech więc biskup Florencjusz z Akki wraz z kardyna­łem Curconem postarają się, aby kandydat nas wszystkich zadowolił... A jeszcze jedno: kiedy redagować będziesz list do Szymona z Montfort, nie zapomnij dodać, że hasłem krucjaty przeciw albigensom pozostanie hasło wypraw krzyżowych: „ Bóg tak chce!” Napisz je zresztą — celowo po francusku — „ Dieu le veult!”

67

ROZDZIAŁ X

18 WRZEŚNIA A.D. 1208

Cóżeś wymyślił wspólnie z Fryderykiem? Do pełnoletności to nasze pacholę już się zbliża. Jakeś czuwał nad nim, kardynale Konradzie?

Rzeczywiście pora już na przeistoczenie młodego Fryderyka w króla Fryderyka II. Biskupi wchodzący w skład rady regencyjnej zadbali o to, by był on bogobojny i skromny, by darzył szacunkiem Kościół rzymski i ciebie, Ojcze Święty. Wiem, że w dniu swojej koronacji chce tobie w podzięce za opiekę przekazać hrabstwo Sora...

To ładny gest z jego strony. Ale czy wie, że na łączenie królestwa Sycylii z Cesarstwem Rzymskim – nigdy się nie zgodzę?!

Tak, wie o tym i ani mu taki zamysł w głowie.

W związku z tym, co powiedział kardynał Konrad, bądź łaskaw, Stefanie, uwiadomić mego brata Ryszarda, aby najrychlej zjawił się u mnie. Jego właśnie powołam na hrabiego Sory. Dla dębie zaś, Konradzie, nowe mam zadanie. Oto po koronacji Fryderyka udaj się do Paryża. Tam u kardynała Curcona zatrzymało się poselstwo z Królestwa Jerozolimy poszukujące sto­sownego kandydata do ręki królowej Marii. Pomóż im w tych poszukiwaniach, a później wraz ze szczęśliwcem płyń do Akki. Dzięki twojej tam obecności będę pewny, że nie wybuchnie niepotrzebnie wojna z sułtanem egipskim. We wszystkie szczegóły tej sprawy wprowadzi cię kardynał Stefan.

Ja mam szczęście, Ojcze Święty, albo do władców małoletnich, albo schodzących z tego łez padołu.

A ja mam szczęście do współpracownika, który umie prowadzić najtrudniejsze sprawy, stąd też chcę jeszcze dodatkowo wykorzystać twój pobyt we Francji. Otom napisał list do Szymo­na z Montfort prosząc tego cnego syna Kościoła, aby stanął na czele krucjaty przeciw albi-gensom...

Ależ to gwałtownik! Walczyłem z nim wspólnie w czasie krucjaty. On uznaje tylko mar­twych Saracenów.

Cieszyłbym się, gdyby tak samo myślał o heretykach francuskich. Idzie przeciw wrogom Kościoła rzymskiego, nie jako misjonarz, a dowódca krucjaty, a więc z mieczem, a nie z kro­pidłem w ręku!

Widzę, że we Francji sprawy zaszły znacznie dalej, niż to kiedyś omawialiśmy.

Może nie we Francji, kardynale, a w Langwedocji u hrabiego Tuluzy i tam właśnie mają ruszyć oddziały Szymona z Montfort, a nie do Paryża. Natomiast chcę, byś będąc we Francji spotkał się z Szymonem i przekazał list ode mnie, a także byś przynaglił go do wyprawy. Ma

68

ruszyć nie później niż z wiosną roku przyszłego. Nadto istnieje pilna konieczność, byś poje­chał także do Poitiers. Po– słałem do Francji legatów, by wspierali błogosławieństwem rycer­stwo zbierające się wokół Szymona z Montfort i aby biskupom podobne zadania po– stawili. I wiesz, co dostaję od biskupa Maurycego z Poitiers?! Oto dostaję, ni mniej, ni więcej — tylko ogłoszenie nowej Stolicy Apostolskiej... Posłuchajcie, co pisze ów Maurycy: „ Na obszarze mej diecezji sam jestem nie tylko biskupem, ale i papieżem i nie wpuszczę tu żadnych lega­tów!” ...

Ja zaś mam, Wasza Świątobliwość, jechać właśnie jako legat? Jeśli ów biskup nie boi się Ojca Świętego...

Rzecz w tym, kardynale Konradzie, by to twoje stwierdzenie zmienić na nowe, z „ nie boi się” na „ nie bał się Ojca Świętego” . W tej sprawie bądź w roli, jaką uznasz za słuszną: kar­dynała, legata, dyplomaty, prawnika czy wreszcie rycerza Konrada z Moguncji. W gruncie rzeczy chodzi o to, aby wyjazd twój był po prostu skuteczny, by zacny biskup zrozumiał, że na obszarze swej diecezji jest biskupem mianowanym przez Stolicę Apostolską, której legaci to wysłannicy Ojca Świętego. Krótko mówiąc, trzeba mu wbić do głowy, że tym biskup Mau­rycy różni się od kardynała Konrada, czym kardynał Konrad od papieża. W tej sprawie na koniec dam ci radę szczególną: rób co chcesz! Jak widzisz, po nudnej roli przewodniczącego sycylijskiego zespołu regencyjnego spadło na ciebie zadań dużo, ale jestem pewny, że wszystkim podołasz i wszystkie doprowadzisz do szczęśliwego końca. Wiesz, że cię cenię!

Spraw mam tyle, że nie bardzo wiem, od czego zacząć.

To oczywiste, najpierw koronować Fryderyka.

19 WRZEŚNIA A.D. 1208

Skontrolowałem, kardynale Langtonie, pracę Kurii i z przyjemnością stwierdziłem, że pro­wadzona jest wzorowo. Ale z jakiego powodu ta moja wizytacja, i to pod twoją nieobecność? Chciałem oto dowiedzieć się, czy kanony i dekrety z czasów mego pontyfikatu znane są sze­rzej poza Kurią papieską. I wiesz, co stwierdziłem?

Wiem, bo zaraz w Kurii poinformowano mnie i o zainteresowaniu Waszej Świątobliwości, i o sta– nie rzeczy w tej sprawie. Sam jeszcze, spodziewając się naszej rozmowy, sprawdzi­łem wszystko.

Jesteś przewidujący, Langtonie.

Taki mój obowiązek, wszak postawiłeś mnie na zarządcę Kurii... Mogę więc powiedzieć, że wszystkie dekrety z trzech pierwszych lat twego pontyfikatu wydane zostały w Roku Pań­skim tysiąc dwieście pierwszym w zbiorze Reiniera de Pompasa i znane są w szkołach Paryża i Bolonii. Sam zaś zleciłem i opłaciłem Bernarda z Composteli dając mu dostęp swobodny do akt kancelarii papieskiej, aby dekrety z pierwszego dziesięciolecia twojego, Ojcze Święty, pontyfikatu ukazały się drukiem, i by dla szkół ważniejszych zostały zalecone.

Wiesz, kardynale Stefanie, rad jestem wielce z twojej gorliwości, ale też nie chcę, aby gor­liwość owa zamieniała się w nadgorliwość. Nigdy bowiem nie rozmawiałeś ze mną na ten

69

temat, ani też ja ci takiej pracy nie zleciłem. Chciałem, aby niektóre dekrety i kanony nie przedostały się do wiedzy powszechnej. A tu dowiaduję się, że je – wbrew mojej woli – opu­blikowano. Wziąłem z Kurii owo „ dzieło” Bernarda z Composteli i powiedzieć muszę, że jest w nim to, czegom sobie nie życzył, a nie ma tego, co powinno być umieszczone. Z tych to względów powiadam, że gorliwość nie może przechodzić w nadgorliwość. Kardynałowi Kon­radowi podobne uchybienie nie zdarzyło się, mimo że prowadził sprawy o wyjątkowej aż delikatności.

Jeśli Wasza świątobliwość nie jest ze mnie zadowolony, może zamienię się zadaniami z kardynałem Konradem!

Jeszcze raz powtórzę, Stefanie, nie zamieniaj gorliwości, którą w tobie zaiste cenię, w nad­gorliwość, która częściej jest wadą niż zaletą. Nie przyganiam twemu nadzorowi nad Kurią papieską, ale nadmiernej w tej Kurii samodzielności, która prowadzi do omijania mnie w sprawach, w których winieneś znać mój pogląd. Chciałbym więc, byś dyskretnie, jeśli jest to możliwe, wycofał „ dzieło” Bernarda z Composteli nie tylko ze szkół w Paryżu i Bolonii, ale i z innych miejsc poza Kurią. Opracowanie tego rodzaju powinno się powierzyć komuś ta­kiemu jak Bernard z Pawii, którego Compilatio prima najpewniej jest ci znane. Na tym trzeba się wzorować, a nie na sporządzonej przez Bernarda z Composteli kompilacji, gdzie mamy chaotyczny natłok materiałów i gdzie są dokumenty, które nie powinny się ukazać w zbiorze. Dać komuś dostęp do kancelarii papieskiej, to czasami tak jak wpuścić złodzieja do domu, bez żadnego nadzoru. Sprawę wyboru kanonów i dekretałów trzeba uzgadniać bezpośrednio ze mną, stąd wykonanie takiego ze– stawienia: Compilatio antigua – zlecę swemu notariu­szowi, Piotrowi z Benewentu.

Przepraszam, Wasza Świątobliwość, za grzech nadgorliwości. Może nie będzie mi poczy­tana za grzech ciekawość: co tak szczególnie drażniącego jest w kompilacji Bernarda z Com-posteli, że aż osobiście fatygowałeś się, Ojcze Święty, w tej sprawie do Kurii?

Czy potrzebny jest w zbiorze dekretał o zakończeniu czwartej krucjaty w granicach dawne­go Cesarstwa Bizantyjskiego i zgoda na odstąpienie od dobycia Grobu Świętego i Świętego Miasta? Czy sądzisz, że uda się wytłumaczyć wszystkim, w jak szczególnych chwilach decy­zję tę podejmowałem i że ona też służy -na swój sposób – Stolicy Apostolskiej i przyszłym wysiłkom odebrania miejsc świętych Saracenom? Kto to zrozumie czytając dekretał? A może potrzebne są materiały o powołaniu legatów dla przekonania Ottona, by zrezygnował z ma­rzeń o cesarskiej koronie? Jak to jemu wytłumaczyć, kiedy niedługo przyjedzie do Rzymu na koronację? I wiele innych przykładów, które trudno nazwać tylko brakiem rozsądku autora zbioru, bo raczej brakiem czujności ze strony nadzorujących jego pracę.

Ojcze Święty – zaufałem Bernardowi z Composteli.

I o to właśnie mam do ciebie pretensję, kardynale Stefanie. Zaufałeś nie dając ścisłych wskazówek. Zezwoliłeś po prostu na wpuszczenie go do kancelarii papieskiej. Skończmy jednak z tą sprawą. Powiedziałem, że zadanie to zlecę Piotrowi z Benewentu... A co z Otto­nem, zgodził się z naszymi zaleceniami adresowanymi do przyszłego władcy Świętego Cesar­stwa Rzymskiego?

Tak, Ojcze Święty! Zgodził się na wszystkie postawione mu warunki. Potwierdzi umowę sprzed ośmiu lat, a nadto pomoże w zwalczaniu herezji na terenie cesarstwa i poza jego grani­cami. Obiecał nie wtrącać się do wyboru biskupów i opatów, a także uznał prawo do ich bez-

70

pośrednich apelacji w Stolicy Apostolskiej. Uzgodniliśmy zgodnie z uwagą Waszej Świąto­bliwości, że podpisanie umowy nastąpi przed Wielkanocą roku przyszłego w Spirze.

Dobrze załatwiona sprawa!

30 PAŹDZIERNIKA A.D. 1209

Powiedz, Ottonie, czy wypada księciu, królowi lub nawet cesarzowi zabierać to, co należy do Kościoła rzymskiego?

Odpowiedź jest aż nazbyt oczywista, wszakże każdy z nas pomny jest słów Chrystuso­wych: „ Co boskie, Bogu, co cesarskie – cesarzowi” , ale przed odpowiedzią winienem zapy­tać, czy chodzi o władców chrześcijańskich, sam bowiem rozumiesz, Ojcze Święty, że żaden władca saraceński nie zgodzi się z treścią mojej odpowiedzi. Kto wie też, czy zgodził– by się z nią ruski książę, wprawdzie chrześcijanin, ale z Kościoła greckiego.

Jeśli mam być szczery, to teraz, kiedy zabrakło bizantyńskiego patriarchy, nie wiem, wy­znawcami jakiego Kościoła są książęta ruscy, choć wiem, jaką wiarę widziałbym u nich naj­chętniej.

To też zrozumiałe, Wasza Świątobliwość, ale kto chciałby zwady z tą mnogością ruskich plemion i księstw?

Dlaczego zaraz zwady? A może wystarczy pomóc Inflantom w dobywaniu Liwów i Estów, a Polsce w nawracaniu Prusów, aby być coraz bliżej księstw ruskich. Patrz-biskup owi Al­bertowi zaleciłem, aby płacił daniny księciu połockiemu i republice nowo– grodzkiej. I Zakon Kawalerów Mieczowych – płaci, póki jest słaby! Kiedy umocni się, to może będzie – odwrot­nie?! Polsce zaś zezwolę na nawracanie Prusów. Arcybiskup Kietlicz już rozpoczął tę zbożną sprawę, ale przecież samymi cystersami nie nawróci się Prusów, pomóc będą musieli rycerze, na przykład krzyżowcy domu niemieckiego.

Nic nie będę miał przeciw takiemu zamiarowi, Wasza Świątobliwość, a nawet swoją dru­żyną zamysł taki wesprę.

Nie rozumiesz mnie, cesarzu Ottonie IV, ja nie oczekuję twojej akceptacji – dla takiego zamysłu! Raczej przed tobą rysuję możliwości za– istnienia sytuacji, z których ty możesz skorzystać. Czyżeś nie przyrzekał mi w Spirze, że pomagał będziesz w nawracaniu pogan? A o tym przecież mówimy!

Wybacz, Wasza Świątobliwość, źle zrozumiałem twoją wypowiedź. Odpowiedzialność za Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego – to ogromna odpowiedzialność! Często aż rozprasza.

Wolałbym, byś był odpowiedzialny za Święte Cesarstwo Rzymskie i byś, tak jak twoi po­przednicy, służył Stolicy Apostolskiej, a nie skupiał swojej uwagi na państwie narodu nie­mieckiego.

Mam nadzieję, że nie myślisz, Ojcze Święty, o Fryderyku Barbarossie?

Nie, myślałem o Sztaufach!

71

A jednak o mały włos Filip Szwabski nie stał się cesarzem!

Cesarzem jesteś ty, Ottonie!

A nie jest to dzieło przypadku?!

Czy aż tak nisko cenisz swoją koronację i swoją osobę? Ja zaprosiłem cię do Rzymu, aby cały chrześcijański świat wiedział, że koronując cię, wy– noszę zarazem na pierwszego po­śród cesarzów i królów. Sameś tego pragnął, Ottonie. Przyrzekłeś wierność Kościołowi i Sto­licy Apostolskiej i w Spirze, i w Rzymie. Ufam, ci i wierzę w ciebie!

Czemu więc pytałeś, Ojcze Święty, o to, czy mi wolno zabrać coś, co należy do Kościoła?

Zadając ci to pytanie myślałem o angielskim królu Janie. Chciałem poradzić się ciebie: co mam uczynić z tą sprawą? Wiesz przecież, że nałożyłem interdykt na Anglię, a król w odwe­cie zagarnął kościelne majątki. Będę musiał wykląć Jana.

To straszne, Ojcze Święty!... Ale też zastanowić się trzeba, czy gest ten będzie skuteczny i czy nie narazi bardziej twego autorytetu niż króla Jana.

O czym ty mówisz, Ottonie?!

Przecież zapytałeś mnie, Ojcze Święty, co sądzę o tej sprawie i próbuję odpowiedzieć.

Mówisz o geście Jakimś, a ja o wyklęciu króla Jana!

O tym samym więc mówimy! Jan zgarnął kościelne majątki, ale dzięki temu obniżył do tak niskich rozmiarów podatki dla ludności, iż to staje się zaraźliwe. Od blisko pół roku spotykam się w Niemczech z oczekiwaniem, iż postąpię tak samo, rzecz oczywista z podatkami i z ma­jątkami kościelnymi.

Bo zaczną doszukiwać się groźby w tym miernym żarcie.

Dla Anglików nie jest to żart, skoro płacą mniej podatków, ba, nawet chętnie garną się pod wojskowe sztandary Jana. Wiem od swoich zaufanych w Londynie, że rozbił on Szkotów i Walijczyków, a podobno w Irlandii odnosi sukcesy... Dziś wyklęcie Jana może być przyjęte w Anglii jako objaw bezsiły Stolicy Apostolskiej.

Zuchwały jesteś, Ottonie!

A może widzi Wasza Świątobliwość kogoś, kto mógłby ruszyć ze swoimi wojskami prze­ciw Anglii?

Myślałem, że ty będziesz mógł i chciał to uczynić.

Ani nie mogę, ani też nie chcę! Przede wszystkim, skąd wziąć odpowiednio dużą flotę? Utrecht handel z Anglią prowadzi i swoich okrętów nie da. Brema i Hamburg za mało mają okrętów. Na zbudowanie floty, zebranie załóg i ich przeszkolenie dwa lata mało... Nie mogę powiedzieć, że mógłbym i chciał– bym takie zadanie spełnić, bo Jest ono w chwili obecnej – po prostu niemożliwe do wykonania!

72

Muszę więc radzić sobie bez ciebie, Ottonie? Bo wyklęcia Jana stało się już faktem. Widzę, żeś o tym nie wiedział.

Wiedziałem! Przecież ogłosiłeś to wiosną, Ojcze Święty, ale nie zamierzałem sprawy trak­tować po– ważnie. Pogroziłeś palcem Anglii i jej władcy – sprawa to Stolicy Apostolskiej, a nie moja.

W Spirze deklarowałeś inne stanowisko!

Nieprawda! Żadnych rozmów na temat Anglików ani przed Spirą, ani po – nie prowadzi­łem. Nikomu też nie obiecywałem, że ruszę przeciw temu państwu.

Przyrzekałeś wspierać Kościół rzymski przeciw jego wrogom!

Jeśli przekona mnie ktoś, że chrześcijańska – choć bez biskupów – Anglia stanowi zagro­żenie dla Kościoła, to gotowem przeciw niej ruszyć!

Mówimy o postępowaniu Jana.

Podług mnie, mówimy o królu Anglii.

Widzę, że nic potępiasz niecnej postawy Jana wobec Kościoła. Chyba nie będę miał w to­bie sojusznika przeciw bezbożnikowi.

Jeśli ciężko zgrzeszy, jeśli okaże się bezbożnikiem, będę przeciw niemu!

Zabierając majątek Kościoła rzymskiego, nie zgrzeszył? Nie postąpił jak bezbożnik wła­śnie?! Czy podobnie nie chcą postępować albigensi we Francji i bogomili w Bułgarii? Na jednych i na drugich przyjdzie pora. Wcześniej czy późni ej kara dosięgnie również Jana. Szkoda, że zostanie mu wymierzona bez twojej, Ottonie, pomocy. Szkoda, bom myślał, żeś bardziej władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego niż Cesarstwa Narodu Niemieckiego!

To książęta Rzeszy wybrali mnie na króla!

Na króla tylko. Jam zaś koronował cię na cesarza!...

2 GRUDNIA A.D. 1209

Podnoszę cię, Hugolinie, do godności kardynalskiej. Chcę, byś zajął się w Kurii wszystkimi zakonami. Przypominam, że na jutrzejszej audiencji mam przyjąć Franciszka Bernadone z Asyżu i jego konfratrów.

Dziękuję za wyniesienie. Wasza Świątobliwość. Co zaś tyczy się Franciszka z Asyżu i jego towarzyszy, to po rozmowie z kardynałem Janem od Świętego Piotra, zawróciłem całą tę gromadkę i oczekują oni na jutrzejszą z tobą, Ojcze Święty, rozmowę.

Co sądzisz o tym towarzystwie? Nie przypominają ci oni – nie daj, Boże – waldensów lub albigensów?

73

Swoją opinię opieram na tym, co przekazał mi dostojny kardynał Jan Colonny. Oto ów Franciszek z Asyżu, to syn wielce szanowanego i zasobnego kupca Piotra Bernadone. Majęt­ności porzuciwszy wybrał z cnych pobudek życie w niedostatku. Zebrał dwunastu towarzyszy i chce, naśladując Jezusa Chrystusa, przywracać Kościołowi tych, co od Ewangelii odeszli. Podobnie wprawdzie jak bułgarscy bogomili rozpowiada naiwnie, że prałaci za wielkie ma­jątki posiadają i w pałacach, a nie w ubóstwie żyją, ale też dodaje zaraz, że zamierza: „ na– wrócić prałatów z całą pokorą i należnym im szacunkiem” . W sumie człowiek to religijny i od– dany Kościołowi, może nieco naiwny i z duszą prostaczka.

Wiesz sam, kardynale Hugolinie, że szaraczkowie niekształceni, naiwnie religię i sprawy Kościoła sobie wyobrażając, więcej szkody niż pożytku przy– nieść mogą. Patrz: i albigensi, i waldensi niby w imię Kościoła i Syna Bożego występują, a jakie spustoszenie do Kościoła wnoszą. Toż i Saraceni na swój sposób w Boga wierzą, ale to nie oznacza, że mogą być trak­towani jako wyznawcy Kościoła rzymskiego. Powiadam ci naiwni wiele szkody wyrządzić mogą. Bacz, że Jezus Chrystus pierwej długo, nawet najbliższych mu Apostołów, nauczał, zanim ich między ludzi puścił. W tej sprawie zgadzam się całkowicie z kanonikiem Domini­kiem Guzmanem. Ma on rację, że winniśmy stworzyć zakon kształconych kaznodziejów, któ­rzy pojawiać się będą na czas w takim miejscu, w którym oczekuje się na słowo Boże... Jeśli tak nie postąpimy, zawsze znaleźć się może ktoś, kto ani spraw dobrze nie rozumie, ani Ko­ściołowi nie służy, a w jego imieniu wypowiadając się, bardziej niż wróg – religii szkodzi!

Tak samo myślę, Ojcze Święty, i z tych względów uważam, że złożoną petycję Franciszka można poważnie rozważyć wówczas, kiedy zastosuje się on do naszych zaleceń.

Jakie zalecenia masz na uwadze?

Po pierwsze uważam, że cała trzynastka powinna pozostać w Rzymie do czasu, gdy Franci­szek otrzyma święcenia diakonatu, a uczniowie jego zostaną zaliczeni do stanu duchownego... Nadto powinni złożyć Ojcu Świętemu ślub posłuszeństwa i przyrzec, że w kazaniach swoich nawoływać jeno będą do pokuty i udziału w krucjatach, nie odnosząc się, ani też nie komen­tując Ewangelii, dopóki święceń stosownych nie otrzymają! Wówczas to mogą pozostać w Asyżu. Tam właśnie niewielki klasztorek mają benedyktyni, którzy przenoszą się do nowych zabudowań. Mogliby więc Franciszkowi stare zabudowania przekazać...

Tak, to dobry zamysł! A sądzisz, że Franciszek Bernadone, czy jak go zowią: Franciszek z Asyżu, zgodzi się na warunki, jakie stawiasz?

Jeśli jest rzeczywiście oddany sprawom Kościoła rzymskiego, jak głosi – nie tylko powi­nien, ale wręcz musi się zgodzić! W przeciwnym razie wystawi się na oskarżenie, że do albi-gensów albo bogomilów przystaje, co zamierzam mu uświadomić.

Dobrze! Rozmawiaj więc z Franciszkiem z Asyżu i Jutro z samego rana uwiadom mnie o wyniku tej rozmowy.

74

ROZDZIAŁ XI

4 MAJA A.D. 1210

Ojcze Święty! Chcąc najlepiej wykonać otrzymane od ciebie zadanie przyjechałem do Rzymu po twoją . radę. Na radę ową czeka przede wszystkim król Filip, który wraz z kardy­nałem Curconem pomagał nam męża wybrać dla królowej Marii.

I kogóż to proponujesz Marii, kardynale Konradzie?

Nie tyle ja, Wasza Świątobliwość, co król Filip. Przedstawił on delegacji z Królestwa Jero­zolimskiego rycerza Jana z Brienne, walecznego dowódcę francuskich wojsk królewskich, który w boju i pro– I wadzeniu układów wielkie ma doświadczenia.

Może dobrze strzec spraw Królestwa Jerozolimskiego Jeśli umie pertraktować. Czego w nim więcej? rycerza czy dyplomaty?

Wasza Świątobliwość, to zacny rycerz, teraz już do sześćdziesiątki się zbliża i król bardziej w nagrodę za jego zasługi przeszłe – na ten ożenek przystaje, niż na cokolwiek więcej licząc...

To bardzo dobrze. Znaczy więc, że jest to roztropny człowiek!

Tak też mniemam, bo bogobojny i ubogi to rycerz.

Ubogi, powiadasz? A ile w wianie dla niego wnosi król Filip?

Czterdzieści tysięcy funtów srebrem i spodziewa się, że zgodnie z obietnicą taką samą su­mę dasz mu i ty, Ojcze Święty...

A to chytry lis! Swego własnego dowódcę, który już mu jest nieprzydatny, chce dać na Królestwo Jerozolimskie i tym sposobem umocnić francuskie wpływy na Wschodzie i ja mam Jeszcze za to płacić?! Zgodziłeś się na to, kardynale Konradzie? Czyż nie widzisz, że francu­skie jest Cesarstwo Łacińskie, teraz francuskim będzie Królestwo Jerozolimskie? Jeśli do połączenia ich dojdzie, tylko Francja na Wschodzie będzie zabezpieczać interesy Kościoła rzymskiego. Jeśli zaś Otto IV jest władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego, powinien na Wschodzie on właśnie, a nie Filip, bronić granic państw do Kościoła przynależnych! Co są­dzisz o tym?

Uważam, Ojcze Święty, że Otton IV niepewnym jest cesarzem. Nie wierzę w jego lojalność ani oddanie, to – Welf!...

Otóż właśnie. Od dawna wiedziałem, kardynale Konradzie z Moguncji, że jesteś zwolenni­kiem Sztaufów, a nie Welfów, stąd też polecałem ci sprawy odległe od niemieckich...

75

Wybacz, Ojcze Święty, ale pewien jestem, że twoja niechęć do Sztaufów, wmówiona ci przez kardynała Gwido, nie ma żadnych uzasadnień. Czy oto kiedykolwiek Filip Szwabski, mimo żeś go jawnie zwalczał – wystąpił przeciw tobie lub przeciw Kościołowi naszemu?

Wprawdzie jawnie tego nie czynił, ale jego umowa z Bizancjum, jego ożenek „ świadczyły o chęci zawiązania sojuszu obu cesarstw – właśnie przeciw Kościołowi rzymskiemu!

Tak można, Wasza Świątobliwość, wnioskować, Jeśli nie zna się bezstronnie przedstawio­nych szczegółów...

To zarzut przeciw mnie kierowany?

Jak bym śmiał. Ojcze Święty! To, co powiedziałem przed chwilą, odnoszę do kardynała Gwida i jego doradców... Na przykład – sprawę ożenku Filipa znam dokładnie i właśnie bez­stronnie, bo z kancelarii odległego królestwa sycylijskiego. W czasach cesarza Henryka VI, kiedy zdobył on Sycylię, wśród wziętych do niewoli Normanów była też wdowa po ich wład­cy, królu Rogerze, który to chcąc nawiązać sojusz z Bizancjum poślubił córkę Izaaka Angelo-sa – Irenę! Kiedy zaś ujrzał ją biorący udział w wy– prawie brat Henryka – Filip, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. A była to niezwykłej urody kobieta. To miłość płomienna była powodem ich ślubów, a nie żadna chęć połączenia Niemiec z Bizancjum. Podobnie, po­sądzanie, że młody książę Aleksy uciekłszy z więzienia w Konstantynopolu ^ przyjechał do Filipa coś knować przeciw Rzymowi – kłóci się z prawdą. Przyjechał on bowiem przede wszystkim do siostry swojej – Ireny. A gdzie miał zresztą uciec przed prześladowcami? Było to jedyne miejsce poza granicami Bizancjum, w którym miał prawo liczyć na coś więcej niż kazamaty. Z tego jednak, co wiem, Filip nie udzielił mu większej pomocy, kiedy poznał twoje w tej sprawie stanowisko... To, że jestem zwolennikiem Sztaufów, nigdy wpływu nie miało na spełnianie poruczonych przez Waszą Świątobliwość zadań. Jest prawdą, że bolało mnie, kiedym odsuwany był od spraw niemieckich. Są mi one przecież lepiej znane niż kardynałowi Gwido, który popierał w Rzeszy silniejszego księcia w danej chwili, a nie tego, który lepiej w sprawach Kościoła rzymskiego może występować.

Sądzisz więc, że uczynić tego nie może, lub nie będzie mógł – popierany przez Gwida ce­sarz Otton Welf?

Nie tylko tak sądzę, ale pewien jestem, ba, takie mam informacje z Rzeszy, że Otton woj­ska zbiera i na wyprawę się szykuje. Jeśli zaś nie jest to piąta wyprawa krzyżowa ani krucjata ku Liwom, bo tam Zakon Kawalerów Mieczowych dobrze sobie radzi, to gdzie wojska Ottona mogą wybierać się bez zgody Waszej Świątobliwości?

To nie jest możliwe! Kłamiesz, kardynale Konradzie. Otto nie zbiera żadnej armii, wie­działbym coś o tym!

Ojcze Święty, zarzut kłamstwa godzi w mój rycerski honor, acz z ust twoich wypowiedzia­ny może być tylko przyganą, a nie obrazą, proszę cię jednak, byś choć na chwilę uznał, że godzien jestem zaufania, a więc warte jest to co mówię-poważnego zastanowienia... Jeśli bez twojej wiedzy i zezwolenia cesarz Otton IV gromadzi wojsko, to gdzie z armią tą będzie zmierzał?

Nie ma Otton żadnych powodów, by ruszyć ku Francji czy Anglii ani nawet ku Cesarstwu Łacińskiemu. Jego wyprawa skieruje się, być może, na wschód, ku Polsce albo Rusi...

76

A jeśli nie byłby to i ten kierunek?

Dostojny kardynale Konradzie, proszę ze mną nie zabawiać się w zgadywanki. Postawiłeś ,,mocne” zarzuty cesarzowi, a także kardynałowi Gwido. Żądam stanowczo natychmiasto­wych wyjaśnień!

Oto dowiedziałem się od zaufanych z Moguncji, że Otton Welf rzeczywiście wojsko zbiera i zapasy na dłuższą wyprawę sposobi. Uznałem za konieczne bliższe zainteresowanie się tą sprawą.

Stop! A kto ci na to zezwolił, przecież sprawy Świętego Cesarstwa Rzymskiego kardyna­łowi Gwido podlegają, chyba nie zechcesz mi wmówić, że wyprawa planowana była ku pod­ległemu ci Królestwu Jerozolimskiemu?!

Ależ skądże! Wyprawa jest planowana ku Królestwu Sycylii!

Co?! To niemożliwe! Cesarz Otton przyrzekał mi w Spirze, że nigdy nie będzie tego pró­bował, ba -próbom takim będzie się przeciwstawiał! Podpisał ugodę...

Uczynił to przed koronacją.

Mógłby być aż tak podły wobec mnie i tak grzeszny wobec Kościoła?

Czas pokaże, Ojcze Święty, czy ja mam rację. Wiem jedno: król Sycylii Fryderyk II jest Sztaufem, a cesarz uważa, że nie może w cesarstwie być władcą jednocześnie Welf i Sztauf...

Ale przecież Królestwo Sycylii nie podlega cesarstwu -jest moim lennem. Tak właśni przyrzekł mi Otton w Spirze.

Powtórzę: uczynił to przed koronacją...

Wiesz ty co, kardynale Konradzie?! Przestań zajmować się wyimaginowaną sprawą najaz­du na Sycylię! Zajmij się dobrym zamążpójściem królowej Marii. Sycylią zajmowałeś się do czasu dojrzałości Fryderyka, dziś jest on już samodzielnym królem, a więc poradzi sobie i bez ciebie.

A jeśli nie poradzi pod naporem zbrojnych od– działów cesarstwa?

Wówczas Otton zostanie wyklęty, a ty decydował będziesz, kto ze Sztaufów zostanie no­wym władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego!

A nie lepiej zapobiec takim zdarzeniom?

Kardynale Konradzie! Jakim zdarzeniom? Temu, że nowy cesarz gromadzi i przygotowuje wojska, co jest rzeczą naturalną zupełnie i o czym informował mnie w Spirze. A jak myślisz, kto pomoże Cesarstwu Łacińskiemu, jeśli ruszy przeciw niemu Laskaris z sułtanem Ikonium?

To jest niemożliwe, Wasza Świątobliwość, przecież przed rokiem sułtan Kajchusrew, po­tajemnie, za pośrednictwem Wenecji, zawarł przymierze z Cesarstwem Łacińskim, a Teodor Laskaris z królem naszej Małej Armenii. Przecież odpowiadam za sprawy Królestwa Jerozo-

77

limskiego i wiele wiem o sąsiadach, między innymi to, że cesarz z Nicei i sułtan z Ikonionu zabiegają o przymierze z nami i nie stanowią w chwili obecnej żadnego zagrożenia.

Za mało słuchasz mnie, kardynale Konradzie, a za bardzo ufasz swojej -jak widzę, rozbu­dowanej nadmiernie – wyobraźni. Od kilku już miesięcy jesteś w Paryżu i nie masz świeżych wiadomości ze Wschodu. A wiedzieć ci trzeba, że wiele się tam zdarzyło. Oto były cesarz Bizancjum Aleksy III Angelos szukał opieki na dworze sułtana Ikonium i zażądali wspólnie, żeby Teodor Laskaris zrzekł się tronu Cesarstwa Nicejskiego. Doszło do bitwy, w której zgi­nął Kajchusrew, a Aleksy dostał się do niewoli. Nowym sułtanem Ikonium jest Kajkawus I i on właśnie szuka porozumienia z silnym teraz Teodorem Laskarisem. Jeśli zawrą przymierze – armia zbierana przez cesarza Ottona okaże się niezwykle przydatną!

Nie wiedziałem o tym, Ojcze Święty.

Jeśliś nie wiedział, to czemu nie słuchasz mnie, tylko oskarżasz i cesarza, i kardynała Gwi-do?! Mówże wreszcie, czy ów kandydat na męża królowej Marii zagwarantuje pokój z Sala-dynem?

Wybacz, Wasza Świątobliwość. Pewien byłem wieści, jakie mi z Rzeszy przywieziono, ale nie mam prawa ich podtrzymywać, skoro uważasz je za bezpodstawne. Jeśli zaś chodzi o ob­lubieńca królowej Marii – chce on pokoju z Saladynem.

W takim razie dołożę połowę, a więc czterdzieści tysięcy funtów srebrem dla... Jakżeż ów rycerz się zowie?

Jan z Brienne, Wasza Świątobliwość.

Potwierdź więc Filipowi, że godzę się z jego propozycją, choć przyznam szczerze, że w ten sposób coraz bardziej przybliżam do siebie Francję, zamiast Święte Cesarstwo Rzymskie, ale słowo się rzekło! Kiedy będziesz z oblubieńcom Marii i poselstwem zmierzał ku Akce, ko­niecznie wstąpcie do Rzymu, chciałbym porozmawiać z przyszłym władcą Królestwa Jerozo­limskiego. Później udaj się wraz z nim do Akki, będziesz tam moim legatem do czasu zawar­cia układów pokojowych z Saladynem.

Wybacz mi, Ojcze Święty, ale w Egipcie i w Królestwie Jerozolimskim nazywają owego Saracena Al-Adiiem.

A w Rzymie, kardynale Konradzie, zowią go Saladynem! Oj, widzę, że znowu swoje racje nad moje wynosisz.

18 WRZEŚNIA A.D. 1210

Cieszę się ogromnie, kardynale Robercie, z postępów i wyników krucjaty przeciw albigen-som. Pilnuj tego, by Szymonowi z Montfortu nie zabrakło niczego, co miałoby służyć rozbi­ciu w proch heretyckiej Langwedocji Podziękuj też królowi Filipowi za pomoc dla tej wy­prawy i za wybór męża dla królowej Marii. To wszystko raduje, tak jak i twój przyjazd... Jest jednak sprawa, z której nie jestem zadowolony.

Myślisz, Ojcze Święty, zapewne o uniwersytecie?

78

Tak jest w istocie. Trudno mi pogodzić się z myślą, że na uniwersytecie w Paryżu nauki wyzwolone będą wykładane z pominięciem filozofii Arystotelesa. Wyobraź sobie, że w Pad­wie czy Bolonii zakazałbym wykładania prawa. Wówczas trzeba by było za– mknąć te uczel­nie. Dlaczego chcesz podobnie po– stąpić w Paryżu?

Wasza Świątobliwość, ja nie mam zamiaru na– stawać na dzieła Arystotelesa, czy ściślej na wszystkie jego dzieła, ale przecież synod biskupów w Sens zakazał, pod karą wyklęcia – czytania i wyjaśniania na wykładach publicznych i prywatnych większości ksiąg tego filozo­fa...

Rozumiem, kardynale Robercie, taki zakaz obowiązujący ludzi niedojrzałych, którym rze­czywiście myśli Arystotelesa mogą zamącić w głowach, ale jak wyobrazić sobie wykłady z nauk wyzwolonych bez ośmiu ksiąg Fizyk!?...

Obecnie Jest też wykładana Metafizyka, która już nie tylko studentom, ale i profesorom może w głowach zamącić.

Przesadzasz, kardynale. Czytałem Metafizykę i nie pomnę, abym się wzdrygnął przed ja­kimś sformułowaniem zawartym w tej pracy.

Tego się ogromnie obawiałem, Wasza Świątobliwość. Tego właśnie, że mimo wysiłków synodu w Sens, zechcesz przekonywać mnie o zasadności wykładania Fizyki czy co gorsza – Meta– fizyki...

Co u licha tak was nagle odstraszyło od Arystotelesa?

Nie nas, Ojcze Święty, lecz wiernych. Wielu młodych ludzi, którzy uczyli się nauk wy­zwolonych na paryskim uniwersytecie, przyłączyło się albo też i stanęło na czele albigensów. To zmusiło nas do dokładniejszego przyjrzenia się wykładom nauk wyzwolonych na uniwer­sytecie. I rzeczywiście głów– nie chodzi o Metafizykę Arystotelesa...

A cóż w niej takiego heretyckiego?

Jeśli zechcesz, Ojcze Święty, mogę odczytać ci te zdania, które w Sens uznaliśmy za szko­dliwe, ale chciałbym dodać, że jest tych zdań ponad tysiąc...

Przeczytaj choćby niektóre, bym zorientował się w charakterze zarzutów.

Zacznę od Metafizyki, choć i z Fizyki wybraliśmy niemało przykładów...

Zaczynaj wreszcie!

Bóg myśli tylko o sobie, bo jest najdoskonalszy, a więc może myśleć tylko o myśleniu” ...

A cóż to za tłumaczenie?! Pamiętam to zdanie, jako że Metafizykę czytałem z ksiąg grec­kich. Uderzyło mnie wówczas, przed laty, piękno tego, co Arystoteles mówił o myśleniu Bo­żym. Pamiętasz: „ noesis noeseos noesis” . Należałoby to przetłumaczyć: „ myślenie jest my­śleniem myślenia” , a nie: „ myślenie jest myśleniem o myśleniu” . Czytaj dalej!

Dusza jest pierwszą entelechią ciała naturalnego.”

79

A cóż chcecie od tego zdania? Czyż dusza nie jest aktualnością człowieka, czyż nie umiera on, kiedy mu owej aktualności zabraknie?

Ale wcześniej Arystoteles powiada, że „ Pierwsza istota nie ma materii. Jest czystą aktual­nością” . Jeśli i dusza nasza jest ową aktualnością, to stanowi fragment Boga w nas, a przecież zostaliśmy stworze– ni nie z części Boga, jeno na obraz i podobieństwo Boże...

Tak rozumując, przyczepić się można do każdego zdania!

Niewiele też zostało zdań, do których nie mieliśmy uwag, stąd zakazano w Paryżu studio­wania Arystotelesa.

Skoro podjęliście tę decyzję i do tego taką, która, jak powiedziałem, nie podoba mi się, czego oczekujesz, kardynale, ode mnie?

Tego, rzecz oczywista, że zakażesz czytania i wykładania ksiąg Arystotelesa, pod groźbą klątwy, we wszystkich uniwersytetach.

Najpierw mam wykląć tych, co wykładają, później – co czytają, w końcu tych, którzy kie­dykolwiek czytali, albo wykładali Arystotelesa? Czy tak, dawny żaku uniwersytetu paryskie­go -– Robercie du Curcon? Czy ciebie i siebie mam też wykląć?

Raczysz żartować z naszych postanowień w Sens, Ojcze Święty!

Drogi Robercie, nawołuję cię po prostu do za– chowania umiaru. Co innego krucjata prze­ciw albigensom, a co innego wykłady nauk wyzwolonych na paryskim uniwersytecie.

Z mego punktu widzenia. Wasza Świątobliwość, to niezupełnie różne sprawy. Powiedzmy nawet, że ci żacy z Langwedocji wracają pośród albigensów nie skażeni przez księgi Arysto­telesa. Ale jak Szymon z Montfortu, dobywszy któreś z langwedockich miast, ma rozdzielić jego mieszkańców na tych, którzy tylko albigensów popierają myślą i tych którzy popierają czynem, a może takich, którzy są im przeciwni?

Z pewnością heretycy będą występowali przeciw wojskom Szymona, a prawdziwi chrze­ścijanie przy– łączą się do niego.

Niestety, tak właśnie nie jest. Wszyscy występują przeciw wojskom krucjaty.

Znaczy, że sami dokonali wyboru. Co więc czyni dostojny Szymon?

Zdobywa miasta zarażone herezją i wycina wszystkich mieszkańców, uważając, że Bóg rozsądzi ich winy. Bóg będzie wiedział, kto i w jakim stopniu sprzeniewierzył się wierze! Dlatego też uważam, że tępić trzeba nie tylko heretyków w różnym stopniu chorobą tą zara­żonych, ale i miejsca, gdzie choroba ta powstawać może. W Sens uznaliśmy, że ogniskami choroby są też księgi Arystotelesa i dlatego zakazaliśmy czytać je i objaśniać.

Od razu trzeba było tak mówić! Rzecz oczywista, masz rację. Zwalczyć heretyków to nie tylko dobyć ich miasta, ale także i te miejsca wyplewić, w których chwast się lęgnie. Jednak sprawa albigensów dotyczy tylko Francji, z tych względów zakazu poza uniwersytet paryski

80

przenosił nie będę, choć polecę, by dokładniej przysłuchano się wykładom nauk wyzwolo­nych i na innych uniwersytetach. Jeśli źródła herezji we Francji upatrujecie w księgach Ary­stotelesa, trzeba zakazać ich czytania i objaśniania, przynajmniej na czas walki z albigensami. Musimy obecny stan rzeczy zmienić w Langwedocji na korzystny dla Kościoła rzymskiego. Czyż to nie Arystoteles właśnie, bodajże w Metafizyce, powie– dział: „ Wszystko, cokolwiek się zmienia, zmienia się jako coś, przez coś i w coś” . Rzecz w tym, by zmieniło się w coś korzystnego dla Stolicy Apostolskiej, a nie przeciw niej! Jeśli tym kierowaliście się w Sens, to mieliście rację. Wobec tego przyzwalam na waszą decyzję.

Wielcem rad z tego, Ojcze Święty!

21 PAŹDZIERNIKA A.D. 1210

Ojcze Święty! Jak mi radziłeś, przez pewien czas nie wracałem do Gniezna, a pozostawa­łem w Krakowie – cierpliwie na sprawiedliwość Bożą czekając. I oto przed dwiema niedzie­lami spotkali się w Borzyszkowej książęta niechętni Władysławowi Laskonogiemu. Byli tam: Leszek Biały, Konrad Mazowiecki i Władysław Odonic. Uznali oni wszystkie zalecenia Wa­szej Świątobliwości. I obsadzenie biskupów przez kapitułę bez uzgodnienia z księciem, i zwolnienie z dziesięcin tylko przez Kościół, i sądy biskupie na prawie kanonicznym oparte. Teraz na moje wezwanie przybyli do Krakowa zwolennicy Władysława Laskonogiego, rene­gaci: biskup Arnold z Poznania i biskup Gedko z Płocka. Śluby wierności Stolicy Apostol­skiej złożyli. Pewien jestem, Ojcze Święty, że lada dzień do Gniezna wrócę, a wówczas wszystkie twoje zalecenia do końca wypełnię i o osobne biskupstwo w Prusiech po– proszę.

Henryk Kietlicz arcybiskup gnieźnieński

3 LISTOPADA A.D. 1210

Ojcze Święty! Wojsko cesarza Ottona zdobyło Lombardię, Toskanię i omijając Rzym idzie ku Królestwu Sycylii. Wiedz, Wasza Świątobliwość, że zdrada ta odbywa się bez mojego przyzwolenia. Muszę być, z twego zalecenia, przy cesarzu, alem go od tego niecnego czynu odwodził w czas podróży ku granicom Italii. Wcześniej nikt słowem o owym zamyśle mi nie wspominał. Wiem, że zawiniłem uspokajając cię, kiedy nowy cesarz wojska gromadził. Mó­wiono mi, że mogą być użyte przeciw odradzającej się sile Bizancjum. Dziś wiem, że nie o to chodziło... Uważam, że Otton na wyklęcie zasłużył za swoje wiarołomstwo, za złamanie umów ze Spiry! Sam też się oddaję pod twój osąd sprawiedliwy.

Kardynał Gwido legat papieski w Świętym Cesarstwie Rzymskim

17 KWIETNIA A.D. 1211

Cóż mi z tego, Ojcze Święty, że miałem rację, skoro tak ciężko wywalczone Włochy środ­kowe i część Królestwa Sycylii znowu zajęli Welfowie.

Kardynale Konradzie, nie ściągnąłbym cię w trybie pilnym z Królestwa Jerozolimskiego, gdyby sytuacja była inna. Jest jeszcze gorzej, niż się spodziewasz. Cesarz Otto zajął Lombar­dię, Toskanię i w każdej chwili może zająć Rzym. Co radzisz w takiej sytuacji?

81

Pytanie Waszej Świątobliwości jest spóźnione o rok. Wówczas, kiedym przestrzegał przed zdradą Welfa, zostałem wyśmiany. Wtedy można było rzeczy zapobiec, a teraz trzeba po pro­stu przeciwdziałać!

Co można zrobić, twoim zdaniem?

Czy Otton został wyklęty?

Tak się stało!

I jak się spodziewałem, Otton zlekceważył to wyklęcie, tak jak lekceważy je Jan angielski?! Czy nie widzisz tego, Ojcze Święty, że kary muszą być egzekwowane, bo inaczej odwrotny wywołują skutek od zamierzonego?! Zamiast strachu – śmieszność... Jeśliby wyklęcie było równoznaczne z zezwoleniem wszystkim rycerzom na wypowiedzenie umowy lennej i stało się zaleceniem wyboru nowego władcy... I gdyby tego wszystkiego pilnował silny król innego pań­stwa, wyznaczony przez Stolicę Apostolską, wówczas można by było zmienić bieg wydarzeń. Jeśli więc chcesz, by sprawy przebiegły inaczej, niż do tej pory prowadził je kardynał Gwido, odwołaj go z funkcji legata w Świętym Cesarstwie Rzymskim i mnie powołaj w jego miejsce. Daj mi też, Ojcze Święty, list do wszystkich książąt Rzeszy zwalniający ich z przysięgi lennej wobec Ottona IV i zalecenie wyboru nowego władcy. Gdy te warunki zostaną spełnione, nie minie pół roku, a Otton stanie się nic nie znaczącym księciem, a cesarzem będzie...

Sztauf oczywiście?...

Sztauf oczywiście! Sam powiedziałeś mi kiedyś, Ojcze Święty, że jeśli cesarz Otton IV złamie przysięgę i ruszy na Królestwo Sycylii, zostawisz mi wolną rękę w wyborze władcy cesarstwa. Czy mogę liczyć na dotrzymanie słowa?

Powiedziałem i słowa dotrzymam. Dostaniesz listy i nominację na legata. Powiedz jednak, kto twoim zdaniem powinien zostać cesarzem?

Nie tylko moim zdaniem, ale i zdaniem książąt, królem Rzeszy i władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego zostanie jeszcze w tym roku syn Henryka IV, król Sycylii Fryderyk II Sztauf!

Może zostanie królem Rzeszy, ale by stać się cesarzem, musi respektować ustalenia, jakie pod– pisałem w Spirze z Ottonem IV, a także przyrzec synowski szacunek dla mnie i Stolicy Apostolskiej.

Fryderyk II będzie przestrzegał takiego zobowiązania. To mój wychowanek.

Oby tylko nie poszedł w ślady swego dziadka, Fryderyka Barbarossy, który też przyrzekał Kościołowi wierność, a potem działał wiarołomnie.

21 LISTOPADA A.D. 1211

Patrzcie, przyjaciele moi, jaką niewdzięcznością ludzie odpłacają za serdeczność i życzli­wość. Czym oto nie wyniósł wszystkich cesarzy i królów na ich tron? Czym oto nie wykre­ował ich i nie zabezpieczył przed wrogami? I dzisiaj, kiedy to uczyniłem, kiedy powinienem być spokojny zupełnie o Stolicę Apostolską, podejrzliwie muszę myśleć o tym, co oni zrobią,

82

ba – obawiam się zdrady. Czymże więc jest wdzięczność władców? Już zaczynam sądzić, że im ktoś do większej powinien poczuwać się wdzięczności, tym bardziej kąsa... Zaiste ułomna jest ludzka natura i jednego tylko się boi – siły! Życzliwość, serdeczność ma w po– gardzie i za słabość jeno uważa... Tylko siła! Mili moi, czy naprawdę tylko siła?

Może nie jest aż tak źle, Ojcze Święty, może poza siłą ważna jest jeszcze cierpliwość? Czyżeś oto przed czterema już laty nie wyznaczył mnie na arcybiskupa Canterbury? Bezsilny jestem wobec władcy, a tyś nakazał mi cierpliwość, która, jak rzekłeś, większą jest siłą od innych mocy. Czekam więc i powtarzam, że zaletą jest cierpliwość i ufność w jej skuteczność.

Nie sądź, kardynale Stefanie, że tylko ufność i cierpliwość jest naszą siłą. Jeśli powiedzie się nam pewne zamierzenie wobec wiarołomcy Ottona, to i podobne działanie powiedzie się przeciw Janowi. Niezadługo przekonasz się, że ta broń niewidzialna jest skuteczna. Nim zaś o tych sprawach, proszę cię, kardynale Langtonie, o krótką ocenę sytuacji w poszczególnych krajach. Chcę wiedzieć, czy to, co robiłem dla Kościoła rzymskiego, jeno jest złudną mrzon­ką, zależną od wszystkich mocy, tylko nie od wikariusza Chrystusowego, czy przeciwnie – skutek zamierzony przynosi?!

Zacznę, Ojcze Święty, od Bułgarii. Tam heretycy zostali zupełnie rozbici. W połowie lute­go w Tyrnowie car Borił zarządził wielki sobór duchowieństwa i bojarstwa przeciw bogomi-lom. Heretyków o spisek na życie cara oskarżono i za zabójców obwołano, tak że każdy ry­cerz chrześcijański mógł ich rozliczyć z przestępstw. Do dziś większość ich gmin rozbito, a oni sami po twierdzach i wieżach zostali pozamyka– ni. Tak to twojemu życzeniu stało się zadość, a car Borił posłusznym okazał się Kościołowi rzymskiemu.

Trzeba więc teraz doprowadzić do jego ugody z Cesarstwem Łacińskim.

W tym sęk, że car Borił wyprawę przeciw Epirowi szykuje.

Tym bardziej powinien zawrzeć pakt z cesarzem Henrykiem.

Na razie szuka porozumienia z własnym bratem, władcą Macedonii – sewastokratorem Strezą, a ten za przeciwników swoich uważa przede wszystkim łacinników. Póki żyje Strezą, nie będzie sojuszu Bułgarii z Cesarstwem Łacińskim...

Przymierza najmocniejsze zawiera się nie na polu walki, a przez ożenki. Czyż cesarz Hen­ryk nie ma nadobnej córki Marii? A czy car Borił nie odprawił swojej Kumanki po buncie bojarstwa kumańskiego?

Skąd wiesz o tym, Wasza Świątobliwość?

Stąd, co i ty, kardynale Stefanie – z poczty kurialnej. Zapominasz, że w większości czytam ją przed tobą. Co z Laskarisem?

W Cesarstwie Nicejskim Teodor Laskaris tak pewnie poczynał sobie po zwycięstwie nad sułtanem Ikonionu, że aż biedę na siebie ściągnął. Przed miesiącem na granicy z Cesarstwem Łacińskim wojska zaczął zbierać i flotę sposobić. Zaniepokoił tym cesarza Henryka, który mniemał, że Laskaris chce Konstantynopol zdobyć. Łacinnicy, nie zastanawiając się wiele, ruszyli przeciw nicejskim wojskom. Dopadli Laskarisa nad Ryndakos i rozbili doszczętnie. Mogę więc śmiało powiedzieć, że obecna sytuacja Cesarstwa Łacińskiego jest lepsza niż kie-

83

dykolwiek, bo ani Bułgarii, ani Laskarisa, ani nowego sułtana Ikonionu nie musi się oba­wiać!... Pytałeś, Ojcze Święty, czy zabiegi twoje poszły na marne. Sam widzisz, że tak nie jest. To słabe, ledwo powstałe cesarstwo powinno zginąć jak motyl wio– senny na przymroz­ku. A pod twoją opieką trwa, rośnie w siłę, potężnieje. Podobnie dobra sytuacja jest i w Małej Armenii, i w Królestwie Jerozolimskim. Wiem od kardynała Konrada, że król Jan po korona­cji przed rokiem w Tyrze rokowania z Al-Adilem rozpoczął i lada chwila ma z nim rozejm podpisać na najmniej lat pięć...

Widzę, żem niepotrzebnie poddał się czarnowidztwu. To wszystko przez zdrajcę Ottona! Przez niego zaniedbałem inne sprawy i jestem zaskoczony, że tak dobrze się ułożyły... A mo­że, kardynale Stefanie, dlatego ułożyły się pomyślnie, żem się nimi nie zajmował?

Ależ, Wasza Świątobliwość, teraz dopiero ziszcza się to, co wcześniej zostało przez ciebie zamierzone. Nie wszędzie jednak, Ojcze Święty, wszystko ułożyło się według twoich zamy­słów. Na Półwyspie Iberyjskim chrześcijańscy władcy skłóceni są ze sobą. Nie mieli należy­tego baczenia na Maurów i dopuścili do zagrożenia z ich strony. Oto wiosną tego roku na wybrzeżach emiratu Kordoby, pod miastem Malagą przeprawiła się przez Gibraltar cała, ogromna armia marokańska z kalifem Mohammadem en Nasirem na czele. Przez całe lato przygotowywali się do walki, nie tylko przez nikogo nie niepokojeni, ale nawet nie dostrzeże­ni. Dopiero kupcy francuscy o tych faktach powiadomili biskupa Odo. Maurowie przed trze­ma tygodniami obiegli Salvatierrę i po zdobyciu tego miasta nie– chybnie ruszą na Toledo. Jeśli zaś pokonają Królestwo Kastylii, bez większych kłopotów zdobędą Królestwa Aragonii i Nawarry. Z Francji dla państw iberyjskich pomocy nie stanie. Najbliższe ich granic hrabstwo Tuluzy stawia opór krucjacie Szymona z Montfort, który też nie może ruszyć na pomoc Ibe-ryjczykom, bo na plecach będzie miał albigensów z Tuluzy!

Muszą więc państwa iberyjskie obronić się same?

Jak powiedziałem, Ojcze Święty, skłóceni są i wzajem się nie uznają.

Ściągnij najpilniej do Rzymu biskupa Odo z Paryża. Wspólnie przygotujcie listy do wszystkich władców iberyjskich... Ilu ich tam jest?

Właściwie trzech, bo Królestwo Portugalii w lennej jest zależności od króla Kastylii i Le-onu. Tak więc chodzi o Alfonsa VIII kastylijskiego, aragońskiego Podrę II i króla Nawarry – Sancho VII...

Napiszcie więc list wzywający ich wszystkich do obrony chrześcijaństwa w Europie! Mu­szą porzucić waśnie i urazy, jakie wobec siebie żywią, i połączyć się pod jednym dowódz­twem. Kto powinien być dowódcą wojsk iberyjskich?

Zdaniem biskupa Odo – kastylijski Alfons,' ho największą ma armię i doświadczenie ogromne w walce z Maurami.

Ściągaj więc rychło biskupa Odo do Rzymu. Przygotuj go na legata w czasie walk z nie­wiernymi. Aha, w listach nie zapomnijcie zaznaczyć, że wszystkie ich waśnie i zatargi Stolica Apostolska rozsądzi po zwycięstwie nad Maurami! A też i to, że rycerze na Półwyspie Iberyj­skim potraktowani zostaną tak, jakby brali udział w krucjacie. Trzeba wejść jeszcze w pilne porozumienie z Filipem francuskim. Może on mógłby pomocy udzielić, broń i zapasy sto-

84

sowne do Kastylii posyłając. Przecież do Kastylii dostać się można nie tylko przez zajętą wal­ką Langwedocję, ale i przez spokojną i chrześcijańską Gaskonię. Co we Francji i w Rzeszy?

We Francji spokojnie zupełnie, jeśli nie liczyć zwycięskiej kampanii Szymona z Montfort w Langwedocji. Wojska krucjaty zdobyły już główny ośrodek herezji, miasto Albi, i nieza­długo na Tuluzę przyjdzie pora. Walki są ciężkie, ale rycerze wiedzą, z kim i pod jakimi sztandarami bój prowadzą. W Świętym Cesarstwie Rzymskim książęta Rzeszy zrzucili z królewskiego tronu Ottona IV i wybrali Fryderyka II, licząc, że zgodzisz się, by objął również tron cesarstwa...

Nie uważasz, kardynale Stefanie, że ów młodzieniec będzie miał nazbyt rozległą władzę? Jest królem Sycylii i Niemiec; kiedy wprowadzą go na tron Świętego Cesarstwa Rzymskiego, będzie miał władzę tak rozległą jak kiedyś jego dziadek Fryderyk I Barbarossa...

Barbarossa był przeciwnikiem Stolicy Apostolskiej i wrogiem papieża, Fryderyk sycylijski wy– chowany był od maleńkiego przez biskupią radę regencyjną, a i kardynał Konrad miał przez cały czas pieczę nad nim.

Kiedy to nie takie proste. Cenię wysoko kardynała Konrada z Moguncji za jego oddanie Kościołowi i Stolicy Apostolskiej. To gorliwy chrześcijanin, a jednak przede wszystkim – Sztauf! Jeśli Fryderyk sycylijski był przez Konrada wychowywany nie tylko na wiernego syna Kościoła, ale również na wielkiego Sztaufa, to możemy mieć z nim kłopoty nie mniejsze niż miał je papież Aleksander III z Barbarossa... Ale może nie mam racji i jestem uprzedzony do Sztaufów? Tak czy owak, będzie musiał Fryderyk II przed koronacją złożyć mi uroczyste ślubowanie posłuszeństwa i po– twierdzić wszystkie wiarołomnie przez Ottona zerwane umowy. Dopilnujesz tego wespół z kardynałem Konradem. Co na północy?

W krajach skandynawskich spokojnie. W księstwach ruskich – różnie. Biskup Albert umocnił się wraz z Zakonem Kawalerów Mieczowych w Inflantach. Dobyli już cały kraj Li­wów, Letgalów i Selów. W ostatnim liście swoim prosi, by na ordynariusza Estonii wyświę­cić Teodoryka – opata cysterskiego z Danamunde.

Nic nie pisze o innych próbach?

Nic.

Albo taki skromny, albo taki przebiegły. Raczej to drugie! Oto przed laty obiecałem mu, że jeśli dobędzie ziemię Estów i ordynariusza zechce tam powołać, wówczas jego mianuję na arcybiskupa, a Rygę podniosę do roli metropolii... Słowo się rzekło. Przygotuj więc stosowne dokumenty dla opata Teodoryka i dla biskupa Alberta. Swoją drogą, podziwiam biskupa, a teraz już arcybiskupa Alberta za jego upór. Dwaj jego poprzednicy zginęli, a on stworzył na wrogiej ziemi państwo kościelne i pogan nawrócił. Godny to upowszechnienia przy– kład. Pamiętajmy o tym, kardynale Stefanie... Co w państwach sąsiednich?

W Polsce wyniesiony przez Ojca Świętego krakowski Leszek Biały przewodzi książętom. A po zjeździe, na którym przyjęto wolność dla polskiego Kościoła, spokój zapanował. Arcy­biskup Kietlicz nie mając już większych kłopotów, między Krakowem a Gnieznem podróżu­je... Księstwo Halickie, po rozbiciu jego wojsk przez Polaków, nie stanowi większego zagro­żenia, choć nie do Polski, a do Węgier przylgnęło. Węgry zaś mając na południowej swojej

85

granicy kłopot z Wołosami i Pierzyngami ściągnęli z Ziemi Świętej Zakon Szpitala Najświęt­szej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie.

Aha! O tym zapomniałem ci powiedzieć. Właśnie król Andrzej węgierski prosił mnie o to osobiście i ja przez kardynała Konrada, który wyjeżdżał do Królestwa Jerozolimskiego, prze­słałem moją zgodę na ulokowanie się Zakonu Niemieckiego na Węgrzech...

Kardynał Konrad był przed wyjazdem u mnie po stosowne pieczęcie. Tak więc jeśli nawet Wasza Świątobliwość o czymś zapomni, to moim obowiązkiem jest wiedzieć o takich zdarze­niach.

A kto ci taki obowiązek ustanowił?

Wasza Świątobliwość! Czyż nie mianowałeś mnie zwierzchnikiem Kurii?!

Widzę, że muszę najrychlej pozbyć się ciebie! Wiesz więcej niż ja. Ba! Wiesz nawet to, co przed tobą chciałem ukryć. Czasami podejrzewam wręcz, że jesteś w zmowie z Janem bez Ziemi i udajecie wspólnie, jeden, że nie chce wpuścić, a drugi, że nie może objąć arcybiskup-stwa Canterbury...

Doprawdy, Ojcze Święty, czasami nie wiem, żartujesz ze mnie, czy poważnie mnie oskar­żasz?!

A jak myślisz?

Mam nadzieję, że żartujesz.

Oczywiście. Ale powiedz mi jeszcze, czemu ilekroć rozmawiamy o świecie chrześcijań­skim, nie wspominasz o Czechach?

Święte Cesarstwo Rzymskie traktowało zawsze Czechy jak swoje lenno, a ich władców jak książęta Rzeszy...

Teraz jednak książę czeski Przemysław Ottokar wystąpił do Fryderyka II o królewską god­ność...

Nic mi o tym nie wiadomo.

A widzisz, są jednak sprawy, o których nie wiesz! W tej delikatnej sprawie trzeba będzie zabiegów specjalnych. Czesi są lennikami cesarstwa, a więc formalnie Fryderyk II może po­wołać Przemysława na króla, ale wówczas, kiedy już będzie sam cesarzem i kiedy uzgodni ze mną tę sprawę. Warto więc będzie dopilnować, aby podpisując zobowiązanie wobec Stolicy Apostolskiej, zechciał nowy cesarz uzgodnić z nami sprawę królewskiej korony dla władcy Czech. W istocie nic nie mam przeciw temu, ale niech cesarz przyzwyczaja się do tego, że powstanie nowego królestwa chrześcijańskiego przez Stolicę Apostolską winno być utwier­dzone!

86

ROZDZIAŁ XII

17 LIPCA A.D. 1212

Ojcze Święty! Hosanna! Wczoraj w Emiracie Kordoby pod mauretańskim miastem Hisn el Ukab, przez chrześcijan iberyjskich zwanym Las Navas de Tolosa, starły się połączone woj­ska królów: Alfonsa kastylijskiego, Pedry aragońskiego i Sancho z Nawarry z ćmą mauretań­ską pod wodzą kalifa Mohammada en Nasira! Hosanna! Wygraliśmy ten bój okrutny! Mau­rowie uciekli aż do brzegów Gwadaikwiwiru. Rzeka spłynęła krwią i ich trupami. Z ogromnej wrogiej armii niewielu przeżyło. Uratowali się tylko ci nieliczni, którzy salwowali się uciecz­ką na początku bitwy... Uciekł też i ów tchórz podły kalif Mohammad. Przysięgam ci, Ojcze Święty, wraz z królem kastylijskim Alfonsem, że teraz twierdzę po twierdzy dobędziemy i nie spoczniemy tak długo, dopóki choćby jeden Maur będzie pozostawał na Półwyspie Iberyj­skim.

Odo biskup Paryża

15 STYCZNIA A.D. 1213

Kardynale Stefanie, teraz, kiedy Maurowie zostali pokonani, kiedy rozejmy podpisano z sułtanem Egiptu, a z Laskarisem do ugody cesarz Henryk zmierza – pora właściwa do zajęcia się wrogiem uciążliwym i przebiegłym – Janem bez Ziemi!

Jednak śmierć królowej Marii skomplikowała stan rzeczy w Królestwie Jerozolimskim.

Jest tam jednak mąż jej, król Jan, a jak wiem, choć Maria zmarła przy porodzie, córka ich Izabela – żyje. Jest więc następczyni tronu. Jan, który potrzebuje matki dla swego dziecka, mógłby za moją zgodą szczególną – szybciej niż to wymagane – pojąć za żonę jakąś księż­niczkę najbliższą. Tak czy owak sprawa śmierci królowej Marii nie zmienia pod– pisanego rozejmu z Saladynem.

W zasadzie nie zmienia, jeśli Jan ożeni się z księżniczką państwa nie nazbyt silnego. Jeśli bowiem zawarłby poprzez małżeństwo sojusz czy z Cesarstwem Łacińskim, czy też z Laska-risem, mogłoby to zaniepokoić egipskiego sułtana.

Przecież król Małej Armenii ma kilka dorodnych córek.

Rzeczywiście mogłaby to być księżniczka armeńska.

Na co więc czekasz, skontaktuj się w tej sprawie z arcybiskupem Antiochii, ucieszy się na pewno z tego związku, dodaj, że akceptowanego przeze mnie...

Zwycięstwo nad Maurami też nie likwiduje zupełnie zagrożenia państw iberyjskich. Kalif wprawdzie zmarł i armia jego została rozbita, ale nowym kalifem obwołano jego syna, mło­dego Jusuf el Mustensira, a ten w Maroku rozpoczął tworzyć nową armię!

87

Widzę, kardynale Stefanie, że albo chcesz mi popsuć nastrój, albo odciągnąć od decyzji w sprawach Anglii... Powiadam ci raz jeszcze z całą mocą – uważam, że po zwycięstwie nad Maurami świat chrześcijański nie jest zagrożony przez wrogów z zewnątrz. Trzeba nam teraz wziąć się za wrogów wewnętrznych. Czyż nie mam racji, kardynale Stefanie?

Racja to najbezspomiejsza, Wasza Świątobliwość!

Przypatrzmy się wewnętrznym zagrożeniom. Heretycy bułgarscy wybici w pień albo w lo­chach siedzą. Z albigensami kończy rozprawę Szymon z Montfort...

Moim zdaniem, Ojcze Święty, ta krucjata już powinna być zakończona. Mam oto list do Waszej Świątobliwości od króla Piotra aragońskiego, który dzielnie przeciw Maurom pod Navas de Tolosa stawał. Po powrocie zaś do Aragonii, on – żołnierz krucjaty chrześcijańskiej, musiał ze swoim rycerstwem wychodzić w pole, by bronić własnych granic przed atakującym je rycerstwem krucjaty Szymona z Montfort. Przecież Francuzi zdobyli już Albi i Tuluzę. Padła i w perzynę obrócona została cała Langwedocja. Czyżby teraz Szymon miał podbijać ziemie prawowitych chrześcijan?

Nie bądź taki popędliwy w osądach, kardynale Stefanie. Zwykle spokojnie do spraw pod­chodzisz, a tu nagle takie zacietrzewienie. Wiesz, że mam dokładne i stałe wieści z tej kru­cjaty... Jeśli więc albigensi z hrabstwa Tuluzy uciekają do Królestwa Aragonii, a tam zamiast do lochów ich wrzucać, przyjmują ich jak honorowych gości, to wówczas nie dziwota, że wojska Szymona z Montfort przekraczać będą granice królestwa Aragonii, by uciekinierów wyłapać. Jeśli zaś Piotr – czy Pedro, jak go w Aragonii nazywają – nie zrozumie tego, ze­zwolę, by wojska Szymona ku Saragossie ruszyły! Zamiast użalać się nad sobą i słać skargi na dowódcę wyprawy przeciw albigensom, niech król Pedro właściwie swoje wojska wyko­rzystuje, a wówczas zagony Szymona nie będą musiały wchodzić do Aragonii. Uwiadom o tym skarżącego się Aragończyka, którego odwagę w wojnie z Maurami cenię niezwykle i na taką samą liczę w rozprawie z francuskimi heretykami... Wracając zaś do przerwanego wąt­ku... Rację masz, że skoro padła Tuluza i poległ hrabia Rajmund, to rozprawa z albigensami nie potrwa długo. Wystarczy zdobyć miasto Auch i północ hrabstwa. Albigensi już teraz nie stanowią poważnego zagrożenia. Zagrożeniem takim pozostaje harda postawa króla Anglii Jego upór i niechęć wobec Stolicy Apostolskiej.

Trwa to już tyle lat. Od kiedy nie ma on ziemi na kontynencie, może przez następne lata siedzieć bezkarnie i bezpiecznie na swoich wyspach!

Bezpiecznie i bezkarnie – powiadasz? Otóż tak właśnie nie będzie! Jeśli wyklęcie tego bez­bożnika nie jest na niego radą Jeśli nadal własnych biskupów chce poza Anglią trzymać, to tym razem ogłoszę Jego detronizację. Ja mu koronę nakładałem i Ja mu ją zdejmę. Jeśli zaś pozbawię go tronu i ogłoszę, że każdy chrześcijanin szlachetnie urodzony może zostać królem Anglii, jeśli nadto poproszę francuskiego Filipa, by zajął pozbawione władcy królestwo, to wierzaj mi, król Jan, zwany Janem bez Ziemi, dopiero wtedy stanie się człowiekiem bez żad­nej ziemi. Myślę, że Szymon z Montfort, skończywszy z albigensami, chętnie weźmie się za nowych heretyków.

Chcesz, Wasza Świątobliwość, ukarać cały naród za jednego tylko wroga Kościoła?

88

A jakiż to lud może o sobie powiedzieć, że jest chrześcijański, jeśli za swego władcę ma napiętnowanego przez Stolicę Apostolską bezbożnika? Jeśli ów lud znosi wygnanie bisku­pów, jeśli znosi poniżenie księży, to czemu nie ma być potraktowany jak mieszkańcy Lan-gwedocji sprzyjający albigensom? A czyż Anglia jest lepszą krainą od Langwedocji?... Jeśli więc król Jan nie pokaja się przed tobą, moim legatem i arcybiskupem Canterbury, to wierzaj mi – wojska nowej krucjaty pojawią się w Anglii szybciej, niż on lub ktokolwiek inny może się tego spodziewać.

15 MAJA A.D. 1213

Ojcze Święty! Spotkałem się dzisiaj w Dover z królem Janem – błagalnikiem i lennikiem twoim. Uznał on mnie za twego legata i przedstawiciela pełnoprawnego, a także jako arcybi­skupa Canterbury. Obiecał pod przysięgą – w obecności wszystkich biskupów i książąt króle­stwa angielskiego – zwrot dóbr kościelnych, bezprawnie zagarniętych, a także przekazanie każdemu biskupowi z osobna zadość– uczynienia za straty w czasie zagrabienia majątku po­niesione. W przytomności naszej, z odkrytą głową i w przyklęku – pełnym głosem wypowie­dział słowa, które w liście swoim powtarza: „ Zrzekam się królestwa Anglii i Irlandii ofiaru­jąc je Bogu, Jego świętym apostołom Piotrowi i Pawłowi, świętemu Kościołowi rzymskiemu i panu papieżowi Innocentemu oraz jego następcom” . Ponieważ w Dover Jan spełnił wszyst­kie warunki Jakie postawiłeś, Wasza Świątobliwość, zgodnie więc z umową przekazałem mu w twoim imieniu Anglię i Irlandię Jako lenno. Tak zatem król Jan stał się lennikiem Stolicy Apostolskiej! My zaś wszyscy udajemy się do swoich biskupstw, uroczyście przez ludność będąc witani. Jak rzekłeś przed laty – cierpliwość została nagrodzona.

Stefan Langdon arcybiskup Canterbury

4 GRUDNIA A.D. 1213

Dostojny kardynale Konradzie, chociaż jesteś zwolennikiem Sztaufów, zważ, że tobie wła­śnie powierzyłem zwierzchnictwo nad moją kancelarią i Kurią, mając nadzieję, że i z tym zadaniem radził sobie będziesz równie łatwo, jak z zadaniami, jakie ci dotąd stawiałem.

Postaram się, Ojcze Święty, byś decyzji swej nie uznał za pomyłkę.

Dobrze. Powiedz mi, co z Ottonem? Podobno jakąś intrygę szykuje?

Sprawa jest poważna. Cesarz Fryderyk II uzyskał wiadomość, że Otton wszedł w tajne układy z królem Janem.

I cóż z tego? Obydwaj są słabi.

Osobno, Wasza Świątobliwość, są rzeczywiście słabi, ale razem?

Co zamierza? Po co zawiera układ z angielskim Janem? Przeciw komu to ich przymierze?

Przeciw Filipowi francuskiemu.

Co im to może dać?

89

Jeśli dwustronny atak na Francję by się powiódł, to Jan i Otton odnieśliby kolosalne korzy­ści. Jan odzyskałby Normandię, a najpewniej dołożyłby sporo do tych ziem, bo francuscy rycerze z północy walczą przeciw albigensom w Langwedocji. Gdy Jan wyruszy z wojskiem angielskim przeciw Francji, natychmiast musi przyłączyć się do niego hrabia Flandrii, który wcześniej oddał część ziemi Filipowi. Jeśli teraz tego nie zrobi, to w przypadku wygranej Jana – straci i hrabstwo, i głowę! Od północy ruszy przeciw Francji Otton – prawdopodobnie wespół z Flamandami. Jeśli pokonają Francję, przyłączy się do Ottona większość książąt Rze­szy. Wówczas Fryderyk II zostanie sam. A Jana angielskiego i Ottona brunszwickiego nie zatrzyma ani ponowne potępienie, ani wyklęcie, bo też nie będzie żadnej siły, która mogłaby spełnić wolę Waszej Świątobliwości – jeśli Filip przegra!

Jest jeszcze, kardynale, taka siła. Mówię o sile najwyższej -sprawiedliwości Bożej, która lekceważy militarne rachuby i wybiera korzystne dla Kościoła rozwiązania. Jeśli więc Bóg dopuści, aby stanęli Jan z Ottonem przeciw Filipowi, to nie po to, aby ich niecny spisek zwy­cięstwem nagrodzić! Miej ufność w Panu!

Mam ją, Ojcze Święty, ale jeśli oni wygrają, będziemy zdani tylko na opiekę Bożą. A ci dwaj, pewien tego jestem – po zwycięstwie ruszą nie przeciw królestwu Sycylii, tylko prze­ciw Stolicy Apostolskiej! Trzeba więc temu sojuszowi i całej tej bezbożnej intrydze zapobiec!

Czyń to, kardynale Konradzie. Powiedz też, czego oczekujesz ode mnie w tej ponurej sprawie?

Właśnie chciałem o to zapytać Waszą Świątobliwość.

Raczysz żartować, przyjacielu! Jeślibym znał odpowiedzi na takie pytania, nie powoływał­bym swoich doradców. Jesteś rycerzem, a więc powinieneś lepiej niż ja wiedzieć, jak przy­szłej wojnie zapobiec.

Rzecz w tym, że raczej wiem, jak wojnę wygrać, jeśli do niej dojdzie, nie jak jej zapobiec,

Sądzisz więc, że mogłoby rycerstwo francuskie sprostać połączonym siłom Ottona i Jana?

Tak! O tym jestem przekonany, ale wówczas rycerstwem powinien dowodzić nie król Filip, a biskup Senlis-Guerin, który z nas wszystkich najlepszym jest w rozwiązywaniu łamigłówek na polu walki. Wie wszystko co możliwe o bitwach dawnych i ostatnich, a król Filip jest mi­strzem jeno we władaniu mieczem. Chciałbym zaznaczyć, ja jestem za tym, aby do bitwy doszło. Jeśli bowiem Francuzi pokonają i Anglików, i Welfów z Flamandami, to nasz cesarz Fryderyk zostanie niepodzielnym obrońcą świętego Cesarstwa Rzymskiego, bo choć Filip wygrałby, to przecież też wyszczerbi swoją armię o siły przeciwnika i na długo będzie osła­biony.

Najpierw jednak mówiłeś, że intrydze Jana i Ottona trzeba zapobiec...

Intrydze – tak! Chodzi o to, by nie zjednali oni dla swego zamysłu dodatkowych sojuszni­ków. Otton – na przykład Polaków i Czechów, a Jan – Duńczyków lub Szwedów. Powinno więc dojść do bitwy Francji przeciw zdradzieckiemu Ottonowi, który bezzasadnie o cesarską koronę zabiega, i Janowi, który słusznego wyroku sądu lennego nie uznaje. Za zdrajcami nikt nie stanie, no może z wyjątkiem Flamandów.

90

Wszystko więc w rękach Boga!

I rycerzy francuskich...

Rola ich zaiste wzrasta niepomiernie. Obronili Kościół przed heretykami, mogą obronić przed zdrajcami, a i oni przecież rozgromili Cesarstwo Bizantyjskie. W tym czasie rycerstwo niemieckie Świętego Cesarstwa Rzymskiego albo walczyło między sobą o władzę, albo na-stawało na Stolicę Apostolską... Doprawdy, zaczynam się zastana' wiać, czy Rzesza jest wła­ściwym obrońcą Kościoła rzymskiego, czy można na nią Uczyć w przyszłości. Muszę się nad tym głęboko zastanowić... Wy, Niemcy, dziwnym jesteście narodem. Idąc na północ trafiacie do wschodnich krain, idąc na wschód – do południowych. Nie macie najpewniej zmysłu orientacji.

Albo właśnie mamy ów zmysł nadmiernie czuły.

Na co czuły, Konradzie?

Na powodzenie...

Czyje? Rzeszy, Świętego Cesarstwa Rzymskiego czy Stolicy Apostolskiej?

Zależy, kto... Otton – najpewniej Rzeszy, Fryderyk – Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a ja – Stolicy Apostolskiej.

A jeśli we trójkę spotkalibyście się w sprawie wojny z Francją, kto stanąłby po czyjej stro­nie?

Toś ty, Ojcze Święty, spowodował, że takie spotkanie byłoby niemożliwe... I uczyniłeś słusznie!

Dzięki ci za szczerość, kardynale Konradzie. Uczyń wszystko, co w twojej mocy, by biskup Senlis-Guerin pojawił się jak najrychlej w Rzymie!... Nadto ściągnij również do mnie kardy­nała Langtona. Równie rychło, ale sekretnie.

Ojcze Święty! Oto krótka relacja z wydarzeń wojennych we Francji. Jan zaczął wyładowy­wać się z armią na południu. Kiedy uwiadomione o tym oddziały syna Filipa, Ludwika, sta­nęły naprzeciw w składnym ordynku, Jan uszedł bez walki. Nie wiedząc najpewniej o tym odwrocie, Otton i Flamandowie od północnego wschodu weszli do Francji i pod Bouvines, nieopodal Lill, zostali zatrzymani przez nasze wojska. Trzy pacierze temu bitwa została skoń­czona. Wojsko Ottona i Flamandów doszczętnie rozbite – poszło w rozsypkę! Bóg sprawił, że Otton, który splamił się zerwaniem przymierza ze Stolicą Apostolską, na polu bitwy insygnia cesarskie postradał. Dostojny król Filip berło i koronę prześle posłańcem do najdostojniejsze­go cesarza Fryderyka II. Stała się więc sprawiedliwość Boża, o czym pośpiesznie donoszę z uszanowaniem najwyższym. Pierwszy rzucił się do ucieczki książę Brabantu ze swoimi od­działami i to o losie Ottona przesądziło. Król Filip ze łzami w oczach dziękował Bogu za zwycięstwo i tobie obiecał rychło złożyć śluby lenne.

Guerin biskup Senlis

91

14 WRZEŚNIA A.D. 1214

Poznajcie się nawzajem: kanonik kapituły w Osmie – Dominik Guzman, a to Szymon z Mont” fort – pogromca heretyckich albigensów.

Któż by nie znał dostojnego Szymona z Montfort, Wasza Świątobliwość?! Miło mi poznać cię, Boży rycerzu.

Jak wiem od Ojca Świętego, ty też chcesz być rycerzem Bożym, z tym, że inną bronią wal­czyć.

Tak, moi mili. Dominik walczył będzie słowem. Czasami słowo może miecz zastąpić, ale tylko czasami, choć Dominik powiada, że słowo zawsze jest silniejsze od miecza. Nie chciał­bym, by spotkanie nasze zamieniło się w spór o wyższości miecza nad słowem czy też od­wrotnie, bo idzie mi o połączenie obu tych broni. Oto zamierzam w niedługim czasie przeka­zać ci, Szymonie, w lenno nie tylko Langwedocję, ale wszystkie zdobyte przez ciebie ziemie. Chciałbym jednak, by właśnie pokonanych heretyków spróbować słowem Bożym od piekła uratować. Tyś, Szymonie, dobrze wykonał swoje zadanie i będziesz za to nagrodzony. Chcę, byś teraz po trudach walk odpoczywał na darowanej ziemi. Niech teraz kanonik udowodni, że to, co zamierza -może być spełnione! Chcę, aby właśnie na ziemiach bezbożnego hrabiego Rajmunda z Tuluzy powstał zakon kaznodziejów, o który zabiega kanonik Dominik. Ja nadam ci zdobyte ziemie, a jakie ty, Szymonie – hrabio Tuluzy, uczynisz nadanie dla zakonu Dominika?

Ojcze Święty, nie szczędziłem potu i krwi walcząc z heretykami. Takoż dzielnie walczyli podlegli mi rycerze. Nigdy żaden z nas o doczesnej nagrodzie dla siebie nie myślał. Jeśli jed­nak Wasza Świątobliwość hojność i łaskawość swoją okazuje – nie mogę niewdzięcznością odpłacać, bo też i wiem, że jeśli mieczem w Langwedocji trwać nie będziemy, to smokowi heretyckiemu łatwo może głowa odrosnąć. Wówczas nasz miecz potrzebny będzie! Tegom pewien! Im więcej jednak heretyków zostanie przekonanych przez zakon kaznodziejów, tym rzadziej miecz trzeba będzie z pochwy dobywać. Nadam zakonowi kanonika Guzmana wszystkie posiadłości w Pronille koło Tuluzy. Stałem tam na popas ze swoim oddziałem, wiem więc, że to dobrze położone i obronne miejsce z oszczędzoną przez wojnę zabudową...

Dziękuję ci najserdeczniej, dostojny Szymonie. Wiedz, że my nie tylko zamierzamy prze­konywać heretyków do religii naszej, ale też wskazywać sądom stosownym tych, którzy here­zji swojej nie chcą ujawnić albo porzucić.

Ja kazałem zabijać wszystkich heretyków. Bóg będzie wiedział, który z nich do piekła, a który powinien iść do czyśćca. A jeśli nawet pośród nich trafił się chrześcijanin – Bóg skie­ruje jego duszę do nieba...

O tym właśnie mówimy, Szymonie, że rycerze nie mogą w materii tej decydować, mogą to czynić bracia zakonni. Zresztą, sednem sprawy jest nie tylko to, kto będzie heretyków rozpo­znawał, lecz także, kto i w jaki sposób będzie ich sądził i karał. Chcę więc powołać przy Kurii Sanctum Officium, które zwalczaniem wszelkiej herezji będzie się zajmowało. Herezja to nie tylko Langwedocja i albigensi. Ta hydra odżyć może i w Bułgarii, i w Anglii, i w innym miej­scu. Herezja to szatan, a walka z szatanem nie jest ani prosta, ani też łatwa.

92

Pragnę przypomnieć Waszej Świątobliwości, że za czasów papieża Lucjusza III wydane zostało bis– kupom zalecenie, by heretyków wyszukiwać i od– dawać w ręce władzy książę­cej – wcześniej osądzając ich myśli i czyny przez biskupie sądy inkwizycyjne. Stąd może one sądy biskupie zostawić i nazwać Inquisitio Haereticae Pravitatis – podporządkowując je Sanctum Officium?!

To dobry pomysł, Dominiku! Przy czym zadanie wykrywania heretyków – spoczywać bę­dzie przede wszystkim na twoim zakonie i jeśli biskup jakiś uzna, iż w jego diecezji grasuje herezja, powinien rychło was wezwać, a wy po wyłapaniu heretyków pod sąd inkwizycyjny ich postawicie! Kościół jednak powołany jest po to, by nieść życie, a nie śmierć, nawet jeśli jest to śmierć heretyka, dlatego do nas należeć może jedynie znalezienie bluźniercy i osąd jego czynów – wyrok wykonywać będzie władza świecka...

8 STYCZNIA A.D. 1215

Kardynale Konradzie, już pora zwołać sobór powszechny i ogłosić krucjatę, która uwolni Miasto Święte i Grób Chrystusa! Już pora!...

Tak też sądzę, Wasza Świątobliwość. Po klęsce Ottona i Jana bez Ziemi sprawy ułożyły się zupełnie pomyślnie dla Stolicy Apostolskiej. Seldżucy nam nie zagrażają. Sułtan egipski pod­pisał układ z Królestwem Jerozolimy, a Sułtanat Ikonionu z Cesarstwem Łacińskim. I na Za­chodzie, i na Wschodzie mamy upragniony spokój.

Tak więc jeszcze w tym roku trzeba zwołać sobór powszechny. Do udziału w nim zaprosi­my nie tylko arcybiskupów i biskupów, lecz także wszystkich cesarzy i królów oraz znacz­niejszych książąt.

Ojcze Święty, to będzie z tysiąc osób!

Niechajże będzie i dwakroć tyle. A czy sprawy, którymi trzeba się zająć, nie wymagają ta­kiego zgromadzenia? Z cesarzami, królami i książętami o terminie i dowództwie piątej wy­prawy krzyżowej trzeba rozmawiać. A sprawa dziesięcin i majątku kościelnego? A sprawa powołania świętej inkwizycji?... Mało też mamy naszych, kościelnych spraw, kiedy już gości świeckich odprawimy? Mam ci je wymieniać? A może to ty uczynisz?

Ojcze Święty, przecież Kuria pod moim nadzorem przygotowuje już materiały i dokumenty stosowne...

Co więc przygotowujecie?

Jednakowe formy sakramentów: chrztu, bierzmowania i małżeństwa. Nadto postanowienia dotyczące spowiedzi i dochowania jej tajemnicy. Przygotowujemy też właściwą formułę przeistoczenia chleba w ciało, a wina w krew Chrystusową. Chcemy też przypomnieć o obo­wiązku celibatu, o potwierdzeniu autentyczności świętych relikwii...

Stop! Kardynale Konradzie, sam widzisz, że sobór powszechny jest więcej niż konieczny! Przygotowuj go na jesień tego roku, a piątą wyprawę krzyżową zwołamy w rok później. Czy chciałbyś zmienić te terminy?

Skądże Jeśli taka twoja wola. Choć co do terminu krucjaty...

93

Oczywiście, jako rycerz powiesz, że najlepiej rozpoczynać wyprawę wiosną.

Nie o to chodzi, Ojcze Święty. Przebywałem wiele lat z twego polecenia w Królestwie Je­rozolimy, stąd znam zwyczaje Saracenów. Wiem więc, że oni lękają się pewnych dat. Sam sułtan egipski Al-Adil bał się naszego roku tysiąc dwieście trzydziestego szóstego, bo wtedy właśnie mija sześćset sześćdziesiąt sześć lat od narodzin ich proroka Mahometa, a to czas, do którego według nich trwa najmocniejsza siła ich religii i ich proroka. Może więc należałoby się wstrzymać z piątą wyprawą i zaczekać jeszcze dwadzieścia jeden lat?

Sądzisz, że doczekamy tak sędziwego wieku?

Najpewniej nie, ale przecież będą następni.

Na pewno będą, ale może nie być równie sprzyjających warunków co teraz. Można wpraw­dzie wy– korzystać owo przeświadczenie wyznawców Mahometa i przypomnieć Saladynowi, że siła heretyckiej bestii islamskiej niezadługo minie, niech więc się mają na baczności, ale jeśli nie masz innych argumentów przeciw ustaleniu terminu piątej krucjaty na rok tysiąc dwieście siedemnasty, to ja pod– trzymuję tę właśnie datę.

Nic nie mam przeciw niej, chciałem tylko przy– wieść, chyba bardziej jako ciekawostkę, to o czym mówili Saraceni, a co dotarło do mnie w Królestwie Jerozolimskim...

Widzisz, drogi mój kardynale Konradzie, za– wszem uważał, że celem mego życia będzie oswobodzenie Świętego Miasta – Jeruzalem i zbudowanie bazyliki nad oswobodzonym Gro­bem Pańskim. A zajmowałem się nie walką przeciw Saracenom, a godzeniem, albo zwalcza­niem – władców chrześcijańskich, którzy przeciw takiemu zamysłowi – ba, czasami przeciw Stolicy Apostolskiej – występowali! Teraz, kiedy do spokoju między chrześcijańskimi króle­stwami doprowadziłem – powinienem, muszę cel życia swego wypełnić oswobadzając Jeru­zalem! Piąta wyprawa krzyżowa ruszy więc najbezsporniej wiosną lub latem tysiąc dwieście siedemnastego roku! Tego jestem najzupełniej pewien!...

94

CZĘŚĆ TRZECIA

VICI...

95

RANEK 16 LIPCA A.D. 1216

Drogi mój przyjacielu! Jestem powalony przez nagłą chorobę i o pomoc cię proszę, dostoj­ny biskupie Huguccio. Otom jechał tutaj chcąc złagodzić spór miedzy Genuą a Pizzą. Chodzi o transport morzem krzyżowców w przyszłym roku. Nie dotarłem do Pizy, bo tu właśnie, w Perugii, choroba mnie zmogła tak bardzo, że złożyła do łoża. Jestem tu już któryś dzień z ko­lei, a wcale mi się nie polepsza. Czuję, że choroba potrwa dłużej, dlatego też zwołałem rady zwaśnionych miast tutaj, do Perugii. Rozeznaj, proszę, przyczynę najgłębszą sporu, uzgodnij z kardynałem Konradem, co można obu miastom zaproponować, tak by tego niepotrzebnego konfliktu uniknąć, i przyjdźcie uwiadomić mnie, co powinienem uczynić i z czym obie rady miejskie przyjąć. Wieczorem czekam na was, a jutro z rana przyjmę zwaśnione strony i spór rozstrzygnę.

POŁUDNIE 16 LIPCA A.D. 1216

Znajdował się nie w Perugii, lecz w Segni. Brzęczały pszczoły. Na bezchmurnym niebie słońce stało w zenicie. Szedł między wzgórzami. Właściwie nie szedł, raczej płynął ścieżką, którą tylekroć biegał w dzieciństwie. Wiedział, że za chwilę zza wzgórz wyłoni się kaplica kryta czerwoną dachówką. Teraz osłaniały ją gęste krzewy okalające wzgórza. Słyszał ptaki, widział przydrożne znane mu kamienie! Jeszcze kilka metrów... Pojawił się z prawej strony, za wzgórkiem biały narożnik kaplicy, narastał murem, czerwienią dachu. Kiedy ostatni raz był tutaj? Najpewniej mając lat piętnaście, przed swoim wyjazdem do Paryża, a więc czter­dzieści lat temu... Obraz był taki sam jak wtedy, tyle tylko, że nad kaplicą jaśniała łuna sil­niejsza od południowego słońca. Kiedy wychodził zza wzgórza, kiedy narastał widok na ka­plicę, a później na łunę złocistą w miejsca, gdzie był ołtarz – musiał odwrócić głowę. Czuł się tak, jak wtedy, kiedy leżał na wzgórzu i próbował spojrzeć w słońce. Mury kaplicy stały nie­naruszone, ciche i dostojne i tylko ta łuna nie zmieniająca kolorów budynku była – złota! Wiedział, że zbliża się do kaplicy, jakby nie ze swojej woli. Z czyjej woli znalazł się w Se-gni? Czy to sen? Czuł podmuch wiatru na twarzy, widział motyle i drgającą łodygę przydroż­nego rumianku. Wiedział, że zmierza ku ołtarzowi, czuł, że tu w tej kaplicy rodu Segni czeka na niego Najwyższy. Zatrzymał się bez żadnej trwogi. Był spokojny, jakby wstał z klęczek po długiej modlitwie. Podniósł głowę i spojrzał prosto w złoto gorejące!...

Czekam tu na ciebie, mój synu – usłyszał, a właściwie wiedział, że słyszy ten głos docho­dzący go ze wszystkich stron. Głos ów był w nim!...

Przyszedłem, gdyż tego chciałeś. Czy przywołujesz mnie do siebie, Panie, bo czymś zawi­niłem?

A czujesz się winny?

Nie! Od kiedy przed czterdziestu laty zszedłem z tej ścieżki, którą dziś wróciłem – wszyst­ko, co robiłem, czyniłem dla Kościoła rzymskiego.

Zrobiłeś wiele, mój synu...

96

A tyle jeszcze do zrobienia. Muszę dopilnować piątej krucjaty. Jeruzalem i Grób Święty jeszcze w rękach Saracenów.

Wiem przecież o tym wszystkim... Chcesz więc, bym cię ukarał niezasłużenie – dalszym pozostawieniem na ziemskim łez padole i walką o Kościół? Ja zamierzam cię nagrodzić i za­brać do siebie, właśnie teraz w tej chwili, kiedy wszystko, co uczyniłeś – o twojej wielkości i chwale stanowi. Kiedy Kościół jaśnieje jak ta kaplica w twoim rodzinnym Segni. Chcesz więc kary czy nagrody?

Panie mój, mam wybór jakiś, skoro powiedziałeś o swoim zamiarze i skoro tu stoję przy­wołany przez Ciebie?

Jeślibyś prosił?

A czy mogę, jak życzysz sobie, udać się do Ciebie i wiedzieć zarazem, co stanie się póź­niej, kiedy już nie będę Twoim wikariuszem na Ziemi?

Za dużo chcesz, synu. Jeśli decydujesz się, bym cię wynagrodził za twoje staranie, chodź do mnie... Jeśli zaś uważasz, że powinieneś pozostać, zostaniesz! Wówczas też wiedział bę­dziesz, co sta– nie się z przyziemnymi sprawami w czas twego żywota.

A później?

Kiedy będziesz ze mną, te przyziemne sprawy w ogóle nie będą ciebie obchodzić!

To niemożliwe!

Skoro ja ci to mówię...

Jestże to możliwe, bym nie interesował się tym, co czyniłem przez całe życie?

Przez chwilkę tylko, mój synu, bo i czymże jest to twoje życie. Tu czeka się wieczność. Wiesz, co to jest wieczność?...

Panie, idę do Ciebie!

Czekam, synu!

Cały czas patrzę na Ciebie, choć kiedyś, kiedym leżał na tych wzgórzach, nie mogłem spoj­rzeć w południowe słońce!

A spójrz na nie teraz.

Jakież blade wobec Twego blasku! Panie mój, idę do Ciebie!

styczeń 1976 maj 2000

97

SPIS TREŚCI

1. Część pierwsza VENI........... 1

2. Część druga VIDI.................24

3. Część trzecia VICI................95

98


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kurylczyk Ryszard Papież
Kurylczyk Ryszard Papież
Kurylczyk Ryszard Słowiański przedświt
Kurylczyk Ryszard Od Maratonu do Arderikki
Kurylczyk Ryszard Sekretne archiwum Kambudżiji
Kurylczyk Ryszard Słowiański przedświt
Kurylczyk Ryszard Od Maratonu do Arderikki
Kurylczyk Ryszard Niezlomny z Nazaretu
Kurylczyk Ryszard Sekretne archiwum Kambudziji
Kurylczyk Ryszard Niezłomny z Nazaretu
Kurylczyk Ryszard Slowianski przedswit
Kurylczyk papiez
Egzorcysta Watykanu ostrzega nowego papieża przed szybką
Psalm 38, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Psalm 4, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Psalm 10, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Psalm 85, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Głosy po śmierci Papieża, # Autobiografie,biografie,wspomnienia i pamiętniki
Papież surowo ukarał arcybiskupa Wesołowskiego oskarżonego o pedofilię(1)

więcej podobnych podstron