O trollu i czarodziejskich dzieciach 5


Rozdział 5


Harry przyszedł na eliksiry czując ze strachu motyle w brzuchu. Zakończył wszystkie ćwiczenia i zaczął pisać esej o trollu. Nie wiedział, czego może spodziewać się teraz po Snape’ie, w chwili, gdy był on jego mentorem w magicznym świecie. Czy naprawdę zacznie traktować go inaczej? Nauczyciel powiedział, że oczekuje od niego lepszych wyników w nauce, także w eliksirach.


Rozmawiali przez chwilę w niedzielę, po zamieszaniu wokół miotły i terminów spotkań. Snape wyjaśnił Harry'emu jak ma się przygotować na lekcję eliksirów a także zapowiedział mu, że będą mieć tyle dodatkowych zajęć, ile będzie potrzeba.

W tym tygodniu nie mieli już żadnych spotkań, ponieważ profesor Snape udał się do czarodziejskiego szpitala by wygłosić seminarium na temat trucizn.

Harry dwukrotnie przeczytał materiał z lekcji, a ponadto wyszukał składniki i ich właściwości. Czuł, że może odpowiedzieć na kilka pytań, o ile zachowa spokój.


Snape był jak zwykle przerażający. Wszedł do klasy zamaszystym krokiem, a gdy drzwi się za nim zamknęły, na tablicy pojawiły się instrukcje i wszyscy pobiegli po składniki, po czym zaczęli warzyć eliksiry.

Harry czuł na sobie przenikliwy wzrok nauczyciela. Nie został odpytany, ale gdy eliksir zaczął bulgotać poczuł, że Snape za nim stoi. Odwrócił się i ich spojrzenia się spotkały. Nauczyciel lekko skinął głową, a Harry poczuł się jak w siódmym niebie. To był pierwszy raz, gdy Snape zaakceptował jego pracę!

Do końca lekcji prawie wszystko szło dobrze. Może poza kociołkiem Seamusa, który nagle zaczął wydzielać kłęby niebieskiego dymu, jednocześnie świecąc na czerwono.

Snape szybko powstrzymał wybuch oraz częściowo opary i zwrócił się do tych, którzy byli wokół niego, aby usunęli swoje kociołki z ognia, a sam magicznie je przykrył. Następnie kazał im opuścić salę, dopóki dym całkiem się nie zneutralizuje.

Harry chwycił swój kociołek i poczuł, że jego rękaw płonie i że coś się z niego wysuwa…


***



Gdy nadeszła jesień, w zamku zrobiło się bardzo zimno. Harry zaczął ubierać się „na cebulkę”, byle tylko utrzymać ciepło. Nie było to najwygodniejsze, ale z dwojga złego Harry wolał niewygodę niż zamarznięcie. Ten sposób był dobry, ale nie na co dzień. Harry musiał mieć możliwość wygodnego poruszania się w trakcie praktycznych zajęć. Musiał także wymyślić coś ekstra na lekcję eliksirów, w lochach było jak w lodówce.

Musiał coś wykombinować...

W pokoju wspólnym Harry znalazł pudełko pełne mugolskich gazet i uświadomił sobie, że mógł z nich korzystać.

Włożył kartki papieru między piżamę i mundurek. Taka izolacja wystarczała, aby utrzymać ciepło.

Używał tego sposobu przez prawie tydzień i teraz kawałki gazet były trochę pogniecione, ale nie były ciężkie, więc mógł się z nimi łatwo poruszać.


***



...zmięta strona gazety zajęła się ogniem. Kiedy Harry zdał sobie z tego sprawę, odbiegł od kociołka i próbował zdusić ogień na swoim ramieniu. Jego koszula również się zapaliła, czuł ogień w pobliżu skóry. Spojrzał na zlew, podbiegł do niego, po czym włożył rękę pod kran i ugasił ogień na ramieniu. Zrozumiał, że zachlapie podłogę wokół siebie, ale przynajmniej nie był już w płomieniach.

Odwrócił się i zobaczył, że wszyscy jego koledzy wyszli z klasy. Widział ich głowy przez otwarte drzwi.

Snape stał na środku pomieszczenia, patrząc na niego ze złością.

- Jakiej części „wyjść z klasy” nie zrozumiałeś, Potter? Dziesięć punktów od Gryffindoru! – wykrzyczał, tracąc resztki opanowania.

- Profesorze… Ja… Mój rękaw się zapalił, więc musiałem go ugasić. – Harry nieudolnie próbował się tłumaczyć.

- Twój rękaw? Szaty chronione są zaklęciem, które nie pozwala im się zapalić. Czy byłeś na tyle głupi, Potter, aby usunąć czar ze swojej szaty? – Snape nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby popełnić taką głupotę.

- Nie, proszę pana. Ja…

- Jesteś ranny, Potter? – Nauczyciel postanowił przerwać wymówki Harry’ego.

- Nie, proszę pana, tylko mokry.

- Siądź tam. - Snape wrócił do drzwi i zobaczył, że reszta uczniów wchodzi do klasy jeden po drugim, aby opróżnić kociołki i wziąć swoje rzeczy.

Hermiona i Ron byli ostatni. Widzieli, że Harry ma kłopoty, więc Hermiona wyczyściła jego kociołek i chciała zabrać jego rzeczy, ale Snape kazał jej wyjść. Harry został w klasie sam.

- Czy mogę teraz odejść, panie profesorze? – zapytał pełnym nadziei głosem.

Snape zamknął drzwi.

- Zdejmij szatę, Potter – polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Harry rozpiął ją jedną ręką i zdjął. Snape zbliżył się i wziął ubranie, było mokre, ale nie wykazywało żadnych uszkodzeń od ognia. Potem zobaczył chłopca. Koszulka Harry’ego była rozerwana na lewym ramieniu i wypadały z niej kawałki mokrego papieru.

- Jaki jest tego sens, Potter? Coś do czytania podczas nudnych zajęć? Zdejmij koszulę. – Kolejne polecenie padło z ust coraz bardziej poirytowanego nauczyciela.

Snape nie mógł uwierzyć, gdy kartki papieru zaczęły opadać na podłogę klasy. Nie mógł zrozumieć dlaczego dziecko okłada się z papierem. Harry zaczął drżeć w swojej mokrej piżamie.

- Co to ma znaczyć, Potter? – warknął.

Harry spojrzał mu w oczy. To na pewno nie było zabronione, a przecież musiał jakoś zatrzymać ciepło. Ale jak to wytłumaczyć? Spojrzał na kupkę mokrych stron magazynu wokół niego. I jedyną rzeczą, jaką mógł wymyślić było:

- Izolacja, panie profesorze – wyszeptał.

- Co masz na myśli? – Snape nijak nie mógł pojąć, o co chłopcu chodzi.

- Papier izoluje, proszę pana, nie pozwala zmarznąć. – Harry cierpliwie wytłumaczył kwestię nieszczęsnych kartek.

- Chcesz mi powiedzieć, że umieściłeś te kartki między ubraniami, ponieważ było ci zimno? – zdumiał się Snape.

- Tak, panie profesorze.

- Czy to część eksperymentu, który odważyłeś się zrobić? – zażądał wyjaśnień Mistrz Eliksirów.

- Nie, proszę pana. – Harry cicho zaprzeczył.

- Co się stało z twoimi zimowymi ubraniami? – Snape nadal drążył temat.

- Nie mam żadnych, proszę pana. - Harry spuścił wzrok na podłogę.

Snape musiał wziąć głęboki oddech.

- Zapomniałeś je spakować, dziecko? Możesz wysłać sowę do krewnych i poprosić, aby ci wysłali. – Starał się znaleźć jakieś rozwiązanie nowo powstałego problemu swojego podopiecznego.

Z twarzy Harry’ego zniknęły wszelkie emocje. Jak miał to wyjaśnić? Snape zacznie śmiać się i z niego szydzić.

Snape, nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Harry zaczął zbierać dokumenty z podłogi i układać je. Położył mokre ubrania na stołku i spojrzał na ramię, które trochę go bolało... Jego piżama także spłonęła, a była to jedyna jaką posiadał; otrzymał ją jako prezent od madame Malkin. Mankiet w rękawie też został spalony, będzie musiał to jakoś wyciąć. Co teraz? Snape ponownie wszedł do pokoju, trzymając czerwoną szatę.

- Czy nosisz „izolację” także pod spodniami, dziecko?

- Tak, proszę pana – wyszeptał Harry, czerwieniąc się z zażenowania.

- Umieść ją na szacie, wejdź do przebieralni i usuń ją z piżamy oraz spodni. Później wróć tutaj.

Snape był więcej niż zły. Kto przy zdrowych zmysłach pozwala dziecku chodzić zimą bez odpowiedniego stroju? Zdziwiła go pomysłowość chłopca, która pozwoliła mu rozwiązać problem. Magicznie wysuszył ubrania i wyrzucił papiery.

Harry opuścił pomieszczenie mając na sobie płaszcz. W jednej ręce trzymał stos mokrego papieru, a spodnie od piżamy w drugiej. Położył gazety na ławce i zobaczył, że Snape pozbył się reszty z nich. Wykorzystał wszystkie czasopisma, a jego piżama została zniszczona. Był bliski łez.

- Przepraszam, proszę pana.

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego. Chłopak przepraszał! Snape miał ochotę skręcić komuś kark. Najpierw tym głupim mugolom, a następnie opiekunce domu chłopca, która powinna była takie rzeczy sprawdzić!

- Czy boli cię ramię? -zapytał łagodnie.

- Trochę... Spalił mi się mankiet piżamy, ale będzie w porządku, profesorze.

- Ja o tym zdecyduję, pokaż mi je. - Snape posmarował maścią zaczerwienioną część ramienia. Przestało swędzieć, zamiast tego pojawiło się uczucie świeżości.

- Dziękuje, profesorze.

- Masz teraz jakieś zajęcia, Potter?

- Nie, proszę pana. Mam wolne aż do obiadu.

- Chodź ze mną.

Weszli do gabinetu Snape'a, gdzie nauczyciel kazał mu usiąść.

- Kupiłeś szaty u madame Malkin, prawda? – Profesor na wszelki wypadek wolał się upewnić.

- Tak, proszę pana, na Pokątnej.

Snape podszedł do biurka, wziął pergamin i pióro. Dał je Harry'emu i zapytał:

- Czy ćwiczyłeś pisanie, jak ci pokazałem? – zapytał surowo.

- Tak, proszę pana.

Czy Snape chce żeby pisał linie?

- Podyktuję ci, dziecko:


Do

Madam Malkin

ul. Pokątna

Prosimy o dostarczenie następujących rzeczy: czterech par zimowej bielizny i koszulek; ośmiu par wełnianych skarpet;, trzech wełnianych koszulek, z długimi rękawami, białych; trzech par wełnianych spodni zimowych, zgodnych z regulaminem szkoły; dwóch szkolnych swetrów z kamizelką oraz pary skórzanych rękawic...

- Chcesz kapelusz, panie Potter?

- Kapelusz, profesorze?

- Tak, jakieś nakrycie głowy?

- Tak, proszę pana.

wełnianej czapki i nauszników, w kolorach Gryffindoru; butów zimowych; butów z wodoodpornymi podeszwami; trzech wełnianych piżam; płaszcza; trzech bluz i kompletu sportowych szat.

- Czy to wystarczy? Zapisałeś wszystko?

- Tak, profesorze. Wystarczy, dla kogo? – Harry nie rozumiał, dlaczego profesor właśnie jego o to pyta.

- Dla ciebie, głupi dzieciaku!

- Przepraszam. Tak myślę, że to wystarczy.

- Dodaj: płaszcz zimowy; pięć par białej bielizny oraz buty sportowe.

Proszę o wysłanie do Hogwartu, odbiór osobisty przez Severusa Snape’a i/lub Harry’ego Pottera.

- Tak jest. Nie wiedziałem, proszę pana.

- Nie wiedziałeś o czym, Potter? – sondował Snape.

- Że mogę zamówić ubrania pocztą, profesorze, gdybym wiedział, zrobiłbym to wcześniej.

- Zdaje sobie z tego sprawę, Potter.

- Czy nie należy wpisać numeru mojej skrytki u Gringotta, profesorze? - indagował Harry.

- Nie, Potter. Nie martw się o rachunek. Jest jeszcze coś, czego potrzebujesz?

- Nie sądzę, proszę pana.

- Zakończ list prośbą o szybką realizację, ubrania powinny dotrzeć w ciągu dwóch dni.

- A co z rozmiarem, proszę pana? – dopytywał się chłopak.

- Madame Malkin zna twój rozmiar, a jeśli zajdzie potrzeba, to zawsze możemy je zmniejszyć lub powiększyć, tak aby na ciebie pasowały, Potter. Nie potrwa zbyt długo zanim przyślą ubrania, a w tym czasie będziesz nosić ten płaszcz. Jest ciepły. Zakładaj go na mundurek i swoje szaty, to dostarczy ci wystarczającej izolacji.

- Tak jest. Dziękuje, profesorze.

- Nie będę cię strofował na temat tego zdarzenia, panie Potter, ale jest to rodzaj rzeczy, w których powinieneś poprosić o pomoc. Nie powinieneś rozwiązywać wszystkich problemów samodzielnie. Jesteś mądry i rozwiązanie tego problemu było genialne, ale dopiero nadchodzi okres zimna. Nie chcę żeby było ci zimno lub żebyś czuł dyskomfort.

- Przepraszam, profesorze. Nie jestem przyzwyczajony do... - zająknął się, ale szybko się opamiętał. - Dziękuje za pomoc.

- Pani Pomfrey przebada cię niedzielę. Odżywiałeś się prawidłowo?

-Tak, proszę pana.

- Nadal jesteś zbyt chudy, ale poczekajmy na wyniki badań pielęgniarki. W poniedziałek oczekuje na twój esej, możesz dać mi go razem z pracą domową z eliksirów.

- Tak jest.

- Możesz iść, panie Potter. Wyślę list.


***



Snape znalazł Minerwę popijającą herbatę w swoim gabinecie.

- Wiesz, co to jest? - Umieścił na jej biurku kilka zmiętych papierów.

- Nie mam pojęcia. Zamierzasz je umieścić w klatce chomika lub innego zwierzęcia? Wydaje się, że pochodzą z kilku mugolskich czasopism. – Nauczycielka transmutacji fachowo oceniła leżące przed nią kartki papieru.

- Harry Potter nosił je między swoimi szatami! – wybuchnął Snape.

- Harry Potter... Ale dlaczego? To miał być żart? Ile punktów odebrałeś mojemu domowi? –

- Nie mów mi, Minerwo, że jedyne, co cię obchodzi, to punktacja domów! - żachnął się Snape.

- Wiesz dobrze, że to nieprawda. Proszę, oświeć mnie, o co chodzi z panem Potterem i tymi kartkami – poprosiła spokojnie.

- Chłopiec miał piżamę pod codziennymi ubraniami i wszystkie te papiery dla izolacji, bo było mu tak zimno! On nie ma żadnych zimowych ubrań! – wykrzyknął Snape nie potrafiąc się uspokoić.

- Ale dlaczego? – McGonagall nie rozumiała istoty sprawy.

- Dlaczego? Powinnaś być bardziej konkretna – ironizował Severus.

- Dlaczego mi nie powiesz? Jak się dowiedziałeś?

- Część tych jego kartek zapaliła się dzisiaj w klasie, kazałem mu o tym opowiedzieć. Został zmuszony do wymyślenia jakiegoś rozwiązania tego problemu! Merlin wie kiedy i jak nauczył się takiej ochrony! A dlaczego nie był przygotowany na zimno? Ponieważ wraz z listem przyjęcia i listą książek nie została wysłana lista wymaganej odzieży! I nie sprawdziłaś, czy uczniowie posiadają niezbędne ubrania na zimę w Szkocji! Ale nie, zamiast tego zapewniłaś mu najlepszą dostępną miotłę! – Snape czuł, że im dłużej, i dogłębniej, będzie tłumaczył całą sprawę, tym szybciej szlag jasny go trafi.

- Napij się herbaty. Co zrobiłeś? – dopytywała opiekunka Gryffindoru.

- Dałem mu ciepły płaszcz i złożyliśmy przez sowę zamówienie na odpowiednie ubrania. Gdyby miał taką listę wraz z wykazem potrzebnych książek, mógłby je kupić, gdy Hagrid zabrał go na Pokątną!

- Przykro mi, Severusie. Lecz nawet tutaj są niechciane dzieci – wszeptała Minerwa.

- Tak, wiem. Lecz są dzieci, które nie są chcą zostać pozostawione nawet tutaj – szybko zripostował.

- Zakładam, że złożyłeś zamówienie na normalne ubrania – stwierdziła spokojnie.

- Chłopiec jest bogaty, Minerwo! Ma u Gringotta dość pieniędzy żeby wymieniać garderobę co miesiąc! A musiał nosić gazety między ubraniami, aby utrzymać ciepło! Chłody rozpoczęły się dwa tygodnie temu!

- Naprawdę bardzo mi przykro, ale nic więcej nie mogę teraz zrobić. Porozmawiam z nim, powinien był mi powiedzieć. – W głosie McGonagall było słychać prawdziwą skruchę.

- Nawet nie próbuj. Nie chcę żeby czuł się zawstydzony. Po prostu oddaj mi przysługę i sprawdź, czy wszyscy Gryfoni mają odpowiednie ubrania na zimę. – Snape natychmiast zareagował na, jego zdaniem, niezbyt szczęśliwy pomysł Minerwy.

- Zrobię to. Powinnam pomyśleć o tym wcześniej. Wiem, że podczas pierwszej nocy sprawdzasz czy twoi wychowankowie mają odpowiednie ubrania. – Minerwa popatrzyła na młodszego kolegę z szacunkiem.

- Tak, robię to. Zresztą zwykle muszę odsyłać pewne rzeczy, ale czasami jestem zmuszony prosić o zimowe ubrania, bo niektórzy rodzice uważają, że mrozy zaczynają się dopiero po Bożym Narodzeniu. Ale to jest pierwszy raz kiedy znalazłem dziecko, które utrzymuje ciepło owijając się papierem. Więzy krwi czy nie, Minerwo... ten chłopak nie wróci do tych mugoli! – Ostatnie zdanie Snape’a ociekało wręcz furią skierowaną na Dursleyów.

- Pracujemy nad ochroną, Severusie. A Harry zostaje na święta w szkole, nie będzie ich widział aż do lata. - Próbowała uspokoić wzburzonego Severusa.

Minerwa zobaczyła, że Snape pozbył się leżących na biurku papierów.

- Zostanie to między nami, prawda? –spytała cicho.

- Nie ma potrzeby informowania nikogo innego, Minerwo. – Krótko skwitował Mistrz Eliksirów.


***



Harry znalazł przyjaciół w bibliotece. Patrzyli na niego z niepokojem.

- Dał ci szlaban, stary? – zapytał Ron ze współczuciem.

- To nie była twoja wina, Harry, twój rękaw się zapalił… - Hermiona przytrzymała jego rękę.

- A od kiedy Snape’a to obchodzi? – Ron nie miał złudzeń co do osoby najbardziej znienawidzonego nauczyciela w Hogwarcie.

- Jestem głodny.

Harry nie chciał słuchać tyrady Rona. Snape był zły i wziął punkty z jego domu. Ale jednocześnie wyleczył mu rękę, dał płaszcz i kupił mu ubrania. Naprawdę brał opiekę nad Harrym na poważnie.


***



W następnym tygodniu Harry przybył na lekcję eliksirów przed resztą klasy.

- Tutaj jest mój esej, panie profesorze – mówiąc to położył na biurku nauczyciela zwój pergaminu.

- Jak się teraz czujesz, pisząc na lekcjach, Potter? – Snape chciał wiedzieć czy zadane ćwiczenia przynoszą jakikolwiek efekt.

- Lepiej, moja ręka łatwiej utrzymuje pióro, profesorze. Piszę szybciej i mniej niechlujnie. – Zgodnie z prawdą stwierdził Harry.

- Należy nadal ćwiczyć, Potter. Spróbuj napisać jedną stronę ćwiczenia przed rozpoczęciem prac domowych.

- Jak długo, proszę pana?

- Do początku następnego semestru, dziecko. Nie musisz mi ich pokazywać, ale wierzę, że zrozumiesz ich znaczenie.

- Tak jest, profesorze.

- Więc to jest twój esej?

- Tak, proszę pana. Trzy stopy. Ale… - Harry próbował wyjaśnić istotę swojego problemu odnośnie napisanego eseju.

- Jest skończony czy nie? – Snape szybko uciął próbę jakiegokolwiek tłumaczenia.

- Tak, proszę pana, ale... Sądzę, że nie spodobają się panu wnioski. – Nerwowo odparł Harry

- Dlaczego nie?

- Bo myślę, że chciał pan żebyśmy zrozumieli, że walka z trollem była niebezpieczna i my to wiemy, tylko, że... – Harry zamilkł nie wiedząc jak ma wytłumaczyć o co mu tak naprawdę chodzi.

- Pozwól mi go przeczytać, panie Potter, porozmawiamy o tym później.

- Tak, profesorze.

Lekcja minęła bez żadnych incydentów. Po raz pierwszy Gryffindor nie stracił ani jednego punktu.

Harry czuł się bardziej komfortowo, gdy Snape nie dyszał mu w kark podczas warzenia, co przyniosło mu nawet dobrą ocenę.


***



Tej nocy Snape wziął ze sobą esej do pokoju nauczycielskiego.

Siadł przed kominkiem i zaczął go czytać. Naprawdę się uśmiechał, gdy Minerwa umieściła przed nim filiżankę herbaty.

- Co czytasz, Severusie? - spytała Minerwa, siadając na sofie naprzeciwko niego.

- Pracę domową.

- Nie bywasz tak zadowolony podczas czytania prac domowych. – Spojrzała na niego podejrzliwie.

- Zawsze cieszą mnie rzeczy, które piszą uczniowie – odciął się Snape.

- Cieszysz się możliwością krytykowania ich, ale tym razem jest inaczej. Nie przekreślasz całych zdań i nie piszesz wrednych komentarzy – skomentowała, coraz bardziej zdziwiona, Minerwa.

- To esej Pottera na temat trolli i zdarzenia, które miało miejsce w Halloween. Opisał je w całkowicie różnych wersjach i wyjaśnił, że po przeanalizowaniu wszystkich faktów, jedynym sposobem na to, aby ocalić pannę Granger było dokładnie to, co zrobili – wyjaśnił, rozbawiony jej reakcją.

- I co o tym myślisz? Zamierzasz dać mu wykład o opuszczaniu przyjaciół w potrzebie i nauczeniu się ukrywania? Chciałeś żeby był skruszony, ale pozwoliłeś mu uzasadnić wnioski. Po czymś takim nie będziesz mógł go zbesztać – skomentowała pouczającym tonem.

- To mnie zastanowiło. Mamy je uczyć uciekać i ukrywać się czy zostać i walczyć? – pytanie zostało zadane gawędziarskim tonem.

- To dzieci, nie żołnierze. – Minerwa w zdusiła dyskusję w zalążku.

- Tak, to są dzieci. Pan Potter otrzyma jutro swoje ubrania. Czy istnieje jakiś sposób, aby mugole za nie zapłacili? – zapytał Snape, domyślając się odpowiedzi.

- Kiedy Albus usłyszał o ubraniach, mówił o zatrzymaniu wypłacania im comiesięcznego dodatku pieniężnego – McGonagall napotkała spojrzenie Snape’a. - Wiesz, że musiałam mu powiedzieć.

- Po prostu chcę być pewny, że Harry nie zapomni, iż posiada skrytkę w banku i że ma prawo do korzystania z jej zawartości.


***



Następnego dnia po lekcjach, Snape wezwał zielonookie dziecko do swojej kwatery.

Zapytał jak minął mu dzień, zanim powiedział, że esej był dobry. Wyglądało na to, że Harry i jego przyjaciele naprawdę przeprowadzili badania na zadany temat, a także przemyśleli wnioski.

- Powtórzyliśmy całą sytuację jeszcze raz na korytarzach, a ja zmierzyłem czas, proszę pana. I zdaliśmy sobie sprawę, że wszyscy nauczyciele byli w lochach, prefekci byli w drodze do pokoi wspólnych, a teleportacja nie jest możliwa na terenie zamku. Tylko Ron i ja wiedzieliśmy, gdzie jest Hermiona, szukaliśmy jej, nie trolla. Jeśli tylko jeden z nas zostałby w łazience, to nie byłby w stanie odciągnąć uwagi trolla wystarczająco długo, żeby kogoś powiadomić.

- A więc jesteś pewien, że to był jedyny sposób na uratowanie twojej przyjaciółki?

- Tak, proszę pana.

- Ona nie powinna szukać kłopotów, nie sądzisz?

- To nie tak, ona skłamała. Siedziała zdenerwowana w łazience, nie wiedziała nic o trollu, dopóki jej nie zaatakował.

- Nie było potrzeby kłamać – skarcił Snape.

- Nie chciała żebyśmy z Ronem mieli kłopoty, nie po tym jak ją uratowaliśmy – wymamrotał Harry.

- Rozumiem. Dobrze, więc mogę żywić nadzieję, że nie będziesz ponownie szukał trolla lub innego niebezpiecznego stworzenia, prawda? – domagał się odpowiedzi profesor.

Harry przypomniał sobie trójgłowego psa z korytarza na trzecim piętrze.

Snape wyraźnie zakazał, aby się do niego zbliżał. Dobrze wiedział, gdzie się znajdował, nie było potrzeby szukania jeszcze raz.

- Nie, proszę pana – przytaknął z pewnym ociąganiem Harry.

- To dobrze, dziecko. Teraz zobaczmy, co jest w tych paczkach, które do ciebie przyszły – zasugerował Snape

- Tak jest, profesorze! - zawołał ochoczo.

Snape musiał użyć wszystkich swoich zdolności nabytych podczas szpiegowskiego szkolenia, aby zachować kamienną twarz, gdy zobaczył jak chłopak otwiera pakunki i znajduje swoje nowe ubrania.

- To za dużo, profesorze.

- Musisz się codziennie przebierać, panie Potter.

- Są ciepłe. Dziękuje, proszę pana. – W głosie chłopca było słychać szczerą wdzięczność.

- Nie dziękuj mi, dziecko. To jest tylko to, czego potrzebujesz. Kąp się jak zawsze, ponadto noś bieliznę pod piżamę i zmieniaj rano piżamę na mundurek, a następnie załóż szaty. Możesz również założyć ciepły płaszcz na ten normalny. Zabiorę ci punkty, jeśli ponownie będziesz zmarznięty. – Surowo upomniał.

- Powinno być jakieś wprowadzenie do magicznego świata dla dzieci wychowanych przez mugoli, panie profesorze. Wszystko jest bardzo mylące – zasugerował dyplomatycznie Harry.

- Dlatego jestem twoim opiekunem. Szybko się przyzwyczaisz. Cóż, panie Potter, umieść wszystkie ubrania w kufrze i wracaj do swojego dormitorium.

Snape przeglądnął zawartość kufra. Wiele rzeczy musiał wyrzucić, resztę skurczył do rozmiaru Harry’ego. Będzie musiał zamówić kilka ubrań, gdy nadejdzie wiosna.

- Świetnie, panie profesorze. Dziękuje.

- Żadnej więcej izolacji, Potter. – Po raz kolejny profesor go strofował.

- Nie, proszę pana.

Chłopiec wyglądał na szczęśliwego, a Snape miał wielką nadzieję, że będzie unikać kłopotów.

Wiedział, że było to myślenie życzeniowe, gdy tylko pod koniec następnej lekcji eliksirów usłyszał szyderczy głos młodego Malfoya.

- To naprawdę smutne, że są ludzie, którzy idą do szkoły, ponieważ nie chcą ich w domu, nie sądzisz? – Niby współczujące zdanie ociekało wręcz sarkazmem.

Malfoy mówił do kolegów, ale na tyle głośno, aby Harry go usłyszał.

Snape był gotów przerwać potencjalną bójkę, ale ucieszył się, że Harry tylko wziął swoje rzeczy i wyszedł z klasy.

Trudno o chęć do bójki, kiedy wszystko co ma się na sobie jest nowe, ciepłe i dopasowane. Harry nie musiał przebywać u Dursleyów, Snape się nim opiekował i był w Hogwarcie, to było więcej niż wystarczające.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O trollu i czarodziejskich dzieciach 16
O trollu i czarodziejskich dzieciach 20
O trollu i czarodziejskich dzieciach 13
O trollu i czarodziejskich dzieciach 12
O trollu i czarodziejskich dzieciach 17
O trollu i czarodziejskich dzieciach 18
O trollu i czarodziejskich dzieciach 11
O trollu i czarodziejskich dzieciach 8
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 2
O trollu i czarodziejskich dzieciach do 11

więcej podobnych podstron