Fisher John Okiem psa Poradnik psiej psychologii





























Dedykuję tę książkę moim rodzicom, którym zawsze tyle kłopotu sprawiało objaśnienie, z czego właściwie żyje ich syn, oraz mojej żonie Lizie, tak zawsze pomocnej mi w pracy, i mojemu synowi Jasonowi, któremu niezmiernie zależy na tym, aby jego imię znalazło się w książce.


John Fisher

OKIEM PSA

PORADNIK PSIEJ PSYCHOLOGII

Przekład ANNA REDLICKA


Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne

Tytuł oryginału: Think Dog! An Owner's Guide to Canine Psychology

Autor: John Fisher

John Fisher jest specjalistą w dziedzinie behawioryzmu psów z rozległą, wieloletnią praktyką w Bookham, Surrey, związanym od lat z grupą weterynarzy z Kliniki Woodthorpe w Londynie. Wykłada też w Instytucie Studiów nad Psem i jest konsultantem wielu oficjalnych struktur weterynaryjnych zajmującym się problemami związanymi z zachowaniem się psów. Jest też członkiem-założycielem Association of Pet Behaviour Consultants.

First published in Great Britain 1990 by H. F. and G. Witherby Ltd.

© John Fisher

Zdjęcia na wkładkę wykonał: Robert Król

Projekt okładki i strony tytułowej: Dariusz Miroński

Zdjęcie na okładce: Agencja East-News

© Copyright for the Polish edition

by Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne,

Redaktor merytoryczny: Marta Jerzmanowska Redaktor techniczny: Jolanta Dubielecka Korektor: Elżbieta Głuchowska

ISBN 83-09-01605-0 636.7

SPIS TREŚC



OD TŁUMACZA 12

WPROWADZENIE 14

CZĘŚĆ I CZYM JEST PIES? 16

1 POCHODZENIE PSA 17

Przodkowie 18

Wilcze ścieżki 19

2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA? 22

Noworodek (0 do 13 dni) 23

Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni) 24

Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni) 25

Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni) 29

Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy) 30

Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy) 31

Wiek dojrzały (l do 4 lat) 32

3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE 34

Zamieńmy się miejscami 39

4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ 45

Negatywna tigmotaksja 46

Wrażliwość na dotyk 47

Wrażliwość na dźwięki 47

Wrażliwość wzrokowa 48

Wrażliwość psychiczna 48

Zachowania charakterystyczne dla różnych ras 50

5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD 52

Zasady postępowania 53

Zastosujmy to w praktyce 54

6 SZTUKA STOSOWANIA KAR 57

Część II POZYTYWNE PODEJŚCIE DO PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH 65

7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE 66

8 STRESY 72

9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA 80

10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY 85

Eukanuba 88

Dieta Hilla 89

Dieta naturalna 91

Jak czytać etykiety 92

Podsumowanie 93

11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA 95

12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA 105

13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA 112

Psy i niemowlęta 112

Psy i dzieci 117

Psy i dorośli 120

Psy i psy 124

14 AGRESJA 128

Agresja dziedziczna 131

Agresja nerwicowa 132

15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ 135

16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM 139

Zabawy w domu 139

Zabawy w ogrodzie 140

Zabawy w parku 140

CZĘŚĆ III PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW od A do Z 142

KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ 143

Agresja 143

Brudzenie w domu 143

Ciągnięcie na smyczy 144

Dieta 144

Goście 144

Gonienie innych zwierząt 145

Gryzienie przedmiotów 145

Kopanie 146

Lizanie 146

Nadaktywność 147

Nadmierne poczucie własności 148

Nadpobudliwe zachowanie 148

Nerwowość 148

Niszczycielstwo 149

Obrona 149

Obrona terytorium 149

Ogryzanie 149

Odruchy kopulacyjne 149

Przywoływanie 150

Podniecenie jazdą samochodem 150

Szczekliwość 150

Ucieczki 151

Gryzienie 152

Walka 152

Wskakiwanie na ludzi 153

Wycie 154

Zjadanie odchodów 154

Znaczenie terenu 155

Żebractwo 155

OD TŁUMACZA

Pies, udomowiony przez człowieka przed tysiącami lat, bardzo szybko stał się czymś więcej niż zwyczajnym zwierzęciem gospodarskim. Był pomocnikiem, nieodłącznym towarzyszem polowań, po prostu przyjacielem. Ten trwający przez wieki bardzo bliski kontakt spowodował, że niemal zapomniano o jego pochodzeniu od dzikiego drapieżcy. Dama pieszcząca miniaturowego pudełka - pisze Fisher - ze zgrozą odrzuciłaby sugestię, że w drobnym ciałku jej pupila drzemią uśpione instynkty wilka. Rzeczywiście dzisiaj rzadko o tym pamiętamy.

Dobry pies był przez wieki powodem do dumy. Toteż wieczorami, przy dzbanie wina, opowiadano niestworzone historie, których bohaterem był pies - mądry ponad miarę, sprytny i przemyślny. Z czasem okazywało się, że jeden potrafi liczyć, inny podawać panu ogień, jeszcze inny kradł węgiel, by jego ukochany pan nie zamarzł z zimna. Opowiadano też o psach, które rannych towarzyszy prowadziły prosto do lekarza weterynarii po pomoc. Wrodzonym przymiotom psa dodawano coraz to więcej cech czysto ludzkich. Od dawna też pisano dydaktyczne bajki, w których typowo ludzkie zalety i przywary przypisywano zwierzętom. Często ich bohaterem bywał pies, przedstawiany jako uosobienie wierności i lojalności, choć czasem i niewolniczego poddaństwa.

Antropomorfizację psa doprowadzono do szaleństwa w Hollywood. Po sukcesie Lassie, producenci często sięgali po “psie tematy”, stawiając przed czworonożnymi bohaterami coraz trudniejsze zadania, często stojące w rażącej sprzeczności z wrodzonymi predyspozycjami psa. W rezultacie widzowie otrzymywali przesłodzony obraz, na którym psy odbierają telefony lub ratują życie dzieciom w zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach, choćby stosując sztuczne oddychanie czy masaż serca.

Nic dziwnego, że karmieni taką “wiedzą” od najwcześniejszych lat zapomnieliśmy o prawdziwej naturze psa. Konsekwencje tego są fatalne. Oczekiwania i nadzieje właściciela rozmijają się zupełnie z faktycznymi możliwościami psa. Właściciel bądź rezygnuje z posiadania czworonoga, bądź morduje się przez kilkanaście lat z rozwydrzonym potworem, stanowiącym zagrożenie dla wszystkich wokoło.

Książka ta jest pierwszym w Polsce przewodnikiem psychologii psów, mającym pomóc właścicielom w wychowaniu miłego, posłusznego zwierzęcia ku obopólnej satysfakcji. Bez łamania charakteru i stosowania przemocy. Fisher obala wiele mitów i przesądów, głęboko zakorzenionych w powszechnym mniemaniu - zaiste nie łatwe to zadanie, nie ma bowiem nic trwalszego niż powszechnie uznane sądy.

Bardzo ciekawe są rozważania autora o wpływie diety na zachowanie psów. Nie wszystkie z wymienionych karm są już na naszym rynku, ale warto wiedzieć, jaki wpływ na organizm zwierzęcia mogą mieć poszczególne składniki pożywienia.

Wiele miejsca poświęca autor leczeniu homeopatycznemu, jednak radziłabym powstrzymać się od sprawdzania działania tych leków - lekarze weterynarii mają pełne ręce roboty z naprawieniem błędów domorosłych znachorów. Bywa, że na skuteczną pomoc jest już za późno.

Wszystkim hodowcom polecam natomiast rozdział o kształtowaniu się charakteru szczeniaka. Jakże często, ogarnięci chęcią wyhodowania pięknego psa, zapominają o tym, że sukces na wystawie to pięć minut radości, a z psem przebywamy dwadzieścia cztery godziny na dobę przez wiele lat. Na ogół nabywcom nie zależy wcale na wystawach, oni chcą mieć po prostu wiernego przyjaciela. Z tej książki dowiedzą się jak wybierać szczeniaka, aby codzienne życie z nim było przyjemnością, a nie męczarnią.

WPROWADZENIE

Czy jest przyjaciel równy mu,

co ścieżkę wskaże ci.

Uczciwe serce, wierny druh,

duch wielki w oczach lśni.

Artysta w pracy,

w sportach mistrz,

rodziny i stad stróż.

Faworyt królów,

pieszczoch dam,

to przecież pies i już!

choć ciałem raczej mały,

to podbił on świat cały...

Wiersz ten jest uroczym hołdem wyrażającym uwielbienie milionów ludzi dla nieodłącznego towarzysza, dzielącego z nimi dom i los - psa. “Przewodnik wskazujący ścieżki” - przywodzi na myśl psa przewodnika wiodącego ślepca. “W pracy swej artysta” to choćby border collie pędzący stado owiec. “Strażnik rodziny i stad” - toż to owczarek niemiecki stróżujący u furtki czy bobtail czujnie obserwujący obejście. Psy z łatwością spełniają nie tylko te zadania, ale też wiele, wiele innych. Pozwala nam to przypuszczać, że rozumiemy te zwierzęta z taką samą łatwością, jak one pojmują, czego od nich oczekujemy. Ale czy naprawdę rozumiemy psy? Podejrzewam, że jednak nie. Co więcej, powstaje pytanie, czy psy rzeczywiście rozumieją nas? I znów obawiam się, że odpowiedź brzmi - nie.

Kiedy jednak zupełnie bezstronnie zastanowimy się, czym właściwie jest pies, łatwo zauważymy, jak naiwne jest przypisywanie mu ludzkiego systemu wartości czy ludzkiego sposobu rozumowania w postępowaniu. Ta książka ma za zadanie pomóc w zrozumieniu psa takim, jaki on jest w rzeczywistości. Kiedy nauczymy się, jakie są psie motywacje, system wartości, dlaczego postępuje tak, jak postępuje i w jaki sposób się uczy, wtedy nasze stosunki z czworonogim przyjacielem staną się w pełni satysfakcjonujące. Niestety, nader często dbający o swoich podopiecznych właściciele są błędnie informowani o tym, jak mają postępować. Recenzowałem ostatnio książkę, której autor zalecał używanie cienkiego, bambusowego pręta przy uczeniu psa chodzenia przy nodze. Prętem tym należy uderzać psa po pysku, ilekroć spróbuje wysunąć się przed przewodnika. Ten sam autor ma prostą receptę, jak oduczyć psa przyjmowania smakołyków od obcych. Otóż w kawałek mięsa należy zawinąć ni mniej ni więcej tylko pinezkę, tak aby ostry szpikulec wystawał nieco na zewnątrz. Kiedy pies spróbuje zjeść smakołyk, ukłuje się w nos! Z podobnym skutkiem można użyć widelca. Ostre zęby wystające podstępnie ponad smaczny kąsek skutecznie mają zniechęcić psinę do przyjmowania czegokolwiek do jedzenia od obcych. Na okładce tego dzieła widnieją nazwiska wielce czcigodnych i zasłużonych kynologów, którzy poniewczasie odżegnują się od jego treści. Książka jest atrakcyjnie wydana, a jej cena nader umiarkowana. Moją negatywną recenzję pominięto milczeniem, a książka jest dostępna tak w sklepach, jak w bibliotekach. Jakże wiele szkody ta ogólnie dostępna publikacja wyrządzi dbałym o psy właścicielom i ich podopiecznym, którzy zechcą oprzeć się na “fachowej” literaturze!

Jako psi behawiorysta upatruję źródła większości problemów, jakie mają właściciele ze swoimi psami, w fałszywym rozumieniu normalnego psiego zachowania. Zdarzają się, bez wątpienia, psy o chwiejnej psychice i złym temperamencie, u których cechy te są uwarunkowane genetycznie, ale ich liczba jest znacznie mniejsza niż wskazywałaby liczba eutanazji, dokonywanych z wymienionych powodów. Nie zawsze też wina złych psich zachowań spoczywa jedynie na właścicielu. Twierdzenie, że “nie ma głupich psów, są tylko źli właściciele” niekoniecznie musi być prawdziwe.

Dlaczego psy objawiają czasem zaburzenia zachowania, które z pozoru wydają się być nie do rozwiązania? Czytając tę książkę przekonacie się, jak wiele okoliczności trzeba wziąć pod uwagę przed postawieniem diagnozy, czy to pies jest przebiegłym szelmą, czy też właściciel głupcem.

Książka podzielona jest na trzy części. Część pierwsza wyjaśnia zachowania psów i ich przyczyny. Druga traktuje o najczęściej występujących zaburzeniach zachowania psów i sposobach ich rozwiązywania. Część trzecia to łatwy w użyciu przewodnik dla tych, którzy mają kłopoty z zachowaniem się ich podopiecznych. Jako właściciel, trener, wystawca i sędzia znam doskonale blaski i cienie, jakie przynosi zajmowanie się trudnymi zwierzętami. Wiem też doskonale, że wiele z tych problemów można rozwiązać, o ile uda się ustalić jakie są ich przyczyny. Tylko wtedy, gdy rozumiemy w jaki sposób pies się uczy, będziemy w stanie nauczyć go prawidłowego reagowania na nasze komendy, co zdecydowanie różni się od wpajania mu naszego systemu wartości. Aby postępować właściwie, musimy spojrzeć na życie psa w ludzkim stadzie z jego punktu widzenia. Innymi słowy musimy zacząć myśleć jak pies!


CZĘŚĆ I
CZYM JEST PIES?

1 POCHODZENIE PSA

W książce zapisów miałem zanotowane: poniedziałek, 9 rano - pani Gort z dwuletnim samcem rottweilerem - agresywny w stosunku do ludzi. “Cóż za radosny początek nowego tygodnia” - zdążyłem pomyśleć, a już usłyszałem zajeżdżający samochód. Zupełnie wtedy nie przypuszczałem, jak ważny będzie ten przypadek dla dalszej mojej działalności. To on uświadomił mi, że w leczeniu zaburzeń behawioralnych znacznie ważniejsze jest ustalenie przyczyn złego zachowania, niż koncentrowanie się li tylko na objawach.

Kiedy wyszedłem, aby powitać moich pacjentów, uderzył mnie widok kruchej starszej pani, dobrze po sześćdziesiątce, trzymającej się zderzaka i desperacko usiłującej utrzymać się na nogach. Od razu zobaczyłem przyczynę tych rozpaczliwych wysiłków - w drugiej ręce trzymała smycz, na której wisiał wielki, rozwścieczony rottweiler. Sytuację pogarszało to, że jego złość była skierowana wyraźnie przeciwko mnie. Jednocześnie nawiedziły mnie dwie myśli “Czy ona będzie w stanie go utrzymać” i “Czemu kobieta w jej wieku wybrała sobie tak dużego psa”.

Żeby nie przedłużać tej historii nadmiernie - jakoś udało się psa opanować. Okazało się, że obecna właścicielka nie tyle wybrała sobie takiego potwora, ile go odziedziczyła. Pani Gort była gospodynią domową emerytowanego oficera. Rudi, bo tak nazywał się pies, był jego własnością. Kiedy pan zmarł, zapisał swojej gospodyni w testamencie zarówno dom, jak i rottweilera. Zapisowi testamentowemu towarzyszyła instrukcja, że Rudiemu nie może zbywać na niczym. Nie minęło wiele czasu, a Rudi okazał się nieznośny. Pani Gort przypuszczała, że przydałoby mu się trochę ćwiczeń. Ale kiedy tylko wstałem, by przygotować dla nas herbatę, Rudi szarpnął się tak, że pani Gort znalazła się na podłodze razem z krzesłem. Stało się oczywiste, że jakikolwiek trening jest ostatnią rzeczą, na którą miałby ochotę. Na szczęście pani Gort udało się utrzymać smycz, nie jestem bowiem wcale pewien, czy Rudi wstał z miejsca tak gwałtownie, aby pomóc przynieść mi filiżanki. Mieliśmy tu do czynienia z sytuacją, kiedy po śmierci swego pana Rudi był jedynym dorosłym samcem w domu. Z racji wieku i kondycji pani Gort nie była w stanie zapewnić mu niezbędnej porcji codziennych ćwiczeń. Ponadto, stosując się do ostatniej woli właściciela, staruszka zapewniała psu trzy razy dziennie porcję świeżego mięsa.

Zanim cokolwiek można było postanowić, Rudi musiał na powrót znaleźć się pod kontrolą. Ograniczenie jego praw w domu i odebranie pewnych przywilejów miało prowadzić do zaakceptowania przez niego nowych reguł postępowania. Pomóc miała jednocześnie wprowadzona zmiana diety na mniej energotwórczą i niskobiałkową. Pewną sumę pieniędzy trzeba było wydać na zaangażowanie doświadczonej w postępowaniu z psami osoby, która zapewniłaby psu codzienną porcję ruchu, zabierając go na długie spacery. Miały one spożytkować nadmiar energii i dostarczyć nowych bodźców psychicznych, rozpraszając nudę. Doradzane długie spacery miały na celu ograniczenie nadmiernie rozwiniętego instynktu terytorialnego Rudiego i, według mojej opinii, było znacznie sensowniejszym sposobem wydawania pieniędzy niż płacenie gigantycznych, cotygodniowych rachunków u rzeźnika. (Wszystkie elementy mojej porady zostaną później omówione dokładniej).

Ten nowy sposób postępowania z Rudim przyniósł spodziewane rezultaty w bardzo krótkim czasie. Rudi stał się miłym, delikatnym w obejściu olbrzymem, jak zresztą większość przedstawicieli tej rasy. Nie sądzę, aby podobnie dobre rezultaty udało się uzyskać, próbując konwencjonalnych metod tresury ze znudzonym, przekarmionym i pełnym niespożytkowanej energii psem. Jedynym rezultatem byłaby prawdopodobnie próba sił, z której wyszlibyśmy oboje, tak jak ja i pani Gort, ciężko pogryzieni. Tego roku otrzymałem kartkę świąteczną od pani Gort ze zdjęciem Rudiego. Stał na tylnych nogach przy kuchennym zlewie, najwyraźniej pomagając przy zmywaniu. Czyż nie miało to znaczyć, że wreszcie udało się jej obłaskawić swego domowego samca! Rudi nie był psem z natury agresywnym, on jedynie zachowywał się agresywnie i na tym polegał problem. Mam nadzieję, że uda mi się uzmysłowić państwu różnice tych dwóch postaw. Lubię rottweilery i jestem pewien, że ich fatalna opinia jest niezasłużona. Na takie a nie inne zachowanie się Rudiego miał niewątpliwy wpływ fakt, że oddano mu przewodnictwo stada. Postępował on zatem tak, jak powinien odpowiedzialny za stado przewodnik. Na pierwszy rzut oka mówienie o rodzinie jako o stadzie może się wydawać dziwactwem, bowiem my, ludzie, postrzegamy to zupełnie inaczej. Psy, jako zwierzęta z natury stadne, rodzą się z potrzebą bycia członkiem stada z zachowaniem całej jego hierarchii. Tak też patrzą na rodzinę, w której przyszło im żyć.

Przodkowie

Aby w pełni zrozumieć zachowania psów, niezbędna jest znajomość zachowań gatunków, od których się one wywodzą. Poznając wzorcowe zachowania, możemy sobie wyrobić jasny pogląd na przyczyny takiego, a nie innego postępowania psów. Zdaję sobie przy tym sprawę, że choćby ze względu na różnice rozmiarów przyjęcie założenia o wspólnym pochodzeniu doga niemieckiego i chihuahua może wzbudzać niejakie opory. Istnieją dostatecznie pewne dowody na to, że pies pochodzi od jednego gatunku, który żył na terenach Europy Północnej ponad dziesięć tysięcy lat temu. To bynajmniej nie wyklucza możliwości, że współczesny pies mógł równolegle rozwinąć się z innych, blisko spokrewnionych gatunków, prowadzących wędrowny tryb życia w innych regionach. Choć współczesne psy domowe różnią się znacznie wielkością, to wykonane w 1937 roku przez E. Dahra pomiary czaszek psich wykazały, że niezależnie od rasy i wielkości stosunek szerokości szczęki w najwęższym jej punkcie do jej długości jest stały. Co więcej, takie same rezultaty otrzymał on mierząc czaszki psów z epoki kamiennej. Mierząc długość rzędu zębów trzonowych i porównując ją z wysokością żuchwy uzyskał zbliżone rezultaty. Jego badania dowodzą, że w okresie początkowego udomowiania psów ich wielkość była zbliżona, a ich wygląd ulegał późniejszym zmianom w obrębie tego samego typu.

Podbudowaniu tej teorii może służyć także fakt, że mózgoczaszka wszystkich psów ma zbliżoną objętość. Zatem różnica pomiędzy dogiem a chihuahua jest świadomie wykreowaną przez człowieka różnicą wielkości i kształtu ciała. Skoro wszystkie psy wywodzą się od jednego wspólnego przodka, zastanówmy się, który z dziś wolno żyjących gatunków ma posłużyć nam za model do naszych behawioralnych obserwacji? Miałżeby to być (jak chce większość naukowców) wilk czy może szakal? Szukając podobieństw pomiędzy psem a oboma tymi gatunkami, dochodzimy do Wniosku, że jednak raczej wilk jest prawdopodobnym przodkiem. Przede wszystkim wzór zębowy psa i wilka jest zbliżony, podczas gdy u szakala jest on różny od obydwu. Znamienne, że kiedy w roku 1965 Fuller i Scott ustalili dziewięćdziesiąt wzorów zachowań psów, aż osiemdziesiąt jeden było charakterystycznych też dla wilków. Dźwięki wydawane przez psy i wilki są podobne, a wydawane przez szakale - różne od obydwu. Podobnie ma się rzecz z zachowaniami stadnymi.

W świetle tych faktów wydaje się, że to właśnie wilk jest tym zwierzęciem, na którym powinniśmy skoncentrować naszą uwagę.

Wilcze ścieżki

Wilki są zwierzętami stadnymi o silnie rozwiniętym poczuciu hierarchii stada. Wilk Alfa jest przewodnikiem stada. Wbrew obiegowym opiniom nie utwierdza on swojej pozycji w stadzie nieustannym okazywaniem agresji wobec pozostałych jego członków. To inne, słabsze osobniki podbudowują jego autorytet nieustannym demonstrowaniem uległości. Oczywiście, kiedy w stadzie pojawi się osobnik na tyle silny, że może zagrozić pozycji lidera, natychmiast pojawia się agresja i rzecz cała kończy się walką. Ale są to nader rzadkie przypadki. Na ogół stado żyje w harmonii i spokoju. Niejedno ludzkie skupisko mogłoby się wiele nauczyć obserwując współdziałanie stada wilków w walce o przetrwanie. Badania nad zdziczałymi psami wykazały, że ich sposób życia i wzory zachowania są niezwykle podobne do tych, jakie występują u wilków. Kiedy na przykład samica wilka rodzi miot młodych, jednocześnie dwie lub trzy inne w stadzie zaczynają produkować mleko, na wypadek gdyby naturalna matka została zabita. U psów domowych stosunkowo często spotykamy się ze zjawiskiem ciąży urojonej. Ostatnio spotkałem się z tym, że suka dobermanka zaczęła produkować mleko, gdy kocica najbliższych sąsiadów urodziła młode. Zgoda - to nader rzadki przypadek, ale dowodzi, jak silne są instynkty macierzyńskie u psów.

Wilki mają bardzo silny instynkt terytorialny. W walce o przeżycie każde stado broni zajętego przez siebie terytorium. Wilki znakują jego granice kałem i moczem, pozostawianym w punktach o strategicznym znaczeniu. Specyficzny zapach stada stanowi ostrzeżenie dla innych stad czy pojedynczych osobników, że wkroczyły na obcy teren. Podobne zachowania przy znakowaniu własnego terytorium możemy zaobserwować u psów, chociaż wydawać by się mogło, że dostępność pożywienia powinna znieść konieczność obrony własnego terenu.

Zwykle wyprowadzamy nasze psy na spacery w miejsca uczęszczane przez ich większą liczbę i od wczesnego wieku staramy się je socjalizować i na ogół nie mamy większych kłopotów z poskromieniem instynktu obrony własnego terytorium przez psy. Jednak, kiedy dwa o silnej osobowości psy spotkają się na terenie, który każdy uważa za własny, łatwo może dojść do walki, zwłaszcza kiedy oba są głodne.

Postawa ciała wilka i psa są niemal identyczne. Jako właściciele nie mamy na ogół kłopotów z odczytaniem mowy ciała naszego domowego ulubieńca. Orientujemy się kiedy jest zły, zadowolony, kiedy nam się poddaje. Ale rzadko kiedy potrafimy prawidłowo odczytać subtelne znaki, jakie wymieniają między sobą dwa psy. Zresztą często podkładamy pod nie własne, z gruntu fałszywe interpretacje. Kiedy golden retriever macha łagodnie nisko opuszczonym ogonem, dla większości ludzi oznacza to dokładnie to samo, co wysoko zadarty ogon owczarka niemieckiego, szybko kiwający się na boki.

Fakt, że stykamy się z tak dużą liczbą ras, powiększa zamieszanie powstałe w wyniku błędnych interpretacji psich zachowań. Mieszkając pod jednym dachem z golden retrieverem, który radośnie macha ogonem, możemy być nieco zaskoczeni, kiedy ugryzie nas owczarek niemiecki, którego próbowaliśmy pogłaskać, bo tak radośnie machał wysoko zadartym ogonem.

Gdybyśmy znali prymitywne wzorce zachowań byłoby jasne, że o ile pierwsza postawa jest podyktowana poddańczą postawą i oznacza, jestem miły dla ciebie, ty bądź miły dla mnie”, o tyle druga, odstraszająca mówi - “nie podchodź bliżej, bo cię ugryzę”. Jeszcze trudniej odczytać mowę psa, który zgodnie ze standardem rasy ma obcięty ogon.

Nieliczne są takie zachowania psów, których nie spotykamy u ich dzikich kuzynów. Powstały one, jak sądzę, w wyniku świadomych działań hodowców, którzy nader chętnie utrwalali dziwne czy oryginalne cechy, jakie ujawniły się u szczeniąt w ich hodowli. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że niektóre z tych wyprodukowanych przez człowieka ras pozostawione same sobie nie mogłyby przeżyć w stanie dzikim. Prawa natury są być może okrutne dla odmieńców, ale dzięki nim przeżywają osobniki najlepiej przystosowane. Nic nie zmieni też faktu, że choćbyśmy nie wiem jak starali się wpłynąć na wygląd i psychikę rozmaitych psich ras, i tak w ostatecznym rozrachunku okaże się, że drzemią w nich instynkty i wzory zachowań dzikiego wilka.

2 JAK ROZWIJAŁA SIĘ PSYCHIKA PSA?

Cykl życiowy każdego gatunku zwierząt podzielić można na określone fazy. U psa długość każdej z tych faz można określić niemal co do dnia. Znajomość krytycznych faz rozwoju psa może pomóc nam w lepszym zrozumieniu jego zachowań. Zdecydowanie zbyt często spotyka się psy, u których zaburzenia zachowania wynikają z ignorancji hodowcy, czy później - właściciela. Psy urodzone w dużych hodowlach, w których selekcjonuje się je pod kątem przyszłej kariery wystawowej, często pozostają u hodowcy dłużej niż czternaście tygodni. Trzymane w kojcu zaczynają zdradzać objawy kenelozy - choroby kenelowej. Trafiając w końcu do nabywcy jako psy kanapowe są tak uciążliwe dla właściciela, że zupełnie nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Mają ogromne kłopoty w nawiązaniu kontaktu z człowiekiem i są wyjątkowo mało odporne na stresy. Znakomicie natomiast czują się w towarzystwie innych psów. Wynika to stąd, że przebywając w kojcu szczenięta takie miały zaburzoną fazę socjalizacji (8-12 tydzień). O ile nauczyły się w tym czasie nawiązywać kontakt z innymi psami, o tyle nie miały szans na pełny, intensywny kontakt z człowiekiem. Można powiedzieć, że są przesocjalizowane w stosunku do psów, a niedosocjalizowane w stosunku do ludzi.

Dla kontrastu producenci szczeniąt, którym zależy jedynie na szybkim obrocie, zabierają szczenięta z gniazda bardzo wcześnie, w wieku czterech, pięciu tygodni. Maleństwa często są transportowane w kiepskich, stresotwórczych warunkach do handlarzy, sklepów czy nowych domów. Takie szczenięta tracą w swym rozwoju inny ważny okres, w którym przebywając z matką i rodzeństwem uczą się typowych psich zachowań. One już nigdy nie nauczą się, co to znaczy być naprawdę psem. Z takich szczeniąt wyrastają często osobniki nadmiernie agresywne, które zwyczajnie nie potrafią współżyć z innymi psami. Są one też bardzo trudne w układaniu, gdyż nie nauczyły się od matki prawidłowego reagowania na jej dyscyplinujące działania.

Okresy socjalizacji z psami i z ludźmi są niesłychanie ważne dla prawidłowego rozwoju charakteru psa. Jednak wielu ludzi skłania się ku składaniu wszelkich zaburzeń charakterologicznych psów na karb czynników genetycznych. Są pewni, że skoro pies odziedziczył złe skłonności po którymś z rodziców, to żaden trening nie pomoże. W większości przypadków jest to nieprawda. Natomiast powołanie się na czynniki genetyczne to z reguły bardzo wygodny wykręt ze strony osób, które poproszono o pomoc w układaniu trudnego psa, a które zupełnie nie wiedzą, jak się do tego zabrać.

Zdarzają się oczywiście przypadki, kiedy zaburzenia charakteru są odziedziczone po rodzicach, ale znacznie częściej wywołane są one jakimiś wpływami środowiska zewnętrznego. Zachowanie suki ma ogromny wpływ na rozwój charakteru szczeniąt według zasady “małpa widzi, małpa robi”. Na przykład dominująca nad członkami rodziny suka będzie warczeć na każdego, kto zbliży się do szczeniąt. Te, kiedy podrosną, z łatwością przejmą wzór zachowania matki, co może być z łatwością odczytane jako odziedziczona agresja. Jeżeli suka znajduje się niżej w hierarchii stada niż TY - wtedy, uznając TWOJE przewodnictwo, nie będzie warczeć na ludzi, których TY przyprowadzisz, aby podziwiali jej szczenięta. Trzeba pamiętać, że szczenięta pomiędzy czwartym a siódmym tygodniem życia rozwijają się niezwykle intensywnie. W wieku siedmiu tygodni ich mózg jest już tak rozwinięty, że łatwo uczą się biorąc przykład z innych.

Teoria wpływów środowiska na rozwój charakteru dopiero zaczyna zdobywać sobie szersze uznanie, natomiast znaczenie kolejnych faz rozwoju szczenięcia zostało poznane i uznane wiele lat temu. W roku 1963 Clarence Pfaffenberger opublikowała książkę pod tytułem “Nowa wiedza o zachowaniu psa”. We wstępie Pfaffenberger pisała:

Życie rodzinne psów jest dla mnie czymś najbardziej interesującym w świecie zwierzęcym. Jest ono prawie tak zajmujące, jak życie rodzinne człowieka. Podobieństwa są tak duże, że obserwując zachowanie psów, a zwłaszcza szczeniaków, możemy najlepiej poznać i zrozumieć nasze ludzkie modele zachowań.

Zachowania psa w stosunku do jego ludzkiej rodziny (właścicieli) bardzo przypominają zachowanie dziecka wobec własnej rodziny. Wzajemne zachowania szczenięcia i suki bardzo przypominają związki pomiędzy matką i niemowlęciem”.

Ogólnie rzecz biorąc książka Pfaffenberger opisuje wysiłki autorki w kierunku wyselekcjonowania szczeniaka, który w przyszłości miałby stać się idealnym psem przewodnikiem. Jednak jej badania nad kolejnymi fazami rozwoju szczeniaka, przeprowadzone w końcu lat pięćdziesiątych, miały daleko większe znaczenie.

Noworodek (0 do 13 dni)

W tym okresie, kiedy rozwijają się ich zmysły, szczenięta zaczynają żmudną naukę bycia psem. Początkowo, kiedy nieporadnie pełzają po pudle, w którym przyszły na świat, ich zachowanie jest zupełnie nie psie. W tych dniach szczenięta używają rozwijających się zmysłów do poznawania otaczającego je świata drogą pozytywnych i negatywnych doświadczeń. Uczą się działać w sposób właściwy swemu gatunkowi. Kiedy, na przykład, po dotarciu do ścianki kojca szczeniak próbuje się na nią wspinać jak kot, kończy się to zawsze upadkiem na plecy. To negatywne doświadczenie przekonuje psiaka, że nie może się wspinać jak kot. Kiedy natomiast w trakcie pełzania wokół ścianek kojca szczeniaki wpadają na siebie, ten pierwszy, przypadkowy kontakt jest wstępem do późniejszych zabaw miotowego rodzeństwa, choć początkowo kończy się raczej tym, że przytuleni do siebie malcy zasypiają. To pozytywne doświadczenie prowadzić będzie w przyszłości do typowych psich zachowań.

Faza psiej socjalizacji (14 do 49 dni)

Szczenięta swoim wyglądem i zachowaniem zaczynają coraz bardziej przypominać dorosłe psy, a ich bezładne i nie skoordynowane działania stają się znacznie bardziej celowe. W improwizowanych walkach używają danych przez Matkę Naturę, ostrych jak igły zębów, ucząc się, jak mocno należy ugryźć, aby zadać ból. Czując ugryzienia dowiadują się, co to jest zadany ból. Zadawanie i poznawanie bólu to jedna z przyczyn, dla których mleczne zęby są tak ostre. W tej fazie rozwoju zęby nie służą do rozrywania mięsa, gryzieniu kości, zdobywaniu pokarmu, słowem żadnej z form dorosłej aktywności psów. Mięśnie szczęk u szczeniąt są bardzo słabe, niedorozwinięte i w tej fazie rozwoju malcy uczą się dopiero regulować i kontrolować siłę ugryzienia. Głośny pisk ugryzionego w ucho brata jest sygnałem dla gryzącego, że chwyt był zbyt mocny. Ostre odgryzienie, jakie otrzymuje w rewanżu jest niezłą lekcją, co to znaczy zbyt mocny chwyt.

Kiedy faza ta ma się ku końcowi, matki zaczynają odstawiać szczenięta od piersi (czas, kiedy to robią, jest sprawą osobniczą, gdyż niektóre suki są bardziej macierzyńskie od innych). Początkowo suka pomrukuje na szczeniaka ostrzegawczo, a kiedy mimo to malec zabiera się do ssania, warczy, patrząc przeszywającym wzrokiem. Może nawet stanąć nad przewróconym na grzbiet szczeniakiem, który na ogół przypłaszcza się do ziemi, popiskując. Następnym razem po takiej lekcji ostrzegawcze mruknięcie wystarcza już, aby zdyscyplinować malca.

Jest to jedna z dróg wpajania szczeniętom dyscypliny w tej fazie rozwoju. Niestety, wielu niedoświadczonych hodowców uważa takie zachowanie matki za objaw szczególnej niechęci suki do własnego dziecka lub wprost agresji, która zakończyć może się nawet zagryzieniem niesfornego malca. Każda suka podejmuje ostre działania dyscyplinujące w stosunku do tego szczeniaka, który przejawia szczególnie dominujący charakter. W zbędnej trosce o życie szczeniaka nowicjusze potrafią nawet odizolować matkę od miotu lub oddzielić od reszty “zagrożonego” malca. Niezwykle rzadko zdarza się, aby w tym stadium rozwoju suka zagryzła swoje młode. Jest to natomiast niezwykle ważne, by wszystkie szczenięta pozostawały razem z matką do końca tej fazy rozwoju. Tylko wtedy ich charakter ma szansę ukształtować się prawidłowo. Nasza niewczesna interwencja w dyscyplinujące działania matki w stosunku do psiaka o silnie dominującym charakterze zaowocuje w przyszłości rozlicznymi kłopotami wychowawczymi, jakie sprawi on swemu właścicielowi.

Choć w tej fazie rozwoju najważniejsze jest, aby szczeniak nauczył się zachowania w stosunku do innych psów, umiał regulować siłę ugryzienia i rozumiał znaczenie porządku sfory, nie można zapomnieć o znaczeniu kontaktów z człowiekiem, jakie nawiąże w tym czasie.

Hodowca powinien często brać na ręce każdego szczeniaka, głaskać, delikatnie przewracać na grzbiet, kontrolować stan oczu, uszu, łap, oglądać zęby, pielęgnować. W trakcie tych zabiegów szczeniak nie tylko uczy się, że kontakty z człowiekiem są przyjemnym doświadczeniem, ale też przeżywa, przynajmniej początkowo, lekki stres. Pozwala to na wykształcenie odpowiedniej odporności na stres, niezbędnej w dorosłym życiu. Ze szczeniąt, które w tej fazie rozwoju miały zapewnione zarówno ciepło i bezpieczeństwo opieki matczynej, jak i przyjemność kontaktu z człowiekiem, wyrastają na ogół prawidłowo przystosowane do życia psy.

Faza socjalizacji z człowiekiem (7 do 12 tygodni)

Nauczywszy się w poprzednich fazach rozwoju jak być psem, szczenięta muszą teraz nauczyć się, jak przystosować się do życia wśród ludzi. Najlepiej, aby szczeniak zmieniał dom tuż po ukończeniu siedmiu tygodni. Odpowiedzialny hodowca, mając szczenięta w tym wieku, powinien skontaktować się z doświadczonym trenerem psów lub behawiorystą, który przeprowadziłby testy charakteru wszystkich szczeniąt w miocie.

Niestresujące, przeprowadzone w tym wieku testy pozwolą określić temperament i przyszły charakter malca. Pewna wiedza na ten temat pozwoli wybrać odpowiedniego szczeniaka zgodnie z oczekiwaniami przyszłych właścicieli. Testowane są dziedziczne predyspozycje, odmienne u różnych szczeniąt. Testy przeprowadzone w późniejszym wieku mogą dać wynik zafałszowany wpływami środowiska. Rzadko zdajemy sobie sprawę, jak ważna może być rola hodowcy we właściwym doborze pary szczeniak - przyszły właściciel. Zatraciłem już rachubę, ilu właścicieli odpowiedziało mi, że to nie oni wybrali sobie szczeniaka, ale to on sobie ich wybrał. Kiedy tylko przyjechali obejrzeć szczenięta, on wybiegł im na spotkanie, rozpychając po drodze miotowe rodzeństwo. Gdyby nabywcy zapytali hodowcy, powiedziałby im, że ten szczeniak był zawsze pierwszy przy misce i wyrósł na większego i mocniejszego niż reszta rodzeństwa, ponieważ to on ssał zawsze z najlepszego sutka. Hodowca świetnie wie, że ten właśnie szczeniak ma najbardziej niezależny, dominujący charakter.

Ten samodzielny wybór właściciela jest pierwszą z wielu decyzji, jakie w przyszłości podejmie za swoich państwa taki silnie dominujący szczeniaczek. Uważam, że powinno być odwrotnie.

Większość z nas zdaje sobie sprawę, że nie należy wybierać najmniejszego, nieustannie skamlącego szczeniaka, który siedzi wciśnięty gdzieś w róg kojca, zupełnie ignorowany przez resztę rodzeństwa. Niejeden jednak ulegnie odruchowi litości, decydując się na kupno takiej “sierotki”. Mało kto zdaje też sobie sprawę, co go czeka z pieskiem, który sobie sam wybrał właściciela. Gdy chcesz mieć miłego, niekłopotliwego i łatwego w prowadzeniu towarzysza, wybierz szczeniaka kontaktywnego, ale nigdy zbyt ofensywnego i pewnego siebie.

Idealnie byłoby, aby wszystkie szczenięta były sprzedawane według poniższego, nieco utopijnego schematu. Hodowca, po przeprowadzonej z nabywcą rozmowie decyduje, czy chce aby jego szczenię trafiło do tego człowieka. Następnie, dowiedziawszy się, jakie są warunki domowe i charakter pracy przyszłego właściciela, hodowca sam wybiera szczenię, które jego zdaniem najlepiej sprosta stawianym mu oczekiwaniom. Niestety nie żyjemy w idealnym świecie. Zbyt wielu hodowców produkuje szczenięta wyłącznie dla pieniędzy, nie interesując się ich dalszym losem.

Przez lata opracowywano różne testy psychiczne, pozwalające określić przyszły charakter szczeniaka i jego przydatność do pracy, jaką powinien wykonywać. Pfaffenberger przedstawia testy pomocne przy wyborze idealnego psa przewodnika. W 1975 roku William E. Campbell wymyślił testy mające pomóc w wyborze psa najlepiej nadającego się do codziennego życia z rodziną. Wszyscy hodowcy, poważnie traktujący swoje zajęcie, powinni je znać i stosować.

Nie ma potrzeby zaznaczać, że testy powinna wykonywać osoba znająca je dobrze, możliwie obca dla szczeniąt. Testowany szczeniak powinien znaleźć się w obcym sobie pokoju sam na sam z przeprowadzającym test, tak aby obecność rodzeństwa nie dodawała mu pewności siebie. Testy powinny mieć miejsce w porze największej aktywności szczeniąt.

Sprawdzają one pięć różnych typów zachowań, które są następująco punktowane:

Bardzo dominujący l punkt

Dominujący 2 punkty

Uległy 3 punkty

Bardzo uległy 4 punkty

Niezależny 5 punktów

Szczeniaki, które otrzymały w punktacji głównie jedynki, są szczególnie predystynowane do pracy psów stróżujących lub policyjnych. Wymagają one doświadczonego przewodnika. Nie zawsze psy o takim charakterze mają fizyczne warunki do podjęcia tego rodzaju zadań - sądzę, że nawet bardzo dominujący chihuahua będzie zmuszony pozostać nieodkrytym talentem. Szczeniaka o takim charakterze pod żadnym pozorem nie można sprzedać komuś, kto nie ma żadnego doświadczenia w postępowaniu z psami. Pies, który zaliczył testy na jedynki i na dwójki, nawet z przewagą dwójek, jest ciągle jeszcze niezłym materiałem na psa pracującego.

Te szczeniaki, które otrzymały dwójki i trójki, ale głównie dwójki, mogą być dobrymi psami dla rodziny, choć nie dla każdej. Lepiej, aby nie było tam dzieci, a przyszli właściciele mieli pewne doświadczenie w postępowaniu z psami. Te, które otrzymały głównie trójki, mogą być chętnymi towarzyszami zabaw, nawet dla młodszych dzieci. Te, które oceniono na trójki i czwórki, wymagają wrażliwych i spokojnych właścicieli. Zwierzę z przewagą czwórek łatwo może stać się agresywnym tchórzem.

Pies, który otrzymał głównie piątki, znakomicie zniesie warunki dużej hodowli, natomiast nieszczególnie nadaje się na przyjaciela rodziny.

Testy należy przeprowadzić następująco:

Test 1: Predyspozycje stadne / towarzyskość

Szczeniak powinien znaleźć się na podłodze, pośrodku pokoju, w którym przeprowadzany jest test. Osoba prowadząca test powinna zwrócić uwagę szczeniaka na siebie i zachęcić go, aby podszedł. Szybkość reakcji, zachowanie i postawa jaką szczeniak przyjmuje podchodząc do człowieka, jak się wobec niego zachowuje - wszystko to ma wpływ na punktację.

Szybko, z podniesionym ogonem przychodzące szczenię, które podskakuje i podgryza ręce testującego, otrzymuje l punkt. To, które podchodzi niepewnie z podwiniętym ogonem, poddańczo posikując, otrzymuje 4. Natomiast taki piesek, który zupełnie ignoruje obecność człowieka, zajęty swoimi sprawami otrzymuje 5 punktów.

Test 2: Chęć towarzyszenia człowiekowi

Kiedy udało się skłonić szczeniaka, by podszedł lub przynajmniej podążał w kierunku prowadzącego test, ten powinien zrobić kilka kroków do tyłu i obserwować, czy szczeniak chętnie mu towarzyszy. Bardzo dominujący szczeniak pójdzie za nim chętnie, plącząc się pod nogami, a nawet próbując chwycić zębami za stopę. Bardzo uległy, delikatnie popchnięty pójdzie za przewodnikiem, przewracając się na plecy za każdym razem, gdy ten się zatrzyma, aby go pogłaskać. Niezależny zajmie się swoimi sprawami ignorując zaproszenie do spaceru.

Test 3: Pozbawienie swobody ruchu

Osoba testująca przewraca szczeniaka delikatnie na grzbiet i unieruchamia go na około trzydzieści sekund. W tym teście przyznawane są punkty od jednego do czterech, w zależności od tego, jak energicznie malec protestuje przeciw tej pozycji. Jeden będzie wyrywał się próbując ugryźć trzymającego (1), inny powstrzyma się od gryzienia, jeszcze inny będzie protestował leciutko lub pogodzi się z przemocą, liżąc ręce trzymającego.

Test 4: Reakcja na gesty dominacyjne

Często zdarza się nam widzieć spotkanie dwóch obcych psów, zdawałoby się równych siłą. Po chwili zastanowienia jeden z nich kładzie łapę lub opiera podbródek na kłębie drugiego. Widywaliśmy zapewne obydwa możliwe warianty rozwiązania tej sytuacji, w której jeden z psów wykonał typowe gesty dominacyjne. W pierwszym wariancie drugi uznał się za słabszego i psy rozeszły się spokojnie. W drugim - uznał, że jest równie silny i spotkanie zakończyło się walką. Test ma sprawdzić reakcje szczeniaka na gesty dominacyjne. Osoba testująca głaszcze malca po głowie, następnie schodzi ręką w dół i zatrzymuje dłoń na kłębie na około trzydzieści sekund. Jeden punkt otrzymuje szczeniak, który zacznie protestować, powarkując i starając się wywinąć. Bardzo uległy (4 punkty) prawdopodobnie posiusia się trochę, przypadając do ziemi. Niezależny, podobnie jak w poprzednich testach, zignoruje całą procedurę (5 punktów).

Test 5: Pelna dominacja przez podniesienie do góry Podobnie jak w teście 3 przyznajemy punkty od l do 4, gdyż, jak przekonamy się za chwilę, szczeniak jest pozbawiony możliwości wykazania się niezależnością. Osoba testująca podnosi delikatnie szczeniaka na około trzydzieści sekund, splatając mu dłonie pod brzuszkiem. Taki chwyt stawia osobę testującego w pozycji absolutnego dominanta. W zależności od stopnia poddania przyznajemy punkty od l do 4.

Siedmiotygodniowy szczeniak przypomina niemal nie zapisaną kartę, tak niewielki jest zespół zachowań nabytych. W tym wieku ich reakcje odzwierciedlają głównie odziedziczone skłonności. Późniejsze doświadczenia oraz wpływy środowiska ukształtują ostatecznie temperament psa. Testy przeprowadzone w siódmym tygodniu życia pozwolą hodowcy Z dużą dozą prawdopodobieństwa określić przyszły charakter malca i wybrać dla niego odpowiedni dom.

Kiedy szczeniak znajdzie się w nowym domu, jego kontakty z domownikami, obcymi ludźmi, gośćmi powinny być tak sympatyczne, jak to tylko możliwe. Nowi właściciele powinni unikać, jeśli to możliwe, zbyt ostrego karcenia malca zarówno krzykiem, jak i wymierzaniem zbyt mocnych kar fizycznych. Pomiędzy ósmym a jedenastym tygodniem szczeniak poznaje uczucie strachu. Toteż, jeśli w tym okresie doświadczy zbyt silnego strachu lub bólu, stanie się nadmiernie lękliwy i wyprowadzenie go z tego stanu może być bardzo trudne. Nowy właściciel musi bardzo delikatnie traktować malca w tej fazie rozwoju, chroniąc go przed wszelkiego rodzaju urazami. W tym okresie warto udać się z malcem do lekarza weterynarii nie w celu dokonania jakiegokolwiek nieprzyjemnego zabiegu, ale po to tylko, aby lekarz obejrzał go po przyjacielsku. W trakcie takiej wizyty warto dać pieskowi jakiś smakołyk, a potem spokojnie udać się do domu. To bardzo ważne, aby ten pierwszy kontakt z weterynarzem, którego psy na ogół nie darzą sympatią, odbył się w takich bezstresowych warunkach.

Faza ustalania hierarchii (12 do 16 tygodni)

Mniej więcej w tym wieku psiak przestaje być szczeniakiem, a staje się młodym dorosłym. Czuje się już zadomowiony w swoim nowym otoczeniu. Często nadmiernie zażywa wolności i otrzymuje przywileje, których nie miałby nigdy pozostając w gnieździe z matką i rodzeństwem, lub żyjąc w stadzie dzikich czy zdziczałych psów. Patrząc z naszego, ludzkiego punktu widzenia, wciąż postrzegamy takiego dwunaste- czy szesnastotygodniowego psa jako szczeniaka i tolerujemy w jego zachowaniu rzeczy, których nigdy nie zaakceptowali byśmy u dorosłego psa. Zupełnie zapominamy o tym, że psy rozwijają się znacznie szybciej niż ludzie. A przecież - skoro nie akceptujemy zuchwałości dziesięcio- czy dwunastolatka, nie powinniśmy zatem tak łatwo zezwalać na nią podrastającym szczeniakom.

Tę fazę rozwoju nazywa się często fazą ząbkowania - zmiany zębów. Charakteryzuje się ona nieodmiennie gryzieniem wszystkiego, co popadnie. Psiak w tym okresie zaczyna czuć się coraz bardziej pewny siebie i próbuje ustalić wstępnie hierarchię stada, w którym się znalazł.

Dr Ian Dunbar z Kalifornii próbował ostatnimi laty ustalić, w jaki sposób przebieg socjalizacji z psami i z ludźmi szczeniąt w wieku między dwunastym a osiemnastym tygodniem życia wpływa na późniejsze zachowania dorosłego psa. Jego doświadczenia obejmowały wizyty szczeniaka w psim przedszkolu, gdzie małe psy uczyły się opanować lęk na widok tych dużo większych. Duże zaś uczyły się zachowywać delikatnie w obecności małych. Program przedszkola obejmował wprowadzenie szczeniaków w sytuacje, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć w dorosłym życiu, jak choćby lekarska kontrola pazurów, oczu, uszu czy gruczołów okołoodbytowych. Cała rodzina, nie wyłączając dzieci, była zapraszana do udziału w takich przedszkolnych spotkaniach. Właściciele uczyli się jak sprawić, by psiak reagował na ich komendy - chodź, stój itd. Psia młodzież uczyła się natomiast przebywania z dziećmi. Tymi nad wyraz ruchliwymi, obdarzonymi piskliwymi głosami istotami, z którymi nigdy nie wiadomo, co też im strzeli do głowy, i nigdy nie wiadomo - czy już się trzeba bać, czy może bronić się.

Okres pomiędzy dwunastym a osiemnastym tygodniem wybrano z następujących powodów:

1. Lekarz weterynarii nie zgodzi się, aby młodszy niż dwunastotygodniowy szczeniak stykał się z innymi psami, ze względu na kwarantannę poszczepienną.

2. Kiedy szczeniak ukończy osiemnaście tygodni, w jego organizmie zachodzą znaczące zmiany. U samców rośnie poziom testosteronu. Zmienia się nie tylko ich nastawienie do innych psów, ale i nastawienie innych psów do nich. To naturalne - przestają być szczeniakami.

Takie przedszkolne klasy dla podrastających szczeniąt są już znane także w Anglii i doradzałbym wszystkim, którzy mają niewielkie doświadczenie w wychowaniu szczeniąt, aby skorzystali z możliwości udziału w takich zajęciach. Wyniki badań dowodzą, że ze szczeniąt, które uczęszczały do psich przedszkoli, wyrastają psy znacznie łatwiejsze w prowadzeniu. Bardzo rzadko wdają się one w walki z innymi psami, nie przejawiają agresji w stosunku do ludzi i są znacznie lepszymi pacjentami, gdy zajdzie potrzeba interwencji weterynaryjnej.

Faza ucieczek (4 do 8 miesięcy)

Skłonność do ucieczek można by określić jako zew wolności. W tym okresie pies, który do tej pory posłusznie reagował na wołanie i szybko wracał do właściciela, kiedy usłyszy swoje imię, zatrzymuje się, zawiesza wzrok gdzieś w przestrzeni, by w końcu pójść w przeciwną stronę.

Wśród dzikich zwierząt jest to zupełnie normalne zachowanie. Znaczy to tyle, że młody samiec lub samica zaczyna rozglądać się za odpowiednim partnerem seksualnym (mniej więcej w tym czasie młode samice mają pierwszą cieczkę) lub postanawia zwiedzić okolicę na własną rękę. Ta faza rozwoju odpowiada wiekowi czternastu, szesnastu lat u ludzi. Nie znaczy to wcale, że pies ucieka stale przez cztery miesiące. Na ogół trwa to kilka dni, czasami miesiąc, zawsze w tych granicach czasowych. Dalsze, głęboko zakorzenione kłopoty z przychodzeniem psa na wołanie mogą wynikać wtedy, gdy odkryje on, że nieposłuszeństwo może być świetną zabawą. Nader zabawne może okazać się spotkanie i pogonienie zająca czy wyjedzenie kanapek, niebacznie pozostawionych przez odpoczywającą na pikniku rodzinę. W końcu atrakcją może być spotkanie młodej chętnej do figli suczki, z którą można ganiać się po parku. Kiedy po dwóch godzinach takiej pysznej zabawy winowajca natknie się na wściekłego, nie kryjącego swego zdenerwowania właściciela, trudno się dziwić, że uzna go za zdecydowanie mniej atrakcyjnego od przeżytych dopiero co przygód. Powrót do nieprzyjaźnie nastawionego właściciela skojarzy się na długo z przykrością, a ucieczka, prawem kontrastu - z przyjemnością. Wiedząc o tym naturalnym instynkcie, właściciele psów powinni w tym okresie zwracać szczególną uwagę na zachowanie swoich podopiecznych. Kiedy zauważą skłonność do nagłego znikania na dobrze sobie znanym terenie, mogą kontynuować spacery po tym samym terenie, ale na dłuższej smyczy. Mogą też chodzić na spacery w miejsca dotąd psom nie znane. To drugie rozwiązanie wzmocni więzi w stadzie i, jak przekonamy się w rozdziale trzecim, będzie stanowiło znakomitą wskazówkę dla psa, że to właśnie właściciel jest przewodnikiem stada.

Okres dojrzewania (6 do 14 miesięcy)

W organizmie psów i suk zachodzą w tym okresie duże zmiany hormonalne. Reakcje organizmu na te zmiany są u psów osobnicze, podobnie jak to jest u dojrzewających ludzkich nastolatków. Niektóre nastolatki mają pryszcze, inne irracjonalne problemy emocjonalne. Zdarzają się, choć nie często, tacy, którzy przechodzą ten trudny okres niemal niezauważalnie. Ci z nas, którzy mają własne dzieci, wiedzą świetnie jak trudny i skomplikowany jest dla naszych dzieci ten okres hormonalnych zmian. Wiemy też doskonale, jak ciężki i frustrujący jest ten okres dla nas, rodziców.

Dla psów okres dojrzewania jest tak samo trudny. Kiedy ciało zmaga się z ustawieniem nowej równowagi hormonalnej, pojawiają się efekty uboczne. Niektóre zmiany w zachowaniu mogą nawet przestraszyć właścicieli. Klasycznym przykładem jest odmienna niż dotąd reakcja psa na rzeczy dobrze mu znane. Coś, obok czego przechodził obojętnie, wzbudza w nim teraz złość, agresję lub strach. Niewłaściwa reakcja właściciela na te anomalie zachowania może w dużym stopniu zaważyć na charakterze dorosłego psa. Kiedy na przykład pies zaczyna szczekać na doskonale sobie znane krzesło, które przesunięto w nieco inne miejsce, właściciel nie powinien zachęcać go, nawet łagodnie, do podejścia i sprawdzenia co to jest. Jeszcze większym błędem będzie wręcz zmuszenie psa, aby podszedł do obiektu wzbudzającego lęk, bo na całe życie może mu pozostać uraz, kojarzący to konkretne krzesło z czymś przerażającym. Błąd polega tu na połączeniu ośmielania zwierzęcia z jednoczesnym nagrodzeniem (“Choć tu, zobacz, dobry piesek”). Znacznie rozsądniej uczyni właściciel ignorując fanaberie psa. Powinien usiąść na krześle ze słowami “nie zachowuj się jak durny pies” i spokojnie poczekać co będzie. Po paru chwilach pies skojarzy “och, to tylko to krzesło, nie zorientowałem się, bo je przestawiono” i spokojnie podejdzie do mebla.

Reakcja właściciela na irracjonalne zachowania dorastającego psa może ukształtować wzór zachowania w całym dorosłym życiu. Może być pewien, że osiągnie skutek odwrotny od oczekiwanego i to zarówno w postępowaniu z psem, jak i nastolatkiem, starając się dodawać mu odwagi, stwarzać cieplarniane warunki i usuwać wszelkie przeszkody. Z drugiej strony równie złe skutki przyniesie karanie za takie zachowania. Trzeba pamiętać, że w okresie dojrzewania niewiele jest logiki w postępowaniu młodzieży. Swoim zachowaniem właściciel musi upewnić psa, że jego młodzieńcze brewerie nie będą w żaden sposób nagradzane. Jeśli jednak dziwne zachowanie psa powtarzać się będzie przez kilka dni z rzędu, trzeba się zastanowić, czy nie kryją się za nim inne niż dojrzewanie przyczyny.

Wiek dojrzały (l do 4 lat)

Mniej więcej do czterech miesięcy fazy rozwoju szczeniąt różnych ras pokrywają się. Później pojawiają się pewne różnice. Generalnie psy małych ras wchodzą w poszczególne fazy nieco szybciej niż dużych. Okres dojrzewania aż do osiągnięcia pełnej dojrzałości trwa od roku do czterech lat w zależności od rasy i wielkości psa.

Wraz z osiągnięciem pełnej dojrzałości pojawia się potrzeba przewartościowania hierarchii stada. W tym okresie pies ustala swoją pozycję w stadzie raz na zawsze. (Posiadacze dorosłych psów nie powinni przerywać lektury w tym miejscu, rozdziały 3, 5 i 6 przekonają ich, że zmiana hierarchii stada jest jednak możliwa bez konieczności użycia siły). Jeśli pies ustalając wstępnie swoje miejsce w stadzie (między dwunastym a szesnastym tygodniem) zajął dość wysoką pozycje, może w późniejszym okresie, oczywiście zależnie od temperamentu, podjąć próbę przejęcia przewodnictwa stada. Jego zachowanie może być nawet agresywne w stosunku do właściciela. Czy i jak ta walka się rozegra, zależy w równej mierze od psychiki psa, jak i postępowania właściciela.

Niektóre psy przejawiają czynne odruchy obronne, inne zaś bierne. Te o odruchach aktywnych poprą swoją walkę o zmianę pozycji agresją. Psy o odruchach biernych przyjmą konieczność współzawodnictwa głupim, szczenięcym zachowaniem lub od razu podporządkują się (Rozdział 14). Jeśli właściciel psa, zwłaszcza którejś z ras stróżujących czy obrończych, zezwolił na zajęcie wysokiej pozycji w stadzie i nagle, w jakiejś określonej sytuacji spróbuje go sobie podporządkować, nie może być zdziwiony, że spotkał się z agresją ze strony swego podopiecznego. W stadzie wilków Alfa (przewodnik) utrzymuje w stałej dyscyplinie wszystkich niżej stojących członków stada, pilnując starannie, aby nie dostały się im nienależne przywileje. Nie znaczy to wcale, że jest on agresywny - to raczej jego pozycja w stadzie zmusza go do agresywnego działania. Zachowanie twojego psa w okresie osiągnięcia dojrzałości będzie wynikało z jego doświadczeń w poprzednich fazach rozwojowych oraz ze świadomości, na jak wiele mógł sobie do tej pory pozwolić. Ten rozdział miał uświadomić właścicielom psów, że suma doświadczeń, jakie zbierze ich pupil w kolejnych fazach rozwoju, da mu jasny pogląd na własną pozycję w stadzie w chwili osiągnięcia dojrzałości. Następne rozdziały mogą pomóc tym, którzy mają kłopoty z dorosłymi już, agresywnymi psami.

3 MIEJSCE PSA W LUDZKIM STADZIE

Jak pisałem w poprzednich rozdziałach, wszystkie psy, niezależnie od wielkości i budowy ciała, mają te same wzorce zachowania w poszczególnych fazach rozwoju, jak ich dzicy przodkowie. Przez lata jednak wzorce te zostały zamaskowane tak skutecznie, że niemal niemożliwe stało się ich prawidłowe rozpoznanie. Powstało wiele różnych ras, które zaspokoić mają odmienne oczekiwania szerokiej rzeszy miłośników psów. Posiadanie psa stało się modne. Doszło do tego, że za obowiązujący model pełnej rodziny zaczęto uważać rodzinę z dwójką dzieci, posiadającą dom, samochód i psa. Większości z tych ludzi mogłaby nie przypaść do gustu wiadomość, że słodki, mały pudełek smacznie śpiący na ich kolanach kryje w sobie instynkty dzikiego zwierzęcia. Być może nie akceptowaliby go wówczas tak łatwo jako członka swojej rodziny.

W rezultacie trwającego przez setki lat udomowienia pies stał się, generalnie mówiąc, zwierzęciem podporządkowanym człowiekowi. Jednak, jak wynika z dotychczasowej lektury, nawiązanie ścisłego kontaktu z psem, który w fazie socjalizacji (do 14 tygodnia życia) miał niewielką styczność z człowiekiem, jest trudne, a niektórzy twierdzą, że wręcz niemożliwe. Nie ulega wątpliwości, że wzajemne zrozumienie pomiędzy psem i człowiekiem nie jest wrodzone. Jest nabyte, wdrukowane we wczesnym szczenięctwie. Wczesna socjalizacja oraz fakt, że człowiek jest istotą dwunożną, o postawie wyprostowanej, stawia go automatycznie w pozycji zwierzęcia dominującego i ułatwia utrzymanie kontroli nad psem. Zdarza się jednak, że traci on tę kontrolę, stając się właścicielem psa kąsającego dłoń, która go karmi.

Jeśli pominiemy różnice wyglądu różnych ras i spojrzymy na psa jako na zwierzę o odziedziczonych instynktach, staje się jasne, jak powstają takie sytuacje. Analiza socjalnej struktury wśród wilków, zdziczałych psów i, na koniec, udomowionych psów wskazuje, że mamy do czynienia ze zwierzętami stadnymi. Dla prawidłowego funkcjonowania struktury socjalnej każdego stada niezbędna jest obecność osobnika Alfa (przewodnika). Dla członków stada wilków czy zdziczałych psów zrozumienie praw stada nie przedstawia większej trudności, gdyż w ustabilizowanej strukturze stada każde zwierzę ma swoje określone miejsce. Im wyższa jest jego pozycja w stadzie, tym większe ma on przywileje. Wszystkie zwierzęta w stadzie rozumieją mowę ciała i znaczenie poszczególnych sygnałów. Kiedy niższy rangą uzurpuje sobie któryś z zarezerwowanych dla osobnika Alfa przywilejów, wystarczy jedno spojrzenie, aby przywołać go do porządku. Okazuje się, że w przypadku psów udomowionych sam fakt, że przyszło im żyć w mieszanych, psio-ludzkich, stadach często komplikuje sytuacje. My, ludzie, próbujemy wpoić psom nasz system wartości. One jednak nie są w stanie przekroczyć progu psiego pojmowania i akceptują wyłącznie własny system wartości. Na ogół udaje się nam wszystko zagmatwać na tyle, że aż dziw, jak psy są w stanie w ogóle nauczyć się żyć z tak dla nich nielogicznymi istotami.

Jeśli uświadomimy sobie, jakie prawa i przywileje przynależą w stadzie osobnikowi Alfa i porównamy je ze stosunkami, jakie panują pomiędzy niektórymi z nas a naszymi psami, stanie się jasne, w którym miejscu załamuje się system porozumienia między gatunkami, czego wynikiem jest posiadanie niekiedy nieznośnych i nieposłusznych psów.

Wielu moich klientów opowiada mi o tym, że ich psom wolno wskakiwać na sofę czy fotel, by być blisko pana, gdy ten ogląda telewizję. Większość tych psów sypia w łóżku lub przynajmniej wskakuje tam na poranne pieszczoty. Niemal wszystkie mają przy tym własne posłanka do spania. Większość z nich również w ciągu dnia ignoruje przeznaczone im posłania, wybierając sobie na odpoczynek jakieś zupełnie inne miejsce, choćby pod kuchennym stołem czy na krześle w pokoju. Moi klienci, pytani, czy posłania te są wygodne, przypuszczają, że tak, choć nigdy ich sami nie próbowali.

Osobnik Alfa może spać tam, gdzie chce, lecz nikomu nie wolno spać w jego łóżku

Jeśli w tych rodzinach miejsce psa do spania jest nietknięte, a on sypia, gdzie tylko zechce, to kto tam jest osobnikiem Alfa. Dla psów, jako dla drapieżników, pożywienie ma pierwszoplanowe znaczenie nie tylko dla przetrwania, ale też dla funkcjonowania hierarchii stada. Mąż klientki, która odwiedziła mnie ostatnio, pracował w dziwnych godzinach. W zależności od tego, jak ułożyła mu się praca, wieczorny posiłek jadali raz o piątej po południu, raz o siódmej. Ich pies otrzymywał swój posiłek zawsze o szóstej. Pani nie mogła zrozumieć, dlaczego pies nigdy nie żebrał przy stole, kiedy jedli wcześniej, natomiast zawsze dopominał się o jedzenie, gdy obiad był późno, już po porze karmienia, mimo że nigdy nic przy stole nie dostał.

Osobnik Alfa ma prawo do najlepszych kąsków i je pierwszy. Reszta stada zadowolić się musi tym, co pozostawi, a i to tylko do czasu, gdy zdecyduje się zjeść coś jeszcze

Kiedy rodzina siadała do posiłku pierwsza, pies - choć głodny - instynktownie wiedział, że musi poczekać na resztki. Kiedy pies jadł pierwszy, instynkt podszeptywał mu, że jako ważniejszy ma również prawo do pozostałych resztek, to znaczy do posiłku, który spożywała rodzina (patrz również pilnowanie pożywienia, rozdział 13).

Przeciąganie szmaty, starego paska, zabawki (wiele takich zabawek pojawiło się na rynku) - to jedna z najpopularniejszych zabaw z młodymi psami. Na ogół, zachwyceni zaangażowaniem i zajadłością naszego pupila, a także w poczuciu własnej przewagi fizycznej, pozwalamy mu wygrać w tej nierównej próbie sił. Nieco brutalne siłowanie się także bywa atrakcyjną zabawą dopóki malec, rozzuchwalony, nie zacznie kąsać zbyt mocno naszych rąk ostrymi ząbkami.

Polujące drapieżniki mają głęboko zakorzeniony instynkt unikania zranienia, toteż ustalanie stosunków dominacji-podporządkowania następuje na ogól w zabawie

Nie można uczyć szczeniaka, że zajadłe, połączone z szarpaniem warczenie przynosi zwycięstwo. On nie wie, że zaangażowawszy się w nieco brutalną zabawę, świadomie pozwoliliśmy mu wygrać.

Często klienci opowiadają mi o tym, że ich psy wyprzedzają ich na schodach i na podeście, z głową zwróconą w kierunku pana, oczekują aż ten wespnie się na górę. Patrząc na ogół pod nogi, rzadko rozmyślamy nad takim zachowaniem i ledwie je zauważamy. A jak ta sprawa wygląda z punktu widzenia psa?

U psowatych i wilków osobnik słabszy okazuje szacunek silniejszemu podchodząc ze spuszczoną głową i unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.

Dla psa drzwi wejściowe mają zasadnicze znaczenie - stanowią wejście do gniazda. Korytarz przy drzwiach jest zazwyczaj wąski. Zdecydowanie

W życiu codziennym stado ma obowiązek okazywać szacunek przywódcy

za często słyszę o tym, jak to pies przepycha się w takim korytarzyku, wyprzedzając właściciela w drodze do drzwi. Na ogół kładzie się to na karb podniecenia psa procedurą wchodzenia do domu. Często taka opowieść wiąże się z historyjką o tym, jak ten pies jest leniwy. Ułożywszy się w drzwiach kuchni lub innym ruchliwym miejscu, ani drgnie, kiedy spróbować go przepędzić. Co najwyżej przeciągnie się i zamruczy. Zwykle właściciele rezygnują z przeganiania delikwenta i starannie obchodzą go dookoła.

Kiedy Alfa odpoczywa, pozostali członkowie stada pilnują, aby nic go nie niepokoiło. W wąskim przejściu stado rozstępuje się tak, aby Alfa mógł przejść pierwszy. Są to wspólne dla wilków i psowatych zachowania instynktowne. Jeśli się głębiej nad tym zastanowić, niewiele różnią się od ludzkich. Starszeństwo ma swoje przywileje.

A ile razy, wciągnięci niemal bez reszty w niezwykle interesujący program w telewizji, mieliście nagle podbite w górę ręce. W ten brutalny sposób zapomniany na chwilę pies domaga się pieszczot. Najczęściej spełniamy jego życzenie bez zwłoki, po części dlatego, że nie chcemy, aby po raz drugi nam brutalnie przerwano, a po części by nasz pupil nie pomyślał sobie, że przestał być kochany. A tak naprawdę to cieszy nas taki objaw uczucia ze strony własnego psa.

Kiedy osobnik Alfa życzy sobie przejść którędy bądź, pozostali członkowie stada pierzchają natychmiast - nie tyle ze strachu, co z chęci zademonstrowania zupełnego podporządkowania

Tymczasem sytuacja ta ma zupełnie inny wydźwięk. To pies zdecydował, kto i jak długo ma go głaskać. Może się zatem zdarzyć, że właściciel, któremu nagle przyjdzie ochota na pieszczoty z własnym psem, otrzyma w odpowiedzi na wołanie znudzone spojrzenie, czasem nawet warknięcie. Niemal każdy właściciel wycofuje się wtedy z głupim uśmiechem, postanawiając nie budzić śpiącego psa. Nim się spostrzegliśmy powstała sytuacja, która z punktu widzenia psa wygląda następująco:

1. On śpi, gdzie chce, ale nikt nie śpi na jego posłaniu.

2. On zjada najlepsze kąski, a rodzina resztki.

3. On zawsze zwycięża w grach i zabawach.

4. To jemu okazujemy codziennie uległość, jako wyższemu rangą.

5. On jest zawsze przed nami w wąskich przejściach, a jeśli je z lekka zablokuje, obchodzimy go dokoła, by mu nie przeszkadzać.

6. On żąda całej naszej uwagi, gdy przyjdzie mu na to ochota, my natomiast akceptujemy kiedy on nas ignoruje.

A wszystko to są prawa osobnika Alfa. Nasz pies bynajmniej nie prosił o nie. Sami bezmyślnie mu je przekazaliśmy. A skoro już wykreowaliśmy naszego psa na przewodnika, musimy zaakceptować fakt, że wraz ze stanowiskiem wziął on na siebie i odpowiedzialność z nim związaną. Obowiązki osobnika Alfa są następujące:

1. Prowadzi stado. Dlatego tak ciągnie na smyczy.

2. On utrzymuje zwartość stada. Dlatego też, spuszczony ze smyczy wybiega do przodu i wraca, a nawet obiega nas wkoło. On nas pasie.

3. Dba o bezpieczeństwo stada. Dlatego przejawia agresję wobec każdego, kto naruszy nasze terytorium, czy będzie to obcy pies, czy sąsiad trenujący poranne biegi.

4. Daje sygnał do polowania. Czyni to na przykład wtedy, gdy oskarżamy go o ucieczki.

5. Broni gniazda i dlatego jest agresywny w stosunku do naszych gości. Ta lista praktycznie nie ma końca, toteż w następnych rozdziałach znajdziecie wyjaśnienie również innych zachowań o podobnym znaczeniu. Psy, przejawiające takie wzorce zachowań, niekoniecznie są złe, nieposłuszne czy agresywne. W znakomitej większości są to po prostu psy, które z pełną odpowiedzialnością sprawują funkcję, którą ich obarczyliśmy.

Zamieńmy się miejscami

Zrozumiawszy istotę problemu sami możemy przejąć przewodnictwo stada, a wtedy większość naszych kłopotów z nieznośnym psem zwyczajnie przestanie istnieć. Powinniśmy tylko:

1. Wyegzekwować, by pies nie spał w naszym łóżku i nie wylegiwał się na naszych fotelach - za to my możemy siadać na jego posłaniu - może to brzmi śmiesznie, ale działa.

2. Przygotować jedzenie dla psa w jego obecności, ale przed podaniem go psu samemu zjeść przynajmniej kanapkę, jeśli nie cały posiłek.

3. Wszystkie gry i zabawy powinny być pod naszą całkowitą kontrolą. Nigdy nie należy zaczynać zabaw siłowych.

4. Na najwyższym stopniu schodów jesteś zawsze pierwszy, to pies podchodzi do ciebie. W domach piętrowych piętro nie powinno być dostępne dla psów (ludzkie gniazdo), co znakomicie ułatwi zainstalowanie bramki.

5. Przy wychodzeniu z domu każdą próbę przepchnięcia się przed właściciela należy ukrócić lekkim stuknięciem drzwiami w psi nos (tak aby go nie zranić i nie sprawić mu dużego bólu) - to szybko nauczy go właściwego zachowania.

6. Przepędzamy psa z naszej drogi, kiedy utrudnia nam poruszanie się po domu.

Musimy przyzwyczaić psa do tego, że na różne przywileje musi on sobie zasłużyć - głaskanie, smakołyki czy spacer. Wystarczy jakiekolwiek proste ćwiczenie, jak siad, stój czy leżeć - tak aby wiedział, że kiedy chce coś od nas, musi na to zasłużyć. Wszelkie próby podgryzania czy szarpania rąk, czy innych części ciała: ubrania, smyczy powinny spotkać się ze stanowczą komendą “zostaw”, popartą srogim spojrzeniem. Nawet szybka reakcja na tę komendę nie powinna spotkać się z żadną nagrodą.

Te proste sposoby są dostosowane do możliwości pojmowania psa. Co więcej, ustawiają nas w pozycji przewodnika, który decyduje o wszystkim. Niezwykle ważne jest, aby zasady postępowania w stadzie zostały ustalone od samego początku i były zawsze przestrzegane. Pamiętajmy na przykład o tym, że osobnik podporządkowany postępuje zawsze z tyłu za przewodnikiem, toteż jeśli pozwolimy psu ciągnąć na smyczy w drodze do parku lub nie wyegzekwujemy przychodzenia na wołanie, tym samym pozwolimy psu na podniesienie jego pozycji w stadzie, tracąc prawo do autorytatywnego ustalania naszych wzajemnych stosunków.

Należy przy tym zaznaczyć, że bardzo wiele psów otrzymuje przywileje, na które wcale nie zasłużyły i nie ma to widocznego wpływu na ich zachowanie. Omawiane tu przypadki dotyczą psów, których zachowanie wymyka się spod kontroli, co powoduje konieczność zbadania przyczyn powstałych kłopotów. Doświadczenie uczy, że większość z nich ma swoje źródło w nieuświadomionym przekazaniu praw i obowiązków lidera psu. Zmiana już ustalonej hierarchii stada wiąże się z odebraniem psu zarezerwowanych dla lidera przywilejów. Zmiana porządku w stadzie pod żadnym pozorem nie może odbywać się w drodze konfrontacji fizycznej. Wiadomo jak kończą się próby podjęcia walki słabszego wilka z przewodnikiem stada.

W mojej praktyce nauczyłem się pokazywać moim klientom, jak w praktyce powinno odbywać się obniżanie pozycji psa w stadzie i jakie korzyści wynikają z właściwego postępowania. Zazwyczaj pies po przyjeździe przeciąga właściciela drogą z parkingu do mojego biura. Pytam wtedy, czy właściciel chodził kiedykolwiek ze swoim psem na kurs tresury. Na ogół odpowiedź brzmi, że tak, ale to niewiele pomogło w opanowaniu nawyku ciągnięcia. Kiedy usiądziemy już w moim biurze nad kawą lub herbatą, proszę właściciela, aby puścił psa luzem i nie zwracał na niego żadnej uwagi, chyba że zacznie się on zachowywać w sposób absolutnie nie do przyjęcia. Mam w tym swój ukryty cel. Moje biuro to ewidentnie obce dla stada terytorium, toteż czuje się ono nieco niepewnie. Widać to w zachowaniu ludzi. Siedzą wyprostowani na krzesłach, zapytani o tak prostą rzecz, czy podać kawę czy herbatę, wymieniają między sobą spojrzenia.

Psy, które błyskawicznie czytają mowę ciała, natychmiast wychwytują te i inne, zbyt subtelne do zauważenia ludzkim okiem sygnały. Kiedy stado jest w niebezpieczeństwie, lider musi przejąć inicjatywę. W przeważającej części przypadków przewodnikiem okazuje się pies. Zwykle zaczyna on wtedy przechadzać się, w przód i w tył, zawsze odgradzając mnie od rodziny. Jest to rodzaj nadaktywnego zachowania, jakie często przejawiają psy będąc w gościnie lub wobec składających wizytę w ich domu. Kiedy pies jest pozostawiony sam sobie, wszyscy muszą zachowywać się zupełnie spokojnie. Nie głaskać go, nie kazać mu się położyć - wtedy jego aktywność zmierza w kierunku zwrócenia na siebie uwagi.

Zaczyna podbiegać do drzwi, prosząc o wypuszczenie, szczeka usłyszawszy najmniejszy szelest w nadziei, że ktoś każe mu się zamknąć, zaczyna mu być obojętne, czy wywoła reakcję pozytywną czy negatywną. Będzie przewracał kosz na śmieci, wspinał się na meble lub pchał się właścicielom na kolana.

Zachowanie psa w stworzonej przeze mnie sytuacji mówi mi wiele o jego pozycji w stadzie. Wywiad na temat tego, co psu w domu wolno, potwierdza z reguły wnioski, jakie wyciągnąłem wcześniej z obserwacji. Ponieważ ja również ignoruję psa i jego zachowanie, dochodzi on szybko do wniosku, że moja pozycja w stadzie jest niższa niż jego. Wytłumaczywszy właścicielom to co się dotąd zdarzyło mówię, że teraz przejmę przewodnictwo stada na swoim terenie według następujących kryteriów:

1. Niższy rangą pies nawet nie spróbuje zabrać kości stojącemu wyżej od niego. Będzie stał w bezpiecznej odległości przyglądając się jedynie. Ale wystarczy, by ten wyżej stojący, niezadowolony, spojrzał ostro - i podporządkowany natychmiast odwraca wzrok.

2. Niższy w hierarchii pies zawsze przepuści dominującego nad nim w wąskim przejściu. Obserwując stado foxhoundów wypuszczanych z kenelu szybko zorientujemy się, że określone psy wychodzą zawsze pierwsze.

3. Niższy w hierarchii pies nie śmie dotknąć wyżej postawionego łapą, a tym bardziej zębami, w żadnych okolicznościach. Jeśli nawet zbliży się do niego, to tylko zachowując wszystkie gesty podporządkowania i tylko na taki dystans, na jaki mu się pozwoli.

Psy właściwie wychowywane w fazie socjalizacji z psami mają już wpojone te podstawowe psie maniery. W wieku siedmiu tygodni są jeszcze dobrze wychowane - to my, ludzie psujemy je, gdy staną się członkami naszego domowego stada. Trzeba im zatem przypomnieć to, czego nauczyły się we wczesnym dzieciństwie.

Tu chciałbym zaznaczyć, że wobec psów agresywnych w stosunku do ludzi moje postępowanie jest nieco inne, choć oparte na tych samych zasadach (patrz rozdział 6).

Biorę smaczny kąsek, trzymając go między kciukiem i palcem wskazującym. Nie podaję go psu. Nawet na niego nie patrzę, kontynuując rozmowę z właścicielami. Na ogół pies prezentuje cały swój repertuar trików. Siada i podaje łapę, zaczyna nawet szczekać. Nie wywoławszy oczekiwanej reakcji (nie dostał przysmaku) postanawia wziąć go sobie sam. Mówię wtedy spokojnie “zostaw to”, a kiedy pies nie reaguje, natychmiast dosłownie ryczę “zostaw” jednocześnie patrząc mu ostro w oczy. We wczesnym szczenięctwie pies spotkał się już z taką reakcją swojej matki, która znaczyła tyle co “zostaw ten bar mleczny”, a brak dostatecznie szybkiej reakcji powodował ostre skarcenie. Nie nagradzam psa, kiedy wreszcie reaguje właściwie. To było moje pożywienie i nie miałem ochoty dzielić się nim z psem. Odkładam przysmak i po chwili idę w drugi koniec pokoju. Wołam psa do siebie. Chwalę go kiedy podejdzie.

Jakiś czas potem znów biorę przysmak do ręki. Jeśli pies niczego się nie nauczył, powtarzam spokojnie “zostaw to”. Ale rzadko mi się zdarza, abym musiał całą procedurę powtarzać. Pierwsza zasada została wprowadzona w życie - Nie rusz mojej kości!

Następnie idę do drzwi i zachęcani psa, aby poszedł za mną. Chcę go nauczyć, aby nie przepychał się przez nie pierwszy. Drzwi w moim biurze otwierają się na zewnątrz. Nie mówiąc ani słowa zaczynam otwierać drzwi. Kiedy tylko pojawi się niewielka szparka, pies, zgodnie ze swoimi nawykami, rzuca się ku niej, a ja zamykam drzwi. Bez słowa powtarzam całą procedurę. Za czwartym czy piątym razem kiedy otwieram drzwi, pies cofa się. Wychodzę i zamykam drzwi za sobą. Przez cały czas nie mówię ani słowa, gdyż nie chcę sprowokować psa do zastosowania znanych mu sztuczek. Nie chcę go prosić, aby mi ustąpił, musi to zrobić sam. Tak wchodzi w życie druga zasada - Ja przechodzę pierwszy przez wąskie przejście.

Teraz pozostaje kilka minut za drzwiami. Kiedy wracam, nie życzę sobie, aby chwytał mnie zębami za rękę, choćby nie wiem jak delikatnie, czy wskakiwał na mnie łapami. Niezależnie od intencji są to zawsze gesty dominacyjne. Ja okazuję przyjazne zachowanie, głaszcząc głowę, szyję i kłąb psa (tu opiera łapę lub podbródek osobnik dominujący słabszemu), ale na wszelkie próby zdominowania mojej osoby reaguję stanowczym “zejdź”, powtórzonym ostrzej, o ile zajdzie taka potrzeba. Pies zaczyna pojmować, że jego pozycja spada, toteż głaszcząc go wyczuwam opór ciała, ale kontynuuję moje działania, aż osłabnie, a w końcu zniknie.

Ten niewidoczny dla ludzkiego oka opór lub jego brak wyjaśnia, czemu przy spotkaniu dwóch obcych psów w identycznej z pozoru sytuacji czasami dochodzi do walki, a czasami nie. Tak oto weszła w życie trzecia zasada - powitanie odbywa się na moich warunkach!

Kiedy przypomniałem już psu, jakie zasady zachowania wpoiła mu matka we wczesnym szczenięctwie, i nie wyczuwam oporu, kiedy kładę mu rękę na kłębie, mogę być pewien, że idąc ze mną na smyczy, pies nie będzie ciągnął, bo nie śmie mnie wyprzedzić. Przyjdzie do mnie wtedy, gdy ja będę tego chciał. Przestanie szczekać, warczeć czy skakać na wchodzących do mojego domu na pierwsze moje życzenie, ponieważ, zgodnie z moją pozycją, to ja decyduję o tym, kto ma prawo wstępu do mojego gniazda. Cała ta procedura nie daje właścicielom ani trochę większej kontroli nad psem niż do tej pory. Pokazuje natomiast, jak mogą ułożyć się ich stosunki z psem, o ile zdecydują się zmienić układ hierarchii własnego domowego stada. To w końcu nie jest nowa koncepcja, że człowiek ma być przewodnikiem psa. Znana jest od dawna choćby w szkoleniu psów. Zamiast tradycyjnej, opartej na przemocy szarpaninie, znacznie lepiej jest oprzeć się na znajomości psiej psychologii.

Trudno nie zauważyć, jak zbliżone są struktury socjalne u psów i ludzi. W stosunku do wyższych rangą zachowujemy się z podobną rewerencją, jak osobnik podporządkowany w stadzie. I jestem więcej niż pewien, że poza określonymi korzyściami, jakie przyniosła nam przez wieki obecność psa, tym co nas najbardziej zbliżyło z tym nieodłącznym towarzyszem naszego życia codziennego, było podobieństwo podstawowych zasad zachowania i uznanie dla określonej hierarchii. Widząc te same instynkty i zbliżone wzorce zachowania, trudno oprzeć się wrażeniu, że pomiędzy człowiekiem i psem istnieje jednak pokrewieństwo dusz. Cały problem w tym, że przy współczesnym modelu życia nasze psy otrzymały przywileje należne wysokiej rangi ludziom i nad tymi musimy się nieco zastanowić.

Aby wyegzekwować swoje prawa przewodnika, musisz zrozumieć, co wynika z tego, że pies miał takich, a nie innych przodków i zaakceptować fakt, że większość zachowań psich oparta jest na instynktach i potrzebują one bardziej przewodnika niż wywierania presji. Musisz być świadom znaczenia kolejnych faz rozwoju i ich wpływu na przyszły charakter dorosłego psa. Nie możesz, powodowany błędnymi ideami, oddawać przewodnictwa stada lub nieprzemyślanym postępowaniem dawać psu powód do wyciągania błędnych wniosków o polepszeniu jego pozycji w stadzie. Swoim postępowaniem musisz kontynuować to, co wpoiła szczeniakowi matka we wczesnych fazach rozwoju. Jeśli chcesz zmienić stosunki panujące w twoim domowym stadzie, musisz przede wszystkim zrozumieć system wartości psa i drogi jego skojarzeń.

4 W JAKI SPOSÓB PSY SIĘ UCZĄ

Jak psy się uczą? Otóż bardzo łatwo, o ile uczymy je prawidłowo. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że pies powtórzy działanie, które przyniosło mu korzyść. Równie duża jest szansa, że działanie nie przynoszące korzyści nie zostanie powtórzone. Wszystkie zwierzęta uczą się i działają dla określonych korzyści, i to nie wyłączając człowieka.

To podstawowe założenie nie jest niczym nowym. Od lat stanowi podstawę pracy treserów. Zmieniła się natomiast interpretacja tej zasady. Przed laty uważano, że korzyść jest równoznaczna z nagrodą, a jej brak z karą. Ale nagrody i kary nie wystarczą.

Nie można nauczyć słonia stania na tylnych nogach, mówiąc mu jedynie “dobry słoń”. Podobnie orka nie będzie wyskakiwać z basenu na gwizdek za pochwałę “dobra orka”. Skąd zatem przekonanie, że uda się ułożyć psa mówiąc mu po każdym dobrze wykonanym zadaniu “dobry piesek” lub klepiąc go czasami po grzbiecie? Czy w następnym miesiącu podjąłbyś pracę u szefa, który jako zapłatę za miesiąc twoich wysiłków rzuciłby zdawkowe “dobry z ciebie facet”, okraszone uśmiechem i klepnięciem w łopatkę? Może zdecydowałbyś się na to wierząc, że następny miesiąc przyniesie podwójną wypłatę. Kierowałbyś się czysto ludzką zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Ale kiedy tylko zorientujesz się, że te słowa mają starczyć za całą zapłatę, w mniej lub bardziej wytworny sposób poinformujesz szefa, by tę robotę robił sobie sam. Jeśli jest inaczej, zadzwoń do mnie - dam ci parę rzeczy do zrobienia.

Całe zagadnienie szkolenia psów obrosło przez lata najróżniejszymi przesądami, popartymi opowieściami rodem z wyobraźni “ciotki Klotki”. Przez lata mojej praktyki przekonałem się, że najbardziej bzdurne przesądy do dziś uznawane są za prawdy powszechne i nie łatwo z nimi walczyć.

Jeśli dajesz psu polecenie, musi on wykonać je natychmiast”

Nigdy nie używaj jedzenia w szkoleniu psa, bo nauczysz go żebractwa. On ma robić to, o mu każesz, bo ty tego chcesz”

Szkolenie psa nie może się rozpocząć, zanim nie ukończy on szóstego miesiąca życia”. (Na wiele kursów tresury młodsze psy nie są przyjmowane).

W szkoleniu psa najlepiej używać zaciskowego łańcuszka” (Nie tak dawno widziałem popularny program telewizyjny, w którym trener demonstrował zalety takiego łańcuszka - cóż, stare przesądy przekazujemy młodemu pokoleniu).

To tylko kilka przykładów prawd powszechnych. Sam w nie święcie wierzyłem, przystępując do układania mojego pierwszego psa. Wydawało mi się wtedy, że uczę go aportowania, a zobaczcie sami czego go nauczyłem.

1. Dałem mu komendę “siad”, kiedy stał przy nodze. Ponieważ nie zareagował, od razu pociągnąłem smycz, zaciskając oczywiście łańcuszek i naciskając jednocześnie na zad, zmusiłem go by usiadł. Ja myślałem: Uczę go siadać na komendę.

On myślał: Nie znoszę tego słowa “siad” - wygląda na to, że on ma zamiar mnie udusić.

2. Dałem mu komendę: “zostań” i rzuciłem koziołek. Kiedy pies chciał pobiec za nim, przytrzymałem go lekko, powtarzając “zostań”. Ja myślałem: Uczę go nie ruszać z miejsca, zanim mu nie pozwolę. On myślał: On zdecydowanie nie chce, abym poszedł po koziołek.

3. Dałem komendę “przynieś” i ruszyłem w kierunku koziołka, trzymając psa na smyczy.

Ja myślałem: Uczę go, że teraz może iść po koziołek.

On myślał: No, teraz to już zupełnie nic nie rozumiem, przecież dopiero co mi zabronił!

4. Podniosłem koziołek i podałem psu wraz z komendą “trzymaj”. Kiedy pies wziął aport, ruszyłem z powrotem w miejsce, z którego wyruszyliśmy. Ja myślałem: Teraz uczę go, że ma przynieść aport z powrotem do mnie. On myślał: No, to mi chyba wolno, wezmę to. O rany, wracamy w to samo miejsce, lepiej to wypluję.

5. Oczywiście wypluł aport. Mówiąc “Nie” wetknąłem mu koziołek w pysk, ściskając jego szczęki z komendą “trzymaj to”. Ja myślałem: Uczę go, żeby nie upuszczał aportu. On myślał: Wygląda na to, że on sam nie wie, czego chce. Jak tylko mi się uda, wypluję to paskudztwo i, przysięgam, już nigdy tego nie dotknę! Oczywiście trochę przerysowałem całą sytuację - aż tak złym nauczycielem to ja nie byłem (No, może powinienem był zapytać o to mojego psa!).

Moim błędem było to, że próbowałem nauczyć mojego psa aportowania jako pełnego ćwiczenia, zawierającego kilka kolejnych czynności, zamiast najpierw przećwiczyć z nim kolejne etapy. Trochę dalej opisuję, jak uczyłem aportowania mojego obecnego psa. Jednak wcześniej chcę przedstawić kilka czynników wpływających na proces uczenia się psa.

Negatywna tigmotaksja

Jakże uczenie brzmią te słowa. Można nimi błysnąć w lekkiej, towarzyskiej konwersacji nad szklaneczką wina. A znaczą one po prostu to, że fizyczna presja, wywarta na jakiekolwiek zwierzę, spotka się z kontrreakcją. Kiedy ktoś chwyci cię za rękaw i zaczyna ciągnąć, natychmiast będziesz próbował się wyrwać.

Wiedząc, że opór jest instynktowną reakcją na przymus, nie powinniśmy dziwić się, że kiedy usiłujemy nauczyć psa jakiejś określonej pozycji szarpiąc go lub naciskając, ten instynktownie będzie stawiał opór. Próbując przydusić go do ziemi - pozycje siad i waruj - uzyskamy tyle, że biedak będzie chciał utrzymać się na nogach lub natychmiast wstać. Wywołamy zatem reakcję odwrotną do oczekiwanej. Chcąc przezwyciężyć tę, skądinąd naturalną reakcję, wzmacniamy nacisk.

A może warto byłoby zastosować inną metodę treningu, znacznie bardziej efektywną i nie wymagającą użycia siły?

Wrażliwość na dotyk

Jednym ze skutków planowanej hodowli jest to, że niektóre rasy są bardziej odporne na ból niż inne. Rasy hodowane do walk i teriery są wrażliwe na ból w bardzo niewielkim stopniu. Możesz łatwo sprawdzić odporność twojego własnego psa na ból. Wystarczy skórę pomiędzy drugim a trzecim palcem w przedniej łapie ścisnąć kciukiem i palcem wskazującym. Początkowo delikatnie, potem zwiększając siłę nacisku, licz jednocześnie od jednego do dziesięciu. Przerwij natychmiast, gdy uzyskasz reakcję. Im krócej liczyłeś, tym większa wrażliwość psa na ból. Jakiż to może mieć wpływ na zdolność uczenia się twojego psa? Niewrażliwe psy nie są podatne na niektóre metody uczenia, podczas gdy te same metody w przypadku psa wrażliwego mogą na zawsze zrujnować więź pomiędzy nim a właścicielem.

Pies zajęty czymś, co sprawia mu wyraźną przyjemność, wydaje się być mniej wrażliwy na ból. Kiedy na przykład goni z pasją wiewiórkę po lesie, nie odczuwa bolesnych uderzeń małych gałązek. I odwrotnie. Im mniej pies lubi to, co robi, tym jego wrażliwość wydaje się być większa. Bardzo wrażliwy pies, zwłaszcza uczony ćwiczeń, które nie budzą jego entuzjazmu, musi być traktowany “w rękawiczkach”. Najlepiej jednak poszukać takiej metody nauki, która nie narazi na szwank jego wrodzonej wrażliwości.

Wrażliwość na dźwięki

Nadmierne “efekty dźwiękowe” mogą mieć decydujące znaczenie w procesie nauki bardzo wrażliwych psów.

Zapytajcie właścicieli sheltie. Często mam do czynienia z tymi, którzy nadużywali głosu w układaniu tych, jakże wrażliwych piesków. Kiedyś - dawno nauczyli się nadużywać głosu i nigdy nie spróbowali odmiennej metody. Psy są wrażliwe na dźwięki, ale niektóre z nich są wręcz nadwrażliwe. Uczestnictwo w ogólnym kursie tresury może być dla takiego psa torturą nie do opisania. Jego właściciel, wiedząc o tej nadwrażliwości, może chodzić wokół swego psa na paluszkach i szeptać komendy - cóż kiedy obok trenuje swego półgłuchego psa myśliwy w wielkich buciorach, który z przyzwyczajenia wręcz ryczy na swojego psa. Na takim kursie nawet przeciętnie wrażliwy pies niewiele się nauczy, a co dopiero mówić o nadwrażliwym.

Dużą wrażliwość na dźwięki łatwo zauważyć. Trzeba pamiętać, że jest ona osobnicza, różna u różnych psów, nawet tej samej rasy. Jeśli nie będziemy uważać, nadużywanie głosu może być poważną przeszkodą w procesie uczenia się.

Wrażliwość wzrokowa

Border collie to klasyczny przykład takiego niezwykle spostrzegawczego psa. Jego oczy są jak radary, czujnie rejestrujące najmniejszy ruch. Oczywiście trening takiego psa w miejscu, gdzie dużo się dzieje, jest bardzo trudny. Każdy ruch rozprasza jego uwagę, którą powinien skoncentrować na tym, czego w danej chwili się od niego wymaga.

Jest jeszcze coś szczególnego w pracy z takimi psami. Rasa jest znana z tego, że uczy się niemal błyskawicznie, toteż często spotykam się z opowieściami o tym, że border collie wyprzedzają życzenia swego przewodnika zgadując jaka będzie następna komenda, dzięki czemu zyskały opinię wytresowanych w chwili urodzenia. W rzeczywistości border collie rejestruje w pamięci najdrobniejsze ruchy ciała właściciela, poprzedzające taką czy inną komendę lub sytuację. Na przykład zmianę pozycji nóg właściciela na chwilę przedtem jak wstanie z fotela, aby pójść na spacer, czy spojrzenie na zegar, kiedy nadchodzi czas posiłku. Wiele psów tej rasy podbiega zanim właściciel zawoła, wystarczy, że zwróci się w kierunku psa.

To mogłoby sugerować, że border collie umieją czytać w naszych myślach. Nie umieją, ale spostrzegają i zapamiętują najdrobniejszy sygnał ciała, zdradzający zamiar właściciela. Kłopoty z takim psem zaczynają się wtedy, gdy wydana komenda stoi w sprzeczności z zapamiętanymi przezeń sygnałami mowy ciała (gesty właściciela), zwykle odmawia on wykonania takiej komendy. I zaczyna się konflikt.

Nie tylko border collie są takie spostrzegawcze. To cecha osobnicza, niezależna od rasy. W postępowaniu z takimi psami niezgodność mowy ciała z ustnymi komendami nieuchronnie prowadzi do tego, że pies staje się nieposłuszny, a właściciel sfrustrowany licznymi nieporozumieniami.

Wrażliwość psychiczna

Wiele psów, niezależnie od rasy, reaguje z ogromną wrażliwością na nastroje swoich właścicieli. Wrażliwość psychiczna psów jest często związana z odpornością na stres. Kiedy jesteśmy przygnębieni, wystawiając wrażliwego psa, on to wyczuje i na pewno pokaże się fatalnie.

Kiedyś pracowałem przy układaniu psów policyjnych do pokazów. Zdarzało mi się często w trakcie ćwiczeń zauważyć “negatywne wibracje” pomiędzy przewodnikiem i jego psem, który wtedy niemal nie reagował na komendy. To oczywiście czyniło cały pokaz z udziałem nadmiernie wrażliwych psów zupełnie nieudanym i tylko pogarszało humor przewodnika, co z kolei jeszcze pogarszało zachowanie psa. Błędne koło. Moja rada w takich przypadkach brzmiała nieodmiennie: “Zostaw psa i idź wypij filiżankę kawy”. Nie rozwiązywało to problemu, ale przynajmniej sytuacja się nie pogarszała.

Presja psychiczna ze strony przewodnika może mieć ogromny wpływ na nadmiernie wrażliwego psa. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy zły humor przewodnika dotyczy bezpośrednio psa, bo ten powiedzmy, ćwiczy gorzej niż psy kolegów, czy wynika z problemów domowych. Wrażliwy psychicznie pies reaguje niemal tępotą, przestając rozumieć, czego się od niego oczekuje. Nadmiernie wrażliwe psy pozostawione same sobie miewają kłopoty z opanowaniem lęku, co wyraża się demolowaniem domu, niszczeniem przedmiotów, nieustannym szczekaniem czy nawet wyciem. Taki pies czuje się całkowicie zależny od właściciela i bardzo potrzebuje jego akceptacji dla każdego kroku. Dla niego zachmurzona mina, okazane zniecierpliwienie, czy nawet groźne spojrzenie jest tragedią, niszczącą całą pewność siebie. Szczególnie pamiętam jeden taki przypadek.

Moja bulterierka zakwalifikowała się na Crufta - skarżył się właściciel - a potem na ringu trzymała ogon podkulony pod brzuch”.

(Co roku, przed tą niezwykle prestiżową imprezą, jaką jest wystawa Crufta, mam wiele telefonów od wystawców, którym zależy, aby jak najlepiej wypaść na ringu. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, moja żona właśnie przyjęła telefon od właścicielki suczki saluki, która na ringu nosi ogon wysoko, a powinna nisko. Ta wystawa, którą udało jej się wygrać, odbywała się w bardzo gorącej hali i suka, której się to nie podobało, nosiła ogon prawidłowo. Nie bardzo wiem, czego oczekuje ode mnie ta pani, czy mam sprawić, aby jej suka przestała lubić wystawy?)

Wspomniana bulterierka było to najmilsze zwierzę tej rasy, jakie kiedykolwiek spotkałem. Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, ucieszyła się ogromnie, niemal jakby mówiła “Zobaczcie, człowiek” i podeszła do mnie prezentując wszystkie gesty psa respektującego moją wyższą rangę. Właściciel natychmiast nawiązał do sprawy ogona. Zgodnie ze wzorcem bulterier powinien mieć wygląd gladiatora. Sposób w jaki idzie, budowa ciała, jajowata głowa - wszystko ma sprawiać wrażenie siły i pewności siebie. Nie znaczy to bynajmniej, że po wejściu na ring ma stoczyć walkę ze swymi rywalami - ma tylko wyglądem wzbudzać respekt. Ale ta właśnie bulterierka była tak podporządkowana ludziom, a zwłaszcza właścicielowi, że przez cały czas prezentowała właściwe swojej pozycji w stadzie zachowania. Właściciel, który miał ogromne ambicje związane z jej karierą wystawową, nie był oczywiście z tego zadowolony. A ona nie była w stanie pojąć, czego od niej żąda. W rezultacie - błędne koło. Suka okazywała podporządkowanie, co przygnębiało właściciela (jak każde jej zachowanie z wyjątkiem agresji), to z kolei deprymowało sukę tak, że traciła resztki pewności siebie i tym mocniej podkreślała swoje podporządkowanie.

To był chyba jedyny mój klient, z którym się pokłóciłem. Pies miał mu służyć li tylko do zaspokojenia jego własnych ambicji. Jestem pewien, że w innych rękach powróciłaby jej zniszczona przez właściciela pewność siebie. Wrażliwość psychiczna ma ogromne znaczenie dla obu stron, tak dla psa, jak i dla właściciela. Dlatego też przed rozpoczęciem nauki powinniśmy dokładnie przeanalizować nie tylko, z jakim typem psychicznym psa mamy do czynienia, ale też jaki typ psychiczny sami reprezentujemy.

Zachowania charakterystyczne dla różnych ras

Niektóre z nich już poznaliśmy. Collie uczą się szybko zauważając nawet te sygnały, które dajemy im nieświadomie. Sheltie są bardzo wrażliwe na dźwięki i trzeba z nimi postępować bardzo delikatnie. Psy stróżujące stróżują, a polujące polują. Jednak zdecydowanie za często traktujemy wszystkie psy jednakowo, nie zwracając uwagi, do jakich celów nasi przodkowie je wyhodowali.

Często dzwonią do mnie właściciele psów, które nieustannie szczekają, co doprowadza do szału sąsiadów. Na pytanie, o jakie psy chodzi, najczęściej otrzymuję odpowiedź, że to owczarki niemieckie. Jeśli chcieli psy, które nie szczekają, powinni raczej kupić basenji*1, a nie psa o tak rozwiniętym instynkcie pilnowania i obrony terytorium, jak właśnie owczarek niemiecki.

Psy pewnych ras pasą, innych biorą udział w łowach, jeszcze innych bronią. Niektóre rasy wyhodowano dla ozdoby, inne jako psy gończe. Każda rasa ma jakieś swoje przeznaczenie i powinna być układana zgodnie z nim. Można też w pewnych przypadkach spróbować takich metod układania, które są przeciwne pierwotnemu przeznaczeniu rasy. Trudno je jednak będzie znaleźć na ogólnych kursach szkolenia, gdyż te mają na ogół standardowy program. A tak wiele w szkoleniu zależy od specyficznych dla rasy uwarunkowań zachowania. Często bywam na różnego rodzaju spotkaniach klubowych i ciągle, na nowo, przekonuję się, że tak samo próbuje się uczyć aportowania labradora i saluki. Tymczasem aportowanie, tak naturalne dla labradora, dla saluki jest czymś zupełnie obcym.

Podsumujmy ten rozdział. Presja, dotknięcie, dźwięk, wzrok, wrażliwość psychiczna - wszystkie te czynniki wraz z predyspozycjami, właściwymi różnym rasom, muszą być wzięte pod uwagę przed ułożeniem programu szkolenia psa. Proces szkolenia może być zakłócony, jeśli zapomnimy o którymkolwiek z wymienionych czynników. A ponieważ każdy pies jest wrażliwy przynajmniej na jeden z nich, w następnym rozdziale poznamy metody ułatwiające układanie psów.

5 SZTUKA STOSOWANIA NAGRÓD

Metody nauczania, opisane w tym rozdziale, mogą być stosowane w układaniu różnych zwierząt, ale szczególnie pasują do psów. Tworzą one system, polegający wyłącznie na wywołaniu pożądanych reakcji bez stosowania przymusu i siły fizycznej. Mogą go stosować nawet dzieci, nie wymaga bowiem specjalnych umiejętności. Nie polega na stosowaniu różnych tonów głosu, synchronizacji, regularnych ćwiczeń ani żadnej innej z tradycyjnych metod układania psów. Wymaga tylko dwóch rzeczy: rozumu i kawałka czegoś do jedzenia.

Przypatrzmy się dwóm odmiennym metodom nauczania psa przebywania w wybranym przez nas kącie pokoju.

1. Możemy karcić go za każdym razem, gdy pójdzie nie tam, gdzie trzeba, do czasu aż pojmie, że wybrane przez nas miejsce jest jedynym bezpiecznym rajem.

2. Możemy dać psu nader smakowity kąsek w wybranym przez nas miejscu, i kompletnie ignorując jego obecność w innych kątach pokoju.

Jestem więcej niż pewien, że po przeczytaniu tych przykładów pomyślałeś “No to przecież oczywiste? Co w tym nowego?” Tak, to oczywiste. Każdy właściciel postępuje podobnie ze swoim psem codziennie, niemal nie zdając sobie z tego sprawy. A jednak kiedy chce nauczyć psa czegoś nowego, przybiera pozy tresera i z groźną miną ustawia sprawę na płaszczyźnie “Ty pies - ja pan, ja mówię - ty robisz”.

Kiedy odwołujesz psa z ogrodu, to albo po to, by go nakarmić, albo założyć obrożę i pójść na spacer, albo pokazać, że coś ci w kuchni upadło na podłogę i koniecznie trzeba to sprzątnąć. Rzadko zdarza się, byśmy wołali psa ot, tak sobie, żeby przybiegł; na ogół mamy ku temu jakiś powód i zazwyczaj wynika z tego jakaś nagroda. W związku z tym niewielu ludzi ma kłopoty z przywołaniem psa do domu.

A jak to bywa w parku, to już zupełnie inne zagadnienie. Przechadzasz się po parku, a pies biega luzem, bawiąc się z innymi psami, goniąc wiewiórki czy grzebiąc w śmietniku. Ty sobie spacerujesz zatopiony we własnych myślach. Przy parkowej bramie wyciągasz smycz z kieszeni i wołasz psa, aby go zabrać do domu. Nie można się dziwić, że wiele psów w tym momencie odwraca głowę w inną stronę, udając, że wołanie dotyczy kogoś zupełnie innego. Ty myślisz wtedy, że czas pójść z psem na jakiś kurs tresury. A przecież to ty go tego nauczyłeś. Odniosłeś duży sukces szkoleniowy, systematycznie ucząc go, jak nie przychodzić na wołanie. Jak? Pies szybko pojął, że nieprzyjście jest korzystne - dłuższy spacer. Przyjście jest niekorzystne - natychmiastowy powrót do domu.

Wystarczyłoby teraz zastosować metodę domową. Przy bramie parku zawołać psa, dać mu jakiś smakołyk i ruszyć jeszcze raz wokół parku. Bardzo szybko przywołany na spacerze pies będzie pędził do ciebie niczym kula. Przekupstwo? Powiedziałbym raczej - zdrowy rozsądek. Uśmiecham się pod wąsem, kiedy przez telefon radzę stroskanym właścicielom, żeby nagradzali swojego psa za dobre zachowanie, zamiast rozmyślać o karach za złe i w odpowiedzi słyszę pełne zgorszenia: “To znaczy przekupywać go?”

Nadziwić się nie mogę, że to, co rzesze uczonych, psychologów i behawiorystów opisało jako modyfikację, psychologię behawioralną - nie sposób wyliczyć wszystkie mądre terminy - nadal postrzegane jest po prostu jako przekupstwo! Niezależnie od nazwy, prawidłowe stosowanie nagród skutkuje w szybkim czasie, zmieniając złe zachowanie w dobre, czy może raczej - niepożądane w pożądane. Istnieje oczywiście szereg zasad, których trzeba przestrzegać, stosując wzmocnienia pozytywne (prościej mówiąc - metodę nagradzania) jako technikę szkoleniową, ale zanim zaczniemy je stosować w praktyce, musimy dokładnie wiedzieć, jaki efekt chcemy uzyskać w każdym stadium ćwiczenia. Myślę, że stosowanie niezwykle uczonych nazw dla każdego z etapów, składających się na całe ćwiczenie, znudziłoby śmiertelnie każdego czytelnika lub, co gorsza, zniechęciło go do dalszej lektury. W końcu, jeśli kogoś zainteresują głębsze naukowe podstawy tego procesu, zawsze może poszukać książek z tej dziedziny w najbliższej bibliotece. Nas interesuje zastosowanie tej metody treningu w praktyce.

Zasady postępowania

Przede wszystkim nie możemy traktować każdego ćwiczenia jako integralnej całości. Musimy postępować metodą kolejnych kroków we właściwym kierunku. Wróćmy do przykładu, którego użyłem wcześniej -jak nauczyć orkę wyskakiwania z wody na gwizdek. Stojąc nad basenem trener gwiżdże (komenda), czeka, znów gwiżdże, robi krótką przerwę itd. W tym momencie dla orki gwizd jest nic nie znaczącym dźwiękiem, ale gdy tylko, z jakiejkolwiek przyczyny, wystawi nos z wody, treser gwiżdże, dając jej równocześnie rybę. Tę procedurę treser powtarza tak długo, aż w świadomości orki powstanie skojarzenie “Kiedy słyszę gwizdek, dostaję rybę”.

To skojarzenie uznaje się za utrwalone, kiedy na dziesięć gwizdków orka wystawi nos z wody dziesięć razy. Na razie trzeba na tym poprzestać. W pierwszych stadiach ćwiczenia nauka nie postępuje zbyt szybko. Bardzo ważne jest, dla pełnego opanowania ćwiczenia, dokładne utrwalenie w pamięci zwierzęcia tych pierwszych kroków. Sami się przekonacie, że kiedy w początkach ćwiczenia zwierzę będzie dokładnie wiedziało, jaki jest związek między komendą i nagrodą, czyli czego od niego oczekujesz, dalsza nauka pójdzie błyskawicznie.

Teraz treser przechodzi do stadium modelowania. Do tej pory ćwiczenie wyglądało tak: gwizdek - nos orki nad wodą - za każdym razem ryba w nagrodę. Teraz trzeba dojść do modelu: gwizdek - orka wyskakuje z wody - ryba od czasu do czasu w nagrodę.

Modelowanie polega na dochodzeniu krok po kroku do założonego z góry efektu, przy czym musimy mieć pewność, że każdy etap został starannie utrwalony. Fenomenem tej metody jest to, że o ile początkowo zwierzę nagradzamy za każdy najdrobniejszy krok w pożądanym kierunku, o tyle w następnej kolejności redukujemy nagrody, mając pewność, że skojarzyło ono na zawsze komendę z oczekiwaną reakcją.

Kiedy treser ma już całkowicie pewność, że orka wystawia nos z wody na każdy gwizdek, przy kolejnej powtórce decyduje “Niedostatecznie, nie ma ryby”. Orka jest zaskoczona “Co jest, zawsze była ryba na gwizdek, może ktoś mi ją sprzątnął sprzed nosa, następnym razem muszę to sprawdzić”. W rezultacie przy następnym gwizdku wynurza się szybciej i całą głową. Oczywiście dostaje rybę.

Teraz treser utrwala w pamięci zwierzęcia schemat: gwizdek - cała głowa nad wodą - ryba. Utrwaliwszy, przechodzi do następnego etapu. Nauka kolejnych etapów trwa coraz krócej. Zwierzę szybciej pojmuje, czego się od niego oczekuje. Jest to zjawisko lawinowe - najpierw wolniutko, potem coraz szybciej i szybciej. Przykładu orki użyłem z pełną premedytacją, aby pokazać, że nauka zwierząt nie musi, czasami wręcz nie może, opierać się na przemocy fizycznej. Trzeba poczekać na pierwszy krok we właściwym kierunku, nagrodzić, a potem modelować dalsze postępowanie.

Pytanie: Jaka jest różnica między tą metodą a przekupstwem? Odpowiedź: Przekupstwo stosujemy wtedy, gdy używamy nagrody jako przynęty, aby sprowokować pożądaną reakcję, tu zaś nagradzamy spontaniczne działanie w pożądanym kierunku. Pytanie: Czy zawsze trzeba dawać nagrodę? Odpowiedź: Efekt jest lepszy, jeśli nie zawsze. Kiedy jakiś etap jest dobrze utrwalony, wtedy tylko szybko i efektownie wykonane ćwiczenie powinno być nagrodzone. Czasami dopiero za szóstym lub siódmym razem. Pytanie: Czy nagrodą musi być jedzenie?

Odpowiedź: Musi to być coś, co z punktu widzenia ucznia warte jest wysiłku. Ja, na przykład, nigdy bym się nie wysilał dla talerza kapusty. Nie znoszę kapusty.

Zastosujmy to w praktyce

Poprzednio opowiadałem o tym, jak uczyłem aportowania mojego pierwszego psa. Opowiem teraz, jak robię to dziś.

Mój pierwszy pies nauczył się po paru tygodniach aportowania, ale nigdy nie był to „występ w wielkim stylu”, choć był to owczarek niemiecki - rasa znana z łatwości uczenia się. Mój obecny pies wykonuje to ćwiczenie z błyskiem w oku i niezwykle szybko, choć to akita inu. Jest to rasa znana z uporu i niełatwa w układaniu. Z moim owczarkiem spędzałem wiele godzin dziennie przez kilka tygodni na treningach, zanim pojął, w czym rzecz. Akicie poświęcałem kilka minut dziennie, przez parę dni i ani razu nawet nie wstałem z krzesła. Tę samą metodę zastosowałem ostatnio w uczeniu pewnego policyjnego owczarka niemieckiego. Nauczył się aportowania na poziomie wymaganym przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w czasie o połowę krótszym niż psy uczone tradycyjnymi metodami. Moja akita nazywała się Yoko. No, wiecie, John i Yoko... Miała piętnaście miesięcy, kiedy zdecydowałem nauczyć ją aportowania. Co prawda nie mam teraz czasu, aby uczestniczyć w próbach pracy, ale sędziuję je czasami. Właściwie to jeden z uczestników konkursu sprowokował mnie do tego uwagą “Nigdy nie uda się nauczyć akity prawidłowego aportowania”. Wystarczyło, by ambicje we mnie zagrały!

Siedząc przy biurku w moim biurze położyłem w zasięgu ręki parę smakowitych kąsków. Trzymając w ręku koziołek powiedziałem “przynieś to”. Yoko obwąchała to, a ja ze słowami “dobry pies” dałem jej nagrodę. Ta pierwsza lekcja nie trwała dłużej niż pięć minut i około 60% reakcji mojej uczennicy zasługiwało na nagrodzenie. Reszta to wskakiwanie na mnie, drapanie łapami, a nawet szczekanie, aby tylko dostać smakołyk. Tego samego dnia przy następnej sesji ćwiczeniowej osiągnęliśmy poziom skojarzenia. Yoko trącała nosem koziołek na mój sygnał za każdym razem.

Modelowanie następnego etapu zajęło nam nieco więcej czasu. Chciałem, żeby polizała koziołek, zamiast trącać go nosem. Poświęciliśmy na to cztery pięciominutowe sesje. Procent prawidłowy reakcji układał się następująco - 15%, 25%, 70%, 100%.

Kiedy przestałem nagradzać Yoko za lizanie koziołka, okazało się, że efekt lawiny osiągnąłem w czasie krótszym od spodziewanego. Porwała koziołek i trzymając go w pysku patrzyła na mnie z pewnego dystansu, jakby mówiąc “Zobacz głupi, przecież dotknęłam tego, ciągle dotykam, dawaj żarcie!”

Nie da się przewidzieć, jak szybko pies przejdzie pierwsze etapy ćwiczenia, ale to on narzuca tempo kolejnych kroków, a nie twoje założenia. Jeśli już nagrodziłeś jakąś czynność, musi ona pozostać jedyną nagradzaną w tej sesji ćwiczeniowej. Yoko niespodziewanie wykonała krok naprzód wcześniej, niż oczekiwałem, a skoro nie nagrodziłem jej z entuzjazmem, myślałem, że na powtórzenie tego samego zachowania będę musiał długo czekać. Ale zajęło to znacznie mniej czasu niż się spodziewałem - muszę jednak przyznać, że to bardzo łakomy pies. Dalsza nauka nie trwała długo. Wkrótce rzucałem koziołek na sofę w drugim końcu biura, a ona na komendę przynosiła go, siadając przede mną dumna jak paw.

Jestem przekonany, że w oficjalnych zawodach z aportowania Yoko dostałbym dziesięć punktów na dziesięć możliwych, chociaż może jestem nieco stronniczy.

Przeanalizujmy teraz dwa proste ćwiczenia: “siad” i “leżeć”. Wbrew pozorom łatwo nauczyć psa obu tych pozycji bez użycia rąk. Żeby przyspieszyć naukę, możemy uciec się do przekupstwa - pokazujemy nagrodę, żeby wymóc pożądane działanie. Ale kiedy pies tylko zacznie rozumieć nasze intencje, pozostajemy przy komendzie słownej, czekając z nagrodą na właściwą reakcję. Potem pozostanie już tylko modelowanie.

Komenda “siad”: Weź smakołyk do ręki i trzymaj go niemal przy nosie psa. Mówiąc spokojnym głosem: “siad”, przenieś go nad głową psa poza zasięg wzroku. Budowa ciała psa zmusi go, przy wysokim podniesieniu głowy, do jednoczesnego obniżenia zadu. Będzie musiał przysiąść.

Komenda “leżeć”: Znajdź w domu przeszkodę, pod którą twój pies mógłby się przeczołgać, a zatem położyć się. Jej wysokość będzie zależała od rozmiarów twojego psa. Dla psa wielkości owczarka niemieckiego doskonały będzie stolik-ława. Posadź psa za przeszkodą. Smakołyk trzymaj w zasięgu jego wzroku. Kiedy sięgnie po niego, cofaj rękę mówiąc “leżeć” i zachęcając psa, aby podążał za nią. Wczołgując się pod przeszkodę, pies będzie się powoli obniżał. Kiedy położy brzuch na podłodze, daj mu nagrodę. Wykazując odrobinę inwencji i pomysłowości, możesz nauczyć psa niemal wszystkiego. Można to osiągnąć nad wyraz łatwo, szybko i w sposób, który sprawi twojemu pupilowi przyjemność.

Kiedy już uda się nauczyć psa, żeby robił to, co chcemy i żeby robił to w taki sposób, jak chcemy, nie pozostaje nam nic innego jak oduczyć go złych nawyków postępowania. O tym, jak zrobić to bez uciekania się do zbędnej przemocy, mówi następny rozdział.

6 SZTUKA STOSOWANIA KAR

Działanie, które chcę teraz zaproponować, uczenie nazywa się “wzmocnieniem negatywnym” i bardzo się różni od tradycyjnych metod, stosowanych w tresurze. Jest to coś, czego twój pies nie lubi.

W przeszłości, aby skorygować złe lub niechciane zachowanie psa, zazwyczaj uciekano się do przemocy fizycznej. Brutalne ściągnięcie zaciskowej obroży, lanie zwiniętą gazetą, potrząsanie delikwentem chwyconym za skórę na karku - to tylko kilka z wielu popularnych metod dawania do zrozumienia psu, jak mało zachwyca nas jego postępowanie. Problem polega na tym, że:

1. W większości tych metod karę aplikuje się za późno. Kiedy pies jest w trakcie działania lub, co gorsza, po.

2. Karę wymierza zwykle właściciel. Bezpośrednio. W efekcie pies i tak robi, co chce, tyle że starannie unika właściciela. Każdemu z nas zdarzyło się zapewne widzieć, jak pies na smyczy rzuca się ze złością na innego, a chwilę potem przypada ze strachem do ziemi, łypiąc okiem na właściciela. Jego nie nauczono, aby nie okazywał agresji w stosunku do innego psa, natomiast nauczono obawiać się właściciela. Kara nie kojarzyła mu się z przestępstwem. Kojarzyła się z tym, co stało się potem. Innymi słowy robił, co chciał, a potem okazywał podporządkowanie w przekonaniu, że o to chodzi wyższemu rangą (właścicielowi).

Ludzkie poglądy na karanie są zaiste bardzo dziwne. Rabusie bankowi są w pewien sposób podobni do psów, a może odwrotnie. Bandyci, decydując się na skok, nie przejmują się karą, jaka ich czeka, choć działają tak, aby nie dać się złapać. Toteż, gdyby w chwili planowania skoku zapukał do drzwi policjant z informacją “wiemy, że szykujecie skok, będziemy was obserwować”, natychmiast zrezygnowaliby z planu. I to nie byłaby kara - to właśnie byłoby “wzmocnienie negatywne”.

Stosowanie kar to wielka sztuka. Trzeba psa przekonać, że to wyłącznie jego postępowanie spowodowało nieprzyjemne dla niego konsekwencje. Oto klasyczny przykład właściwego zastosowania kary. Twój pies odkrył śmietnik sąsiada. Zapachy z niego dochodzące wydały mu się nad wyraz atrakcyjne, więc próbuje dostać się do środka. Jeśli w tym momencie sąsiad chluśnie na niego z góry wiadro wody, ale tak, żeby pies go nie widział, możesz mieć stuprocentową pewność, że twój pupil będzie omijał śmietnik sąsiada szerokim łukiem.

Najważniejsze w tej sytuacji było to, że nieprzyjemne dla psa działanie nie miało nic wspólnego ani z tobą ani z twoim sąsiadem, jeśli wylał wodę w ponurym milczeniu. Krzyk przy zastosowaniu kary przenosi uwagę psa z samej kary na karzącego i mija się z celem. Jeśli pies w stu procentach koncentruje się na wykonywanej czynności, to niespodziewana nieprzyjemność ma szansę wzbudzić stuprocentowy wstręt do tej czynności. To jest terapia “wstrętowa”. Jeśli w dwudziestu procentach zajmiesz uwagę psa swoim okrzykiem, o tyle też zmniejszy się skuteczność tej terapii.

Metoda wzmocnienia negatywnego bardzo skutecznie działa w tych sytuacjach, z których pies czerpie dużą przyjemność dla siebie, jak skłonność do polowań, agresja, wskakiwanie na człowieka, nadmierne szczekanie. Jednak w każdym przypadku trzeba się zastanowić, czy nie istnieją obiektywne przyczyny takiego zachowania. Być może ich usunięcie zlikwiduje cały problem.

Trzeba też się zastanowić, jakiego zachowania oczekujemy od psa zamiast tego, które nie budzi naszego entuzjazmu. Zbyt często spotykam się z takimi radami, co trzeba robić, by psa odzwyczaić od tego czy tamtego bez żadnej propozycji, co ma robić zamiast. Bardzo łatwo odzwyczaić psa od robienia TEGO, jeśli NOWE będzie dla niego bardziej korzystne.

W mojej praktyce stosuję tylko takie techniki, które nie wymagają kar fizycznych, zadawania bólu, czy bezpośredniej konfrontacji: próby sił między psem i właścicielem. Lata pracy przekonały mnie, że najbardziej skuteczne są efekty dźwiękowe. Wymyśliłem nawet i opracowałem dyski treningowe dla psów. Taki dysk treningowy składa się z wielu mosiężnych krążków, które wydają niezbyt przyjemne dźwięki. Wprowadzone do akcji niespodziewanie przerywają niechcianą czynność psa i zwracają jego uwagę na właściciela, który może wtedy przywołać go i zaproponować w zamian jakąś inną czynność.

Technika ta jest poniekąd związana ze starą metodą, opisaną (o ile wiem, po raz pierwszy) w książce “Układanie psów” - podręczniku pułkownika Konrada Mosta. Autor polecał lekki, metalowy łańcuch na stopę długi, którym można rzucić w psa lub specjalnie porozmieszczane pręty. Autor zaznaczał, że przedmiotami tymi należy rzucać tylko wtedy, gdy właściciel chce zwrócić na siebie uwagę psa, który znajduje się z dala od niego i nie może się zorientować, skąd ten dziwny przedmiot nadleciał. Natychmiast, gdy pies zareaguje, należy go przywołać. Metoda ta działa według zasady “Możesz być nawet dziesięć metrów dalej, psie, ale i tak cię mogę dosięgnąć”.

Kiedy byłem jeszcze młodym, wrażliwym treserem psów, często stosowałem tę metodę - nieodmiennie z dobrym skutkiem. Co prawda, jestem kiepskim strzelcem, często też pies w ostatniej chwili zwracał się ku mnie i świetnie widział, że coś rzucam. Nie mogłem zatem pojąć, dlaczego - mimo że pies widział, jak rzucam łańcuch, który chybiał w dodatku o milę - przychodził do mnie na wołanie. Wydawało mi się to zupełnie nieracjonalne z psychologicznego punktu widzenia. Przecież jeśli ktoś rzuca czymś we mnie, to powinienem postarać się o zachowanie jak największego dystansu między mną a nim!

Minęło dobrych kilka lat, zanim znalazłem odpowiedź na to pytanie. Pomagałem pewnemu pastorowi ułożyć jego dobermankę. Przyjechałem w chwili, kiedy szarpał się z nią, próbując zmusić ją do wykonania komendy “leżeć”, przeciw czemu opierała się niemal w panice. Wyjmując ręce z kieszeni, żeby się przywitać przypadkowo upuściłem łańcuch. Kiedy upadł, suka zamarła w bezruchu. Powiedziałem spokojnie “leżeć”, a ona wykonała to natychmiast.

Byłem oszołomiony tym co zaszło, ale oczywiście udawałem, że to nic nadzwyczajnego. (Do dziś opowiadam, że pastor zwykł potem składać mi wizyty co niedzielę, żeby pobyć z człowiekiem, obdarzonym szczególną łaską bożą do nadzwyczajnego panowania nad zwierzętami. Kimże jestem, aby rujnować jego wiarę?).

Wtedy mnie olśniło. Reakcje psów nie miały nic wspólnego z tym, czy właściciele trafiali w nie czy nie. Kluczem do ich działania był dźwięk, bez względu na jego źródło. Doszedłszy do takiego wniosku przez kilka miesięcy badałem przydatność dźwięków w procesie układania psów i kontrolowania ich zachowania.

Jeszcze raz podkreślam - kontrolowania i układania, bo dźwięk, użyty prawidłowo, może nie tylko przerwać niepożądane zachowanie, ale może też poprzeć komendę słowną. Wielu treserów, przekonanych skądinąd o własnej słuszności, opowiada mi, że ten sam efekt można uzyskać rzucając lekkim łańcuchem i pękiem kluczy, łańcuchem w dziecięcym kaloszu czy zwyczajną laską. Wszystkie te praktyki wywodzą się z tego samego źródła - teorii Konrada Mosta karania na odległość. Dopiero co spotkałem suczkę Jack Russell terierkę, która dosłownie skamieniała na mój widok. Jeden z takich mędrków trafił w nią kaloszem nadzianym łańcuchem i od tej pory obcy mężczyźni wzbudzają w niej paraliżujący lęk. Jak twierdzą właściciele, przed tym wypadkiem była wesołą, otwartą, a nawet nadmiernie przyjacielską do ludzi suczką. Jej nadmierna ufność była przyczyną tak silnej reakcji. Kalosz trafił ją niespodziewanie, kiedy nie robiła niczego złego. To pożałowania godne zdarzenie zmieniło ją w trzęsący się w obecności obcych mężczyzn wrak. Kilka tygodni wcześniej klient przyprowadził mi psa, któremu jeden z “oświeconych treserów” wybił oko rzucając weń laską.

Prowadząc badania nad nową techniką treningową dałem ogłoszenia: “Darmowe szkolenie psów mające wypróbować nową metodę układania”. Zostałem zalany przez setki psów różnych ras, w różnym wieku i oczywiście z różnymi problemami. Udało mi się ustalić, że bardzo istotne dla tej metody jest źródło dźwięku. Dźwięk odrywający psa od absorbującego go zajęcia musi się zdecydowanie różnić od znanych mu na co dzień. Innymi słowy łańcuszek, klucze, kalosze czy laska mogą kojarzyć się psu pozytywnie z wyjściem na spacer. Przedmioty i dźwięki kojarzące mu się dwojako pozytywnie i negatywnie dają krótkotrwały i łatwy do zapomnienia efekt wstrętu.

Sądząc z listów moich klientów, wymyślone przeze mnie dyski mają wręcz magiczne działanie, choć nie ma na nich ukrytych żadnych czarów. Wybrane fragmenty listów znakomicie pokazują ich różnorodne zastosowanie.

Teraz wystarczy potrząsnąć dyskiem, kiedy ona jest bliska rozszczekania się. Dużym jego plusem jest dla mnie to, że charakter mojej suczki nie został złamany, jest taka jak zawsze lecz nie przywodzi mnie do rozpaczy swoim oszalałym szczekaniem” - Mrs. F. Hampshire

Mieszkał u nas ostatnio przyjaciel z Francji. Dysk treningowy i jego działanie zrobiły na nim ogromne wrażenie i nawet poprosił o kilka sztuk. Nasze życie jest teraz znacznie spokojniejsze i używamy dysku tylko od czasu do czasu.” Mr. O. Wimbledon

Rzeczywiście dysk okazał się bardzo skuteczny przy pohamowaniu skakania na nas i wykorzenianiu innych wad naszego psa. - Gratulacje. Byliśmy przekonani, że nic już jej nie nauczy.” - Miss M. Surrey

Przedsiębiorstwo telekomunikacyjne musiało wykopać dziurę w naszym ogrodzie, żeby naprawić linię. Oczywiście Beck koniecznie chciała im ,,pomagać”. Dałam im dysk i suka stała tylko z boku obserwując! Te dyski są warte tyle złota, ile same ważą - Val M. Bolton ,,Dla mnie te dyski to magiczny przyrząd. Z ich pomocą mogę wyegzekwować komendę “leżeć” nawet będąc w odległości 40 czy 50 metrów od psa. To niesamowite.” - Rosemary M. Dewn.

Oto tajemnica tych spektakularnych sukcesów:

1. Dźwięk nie jest podobny do żadnego innego.

2. Dyski można nosić w kieszeni czy schować w dłoni i użyć w każdej chwili, jeśli zajdzie taka potrzeba.

3. Nie służą jako pociski do wyładowania złości właściciela, a ich użycie jest tylko reakcją na niepożądane działanie psa. Kiedy nawet właściciel trafi psa, to dyski są na tyle lekkie, że nie zadają bólu ani nie mogą zranić zwierzęcia, chyba że rozwścieczony właściciel trafi prosto w oko swego podopiecznego (ale nieobliczalnemu właścicielowi może to się przydarzyć zawsze).

4. Kiedy ma się kłopoty z wykorzenieniem złych nawyków psa, użycie zaskakujących dźwięków daje nadspodziewanie dobre rezultaty.

Ja sam mam zwyczaj zapoznawać psa z dyskiem w następujący sposób. Przywołuję psa do siebie i daję mu jakiś smakołyk mówiąc “Masz”. Powtarzam to kilka razy z rzędu. Potem, nie mówiąc słowa do psa, kładę kąsek na podłodze. Kiedy pies chce go podnieść, dzwonię lekko dyskiem i rzucam go tam, gdzie położyłem jedzenie. Natychmiast podnoszę jedno i drugie. Wszystko odbywa się bardzo szybko. Rozmawiam nadal z właścicielami, ignorując zupełnie psa. Nie zawsze udaje mi się zabrać kąsek, niektóre psy są bardzo łakome. Większość psów na tym etapie nie reaguje na dźwięk jaki wydaje dysk, wiele dalej szuka jedzenia, drapiąc podłogę w miejscu, gdzie leżało.

Powtarzam całą procedurę ze smakołykiem, podawanym z przyzwoleniem, potem zaś sytuację, gdy pies jest ignorowany i dysk ma go zniechęcić do podniesienia jedzenia, które nie jest przeznaczone dla niego. Moje działanie ma na celu nauczenie psa, że jedzenie bywa przeznaczone dla niego i wtedy dostaje je ze słowami “masz”, a bywa też zdecydowanie nie dla niego i wtedy nikt go nie zachęca do jedzenia. Mało tego, jeśli ja kładę moje jedzenie na mojej podłodze, to bez względu na to, jak łakomy jest pies, nie ma on do niego żadnych praw. Lekkie dzwonienie dysku jest ostrzeżeniem, a rzut dyskiem to już bezpośrednia reakcja na złe zachowanie psa. Ignoruję psa, rozmawiając z właścicielami, żeby mu uświadomić, że nieprzyjemny dźwięk nie ma ze mną nic wspólnego, wywołał go sarn pies swoim niewłaściwym zachowaniem.

Większość psów za pierwszym razem ignoruje dysk, ale już za czwartym zostawia smakołyk, kładąc się na wszelki wypadek tuż obok krzesła właścicieli. Niektóre psy uczą się szybko, a niektóre (bardzo nieliczne) wcale. Jak każda technika treningowa, ta też nie może skutkować w przypadku każdego, bez wyjątku, psa.

Taka wstępna procedura ma na celu uwarunkowanie reakcji psa na konkretny dźwięk, mający wzbudzić reakcję wstrętu, ale ma ona też głębsze podłoże. Przekazując psu informację “Możesz dostać jedzenie, którego ja nie chcę, wtedy gdy ci na to pozwolę, ale nie waż się tknąć samowolnie niczego, co znajduje się na moim terenie”. Potwierdzam w ten sposób jeden ze świetnie wszystkim zwierzętom stadnym znanych przywilejów starszego rangą. Pogłębiam potem działanie dysku ćwiczeniem, w którym również wykorzystuję podstawowy przywilej wyżej stojącego w hierarchii: “Kiedy ja przechodzę przez wejście do gniazda, nie przepychaj się przede mnie”.

Wstaję i idę w kierunku drzwi. Mówię do psa “zostań na miejscu, piesku” stwierdzając fakt. Celowo nie używam tonu komendy, która przygwoździłaby go do ziemi. Nie chcę też, by zapadła martwa cisza, w której psu wydać by się mogło, że wszyscy patrzą na niego oczekując, co zrobi, a wtedy nie zrobi nic. Otwieram drzwi, rozmawiając z właścicielami. Kątem oka cały czas obserwuję psa. Nawet pół kroku w kierunku drzwi oznacza, że nie ma on zamiaru pozostać na miejscu. Zamykam drzwi, rzucając dysk. Nie mówię do psa ani słowa, kontynuując rozmowę z właścicielami. Jaka to zresztą rozmowa, pleciemy coś tam bez sensu, bo przecież niesłychanie trudno prowadzić inteligentną konwersację, kiedy cała uwaga koncentruje się gdzie indziej, co starannie próbujemy ukryć.

Po kilku powtórkach pies albo trochę się cofa, albo siedząc lub leżąc zostaje na miejscu - takie zachowanie jest natychmiast nagradzane. Teraz można być pewnym, że pies dokona właściwego wyboru. Z jednej strony przepychanka w drzwiach, z jego punktu widzenia niekorzystna, a z drugiej - pozostanie na miejscu, czyli rezygnacja, która zostaje nagrodzona. Tylko całkiem głupi pies będzie się nadal pchał do drzwi.

Sądzę, że już stało się jasne, że ta skądinąd odmienna technika treningowa opiera się na tych samych co poprzednie, opisanych w rozdziale 3 zasadach.

Niemal każdy problem, związany z niepożądanym zachowaniem się psa, o ile nie ma swego źródła w określonych czynnikach zewnętrznych, można rozwiązać, stosując zasady negatywnego i pozytywnego wzmocnienia (umiejętnego stosowania korzystnej z punktu widzenia psa zachęty i wzbudzającego odrazę zniechęcenia). Uwarunkowania dźwiękowe są przy tym bardzo pomocne. Oto bardzo typowy przypadek z zastosowaniem uwarunkowania dźwiękowego (dla bezpieczeństwa ten pies był na spacerach prowadzany na długiej smyczy): O, owca, zapoluję sobie, ale coś dzwoni, lepiej zrezygnuję. Och, dostałem nagrodę, jak dobrze, że dałem sobie spokój z tą owcą.

Bardzo rzadko zdarza mi się zetknąć z uczniami opornymi na techniki szkoleniowe z użyciem dysku. Narowy niektórych z nich bywają niebezpieczne dla nich samych. Bywa że właściciel stawia sprawę jasno - to szkolenie to ostatnia szansa psa, jak nic nie da, wtedy pozostaje już tylko uśpienie. Tak było w przypadku mieszkającego w okręgu rolniczym właściciela, którego pies z pasją dusił owce. Wtedy, choć z dużą niechęcią, stosuję urządzenie, coś w rodzaju alarmu osobistego, wydające przeraźliwe, piszczące dźwięki o wysokiej częstotliwości. Takie dźwięki wzbudzają w psie strach. Na bazie strachu można rozpocząć dalsze szkolenie, ale jest to rozwiązanie dalekie od ideału, którym jest sięgnięcie do naturalnych instynktów. Niemniej jest zdecydowanie lepsze od eutanazji.

Muszę jednak stwierdzić, że od lat stosuję dźwięki jako metodę przerywania niepożądanego zachowania i bardzo niewiele psów okazało się na nie oporne. Trzeba było wtedy szukać innych metod. Bardzo rzadko odwołuję się do zmysłu smaku. Bywa to konieczne, kiedy pies, mający skłonności do gryzienia przedmiotów, ze szczególną pasją przeżuwa kable elektryczne. Nie muszę podkreślać, jak to jest niebezpieczne i ile psów, zwłaszcza szczeniąt, straciło przy tym życie. Zalecam wtedy smarowanie kabli specyfikiem o nazwie Bitter Apple. Jest nieszkodliwy, ale smak ma niewyobrażalnie ohydny. (W naszych warunkach zastąpić go można np. roztworem chininy).*

Kiedy sprawa dotyczy tylko kabli, specyfik nałożony bezpośrednio na nie, znakomicie zniechęca delikwenta. Gorzej, kiedy skłonność do przeżuwania i niszczenia przedmiotów związane jest z nadmierną pobudliwością (patrz kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z). Wówczas proponuję taki oto wypróbowany sposób.

Kiedy twój pies z upodobaniem przeżuwa nogi cennego stolika z epoki królowej Anny (dla niego, co tu dużo ukrywać, to tylko kawałek drewna), kuracja musi być wyjątkowo nieprzyjemna dla psa. Potrzebna ci będzie butelka Bitter Apple, tanie perfumy i dwie chusteczki.

Jedną chusteczkę nasącz leciutkim roztworem perfum, drugą Bitter Apple. Podstaw psu pod nos perfumowaną chusteczkę i jak tylko ją powącha, włóż mu do pyska tę z Bitter Apple i przytrzymaj kilka sekund - zabieg bardzo nieprzyjemny. Potem weź ulubioną zabawkę psa, taką po którą sięgnie, jak tylko ją zobaczy. Zmocz ją Bitter Apple, zostaw na widocznym miejscu, dookoła rozlej trochę perfum. Pies idąc po zabawkę zauważy poznany wcześniej zapach, o ile go zapamiętał, lub zarejestruje jako nowy. W każdym razie zapach zostanie zapamiętany.

Kiedy pies chwyci zabawkę, jej smak spowoduje, że wypluje ją czym prędzej, biegając wokół pokoju, śliniąc się i plując. Zabawkę możesz od razu wyrzucić i kupić mu nową.

Teraz wystarczy każdy przedmiot, który chcesz ochronić przed zniszczeniem, spryskać lekko perfumami. Obiekty szczególnie atrakcyjne dla psich zębów nieźle jest spryskać też Bitter Apple. Delikatny sygnał węchowy przypomina psu arcyniemiłe wydarzenie, powstrzymując go przed ogryzaniem przedmiotów do tego nie przeznaczonych. Delikatny zapach perfum szybko staje się niewyczuwalny dla naszego nosa, ale nos psa jest około 100 000 razy bardziej czuły. Toteż bardzo długo jeszcze zabezpieczone przedmioty będą zapachowe kojarzyć mu się jednoznacznie, wywołując silne postanowienie “nigdy więcej”.

Cała sztuka skuteczności negatywnego wzmocnienia polega na konsekwencji - posłuszeństwo musi być absolutne, a ostrzeżenie jednoznaczne. Ustalona komenda słowna, podzwanianie dysku, słaby zapach perfum wywołają takie skojarzenia w umyśle psa, że natychmiast zrezygnuje z podjętej akcji.


Część II
POZYTYWNE PODEJŚCIE DO PROBLEMÓW BEHAWIORALNYCH

7 TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE

Może się to wydać paradoksalne, ale tresura psuje niekiedy zachowanie psa. Zapomnijmy na chwilę o tym, co wiemy o nowoczesnych metodach układania psów, i zastanówmy się, jakie są tradycyjne metody powstrzymywania psa przed nieznośnym zachowaniem. Od wielu lat uważa się, że proces uczenia się psa to seria stosowanych nagród i kar. Otrzymałem ostatnio zaproszenie na sympozjum UFAW (Uniwersyteckie Stowarzyszenie Opieki nad Zwierzętami) w Cambridge. W programie sympozjum znalazł się punkt “Tresura zwierząt opiera się na serii nagród i kar”. To prawda, że po sympozjum taki zapis nie znalazł się w protokóle, ale pierwsza myśl wskazywała na silne obciążenie tradycyjnymi poglądami. Ilekroć spieram się z treserem w kwestii tych staroświeckich sposobów myślenia, zwykle pytam go “Czy nauczysz orkę wyskakiwania z wody na gwizdek, karząc ją za każdym razem, gdy odmówi?” Skądinąd te same zasady stosują się do ludzi. Kiedy uczysz się czegoś nowego i nie bardzo ci to wychodzi, a za każdym razem spotykasz się z krytyką lub karą, nie trzeba ci wiele czasu, żeby zrezygnować, w przekonaniu, że się do tego nie nadajesz.

Opiszę teraz klasyczny przypadek tradycyjnego stosowania metody nagród i kar, które dało negatywne efekty.

Donner to rottweiler. Jego właściciele, małżeństwo w średnim wieku, przyjechali do mnie z Leicestershire. Słowo rottweiler przywodzi na myśl osiłka, samca o skłonnościach do dominacji. Nie w tym przypadku. Była to nadzwyczaj rasowa dwuletnia suczka, bardzo przyjacielska. Była uważana za skłonną do walki morderczynię. A było tak.

Donner przybyła do nowego domu jako ośmiotygodniowe szczenię na miejsce starego rottweilera, który właśnie zakończył życie. W tej rodzinie był też dorosły border terier, który od pierwszego wejrzenia poczuł niechęć do nowo przybyłej. Nie przepuszczał też żadnej okazji, żeby zapędzić ją na miejsce. Wychowanie, jakie suka odebrała w szczenięctwie, nie na wiele pomogło. Donner dojrzewała i nabierała sił. Rozgorzała walka pomiędzy oboma zwierzętami o miejsce w domu. Donner wykazywała typową dla rottweilera skłonność do dominacji i obrony, a terier był nieustępliwy, jak to wszystkie teriery mają w obyczaju. W rezultacie tych nieustających walk któregoś dnia, kiedy Donner miała około roku, teriera znalezionego z tak pokiereszowanym tyłem, że nie pozostawało nic innego, niż go uśpić.

Od tego dnia Donner uznana została za złego psa i tak ją traktowano w obecności innych psów. Lokalny klub tresury doradził właścicielom - “Za każdym razem kiedy ona tylko spojrzała na innego psa, trzeba mocno ściągnąć zaciskowy łańcuch tak, żeby ją podwiesić”. Innym proponowanym środkiem wychowawczym był kawałek gumowego węża, którym miała dostawać po głowie na widok obcego psa.

W miarę upływu czasu utrzymanie kontroli nad Donner było coraz trudniejsze. W konsekwencji spacery coraz rzadsze. Ja byłem jej ostatnią szansą. Albo moje metody pomogą, albo trzeba ją będzie uśpić.

Rozwiązując problem założyłem, że Donner wcale nie była typem mordercy. Fatalne zdarzenie z terierem to przypadkowy wynik walki dwóch dominujących charakterów. Przyjęcie tego założenia prowadziło do całkowitej zmiany sposobu, w jaki suka była traktowana. Zmieniliśmy kilka rzeczy:

1. Zaciskowy łańcuch zastąpiła szeroka, skórzana obroża.

2. Starą, krótką smycz zastąpiła nowa - długa, ale mocna.

3. Dopasowałem jej lekki kaganiec tak skonstruowany, że mogła dyszeć lub napić się swobodnie, ale nie mogła ugryźć. Taki kaganiec pozwalał na kontakty na spacerach z wybranymi, nie agresywnymi psami bez niebezpieczeństwa, że zrobi im krzywdę.

4. Autorytet właścicieli w kontroli nad biegającą luzem suką został wzmocniony przez użycie dysku.

5. Zmieniliśmy jej dietę na taką, która działa uspokajająco (patrz rozdział 8).

Skórzana obroża nie zadawała jej bólu za każdym razem, kiedy zobaczyła obcego psa, była też wygodniejsza. Długa smycz dawała jej większą swobodę. Sama też mogła wybierać w jakim tempie i na jaką odległość podejdzie do spotkanego psa. Przedtem właściciele kontrolowali to w znacznie większym stopniu. Te działania wpłynęły też uspokajająco na właścicieli, wywierali więc na sukę mniejszą presję psychiczną. Użycie dysku spowodowało, że większą uwagą darzyła Donner właścicieli, a dieta wpłynęła dodatkowo uspokajająco. Już po kilku dniach właściciele mogli poznać i ocenić prawdziwy charakter suki. Okazała się być otwarta, wprawdzie niesforna, ale przyjacielska.

Pierwsza konsultacja trwała niemal trzy godziny. Omówiliśmy w tym czasie sposoby komunikowania się psów, język ciała. Uświadomiłem im, że z pewnością okaże podporządkowanie wyższemu rangą psu. Kaganiec szybko wyszedł z użycia (to był tylko doraźny środek zaradczy). Donner pozwolono stykać się z innymi psami i nie wynikły z tego większe problemy.

Jakiś czas potem właściciele Donner donieśli mi, że w rodzinie przybył nowy pies - szczeniak terier. “Na wstępie szczeniak szczypnął ją, ale Donner przyjęła to za dobrą monetę, a do wieczora szczeniak poczynił pewne postępy. Teraz stosunki między nimi układają się na zasadzie wzajemnej akceptacji. Donner jest szefową, ale też bliskim kumplem. Tych dwoje spędza godziny na wspaniałej zabawie, co szczególnie raduje Donner, która dorastając nie miała żadnego towarzysza zabaw.” Takie listy są dla mnie najlepszą nagrodą. Donner była o krok od śmierci, a teraz jest kochanym i bardzo ważnym członkiem rodziny.

Inny przypadek negatywnego wpływu tresury na charakter psa to historia czarnego owczarka belgijskiego. Było to śliczne, bardzo typowe dla rasy zwierzę, które zaczęło przejawiać agresję. Żadne z jego rodziców ani rodzeństwa nie miało najmniejszych skłonności do agresji. Toteż fakt, że Samson ugryzł sześć razy z rzędu i to w przejściu przez drzwi, był ogromnym zaskoczeniem dla hodowczyni.

To ona przywiozła go do mnie z kenelu w Bristolu, gdzie pies stale przebywał. Obsługa kenelu nie potrafiła sobie z nim poradzić. Właścicielka umieszczając psa w kenelu była przekonana, że nie jest to pies agresywny.

Wcześniej, zanim go odebrała, sprzedała psa ludziom, którzy wyglądali bardzo sensownie, choć nigdy wcześniej nie mieli psa. Po długim namyśle doszła do wniosku, że oddaje szczeniaka w całkiem dobre ręce, postanowiła jednak zachować nad nim kontrolę. Już w bardzo wczesnym wieku pies zdecydowanie przepychał się przez drzwi pierwszy, nie bacząc na właścicieli. Ci, jak to niestety często bywa, nie rzekli słowa hodowczyni. Rozpytali się za to wśród tak zwanych “ekspertów” od wychowania szczeniąt. Roi się od nich w każdym miejscu, gdzie na spacery przychodzi więcej niż trzy psy. Poradzono im nieśmiertelny zaciskowy łańcuszek. Samsona, bo tak nazywał się pies, mieli wyprowadzać na smyczy, a przy każdej próbie przepychania się w drzwiach ściągać brutalnie smycz tak, aby znalazł się przy nodze z przednimi łapami wiszącymi w powietrzu, jak narowisty koń gwałtownie spięty. Jak należało się spodziewać, na przepychanki w drzwiach niewiele to pomogło, za to Samson zaczął przejawiać w takich momentach agresję. To z kolei spowodowało, że właściciele ściągali mocno smycz, z góry oczekując niewłaściwego zachowania psa.

Byłem świadkiem jego tak zwanej agresji. Pies wyskakiwał w górę krzyżując przednie łapy nad smyczą z oczami wywróconymi tak, że było widać białka - klasyczna reakcja lękowa. Właściciele, a później obsługa kenelu, brali to za agresję i sami reagowali agresją. Ich działanie wyzwalało reakcję obrony lub walki. W tej sytuacji na plus zapisać trzeba psu, że te ugryzienia były wyhamowywane - w zasadzie tylko zadrapania i siniaki. Ja na jego miejscu kogoś kto doprowadził mnie do takiej paniki rozerwałbym na kawałki.

Założyliśmy Samsonowi szeroką skórzaną obrożę i automatycznie zwijającą się smycz (czyli podobnie jak w poprzednim przypadku), aby zwiększyć krytyczną odległość i poczucie wolności. Ruszyłem w kierunku drzwi biura, a Samson natychmiast wpadł w panikę cofając się o jakieś trzy metry, na ile pozwoliła smycz. Szedłem dalej nie przymuszając go ani nie szarpiąc i mówiłem do niego “Chodź, nie bądź głupi”. Podbiegł i został nagrodzony smakołykiem. Przez następne pół godziny powtórzyliśmy tę sytuację trzy czy cztery razy, zanim Samson nabrał zaufania i zaczął spokojnie przechodzić przez drzwi na smyczy. Nasze działanie miało zneutralizować dotychczasowe złe doświadczenia, które zaowocowały agresją na typowo ludzką skłonność do karania za złe zachowanie zamiast nauczenia właściwego. Takie działanie określa się uczenie jako “odczulenie”. Znaczy to tyle, że naszym działaniem staramy się zmienić przypuszczenia psa co do tego, co za chwilę nastąpi.

Wspomniałem, że ćwiczyliśmy aż do momentu kiedy Samson odzyskał trochę zaufania. Tu leży klucz do rozwiązania problemu tego rodzaju agresji. To zrozumiałe, że Samson stracił zaufanie do ludzi, nie mając pewności co jeszcze mu zrobią w drzwiach, kiedy będzie na zaciskowej obroży z przypiętą smyczą.

Pełen sukces w wychowaniu Samsona może odnieść tylko ktoś, kto jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały i znakomicie rozumie psy oraz pobudki ich działania. Warunki, w jakich mieszka hodowczyni, nie pozwalają jej aktualnie na trzymanie Samsona. Obawiam się zatem o jego przyszłość, jeżeli nie trafi w dobre ręce. Jest to dla mnie tym bardziej przygnębiające, że zdaję sobie sprawę, jak wiele złego przyniosły mu bezsensowne metody wychowania, zastosowane w najlepszej wierze przez niedoświadczonych właścicieli. Dlatego tak ważna wydaje mi się popularyzacja podstawowych wiadomości o psychice psów i zasadach ich zachowania. Tylko wtedy posiadanie psa będzie całkowicie bezpieczne dla właściciela, a życie psa w naszym domu znacznie łatwiejsze i szczęśliwsze.

W obu opisanych przypadkach złe metody tresury, zamiast złagodzić problem, zintensyfikowały go, a pies z dnia na dzień stawał się coraz bardziej niebezpieczny. To zdarza się znacznie częściej, niż można by przypuszczać. Często objawy agresji towarzyszą próbom przejęcia dominującej pozycji w stadzie. Od naszej reakcji zależy, jak ułożą się dalsze stosunki z psem. Źle wybrane metody przeciwdziałania niepożądanym zachowaniom mogą na zawsze zerwać nić porozumienia, natomiast właściwa reakcja szybko przywróci harmonię. Nieźle też jest mieć w pamięci fakt, że psy mogą używać szczęk cztery razy szybciej niż my rąk, toteż jeśli kiedykolwiek pozwolimy mu uznać, że stoi wyżej od nas w hierarchii stada, a dopiero potem spróbujemy dochodzić swoich praw siłą, największe szansę mamy na ... dotkliwe pogryzienie.

Nie dziwmy się, kiedy nasze działania doprowadzą psa do stanu takiej paniki, że zacznie kąsać na oślep. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja nie usprawiedliwiam takiego zachowania, ale doskonale rozumiem jego przyczyny.

Metody układania psów omówię znacznie dokładniej w rozdziale 12. Mam nadzieję, że możliwość negatywnego wpływu tresury na zachowanie psa stanie się dla wszystkich oczywista. Do tej pory starałem się uświadomić moim czytelnikom, że bardzo często dokładnie wiemy czego chcemy psa nauczyć, lecz zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, czego go naprawdę uczymy. Następny przypadek znakomicie ilustruje tę moją tezę.

Zadzwoniła do mnie pani, której problem dotyczył dziewięciomiesięcznego psa, który w nocy brudził w domu. Po rytunowych pytaniach o dietę, długość i czas trwania spacerów, pory karmienia itd. zapytałem, jak reaguje ona, kiedy rano odkryje, że pies nabrudził. Odpowiedziała: “Nie karzę go. Nie wierzę w skuteczność klapsów. Wszystko co robię, to wtykam jego nos w to, co zrobił i wyrzucam go na dwór”. Ona naprawdę wierzyła, że to jest najlepsza metoda odzwyczajenia psa od brudzenia w domu. Pies z jej działań pojął tylko jedno - psia kupa to coś w rodzaju fetysza dla ludzi. Wchodzą do pokoju wyraźnie szukając tego, a kiedy już znajdą, wpadają w trans, krzycząc wielkim głosem zawsze te same słowa: „Co to jest?”

Pies, nieco już przestraszony wyglądem właściciela, kurczy się ze strachu słysząc ton głosu i przyjmuje poddańczą postawę, która, kiedy był małym szczeniakiem przy matce, doskonale pamięta, hamowała dalsze przejawy wrogości. Ale nie z ludźmi, nic z tych rzeczy! Łapią go za skórę, pakują nosem prosto w kupę i zamykają samego za drzwiami na długi czas.

A co uzyskaliśmy w wyniku podjętych działań? Z naszego punktu widzenia trochę ekskrementów wbitych w psi nos i brodę, a trochę w dywan. Z psiego punktu widzenia utrwalone skojarzenie, że kupa na dywanie i jednoczesna obecność właściciela w pokoju to fatalna kombinacja. Gdybym był psem o silnym instynkcie obrony, warczałbym i gryzł w obronie własnej i pewnie nazwano by mnie agresywnym. Gdyby mój instynkt obrony był bierny, na pierwszy sygnał złości ze strony właściciela wiałbym pod najdalsze krzesło, a właściciele byliby przekonani, że wiem jak źle postąpiłem i bardzo się wstydzę. Gdybym był cwanym psem, nie chcąc narazić się na sytuację: kupa na dywanie/właściciel w pokoju, zjadałbym ją, co pozwoliłoby sklasyfikować mnie jako koprofaga.

Bez względu na mój charakter jednego jestem pewien - wystrzegałbym się jak ognia załatwiania się w pobliżu moich właścicieli wiedząc, że wprawia to ich w stan tego dziwnego podniecenia. Toteż ostatni, szybki spacerek w deszczowy wieczór mógłby się nieźle przeciągnąć, chyba że pozwoliliby mi zniknąć z zasięgu ich wzroku lub ... wykonałbym rzecz całą po spacerze w drugim pokoju, tak aby nie mogli tego szybko znaleźć.

Z psiego punktu widzenia załatwianie się poza własnym posłaniem już rozwiązuje problem czystości. Sposób, w jaki uczymy go, że z ludzkiego punktu widzenia to za mało, może mieć ogromny wpływ na wzajemne stosunki i, generalnie, na zachowanie się psa (patrz rozdz. Kłopoty i ich rozwiązanie od A do Z). Kiedy spojrzymy na to oczami psa, nie będzie to takie trudne.

8 STRESY

U ludzi stres uznawany jest za przyczynę wielu chorób. Lekarze uważają, że stres jest głównym czynnikiem wywołującym aż 70% ciężkich schorzeń. Jego rola jest jeszcze większa w wielkich skupiskach ludzkich, w dużych metropoliach - 80%, a nawet 85% przypadków. Stres osłabia system obronny organizmu, otwierając bramy różnego rodzaju infekcjom. Odbudowanie odporności organizmu, tak immulogicznej na infekcje, jak i psychicznej na stresy, to żmudny i powolny proces.

Długotrwały stres może być przyczyną wielu zagrażających życiu chorób, a także wielu schorzeń natury psychicznej jak depresje, nadpobudliwość, chroniczne stany napięcia i wiele, wiele innych. Trzeba przyznać, że większość stresowych sytuacji zawdzięczamy sami sobie. Narzuciliśmy sobie pełen pośpiechu styl życia w pogoni za lepiej płatną pracą i coraz bardziej luksusowymi przedmiotami. Lepiej płatna praca często oznacza konieczność dojazdów na znaczne odległości i tak sami siebie skazujemy dwa razy dziennie na jazdę zatłoczonymi drogami. Toczymy się wraz z falą samochodów od skrzyżowania do zjazdu w inną drogę, od stłuczki do stłuczki, tłocząc się, przepychając, walcząc o lepsze miejsce w nieustannym zmaganiu z czasem. Kiedy rezygnujemy z jazdy własnym samochodem, upchani jak śledzie w puszcze tłoczymy się w pociągach, autobusach i tramwajach, przepychając się, walcząc o miejsce siedzące lub o lepszą pozycję w pobliżu drzwi. Mamy coraz mniej miejsca dla siebie, a i tak jest ono stale zagrożone przez innych. Staramy się zignorować ich obecność, udając, że ich nie dostrzegamy.

W pracy każdy udaje, że jest niezastąpiony. Każdy działa w pośpiechu. A pośpiechowi sprzyjają coraz bardziej usprawniane środki łączności. Listy pisze się, aby potwierdzić wcześniejsze ustalenia telefoniczne. Wysyła się faksy, a w ślad za nimi telefony, aby upewnić się, czy aby na pewno doszły. W modę weszły teraz telefony osobiste, które nosi się przy sobie, aby tylko być do dyspozycji, stale pod ręką, bo inaczej ktoś inny zajmie miejsce, złapie naszą okazję. Co dzień pędzimy w bezsensownym wyścigu, który przynosi ogromne fizyczne zmęczenie i nieustanny stres. Kiedy jest już całkiem źle, lekarze przepisując nam różne pigułki, mające złagodzić nieprzyjemne objawy, nalegają jednak na zwolnienie tempa i wypoczynek niezbędny dla zregenerowania organizmu.

Psy nie mogą wyjechać na urlop, ale przecież też doznają stresów i to głównie spowodowanych przez stresogenny styl życia ich właścicieli. Jest to bez wątpienia zasadnicza przyczyna, dla której specjaliści zajmujący się zaburzeniami psiego zachowania mają coraz więcej pracy.

Jeszcze nie tak dawno temu w przeciętnej rodzinie był tylko jeden samochód. Matka zwykła była odprowadzać dzieci do szkoły, zabierając na spacer psa. Pies szedł grzecznie na smyczy, natykając się na coraz to nowe sytuacje i bodźce stymulujące jego rozwój. W czasie takiego spaceru uczył się karnego chodzenia na smyczy, oswajał się z obcymi, z dziećmi, z ruchem miejskim. Często zostawał na chwilę pod sklepem, kiedy matka robiła niewielkie zakupy.

Dziś większość rodzin ma dwa samochody. Matka zawozi dzieci do szkoły zabierając ze sobą psa. Potem podjeżdża do parku, gdzie pies biega bez smyczy na ogół tylko tak długo, dopóki się nie załatwi. Potem do samochodu i ... godziny na parkingu pod supermarketem, gdzie pani domu robi zakupy.

Nasz styl życia i codzienny pośpiech fatalnie wpływają na warunki życia naszych psów i jest często źródłem wielu problemów z ich zachowaniem.

Brak stymulacji, zarówno psychicznej jak i fizycznej, fakt, że coraz więcej psów przebywa samotnie przez długie godziny - w dzisiejszych czasach na ogół oboje małżonkowie pracują w pełnym wymiarze godzin - to często przyczyny nerwowego, streso-pochodnego zachowania wielu z nich.

W ogrodach zoologicznych badano wpływ uwięzienia na zachowanie się zwierząt. W rezultacie stwierdzono, że najgorzej wpływa na nie brak zajęcia. Toteż opracowano całe programy zajęć dla różnych zwierząt, mające zastąpić ich naturalną aktywność, choćby polowanie drapieżników. To smutne, że nasze domowe psy zaczynają mieć gorsze warunki życia niż zwierzęta zamknięte na stałe w ogrodach zoologicznych.

Kiedy powiedzieć właścicielom, że znakomitą większość ich problemów ze złym zachowaniem się psów można by rozwiązać odkładając na bok telefon, zakładając dobre buty i raz dziennie idąc na porządny spacer, taki spacer, na którym pies przeszedłby się na smyczy między ludźmi, a potem pobiegałby sobie do woli luzem - to rozwiązanie, które wydaje się zbyt proste. A w przeważającej liczbie przypadków to proste lekarstwo jest wystarczające. Cóż, kiedy w odpowiedzi słyszę ciągle o braku czasu na takie codzienne eskapady i o tym, że duży ogród przecież wystarczy, aby pies się wybiegał. “Wielkość więzienia - odpowiadam zwykle - nie ma większego znaczenia. A jeśli nie masz czasu dla psa, to po co go w ogóle trzymasz?”

W rozdziale drugim wspomniałem o problemach, jakie mogą wyniknąć ze szczeniakiem kupionym od pośrednika lub producenta szczeniąt. Z przykrością stwierdzam, że ten proceder staje się coraz bardziej powszechny. Producenci starają się dostarczyć szczeniaka do nabywcy najszybciej jak to tylko możliwe, podając najróżniejsze przyczyny, dla których nie można przyjechać i zobaczyć matki i całego miotu. Jest to też nader intratne zajęcie dla właścicieli sklepów zoologicznych, którzy skupują szczenięta byle gdzie, za bezcen i wmawiają naiwnym nabywcom, że sprzedają im towar najwyższej jakości - szczenięta o świetnym pochodzeniu i znakomicie odchowane. Oczywiście, żądając znacznie wyższej ceny, niż sami zapłacili.

Trzeba jednak przyznać, że większość z nich to nie są ludzie jakoś szczególnie okrutni. Oni po prostu nie wiedzą co czynią. Nie znają faz rozwoju szczeniaka, nie mają pojęcia jaki wpływ na psychikę psa może mieć zaburzenie którejś z nich. Zwłaszcza, że nie oni mają kłopoty z problemem, który wywołali. Symptomatyczne, że ostatnimi czasy nawet rząd zaczął zajmować się problemami związanymi z agresywnymi psami. W dodatku znajdziecie statystyczne dane dotyczące moich dwunastomiesięcznych badań nad charakteropatiami psów - 25,6% przypadków dotyczyło urazów nabytych we wczesnym szczenięctwie. Badania przeprowadzone przez Ministerstwo Rolnictwa na terenie Anglii na zlecenie Europejskiej Rady Ekonomicznej wykazały, że wielu farmerów zrezygnowało z dotychczasowej produkcji rolniczej na rzecz hodowli, a raczej produkcji psów. Ze szczególną intensywnością zjawisko to występuje w Walii, a problemy ze szczeniętami kupionymi z takich walijskich farm stały się szeroko znane w środowisku psiarzy. Choć nie każdy, kto mając na sprzedaż szczenięta, nie chce pokazać matki, musi być od razu nieuczciwym producentem, to jednak szczerze doradzam wszystkim przyszłym nabywcom szczeniąt - kupujcie tylko od cenionych, szanujących się hodowców. Macie wtedy znacznie większe szansę na to, że kupiony przez was szczeniak będzie prawidłowo odchowany, a jego charakter nie będzie spaczony przez amatorskie działania ludzi, którzy nie mają pojęcia co robią. Warto przecież unikać kłopotów, skoro łatwo można to zrobić.

Większość szczeniąt wziętych z farm lub sklepów choruje na poważne zaburzenia żołądkowo-jelitowe, zapalenia płuc i wątroby. Główną ich przyczyną są fatalne warunki transportu. Zimno, wibracje, zmiana wody i pokarmu, niedogodności fizyczne i psychiczne, wszystko to wywołuje stres. W normalnych warunkach organizm szczeniaka uruchamia mechaniżmy obronne, wytwarzając między innymi substancję hormonalną - ACTH. W nienormalnych warunkach - nieprawidłowa wczesna socjalizacja, zmiana środowiska - organizm staje się mniej odporny na stres, a tym samym podatny na różnego rodzaju infekcje.

Nic zatem dziwnego, że przewożone w złych warunkach, pozbawione matczynej opieki szczenięta w ciągu dwóch tygodni zaczynają chorować. Na ogół w tym czasie są już sprzedane i cały kłopot z leczeniem spada na nabywcę. Co prawda chorego szczeniaka może zwrócić, ale mało kto się na to decyduje. Wielu właścicieli obarcza siebie winą za to, że szczeniak zachorował. Tylko wtedy, gdy objawy chorobowe wystąpią w kilka godzin po nabyciu szczeniaka właścicielom przychodzi do głowy, że być może chorobę wywołały warunki, z jakich szczeniak został kupiony. Wtedy też nie spieszą się ze zwracaniem malca, obawiając się, w jakie ręce trafi następnym razem lub czy nie zostanie uśpiony bez niepotrzebnych wydatków na leczenie.

Jak dotąd przedstawiłem dwa rodzaje reakcji na stres: pierwszy - kiedy stres jest przyczyną zaburzeń natury psychologicznej, widocznych w zachowaniu - i drugi, kiedy jest przyczyną dolegliwości zdrowotnych. A najczęściej stres u psów pojawia się wtedy, gdy nieświadomi niczego właściciele składają na barki psa zbyt dużą odpowiedzialność, jak to opisałem w rozdziale 3. Często psy nie są przygotowane do przyjęcia aż takiej odpowiedzialności, w stadzie dzikich psów nie plasowałyby się wysoko w hierarchii i nigdy nie byłyby przewodnikiem, Alfa. Wśród ludzi też przecież zdarzają się tacy, którzy źle się czują na eksponowanych stanowiskach i zdecydowanie wolą, żeby ktoś inny podejmował za nich decyzje. Stres wywołany zbyt odpowiedzialnym stanowiskiem objawia się irytacją, częstą złością, a w końcu nawet chorobą.

U ludzi stres wywołany wysoką odpowiedzialnością jest główną przyczyną zaburzeń zdrowotnych i wyniosłego zachowania. To samo dotyczy psów. Wszystkie one reagują podobnie. Kiedy wkroczą do mojego biura wraz z właścicielami, natychmiast przyjmują pozycję przewodnika stada. Kiedy już uda się nam ustalić, że na tym terenie ja jestem przewodnikiem, każdy z nich, bez wyjątku, kładzie się i zasypia. To jest zwolnienie od przerastającej je funkcji, czego tak bardzo potrzebowały. Przestały być zestresowane lub przestraszone. Odpoczywają od niechcianej odpowiedzialności i tym samym stają się spokojne i zrelaksowane. Zdolność do wytrzymania stresu, związanego z przewodnictwem, jest odziedziczalna i nie może być narzucona. Wielu właścicieli nie kryje zaskoczenia, jak miły staje się ich pies, kiedy zdejmie się zeń tę za dużą dla niego odpowiedzialność.

U dorosłych psów objawy stresu mogą być zarówno pozytywne jak

negatywne. Od tego czy właściciele lub treser zauważą i właściwie je zrozumieją, będzie w dużej mierze zależało, czy pies będzie dalej stresowany. Wspomniałem o treserze celowo, bo chciałbym przejść do omówienia bardzo typowych sytuacji stresowych, jakie powstają na wielu kursach szkolenia. Powstaje pytanie, jak rozpoznać, kiedy pies jest w stresie, a kiedy przyjmując pozycję dominującą odmawia wykonania rozkazu. Według mnie każdy, kto mieni się być specjalistą od układania psów i pobiera za to pieniądze, nawet niewielkie, musi dokładnie znać odpowiedź na to pytanie, jeśli czuje się choć trochę odpowiedzialny za to, co robi. Jednego nie rozumiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie pobierał lekcji jazdy konnej u kowala, którego jedyną kwalifikacją po temu jest umiejętność przybijania podków. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi domu, którego nie zbudowali fachowcy. Nie pójdzie też z bolącym zębem do tegoż kowala. Dlaczego zatem w tak ważnej sprawie, jak szkolenie psów, zdajemy się na amatorów. A przecież, choćby takie ogłoszenie jak to: “Pani B, posiadaczka wytresowanych z urodzenia border collie, układa psy...” powinno wzbudzić naszą czujność. Czas już najwyższy żebyśmy zrozumieli, że są dobre kursy tresury i złe kursy.

Na usprawiedliwienie pani B. i jej podobnych trzeba dodać, że oni głęboko wierzą w słuszność swoich działań. Często pobierają wręcz symboliczne opłaty za swoje kursy, gdyż robią to z czystej sympatii do psów i chęci niesienia pomocy innym. A że nie rozumieją psychiki psów - to już zupełnie inne zagadnienie. Wedle ich najlepszej wiedzy wszystkie psy niezależnie od rasy to maszynki skonstruowane według jednego planu i działające według tej samej zasady. Jeśli ich collie reaguje na ostre szarpnięcie smyczy, to wszystkie dobermany, rottweilery, owczarki niemieckie, spaniele i inne powinny reagować identycznie. Jeśli nie, to oczywiście wina leży po stronie właścicieli, którzy coś na pewno robią źle. Na szczęście wielu właścicieli orientuje się w sytuacji, kiedy jeszcze nie jest za późno i zwraca się o pomoc do fachowca. Mam tylko nadzieję, że takie stanowisko będzie w przyszłości coraz bardziej popularne.

Pierwsza rzecz, na którą treser powinien zwrócić uwagę, to to, czy przypadkiem któryś z uczestników kursu nie znajduje się pod wpływem silnego stresu. Mogą na to wskazywać różne objawy.

Negatywne oznaki stresu

Mogą być one następujące: rozszerzone źrenice, uszy położone do tyłu, spocone poduszki łap, zadyszka, ślinotok. Wiele psów przypada płasko do ziemi, zastygając bez ruchu.

Inne objawy to gwałtowne gubienie włosa, a nawet - mające oznaczać absolutne podporządkowanie - oddawanie moczu. Jedynym wyjściem z sytuacji jest jak najszybsze zabranie delikwenta spomiędzy innych psów.

Trzeba odwrócić jego uwagę od własnego strachu, bawiąc się z nim w atrakcyjną dla niego zabawę. Największym błędem, jaki można popełnić, jest próba przełamania psiaka w myśl twierdzenia “kiedyś się przecież przyzwyczai”. Efekt będzie odwrotny od oczekiwanego, pies będzie wystawiony na działanie stresu i na pewno niczego się nie nauczy.

Pozytywne oznaki stresu

Te objawy bardzo trudno odróżnić od nieposłuszeństwa i tak się je na ogół klasyfikuje. Często trzeba poobserwować psa przez dłuższy czas, aby uzyskać pewność czy mamy do czynienia ze stresem, czy tylko z nieposłuszeństwem. Pies nieposłuszny będzie szalał przez cały czas niezależnie od sytuacji. Pod wpływem stresu zaś pies zaczyna się nagle zachowywać nadmiernie aktywnie. Jak rozszalały szczeniak zaczyna biegać w koło, podskakując i zapraszając cię do zabawy. Im bardziej będziesz próbował odzyskać nad nim kontrolę, tym bardziej głupio będzie się zachowywał. Trudno go złapać i przywołać do porządku. Najlepiej od razu zabrać go ze stresującego go środowiska.

W odniesieniu do ludzi rozważa się wpływ stresu zarówno na psychikę jak i na zdrowie. Kiedy chodzi o psy, przywykliśmy uważać, że są one pozbawione uczuć. Takie maszynki do wykonywania rozkazów. Mówisz im “Zrób to”, a one robią. Jakbyśmy zapomnieli, że człowiek i pies żyją razem już ponad 10 000 lat, a wzajemne zrozumienie opiera się na dużych wzajemnych podobieństwach. Niektóre przypadki stresu, z jakimi się zetknąłem u psów, wskazują, że podobieństwa te są jeszcze głębsze niż można by przypuszczać.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani, której pies zachowywał się bardzo dziwnie za każdym razem, kiedy miała gości.

Jakiej to rasy pies i co takiego dziwnego robi?” zapytałem. “To trzyletnia Jack Russel terierka o imieniu Jenny. Przez cały czas, kiedy są goście, liże. Tak samo się zachowuje, kiedy idziemy z wizytą”. Powiedziałem jej, że to nic nadzwyczajnego, że wyjątkowo przyjacielski pies liże ludzi, a ona na to: “Jenny nie liże ludzi, ona liże ściany.”

Jej lekarz weterynarii nie znalazł żadnej medycznej przyczyny takiego zachowania. To on poradził jej skontaktować się ze mną. Po dłuższej rozmowie, kiedy dowiedziałem się, że Jenny liże nie tylko ściany, ale także nogi od krzeseł czy stołu i inne przedmioty, umówiliśmy się na spotkanie. Oboje państwo przyszli z Jenny. Po kilku minutach w moim biurze suka rzeczywiście zaczęła lizać ściany. Przerażająca była energia, jaką wkładała w tę czynność. Przed ich wizytą zastanawiałem się nad przyczynami tego dziwacznego zachowania i doszedłem do wniosku, że Jenny w ten sposób chce zwrócić na siebie uwagę. To co zobaczyłem, zdawało się potwierdzić moją diagnozę, choć stan był gorszy, niż się spodziewałem.

Powiedziałem im, żeby przez chwilę zupełnie ignorowali Jenny i odmówili jej tej uwagi, o którą tak zabiegała. Potem próbowaliśmy różnych technik wstrętowych, nieodmiennie z tym samym rezultatem - zachowywała się coraz gorzej. Mąż przez cały czas siedział nieruchomo, nie mówiąc ani słowa, jakby przyjechał tylko jako szofer.

Za jakiś czas umówiliśmy się na następne spotkanie. Chciałem się przekonać, czy jakieś inne warunki wywołują u Jenny podobne reakcje. Okazało się, że nie. Zachowywała się tak tylko wtedy, gdy w pokoju znajdowały się więcej niż dwie osoby, niezależnie czy znała je czy nie.

W pewnej chwili właścicielka wyszła na chwilę, żeby przynieść coś z samochodu. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem słuchu, mąż powiedział: “Widzi pan, ona kłamie. Pies zachowuje się tak przez cały czas, kiedy ona jest w pobliżu”. Jakby na potwierdzenie tych słów Jenny przestała lizać i stała z boku zupełnie wyczerpana.

To jej głos” - wyjaśniał mąż dalej - “Suka działa jak te nowomodne rośliny reagujące na muzykę. Ona gada, a Jenny liże. Mówiłem to jej wiele razy, ale ona nie słucha. Jej matka jest dokładnie taka sama - głos jak jakaś cholerna syrena mgłowa”.

Pierwsze światełko zapaliło się w mojej głowie. Przypadek Jenny był klasyczną reakcją stresową na brak harmonii w domu. Oni mnie nie potrzebowali. Oni potrzebowali kogoś z poradni małżeńskiej, ale jak ja im to miałem powiedzieć?

Zgodziłem się tu przyjechać - kontynuował mąż - tylko pod warunkiem, że ona się zgodzi wyjść na chwilę, żebym mógł to panu powiedzieć. Zobaczy pan, jak ona tylko wróci, to Jenny znowu zacznie lizać ściany”.

Stało się dokładnie tak, jak powiedział. Kiedy żona wróciła, Jenny z furią zaczęła lizać ściany. Wizyty u weterynarza, a potem u mnie, potwierdziły okoliczności, które u Jenny wywoływały reakcję lizania ścian. W usunięciu przyczyn żaden z nas nie mógł pomóc. Przyczyny bowiem leżały w tym, że Jenny spełniała rolę buforu w nieustających sporach w tym stadle. Tylko zmiana warunków i czas mogły pomóc tej nieszczęsnej suce.

Spotkałem już w przeszłości psy, których zachowanie przy domowych nieporozumieniach bywało dziwaczne. Muszę przyznać, że najczęściej brudziły w domu w najdziwniejszych miejscach, choćby na łóżku właścicieli. Słyszałem nawet o takim, który załatwiał się na stole.

Przytaczając tę historię chciałem pokazać, jak głęboko związane są psy ze swoim ludzkim stadem. Może nie mówią naszym językiem, czy raczej, nie zawsze jesteśmy w stanie je zrozumieć, lecz związki pomiędzy psem i człowiekiem są znacznie głębsze niż pomiędzy innymi przedstawicielami Królestwa Zwierząt, a bywa, że i pomiędzy ludźmi.

Jeden z moich kolegów, lekarz weterynarii Richard Bleckman, spytał mnie ostatnio, czy według mnie problemy z zachowaniem się psów często są rezultatem stylu życia właścicieli? Zdecydowanie za często - odpowiedziałem mu. Pytał mnie o to, gdyż niezależnie ode mnie poczynił w trakcie swej praktyki takie same spostrzeżenia.

Zastanawiamy się teraz nad tym, jak uświadomić właścicielom, że większość ich kłopotów z psami zniknie wtedy, gdy zechcą wreszcie zmienić choć trochę swój sposób na życie.

9 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE WSKAZANIA

Jesteś tym, co jesz” - to bardzo stare i bardzo mądre powiedzenie. Niewielu jest ludzi, którzy nie wiedzieliby o tym, że pewne pokarmy lub ich składniki mogą wpływać na zachowanie lub zdrowie przynajmniej niektórych z nich. Podobne działania mogą mieć niektóre niealkoholowe napoje, zaś o działaniu alkoholowych wiemy lub powinniśmy wiedzieć doskonale. Różni ludzie reagują na różne rzeczy w różny sposób. Ta sama prawda dotyczy psów, choć rzadko bierze się to pod uwagę.

O ile wiem, jak dotąd nie przeprowadzono solidnych badań naukowych nad wpływem diety na zachowanie się psów. Jedna z dużych firm produkujących jedzenie dla psów prowadzi ostatnio badania nad alergiami pokarmowymi. Zajmowali się tym tematem także czołowi weterynarze i behawioryści. To oczywiste, że tam, gdzie wchodzi w grę alergia, tam bardzo zmienia się zachowanie psa, ale podobnie jak to jest z ludźmi, każdy pies jest inny. Toteż trudne jest, jeśli nie niemożliwe, określenie jakiejś jednej konkretnej diety, która ma negatywny wpływ na zachowanie się wszystkich psów. Ale spróbujmy.

W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie jestem specjalistą w dziedzinie żywienia. Ale przez ostatnie parę lat musiałem udzielić setek rad dotyczących diety moich pacjentów. Obserwując rezultaty moich działań w tej dziedzinie doszedłem do wniosku, że nie można ignorować wpływu diety na zachowanie. Powinni o tym pamiętać wszyscy zajmujący się poradnictwem dla właścicieli psów. Rozległy temat różnych diet opisałem w dwóch rozdziałach. Ten pierwszy ma za zadanie rozbudzenie czujności właścicieli, być może czytając go znajdziecie tu wskazówki dla siebie “Aha, mój pies też tak robi. Może to właśnie o to chodzi. Spróbuję zmiany diety”.

W rozdziale 10 omówiłem raczej techniczną stronę zagadnienia. Jest on przeznaczony dla właścicieli, którzy w rozdziale 9 znaleźli opis problemów zbliżonych do tych, jakie mają ze swoim psem.

Przełom w moich badaniach nad dietą jako środkiem terapeutycznym dokonał się parę lat temu za sprawą pewnego psa rasy golden retriever. Był to trzyletni samiec o imieniu Roiły, zdecydowanie nadpobudliwy, chociaż to nie jest dobre określenie. Kiedy podjechałem, Roiły dosłownie fruwał pod sufitem. Uspokoił się dopiero, kiedy właścicielka kazała mu leżeć. To było nader interesujące zjawisko. Posłuchał jej - to był rezultat niezliczonych godzin prywatnych lekcji tresury - ale to było takie niespokojne leżenie. Widać było, jak w środku coś mu się kotłuje, drży, jakby za chwilę miało eksplodować. To drżenie można było ostatecznie zignorować, nie patrząc na niego, ale straszliwe dźwięki, jakie z siebie wydawał, żadną miarą nie dały się zignorować, bo niosły się na całą okolicę. Właścicielka powiedziała mi, że on się zawsze tak zachowuje, jeśli dać mu komendę siad lub leżeć. Ja nie byłem ciekaw, czy rzeczywiście - ten dźwięk świdrował mi uszy. Kiedy Roiły usłyszał komendę zwolnienia, zapadła cisza, a pies wrócił do swego nadmiernie przyjacielskiego, zupełnie zwariowanego zachowania.

Właścicielka była stewardessą, latającą na krótkich lotach pomiędzy Londynem i Glasgow. Po skończonym locie wolno jej było zabierać wszystkie nie zjedzone steki. Pies praktycznie jadał tylko te steki.

Roiły był dobrze ułożony. Reagował prawidłowo na wszystkie komendy, więc z tym nie miałem wiele do zrobienia. Trzeba było jakoś obniżyć poziom jego aktywności. Na początek zaproponowałem dietę naturalną (patrz rozdział 10). Rezultat był oszołamiający. Właścicielka zadzwoniła po kilku dniach: “Właściwie powinnam była zadzwonić wcześniej, ale początkowo wszyscy sądziliśmy, że Roiły jest chory. Już po 24 godzinach był taki spokojny, że nie mogliśmy uwierzyć, że to tylko zmiana diety. Teraz już wiemy, że nic mu nie jest i świetnie się czuje. Kiedy trzeba, jest spokojny, kiedy trzeba - aktywny. Problem leżał w sposobie karmienia go.”

Ustalenie błędów w diecie nie było w tym przypadku takie znowu trudne. Roiły był karmiony wyłącznie surowym mięsem. Trudno o gorzej zbilansowaną, bardziej wysokobiałkową dietę. Zabrakło w niej odpowiedniej ilości węglowodanów i tłuszczy, toteż jego organizm uzyskiwał niezbędną do życia energię w procesie spalania białka. Stąd jego ogromna nadpobudliwość. Gdyby kontynuować ten sposób żywienia, w następnej kolejności pies zacząłby tracić kondycję. Aminokwasy, z których zbudowane są białka, mają służyć organizmowi do regeneracji tkanek, niezbędne są w procesie wzrostu i innych procesach fizjologicznych, toteż nie trudno przewidzieć, jakie skutki dla organizmu na dłuższą metę przyniesie zużywanie ich jako źródła energii.

Wysokobiałkową dieta wcale nie musi być szkodliwa, ale pod warunkiem, że jest dobrze zbilansowana z odpowiednią ilością węglowodanów i tłuszczy oraz dostosowana do rzeczywistych potrzeb psa. Pies pracujący, prowadzący bardzo aktywny tryb życia, wymaga zupełnie innej diety niż rozleniwiony domowy kanapowiec.

Reklamy telewizyjne kuszą: ...“Karm swojego psa naszą karmą, zobaczysz, że zdziała ona cuda, a twój przyjaciel będzie ją wolał od wszystkich innych...” Przemysł produkujący jedzenie dla zwierząt domowych to ogromny, niezwykle dochodowy rynek, a każda z firm stara się zagarnąć jak największą jego część. Warunkiem sukcesu jest taki produkt, który na ludzkie oko wygląda atrakcyjnie. Musi zawierać coś, co będzie wyglądało jak kawałek mięsa w smakowitym sosie - soja i barwniki są tu bardzo pomocne. Pies musi to lubić bardziej niż inne produkty, dodaje się więc przypraw i substancji zapachowych. No i cena musi być atrakcyjna, to znaczy tak niska jak to tylko możliwe - co oznacza, że składniki użyte do produkcji muszą być tanie. A tanie, na ogół oznacza kiepskiej jakości.

Nie chcę przez to powiedzieć, że pokarm, który twój pies lubi, a jest tani i wygląda dobrze, od razu musi być złym pokarmem. Ale nie każdy pokarm musi służyć twojemu psu. Są pewne określone wskazania co do tego, czy trzeba zmienić psu dietę czy nie. Wystarczy odpowiedzieć na 12 podstawowych niżej pytań:

1. Czy twój pies cieszy się dobrym zdrowiem, czy też miewa częste dolegliwości żołądkowe lub regularnie pojawiające się alergie na pchły, pyłki traw itp.?

2. Czy twój pies cierpi na częste wzdęcia?

3. Czy jego odchody są zmiennej konsystencji, czasem luźne a czasem stałe?

4. Czy są obfite i cuchnące?

5. Czy twój pies je z wielkim apetytem i nie przybywa na wadze?

6. Czy poziom jego aktywności odbiega od normy?

7. Czy twój pies pije bardzo dużo wody?

8. Czy sierść i skóra wyglądają zdrowo i czy nie traci on stale zbyt dużo włosa?

9. Czy twój pies nadmiernie drapie się za uszami, po piersi, zadzie, bokach, gryzie się w nasadę ogona, liże łapy i poduszki łap, trze oczy, nos i głowę o łapy lub dywan?

10. Czy twój pies je trawę, gryzie i zjada gałązki, kopie w ogrodzie, aby dobrać się do korzeni roślin?

11. Czy twój pies kradnie ścierki, szmatki, ręczniki i czy drze je na kawałki podobnie jak inne materiały?

12. Czy twój pies zjada swoje własne odchody?

Każdy z tych symptomów występujący osobno nie musi być związany z taką czy inną dietą. Bardzo możliwe na przykład, że twój pies jest alergikiem. Zaburzenia w przyswajaniu pokarmu mogą wpłynąć na konsystencję kału lub zjadanie odchodów, co niekoniecznie musi mieć związek z rodzajem diety. Niska waga może wskazywać na robaki. Kiedy pies żuje i zjada patyki, może mieć kłopoty z wypróżnieniem (rozdział 15). Jeśli jednak na większość pytań odpowiedź brzmi tak, trzeba pomyśleć o zmianie diety.

Poniżej znajdziecie wyjaśnienie, jaki związek z dietą mogą mieć wymienione symptomy, ale zastrzegam, to nie jest lekarska diagnoza, a tylko zestawienie możliwych przypadków:

1. Reakcje alergiczne. Mogą się nasilać, jeśli mechanizmy obronne organizmu są stale pobudzane poprzez kontakt z alergenem, zawartym w podawanej karmie. Zmiana diety pozwoli mu wrócić do równowagi.

2. Wzdęcia. Mogą występować, gdy proces trawienia w jelicie cienkim nie przebiega prawidłowo. Niestrawiona masa pokarmowa, zalegając w jelicie grubym, zaczyna fermentować i stąd gazy. Taki efekt może wywołać na przykład nadmierna zawartość soi w pożywieniu.

3. Luźne odchody. Mogą wskazywać, że pokarm nie jest prawidłowo trawiony. Procesy fermentacyjne drażnią śluzówkę jelita i nie wchłania ona prawidłowo wody. Stąd półpłynna konsystencja kału. Pies pije przy tym dużo wody, aby zrekompensować jej utratę.

4. Obfite, cuchnące odchody. To bezpośredni, łatwo zauważalny skutek złego trawienia.

5. Nadmierna szczupłość. To oczywiste, że jeśli twój pies jest źle jakościowo karmiony, to bez względu na apetyt z jakim zjada, i tak będzie chudy.

6. Nadmierna lub obniżona aktywność. Jak zaznaczyłem na wstępie tego rozdziału dobrze zbilansowana dieta to podstawa nie tylko zdrowia, ale też właściwego poziomu energii twojego psa.

7. Nadmierne picie wody. Może być oznaką zaburzeń funkcjonowania jelit.

8. Wygląd skóry i sierści. Źle zbilansowana dieta odbija się na ich wyglądzie. Może to być również efekt braków witamin i mikroelementów. Moim zdaniem dobrze zbilansowana dieta nie wymaga żadnych dodatków witaminowych.

9. Drapanie i lizanie się. Może być oznaką reakcji alergicznej na pożywienie lub na jeden z jego składników. Pobudzenie systemu obronnego (immunologicznego) organizmu powoduje między innymi uaktywnienie komórek produkujących histaminę. U psów są one zlokalizowane w przeważającej liczbie na łapach, wokół uszu, oczu i nosa, wokół nasady ogona, na piersi i zadzie. Zawzięte lizanie lub drapanie tych regionów, zwłaszcza tuż po jedzeniu, może doprowadzić do powstawania ran, łatwych do zainfekowania. 10. Jedzenie trawy, gałązek i korzonków. Często wskazuje, że pokarm nie jest należycie trawiony. Psy to zwierzęta zdolne do wymiotów i łatwo tą drogą pozbywają się obciążenia żołądka. Złe trawienie może sprowokować je do jedzenia trawy, aby zneutralizować fermentację. Może też oznaczać braki mikroelementów w diecie, a instynkt podpowiada zwierzęciu, gdzie ich szukać. Inną przyczyną zjadania zwłaszcza korzonków i gałązek może być chęć uzupełnienia brakującego błonnika, usprawniającego pracę jelit. Trudno mi to uzasadnić naukowo, ale jestem przekonany, że w tym przypadku tylko zmiana diety może pomóc.

11. Pies kradnie i drze szmaty, chustki itp. To delikatniejsza odmiana powyższego zachowania, może także oznaczać potrzebę uzupełnienia błonnika.

12. Zjadanie własnych odchodów. Może oznaczać, że pokarm nie został należycie strawiony. To co w nim pozostało, jest z punktu widzenia psa jeszcze całkiem wartościowym pożywieniem. Dla nas nieco obrzydliwe, ale skądinąd zupełnie sensowne i normalne zachowanie. Jednak, gdy trwa przez dłuższy czas, skontaktuj się lepiej z weterynarzem.

Pokusiłbym się o twierdzenie, że ponad 50% przypadków, z którymi miałem do czynienia, były to psy, których zachowania miały coś wspólnego ze złym odżywianiem (przypominam, że jestem behawiorystą i moje twierdzenie nie dotyczy wszystkich psów, a tylko tych, z którymi były jakieś kłopoty wychowawcze). W kilku przypadkach zmiana diety była wystarczającym rozwiązaniem problemu, w innych - czynnikiem pomocnym w opanowaniu złych nawyków pacjenta.

Jest jeszcze jedna sprawa, którą trzeba wziąć pod uwagę. Duże firmy produkujące jedzenie dla psów dodają do niego składniki, które mają zapewnić psu zdrowie, szczupłą figurę i pełnię sił i energii. Dbający o psa właściciel powinien zawsze brać pod uwagę skład kupowanej karmy nie zapominając o trybie życie, jaki prowadzą i on, i jego pies. Zanim zaordynujesz swojemu psu dietę zawodowych bokserów czy atletów, pomyśl, czy możesz mu zapewnić wystarczającą ilość ćwiczeń, aby mógł spożytkować rozpierającą go energię.

Idealna dieta powinna pokrywać zapotrzebowanie psa i w żadnym wypadku go nie przekraczać. Nie trzeba do tego być wykwalifikowanym specjalistą w zakresie żywienia. Wystarczą własne obserwacje i odrobina zdrowego rozsądku.

10 KŁOPOTY ŻYWIENIOWE FAKTY

Każdy, kto w poprzednim rozdziale znalazł odbicie problemów, jakie ma na co dzień ze swoim psem, ale też każdy, kogo zainteresował problem jako taki, znajdzie w tym rozdziale wiele interesujących informacji. Jest to wyciąg z artykułu Dawida Shawa, opublikowanego w Pet Product Marketing w lipcu 1987 pod tytułem “Dobry pokarm kosztuje więcej”.

Bardzo niewielu właścicieli ma jakiekolwiek pojęcie o wartości pokarmu dla zwierząt, jaki kupują. Skoro dla właściciela wygląda przyzwoicie, a zwierzak go je, to znaczy, że musi być dobry. Właściciel nigdy go nie próbuje i na dobrą sprawę nie ma możliwości ocenienia jego składu i wartości. Jedyną informacją jest skład podany na opakowaniu - 20% białka, 4% tłuszczu, 3% popiołów i trochę witamin. I co to właściwie znaczy? Nie zawsze wiele! Większość właścicieli myśli, że 20% białka musi być lepsze niż 18%. Często nie wiedzą, że to białko (20%) może być różnego pochodzenia - z suszonych pokrzyw, łubinu, brukselki i oczywiście z soi. Może ono nawet pochodzić ze skóry starych butów. Co zatem oznacza te 20%?

Ogromna liczba przypadków kłopotów zdrowotnych psów spowodowana jest złym odżywianiem. Rosną rachunki weterynarzy i niezadowolenie właścicieli. Największym problemem jest brak błonnika - nie tego uwidocznionego, w składzie karmy na torbie, ale tego naturalnego, podanego w odpowiedniej dawce - niezbędnego dla dobrego trawienia. Pies jest zwierzęciem przede wszystkim mięsożernym i tysiące lat udomowienia nie zmienią tego faktu. Jego system trawienny przystosowany jest do spożywania zdobyczy wraz z futrem, skórą, chrząstkami i tłuszczem, a nie podawanych stale papkowatych pokarmów. My, ludzie, wywołujemy u siebie podobne schorzenia spożywając papki sporządzone ze sproszkowanych produktów. Rodzaj białka w pokarmie jest niezwykle istotny. Nie wszystkie aminokwasy w nim zawarte są psom potrzebne. Te niezbędne są zawarte w białku zwierzęcym, czyli głównie w mięsie. Mięso, kupowane przez wszystkie wytwórnie pasz na wolnym rynku, jest drogie. Wniosek - nie istnieje nic takiego, jak dobre i tanie jedzenie dla psów.

Producent, któremu zależy, aby wprowadzić na rynek tanią karmę, musi siłą rzeczy zrezygnować z wielu niezbędnych psu do prawidłowego trawienia składników. Innymi słowy - cena odpowiada dokładnie jakości karmy.

Specjalnością wielu firm jest dodawanie przypraw. Na rynku dostępnych jest wiele wyszukanych przypraw i substancji żelujących. Wystarczy trochę zręczności i trociny nie tylko będą pięknie wyglądały, ale psy zjedzą je z apetytem. Dodatek soi zagwarantuje stosowną ilość białka! Ten opis jest może trochę przesadzony, ale oddaje mechanizm funkcjonowania wielu firm.

Na co więc trzeba zwracać uwagę? Czytając skład na worku z karmą pamiętaj, że:

a) Podana jest średnia zawartość białka w karmie. Jeśli z dwóch substancji jedna zawiera go 20%, a druga 10%, to średnia wyniesie 15%. Jeśli w karmie jest więcej składników, na przykład 10, zawierających białko, to średnia jest liczona z tych 10 składników.

b) Im więcej jest składników wysokobiałkowych, tym wyższa zawartość białka, ale to, że białka jest dużo, nie musi wcale oznaczać, że jest ono odpowiednie.

c) Wysokiej jakości składniki są zawsze drogie, kupuje się je na wolnym rynku z gwarantowanych źródeł. Istnienie tanich i dobrych składników należy odłożyć między bajki.

Zróbmy teraz krok dalej. Oto przykładowy skład kompletnej karmy dla psów. Interesuje nas zawartość białka. Załóżmy, że zmieszano l część mięsa (60% białka), 5 części soi (45% białka) i 14 części produktów zbożowych (10% białka). Razem 20 części.

Składniki Białko Przeliczenie na całkowitą zawartość białka

Mięso 60% 60

Soja 45% 225

Produkty zbożowe 10% 140

Pełna zawartość białka 425

Kiedy podzielić 425 na 20 części, otrzymamy średnią zawartość białka - 21,5%. Napisane wygląda to nieźle. Przy założeniu 10% błędu można przypuszczać, że jest to nawet 22 lub 23%. Średnią zawartość białka poprawiło dodanie soi. Soja jest tania i taką karmę można sprzedawać po niższych cenach. Ale nie jest ona zbyt dobra. Zarówno soja, jak i produkty zbożowe zawierają bardzo mało tłuszczów, średnio ok. 2,3%, a psy potrzebują ich trzy razy tyle. Podniesienie zawartości tłuszczów jest drogie.

Dodatek mięsa uczyni karmę bardziej smakowitą (jeśli nie, trzeba będzie dodać trochę przypraw), ale karma oparta głównie na soi nie jest zbyt wysokiej jakości. Psy nie są roślinożerne i dieta wegetariańska nie jest i nie może być dla nich odpowiednia. Toteż wcześniej czy później taka dieta zaowocuje kłopotami z trawieniem i dolegliwościami ze strony układu pokarmowego.

Do czego zatem doszliśmy? Mamy karmę, która na oko wygląda dobrze, zawiera odpowiednią ilość białka. Trzeba ją jeszcze efektownie zapakować i... szybko sprzedać po atrakcyjnej cenie. Nikt nie będzie się przejmował zawartością tłuszczów czy błonnika. Większość ludzi uzupełni psią dietę mięsem z puszki lub salcesonem, co zawsze można uznać za przyczynę złej kondycji zwierzęcia.

Coraz częściej, niestety, ogarnięci obsesją taniej karmy dla psów, nie zawracamy sobie głowy jej jakością. Jeszcze raz podkreślam - nie istnieją na wolnym rynku tanie i dobre składniki do produkcji karmy dla zwierząt, toteż jej cena odpowiada jakości. Procentowa zawartość białka o niczym nie świadczy. Jeśli jest to białko pochodzenia zwierzęcego, to wystarczy go nawet 18%, jeśli zaś jest to białko roślinne, to i 100% będzie za mało.

Kupując gotową karmę patrzmy nie tylko na procenty, ale też na to, jakich składników użyto do produkcji. Jeśli firma stara się to ukryć, bądźcie ostrożni! Lepiej kupić karmę firmy znanej z tego, że jej produkty są odpowiedniej jakości. Nie zawsze łatwo dowiedzieć się o rzeczywisty skład karmy. Wielu producentów deklaruje, że w skład produkowanej przez ich firmę karmy nie wchodzą konserwanty czy antyutleniacze, gdyż oni sami ich nie dodawali. Fakt, że wcześniej użyto ich do zabezpieczenia surowych składników karmy, jakoś umyka ich uwadze. Toteż napis “Nie zawiera dodatkowych konserwantów.” znaczy tyle, że przy produkcji karmy już ich nie dodawano. Kiedy czytam “Nie zawiera dodatków, które nie są niezbędne w żywieniu zwierząt...” zastanawiam się zawsze “co to w ogóle znaczy?”

Jeśli kompletna karma zawiera tłuszcze, to muszą być dodane antyutleniacze, aby zapobiec ich jełczeniu. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jak długi jest przewidywany okres przydatności do spożycia, trzeba zadać sobie pytanie, czego właściwie ta karma nie zawiera: tłuszczów czy środków konserwujących? Oto, jak łatwo możemy być wprowadzeni w błąd!

Alfred J. Plechner, doktor nauk weterynaryjnych, w swojej książce o alergiach pisze: “Tak się niedobrze składa, że większość - tak właścicieli, jak i weterynarzy - czerpie swą wiedzę o tym, czym naprawdę karmione są zwierzęta, od producentów karmy, a dla nich nadrzędnym interesem jest zysk, uzyskany ze sprzedaży. Po zbadaniu w latach siedemdziesiątych różnych karm dla zwierząt Dr Paul M. Newberne z Departamentu Żywności i Żywienia Instytutu Technologii Massachusetts stwierdził: “Większość informacji o tym, jak znakomite są te karmy, jest zwodnicza, obliczona wyłącznie na szybką sprzedaż i rzadko mająca pokrycie w rzeczywistej jakości. Tak właściciele, jak i weterynarze zdani są na łaskę producenta i informacje w środkach masowego przekazu, jakże często, niestety, z uszczerbkiem dla zdrowia ich podopiecznych”. Plechner posuwa się do stwierdzenia: “Wiele dowodów wskazuje na to, że psy karmione wyłącznie gotową karmą żyją krócej”.

Choć badania były prowadzone w latach siedemdziesiątych, książka ukazała się dopiero w roku 1986. Plechner pisał: “Od lat obserwuję pojawiające się na rynku karmy dla zwierząt i widzę pojawiające się coraz to nowe formuły, pełne najróżniejszych dodatków chemicznych, wątpliwych składników, które nie mogą być przyswojone, o złym składzie witamin i mikroelementów. Produkowane obecnie karmy nie nadają się do żywienia nimi zwierząt. Powoli zaczniemy pytać nie o to, która karma jest najlepsza, a o to, która jest najmniej szkodliwa”.

Zgadzam się z nim i sądzę, że czas zadać sobie parę pytań. Czy zaakceptowane przez Europejską Radę Ekonomiczną barwniki, konserwanty i antyutleniacze przez sam fakt akceptacji stają się nieszkodliwe? Skoro antyutleniacz BHT (często używany przy produkcji karmy dla zwierząt) nie może znajdować się w pożywieniu, przeznaczonym dla dzieci, a produkty, do których jest dodawany, muszą być wzbogacone witaminą A, i skoro o te obostrzenia walczyli ludzie, zajmujący się na co dzień nadwrażliwymi dziećmi, to czy my, właściciele psów nie powinniśmy wyciągnąć z tego daleko idących wniosków?

No dobrze, ale co ma zrobić właściciel, który po przeczytaniu rozdziału 9 doszedł do wniosku, że musi zmienić dietę swojemu psu?

Są różne diety, które regularnie zalecam w zależności od kłopotów moich klientów. Wypróbowałem je przez lata praktyki, eksperymentując z różnymi rodzajami pokarmów, toteż mogę polecić je z czystym sumieniem. Przedstawiam je zaczynając od tych, które uważam za najlepsze, za każdym razem uzasadniając mój pogląd.

Eukanuba

Jest to kompletna i dobrze zbilansowana sucha karma dla psów, zawierająca dobrej jakości białko zwierzęce oraz dużo tłuszczów.

Karmię nią moje cztery psy od pierwszej chwili, kiedy pojawiła się na naszym rynku. Jest łatwa w użyciu, a ze względu na wysoką wartość odżywczą podaje się jej o jedną trzecią lub połowę mniej niż innych karm. Zawsze, kiedy zachodzi potrzeba zmiany diety jakiegoś psa, polecam eukanubę, a to z następujących powodów.

1. Psy bardzo łatwo ją akceptują.

2. Białko uzyskiwane z białego mięsa jest lekkostrawne i łatwo przyswajalne przez większość psów.

3. Jest produkowana pod kontrolą specjalistów w dziedzinie żywienia i lekarzy weterynarii. To oznacza, że wzięto pod uwagę dzienne zapotrzebowanie psów na rozmaite składniki pokarmowe.

Producenci eukanuby przestrzegają przed podawaniem psom dodatkowo witamin i mikroelementów, gdyż wchodzą one w skład ich karmy. Podając je dodatkowo można łatwo uzyskać efekt odwrotny od oczekiwanego - przedawkowanie ich może być równie szkodliwe jak niedobór. Wprawdzie IAMS (producent eukanuby) nie prowadził żadnych badań nad wpływem żywienia eukanubą na zachowanie się psów, ale wiem z własnego doświadczenia, że ta dieta działa cuda wszędzie tam, gdzie występują zaburzone zachowania na tle złego żywienia.

IAMS zaleca, aby miska z karmą eukanubą stale była dla psa dostępna, tak aby mógł jeść wtedy, gdy ma na to ochotę. Kiedy pies zrozumie, że miska stale stoi i to nie jest jakieś wyjątkowe święto, będzie podchodził do niej od czasu do czasu, zjadając trochę i w ten naturalny sposób pokryte zostaną jego zapotrzebowania pokarmowe. Wbrew pozorom, psy mają tendencje do samodzielnego regulowania swoich aktualnych zapotrzebowań. Wielu klientów mówiło mi, że po szczególnie leniwym dniu ich pupile zjadają mniej niż zwykle. Można kupić różne rodzaje tej karmy w zależności od wieku i aktywności psa - jest karma dla szczeniąt, psów pracujących, starych itd.

Na opakowaniach napisano wyraźnie, że karma zawiera dwa anty-utleniacze, które dodane zostały wcześniej do konserwacji półproduktów niezbędnych do wytwarzania karmy. We własnym procesie technologicznym IAMS nie dodaje ich więcej i, zgodnie z obowiązującym prawem, nie musiałby o tym zawiadamiać. Firma uważa jednak, że dbałość o dobre imię wymaga, aby poinformować o tym nabywców. Te antyutleniacze to niewielka ilość BHA zabezpieczająca tłuszcze przed jełczeniem i znajdujący się w mieszance witaminowej Ethooxyquin.

Omówiłem tę karmę tak dokładnie, gdyż właśnie ją polecam najczęściej. Można jej używać tak jak zaleca IAMS, pozwalając psu jeść do woli, a równie dobrze można karmić nią tradycyjnie w określonych porach posiłków. Przy zmianie diety zazwyczaj zalecam stosowanie Eukanuby przez miesiąc, aby właściciel mógł się przekonać, czy pies rzeczywiście ją lubi i czy karmienie nią przynosi oczekiwane rezultaty. Zazwyczaj w obu przypadkach odpowiedź brzmi “tak”.

Dieta Hilla

Dietę Hilla opracowali lekarze weterynarii i można ją kupić tylko w lecznicach. Do wyboru są puszki i sucha karma, dostosowane do wieku i kondycji psa, co pozwala właścicielowi wybrać dietę odpowiednią do aktualnych zapotrzebowań jego pupila.

Na opakowaniu zaznaczono, że karma zawiera antyutleniacze dopuszczone do użycia przez Europejską Komisję Ekonomiczną, mające zapobiegać jełczeniu tłuszczów, co jest w pełni zrozumiałe. Z wyjątkiem jednej, niskokalorycznej, diety Hilla są podobne do wysokokalorycznych diet eukanuby, co oznacza, że mniejsza dawka pokrywa zapotrzebowanie pokarmowe. Głównym powodem, dla którego polecam suchą karmę eukanubą i Hilla zamiast puszek jest fakt, że puszkowane jedzenie wymaga zwykle jakichś dodatków w postaci wypełniacza (kaszy, makaronu lub ryżu). Odkryłem, że wielu właścicieli ma wtedy kłopoty ze zbilansowaniem posiłku. Gotowa pełna karma pozwala ominąć ten problem. Źle zbilansowane posiłki mogą być na dłuższą metę szkodliwe dla psa. Wiem oczywiście, że miliony psów cieszą się znakomitym zdrowiem jedząc karmę z puszek i suchary, ale w swojej praktyce zbyt często miałem do czynienia z konsekwencjami nieodpowiedniego karmienia, żeby nie docenić wagi problemu.

Stale stykam się z klientami, którzy mają ogromne obiekcje przed używaniem gotowej, dobrze zbilansowanej karmy. Powtarzają oni wszelkiego rodzaju mity, przesądy i obiegowe opinie, wygłaszane najczęściej przez ludzi nie mających żadnego pojęcia, o czym mówią. Mam nadzieję, że uda mi się rozwiać przynajmniej część z nich.

Najbardziej powszechne, jak sądzę, jest przekonanie, że gotowe karmy są zbyt bogate w białka i tłuszcze, co prowadzi do nadaktywności i otyłości. Te karmy, które wymieniłem, są na tyle dobrze zbilansowane, że jeśli podaje się je w ilościach zalecanych przez firmę, takie niebezpieczeństwo nie istnieje.

Wielu właścicieli uważa, że ich psy lubią odmiany w swoich posiłkach. Skoro nam jednego dnia smakuje jajko na szpinaku, a drugiego mamy smak na kotlet, to dlaczego nasze psy miałyby być inne. W rzeczywistości system trawienny psa może przystosować się niemal do każdego rodzaju pokarmu. W krótkim czasie rozwijają się w nim bakterie pomocne w procesie trawienia. Ciągła zmiana rodzaju podawanej karmy uniemożliwia działalność drobnoustrojów, co doprowadzi nieuchronnie do zaburzeń pokarmowych. Znacznie zdrowiej dla psa jest ustalić mu jedną, zdrową dietę i już przy niej pozostać.

Kiedy zaczynasz używać eukanuby lub diety Hilla, możesz początkowo zaobserwować następujące efekty uboczne:

1. Pies może wydawać się głodny zanim jego żołądek przyzwyczai się do zmniejszonych porcji pożywienia.

2. Pies pije więcej wody. Gotowa sucha karma zawiera jej znacznie mniej niż puszkowana (sucha - 10%, z puszki - 75-80%) i twój pies musi to sobie zrekompensować. Wydaje mi się, że kupowanie jedzenia w puszkach to ekstrawagancko wysoka cena płacona za wodę.

3. Zmienia się ilość i rodzaj odchodów, jest ich mniej, są lepiej uformowane i nie mają tak intensywnego zapachu.

Dieta naturalna

Polecam tę dietę wtedy, kiedy jestem przekonany, że kłopoty z zachowaniem się psa są związane z żywieniem, a stosowanie eukanuby i diety Hilla nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Jej składniki są proste: Gotowany brązowy ryż - 50%; biały, łuszczony ryż ma znacznie mniejszą wartość odżywczą. Po zagotowaniu ryż należy odstawić w cieple aż do wchłonięcia wody, zachowa wtedy najwięcej witamin. Jarzyny - 25%. Ja używam zwykle zielonych, ale tu wybór należy do ciebie (unikaj ziemniaków, rzepy i innych, zawierających dużo skrobi). Mieszanka pietruszki i brukwi wodnej ze sklepu ze zdrową żywnością z powodzeniem zastąpić może surowe jarzyny.

Białe mięso - 25%. Zazwyczaj wybiera się kurczaka, ale równie dobrze mogą to być ryby. Z kurczaka nie należy odrzucać skóry, żołądka czy wątroby - są znakomitym dodatkiem do jedzenia dla psa. Mięso powinno być ugotowane lub krótko usmażone.

Mieszając składniki można dodawać też trochę oleju słonecznikowego, czosnku, otrąb i naturalnego jogurtu (dobrze wpływa na florę bakteryjną jelit).

Nie należy dodawać: czerwonego mięsa, żadnej karmy z puszek, gotowych ciasteczek, “patyczków” i innych barwionych psich przysmaków.

Ilość podawanego pokarmu zależy od wagi i wielkości psa. Początkowo można mu dawać takie same porcje, jak każdej innej karmy i w miarę potrzeby zwiększyć je lub zmniejszyć.

Przy diecie naturalnej powinno się karmić psa dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Przygotowaną karmę można przechowywać w lodówce przez trzy dni. Większą ilość można podzielić na porcje i zamrozić. Jest to dieta niskobiałkowa (14-15%) i powinna być stosowana przez krótki okres czasu, wystarczający aby stwierdzić, czy zaburzenia zachowania są w jakiś sposób związane ze sposobem żywienia. Kiedy stosuje się ją dłużej niż trzy-cztery tygodnie, należy dodatkowo podawać witaminy i mikroelementy.

Każdą zmianę w sposobie żywienia lepiej jest wprowadzać stopniowo, zwiększając ilość nowej karmy o 25% dziennie - system trawienny psa przystosuje się wtedy łatwiej do zmiany.

Kiedy dokładnie przyjrzeć się nisko i wysokobiałkowym psim dietom staje się jasne, że jakość i ilość podanego białka musi być starannie zbilansowana z innymi składnikami karmy. Z mojego doświadczenia wynika, że w bardzo niewielu przypadkach sama zmiana diety wystarczy do rozwiązania problemów związanych z zachowaniem się psa, choć często jest istotnym czynnikiem wspomagającym. Trzeba jednak przyznać, że przestawienie nadmiernie żywiołowego psa na dietę niskobiałkowa czyni cuda.

Jak czytać etykiety

Zgodnie z nowymi regulacjami prawnymi od 1992 roku na opakowaniach z gotową karmą dla zwierząt powinny znajdować się informacje o procentowej zawartości białka, tłuszczów, błonnika i wody. Wcześniej nie wszystkie firmy tego przestrzegały. Gotowe karmy różnych firm różnią się bardzo zawartością wody i trzeba wiedzieć, ile jej naprawdę jest, aby ocenić zawartość innych składników w suchej masie i przeprowadzić porównanie wartości karm różnych firm. Woda jako taka nie ma żadnej wartości odżywczej, mają ją tylko substancje stanowiące suchą masę. Dawniej dla wielu karm trzeba było samemu przeprowadzać żmudne obliczenia, dziś wszystkie firmy muszą podawać procentowy skład na opakowaniu.

Porównajmy dwa rodzaje karmy - jedną wysokaloryczną (dieta A), drugą niskokaloryczną (dieta B). Przekonamy się przy tym, jak ważne są te dodatkowe informacje, uwidocznione na etykiecie.

Dieta A - 30% białka, 10% wody.

Dieta B - 9% białka, 80% wody.

W świetle tych informacji zawartość białka w diecie A wydaje się być większa niż w diecie B, ale przeliczmy to w odniesieniu do suchej masy.

Dieta A - 30% białka, 90% suchej masy (minus 10% wody).

Dieta B - 9% białka, 20% suchej masy (minus 80% wody). Zatem dieta A zawiera 33,3% białka w suchej masie, a dieta B 45%.

Jednak psy jedzą dekagramy pokarmu, a nie procenty, trzeba zatem przeliczyć je na dzienne zapotrzebowanie na białko i inne substancje pokarmowe. Aby to zrobić, trzeba dzienną dawkę karmy w gramach pomnożyć przez procent suchej masy i procent białka w suchej masie (tak samo obliczamy dawkę innych substancji). Na bazie tych obliczeń możemy prowadzić porównania różnych rodzajów suchych i puszkowanych karm.

Zróżnicowana wartość kaloryczna różnych karm powoduje, że producenci ściśle określają, jaką ilość konkretnej karmy trzeba podać dziennie określonej wielkości psu. Nie wystarczy po prostu popatrzeć na procenty podane na opakowaniu i tylko na tej podstawie określać dzienną dawkę karmy. Stosowanie diety o niższej zawartości danego składnika odżywczego może spowodować, że pies będzie dziennie otrzymywał go więcej.

Rozpatrzmy to na przykładzie:

Będziemy porównywać kompletną suchą karmę o 30% zawartości białka i 10% wody (dieta A) z karmą puszkowaną, zawierającą 9% białka i 80% wody (dieta B), i zobaczymy, ile gramów białka dziennie dostaje miniaturowy pudel o wadze 4,5 kg, jedząc każdą z tych karm.

Dieta A - porcja dzienna polecana przez firmę - 90 g

Dieta B - porcja dzienna polecana przez firmę - 555 g Teraz policzmy, jaki jest faktyczny skład obu tych diet.

Dieta A - dawka dzienna (90 g) pomnożona przez zawartość suchej masy (90%) daje 81 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (33,3%) daje w efekcie 26,97 g białka na porcję.

Dieta B - dawka dzienna (555 g) pomnożona przez zawartość suchej masy (20%) daje 111 g, co pomnożone przez zawartość białka w suchej masie (45%) daje 49,95 g białka na porcję.

I po raz kolejny okazuje się, że karma, która według etykiety ma niższą zawartość białka, jest w efekcie dietą wysokobiałkową. Zadziwia mnie nieodmiennie niepewność moich klientów. Po godzinnej dyskusji, w której starałem się wytłumaczyć im zasady obliczania dawek i namówić na polecane przeze mnie karmy, idzie on do sklepu i natychmiast daje się przekonać subiektowi, że wysokobiałkową karma nie jest dobra dla psów.

Każdy pies jest inny i każdy inaczej reaguje na różne karmy. Dlatego też wcale nie twierdzę, choć to może tak wyglądać, że jakaś określona karma jest świetna dla wszystkich psów. Wiedząc, jakich informacji dostarcza nam etykieta i obserwując uważnie swojego psa, jego wygląd i zachowanie, sami musimy zdecydować, czym najlepiej go karmić, aby był zdrowy i zadowolony. Mam tylko nadzieję, że ludzie zajmujący się produkcją i sprzedażą karmy dla zwierząt będą dbali o jej wysoką jakość i prawidłową informację na opakowaniach.

Podsumowanie

Każdy właściciel psa powinien się dobrze zastanowić zanim zdecyduje jaką, nisko czy wysokobiałkową dietę wybierze dla swojego psa. Najważniejszy jest jej długofalowy wpływ na zdrowie i zachowanie zwierzęcia. Trzeba brać pod uwagę nie tylko procentowy skład karmy, ale również rodzaj produktów użytych do jej produkcji. Może się zdarzyć, że kiepskiej jakości karma nie tylko nie zaspokoi zapotrzebowań pokarmowych psa, ale również wpłynie negatywnie na jego zdrowie.

Kiedy po przeczytaniu rozdziału 9 będziesz chciał zmienić dietę swojego psa na własną rękę i nie masz pewności, jaką zawartość białka powinna mieć ta nowa, wystarczy według podanego w tym rozdziale wzoru obliczyć, jaka jest zawartość białka w stosowanej dotąd i wybrać przeciwną. Usilnie namawiam jednak, aby tę decyzję podjąć po konsultacji z lekarzem weterynarii.

W obu przypadkach rozważałem sposoby żywienia, ale mam nadzieję, że staną się one niezłą pożywką do konstruktywnych przemyśleń.

11 UBOCZNE SKUTKI LECZENIA

Nie chciałbym, aby ten rozdział był potraktowany jako atak na działalność lekarzy weterynarii. Moje obserwacje dotyczą tylko tych psów, u których wystąpiły zaburzenia zachowania i w żadnym razie nie mogę być reprezentatywne dla milionów psów żyjących z ludźmi i korzystających z opieki lekarskiej. Jednak skoro w mojej praktyce zetknąłem się z zaskakującym wręcz, ubocznym wpływem niektórych leków na zachowanie się psów, nie mogę tego zjawiska pominąć milczeniem.

Psy, podobnie jak ludzie, mogą różnie reagować na podane leki. Zastrzyki przeciwtężcowe i antybiotyki wywołują u niektórych ludzi silne reakcje alergiczne, czego lekarz dowiaduje się z wywiadu przed podjęciem leczenia lub wykonując rutynowe testy. Z psem nie da się przeprowadzić rozmowy, pozostaje zatem obserwacja, choć często zmiany w sposobie zachowania się nie są w żadnym stopniu kojarzone z konkretnymi działaniami medycznymi. Może dlatego, że winą za wszystkie odbiegające od normy zachowania psa zwyczajowo obarcza się właściciela.

Opisany poniżej przypadek dotyczy mojego własnego psa. U Oliwera, dwuletniego samca wyżła weimarskiego, wystąpiły na brzuchu swędzące wypryski. Diagnoza brzmiała - uczulenie na trawy. Ze względu na porę roku wydawało się to wysoce prawdopodobne. Zaaplikowano mu zastrzyk kortyzonu i, o ile to możliwe, Oliwer miał nie biegać po rozległych terenach porośniętych trawą zwłaszcza świeżo skoszoną. Wkrótce po zastrzyku podrażnienie skóry zniknęło, ale zauważyłem, że Oliwer stał się wyraźnie agresywny w stosunku do ludzi i obcych psów. Uznaliśmy, że to są zwykłe zachowania młodego, dorastającego samca.

Zmieniliśmy trasy codziennych spacerów, mimo tego po sześciu tygodniach podrażnienie skóry wróciło. Natomiast zauważalnie zmieniło się zachowanie psa. Złagodniał. Ponownie udaliśmy się do weterynarza. Ten znowu zastosował kortyzon i zasugerował, że może to być alergia kontaktowa. Zmieniliśmy mu posłanie i po paru dniach sytuacja wydawała się być opanowana. Z jednym wyjątkiem - Oliwer znów stał się bardziej agresywny.

Cała nasza uwaga była skoncentrowana na zdrowiu Oliwera, toteż nie skojarzyliśmy wzmożonej agresywności psa z zastrzykiem. Każde nieakceptowane zachowanie psa było surowo karcone. Minęło wiele czasu zanim zauważyliśmy, że kiedy Oliwer się drapie przy nawrocie objawów alergii, jest zupełnie spokojny i nie atakuje ani psów, ani ludzi. Kiedy po interwencji medycznej przestaje się drapać, jest gotów rozerwać na sztuki każdego, kto wejdzie mu w drogę. Kortyzon w zastrzykach to chemiczny odpowiednik hormonu o tej samej nazwie, mającego działanie przeciwzapalne i zmniejszającego wrażliwość na czynniki alergizujące.

Jeszcze trochę czasu upłynęło nim odkryliśmy, że Oliwer jest uczulony na jeden ze składników podawanej mu diety. Kortyzon łagodził objawy, a jednocześnie wywoływał agresję. Kiedy kortyzon przestawał działać, uczulenie wracało, a pies się uspokajał. Błędne koło!

W końcu znaleźliśmy środki homeopatyczne łagodzące objawy alergiczne i pies się uspokoił. Jednocześnie zmieniliśmy dietę i alergia nie wróciła. A, oto inny typowy przypadek. Dziesięcioletnia pekinka zupełnie, zdawało się, bez przyczyny zaczęła walczyć z pięcioletnią yorkshire terierką.

Przez lata suki mieszkały razem w wielkiej przyjaźni. Niewątpliwie walkę zaczęła pekinka, nie bacząc na to, że terierką okazywała jej pełne podporządkowanie. Sytuacja pogarszała się coraz bardziej, aż w końcu terierką spędzała większość czasu schowana w sypialni właścicielki, która miała wszystkie palce oklejone plastrami - rezultat rozdzielania walczących suczek.

Okazało się, że przez dziesięć tygodni pekinka cierpiała na rozliczne schorzenia poczynając od zapalenia uszu, a kończąc na stanie zapalnym pomiędzy poduszkami łap. Przeszła długą kurację z zastosowaniem różnych antybiotyków. Sam po zażyciu niektórych z nich jestem poirytowany i cierpię na przypadłości żołądkowe. Toteż po konsultacji z prowadzącym weterynarzem zastąpiliśmy antybiotyki środkami homeopatycznymi. Po paru dniach domowa harmonia zaczęła wracać, ale tylko w 60%. Niestety pekinka zasmakowała w tłamszeniu terierki, która była nieustannie przerażona. W takich przypadkach często jedynym wyjściem z sytuacji jest rozdzielenie zwierząt. Tak też stało się w tym przypadku. Pekinkę umieszczono u sąsiadów, gdzie czuła się dobrze, a terierką po jakimś czasie wróciła do normy.

Opisałem ten przypadek także dlatego, aby pokazać, że nie zawsze możliwy jest stuprocentowy sukces. Nie ma wątpliwości, że problem powstał w wyniku leczenia weterynaryjnego i jego zmiana pomogła go rozwiązać, ale... te dwa psy zdecydowanie przestały się ze sobą zgadzać.

Jakiś czas temu opracowałem korespondencyjny kurs dla słuchaczy Instytutu Badań Psów. Dotyczył związków pomiędzy człowiekiem i psem. Kurs miał uświadomić ludziom pracującym z psami, że w niektórych przypadkach problemów z psami nie da się rozwiązać tylko tresurą.

Jedno z poleceń dla studentów brzmiało: “Postaraj się znaleźć przykłady wpływu diety lub leczenia na zachowanie twoich znajomych, rodziny, sąsiadów lub zwierząt domowych hodowanych przez nich”. Odpowiedzi na to pytanie były dla mnie prawdziwą kopalnią wiedzy o wpływie różnych kuracji na ludzi. Na przykład w niektórych domach, gdzie były problemy z niesfornymi dziećmi, zabroniono używania kolorowego papieru toaletowego, bo miało to zły wpływ na zachowanie się dzieci. Jeżeli coś takiego wpływało na zachowanie dzieci, to jakie nieprzewidziane czynniki mogą mieć wpływ na nasze psy?

Podkreślam jeszcze raz - kiedy pies jest chory, nic nie zastąpi leczenia weterynaryjnego. Ale kiedy zastosowane leki wywołują niepokojące efekty uboczne, co zawsze może się zdarzyć, wtedy trzeba szukać innych metod leczenia, ale też pod kierunkiem lekarza weterynarii. Leczenie na własną rękę może przynieść więcej szkody niż pożytku. Leki homeopatyczne zyskują sobie coraz większą popularność i znacznie łatwiej je obecnie kupić. Chętniej też sięgają po nie lecznice weterynaryjne. Przyjęło się uważać, że leki homeopatyczne jako naturalne nie mogą zaszkodzić i żadna konsultacja fachowa nie jest konieczna. Nic bardziej błędnego.

Alternatywne lub uzupełniające leczenie musi być bardzo precyzyjnie stosowane. Jednym z jego pionierów wiele, wiele lat temu był doktor Edward Bach, bardzo szanowany lekarz z Harley Street. Zaalarmowała go zwiększająca się liczba pacjentów wymagających wtórnego leczenia z powodu powikłań po zastosowaniu leków. Jestem bardzo wdzięczny pani Violetcie Todd, która zapoznała mnie z jego sposobami leczenia.

Dr Bach (czytaj Batch) zauważył, że w niektórych przypadkach zwiększenie dawki leku maskowało tylko objawy, nie likwidując istotnych przyczyn choroby. Zaczął pracować nad innymi środkami leczniczymi, wprowadzając leki homeopatyczne. Widząc ich znakomite działanie, postanowił opracować system pozwalający niespecjaliście na samodzielną diagnozę i podjęcie leczenia we własnym zakresie. Dr Bach opracował zastosowanie 38 leków homeopatycznych. Są to wodne lub spirytusowe wyciągi substancji naturalnych. Zażywa sieje w postaci kropli, a w nazwie leku uwidocznione jest, z jakiej rośliny pochodzi użyta substancja (np. modrzew, żarnowiec, ciemiernik).

Choć wszystkie te “leki roślinne” stosowane są według naczelnej zasady homeopatycznej - im mniejsza dawka tym lepszy skutek - to mechanizm ich działania jest różny.

Naturalne leki Bacha nie są przeznaczone bezpośrednio do likwidowania objawów choroby, lecz do terapii całego organizmu, a ich stosowanie jest zindywidualizowane i uzależnione od osobowości i charakteru osoby czy zwierzęcia, które ma być poddane kuracji. Każdy, kto od wielu łat zajmuje się psami, przy stosowaniu kuracji Bacha musi zmienić nieco Spojrzenie na swego przyjaciela i starać się obserwować go tak, jakby obserwował innego człowieka. Trzeba uciec się do antropomorfizacji (od wieków już nie używałem tego słowa, ale czyż jakakolwiek książka o psach może się bez niego obejść). Zasadą homeopatii jest podanie jednej lub kilku dawek słabego roztworu substancji, która w większej dawce u osoby zdrowej wywoła takie objawy chorobowe, jakie występują u pacjenta.

Wyciąg z rośliny zwanej belladonna może być używany w niektórych przypadkach łagodzenia agresji. Roślina zawdzięcza swoje imię pewnej Włoszce, która używała jej do rozszerzania źrenic, aby jej oczy wyglądały pięknie. Jednym z objawów bezpośrednio poprzedzających atak agresji jest właśnie rozszerzenie źrenic. Słowo homeopatia pochodzi od greckiego “homois”, co znaczy podobny i “pathos” - choroba, schorzenie. To wyjaśnia podstawową zasadę działania: “podobne leczyć podobnym”. Stosując tę zasadę uznałem, że skoro belladonna była dobra dla pięknej Włoszki, powinna być też dobra dla moich agresywnych pacjentów.

Początkowo rezultaty moich działań nie były oszałamiające. Niektórzy z moich klientów obserwowali znakomitą poprawę, podczas gdy inni nie widzieli żadnych zmian. Mój błąd polegał na tym, że rozpatrywałem tylko objawy nie biorąc pod uwagę “całego” psa. Próbowałem dopasować lekarstwo tylko do konkretnych objawów. Tymczasem, zanim ustali się określony program działania przy podjęciu leczenia zaburzeń zachowania, trzeba podejść do pacjenta holistycznie. Brzmi to skomplikowanie, a znaczy tyle, że trzeba wziąć pod uwagę wszystko, co może mieć wpływ na to zachowanie, rozpatrując organizm i warunki, w których żyje, jako całość.

Podczas spotkania z właścicielami trzeba uwzględnić wszystkie szczegóły - gdzie pies śpi, co je, kiedy chodzi na spacery itd., itp. - trzeba poznać każdy szczegół. Może się na przykład zdarzyć, że zapomnimy zapytać dzieci, jaki jest ich pogląd na miejsce psa w domu, a to właśnie będzie klucz do rozwiązania problemu.

Kiedy włączyłem homeopatię do rutynowych metod działania zrozumiałem, jak istotne jest formułowanie jak najbardziej szczegółowych pytań, aby dotrzeć do prawdziwych przyczyn problemu. Przy pierwszej konsultacji pytam o doświadczenia psa od wczesnego szczenięctwa, jego dietę, jego miejsce i pozycję w rodzinie, czas i rodzaj szkolenia, leczenie weterynaryjne i tak dalej. Z odpowiedzi wynikają dalsze pytania i kiedy powstanie w końcu jasny obraz charakteru i stylu życia mojego pacjenta, mogę zdecydować, jaką terapię trzeba zastosować. W trakcie trwania programu rehabilitacyjnego pozostaję w stałym kontakcie telefonicznym z właścicielami, modyfikując postępowanie w razie potrzeby. W ten sposób większość problemów udaje się szybko przezwyciężyć.

Kiedy inne metody zawodzą i trzeba uciec się do homeopatii, muszę jeszcze wiedzieć:

Czy pies jest nadwrażliwy nawet na lekki ból (zwłaszcza młody pies) i czy reaguje on agresywnie? - Tego typu psychikę klasyfikujemy krótko jako “typ rumianku”, bowiem działają na nie leki zawierające ten środek. Czy pies stał się podniecony i oporny w znanych sobie sytuacjach, na przykład przy wizytach u weterynarza i czy po wejściu staje się agresywny? - Jest to “typ Gelsemium”(liana północnoamerykańska, roślina trująca, używana do produkcji leków (przyp. tłum.).

Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii, np. strach przed przebywaniem w zatłoczonym miejscu? - To “typ tojadu”.

Czy objawy agresji są związane z jakąś formą fobii (jak powyżej), ale powiązane z sensacjami żołądkowo-jelitowymi, biegunką? Ten typ klasyfikujemy jako “typ azotanu srebra”. Leki homeopatyczne wszystkie odnoszą się do konkretnego typu zarówno w odniesieniu do psich jak i ludzkich dolegliwości. Nazwy leków brzmią, jak sądzę, nieco egzotycznie dla większości czytelników. Ale, jak wiem z moich doświadczeń, niezależnie od nazwy są bardzo skuteczne. Moje zaufanie do nich stale rośnie. Ale muszę przyznać, że moje pierwsze doświadczenia z roślinnymi lekami Bacha nie były tak obiecujące.

Wspomniałem już wcześniej Violettę Todd, zielarkę, która specyfiki Bacha stosowała z dużym powodzeniem przez ponad trzydzieści lat. Kiedy dyskutowałem z nią pewien szczególnie oporny na terapię przypadek, pełen podziwu dla jej wiedzy zapytałem, czy mogłaby mi jakoś pomóc. Historia, którą teraz opiszę, jest jednocześnie hołdem dla tej niezwykłej kobiety, jak i nadzwyczajnej “siły kwiatów”.

Bobby, jedenastomiesięczny owczarek niemiecki był własnością drobnej, spokojnej Irlandki o imieniu Nora. Bobby nie poradził sobie na kursie tresury w miejscowym klubie, a ponieważ Nora nie radziła sobie z Bobbym, udała się po poradę do weterynarza. Oboje zwrócili się do mnie. Bobby atakował wszystkie psy na kursie i nie pozwalał żadnemu instruktorowi zbliżyć się do swej pani. Zanim zobaczyłem Bobbiego uprzedzono mnie, że jest “wielki jak dom” i bardzo agresywny. Za każdym razem, gdy słyszę o takim zachowaniu psa, zastanawiam się czy słuszne jest podejmowanie jakiejkolwiek terapii, skoro nigdy nie wiadomo czy odniesie ona skutek, a jej zastosowanie jest związane z pewnym ryzykiem.

Zazwyczaj przy pierwszej wizycie obserwuję pacjenta około dwóch godzin. Z Bobbym to było niemożliwe, już po dziesięciu minutach trzeba go było odprowadzić do samochodu. Jego wygląd wskazywał na złą dietę, był chudy, miał matową sierść i skórę w złym stanie, a oczy zaropiałe. No i był straszliwie aktywny. Ale nie to było powodem, że został odesłany do samochodu. Każdy mój ruch, skrzyżowanie nóg, uniesienie pióra czy próba odebrania telefonu wywoływała z jego strony taką agresję, że nie byłem pewien, czy Nora będzie w stanie go utrzymać. Zaordynowałem zmianę diety i umówiłem się na następne spotkanie za dwa tygodnie.

Po dwóch tygodniach okazało się, że po zmianie diety pies bardzo poprawił się fizycznie, ale jego zachowanie nie zmieniło się. Nie mogłem w żaden sposób pomóc Norze w odzyskaniu kontroli nad psem, bo ten nie pozwolił mi ruszyć nawet palcem.

Przerażające było to, że każdy dźwięk, każdy ruch wprawiały go w agresję, która rosła przy każdym powtórzeniu dźwięku. Po konsultacji z weterynarzem zaordynowałem belladonnę na wyciszenie agresji i soliród na nadwrażliwość na dźwięki. Ta kuracja nieco pomogła, ale Bobby właśnie wchodził w wiek dojrzały i jego skłonność do terroryzowania ludzi rosła. Wydawało się, że walka o Bobbiego jest przegrana i jedynym wyjściem będzie eutanazja. Jedyne, co można było zapisać Bobbiemu na plus to to, że przez cały czas nie wykazał nawet cienia agresji w stosunku do Nory i jak dotąd nikogo jeszcze nie pogryzł. Właśnie wtedy Violetta zgodziła się włączyć w leczenie psa.

Przy pierwszym spotkaniu Bobby zachowywał się w stosunku do niej zupełnie tak samo, jak w stosunku do mnie. To nie do wiary, ale wszystkie notatki musieliśmy zrobić dopiero wtedy, gdy Bobby został odprowadzony do samochodu-nie pozwolił nam nawet wziąć pióra do ręki. Violetta opisała go następująco: “Gdyby Bobby był mężczyzną, byłby zapewne gwałcicielem lub napastowałby dzieci, osobą szukającą satysfakcji bez zwracania uwagi na odczucia drugiej osoby. Zachowuje się jak właściciel Nory, ale nie okazuje ani miłości, ani przywiązania do niej”. Violetta zasugerowała nową terapię.

Minęły dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania. Dwa tygodnie nowej terapii. Kiedy weszli do mojego biura. Nora pozwoliła psu obwąchać nas, a potem zdjęła mu smycz. Rozumie się, że byliśmy z Violettą nieco zdenerwowani. Ku naszemu zaskoczeniu nic się nie stało. Bobby położył się na środku pokoju i zapadł w drzemkę. Zadzwonił telefon i... odebrałem go. Violetta podeszła do drzwi i udawała, że rozmawia z kimś na zewnątrz. Bobby okazał tylko lekkie zainteresowanie. Najlepiej podsumowała sytuację Violetta, kiedy odwróciła się do mnie ze słowami: “Pierwszy raz widzę, jak zupełnie odjęło ci mowę!”

Spotkaliśmy się z Norą i Bobbym jeszcze cztery razy. Za każdym razem zmienialiśmy nieco leki, przystosowując je do zmian, jakie zachodziły w zachowaniu Bobbiego. Przez cały czas obchodziliśmy się ze sobą bardzo delikatnie, ale przy ostatnim spotkaniu Bobby przywitał się ze mną wylewnie i starannie wylizał Violettę.

Kiedy zaczynałem pracować w Klinice Weterynaryjnej Woodthorpe nie byłem pewien, jak tamtejsi lekarze odniosą się do homeopatycznych metod leczenia i specyfików Bacha. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bowiem dyrektor kliniki Keith Butt jest bardzo zainteresowany zaburzeniami zachowania i niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Richard Bleckman od dawna używał specyfików Bacha w swojej praktyce weterynaryjnej. Już pierwszego dnia pracy zobaczyłem na półce dobrze mi znaną buteleczkę z napisem “Dzika jabłoń”, zapytałem więc Richarda “W jakich przypadkach stosujesz ten specyfik?” “W wielu - odpowiedział - ale zawsze gdy zalecam długą kurację antybiotykową, aby wzmocnić organizm”. Pomyślałem wtedy “Co za wspaniałe zastosowanie homeopatii, nie zamiast, ale razem z innymi, tradycyjnymi lekami” (Dzika jabłoń jest znanym oczyszczającym specyfikiem Bacha).

W tej nowoczesnej klinice przez trzy tygodnie udzielałem porad właścicielom psów, których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. W innych godzinach, w tym samym gabinecie konsultacje prowadził mój kolega, również członek stowarzyszenia behawiorystów, Peter Neville, wielki specjalista od zachowania kotów. Peter ze względu na swą wiedzę (ma wykształcenie biologiczne) i doświadczenie jest uznanym autorytetem w swej dziedzinie. Do leczenia zaburzeń zachowania miał zawsze bardzo naukowe podejście. Pewnego dnia zadzwonił do mnie z pytaniem “Czy mógłbyś mi polecić któryś z tych swoich homeopatycznych cudów”. Miał właśnie pod opieką kota samca, mieszkającego z rodziną mającą dużo kotów. Ten samiec był na tyle agresywny, że wszystkie inne koty żyły w stałym strachu przed nim.

Peter sądził, że gdyby właściciele pozwolili kotu na samodzielne spacery, jego terytorializm by osłabł i działałoby na niego więcej bodźców stymulujących. Właścicielka jednak obawiała się, że kocur ucieknie lub zaatakują go psy. Zaproponowałem Peterowi, aby zastosował któryś ze środków Bacha i krótko omawiałem typy charakteru odpowiadające różnym środkom roślinnym. Kiedy doszedłem do typu winorośli: dominujący nieugięty (tyran) arogancki - “Wystarczy - wykrzyknął - to jego dokładny portret”.

Następny telefon od Petera miałem tydzień później: “Pewnie nie uwierzysz, ale ten środek naprawdę pomógł. Właściciele uważają, że jestem ósmym cudem świata!” Upewniłem go, że tego właśnie się spodziewałem i obiecałem, że nie zrujnuję jego świetlanego wizerunku w oczach właścicielki kota. Od tej pory Peter zaczął stosować specyfiki Bacha, zawsze z dobrym skutkiem. Zgadzamy się co do tego, że przy stosowaniu tej terapii bardzo istotnie jest wcześniejsze poznanie wszystkich czynników, jakie mają wpływ na zachowanie się zwierzęcia. Na ogół po takim wywiadzie okazuje się, że interwencja medyczna jest niepotrzebna. W tych przypadkach, kiedy trzeba wkroczyć z leczeniem, Peter pozostawia swoim klientom wybór pomiędzy lekami tradycyjnymi a homeopatycznymi. i Kiedy ja podejmuję leczenie oparte na homeopatii, najchętniej używam specyfików Bacha. Jest ich trzydzieści osiem, co znacznie ułatwia diagnozowanie, oparte na opracowanych przez Bacha charakterystycznych typów. Stosuję często kombinacje różnych specyfików w liczbie czterech czy pięciu. Można je stosować w różnych układach, gdyż nie interferują ze sobą. Przypuśćmy na przykład, że mamy do czynienia z nerwowym zwierzęciem. Jest to pies wystawowy, mało pewny siebie, który na ringu l wystawowym zatraca się zupełnie, zaprzepaszczając swoje szansę. Poleciłbym w tym przypadku następującą kurację:

osika (Populus tremula) - lękliwość bez powodu,

śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera) - niekontrolowany, irracjonalny tok myśli,

modrzew (Larix) - brak pewności siebie, poczucie niższości, stałe przeczucie klęski,

kroplik (Mimulus) - strach przed nieznanymi rzeczami, płochliwość, lękliwość,

posłonek (Helianthemum) - przestrach, panika, gwałtowne reakcje alarmowe.

Kiedy jeden lub kilka z tych specyfików pasuje do charakteru psa, pozytywne skutki będą wkrótce widoczne, ale jak szybko, zależy to od tego, jak długo pies cierpiał na te zaburzenia. Na ogół pierwsze efekty widoczne są już po trzech do sześciu tygodni i utrzymują się przez długi czas.

Terapię homeopatyczną łączę zawsze z działaniami rehabilitacyjnymi. W przypadku nerwowego psa wystawowego jednocześnie z kuracją zalecam właścicielom aranżowanie sytuacji wystawowych na spacerach w towarzystwie znajomych psów, ale zamiast stosowania normalnej wystawowej procedury osoba grająca rolę sędziego powinna pogłaskać psa, dając mu jakiś smakołyk, a potem podejść do innych. Potem powinna wrócić do mojego pacjenta, znów zgłaszając go i dając coś dobrego. Po kilku tygodniach takich zabaw nastawienie psa zmieni się na bardziej pozytywne “zabierz mnie, proszę, na wystawę z taką dużą ilością sędziów, jak to tylko możliwe”.

Jednym z najbardziej niesamowitych przypadków jakie leczyłem stosując specyfiki Bacha, była pięcioletnia, wykastrowana kundliczka, która nagle zaczęła bać się pewnych miejsc w mieszkaniu. Przekupując ją i ośmielając właścicielka odkryła, że problem dotyczy jednego pokoju, a raczej jednej ściany. Suka starannie ją omijała.

Odwiedziła sąsiadów, aby się przekonać czy przypadkiem nie kupili nowego sprzętu grającego, który zainstalowali na tej właśnie ścianie, co wywołało wibracje lub ultradźwięki, mogące wystraszyć psa. Okazało się, że nie. Zdesperowana właścicielka poprosiła księdza, żeby poświęcił mieszkanie. Ale to też nie pomogło.

Problem narastał. Suka zaczęła bać się wchodzenia do mieszkania, potem do bloku. W końcu objawy strachu zaczynała zdradzać już na drodze do domu. Z dala od niego czuła się świetnie nie zdradzając żadnych dziwactw w zachowaniu.

Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze w bloku położonym na niewielkim osiedlu. Ściana, od której zaczęła się cała historia, znajdowała się naprzeciwko okna wychodzącego na plac zabaw. Naprzeciw okna wisiało duże lustro. Według najlepszej pamięci właścicielki cała sprawa zaczęła się na początku listopada.

Nie mając żadnych dodatkowych informacji poza tym, że wibracje, ultradźwięki, duchy i zjawy zostały wyeliminowane musiałem, podobnie jak wielu behawiorystów przede mną, zdać się na domysły. Wysunąłem przypuszczenie, że być może jakiegoś ciemnego wieczora, kiedy suka była sama w domu, sztuczne ognie eksplodowały za oknem i świetlne refleksy odbiły się w lustrze (początek listopada *, spisek prochowy, sztuczne ognie to droga moich skojarzeń). Po powrocie właścicielka zapewne zwróciła uwagę na większe niż zwykle podniecenie suki i dlatego mogła sobie choć w przybliżeniu przypomnieć, kiedy to było. Pewnie tego wieczoru poświęciła suce więcej uwagi niż zwykle. Z biegiem dni nieświadomie pogłębiała problem starając się upewnić psa, że nic złego się nie dzieje, a tym samym premiując niepożądane zachowanie. Kiedy w końcu odkryła, że to ściana budzi w suce taki lęk, oglądając ją starannie, opukując i badając upewniła sukę, że w tej ścianie rzeczywiście jest coś dziwnego.

Poleciłem następującą kurację:

1. Zauważywszy jakiekolwiek objawy strachu właścicielka miała się zachowywać bezceremonialnie i nawet nieco nietolerancyjnie. Nie wchodząc w konflikt z suką miała upewnić ją, że skończyło się premiowanie dziwacznego zachowania.

2. Na niepokojącym oknie zasunięto zasłony i czasowo usunięto lustro, aby uniknąć odblasku świateł samochodów.

3. Zmieniło się miejsce karmienia psa. Miska zamiast w kuchni, stawiana była właśnie w pokoju, niedaleko niepokojącej ściany. 4. Suka trzy razy dziennie dostawała krople Bacha - osikę, kroplik, i posłonek.

Które z tych czterech podjętych jednocześnie działań dało najlepszy efekt, nie wiem do dziś. Najważniejsze, że po jakimś czasie suka wróciła do normy.

Myślę, że jednak najwięcej satysfakcji dostarczył mi pierwszy przypadek, w którym uciekłem się do zastosowania homeopatii - to był ten pierwszy, kiedy odważyłem się ją zastosować. Potem dopiero zainteresowałem się Bachem i jego specyfikami. Wtedy kierowałem się zasadą znanego lekarza weterynarii Richarda Allporta, członka Królewskiego Kolegium Lekarzy Weterynarii: “Kiedy wszystko inne zawodzi, spróbuj homeopatii”.

Tym razem była to suczka dobermanka, wzięta ze schroniska w wieku 14 miesięcy. Moja klientka, młodziutka, samotna dziewczyna ledwie po dwudziestce, pracowała parę kroków od domu i w ciągu dnia wpadała, aby wyprowadzić sukę. Problem polegał na tym, że niezależnie, na jak długo suka została sama albo demolowała mieszkanie, albo brudziła w nim! Najdłużej była sama przez trzy godziny.

Zastosowałem program leczenia, mający zmniejszyć podniecenie, wywołane nadmiernym przywiązaniem do nowej właścicielki (więcej szczegółów o tym typie reakcji w rozdziale 15). Byłem niemile zaskoczony, gdy przekonałem się, że jej zachowanie uległo bardzo tylko niewielkiej poprawie. W tym przypadku spodziewałem się bardzo szybkiej poprawy. Nie miałem bowiem najmniejszych wątpliwości, że dziewczyna doskonale pojęła istotę problemu i zastosowała się do moich wskazówek.

Po konsultacji z jej weterynarzem zdecydowałem się na użycie homeopatycznego leku o nazwie Ignatia. Te tabletki, które podaje się pacjentom w stanie depresji czy odczuwającym boleśnie osamotnienie, użyteczne są też dla psów i kotów, pozostawionych przez właścicieli na przechowywaniu. Skutek był widoczny już po 24 godzinach.

Podsumowując. Stosuję homeopatię po przeprowadzeniu bardzo szczegółowego wywiadu. Konsultuję się zawsze z lekarzem weterynarii, który na co dzień prowadzi psa. Widząc, jak wzrosła efektywność moich działań, odkąd włączyłem do mojego programu leczniczego homeopatię, coraz bardziej upewniam się, że te wspaniałe i tak niedoceniane przez nas leki powinny znaleźć szersze zastosowanie.

12 KŁOPOTY WYCHOWAWCZE Z PUNKTU WIDZENIA TRESERA

To, co do tej pory pisałem, dotyczyło wpływu różnych czynników zewnętrznych na zachowanie się psa. Z wpływu tych czynników bądź to nie zdawaliśmy sobie sprawy, bądź nie docenialiśmy ich znaczenia. W tym rozdziale chciałbym omówić sytuacje, które nawet laikowi kojarzą się bezpośrednio z tym zagadnieniem, mianowicie tradycyjne metody układania psów i pokutujące w tej dziedzinie przesądy. Pisałem już wcześniej, co wynika dla psa z tradycyjnej metody odzwyczajania go od brudzenia w domu, polegająca na złapaniu go za kark i unurzeniu w tym co “zrobił”. Fakt, że po jakimś czasie psiak przestawał załatwiać się w domu upewniał właścicieli, że jest to wyśmienita metoda i nie przychodziło im nawet do głowy, że niezależnie od ich postępowania pies z czasem przestaje brudzić w domu.

Z naszego, ludzkiego, punktu widzenia metoda przyniosła oczekiwany skutek - a to, że prawdziwym jej rezultatem była stała niepewność zwierzęcia co do naszej intencji z chwilą wejścia do pokoju, nie zostało nawet przez nas zauważone. Co gorsza, bardziej uległe psy na widok właściciela przyjmowały postawę poddańczą w myśl zasady: “W pełni uznaję twoją nadrzędną pozycję, korzę się w proch i pył”. A taka postawa łączy się zawsze z oddawaniem moczu. To małe, poddańcze siusiu wywoływało straszliwą furię właściciela, bo przecież już było w porządku i znowu... Niezrozumiała agresja właściciela pogłębiła poddańczą postawę psa - klasyczne błędne koło. Nie od rzeczy jest pamiętać, że cenny perski dywan wart miliony dla psa jest tylko ściółką wyściełającą gniazdo.

Stosowanie wyłącznie kar to nie jest dobra metoda nauczenia jakiegokolwiek zwierzęcia czegokolwiek. To dziwne, ale kiedy ucieknie nam kot, świetnie wiemy, że trzeba zrobić coś na tyle atrakcyjnego, żeby zechciał do nas wrócić. Kiedy ucieknie pies - koniecznie chcemy go złapać i ukarać. Żądza zemsty to bardzo ludzkie uczucie. Lanie sprawione po fakcie nie jest, wbrew pozorom, zaaplikowaną natychmiast karą, a właśnie klasyczną zemstą. Obserwowałem nie tak dawno dwie nastolatki, usiłujące dogonić kuca. Po kilku minutach zrezygnowały z łapania rozbrykanego zwierzęcia i poszły po paszę dla niego. Kiedy kucyk zobaczył, że napełniony jest jego żłób, przybiegł w podskokach. Dziewczyny przytrzymały go i przylały mu trzy razy pejczem, bo trzeba mu było wymierzyć surową karę. Nie mogły zrozumieć, że jedyne czego nauczyły kuca, to brak zaufania do nich samych, nawet jeśli przyniosą jedzenie. To były dobre Dziewczyny, nie jakieś sadystki. Takiego zachowania nauczyły się od dorosłych, zajmujących się końmi od lat. Były naprawdę przekonane, że zrobiły jedyną właściwą w tej sytuacji rzecz.

Ile razy widuje się ludzi, którzy, kiedy uda im się w końcu złapać psa, spuszczają mu tęgie lanie, żeby sobie raz na zawsze zapamiętał, jak naganne jest nieprzychodzenie na wołanie. Coś się jednak powoli zmienia tak w psim, Jak i w końskim świecie. Z dużym zainteresowaniem przeczytałem ostatnio wypowiedź amerykańskiego tresera koni o nowych metodach treningu młodych koni. Te tradycyjne do tej pory noszą nazwę “przełamywania”.

Monty Roberts jest biologiem, studiował również ekonomikę rolnictwa i zajmował się zachowaniem zwierząt. Jest głęboko przekonany, że stare metody “przełamywania” koni są złe. Wychodząc z założenia, że “tresura nie może opierać się na bólu”, próbuje stworzyć dla koni lepszy świat niż ten, który je otacza. To odnosi się do psów, którym - poza innymi niebezpieczeństwami - zaczyna zagrażać działalność silnych “antypsich lobbies”, które są coraz bardziej aktywne.

Swoje metody oparł on na naturalnej skłonności koni do włączania obcych do swojego stada.

Sam stawał się członkiem stada i w ten sposób zdobywał zaufanie konia.

Monty Roberts tak mówi o swoich metodach postępowania z końmi: “Czy pierwszego dnia szkoły nauczyciel chwyta ucznia za włosy, potrząsa nim i bije? Dzień, w którym koń zostaje przełamany, to najbardziej bolesny dzień w jego życiu. Uzda ściąga mu boleśnie pysk, a kolana wgniatają się w żebra tylko po to, aby uświadomić mu, kto jest szefem. Te metody nie zmieniły się od tysięcy lat przed naszą erą”. Monty nie ucieka się do bicia, szarpania, ciągnięcia, krępowania i unieruchamiania. Jego głównym założeniem jest zdobycie zaufania nieujeżdżonego jeszcze konia - taka niepisana umowa między nim i trenerem. Oznaką gotowości młodego konia do bliższych kontaktów jest to, że niespętany chodzi przy nodze jak pies. Kiedy to nie bardzo się udaje, trzeba wpuścić go w kłus lub galop i próbować jeszcze raz. Większość koni już za trzecim razem jest gotowa do bliższego kontaktu z trenerem.

Jedna z obserwujących taki trening osób tak go skomentowała “to wygląda jak czary, ale nie takie czary za naciśnięciem guzika. Te czary wynikają ze znajomości psychiki konia”. O jakich czarach była mowa? Użycie odpowiedniej techniki treningu pozwala przygotować młodego konia do ujeżdżania w ciągu trzydziestu minut bez stresu, przymusu i bólu.

Metody Monty'ego przyjęli już niektórzy trenerzy z Kanady, Argentyny, Kolumbii Brytyjskiej i Indii. W Anglii Monty przygotował dwadzieścia jeden koni ze stajni Królowej, a potem wiele innych. Jestem pewien, że wiele z nich powierzono mu z cichą nadzieją: “No, z tym sobie na pewno nie poradzi”. Zdarzyło się nawet tak, że szkoły konsultowały się z nim w sprawie postępowania z trudnymi nastolatkami, wobec których zawiodły dotychczasowe metody pedagogiczne. Jeśli przypomnicie sobie, co pisałem w poprzednich rozdziałach, zobaczycie, że założenia Monty'ego nie odbiegają od tych. jakie przyjęliśmy w postępowaniu z psami: “Najpierw przyjmij rolę lidera, a potem wprowadzaj swoje zasady postępowania”. Tacy ludzie jak Monty Roberts wprowadzają prawdziwą rewolucję w metody układania zwierząt. Widząc efekty ich działań nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to jedyna słuszna droga w nowoczesnym traktowaniu zwierząt.

A jak wyglądają tradycyjne metody szkolenia psów? Większość ludzi uważa, że szkolenie psów to mechaniczne zajęcie wymagające tylko znajomości określonych reguł, według których należy postępować z psem.

Uczęszczanie z psem na kursy tresury to stosunkowo nowy pomysł. Dwadzieścia czy trzydzieści lat temu kursy były przeznaczone głównie dla tych, którzy byli zainteresowani szkoleniem na takim poziomie, aby brać udział w konkursach. Wprawdzie zawsze chętnie służyli oni radą i pomocą zwykłym śmiertelnikom, ale ich podejście cechowała zawsze fachowa precyzja. To znaczy pies zawsze musiał siedzieć prosto, trzymać nieruchomo koziołek w pysku i w żadnym wypadku nie przeżuwać go. Oczywiście to tylko dobrze świadczy o właścicielu, skoro jest w stanie nauczyć psa tak precyzyjnych reakcji na komendy. Ale czy ta precyzja jest niezbędna domowemu kanapowcowi? Wzrastającą popularność kursów szkolenia spowodowało kilka zjawisk:

1. Większa presja opinii publicznej na odpowiedzialność właścicieli zwierząt.

2. Wzrastająca aktywność antypsiego lobby.

3. Właściciele mają więcej wolnego czasu.

4. Styl życia powodujący powstanie coraz to większych problemów.

Bez wątpienia coraz większa liczba właścicieli psów decyduje się na udział w kursach tresury i to jest pozytywne zjawisko. Konkursy posłuszeństwa i metody układania do nich psów niewiele się przez lata zmieniły. Zawsze radzę właścicielom: “Idź bez psa i popatrz na czym to polega, jeśli tobie się nie będzie podobało, co tam robią, to jest niemal pewne, że nie spodoba się też twojemu psu”. Organizuje się tak wiele kursów, że sprawą właściciela pozostaje właściwy wybór.

Wiele klubów i wielu treserów nawet nie pyta o to, jak na co dzień, w domowych warunkach, zachowuje się pies. W rezultacie całe szkolenie opiera się na fałszywych przesłankach, wysnutych z zachowania w nieznanych mu warunkach. Bywa, że przestraszony i zrezygnowany pies uznaje, że nie ma innego wyjścia jak robić, co mu każą. Bywa też, że Właściciel z psem, który - na co dzień łagodny - w pierwszym odruchu zareagował agresją, musi opuścić kurs, gdzie nikt nie ma czasu i ochoty zastanawiać się nad przyczynami takiego czy innego zachowania. Wielokrotnie opowiadali mi o tym moi klienci.

Muszę jednak przyznać, że moja opinia kształtowała się na podstawie znanych mi przypadków psów z zaburzeniami zachowania. Nic nie wiem 6 tych tysiącach psów, które z dużym sukcesem ukończyły różne kursy szkolenia. Rozumiem też problemy, jakie stwarza obecność na kursie agresywnie reagującego psa. Trzeba uwzględnić interes wszystkich uczestników kursu, a jeden niesforny wychowanek może sprawić, że pozostali też niczego się nie nauczą.

Większość kursów tresury rozpoczyna się od nauki chodzenia przy nodze. Wszyscy chodzą w kółko zgodnie z ruchem wskazówek zegara prowadząc psy przy lewej nodze. Z punktu widzenia psa wygląda to tak, jakby psy pasły ludzi. W rezultacie ogony idą w górę, psy przyjmują pozycję dominującą, rośnie hałas, gdyż wszystkie podkreślają głosem swoją pozycję i zaczynają ciągnąć się na smyczy, bo przewodnik stada musi iść na przodzie. Wystarczy zmienić kierunek ruchu na przeciwny wskazówkom zegara i przyspieszyć kroku, a emocje opadają, gdyż wtedy psy idą po wewnętrznej, a ludzie przejęli rolę dominującą.

Poniżej zamieszczam kilka rad, które mogą być pomocne w pracy osobom prowadzącym kursy tresury, zwiększając efektywność nauki na prowadzonych przez nich zajęciach.

1. Początkujący treser nigdy nie powinien prowadzić zajęć z psami, które dopiero zaczynają naukę. Może uważać się za eksperta w tresurze, ale nauczenie innych ludzi to swego rodzaju sztuka i zdolności w tym kierunku nie przychodzą same z siebie, trzeba się tego nauczyć. Lepiej, kiedy taki początkujący treser przez jakiś czas asystuje bardziej doświadczonemu koledze, a potem prowadzi samodzielnie zajęcia dla bardziej zaawansowanych uczestników. Zbyt często zdarza się, że najmniej doświadczeni treserzy dostają pod opiekę najmłodsze, ale wymagające najbardziej doświadczonego nauczyciela psy.

2. Wszyscy członkowie początkującej grupy szkoleniowej powinni zaczynać zajęcia tego samego dnia. To wcale nie jest dobrze, kiedy nowi uczniowie dołączają do grupy po kilku zajęciach. Nowi uczniowie wymagają więcej uwagi, a kiedy tylko jeden instruktor prowadzi zajęcia, zwykle nie ma na to czasu. Kiedy nawet znajdzie się czas na indywidualne ćwiczenia, stawia to zapóźnionych w niekorzystnej sytuacji psychicznej.

W bardzo krótkim czasie psy, spotykające się na kursie, formują coś w rodzaju własnej hierarchii stada. Nie jest ona aż tak sformalizowana, jak w przypadku prawdziwego stada, ale jednak psy się znają i każdy nowy, przybyły później, jest intruzem, któremu trzeba zademonstrować swoją wyższość. Nowy prawidłowo odbiera postawy dominacyjne pozostałych psów i czuje się niepewnie, a niepewny siebie pies niczego się nie nauczy. Przez cały czas trzeba pamiętać, że na kursie tresury najważniejsze są psy i to, czego się mają tam nauczyć.

3. Zanim zaczniesz zajęcia w nowej grupie sprawdź, czy któryś z psów nie jest nadmiernie agresywny. Jeśli tak, najlepiej będzie poprosić właścicieli, żeby odprowadzili go do samochodu. Na początku zajęć w nowym miejscu każdy pies czuje się odrobinę niepewnie i wtedy łatwiej o wzajemną akceptację. Kiedy wszystkie psy poczują się dobrze w swoim towarzystwie, czas przyprowadzić z samochodu tego, który był agresywny. Powita go skonsolidowane stado, a on będzie obcy, więc nawet najmniejszy pies z uczestników kursu będzie mógł go wygonić, co znacznie zmniejszy pewność siebie nowego przybysza i obniży agresję. Dalsze zajęcia powinny przebiegać już bez większych zgrzytów.

Właściciele agresywnych psów znaleźli się na kursie głównie z powodu agresji ich podopiecznych i jeśli im wyjaśnimy zasadę swojego postępowania, będą szczęśliwi, że ich problem można jakoś rozwiązać. Możliwe też, że wzrośnie ich zainteresowanie mechanizmami zachowania się psów, co ułatwi im kontakt z ich własnym psem.

4. Chodzenie przy nodze nigdy nie powinno być pierwszym ćwiczeniem. Ruch, hałas, zamieszanie wzmagają podniecenie psów i łatwo wtedy o konflikty między uczestnikami kursu. Ambicją każdego tresera powinno być osiągnięcie jak największego spokoju na pierwszej lekcji. Znacznie lepsze są zatem ćwiczenia statyczne jak “siad” lub “leżeć”. Niech wszystkie psy siądą lub położą się przy nogach właścicieli w dużym kole, a właściciele jeśli chcą, też mogą usiąść.

Czekając, aż wszystkie emocje opadną, można omówić program kursu, a szczególnie najbliższych lekcji - dobrze jest, aby właściciele zdawali sobie sprawę, czego mogą oczekiwać po każdej lekcji, gdyż często zdarza się, że sądzą oni, że już po jednej czy dwóch ich pupil będzie w pełni wyszkolony. Dobrze zaplanowana i przeprowadzona pierwsza lekcja to połowa sukcesu.

5. Jeśli któryś z uczestniczących w kursie psów zacznie zdradzać objawy agresji w stosunku do innych, powstrzymaj siebie i właścicieli od wymierzania natychmiastowej kary. Na kursie pies ma nauczyć się właściwego zachowania w każdej sytuacji, a nie tylko wtedy, gdy grożą mu represje. Jedyne, czego nauczy go natychmiastowa kara, to nieokazywanie agresji na zajęciach, kiedy ma nałożoną obrożę i smycz. Jak każda nauka poprzez strach zablokuje tylko jego zdolność uczenia się. Co gorsza obecność innego psa kojarzyć mu się będzie z niemiłym zachowaniem właściciela, dołoży zatem wszelkich starań, by przegonić, a zatem zaatakować intruza, zanim właściciel to zauważy. Będzie to zwykła próba zapobieżenia niemiłemu zachowaniu właściciela. Jak widać natychmiastowo wymierzona kara zamiast zlikwidować problem, pogłębi go.

Najlepszą drogą do wyhamowania agresji w warunkach kursu jest odwołanie się do instynktu pasienia (to, co teraz proponuję, bezwzględnie musi odbywać się pod nadzorem instruktora). Ustaw w środku koła właściciela z przysparzającym kłopotów psem. Pies powinien być na zwykłej, skórzanej obroży i smyczy. Nie musi przyjmować żadnej sformalizowanej komendą pozycji. Smycz i obroża służą tylko do przytrzymania psa i w żadnym przypadku nie powinny zadawać mu bólu. Spomiędzy uczestników kursu wybierz te psy, które nie są ani zbyt uległe, ani zbyt dominujące i ustaw je wraz z właścicielami na obwodzie koła w takiej odległości, by nie doszło do bezpośredniego kontaktu z psem, znajdującym się w środku. Poproś stojących na obwodzie koła, aby szli powoli w kierunku przeciwnym ruchowi, wskazówek zegara. To wywoła wrażenie, że idący pasą swoje psy a wszyscy oni pasą psa ustawionego centralnie. Ten początkowo będzie próbował atakować tego czy innego psa i może spotkać się z podobną odpowiedzią. Psy należy przyhamować bez słowa, nie używając komend ani negatywnych ani pozytywnych. Po kilku minutach pies w środku koła zacznie się uspokajać powoli opuszczając ogon. Wtedy można nieznacznie zmniejszyć promień koła. Po paru następnych okrążeniach okaże się, że pies w środku starannie unika kontaktu wzrokowego z psami na kole. W tym momencie ćwiczenie można zakończyć, a dotychczasowego agresora wyprowadzić na dziesięciominutowy spacer.

Przy następnym powtórzeniu tego samego ćwiczenia pies będzie zdradzał objawy agresji znacznie krócej, a po zacieśnieniu koła zacznie przejawiać pierwsze objawy podporządkowania. Przerwij ćwiczenie i powtórz je po dziesięciu minutach. Pies będzie się ze wszystkich sił starał wydostać z koła. Zamierzony efekt został osiągnięty - przysparzający kłopotów pies znalazł swoje miejsce w stadzie. Na ogół skutek tej techniki jest długotrwały nie tylko w warunkach kursu, ale też ma wpływ na zachowanie się psa w innych sytuacjach. Zanim jednak się ją zastosuje trzeba sprawdzić, czy nagannego zachowania psa nie powodowały inne czynniki zewnętrzne, np. niewłaściwa dieta, leczenie itp. Trzeba też uważać, aby nie przeciągnąć zbytnio chodzenia po kole.

6. Miej stale w pamięci, że nie wszystkie psy są podatne na techniki nauczania w warunkach kursu. Obserwuj, czy któryś z twoich podopiecznych nie znajduje się pod wpływem stresu. Niektóre psy mogą reagować stresem na określone ćwiczenia. Na ogół wystarczy wtedy zmienić metodę nauczania tego ćwiczenia. Dla niektórych psów samo przebywanie w grupie może być stresujące, te na kursie nie nauczą się niczego. Dobry instruktor powinien to jak najszybciej uświadomić właścicielom, doradzając im lekcje indywidualne. Niestety, wielu treserów nie chce przyjąć do wiadomości, że prowadzony przez nich kurs nie jest idealny dla wszystkich psów, a winą za wszystkie niepowodzenia obarczają właścicieli. W rezultacie pies zmuszony jest do przebywania w stresujących dla niego warunkach, co - zamiast pomóc właścicielowi w rozwiązaniu problemów, jakie ma ze swoim podopiecznym - tylko je pogłębia.

Moi klienci często opowiadają, że po dwóch czy trzech zajęciach psy bronią się energicznie przed uczestniczeniem w dalszych. Pies po ukończeniu kursu miał być z założenia posłuszny i dobrze ułożony. Nieistotne, czy powodowała nim panika czy złość - sam fakt, że tak zdecydowanie odmówił powrotu na zajęcia powinien dać wiele do myślenia wszystkim zainteresowanym.

13 KŁOPOTY Z HIERARCHIĄ STADA

Ten rozdział to historia kilku przypadków, z jakimi miałem do czynienia i sposobów ich rozwiązywania. Dotyczy kłopotów w kontaktach “na linii” pies-dziecko, pies-dorosły, pies-inne psy. W tym rozdziale celowo przerysowałem interpretację zdarzeń widzianych oczami psa, chciałem bowiem podkreślić, jak ważne jest działanie systemem nagród w sytuacjach, które naszym zdaniem są zupełnie nieakceptowane, a zatem wymagają kary.

Na sugestię, żeby psu, który na nas warczy, dać jakiś smakołyk, wielu doświadczonych treserów zacznie bez wątpienia rwać włosy z głowy w przekonaniu, że jest to nagradzanie ze wszech miar nagannego zachowania. Ale kiedy naprawdę rozumiesz psy, to wiesz - biorąc pod uwagę okoliczności, jakie mają wpływ na takie, a nie inne zachowanie i rozumiejąc je - że jedynym powodem, dla którego pies na ciebie szczeka lub warczy jest zwyczajnie brak z jego strony zaufania do ciebie. Spójrz na to oczami psa: jedyne, co możesz zrobić, to uspokoić jego obawy co do twoich intencji. Cóż, dla większości moich klientów jestem przysłowiową ostatnią deską ratunku. Mają pełną świadomość tego, że jeśli moje metody nie pomogą, nie pozostanie już nic innego, jak uśpić psa. Zanim do mnie trafili, próbowali już wszystkiego, co było dostępne. Zwykle radzono im “pokaż mu wreszcie, kto tu rządzi” i problemy przeminą, ale... nic z tego. Często problemy tylko rosły. Moja praca polega na tym, aby jakoś dopasować psa i rodzinę, w której żyje, co zazwyczaj wymaga rewolucji w całym dotychczasowym trybie życia. Jedzenie i smakołyki są często używane w moich metodach, bo to daje dobre efekty, a jeśli uda ci się pojąć, co się za tym kryje, zrozumiesz dlaczego.

Psy i niemowlęta

Drogi Panie Fisher

Mój czteroletni West Highland Terier Ben stal się agresywny wobec mojego jedenastomiesięcznego syna Jasona. Do tej pory tak dobrze się ze sobą zgadzali! Kiedy Jason zaczai raczkować (jakieś dwa miesiące temu), Ben zaczął go unikać, ale nigdy nie okazał najmniejszej agresji. Nieco ponad tydzień temu cala rodzina zapadła na grypę. Na szczęście choroba ominęła małego i jego piastunkę. Żeby mały się nie zaraził, tylko ona zajmowała się dzieckiem. Kiedy poczułam się lepiej, chciałam zobaczyć dziecko. Kiedy mały raczkował po podłodze w kierunku mojego łóżka, Ben, który był koło mnie, zaczął warczeć na niego z wściekłością. Kazałam go wyrzucić, a mój mąż dał mu klapsa i zamknął go w kuchni. Wiedział, że źle zrobił, bo był bardzo spokojny i uległy przez resztę dnia. Wieczorem, kiedy mąż przygotował jedzenie dla psa, Jason przypełzł do kuchni. Zupełnie bez powodu Ben skoczył na niego i ugryzł go w buzię. Na szczęście niezbyt mocno. Jeden mały ślad pod prawym okiem i drugi na wardze. Wydaje mi się, że bardziej chciał go nastraszyć niż rzeczywiście zranić.

Nie chcemy usypiać psa, ale bardzo boimy się, że sytuacja się powtórzy. Czy może nam pan pomóc? Oczywiście nie pozwalamy dziecku zbliżać się do psa, ale nie wyobrażamy sobie, że można tak żyć na dłuższą metę. - Mrs. J. Bolton. Lancs.

Zawsze, kiedy agresja psa jest skierowana przeciwko dziecku, pytam właścicieli, czy na pewno nadal chcą mieć psa. W większości tych przypadków można znaleźć pozytywne rozwiązanie, ale zawsze istnieje ryzyko, że dziecko zostanie pogryzione, nie mówiąc już o psychicznym wpływie, jaki zaistniała sytuacja może mieć na malca. W tym akurat przypadku postanowiono dać Benowi jeszcze jedną szansę. Byłem wprawdzie pewien, jaka była przyczyna konfliktu i jakie trzeba podjąć działania, ale poprosiłem właścicieli, by ich domowy weterynarz zbadał psa (to zaskakujące, jak często niezauważone zapalenie gruczołów okołoodbytowych lub ucha może zmienić zachowanie psa, nie mówiąc już o innych ukrytych zaburzeniach zdrowotnych!). Okazało się, że nic mu nie dolega. W tym przypadku nie zauważono sygnałów ostrzegawczych. Od czasu kiedy Jason zaczął raczkować, Ben starał się schodzić mu z drogi, co świadczyło o tym, jaki jest jego pogląd na wzajemne stosunki z dzieckiem. Być może nie czuł się bezpiecznie w jego towarzystwie lub potraktował wzrastającą aktywność dziecka jako zagrożenie dla siebie. To był właściwy moment na podjęcie działań, ale zdaję sobie sprawę, jak łatwo w nawale zajęć przeoczyć pierwsze, subtelne symptomy, zwłaszcza, gdy dotąd miało się pełne zaufanie do psa.

Niepewną równowagę wzajemnych stosunków pomiędzy psem i dzieckiem zachwiała chwilowa zmiana domowych obowiązków, spowodowana chorobą członków rodziny. W efekcie przez kilka dni z rzędu Ben miał swoją panią wyłącznie do swojej dyspozycji, spędzając całe dnie zwinięty na jej łóżku. Ben wysunął się w hierarchii stada przed dziecko, a nawet przed jego rodziców. Rozdział 3 pokazał, jak łatwo może zaistnieć taka sytuacja, jeśli nie jesteśmy dostatecznie ostrożni. Toteż kiedy Jason pojawił się znowu na horyzoncie, powitało go ostrzegawcze warczenie. Kara, która spotkała go za zupełnie normalne, choć przez ludzi nieakceptowane zachowanie wprawiła go w zakłopotanie. To, co właściciele odczytali jako poczucie winy, w istocie nim nie było. Była to z jego strony reakcja na ogólną atmosferę przygnębienia. Sądząc z obrażeń, jakie Jason odniósł po pierwszym ataku, było to pomyślane jako działanie dyscyplinujące. To nie było ugryzienie, zęby nie zacisnęły się, ale tylko kłapnęły w typowym ostrzeżeniu “trzymaj się z dala od mojego jedzenia”. W ten sposób wyżej stojący w hierarchii pies ostrzega słabszego. Problem w tym, że ludzką skórę łatwiej zranić niż psią. Należy zadać sobie pytanie “Czemu pies uznał, że ma prawo podjąć działania dyscyplinujące wobec potomstwa osobników Alfa”?

A oto co się naprawdę zdarzyło. Kiedy Jason zaczął raczkować, Ben zaczął go wyraźnie omijać, dając mu swobodę poruszania się. Nie był tym szczególnie zachwycony, ale nie widział możliwości przeciwdziałania, uważał, że nie ma do tego prawa. Bardzo poprawiła się pozycja psa w domu w czasie choroby. Dziecko było izolowane, a pies zyskał dodatkowe przywileje. Według psich pojęć właściciele sami podnieśli jego pozycję obniżając jednocześnie pozycję dziecka. Toteż w pojęciu psa miał on absolutnie prawo do podjęcia działań dyscyplinujących dziecko. Jeśli się nad tym zastanowicie, dojdziecie do wniosku, że to całkiem co innego, niż prawdziwa agresja. Przeprowadzona pod kontrolą zamiana ról w stadzie rozwiązała problem i zapobiegła powstawaniu podobnych w przyszłości. Drogi Panie Fisher

Próbowaliśmy zapoznać naszego trzyletniego boksera Bruna z naszym nowo urodzonym dzieckiem. Był on tym tak podniecony, że wyskoczył w górę i niemal chwycił maleństwo pazurami. Czytaliśmy, że najlepiej położyć dziecko na podłodze i pozwolić psu obejrzeć je dokładnie, nie pozwalając mu tylko lizać twarzy maleństwa, ale boimy się, że Bruno zrobi mu nawet niechcący coś złego. On nie jest agresywny, ale zawsze używał pazurów do rozrywania toreb z zakupami, a ja nigdy go od tego nie powstrzymywałam. Pilnowałam tylko, żeby otwierał tę torbę, w której jest coś dla niego. Obawiam się, że Bruno jest przekonany, że w pakunku z dzieckiem jest coś do jedzenia. Każę mu siadać i on to robi, ale kiedy tylko powiem: ,,Zobacz Bruno, to twój nowy braciszek” podskakuje i zaczyna drapać. Co mam robić?. - Mrs. H. Enfield, Londyn.

Było to bez wątpienia typowo wyuczone zachowanie. Złożyłem wizytę w tym domu, żeby naocznie przekonać się, czy w tym zachowaniu nie kryje się choćby cień agresji w stosunku do dziecka. Ale nic takiego nie stwierdziłem.

Zwykłą rutyną tego domu było to, że po powrocie z zakupów pani domu dawała psu torebkę z czymś smakowitym, aby bezpiecznie donieść do kuchni resztę zakupów. Brano siedział oczekując na należną mu torebkę, która była mu wręczana ze słowami: “Zobacz Bruno, co dla ciebie mam”. Bruno atakował torebkę pazurami, aby dobrać się do jej zawartości. Kiedy uczymy psa jakiejś małej, głupiej sztuczki, nie zawsze potrafimy przewidzieć konsekwencje. Trzymając małe zawiniątko na rękach i każąc psu siadać, pani uruchomiła określoną drogę skojarzeń u Bruna, który już drżał z niecierpliwości w oczekiwaniu smakołyku, a kiedy usłyszał jakże znane słowo “zobacz” nic dziwnego, że rzucał się w poszukiwaniu go. Trzeba było przekonać Bruna, że zawiniątko z niemowlakiem nie kryje niczego do jedzenia.

Bruno oddałby duszę i ciało za kawałek białej czekolady. Mam co prawda duże wątpliwości, czy dziki wilk albo zdziczały pies uznałby to za godną siebie zdobycz, ale skoro Bruno tak ją lubił, to postanowiłem użyć właśnie białej czekolady. Matka usiadła trzymając dziecko, a na stoliku obok niej leżały trzy czy cztery kawałki czekolady. Kiedy wpuszczono psa, ten podszedł prosto do swojej pani. Kazała mu usiąść, co natychmiast wykonał patrząc wyczekująco na nią. Nic nie mówiąc podała mu kawałek czekolady. Przez chwilę pies był ignorowany, a my kontynuowaliśmy rozmowę, potem dostał następny kawałek czekolady. Od tej chwili pies zupełnie ignorował dziecko wpatrzony w stolik. Powtarzaliśmy tę czynność kilka razy, dopóki czekolada się nie skończyła. Poprosiłem wtedy panią domu, żeby powiedziała to, co zwykle mówiła pokazując psu dziecko. Bruno popatrzył zrezygnowany, obwąchał dziecko i położył się obok. Całe podniecenie wyparowało.

Takie działanie pani domu powtórzyła jeszcze trzy czy cztery razy i Bruno przyzwyczaił się, że obecność dziecka jest zapowiedzią nagrody, nie związanej ściśle z osobą maleństwa. Byłem usatysfakcjonowany słysząc słowa zachwytu teściowej tej pani nad wspaniałym zachowaniem Bruna w stosunku do dziecka, a było to następnego dnia po mojej wizycie w tym domu.

Opisując ten przypadek chciałem pokazać, że wprowadzenie nowo narodzonego dziecka do domu, gdzie pies ma swoją mocną pozycję, nie zawsze jest takie łatwe, jak można by przypuszczać. Na ogół pies powinien zaakceptować nowego członka stada pod warunkiem, że jego zachowanie wobec niego jest prawidłowe. Zawsze radzę moim klientom, żeby nie zamykali psa, kiedy kąpią, przewijają czy karmią dziecko. Wręcz przeciwnie, pies powinien przy tym asystować i od czasu do czasu trzeba powiedzieć coś do niego. Bardzo dobrym pomysłem jest stosowanie podobnych działań jak te, które podjęliśmy w stosunku do Bruna. Można dać psu kość lub kupiony w sklepie dla zwierząt gryzak w tym samym pokoju, w którym zajmujemy się dzieckiem, czyniąc z tego swego rodzaju rytuał. Pies szybko dojdzie do wniosku, że przebywanie w pobliżu dziecka to rzecz bardzo przyjemna.

Niewielu rodziców zdecydowałoby się zostawić na dłużej maleńkie dziecko samo z psem. Może to być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza kiedy dziecko ma brudną pieluchę. Pies myśli zupełnie innymi kategoriami niż my, a taka aromatyczna pielucha to coś, co koniecznie powinno być zbadane. Badanie źródła zapachu może mieć dosyć gwałtowny przebieg i drastyczne konsekwencje - przewrócone łóżeczko, dziecko na podłodze w podartym ubranku i, ostatecznie... pies zaprowadzony do uśpienia.

Najbardziej dziwacznego przypadku, dotyczącego psów i maleńkich dzieci, dostarczył mi dwuletni bokser o imieniu Sam. Mieszkał on ze swoją panią i jej maleńkim dzieckiem w mieszkaniu służbowym. Jej mąż był marynarzem i większość czasu spędzał poza domem. Problem powstał, kiedy przy kolejnej wizycie w domu okazało się, że pies warczy na niego. On w zasadzie bał się psów i Sam został kupiony także dlatego, aby pomóc mu przezwyciężyć ten strach. Z tej przyczyny to pani domu karciła psa kiedy warczał, a nie pan. Byłem przerażony, kiedy dowiedziałem się, że karci psa ... gryząc go w ucho, nie dlatego, że było mi szczególnie żal psa, ale sam nigdy nie pochylibyłbym twarzy tak nisko nad warczącym psem. Mąż wracając na okręt zapowiedział jej: “Albo wyleczysz tego psa albo masz go uśpić”.

Zebrany wywiad wskazywał na klasyczny przypadek walki o dominację. Wiek psa oraz fakt, że pod nieobecność pana był najwyższym rangą samcem w domu i to przez długi czas jego nieobecności - wszystko to wskazywało na słuszność takiego wniosku. Nic dziwnego, że w tych warunkach pies postanowił objąć przewodnictwo stada i próbować zdominować swego pana po jego powrocie do domu.

Zaleciłem program działań, mających obniżyć pozycję psa w codziennych stosunkach z jego panią, oraz dałem instrukcje, jak powinien zachowywać się mąż, kiedy następnym razem wróci do domu. Na co dzień pani miała bardzo dobrą kontrolę nad psem i dlatego sądziłem, że nie jest to problem z ułożeniem psa, a tylko z przyjętą przez niego postawą.

Kilka tygodni później zadzwoniła, że mąż przyjechał do domu, a pies terroryzuje go do tego stopnia, że kiedy wyszła po zakupy, zdesperowany mąż zamknął się w kuchni i czekał na jej powrót. Zdecydowanie zażądał uśpienia psa. Oboje zgodzili się przyjechać do mnie zabierając psa i dziecko. Po mniej więcej godzinnej rozmowie byłem coraz bardziej zaskoczony nie rozumiejąc, dlaczego pies nie reaguje na zalecaną przeze mnie terapię. Sądząc z ich odpowiedzi zastosowali się pilnie do wszystkich moich wytycznych. Cały problem powinien jeśli nie zniknąć, to przynajmniej zmniejszyć się, ale w żadnym razie nie nasilić się.

Wtedy dziecko zaczęło płakać, a Sam bardzo podniecony zaczął wspinać się łapami na swoją panią. Mąż wstał z krzesła z zamiarem odciągnięcia psa, ale szybciutko usiadł na rozkaz Sama. Muszę przyznać, że sam bym tak zrobił. Rozkaz psa był nader wyraźny: “ Siadaj, ale już!”

Pani udało się nieco uspokoić psa, ale był on nadal zaniepokojony płaczem dziecka. W końcu trzeba było go zamknąć w samochodzie, bo mąż sztywny ze strachu nie był w stanie uczestniczyć w rozmowie.

Pani wyjaśniła mi, że pies stał się niespokojny, bo dziecko było karmione piersią, a na czas karmienia Sam był zamykany w innym pokoju. Zapytałem, czy pies jest zawsze w czasie karmienia (zawsze odradzam to rodzicom, kiedy niemowlę przebywa w domu, w którym jest dorosły pies, gdyż to może wyrobić w nim przekonanie, że za każdym razem kiedy matka poświęca uwagę dziecku, on musi być zamknięty).

Tak, muszę, bo inaczej pies próbuje odepchnąć dziecko” - odpowiedziała.

Dlaczego miałby to robić? - zapytałem naiwnie.

Mam za dużo pokarmu i położna powiedziała mi, że jeśli resztę będę dawać psu, to pomiędzy nim i dzieckiem wytworzy się silna więź”.

Zanim naiwna, młoda matka, czytając te słowa przejmie się tą bzdurną teorią chciałbym z całą mocą podkreślić, że nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością. Takie żywienie psa w żaden sposób nie wpłynie na więź między psem a dzieckiem! Myślę zresztą, że położna raczej chciała poradzić jak spożytkować nadmiar pokarmu. Właścicielka Sama zinterpretowała to na swój sposób.

Pomysł karmienia piersią dorosłego boksera przyprawia mnie o dreszcz zgrozy, ale to wyjaśniło wiele spraw. Nic tak nie podbudowuje pozycji psa niż pierwszeństwo przy najbardziej mlecznym sutku...

Psy i dzieci

Zwykle tak się dzieje, że kiedy mam do czynienia z nadmiernie aktywnymi psami, to okazuje się, że w rodzinie są również nadmiernie aktywne dzieci. Nie ma wątpliwości, że warunki, w jakich pies przebywa na co dzień mają ogromny wpływ na jego zachowanie.

Z dwóch szczeniaków tego samego miotu jeden, umieszczony u starszego, spokojnego małżeństwa, wyrośnie na spokojnego, dobrze ułożonego psa. Drugi, umieszczony w rodzinie z dwójką czy trójką rozbrykanych dzieci, wyrośnie na równie rozbrykane, nieznośne zwierzę.

Bardzo modne obecnie ekologiczne podejście obwinia konserwanty, barwniki i inne środki dodawane do produkowanej żywności o zły wpływ na nadmierną aktywność dzieci. Nie mam wątpliwości, że w niektórych przypadkach rzeczywiście tak jest. Te same składniki wywierają podobny wpływ na psy. Jednak o ile chemikalia mają zły wpływ, to zaprzestanie ich spożywania powinno znosić go całkowicie. Widziałem zbyt wiele przypadków, gdzie nadmiernie aktywne psy były własnością rodzin, mających nadmiernie aktywne dzieci. Miałem kiedyś do czynienia z osiemnastomiesięcznym, wykastrowanym springer spanielem. Wykastrowano go, gdyż ktoś właścicielom powiedział, że po tym zabiegu pies będzie znacznie spokojniejszy. Przy pewnych zaburzeniach hormonalnych mających wpływ na zachowanie tak psów, jak i suk, taki zabieg może okazać się zbawienny. Ale w tym przypadku tak nie było. Kiedy tylko pies przekroczył próg, miotał się w różne strony, wskakiwał na meble, drapał w drzwi - słowem prezentował jak najgorsze maniery. Ale dokładnie tak samo zachowywał się ośmioletni synek właścicieli. Miał na imię Adam i już po trzech minutach pobytu w moim biurze przerwał nam rozmowę słowami: “Tatusiu, ja chcę do domu”. “To nie potrwa długo, Adasiu” odpowiedział ojciec.

Zajęło to sporo czasu, choć robiłem subtelne aluzje do nieznośnego zachowania pociechy, szalenie utrudniającego mi rozmowę. Matka mruczała przepraszająco, że mały jest nadmiernie aktywny i trzeba będzie coś z tym zrobić. Adam w tym czasie bardzo przycichł. Zajęty był wyciąganiem książek z półek bez mojego pozwolenia. Powiedziano mu tylko: “Posłuchaj kochanie, ten miły pan chce nam pomóc w opanowaniu złego zachowania naszego pieska.” Zapytano go jeszcze, czy nie chciałby pójść obejrzeć koni. “Nie, chcę do domu” odpowiedział nadąsany chłopczyk.

Byłem mu wdzięczny za tę odpowiedź, bo jakoś nikt mnie nie zapytał, czy wyrażę na to zgodę. Ja naprawdę lubię nasze konie i zupełnie nie widziałem powodu, dla którego Adam miałby je niepokoić. Moja żona w tym czasie pracowała w pokoju obok. Zapytała mnie potem, czy dobrze się jej wydawało, że chłopiec jest nieco opóźniony w rozwoju. Była bardzo zdziwiona, kiedy powiedziałem, że nie.

Po mniej więcej czterdziestu minutach tych męczarni stało się dla mnie jasne, że żadne z rodziców nie zamierza w żaden sposób wpłynąć na zachowanie pociechy i zdecydowałem się sam interweniować. Poczekałem na następne: “Chcę do domu” i zapytałem “Adam, czy naprawdę chcesz do domu?” “Tak” - odpowiedział. Podszedłem zatem do drzwi, otworzyłem je szeroko i powiedziałem: “No, to idź. Twoi rodzice nie mogą iść z tobą, bo mają jeszcze kilka spraw do omówienia ze mną, ale jeśli rzeczywiście chcesz iść, to nikt cię nie będzie zatrzymywał”.

Adam skamieniał, a rodzice wydali z siebie cienki pisk. Chłopiec “straszliwie przygnębiony” usiadł matce na kolanach i przytulony do niej nie odzywał się do końca naszej rozmowy. Tak oto udało mi się przezwyciężyć szkodliwe działanie konserwantów i barwników w pożywieniu. Wyglądało na to, że pies jest mi niemal wdzięczny. Uspokoił się natychmiast, gdy zlikwidowałem źródło podniet, przyprawiające tak psa, jak i mnie o szaleństwo.

Na ogół nie mam większych problemów z wyjaśnieniem właścicielom, co mają zrobić, aby zapanować nad swoim psem, ale nie bardzo mogę wtrącać się do tego, jak postępują ze swoimi dziećmi. Staram się zatem podkreślić usilnie, jak wielki wpływ na zachowanie mają warunki zewnętrzne z nadzieją, że zrozumieją, o co naprawdę chodzi. Niestety, nie wszyscy chcą to zrozumieć. Drogi Panie Fisher

Mam dwoje dzieci: ośmio- i dziewięcioletnie. Nie mogą one swobodnie bawić się ze swymi przyjaciółmi, bo nasza dziesięciomiesięczna suczka border collie, która zawsze jest z nami, zaczyna podszczypywać dzieci, kiedy tylko spróbują biegać. Ona na ogół nie jest agresywna, ale nie potrafi zapanować nad sobą, gdy dookoła jest za dużo ruchu. Czy może Pan doradzić, jak ją wychować? - Mrs. F. Huntington, York.

Instynkt pasienia u collie jest bardzo silny i to właśnie robi pies w tym przypadku. Problem powstał stąd, że na jego psychikę działa zbyt mało bodźców pobudzających. Te psy zostały wyhodowane do pracy, ale ich wzrastająca popularność spowodowała, że znalazły się również w miastach, gdzie zapewnia się im co najwyżej dwa krótkie spacery dziennie. W rezultacie znudzone i przytłumione starają się znaleźć zajęcie zastępcze, zaspokajające ich naturalne instynkty. Dajcie im grupę dzieci, rozbieganych i piszczących cienkimi głosikami, a będą w siódmym niebie.

Dzieci działają bardziej pobudzająco niż owce, które łatwo utrzymać w zwartej grupie i nie wymaga to zbyt wiele ruchu i wysiłku. Dzieci rozbiegają się we wszystkich kierunkach i roztoczenie nad nimi pełnej kontroli to bardzo satysfakcjonujące zajęcie.

Pani F. ma rację. Na ogół to nie są agresywne psy, ale każde chwycenie zębami człowieka jest uznawane za agresję i nie jest do zaakceptowania. Mając takiego psa właściciele muszą wziąć pod uwagę potrzeby psychiczne rasy i zaspokajać je. Same spacery nie wystarczają, potrzeba im zadań, które pozwolą im rozwijać tak mózg, jak mięśnie. Rozdział 16 dotyczy tego rodzaju problemów.

Karcenie czy karanie psa za zachowania, oparte na silnych instynktach, rzadko kiedy przynosi oczekiwane rezultaty. Można osiągnąć tyle, że w obecności dorosłych pies będzie obawiał się paść dzieci. Trzeba zadbać o to, by pies czuł się dobrze w towarzystwie dzieci. Spokojne zachowanie i jakiś smakołyk na dzień dobry, jako powitanie ze strony dzieci, które przyszły z wizytą, pomoże zmienić nastawienie psa i jego oczekiwania w stosunku do grupy gości. Można też nauczyć dzieci (początkowo pod nadzorem dorosłych) zabawy w poszukiwanie smakołyków, co w pewnym stopniu zaspokoi potrzebę pracy psa. Potem dobrze będzie zabrać psa, aby dzieci mogły się wyszaleć. Kiedy już się trochę zmęczą i uspokoją, można znowu wypuścić psa, żeby całe towarzystwo mogło się spokojnie pobawić. Te działania powinny chwilowo załagodzić sytuację, a z biegiem czasu, dorastając, i dzieci i pies będą coraz spokojniejsze.

Być może taka rada ze strony człowieka, po którym spodziewano się całkowitego uzdrowienia sytuacji wywoła zdziwione pytanie: “Tylko tyle?” lub “To nic więcej pan nam nie poradzi?” Cóż, mój komentarz do tego przypadku jest następujący - zanim weźmie się do domu psa, trzeba się dobrze zastanowić, czy ten, jakiego wybraliśmy, zaspokoi nasze oczekiwania. Toteż pamiętaj:

1. Jeśli zależy ci na kolanowym kanapowcu, nie decyduj się na doga.

2. Jeśli chcesz mieć spokojnego psa, nie decyduj się na żadną z ras obrończych czy stróżujących.

3. Jeśli ci nie odpowiada pies o silnym instynkcie pasterskim, nie decyduj się na collie.

4. Jeśli kupisz psa tylko dlatego, że chcą go dzieci, a ty nie jesteś przekonany, czy to jest dobry pomysł, zastanów się nad nim bardzo głęboko.

Psy i dorośli

Usłyszałem zdenerwowany głos w słuchawce telefonu: “Spróbowałem mu zabrać miskę z jedzeniem, a on mnie ugryzł”. Powstrzymałem się od kąśliwego komentarza, że jeśli nie chciałeś, aby twój pies jadł, to przede wszystkim po co dałeś mu pełną miskę. Zamiast tego zapytałem o okoliczności tego zdarzenia.

Okazało się, że żona właściciela spodziewa się dziecka i państwo postanowili nauczyć psa, że w każdej chwili ktoś mu może zabrać miskę, nawet gdy zabrał się już do jedzenia. Myśleli, że pies powinien o tym wiedzieć, zanim dziecko zacznie raczkować, bo wtedy na pewno będzie się dobierało do psiej miski. Pomysł był nawet dobry i świadczył o tym jak odpowiedzialnie podchodzą niektórzy ludzie do problemów, jakie mogą wyniknąć, kiedy w domu, w którym jest już pies, pojawi się niemowlak. A w bardzo wielu rodzinach, zanim pojawi się dziecko, pies jest już dobrze zasiedziały (czyżby jakieś echa Freuda, pies jako substytut dziecka?).

Przez pierwsze trzy dni nie było problemu. Pan zabierał miskę, a pies kręcił ogonem i patrzył w górę z nadzieją. Czwartego dnia właściciel zauważył, że kiedy podszedł, pies zamarł nad miską ze spuszczoną głową. Pomyślał sobie; “Ale mądry pies, wie już, co teraz robię i przestał jeść, żeby było mi łatwiej zabrać miskę”. Tak też zrobił, a pies nie zareagował. Bardzo się zatem zdziwił, kiedy piątego dnia pies zawarczał, kiedy on sięgał po miskę. Pies dostał klapsa za warczenie i pan zabrał miskę, nie oddał jej psu przez pięć minut, żeby dać mu nauczkę. Szóstego dnia warczenie było głośniejsze, bicie dotkliwe, a dodatkową karą było to, że pies nie dostał miski z powrotem. Siódmego dnia pies ugryzł pana, sięgającego po miskę.

Powodowany najlepszymi intencjami człowiek ten nauczył psa pilnowania jedzenia popartego agresją. Spójrzmy na zaistniałą sytuację oczami psa, a wtedy łatwo pojmiemy, co się naprawdę wydarzyło. Jest taki krytyczny obszar wokół psiego pyska, który najlepiej określić jako strefę zakazaną. Wszystko, co wewnątrz tej strefy, należy do psa. Dzisiejsze domowe, dobrze wykarmione psy rzadko przypominają nam o jej istnieniu. Rzeczywiście, wielu moich klientów opowiada mi o wspaniałym charakterze ich psów, które pozwalają sobie wyjąć z pyska wszystko, cokolwiek to było. Odpowiadam im na to zwykle: “Nie dawaj jeść swojemu psu przez tydzień, a potem spróbuj mu zabrać kość”. Ukryty instynkt da o sobie znać niezależnie od rasy. Nawet w dzikim stadzie słabszy, podporządkowany osobnik będzie bronił swojej porcji jedzenia przed wyżej od niego stojącym, mimo że szansę na wygraną są minimalne. Kiedy jednak przypadkiem zdarzy się, że słabszy wygra walkę o jedzenie, kiedy już zje, wykona przed silniejszym wszystkie gesty i postawy podporządkowania w formie przeprosin. Kiedy zdobywca jedzenia ma bardzo niską pozycję w stadzie, to walkę o jedzenie ze stojącym znacznie wyżej może wygrać tylko wtedy, gdy jest bardzo głodny. Ten niższy rangą jednak nawet nie marzy o walce o zmianę swojej pozycji w stadzie.

Nic zatem dziwnego, że w konsultowanym przeze mnie przypadku niczym nie zagrożony, dobrze odżywiony pies na początku nie protestował, kiedy mu zabierano miskę. Kiedy miał dość tych działań, przyjął klasyczną nieruchomą pozycję, aby ostrzec przed dotykaniem jego zdobyczy. To klasyczne psie ostrzeżenie zostało ewidentnie źle zinterpretowane przez właściciela, czyli w pojęciu psa - zignorowane. Następne ostrzeżenie było już wyraźniejsze, pies zaczął warczeć. Właściciel - wychodząc z założenia: “Żaden pies nie będzie na mnie warczał” - uderzył psa. To już nie było zwykłe współzawodnictwo o jedzenie - dołączyła do niego agresja. A jak psy przejawiają agresję? - to oczywiste - gryzą!

Kiedy właściciel psa zrozumiał, dlaczego jego postępowanie przyniosło takie a nie inne rezultaty, opracowaliśmy wspólnie plan działania zgodnie z moimi sugestiami:

1. Uległa zmianie częstotliwość posiłków, tę samą ilość karmy podzielono na dwie porcje: poranną i wieczorną.

2. Zmieniono miskę i miejsce karmienia, aby warunki zewnętrzne nie kojarzyły się z dotychczasowymi wydarzeniami.

3. Kupiono dwie podobne miski. Jedzenie przygotowane w obecności psa, znajdowało się w jadalnej misce, ale na podłodze stawiano najpierw drugą, pustą. To bardzo zabawny widok: pies zagląda do miski, potem spogląda w górę, zdziwiony, potem znów patrzy w dół, rozgląda się dookoła, potem próbuje zajrzeć pod miskę, w końcu znowu patrzy z wypisanym na pysku pytaniem: “Czy nie wiesz, że tam nic nie ma, ty niemądry?”. Teraz pora na małą pantomimę: “Chyba musiałem zwariować! Przecież to nie ta miska”. Z pełnej miski trzeba nałożyć dwie lub trzy łyżki jedzenia do pustej. Ponieważ pełna miska jest w posiadaniu właściciela, nie ma czego pilnować. Pies szybko upora się z niewielką porcją i popatrzy w górę prosząc o jeszcze, wtedy trzeba mu dać następną porcję i powtórzyć całą procedurę, aż skończy się przeznaczona na tę porę karmienia porcja jedzenia. Pies będzie mógł się przekonać, że każde nasze pochylenie się do miski zmierza do dołożenia mu jedzenia, a nie odebrania go. Następny krok to podanie psu miski wypełnionej w połowie: resztę jedzenia trzeba dołożyć zanim skończy jeść to, co już dostał. To wciąż wygląda na sięganie po psią zdobycz, ale w efekcie pies coś dostaje, a nie traci. Wkrótce zabranie miski, w której zostało jeszcze trochę jedzenia stanie się możliwe. Pies nauczył się, że pod ręką jest sporo jedzenia i w końcu je dostanie. Przy każdym karmieniu właściciel powinien stać bardzo blisko miski, wewnątrz strefy zakazanej lub na jej obrzeżach, co zapewni mu ochronę przed agresją psa, gdyż jemu z kolei wydaje się, że znajduje się w strefie zakazanej właściciela. Teraz trzeba osiągnąć to, żeby po postawieniu miski bezpiecznie wchodzić i wychodzić z tej strefy.

Trzeba postawić miskę na podłodze i odejść kilka kroków, nie dalej jednak niż do lodówki, w której ukryty jest wyjątkowo smaczny kąsek. Należy go wyjąć i podejść do miski uważając, czy pies ostrzegawczo nie warczy, sygnalizując wrogą postawę. Jeśli tak, lepiej zatrzymać się i wrzucić psu do miski trzymany smakołyk ze słowami “Masz. Zapomniałem to włożyć do miski” i odejść. Błędem byłoby podejść w tej sytuacji do miski, gdyż to mogłoby zrujnować z trudem budowane zaufanie psa.

Większość psów szybko akceptuje ten nowy zwyczaj podchodzenia i odchodzenia, związany z wyraźną dla nich korzyścią. Inni członkowie rodziny mogą też wchodzić do kuchni, kiedy pies je, podchodzić do lodówki, dawać mu dodatkowe smaczne kąski - początkowo z dystansu, potem przekraczając strefę zakazaną, ale dopiero wtedy, gdy wita ich przyjazne kiwanie psiego ogona.

W tym przypadku powstałe napięcie opadło i zaufanie między psem i właścicielem zostało odbudowane tak szybko, jak przedtem zostało zniszczone.

Państwo Flatt byli bezdzietnym małżeństwem po czterdziestce z dużym, czteroletnim dogiem niemieckim o imieniu Atlas. Pośród innych problemów, jakich im przysparzał, Atlas między innymi obsikiwał drzwi ich sypialni, a kiedy tylko miał szansę wejść do środka, natychmiast i łóżko. Atlas właściwie był psem pani Flatt, miała go jeszcze zanim poznała swego obecnego męża. Przed ślubem sypiał przy łóżku swojej pani, po nim został wyeksmitowany do kuchni. Atlas w dalszym ciągu uważał, że zajmuje pozycję Alfa, jak to było przed pojawieniem się pana Flatt. Z jego punktu widzenia to, że pozwolono na obecność pana Flatt w sypialni, podczas kiedy on był zamykany w kuchni (miejsce oddalone od sypialni, przeznaczone dla osobników niższych rangą) było conocnym zamachem na jego pozycję. Toteż nic dziwnego, że za dnia Atlas próbował ją odzyskać. Znakował sporne terytorium przy każdej okazji, co w psim języku miało oznaczać “To mój teren, wszystkie inne samce mają się trzymać z daleka.” Pan Flatt miał dużo szczęścia, że Atlas był spokojnym psem, który nie dochodził swoich praw agresją. Nie zdając sobie sprawy, w ciągu dnia państwo Flatt przyznawali Atlasowi wszystkie korzyści związane z zajmowaniem pozycji Alfa, natomiast nocą mu je odbierali. I tak powstawało błędne koło, zapoczątkowane oddaniem przywództwa stada Atlasowi.

Sposób postępowania był w tym przypadku stosunkowo prosty. W ciągu dnia, podobnie jak w nocy, należało dążyć do obniżenia pozycji Atlasa w stadzie. Zasady postępowania w takich przypadkach opisałem już w rozdziale 3. Przytoczony przykład znakomicie pokazuje, jak psy postrzegają ludzi w codziennym życiu stada. Każda zmiana sytuacji - wyprowadzka jednego członka rodziny, częste wyjazdy służbowe jednego z małżonków, ktoś nowy wprowadzający się na stałe - może zaowocować zmianami w zachowaniu się psa, które często mogą przysporzyć wielu problemów. Wspomniany już wcześniej behawiorysta felinolog Peter Nevile określał taką sytuację następująco: przyjemność posiadania domowego zwierzęcia zaćmiona koniecznością przebywania z nimi pod jednym dachem. Dla państwa Flatt siusiający na łóżko Atlas zdecydowanie przestał być przyjemnością. Myśleli nawet o wykastrowaniu psa, jako że nie mieli żadnych ambicji hodowlanych i wystawowych. Oczywiście doradził im to jakiś “psi ekspert”, ale inny powiedział im, że pies jest już za stary i nic mu to nie pomoże. Przyszli mnie zapytać, co sądzę o skuteczności tego zabiegu.

W takich przypadkach jak ten, kastracja nie przynosi oczekiwanej zmiany zachowania. Zachowanie Atlasa było sprawą przyjętej postawy, a nie wpływu hormonów. Niemniej jednak badania przeprowadzone w 1970 roku na Uniwersytecie Pennsylwanii wskazują, że w 70% wypadków zachowanie psów po kastracji uległo znacznej poprawie, niezależnie od wieku.

Badania te, obejmujące również psy dwunastoletnie, a także osobiste doświadczenie z moimi własnymi psami, przekonały mnie, że czynnik wieku nie ma tu nic do rzeczy. Nasz dziesięcioletni wyżeł weimarski cierpiał na przepuklinę krocza, przy której czasami niezbędna jest kastracja. Tak też było w tym przypadku. To zawsze był pies, który nie lubił kontaktów z obcymi. Nie rzucał się na nich, ale zawsze warczał ostrzegawczo i odstępując parę kroków do tyłu przyglądał się im podejrzliwie. Zapamiętale znaczył teren i wszystkie nowe rośliny w ogrodzie trzeba było chronić przed nim starannie. Już kilka tygodni po operacji różni ludzie zaczęli zachwycać się zmianą na lepsze, jaka w nim zaszła. Jego skłonność do znaczenia terenu wyraźnie zmalała i nawet lubi być głaskany przez słabo znanych mu ludzi. Słowem stał się znacznie milszym psem. A operacja znacznie przedłużyła mu życie.

W 1988 roku Hazel Palmer, jedna z uczestniczek korespondencyjnego kursu, o którym wspomniałem już wcześniej, dziś znana behowiarystka, zebrała dane o wpływie kastracji na zachowanie dorosłych psów. Przestudiowała 98 przypadków dotyczących psów w różnym wieku z różnymi problemami zachowania. Doszła do podobnych wniosków jak Amerykanie. Coraz powszechniejsza staje się świadomość, że psy po kastracji są bardziej sympatyczne. Z tego punktu widzenia zabieg ten, jeśli nawet nie rozwiązuje problemów behawioralnych, to na pewno ich nie pogłębia. Zważywszy jak mało mamy obiekcji przeciw kastracji kotów, koni, świń i innych zwierząt, jak wiele właścicieli bez chwili wahania decyduje się na nią u suk, pojąć nie mogę, skąd to rozdzieranie szat, gdy przyjdzie przeprowadzić zabieg u psa samca. Chociaż większość lekarzy weterynarii jest gotowa do przeprowadzenia takich zabiegów i w pełni docenia ich znaczenie przy leczeniu niektórych zaburzeń behawioralnych, równie duża ich liczba energicznie protestuje przeciwko kastracji w takich przypadkach, uznając ją za li tylko fanaberię właściciela. Kiedy myślę, jak wiele szczeniąt każdego roku trafia do schronisk dla bezdomnych zwierząt tylko dlatego, że przyszły na świat w rezultacie niechcianych, przypadkowych kryć, to z całym szacunkiem dla niezależności cudzych poglądów, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ci panowie kierują się raczej tępym uporem niż rzeczywistym dobrem zwierząt.

Wyjaśniwszy to państwu Flatt dodałem: “W tym przypadku kastracja nie jest konieczna, ale decyzja należy do was, zabieg na pewno mu nie zaszkodzi, a być może ułatwi państwu utrzymanie kontroli nad psem”.

Państwo Flatt zdecydowali się poddać Atlasa zabiegowi i są bardzo zadowoleni ze zmian, jakie w nim zaszły.

Zauważyłem, że pełna informacja o tym zabiegu i jego konsekwencjach ułatwia zawsze podjęcie decyzji. Na pewno przeprowadzenie tej stosunkowo prostej operacji jest znacznie lepsze dla organizmu niż kuracja hormonalna (chemiczna kastracja), zwłaszcza że nie wiadomo, jakie długofalowe skutki dla organizmu może mieć podawanie hormonów. Poza tym zawsze się zastanawiam, czy to jest tak całkiem fair w stosunku do psa pozostawić mu pełną zdolność do rozrodu i surowo pilnować, aby nigdy nie mógł zaspokoić swoich naturalnych popędów.

Psy i psy

Pies domowy, będący w prostej linii potomkiem wilka, w głębi duszy pozostał drapieżnikiem. Instynkt drapieżcy podpowiada mu, że osobnik zraniony nie jest zdolny do polowania. Jeśli nie poluje, nie je, a jeśli nie je - ginie. Dlatego większość manifestacyjnych przejawów agresji psów wobec innych psów pozostaje li tylko manifestacją. Nawet najbardziej groźnie wyglądające walki, pozostawione do rozstrzygnięcia psom bez żadnej interwencji człowieka, zazwyczaj kończą się na kilku niewielkich draśnięciach.

To nie zachowanie psów jest przyczyną walk. Zwykle jest nią zachowanie właścicieli. Kiedy tylko ten czy inny pies okaże cień agresji, wpadają pomiędzy nie z krzykiem. To dezorientuje psy, które przyjmują niewłaściwe postawy ciała, podejmując przygotowania do walki - łapy wyprężone, zęby odsłonięte w otwartych pyskach z wargami ściągniętymi do tyłu. Ten groźny widok pobudza właścicieli do głośniejszych krzyków i czynnej interwencji - chwytania za karki i próby odciągania przeciwników. To tylko pobudza psy do przyjęcia jeszcze bardziej wrogiej postawy. Właściciele, chcąc ostudzić zapał do walki, zaczynają rozdawać ciosy na prawo i lewo, czym popadnie - nogą, ręką, smyczą, a psy nieodwołalnie rzucają się do walki, z której najczęściej najbardziej poszkodowani wychodzą faktyczni jej sprawcy - ludzie.

Większość moich klientów, którzy zgłaszają się do mnie z psami agrysywnymi w stosunku do innych psów, nie raz i nie dwa odniosło rany w takich potyczkach. Kiedy pytam, jakie obrażenia w tych walkach odniosły ich psy, okazuje się, że niewielkie lub ... żadne. Równie nieuszkodzony wychodził z tej walki drugi zaangażowany w nią pies. Większe obrażenia w walce odnosił ten pies, którego właściciel dopadł pierwszy i chwytając za kark, wystawił na atak przeciwnika.

Teoria, że kiedy dwa psy zaczynają warczeć na siebie w pierwszej próbie sił, wówczas właściciele powinni zrobić w tył zwrot, pozostawiając im tę sprawę do rozstrzygnięcia, jest bardzo trudna do zastosowania w praktyce. Nie uda się wytłumaczyć biednej, starej pani Smith, której pudel leży na ziemi stłamszony przez naszego rottweilera, że jest to jedyne rozsądne działanie w takiej sytuacji. Cóż, kiedy ona jest przekonana, że jedyne, co może uchronić jej pupila przed zębami rottweilera, zaciskającymi się wokół małej szyjki, to wymierzony temuż rottweilerowi cios parasolką. Z prowadzonych przeze mnie zapisów wynika jasno, że najbardziej poszkodowani z psich walk wychodzą jednak właściciele.

Ci, którzy mają kłopoty z agresywnymi psami, swoim postępowaniem mającym temu zapobiec sami tworzą błędne koło. Psy chodzą tylko na smyczy, choć dla zachowania równowagi psychicznej swobodny spacer bez smyczy jest niezbędny. Kiedy tylko widzą zbliżającego się innego psa ściągają smycz, skracając tym samym krytyczną odległość wzajemnego oddziaływania (przypomnijcie sobie przypadek Donner, rozdział 7). W wyniku ściągnięcia smyczy front psa jest podciągnięty, co w oczach nadchodzącego psa wygląda na postawę dominującą. Jeśli właściciel ze swoim psem w takiej właśnie postawie przechodzi przez terytorium, które inny pies uznaje za własne, nic dziwnego, że ten ostatni zaatakuje w obronie swojej własności. Pies trzymany krótko na smyczy myśli wtedy zapewne “Na miłość boską, pozwól mi chociaż opuścić głowę, ja tędy tylko przechodzę i świetnie wiem o tym, nie uzurpuję sobie żadnych praw do tego terenu, a ty mnie zmuszasz, żebym udawał, że tak jest.”

Zanim udzielę porady jak postępować z psem agresywnym w stosunku do innych psów, przeprowadzam bardzo szczegółowy wywiad. Pytam nie tylko o dietę, leczenie, pozycję w stadzie, dotychczasowe szkolenie, posłuszeństwo, ale także o kontakty z innymi psami i reakcje na nie właścicieli. Staram się, aby właściciele dokładnie zrozumieli istotę problemu i nauczyli się prawidłowo reagować, co nie jest takie proste, bo są w to ogół zaangażowani też inni ludzie. Trzeba też przyznać, że większość ludzi znosi fatalne zachowanie swoich psów dopóty, dopóki nie zaczyna wywoływać licznych skarg ze strony innych - wtedy dopiero postrzegają je jako problemowe.

Drogi panie Fisher

Mamy dorosłego samca rasy rodesian ridgeback, który nie jest szczególnie przyjacielski w stosunku do innych psów. Nie wdaje się w walki, ale widać, że nie lubi ich towarzystwa. Chcielibyśmy mieć drugiego psa, być może tej samej rasy, chociaż mojej żonie podobają się też wyżły węgierskie. Czy mógłby nam pan doradzić, jakiego psa mamy sobie kupić i jak bezboleśnie wprowadzić do domu. - Mr. H. Maidstone, Kent.

Chciałbym uniknąć znanych już argumentów, czemu jedna rasa lepiej nadaje się do trzymania w domu niż inna. W końcu pies zawsze pozostanie psem. W tym przypadku zresztą nie ma takiej potrzeby, oboje państwo byli zgodni co do tego, że chcą drugiego psa, chcieli tylko uniknąć problemów, jakie mogłoby przynieść wprowadzenie go do domu. Oto moje rady:

1. Drugi pies wprowadzony do domu może być właściwie dowolnej rasy, trzeba tylko unikać ras o podobnym temperamencie, charakterze i nastawieniu, jak ten, którego mamy w domu. Dwa zbyt podobne samce wcześniej czy później rozpoczną walkę o swoją pozycję w stadzie, i to niezależnie od tego, jaka jest twoja pozycja w nim. Każdy członek stada indywidualnie ustala swoją pozycję wobec wszystkich innych, toteż oba psy mogą uznawać właściciela za Alfa i nie zapobiegnie to walce. Wybór szczenięcia bez skłonności do dominacji, może być dobrym rozwiązaniem, trzeba bowiem pamiętać, że przynosimy do domu szczeniaka, ale wyrośnie on w końcu na dużego psa i będzie dochodził swoich praw.

2. Można też zdecydować się na sukę, jeśli ma się w domu psa. Aby uniknąć niechcianych szczeniąt, należy obydwa zwierzęta wysterylizować.

3. Psa o silnym instynkcie terytorialnym dobrze będzie zapoznać ze szczeniakiem na terytorium neutralnym, u hodowcy, jeśli się zgodzi, lub w ogrodzie znajomych. Łatwiej będzie im ustalić swoje stosunki w domu, jeśli malec od początku nabierze zaufania do dużego psa, co może być trudne, gdy pierwszy kontakt rozpocznie się od ataku osobnika broniącego swego terytorium. Łagodny pierwszy kontakt ułatwi malcowi przystosowanie się do praw panujących w nowym domu.

4. Kiedy dorosły pies dyscyplinuje malca, właściciel nie powinien się wtrącać. Bardzo często właściciele karcą dorosłego psa za to, że warczy na szczeniaka. Zapominają, że choć dla nich to ciągle maleńki szczeniaczek, psiak właśnie zaczyna dorastać i podobnie jak nieznośny nastolatek musi nauczyć się przestrzegania domowych reguł. Wtrącenie się właściciela czyni tylko zamieszanie w przyjętym porządku stada przez podnoszenie pozycji słabszego osobnika, co nieodmiennie prowadzi do konfliktu. Musimy pozwolić zwierzętom, aby samodzielnie ustanowiły swoją hierarchię stada. Psy zawsze pozostają psami. Trzeba im pozwolić na swobodne kontakty na ustanowionych przez nie zasadach. Jeśli nie znamy i nie rozumiemy tych zasad, nasza niewczesna interwencja nieodmiennie wprowadza zamieszanie i wywołuje konflikty, których z łatwością można uniknąć. Zagrożenie konfliktem przy wprowadzaniu do psio-ludzkiego stada o ustalonej hierarchii nowego członka można zmniejszyć, wybierając psa o uległym, podporządkowanym charakterze. Jeśli taki typ charakteru nam nie odpowiada, można wybrać psa o temperamencie zbliżonym do tego, jaki ma nasz dorosły pies, ale - aby uniknąć konfliktów - musimy nauczyć się patrzeć na wszystko oczami psa.

14 AGRESJA

Nadawano różnym rodzajom agresji, przejawianej przez psy, różne uczone nazwy: “agresja terytorialna”, “agresja dominacyjna”, “agresja związana z bólem” i tak dalej. Jednak osobie pogryzionej przez psa jest raczej obojętne, jak nazwano ten akurat typ agresji, z którym zetknęła się w tak niemiły sposób. Ugryzienie psich zębów pozostaje ugryzieniem psich zębów. Boli tak samo, bez względu na to, z jakimi problemami osobowości boryka się gryzący pies. Żeby ten problem rozwiązać, trzeba oczywiście dotrzeć do źródła agresji, ale znacznie ważniejsze od nadania nazwy jej typowi jest znalezienie przyczyn, które ją spowodowały. Znakomita większość przypadków, z jakimi mam do czynienia, to właśnie agresja. Nie dlatego, aby było to najbardziej popularne zaburzenie osobowości u psów, ale dlatego, że właścicielom bardzo trudno jest wytrzymać z agresywnymi psami. Mogą znosić psa brudzącego w domu - nawet, gdy trzeba go było zamykać w kuchni lub poza domem - ale nie będą tolerować psa, który gryzie ich, ich przyjaciół, a nawet obcych. Łatwo też zrozumieć, że wielu właścicieli bardzo niechętnie przyznaje się do posiadania agresywnych psów. Toteż niektórzy moi klienci stosują niezwykłe wykręty, żeby w rozmowie telefonicznej nie przyznać się, że w istocie chodzi o to, że ich pies jest agresywny.

Ostatnio moja żona odebrała taki telefon. Pani bardzo niepewnym głosem mówiła, że problem polega na tym, że jej pies żuje. Żona słysząc tę niepewność usiłowała ustalić za pomocą prostych pytań, co żuje: drewno, dywany, meble czy inne przedmioty. W końcu po długiej rozmowie udało się ustalić, że pies żuje ... ludzi.

To znaczy co?” zapytała żona. “Międli w pysku ich ręce?” “No tak, tylko wie pani, problem polega na tym, że do krwi” - usłyszała w odpowiedzi. Ten pies po prostu gryzł, ale właścicielka za nic nie chciała się do tego przyznać. Wolała udawać, że te pięć razy to był przypadek.

Znam też taki typ właścicieli, dla których ignorancja jest błogosławieństwem. Ta historia to klasyczny przykład. Zaczęło się od rozmowy telefonicznej.

Czy to pan John Fisher?”

Czasem próbuję po głosie poznać, z kim mam do czynienia. Tym razem brzmienie głosu zdradzało właściciela rottweilera.

Przy telefonie” odpowiedziałem.

Nazywani się Peter ... czy to prawda, że pan układa psy?”

Poniekąd. A czego dotyczy problem?”

Nie, właściwie to nie ma problemu, tylko że dostałem tego rottweilera i chyba trzeba go nieco ociosać, wie pan, trochę ułożyć.”

O tak, wiedziałem. Po paru minutach rozmowy umówiliśmy się, że przyjedzie do mnie ze swoim psem.

W oznaczonym terminie Peter pojawił się w moim biurze w towarzystwie swojej żony Claire i z jednym z największych, najbardziej spasionych i groźnie wyglądających rottweilerów, jakie kiedykolwiek widziałem. Nosił wdzięczne imię Bandyta i miał dwadzieścia jeden miesięcy. Na dzień dobry przeszył mnie nieprzyjaznym spojrzeniem - takim co to oznacza “Słyszałem o tobie Fisher, no ale tym razem trafiła kosa na kamień”!

Peter rozpoczął rozmowę od ponownego stwierdzenia, że nie miał żadnych kłopotów z psem. Tylko czasem zdarzało się, że był nieposłuszny.

Zapytałem go, co rozumie przez “nieposłuszny”. Dowiedziałem się, że pies ciągnął na smyczy, nie zawsze wracał na wołanie no i trzeba go było zamykać, kiedy przychodzili goście, gdyż nie zawsze był dla nich miły.

Rozumiecie, że przy tej ostatniej informacji poczułem się nie najlepiej, zwłaszcza, że Bandyta chodził sobie luzem po moim biurze i cały czas mi się przyglądał. Co więcej, jak zauważyłem, od chwili kiedy weszli do mojego biura, nie zaszczycił swoich właścicieli nawet jednym spojrzeniem. To zwykle oznacza, że pies stawia siebie znacznie wyżej w hierarchii stada, niż właściciela. Ale ta postawa psa jakoś zupełnie nie pasowała do wygłoszonych przez Petera zapewnień, że nigdy nie miał z nim żadnych poważnych problemów. Zadałem mu zatem kilka pytań o zachowanie się Bandyty w określonych sytuacjach.

Czy może pan swobodnie sięgnąć po miskę, kiedy on je?” zapytałem.

Co? Nie możemy nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu! Ale to przecież znaczy, że jedzenie mu smakuje i to wystarczy!” - odpowiedział Peter.

Czy nie sądzi pan, że takie zachowanie jest niedopuszczalne?” - pytałem dalej.

No nie, niezupełnie. Ja też nie lubię, jak mi przeszkadzać przy jedzeniu”. “Czy on wyleguje się na meblach i śpi na łóżku?” - indagowałem dalej. “Ależ tak, on bardzo lubi wygody” - odpowiedziała z kolei Claire. “A schodzi, kiedy mu każecie?” - moje następne pytanie. “Ależ nie każemy schodzić, przecież nie można budzić psa, który odpoczywa. Poza tym on nie lubi, jak siadamy na kanapie, na której właśnie śpi.”

Ledwie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ci ludzie mieszkali pod jednym dachem z najbardziej dominującym (potencjalnie agresywnym) psem, jakiego spotkałem i nic o tym nie wiedzieli, bo nie próbowali zakwestionować jego pozycji. Zastanawiając się, jak by tu przekazać im tę wiadomość, odchyliłem się na krześle i bezmyślnie założyłem nogę na nogę. Przez lata praktyki nauczyłem się, że skrzyżowanie nóg to niemal wyzwanie dla dominującego psa. Być może uniesienie nogi kojarzy mu się z zamiarem położenia jej na kłębie, jak to czynią dominujące osobniki podporządkowanym. Wiem tylko, że nie powinienem był tego robić, zanim ustaliłem swoją pozycję. Tym razem o tym zapomniałem, ale Bandyta przypomniał mi o tym natychmiast, podchodząc i opierając łapę na moim kolanie i naciskając coraz mocniej. “Och, on już pana lubi” zaszczebiotała na to Claire.

Chyba żadne stwierdzenie nie mogło być w tym momencie dalsze od prawdy. Bez zastanowienia podporządkowałem się Bandycie, który od pierwszej chwili naszego spotkania na to czekał. Ponieważ on stał, a ja siedziałem, nie miałem innego wyjścia jak - unikając starannie spoglądania mu w oczy - bardzo powoli opuścić uniesioną nogę na podłogę. To niemal go usatysfakcjonowało. Prawie, bo to co nastąpiło potem ukierunkowało dalsze działania, zmierzające do rozwiązania problemu, o którym właściciele psa jak na razie nie mieli najmniejszego pojęcia. Bandyta mianowicie zawarczał niskim głosem. To warczenie wydobyło się gdzieś z głębi jego trzewi, wstrząsnęło całym ciałem i aż spowodowało lekkie strzyknięcie moczem na moje spodnie.

Po bardzo długiej dyskusji Peter i Claire zgodzili się na wykastrowanie psa. Miał to być wstęp do programu terapeutycznego, zmierzającego do odebrania mu pierwszeństwa w stadzie. Ten program wykluczał jakąkolwiek próbę sił czy bezpośrednią konfrontację, co Bandyta przyjąłby zresztą z największą radością, mogąc w walce potwierdzić swoją pozycję Alfa. Wskazaniem do kastracji była nie tylko jego postawa, ale też to, że z zapałem znaczył swoje terytorium na zewnątrz i wewnątrz domu oraz wykazywał zachowania seksualne w stosunku do poduszek, a czasem nawet do Claire. Występowała u niego bez wątpienia nadprodukcja męskich hormonów i, czułem to, kastracja mogła uczynić zeń znacznie milszego psa (pisałem o tym w rozdziale 13).

Kolejne wiadomości od właścicieli Bandyty były bardzo pomyślne. Wszystko szło zgodnie z planem - był znacznie grzeczniejszy w domu i bardziej posłuszny na spacerach. Był to szczególny przypadek w całej mojej karierze i do dziś z przerażeniem myślę, co by było, gdyby właściciele tego akurat psa nie byli tak naiwni i mniej chętnie poddawaliby się tyranii tego wielkiego samca. Jestem też niewypowiedzianie rad, że zgłosili się do mnie, zanim sami odkryli, jak olbrzymi problem mają do rozwiązania. Przyczyn agresji u psów jest tak wiele, że niemal nie sposób podać ich kompletną listę. Jednak podejście do rozwiązania problemu i odzyskania kontroli nad psem, z wyjątkiem szczególnych przypadków, jest na ogół takie samo.

Są jednak pewne przypadki agresji, których podłoże uniemożliwia całkowite rozwiązanie problemu. Przy dużej dozie wysiłku można jedynie osiągnąć pewną poprawę zachowania. Dotyczy to agresji o podłożu genetycznym i, co też może być odziedziczalne, nerwicowym.

Agresja dziedziczna

Mały słownik oksfordzki określa dziedziczność jako “przekazywanie potomstwu cech takich samych, jak u obojga lub u jednego z rodziców.”

Przy postawieniu diagnozy o podłożu agresji muszę wiedzieć, w jakim wieku się pojawiła, czy właściciele mają psa od małego szczeniaka, czy znają jego matkę, a jeszcze lepiej oboje rodziców. Nietrudno odkryć, kiedy problem jest dziedziczny. Przekazany w genach jest cechą stałą i niezmienną. Wady fizyczne można korygować operacyjnie, ale geny, które je wywołały, pozostaną niezmienione i będą przekazane następnemu pokoleniu. To samo dotyczy wrodzonych cech charakteru - genów nie da się zmienić, można tylko próbować wpłynąć na sposób zachowania się zwierzęcia. Jeśli zachowanie psa może być zmienione na tyle, że nie będzie wymagało nieustającej kontroli, można powiedzieć, że problem nie miał podłoża genetycznego. Niektóre psy mogą przejąć wzory zachowań na zasadzie prostego naśladownictwa - “Małpa widzi, małpa robi”.

Kiedy podejrzewam agresję o podłożu genetycznym, początkowo traktuję to jako nabyte zachowanie i zalecam stosowny do tego program postępowania. Często moi klienci mówią “Powinniśmy się byli lepiej zastanowić, przecież widzieliśmy, że matka była agresywną suką i mogliśmy przypuszczać, że jej dzieci będą takie same”. Nawet po takim stwierdzeniu nie da się określić, czy mamy do czynienia z rzeczywiście dziedziczną agresją, czy też nabytą w bardzo wczesnym szczenięctwie. Z naszego punktu widzenia obie są odziedziczone, gdyż szczeniak otrzymał je niejako w spadku po matce z tą tylko różnicą, że o ile w pierwszym przypadku można tylko lekko modyfikować zachowanie się psa, o tyle w drugim odpowiedni program terapeutyczny może zakończyć się pełnym sukcesem.

Jeśli zachowanie psa jest nabyte we wczesnym szczenięctwie, a nowi właściciele dysponowali odpowiednią wiedzą o psychice psa i szczeniak w nowym domu był socjalizowany prawidłowo, to ten typ agresji można przezwyciężyć bardzo szybko. Jeśli objawy agresji pojawią się w wieku późniejszym, można śmiało założyć, że jej przyczyny są inne niż dziedziczne. Kiedy jednak zarówno przeprowadzony wywiad jak i fiasko podjętych działań wskazywać będą na ściśle genetyczne podłoże problemu, trzeba podjąć próby roztoczenia kontroli nad zachowaniem psa, tak aby było ono przynajmniej znośne. Zadanie to ułatwi następujący program. Krok 1. Zmiana struktury hierarchii stada (patrz rozdz. 3). Krok 2. Używanie efektów dźwiękowych do przerwania niepożądanych zachowań (patrz rozdz. 6). Krok 3. Używanie metod pozytywnego wzmocnienia, aby wywołać

pożądane zachowania (patrz rozdz. 5).

Krok 4. Zapewnienie psu - po odpowiednim ustawieniu psychicznym i zmniejszeniu wpływu agresji na zachowanie - odpowiednio dużej liczby ćwiczeń wykonywanych na komendę - siad, leżeć, stój itd. Te wszystkie działania powinny być podjęte we wszystkich przypadkach stwierdzonej agresji u psów, niezależnie od jej źródła. W miarę potrzeby indywidualnie wprowadza się pewne dodatkowe elementy, jak zmiana diety, leczenie homeopatyczne w miejsce tradycyjnego, zmiana łańcuszka na skórzaną obrożę.

Leczenie agresji nie jest proste i nie ogranicza się tylko do wdrożenia podanych czterech punktów. Bardzo ważne w terapii jest nauczenie właścicieli, jak mają postępować i zachowywać się. Bardzo często zachowanie właścicieli - o ile samo nie jest przyczyną agresji - to bardzo pogłębia jej objawy.

Agresja nerwicowa

Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że ten sposób zachowania spowodowany jest zazwyczaj niewłaściwą wczesną socjalizacją. Stając oko w oko z wielkim światem młode psy tracą pewność siebie i przyjmują postawę, którą właściciele określają jako agresywną. Teraz od zachowania właściciela zależy, czy problem w przyszłości zniknie, czy też pogłębi się. Rozważmy teraz nerwicową agresję w stosunku do psów i do ludzi z punktu widzenia psa i zobaczymy, jaki wpływ mają na to zachowanie warunki zewnętrzne.

Agresja nerwicowa w stosunku do psów. Idąc na pierwszy spacer do parku właściciele na ogół prowadzą młodego psa na smyczy w obawie, aby im nie uciekł. Spotykają dużego, pewnego siebie, ale przyjacielskiego psa, który chce dokładnie obejrzeć przybysza. Właściciele w obawie, aby ich maluch nie został skrzywdzony, postanawiają temu przeciwdziałać. Szczeniak nie może zapoznać się z obcym psem, nie może też ani uciec, ani okazać podporządkowania, bo nadmiernie chroniący go właściciele przyciągnęli go ku sobie, szarpiąc smycz. Jedyny ratunek, jaki pozostał, to zjeżyć się, warczeć i szczekać. Jeden rzut oka wystarczy, żeby zrozumieć, że jest to rozpaczliwa próba ucieczki. Z uszami położonymi do tyłu malec stara się zwiększyć, na ile to możliwe, odległość między sobą a dużym psem. Taka mowa ciała jest zupełnie czytelna dla innych psów i wywołuje reakcję: “Kto rozsądny zadawałby się z takim szaleńcem?” Odchodzą więc, aby znaleźć przyjemniejszego kompana do zabawy. Ludzie to zachowanie interpretują jako objaw strachu, więc pocieszają malca, upewniając go, że wszystko jest w porządku. Głaszczą psiaka i wydają różne uspokajające odgłosy, zupełnie tak samo, jak zachowaliby się w stosunku do przestraszonego dziecka. Psiak z kolei interpretuje to jako nagrodę za swoje działanie - zademonstrował agresję, właścicielom się to spodobało, bo go pogłaskali, a obcy pies uciekł. Wystarczy, aby taka sytuacja powtórzyła się trzy czy cztery razy, a taki wzór zachowania zostanie utrwalony. Gdyby malcowi pozwolono na swobodny kontakt z innym psem, przekonałby się szybko, że nie ma się czego bać, a to zapoczątkowałoby swobodną socjalizację z innymi psami. Nawet gdyby początkowo bardzo się przestraszył i zachował się jak w opisanym przypadku, zignorowanie takiego zachowania to jedyny sposób, aby go nie utrwalić.

Agresja nerwicowa w stosunku do ludzi. Podobnie można nauczyć młodego psiaka niepewności, a w konsekwencji agresji w stosunku do obcych. Trzeba pamiętać, że pierwsza, przybierająca formę agresji reakcja wypływa ze strachu. Rozładowanie sytuacji jest lepsze, niż pocieszanie psa, co będzie przez niego zrozumiane jako poparcie dla tego zachowania. Psy na ogół odmawiają kontaktów z niezrównoważonym histerykiem. Większość ludzi natomiast chętnie pomoże właścicielowi przekonać szczeniaka, że kontakt z nimi to wcale nie taka straszna rzecz. Jednak często, w najlepszej wierze, działają tak, aby przekonać szczeniaka o czymś wręcz przeciwnym. Wydaje im się, że kiedy uda się im dotknąć szczeniaka, tym samym przezwyciężą jego obawy. Tymczasem, o ile takie działanie właściciela jest w oczach malca formą uspokojenia “Wszystko w porządku, piesku, takiego zachowania od ciebie oczekiwałem”, o tyle identyczne zachowanie obcego jest odczytywane jako groźba. Rozsądny właściciel w takiej sytuacji powinien trzymać luźno smycz, dając szczeniakowi więcej swobody, a obcych poprosić, aby zignorowali jego zachowanie. Malec nie powinien odnieść korzyści ze swoich brewerii. Skoro wszyscy zignorują szczeniaka kontynuując rozmowę, ten - początkowo zdziwiony, w końcu poczuje, że jest zdany na własne siły i zacznie rozglądać się dookoła. Jednak trzeba go ignorować, dopóki nie nabierze pewności siebie. Wtedy właściciel powinien dać szczeniakowi jakiś smakołyk, a obcy oddalić się.

Smakołyk może dać też obcy, ale dopiero kiedy malec do niego podejdzie, a nie aby wymusić podejście. Takie postępowanie zmieni pogląd psiaka na obcych i przekona go, że korzystniej jest podejść po przyjacielsku, niż szczekać i warczeć. Ze starszymi psami o takich wzorach zachowania trzeba postępować znacznie bardziej ostrożnie i delikatnie, a właściciel musi w pełni rozumieć i kontrolować jego reakcje.

Agresja u psów jest zachowaniem zupełnie normalnym, to ich droga wyrażania emocji, choć bardzo często używana jest w samoobronie. Psy, które z jakiejś przyczyny czują się zagrożone, mają do wyboru trzy różne wzory zachowania: walczyć, uciec lub zamrzeć bez ruchu. Są to odruchy czynnej obrony (OCO) i odruchy biernej obrony (OBO).

Odruch zamierania w bezruchu występuje niezbyt często. Może pojawić się wtedy, kiedy pies nie jest w stanie poradzić sobie z sytuacją, i jest formą OBO. Znacznie częściej psy stają do walki lub salwują się ucieczką (OCO).

Niektóre rasy psów są znane z silnego instynktu obrony, choć jest to często sprawa osobnicza. Kiedy mówi się o odruchu czynnej obrony, natychmiast przychodzi na myśl rottweiler lub Jack Russel terier, natomiast golden retriever czy owczarek szetlandzki kojarzą się raczej z obroną bierną. Jeśli twoje działania w oczach psa stanowić będą zagrożenie dla jego bezpieczeństwa, zadziała odruch czynnej lub biernej obrony. W razie czynnej obrony pies zaatakuje, w przypadku biernej - rzuci się do ucieczki, a gdy nie będzie to możliwe - zaatakuje.

Nawet jeśli agresja jest sprowokowana działaniami uruchamiającymi te odruchy, psa i tak uznaje się za agresywnego. Nic bardziej błędnego. To tylko pies, który zareagował agresją, a nie pies stale agresywny. Sprowokowane reakcje agresji są skutkiem utraty zaufania psa do człowieka. Im później zacznie się okres socjalizacji psa, tym mniej pewnie będzie się on czuł w różnych sytuacjach, tym łatwiej będzie tracił zaufanie i częściej przyjmował postawę agresywną. Trzeba pamiętać, że pewny siebie pies na ogół nie gryzie.

15 NADMIERNA POBUDLIWOŚĆ

Odchylenia od normy w zachowaniu można tylko z grubsza podzielić na kategorie. Każdy przypadek trzeba ocenić indywidualnie i podejmować indywidualny program terapeutyczny w zależności od źródła zaburzeń i warunków, w jakich pies żyje. Terapia skuteczna w przypadku jednego psa, wcale nie musi przynieść pozytywnych efektów w przypadku innego, zdradzającego podobne odchylenia. Toteż ja dzielę zaburzenia na dwie kategorie: te związane ze skłonnością do dominowania i te, które wynikają z nadmiernego przywiązania.

Do tej drugiej grupy zalicza się większość przypadków nadmiernej pobudliwości.

Jeśli agresja zajmowała zdecydowanie pierwsze miejsce wśród konsultowanych przeze mnie przypadków, to nadpobudliwość, zwłaszcza połączona ze skłonnością do niszczenia przedmiotów, plasuje się zdecydowanie na drugim miejscu. I - podobnie jak w przypadku agresji - nie dlatego, że to właśnie odchylenie od normy jest tak bardzo popularne wśród psów, ale dlatego, że jest ono bardzo uciążliwe dla właścicieli, którzy zdesperowani szukają pomocy. Niepożądane zachowania nadpobudliwych psów przyjmują różne formy działania pod nieobecność właścicieli - brudzenie w domu, gryzienie mebli i innych przedmiotów, darcie pazurami, nieustanne wycie i szczekanie, a w najgorszych przypadkach - samookaleczanie. Te działania psów to nic innego, jak próby rozładowania wewnętrznego napięcia.

Ludzie w takich sytuacjach uciekają się do palenia papierosów, alkoholu czy ogryzania paznokci.

Nasilenie problemu zależy od reakcji właściciela na zastane szkody. Pies zostaje sam, jest podenerwowany, jego napięcie rośnie, w końcu znajduje ujście w starannym przeżuciu najlepszych butów pani domu. Pani wraca do domu, widzi buty i beszta psa lub spuszcza mu lanie. Pies boi się nie tylko zostać sam - boi się też tego, co stanie się, kiedy państwo wrócą do domu.

Tak powstaje błędne koło, które trudno przerwać, a problem z dnia na dzień staje się większy.

Kiedy zgłasza się do mnie właściciel z psem o takim wzorze zachowania, zawsze zadaję te same pytania.

Gdzie pies sypia?” Niezmiennie uzyskuję odpowiedź: “W sypialni”. “Czy pies chodzi za państwem po domu krok w krok, usiłując wejść nawet do toalety?” Odpowiedź niezmiennie brzmi “Tak”. “A co się dzieje, gdy drzwi są zamknięte, by mu w tym przeszkodzić?” Zazwyczaj słyszę wtedy: “Skomli i drapie w drzwi”. A na pytanie: “Czy zawsze otwieracie państwo drzwi natychmiast, jak usłyszycie skomlenie?” odpowiedź niezmiennie brzmi: “Tak . “A dlaczego pies śpi w sypialni?” “Bo gdy chcemy go zamknąć w kuchni, tak się awanturuje, że nie można wytrzymać” - zwykle brzmi odpowiedź.

Nie zauważywszy nawet, kiedy to się stało, właściciele wychowali psa, którego nawet na moment nie można zostawić za zamkniętymi drzwiami, kiedy są w domu, a nie mogą zrozumieć, czemu mają takie problemy, kiedy pies zostaje sam. Sami doprowadzili do tego, że pies nie pozwala się ani na chwilę zamknąć w innym pomieszczeniu niż oni i wolno mu chodzić wszędzie, gdzie chce. W rezultacie pies nie może znieść samotności w domu, traci panowanie nad sobą i staje się nadmiernie pobudzony, po czym kopie pod drzwiami, wskakuje na okno próbując uciec, wyje i szczeka jak osamotniony wilk, gryzie cokolwiek, żeby rozładować napięcie, czasem robi większe zniszczenia. W tym przypadku staram się przekonać właścicieli, że zamiast złościć się na psa, powinni mu współczuć. Aby rehabilitacja tych przypadków zakończyła się sukcesem, trzeba podejść do tego następująco.

1. Zmniejszyć pobudzenie, które jest przyczyną takiego zachowania.

2. Przez krótki czas chronić przedmioty przed zasięgiem zębów tam, gdzie w grę wchodzi niszczycielstwo.

3. Na dłuższy czas trzeba zmienić warunki tak, żeby pies inaczej niż dotychczas traktował konieczność pozostawania samemu. A jak to zastosować w praktyce?

1. Aby zmniejszyć napięcie, polecam środki homeopatyczne lub któryś ze specyfików Bacha. Jak już pisałem wcześniej, lek dobieram ściśle do osobowości psa i zawsze po konsultacji z prowadzącym psa weterynarzem. Na ogół podzielają oni moje podejście i zgadzają się co do tego, że same środki uspokajające tylko zamaskują problem, a nie rozwiążą go.

2. Brudzenie w domu, zniszczenia czy próby ucieczki można szybko zwalczyć, konstruując mały domowy kenelik. Psy lubią spać w kącie pokoju, pod stolikiem do kawy szukając jaskini. Kiedy zaczynam mówić o zamknięciu psa w takim keneliku czy większej klatce, właściciele wstrząsają się ze zgrozy na samą myśl o zamykaniu psa w więzieniu. Wbrew temu wyobrażeniu psy bardzo potrzebują bezpiecznego schronienia i w takiej klatce czują się jak w siódmym niebie. Wstaw klatkę do sypialni i włóż do środka psie posłanie i kość lub inny smakołyk. Drzwi klatki zostaw otwarte, aby pies mógł swobodnie wchodzić lub wychodzić, aż zaakceptuje klatkę jako przyjemne miejsce. Drzwiczki można zamykać na krótko, kiedy pies śpi lub ogryza kość. Zostawiaj psa samego na bardzo krótko tak, żeby mógł się upewnić, że pod twoją nieobecność nic złego się nie dzieje. Wracając do domu, gdzie nic nie zostało zniszczone i nie leży tam cuchnący prezencik, bo mało który pies brudzi we własnym gnieździe, możesz psa śmiało nagrodzić. W ten sposób powstaje tradycja spokojnego wychodzenia z domu i ciepłych powrotów przeciwna tej, która obowiązywała dotychczas - przed wyjściem pies był głaskany i pieszczony, żeby mu nie było przykro, a po powrocie dostawał lanie za wszystko co zniszczył.

3. Najważniejszym punktem terapii jest doprowadzenie do tego, by pies zaakceptował zamknięcie w innym pokoju, kiedy państwo są w domu. Przede wszystkim trzeba znacznie ochłodzić stosunki z psem. Nie znaczy to wcale, że pies ma być ignorowany, ale musi się nauczyć, że nie wszystkie pomieszczenia w domu są dla niego dostępne.

Źródło problemu nie leży w tym, że pies nie akceptuje zamknięcia na długo, ale w tym, że nie akceptuje go w ogóle. Kiedy pies zaczyna skomlić i drapać w drzwi, w przeszłości właściciel natychmiast by je otworzył, teraz drzwi mają pozostać zamknięte. W przeszłości, co prawda, pies był karany za drapanie w drzwi, ale odnosił też pewną korzyść - był wypuszczony. Zwykle doradzam właścicielom taki schemat postępowania. Idąc do kuchni po filiżankę kawy czy herbaty, zatrzymaj się w drzwiach i powiedz psu stanowczo “zostań tutaj” (ochłodzenie stosunków). Zamknij drzwi, nastaw czajnik, weź smakołyk i wróć. Powitaj psa serdecznie, daj mu smakołyk, pogłaszcz go (ciepły powrót). Cała procedura zajmie nie więcej niż parę minut, ale będzie zdecydowanie inna od tego, czego pies doświadczał do tej pory. Kiedy woda się zagotuje powtórz całą procedurę, ale nie rezygnuj z wypicia kawy. Takie krótkie wypady do kuchni to doskonała okazja do zamknięcia psu drzwi przed nosem, chłodnego pożegnania i ciepłego powrotu. Początkowo pies będzie energicznie protestował, ale po kilku doświadczeniach osiągnie taki poziom skojarzeń, że będzie wręcz czekał na zamknięcie drzwi w przekonaniu, że po ich otwarciu czekają go przyjemności. Teraz klatka, która stała się sypialnią psa, może być przeniesiona do przedpokoju. Początkowo drzwi sypialni w nocy powinny być otwarte, ale z czasem można je będzie zamykać. W ten sposób ustanawia się w domu terytoria zakazane dla psa. Ten sukces jest okupiony utratą tak bliskich dotąd stosunków z psem, ale nie jest to zbyt wysoka cena za spokojne wychodzenie i powroty do domu.

Należy pamiętać, że raz ustanowione zakazy terytorialne muszą być bezwzględnie przestrzegane. Nie wolno robić żadnych okazjonalnych wyjątków, w przeciwnym razie cały nasz wysiłek może zostać zniweczony. Nie byłoby to korzystne ani dla nas, ani dla naszego psa.

Większość klientów zwraca się do mnie, kiedy ich cierpliwość już się całkiem wyczerpała, fakt jednak, że w ogóle przychodzą, świadczy o tym, że chcą podjąć jeszcze jeden wysiłek. Zauważyłem, że zależy im na zrozumieniu własnych psów. Kiedy nauczą się już patrzeć na świat oczami psa, wspólne życie pod jednym dachem staje się znacznie łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące.

16 W CO SIĘ BAWIĆ Z WŁASNYM PSEM

Wszystkie psy są potomkami polujących przodków i do dziś zachowały wiele z ostrości zmysłów i instynktów, niezbędnych do chwytania ofiary. To często bywa przyczyną zachowań, określanych przez nas jako nieposłuszeństwo na spacerach bez smyczy. Nieposłuszny jest według nas pies, który nie przychodzi na wołanie. Ale spójrzmy na to oczami psa. Świeży trop jest tak ekscytujący i aż zaprasza, aby nim podążyć i pochwycić zdobycz. Ty chcesz go odwołać i założyć mu smycz zanim sprawdzi, gdzie jest potencjalna zdobycz. Pies nie może pojąć, dlaczego - będąc członkiem stada - nie odczuwasz takiego podniecenia jak on czując ten wspaniały zapach, który jego przejął podnieceniem do szpiku kości. Ma nieprzepartą chęć zapolować, a dla ciebie to zwykłe nieposłuszeństwo.

Wiesz, że twój pies jest bystry i pełen energii. Dlaczego tak trudno jest ci utrzymać jego uwagę i zmusić do posłuszeństwa? Pewne wskazówki uzyskałeś już, czytając poprzednie rozdziały, ale rozpatrzmy to z jeszcze innego punktu widzenia. Dlaczego, zamiast przezwyciężać instynkt myśliwski, nie spożytkować go tak, aby był ci pomocny w uzyskaniu lepszej kontroli nad psem ku waszej obopólnej radości?

Lata pracy z psami przekonały mnie, że nie wystarczy dawać im jeść i wyprowadzać je na spacery. Musimy dawać im tyle zainteresowania, ile oczekujemy, że one dadzą nam. Jeżeli codzienne ćwiczenia będą dawały psu tyleż bodźców psychicznych, co fizycznych, to będzie on znacznie bardziej zainteresowany twoimi oczekiwaniami, a jego posłuszeństwo wzrośnie nadzwyczajnie. Najcenniejszą umiejętnością psa jest zdolność do wyszukiwania śladów, rozpoznawania i podejmowania tropów. Jest wiele prostych zabaw, jakie możesz wymyślać opierając się na tym wspaniałym talencie. Stymulacja tych właśnie psich popędów bardzo pomoże przezwyciężyć ci jego skłonność do nieposłuszeństwa. Wystarczy prawidłowo nauczyć psa paru prostych ćwiczeń. Pies zacznie patrzeć na ciebie ze swego rodzaju oczekiwaniem i zaangażowaniem, które pozwoli mu zapomnieć o potrzebie poszukiwania bodźców na własną rękę.

Zabawy w domu

1. Każ psu zostać, ewentualnie poproś kogoś, żeby go przytrzymał. Pokaż mu smakołyk i udawaj, że chowasz go w różnych miejscach w pokoju - za sofą, za nogą krzesła, gdzieś w kącie, pod dywanem itp. Schowaj go w którymś z tych miejsc. Wróć do psa i każ mu szukać. Jeśli trzeba będzie, oprowadź go po pokoju, aż zrozumie zasady gry. Nagródź go za sukces. Trzy czy cztery takie zabawy dziennie wystarczą, a w miarę upływu czasu można zadania komplikować. Jeśli masz zamiar dać psu jakiś smakołyk, znacznie zabawniej będzie go ukryć i pozwolić, aby pies sam go znalazł.

2. Przytrzymaj psa, a ktoś z rodziny lub przyjaciół niech pokaże mu zabawkę lub przysmak i wyjdzie z pokoju, żeby się schować (początkowo kryjówka nie może być zbyt trudna). Najszybciej jak to możliwe zachęć psa do szukania ukrytej osoby na hasło “szukaj”. Pierwszy raz szukaj razem z psem. Natychmiast, gdy pies odkryje kryjówkę, oboje - i ty i osoba szukana - dajcie psu coś dobrego i pochwalcie go. Kiedy pies zapamięta zasady gry, kuszenie go do szukania zabawką stanie się zbędne. Obydwie zabawy można aranżować również poza domem, w ogrodzie czy na terenie niezabudowanym. Na początku obszar poszukiwań nie powinien być zbyt rozległy, a kiedy pies pozna już i polubi te zabawy, można go stopniowo rozszerzać. Uważaj jednak, aby nie przetrenować psa, gdyż wtedy straci zainteresowanie zabawą.

Zabawy w ogrodzie

Weź pełną garść sucharków dla psów i, podczas kiedy ktoś trzyma psa, ty obejdź trawnik i rozrzucaj sucharki jak dla drobiu. Potem puśćcie psa mówiąc “szukaj”. Na początku pewnie trzeba będzie obejść z nim trawnik, żeby łatwiej pojął, o co chodzi. Ta zabawa jest znakomitym ćwiczeniem, kiedy ma się więcej psów, gdyż wtedy konkurują one ze sobą o zdobycz, co jest dla nich znacznie bardziej stymulujące. Nie widzę zresztą powodu, dlaczego jakiejś części swego codziennego posiłku pies nie miałby zdobywać, wykorzystując swoje naturalne zdolności do tropienia i odnajdywania zdobyczy. Przecież na wolności polowanie zawsze poprzedza jedzenie.

Zabawy w parku

1. Poproś kogoś ze znajomych, aby przytrzymał psa na długiej smyczy. Oznacz miejsce startu i odejdź 30-50 metrów, pociągając nogami, aby zostawić jak najwyraźniejszy trop. Połóż nagrodę na ziemi i wróć swoim śladem. Daj psu komendę “szukaj” i zachęć go, żeby podążył twoim śladem. Jeśli zauważysz, że stara się iść na pamięć, skróć smycz. Zachowaj cierpliwość dopóki pies nie zrozumie, o co chodzi. Kiedy już zrozumie zasady gry, można zmieniać kierunki i odległości. Potem możesz zacząć chodzić normalnym krokiem lub chować nagrodę tak, żeby pies cię nie widział, ale te utrudnienia musisz wprowadzać stopniowo i bardzo powoli, aby pies nauczył się prawidłowo je wykonywać.

2. Kiedy pies cię nie widzi, idąc spacerowym krokiem upuść zabawkę w wysokiej trawie lub pod drzewem i kontynuuj spacer. Zawołaj psa i daj mu komendę “wróć, szukaj” (odległość nie powinna być większa niż 20 metrów). Nagródź go za sukces. Używaj wydłużającej się smyczy - początkowo, by mieć pewność, że w każdej chwili możesz odwołać psa do siebie. W końcu możesz zrezygnować ze smyczy, a po niedługim czasie będziesz mógł spokojnie gubić klucze na spacerze. Twój pies je zawsze znajdzie.

W tych zabawach mogą brać udział wszyscy członkowie rodziny, nawet dzieci. Dostarczają one wiele satysfakcji i rozrywki zarówno psu, jak i właścicielowi. Psa rozsadza duma z osiągniętego sukcesu, a właściciela - z powodu posiadania tak mądrego psa. Dodatkową korzyścią dla właściciela jest podbudowanie swojej pozycji przewodnika stada - to on inicjuje polowanie.


CZĘŚĆ III
PORADY DLA WŁAŚCICIELI PSÓW od A do Z

KŁOPOTY Z PSEM: JAK SIĘ ICH POZBYĆ

Sporządzenie pełnej listy wszystkich przejawów nienormalnego zachowania, czy też problemów wychowawczych u psów nie jest, rzecz jasna, możliwe. Rozdział ten w zamierzeniach autora nie ma zatem stanowić kompletnego ich spisu, może natomiast z powodzeniem służyć jako przewodnik dla mniej doświadczonych właścicieli psów. Wiele problemów zostało już omówionych w książce - w takim przypadku Czytelnik znajdzie wskazówkę, do którego rozdziału powinien powrócić. Jeśli wymieniony w spisie problem nie był wcześniej przedstawiony, to towarzyszy mu krótki opis, jak można sobie z nim poradzić. W ten sposób czytelnik dowie się o różnych podejmowanych już próbach terapii i ich skuteczności. Rzecz jasna, w wielu przypadkach podawane przeze mnie rady mogą się powtarzać.

Agresja

Patrz rozdział 14.

Brudzenie w domu

Patrz rozdział 15. Jeśli brudzenie zdarza się tylko nocą, a nie jest związane z nadpobudliwością, to przedstawiony w rozdziale 7 przykład pani, która nurzała nos psa w ekstrementach, pokazuje dokładnie, jak nie należy wówczas postępować.

Dość istotny jest w tych przypadkach wiek psa, gdyż problemy tego rodzaju na ogół przemijają z wiekiem, a psy w naturalny sposób uczą się prosić o wyjście. Zachowanie czystości przez noc należy nagradzać, a niepowodzenia - ignorować. Czasem, gdy szczeniak uczony był tradycyjnym sposobem załatwiania się w domu na papier, zachowanie to może zostać utrwalone. Trzeba wówczas usunąć papier, a w tym miejscu położyć psie posłanie lub postawić miskę z wodą.

W miarę wzrostu psa zmienia się też szybkość trawienia pokarmu, co należy uwzględnić, ustalając pory posiłku. U dorosłego psa, u którego trawienie trwa od dwunastu do piętnastu godzin, najlepsze będą dwa posiłki - poranny o 8.00 i wieczorny o 18.00 plus wieczorny spacer. U psa młodego trawienie trwa krócej - od ośmiu do dwunastu godzin. Przy podanym uprzednio układzie godzin karmienia, młody pies może znaleźć się w dramatycznej potrzebie we wczesnych godzinach rannych. W czasie, gdy pies dorasta, radzę właścicielom, których psy mają problemy z utrzymaniem czystości w nocy, aby wieczorny posiłek podawali możliwie jak najpóźniej, stopniowo przesuwając go na wcześniejszą porę (powiedzmy, o godzinę na miesiąc). Wskazane jest także podawanie posiłku o małej zawartości substancji balastowych (błonnik). Można też psa zamykać na noc w klatce - jest to sposób tyleż łagodny, co skuteczny.

Ciągnięcie na smyczy

Ciągnięcie na smyczy jest typowym i właściwym wszystkim psom przejawem dominacji. Większość zgłaszających się do mnie z tym problemem właścicieli zaliczyła już różnego rodzaju kursy tresury, a mimo to psy ciągną ich, gdzie tylko chcą. Postępowanie musi tu być dwojakiego rodzaju - na krótszą metę znaleźć musimy jakiś sposób, aby pies przestał ciągnąć, na dłuższą zaś - pozbawić go przekonania, że ma w ogóle prawo iść przed właścicielem (patrz rozdział 3).

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem zakładania psu różnego rodzaju kolczatek, ponieważ same w sobie nie skutkują. Widziałem już wiele psów, które właściciele przyprowadzali do mnie na kolczatkach, a mimo to ciągnęły jak parowozy nawet wtedy, gdy szyje ich były poocierane i poranione.

Największy kłopot z kolczatkami polega na tym, że są one dostępne w każdym sklepie z psimi akcesoriami i to bez żadnej instrukcji jak ich używać i do czego mogą się przydać. Powszechnie zaś przyjęło się uważać, że są one doskonałym środkiem, skutecznie wybijającym psu z głowy ciągnięcie właściciela na smyczy. Faktycznie zaś nie tylko nie likwidują one tego zjawiska, ale wręcz mogą wzmagać problemy z charakterem psa.

Dieta

Patrz rozdział 9 i 10.

Goście

Wielu moich klientów, zarówno tych, którzy mają problemy zawiązane z nadmiernym instynktem dominacji u ich psów, jak też i ci, których psy są do nich nadmiernie przywiązane, stwierdza przy okazji, że nie odpowiada im sposób, w jaki psy odnoszą się do gości. Są one albo agresywne, albo wylewnie przyjazne - tak czy inaczej, muszą być zamykane na czas wizyty. To oczywiście pogarsza tylko przyszłe zachowanie psa. Z jego bowiem punktu widzenia przyjście gości jest równoznaczne z zamknięciem. Należy zatem albo ich niezwłocznie przepędzić (objawy agresji), albo przynajmniej zatrzymać w przedpokoju (wylewne, histeryczne powitanie).

W obu przypadkach rada jest taka sama - należy ustalić odpowiednią hierarchię w domu, aby pies nie miał cienia wątpliwości, że to właściciel decyduje, kogo i jak będzie przyjmował. Łatwo będzie wówczas oduczyć psa nabytych niepożądanych zachowań (patrz rozdziały 3 i 6).

Gonienie innych zwierząt

Spowodowane jest dwiema przyczynami - zwykłą chęcią zabawy albo zachowanym instynktem łowieckim. W pierwszym przypadku jest bardzo łatwe do opanowania - pies musi się po prostu przekonać, że nie jest to zajęcie zabawne (patrz rozdział 6). Przypadki drugiego rodzaju mogą nastręczać trudności. Szczególnie niemiłe dla właściciela jest napastowanie przez psa zwierząt gospodarskich, na przykład pasącego się spokojnie stada owiec, ale nie powinniśmy też pozwalać, aby nasz pies gonił koty, wiewiórki czy inne dzikie zwierzęta. Najprościej byłoby unikać takich sytuacji, ale nie zawsze jest to możliwe... Wówczas sięgnąć trzeba po dość zdecydowane środki, aby zniechęcić psa do niepożądanego zachowania, po pierwsze jednak należy podnieść naszą pozycję w stadzie (rozdział 6). Następnie warto sięgnąć po opisane w rozdziale 6 dyski i alarmy dźwiękowe. Gdy hierarchia stada jest bezspornie potwierdzona, a pies reaguje na sygnały dźwiękowe, udaje się z właścicielem i psem na długiej, “automatycznej” smyczy na łąkę, na której pasą się owce. Na pierwszy objaw zainteresowania ze strony psa używamy alarmu dźwiękowego i dysków, rzucanych mu przed nosem. Zniechęcanie powtarzamy tak długo, dopóki pies nie zdecyduje się niezwłocznie do nas powrócić...

Zastosowane tu metody, które trzeba powtarzać aż do wyrobienia w psie trwałej niechęci do owiec, nie są szczególnie sympatyczne, ale w tym przypadku znajdujemy się w sytuacji wyższej konieczności. Jeśli pies będzie gonił owce i spowoduje zranienie lub śmierć którejkolwiek z nich, grożą nam poważne konsekwencje prawne, łącznie z nakazaniem uśpienia niesfornego zwierzęcia.

Gryzienie przedmiotów

Jest normalnym etapem rozwoju każdego szczenięcia, któremu wyrastają zęby. Najlepiej przyzwyczaić go wówczas do przebywania w zamknięciu (na przykład w umieszczonej w pokoju klatce) na czas, kiedy nie możemy go pilnować. Większość psów nie ma nic przeciwko przebywaniu w klatce, które traktuje jak własną norę. Jeśli da im się tam coś, co mogą gryźć do woli, to ich potrzeby są wówczas zaspokojone, a nasze meble uratowane (patrz rozdział 15).

Na ogół nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że rosnące psy przechodzą aż dwa okresy “ząbkowania” - pierwszy wtedy, gdy stałe zęby zastępują dotychczasowe mleczne, a drugi - gdy stałe zęby zrastają się ostatecznie z kośćmi szczęki i żuchwy, to jest między szóstym a dwunastym miesiącem życia. U niektórych psów także to drugie “ząbkowanie” wywołuje silną chęć gryzienia, fizjologicznie uzasadnioną. Także i w tym wieku prostym rozwiązaniem jest klatka.

Inne przyczyny gryzienia przedmiotów to:

1. Chęć zwrócenia na siebie uwagi. Rozwiązanie problemu to terapia zniechęcająca i ustalenie hierarchii (rozdziały 3, 5 i 6).

2. Błędy żywieniowe (rozdział 9).

3. Reakcja na samotność (rozdział 15).

Kopanie

Upodobanie do kopania zależy w dużym stopniu od rasy, np. teriery są z natury swej zapamiętałymi “kopaczami”. Jeśli tak jest w przypadku twojego teriera, to znaczy to, że wrodzona mu chęć do pracy nie znajduje innego ujścia. Pomocy szukaj w rozdziale 16.

Niektóre psy kopią jamy ziemne, aby znaleźć w nich trochę ochłody. Często robią tak północne szpice - alaskan malamute czy husky, ale owczarek niemiecki czy collie także potrafi czasem przekopać kawałek kwietnika czy warzywnej grządki. Lepiej więc nie zostawiać takich psów w ogrodzie podczas upału, zwłaszcza, gdy nie ma w nim dobrze zacienionego, chłodnego kąta. Kopią także suki, przygotowujące się do porodu, szykując w ten sposób bezpieczną norę dla zwierząt - znak to nieomylny, że pora przygotować im legowisko na czas porodu. Kopią także - w ogrodzie, na dywanie czy kanapie - suki w ciąży urojonej, ale w tym wypadku potrzebna jest pomoc lekarza weterynarii. Pomóc mogą rady z rozdz. 11.

Najczęstszą przyczyną niepotrzebnego kopania jest nadpobudliwość (patrz rozdział 15).

Wielu psom kopanie sprawia po prostu przyjemność. W takim przypadku, jeśli tylko są po temu warunki, warto przeznaczyć im do tej rozrywki wydzielone miejsce, na przykład w niewykorzystanym kącie ogrodu. Przywiąż psa i na jego oczach zakop w tym miejscu smakowitą kość, a potem zachęć go, aby ją sobie wykopał. Powtórz to raz i drugi, a potem jeszcze od czasu do czasu zakopuj tam kość, gdy pies tego nie widzi. Niebawem pies będzie regularnie przekopywał to miejsce w nadziei na znalezienie kości! Z czasem sam zacznie zakopywać tam różne niezjedzone pyszności, a jego zamiłowanie do kopania zostanie w pełni zaspokojone.

Lizanie

Psy liżą człowieka bynajmniej nie dlatego, że odpowiada im smak potu czy zapach skóry. Robią tak szczenięta, żeby okazać swoje podporządkowanie. Zachowanie takie może przetrwać dłużej za sprawą ludzi, jeśli uznają je za przejaw czułości ze strony psa i nie zniechęcają go. W dodatku, jeśli psie lizanie właściciel uznaje za czułość, to rewanżuje się miłymi słówkami i pieszczotami. Jeśli nie zachowamy przy tym umiaru, to takie zachowanie może łatwo przerodzić się z gestu podporządkowania w gest dominacji - skoro reagujemy nań tak chętnie, to pies szybko skojarzy, że to doskonały sposób ściągnięcia naszej uwagi.

Należy zatem ustalić, czy lizanie jest w konkretnym przypadku przejawem poddania, czy też próbą zdobycia zainteresowania. Aby to osiągnąć, wystarczy tylko zastanowić się, czy lizaniem naprzykrza się on wówczas, gdy jesteśmy zajęci czym innym, czy też wtedy, gdy jest pieszczony i głaskany - innymi słowy, kto jest inicjatorem. Gdy stwierdzimy, że jest to gest podporządkowania, powinniśmy unikać zbyt wyraźnych gestów dominacji z naszej strony - lepiej wówczas przykucnąć do poziomu psa niż głaskać go z góry. Także głaskanie policzków i boków jest zachowaniem mniej dominującym niż głaskanie po głowie, szyi i łopatkach. Można też zrezygnować z głaskania psa i ograniczyć się do chwalenia go głosem.

Gdy pies sam inicjuje lizanie, to oczywiście chodzi mu o zmuszenie nas do zajęcia się nim. Takie zachowanie bywa wstępem do podjęcia prób objęcia przewodnictwa stada (patrz rozdział 3).

W skrajnych przypadkach można skorzystać z metod zniechęcania dźwiękiem, opisanych w rozdziale 6.

Nadaktywność

Nadaktywność psa może stanowić niekiedy poważny problem, aczkolwiek często objawy nadaktywności są tylko skutkiem braku dostatecznej kontroli nad zachowaniem psa. Przeczytaj też rady do punktu Nadpobudliwe zachowanie.

O rzeczywistej nadaktywności możemy mówić wówczas, gdy pies nie jest w ogóle w stanie kontrolować swojego zachowania a tym samym - nie jest też w stanie czegokolwiek się nauczyć, podobnie jak nadaktywne dziecko. Przyczyny tego stanu są różne, a wykrycie ich bywa niekiedy wręcz detektywistycznym zajęciem. Bardzo często powodem bywa niewłaściwa dieta (patrz rozdziały 9 i 10). Czasem jednak przyczyny są nieoczekiwane - znam przypadki, w których skuteczna okazała się zmiana podawanej do picia wody, zmiana misek, zaniechanie podawania psu różnego rodzaju smakołyków. Po wprowadzeniu takich zmian psy stawały się spokojniejsze i łatwiejsze do prowadzenia... Jeśli podejrzewasz u swojego psa rzeczywistą nadaktywność i nie pomogą metody opisane w punkcie dotyczącym nadpobudliwego zachowania, musisz ustalić jej przyczynę. Na początek zaś trzeba wprowadzić naturalną dietę niskobiałkową, jaką zalecam w rozdziale 10.

Nadaktywność występuje niekiedy u psów wychowanych w warunkach kenelowych bez kontaktu z człowiekiem, ale także u tych, które z różnych przyczyn wychowane były przez ludzi od wczesnego szczenięctwa (dwa tygodnie życia lub wcześniej). Może to doprowadzić do zaburzeń dziennego rytmu aktywności (u psa występuje kilka okresów wzmożonej aktywności w ciągu doby, podczas gdy kot jest na przykład zwierzęciem aktywnym nocą, a człowiek - w ciągu dnia). Ostatnio dobre skutki w leczeniu nadaktywności uzyskuję stosując mieszankę witamin, aminokwasów i mikroelementów.

Nadmierne poczucie własności

Psy, które demonstrują poczucie własności wobec zabawek, skradzionych rzeczy czy też określonych miejsc (na przykład zajmowanego łóżka) są z reguły osobnikami o skłonności do dominacji lub wręcz zajmującymi pozycję dominującą. Często sami, nie zdając sobie z tego sprawy, rozwijamy u psa takie skłonności - na przykład podczas zabaw, w których pozwalamy psu odebrać nam przeciągany przedmiot albo uciec z należącą do nas skarpetką. W ten sposób łatwo powstaje u psa przekonanie, że skoro może nam bezkarnie coś zabrać, to on jest tutaj szefem. W przypadku, kiedy już do tego doszło, lepiej unikać bezpośredniej konfrontacji i zastosować terapię zniechęcającą (patrz rozdział 6). Najlepiej oczywiście nie dopuścić w ogóle do powstania problemu, ustalając swoją dominującą pozycję wobec psa (patrz rozdział 3).

Nadpobudliwe zachowanie

Nadpobudliwe zachowanie psa bywa często brane przez właścicieli za jego nadaktywność, ale rzadko nią jest. W znakomitej większości przypadków mamy do czynienia z psami, nad którymi ich właściciele nie mają po prostu żadnej kontroli. W każdym niemal takim przypadku zachowanie to mija jak odjął, jeśli uda się właścicielom wprowadzić w życie podstawowe reguły, jakich przestrzegać musi pies, żyjący z nimi pod jednym dachem. Psy niektórych ras są bardziej skłonne do nadpobudliwych zachowań, inne - mniej, ale w każdym przypadku zachowanie psa musi pozostawać pod pełną kontrolą właściciela.

Prawdziwa nadaktywność, jeśli rzeczywiście występuje, jest poważnym problemem, który opisuję w odrębnym punkcie. Natomiast w przypadku zachowań nadpobudliwych wystarczy przestrzeganie hierarchii stada i rozsądne stosowanie systemu nagradzania i zniechęcania, aby zachowanie psa przyjęło normalne i możliwe do zaakceptowania formy. Polecam lekturę rozdziałów 3, 5 i 6 i zastosowanie ich w praktyce.

Nerwowość

Postępowanie, które ma przynieść poprawienie temperamentu nerwowego psa, jest niezbędne - bardzo niewiele bowiem dzieli psa nerwowego od psa agresywnego. Podobne są też w obydwu przypadkach programy terapeutyczne (patrz nerwowa agresja w rozdziale 12). Bardzo często, badając przyczyny nerwowości, stwierdzić można, że ma ona związek z dietą psa, toteż w terapii zwracam dużą uwagę na kwestie żywienia (patrz rozdział 9). Po konsultacji z lekarzem weterynarii stosuje się, zwykle z doskonałym skutkiem, środki homeopatyczne lub preparaty Bacha (patrz rozdział 11).

Niszczycielstwo

Zazwyczaj spowodowane jest nadpobudliwością (patrz rozdział 15). Środki zaradcze są takie same, jak omówione w rozdziale o gryzieniu przedmiotów. Gdy zostawiony sam pies demoluje swoje pomieszczenie, może to być objawem, że hierarchia w domu nie jest prawidłowo ustalona. “Jakim prawem niższy rangą zamyka mnie i pozostawia samego?”

Z punktu widzenia psa sytuacja wygląda wówczas mniej więcej tak, jakby pracownica biurowa zamknęła swego szefa na klucz w pokoju i kazała mu tam czekać, gdyż po powrocie będzie miała do niego sprawę. Pies musi wiedzieć, że jeśli go zamykasz i zostawiasz samego, to znaczy, że masz prawo do tego... (patrz rozdział 3).

Obrona

Obrona pożywienia: patrz rozdział 13, psy i dorośli.

Obrona terytorium

Patrz rozdziały 3 i 6.

Obrona własności i zabawek jest objawem tendencji do przyjęcia pozycji dominującego w sforze. Prawa, stosujące się do własności, stanowią pewnie dziewięć dziesiątych liczby wszystkich praw, obowiązujących w psim świecie. Najczęściej dotyczą one własności pożywienia, ale mogą stosować się także do zabawek i innych przedmiotów.

Zdarza się często, że pies ostentacyjnie zabiera jakąś rzecz, należącą do właściciela i zachęca go, by mu ją odebrał. Jest to zawsze sygnał, że pies zdradza tendencje dominujące. W łagodniejszym przypadku chodzi o zwrócenie na siebie uwagi, ale - gdy próbuje odebrania towarzyszy warczenie - wówczas pies chce górować nad nami pozycją. Przeczytaj także rozdział “nadmierne poczucie własności”.

Ogryzanie

Patrz gryzienie przedmiotów i ugryzienia.

Odruchy kopulacyjne

Zarówno u psów, jak i u suk zachowanie to bardzo przypomina wskakiwanie na człowieka. Kładzenie łap na innym zwierzęciu jest gestem dominacyjnym i częściej zdarza się samcom. Widok młodych, pięcio-sześciomiesięcznych psów próbujących kopułować nogę właściciela lub innych ludzi, poduszki itp. nie należy do rzadkości. Świadczy o zmianach hormonalnych zachodzących w dojrzewającym organizmie. Na ogół pies wyrasta z takich zachowań. Jeśli przetrwa w wieku dorosłym, stawia często właściciela w kłopotliwej sytuacji nie mówiąc o zakłopotaniu zaatakowanej osoby. Taki pies z reguły maniacko tropi i znaczy teren (patrz znaczenie terenu). Wskazania weterynaryjne zalecają kastrację, która w większości przypadków rozwiązuje problem całkowicie. Kiedy wykluczy się zaburzenia hormonalne, trzeba interpretować to jako zachowanie dominacyjne. Obniżenie pozycji psa w stadzie (patrz rozdział 3), terapia dźwiękowa (rozdział 6) zwykle likwiduje problem.

Przywoływanie

Jest to chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy do nauczenia, gdyż najczęściej pies dochodzi do wniosku, że lepiej opłaca się nie wracać do właściciela. Ten bowiem, gdy tylko uda mu się dopaść hasającego psa, natychmiast chwyta go za smycz, beszta i szybko odprowadza do domu. Pies zaś szybko dochodzi do wniosku, że jeśli nie wróci do pana, to może się jeszcze swobodnie wyhasać, a powrót oznacza koniec przyjemności (patrz rozdział 15).

Skuteczną metodą jest nauczanie psa, że po powrocie do domu może go jeszcze czekać coś miłego - można na przykład podzielić całodzienną porcję pożywienia na kilka mniejszych, podawanych po każdym spacerze. Jeśli chodzimy z psem na dłuższy spacer tylko raz dziennie, to lepiej będzie zorganizować mu więcej, nawet krótszych spacerów. Przez mniej więcej tydzień wyprowadzamy niesfornego psa na długiej lub tak zwanej “automatycznej” smyczy, a przy każdym powrocie do domu podać mu porcję jedzenia. Prawie każdy pies szybko skojarzy te fakty i będzie to zwykle dostateczny powód, aby chętnie wracać do spaceru.

Jeśli to nie pomoże, to trzeba spróbować wyprowadzać psa na nowy, nieznany mu teren. Wówczas będzie się czuł mniej pewnie i trzymał blisko (tak zachowuje się sfora na nieznanym terenie). Taka sytuacja pozwoli w krótkim czasie nauczyć go prawidłowej reakcji na przywołanie. Gdy pies jest szczególnie oporny, pozostaje jeszcze karmienie go na spacerze. Jak i w wielu innych przypadkach problemów z psami, trzeba także upewnić się, czy stoimy wyżej w hierarchii stada (patrz rozdział 3) - zwierzęta niższe w hierarchii trzymają się blisko lidera i przybiegają do niego na każdy sygnał.

Podniecenie jazdą samochodem

Patrz szczekliwość.

Szczekliwość

Psie szczekanie, szczególnie niekontrolowane, może przysporzyć nam kłopotów ze strony sąsiadów - i trudno mieć do nich o to pretensje...

Także i nas samych zbędne psie szczekanie może irytować. Przede wszystkim rozpoznać należy przyczynę szczekania. Jeśli służy ono zaalarmowaniu właściciela (a jest to zachowanie normalne u psów ras stróżujących), to na ogół nie stanowi większego problemu. Gorzej, gdy pies taki nie przestaje szczekać mimo reakcji właściciela - celem szczekania powinno być tylko, tak jak jest to w stadzie dzikich psów, wezwanie na pomoc osobnika najstarszego rangą. Jeśli nasz pies nie przestaje szczekać mimo, że jesteśmy już zaalarmowani, to możliwe, że trzeba się zastanowić, czy w domu ustalona jest prawidłowa hierarchia (patrz rozdział 3). Dobry skutek dają też metody, zniechęcające psa do takiego zachowania, opisane w rozdz. 6.

Jeśli szczekanie odbywa się pod nieobecność właściciela i znacznie przekracza intensywnością zwykły alarm, może być objawem nadpobudliwości, opisanej w rozdziale 15. Przy szczekaniu alarmowym, które zdarza się sporadycznie, warto poprosić sąsiadów, aby pod naszą nieobecność skorzystali z metod zniechęcających. Jest to nie tylko skuteczne, ale także pozwoli im przekonać się, że nie lekceważysz sobie ich spokoju i wykazujesz najlepszą wolę. Można też zastanowić się, czy nie przenieść psa w spokojniejsze miejsce w domu.

Jeśli szczekanie jest objawem radosnego podniecenia w oczekiwaniu na miłe wydarzenie - na przykład podczas jazdy samochodem do parku - to metody zniechęcenia powinny odnieść dobry skutek. Często wystarczy tylko zmiana codziennej rutyny czy miejsca spaceru, aby pies nie był absolutnie pewny swoich przewidywań. Przewożenie psa w klatce samochodowej lub przywiązanego na smyczy zwykle zapobiega szczekaniu podczas jazdy. Gdy szczekanie jest przejawem nadpobudliwości, warto wówczas przejrzeć kwestionariusz żywieniowy, zamieszczony w rozdz. 9.

Ucieczki

Najczęściej mamy do czynienia z ucieczkami z przydomowego ogrodu. Niektóre psy osiągają w tym nie lada mistrzostwo i są w stanie pokonać wszystkie utrudnienia, wymyślane przez właściciela, czy podkopując się, czy przeskakując je górą. Najlepszym środkiem zaradczym jest zapewnienie psu odpowiedniej porcji spacerów i zajęcia. Ponadto rozważyć trzeba następujące kwestie.

1. Czy są jakieś powody, skłaniające psa do ucieczek.

2. Czy pies ma po temu możliwości.

Usunięcie powodów, które skłaniają psa do ucieczki, może być trudne. Jeśli bowiem sąsiad ma zawsze przygotowane ciasteczko dla naszego pieska, to ten z pewnością chętnie będzie go odwiedzał. Zwyczaj wy-

rzucania pod koniec tygodnia “remanentów” ze spiżarni czy lodówki, pakowanych w osobny plastikowy woreczek, to dla psów z sąsiedztwa piękny prezent co tydzień. Innym powodem może być znudzenie psa brakiem jakichkolwiek zajęć - próbuje wówczas znaleźć je sobie sam. W tym przypadku spacery i zajęcia w terenie powinny zmniejszyć chęć samodzielnych wypraw.

Warto też zastanowić się nad sposobem uniemożliwienia ucieczek. Podwyższenie ogrodzenia nie jest tu specjalnie skuteczne - lepiej postawić je pod kątem (około 45 stopni) do wewnątrz. W dużym ogrodzie wydzielić można mniejszy obszar, ogrodzony tak, aby ucieczka stała się niemożliwa. Gdzieniegdzie, w tym na szczególnie dużą skalę w USA, stosuje się specjalne ogrodzenia, emitujące niemiłe sygnały dźwiękowe, gdy pies zbliży się zanadto, a nawet dające lekki impuls elektryczny. Nie jestem przekonany, czy są to metody najwłaściwsze, ale czasem trzeba je zastosować w sytuacjach wyższej konieczności - na przykład, gdy mieszkamy w pobliżu terenów łowieckich.

Gryzienie

Dlaczego psom zdarza się ugryźć, wyjaśniam w rozdziale 14.

Zupełnie inne są przyczyny, dla których gryzą małe szczenięta (patrz rozdz. 2 - faza socjalizacji od 14 do 49 dnia). Ostre jak igły ząbki szczeniaka mogą nam zadać ból. Nie należy jednak karać szczeniaka za takie zachowanie - właściwa reakcja to naśladowanie reakcji szczeniąt na ugryzienie, spróbujmy więc wydać z siebie wysoki, skamlący pisk. Łatwo zauważymy, że po usłyszeniu takiego pisku szczeniak nie będzie już gryzł tak mocno. Stopniowo zaś nauczy się nie gryźć wcale. Takie postępowanie jest skuteczne w odniesieniu do wszystkich szczeniąt do 18 tygodnia życia. Później, kiedy mleczne zęby wymienione są na stałe, ugryzienia mają już zupełnie inne znaczenie - bez względu na to, jak szkodliwie mogą wówczas wyglądać dla właściciela, są objawem walki o dominację i muszą być bezwzględnie i szybko zwalczone. O tym, jak sprowadzić psa na właściwe miejsce w hierarchii stada, czytaj w rozdziale 3. Zastosowanie podanych tam sposobów zazwyczaj wystarcza.

Walka

Agresja, jaką przejawia pies wobec innych psów poza terenem domu, opisana jest w rozdziale 13. Gorzej, jeśli do walk dochodzi pomiędzy psami przebywającymi pod jednym dachem. Zazwyczaj, zanim właściciele zwrócą się do mnie, mają już za sobą krótszy lub dłuższy okres starannego izolowania zwierząt. Doprowadza to jednak do stanu ciągłego napięcia i atmosfera w domu staje się po prostu nie do zniesienia.

Zazwyczaj do walk dochodzi pomiędzy dwoma psami, z których każdemu wydaje się, że przewyższa rywala swoją pozycją w sforze. Sytuację często komplikują właściciele, którzy dążą do tego, aby pies będący ich pierwszym domownikiem, zachował dominującą pozycję mimo przybycia następnego. Rzadko jednak jest to możliwe i nowy pies prędzej czy później próbuje przejąć przewodnictwo. Najlepiej wówczas zostawić sprawy ich biegowi - zwykle jedna walka wystarcza do wyjaśnienia sytuacji. Zwykle jednak właściciele nie potrafią pogodzić się z “poniżeniem” pierwszego ulubieńca, nawet jeśli on sam nie ma nic przeciwko temu. Próbując więc karać lub izolować zwycięzcę, aby emocje opadły. One jednak nie opadają, a wszystkie akcje właścicieli służą tylko wspieraniu psa, który stał się już podporządkowany i zachęcają go do podejmowania walki o utracone pozycje. Tworzy to prawdziwe błędne koło.

Rozumiem, że taka sytuacja jest nad wyraz nieznośna, ale im mniej będziemy się wtrącać w stosunki między dwoma psami, tym szybciej się one ustabilizują - chyba że trafimy, ku naszemu nieszczęściu, na dwa zwierzęta z charakterami urodzonych przywódców (patrz rozdział 2).

W tej sytuacji trzeba się liczyć z tym, że walki będą się tylko nasilać i stawać się coraz groźniejsze. Jedynym wyjściem pozostaje wówczas znalezienie odpowiedniego domu dla jednego z rywali. Jednak szansę na znalezienie dobrych rąk dla dorosłego psa o zepsutej już reputacji są dość ograniczone. Pozostaje wówczas jedno jeszcze rozwiązanie - trzeba zaobserwować, który z psów jest choć trochę słabszy, i tego właśnie wykastrować. Powinien on wówczas przestać być obiektem silnej agresji ze strony drugiego samca. Jeśli równocześnie postaramy się podbudować pozycję silniejszego samca, karmiąc go pierwszego, dopuszczając bliżej naszego łóżka (uważajmy przy tym jednak, aby nie stracić naszej bezwzględnie dominującej pozycji w stadzie) to powinniśmy uzyskać stan ustalonej hierarchii. Zdarzało mi się spotkać właścicieli, którzy w desperacji wykastrowali obydwa zwierzęta - taka decyzja nie zmienia jednak niczego w stosunkach między dwoma psami. Jedyne, co może pomóc, to konsekwentne faworyzowanie jednego z nich.

Do groźnych walk może dochodzić także między dwiema sukami. Niektórzy twierdzą nawet, że walczące suki są bardziej zajadłe od psów i mogą pozagryzać się na śmierć. Choć sam nie potwierdzam takiego poglądu, to jednak nie wykluczam zupełnie jego prawidłowości. Zajadłość walk między sukami może wynikać z faktu, że w warunkach naturalnych tylko suki najwyższe hierarchią w stadzie mają cieczki i odchowują młode, zatem walki między nimi są walką o przeżycie gatunku.

Choć być może nie wszyscy się ze mną zgodzą, to zalecam postępowanie identyczne, jak w przypadku walczących samców - kastrację suki niższej rangą.

Wskakiwanie na ludzi

Ten powszechny wśród psów rodzaj pozdrowienia ma także zdecydowany wyraz dominacji. Jeśli dochodzi do niego pomiędzy dwoma psami, to ten z nich, który pozwala na siebie wskakiwać, jest osobnikiem wykazującym podporządkowanie. Jak zatem wyglądałoby, jeśli pozwolilibyśmy na to naszemu psu?

Zachowanie takie występuje już u szczeniąt, ale wówczas jest prośbą o pożywienie-młode wilki witają w ten sposób powracających do gniazda rodziców, aby skłonić ich do zwymiotowania nadtrawionego już w żołądku pokarmu. Podobny cel mają powszechne próby dosięgnięcia ludzkiej twarzy i jest to zachowanie instynktowne, podobnie jak i szczenięce gryzienie.

Oba te zachowania z wiekiem zmieniają całkowicie swoje znaczenie. Pozwalając, aby takie zachowanie przetrwało u dorastającego psa, bezwiednie pozwalamy mu, aby nas dominował. Podobnie ma się rzecz z odwiedzającymi nas gośćmi - wówczas wskakiwanie na nich trzeba odczytywać jako zamiar niewpuszczenia ich do gniazda. O tym zaś, kto ma być tam wpuszczony, musisz zadecydować ty. Polecam w tym przypadku lekturę rozdziału 3.

Kiedy już wszystkie kwestie dotyczące hierarchii w sforze zostaną wyjaśnione, trzeba psa oduczyć nabytego zachowania (patrz rozdział 6) i wprowadzić inne formy powitania. Można na przykład wymagać, aby przy powitaniu pies siedział. Zalecane niekiedy sztuczki, jak przydeptywanie łap u skaczącego psa popychanie go kolanem, są tylko stratą czasu.

Wycie

Patrz szczekliwość.

Zjadanie odchodów

Zwyczaj ten nosi nazwę koprofagii. W zasadzie jest to sprawa, którą powinien się raczej zająć lekarz weterynarii, ale często moi klienci zwracają się z tym do mnie, zwykle na marginesie innego problemu.

Zachowanie takie jest u psów właściwie normalne, zwłaszcza gdy dotyczy szczeniąt. W ten właśnie sposób matka utrzymuje czystość w gnieździe, a szczenięta naśladując ją przyjmują ten obyczaj.

Zwykle zanika on z wiekiem, w rzadkim tylko przypadkach utrzymując się dłużej. Zjadanie własnych odchodów przez dorosłego psa powinno być wskazówką do wizyty u weterynarza, gdyż może być sygnałem zaburzeń organicznych, na przykład niedomogi trzustki.

Niekiedy sami też możemy stać się mimowolnymi sprawcami takiego zachowania, jeśli będziemy zbyt ostro karać młodego psa za nabrudzenie w domu. W ten sposób można u niego wywołać skojarzenie, że najlepiej jest szybko zlikwidować ślady “przestępstwa”, aby nie zostało wykryte i nie skończyło się karą (patrz rozdział 15).

Bywa też, że powodem jest słabe przyswajanie pokarmu lub też niewłaściwy jego skład czy jakość. Problem powinien wówczas rozwiązać lekarz weterynarii (patrz też rozdziały 9 i 10, dotyczące żywienia).

Znaczenie terenu

Najczęściej taka sytuacja zdarza się w przypadku samca, żyjącego bez towarzystwa innych zwierząt z właścicielką - kobietą. Niespodziewanie w domu pojawia się mężczyzna... Taki właśnie scenariusz wydarzeń podają mi zgłaszający się po poradę. Z moich doświadczeń wynika, że dla samotnego samca wystarczy dwa tygodnie, w czasie których jest Alfą bez zagrożenia ze strony innego samca, aby - gdy tylko taki się pojawi - dochodziło do demonstracyjnego znaczenia terenu. Kiedy proszę klientów o opisanie, które miejsca w domu są szczególnie często znaczone, zawsze okazuje się, że jest to głównie sypialnia pana (patrz rozdział 13).

W wielu przypadkach znaczenie terytorium pojawia się jako reakcja na wszelkie zmiany w domu, które - w mniemaniu psa - mogą zagrozić jego pozycji w domu. Mogą to być na przykład narodziny dziecka albo tylko częste wizyty małego wnuczka powodujące, że na psa nie zwraca się wówczas dostatecznej uwagi. Wiele zatem zależy od tego, jak pies postrzega swoją pozycję w domu i zazwyczaj jasne ustalenie hierarchii w domu likwiduje problem (patrz rozdział 3).

Niekiedy może on mieć jednak podłoże hormonalne - jeśli podejrzewamy, że tak jest w naszym przypadku, warto zasięgnąć opinii lekarza weterynarii, czy nie byłaby wskazana kastracja. Może ona dać dobre skutki w przypadku psów, obsesyjnie znaczących terytorium, bez względu na to, gdzie się znajdują.

Żebractwo

Nie jest to problem, którym się często zajmuję. Właściciele uważają na ogół, że żebractwo jest zachowaniem, którego sami nauczyli psa, nie mogąc się oprzeć jego błagalnym spojrzeniom i cieknącej z pyska ślinie. Wspominam o tym po to, aby zwrócić uwagę, że w zachowaniu takim kryje się potencjalne niebezpieczeństwo. Większość praw, obowiązujących w psim świecie, dotyczy własności, szczególnie zaś - własności pożywienia. Rzadko widuje się, aby pies próbował wyżebrać jedzenie od drugiego psa. Owszem, może on uporczywie przyglądać się jedzącemu, ale zawsze z odpowiedniego dystansu. Jeśli właściciel pozwala psu na przekroczenie tej zabronionej strefy, gdy je, daje mu tym samym możliwość przejęcia pozycji lidera. To zaś może stać się początkiem naprawdę poważnych problemów.

Jeśli już więc nieopatrznie pozwoliliśmy psu na takie zachowanie, to nie pozwalajmy na nie ani dnia dłużej. Należy go stanowczo odprawiać od stołu w czasie naszych posiłków, dopóki nie nauczy się, że to co jest na naszym stole, nie jest przeznaczone dla niego. Jeśli nie uda nam się tego osiągnąć, można zastanowić się, czy aby pies nie jest po prostu stale głodny - na tyle głodny, że pozwala sobie na złamanie podstawowej reguły psiego zachowania, która głosi, że nie wolno przeszkadzać jedzącemu. Może wchodzić także w rachubę słabe przyswajanie pokarmu lub niska wartość odżywcza podawanej karmy. Trzeba wówczas zastosować się do rad, podanych w rozdziale 10. Ogólnie jednak rzecz ujmując, im wyżej postrzega pies swojego właściciela w hierarchii sfory, tym mniej skłonny jest do żebractwa.

1* Rasa psów pochodząca z Afryki, do oficjalnego rejestru wprowadzona w Wielkiej Brytanii. Są to niewielkie, lekkie pieski o sylwetce przypominającej angielskiego konia pełnej krwi. Do Polski sprowadzone w 1993 r.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fisher John Okiem psa Poradnik psiej psychologii
John Fisher Okiem psa Poradnik psiej psychologii
Fisher John Okiem psa
Okiem psa podręcznik psiej psychologii
Fisher John Okiem psa
Fisher John Okiem psa
§ John Fisher Okiem Psa
Okiem psa Fisher John
john fisher okiem psa
John Fisher Okiem Psa 2
okiem psa psia psychologia
okiem psa psia psychologia
Fisher Okiem psa

więcej podobnych podstron